Alfabet mamy i taty - Ewa i Michał Borkowscy - ebook

Alfabet mamy i taty ebook

Ewa i Michał Borkowscy

4,7

Opis

Pracując z dziećmi, często dochodzimy do ściany, która polega na tym, że nie jesteśmy w stanie dać naszym podopiecznym tego, czego zabrakło im ze strony rodziców. 

Dlatego postanowiliśmy napisać tę książkę i podzielić się osobistym doświadczeniem budowania rodziny i wychowywania dzieci. W tym celu wypisaliśmy hasła, które kojarzą nam się z rodziną i są dla nas ważne. Żeby zorganizować myśli, zrobiliśmy to w porządku alfabetycznym. I właśnie w takiej formule powstała cała książka. 
.
To również podpowiedź dla ciebie – ponieważ warto samemu, na własny użytek, określić, co jest ważne i co wpisuje się w twój rodzicielski alfabet. Zdefiniowanie tego pozwala w trudnych sytuacjach zachować się wobec dziecka tak, że nie cierpią na tym wasze relacje, a dzięki nim w twoim domu dorasta szczęśliwy człowiek.
Autorzy
.
Ewa – pedagog, terapeuta, wyznaje zasadę, by nie prostować rzeczy prostych.
Michał – psycholog, zbieracz ludzkich historii, w których zawsze znajduje drugie dno.
.
Spis treści:
Aksjomaty, Armagedon, Babcia, Bezpieczeństwo, Cel, Czas, Czułość, Decyzje, Depresja poporodowa, Dziadek, Emocje, Fantazja, Grawitacja, Harmonia, Inaczej niż zwykle, Jedzenie,
Język, Kwiaty, Lęk, Łóżko, Miłość, Nastolatki, Odpoczynek, Odraczanie gratyfikacji, Pasja, Patrzeć, Quality time, Relacje, Rozwód, Samodzielność, Szczęście, Śmierć, Świętowanie, Tama, Terapia, 
Transparentność, Tu i teraz, Urlop, Virus, Wdzięczność, Wulkan złości,
X jak niewiadoma, YouTube, Zajęcia dodatkowe, Zapamiętaj, Źdźbło, Życie przez małe „ż”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 142

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mikolaj12

Nie oderwiesz się od lektury

Trafiłem przypadkiem a oceniam, że to jedna z najlepszych książek dla rodzicow - zwięzłe wątki, rozmaite zagadnienia, wartościowe przykłady. Literacko też znacznie powyżej średniej. Fajny kontekst polskich realiów, czego brakuje innym lekturom dla rodziców - tłumaczeniom zagranicznych popularnych hitów. Duże pozytywne zaskoczenie!
10

Popularność




Ta książka jest tania.

KUPUJ LEGALNIE.

NIE KOPIUJ!

Ewa i Michał Borkowscy

Nihil obstat: L.dz. 2020/09/NO/P

Za pozwoleniem

Przełożonego Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej

Towarzystwa Jezusowego – o. Tomasza Ortmanna SJ

Warszawa, 7 sierpnia 2020 r.

Książka nie zawiera błędów teologicznych.

Redakcja

Joanna Sztaudynger

Anna Lasoń-Zygadlewicz

Projekt graficzny i skład

Bogumiła Dziedzic

Zdjęcia

Marek Popowski

© Fundacja Mocni w Duchu

© Ewa i Michał Borkowscy

ISBN 978-83-67126-27-4

Mocni w Duchu – Centrum

90-058 Łódź, ul. Sienkiewicza 60

tel. 42 288 11 53

[email protected]

odnowa.jezuici.pl

Zamówienia

tel. 42 288 11 57, 797 907 257

[email protected]

odnowa.jezuici.pl/sklep

Wydanie pierwsze

Wstęp

Napisaliśmy tę książkę, bo chcemy być sławni! ;) ale nie tylko dlatego. Oboje pracujemy z dziećmi i często dochodzimy do ściany, która polega na tym, że nie jesteśmy w stanie dać naszym podopiecznym tego, czego zabrakło ze strony rodziców. Dlatego postanowiliśmy podzielić się osobistym doświadczeniem budowania rodziny i wychowywania dzieci.

