Altmark - S.B. Bicker - ebook

Altmark ebook

Bicker S.B.

0,0
12,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Losy statków podobne są często do losów ludzi. Podłe życie kończą nieraz podłą śmiercią. „Altmark” był podłym statkiem. Od pierwszych chwil swego istnienia stał się towarzyszem hitlerowskiego pirata – pancernika „Admirala Grafa Spee”. Maskował się, oszukiwał, przybierał coraz to inną postać, aby uniknąć odpowiedzialności i kary za przewinienia. Po skompromitowaniu pierwszej nazwy – „Altmark”, otrzymał następną – „Uckermark”. Po wielu dramatycznych wydarzeniach, zakończył żywot w Jokohamie w 1942.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Nieprzyjemna wizyta

Nie było chyba w bry­tyj­skim Mini­ster­stwie Spraw Zagra­nicz­nych nikogo, kto by przy­pusz­czał, że uda się unik­nąć tej wizyty. Sprawa nabrała zbyt wiel­kiego roz­głosu, aby można było ją zatu­szo­wać lub w dyplo­ma­tyczny spo­sób pomniej­szyć jej zna­cze­nie.

Jeśli pre­mier Cham­ber­lain był już zmu­szony przed­sta­wić Izbie Gmin prze­bieg wyda­rzeń, a w Izbie Lor­dów eme­ry­to­wany koman­dor lord Stra­bolgi wyra­ził swoją radość z powodu suk­cesu tej skom­pli­ko­wa­nej ope­ra­cji, opi­nia publiczna była zbyt mocno poru­szona, aby redak­cje mogły całą sprawę trak­to­wać jako dru­go­rzędną. Wyda­rze­nie to wzbu­dziło ogromne emo­cje w spo­łe­czeń­stwie, które zaczęło inten­syw­nie doma­gać się dal­szych szcze­gó­łów oraz peł­nego wyja­śnie­nia wszyst­kich zaist­nia­łych fak­tów.

Zresztą opi­nia publiczna wła­snego kraju nie była w tym wypadku czyn­ni­kiem naj­waż­niej­szym. Naj­wię­cej kło­potu nastrę­czało wybrnię­cie z przy­krej sytu­acji wobec Nor­we­gii i… pozba­wie­nie Nie­miec ewen­tu­al­nych atu­tów pro­pa­gan­do­wych, z któ­rych Goeb­bels mógł w tych oko­licz­no­ściach z łatwo­ścią sko­rzy­stać.

Zaszły fakty, któ­rych nie można było odwró­cić, a co wię­cej, każdy zda­wał sobie sprawę z tego, że następ­nym razem w podob­nej sytu­acji postą­piono by iden­tycz­nie.

Lord Hali­fax, któ­remu jako mini­strowi spraw zagra­nicz­nych przy­pa­dła w udziale nie­wdzięczna rola wysłu­cha­nia nie­przy­jem­nej skargi, z chę­cią zacho­ro­wałby tego dnia na pierw­szą z brzegu dyplo­ma­tyczną cho­robę. Na to jed­nak pozwo­lić sobie nie było można. Trak­to­wano by to z pew­no­ścią jako obrazę maje­statu króla Nor­we­gii, co spo­wo­do­wa­łoby jesz­cze smut­niej­sze kon­se­kwen­cje.

Wizyta musiała więc nastą­pić.

Punk­tu­al­nie o wyzna­czo­nej godzi­nie amba­sa­dor Nor­we­gii w Anglii Eric Col­ban wszedł do gabi­netu mini­stra. Jesz­cze tego dnia rano Col­ban otrzy­mał ostat­nie instruk­cje od pro­fe­sora Hal­dvana Kohta, mini­stra spraw zagra­nicz­nych Nor­we­gii.

Obaj dyplo­maci wymie­nili mię­dzy sobą urzę­dowy gest powi­ta­nia, po czym Col­ban roz­po­czął odczy­ty­wa­nie noty. Hali­fax, który z góry domy­ślał się tre­ści pisma, z uprzej­mym zain­te­re­so­wa­niem śle­dził każde słowo odczy­ty­wa­nego tek­stu.

