44,99 zł
NATYCHMIASTOWY NUMER JEDEN NA LIŚCIE BESTSELLERÓW „NEW YORK TIMESA”
Oprah Winfrey i Arthur C. Brooks – profesor Harvardu, który zawodowo zajmuje się badaniem szczęścia – dają ci do ręki sprawdzony przepis na lepsze życie.
Jeśli czujesz, że nie jesteś tak szczęśliwy, jak chciałbyś być, to ta książka jest właśnie dla ciebie. Ale czym właściwie jest szczęście? Winfrey i Brooks pokazują, że nie jest to gwiazdka z nieba,ale coś, po co każdy z nas może sięgnąć. Opierając się na najnowszych badaniach naukowych i doświadczeniach ze swojego życia, autorzy pokazują, co możesz zrobić już teraz, żeby poczuć się szczęśliwszym, zamiast czekać na to, co przyniesie los.
Bo choć trudno mieć wpływ na to, co dzieje się wokół nas, możemy decydować o swoich reakcjach. Winfrey i Brooks prezentują skuteczne narzędzia do zarządzania emocjami. Nauczą cię, jak kontrolować te negatywne, które zatruwają nas każdego dnia, bez ich wypierania. Pokażą cztery filary, które pozwalają na budowanie szczęśliwego życia. I przekonują, że niezależnie od tego w jakim momencie życia jesteś, w każdej chwili możesz wyruszyć w podróż w stronę szczęścia.
DZIĘKI TEJ KSIĄŻCE BYCIE SZCZĘŚLIWSZYM STANIE SIĘ TWOIM NOWYM SPOSOBEM NA ŻYCIE.
Wszyscy chcemy być szczęśliwi – nie znam ani jednej osoby, która o tym nie marzy. Ale czy wiemy, jak po to szczęście sięgać? Po czym je poznać? Brooks i Winfrey uświadamiają nam, że jeżeli nie zadbamy o swoje szczęście, to ono samo do nas nie przyjdzie. A to, od czego należy zacząć, to wzięcie odpowiedzialności za to, jak nam się żyje.
JOANNA FLIS
Ta książka może poprawić jakość naszej codzienności. Autorzy stawiają właściwe pytania i proponują rozwiązania, które pomogą zmienić nasze przekonania na temat szczęścia, emocji, odpowiedzialności i własnego „ja”. To swoisty most, na końcu którego czeka nas poczucie głębokiego samopoznania i wpływu – realnego wpływu na swoje życie.
MARIANNA GIERSZEWSKA
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 317
Data ważności licencji: 2/15/2029
Tytuł oryginału
Build the Life You Want: The Art and Science of Getting Happier
Copyright © 2023 by ACB Ideas, LLC and Harpo, Inc.
Copyright © for the translation by Jan Halbersztat
Projekt okładki
Jennifer Heuer
Adaptacja oryginalnego projektu okładki
Maria Gromek
Grafika na okładce © Lvqi Peng/Getty Images
Fotografia Arthura C. Brooksa
Rahil Ahmad
Fotografia Oprah Winfrey
Ruven Afanador
Redaktor nabywający
Artur Wiśniewski
Redaktorka prowadząca
Aleksandra Grząba
Opieka promocyjna
Angelina Gąkowska
Opracowanie tekstu
Wydawnictwo JAK
ISBN 978-83-8367-031-7
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, 2024
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
Jedną z wielu rzeczy, których doświadczyłam przez dwadzieścia pięć lat prowadzenia Oprah Winfrey Show, były bliskie spotkania z ludzkim nieszczęściem na bardzo różnych poziomach. Moimi gośćmi stali się ludzie przygnieceni tragedią, zdradą lub głębokim rozczarowaniem. Ludzie wściekli i tacy, którzy żywili do kogoś urazę. Ludzie pełni żalu i poczucia winy, wstydu i strachu. Ludzie, którzy robili wszystko, co w ich mocy, aby znieczulić swoje poczucie nieszczęścia – lecz i tak budzili się każdego dnia nieszczęśliwi.
Byłam też jednak świadkiem wielkiego szczęścia. Spotykałam ludzi, którzy odnaleźli miłość i przyjaźń. Ludzi wykorzystujących swoje talenty i umiejętności do czynienia dobra. Ludzi, którzy czerpali korzyści z bezinteresowności i dawania – spotkałam nawet osobę, która oddała nerkę nieznajomemu! Widziałam ludzi o głębokiej duchowości, która nadawała ich życiu prawdziwe znaczenie. Ludzi, którzy otrzymali drugą szansę.
