Żuawi śmierci. Komandosi Powstania Styczniowego - Kartasiński Kamil - darmowy ebook

Żuawi śmierci. Komandosi Powstania Styczniowego ebook

Kartasiński Kamil

4,0
0,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ubrani w czarne mundury z białym krzyżem na piersi, z czerwonymi fezami na głowie, wzbudzali postrach na polach bitew. Ta niezwykle barwna formacja, dowodzona przez charyzmatycznego francuskiego dowódcę, Franciszka Rochebrune'a, nazywana jest czasem „komandosami” powstania styczniowego. Była bowiem jednostką do działań specjalnych, biorąc m.in. udział w słynnych bitwach powstania styczniowego pod Miechowem, Chrobrzem i Grochowiskami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 138

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Re­dak­cja i ko­rektaAn­drzej Ryba
Pro­jekt okładkiPiotr M. Ro­gal­ski
Skład oraz przy­go­to­wa­nie do drukuPiotr M. Ro­gal­ski
Do­fi­nan­so­wano ze środ­ków Mi­ni­stra Kul­tury i Dzie­dzic­twa Na­ro­do­wego po­cho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tury
All ri­ghts re­se­rved / Wszel­kie prawa za­strze­żone Co­py­ri­ght © 2022 by Fun­da­cja hi­sto­ria.pl Co­py­ri­ght © by Ka­mil Kar­ta­siń­ski
Wy­da­nie IGdańsk 2022
ISBN 978-83-67244-43-5
Wy­dawca: Fun­da­cja hi­sto­ria.pl 80-855 Gdańsk Wały Pia­stow­skie 1/1508 tel.: (+48) 509 750 116

Wstęp

Drogi Oj­cze,

wy­bacz, że te­raz, gdy cała mło­dzież Pol­ski idzie bro­nić swej nie­pod­le­gło­ści i ja nie uwa­ża­łem zo­stać ostat­nim. Za­ta­iłem to przed Tobą, bom nie chciał Ci przy­spo­rzyć zgry­zot przy­gnę­bie­nia. Prze­bacz mi i bądź pew­nym, że ho­nor Po­laka i Twego syna będę umiał za­cho­wać.

E. Mo­szyń­ski[1]

TYMI sło­wami, za­le­d­wie 20-letni Ema­nuel Mo­szyń­ski po­że­gnał swo­jego ojca, wstę­pu­jąc w sze­regi po­wstań­ców. Po­dob­nie uczy­niło wielu z jego kra­kow­skich ró­wie­śni­ków na wieść o roz­po­czę­ciu walk prze­ciwko ro­syj­skiemu za­borcy w stycz­niu 1863 r. Mło­dzi lu­dzie zmie­rzali do utwo­rzo­nego pod Oj­co­wem obozu po­wstań­czego. Tam miał for­mo­wać się od­dział, nad któ­rym ko­mendę ob­jął pe­wien cha­ry­zma­tyczny fran­cu­ski woj­skowy, trud­niący się przez kilka lat na­uką ję­zyka fran­cu­skiego i sztuki fech­tunku dla kra­kow­skiej mło­dzieży.

Żu­awi Śmierci, bo o nich tu­taj mowa, byli nie­zwy­kłą jed­nostką po­wstań­czą, któ­rej za­ło­ży­cie­lem był fran­cu­ski ofi­cer Fran­ci­szek Ma­xi­mi­lian Ro­che­brune. Stwo­rzona przez niego for­ma­cja, choć de facto ist­niała za­le­d­wie po­nad mie­siąc, zdą­żyła za­pi­sać so­bie chlubną kartę w hi­sto­rii pol­skiego oręża. Sława ich do­ko­nań w bi­twach pod Mie­cho­wem, Chro­brzem i Gro­cho­wi­skami szybko roz­prze­strze­niła się wśród in­nych po­wstań­ców, któ­rzy pra­gnęli wstą­pić w ich sze­regi. Kry­te­ria re­kru­ta­cji były jed­nak ry­go­ry­styczne i tylko nie­licz­nym udało się stać człon­kiem od­działu umun­du­ro­wa­nego w czarne mun­dury z bia­łym krzy­żem na piersi i cha­rak­te­ry­stycz­nym czer­wo­nym fe­zem na gło­wie.

