Adolf Hitler, Mój dziennik - Christopher Macht - ebook

Adolf Hitler, Mój dziennik ebook

Christopher Macht

4,4

Opis

Gdy Hitler wchodził na mównicę, Niemcy wiwatowali na jego cześć i wpadali w ekstazę. Niektórzy porównywali to zjawisko do stanu hipnozy i ekstremalnej euforii. Okazuje się, że przywódca Trzeciej Rzeszy był nie gorszym pisarzem niż mówcą. Od wielu lat poszukiwano jego dzienników, które miały ulec zniszczeniu lub zaginąć w dniach klęski Trzeciej Rzeszy wiosną 1945 roku - w mediach pokazywały się nawet fałszywki. Wreszcie dotarł do nich Christopher Macht, autor bestsellerowej serii „Spowiedzi Hitlera”. W nieznanych dotąd zapiskach dyktator i jeden z największych zbrodniarzy wszech czasów odsłania prawdziwą twarz i zdradza tajemnice, o których wielu nie miało pojęcia. Przekonajmy się, co Hitler chciał ukryć przed światem!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 243

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (5 ocen)
3
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kpyziapl

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa, nawet bardzo. Świetny klimat, mnóstwo zaskakujących informacji. Czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Polecam!
10

Popularność




Wstęp

Śmiało mogę stwier­dzić, że jestem osobą, która wie naj­wię­cej na świe­cie o Adol­fie Hitle­rze. Nikt nie posiada takiej wie­dzy na temat tego czło­wieka jak ja. Goeb­bels, Him­m­ler czy spa­siony Göring – oni mogą tylko o tym poma­rzyć… I choć nie wia­domo, jak bli­sko byliby Führera, to i tak mi do pięt nie doro­sną, zapew­niam! Zresztą nie ma się co dzi­wić. Skoro jestem Adol­fem Hitle­rem, to jest oczy­wi­ste, że wiem o sobie sporo. Ha! ha!

No dobrze, ktoś powie, ale jak to?! Prze­cież nikt nie sły­szał o pamięt­ni­kach Hitlera! Zgoda, ale kto miał o tym sły­szeć, skoro to był mój malutki sekret? Nie wie­działa nawet o tym moja Ewa… Kie­dyś pomy­śla­łem, że skoro Goeb­bels pisze pamięt­nik, to dla­czego i ja nie mógł­bym tego robić?! Jako zesła­niec na zie­mię, poja­wi­łem się tutaj z misją. Mam zatem wię­cej powo­dów do tego, by taki pamięt­nik stwo­rzyć! Moja misja, cie­kawe życie, cią­głe podej­mo­wa­nie waż­nych decy­zji… To musi być to! I nie mam zamiaru owi­jać w bawełnę. Będę tutaj pisał to, co naprawdę myślę, a nie to, co ludzie chcą usły­szeć. Za moment ujaw­nię moją praw­dziwą twarz. I nawet zdra­dzę na swój temat tajem­nice, o któ­rych do tej pory nikt nie miał poję­cia. Macie moje słowo, choć wiem, że słowo poli­tyka jest zwy­kle nie­wiele warte… W tym wypadku będzie jed­nak nieco ina­czej, tym bar­dziej że nie mam już nic do stra­ce­nia.

Uwiel­biam pisać te dzien­niki. Daję w nich upust moim emo­cjom. Krzy­czę w nich wtedy, kiedy nie bar­dzo mam jak się wyżyć w inny spo­sób. Cie­szę się jak dziecko, kiedy nie wypada mi tego zro­bić otwar­cie. Pła­czę… Tak, cza­sami i ja mie­wam chwile smutku. Mnie, wiel­kiemu przy­wódcy, nie wolno jed­nak oka­zy­wać sła­bo­ści… Wrzesz­czę, krzy­czę, wyję, śmieję się, zazdrosz­czę, nie­na­wi­dzę, kocham, lubię… Wła­śnie tu. Mam nadzieję, że będzie­cie odczu­wać te emo­cje razem ze mną.

Posta­no­wi­łem rów­nież, że te zapi­ski ukażą się dopiero po mojej śmierci. Mein Kampf w cza­sach Trze­ciej Rze­szy czy­tał we frag­men­tach lub w cało­ści praw­do­po­dob­nie nie­malże każdy Nie­miec. Prze­ciw­nie jest z dzien­ni­kami. Te wycho­dzą na świa­tło dzienne dopiero po raz pierw­szy… To bar­dzo oso­bi­sta lek­tura…

Kto dosta­nie te pamięt­niki?

Jakiś czas temu odby­łem roz­mowę z pew­nym Żydem. Kto wie, czy to nie jedyny przed­sta­wi­ciel tego narodu, któ­rego darzy­łem szcze­gólną estymą? Zresztą nie­przy­pad­kowo nazy­wają go „Szla­chet­nym Żydem Hitlera”. Nie­wta­jem­ni­czo­nym zdra­dzę, że mam na myśli Edu­arda Blo­cha. To lekarz, który do końca życia opie­ko­wał się moją uko­chaną mamu­sią. To dzięki niemu świat usły­szy (lub może już się to stało?) o Spo­wie­dzi Hitlera1. Kiedy to się sta­nie, nie mam poję­cia. Wiem za to, że to w jego ręce prze­każę także i te zapi­ski. Mam nadzieję, że moje dzien­niki ujrzą świa­tło dzienne dopiero wtedy, gdy będę gryzł trawę od spodu. Zresztą niech tylko ktoś spró­buje ina­czej postą­pić, to szybko pozna, co zna­czy zajść za skórę nazi­stom!

Tym­cza­sem nie będę już dalej roz­wle­kał tego tematu. Świat jest prze­ko­nany, bo takie niosą się plotki wśród zdraj­ców, że na wszyst­kich nara­dach wojen­nych toczę sfla­czałe, nudne mono­logi. Nie mam zamiaru pod­trzy­my­wać tych bzdur w moich pamięt­ni­kach. Tutaj nie będzie żad­nych roz­wle­kłych wpi­sów. Będę pisał o tym jak jest, bez owi­ja­nia w bawełnę. W końcu będę mógł być sobą!

Goeb­bels poka­zał mi kie­dyś frag­ment swo­ich pamięt­ni­ków. Matko, jakie to było nudne! I po co te daty na każ­dym kroku? Nie lepiej każdy wpis po pro­stu zaty­tu­ło­wać? Tak! Tak wła­śnie zro­bię. Będę uni­kał dat i tytu­ło­wał każdy wpis. Na pewno będzie to cie­kaw­sze niż te daty! Już wystar­czy, że w szkole każą nam uczyć się dat na pamięć. Kiedy była bitwa pod Tan­nen­ber­giem, w któ­rym roku zało­żono Rzym, kiedy była bitwa pod Mara­to­nem?! Ludzie, mia­łem w szkole dość tych dat. Dla­tego nie mam zamiaru teraz nikogo nimi zamę­czać. Obie­cuję!