We wstę­pie nota przy­po­mi­nała pro­kla­ma­cję króla Nor­we­gii z dnia 3 wrze­śnia 1939 roku gło­szącą neu­tral­ność, następ­nie nakre­ślała prze­bieg wyda­rzeń, będą­cych niczym innym jak „cięż­kim pogwał­ce­niem neu­tral­no­ści nor­we­skiej, które wywo­łało jak naj­wyż­sze obu­rze­nie i pro­test”…

W zakoń­cze­niu noty rząd nor­we­ski doma­gał się uka­ra­nia win­nych, zwrotu kosz­tów za ponie­sione straty i prze­strze­gał przed podob­nymi incy­den­tami. Dopiero kiedy Col­ban opu­ścił gabi­net, Hali­fax mógł spo­koj­nie ode­tchnąć. Przyj­mo­wa­nie w takich oko­licz­no­ściach przed­sta­wi­ciela kraju, któ­remu nie zamie­rzano wyrzą­dzić krzywdy, który miał swą nie­wąt­pliwą rację i któ­remu nie można było zarzu­cić ten­den­cyj­nego fał­szo­wa­nia fak­tów, naprawdę nie nale­żało do przy­jem­no­ści.

Hali­fax znał sprawę do naj­drob­niej­szych szcze­gó­łów. Fakty, o któ­rych mówił Col­ban, nie zaszły nagle, nie były spo­wo­do­wane czy­imś nie­opa­no­wa­niem, koman­dor Vian postę­po­wał ści­śle według otrzy­ma­nych instruk­cji, za prze­pro­wa­dzoną ope­ra­cję ocze­ki­wała go nie kara, lecz nagroda. Gdzież więc tu szu­kać win­nych?

Winę pono­sił jedy­nie Hein­rich Dau, prze­klęty kapi­tan prze­klę­tego statku. „Alt­mark” – widmo to nie prze­sta­wało stra­szyć i teraz, kiedy przy­ci­śnięte do skal­nej ściany fiordu Jos­sing stra­ciło swój ponury cha­rak­ter pły­wa­ją­cego wię­zie­nia…

– „Alt­mark”…

– Ja, bitte – Goeb­bels wyda­wał się zain­te­re­so­wany nawet naj­drob­niej­szymi szcze­gó­łami. Teraz, kiedy opo­wieść dobie­gała już końca, całą sprawę widział jako dosko­nały mate­riał pro­pa­gan­dowy i oba­wia­jąc się, że jakiś epi­zod może być zapo­mniany, zachę­cał swego roz­mówcę do dro­bia­zgo­wych wynu­rzeń.

Dau prze­łknął ślinę i siląc się na jak naj­bar­dziej uro­czy­sty ton, zakoń­czył:

– „Alt­mark” wyko­nał swoje zada­nia tak, jak mógł naj­le­piej…

Wyraz twa­rzy Goeb­belsa zdra­dzał, że nie podzie­lał on tej opi­nii, ale reich­smi­ni­ster pro­pa­gandy nie zde­cy­do­wał się wyra­zić gło­śno swo­jego sta­no­wi­ska. W zasa­dzie miał już to wszystko, co było mu potrzebne, i ten sie­dzący naprze­ciw niego siwy, o szczu­płej twa­rzy ofi­cer mary­narki mógł już odejść.

– Dzię­kuję. Przed­sta­wię Führerowi pań­ski raport.

Dau poże­gnał mini­stra błysz­czą­cymi oczyma. Nie wie­dział jesz­cze, że swoją karierę poli­tyczną mógł uznać za skoń­czoną.

Histo­ria „Alt­marka”, a ści­ślej jej zakoń­cze­nie wyko­rzy­stane zostało przez Hitlera w o wiele poważ­niej­szym zakre­sie, znacz­nie prze­kra­cza­ją­cym pro­pa­gan­dowe zamiary Goeb­belsa. 17 lutego 1940 roku w głów­nej kwa­te­rze polo­wej Hitler przy­jął admi­rała Raedera i w obec­no­ści swego ofi­cera łącz­ni­ko­wego, kapi­tana mary­narki Put­t­kam­mera, pole­cił poczy­nić ostat­nie przy­go­to­wa­nia do zre­ali­zo­wa­nia planu „Weserübung”…

Dopiero w kilka lat póź­niej świat dowie­dział się, że plan ten opra­co­wany został znacz­nie wcze­śniej i w głów­nych zary­sach zaak­cep­to­wany w dniu 14 grud­nia 1939 roku. Nie wia­domo dokład­nie, na jaki dzień Hitler pier­wot­nie zamie­rzał wyzna­czyć ter­min owej zaszy­fro­wa­nej akcji, nie ulega nato­miast wąt­pli­wo­ści, że „Alt­mark” stwo­rzył mu dla tego celu wyjąt­kowo dogodną sytu­ację.