Żu­awi Śmierci, któ­rzy byli wzo­ro­wani na fran­cu­skich od­dzia­łach Żu­awów[2] skła­dali przy­sięgę, że prę­dzej zginą na polu bi­twy, niż ustą­pią w walce swo­jemu prze­ciw­ni­kowi. Nie były to czcze słowa. Żoł­nie­rze tej eli­tar­nej for­ma­cji wy­ka­zy­wali się na polu bi­twy sza­loną od­wagą. Nie­mal za­wsze byli wy­sy­łani wszę­dzie tam, gdzie to­czyły się naj­cięż­sze walki. Duża w tym za­sługa cha­ry­zma­tycz­nego do­wódcy, który pro­wa­dził swój od­dział że­la­zną ręką, wy­ma­ga­jąc bez­względ­nego po­słu­szeń­stwa. Jed­no­cze­śnie ob­da­rzał swo­ich pod­wład­nych oj­cow­ską mi­ło­ścią i dbał o każ­dego ze swo­ich żoł­nie­rzy.

Może dzi­wić, że ta nie­zwy­kła jed­nostka nie do­cze­kała się do tej pory żad­nej mo­no­gra­fii. Sam pro­fe­sor Ste­fan Kie­nie­wicz, au­tor mo­nu­men­tal­nego dzieła do­ty­czą­cego po­wsta­nia stycz­nio­wego, po­święca Żu­awom Śmierci za­le­d­wie kilka słów[3]. Do­tych­cza­sowe prace, które po­ru­szały te­mat jed­nostki stwo­rzo­nej przez Ro­che­brune, sku­piały się na po­staci sa­mego do­wódcy[4], wal­kach Żu­awów pod Mie­cho­wem[5], dzia­łal­no­ści jed­nostki w kor­pu­sie Ma­riana Lan­gie­wi­cza[6], lub na przed­sta­wie­niu ich umun­du­ro­wa­nia oraz or­ga­ni­za­cji[7]. Ni­niej­sza pu­bli­ka­cja jest pierw­szym ca­ło­ścio­wym przed­sta­wie­niem hi­sto­rii od­działu Żu­awów Śmierci wraz z ob­szerną bio­gra­fią jego do­wódcy[8].

Głów­nym źró­dłem, na któ­rym opar­łem swoją książkę sta­no­wiły pa­mięt­niki i wspo­mnie­nia Żu­awów Śmierci oraz in­nych po­wstań­ców, któ­rzy mieli więk­szą lub mniej­szą stycz­ność z oma­wianą jed­nostką. Ko­rzy­sta­łem ze wspo­mnień by­łych pod­wład­nych Fran­ciszka Ro­che­brune, na­pi­sa­nych m.in przez Fe­liksa Bor­kow­skiego[9], Lu­dwika Cy­wiń­skiego[10], Ro­mana Dal­l­ma­jera[11], Kaź­mi­rza Gra­bówki-Fry­cza[12], Sta­ni­sława Grze­go­rzew­skiego[13], Fi­lipa San­bry-Ka­hane[14] oraz Edwarda We­bers­felda[15]. Na­to­miast w przy­padku in­nych po­wstań­ców, po­słu­ży­łem się m.in. wspo­mnie­niami Wła­dy­sława Bent­kow­skiego[16], ks. Se­ra­fina Szulca[17] Le­ona Pre­isa[18] oraz E.O.d.M Ko­by­lań­skiego[19]. Do­dat­kowo prze­pro­wa­dzi­łem kwe­rendę w cy­fro­wych zbio­rach Bi­blio­teki Na­ro­do­wej[20], wy­ko­rzy­stu­jąc ma­te­riały sta­no­wiące spu­ści­znę po Fran­ciszku Ro­che­brune[21] oraz Ema­nu­elu Mo­szyń­skim[22]. Ze­brane przeze mnie ma­te­riały pa­mięt­ni­kar­sko-wspo­mnie­niowe, ze względu na mocno su­biek­tywny cha­rak­ter, uzu­peł­ni­łem o sto­sowną li­te­ra­turę przed­miotu, do­ty­czącą hi­sto­rii po­wsta­nia stycz­nio­wego.

Hi­sto­rię od­działu Żu­awów Śmierci za­pre­zen­to­wa­łem w ni­niej­szej pu­bli­ka­cji w uję­ciu chro­no­lo­gicz­nym. Swoją nar­ra­cję roz­po­czy­nam od krót­kiej bio­gra­fii twórcy od­działu, która jest nie­zbędna, aby po­znać przy­czyny po­wsta­nia tej nie­zwy­kłej jed­nostki. W ko­lej­nych roz­dzia­łach zo­staje przed­sta­wiony cały szlak bo­jowy Żu­awów Śmierci wraz z opi­sem ich szko­le­nia, uzbro­je­nia i or­ga­ni­za­cji woj­sko­wej. Ostat­nie roz­działy książki do­ty­czą lo­sów Fran­ciszka Ro­che­brune po za­koń­cze­niu po­wsta­nia oraz kwe­stii zwią­za­nych z upa­mięt­nia­niem Żu­awów Śmierci w po­wszech­nej świa­do­mo­ści hi­sto­rycz­nej.

