Anioł bożonarodzeniowy - Abbie Farwell Brown - ebook + audiobook

Anioł bożonarodzeniowy ebook i audiobook

Abbie Farwell Brown

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Co zrobią przypadkowi przechodnie, gdy znajdą jej zabawki z dzieciństwa leżące na ulicy? Czy zachowają się egoistycznie czy może zgodnie z duchem świąt? Panna Terry wyrzuca po kolei stare zabawki na zaśnieżony chodnik przed domem, obserwując zza okna jak zachowają się ich znalazcy. Choć początkowo niewzruszona losem znanych sobie od dziecka przedmiotów, czuje pewien opór, gdy przychodzi kolej na anioła bożonarodzeniowego. Budzi on w niej wspomnienia i uczucia, o których dawno już zapomniała. Gdy po obserwacjach utwierdza się w przekonaniu, że każdy myśli jedynie o sobie i coś takiego jak duch świąt nie istnieje, Anioł bożonarodzeniowy ożywa, aby ukazać jej resztę historii, która spotkała zabawki i pokazać jak bardzo się myliła…

Piękna historia o magii Świąt Bożego Narodzenia przypominająca, co tak naprawdę jest ważne i jak nawet drobne gesty mogą zmienić nasze życie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 64

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 41 min

Lektor: Bartosz Głogowski

Oceny
4,4 (8 ocen)
3
5
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Audrey_

Nie oderwiesz się od lektury

Przepiękna świąteczna opowieść :)
00

Popularność




Rozdział pierwszyPUDŁO Z ZABAWKAMI

Na dźwięk kroków w korytarzu panna Terry uniosła wzrok znad listu, który czytała po raz szósty.

– Oczywiście, że go nie zobaczę – powiedziała, po czym zacisnęła usta w wąską linię. – Zdecydowanie nie!

Służąca zamiast zapukać, uderzyła kolanem w drzwi biblioteki.

– Połóż pudło tutaj, Noro – rzekła panna Terry, przytrzymując drzwi dziewczynie, która sapała pod wpływem niesionego ciężaru. – Postaw je na dywaniku przed kominkiem. Przejrzę to wieczorem i spalę śmieci.

Po raz kolejny zerknęła na list trzymany w dłoni, po czym cisnęła go w ogień.

– Tak, proszę pani – odparła Nora, z łoskotem odstawiając pudło. Schyliła się, by podnieść coś, co wypadło, gdy pokrywa się uchyliła. Był to różowy aniołek wykonany z masy papierowej z dodatkiem kleju, jeden z tych, które często zakłada się na czubek choinki jako symbol ukoronowania. Zdumiona Nora trzymała go kciukiem i palcem wskazującym. Kto by pomyślał, że w domu panny Terry można znaleźć coś tak frywolnego!

Jej pani oderwała wzrok od ognia, w którym list wił się boleśnie.

– Co tam masz? – zapytała, zauważywszy minę służącej, i marszcząc brwi, wzięła ozdobę we własne ręce. – Anioł bożonarodzeniowy! – wykrzyknęła. – Całkiem o nim zapomniałam. – A potem, jakby palił ją w palce, wsunęła go z powrotem do pudełka i zwróciła się opryskliwie do Nory: – To wszystko. Możesz już iść.

– Tak, proszę pani – odparła. Zawahała się jednak. – Dziś Wigilia.

– W istocie – rzekła panna Terry, która wydawała się tego wieczoru szczególnie pozbawiona humoru. – Czego chcesz?

Policzki Nory poróżowiały; ale przywykła już do szorstkiego zachowania swojej pani.

– Chciałam tylko spytać, czy mogę wyjść na jakiś czas, żeby zobaczyć dekoracje i posłuchać kolęd.

– Dekoracje? Kolędy? Nonsens! – odparła panna Terry z pogrzebaczem w dłoni. – Jakie dekoracje? Jakie kolędy?

– Cóż, we wszystkich oknach na ulicy stoją świece – wyjaśniła Nora. – Rzędy świec w każdym domu, żeby oświetlić drogę Dzieciątku Jezus, gdy będzie dziś szło przez miasto.