Adolf Hitler, Ber­lin, 19… rok (pełna data nie­czy­telna)

Gdzie odna­le­ziono dzien­niki?

2 maja 1945 roku Sowieci w towa­rzy­stwie oddzia­łów 1. Armii Woj­ska Pol­skiego zdo­byli Ber­lin. Już o świ­cie Polacy wywie­sili pol­ską flagę na 67-metro­wej Kolum­nie Zwy­cię­stwa2. Sza­cuje się, że w bitwie o Ber­lin uczest­ni­czyło około dwu­na­stu tysięcy Pola­ków. Póź­niej dołą­czyli do nich alianci.

Jesz­cze tego samego dnia roz­po­częło się wiel­kie plą­dro­wa­nie ofi­cjal­nych gma­chów mini­sterstw Trze­ciej Rze­szy, poło­żo­nych przy Wilhelmstraße. Sowieci około połu­dnia zaczęli prze­szu­ki­wać zarówno Kan­ce­la­rię Rze­szy, jak i Führerbunker – bun­kier Führera. Kilka godzin póź­niej na roz­kaz Kremla do obu kom­plek­sów wkro­czył kontr­wy­wiad armii sowiec­kiej – SMIERSZ. Zro­bił to w jed­nym celu – aby odna­leźć ciała Adolfa Hitlera i Ewy Braun oraz zabez­pie­czyć wszyst­kie doku­menty, które mogłyby inte­re­so­wać sowiecką wła­dzę.

Zarówno bun­kier Hitlera, jak i gmach Kan­ce­la­rii Rze­szy sta­no­wiły nie lada atrak­cję dla żoł­nie­rzy. Tygo­dnie upły­wały, a liczba ludzi chcą­cych wejść do pod­ziem­nego bun­kra wodza Trze­ciej Rze­szy nie malała. Jedy­nie część z tych ludzi pro­wa­dziła ofi­cjalne poszu­ki­wa­nia, w trak­cie któ­rych pró­bo­wano odna­leźć doku­menty, m.in. nie­zbędne do roz­li­cze­nia reżimu Hitlera w trak­cie pro­cesu norym­ber­skiego. Pozo­stali wcho­dzili do środka, by zna­leźć pamiątki po nazi­stow­skich dygni­ta­rzach, które można by póź­niej sprze­dać.

Dwa mie­siące póź­niej pewien Polak, który szedł Voßstraße, posta­no­wił wejść do ruin Nowej Kan­ce­la­rii Rze­szy. Nie miał poję­cia, że dwa­dzie­ścia minut póź­niej znaj­dzie doku­menty, które zmie­nią bieg histo­rii…

W środku gma­chu, w któ­rym na każ­dym kroku pano­wała wszech­obecna wil­goć, mnó­stwo było nad­kru­szo­nego betonu, szczu­rów i resz­tek po szy­bach wen­ty­la­cyj­nych. Uwagę Polaka przy­kuł wła­śnie jeden z nich. Z czy­stej cie­ka­wo­ści posta­no­wił wło­żyć do niego głowę. Ku swo­jemu zasko­cze­niu zauwa­żył, że w pew­nym miej­scu osy­pało się mnó­stwo gruzu. Stwo­rzył on nie­wielki kop­czyk, spod któ­rego wysta­wał zaku­rzony paku­nek. Polak był pewien, że obok szybu, a może nawet w szy­bie, wybu­do­wano skrytkę, która na sku­tek cią­głego nisz­cze­nia budynku i jego wcze­śniej­szych bom­bar­do­wań przy­pad­kowo została uszko­dzona i odkryta. Jego oczom uka­zało się nie­zwy­kłe zna­le­zi­sko, wtedy jed­nak nie wie­dział jesz­cze, jak bar­dzo jest ono cenne. W szy­bie spo­czy­wał bowiem nie­tknięty paku­nek, zawi­nięty w stare wyda­nia „Völkischer Beobach­ter”. Polak wziął zawi­niątko w ręce i scho­wał je do kie­szeni płasz­cza. Dopiero po powro­cie do domu posta­no­wił je odpa­ko­wać.

Dwa­dzie­ścia lat póź­niej roze­grał się dra­mat. Żona wspo­mnia­nego pol­skiego żoł­nie­rza ciężko zacho­ro­wała, a ratun­kiem było kosz­towne lecze­nie. Paku­nek odku­pił więc pewien czło­wiek, który po latach, po lek­tu­rze Spo­wie­dzi Hitlera mojego autor­stwa, posta­no­wił się z nim roz­stać i prze­ka­zać go mnie. Co było w środku? To, co prze­czy­ta­cie Pań­stwo na dal­szych stro­nach. Tak, to dzien­niki Hitlera!

Chri­sto­pher Macht

„Pewien Polak, który szedł Voßstraße, posta­no­wił wejść do ruin Nowej Kan­ce­la­rii Rze­szy. Nie miał poję­cia, że dwa­dzie­ścia minut póź­niej znaj­dzie doku­menty, które zmie­nią bieg histo­rii…”. Dzie­dzi­niec wewnętrzny Nowej Kan­ce­la­rii Rze­szy w maju 1945 roku

Data nie­znana

„Nie po to biorę te wszyst­kie tabletki od mojego dok­torka Morella, żeby bez­czyn­nie spać do połu­dnia”. Hitler i jego oso­bi­sty lekarz dr The­odor Morell na tara­sie Ber­ghofu, alpej­skiej rezy­den­cji wodza Trze­ciej Rze­szy, lato 1940 roku

Pigułki, bez któ­rych nie mógł­bym żyć

Jak zwy­kle scho­dzę póź­nym poran­kiem na śnia­da­nie. A to dla­tego, że od rana piszę ten pamięt­nik. Tym­cza­sem ci dur­nie z mojego oto­cze­nia myślą, że ja lubię tak długo spać. To bzdura. Nie po to biorę te wszyst­kie tabletki od mojego dok­torka Morella, żeby bez­czyn­nie spać do połu­dnia. Zresztą à pro­pos „dok­torka”, jak czę­sto nazy­wam swo­jego oso­bi­stego leka­rza Morella, to chciał­bym się do cze­goś przy­znać… Mimo że jestem wła­ści­wie nad­czło­wie­kiem, to z jed­nym pora­dzić sobie nie mogę. To dość wsty­dliwy pro­blem… Co chwila pusz­czam gazy. Wła­ści­wie to już nie zwra­cam na to uwagi! Dzieje się to tak czę­sto i od tak dawna, że zwy­kle nie jestem w sta­nie się poha­mo­wać, nawet gdy prze­by­wam w oto­cze­niu waż­nych tego świata! Mało tego, cza­sami wyda­lam je z sie­bie zupeł­nie nie­świa­do­mie… Dopiero, gdy ktoś instynk­tow­nie odsu­nie się ode mnie dość gwał­tow­nie, przy­po­mi­nam sobie, że to pew­nie znowu to samo. Te gazy są tak kło­po­tliwe, że cza­sem skra­cam narady i ofi­cjalne spo­tka­nia, gdy tylko poczuję to cha­rak­te­ry­styczne świ­dro­wa­nie w dole brzu­cha. To straszne…

Dla­tego wła­śnie korzy­stam z pomocy „dok­torka”. Dzięki jego piguł­kom, które łykam gar­ściami, sta­ram się zwal­czać swoje man­ka­menty zdro­wotne. I one przy­no­szą mi ulgę. A zara­zem strasz­nie mnie uza­leż­niają. Bez nich nie jestem już w sta­nie żyć.

