7 minut na ambonie. Rok B - ks. Marian Bendyk - ebook

7 minut na ambonie. Rok B ebook

ks. Marian Bendyk

0,0

Opis

„Doświadczenie życia codziennego uczy nas, że współcześnie trudno jest żyć według wskazań Chrystusa. Moim cichym marzeniem w czasie pisania homilii było to, aby ludzie, którzy będą te homilie głosili lub czytali, uwierzyli, że słowo Boże skierowane jest do każdego z nas, że można żyć codziennie prawami Ewangelii, i że życie według tych praw jest niczym innym jak naszą wędrówką do nieba”.

Fragment Wstępu

W ciągu swojego życia słyszymy wiele kazań, ale tylko nieliczne pozostają w naszej pamięci – te zwięzłe, konkretne, które potrafiliśmy odnieść do swojego osobistego doświadczenia i które pomogły odpowiedzieć na nurtujące nas pytania. Wybór homilii ks. Mariana Bendyka na rok B jest propozycją dla kapłanów oraz wiernych, którzy chcą pogłębić relację z Bogiem poprzez lepsze zrozumienie Słowa czytanego na coniedzielnej Eucharystii. Książkę wzbogacono również o piękne modlitwy, pozwalające jeszcze lepiej przygotować serce na kolejny rok liturgiczny.

ks. Marian Bendyk (ur. 1955) – katecheta i duszpasterz. Przez dziewięć lat pracował w parafiach Archidiecezji Krakowskiej, a następnie posługiwał wśród Polonii amerykańskiej w Cleveland. Oprócz pracy duszpasterskiej zajmował się ulubioną przez niego homiletyką. Jego pasja zaowocowała wydaniem w latach 1995–1997 trzech tomików homilii niedzielnych pt. Żyć Ewangelią. Książki cieszyły się ogromną popularnością wśród kapłanów i zapoczątkowały nowy styl w polskiej homiletyce. Po powrocie do kraju podjął pracę duszpasterską w bazylice Mariackiej w Krakowie. Pełni posługę w konfesjonale, służy pomocą w odprawianiu chrztów i ślubów w języku angielskim i polskim. Jest autorem książek z zakresu homiletyki. Ostatnio opublikował serię pt. 7 minut na ambonie. Homilie na rok A, B, C.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 213

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP

Homilie na rok B pt. 7 minut na ambonie, które oddaję do rąk Czytelników, zaadresowane są przede wszystkim do kapłanów pracujących w duszpasterstwie i trudniących się na co dzień głoszeniem słowa Bożego.

Rozważania te mogą być również cenną lekturą dla szerszego kręgu ludzi wierzących, którzy pragną iść drogą wskazaną przez Chrystusa w ich codziennym życiu.

Każda homilia rozpoczyna się do przykładu, który nie tylko ma pobudzić zainteresowanie i ciekawość Czytelnika, ale również wprowadzić w głębsze rozważanie prawd zawartych w czytaniach liturgicznych.

Analiza czytań liturgicznych jest następnym punktem każdej homilii. Nie jest to, tak jak w przypadku homilii innych autorów, analiza biblijna. W moich homiliach koncentruję się na jednym temacie, na jednej z prawd objawionych, zawartej w czytaniach, psalmie responsoryjnym lub Ewangelii. Analizując te konkretną prawdę, staram się odpowiedzieć na pytanie: czego w perspektywie tej objawionej prawdy Bożej żąda od nas Bóg?

Konfrontacja i porównanie prawdy objawionej z codziennym życiem współczesnych ludzi to następny etap każdej homilii. W tym punkcie staram się nie tylko napiętnować zło niektórych ludzkich praktyk i zachowań, ale przede wszystkim zachęcam do wierności Chrystusowi i do życia według praw Ewangelii.

Zakończenie każdej homilii jest przypomnieniem tego, że Bóg jest nieustannie obecny w naszym życiu, patrzy na nas z miłością, kocha nas i opiekuje się nami nieustannie. Wiara w miłość Chrystusa do nas i w Jego nieustanną obecność w naszym życiu, wyrażona jest w modlitwach kończących homilie.

Doświadczenie życia codziennego uczy nas, że współcześnie trudno jest żyć według wskazań Chrystusa. Moim cichym marzeniem w czasie pisania homilii było to, aby ludzie, którzy będą te homilie głosili lub czytali, uwierzyli, że słowo Boże skierowane jest do każdego z nas, że można żyć codziennie prawami Ewangelii, i że życie według tych praw jest niczym innym jak naszą wędrówką do nieba.

Homilie, które przedstawiam szanownym Czytelnikom, nie pretendują do tego, aby traktować je jako nowatorskie rozważania biblijne czy teologiczne. Są raczej wynikiem osobistych przemyśleń, wiary i modlitwy kapłana pracującego obecnie w bazylice Mariackiej w Krakowie, a w przeszłości służącego przez osiemnaście lat Polonii amerykańskiej.

Ciekawe przykłady, liczne cytaty i poruszanie praktycznych tematów opisujących duchowe dylematy współczesnych wyznawców Chrystusa mogą uczynić lekturę tej książki bardzo interesującą. Mam nadzieję, że szanowni Czytelnicy z życzliwością przyjmą moje dzielenie się z nimi prawdami Ewangelii.

ks. Marian Bendyk

Kraków, 15 sierpnia 2016

OKRES ADWENTU I BOŻEGO NARODZENIA

1. niedziela Adwentu

ADWENT CZASEM DUCHOWEGO ODRODZENIA

Mk 13,33

Drogie siostry i drodzy bracia w Chrystusie!

Adwent, który dziś rozpoczynamy, jest tym błogosławionym czasem, w którym Bóg przypomina nam o tym, co dla nas jest naprawdę ważne, i o tym, na kogo czekamy. To okres duchowego otwarcia na nowe światło, nowe życie i nowe narodzenie się Chrystusa w naszych sercach.

Chociaż zanikło już wiele adwentowych zwyczajów, to jednak nadal pozostał duch adwentowy. Duch nadziei, tęsknoty i oczekiwania. Całe nasze życie składa się z tęsknot i oczekiwań. Podobnie jak dzieci w szkole czekają na zakończenie zajęć i początek świątecznych ferii, tak i my z nadzieją wypatrujemy wielu rzeczy: człowiek głodny czeka na kromkę chleba, biedny na zmianę swego losu, bezrobotny na pracę. Chory pragnie powrotu do zdrowia, niekochany szuka miłości, smutny czeka na ciepłe serce, dobre słowo, serdeczny uśmiech. W tym też sensie możemy stwierdzić, że całe nasze życie jest jednym długim Adwentem.

