8,49 zł
“Bajki nowe” to zbiór utworów Ignacego Krasickiego, jednego z głównych przedstawicieli polskiego oświecenia. Nazywany „księciem poetów polskich”.
Bajki nowe to zbiór ponad 70 utworów autorstwa Ignacego Krasickiego. W śród tego zbioru znajdują sie tekie perły literatury jak Chłop i Jowisz, Wilczki, Dzieci i żaby lub Przyjaciele.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 48
Wydawnictwo Avia Artis
2022
Wszędzie się znajdzie rozum, byle tylko szukać: A nawet i Jegomość, kiedy zacznie fukać, I Jejmość, gdy rozprawia, I nasz xiądz, gdy przymawia; Mają go podostatkiem i pięknie i wiele. Jakoż się to wydało w przewodną niedzielę. Gadał xiądz o Adamie, I o Abramie, I o wężu, i o Ewie, I o jabłku, i o drzewie... Po kazaniu do karczmy rzecz się wytoczyła, Pan Wójt, coto ma rozum i nauki siła: A wiecie, co xiądz prawił? rzekł całej gromadzie: Oto u nas są sady, a drzewa są w sadzie, A na drzewach są jabłka w wielkiej obfitości: Adam, Pan; Ewa Jejmość, a wąż, podstarości.
Mówiła wierzba lipie: zle się masz sąsiadko, A co się, zwłaszcza w lesie, trafia dosyć rzadko, Choć wiosna, liść twój więdnie. Ta odpowiedziała: Albos chrząszczów, gąsienic, nigdy nie widziała? I tobie się wydarzyć może pora taka! Każde drzewo, sąsiadko, ma swego robaka.
Jeden wielki, drugi mały, Słonecznik wzrostem wspaniały, Fijołek skromny postacią, Jakto bywa między bracią, Nakoniec się powadzili. O co?... razwraz z sobą byli: A być razem, a być w zgodzie, Ciężko nawet w jednym rodzie. Szło o słońce: a hardy z swojego nazwiska, Ten, co jaskrawym blaskiem się połyska, I za słońcem się obraca, Gardził drugim, iż się zwraca, I kryje pomiędzy trawą. Gdy więc nań powstawał żwawo, Rzekł fijołek: miły bracie, Żal mi cię, gdy patrzę na cię. Chociaż jaśnie oświecony, A ja do blasku niezdolny, Twój zwrot jednak przymuszony, Ja w ukryciu, ale wolny.
Ponad skały i rzeczki, Pędził pasterz owieczki; Gdy zeszło zorze, A ujrzał morze, Jak wspaniałe, dostojne, Jak w zaciszu spokojne, Jak się śklniły po wodzie Blaski słońca przy wschodzie; Zakochał się w żywiole. Więc rzekł: płynąć ja wolę, Niż się tułać po ziemi Z owieczkami mojemi. Przedał je więc i z stratą, A za to Nakupował daktylów, na okręt zgromadził. Płynął morzem, a gdy go wiatr przeciwny zdradził, W złą chwilę, Stracił okręt i daktyle. Więc do owiec nieborak: a gdy je pasł znowu, Zoczył morze: wspomniawszy na korzyść z obłowu, Rzekł, kłaniając się nisko, raz, drugi i trzeci: Mówię to i z przysięgą powtarzam waszeci, Bądź jeszcze pozorniejsze, Bądź jeszcze spokojniejsze, Śklnij się, jak chcesz, w pogodzie, I w zachodzie i w wschodzie; Wiem ja, co cię łagodzi, Wiem ja, o co tu chodzi: Chciałoby się daktylów?... nie uda się sztuka. Panie morze! ostróżny, kto się raz oszuka.
Chmiel chciał się ziemią sunąć, bo mu to niemiło Było, Iż musiał szukać wsparcia i pomocy. Szedł więc o swojej mocy, I rozciągnął się dosyć;... Ale cóż się stało? Liście żółkniało, Kwiat był wązki, Schły gałązki: Już i rdzeń od wilgoci zaczynał się psować. Trzeba się było ratować: Gdzież się piąć? były żerdzi, ale je ominął, Jął się chwastu, i zginął.
Małżonka puhaczowa, męża swego godna, A więc płodna, Urodziła sześć sowiąt, puhaczków też nieco: Zrazu słabe, dalej lecą. Raz, gdy na zwykłe igrzyska, Ponad puste stanowiska, Nabujawszy się do sytu, Wróciły do swego bytu, Tojest w dziurę przy kominie: Pani matka w córce, synie, Wnukach, wnuczkach spoważniona, Przyjmując do swego łona, Jak to zawsze panie matki,
Rzekła: cóż tam moje dziatki? Cóż tam słychać? A więc wzdychać: Za naszych czasów wszystko coś szło sporzej, Teraz razwraz wszystko gorzej. W tej tak wielkiej troskliwości, Najmłodsze puhaczątko, faworyt Jejmości, Ozwało się: jakeśmy tylko wyleciały, Wszystkie ptaki zaniemiały: W kąty każdy jął się cisnąć, Żaden nie śmiał ani pisnąć, My tylko same bujały. Coś tam w krzaczkach ptaszek mały, Co go to zowią słowikiem, Odzywał się smutnym krzykiem; Ale i ten nieśmiał mruczyć, Skorośmy zaczęły huczyć. Po sercu (jakto mówią) matkę pogłaskało, Że się tak pięknie udało. Najbardziej, iż pieścioszek tak dzielnie wymowny. Myśląc jednak, iż trzeba dać obrok duchowny, Rzekła: choć wasz głos piękny, chociaż lot tak skory, Uczcie się, miłe dziatki, i z tego pokory. Dobrze to jest, iż cudzą ułomność przebaczem: Nie każdemu dał Pan Bóg rodzić się puhaczem.
Potok nagle wezbrany z szumem się zapieniał, A gdy groblą przerywał, drzewa wykorzeniał, Zalewał pola, Wzmogła się rola. Po hałasie, W krótkim czasie, Kiedy mu wody coraz ubywało, Z rzeki stał się strużką małą. I ów, co huczał, Mruczał: I wymawiał niewdzięczność z siebie sprawnej roli, Iż go nie żałowała w tak srogiej niedoli. Prawda, żeś mnie zasilił, kiedym była spiekła, Rzekła: Lecz przypadkiem wspomogłeś, rwąc rzeki twą wodą, Nie jest to dobrodziejstwem, co jest z cudzą szkodą.
Nie złe to jest posłuchać, gdy mówią staruszki.