Na ko­niec chciał­bym na­pi­sać kilka słów, dla­czego pod­ją­łem się na­pi­sa­nia mo­no­gra­fii tego nie­zwy­kłego od­działu. W 2013 r. była ob­cho­dzona 150 rocz­nica wy­bu­chu po­wsta­nia stycz­nio­wego. Z tej oka­zji na an­te­nie pierw­szego pro­gramu Pol­skiego Ra­dia uka­zy­wał się cykl au­dy­cji do­ty­czą­cych hi­sto­rii po­wsta­nia z lat 1863/64. W jed­nym z od­cin­ków[23], wspo­mniano o „ko­man­do­sach z po­wsta­nia stycz­nio­wego”, czyli Żu­awach Śmierci. In­te­re­su­jąco po­pro­wa­dzona au­dy­cja tak mnie za­in­try­go­wała, że po­sta­no­wi­łem przyj­rzeć się bli­żej hi­sto­rii od­działu w czer­wo­nych fe­zach i na­pi­sać o nich książkę[24]. Nie po­zo­staje mi nic in­nego, jak tylko za­pro­sić Pań­stwa do lek­tury.

Ka­mil Kar­ta­siń­ski

NIE­ŚLUBNY SYN UBO­GIEJ SŁU­ŻĄ­CEJ Z VIENNE.01.01.1830-22/23.01.1863

PRZY­SZŁY do­wódca Żu­awów Śmierci przy­szedł na świat o go­dzi­nie 5.00 rano, 01.01.1830 r. w miej­sco­wo­ści Vienne[25], na po­łu­dniu Fran­cji. Był nie­ślub­nym dziec­kiem słu­żą­cej Mar­riety Anny Ar­goux (ur.1805), która miesz­kała w domu sto­la­rza Fran­co­isa Ar­manda. Dzie­sięć lat póź­niej, 04.09.1840 r., jego matka wzięła ślub z obe­rży­stą Fran­cisz­kiem Ro­che­bru­nem, który 04.11.1840, uznał 10-let­niego Fran­ciszka za swo­jego syna. Przy­szły bo­ha­ter po­wsta­nia stycz­nio­wego miał rów­nież dwójkę braci – Fry­de­ryka (ur.1833) i Jó­zefa (ur.1839)[26].

Pierw­sze lata swo­jego ży­cia, mały Fran­ci­szek spę­dził w ro­dzin­nej miej­sco­wo­ści. W wieku 14 lat roz­po­czął pracę jako po­moc­nik dru­kar­ski/prak­ty­kant u dru­ka­rza o na­zwi­sku Ti­mon, a na­stęp­nie jako sa­mo­dzielny maj­ster gip­sar­ski. W 1851 r. wstą­pił do Ar­mii Fran­cu­skiej, z którą z prze­rwami, był zwią­zany do końca swo­jego ży­cia. Przez trzy lata słu­żył w 7 Pułku Pie­choty Lek­kiej[27], od­by­wa­jąc służbę w Al­gie­rii. Naj­praw­do­po­dob­niej wła­śnie tam miał oka­zję po raz pierw­szy ze­tknąć się z for­ma­cją fran­cu­skich Żu­awów, na któ­rych wzo­ro­wał od­dział po­wo­łany przez sie­bie w cza­sie Po­wsta­nia Stycz­nio­wego.[28]

