Powrót posła - Julian Ursyn Niemcewicz - ebook + audiobook

Powrót posła ebook i audiobook

Julian Ursyn Niemcewicz

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

"Powrót posła" to dramat Juliana Ursyna Niemcewicza, pisarza, historyka i działacza społecznego, a także uczestnika insurekcji kościuszkowskiej.
"Powrót posła" to komedia polityczna w trzech aktach napisana przez Juliana Ursyna Niemcewicza w 1790, która była reakcją na zewnętrzną i wewnętrzną sytuację polityczną Polski. Powstanie utworu miało ścisły związek z obradami Sejmu Czteroletniego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 9 min

Lektor: Fundacja Nowoczesna Polska

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Julian Ursyn Niemcewicz

POWRÓT POSŁA

KOMEDJA W TRZECH AKTACH

Wydawnictwo Avia Artis

2024

ISBN: 978-83-8226-969-7
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby

PAN PODKOMORZY. PANI PODKOMORZYNA. STAROSTA GADULSKI, koligat Podkomorzyny. STAROSCINA, żona jego z powtórnego małżeństwa. TERESA, córka Starosty z pierwszego małżeństwa, wychowana u Podkomorstwa. WALERY, syn Podkomorstwa, amant Teresy. SZARMANTCKI, kawaler modny zalecający się do Teresy. AGATKA, pokojowa Podkomorzyny. JAKÓB, lokaj. KOZAK Szarmantckiego.

Scena na wsi u Podkomorstwa.

 Supponuje się, że rzecz się odprawia podczas limity przed zebraniem się nowego wyboru posłów na Sejm 1790 roku.

Akt I

Scena I

JAKÓB i AGATKA.
Jakób (nakrywając stolik.)

Imość panna Agatka niech się trochę krząta, Już to będzie podobno godzina dziesiąta, Sniadanie czy gotowe?

Agatka.

 Od samego ranka Kłócę się; zwarzyła się dwa razy śmietanka.

Jakób.

Żal mi ciebie Agatko... Jakże się masz, zdrowa?

Agatka.

Dziękuję ci: herbata i kawa gotowa, Lecz cóż, Imość śpi, pan się dopiero przebudził.

Jakób.

Pan Starosta ich wczoraj tak do późna nudził, Jak zaczął to o sejmie, to o wojnach bajać, Ze wszystkimi się sprzeczać, wszystkich kłócić, łajać, Gęba się nie zamknęła przez całą wieczerzę, Powywracał butelki, szklanki i talerze; Naostatek chociaż mu nikt nie odpowiadał, On jednak zapyrzony jak gadał tak gadał,

I dopiero jak postrzegł, że już wszyscy spali, Że świece gasły, przecież mrucząc wyszedł z sali, I na schodach dokończył ostatka swej mowy; Prawdziwyż to gaduła!

Agatka.

 Potrzeba zajść w głowy Z takimi natrętami, czyli boska kara! Prawda, że się wybornie dobrała ta para, Bo i żona Starosty przednia w swym gatunku, Wszystkich znudziła, wzdycha w ustawnym frasunku, Zawsze narzeka; nie wiem co siedzi w tej głowie! Bóg dał piękny majątek, honory i zdrowie, A zawsze nieszczęśliwa, we dnie spać się kładzie, A całą noc się tłucze w dzikiej promenadzie; Płacze, patrzy na miesiąc, gada do obłoków, Wzywa jakichściś cieniów, jakichściś wyroków. Starosta się z nią żeniąc musiał być szalony, Ach co to za różnica od nieboszczki żony! Już teraz takich nie ma: to to pani rzadka, Co to za gospodyni, jaki dobra matka! Jak córkę swą kochała.

Jakób.

 Pewnie, że dzisiejsza, Mniej od pierwszej rozsądna, lecz za to modniejsza, Byłaby z niej zrobiło pocieszne stworzenie.

(Słychać za sceną trąbkę myśliwską.)
Agatka.

Ale co to za hałas, co to za trąbienie?

Jakób.

To zapewne Szarmantcki wyjeżdża na łowy.

Agatka.

Ten sowizdrzał dom cały przewrócić gotowy, Co też on nie wyrabia! gada bez pamięci, Lata z kąta do kąta, wierci się i kręci, Każdą zaczepi; ja mu nie mogę darować, Wczoraj na schodach chciał mię gwałtem pocałować; Jam się od tej napaści jak mogła broniła, Nareszciem go ze złości za włosy chwyciła. Lecz śmiech mię jeszcze bierze, uciekł przelękniony; A w ręku mym się został warkocz przyprawiony, Chcesz? to ci podaruję tę zdobycz ogromną.

Jakób.

Nie chcę, ja mu kawałka tego nie zapomnę.

Agatka.

Nie wiem dla czego trzpiot ten u nas przesiaduje, Widzę, że Starościnie bardzo nadskakuje. I samemu Staroście; jeźli nie mylę się, To podobno zamyśla o pannie Teresie.

Jakób.

Kto? on? niechże Bóg broni: takowe zamęście, Przyniosłoby tej pannie ostatnie nieszczęście: Któżby ją znowu oddał trzpiotowi takiemu?

Agatka.

On jej nigdy nie godzien.

Jakób.

 Dajmy pokój temu, Mówmy raczej o sobie: Agatko kochana!

Ja cię kocham, tyś do mnie trochę przywiązana, Znasz mię już od lat kilku; jestem państwu wierny, Pilny w swych powinnościach, a choć zbiorek mierny, To go pomnoży praca, staranie, a zatem Będzie człowiek szczęśliwym, będzie i bogatym: Prawda, że się w podległym stanie urodziłem, Zawsze jednak poczciwym, rządnym, wiernym byłem.