Jeśli chodzi o reakcje publiczności, to nieszczęśliwi goście zazwyczaj wywoływali empatię, szczęśliwi – podziw (i może także odrobinę zazdrości). Ale była jeszcze trzecia kategoria gości, których moi widzowie nie bardzo wiedzieli, jak traktować, choć byli dla nich pełni podziwu. Należeli do niej ludzie, którzy mieli wszelkie powody, by być nieszczęśliwymi – a jednak nie byli. Wszyscy ci „robiący lemoniadę z cytryn, które przynosi im los”, zawsze znajdujący jasne strony rzeczywistości, zawsze widzący szklankę do połowy pełną… Tacy jak Mattie Stepanek: chłopiec, który cierpiał na rzadką, śmiertelną postać dystrofii mięśniowej – dysautonomiczną miopatię mitochondrialną – a mimo to potrafił we wszystkim odnajdywać spokój i cieszyć się mimo trudności. Pisał piękne wiersze, był mądry jak na swój wiek – to pierwszy gość, z którym zaprzyjaźniłam się poza programem. Nazywałam go swoim aniołem.
Jak chłopiec cierpiący na śmiertelną chorobę mógł być tak szczęśliwy jak Mattie? Jak mogła być spokojna i szczęśliwa matka, która przygotowywała się na śmierć, nagrywając setki kaset dla swojej wówczas sześcioletniej córki, przy pomocy których próbowała przekazać jej wiedzę o tym, jak żyć? Albo kobieta z Zimbabwe, która wyszła za mąż w wieku jedenastu lat, była codziennie bita, ale zamiast poddać się rozpaczy, zachowała nadzieję, wyznaczyła sobie sekretne cele i ostatecznie je osiągnęła – między innymi obroniła doktorat.
Jak ci ludzie byli w stanie w ogóle wstawać rano z łóżka, nie mówiąc już o ich promiennym usposobieniu i pozytywnej postawie? Jak oni to zrobili? Czy tacy się urodzili? Czy istnieje jakaś tajemnica, jakiś wzorzec rozwoju, który reszta świata powinna poznać? Bo jestem pewna, że gdyby coś takiego istniało, świat chciałby o tym wiedzieć! Jeśli mogłabym wymienić jedną wspólną cechę niemal wszystkich widzów, których gościłam przez dwadzieścia pięć lat prowadzenia programu, byłoby to pragnienie bycia szczęśliwym. Po każdym odcinku rozmawiałam z publicznością i zawsze pytałam, czego w życiu pragną najbardziej. Mówili, że chcą być szczęśliwi. Że pragną szczęścia. Po prostu.
Problem – jak już wcześniej wspomniałam – pojawiał się wtedy, kiedy pytałam, czym jest szczęście: tu moi rozmówcy nagle tracili pewność. Chrząkali, wahali się, a w końcu mówili, że chcieliby „zrzucić X kilogramów”, „mieć dość pieniędzy na opłacenie rachunków”, albo precyzowali: „moje dzieci, chcę, żeby moje dzieci były szczęśliwe!”. Mieli zatem cele, mieli marzenia, ale nie potrafili określić, co to naprawdę znaczy „być szczęśliwym”. Rzadko słyszałam konkretne odpowiedzi.
Konkretne odpowiedzi można znaleźć w tej książce – bo Arthur Brooks ich poszukał, przeprowadził badania i sprawdził ich wyniki.
Po raz pierwszy natknęłam się na Arthura dzięki magazynowi „The Atlantic”, w którym prowadził rubrykę How to Build a Life („Jak zbudować życie”). Zaczęłam czytać jego felietony podczas pandemii i szybko złapałam się na tym, że czekam na każdy kolejny tekst, bo Arthur pisał o tym, co także dla mnie zawsze było najważniejsze: o życiu, które ma cel i sens. Później przeczytałam jego książkę From Strength to Strength* – niezwykły przewodnik pokazujący, jak z wiekiem stawać się coraz szczęśliwszym. Czułam, że ten człowiek mówi moim językiem.
Musiałam z nim porozmawiać. A kiedy to zrobiłam, od razu zdałam sobie sprawę, że gdybym nadal prowadziła The Oprah Winfrey Show, dzwoniłabym do Arthura cały czas – i że miałby coś istotnego i odkrywczego do powiedzenia na prawie każdy poruszony w programie temat. W kwestii znaczenia szczęścia Arthur emanuje pewnością – co jest nie tylko pocieszające, lecz także inspirujące. Potrafi mówić – zarówno szeroko, jak i bardzo konkretnie – o tych samych sprawach, o których ja mówię od lat: jak stać się najlepszą wersją siebie, jak stać się lepszym człowiekiem. Od początku wiedziałam, że będziemy współpracować, a owocem współpracy jest ta książka.