Zda­nia na te­mat tego czy Ro­che­brune brał udział w woj­nie krym­skiej wraz ze swoją jed­nostką były po­dzie­lone. Bry­tyj­ski dzien­ni­karz i ko­re­spon­dent The Ti­mes w okre­sie po­wsta­nia stycz­nio­wego uwa­żał, że nie było to moż­liwe[29]. Na­to­miast w Dzien­niku Po­znań­skim z dnia 22.03.1863 można od­na­leźć in­for­ma­cję, że: La France [fran­cu­ska ga­zeta] po­wiada, że trzej to­wa­rzy­sze broni z czasu kam­pa­nii krym­skiej udali się do wa­lecz­nego do­wódcy Żu­awów w obo­zie dyk­ta­tora Lan­gie­wi­cza, p. Ro­che­brune, aby ob­jąć ko­mendy ofi­cer­skie[30]. Poza tym w ga­ze­cie od­no­to­wało także, że w pra­sie fran­cu­skiej: o puł­kow­niku Żu­awów pol­skich w obo­zie Lan­gie­wi­cza pi­szą, że w isto­cie od­by­wał kam­pa­nią krym­ską jako po­rucz­nik Żu­awów[31]. Za udzia­łem Ro­che­brune w kam­pa­nii krym­skiej opto­wał także Lo­uis Le­mer­cier de Neu­ville, który w krót­kiej bio­gra­fii fran­cu­skiego do­wódcy pi­sał: nic szcze­gól­nego nie wy­róż­niało jego po­cząt­ków w służ­bie woj­sko­wej. Słu­żył w kam­pa­nii na Kry­mie i tam dał się po­znać jako od­ważny i do­bry żoł­nierz[32].

Po ukoń­cze­niu służby, w 1855 r. przy­był po raz pierw­szy do Pol­ski. Przez dwa lata uczył ję­zyka fran­cu­skiego sy­nów Apo­lo­niu­sza Tom­ko­wi­cza h. Przy­ja­ciel (1804-1851) – Jana (1843-1863) i Sta­ni­sława (1850-1933)[33]. Star­szy z nich, Jan – stu­dent me­dy­cyny na Uni­wer­sy­te­cie Ja­giel­loń­skim – zo­stał póź­niej po­rucz­ni­kiem w od­dziale Żu­awów Śmierci[34]. Cie­kawą, a za­ra­zem nieco uszczy­pliwą cha­rak­te­ry­stykę Ro­che­brune’a w tam­tym cza­sie przed­sta­wił pro­fe­sor Wa­cław To­karz, pi­sząc że:

od razu zdo­łał po­zy­skać so­bie dużą sym­pa­tyę za­równo wy­cho­wan­ków, jak i chle­bo­daw­ców. Ty­powy po­łu­dnio­wiec: żywy nie­zmier­nie i ru­chliwy, za­wsze pe­łen swady i hu­moru; przez dom kasz­te­lana Wę­żyka do­stał on się do wielu za­moż­niej­szych do­mów kra­kow­skich i był w końcu jedną z bar­dzo po­pu­lar­nych oso­bi­sto­ści w mie­ście. Nikt nie prze­czu­wał wów­czas, ile to za­let żoł­nier­skich krył w so­bie ten we­soły, dow­cip­ku­jący gu­wer­ner, bez więk­szej in­te­li­gen­cyi i ogłady, ja­kie to sta­no­wi­sko zaj­mie on w nie­da­le­kiej przy­szło­ści dzięki bra­kowi u nas lu­dzi po­sia­da­ją­cych ja­kie ta­kie choćby wy­kształ­ce­nie woj­skowe[35].

W 1857 r. Ro­chr­bune opu­ścił z nie­zna­nych po­wo­dów Kra­ków, rze­komo nie po­zo­sta­wia­jąc żad­nych in­for­ma­cji o swoim wy­jeź­dzie. Jego nie­spo­kojny duch rwał się do walki i po­now­nie za­cią­gnął się do fran­cu­skiego woj­ska. Tym ra­zem od­by­wał służbę jako sier­żant w 62. Pułku Pie­choty Li­nio­wej[36]. Wraz z tą jed­nostką miał uczest­ni­czyć[37] w woj­nie fran­cu­sko-au­striac­kiej[38] oraz brać udział w II woj­nie opiu­mo­wej[39] w Chi­nach. Swoją służbę za­koń­czył w 1861 r., po­wra­ca­jąc na ja­kiś czas do Fran­cji i wstę­pu­jąc do ma­so­ne­rii[40]. Tuż przed po­wro­tem do Pol­ski, za na­mową przy­ja­ciela miał uczest­ni­czyć w se­an­sie spi­ry­ty­stycz­nym i udać się do wróżki, która prze­po­wie­działa mu wielką przy­szłość[41]. Na zie­mie pol­skie po­wró­cił w grud­niu 1862 r. Wpadł z wi­zytą do swo­ich daw­nych wy­cho­wan­ków w Kra­ko­wie, ob­da­ro­wu­jąc ich pre­zen­tami, które przy­wiózł z Chin. Ro­che­brune, po­dob­nie jak kilka lat temu, chciał uczyć pol­ską mło­dzież ję­zyka fran­cu­skiego. Od­wie­dził w tym celu War­szawę, a póź­niej po­wró­cił do Kra­kowa. Fran­cu­ski żoł­nierz szybko się jed­nak zo­rien­to­wał, że mło­dzi Po­lacy wy­ka­zują więk­szy za­pał do walki z ro­syj­skim za­borcą, niż do na­uki. Po­sta­no­wił to wy­ko­rzy­stać.

