Ostatnia podróż - Aleksandra Tyl - ebook + audiobook + książka

Ostatnia podróż ebook i audiobook

Aleksandra Tyl

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Nawet w najciemniejszych chwilach można znaleźć światło.

Patrycja, niegdyś wzięta modelka, obecnie realizuje się w nowych rolach – specjalistki od promocji oraz żony i mamy trójki dzieci. Dni wypełnione obowiązkami upływają szybko, ale szczęśliwie. Do czasu, gdy Patrycja dostrzega, że jej mąż Grzegorz zaczyna się od niej oddalać i wycofywać z rodzinnego życia. W Patrycji wzbierają pretensje i rodzi się żal. Czuje się osamotniona i zmęczona. Kiedy więc Grzegorz proponuje wspólną podróż i zaprasza żonę w bajkowy rejs luksusowym statkiem, ona odczytuje to jako okazję do uzdrowienia rozpadającego się małżeństwa. Nie spodziewa się, że właśnie podczas wycieczki wyjdzie na jaw skrywana przez męża tajemnica, która odbierze jej nadzieję na wspólną przyszłość. Czy Patrycja znajdzie w sobie siłę, by zaakceptować gorzką rzeczywistość?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 343

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 38 min

Lektor: Paulina Raczyło

Oceny
4,7 (181 ocen)
138
33
7
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wirginia123

Nie oderwiesz się od lektury

Cudownie smutna książka dająca nadzieję na teraz i na potem , polecam
20
anet66

Nie oderwiesz się od lektury

piękna, zaskakująca, smutna i pokrzepiajaca
10
Anna57ada

Nie oderwiesz się od lektury

polecam, wiele emocji
10
Paulina891

Nie oderwiesz się od lektury

czyta się jednym tchem...
10
muminek1996

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo ładna książka polecam
10

Popularność




Co­py­ri­ght © by Grupa Wy­daw­ni­cza Li­te­ra­tura In­spi­ruje Sp. z o.o., 2022
Wszel­kie prawa za­strze­żoneAll ri­ghts re­se­rved Książka ani żadna jej część nie mogą być pu­bli­ko­wane ani w ja­ki­kol­wiek inny spo­sób po­wie­lane w for­mie elek­tro­nicz­nej oraz me­cha­nicz­nej bez zgody wy­dawcy.
Re­dak­cja: Be­ata Ma­zur
Ko­rekta: Ju­styna Ja­kub­czyk
Pro­jekt gra­ficzny okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Zdję­cie na okładce: © ste­fan­holm (stock.adobe.com)
Zdję­cie au­torki: Se­ba­stian Wolny
DTP: Ju­styna Ja­kub­czyk
ISBN 978-83-67173-36-0
Gdańsk/War­szawa 2022
Wy­daw­nic­two Pro­zamiza­mo­wie­nia@li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.plwww.pro­zami.plwww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Każdy stoi sam na sercu ziemi

prze­bity pro­mie­niem słońca:

i na­gle jest wie­czór.

Sa­lva­tore Qu­asi­modo(tłum. Jó­zef Wit­tlin)

ROZDZIAŁ 1

Był późny wie­czór. Pa­try­cja wy­szła na bal­kon i za­pa­liła pa­pie­rosa. Usi­ło­wała rzu­cić pa­le­nie, wiele razy, na­łóg był jed­nak sil­niej­szy. To działo się w gło­wie. Pro­ste po­łą­cze­nie, że pa­pie­ros równa się re­laks, po­wo­do­wało, że nie­mal każ­dego dnia, kiedy dzieci były już w łóż­kach, po­zwa­lała so­bie na te kilka mi­nut od­prę­że­nia. Za­cią­gała się głę­boko, mimo gorz­kiego smaku i dra­pa­nia w gar­dle. Lu­biła pa­trzeć na dym roz­pierz­cha­jący się w po­wie­trzu. Tu, z pią­tego pię­tra, roz­cią­gał się przy­jemny wi­dok na park, oświe­tlony te­raz nie­zbyt ja­snymi la­tar­niami. Mimo póź­nej pory i chłodu spa­ce­ro­wało w nim kilka osób, głów­nie z psami. Ko­jący wi­dok, spo­kój, tak bar­dzo po­trzebny po ro­ze­dr­ga­nym dniu.