Czytając książkę, możesz mieć wrażenie, że jej ton jest nieco dyrektywny. Nie szkodzi. Jeśli przyjmiesz zaproponowane przez nas rozwiązania, to będzie nam miło, ale jeśli się z nami nie zgodzisz, to też może być pożądany owoc tej lektury. Jako rodzic ostatecznie to ty podejmujesz decyzję, jaką drogą pójdziesz, jakie sposoby wychowywania wdrożysz, a jakie odrzucisz. Możesz posłuchać naszego głosu lub innych specjalistów, babci, dziadka, księdza i teściowej, ale ostatecznie to ty podejmujesz decyzje, co zrobisz. Na tym polega rodzicielstwo, i całe życie. Dla nas ważne jest to, żeby pobudzić cię do refleksji nad tym, co robisz, abyś robił to świadomie. 

Przed napisaniem książki spontanicznie wypisaliśmy słowa i hasła, które kojarzą nam się z rodziną i w jej kontekście są dla nas ważne. Żeby zorganizować myśli, zrobiliśmy to w porządku alfabetycznym. Czasem jedna litera zrodziła kilka skojarzeń, innym razem tylko jedno. W tej formule powstała cała książka. Ale to również podpowiedź dla ciebie – każdy sam, na własny użytek, może określić, co jest dla niego ważne i co wpisuje się w jego rodzicielski alfabet. My to zrobiliśmy, twoja kolej!

Aksjomaty

Michał

Życie jest nieustającą zmianą i zaskoczeniem. Dla rodzica niespodzianki to chleb powszedni – poczynając od tego, że nie umiemy przewidzieć, jak przebiegnie poród, jak dziecko będzie się zachowywało na początku, jakie numery nam wywinie jako nastolatek czy wreszcie jak potraktuje nas na starość. Nie da się przewidzieć wszystkich sytuacji i na nie przygotować. Nawet własnych reakcji nie można być do końca pewny, a co dopiero jeśli w interakcji bierze udział więcej osób, z których każda jest nieprzewidywalna. Do tego dochodzą jeszcze okoliczności zewnętrzne, które też nie gwarantują żadnej stałości. W psychologii mówi się (pół żartem, pół serio) o prawie różności, które podobno jako jedyne jest zawsze prawdziwe. Brzmi ono tak: „Różni ludzie, w różnych sytuacjach zachowują się różnie”. Dlatego przygotowując się na tę podróż w nieznane, warto pomyśleć o swoich osobistych aksjomatach, czyli takich założeniach, które dla mnie są fundamentalne, poza które nigdy nie chcę wyjść, nad którymi nigdy nie chcę się zastanawiać. Każdy powinien podjąć refleksję i dojść do własnych odpowiedzi. Wielu ludzi za taki aksjomat przyjmuje na przykład zasadę „współmałżonek jest najważniejszy”, „najpierw rodzina, potem praca” czy bardziej konkretnie: „nigdy nie uderzę mojego dziecka”. Warto przygotować sobie pewne odpowiedzi wcześniej, zanim życie nas o nie zapyta, bo wtedy zwykle towarzyszą temu tak silne emocje, że nie ma czasu na trzeźwą refleksję.

