Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki - Ignacy Krasicki - ebook

Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki ebook

Ignacy Krasicki

4,0

Opis

Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki” to utwór Ignacego Krasickiego, jednego z głównych przedstawicieli polskiego oświecenia. Nazywany „księciem poetów polskich”.


Powieść pisana jest w formie relacji pamiętnikarskiej głównego bohatera, mającej nadać utworowi cechy autentyzmu.

Księga pierwsza – opisuje dzieciństwo i edukację tytułowego bohatera, ma formę powiastki filozoficznej oraz powieści satyryczno-obyczajowej.

Księga druga – opowiada o reedukacji bohatera na wyspie Nipu. Ma formę utopii.

Księga trzecia – konfrontuje nowo nabytą wiedzę bohatera z realiami cywilizacji. Wykorzystuje konwencję powiastki filozoficznej oraz powieści obyczajowej i przygodowej.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 171

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-791-4
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

PRZEDMOWA AUTORA

Przedmowa do xiążki jest, co sień do domu; z tą jednak różnicą, iż, domowi być bez sieni trudno, a xiążka się bez przedmowy obejdzie. Starożytni autorowie nie znali przedmów: ich wynalazek, tak jak i innych wielu rzeczy mniej potrzebnych, jest dziełem późniejszych wieków.

 Wielorakie bywają przyczyny, pobudzające autorów do kadzenia przedmów na czele pisma swojego. Jedni fałszywej modestyi pełni, zwierzają się czytelnikowi, choć ich o to nie prosił, jako pewni wielkiej dystynkcyi i nie mniejszej doskonałości przyjaciele, przymusili ich do wydania na świat tego, co dla własnej satysfakcyi napisawszy, chcieli mieć w ukryciu. Drudzy skarżą się na zdradę, że mimo ich wolą manuskrypt ich byt porwany. Trzeci, czyniąc zadosyć rozkazom starszych, dając xiążke do druku, uczynili ofiarę, heroiczną posłuszeństwa; i jakby to bardzo obchodziło ziewającego czytelnika, te i podobne czynią mu konfidencye.  Nieznacznie przedmowy weszły w modę; teraz jednak ta moda najbardziej panuje: kunszt autorski został rzemiosłem. Bardzo wielu, a podobno większa połowa współbraci moich autorów żyje z druku: tak teraz robimy xiążki, jak zegarki: aże ich dobroć od grubości najbardziej zawisła, staramy się, ile możności, rozciągać, przedłużać i rozprzestrzeniać dzieła nasze. Jak więc przedmowy do literackiego handlu służą, łatwo baczny czytelnik domyślić się może.  Oprócz wzwyż wyrażonych przyczyn, są wielorakie inne pobudki zachęcające, a niekiedy przynaglające do pisania przedmów. Zwierza się częstokroć autor czytelnikowi, jaki miał cel, jakową intencyą w pisaniu xięgi swojej: jakoż godna szacunku, godna wdzięczności, tak przykładna, tak zdalna poufałość. Mógłżeby się inaczej domyślić czytelnik, że xiążka do nabożeństwa na to pisana, aby się na niej modlić; komedya, żeby się śmiać; tragedya, żeby płakać; historya, żeby stare dzieje wiedzieć? Byłby zapewne w niepewności i powątpiwaniu; i gdyby go dobroczynny autor nie przestrzegł, siniałby się może z tragedyi; płakał, czytając komedyą; xiążkę do nabożeństwa mógłby wziąć za romans; a modliłby sic na kronice.  Są tacy autorowie, którzy, znając wytworność dzieła swojego, a miałkość umysłu innych ludzi, pełni kompasyj nad czytającym gminem, raczą się upadlać i zniżać dla dobra pospolitego, tłumacząc to w przedmowie, czego w xiędze zrozumieć trudno.  Ja, z miejsca mojego, wielbiąc tak wielką ich duszy wspaniałość; biorę jednak śmiałość dać im radę, aby zamiast przedmowy, pisali post scriptum. Czytanie przedmowy zwykło poprzedzać czytanie xiążki: na tym fundamencie czytelnik znajdzie na pierwszym wstępie ułatwienie trudności, o których nie wie, tłumaczenie zawiłości, o której nie słyszał. Cóż zatem nastąpić może? Oto przerażony i nie wiedzący czego sic trzymać, porzuci xięge, i z niewypowiedzianą narodu ludzkiego szkodą, zostanie w pierwszej dzikości swojej.  Zachęca autor czytelnika obietnicami, i naówczas przedmowa jest delikatną dzieła pochwałą; żeby zaś ujść samochwalstwa, odmienia kunsztownie postać swoję. Jestto przyjaciel, który modestyą przyjaciela zgwałcił; jest to drukarz, który, mimo wiadomości autora, przedmowę napisał: jestto nakoniec nieznajomy obudwóm literat, który dowiedziawszy się o przy szlem na świat wyjściu tak pożytecznego dzieła, nie mógł tego na sobie przewieść, żeby ukontentowania swego z czytania przypadkowego tego manuskryptu, nie wyraził.  Są melancholiczne pióra; te stylem elegji jęczą nad niewiadomością, nad zaślepieniem, nad niewdzięcznością żelaznego wieku tego. Nie chwali się autor w żałobnej swojej przedmowie; ale z przyzwoitą modestyą daje do wyrozumienia, iż na złe czasy trafił, a w Atenach i w Rzymie miałby był statuy.... Szkoda, że się dawniej nie urodził.