Tuż za par­kiem wi­dać było świa­tła mia­sta, nie­zli­czone ilo­ści ko­lej­nych bu­dyn­ków, da­lej Wi­sła, a za nią na­stępne bu­dowle, ka­mie­nice, bloki. I na­stępne. A w nich setki lu­dzi, ty­siące, mi­liony.

Pa­try­cja czuła się jed­nak sa­motna.

I zmę­czona.

Nie tylko tym dniem, ale ca­łym ak­tu­al­nym ży­ciem. Przy­tulny dom i ro­dzina da­wały speł­nie­nie i cza­sem Pa­try­cja była na sie­bie zła, że tak par­szy­wie się czuje, wy­peł­nia­jąc ko­lejne obo­wiązki. Była jed­nak przy­tło­czona. Zbyt przy­tło­czona, by spoj­rzeć na wszystko z dy­stansu.

Nie pla­no­wali mieć trójki dzieci. Oboje z Grze­go­rzem na­sta­wiali się, że będą ro­dziną dwa plus dwa. Naj­pierw uro­dziła się Maja. Pa­try­cja miała wów­czas trzy­dzie­ści lat i nie chciała zbyt długo od­wle­kać de­cy­zji o ko­lej­nym dziecku. Po nie­spełna dwóch la­tach znów uj­rzeli dwie kre­ski na te­ście cią­żo­wym. Nie po­sia­dali się ze szczę­ścia. Grze­siek ma­rzył o synu, Pa­try­cji płeć była obo­jętna. Wtedy jesz­cze nie wie­dzieli, że szczę­ście bę­dzie po­dwójne. W brzu­chu roz­wi­jały się bo­wiem dwa płody.

Naj­pierw był szok, po­tem ra­dość, ale przy­tłu­miona lę­kiem. Pa­try­cja się bała, czy da­dzą so­bie radę z trójką, Maja prze­cież wciąż wy­ma­gała ogrom­nej uwagi. Po­cie­szali się jed­nak, że nie są je­dyni, a nie­któ­rzy mu­szą da­wać radę i z pię­cio­racz­kami.

A jed­nak te­raz, po czte­rech la­tach od dru­giego po­rodu, miała wra­że­nie, że jest na­prawdę trudno. Ko­chała dzieci nad ży­cie, da­łaby so­bie za nie wy­rwać serce, ale ta­kie dni jak dzi­siej­szy po­wo­do­wały, że miała ochotę rzu­cić się z bal­konu. Może nie z pią­tego pię­tra, to byłby dra­mat. Ale z pierw­szego, by zła­mać tylko nogi i przez kilka mie­sięcy cze­kać, aż się zro­sną. I od­po­czy­wać. Bez­kar­nie i bez wy­rzu­tów su­mie­nia. Po pro­stu le­żeć i nie mu­sieć zaj­mo­wać się do­mem, dziećmi. Nie mu­sieć wo­zić ich do przed­szkola, szkoły i na te wszyst­kie do­dat­kowe za­ję­cia, w któ­rych dzie­ciaki tak bar­dzo chciały brać udział, ale które dla niej były istną mę­czar­nią. Na co dzień czuła się jak kie­rowca, a w week­endy jak widz przy­mu­szony do oglą­da­nia tych wszyst­kich wy­stę­pów i za­wo­dów, które jej zda­niem or­ga­ni­zo­wane były na­zbyt czę­sto. I jesz­cze to ku­po­wa­nie wy­ma­ga­nych stro­jów na ostat­nią chwilę. Dzi­siaj nie­mal pół dnia stra­ciła na szu­ka­nie od­po­wied­nich ki­mon do ka­rate dla chłop­ców.

A po­tem ta stłuczka. Ja­siek chwilę wcze­śniej darł się, ko­pał w sie­dze­nie – usi­ło­wała go uspo­koić. Od­wró­ciła się tylko na mo­ment, sto­jąc na świa­tłach. Nie po­czuła, że pusz­cza nogę z ha­mulca. Jak do­brze, że ude­rzyła tylko błot­ni­kiem o błot­nik.