Pamiętam, że takie poukładanie spraw pomogło mi w pewnej krytycznej sytuacji, świeżo po przeprowadzce do nowego domu. Bawiłem się z dziećmi na dole, kiedy usłyszałem przeraźliwe wołanie Ewy z góry. Pamiętam, że biegnąc do niej, myślałem: „Dzieci były ze mną bezpieczne. Ewa mnie woła, więc nie stało się jej nic złego. Czyli wszystko jest dobrze”. Na górze zastał mnie rozwijający się pożar, który na szczęście udało się stłumić, ale towarzyszył mi przez cały czas spokój wynikający z myśli: „Wszyscy są bezpieczni, czyli wszystko jest dobrze”. Była to ważna lekcja, która potwierdziła co (a właściwie kto) jest dla mnie w życiu najważniejsze. Codzienność jest zwykle mniej dramatyczna i ekstremalna, ale też nieustannie sprawdza nasze poukładanie i wartości. Kolejny wyjazd służbowy akurat wtedy, kiedy dziecko ma przedstawienie w przedszkolu? Kolacja służbowa dokładnie w rocznicę ślubu? A może wypad na weekend z kolegami w góry w czasie, kiedy twoja żona potrzebuje, żebyś był blisko? Pewnie każdy z nas mógłby dopisać do tej listy własne przykłady, kiedy życie sprawdziło nasze priorytety w praktyce. Łatwiej jest w takich momentach podejmować właściwe decyzje, jeżeli wcześniej przemyślało się podstawowe sprawy.

Rozmawiając o aksjomatach z rodzicami, lubię porównywać rodzinę do modelu atomu. Otóż atom składa się z jądra umieszczonego w centrum (zbudowanego z protonów i neutronów), a wokół tego jądra krążą elektrony. Jądro ma określoną masę, dzięki której przyciąga elektrony z właściwą siłą tak, że one się nie oddalają zbytnio, ale też nie rozbijają się o jądro. Uważam, że podobnie jest w systemie rodzinnym. Zawsze jedna relacja jest centralna i jej jakość generuje siły, które wpływają na pozostałe elementy układu. Z moich obserwacji wynika, że najlepiej wszystkim robi, jeśli centrum rodzinnego układu stanowi relacja mamy i taty. Niestety, często jest inaczej. Kobiety po urodzeniu dziecka w naturalny, wręcz fizjologiczny sposób zaczynają kierować centrum swojej uwagi i swojej uczuciowości bardziej w stronę dziecka niż partnera. Za to nie powinno się ich winić, ale warto świadomie przeciwdziałać tej tendencji. W przypadku kobiet już sama świadomość takiego stanu rzeczy jest dużym krokiem w kierunku przywrócenia właściwej harmonii i równowagi.

Zadaniem mężczyzny jest natomiast walka o swoją pozycję w rodzinie. Oczywiście chodzi tu o walkę bardzo delikatną, ponieważ wrogiem są tu jedynie naturalne, biologiczne procesy, którym nikt nie jest winny – ani dziecko, ani jego mama. Czasami pytam prowokacyjnie ojców moich małych pacjentów: „Dlaczego pozwala pan na to, żeby żona sypiała z kimś innym?”. Najczęściej tłumaczą to rzekomymi potrzebami dziecka: „samo absolutnie nie zaśnie” itp. Uważam, że to nieprawda. To zasłona dymna, która pomaga ukryć nasze własne potrzeby, lęki i relacyjne lenistwo. Łatwiej jest położyć się w pokoju dziecka, które „beze mnie nie potrafi zasnąć”, niż położyć się w sypialni obok męża, w stosunku do którego akurat przeżywasz nieprzyjemne emocje. Łatwiej uciec do dziecka, niż troszczyć się z pełnym zaangażowaniem o relację ze współmałżonkiem – także w wymiarze seksualnym, kiedy nie masz na to ochoty czy po prostu siły.

Prawda natomiast jest taka, że dziecko (podobnie jak kwiat) najlepiej rozwija się na żyznej glebie relacji swoich rodziców. Oczywiście będzie ono dążyć do przesuwania pewnych granic, będzie starało się być ważniejsze od taty czy mamy, bo w ten sposób dokonuje się jego rozwój. Jednak jeżeli mu się to uda, natychmiast automatycznie obniży się jego poczucie bezpieczeństwa. Czasami porównuję to do lotu samolotem – chciałbym usiąść za sterami Boeinga, ale gdyby trzeba było rzeczywiście go pilotować, albo wylądować, to ja najbezpieczniej będę się czuł na miejscu pasażera, ze świadomością, że w kabinie jest doświadczony pilot. Z dzieckiem jest podobnie. Ono nieustannie będzie próbowało siąść za sterami, rządzić (bo to jest mechanizm rozwojowy), ale podświadomie czuje, że to rodzic wie, co jest dla niego dobre. Jest to więc zmaganie, które trzeba podjąć dla dobra związku i dla dobra samego dziecka, choć ono chwilowo rozumie to dobro inaczej.