„Wesserübung” miał bowiem ozna­czać plan napa­ści na Nor­we­gię.

15 marca Hali­fax udzie­lił odpo­wie­dzi na notę nor­we­ską. W tonie jak naj­bar­dziej ugrzecz­nio­nym rząd bry­tyj­ski for­mu­ło­wał swoje sta­no­wi­sko, ubo­le­wał z powodu zaj­ścia i na­dal utrzy­my­wał, że jedyną jego przy­czyną był „Alt­mark”. Zanim pro­fe­sor Koht zdą­żył przy­go­to­wać odpo­wiedź na notę bry­tyj­ską… oka­zała się ona już zby­teczna. 9 kwiet­nia pierw­sze oddziały nie­miec­kie wylą­do­wały na ska­li­stych wybrze­żach Nor­we­gii…

Acz­kol­wiek nikt w świe­cie nie brał poważ­nie argu­mentu nie­miec­kiej pro­pa­gandy, że sprawa „Alt­marka” zade­cy­do­wała o inwa­zji Nor­we­gii, to jed­nak ponury cień prze­klę­tego statku jak widmo patro­no­wał tej jesz­cze jed­nej, nowej zbrodni III Rze­szy nie­miec­kiej.

Z tego też względu losy owego widma ze wszech miar godne są tego, by je opo­wie­dzieć…

„Altmark” zmienia skórę

6 sierp­nia 1939 roku był pięk­nym, sło­necz­nym dniem.

Tego roku redak­cje cza­so­pism nie potrze­bo­wały wyszu­ki­wać naj­dzi­wacz­niej­szych tema­tów o wężach mor­skich, aby zain­try­go­wać swych czy­tel­ni­ków i pod­trzy­my­wać dotych­cza­sowe nakłady. Szpalty dzien­ni­ków roiły się od sen­sa­cyj­nych donie­sień z terenu dyplo­ma­tycz­nego, a każda wizyta lub rewi­zyta ówcze­snych mężów stanu znaj­do­wała licz­nych i chęt­nych komen­ta­to­rów, nie­rzadko bawią­cych się w mniej lub wię­cej ryzy­kowne pro­roc­twa.

Nie wyda­wało się, aby dyplo­ma­tyczne zabiegi zdo­łały zapo­biec kata­stro­fie. Insty­tu­cje pań­stwowe powoli prze­sta­wiały się na wojenny spo­sób myśle­nia i dzia­ła­nia. Pierw­sze zarzą­dze­nia bar­dziej kon­kret­nej natury szły w stronę szta­bów woj­sko­wych, wywia­dów…

Czas był aż nadto gorący.

W taki wła­śnie nała­do­wany nie­pew­no­ścią i trwoż­nym ocze­ki­wa­niem dzień 6 sierp­nia 1939 roku spo­śród licz­nych prze­mie­rza­ją­cych kanał La Man­che stat­ków wyło­wiono jeden, szcze­gól­nie inte­re­su­jący. Syl­wetką nie wyróż­niał się niczym spo­śród innych zbior­ni­kow­ców. A jed­nak komuś, kto przez lor­netkę obser­wo­wał ciemny kształt frach­towca, sta­tek ten wydał się cokol­wiek podej­rzany. Na prze­czu­ciach wpraw­dzie trudno jest opie­rać kon­kretne dzia­ła­nie, ale fakt, że sta­tek nie nosił ani han­dlo­wej, ani wojen­nej ban­dery, lecz nie­miecką flagę pań­stwową, wydał się wystar­cza­jąco intry­gu­jący, by odpo­wiedni mel­du­nek tego jesz­cze dnia powę­dro­wał do Lon­dynu.

– „Alt­mark”? – zapy­tał sam sie­bie Bob Col­lins. – Cóż za prze­klęta łajba, że jej nie można tu zna­leźć! – mru­czał pod nosem, wer­tu­jąc pospiesz­nie „Jane’s Figh­ting Ships”1.

W reje­strze Lloyda zawie­ra­ją­cym spis wszyst­kich stat­ków han­dlo­wych Bob rów­nież nie odna­lazł tego, czego szu­kał.