Uważajcie! Czuwajcie! Módlcie się! Oto słowa, które kieruje dziś do nas Chrystus, ostrzegając, abyśmy najważniejszych w naszym życiu spraw nie odkładali na jutro. Bo jutro nie zależy od nas; jutro może nam zagwarantować tylko Bóg i jeżeli nie będziemy o tym pamiętać, to może się okazać, że jutra już dla nas nie będzie. W dzisiejszej Ewangelii Jezus ostrzega: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask”.

Ktoś powiedział, że najbardziej niebezpieczny dla nas etap w życiu rozpoczyna się wtedy, gdy uczymy się słowa „jutro”. Od tego dnia zaczynamy odkładać różne ważne sprawy. Od tego momentu zaczynamy żyć i działać tak, jakbyśmy mieli nieskończoną ilość czasu.

Pomyślmy przez chwilę i zróbmy sobie szczery rachunek sumienia – tak wiele mamy w życiu pięknych planów i dobrych chęci, a jednak odkładamy je na przyszłość. Przyrzekamy sobie na przykład, że więcej czasu poświęcimy na pogłębienie wiary i przyjaźni z Bogiem – i ciągle odkładamy to na później. Marzymy o lepszej i głębszej modlitwie, odkładając ją na później. Wielu rodziców pragnie poświęcić więcej czasu rodzinie – i odkłada to na później. Snujemy plany, że z wiekiem będziemy przekazywać więcej pieniędzy na pomoc biednym ludziom oraz im pomagać – i odkładamy to na później. Pragniemy zerwać z nałogiem alkoholizmu, z paleniem papierosów, lenistwem, plotkowaniem, krytykanctwem – i odkładamy to na później.

Kochani moi, Adwent to taki czas, w którym Jezus wzywa nas do tego, abyśmy nie zostawiali na potem najważniejszych w naszym życiu spraw. Dlatego napomina nas w dzisiejszej Ewangelii, mówiąc: „Uważajcie! Czuwajcie! Módlcie się!”.

Popatrzmy więc dziś w nasze serca i zastanówmy się nad tym, co chcielibyśmy w swoim życiu zmienić. Co najbardziej oddziela nas od Boga i ludzi? Co powinno się stać, aby Jezus mógł z radością przyjść do naszego serca i na powrót w nim zamieszkać? Może musimy zerwać z grzechem lenistwa w modlitwie, opuszczaniem niedzielnej Mszy Świętej, marnowaniem czasu, obmawianiem, nieżyczliwością wobec ludzi, pychą, pijaństwem, nieczystością, zaciętością w gniewie...

Adwent jest kolejną daną nam przez Boga szansą, aby naprawić to, co w życiu zepsuliśmy czy zaniedbaliśmy. Jak zatem będzie wyglądało nasze adwentowe czuwanie? Co chcemy zmienić? Jakie zrobimy sobie postanowienia? Jaki dar przygotujemy Chrystusowi na dzień Jego narodzin?

Pewna starsza kobieta miała zwyczaj sprzątania i zamiatania domu każdego wieczora przed położeniem się spać. Jednej nocy jej mąż powiedział do niej: „Kochanie, jesteś dzisiaj bardzo zmęczona. Dlaczego nie odłożysz czyszczenia i zamiatania domu do następnego ranka? Nikt przecież nie odwiedzi nas w nocy”. Żona odpowiedziała: „Mój kochany, Pan Jezus może przyjść do nas tej nocy. On może przyjść po mnie lub po ciebie. A ja nie chcę, żeby Jezus przyszedł do brudnego domu”.

Kochani moi, tak jak ta mądra kobieta powinniśmy być zawsze przygotowani na spotkanie z Bogiem. Pomyślmy! Za kilka minut Chrystus przyjdzie do nas pod postacią Chleba w czasie tej Mszy Świętej. Za cztery tygodnie będziemy się cieszyć z Jego narodzenia w Betlejem. Za kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat staniemy przed Nim w niebie.

Niech zatem Adwent, który dziś rozpoczynamy, będzie czasem refleksji, czuwania, przygotowania. Niech to będzie okres wyciszenia, lepszej modlitwy, poukładania na nowo naszego życia, radosnego oczekiwania nie tylko na święta Bożego Narodzenia, ale również na spotkanie z Chrystusem w wieczności.

Zakończmy nasze rozważanie słowami modlitwy:

„Poprzez tegoroczny Adwent pomóż nam, Chryste, dobrze przygotować się do Świąt Bożego Narodzenia i na Twoje powtórne przyjście. Otwórz w tym czasie nasze oczy, abyśmy mogli widzieć Twoją twarz w twarzach ludzi biednych i potrzebujących. Otwórz nasze uszy, abyśmy mogli słyszeć Twój głos w głosach tych wszystkich, którzy płaczą. Obdarz nas nowym językiem, abyśmy opowiadali Dobrą Nowinę o zbawieniu tym wszystkim ludziom, którzy o niej jeszcze nigdy nie słyszeli. Stwórz w nas nowe serca, abyśmy dzielili się Twoją miłością z tymi, którzy tej miłości jeszcze nie doświadczyli”.

2. niedziela Adwentu

PRZYGOTUJMY DROGĘ PANU

Mk 1,1–8

Ciężko chory mężczyzna opowiada odwiedzającemu go kapłanowi o swoich przeżyciach związanych z poważną operacją serca. „Proszę księdza, przed operacją tak bardzo niepokoiłem się i lękałem, że nie mogłem spać. Kiedy jednak dowiedziałem się, że na podobny zabieg czeka w szpitalu dwudziestu siedmiu pacjentów, uspokoiłem się i zawierzyłem wszystko Bogu. Dziś jestem już po udanej operacji i czuję się, jakby Bóg darował mi nowe życie. W szpitalu poznałem wielu podobnych do mnie ludzi. Często się teraz spotykamy, dzieląc się swoimi doświadczeniami. Ja sam po przeżytej operacji nauczyłem się zawierzać wszystko Chrystusowi. Budząc się rano, dziękuję Bogu za każdy darowany mi przez Niego dzień”.

Czy my, podobnie jak ten człowiek, nauczyliśmy się zawierzać wszystko Bogu, dziękując Mu za każdy darowany nam dzień?

Dzisiaj już druga niedziela Adwentu. Pozostały nam trzy krótkie tygodnie tęsknego oczekiwania na pamiątkę narodzin Chrystusa. Jak w tym czasie postaramy się przygotować w naszym sercu miejsce dla Bożego Dziecięcia?

Jego rychłe przyjście zapowiada w pierwszym czytaniu prorok Izajasz: „Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata” (Iz 40,10). Święty Piotr przypomina nam o drugim znaczeniu Adwentu, zachęcając do nieustannej gotowości na przyjście Pana przy końcu świata. Bóg „nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich [chce] doprowadzić do nawrócenia. Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański [...]. Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby [On] was znalazł bez plamy i skazy – w pokoju” (2 P 3,9–10,14).