Ewa

Warto też zawczasu odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: czy po ślubie ważniejsza jest rodzina, z której wyszłam, czy ta, którą założyłam? Niestety, wiele małżeństw nie przetrwało, ponieważ wybrało dobro rodziny generacyjnej nad prokreacyjną. Nie zawsze jest to jeden dramatyczny moment, kiedy żona ucieka do rodziców, zamiast wspólnie z mężem przechodzić i pokonywać kryzys. Często są to drobne decyzje, uzbierane przez lata, np. wolne dni spędzone na malowaniu płotu u mamusi, podczas gdy własny dom nie może się doczekać niezbędnych remontów. Całe bogac two żartów o teściowych nie wzięło się znikąd i nie jest oderwane od rzeczywistości. Jest to obszar bardzo wielu trudnych pytań, decyzji i wyborów, przez który łatwiej jest przejść, jeżeli po ślubie przyjmie się, że założona właśnie rodzina jest najważniejsza i od teraz wszystkie inne sprawy będą temu podporządkowane.

Kto w rodzinie jest dla ciebie najważniejszy?Czy były już takie momenty, kiedy życie zweryfikowało twoje priorytety?Czy ważniejsza jest dla ciebie rodzina, z której wychodzisz, czy ta, którą założyłeś?Na jakie zachowanie w stosunku do żony/męża/dzieci nigdy sobie nie pozwolisz (jakich słów nie użyjesz, jakich gestów nie wykonasz itd.)?Czy sypiasz ze współmałżonkiem, a twoje dziecko w osobnym pokoju (o ile pozwalają na to warunki mieszkaniowe)?Z kim jako pierwszym witasz się po powrocie do domu?Jeżeli jesteście w jakimś miejscu (na przykład w kościele) całą rodziną, to jak siadacie? Czy tata i mama siedzą obok siebie?

Armagedon

Ewa

Kiedy się pobieraliśmy, inni mówili nam: „Już nigdy nie będzie tak samo”. Gdy miało nam się urodzić pierwsze dziecko, mówili: „Teraz wszystko będzie inaczej”, a przy drugim: „Życie będzie już całkiem inne”. I tak w kółko odzywały się w naszym życiu głosy wieszczące kolejny koniec świata. A tymczasem następnego dnia znowu wschodzi słońce, a my budzimy się razem z nim.

Z jednej strony, wieszczenie, że od jakiegoś momentu będzie zupełnie inaczej, to bzdura. Jeśli podjąłeś decyzję, żeby się ożenić (albo wyjść za mąż), to po prostu trzeba ją realizować każdego dnia poprzez podejmowanie wyborów, które stają przed tobą. Podobnie jeśli zdecydowaliście się na dziecko, to przed wami kolejne mniejsze i większe decyzje, jakie będziecie musieli podjąć, żeby zrealizować tę jedną, większą.

Z drugiej strony, mówienie o kolejnych końcach świata to święta prawda, bo życie cały czas się kończy. Każdy zachód słońca to taki mały armagedon. Razem z tym znikającym za horyzontem słońcem kończy się kolejny odcinek ograniczonego czasu, który został ci dany tu, na ziemi. Słońce rano wraca, ale miniony dzień już nie. Każdy kolejny jest zupełnie inny, tak jakby to było inne życie, nowe.

Michał

Już starożytny mędrzec napisał, że na wszystko pod słońcem jest czas: jest czas rodzenia się i umierania. Życie, dopóki trwa, jest nieustającą podróżą, w której ciągle zmienia się krajobraz za oknem. Niektórzy mówią, że życie to pielgrzymka. Jeśli kiedykolwiek wędrowałeś z pielgrzymką, to wiesz, czym to smakuje. Dzisiaj tu, jutro tam. Nic nie trwa wiecznie. Po drodze niepowtarzalne spotkania, słowa, spojrzenia, gesty, które mogą nic nie znaczyć, albo mogą zapaść głęboko w serce i zmienić całego człowieka (na lepsze albo na gorsze). Trzeba codziennie ruszać w podróż, bo jeśli będziesz próbował się gdzieś zatrzymać, to przestaniesz być pielgrzymem.