Tantaene animis cœlestibus irae?

 Są, mówię z żalem, takowi autorowie, którzy na wzór owego hiszpańskiego rycerza, z wietrznego młyna olbrzymy robią. Ci gniewają sic prorockim duchem. Jeszcze ich dzieła nikt nie czytał, już oni Zoilów łają. Nie kontowi z szczególnej hi lwy, wyzywają wszystkich przeświadczonych, nieuważnych, płochych, lekkich, zazdrosnych, głupich. Są zaś przeświadczonymi, nieuważnymi, lekkimi, płochymi, zazdrosnymi, głupimi ci wszyscy, którzy ich spróbować i wielbić nie będą.  Jest jeszcze rodzaj jeden autorów wcale przeciwny tym, o którycheśmy dopiero mówili. Ci przeświadczeni o niedoskonałości swojej, a może udający przeświadczonych, pragną wzbudzać nie tak podziwienie, jak kompassyą. Drżący i na klęczkach, jak mówi Satyryk francuzki, w pokornej przedmowie chcą zmiękczyć i przeprosić rozgniewanego, a bardziej znudzonego czytelnika. Starania ich daremne. W zepsutym i zupełnie skażonym tym naszym wieku, największe nieprawości ujść mogą: to, co nudzi, jest grzechem nieodpuszczonym. Radziłbym takim nie pisać; ale choroba pisania jest nieuleczona.  Ja sam niegodny współtowarzysz tego przezacnego cechu, jeszczem był tej xięgi nie skończył, a już kilka nowych projektów na pisanie innych xiążek ułożyłem. Jeżeli ta znajdzie aprobacyą; wdzięcznie przyjmę łaskawy sąd czytelnika: jeśli nie, zasmucę się; ale będę pisał.

KSIĘGA 1

I

Ktokolwiek opisanie życia mojego czytać będzie, niech wie zawczasu, że to ani spowiedź, ani panegiryk. Nie dla próżnej chwały, ani dla upokorzenia mojego tę pracą przedsięwziąłem; ale siedząc na wsi, gdy mam czas wolny, wolę go obrócić na to pisanie, niż łamać kark za zającem albo w kuflu pedogry szukać.