W Ewangelii prorok znad Jordanu, Jan Chrzciciel, w mocnych słowach wzywa do pokuty i nawrócenia. „Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordanie, wyznając [przy tym] swoje grzechy” (Mk 1,5).

Adwent to czas, w którym Bóg ukazuje się nam jako kochany Ojciec, znający nas i nasze słabości lepiej, niż my znamy samych siebie. Kocha nas o wiele mocniej, niż my kochamy samych siebie. On nie powołał nas do życia po to, abyśmy grzeszyli i czynili zło, ale po to, abyśmy żyli dobrze i kochali. Kiedy się nawracamy, Bóg jest bardziej chętny do tego, aby przebaczyć nam grzechy, niż my do tego, aby Go prosić o przebaczenie.

W czasach Jana Chrzciciela wybrany naród izraelski oczekiwał z utęsknieniem obiecanego Mesjasza, tak jak my z radosną nadzieją oczekujemy narodzenia Chrystusa. Największą przeszkodą w przyjściu Jezusa na ziemię był grzech, nieposłuszeństwo wobec woli Bożej. Największą przeszkodą w przyjściu Chrystusa do naszych serc jest również grzech. Aby się zatem dobrze przygotować na przyjście Zbawiciela, musimy zerwać z grzechem, nawrócić się! Tak, jak mieszkańcy Judy i Jerozolimy przychodzili do Jana Chrzciciela, aby wyznać swoje grzechy, tak i my przychodźmy do świątyni, aby wyznać swoje winy w sakramencie pokuty.

„Każdy grzech jest brakiem miłości”, napisał Walther Rathenau. Ktoś inny zauważył, że „z każdym grzechem zwiększa się podatność na dalsze grzechy”. Zaś bł. Honorat Koźmiński zauważa, że „grzech jest jedynym nieszczęściem na świecie i on jedynie może słusznie zasmucić człowieka”. Pozbądźmy się zatem w tym świętym czasie wszystkich grzechów, przystępując do spowiedzi świętej, a wtedy powrócą do naszych serc prawdziwa radość i pokój.

Czas na przygotowanie naszych serc jest krótki. Uważajmy zatem, aby nie dać się zwieść pokusom Szatana, ulegając w Adwencie przedświątecznej gorączce: odwiedzając sklepy, kupując podarki, zaopatrując się w produkty na wigilijny stół, sprzątając, piekąc, gotując... Oczywiście, że jest to ważny rodzaj przygotowania do rodzinnego spędzania świąt. Niemniej jednak ważniejsze jest to duchowe przygotowanie, do którego zachęca nas Jan Chrzciciel.

Jan nie był człowiekiem, dla którego najbardziej liczyły się sprawy ciała: ubranie, pożywienie... Był natomiast człowiekiem wielkiego ducha, trzymającym w ryzach swoje ciało i wszystkie jego zachcianki.

Boży Syn, który przyjdzie na ziemię, nie będzie ubrany w miękkie szaty, nie zaśnie w kolebce ze szczerego złota. Będzie owinięty w pieluszki i złożony w bydlęcym żłobie. Przygotujmy się na Jego przyjście najlepiej, jak tylko potrafimy. Niech tegoroczny Adwent będzie dla nas czasem otrząśnięcia się z duchowego snu, czasem lepszego życia, głębszej modlitwy, wkroczenia na drogę świętości i dobra.

3. niedziela Adwentu

ZERWIJMY Z GRZECHEM

J 1,6–8,19–28

Prorok Malachiasz przepowiedział, że Bóg wyśle posłańca, który przygotuje ludzi na przyjście Mesjasza. Kiedy pojawił się nad Jordanem Jan, przypominający wyglądem i stylem życia proroków, mówiący o Mesjaszu, tłumy cisnęły się do niego. Wszyscy zastanawiali się: „Kim on jest? Prorokiem? A może samym Mesjaszem?”. Dlatego pytali go: „Kim jesteś? Co mówisz sam o sobie?”. Jan nie mógł milczeć i odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz” (J 1,22–23).

Aby dobrze zrozumieć słowa Jana Chrzciciela o przygotowaniu drogi dla Pana, musimy pamiętać, że w starożytności nie było zbyt wielu dobrych dróg wyłożonych żwirem czy kamieniami. W większości były to wyboiste, pełne dziur, błotniste ścieżki. Dlatego też kiedy starożytni królowie planowali odwiedzić jakieś miejsce w swoim państwie, wysyłali przed sobą heroldów, którzy oznajmiali ich przybycie. Mieszkańcy mieli zatem czas, aby odpowiednio przygotować się na wizytę władcy.

Rolą heroldów było nie tylko przypomnienie poddanym o konieczności naprawy dróg, ale także pouczenie ich, w jaki sposób mają przyjąć króla z należnymi mu honorami. To, co Jan Chrzciciel chciał przekazać cisnącym się do niego tłumom, a także nam, żyjącym współcześnie, można więc ująć w kilku zdaniach: „Ja nie jestem Mesjaszem. Jestem tylko jego posłańcem przygotowującym Mu drogę. Dlatego bądźcie gotowi! Bo On nadchodzi!”.

Prorok znad Jordanu nazywa siebie tylko „głosem wołającym na pustyni”. Wyznaje w ten sposób wielkość Mesjasza, którego poprzedza, i swoją małość. Mówi: „Ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała” (J 1,27). Jan zaświadczył o Chrystusie całym swoim życiem: słowami, czynami, postawą pełną prawdy i pokory, a wreszcie męczeńską śmiercią. My również powołani jesteśmy do tego, aby w czasie tegorocznego Adwentu świadczyć o Chrystusie całym naszym życiem. Świadomi jesteśmy naszych wad i grzechów. Odnajdujemy w sobie kręte ścieżki zakłamania i skały egoizmu i pychy. Starajmy się je przy pomocy Bożej łaski usunąć, wyprostować, wyrównać. Bo do Boga prowadzi jedynie droga nawrócenia, prawdy i pokory.

Wielu ludzi chciałoby przeżywać Boże Narodzenie bez adwentowego przygotowania. Wielkanoc bez wielkopostnego umartwienia i Chrystusowego cierpienia. Szczęście bez poświęcenia. Pokój bez sprawiedliwości. Niebo bez konieczności nawrócenia.