O samym dok­to­rze Morellu napi­szę jesz­cze innym razem. Tym­cza­sem muszę się już zbie­rać. Za chwilę muszę odbyć jakąś nudną naradę gene­ral­ską.

1930

„Dzi­siaj nie mogę swo­bod­nie wyjść do kawiarni czy restau­ra­cji. Gdy to się dzieje, od razu gro­ma­dzi się wokół mnie tłum. […] Dla­tego uni­kam cho­dze­nia do knajp, a jeśli już to robię, to mam swoje ulu­bione miej­sca”. Hitler z Ewą Braun w restau­ra­cji w alpej­skim kuror­cie Gar­misch-Par­ten­kir­chen, 1935 rok

Popu­lar­ność

W przy­padku każ­dego sku­tecz­nego poli­tyka wła­dza wiąże się z popu­lar­no­ścią. Gdy jeste­śmy roz­po­zna­walni, to łatwiej nam zabie­gać o głosy naszych wybor­ców. I z tym liczy­łem się od początku, gdy tylko zro­zu­mia­łem, że poli­tyka jest tym, z czym zwiążę swoją przy­szłość. Czy lubię swoją popu­lar­ność? I tak, i nie. Jest oczy­wi­ste, że bez niej nie zdo­łał­bym odnieść suk­cesu na polu poli­tycz­nym. Z dru­giej zaś strony już teraz mi ona doskwiera.

Ciężko jest mi się gdzie­kol­wiek ruszyć, co chwila bowiem ktoś mnie zacze­pia i prosi o auto­graf albo chce ze mną zamie­nić kilka słów. Konia z rzę­dem temu, kto zna­la­złby pomysł na to, by roz­wią­zać ten pro­blem. Dzi­siaj nie mogę swo­bod­nie wyjść do kawiarni czy restau­ra­cji. Gdy to się dzieje, od razu gro­ma­dzi się wokół mnie tłum. I każdy cze­goś ode mnie chce. Dla­tego uni­kam cho­dze­nia do knajp, a jeśli już to robię, to mam swoje ulu­bione miej­sca, scho­wane na ubo­czu lokali. Choć – i piszę to z dużym smut­kiem – zda­rzają się prze­bie­gli kel­ne­rzy, co to potra­fią ubić na mnie biz­nes i za sowitą opłatą, niby przy­pad­kiem, sadzają obok mojego sto­lika tych, któ­rzy chcie­liby zamie­nić ze mną słowo.

Dla­tego osta­tecz­nie, gdy mam wybór, relak­suję się naj­chęt­niej w lesie. Zabie­ram ze sobą grupę naj­bliż­szych mi osób, roz­kła­damy koce i odpo­czy­wamy, orga­ni­zu­jąc pik­nik. To naj­lep­sze, co mnie może spo­tkać w codzien­nym życiu. Tam nikt mnie nie zacze­pia, a jeśli już, to jest to tylko zwie­rzyna, która upo­mina się o to, by ją dokar­miać reszt­kami jedze­nia.

1932

„To rok, który zapa­mię­tam wyjąt­kowo dobrze. Za mną wybory do Reich­stagu i aż dwie tury wybo­rów pre­zy­denc­kich”. Pla­kat wybor­czy NSDAP z 1932 roku adre­so­wany do miesz­kań­ców wsi. Hasło: „My, rol­nicy, wymia­tamy gnój”

Jak to się robi?

To rok, który zapa­mię­tam wyjąt­kowo dobrze. Za mną wybory do Reich­stagu i aż dwie tury wybo­rów pre­zy­denc­kich. W cza­sie kam­pa­nii wybor­czej byłem w cią­głym ruchu, chcia­łem by poznało mnie i koja­rzyło jak naj­wię­cej osób. Posta­no­wi­łem wyko­rzy­stać więc w tym celu cuda tech­niki naszych cza­sów. Nie ukry­wam, że chcia­łem też zaim­po­no­wać wszyst­kim dookoła, żeby nie mieli wąt­pli­wo­ści, kto powi­nien wygrać te wybory. Może w cza­sach, kiedy mnie nie będzie już na świe­cie, nie będzie to nic odkryw­czego… Ale co innego w 1932 roku! To, co wtedy uczy­ni­łem, dla wielu było czymś magicz­nym, nie­osią­gal­nym! Mia­no­wi­cie lata­łem samo­lo­tem, by poka­zać, że niczym jakiś boha­ter prze­miesz­czam się po nie­bie, poko­nu­jąc dzie­siątki tysięcy kilo­me­trów. Dzięki temu byłem wszę­dzie, gdzie mnie ocze­ki­wano. Lata­jąc samo­lo­tem, za któ­rym tak naprawdę nie prze­pa­dam, wywie­ra­łem wra­że­nie, że wszę­dzie jest Adolf Hitler – czło­wiek, który każ­demu pomoże! Łącz­nie mia­łem jakieś dwie­ście, może nawet trzy­sta spo­tkań wybor­czych. Na każ­dym z nich gro­ma­dziły się tłumy wybor­ców liczące setki tysięcy! Coś nie­sa­mo­wi­tego! Docho­dziło do tego, że z waż­nymi ludźmi w danym regio­nie spo­ty­ka­łem się na scho­dach, w dro­dze na spo­tka­nie, a cza­sem nawet ci ludzie cze­kali na mnie na lot­ni­sku, by zamie­nić ze mną kilka słów tuż przed moim odlo­tem. Każda minuta była wyko­rzy­sty­wana!

Ale tak mię­dzy nami, momen­tami byłem nawet bli­ski stanu, w któ­rym stra­cił­bym przy­tom­ność. Nie mia­łem jed­nak wyboru, musia­łem spo­ty­kać się z tymi ludźmi. Dla­tego wspie­ra­łem się tablet­kami, by mini­ma­li­zo­wać odczu­wane zmę­cze­nie. Nie­któ­rzy powie­dzie­liby, że to nar­ko­tyki… Nie­ważne! To dzia­łało, a ja w kam­pa­nii sze­dłem jak burza!

1933

„Zosta­łem kanc­le­rzem Rze­szy. To nie był przy­pa­dek. To tylko kolejny dowód na to, że prze­zna­cze­nie i los czu­wają nade mną”. Hitler, jako nowy szef rządu Nie­miec, pozdra­wia swych zwo­len­ni­ków, 1933 rok

Jestem bogiem

1933 rok. Okres cudny. W mej pamięci zapi­sze się on szcze­gól­nie, nie­dawno bowiem zosta­łem kanc­le­rzem Rze­szy. To nie był przy­pa­dek. To tylko kolejny dowód na to, że prze­zna­cze­nie i los czu­wają nade mną i nad moimi pla­nami poli­tycz­nymi.