Podobnie w życiu – kiedyś byłeś nastolatkiem, potem może studentem, a dziś jesteś rodzicem i małżonkiem. Nowe etapy stawiają nowe wyzwania, wymagające innych rozwiązań. Na przykład ojciec rodziny nie może imprezować jak za kawalerskich czasów, bo rozminie się ze swoim powołaniem i pokaleczy siebie i wszystkich wokoło. Młoda mężatka nie powinna w kryzysie małżeńskim uciekać do mamusi, tak jak wtedy, kiedy zerwał z nią pierwszy chłopak itd.

Tak właśnie staramy się przeżywać nasze życie – jako małżonkowie i jako rodzice. To jest wciąż jedno życie, ale jego krajobraz zmienia się z każdym wschodem słońca. Chcemy wykorzystać ten dzień najlepiej jak się da, ponieważ wierzymy, że od tego zależy, jak przeżyjemy całe życie. Podobnie jak podczas pielgrzymki, sama droga jest równie ważna jak dotarcie do celu.

Na kartach tej książki chcemy porozmawiać z tobą o tym, jak realizować swoje rodzicielstwo. Opowiemy o naszym życiu, o życiu naszych pacjentów i ich rodziców. Potraktuj to jako zaproszenie do dialogu i spróbuj odnaleźć własne odpowiedzi na nasze pytania, jeśli uznasz je za istotne. I nie przyjmuj łatwo naszych odpowiedzi, ale dyskutuj z nimi.

Ostatecznie ty masz swoją własną pielgrzymkę i sam jesteś odpowiedzialny za to, jak ją przejdziesz. Jeśli jesteś rodzicem, to ty jesteś odpowiedzialny za to, jak to zadanie wypełnisz. Zrób to po swojemu, ale w sposób przemyślany, żebyś się kiedyś nie tłumaczył, że czegoś nie wiedziałeś, albo o czymś nie pomyślałeś… Nikt nie dał nam instrukcji, jak być rodzicem. I bardzo dobrze, bo taką instrukcję trzeba sobie napisać samemu.

Babcia

Michał

Babcia to wspaniała osoba i bardzo ważna instytucja. Parafrazując klasyka, można powiedzieć, że o tym, jak jest wspaniała, ten tylko się dowie, kto nie może korzystać z jej pomocy. Dyspozycyjna babcia stanowi nieocenioną pomoc w wychowaniu dzieci: zaopiekuje się, odbierze z przedszkola czy szkoły, nakarmi itd. Nie ukrywajmy, że taka pomoc niesie za sobą także bardzo wymierne korzyści w postaci oszczędności, choćby na opiekunce. Myślę, że tym, którzy korzystają z pomocy babci, dobrze zrobi, jeżeli policzą sobie, ile konkretnie pieniędzy zostaje im w domowym budżecie dzięki niej. Taka kalkulacja poszerzy pole świadomości, otworzy na postawę wdzięczności, a także pokaże, ile trzeba postawić na szali, jeżeli zdarzy się, że babcia nie współpracuje z nami i bardziej przeszkadza niż pomaga. A może się tak stać, ponieważ Instytucja Babcia rządzi się własnymi prawami.

Pamiętam, jak kiedyś pewna świeżo upieczona babcia opowiadała mi: „Panie Michale, to jest coś zupełnie innego, bo wnuka można tylko kochać. Własnymi dziećmi człowiek się martwił, co to będzie, czy dobrze wychowujemy, czy nie – a wnuka można tylko i wyłącznie kochać”. Dlatego tak ważne jest dobre ustawienie relacji naszych oraz naszych dzieci z babcią.