Jan Chrzciciel przypomina nam, że Boże Narodzenie to nie tylko czas świętowania, ale także moment naszej duchowej odnowy dzięki łasce Chrystusa. Jeżeli zatem pragniemy, aby ludzie na świecie żyli w prawdziwej harmonii, to czy jesteśmy gotowi poświęcić nasz egoizm i pychę po to, aby taki świat budować? Jeśli marzymy o świecie ludzi żyjących w prawdziwym pokoju, to czy sami staramy się czynić pokój? Jeśli chcemy świata ludzi żyjących w uczciwości, to czy sami próbujemy być uczciwi i mówić zawsze prawdę? Jeśli śnimy o świecie, w którym szanowana jest godność każdego człowieka, to czy jesteśmy gotowi troszczyć się o jej poszanowanie od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci?

W swoich Ćwiczeniach duchowych św. Ignacy Loyola umieścił głębokie rozważanie o Chrystusowym Wcieleniu. Zachęca nas w nim, abyśmy wyobrazili sobie w duchu Trójcę Świętą patrzącą z nieba na wszystkich ludzi. W tym miejscu Ignacy zaczyna opisywać ludzkość w całej jej brutalnej rzeczywistości – wszystkie grzechy, niedopatrzenia, zło i przewrotność – i to, jak Trójca Święta widzi swój Boski obraz straszliwie przez nas zniszczony i zdeformowany. Niemniej jednak decyduje się odnowić i zbawić rodzaj ludzki. Boża miłość ukazuje się nie w faworyzowaniu świętych, tylko w odkupieniu grzeszników.

Część głębokiej adwentowej i bożonarodzeniowej radości pochodzi z wiary, że Mesjasz przyszedł na ziemię, aby przynieść życie umarłym z powodu win ludzkim sercom, odnowić żywotność dobra w duszach i usunąć z naszego życia pustynię grzechu. Syn Boży, którego Jan Chrzciciel był posłańcem, nie przyszedł walczyć z Rzymianami, tylko z mocami zła i grzechu. Ta walka odbywa się nie na ziemiach Palestyny, ale w każdym ludzkim sercu, i nie tylko w czasach Chrystusa, lecz we wszystkich pokoleniach.

Aby zatem dobrze przygotować nasze serca na przyjście Chrystusa, musimy się przede wszystkim nawrócić. Oznacza to zejście z drogi zła i grzechu, która prowadzi w kierunku duchowej śmierci, i wstąpienie z powrotem na drogę miłości i dobra, prowadzącą do życia.

Zakończmy to rozważanie modlitwą:

„W tym adwentowym czasie pomóż nam, Chryste, nie tylko czytać Twoje słowa, lecz także wprowadzać je w życie. Wspomagaj nas, abyśmy nie tylko podziwiali Twoją naukę, ale i byli jej posłuszni. Umacniaj nie tylko naszą wiarę w Ciebie i miłowanie Twojej Ewangelii, lecz pomóż wiarą i Ewangelią żyć”.

4. niedziela Adwentu

BÓG ŹRÓDŁEM NASZEGO SZCZĘŚCIA

Łk 1,26–38

Stara legenda opowiada o pewnym cudownym wydarzeniu z zamierzchłych czasów. Oto aniołowie w niebie postanowili obdarzyć żyjących na ziemi ludzi specjalnym darem. Miał nim być klucz do szczęścia. Boscy posłannicy wybrali spośród siebie jednego, który następnego dnia, podczas uroczystej ceremonii miał ludziom wręczyć ów dar. W noc poprzedzającą to radosne wydarzenie stała się niestety rzecz okropna. Oto zły anioł ukradł przeznaczony dla ludzi klucz do szczęścia. Potem długo myślał o tym, gdzie ukryć ten cenny przedmiot, tak aby nikt nie mógł go odnaleźć. „Może zakopię klucz głęboko w ziemi? Albo lepiej wrzucę go w otchłań morza? Albo ukryję go na szczycie największej góry?”. I wtedy wpadł na doskonały pomysł! „Wiem, gdzie umieścić klucz tak, aby go nikt nie odnalazł. Ukryję go w ludzkim sercu”. I tak też zrobił. Od tej pory ludzie nieustannie szukają skradzionego im „klucza do szczęścia”.

Jaką głęboką prawdę zawiera ta legenda? Gdzie i w czym my sami szukamy szczęścia?

Przeżywany przez nas Adwent jest zapowiedzią prawdziwego szczęścia. Nasze adwentowe wiara, tęsknota, nadzieja i radość są jego promykami. Szczęście zaś to doskonałe dobro zaspokajające wszystkie pragnienia. Tym dobrem jest Bóg. Dlatego też przyjście na świat Syna Bożego jest zapowiedzią i drogą do wiecznej radości.

Każdy z nas nieustannie marzy o szczęściu i szuka go przez całe swoje życie. Upatrujemy go w udanym życiu osobistym, rodzinnym i zawodowym, podążamy za jego okruchami w wirze przedświątecznych zakupów, szukamy go w marzeniach o kupnie samochodu ulubionej marki, planowaniu ciekawych podróży, korzystaniu z przyjemności życia. Mimo woli cisną się na usta słowa piosenki: „Kto z Was wie, ile szczęście miewa odmian? Lub ile barw na tęczy lśni? Mało kto szczęście swe spotyka co dnia, przeważnie o nim tylko śni”.

Chociaż nieustannie szukamy szczęścia, to najczęściej wymyka nam się ono, pozostawiając w zamian smutek i zniechęcenie do życia. Niemiecki poeta Goethe napisał kiedyś, że „w ciągu 75 lat swego życia nie zaznał nawet czterech tygodni szczęścia”. Podobnych świadectw można przytoczyć wiele.

Umyka nam to szczęście, chociaż możemy go przecież doświadczać, patrząc na ukochaną osobę, widzieć je w oczach niewinnego dziecka, w twarzach biedaków spożywających ofiarowaną im kromkę chleba, w spojrzeniu ludzi zakochanych. Prawdziwe szczęście musi zatem gdzieś być, zwłaszcza że tak mocno go pragniemy. Musi być nie w czymś, ale w nas samych. Musi być, bo wszyscy jesteśmy stworzeni do szczęścia.

Bóg, w którego wierzymy i którego kochamy, stworzył nas do szczęścia. Nasza religia jest religią szczęścia i nadziei. Jest Dobrą Nowiną przyniesioną nam przez Boga-Człowieka. Pierwsze słowa Chrystusowego orędzia były wezwaniem do radości i szczęścia: „Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie” (Mt 5,12). Kazanie na górze to hymn o szczęściu, radości i doskonałości. Chrystus poucza nas w nim, że prawdziwe szczęście opiera się na miłości Boga i ludzi.