Wszystko skoń­czyło się do­brze. Ale wciąż czuła ro­ze­dr­ga­nie po tym dniu.

Za­cią­gnęła się ostatni raz, po czym zga­siła pa­pie­rosa. Jesz­cze przez chwilę stała i pa­trzyła na re­lak­su­jący wi­dok. Do­cho­dziła dwu­dzie­sta pierw­sza, Grze­go­rza wciąż nie było. Roz­wa­żała, czy do niego za­dzwo­nić, ale od­rzu­ciła ten po­mysł.

Ro­biło się co­raz chłod­niej, dla­tego we­szła do miesz­ka­nia i za­mknęła drzwi bal­ko­nowe. Fi­ranka, którą za­cią­gnęła, była już po­sza­rzała, i Pa­try­cja zła­pała się na my­śli, że warto by­łoby ją uprać. Ostatni raz ro­biła to chyba trzy lata temu. Może cztery... Aż wstyd.

Po­wol­nymi ru­chami za­częła sprzą­tać ze stołu, przy któ­rym ja­dła z dziećmi ko­la­cję. Nie chciało jej się, ale nie lu­biła się kłaść, gdy w domu pa­no­wał nie­po­rzą­dek. Cza­sem miała wra­że­nie, że ta­kie co­dzienne sprzą­ta­nie to sy­zy­fowa praca. Przy trójce dzieci wciąż było coś do zro­bie­nia. Dzień w dzień. I tak w kółko.

Otwo­rzyła lo­dówkę, by wło­żyć do niej nie­zje­dzone resztki. Ogórki ki­szone – któ­rych dzieci nie zno­siły, a które wci­skała im przy każ­dej oka­zji, tłu­ma­cząc, że ki­szonki je­sie­nią i zimą to naj­lep­szy spo­sób na za­cho­wa­nie zdro­wia –wło­żyła z po­wro­tem do sło­ika. Jej wzrok padł na bu­telkę bia­łego wina, le­d­wie co na­po­czętą. Wy­jęła ją. Wpraw­dzie był czwar­tek i rano znowu trzeba bę­dzie wstać, ale lampka wina przed snem prze­cież nie za­szko­dzi – po­my­ślała i na­lała tro­chę do kie­liszka.

Do­koń­czyła sprzą­ta­nie stołu, a po­tem usia­dła na ka­na­pie z kie­lisz­kiem wina i książką.

Może na­wet le­piej, że nie ma jesz­cze Grze­go­rza – prze­mknęło jej przez myśl. Kilka chwil tylko dla sie­bie. Ci­sza, nie­zmą­cona dźwię­kiem te­le­wi­zora ani ra­dia, była tak przy­jemna.

Pa­try­cja upiła łyk, po­tem drugi i otwo­rzyła książkę, w któ­rej za­kładka wło­żona była mię­dzy pięć­dzie­siątą a pięć­dzie­siątą pierw­szą stronę. Le­d­wie trzeci roz­dział po­pu­lar­nej po­wie­ści, którą za­częła czy­tać już chyba dwa ty­go­dnie temu. I wciąż bra­ko­wało jej wol­nych chwil, by kon­ty­nu­ować lek­turę.

– Ma­amoo! – Prze­cią­gły krzyk córki spo­wo­do­wał, że Pa­try­cja za­ci­snęła po­wieki. Nie był to krzyk prze­ra­że­nia ani też krzyk sy­gna­li­zu­jący na­gły wy­pa­dek. Było to na­wo­ły­wa­nie, jak cza­sem Maja miała to w zwy­czaju. „Ma­mooo, siku!”, „Ma­aamo, pić!”. I choć miała już pra­wie sie­dem lat i mo­gła w nocy sa­mo­dziel­nie wyjść do to­a­lety lub pójść do kuchni po wodę, wy­bie­rała roz­wią­za­nie an­ga­żu­jące matkę.

Tym ra­zem Pa­try­cja, za­miast po­de­rwać się z ka­napy i po­biec do po­koju córki, udała, że nie sły­szy.

– Ma­aamooo! – po­no­wiła okrzyk Maja.