Muszę przy­znać się do pew­nej smut­nej rze­czy, która upar­cie mąci moją radość. Co prawda, nie­któ­rzy na moim miej­scu by się pew­nie zała­mali, nie wytrzy­ma­liby takiego napię­cia psy­chicz­nego… Ja z tym żyję i mam się dobrze! W końcu jestem wyjąt­kowy. Nie tak łatwo obna­żyć moje sła­bo­ści! Cho­dzi mi o to, że wie­lo­krot­nie pró­bo­wano mnie zabić. Pew­nie jesz­cze ta sytu­acja będzie rów­nie czę­sto się powta­rzać. Na szczę­ście zama­chy na moje życie nie robią na mnie już więk­szego wra­że­nia. Każdy kolejny – a mam ich za sobą już kilka – tylko utwier­dza mnie w prze­ko­na­niu, że przy­sze­dłem na Zie­mię z misją, którą mam wyko­nać z pomocą sił wyż­szych. Gdyby tak nie było, to nie uda­łoby mi się tak szybko zostać kanc­le­rzem Trze­ciej Rze­szy. A jed­nak zdo­ła­łem tego doko­nać! To się dzieje!!

Kim chciał­bym zostać?

Ostat­nio zosta­łem zapy­tany o to, dla­czego nie zosta­łem archi­tek­tem, skoro tak bar­dzo mnie inte­re­suje wła­śnie archi­tek­tura, a czy­ta­nie na jej temat daje mi tyle rado­ści? Moja odpo­wiedź była dość krótka, a przy tym oczy­wi­sta. Otóż zosta­łem archi­tek­tem, tyle tylko, że archi­tek­tem Trze­ciej Rze­szy! Moją pasją od zawsze jest archi­tek­tura, albumy o mostach chłonę jed­nym tchem!

Przy tym wszyst­kim w moim umy­śle poja­wiają się wspo­mnie­nia z lat szkol­nych. To wła­śnie wtedy moja cen­zurka szkolna była mocno roz­chwiana. Były przed­mioty, z któ­rych mia­łem oceny celu­jące i godne naśla­do­wa­nia, ale też i takie, gdzie oceny były jedy­nie zado­wa­la­jące, a nawet nie­do­sta­teczne. Z czego byłem naj­lep­szy? Zde­cy­do­wa­nie z histo­rii i geo­gra­fii. Innym przed­mio­tom poświę­ca­łem mniej uwagi.

„Otóż zosta­łem archi­tek­tem, tyle tylko, że archi­tek­tem Trze­ciej Rze­szy! Moją pasją od zawsze jest archi­tek­tura”. Hitler ogląda plany prze­bu­dowy gma­chów Reich­stagu w Ber­li­nie i opery w Mona­chium w pra­cowni archi­tekta Wol­de­mara Brink­manna (po pra­wej), 1938 rok

Prawdę powie­dziaw­szy, i tak to istny cud, że tak wiele rado­ści spra­wiało mi pozna­wa­nie histo­rii. Bądźmy szcze­rzy. To, jak zwy­kle wyglą­dają lek­cje jakie­go­kol­wiek przed­miotu w szkole, woła o pomstę do nieba. A nauka histo­rii to już w ogóle. Zmu­szają tych bied­nych uczniów do wku­wa­nia dat, zamiast uczyć ich wycią­gać wnio­ski z wyda­rzeń, do któ­rych doszło w prze­szło­ści. Po co wku­wać daty? Żeby recy­to­wać je na ape­lach szkol­nych? Już w Mein Kampf prze­ko­ny­wa­łem, że nauka histo­rii powinna pole­gać na poszu­ki­wa­niu przy­czyn wyda­rzeń, które zda­rzyły się w prze­szło­ści, i ana­li­zo­wa­niu ich skut­ków. Dopiero takie pozna­wa­nie histo­rii ma sens. Wyku­wać to może kowal żelazo, a nie daty. To jest bez sensu i powinno się to zmie­nić. Trzeba uczyć się tak, by to, co ważne, zapa­mię­tać, a wszyst­kie inne rze­czy zapo­mnieć. I naj­le­piej wyma­zać je z pamięci. Poza tym uwa­żam jesz­cze, że ludzie nie powinni się uczyć histo­rii. To histo­ria powinna uczyć nas. I to zda­nie zapa­mię­tajmy po wsze czasy.

À pro­pos histo­rii, wła­śnie wer­tuję sobie Mein Kampf. I czy­tam, co kie­dyś tam napi­sa­łem. Wła­śnie mam pod ręką krótki frag­ment doty­czący moich marzeń. Prze­pi­szę go tutaj. Warto go przy­to­czyć, by poka­zać, jakie mia­łem marze­nia jako młody chło­pak:

Sądzę, że moje ówcze­sne oto­cze­nie uwa­żało mnie zapewne za dzi­waka. To, że odda­wa­łem się przy tym z pło­mien­nym zapa­łem mojej miło­ści do archi­tek­tury, było natu­ralne. Wyda­wała mi się ona obok muzyki kró­lową sztuk: moje zaj­mo­wa­nie się nią nie było w tej sytu­acji „pracą”, lecz naj­wyż­szym szczę­ściem. Mogłem aż do póź­nej nocy czy­tać albo ryso­wać, ni­gdy nie byłem zmę­czony. Tak umac­niała się moja wiara, że moje piękne marze­nie o przy­szło­ści sta­nie się rze­czy­wi­sto­ścią, nawet gdyby nastą­piło to po wielu latach. Byłem świę­cie prze­ko­nany, że wyro­bię sobie kie­dyś nazwi­sko jako archi­tekt3.

Już teraz czas poka­zał, że nazwi­sko sobie wyro­bi­łem. Tyle tylko, że nie jako archi­tekt, a ktoś znacz­nie waż­niej­szy. Zresztą mam w gło­wie jesz­cze wiele pla­nów. Ich reali­za­cja sprawi z pew­no­ścią, że na długo zapi­szę się na kar­tach histo­rii.

Nikt mnie nie ośmie­szy!