W jaki zatem sposób możemy nasze życie wypełnić radością i szczęściem? Czy znajdziemy na to skuteczne recepty? Oto kilka z nich. Przede wszystkim starajmy się kochać Boga, świat i ludzi. Zacznijmy od dobrego, pozytywnego myślenia. Dobro i zło mają bowiem początek w głowie. Oddalajmy zatem od siebie myśli złe i pesymistyczne, a pielęgnujmy dobre, pozytywne i radosne. Czyńmy tak, gdy odnosimy się do Boga, samych siebie, otaczającego nas świata, w tym naszych bliźnich. Chrystus powiedział: „Gdzie bowiem jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6,21). Zatem – o czym człowiek myśli i jak myśli, takim jest. Nie bądźmy pyszni, nie zazdrośćmy, nie życzmy nikomu źle, a będziemy cieszyć się pokojem serca i promykami szczęścia.

Starajmy się też właściwie patrzeć na samych siebie i na innych ludzi. Nikt z nas nie jest aniołem, ale nie jest również złym duchem. Akceptujmy i kochajmy więc samych siebie i innych takimi, jakimi jesteśmy i jakimi oni są. Ludzie szczęśliwi to ci, którzy kochają ludzi. Pielęgnujmy również pozytywne podejście do życia. Nie jest ono sielanką, ale nie jest też przecież tragedią. Mądrze jest zatem być z niego zadowolonym: ze swojego wyglądu, otrzymanych od Boga talentów, otaczających nas bliskich i przyjaciół, z wykonywanej pracy. Mądrze jest cieszyć się tym, co mamy, i żyć dniem dzisiejszym.

Irena Santor śpiewała: „Kowalem swego szczęścia każdy bywa sam”. Ważne jest zatem, abyśmy wyznaczali sobie pozytywne plany i cele. Ludzie szczęśliwi nie żyją bezcelowo. Borykają się nieraz z problemami, spotykają ich cierpienia, ale się nie załamują i są pokorni. Pokora bowiem i umiejętność cieszenia się z tego, co posiadamy, są najpewniejszymi drogami do szczęścia. Tę drogę wskazuje nam w dzisiejszej Ewangelii Maryja, odpowiadając Bogu: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”. To również droga Jej Syna, który przyszedł „służyć, a nie żeby Mu służono”.

Zakończmy dzisiejsze rozważanie parafrazą słów piosenki:

„Szczęściem też może być i niepogoda, głośny wiatr i tłukący w szyby deszcz. Co mi tam, kiedy wiem, że Bóg mnie kocha, i że ja Boga kocham też”.

Uroczystość Narodzenia Pańskiego

CUD BOŻEGO NARODZENIA

Łk 2,15–20

Wielka radość wypełnia dziś serca ludzi na całym świecie. W tę błogosławioną noc Bóg obdarowuje ludzkość najcenniejszym darem, zsyłając na ziemię swego Jedynego Syna. Rodząc się z Maryi, Syn Boży, Jezus Chrystus staje się jednym z nas. Przychodzi na ziemię, aby naszym ludzkim językiem opowiedzieć o Bogu, który jest Miłością. Przychodzi, aby wyjawić nam, że wszechmogący Bóg nieba i ziemi jest naszym Ojcem, że kocha każdego z nas i pragnie naszego szczęścia. Przychodzi, aby żyjąc na ziemi naszym ludzkim życiem, nauczyć nas, jak my mamy żyć, aby osiągnąć szczęście w niebie. Te radosne nowiny mógł wielki Bóg nieba i ziemi oznajmić, wysyłając swego posłańca, anioła. On jednak kocha nas tak bardzo, że posłał do nas swojego Syna.

Jako Syn Boży Chrystus mógł narodzić się w pełnym przepychu pałacu. Mógł być witany przez wielkich tego świata, władców, królów, książęta... On jednak wybrał ubogą stajnię, aby każdy człowiek – niezależnie od tego, czy jest mądry i bogaty jak mędrcy ze Wschodu, czy też prosty i ubogi jak pasterze – mógł bez zażenowania przyjść do Niego i złożyć Mu pokłon.

Aby nikt z nas nie mógł zarzucić Chrystusowi, że nie znał życia, bo Jego własne życie było łatwe i proste, Jezus od chwili swego narodzenia związał się z biednymi i pogardzanymi na tym świecie. Urodził się w stajni, a Jego kołyską był bydlęcy żłób. Przyszedł na ziemię tak jak każdy z nas: goły, bezbronny, kruchy. Tak jak każdy z nas zdany był na opiekę innych ludzi. Zakosztował chleba uciekinierów i emigrantów, kiedy wraz z Maryją i Józefem musiał uciekać do Egiptu. Doświadczył trudu i znoju codziennej pracy, pomagając św. Józefowi w jego warsztacie ciesielskim. Wiedział, co znaczy być głodnym, bo przez czterdzieści dni i nocy pościł na pustyni. Nieobce było Mu pragnienie, przecież wołał z krzyża: „Pragnę”. Poznał również smak ludzkich łez, kiedy płakał nad grobem swego przyjaciela Łazarza i nad nieszczęsną Jerozolimą. Doświadczył wreszcie najboleśniejszej i najokropniejszej śmierci na krzyżu. Nic co ludzkie nie było Mu obce. Zdecydował się na to wszystko, ponieważ nas umiłował i w imię tej miłości stał się jednym z nas.

W tę błogosławioną noc Dzieciątko Jezus obchodzi cały świat. Puka do każdego domu i każdego serca. Czy znajdzie tam mieszkanie, czy zostanie przyjęte? Niestety, w wielu domach i sercach drzwi będą zamknięte, tak jak były zamknięte dla Maryi, Józefa i małego Jezusa w Betlejem. A czy w naszym sercu i w naszym życiu jest miejsce dla Chrystusa? Biada takim ludziom, którzy zamykają przed Bogiem swoje serca. Rozumiał to doskonale nasz wieszcz narodowy, Adam Mickiewicz, kiedy pisał: „Wierzysz, że Chrystus narodził się w betlejemskim żłobie! Lecz biada, jeżeli nie zrodził się w tobie”. A chrześcijański myśliciel Silesius dodaje: „Choćby Chrystus tysiąc razy rodził się w Betlejem, a nie narodził się w nas, jesteśmy zgubieni na wieki”.

To, że dziś tu jesteśmy, jest dowodem na to, że otworzyliśmy nasze serca i domy dla Chrystusa. Wierzymy w Niego, kochamy Go i tak jak pasterze przyszliśmy, aby złożyć Mu pokłon. Boże Dziecię uśmiecha się dziś do nas i patrzy na nas z miłością. Tak jak od pasterzy, nie żąda od nas bogatych darów. Pragnie jedynie przemienić nasze serca. Chce, abyśmy stali się dla siebie lepsi. Przebaczyli sobie wzajemnie urazy. Wyciągnęli do siebie dłonie w geście miłości, składając sobie życzenia i łamiąc się opłatkiem.