 Urodziłem się w domu uczciwym, szlacheckim: którego roku, nie wyrażam; bo to się na nic nikomu nie zda: do mojej historyi chronologia mniej potrzebna: a mnie też nie bardzo miło przypominać sobie, żem stary. Gdybym się chciał zasadzać na świadectwach konkluzyj i panegiryków przypisanych przodkom moim, które zbótwiałe dotąd u mnie w kaplicy wiszą, znalazłbym się może w pokrewieństwie ze wszystkiemi panującemi familiami w Europie; alem ja od tej próżności daleki. Niesiecki nas w swoim herbarzu, na złość Paprockiemu i Okolskiemu, pomieścił: i mnie samemu dostało się czytać w jednym starym manuskrypcie, iż podczas owego sławnego Gliniańskiego rokoszu, Gabryel Doświadczyński niósł buńczuk przed Rafałem Granowskim, marszałkiem naówczas i hetmanem wielkim koronnym.  Nim zacznę mówić o mojem wychowaniu, nie od rzeczy zda mi się namienić cokolwiek o tych, od których życie wziąłem, tojest, po prostu o moim ojcu i o mojej matce. Ojciec mój po stopniach Skarbnik, Wojski, Miecznik, Łowczy, Cześnik, Podstoli, sześćdziesięcioletnie ziemi swojej i województwa usługi, a ustawiczne na sejmiki elekcyjne i gospodarskie peregrynacye, przy kresie życia szczęśliwie nadgrodzone i ukoronowane zobaczył: został Stolnikiem. Do tego nawet stopnia konsyderacyi już był przyszedł, że go podano ostatnim kandydatem do Podsędkostwa; ale przeciwna cnocie fortuna nie pozwoliła dojść tego stopnia: prędko się jednak uspokoił zwyczajną nieszczęśliwym reflexyą nad marnościami świata tego.  Dopomogła do takowej rezolucyi nader szczęśliwa natura: był albowiem z tego rodzaju ludzi którychto pospolicie nazywają: Dobra dusza. Nic on o tem nie wiedział, co robili Grecy i Rzymianie, i jeżeli co zasłyszał o Czechu i Lechu, to chyba w parafji na kazaniu. Co mu powiedział niegdyś jego ojciec, a jak starzy twierdzili, jeszcze lepsza dusza, niż on, to toż samo on nam ustawicznie powiadał: tak dalece, iż u nas, nie tylko wieś, ale i sposoby mówienia i myślenia były dziedziczne. Wreszcie byłto człowiek rzetelny, szczery, przyjacielski; i choć nie umiał cnot definiować, umiał je pełnić. Z tej jednak nieumiejętności definiowania, pochodziło, iż się był względem ludzkości nieco pomylił: rozumiał albowiem, iż dobrze w dóm gościa przyjąć, jest toż samo, co się z nim upić. Stąd poszło, że się i inwentarz zmniejszył, i zdrowie nadwerężyło: znosił jednak pedogrę sercem heroicznem; i kiedy mu czasem pofolgowała, często natenczas powtarzał: iż miło cierpieć dla kochanej ojczyzny.  Matka moja, z dzieciństwa wychowana na wsi, dla odpustu chyba nawiedzała pobliższe miasta: skąd każdy łatwo wnieść sobie może, że jej na wielu teraźniejszych talentach brakło. Nie obchodziło ją to bynajmniej; i gdy raz strofowana była od jednego modnego kawalera, iż zdawała się mieć zbyt surowe maxymy, i dzikość niejaką obrażającą oczy wielkiego świata, rzekła mu w szczerości ducha, że woli prostacką cnotę, niż grzeczne występki.  Pierwsze lata niemowlęctwa mojego przepędzone były w orszaku niewiast: nie dobrze jeszcze artykułowane słowa tłumaczyły piastunki i niańki za dziwnie roztropne odpowiedzi: te z niesłychaną skwapliwością zaraz opowiadano matce mojej, która zwyczajnie od tego punktu zaczynała dyskursa w każdem posiedzeniu: potakiwali ziewając sąsiedzi; a nie jeden byłby może nakoniec i zasnął, gdyby nie budził ich ojciec częstemi kielichy. Orzeźwieni naówczas wynurzali koleją obfite życzenia, aprekacye i proroctwa; a mój ojciec płakał.  