* Angielski idiom from strenght to strenght znaczy „stawać się coraz silniejszym” albo „odnosić z czasem coraz większe sukcesy”. (Wszystkie przypisy dolne pochodzą od tłumacza).
Musi pan być z natury bardzo szczęśliwą osobą”.
Często słyszę takie słowa. Bądź co bądź prowadzę zajęcia na temat szczęścia na Uniwersytecie Harvarda, piszę także felietony o szczęściu dla magazynu „The Atlantic”. Na całym świecie wygłaszam wykłady o tym, co nauka mówi na temat szczęścia. Ludzie zakładają zatem, że muszę mieć naturalny dar, skłonność do bycia szczęśliwym – trochę tak jak zawodowy koszykarz musi mieć naturalny talent do sportu. Szczęściarz ze mnie, prawda?
Szczęście to nie koszykówka. To, że ktoś zajmuje się nim od strony naukowej, nie oznacza, że jest osobą „szczęśliwą z natury”. Przeciwnie: ludzie szczęśliwi z natury rzadko analizują szczęście albo prowadzą badania na jego temat, bo dla nich nie jest ono czymś, co warto badać ani specjalnie przemyśliwać. To trochę jak analizowanie powietrza, którym się oddycha…
Prawda jest taka, że piszę, mówię i nauczam na temat szczęścia właśnie dlatego, że „z natury” bycie szczęśliwym jest dla mnie trudne – a bardzo tego pragnę. Mój wyjściowy poziom dobrego samopoczucia – poziom, na którym funkcjonowałbym, gdybym nie prowadził moich badań i nie pracował nad tym zagadnieniem każdego dnia – jest istotnie niższy od średniej. I nie chodzi o to, że przeżyłem jakąś ogromną traumę albo wielkie cierpienie. Nie ma mi czego współczuć. To po prostu rodzinne: mój dziadek był człowiekiem posępnym, ojciec był lękliwy i ja też sam z siebie jestem lękliwy i posępny. Wystarczy zapytać o to Ester, moją żonę od trzydziestu dwóch lat (która potakuje, czytając te słowa). Moja praca jako naukowca specjalizującego się w naukach społecznych nie jest tylko analizą naukową – to także poszukiwanie siebie.
Jeśli sięgacie po tę książkę, bo nie jesteście tak szczęśliwi, jak chcielibyście być – czy to dlatego, że cierpicie z powodu jakichś konkretnych problemów, czy może dlatego, że Wasze życie pozornie jest dobre i szczęśliwe, ale w rzeczywistości zmagacie się z trudnościami – to w pełni się z Wami utożsamiam. Jesteśmy pokrewnymi duszami.
Kiedy dwadzieścia pięć lat temu w ramach moich studiów doktoranckich zacząłem prowadzić badania nad szczęściem, nie wiedziałem, czy wiedza akademicka okaże się pomocna. Obawiałem się, że poczucie szczęścia nie jest czymś, co można w istotny sposób zmienić. Może to trochę tak jak z astronomią – myślałem. Można się wiele dowiedzieć na temat gwiazd, ale nie można na nie wpływać. I rzeczywiście, przez długi czas cała moja wiedza niewiele mi pomagała. Wiedziałem coraz więcej, ale w żaden sposób nie przekładało się to na praktykę życia. Wszystko sprowadzało się do obserwowania ludzi: tych najszczęśliwszych i tych najbardziej nieszczęśliwych.
Dziesięć lat temu, podczas szczególnie mrocznego i burzliwego okresu w moim życiu, Ester zadała pytanie, które przestawiło moje myślenie. „Dlaczego nie wykorzystasz tych wszystkich skomplikowanych badań, aby sprawdzić, czy istnieją sposoby na zmianę własnych nawyków?” – powiedziała. Wydaje się to oczywiste, prawda? Z jakiegoś powodu dla mnie wcale takie nie było – mimo to postanowiłem spróbować. Zacząłem spędzać więcej czasu na obserwowaniu mojego samopoczucia, aby wychwycić wzorce. Badałem naturę swojego cierpienia i korzyści, jakie prawdopodobnie z niego czerpałem. Stworzyłem serię eksperymentów opartych na danych, próbując ułożyć listy wdzięczności, więcej się modlić i dążyć do zachowania wbrew własnym skłonnościom, gdy byłem smutny i zły (co zdarzało się dość często).
Efekty przyszły szybko. Wszystko okazało się tak skuteczne, że w czasie wolnym od pracy w dużej organizacji non profit postanowiłem pisać o szczęściu i jego poszukiwaniu w codziennym życiu na łamach „New York Timesa”, aby dzielić się tym odkryciem z innymi. Ludzie zaczęli się ze mną kontaktować, mówiąc, że nauka o szczęściu – przełożona na praktyczne porady – pomaga także im. Co więcej, zauważyłem, że rozpowszechnianie tych idei ugruntowało w mojej głowie to, co już wiedziałem – a to uczyniło mnie jeszcze szczęśliwszym.
Oczywiście to mi nie wystarczało, chciałem więcej! Postanowiłem zatem zmienić zawód. W wieku pięćdziesięciu pięciu lat zrezygnowałem z dyrektorskiego stanowiska, aby szerzyć naukę o szczęściu: pisać, przemawiać i wykładać. Zacząłem od sformułowania prostego, osobistego przesłania opisującego moją misję:
W swojej pracy chciałbym sie skupić na podnoszeniu ludzi na duchu, na łączeniu ich więzami miłości i szczęścia, wykorzystując do tego naukę i idee.
Przyjąłem propozycję Uniwersytetu Harvarda dotyczącą prowadzenia zajęć na temat naukowego rozumienia szczęścia – frekwencja na moich wykładach szybko przekroczyła założenia uczelni. Później dostałem własną rubrykę w magazynie „The Atlantic” – i już wkrótce moje felietony czytały setki tysięcy ludzi. Co tydzień analizowałem w nich inny aspekt szczęścia, wykorzystując swoją wiedzę naukową do lektury i analizy najnowszych odkryć z dziedziny psychologii, neuronauki, ekonomii i filozofii. Później zdobytą w ten sposób wiedzę wykorzystywałem do doświadczeń prowadzonych na samym sobie. Kiedy coś działało, przekazywałem moim studentom to, czego się nauczyłem – i publikowałem wnioski z myślą o masowym odbiorcy.
Z upływem lat dostrzegałem w swoim życiu coraz większe postępy. Widziałem, w jaki sposób mój mózg przetwarza negatywne emocje, i nauczyłem się, jak tymi emocjami zarządzać bez ich wypierania. Zacząłem postrzegać relacje międzyludzkie jako wzajemne oddziaływania serc i mózgów – a nie jako niewyjaśnione tajemnice. Zacząłem świadomie wcielać w życie nawyki i strategie najszczęśliwszych ludzi, którzy brali udział w moich badaniach – i takich, których znałem osobiście (między innymi pewnej wyjątkowej osoby, z którą spotkacie się we wprowadzeniu do tej książki). Coraz częściej ludzie z całego świata, którzy szli ze mną tą drogą – zarówno bardzo znani, jak i tacy, o których nigdy wcześniej nie słyszałem – mówili mi, że udawało im się zwiększyć swój poziom szczęścia, jeśli tylko starali się uczyć i stosować w praktyce zdobytą wiedzę.
Odkąd wprowadziłem te zmiany w swoim życiu, moje samopoczucie znacznie się poprawiło. Ludzie zauważają, że częściej się uśmiecham, a praca sprawia mi więcej radości. Moje relacje z innymi są lepsze niż kiedyś. Podobne zmiany obserwowałem u moich studentów, u liderów biznesu i zwykłych ludzi, którzy nauczyli się tych zasad. Wielu z nich doświadczyło bólu i straty przewyższających wszystko, z czym ja kiedykolwiek miałem do czynienia, a jednak potrafiło odnaleźć radość nawet pośród cierpienia.
Nadal miewam złe dni i wiem, że przede mną jeszcze długa droga – dziś jednak potrafię te złe dni przyjąć i umiem się do nich przygotować. Jestem pewien, że w przyszłości poczynię dalsze postępy.
Czasami przypominam sobie siebie samego z czasów, kiedy miałem trzydzieści pięć czy czterdzieści pięć lat: rzadko bywałem radosny, w przyszłość patrzyłem z pewną rezygnacją. Gdybym dziś, mając pięćdziesiąt dziewięć lat, mógł się cofnąć w czasie i powiedzieć sobie samemu: „Nauczysz się być szczęśliwszy i przekażesz tę wiedzę innym!”, pewnie moje młodsze „ja” uznałoby, że to starsze oszalało. A jednak tak właśnie się stało (mówię o byciu szczęśliwszym, a nie o szaleństwie, rzecz prosta).
Teraz mam zaszczyt współpracować z kimś, kogo podziwiałem od najmłodszych lat – z osobą, która sama pomogła milionom ludzi na całym świecie w sprawach dotyczących miłości i szczęścia: tą osobą jest Oprah Winfrey. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, szybko zdaliśmy sobie sprawę, że mamy wspólną misję, mimo że realizowaliśmy ją na różne sposoby – ja w środowisku akademickim, a Oprah w mediach.
Celem tej książki jest połączenie tych dwóch nurtów naszej pracy i stworzenie niesamowitej nauki o szczęściu dla ludzi na różnych drogach życia, którą będą mogli wykorzystać, aby żyć lepiej i pomagać innym. Albo, mówiąc prościej, chcemy pomóc Wam dostrzec, że nie jesteście bezradni wobec tego wszystkiego, co przynosi życie. Dzięki lepszemu zrozumieniu sposobu działania Waszych mózgów i umysłów możecie zbudować takie życie, jakiego pragniecie – zaczynając od własnych emocji, a potem zwracając się ku swoim bliskim, przyjaciołom, przemieniając swoje życie zawodowe i duchowe.
W naszym życiu to się sprawdziło – może zadziałać także w Waszym!
Wprowadzenie
Opowieść Arthura: Albina Quevedo, moja teściowa, którą kochałem jak własną matkę, leżała w łóżku w swoim niewielkim mieszkaniu w Barcelonie, które zajmowała od siedemdziesięciu lat. Skromny wystrój sypialni nigdy się nie zmienił: na jednej ścianie wisiał obraz przedstawiający Wyspy Kanaryjskie, skąd pochodziła Albina, na drugiej – prosty krucyfiks. W takim otoczeniu przebywała dwadzieścia cztery godziny na dobę; odkąd dwa lata wcześniej upadła, cierpiała nieustanny ból i nie była w stanie samodzielnie wstać ani chodzić. Miała dziewięćdziesiąt trzy lata i wiedziała, że nie zostało jej wiele czasu.
Jej ciało było słabe – ale umysł pozostał w pełni sprawny, a pamięć podsuwała wiele żywych wspomnień. Opowiadała o minionych dekadach, o czasach, kiedy była młoda, zdrowa, kiedy wyszła za mąż i założyła wymarzoną rodzinę. Wspominała przyjęcia i zabawy na plaży w gronie przyjaciół, którzy umarli przed nią. Śmiała się, przypominając sobie tę szczęśliwą przeszłość.
„Jakże inaczej wygląda dziś moje życie” – powiedziała. Odwróciła głowę na poduszce i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w okno, zatopiona w myślach. „Ale dziś jestem dużo szczęśliwsza niż wtedy” – dodała, odwracając się z powrotem.
Zauważyła zaskoczenie na mojej twarzy, więc wyjaśniła: „Wiem, że to brzmi dziwnie, że moje życie dziś wygląda smętnie, ale taka jest prawda” – powiedziała z uśmiechem. „Z wiekiem poznałam tajemnicę stawania się coraz szczęśliwszą”.
Cały zamieniłem się w słuch.
Siedziałem przy jej łóżku, a Albina wspominała wyboiste drogi swojego życia. Jako mała dziewczynka, w latach trzydziestych XX wieku, przeżyła krwawą hiszpańską wojnę domową. Musiała się ukrywać, często bywała głodna, widziała śmierć i cierpienie. Jej ojciec został aresztowany i spędził lata w więzieniu tylko dlatego, że jako lekarz polowy służył przegranej stronie tego konfliktu. A jednak, mimo tych wszystkich wydarzeń, Albina zawsze postrzegała swoje dzieciństwo jako szczęśliwe, bo jej rodzice kochali ją i siebie nawzajem – i właśnie ta miłość pozostała najsilniejszym wspomnieniem. A skoro już jesteśmy przy miłości, to człowiek, który w więzieniu zajmował celę po sąsiedzku z jej ojcem, poznał ją z jej późniejszym mężem.
To były jednak tylko miłe początki. Dopiero później spadły na Albinę prawdziwe problemy. Po kilku dobrych latach małżeństwa i przyjściu na świat trójki dzieci jej mąż okazał się inny, niż myślała: zostawił ją z dziećmi, bez alimentów. Zaczęły się bieda, smutek i samotność, trudy samodzielnego wychowywania potomstwa – coraz częściej nie była pewna, czy da radę utrzymać się na powierzchni.
Przez kilka lat czuła się zagubiona i nieszczęśliwa, doszła do wniosku, że szczęśliwsze życie jest dla niej nieosiągalne, bo los rozdał jej fatalne karty. Niemal każdego dnia wyglądała przez okno swojego małego mieszkania i płakała.
I trudno byłoby ją za to winić. Bieda i samotność, które czyniły jej życie tak nieszczęśliwym, nie były przecież jej winą: los zadecydował za nią, a ona nie widziała żadnej możliwości, aby go odmienić. Była pewna, że dopóki nie zmienią się okoliczności, będzie nieszczęśliwa, a lepsze życie jest niemożliwe.
A jednak pewnego dnia, kiedy Albina miała czterdzieści pięć lat, coś się wydarzyło. Z przyczyn, których nie rozumieli jej znajomi ani rodzina, zmieniło się jej spojrzenie na życie. Nie, nie poczuła się nagle mniej samotna, nie przybyło jej pieniędzy – a jednak z jakiegoś powodu przestała czekać, aż świat się zmieni, i postanowiła wziąć sprawy we własne ręce.
Najbardziej oczywistą zmianą, jakiej dokonała, było zapisanie się na studia. Chciała zostać nauczycielką. Nie było to łatwe. Uczenie się w dzień i w nocy, w dodatku ze studentami o połowę młodszymi od niej, przy jednoczesnym wychowywaniu dzieci, wydawało się bardzo wyczerpujące – ale okazało się początkiem jej nowego życia. Po trzech latach Albina ukończyła kolegium z najlepszymi wynikami na roku.
Rozpoczęła nową karierę – pracowała w zawodzie, który kochała, ucząc w biednej dzielnicy, gdzie służyła dzieciom i rodzinom żyjącym w ubóstwie. Stała się nową osobą, była w stanie utrzymać dzieci z własnych pieniędzy, poznała przyjaciół, których pokochała. Byli przy niej do ostatnich dni, a na jej pogrzebie nie wstydzili się łez.
Ponad dekadę później nieobliczalny mąż Albiny chciał do niej wrócić, nigdy formalnie się nie rozwiedli. Rozważyła propozycję i przyjęła go z powrotem – nie dlatego, że musiała, ale dlatego, że chciała. Jej mąż odkrył, że przez czternaście lat jego nieobecności Albina całkowicie się zmieniła: była silniejsza i – nie da się ukryć – szczęśliwsza. Nigdy więcej się nie rozstali, a on także bardzo się zmienił, przez resztę życie troszczył się o nią z miłością. Zmarł trzy lata wcześniej.
„Byliśmy szczęśliwym małżeństwem przez pięćdziesiąt cztery lata” – opowiadała Albina. „Formalnie rzecz biorąc, sześćdziesiąt osiem lat małżeństwa minus te czternaście nieszczęśliwych” – sprecyzowała.
A teraz miała dziewięćdziesiąt trzy lata. Okoliczności znowu ją ograniczały, ale jej radość nie gasła – nawet się wzmogła! Nie tylko ja to zauważałem, wszyscy podziwiali, jak jej szczęście rosło wraz z wiekiem.
Jaka była jej tajemnica? Co trzeba zrobić, aby w wieku czterdziestu pięciu lat obrać zupełnie nową drogę, zacząć nowe, lepsze życie – i stawać się coraz szczęśliwszą przez niemal kolejne pięć dekad?
Tajemnica
Wielu mogłoby wzruszyć ramionami na historię Albiny – uznać, że była wyjątkową osobą obdarzoną naturalnym darem czerpania korzyści nawet z najtrudniejszych chwil życia. Ale to nieprawda: jej podejście do życia nie było wrodzone, nauczyła się go, a później je doskonaliła. Albina nie była po prostu z natury szczęśliwa. Wręcz przeciwnie, z jej własnej relacji wynika, że przez długi czas przed wielką przemianą czuła się raczej osobą nieszczęśliwą.
Ktoś mógłby także powiedzieć, że była po prostu świetna w „robieniu dobrej miny do złej gry”, w ignorowaniu złych rzeczy w życiu. Ale to też nie byłaby prawda: moja teściowa nigdy nie zaprzeczała, że wydarzyły się złe rzeczy, ani nie udawała, że teraz nie cierpi. Doskonale wiedziała, że starzenie się będzie trudne; że utrata przyjaciół i bliskich będzie smutna; że choroba będzie przerażająca i bolesna. Nie stała się szczęśliwsza dzięki wyrzuceniu tych myśli ze świadomości.
A jednak wydarzyło się coś, co zmieniło Albinę i uczyniło ją wolną. A konkretnie – wydarzyły się trzy rzeczy.
Po pierwsze – któregoś dnia, gdy była już po czterdziestce, uświadomiła sobie pewną prostą prawdę. Zawsze sądziła, że aby człowiek mógł stać się szczęśliwszy, muszą się zmienić zewnętrzne okoliczności. Bądź co bądź jej problemy przyszły z zewnątrz: czasami chodziło o zwykłego pecha, czasami o złe czyny innych ludzi. Takie myślenie w gruncie rzeczy wydawało się dość wygodne, ale sprawiało, że trwała w zawieszeniu.