Gdyby ktoś mnie zapy­tał o mój naj­więk­szy kosz­mar, który naj­czę­ściej śni mi się po nocach, to bez naj­mniej­szego waha­nia stwier­dził­bym, że jest to sytu­acja, w któ­rej żydow­ska prasa doko­na­łaby ośmie­sze­nia mej osoby. W jaki spo­sób mogłaby to uczy­nić? W jesz­cze prost­szy, niż się wszyst­kim wydaje! Na szczę­ście myślę przy­szło­ściowo i już teraz zaka­za­łem mojemu foto­gra­fowi pew­nych czyn­no­ści, które zde­cy­do­wa­nie uchro­nią mnie przed ośmie­sze­niem. Cóż to takiego? Odpo­wiedź jest bar­dzo pro­sta. Mia­no­wi­cie czasy lekko się zmie­niają, przez co publi­ka­cja mojego zdję­cia w kąpie­lów­kach czy nawet w tra­dy­cyj­nym stroju bawar­skim z szel­kami mogłaby mnie ośmie­szyć, szcze­gól­nie kiedy do zdję­cia dopi­sana zosta­łaby okre­ślona histo­ria. W związku z tym bez więk­szych wąt­pli­wo­ści naka­za­łem, by mój naczelny foto­graf Hein­rich Hof­f­mann ni­gdy wię­cej nie publi­ko­wał mojego wize­runku w szel­kach, a te ist­nie­jące, aby zostały natych­miast znisz­czone. O zdję­ciach w kąpie­lów­kach chyba już też kie­dyś pisa­łem? Albo i nie?! W każ­dym razie nie zakła­dam kąpie­ló­wek, by nikt nie sfoto­grafował mnie w tym stroju. A to dla­tego, że moim zda­niem żaden przy­wódca poważ­nego kraju nie powi­nien się poka­zy­wać na zdję­ciu ubrany w same kąpie­lówki czy bie­li­znę. Kto tak czyni, ten nie może liczyć na powa­ża­nie. Nie­któ­rzy uwa­żają, że to samo zresztą tyczy się skó­rza­nych, bawar­skich spode­nek. Dla­tego w nich już mnie nie zoba­czy­cie.

„Czasy lekko się zmie­niają, przez co publi­ka­cja mojego zdję­cia w kąpie­lów­kach czy nawet w tra­dy­cyj­nym stroju bawar­skim z szel­kami mogłaby mnie ośmie­szyć”. Hitler w stroju bawar­skim wraz ze współ­pra­cow­ni­kami (m.in. Rudol­fem Hes­sem) pod­czas odby­wa­nia kary wię­zie­nia za pucz mona­chij­ski w Lands­bergu, 1924 rok

Powiem coś wię­cej. I niech to zosta­nie mię­dzy nami, ponie­waż nie chciał­bym, by to wypły­nęło na świa­tło dzienne przed moją śmier­cią. Nie mam bowiem czasu na żadne tłu­ma­cze­nia. W każ­dym razie mogę zdra­dzić, że teraz, gdy w mej gar­de­ro­bie poja­wiają się nowe ele­menty – takie jak gar­ni­tur, sze­ro­kie spodnie czy prze­piękny kape­lusz – to w pierw­szej kolej­no­ści pro­szę Hof­f­manna o to, by zro­bił mi foto­gra­fie w nowych stro­jach. Następ­nie on wywo­łuje zdję­cia i dopiero wtedy decy­duję, czy dany ele­ment gar­de­roby jest godzien mojej osoby. Jeśli zyskuje on moją akcep­ta­cję, to wów­czas mogę w nim wystą­pić publicz­nie. Wcze­śniej jed­nak nie ma na to szans. Jako sza­nu­jący się przy­wódca, nie mogę sobie pozwo­lić na to, że pokażę się tysiącom ludzi w czymś, w czym będę wyglą­dał po pro­stu źle. A w kwe­stii wyglądu nikt nie dora­dzi mi tak dobrze, jak ja sam sobie! Sam wygląd na zdję­ciu to jed­nak nie wszystko. Muszę bowiem nie tylko dobrze wyglą­dać, ale i dobrze się w tym ubra­niu czuć! Jeśli więc jakiś kape­lusz mi nie leży, to naj­zwy­czaj­niej w świe­cie go wyrzu­cam. I szu­kam kolej­nych ele­mentów mojej gar­de­roby. Nie można prze­cież wystę­po­wać przed tłu­mem ludzi w czymś, co jest nie­wy­godne, w czym nie­ko­rzyst­nie wyglą­dam. To jest bowiem brak sza­cunku nie tylko dla sie­bie, ale i przede wszyst­kim dla zgro­ma­dzo­nych odbior­ców. A tak być zde­cy­do­wa­nie nie powinno!

1934

„Po lek­tu­rze prze­po­wiedni Nostra­da­musa wiem jedno – ten czło­wiek znał się na rze­czy!”. Michel de Nostre­dame zwany Nostra­da­mu­sem (1503–1566), fran­cu­ski lekarz, astro­log, mistyk i autor pro­roctw, które opu­bli­ko­wał w 1555 roku. Pocho­dził z rodziny żydow­skiej, która prze­szła na kato­li­cyzm

W co wie­rzy Adolf Hitler? Nostra­da­mus myślał o mnie!

Prawdą jest to, co mówią po kątach. Mia­no­wi­cie wie­rzę w prze­po­wied­nie, a swego czasu mia­łem nawet oso­bi­stego pro­roka4. Skoro jestem wybrań­cem i czuwa nade mną prze­zna­cze­nie, to moje życie musi uwzględ­niać zapi­saną mi misję. A dla­czego nie można by pew­nych rze­czy prze­wi­dzieć? Tylu zna­ków można się prze­cież dopa­trzyć w życiu codzien­nym! Więk­szość ludzi jest mało wraż­liwa na takie nie­ma­te­rialne dozna­nia, ale nie ja!

Ostat­nio ktoś z mojego oto­cze­nia doniósł mi o sen­sa­cyj­nych prze­po­wied­niach Nostra­da­musa, które w nie­dłu­gim cza­sie mają się speł­nić. Nie trzeba było mnie długo nama­wiać do ich lek­tury. Bły­ska­wicz­nie posła­łem po swo­jego kamer­dy­nera, który miał zająć się sprawą i jak naj­szyb­ciej spro­wa­dzić dla mnie z biblio­teki niniej­sze prze­po­wied­nie. Wszystko miało się odbyć w wiel­kiej tajem­nicy. Nie chcia­łem, by kto­kol­wiek dowie­dział się, że Adolf Hitler zaj­muje się prze­po­wied­niami. Choć w głębi serca nader mocno pra­gną­łem poznać te sekrety.

Nie minęło zbyt wiele czasu, a na moim biurku leżała już prze­po­wied­nia Nostra­da­musa. Z pod­nie­ce­nia czu­łem na ple­cach lek­kie mro­wie­nie. Serce biło nieco szyb­ciej, krew krą­żyła prę­dzej niż zwy­kle. I do tego ten zapach – opra­wiona w skórę księga była pokryta kurzem. Matko, już nie mogłem się docze­kać tego, co tam wyczy­tam! Na mar­gi­ne­sie dodam, że dosko­nale zdaję sobie sprawę z tego, kim był Nostra­da­mus. Ow­szem, był on zna­nym fran­cu­skim astro­lo­giem, ale był to rów­nież czło­wiek mający korze­nie żydow­skie!