– Nonsens! – powtórzyła jej pani.

– A chłopcy z chóru wędrują ponoć ulicami, śpiewając kolędy przed oświetlonymi domami – ciągnęła Nora z entuzjazmem. – Musi to brzmieć naprawdę ładnie!

– Powinni raczej leżeć w łóżkach. Ludziom przewraca się w głowach!

– Proszę, mogę iść? – zapytała ponownie Nora.

Nie celebrowała żadnych purytańskich tradycji. Oprócz tego była młoda, ciepła i pełna entuzjazmu. Czasem czar ponurego domu panny Terry doprowadzał ją jednak do desperacji. Tak było w tę Wigilię, ale swoją prośbę wnosiła z pozornym spokojem.

– Tak, idź – zgodziła się niewdzięcznie jej pani.

– Dziękuję – rzekła skromnie służąca, choć jej niebieskie oczy pojaśniały. Niedługo potem rozległ się trzask frontowych drzwi, po którym dało się słyszeć prędko oddalające się kroki.

– Hm, nie zajęło jej wiele czasu przygotowanie się – skomentowała panna Terry, dźgając ogień pogrzebaczem. Była sama w domu w Wigilię i żaden mężczyzna, kobieta czy dziecko na całym świecie się nią nie przejmowało. Cóż, tego właśnie chciała. Sama odpowiadała za taki stan rzeczy. Gdyby tylko zapragnęła…

Usiadła z powrotem na krześle, położyła wąskie długie dłonie na oparciach, i zapatrzyła się w ogień. Kawałek papieru zmienił się w popiół. Sama w Wigilię! Nawet Nora miała jakiś związek ze światem zewnętrznym. Czy za najbliższym rogiem nie czekał na nią dzielny policjant? Nawet jej służąca odnajdywała zwykłą dziecięcą przyjemność w świecach, kolędach, wesołości i starych tradycjach.

– Absurd! – parsknęła pogardliwie panna Terry. – Czym w ogóle jest to Boże Narodzenie? Czasem, kiedy sklepikarze sprzedają, a głupcy zabijają się, kupując. Duch świąt? Nie! To wszystko bzdura: cały ten egoizm, frasunek i wszystkie te nienaturalne czynności. Dobrze, że już nie biorę w tym udziału. Dobrze, że nikt niczego ode mnie nie oczekuje – ani ja od nikogo. Na szczęście jestem całkiem niezależna od wszystkich tych głupstw. To odpowiedni moment, żeby wykonać porządki przed nowym rokiem. Cieszę się, że o tym pomyślałam. Od dawna odgrażałam się, że pozbędę się rzeczy nagromadzonych na strychu. Czas się za to zabrać.

Przesunęła nieco pudło w stronę ognia, zupełnie jakby uparła się, że powinno stać bliżej. Potem podniosła pokrywę. Było to pudło pełne poobijanych dziecięcych zabawek, staromodnych i osobliwych; zabawek modnych trzydzieści… czterdzieści… pięćdziesiąt lat temu, kiedy panna Terry była dzieckiem. To wspomnienie sprawiło, że pociągnęła nosem, po czym odrzuciła pokrywę i zobaczyła na spodzie dużą etykietę z tektury z nierównymi literami.

„Pudełko na zabawki Tomka Terry’ego i Andżeliki Terry”.

– Hm! – parsknęła. Było to bardzo głośne parsknięcie i wyrażało następującą myśl: „Oczywiście, Tomek ma dużo miejsca, a biedna mała Andżelika musiała się ścisnąć, jak tylko mogła. To bardzo w stylu Tomka!”. To wszystko tłumaczyło, nawet to, że nie było go w domu siostry tej nocy. Jakiż on był niedorzeczny!

Panna Terry wzruszyła niecierpliwie ramionami. Po co myśli dziś o Tomku? Lata temu z rozmysłem się od niej odciął. Nie było potrzeby teraz o nim myśleć. Już za późno, by ją udobruchać. Ale miała wiele zabawek do spalenia. Ogień tylko na nie czekał. Powinna zaczynać.

Pochyliła się, by chudymi, długimi palcami pogrzebać w pudełku. W jednym rogu wystawała ręka lalki; w drugim sterczał ku górze ogon zwierzęcia. Zauważyła błyskotki, koła i fragmenty niezidentyfikowanych zabawek.

– Co za śmieci! – uznała. – Tak, spalę to wszystko. I tak na nic się już nie przydadzą. Zapewne niektórzy próbowaliby je rozdawać i zanudzać przy tym wielu ludzi na śmierć. Wydaje im się, że w ten sposób coś ratują. Nonsens! Ja wiem lepiej. To wszystko głupstwa, całe to rozdawanie. Większość rzeczy lepiej zniszczyć, jak tylko przestaną być użyteczne. Przecież nikt nie zechce takiej ciężarówki. Czy jakiemukolwiek dziecku chciałoby się bawić takimi zabawkami? – Wyjęła wyblakłego pajacyka i przyjrzała mu się z pogardą. – Idiotyzm! Takie zabawki demoralizują najmłodszych: osłabiają ich umysły. Ludzie powinni się wstydzić, że tak rozpieszczają dzieci, szczególnie w czasie świąt. Cóż, ja nie będę jak oni.

Panna Terry wrzuciła biednego pajacyka w ogień i z ponurą satysfakcją obserwowała jego ostatnie podrygi.

– Spróbuję przeprowadzić eksperyment – powiedziała. – Udowodnię raz na zawsze, że mam rację co do tego całego „ducha świąt”. Wyrzucę niektóre z tych starych zabawek na chodnik i zobaczę, co się stanie. To może być interesujące.

Rozdział drugiKLAUN W PUDEŁKU

Panna Terry wstała i przeszła przez dwa pokoje do frontowego okna wychodzącego na chodnik. Łuna świateł niemal ją oślepiła. Wszystkie okna wzdłuż jej ulicy, jak daleko sięgała wzrokiem, były oświetlone rzędami świec. Miękki, niezwykły blask uwydatniał piękne firanki i wieńce zieleni, dawał przebłyski przytulnych wnętrz i przemykających szczęśliwych postaci.

– Co za marnowanie świec! – sarknęła. – Ludzie stają się strasznie ekstrawaganccy.

Ulica była biała od śniegu, który spadł kilka godzin wcześniej. Wzdłuż tarasu, z którego rzadko korzystała, utworzyły się zaspy. Ale chodniki były porządnie odśnieżone i zamiecione, jak przystało na szanowaną część miasta, w której mieszkała panna Terry. Długie schody, z żelazną balustradą z boku, prowadziły w dół od frontowych drzwi, na których od pokoleń wisiała srebrna tabliczka z ozdobnymi zawijasami wokół nazwiska Terry.

Kobieta powróciła do pudła i kciukiem oraz palcem wskazującym wyciągnęła pierwszą z brzegu zabawkę. Było to drewniane pudełeczko z drucianą sprężyną. Nacisnęła ją odruchowo i z pudełka wyskoczył ohydny klaun, by wystraszyć ją swoim piskiem, chytrym uśmiechem i czerwonym nosem. Panna Terry spojrzała na niego z dezaprobatą.

– Nie cierpiałam tego – mruknęła. – Pamiętam, że Tomek ciągle mnie tym straszył. – Jakby chcąc się pozbyć niemiłych wspomnień, zacisnęła mocno wargi, zamykając klauna w jego pudełku. – Od tego zacznę – uznała. Podeszła do okna, otworzyła je szybko i cisnęła pudełkiem, które spadło prosto na środek chodnika. Potem zamknęła okno, zgasiła światło w pokoju, po czym ukryła się między zasłonami i obserwowała, co stanie się z zabawką.

Ulica była cicha, przechodniów zaledwie kilku. W końcu dostrzegła zbliżających się dwóch małych obdartusów. Wyglądali na żydowskich chłopców i przyglądali się wystawie świec. Mniejszy pierwszy dostrzegł pudło na środku chodnika.

– A co to? – zawołał, rzucając się na nie.