Pewnego dnia pomyślała zatem, że może – nawet jeśli nie jest w stanie zmienić zewnętrznych okoliczności – uda się jej zmienić swoje reakcje na te okoliczności. Wprawdzie nie mogła decydować o tym, jak świat będzie ją traktował, ale może mogłaby zmienić sposób, w jaki wpływało to na jej uczucia. Może nie musiała czekać na koniec problemów czy cierpienia, aby ruszyć z miejsca?
Zaczęła szukać możliwości podejmowania własnych decyzji tam, gdzie dotąd decyzje narzucało jej życie. Rozpaczliwa beznadzieja związana z poczuciem, że jest zdana na łaskę i niełaskę męża, warunków ekonomicznych i potrzeb swoich dzieci, zaczęła ustępować. Okoliczności, w jakich się znalazła, nie miały wpływu na to, jak się czuła w życiu – ona sama o tym decydowała.
Do tego momentu, jak wspominała, czuła się w swoim życiu tak, jakby utknęła w złej pracy w okropnej firmie. Teraz obudziła się i zdała sobie sprawę, że przez cały ten czas to ona była dyrektorem generalnym! Nie oznaczało to, że mogła pstryknąć palcami i sprawić, aby wszystko było idealne – kiedy czasy są złe, dyrektorzy też nie mają lekko – ale miała realną władzę nad własnym życiem, a to mogło prowadzić do różnych dobrych rzeczy w przyszłości.
Co więcej, kiedy Albina sobie to wszystko uświadomiła, podjęła konkretne działania. Przestawiła się z pragnienia, żeby inni się zmienili, na pracę nad jedyną osobą, którą mogła kontrolować: nad sobą. Odczuwała negatywne emocje tak jak każdy, ale zaczęła dokonywać bardziej świadomych wyborów dotyczących tego, jak na nie reagować. Decyzje, które podejmowała – a nie jej pierwotne uczucia – doprowadziły ją do próby przekształcenia mniej produktywnych emocji w pozytywne, takie jak wdzięczność, nadzieja, współczucie i humor. Pracowała również nad tym, żeby bardziej się skupiać na otaczającym ją świecie, a mniej na własnych problemach. To wszystko nie było łatwe, ale w miarę ćwiczenia stawała się w tym coraz lepsza, a po upływie tygodni i miesięcy czuła się coraz bardziej naturalnie.
I wreszcie – to przejęcie kontroli nad sobą pozwoliło Albinie skupić się na filarach, na których mogła zbudować znacznie lepsze życie: rodzinie, przyjaźniach, pracy i wierze. Dzięki samokontroli moja teściowa nie dała się już rozpraszać ciągłym kryzysom życiowym. Nie kierowała się już tylko uczuciami, więc wybrała powrót do związku z mężem, ta nowa sytuacja nie była próbą zapomnienia o przeszłości, ale świadomą decyzją. Albina budowała pełną miłości więź ze swoimi dziećmi. Pielęgnowała głębokie, osobiste przyjaźnie. Znalazła pracę, która dała jej poczucie służby i przyniosła sukces. Podążała własną duchową ścieżką. I uczyła takiego życia innych ludzi.
W ten sposób, dzięki tym trzem krokom, Albina stworzyła sobie takie życie, jakiego pragnęła.
Co dalej?
Jeśli czujecie, że trudne doświadczenia Albiny przypominają Wasze życie, albo jeśli z innych powodów chcecie być bardziej szczęśliwi – nie jesteście sami. W Ameryce trwa kryzys poczucia szczęścia. W ciągu ostatniej dekady odsetek Amerykanów twierdzących, że są „niezbyt szczęśliwi”, zwiększył się z 10 do 24 procent1. Dramatycznie rośnie także liczba Amerykanów cierpiących na depresję – zwłaszcza wśród młodych dorosłych2. Jednocześnie odsetek osób twierdzących, że są „bardzo szczęśliwe”, spadł z 36 do 19 procent3. Podobną sytuację obserwujemy na całym świecie – to tendencja, która istniała jeszcze przed wybuchem pandemii COVID-194. Ludzie różnią się w kwestii przyczyn tego zjawiska i jego masowej skali – jedni obwiniają technologię, inni spolaryzowaną kulturę, jeszcze inni przemiany kulturowe, stan gospodarki czy politykę – wszyscy jednak są zgodni co do tego, że tak się dzieje.