Zda­jąc so­bie sprawę, że na­uczy­cieli ję­zyka fran­cu­skiego jest wię­cej niż chęt­nych uczniów, po­sta­no­wił za na­mową przy­ja­ciół za­ło­żyć w Kra­ko­wie szkołę fech­tunku[42]. Oprócz sztuki wła­da­nia bro­nią białą za­czął uczyć swo­ich pod­opiecz­nych ko­mend oraz re­gu­la­minu pie­choty na wzór fran­cu­ski, wy­ko­rzy­stu­jąc zdo­byte wcze­śniej do­świad­cze­nie w boju[43].

Pro­wa­dzona przez niego szkoła szybko zdo­była dużą po­pu­lar­ność wśród kra­kow­skiej mło­dzieży. Ro­che­brune zjed­nał so­bie swo­ich pod­opiecz­nych, wy­ka­zu­jąc się ta­len­tem w prze­ka­zy­wa­niu wie­dzy woj­sko­wej. Uczęsz­czali do niej mło­dzi szlach­cice, stu­denci i cze­lad­nicy, wśród któ­rych byli wspo­mniani wcze­śniej bra­cia Tom­ko­wi­cze, ale rów­nież np. Pa­weł Bo­rej­sza (1844-1863) czy Ema­nuel Mo­szyń­ski (1843-1863), o któ­rym bę­dzie jesz­cze póź­niej mowa[44]. Co cie­ka­wie, Roch­brune ni­gdy nie na­uczył się mó­wić po pol­sku. Je­dy­nymi sło­wami ja­kie znał były: dzień do­bry, psia krew oraz:która go­dzina? Ko­mendy wy­da­wał po fran­cu­sku, które na ję­zyk pol­ski tłu­ma­czył jego wy­cho­wa­nek Jan Tom­ko­wicz. Nie­stety, szkoła Ro­che­brune, ze względu na kon­trolę władz au­striac­kich, nie mo­gła ob­jąć swoim dzia­ła­niem szer­szych krę­gów mło­dzieży i trwała bar­dzo krótko. Jed­nakże, jak traf­nie pod­su­mo­wał W. To­karz: mimo to jej za­wdzię­czał swe po­wsta­nie je­dyny karny i jako tako wy­ćwi­czony od­dział z obozu oj­cow­skiego[45]. Ucznio­wie Roch­brune, two­rzyli póź­niej ka­drę pod­ofi­cer­ską i ofi­cer­ską w od­dziale Żu­awów Śmierci.

Na wieść o wy­bu­chu po­wsta­nia, Fran­cuz wraz ze swo­imi uczniami po­sta­no­wił wy­ru­szyć do naj­bliż­szego od­działu po­wstań­czego. To wła­śnie w gro­nie naj­bliż­szych wy­cho­wan­ków Ro­che­brune, po­wstał po­mysł na utwo­rze­nie od­działu, który miał wkrótce okryć się nie­śmier­telną sławą na polu bi­twy. Wy­ru­sza­jąc do obozu w Oj­co­wie, Fran­cuza i jego uczniów, że­gnały ro­dziny Mo­szyń­skich i Tom­kie­wi­czów[46]. W pierw­szych dniach lu­tego, Ro­che­brune wraz ze swo­imi uczniami zna­lazł się w obo­zie Apo­li­na­rego Ku­row­skiego[47] pod Oj­co­wem[48].

OBÓZ W OJ­CO­WIE.I FOR­MO­WA­NIE OD­DZIAŁU ŻU­AWÓW ŚMIERCI.06-16.02.1863

PO­CZĄTKI od­działu stwo­rzo­nego przez Ro­che­brune można da­to­wać na pierw­sze dni lu­tego 1863 r.[49] Wie­czo­rem 06.02.1863 r., Fran­cuz wraz ze swo­imi uczniami wy­ru­szył z Kra­kowa do obozu po­wstań­czego pod Oj­co­wem. Je­den z jego wy­cho­wan­ków, Ema­nuel Mo­szyń­ski pi­sał w li­ście do swo­jej sio­stry He­leny:

Kra­ków 06.02.1863

Dzi­siej­szej nocy jadę do Oj­cowa do obozu po­wstań­ców. Ho­nor i uczu­cie Po­laka na­ka­zuje mi po­łą­czyć się z braćmi, co z bro­nią w ręku chcą oswo­bo­dzić oj­czy­znę od jarzma nie­przy­ja­ciół. W tym ty­go­dniu już może zo­ba­czę ogień. Jadę za po­zwo­le­niem Papy. Mogę Cię za­pew­nić, iż na­zwi­sko, ja­kie no­simy, nie bę­dzie spodlone przeze mnie. Krótko do Cie­bie pi­szę, bo idę za­raz do spo­wie­dzi, bądź zdrowa, módl się za mnie i za Pol­skę, oby Bóg nam po­bło­go­sła­wił, a może zo­ba­czymy się w Po­zna­niu. Wstę­puję jako ofi­cer do pułku Żu­awów, my­ślę, że albo zo­ba­czysz mię zwy­cięzcą, lub zo­ba­czymy się gdzie in­dziej. Bądź zdrowa.

Twój (podp.) Ema­nuel Mo­szyń­ski[50]

Do obozu w Oj­co­wie, Ro­che­brune wraz ze swo­imi uczniami przy­był 07 lub 08.02.1863 r. W po­rów­na­niu do in­nych od­dzia­łów po­wstań­czych, które się tam zgro­ma­dziły, Fran­cuz przy­pro­wa­dził ze sobą osoby, które miały już oka­zję po­znać rze­mio­sło żoł­nier­skie, two­rząc tym sa­mym go­towe ka­dry ofi­cer­skie i pod­ofi­cer­skie do jego for­ma­cji[51]. Dla więk­szo­ści mło­dzieży, która wstę­po­wała w sze­regi po­wstań­cze, ze­tknię­cie z musz­trą i woj­sko­wym ry­go­rem na­stę­po­wało do­piero po do­tar­ciu do okre­ślo­nego od­działu. Brak od­po­wied­niego wy­szko­le­nia i ogra­ni­czone moż­li­wo­ści cza­sowe na po­zna­nie swo­ich do­wód­ców, miał ol­brzymi wpływ na za­cho­wy­wa­nie się żoł­nie­rzy na polu bi­twy, co do­sko­nale po­ka­zała póź­niej­sza bi­twa pod Mie­cho­wem. Ro­che­brune w obo­zie oj­cow­skim zo­stał mia­no­wany ka­pi­ta­nem i otrzy­mał po­le­ce­nie sfor­mo­wa­nia kom­pa­nii strzel­ców. Awans na puł­kow­nika na­stą­pił 12.02.1863[52]. W od­dziale Ku­row­skiego, od­dział do­wo­dzony przez Ro­che­brune sta­no­wił coś po­śred­niego mię­dzy strzel­cami a Żu­awami[53].

Warte uwagi jest to, że po­cząt­kowo stwo­rzona przez niego for­ma­cja no­siła wy­łącz­nie na­zwę „Żu­awów”. Jej drugi człon tj. „śmierci” do­dano póź­niej, na dwa dni przed bi­twą pod Mie­cho­wem tj. 15.02.1863 r. Przy­jęto wów­czas jako ofi­cjalną na­zwę jed­nostki 1. Pułk Żu­awów Śmierci[54]. Ro­che­brune, na­zy­wa­jąc tak do­wo­dzony przez sie­bie od­dział, chciał:

aby sa­mem mia­nem i ja­kąś ze­wnętrzną cha­rak­te­ry­styką wlać w nich przy­mioty zu­chwałe pier­wo­wzo­rów. Chcąc prócz tego jesz­cze wię­cej pod­nieść silę mo­ralną i du­cha żoł­nie­rzy po­wstań­czych, za­chę­cić ich do bez­względ­nej, bez­par­do­no­wej walki dla sie­bie i wro­gów, na­zwał osta­tecz­nie »Żu­awami Śmierci« pułk, ma­jący się utwo­rzyć pod jego roz­ka­zami i przy­brał go w gro­bowe ko­lory[55].