Boże Dziecię chce, aby życzliwość, miłość, radość i pokój tej świętej nocy zakrólowały w naszych sercach. Przyszło przecież na ziemię po to, aby nauczyć nas, jak mamy żyć. W jaki sposób zwyciężać: zło – dobrem, nienawiść – miłością, kłamstwo – prawdą, obojętność – troską i współczuciem.

„Ja nie wiem, o mój Panie, któryś miał w żłobie tron, czy dusza moja biedna milsza Ci jest niż on. Ulituj się nade mną, błagać Cię kornie śmiem, gdyś stajnią nie pogardził, nie gardź i sercem mym”.

Co możemy złożyć Chrystusowi w tę świętą noc? Tak jak głoszą słowa tej pięknej kolędy, ofiarujmy Mu samych siebie. On niczego więcej nie pragnie. Ofiarujmy Mu nasze serca wypełnione dobrymi postanowieniami, dobrymi czynami, wiarą i miłością. Ofiarujmy Mu dziś to wszystko! A wówczas i w naszych sercach spełni się cud Bożego Narodzenia.

Niedziela Świętej Rodziny

UCZMY SIĘ OD ŚWIĘTEJ RODZINY

Łk 2,22–40

Kiedy zapytano Matkę Teresę z Kalkuty, co myśli o życiu współczesnych rodzin, odpowiedziała: „Tak mało jest miłości w naszych domach i w życiu rodzinnym. Nie mamy czasu dla naszych dzieci, nie mamy czasu jedni dla drugich; nie mamy czasu cieszyć się sobą wzajemnie; myślę, że gdybyśmy tylko mogli żyć tak jak Jezus, Maryja i Józef żyli w Nazarecie, gdybyśmy mogli uczynić z naszych domów drugi Nazaret, wtedy pokój i radość zapanowałyby na świecie. Miłość zaczyna się w domu; miłość żyje w rodzinnych domach”.

W potocznym rozumieniu bycie ojcem czy matką jest czymś bardzo naturalnym i prostym. Niestety, rzeczywistość okazuje się inna. Umiejętność bycia dobrym rodzicem to sztuka niezwykle trudna. Papież Jan XXIII powiedział kiedyś, że „łatwiej ojcu mieć dzieci niż dzieciom ojca”. Zaś o umiejętności bycia dobrą matką wyraził się ktoś inny w następujący sposób: „Urodzenie dziecka nie czyni kobiety matką, tak jak posiadanie w domu pianina nie czyni nikogo pianistą”.

Tej niełatwej sztuki bycia dobrym ojcem, dobrą matką powinniśmy uczyć się od Świętej Rodziny z Nazaretu. W pierwszą niedzielę po Bożym Narodzeniu Kościół posyła nas do nazaretańskiej szkoły po to, abyśmy od Jezusa, Maryi i Józefa uczyli się wzajemnego szacunku, miłości i świętości.

Święta Rodzina kierowała się przede wszystkim miłością do Boga i bliźnich. Ta miłość wyrażała się poprzez wspólną modlitwę, wspólne uczestnictwo w obrzędach religijnych w świątyni, wypełnianie woli Bożej w codziennym życiu, czasem bardzo trudne i wymagające wielu ofiar i poświęceń. Kto z rodziców chciałby, aby jego dziecię narodziło się w nędznej stajni? Kto chciałby uciekać z rodzinnych stron, tak jak uczyniła to Święta Rodzina, ratując Dziecię Jezus z rąk oprawców Heroda?

Chociaż Maryja i Józef nie zawsze rozumieli to, czego wymagał od nich Bóg, mimo wszystko z wielką wiarą i ufnością pełnili Jego świętą wolę. Również my, tak jak Maryja i Józef, wierzmy i ufajmy Bogu. I w naszym życiu nic się nie dzieje przypadkowo. Wszystko wydarza się z jakiegoś powodu. Najczęściej nie wiemy, dlaczego jest tak, a nie inaczej: ktoś w naszej rodzinie choruje, ojciec rodziny ma problemy z alkoholem, matka załamuje się pod ciężarem zmartwień i kłopotów, któreś z dzieci schodzi na złą drogę. W takich trudnych chwilach spoglądajmy jednak na Świętą Rodzinę. Módlmy się i ufajmy Bogu, który nas kocha. Choć nie wiemy i nie rozumiemy, dlaczego dopuszcza na nas takie doświadczenia, nie upadajmy na duchu, bo On zna powód, poprowadzi nas i uratuje. Wierzmy w Jego miłość i opatrzność.

Święta Rodzina powinna być dla nas także przykładem wzajemnego szacunku i miłości w relacjach z najbliższymi. Pięknie mówi o tym św. Paweł: „Obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem. [...] Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonałości” (Kol 3,12–14).

Pielęgnujmy przede wszystkim to, co nas łączy w rodzinie, a nie to, co nas dzieli. Nie dążmy do tego, by tylko brać coś od rodziny, nic nie proponując w zamian. Nie pytajmy, co nam oferuje rodzina, tylko myślmy, co my jej możemy dać i w jaki sposób jeszcze bardziej ją wzbogacić. Nie wyszukujmy u siebie nawzajem słabych stron, nie krytykujmy, nie skaczmy sobie do oczu z byle powodu. Nasze dobre słowo, uśmiech, pochwała, podniesienie na duchu, okazanie wdzięczności potrafią czynić cuda. Starajmy się o zdrową atmosferę w domu, oprzyjmy się na wzorze wszystkich rodzin – Świętej Rodzinie z Nazaretu.

Lepiej wspólnie się pomodlić niż sobie złorzeczyć; lepiej pochwalić niż ganić; lepiej się pierwszemu odezwać niż czekać, aż zrobi to ktoś inny; lepiej być grzecznym niż grubiańskim; lepiej się uśmiechać niż dąsać.

Szwedzki film Droga do nieba opowiada o parze zakochanych ludzi szukających prawdziwego szczęścia. Przed oczami widzów przesuwają się różne sceny i sytuacje. Młody mężczyzna – podobnie jak św. Augustyn – jest swoim życiem rozczarowany, odczuwa niesmak i niezadowolenie. Prześladuje go przy tym wrażenie idącego za nim i szukającego go Boga w ludzkiej postaci... W końcu ten młody, zagubiony mężczyzna zakochuje się w dziewczynie. Zamieszkują razem, a wraz z nimi pozostaje Bóg. Znaleźli wreszcie swoje niebo i szczęście.

Życie naszych rodzin będzie upływało w zgodzie, harmonii i szczęściu wtedy, gdy będzie w nich Chrystus. Wielu współczesnych rodziców jakby o tym zapomniało. Małżonkowie lekceważą swoją wiarę, zapominają o modlitwie, zaniedbują życie religijne własne i swoich dzieci. A później dziwią się, że ich serca stygną, że nie ma wzajemnej miłości.