Ale Pa­try­cja nie re­ago­wała. Naj­wyż­sza pora, żeby sied­mio­latka na­uczyła się re­ali­zo­wać wła­sne po­trzeby, przy­nam­niej te, które nie wy­ma­gają po­mocy do­ro­słego.

– Ma­aamo! Ma­aamooo! – Dziew­czynka nie prze­sta­wała jed­nak na­wo­ły­wać.

– Cho­lera ja­sna – syk­nęła Pa­try­cja, odło­żyła książkę, wino i wstała. Ener­gicz­nym kro­kiem po­szła do po­koju córki, pchnęła drzwi i włą­czyła świa­tło.

– Bliź­niaki pła­czą – po­in­for­mo­wała Maja znie­cier­pli­wio­nym gło­sem.

– Jak to pła­czą? – spy­tała Pa­try­cja, ale wy­tę­żyła słuch. Rze­czy­wi­ście z po­ko­iku obok dało się sły­szeć ci­chy szloch.

– Staś cię wo­łał, ale nie sły­sza­łaś.

– Do­brze, spraw­dzę, co u nich, śpij już.

– Już pra­wie spa­łam – od­parła dziew­czynka, przy­kła­da­jąc z po­wro­tem głowę do po­duszki.

Ja już pra­wie mia­łam chwilę dla sie­bie – po­my­ślała Pa­try­cja. Zga­siła świa­tło w po­koju Mai i po­szła do bliź­nia­ków. Tu były za­pa­lone dwie lampki nocne, na każ­dym po­zio­mie pię­tro­wego łóżka. Chłopcy nie po­tra­fili za­snąć bez choćby lek­kiego świa­tła.

– Co się dzieje? – spy­tała Pa­try­cja, ku­ca­jąc przy le­żą­cym ni­żej Sta­siu.

– Ja­sia boli bziu­siek – wy­chli­piał chło­piec.

Pa­try­cja wstała i uchy­liła koł­drę, w któ­rej ukryty był drugi sy­nek.

– Boli cię brzuch?

Przy­tak­nął, szlo­cha­jąc.

– Cie­bie też? – spy­tała, znów ku­ca­jąc przy Sta­siu.

– Mnie nie.

– Więc dla­czego pła­czesz?

– Bo Ja­siek pła­cie.

Pa­try­cja ode­tchnęła głę­boko.

– Aaaaau – usły­szała za­wo­dzący okrzyk z góry.

– Tak bar­dzo boli? – za­in­te­re­so­wała się, za­pa­la­jąc górne świa­tło.

– Bal­dzo – jęk­nął Jaś. Był sku­lony i wy­glą­dało na to, że nie udaje.

O Boże – po­my­ślała z trwogą Pa­try­cja. – A je­śli to coś po­waż­nego? Je­śli trzeba bę­dzie go wieźć do szpi­tala? A prze­cież wy­pi­łam wino. Może trzeba za­dzwo­nić do Grze­go­rza, gdzież on jest, już pra­wie wpół do dzie­sią­tej.

– Ro­bi­łeś dziś kupę? – spy­tała synka, spraw­dza­jąc dło­nią jego czoło. Było chłodne.

– Tak... Nie... Nie wiem. – Chło­piec nie mógł so­bie przy­po­mnieć.

– Pój­dziemy do ła­zienki, do­brze? – zde­cy­do­wała Pa­try­cja, na ra­zie nic in­nego nie przy­cho­dziło jej do głowy.

Po­mo­gła dziecku zejść i za­pro­wa­dziła je do to­a­lety.

– Spró­buj zro­bić kupkę, ja w tym cza­sie za­pa­rzę ci ru­mianku – oświad­czyła.

Prze­szła do sa­lonu po­łą­czo­nego z kuch­nią i wsta­wiła wodę. Z ża­lem za­mknęła książkę, a resztkę wina z kie­liszka wy­lała do zlewu. Ten wie­czór za­miast we wła­snym łóżku naj­pew­niej spę­dzi, czu­wa­jąc przy łóżku synka, żeby go ob­ser­wo­wać. Oby to nie było nic po­waż­nego – po­my­ślała, bo znowu prze­leci wi­zyta u lo­go­pedy, na którą usi­ło­wała umó­wić bliź­niaki już od mie­sięcy.