W dalszym czasów przeciągu, nie raz mi na myśl przychodziły zdrożności pierwiastkowej edukacyi; i zastanawiałem się nad tem, jak jest rzecz zła i szkodliwa, w niemowlęcym nawet wieku, poruczać dzieci osobom nie mającym żadnego oświecenia. Tkwią mi do tego czasu w głowie bajki i straszne powieści, którychem się aż nadto nasłuchał; i częstokroć, mimo rozumną konwikcyą, muszę się z sobą pasować, żebym gusłom i zabobonom nie wierzył, lub wykorzenił bojaźń jakowąś i wstręt, gdy zostaję bez światła, albo na osobności.  Nadto wkradał się nieznacznie gust obmowy: słysząc albowiem, jako każdego z dworskich obyczaje niewiasty krytykowały, te zaś powieści mile przyjmowane przed starszemi bywały; wziąłem to sobie za punkt pozyskania łaski matki, lub ochmistrzyni, cokolwiek też przed niemi na drugich mówić: a gdy brakło okazyi, udawać się musiałem do kłamstwa. Uważałem i to, że jak wieczorne rozmowy były zwyczajnie o upiorach, czarownicach i strachach, tak ranne o snach: jedna drugiej z kobiet opowiadała, co się jej śniło: a z ich tłumaczeń i wróżek nauczyłem się, iż gdy się komu ogień marzy, gościa się w dóm spodziewać trzeba; a gdy ząb wypadnie, zapewne natenczas ktoś z krewnych umrze.  Tak do lat siedmiu przebywszy w domu trafiło się, iż przyjechał do nas brat matki mojej, człowiek urzędem, nauką i wiadomością świata znamienity. Przypatrywałem się pilnie wujowi memu tym bardziej, iż widziałem, że go rodzice moi bardzo szanowali: dziwowałem się, iż dwa dni u nas siedząc, jeszcze się był nie upił; Xiędzu Lektorowi, mówiącemu o upiorach, wierzyć nie chciał. To mi wstręt do niego zaczęło czynić, iż się zemną nie tak, jak drudzy, bawił; a co najgorsza, zapędzoną w pochwały moją matkę nie pomału, mnie zaś niezmiernie zmięszał, gdy się spytał, czy ja umiem czytać, pisać i inne wiekowi przyzwoite mam wiadomości?  Pierwszy raz obiły się o moje uszy natenczas takowe słowa: matka z początku chciała o czem inszem dyskurs zacząć, ale gdy coraz bardziej nalegał, rzekła natenczas, i ledwo nie słowo w słowo jej dyskurs pamiętam: Podobno się zdziwisz, braciszku, gdy ci powiem szczerze, że nasz Mikołajek dotąd ani pisać, ani czytać nie umie; ale nie będziesz nas z mężem moim winował, gdy ci opowiem przyczyny, dla których nie chcieliśmy się śpieszyć z jego nauką. Naprzód dziecie jest delikatne, słabe, mogłaby mu zaszkodzić zbytnia sedentarya, którą i nad elementarzem mieć trzeba. Potem, jak sam Wmć Pan widzisz, niezmiernie jest bojaźliwe; gdybyśmy mu dyrektora dali, straciłoby fantazyą, ta zaś raz stracona, powetować się nie może. Trudno też znaleźć doskonałego takiego człowieka, jakiegobyśmy chcieli mieć do jego edukacyi; a nakoniec, jużto ostatnia rzecz, jak mówią, młode źrebie łamać.  Dobrze mówisz, moja panno, odezwał się Jegomość: świętej pamięci nieboszczyk mój ojciec, Panie, świeć nad duszą jego, toż samo o mnie mówił; ale jednakowo, kiedy Jegomość tak mówi, podobno lepiej dać Mikołajka do szkół. Opatrzy z łaski swojej i miejsce i człowieka: a tymczasem wypijmy za zdrowie Jegomości, mojego Mościwego Pana, i kochanego dobrodzieja.  Z jaką radością moją, a może i matki odjechał nazajutrz ten wspólny nasz nieprzyjaciel, wyrazić trudno: jednak jego dyskurs zostawił w umyśle ojcowskim fatalną impressyą. Coraz mowę zaczynał o szkołach; nawet kupiono elementarz i tablicę do pisania. Bolało to niezmiernie matkę: jednak jako była bogobojna, gdy jej w tem uczyniono skrupuł, że mnie na zgubę moję pieści, uczyniła zapewne najheroiczniejszą w życiu swojem ofiarę, gdy zezwoliła na to, abym był wysłany do szkół publicznych: ojciec albowiem upornie, i z wielką natarczywością ganił domową edukacyą, dla tej przyczyny, że tego przedtem w Polszcze nie bywało. Co na to odpowiadała matka, nie pamiętam; to wiem, i dobrze pamiętać będę, że po długich utarczkach, troskach, pożegnaniach, błogosławieństwach, nakoniec rzewliwym płaczu, do szkół wyprawiony zostałem.