Pamiętajmy jednak, że gdzie jest Chrystus, tam jest miłość. Gdzie jest Chrystus, tam jest i może być szczęście i niebo już tu, na ziemi.

Nowy Rok, Uroczystość Bożej Rodzicielki Maryi

MARYJA NASZĄ MATKĄ

Łk 2,16–21

Święty Jan Bosko głosił pewnego dnia grupie młodych ludzi kazanie na temat roli Matki Bożej w życiu Kościoła. W pewnym momencie przerwał naukę i zapytał: „Czy ktoś powie mi, kim jest Maryja?”. Nikt nie odpowiedział. Święty ponownie zapytał: „Kto powie mi, kim jest Maryja?”. W końcu ktoś się odezwał: „Maryja jest Matką Boga”. „Dobrze”, pochwalił ks. Bosko. „Jednak chciałbym usłyszeć jeszcze więcej odpowiedzi”. Wtedy młodzi ludzie zaczęli nieśmiało wyliczać: „Maryja jest Królową nieba... Bramą Rajską... Uzdrowieniem chorych... Ucieczką grzeszników...”. Bardzo dobrze, powiedział ks. Bosko, uśmiechając się. „Chcę jednak, abyście sobie dziś zapamiętali, że Maryja jest naszą Matką! Na świecie nie ma innej osoby tak kochanej jak matka. Nikt nie kocha nas tak mocno jak Ona; nikt nie jest bardziej chętny do tego, żeby nam pomagać i wstawiać się za nami przed Bogiem niż Ona. Nie ma w niebie większego od Niej świętego, który tak bardzo by nas kochał i wypraszał nam tyle łask od Boga”.

Czcimy i kochamy Maryję, ponieważ przyniosła nam na ziemię najdroższy skarb. Zrodziła Jednorodzonego Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Nie dziwmy się zatem, że na progu Nowego Roku to nie Chrystus, który jest Alfą i Omegą, początkiem i końcem wszystkiego, lecz Jego Matka Maryja jest tematem liturgicznych czytań. W swoich odwiecznych planach Bóg postanowił bowiem, by nie tylko nasze życie doczesne, ale i nadprzyrodzone miało charakter macierzyński. Dlatego przed wiekami wybrał Maryję na Matkę swego Syna. Potrzebna była Maryja, by Chrystus mógł stać się jednym z nas, by mógł mieć ludzką naturę. Bez Niej Jezus by się nie narodził i nie miałby ludzkich rysów, ciała i krwi. Potrzebna była Chrystusowi Matka, aby nucić Mu kołysankę, aby ocierać Jego spłakane oczy. Aby mógł Pan Jezus wypowiedzieć do Niej najpiękniejsze słowo na świecie: „mama”.

Maryja oddała się całkowicie do dyspozycji Boga, począwszy od chwili zwiastowania, aż po krzyż na Kalwarii. Całą swą istotą współpracowała w dziele zbawienia grzesznej ludzkości. Takie było Jej powołanie i takie jest Jej macierzyńskie zadanie aż do dziś dnia. Bóg zechciał bowiem, aby była nie tylko Matką Jego Syna, ale również naszą Matką. Jezus nadał Jej ten szlachetny tytuł Matki wszystkich ludzi, umierając na krzyżu. Skierował wtedy do Maryi słowa: „Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja” (J 19,26–27). Od tej chwili mamy przemożną Matkę, która nieustannie oręduje za nami u Boga. Tak jak powiedział biskup Bossuet: „Jest Matką Boga, może więc wszystko otrzymać. Jest naszą Matką, może nam więc wszystko wyprosić”.

Oddajmy się zatem w tym rozpoczynającym się roku pod opiekę Bożej Rodzicielki Maryi, naszej Matki. Tak jak była Ona obecna w życiu Chrystusa, tak jest również obecna w naszym życiu. Patrzy na nas z miłością, smucąc się z powodu naszych niepowodzeń i kłopotów, a radując się z naszych zwycięstw i radości. Była z nami w ubiegłym roku, który jest już zamkniętą kartą i nie powróci. Będzie również z nami w tym nowym roku, który dziś rozpoczynamy.

Zesłany na Sybir Szymon Tokarzewski pisze w swych pamiętnikach o matce jednego z zesłańców, która podczas postoju oczekiwała na syna. Kiedy wreszcie go spotkała, pochwyciła go w objęcia i zwracając się do wszystkich, powiedziała: „Błogosławię was w imię nieobecnych waszych matek”. Znacząc znak krzyża na czole każdego, tuliła wszystkich po kolei. W chwilę potem wszyscy ruszyli ze śpiewem „Święty Boże” na ustach. To kobieta pierwsza zanuciła te słowa. Powstaniec wspomina, że „błogosławieństwo matczyne i wspomnienie tej pieśni podtrzymywało nas i pozwoliło przetrwać najcięższe chwile”.

Życie nasze, jak i ten rozpoczynający się nowy rok, jest również wędrówką pełną niebezpiecznych zaułków. Dlatego Maryja, Matka Boża i nasza Matka, staje dziś przed nami, nie tylko, by nam błogosławić, ale by wspólnie iść przez wszystkie dni tego roku i całego życia. Pójdźmy zatem pełni ufności razem z Nią, trzymając się Jej sercem i duszą.

Zawierzając Matce Najświętszej w tym pierwszym dniu nowego roku samych siebie i wszystko to, co dla nas jest najdroższe, módlmy się słowami pięknej pieśni:

„Maryjo, śliczna Pani, Matko Boga i ludzi na ziemi. Tyś świata Królową, Tyś gwiazdą na niebie, która wiedzie nas do Boga, w Jego raj.

Maryja, ave Maryja. U Boga nam wybłagaj zdroje łask, By świat lepszym był, by w miłości żył. O Maryjo, miej w opiece dzieci swe.

Maryjo, śliczna Pani, Świat dziś czuje na swych ustach gorzkie łzy. W sercu ból, smutek, żal, a w oczach wciąż strach. Usłysz, Pani, błaganie, pomóż nam”.

Uroczystość Objawienia Pańskiego

WSKAZUJMY DROGĘ DO CHRYSTUSA

Mt 2,1–12

Poeta Roman Brandstaetter napisał: „Wszystko, co boskie, tęskni za człowieczeństwem. Wszystko, co ludzkie, tęskni za boskością... W tej nieustannej wymianie wartości między niebem a ziemią jest cały sens istnienia”. Zaś Jan Kasprowicz pisał o swym poszukiwaniu Boga: „Bo i cóż zrobić, gdy taką raczył dać mi duszę. Żeby pozbyła się Ciebie, żadną jej siłą nie zmuszę”.