Cze­ka­jąc, aż za­go­tuje się woda, się­gnęła po le­żącą na sto­liku ko­mórkę i wy­brała nu­mer męża.

– Gdzie je­steś? – wark­nęła wście­kłym gło­sem, kiedy ode­brał.

– Mamo! Wy­śła! – Z ła­zienki do­biegł ją ra­do­sny głos syna. – Kupka wy­śła, juś nie boli.

– Już wra­cam. Stało się coś? – spy­tał Grze­gorz.

– Gówno – syk­nęła Pa­try­cja i się roz­łą­czyła.

Nie była z sie­bie dumna. Nie lu­biła się w ta­kim wy­da­niu. Ale nie po­tra­fiła się cza­sem opa­no­wać, żeby nie wark­nąć lub nie wy­rzu­cić z sie­bie ja­kiejś zło­śli­wo­ści. Fru­stra­cja co­raz czę­ściej da­wała o so­bie znać, a Grze­gorz był osobą, na któ­rej naj­pro­ściej było to roz­ła­do­wać.

Może dla­tego co­raz póź­niej wraca? – za­sta­no­wiła się Pa­try­cja, idąc do ła­zienki po synka, a po­tem pro­wa­dząc go do łóżka.

Ale to prze­cież błędne koło – po­my­ślała ze smut­kiem. On co­raz póź­niej wraca, a ja się de­ner­wuję, że je­stem sama. Im bar­dziej się de­ner­wuję i wy­rzu­cam z sie­bie gniew, tym on ma więk­szą po­trzebę izo­la­cji i od­su­wa­nia się ode mnie.

Błędne koło.

Zda­wała so­bie sprawę, że ta­kie za­cho­wa­nie, a przede wszyst­kim brak szcze­rej roz­mowy o tym, co ją boli, nie przy­nie­sie do­brego efektu, a mimo to nie po­tra­fiła się prze­ła­mać. Kiedy wró­cił Grze­gorz, spoj­rzała na niego wście­kle.

– Mam na­dzieję, że świet­nie się ba­wi­łeś w pracy – rzu­ciła, kie­ru­jąc się do ich sy­pialni.

– Nie ba­wi­łem się – za­opo­no­wał. – Do­my­ślam się, że mia­łaś nie naj­lep­szy dzień. Co się stało?

– Py­tasz o po­ra­nek, gdy Ja­siek wy­dzie­rał się w nie­bo­głosy, bo nie chciał za­ło­żyć spodni, które dla niego przy­go­to­wa­łam, czy może py­tasz o po­łu­dnie, kiedy pod­czas pracy wy­sy­pał mi się lap­top i stra­ci­łam kilka go­dzin, żeby się z nim upo­rać? A może py­tasz o po­po­łu­dnie i bie­ga­nie z wy­wie­szo­nym ję­zo­rem, żeby ku­pić ki­mona w roz­mia­rach, które są trudno do­stępne? A może py­tasz o tę stłuczkę?

– Pi­sa­łaś, że nic się nie stało...

– A może jed­nak py­tasz o wie­czór i ból brzu­cha two­jego syna? – cią­gnęła Pa­try­cja, nie da­jąc Grze­go­rzowi dojść do słowa. – Nie bar­dzo wiem, co chciał­byś wie­dzieć z tego dnia. I szcze­rze? Nie bar­dzo chce mi się opo­wia­dać, bo je­stem zmę­czona. Do­bra­noc.

– Od­wiozę ich ju­tro – za­pro­po­no­wał Grze­gorz.

– Su­per – od­parła bez­na­mięt­nie Pa­try­cja i za­mknęła drzwi od sy­pialni.

Było to nie­wiel­kie po­miesz­cze­nie, w któ­rym zmie­ściło się je­dy­nie łóżko mał­żeń­skie i szafa wnę­kowa oraz mała to­a­letka, słu­żąca cza­sem za biurko. Pa­try­cja za­pa­liła nocną lampkę i wsu­nęła się pod koł­drę, od­dy­cha­jąc ciężko. Tak bar­dzo nie lu­biła koń­czyć w ten spo­sób dnia.