Ale ten wła­śnie fakt zmu­szał mimo woli do głęb­szego zasta­no­wie­nia. O jakimś prze­ocze­niu w jed­nym lub dru­gim wydaw­nic­twie nie mogło być mowy, a zatem? Zatem ist­niał jakiś sta­tek, który pra­gnął, aby o nim nic nie wie­dziano. Dla­czego? Co mógł kryć ów zbior­ni­ko­wiec, w jakim kie­runku podą­żał i dla jakich celów?

Czas był zbyt nie­spo­kojny, aby poku­sić się o zna­le­zie­nie odpo­wie­dzi na te pyta­nia jedy­nie dla zaspo­ko­je­nia swo­jej cie­ka­wo­ści. To musiało już wkro­czyć w sferę zain­te­re­so­wań natury cał­ko­wi­cie służ­bo­wej. Odpo­wiedni raport musiał więc pójść wyżej.

Bob miał ciężką głowę, to trzeba przy­znać. W swo­jej nie­do­świad­czo­nej jesz­cze naiw­no­ści sądził, że po morzach mogą pły­wać tylko te statki i okręty, któ­rych opis i dane zawarte zostały na kar­tach wielce sza­now­nych i powa­ża­nych wydaw­nictw. Wszystko to, co nie było zamiesz­czone tam wła­śnie, po pro­stu nie miało prawa prze­by­wać na morzach świata, a więc ist­nieć.

Kolega Boba Jimmy Platt uwa­żał sie­bie za znacz­nie spryt­niej­szego. Kto wie, czy nie miał racji. On wpraw­dzie rów­nież się­gnął do ofi­cjal­nego wydaw­nic­twa, ale zupeł­nie innego i na pozór mało zwią­za­nego ze spra­wami mor­skimi. Był to spis sygna­łów radio­wych wyda­nych w Ber­nie przez Mię­dzy­na­ro­dową Unię Tele­gra­ficzną i Radio­te­le­gra­ficzną.

„Alt­marka” nie potrze­bo­wano szu­kać zbyt długo. Przy jego nazwie wid­niał sygnał wywo­ław­czy ozna­czony lite­rami DTAK.

Pokusa była zbyt ponętna, by jej nie ulec. W dwa dni póź­niej jedna z nad­brzeż­nych radio­sta­cji wysłała w eter sygnał, który miał napro­wa­dzić na pierw­szy trop.

Na sygnał ten nie otrzy­mano odpo­wie­dzi. „Alt­mark” pozo­stał na­dal tajem­nicą…

2 wrze­śnia na pokła­dzie „Alt­marka” po raz pierw­szy któ­ryś z ofi­ce­rów odwa­żył się ofi­cjal­nie wspo­mnieć coś o woj­nie. Dau, dowódca statku, mach­nął pogar­dli­wie ręką:

– Cała ta zabawa skoń­czy się naj­da­lej w prze­ciągu mie­siąca…

To lek­ce­wa­żące oświad­cze­nie brzmiało taką pew­no­ścią sie­bie, że nikt nie pró­bo­wał nawet zapy­tać, na czym kapi­tan Dau opiera swoje obli­cze­nia. Porucz­nik Schmidt skrzy­wił się z nie­za­do­wo­le­niem, wyra­ża­jąc obawę, czy w ciągu tak krót­kiego czasu zdążą wyko­nać swoją misję z wystar­cza­ją­cym hucz­kiem, aby jego echo dotarło do uszu Führera.

Dowódca spoj­rzał na niego suro­wym wzro­kiem.

– Czy panu wia­domo coś­kol­wiek o cha­rak­te­rze naszych zadań?

Schmidt zmie­szał się. Rze­czy­wi­ście, nikt z załogi nie miał na razie poję­cia o tym, dla jakich celów „Alt­mark” wyszedł na Ocean Atlan­tycki, i jedy­nie każdy mógł się domy­ślać, że z całą pew­no­ścią nie była to wycieczka tury­styczna.

Fakt, któ­rego Dau w grun­cie rze­czy nie brał pod uwagę, spo­wo­do­wał, że już naza­jutrz zmu­szony był przy­naj­mniej czę­ściowo odsło­nić tę tajem­nicę przed załogą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Wydaw­nic­two zawie­ra­jące dane cha­rak­te­ry­styczne wszyst­kich okrę­tów wojen­nych świata. [wróć]