W końcu zasia­dłem do lek­tury! Już po prze­czy­ta­niu pierw­szego wersu poczu­łem gęsią skórkę na ple­cach. Czu­łem się tak, jak­bym czy­tał o sobie! Po pierw­sze, poja­wiła się opo­wieść o wiel­kim wzgó­rzu, nad któ­rym leci prze­piękny orzeł. To był dla mnie jasny znak. Wzgó­rze to Trze­cia Rze­sza, a orzeł to ja. Orzeł jest zresztą także sym­bo­lem Trze­ciej Rze­szy! Bar­dziej kla­row­nego sygnału od losu otrzy­mać nie mogłem! Jak widać, nawet ten rene­san­sowy jasno­widz prze­wi­dział już wtedy moją przy­szłość…

To jed­nak nie wszystko! Na innych kar­tach prze­po­wiedni Nostra­da­musa zna­la­złem coś, co jesz­cze bar­dziej doty­kało mnie oso­bi­ście. Mia­no­wi­cie jego słowa brzmiały mniej wię­cej tak:

Z głębi zachod­niej Europy,

z bied­nych ludzi zro­dzi się małe dzie­cię,

on swym języ­kiem uwie­dzie wiel­kie oddziały,

Jego sława będzie rosła w kie­runku kró­le­stwa Wschodu.

To prze­cież wszystko jest o mnie! Pocho­dzę z zachod­niej Europy. Uro­dzi­łem się w nie­zbyt zamoż­nej rodzi­nie. „On swym języ­kiem uwie­dzie wiel­kie oddziały”? Tutaj zapewne cho­dzi o mój talent ora­tor­ski, który jest w końcu nie­oce­niony, nie­spo­ty­kany. A co do sławy na Wscho­dzie? Tu pew­nie cho­dzi o to, że wkrótce usły­szy o mnie cały świat, w tym rów­nież Wschód!

To jed­nak nie koniec. Dalej prze­po­wied­nie tego jasno­wi­dza były jesz­cze cie­kaw­sze!

Wygłod­niałe, okrutne bestie prze­tną rzeki,

Więk­sza część bitwy będzie prze­ciwko Histe­rowi,

Do żela­znej klatki zosta­nie wcią­gnięty wielki,

Kiedy dziecko Nie­miec nic nie widzi.

Nie muszę chyba tłu­ma­czyć, o kim jest tutaj mowa? Dodam jedy­nie, że słowo „Hister” można rozu­mieć w dwo­jaki spo­sób. Albo jako słowo „Hitler”, do któ­rego wkra­dła się świa­doma lite­rówka… Albo – i ten wariant także jed­no­znacz­nie wska­zuje na moją osobę – za sło­wem „Hister” kryje się inna nazwa rzeki Dunaj. Tej samej, która prze­pływa nie­da­leko mojej rodzi­mej Austrii. Wszystko jasne!

Dal­sze roz­wa­ża­nia na temat Nostra­da­musa na ten moment sobie daruję. Jestem tak pod­eks­cy­to­wany swoim odkry­ciem, że nie mogę się sku­pić! Tyle wie­ków przed moim uro­dze­niem, a już o mnie pisali! To nie­sa­mo­wite! Z wra­że­nia na pewno dzi­siaj nie usnę. Spo­żyt­kuję ten czas na obmy­śle­nie pew­nej stra­te­gii poli­tycz­nej… Mam już zarys swo­jego kolej­nego prze­mó­wie­nia! W tym miej­scu mogę jedy­nie stwier­dzić, że po lek­tu­rze prze­po­wiedni Nostra­da­musa wiem jedno – ten czło­wiek znał się na rze­czy!

O wro­gach słów kilka

Moi wro­go­wie na każ­dym kroku pod­kre­ślają, że mam cze­ski akcent. A do tego, że jako Austriak nie powi­nie­nem rzą­dzić Niem­cami. To się jed­nak wkrótce zmieni. Argu­ment o Austrii zosta­nie przeze mnie wytrą­cony moim opo­nen­tom5. Nad akcen­tem zresztą też cią­gle pra­cuję, ćwi­cząc przed lustrem wystą­pie­nia publiczne.

A jakby tego było mało, zło­śliwi jesz­cze twier­dzą, że mam angiel­ski wąsik i fran­cu­skie włosy. Co począć?! Mogę im jedy­nie odpo­wie­dzieć, że w tej sytu­acji jestem Euro­pej­czy­kiem pełną gębą! Jak widać, to kolejny dowód na to, że jestem ska­zany, by rzą­dzić nie tylko Trze­cią Rze­szą, ale i całą Europą, a póź­niej nawet i świa­tem.

Wiem, że jesz­cze długa droga przede mną. Ale, ale! Mam już wyty­czoną ścieżkę i mam zamiar nią kro­czyć. Zresztą już dawno temu w Mein Kampf nakre­śli­łem moje poglądy. Teraz pozo­staje mi jedy­nie speł­nić obiet­nicę i prze­jąć wła­dzę nad całym glo­bem. Przy­sze­dłem na świat jako czło­wiek, który ma do speł­nie­nia wyjąt­kową misję. I nie mam zamiaru się z tego wyco­fy­wać!

1935

„Udzie­le­nie wywiadu nie miało wiele wspól­nego z roz­mową. Odpo­wie­dzi na pyta­nia zostały przy­go­to­wane wcze­śniej i wrę­czone redak­to­rowi Smo­go­rzew­skiemu w trak­cie naszego spo­tka­nia”. Pierw­sza strona „Gazety Pol­skiej” z 26 stycz­nia 1935 roku z zapi­sem „roz­mowy” Kazi­mie­rza Smo­go­rzew­skiego z Adol­fem Hitle­rem

Dziwny sen

Mia­łem w nocy sen. Był on tak absur­dalny, że posta­no­wi­łem go zapi­sać. Byłem w nim Żydem, który uro­dził się na połu­dniu Pol­ski. Mój ojciec pro­wa­dził sklep z zega­rami, będąc przy tym wzię­tym zegar­mi­strzem. To wszystko działo się w nie­ja­kiej Mało­pol­sce. I nagle nad­szedł moment, w któ­rym nazi­stow­skie Niemcy wkro­czyły na pol­skie zie­mie, a ja tra­fi­łem do nie­woli, do obozu pracy na połu­dniu Pol­ski.