Agatka.

Nie łudziłam się nigdy chciwością majątku, Chcę słuchać mego serca, i mego rozsądku, Miałam znaczne dość partje; wszak wiesz z tej tu włości Starał się o mnie długo ów pan Podstarości, Człek hoży, mający się wcale należycie; Lecz jakiż los mię czekał, jakie smutne życie? Mieć męża, co z urzędu daje ludziom plagi, I na znak dostojeństwa, i silnej powagi, Widzieć nad mojem łóżkiem kańczuk zawieszony: Nie chcę, by kto od męża mego był dręczony. Nie przypadł mi do serca urząd ni osoba, Ten będzie moim mężem kto mi się podoba;

(bierze go pod brodę)

A tak wiesz, jeźli do mej ręki masz już prawo,

(oglądając się)

Państwo nadchodzi, czas już pospieszyć się z kawą,

Bądź zdrów.

Scena II

PANI PODKOMORZYNA, PAN PODKOMORZY i STAROSTA.
Starosta (prowadząc Podkomorzynę pod rękę.)

Com mówił wczoraj powtarzam dziś rano, Cóż, Wać Pani nie jesteś jeszcze przekonaną?

Podkomorzyna (z tonem sprzykrzonym.)

Jestem prawdziwie, milczę, i wszystkiemu wierzę.

Starosta.

Nie dosyć na tem, bo to zapewne nieszczerze; Trzeba wchodzić w uwagi, przyczyny, powody, Tym sposobem przyjdziemy do zupełnej zgody. Otóż tak, powiedziałem wczoraj na wieczerzy, Że ta wojna która się w około nas szerzy, Potrwa, może się mylę, może mniej lub więcej, Potrwa lat osiemnaście i dziewięć miesięcy; Potem zgodzą się jak się każdy już zmorduje, Bo zwyczajnie po wojnie pokój następuje.

Podkomorzyna.

Tak dotychczas bywało, lecz siadajmy proszę.

(Siadają, Podkomorzyna nalewa kawę, wszyscy piją, jeden Starosta trzymając w ręku filiżankę, mruczy pod nosem, na boku.)

Ach! jakie ja też nudy z tym człekiem ponoszę.

Starosta.

Waćpani nie pamiętasz wojny siedmioletniej, Właśnie wtenczas, gdy umarł syn mój małoletni, Pamiętam, że trybunał sądziłem w Piotrkowie, Kasztelan był Marszałkiem, niech mu Bóg da zdrowie; Pani wojewodziny sądziliśmy sprawę, Nie wiem, o dożywocie, czyli o zastawę: Kiedy przyszła wiadomość, że pokój zawarty,

Ja właśnie u marszałka grałem wtenczas w karty, Kazaliśmy dać wina, walnieśmy się spili Za zdrowie Niemców, co się w owych bitwach bili; Otóż pożar i dzisiaj tak będzie ognisty, Bo jak zważam gazety i z różnych miejsc listy, Jak razem kombinuję przeszłe, przyszłe rzeczy, Wojna potrwa, i nikt mi tego nie zaprzeczy.

Podkomorzyna.

Ale Starosto kawa tymczasem ostygnie.

Starosta (pije i gada dalej.)

Jak się to wszystko skończy, ja tak przewiduję, I zobaczycie zczasem, jeźli nie zgaduję. Cała ta długa wojna na tem się zakończy, Że król Pruski z cesarzem najściślej się złączy, Anglja z Francją obronne uderzy przymierze, Rossja Krym cały odda, a Chiny zabierze, Szwed waleczny na zawżdy złączy się z Duńczykiem, Turczyn zaś wszystkich mocarstw będzie pośrednikiem.

Podkomorzy.

Przyznać należy, że to systema jest nowe. Względem mojej ojczyzny spokojną mam głowę, Zawarliśmy z potężnym sąsiadem przymierze, Jużeśmy dziś pewniejsi.

Starosta.

 Ja temu nic wierzę: Polska nigdy się z nikim łączyć nie powinna, Niech cicho siedzi, ale niech nie będzie czynna; A jeżeli koniecznie o przymierze chodzi, Niech się z dalekim łączy, co jej nie zaszkodzi:

Z Hiszpanją, Portugalją, nawet z Ameryką.

Podkomorzyna.

Z Persami, Tatarami, albo z Siczą dziką.

Starosta.

Pewnie że lepiej z nimi; pożytek ztąd czysty, Waćpani zawsze sprzeczna.

(wchodzi Jakób z listem.)
Podkomorzy.

 Cóż tam?

Jakób.

 Z poczty listy.

Podkomorzy (odpieczętowawszy.)

A to od mego syna; chwalebna ich praca Zawieszona na chwilę i syn mój powraca. Ciesz się kochana żono, dzisiaj go ujrzymy.

Podkomorzyna.

Jakżem szczęśliwa! dawno już po nim tęsknimy.

Podkomorzy.

Jam nie tęsknił, gdy zadość czynił urzędowi; Dom zawsze ustępować powinien krajowi. W nieprzytomności jego cieszyły mię wieści, Że się wśród tych cnotliwych mężów syn mój mieści, Co z przemocy i hańby kraj nasz wydobyli.

Starosta.

Niedługo się tem wszystkiem będziemy cieszyli, Bóg wie co porobiły sejmujące Stany, Dlaczego ten rząd, po co te wszystkie odmiany? Alboż źle było dotąd, a nasi przodkowie,