II

Nim dalszy proceder szkolnej edukacyi mojej opiszę, niech mi się godzi zastanowić nad niektóremi okolicznościami, a osobliwie wewnętrzną naówczas umysłu mojego sytuacyą. Przez siedm lat nie tak wychowania, jak pieszczot domowych, byłem wolen, nie tylko od nauki, ale od najmniejszego chęciom moim sprzeciwienia się; stąd ten pierwszy krok poniewolnego wyjazdu zdawał mi się nieznośny. Pierwszy raz dopiero poznawałem ciężar podległości, oddalałem się pierwszy raz od obecności rodziców, od pieszczot matki, od pochlebstw domowników. Najbardziej jednak, jak zapamiętam, przerażał mnie cel dla którego wysłany byłem, nauka. Nie mogłem ją mianować dobrem, bo mi nią grożono, i obiecywano za karę: wnosiłem więc sobie, iż nie może być, tylko przykra i dolegliwa.

 Nie widziawszy przedtem nikogo w domu naszym, któryby, oprócz kościoła na xiążce czytał; mniemałem, iż na tem szczęśliwość starszych zasadzona, iż się nie uczą. Przymnażało umartwienia pełne narzekania pożegnanie domowych, żałujących panięcia, iż się będzie musiał uczyć: i lubo mi rodzice powiadali, iż mi to wyjdzie na dobre, jam to brał za sposób słodzenia nieszczęścia mego; wewnętrznie przekonany, iż jeżeli nauka jest karą, jam na nią zasłużył, i dla tego mnie do szkół wiozą.  Długo pożądany dyrektor był człowiek młody, bez żadnego doświadczenia, sam się jeszcze uczący, synowiec rodzony J. X. Prefekta tych szkół, do których jechałem. Chłopiec do posługi w domu i szkole syn naszego pana podstarościego, dobrze mi z dawna znajomy, prawie rówiennik, i wszystkiej domowej rozpusty wierny i nierozdzielny towarzysz. Reszta wyprawy składała się ze starego szafarza i gospodyni, wyuczonej w sekretach domowej apteczki, a to dla poratowania, broń Boże choroby, zdrowia mojego.  W wigilią wyjazdu zawołany do ojca z panem dyrektorem, byłem świadkiem instrukcyi iemu danej; i wtenczas poznałem, jak dobre dusze sposobne są do przyjęcia łatwego przeciwnych skłonnościom swoim impressyj. Naprzód albowiem zlawszy na niego władzę swoję rodzicielską, zaklinał na wszystkie obowiązki, aby nie folgował: wchodził w wielkie pochwały plag, zdobył się podobno natenczas pierwszy raz na cytacyą, powtarzając owe wiersze z elementarza: « Rószczką Duch święty dziateczki bić radzi, i t. d. » te przedziwne maxymy kończyły wielokrotnie dość zwięzłe peryody jego oracyi: nakoniec, na znak podobno juryzdykcyi, dał mu w ręce kańczuk, prawda, że mały i cieńki, ale jakem sam potem sprobował, bardzo bolesny.  Gdyśmy już z izby wychodzili, właśnie jak gdyby najpotrzebniejszej rzeczy zapomniał, uchyliwszy drzwi, zawołał na pana dyrektora: « bijże, bo ja ci za to płacę. » Co się ze mną działo, jakem truchlał, drżał, płakał, dorozumieć się każdy może: pobiegłem natychmiast do matki, i wszystko, co się działo, nie bez rzewnego płaczu, opowiedziałem. Kazała więc zawołać dyrektora, i w krótkości słów dała mu do wyrozumienia, iż leżeli się tknie dziecięcia, i służbę straci i skórą odpowie. Pocieszyło mnie to trochę, i zaraz nazajutrz puściliśmy się w drogę, którąm ja prawie całą przejęczał; pan dyrektor przemyślał podobno nad tem, kogo miał słuchać, czy pana, czy pani.  Przyjechaliśmy bez żadnego przypadku, przyjęci z wielką radością. Pierwiastki szkolne szły trybem zwyczajnym. Pojętność miałem wielką, ale wstręt od nauk jeszcze większy. Pan dyrektor pamiętniejszy na groźby pani, niż rozkaz pana, obchodził się zrazu zemną dyskretnie; ale wziąwszy sam w swojej szkole plagi od professora, pełen zapalczywości, lubom był nie winien, oddał mi tyle dwoje. Od tego czasu czynił kolejno zadosyć obowiązkom włożonym od rodziców moich; pieścił, gdzie nie było potrzeba, bił, kiedy nie należało. Wziąwszy nakoniec w dzień swoich imienin parę sukień od matki w podarunku, napisał przez pierwszą pocztę rodzicom, iż Jmć Pan Mikołaj czasu swego w nauce samego nawet Herkulesa przejdzie.  