Gdy miało się urodzić nasze pierwsze dziecko, mama Ewy zaproponowała, że może wziąć dwa tygodnie urlopu, żeby jej pomóc. Na szczęście żona była na tyle przytomna, że powiedziała stanowczo: „Nie, dziękujemy, poradzimy sobie sami”. Te pierwsze dni z nowym człowiekiem w domu to był dla naszego małżeństwa czas szczególny (a zarazem duża próba). Pierwsza kąpiel, podejmowanie decyzji o ewentualnym dokarmianiu, nieprzespane noce i wiele innych niepowtarzalnych sytuacji, przez które musieliśmy przejść we dwoje. Ten czas bardzo nas zjednoczył ze sobą. Gdyby była wtedy z nami nasza mama, pewnie byłoby nam łatwiej, mielibyśmy więcej wolnego czasu, ale byłaby to korzyść krótkoterminowa. Dzięki temu, że wtedy było nam trudniej, dzisiaj jest nam łatwiej – i w pewnym sensie odcinamy kupony od tamtego trudu i zaangażowania.

Ewa

Czasami trzeba postawić sprawę na ostrzu noża. Ostatecznie to my, rodzice, jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieci, dlatego to my podejmujemy najważniejsze decyzje. Babcia, choć jest z definicji osobą „tylko kochającą”, powinna stać się aktywnym członkiem drużyny, w której to my jesteśmy kapitanem. Wielu z nas musi wykonać zaległą pracę w swojej relacji z rodzicami. Ta relacja musi dojrzeć w trybie przyspieszonym, co wymaga wysiłku, podjęcia starań, komunikacji, a czasem też świadomego wejścia w konflikt. Święty spokój NIE MOŻE BYĆ w tej sytuacji żadną wartością! Motywacją do podjęcia takiego trudu jest dobro dziecka – dla poczucia bezpieczeństwa ono potrzebuje żyć w środowisku dorosłych, którzy nadają na tych samych falach. Jeżeli babcia neguje zasady ustalone przez rodziców, to ostatecznie robi krzywdę wnukowi. Oczywiście jest pewien margines „przymkniętego oka”, bo babcia to babcia… Kiedy jednak widać, że pomieszanie zasad zaczyna odbijać się emocjonalną czkawką samemu dziecku, nie można odpuszczać i trzeba zawalczyć – nawet z własnymi rodzicami.

Rodzice naszych pacjentów często tłumaczą się tym, że muszą ustępować babci, bo są zależni od jej pomocy, ponieważ inaczej nie mogliby pracować, robić tego czy tamtego. Każdy ma swoją opowieść, każdy ma swoją wymówkę (bo ostatecznie to są wymówki), ale powraca pytanie o priorytety. Jeżeli odpowiedziałeś sobie, co dla ciebie jest w życiu najważniejsze, to wystarczy tylko, abyś swoją codzienność poukładał odpowiednio do tej odpowiedzi. Jeżeli tego nie robisz, to nie usprawiedliwiaj się żadnym „muszę” ani „nie mogę”. Po prostu tego nie robisz, bo tak ci wygodniej. Masz prawo podjąć taką decyzję. Naprawdę masz prawo kierować się w życiu swoim wygodnictwem – tylko lepiej ci zrobi, jeśli sam przed sobą się do tego przyznasz i przestaniesz oszukiwać wszystkich wkoło.

Bezpieczeństwo

Michał

Bezpieczeństwo jest absolutnym priorytetem. Tak się złożyło, że ten rozdział piszemy w marcu 2020 roku, kiedy w Polsce obowiązuje kwarantanna z powodu światowej pandemii koronawirusa. Ten czas, jak żaden inny dotychczas, uświadamia nam, jak bardzo kruche jest nasze poczucie bezpieczeństwa. Z jednej strony staramy się nie ulegać panice, z drugiej obawiamy się, żebyśmy nie byli ostatnimi, którzy nie zrobili zapasów.