Za boskością tęsknili również Mędrcy ze Wschodu, o których mówi dzisiejsza Ewangelia. Bóg zsyła im cudowną gwiazdę, która ich prowadzi. Historycy twierdzą, że Mędrcy byli mieszkańcami pustyni i zajmowali się astronomią, czyli obserwacją gwiazd. Znali je po imieniu i szli za ich przewodem, kiedy czuli groźbę zagubienia.

Historycy mówią również, że w czasie, w którym dokonały się wydarzenia opisane w dzisiejszej Ewangelii, prawie na całym świecie dawało się wyczuć tajemnicze oczekiwanie na przyjście wielkiego przywódcy lub króla. To zjawisko opisuje w swoich dziełach również dwóch wielkich historyków rzymskich: Tacyt w Historii i Swetoniusz w Historii życia Wespazjana.

Tłumaczy nam to w pewnym sensie słowa dzisiejszej Ewangelii, w których Mędrcy ze Wschodu pytają w Jerozolimie: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon” (Mt 2,2).

Zwróćmy uwagę na uderzający kontrast pomiędzy Mędrcami a mieszkańcami Jerozolimy. Jerozolima była miastem szczycącym się siłą i religijnym dziedzictwem. Miała sławną świątynię i święte pisma; miała uczonych w Prawie i kapłanów składających ofiary. I oto pewnego dnia przyjeżdżają nie wiadomo skąd pogańscy Mędrcy. Powiadamiają oni mieszkańców miasta, kapłanów i uczonych w Prawie o nowo narodzonym królu żydowskim. Budzi to zdziwienie i zakłopotanie. Uczeni jerozolimscy, badając Pisma, przypominają sobie, że Mesjasz ma się narodzić „w Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok” (por. Mt 2,5).

Zdumiewający jest ten brak wiary w proroctwa i duchowa apatia kapłanów i mieszkańców Jerozolimy. Nikt z nich nie podjął się trudu towarzyszenia Mędrcom do Betlejem i sprawdzenia tej niezwykłej wiadomości, mimo że miasteczko leżało tylko kilka kilometrów na południe od Jerozolimy. Do tego, aby wytrwale szukać Boga, Mędrcom wystarczyło światło gwiazdy. Kapłani i mieszkańcy Jerozolimy znali proroctwa, ale nie wykazywali najmniejszej ochoty, by je sprawdzić.

Podobne przykłady duchowej apatii spotykamy również dzisiaj. Co jest jej przyczyną? Nie leży ona w człowieku, ale w kulturze, w sposobie życia, który kładzie nacisk na zajęcie się potrzebami ciała, a zaniedbywanie natchnień duszy. Współczesny człowiek karmi i pielęgnuje swoje ciało, zapominając o pożywieniu dla duszy. Taki sposób życia prowadzi do duchowej niemocy w poszukiwaniu Boga i zaślepia na wszelkie dobro otrzymywane od Stwórcy i ludzi.

Objawienie Pańskie jest nie tylko piękną opowieścią o trzech egzotycznych Mędrcach wędrujących do Betlejem. Jest też przypomnieniem kilku istotnych prawd dotyczących każdego człowieka. Ludziom niewierzącym uroczystość Objawienia ukazuje Boga, który każdemu żyjącemu na ziemi człowiekowi daje znak swojej obecności. Ludziom wierzącym przypomina, że Chrystus ofiaruje swą miłość każdemu człowiekowi: królowi i pasterzowi, bogatemu i biednemu, kobiecie i mężczyźnie, wierzącemu i niewierzącemu. Ludziom, którzy utracili wiarę, daje Jezus łaskę pojednania się z Bogiem i pomoc w powrocie do życia wiarą.

Pogubionych i żyjących w beznadziei ludzi widzimy we współczesnym świecie wielu. Nie wiedzą oni, kim są, po co i dla kogo żyją, bo nie znają Chrystusa. Kto o Chrystusie ma im opowiedzieć? Kto do Jezusa ma ich przybliżyć? Powinniśmy to robić my!

Jeżeli dzisiaj Chrystus ma rozświetlać mroki świata, to musi się to dokonywać przez nas, Jego wyznawców. Ludzie żyjący w mrokach rozpaczy i beznadziei nie znajdą dziś Chrystusa w Betlejem, bo Go tam już nie ma. Żyje On natomiast w sercach i duszach swoich wyznawców. Dlatego to my powinniśmy być dla poszukujących Jezusa tymi gwiazdami, które świecą w ciemności i wskazują drogę do Niego.

Pamiętajmy zatem! Ile razy przebaczamy komuś, kto nas skrzywdził, ile razy otwieramy nasze serca dla ubogich, samotnych i opuszczonych, ile razy wyciągamy dłonie, aby nakarmić głodnych, napoić spragnionych, przyodziać nagich, tyle razy zapalamy światło, które rozświetla ciemności świata i wskazuje ludziom drogę do Boga.

Święto Chrztu Pańskiego

DUCHOWE NARODZINY DLA BOGA

Mk 1,6b–11

Król Francji Ludwik IX za najważniejsze miejsce w swoim życiu uważał kościół, w którym został ochrzczony. Nie katedrę, gdzie ukoronowano go na władcę Francji, ale chrzcielnicę w swej rodzinnej miejscowości, gdzie otrzymał godność dziecka Bożego.

Uroczystość Chrztu Pana Jezusa, którą dziś przeżywamy, przypomina nam nasz własny chrzest i jest okazją do tego, aby za tę wielką łaskę Bogu podziękować. Do każdego z nas w chwili chrztu wypowiedział Stwórca z miłością te same słowa, które skierował do Chrystusa. „Tyś jest mój umiłowany syn! Tyś jest moją umiłowaną córką!”. Poprzez sakrament Bóg uczynił nas swoimi przybranymi dziećmi, braćmi i siostrami Chrystusa, i świątyniami Ducha Świętego. W chwili chrztu zgładził obciążający nas grzech pierworodny oraz wycisnął na naszej duszy niezatarte znamię dziecka Bożego.

Naszym rodzicom zawdzięczamy życie naturalne, fizyczne. W chwili chrztu świętego Bóg podzielił się z nami swoim własnym Boskim życiem, które nazywamy łaską uświęcającą. Jest ona dla nas „biletem” do nieba. Poprzez chrzest Bóg udzielił nam też łask koniecznych do duchowego rozwoju: łaski do wzrastania w wierze, łaski do pogłębiania nadziei i łaski do rozwijania się w miłości.

Bogactwu darów otrzymanych na chrzcie świętym musi zawsze towarzyszyć świadomość, że ten pierwszy sakrament był tylko początkiem naszej duchowej przygody z Bogiem. Dlatego za chrztem powinno iść nasze życie zgodne z Ewangelią oraz nieustanne pogłębianie przyjaźni z Bogiem przez modlitwę i wzrastanie w wierze, nadziei i miłości.