Dla­czego znów to zro­bi­łam? – za­sta­na­wiała się.

Dla­czego nie po­tra­fię po­roz­ma­wiać z Grze­go­rzem spo­koj­nie, bez tonu pod­szy­tego zło­ścią?

Szybko jed­nak zna­la­zła wy­tłu­ma­cze­nie. Prze­cież gdyby on chciał roz­ma­wiać, nie dałby się zbyć. Przy­szedłby te­raz do sy­pialni i spy­tał, jak może jej po­móc. Ale on nie przy­szedł. Pa­try­cja wie­działa, że mąż po­łoży się na ka­na­pie i za­śnie, jak zwykł ro­bić to od wielu ty­go­dni. Zmę­cze­nie – tak so­bie oboje to tłu­ma­czyli.

Ale przy­naj­mniej od­wie­zie rano dzieci, choć tyle.

Za­wsze coś – po­my­ślała Pa­try­cja i za­mknęła oczy.

Pre­zent dla Iwony Pa­try­cja za­mó­wiła przez in­ter­net. O mały włos, a za­po­mnia­łaby o uro­dzi­nach naj­bliż­szej przy­ja­ciółki. Jak do­brze, że ist­nieją pacz­ko­maty! – po­gra­tu­lo­wała w my­ślach twórcy i wpi­sała ad­res punktu, do któ­rego ma przyjść bły­ska­wiczna prze­syłka. Ko­lejny punkt z li­sty wy­kre­ślony. Te­raz jesz­cze tylko od­po­wie­dzieć na po­po­łu­dniowe ma­ile i można za­mknąć kom­pu­ter. Była głodna, ale oce­niła, że na przy­rzą­dze­nie ja­kie­go­kol­wiek da­nia nie star­czy już czasu. Uznała, że wy­trzyma do szes­na­stej i zje coś na mie­ście z dziećmi, na szybko, za­nim za­czną się za­ję­cia ba­le­towe Mai.

Wy­szła z domu kwa­drans po pięt­na­stej, mo­dląc się, żeby nie było kor­ków. Przed­szkole chłop­ców znaj­do­wało się nie­da­leko domu, ale po­tem mu­siała je­chać jesz­cze do szkoły, do któ­rej cho­dziła Maja, a ulice o tej po­rze po­tra­fiły być za­pchane. Pa­try­cja za­wsze obie­cy­wała so­bie, że skoń­czy pracę wcze­śniej, żeby oszczę­dzić so­bie stresu zwią­za­nego z na­pię­tym gra­fi­kiem od­bie­ra­nia dzieci. Nie uda­wało jej się to jed­nak i dzień w dzień ro­biła wszystko nie­mal w biegu.

– Je­sce chwilka! – Usły­szała głos Ja­sia, który jak zwy­kle, gdy nad­cho­dziła pora wyj­ścia, ba­wił się w naj­lep­sze. Staś był już go­tów.

– Ja­nek, nie mamy czasu, mu­simy je­chać po Ma­jeczkę – wy­ja­śniła spo­koj­nym, lecz zde­cy­do­wa­nym gło­sem Pa­try­cja.

Ale chło­piec nie za­re­ago­wał.

Pa­try­cja bła­gal­nym, a za­ra­zem nie­cier­pli­wym wzro­kiem spoj­rzała na wy­cho­waw­czy­nię. Była to młoda dziew­czyna, bar­dzo miła i uprzejma, ale zda­niem Pa­try­cji zbyt ugo­dowa w sto­sunku do dzieci. Cza­sem by­wała jed­nak po­mocna.

– Ja­siu – po­wie­działa na­uczy­cielka. – Ma­mu­sia musi ode­brać sio­strzyczkę, do­koń­czysz za­bawę ju­tro. Sa­mo­cho­dzik bę­dzie na cie­bie cze­kał – obie­cała i po­de­szła do dziecka, by od­cią­gnąć go od za­bawki.

– Dzię­kuję – szep­nęła Pa­try­cja.