Większość z nas nie ma ambicji, żeby wyciągnąć z tej ponurej zapaści cały świat; bylibyśmy zadowoleni, gdybyśmy mogli zmienić choćby tylko własną sytuację. Ale jak to zrobić, skoro nasze problemy pochodzą z zewnątrz? Jeśli jesteśmy źli, smutni lub samotni, potrzebujemy, aby ludzie traktowali nas lepiej; aby poprawiła się nasza sytuacja finansowa; aby nasze szczęście się odmieniło. Do tego czasu czekamy, nieszczęśliwi, i możemy jedynie starać się odwracać własną uwagę od trudności.
Ta książka pokazuje, jak wyrwać się z tego schematu – tak jak to zrobiła Albina. Wy również możecie stać się szefami swojego życia, zamiast być jego biernymi obserwatorami. Możecie nauczyć się wybierać sposób, w jaki będziecie reagować na negatywne okoliczności, i wybierać emocje, które sprawią, że będziecie szczęśliwi, nawet gdy los rozda wam złe karty. Zamiast skupiać swoją energię na niepotrzebnych i mało istotnych sprawach, możecie skierować ją na te podstawowe filary szczęścia, na których opiera się trwała satysfakcja z życia.
Dowiecie się, jak w zupełnie nowy sposób zarządzać swoim życiem. W przeciwieństwie do innych książek, które być może czytaliście (my też je czytaliśmy), ta nie będzie was nawoływać do „zakasania rękawów i wzięcia się do roboty”. To nie jest książka o sile woli – to książka o wiedzy i o tym, jak z niej korzystać. Kiedy nie wiemy, jak coś działa w naszym samochodzie, nie próbujemy rozwiązywać problemu za pomocą siły woli – sięgamy po instrukcję obsługi. Podobnie przedstawia się sprawa ze szczęściem: jeśli nie czujemy się szczęśliwi, potrzebujemy jasnych informacji, opartych na wiedzy naukowej, o tym, jak funkcjonuje nasze poczucie szczęścia, a następnie instrukcji, jak wykorzystać te informacje w swoim życiu. O tym właśnie jest ta książka.
Nie jest to również kolejna książka o tym, jak minimalizować lub eliminować ból – czy to swój, czy kogoś innego. Życie może być trudne, dla niektórych ludzi jest o wiele trudniejsze niż dla innych, i nie z ich własnej winy. Jeśli odczuwacie ból, ta książka nie powie wam, abyście go przeczekali lub starali się znieczulić, pokaże raczej, jak sobie z nim radzić, wyciągać z niego wnioski i rozwijać się dzięki niemu.
I wreszcie: ta książka nie proponuje żadnych szybkich i łatwych rozwiązań. W przypadku Albiny osiągnięcie szczęścia wymagało wiele wysiłku i cierpliwości – i w waszym życiu będzie tak samo. Lektura to dopiero początek. Ćwiczenie umiejętności wymaga praktyki. Niektóre postępy będą natychmiastowe i najprawdopodobniej ludzie wokół Was zauważą pozytywne zmiany (i poproszą Was o radę). Inne lekcje zajmą miesiące lub lata, zanim zdołacie je uwewnętrznić i zanim staną się częścią waszych automatycznych zachowań. To wcale nie jest zła wiadomość, ponieważ proces zarządzania sobą i robienia postępów to kapitalna przygoda! Stawanie się szczęśliwszym to nowy sposób na życie.
Budowanie wymarzonego życia wymaga czasu i wysiłku. Zwlekanie oznacza bezsensowne czekanie nie wiadomo na co, tracenie czasu, w którym moglibyśmy być szczęśliwi i uszczęśliwiać innych. Albina nie chciała tracić czasu – nie chciała przegapić życia, którego pragnęła, czekając, aż się zmieni wszechświat wokół niej.
Jeśli Wy także macie już dość czekania – zaczynajmy!
Dalsza część w wersji pełnej
1 M. Davern, R. Bautista, J. Freese, S.L. Morgan, T.W. Smith, General Social Surveys, 1972–2021Cross-section, NORC, University of Chicago, gssdataexplorer.norc.org.
2 R.D. Goodwin, L.C. Dierker, M. Wu, S. Galea, C.W. Hoven, A.H. Weinberger, Trends in US Depression Prevalence from 2015 to 2020: The Widening Treatment Gap, „American Journal of Preventive Medicine” 2022, nr 63, s. 726–733.
3 Davern i wsp., General Social Surveys, dz. cyt.
4 Global Happiness Study: What Makes People Happy around the World, Ipsos Global Advisor, 08.2019.