/Dalej tek­stu nie da się odczy­tać. Coś zostało napi­sane, po czym zama­zane i solid­nie prze­kre­ślone. Hitler chciał chyba coś dopi­sać, ale osta­tecz­nie ten wpis jest nie­kom­pletny/

Wywiad dla „Gazety Pol­skiej”

26 stycz­nia 1934 roku, czyli równo rok temu, została pod­pi­sana dekla­ra­cja pol­sko-nie­miecka o nie­sto­so­wa­niu prze­mocy. Z tej oka­zji kilka dni temu udzie­li­łem wywiadu dla „Gazety Pol­skiej” pol­skiemu dzien­ni­ka­rzowi, redak­to­rowi Smo­go­rzew­skiemu6. Natu­ral­nie, zgod­nie ze sta­rym zwy­cza­jem, zna­łem już wcze­śniej pyta­nia (to był pod­sta­wowy waru­nek, bez któ­rego nie zgo­dził­bym się na roz­mowę), jed­nak zbyt­nio i tak nie oba­wia­łem się o prze­bieg tej roz­mowy, to Rib­ben­trop bowiem reko­men­do­wał mi tego dzien­ni­ka­rza, zapew­nia­jąc, że pano­wie się znają od pew­nego czasu. Zresztą muszę zdra­dzić też, że udzie­le­nie wywiadu nie miało wiele wspól­nego z roz­mową. Odpo­wie­dzi na pyta­nia zostały przy­go­to­wane wcze­śniej i wrę­czone redak­to­rowi Smo­go­rzew­skiemu w trak­cie naszego spo­tka­nia. Polak otrzy­mał ode mnie plik kar­tek z jasno wyod­ręb­nio­nymi odpo­wie­dziami na sie­dem pytań, które – zacy­tuję z głowy – wła­śnie teraz:

Czy Niemcy powrócą do Ligi Naro­dów, z któ­rej wystą­piły w 1933 roku?

Jakie wybitne umy­sły wywarły wpływ na poglądy przy­wódcy Trze­ciej Rze­szy, Adolfa Hitlera?

Czy poli­tyka naro­do­wo­so­cja­li­styczna osta­tecz­nie prze­kre­śla wcze­śniej­szą, kon­fron­ta­cyjną poli­tykę Nie­miec w sto­sunku do Pol­ski?

Jaki jest sto­su­nek Nie­miec do pro­po­no­wa­nych im mię­dzy­na­ro­do­wych pak­tów?

Czy Adolf Hitler ma zamiar w 1935 roku wpro­wa­dzić nowy podział admi­ni­stra­cyjny Nie­miec?

Czy zasada wodzow­skiej roli par­tii naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nej będzie na trwałe wpro­wa­dzona do nie­miec­kiej kon­sty­tu­cji?

Jaki ma być sto­su­nek rol­nic­twa do prze­my­słu w Niem­czech?

Spo­tka­li­śmy się w mojej kan­ce­la­rii, na par­te­rze w salo­niku. Towa­rzy­szył nam mój doradca do spraw poli­tyki zagra­nicz­nej, Joachim von Rib­ben­trop. Chcąc być miły, zamie­ni­łem z dzien­ni­ka­rzem kilka słów. Popro­si­łem gościa, by nie robił żad­nych nota­tek z naszej roz­mowy i by nic, co teraz mówię, nie uka­zało się w druku. Zapy­ta­łem, co u niego sły­chać, jak mu się mieszka w Trze­ciej Rze­szy, czy pla­nuje zostać tu na dłu­żej. Roz­ma­wia­li­śmy też chwilę o sta­nie świata. Które gospo­darki mają się dobrze, które gorzej. Wła­ści­wie to roz­ma­wiało nam się tak dobrze, że poczę­sto­wa­łem go szam­pa­nem. Widać było, że ten czło­wiek jest zorien­to­wany w sytu­acji geo­po­li­tycz­nej i w ogóle ma ogromną wie­dzę o świe­cie. Tym bar­dziej było mi miło, że to on prze­pro­wa­dził ze mną wywiad, a wła­ści­wie prze­ka­zał pyta­nia…

Swoją drogą moi ludzie twier­dzą, że wszyst­kie pyta­nia były kon­sul­to­wane z pol­skim Mini­ster­stwem Spraw Zagra­nicz­nych. Podobno bar­dzo zale­żało mini­strowi Józe­fowi Bec­kowi, bym wypo­wie­dział się w kwe­stii sto­sun­ków pol­sko-nie­miec­kich, by utwier­dzić Pola­ków w prze­ko­na­niu, że nasze kon­takty mają się nie­źle. To błędne myśle­nie. Powiem, a wła­ści­wie napi­szę tak… Papier przyj­mie wszystko. Obie­cać też można wszystko. A co się póź­niej wyda­rzy, to już czas pokaże. Zresztą odpo­wia­da­jąc na te pyta­nia dzien­ni­ka­rza, zaser­wo­wa­łem wiele ogól­ni­ków. Nic cie­ka­wego nie wyni­kało z tych odpo­wie­dzi, a były to jedy­nie pro­pa­gan­dowe for­mułki, które nie dość, że wydru­ko­wała pol­ska prasa, to jesz­cze zadba­li­śmy o to, by ten wywiad zacy­to­wały wszyst­kie naj­waż­niej­sze media dzia­ła­jące w Trze­ciej Rze­szy. Ten ruch oce­niam zde­cy­do­wa­nie na plus.

PS

Wła­śnie trzy­mam w rękach wyda­nie „Gazety Pol­skiej”. Widzę, że ten pol­ski redak­tor chyba zbyt­nio nie był zado­wo­lony, we wstę­pie do naszej roz­mowy bowiem dodał takie nieco dzi­waczne słowa, chcąc się ode mnie zdy­stan­so­wać. Uwaga, cytuję:

W oba­wie, abym cze­goś nie zapo­mniał, uważ­nie słu­cha­łem odpo­wie­dzi kanc­le­rza na moje pyta­nia. Z doświad­cze­nia wiem, że pamięć wier­niej­sza jest w takich wypad­kach niż pośpiesz­nie robione, a potem z tru­dem dające się odczy­tać notatki. Słu­cha­jąc, obser­wo­wa­łem przez cały czas mego wybit­nego roz­mówcę. Z nie­zwy­kłą uprzej­mo­ścią i cał­kiem swo­bod­nie odpo­wia­dał na wszyst­kie moje pyta­nia. Powiem nawet, że gdy­bym mógł ogło­sić ste­no­gram mojej z Kanc­le­rzem Rze­szy roz­mowy – czy­tel­nicy „Gazety Pol­skiej” mie­liby przed oczami doku­ment o wiele bar­dziej żywy, miej­scami dla Polaka bar­dziej wymowny niż tekst, który oddaję poni­żej. Ale każdy dia­log jest wła­sno­ścią obu roz­ma­wia­ją­cych, a jeśli ma się zaszczyt roz­ma­wiać z odpo­wie­dzialnym mężem stanu – rozu­mie się samo przez się, że można podać do wia­do­mo­ści publicz­nej tylko to, co on sam apro­buje7.