Ta sytuacja pomoże nam zrozumieć, jak możemy postępować, żeby nasze dzieci nie doświadczały nadmiernego strachu czy lęku. One mają prawo do radosnego dzieciństwa w każdym czasie, o ile tylko jest to możliwe. Jak o to zadbać?

Po pierwsze, jak zwykle praca z samym sobą i z własnymi emocjami. Ważne, żebyśmy nie obciążali dzieci swoim niepokojem. Dlatego musimy uczyć się radzenia sobie z własnymi emocjami. To jest umiejętność, którą  cały czas trzeba ćwiczyć, ponieważ nie jest dana raz na zawsze. Najważniejsze jest uświadomienie sobie niepokoju i nazwanie go. Potem warto szukać zrozumienia zjawiska, z którego on wynika, przez co nasz świadomy umysł będzie stopniowo odzyskiwał kontrolę. Kiedy już uda nam się jako tako opanować samych siebie, możemy przejść do pracy z dzieckiem. Najważniejsze, żeby dziecko nigdy nie było terapeutą swojego rodzica, bo to jest pewna forma przemocy.

Ewa

Istotne jest, aby nie wypierać emocji i nie negować ich. Starajmy się uczyć dziecko spostrzegać i nazywać swoje uczucia. Możemy być dla niego wspaniałymi przewodnikami w tej dziedzinie. Najlepiej zrobić to, dając przykład i samemu nazywając swoje uczucia. Nie oczekujmy, że dzieci będą umiały bez problemu opowiedzieć o swoich, skoro nam przychodzi to z trudem. Jest to proces, który wymaga cierpliwości, wytrwałości i wyrozumiałości.

Człowiek opanowuje swój niepokój o tyle, o ile rozumie zjawisko, z którego on wynika, dlatego warto wytłumaczyć dziecku, co się dzieje i dlaczego (oczywiście dopasowując treść i język do jego wieku). Psychoterapeuci mawiają: „trzeba wejść do tej piwnicy”. Oznacza to, że niektóre lęki wymagają konfrontacji. Oczywiście nie wszystko na raz i natychmiast. Jeżeli dziecko, na przykład, boi się pająków, to najpierw możemy z nim o tym rozmawiać, potem obejrzeć zdjęcia, potem wybrać się do sklepu zoologicznego. Nie od razu bierzemy tarantulę do ręki. Jednak konsekwentne unikanie trudnego tematu i „wycinanie” pewnych bodźców z rzeczywistości – tylko utrwala lęk. Przy czym niektóre sytuacje wymagają wsparcia ze strony specjalisty.

Ważne, żebyśmy nie obciążali dzieci własnym nieuświadomionym lękiem. One mają prawo w każdej sytuacji czuć się bezpiecznie. Dlatego warto postawić emocjonalną tamę i zatrzymać na sobie to, co należy do świata dorosłych.

W praktyce oznacza to:

powstrzymanie się od komentowania pewnych wydarzeń w obecności dziecka.

nieoglądanie i niesłuchanie programów informacyjnych w obecności dziecka. Wyobraź sobie, co ono czuje, gdy podczas wspólnej podróży samochodem radio nagle informuje: „W Katowicach pijani rodzice znęcali się nad swoim sześciomiesięcznym dzieckiem”. A przecież tak dramatycznie rozpoczyna się wiele serwisów informacyjnych.

pewnych decyzji nie konsultujemy z dziećmi, tylko przedstawiamy im gotowe rozwiązanie, z przekonaniem i spokojem w głosie.

u lekarza nie pytamy dziecka, czy podda się badaniu, tylko przekazujemy mu krótkie polecenia, co ma zrobić. Nie oszukujemy dziecka, że wbicie igły jest jak ukłucie komara, bo to może tylko wzmóc jego lęk. Nikt nie chce, żeby go komary kąsały. Lepiej wytłumaczyć spokojnie, że to zaboli, ale tylko przez chwilę, że można przy tej okazji płakać, ale jest to konieczny zabieg.

w przypadku realnego zagrożenia komunikujemy się z dzieckiem krótkimi, rzeczowymi sformułowaniami.