For­mu­jąc swój od­dział, fran­cu­ski do­wódca pra­gnął nadać mu jak naj­wię­cej cech re­gu­lar­nego woj­ska, tak aby wy­róż­niał się od po­zo­sta­łych for­ma­cji po­wstań­czych. Żu­awów Śmierci miały ce­cho­wać cha­rak­te­ry­styczne mun­dury, które za­pro­jek­to­wał sam Ro­che­brune. Ich opis naj­le­piej przed­sta­wił je­den z żoł­nie­rzy for­ma­cji, Sta­ni­sław Grze­go­rzew­ski, któ­remu w tym miej­scu od­dajmy główną nar­ra­cję:

Te­raz przy­cho­dziło ubra­nie żu­aw­skie; więc spodnie czarne su­kienne, sze­ro­kie, jak do pol­skiego stroju; czarna ka­mi­zelka su­kienna z bia­łym krzy­żem na niej na­szy­tym, za­pi­nana na gład­kie białe me­ta­lowe gu­ziki; mun­dur także z czar­nego sukna bez koł­nie­rza – ro­dzaj sur­du­cika z pół-krót­kiemi po­lami, ufał­do­wa­nemi z tyłu, jak przy be­kie­szy, na je­den rząd bia­łych, me­ta­lo­wych gu­zi­ków za­pi­nany; na szyi sza­lik weł­niany czar­no­biały, na gło­wie fez czer­wony tu­recki z czar­nym ku­ta­sem – no i na no­gach buty z cho­le­wami.

Gdy już opi­suję strój żu­aw­ski, do­dam, że od­znaki star­szy­zny woj­sko­wej sta­no­wiły na­szywki na rę­ka­wach z wąz­kiego szy­chu dla ofi­ce­rów – ze zwy­kłej żół­tej ta­siemki dla pod­ofi­ce­rów i ka­prali. Fez ofi­cer­ski był także oszyty si­wym ba­ran­kiem z dłu­gim wło­sem, na któ­rym z przodu wid­niała ko­karda w ko­lo­rach na­ro­do­wych z pol­skim orzeł­kiem, jak przy dzi­siej­szych czap­kach so­ko­lich. Taki był strój żu­awów[56].

Na­leży pod­kre­ślić, że w obo­zie oj­cow­skim wspo­mniany po­wy­żej mun­dur zdą­żyło przy­go­to­wać za­le­d­wie 5-6 lu­dzi[57]. Fran­cu­ski do­wódca, pra­gnąc ujed­no­lić cho­ciaż je­den ele­ment ubioru swo­jego od­działu, zde­cy­do­wał się na spro­wa­dze­nie z Kra­kowa czer­wo­nych fe­zów dla żoł­nie­rzy[58]. Na pa­sach Żu­awi no­sili klamrę z wy­gra­we­ro­wa­nym or­łem pol­skim[59].

Kry­te­ria wstą­pie­nia do od­działu Ro­che­brune’a były bar­dzo wy­gó­ro­wane. Fran­cuz, ko­rzy­sta­jąc z po­mocy Ema­nu­ela Mo­szyń­skiego[60], który był jego tłu­ma­czem, czę­sto prze­cha­dzał się mię­dzy sze­re­gami no­wo­przy­by­łych do Oj­cowa. Miał on pierw­szeń­stwo w wy­bo­rze lu­dzi do swo­jego od­działu[61]. Do swo­ich Żu­awów Śmierci wy­bie­rał wy­łącz­nie lu­dzi sil­nych, zdro­wych, ma­ją­cych wła­sną broń oraz od­po­wiedni strój. Oprócz oso­bi­stego re­kru­to­wa­nia żoł­nie­rzy, Ro­che­brune pro­wa­dził po­przez swo­ich pod­wład­nych sze­roko za­kro­joną ak­cję agi­ta­cyjną. Wy­sy­łał ich poza obóz w Oj­co­wie do wy­szu­ki­wa­nia jak naj­lep­szych ochot­ni­ków, któ­rzy mo­gliby za­si­lić sze­regi jego Żu­awów. W ten spo­sób naj­pew­niej zo­stał zre­kru­to­wany Fi­lip San­bra-Ka­hane, który wspo­mi­nał:

W lu­tym 1863 roku, przy­by­łem z sa­noc­kiego do Kra­kowa, w in­ten­cyi za­cią­gnię­cia się do naj­bliż­szej par­tyi po­wstań­czej. Za­ba­wi­łem tam kilka dni w go­ścin­nym domu pp. Szym­kajł­łów, gdzie po­zna­łem się z braćmi Wę­dry­chow­skimi, Mił­kow­skim i kil­koma in­nymi mło­dymi ludźmi, z któ­rymi nie­ba­wem wy­ru­szy­li­śmy do Oj­cowa, gdzie na­ten­czas znaj­do­wała się par­tya Ku­row­skiego. Mia­łem za­miar wstą­pie­nia do Żu­awów, któ­rymi do­wo­dził puł­kow­nik Ro­che­brune, Fran­cuz. Wio­złem z sobą 8 sztuk broni pal­nej i 2 pa­ła­sze. Z tego po­wodu by­łem po­żą­da­nym na­byt­kiem; różne też od­działy ro­biły sta­ra­nia, aby mnie po­zy­skać dla sie­bie, ro­zu­mie się ra­zem z moim za­pa­sem broni. Naj­gor­li­wiej wer­bo­wał mnie ka­pi­tan strzel­ców, Jan Ne­po­mu­cen Gnie­wosz, który oprócz na­mowy, ser­decz­nych uści­sków, chciał mnie na­wet prze­ku­pić, ofia­ru­jąc ka­wa­łek su­chego bu­lionu, je­śli się za­cią­gnę do jego od­działu. Opar­łem się jed­nak męż­nie po­ku­sie i po­stą­pi­łem po­dług pier­wot­nego za­miaru, t. j. wstą­pi­łem do Żu­awów, skła­da­jąc przy­sięgę, że albo wrócę zwy­cięzcą – lub nie wrócę wcale z pola bi­twy[62].

Nie je­ste­śmy w sta­nie po­dać do­kład­nych da­nych do­ty­czą­cych li­czeb­no­ści od­działu, który zo­stał utwo­rzony w obo­zie oj­cow­skim. Liczby te oscy­lują po­mię­dzy 122-160 żoł­nie­rzy[63]. Trzon Żu­awów Śmierci sta­no­wili Po­lacy, ale znaj­dziemy wśród nich także Li­twina, Wło­chów, Fran­cu­zów czy Ży­dów. Roz­pa­tru­jąc sta­tus spo­łeczny od­działu, oprócz kilku osób szla­chet­nie uro­dzo­nych skła­dał się on przede wszyst­kich ze stu­den­tów, rze­mieśl­ni­ków czy by­łych żoł­nie­rzy. Uzbro­je­nie od­działu było bar­dzo marne, oprócz kilku do­brych ka­ra­bi­nów z ba­gne­tami, prze­wa­żała broń my­śliw­ska, du­bel­tówki, pi­sto­lety czy broń biała. Proch z braku ła­dow­nic no­szono w szmat­kach[64].

Głów­nym do­wódcą, naj­pierw w ran­dze ka­pi­tana, a na­stęp­nie puł­kow­nika był oczy­wi­ście Ro­che­brune. Po­zo­sta­łymi ofi­ce­rami i pod­ofi­ce­rami w jego od­dziale byli ma­jor Fran­ci­szek Kut­tek (le­karz), pod­po­rucz­nik Ema­nuel Mo­szyń­ski (czło­nek sztabu i ad­iu­tant), pod­po­rucz­nik Jan Tom­ko­wicz (czło­nek sztabu, ad­iu­tant), pod­po­rucz­nik Ce­sar Ma­nara (cho­rąży), ma­jor Bro­ni­sław Gar­wo­liń­ski (po­moc­nik le­ka­rza), ka­pral Ka­rol Mo­szyń­ski (sa­pe­rzy)[65]. Ka­pe­la­nem od­działu był ks. Pa­weł Ka­miń­ski[66]. Pułk po­sia­dał wła­sną cho­rą­giew, która była da­rem od sio­stry Ema­nu­ela Mo­szyń­skiego. Na jed­nej stro­nie był wi­ze­ru­nek Matki Bo­skiej Czę­sto­chow­skiej, a na dru­giej biały krzyż na czar­nym polu z frag­men­tem wier­sza Win­cen­tego Pola[67]. Płachta cho­rą­gwi była ob­szyta srebrną nitką, a na szar­fie w bar­wach biało-czer­wo­nych był na­pis: „W imię Boże – r. 1863”[68].

Wstę­pu­ją­cych do Żu­awów Śmierci zo­bo­wią­zy­wano do zło­że­nia spe­cjal­nej, od­dzia­ło­wej przy­sięgi, w któ­rej re­kruci skła­dali spe­cjal­nie zo­bo­wią­za­nie, że: zginą lub zwy­ciężą. Jak pi­sał słusz­nie prof. Wa­cław To­karz:

przy­sięga ta miała do­bre skutki: przy­po­mi­nała tra­dy­cyę czwar­tego pułku[69], dzia­łała na wy­obraź­nię, była przede wszyst­kiem – oka­zała to walka mie­chow­ska – szczerą, dla więk­szo­ści przy­naj­mniej[70].

Opis prze­biegu zło­że­nia przy­sięgi woj­sko­wej za­no­to­wał w swo­ich wspo­mnie­niach Edward We­bers­feld:

Dnia