Jubi­le­usz mojej książki. Ale tam nakła­ma­łem

Kartka w kalen­da­rzu wska­zuje, że mamy 1935 rok. To czas dla mnie szcze­gólny, w tym roku bowiem mija równe dzie­sięć lat, odkąd uka­zała się pierw­sza część zna­nej na cały świat mojej książki Mein Kampf. Zebrało mi się na wspo­minki… Bo tak sobie myślę, że wszy­scy ci, któ­rzy za kilka lat będą mnie kry­ty­ko­wać, zapewne będą prze­ko­ny­wać świat, że ni­gdy wcze­śniej nie sły­szeli o moich zamia­rach. Że nikt im o tym nie wspo­mi­nał, że marzę o zdo­by­wa­niu prze­strzeni życio­wej dla Niem­ców na wscho­dzie Europy. Że moim zda­niem rasą panów są Aryj­czycy, a dokład­niej – Niemcy wła­śnie. Że prze­ci­wień­stwem Ger­ma­nów są Żydzi. Że nie­zbędna jest budowa Wiel­kich Nie­miec, zło­żo­nych z ziem, które sąsia­dują wła­śnie z Niem­cami. To wszystko ogło­si­łem już dawno temu, ale teraz, po dzie­się­ciu latach, z dużą dozą pew­no­ści mogę stwier­dzić, że za jakiś czas, gdy mnie nie będzie już na tej ziemi, niektó­rzy będą mówić, że mnie popie­rali, bo nie znali wszyst­kich moich zamia­rów. Rze­czy­wi­ście to wie­dza sekretna, powie­lona „jedy­nie” w kil­ku­na­stu milio­nach egzem­pla­rzy Mein Kampf8! Nawia­sem mówiąc, nie­źle zaro­bi­łem na Mein Kampf. Począt­kowo dzie­sięć pro­cent od egzem­pla­rza, a od 1933 roku pięt­na­ście pro­cent. Na moje konto wpły­wały tak wiel­kie sumy, że zre­zy­gno­wa­łem nawet z pen­sji kanc­le­rza. Z tej oka­zji mogli­śmy mak­sy­mal­nie roz­pę­dzić pro­pa­gan­dową machinę.

„Nawia­sem mówiąc, nie­źle zaro­bi­łem na «Mein Kampf». Począt­kowo dzie­sięć pro­cent od egzem­pla­rza, a od 1933 roku pięt­na­ście pro­cent. Na moje konto wpły­wały tak wiel­kie sumy, że zre­zy­gno­wa­łem nawet z pen­sji kanc­le­rza”. Obwo­luta wyda­nia „Mein Kampf” z 1936 roku

Wra­ca­jąc jed­nak do sedna… Inna sprawa, że – i niech to zosta­nie abso­lut­nie mię­dzy nami – nakła­ma­łem w tej książce jak mało kto. Otóż Mein Kampf składa się z dwóch tomów, przy czym w pierw­szym opo­wie­dzia­łem o sobie, o rodzi­nie, o dzie­ciń­stwie. Roz­pi­sy­wa­łem się tam, twier­dząc, że żyłem nie­malże w rodzin­nym raju, a do tego mia­łem silną wolę. Prawda jest zgoła inna. W domu bywało róż­nie. Ojciec, pra­cu­jący jako urzęd­nik pań­stwowy, po robo­cie cho­dził do gospody sączyć nie­zli­czone ilo­ści wina, zamiast spę­dzać ze mną czas. Kazał przed sobą nie­malże klę­kać. To on zawsze o wszyst­kim decy­do­wał. Lał mnie na potęgę, nie mając przy tym w sobie nawet pier­wiastka empa­tii! To pew­nie dla­tego dzi­siaj dopada mnie znie­czu­lica, gdy widzę, jak eses­mani pałują nie­po­kor­nych. Może­cie za to podzię­ko­wać mojemu tatu­siowi!

Prze­pra­szam… O matko, co się ze mną dzi­siaj dzieje?! Nie wiem. Wspo­mnie­nie ojca chyba wywo­łuje stres! W każ­dym razie prawda jest taka, że mój ojciec lał mnie skó­rza­nym pasem jak jakiś psy­cho­pata, a ja od pew­nego dnia tak się w sobie zapar­łem, że na mej twa­rzy nie było nawet lek­kiego gry­masu, gdy on mnie lał! W końcu to poskut­ko­wało. Mój wście­kły ojciec doszedł do wnio­sku, że musi prze­stać mnie bić, bo ina­czej jego syn – czyli ja – zwa­riuje! Osta­tecz­nie to on mógłby zwa­rio­wać, gdyby nie zmarł przed­wcze­śnie w 1903 roku! Napi­sa­łem o nim nawet kilka słów w Mein Kampf – zaraz je tutaj prze­pi­szę – choć muszę przy­znać, że były one dość nacią­gane:

W wieku trzy­na­stu lat stra­ci­łem nagle ojca. Udar dotknął tego samego w sobie krzep­kiego męż­czy­znę, koń­cząc w naj­bar­dziej bez­bo­le­sny spo­sób jego ziem­ską wędrówkę, a nas wszyst­kich pogrą­ża­jąc w naj­głęb­szym cier­pie­niu. Mogłoby się wyda­wać, że nie udało mu się osią­gnąć tego, co sobie naj­bar­dziej wyma­rzył, a mia­no­wi­cie zapew­nie­nia synowi lep­szej egzy­sten­cji i ustrze­że­nia go przed swoim cięż­kim losem. Jed­nak, choć także cał­ko­wi­cie nie­świa­do­mie, to wła­śnie on poło­żył pod­wa­liny pod [moją] przy­szłość, czego wów­czas ani on, ani ja nie byli­śmy w sta­nie pojąć9.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Cho­dzi o nie­znane zapi­ski z roz­mów, które odbyły się pomię­dzy Adol­fem Hitle­rem a Edu­ar­dem Blo­chem. Efek­tem tych spo­tkań jest książka Spo­wiedź Hitlera. Szczera roz­mowa z Żydem autor­stwa Chri­sto­phera Machta. [wróć]

2. To jeden z powo­dów, dla któ­rych w 2004 roku usta­no­wiono 2 maja Dniem Flagi. [wróć]

3.Mein Kampf, pod red. E.C. Króla, Wydaw­nic­two Bel­lona, War­szawa 2021, t. I., s. 40. [wróć]

4. Wię­cej na ten temat można prze­czy­tać w książce Chri­sto­phera Machta Spo­wiedź Hitlera. Szczera roz­mowa z Żydem, Wydaw­nic­two Bel­lona, War­szawa 2016. [wróć]

5. Adolf Hitler nawią­zuje zapewne do przy­łą­cze­nia Austrii do Trze­ciej Rze­szy, czyli Anschlussu, który nastą­pił w 1938 roku. [wróć]

6. Jak się póź­niej okaże, będzie to jedyny wywiad, któ­rego Adolf Hitler udzie­lił pol­skiemu dzien­ni­ka­rzowi. [wróć]

7. „Gazeta Pol­ska: Pismo Codzienne”, nr 26, 26 stycz­nia 1935. [wróć]

8.Ostatni, bar­dzo duży dodruk poja­wił się jesie­nią 1944 roku i w ten spo­sób łączny nakład osią­gnął co naj­mniej 12 450 000 egzem­pla­rzy – prze­ko­nuje prof. Cezary Król w kry­tycz­nej, pol­skiej wer­sji Mein Kampf (źró­dło: Mein Kampf, pod red. E.C. Króla, Wydaw­nic­two Bel­lona, wstęp, s. 34). [wróć]

9.Mein Kampf, t. I., s. 15. [wróć]