I już miała się od­wró­cić, gdy usły­szała krzyk synka. Ja­nek nie da­wał so­bie za­brać sa­mo­chodu, pisz­czał, wy­ry­wał go z rąk wy­cho­waw­czyni.

– Ja­siu. – Na­uczy­cielka zgro­miła chłopca wzro­kiem, ale jej głos na­dal był miękki. Jakby nie­zde­cy­do­wany, tro­chę żar­to­bliwy.

Tylko nie to – po­my­ślała Pa­try­cja. Nie zno­siła ta­kich sy­tu­acji. Naj­chęt­niej wzię­łaby synka na ręce i za­nio­sła do sa­mo­chodu, pro­sząc dru­giego, by za­brał z szatni ubra­nia brata. Bała się jed­nak, że ta­kie za­cho­wa­nie zo­sta­nie ode­brane przez na­uczy­cielki z przed­szkola za zbyt sta­now­cze, może na­wet prze­mo­cowe.

– Ja­siek – jęk­nęła zre­zy­gno­wana. – Spóź­nimy się. Bar­dzo cię pro­szę.

Ale Ja­siek nie re­ago­wał, za­pie­rał się no­gami i si­ło­wał z na­uczy­cielką, chcąc za­trzy­mać auto.

– Mo­żesz je wziąć ze sobą na noc – za­pro­po­no­wała dziew­czyna i pu­ściła za­bawkę.

– Świetna myśl! – pod­chwy­ciła Pa­try­cja.

Chło­piec uśmiech­nął się z sa­tys­fak­cją i przy­tu­lił au­tko.

– To ja też chcę! – krzyk­nął Staś i mimo że był już pra­wie ubrany do wyj­ścia, za­czął zdej­mo­wać buty, by z po­wro­tem wejść do sali.

– Bła­gam, nie – jęk­nęła Pa­try­cja. Czas le­ciał, a korki o tej po­rze na­gle się nie roz­pierzchną, by mo­gła szybko do­stać się do szkoły i ode­brać Maję.

– Też chcę auto na noc – uparł się Staś i nie re­agu­jąc na prośby matki, wró­cił do ką­cika z za­baw­kami, gdzie w pu­deł­kach było jesz­cze kilka sa­mo­cho­dów.

Po chwili pod­biegł do niego brat i też za­czął prze­szu­ki­wać za­bawki, być może w na­dziei, że znaj­dzie coś jesz­cze bar­dziej atrak­cyj­nego.

– Wy­star­czy, chłopcy – po­na­gliła na­uczy­cielka.

Pa­try­cja usia­dła na ła­weczce w szatni. Czuła złość po­mie­szaną z bez­sil­no­ścią. Nie miała po­my­słu, jak re­ago­wać w ta­kiej sy­tu­acji.

Bliź­niacy przy­szli wresz­cie, dzier­żąc w dło­niach sa­mo­chody. Kiedy wresz­cie ubrali się i prze­szli do auta, na­stą­piła ko­lejna udręka. Ja­siek, przy­tu­la­jąc do sie­bie sa­mo­cho­dzik, nie da­wał się wpiąć do fo­te­lika.

– Pro­szę, od­chyl na mo­ment rączki, mu­szę cię za­piąć – mó­wiła pła­czą­cym to­nem Pa­try­cja. Już wie­działa, że się spóźni po Maję.

Wresz­cie, do­piero kiedy za­gro­ziła, że wy­rwie Ja­siowi sa­mo­cho­dzik siłą, a na­stęp­nie wy­rzuci go do śmiet­nika, chło­piec ustą­pił i roz­luź­nił uścisk.

Do­je­chali do szkoły po cza­sie. Pa­try­cja, nie po­tra­fiąc zna­leźć wol­nego miej­sca do za­par­ko­wa­nia, sta­nęła na ka­wałku traw­nika. Nie mu­siała długo cze­kać, by ja­kiś prze­cho­dzień zwró­cił jej na to uwagę.

– Mam to gdzieś – wark­nęła, si­łu­jąc się z pa­sami, by tym ra­zem od­piąć Ja­sia. Staś umiał się już wy­pi­nać sam.

– Ja nie mam. Dbamy o ten traw­nik – syk­nął męż­czy­zna. – Dzwo­nię po straż miej­ską, je­śli pani stąd nie od­je­dzie.