Sposób dalszy sprawowania się mojego w szkołach, podobien był pierwiastkom: przyjaźń współuczniów, a bardziej wspólne swawoli uczestnictwo, było przyczyną mniej uważanych, lecz niemniej szkodliwych konsekwencyj.  Jużem dochodził lat szesnastu, gdym odebrał wiadomość o śmierci ojca, i zaraz rozkaz powracania do domu. Czułem, prawda, żal wrodzony; ale gdy się ten uśmierzył, stanęła w oczach pochlebna perspektywa swobody. Gość w domu pożądany, we dwójnasób powiększone zacząłem odbierać domowych adoracye; sam pan dyrektor przyświadczał, iż mi już szkoły nie były potrzebne. Dołożyli się do tak rozsądnego zdania sąsiedzi, perswadując matce, iż już właśnie byłem w tej porze, aby sobie zasługiwać na afekt braterski, i wspierać zadziedziczałą popularnością sławę domu Doświadczyńskich.  Na tym więc fundamencie, dobrze się wprzód opatrzywszy w ammunicyą piwną, miodową, winną i gorzałczaną, zacząłem być rad w domu moim. Zrazu ten sposób życia nie bardzo się był matce mojej podobał, osobliwie gdym podczas kuligu wywrócony z sanek, trochę był sobie żebra nadwerężył: ale przekupieni obietnicami i datkiem domowi, umieli niektóre z moich awantur taić; drugie, jeżeli nie usprawiedliwiać, przynajmniej dawać im pozór obojętny. W tak słodkiem życiu szły dni raptownie, gdyby był osnowy szczęścia mojego wuj nie przerwał, testamentem ojcowskim wyznaczony opiekun.  Przyjechawszy do nas, żadnego wstrętu nie pokazał, i już zaczynałem tryumfować; wtem drżący i od strachu zbledniały, przypada do mnie mój, nowej kreacyi z chłopca, pokojowy, oznajmując, iż moje psy gończe, legawe, charty, kundysy, co do jednego już w stawie potopione; konie, jedne przeprowadzone do inszej wsi, drugie, wyprawione na jarmark: dworzanom podziękowano; a co najgorsza, kozaczek bandurzysta, wziąwszy na drogę boleśny wiatyk, sromotnie wypędzony z domu.  Zawołany do wuja, zastałem z nim matkę; i na pół żywy ze wstydu, złości, żalu, i upokorzenia, musiałem rad słuchać napomnienia, i reguł nanowo mi przepisanych. Trzeba było zrobić z potrzeby cnotę: obiecałem odmienić sposób życia, z mocnem wewnątrz przedsięwzięciem, iż tego, com obiecał, nie wykonam. Czyli się ogłosiła w okolicy ta awantura, czyli obwieszczono umyślnie niektórych Ichmościów, żadnegom z dawnych kompanów przez całą, a dość przewlekłą bytność wuja mego nie obaczył. Ale natychmiast ustawicznie się zemną bawili ludzie roztropni, uczeni i trzeźwi, których natenczas dopierom poznał; i jak uważałem, rozrywki z niemi, choć nie tak ochocze i wrzaskliwe, jak moje przeszłe, przecież szły ciąglej, i coraz nieznacznie dawały okazyą i wstęp do nowych zabaw.  Że zaś po odpędzeniu dawnego nauczyciela, nie trafiał się naprędce drugi, a wuj tymczasem w daleką podróż odjechał, wyperswadowała matce mojej niedawno z Warszawy przybyła sąsiadka, iż w moim wieku kawalerowi, nie łacińskiego, jak dla żaków, inspektora, ale guwernera mieć potrzeba takiego, któryby języka francuzkiego, a co największa, maniery dobrej i prezencyi mógł nauczyć.  Nastręczyła zaraz na ten urząd w domu u siebie bawiącego kawalera rodem z Francyi; który lubo był do niej za kamerdynera przystał, przecież, jak powiadał, uczynił to był umyślnie, chcąc ukryć wielkość imienia swojego: inaczej, poznany, byłby w odpowiedzi za zabicie w pojedynku pod samym bokiem królewskim w Wersalu pierwszego prezydenta parlamentu francuzkiego. Żałowała niezmiernie tak nieszczęśliwego przypadku matka moja, i zaraz posłano po Jmci pana Damona.

III

Pierwsze dni bawienia Jmci Pana guwernera, póki się dobrze ze wszystkiemi nie poznał, oznaczone były pokazywaniem grzeczności ogólnej ku wszystkim, attencyi osobliwej dla matki mojej. My z naszej strony, ile możności, staraliśmy się o to, aby się nie pokazać grubianami i prostakami w oczach Jmci Pana Markiza. Zaś Pan Damon, który, lubo nam objawił, że był Markizem, prosił jednak, aby go nie czczono tym tytułem dla lepszego utajenia, coraz większe prezentował postaci grzeczności nadzwyczajnej, i w naszych stronach niewidzianej.  Po kilku dniach, gdy go matka moja usilnie prosiła, aby nam awantury swoje opowiedział: z początku wielki od tego wstręt pokazywał, ale uproszony nakoniec, nie bez wielu poprzedzających darowizn: odkrył nam ledwo nie najjaśniejsze urodzenie swoje, przypadki ledwo słychane na morzu i na lądzie; awantury miłosne, niektóre pomyślne, niektóre ze złym sukcesem; ta zaś najfatalniejsza, która go nakoniec przywiodła do owego pojedynku z pierwszym prezydentem parlamentu. Kończył powieść, zaklinając na wszystkie obowiązki, aby go nie wydawać: gdyby się albowiem odkrył, życie jego zostawało w ręku naszych; a już się nawet dowiedział o tem od pewnego poufałego przyjaciela xiążęcia, iż król francuzki pisał do naszego z prośbą, aby go wszędzie po Polszcze szukano. Obiecaliśmy Jmci Panu Markizowi zupełne w domu naszym utajenie, z tem jednak ostrzeżeniem, iż, co do oka będzie traktowany jak guwerner, zaś w prywatnem posiedzeniu, jako domowy przyjaciel, i ze wszech miar dystyngwowany kawaler.  Ledwo mogła utaić w sobie i pohamować zbytek pociechy matka moja, iż nie szukając daleko, taki skarb w domu swoim znalazła, że zaś ten sekret trochę jej na sercu ciężył, jako ostróżna i wielce dyskretna, powierzyła go pod wielkiem zaklęciem dwóm tylko wyprobowanej roztropności sąsiadkom, i nie wiedzieć jakim sposobem po całej okolicy wieść się rozeszła o strasznych przypadkach Jmci Pana Markiza; wszyscy jednak tę mieli dyskrecyą, iż tylko w prywatnych posiedzeniach o nich gadali. Byli niektórzy małowierni, ale tę resztę dzikości sarmackiej umiały poskramiać damy, które z natury skłonne do litości, z żalem zapatrywały się na tak wielkie poniżenie zacnej osoby.  Nieskończenie przypadł mi do gustu mój nowy pan guwerner; stąd jednak najbardziej, gdy jaśnie i oczywiście matce mojej wyprobował, iż szkolna nauka żakom tylko przystoi; zacnego zaś panięcia dowcip regułami zacieśniony, na toby się tylko przydał, żeby go palcem po Paryżu wskazywano. « U nas bowiem w Paryżu, dodał, język łaciński w takowej jest pospozycyi, iż kto go umie, nie może się w uczciwej kompanji pokazać; damy się na niego krzywią, a kawalerowie nazywają go pedantem. Edukacya dobra zaczyna się od nabierania prezencyi i fantazyi, ciągnie się i kontynuje probowaniem wspaniałości umysłu, kończy się zaś doświadczaniem sentymentów serca. »  Przyznać się muszę, iżem tej planty edukacyi najmnieszej rzeczy nie zrozumiał, a może i moja matka; ztemwszystkiem, tak się nam zdała być piękna, dowcipna i pożyteczna, iż z ochotą wszyscy na tem przestali, abym się ćwiczył w wspaniałości umysłu, i doświadczeniu sentymentów serca, nie przepominając jednak francuzkiego języka, bez którego jako twierdził Pan Damon, i sentymentów i wspaniałości mieć nie można.  Zostawił był w