Pa­try­cja ener­gicz­nie po­trzą­snęła głową.

– To so­bie dzwoń! – krzyk­nęła, zde­ner­wo­wana. Chwy­ciła chłop­ców za rękę i we­szła do szkoły.

Maja pła­kała, mar­twiąc się, że przez mamę nie zdąży na ba­let.

– Zdą­żymy – uspo­ko­iła Pa­try­cja. – Tylko nie damy rady już nic zjeść. Ku­pimy na sta­cji hot dogi i weź­miemy do sa­mo­chodu. Może być?

Maja ski­nęła głową, przy­zwa­la­jąco.

– Od­wiozę cię na ba­let i za­wiozę chłop­ców na ka­rate. W ra­zie gdy­bym się po­tem po cie­bie spóź­niła, po­cze­kasz chwilę z pa­nią, do­brze?

– Ta­tuś ich nie za­wie­zie? – spy­tała Maja.

Było to słuszne py­ta­nie, po­nie­waż jesz­cze nie tak dawno, przed wa­ka­cjami, to Grze­gorz od­wo­ził bliź­nia­ków, Pa­try­cja od­bie­rała i za­wo­ziła tylko córkę. Dzie­lili się obo­wiąz­kami nie­mal po równo, dzięki czemu nie były one aż tak ob­cią­ża­jące.

– Nie za­wie­zie. Ma dużo pracy – wy­ja­śniła spo­koj­nie Pa­try­cja. W środku jed­nak w niej bu­zo­wało. Ko­lejny ty­dzień, gdy Grze­gorz wy­mi­gi­wał się pracą.

– A pa­mię­tasz, żeby ku­pić pre­zent dla Amelki? – spy­tała Maja w sa­mo­cho­dzie, obok któ­rego na szczę­ście nie po­ja­wiła się jesz­cze straż.

– Kiedy te uro­dziny? – do­py­tała Pa­try­cja. Le­dwo co pa­mię­tała o uro­dzi­nach wła­snej przy­ja­ciółki.

– No prze­cież ju­tro. Na sie­dem­na­stą – przy­po­mniała Maja. – Nie ku­pi­łaś pre­zentu?

Pa­try­cja ścią­gnęła usta. Nie ku­piła. Ale pre­zent dla dziecka to nie pro­blem, można go szybko ku­pić w skle­pie z za­baw­kami znaj­du­ją­cym się nie­da­leko domu. Go­rzej, że uro­dziny ko­le­żanki, or­ga­ni­zo­wane na sali za­baw w in­nej dziel­nicy, wią­zały się z do­jaz­dem, i to w go­dzi­nach szczytu. Znów trzeba bę­dzie się spie­szyć, w sa­mo­cho­dzie ogar­nąć chłop­ców i czymś ich na­kar­mić, by zdą­żyć na po­po­łu­dniową im­prezę Amelki. A po­tem roz­ma­wiać z in­nymi ro­dzi­cami, któ­rzy pod­czas gdy dzieci będą się ba­wiły, zajmą miej­sca w ka­wiarni i po­dejmą nie­śmier­telne te­maty o szkole, kon­kur­sach, wy­ciecz­kach. Oni na lu­zie, a Pa­try­cja w roz­kroku, bo prze­cież trzeba bę­dzie do­glą­dać bliź­nia­ków w czę­ści wy­dzie­lo­nej dla młod­szych dzieci.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Książki Alek­san­dry Tyl

Mi­łość wy­czy­tana z nut

Aleja Bzów

Szczę­ście pach­nie bzem

Ma­giczne lato

Kar­me­lowa je­sień

Aniel­ska zima

Sza­lona wio­sna

Wschody i za­chody słońca

Leo! Znowu ty? Nie­cny plan

Leo! Znowu ty? Byle do przodu

Zgodne mał­żeń­stwo

.

Po­wie­ści oby­cza­jowe, kry­mi­nały, thril­leryWcią­ga­jące i nie­ba­nalneZa­czy­taj się!

www.pro­zami.pl

Księ­gar­nia wy­sył­kowawww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl