0,00 zł
Ubrani w czarne mundury z białym krzyżem na piersi, z czerwonymi fezami na głowie, wzbudzali postrach na polach bitew. Ta niezwykle barwna formacja, dowodzona przez charyzmatycznego francuskiego dowódcę, Franciszka Rochebrune'a, nazywana jest czasem „komandosami” powstania styczniowego. Była bowiem jednostką do działań specjalnych, biorąc m.in. udział w słynnych bitwach powstania styczniowego pod Miechowem, Chrobrzem i Grochowiskami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 138
Wstęp
Drogi Ojcze,
wybacz, że teraz, gdy cała młodzież Polski idzie bronić swej niepodległości i ja nie uważałem zostać ostatnim. Zataiłem to przed Tobą, bom nie chciał Ci przysporzyć zgryzot przygnębienia. Przebacz mi i bądź pewnym, że honor Polaka i Twego syna będę umiał zachować.
E. Moszyński[1]
TYMI słowami, zaledwie 20-letni Emanuel Moszyński pożegnał swojego ojca, wstępując w szeregi powstańców. Podobnie uczyniło wielu z jego krakowskich rówieśników na wieść o rozpoczęciu walk przeciwko rosyjskiemu zaborcy w styczniu 1863 r. Młodzi ludzie zmierzali do utworzonego pod Ojcowem obozu powstańczego. Tam miał formować się oddział, nad którym komendę objął pewien charyzmatyczny francuski wojskowy, trudniący się przez kilka lat nauką języka francuskiego i sztuki fechtunku dla krakowskiej młodzieży.
Żuawi Śmierci, bo o nich tutaj mowa, byli niezwykłą jednostką powstańczą, której założycielem był francuski oficer Franciszek Maximilian Rochebrune. Stworzona przez niego formacja, choć de facto istniała zaledwie ponad miesiąc, zdążyła zapisać sobie chlubną kartę w historii polskiego oręża. Sława ich dokonań w bitwach pod Miechowem, Chrobrzem i Grochowiskami szybko rozprzestrzeniła się wśród innych powstańców, którzy pragnęli wstąpić w ich szeregi. Kryteria rekrutacji były jednak rygorystyczne i tylko nielicznym udało się stać członkiem oddziału umundurowanego w czarne mundury z białym krzyżem na piersi i charakterystycznym czerwonym fezem na głowie.
Żuawi Śmierci, którzy byli wzorowani na francuskich oddziałach Żuawów[2] składali przysięgę, że prędzej zginą na polu bitwy, niż ustąpią w walce swojemu przeciwnikowi. Nie były to czcze słowa. Żołnierze tej elitarnej formacji wykazywali się na polu bitwy szaloną odwagą. Niemal zawsze byli wysyłani wszędzie tam, gdzie toczyły się najcięższe walki. Duża w tym zasługa charyzmatycznego dowódcy, który prowadził swój oddział żelazną ręką, wymagając bezwzględnego posłuszeństwa. Jednocześnie obdarzał swoich podwładnych ojcowską miłością i dbał o każdego ze swoich żołnierzy.
Może dziwić, że ta niezwykła jednostka nie doczekała się do tej pory żadnej monografii. Sam profesor Stefan Kieniewicz, autor monumentalnego dzieła dotyczącego powstania styczniowego, poświęca Żuawom Śmierci zaledwie kilka słów[3]. Dotychczasowe prace, które poruszały temat jednostki stworzonej przez Rochebrune, skupiały się na postaci samego dowódcy[4], walkach Żuawów pod Miechowem[5], działalności jednostki w korpusie Mariana Langiewicza[6], lub na przedstawieniu ich umundurowania oraz organizacji[7]. Niniejsza publikacja jest pierwszym całościowym przedstawieniem historii oddziału Żuawów Śmierci wraz z obszerną biografią jego dowódcy[8].
Głównym źródłem, na którym oparłem swoją książkę stanowiły pamiętniki i wspomnienia Żuawów Śmierci oraz innych powstańców, którzy mieli większą lub mniejszą styczność z omawianą jednostką. Korzystałem ze wspomnień byłych podwładnych Franciszka Rochebrune, napisanych m.in przez Feliksa Borkowskiego[9], Ludwika Cywińskiego[10], Romana Dallmajera[11], Kaźmirza Grabówki-Frycza[12], Stanisława Grzegorzewskiego[13], Filipa Sanbry-Kahane[14] oraz Edwarda Webersfelda[15]. Natomiast w przypadku innych powstańców, posłużyłem się m.in. wspomnieniami Władysława Bentkowskiego[16], ks. Serafina Szulca[17] Leona Preisa[18] oraz E.O.d.M Kobylańskiego[19]. Dodatkowo przeprowadziłem kwerendę w cyfrowych zbiorach Biblioteki Narodowej[20], wykorzystując materiały stanowiące spuściznę po Franciszku Rochebrune[21] oraz Emanuelu Moszyńskim[22]. Zebrane przeze mnie materiały pamiętnikarsko-wspomnieniowe, ze względu na mocno subiektywny charakter, uzupełniłem o stosowną literaturę przedmiotu, dotyczącą historii powstania styczniowego.
Historię oddziału Żuawów Śmierci zaprezentowałem w niniejszej publikacji w ujęciu chronologicznym. Swoją narrację rozpoczynam od krótkiej biografii twórcy oddziału, która jest niezbędna, aby poznać przyczyny powstania tej niezwykłej jednostki. W kolejnych rozdziałach zostaje przedstawiony cały szlak bojowy Żuawów Śmierci wraz z opisem ich szkolenia, uzbrojenia i organizacji wojskowej. Ostatnie rozdziały książki dotyczą losów Franciszka Rochebrune po zakończeniu powstania oraz kwestii związanych z upamiętnianiem Żuawów Śmierci w powszechnej świadomości historycznej.
Na koniec chciałbym napisać kilka słów, dlaczego podjąłem się napisania monografii tego niezwykłego oddziału. W 2013 r. była obchodzona 150 rocznica wybuchu powstania styczniowego. Z tej okazji na antenie pierwszego programu Polskiego Radia ukazywał się cykl audycji dotyczących historii powstania z lat 1863/64. W jednym z odcinków[23], wspomniano o „komandosach z powstania styczniowego”, czyli Żuawach Śmierci. Interesująco poprowadzona audycja tak mnie zaintrygowała, że postanowiłem przyjrzeć się bliżej historii oddziału w czerwonych fezach i napisać o nich książkę[24]. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Państwa do lektury.
Kamil Kartasiński
NIEŚLUBNY SYN UBOGIEJ SŁUŻĄCEJ Z VIENNE.01.01.1830-22/23.01.1863
PRZYSZŁY dowódca Żuawów Śmierci przyszedł na świat o godzinie 5.00 rano, 01.01.1830 r. w miejscowości Vienne[25], na południu Francji. Był nieślubnym dzieckiem służącej Marriety Anny Argoux (ur.1805), która mieszkała w domu stolarza Francoisa Armanda. Dziesięć lat później, 04.09.1840 r., jego matka wzięła ślub z oberżystą Franciszkiem Rochebrunem, który 04.11.1840, uznał 10-letniego Franciszka za swojego syna. Przyszły bohater powstania styczniowego miał również dwójkę braci – Fryderyka (ur.1833) i Józefa (ur.1839)[26].
Pierwsze lata swojego życia, mały Franciszek spędził w rodzinnej miejscowości. W wieku 14 lat rozpoczął pracę jako pomocnik drukarski/praktykant u drukarza o nazwisku Timon, a następnie jako samodzielny majster gipsarski. W 1851 r. wstąpił do Armii Francuskiej, z którą z przerwami, był związany do końca swojego życia. Przez trzy lata służył w 7 Pułku Piechoty Lekkiej[27], odbywając służbę w Algierii. Najprawdopodobniej właśnie tam miał okazję po raz pierwszy zetknąć się z formacją francuskich Żuawów, na których wzorował oddział powołany przez siebie w czasie Powstania Styczniowego.[28]
Zdania na temat tego czy Rochebrune brał udział w wojnie krymskiej wraz ze swoją jednostką były podzielone. Brytyjski dziennikarz i korespondent The Times w okresie powstania styczniowego uważał, że nie było to możliwe[29]. Natomiast w Dzienniku Poznańskim z dnia 22.03.1863 można odnaleźć informację, że: La France [francuska gazeta] powiada, że trzej towarzysze broni z czasu kampanii krymskiej udali się do walecznego dowódcy Żuawów w obozie dyktatora Langiewicza, p. Rochebrune, aby objąć komendy oficerskie[30]. Poza tym w gazecie odnotowało także, że w prasie francuskiej: o pułkowniku Żuawów polskich w obozie Langiewicza piszą, że w istocie odbywał kampanią krymską jako porucznik Żuawów[31]. Za udziałem Rochebrune w kampanii krymskiej optował także Louis Lemercier de Neuville, który w krótkiej biografii francuskiego dowódcy pisał: nic szczególnego nie wyróżniało jego początków w służbie wojskowej. Służył w kampanii na Krymie i tam dał się poznać jako odważny i dobry żołnierz[32].
Po ukończeniu służby, w 1855 r. przybył po raz pierwszy do Polski. Przez dwa lata uczył języka francuskiego synów Apoloniusza Tomkowicza h. Przyjaciel (1804-1851) – Jana (1843-1863) i Stanisława (1850-1933)[33]. Starszy z nich, Jan – student medycyny na Uniwersytecie Jagiellońskim – został później porucznikiem w oddziale Żuawów Śmierci[34]. Ciekawą, a zarazem nieco uszczypliwą charakterystykę Rochebrune’a w tamtym czasie przedstawił profesor Wacław Tokarz, pisząc że:
od razu zdołał pozyskać sobie dużą sympatyę zarówno wychowanków, jak i chlebodawców. Typowy południowiec: żywy niezmiernie i ruchliwy, zawsze pełen swady i humoru; przez dom kasztelana Wężyka dostał on się do wielu zamożniejszych domów krakowskich i był w końcu jedną z bardzo popularnych osobistości w mieście. Nikt nie przeczuwał wówczas, ile to zalet żołnierskich krył w sobie ten wesoły, dowcipkujący guwerner, bez większej inteligencyi i ogłady, jakie to stanowisko zajmie on w niedalekiej przyszłości dzięki brakowi u nas ludzi posiadających jakie takie choćby wykształcenie wojskowe[35].
W 1857 r. Rochrbune opuścił z nieznanych powodów Kraków, rzekomo nie pozostawiając żadnych informacji o swoim wyjeździe. Jego niespokojny duch rwał się do walki i ponownie zaciągnął się do francuskiego wojska. Tym razem odbywał służbę jako sierżant w 62. Pułku Piechoty Liniowej[36]. Wraz z tą jednostką miał uczestniczyć[37] w wojnie francusko-austriackiej[38] oraz brać udział w II wojnie opiumowej[39] w Chinach. Swoją służbę zakończył w 1861 r., powracając na jakiś czas do Francji i wstępując do masonerii[40]. Tuż przed powrotem do Polski, za namową przyjaciela miał uczestniczyć w seansie spirytystycznym i udać się do wróżki, która przepowiedziała mu wielką przyszłość[41]. Na ziemie polskie powrócił w grudniu 1862 r. Wpadł z wizytą do swoich dawnych wychowanków w Krakowie, obdarowując ich prezentami, które przywiózł z Chin. Rochebrune, podobnie jak kilka lat temu, chciał uczyć polską młodzież języka francuskiego. Odwiedził w tym celu Warszawę, a później powrócił do Krakowa. Francuski żołnierz szybko się jednak zorientował, że młodzi Polacy wykazują większy zapał do walki z rosyjskim zaborcą, niż do nauki. Postanowił to wykorzystać.
Zdając sobie sprawę, że nauczycieli języka francuskiego jest więcej niż chętnych uczniów, postanowił za namową przyjaciół założyć w Krakowie szkołę fechtunku[42]. Oprócz sztuki władania bronią białą zaczął uczyć swoich podopiecznych komend oraz regulaminu piechoty na wzór francuski, wykorzystując zdobyte wcześniej doświadczenie w boju[43].
Prowadzona przez niego szkoła szybko zdobyła dużą popularność wśród krakowskiej młodzieży. Rochebrune zjednał sobie swoich podopiecznych, wykazując się talentem w przekazywaniu wiedzy wojskowej. Uczęszczali do niej młodzi szlachcice, studenci i czeladnicy, wśród których byli wspomniani wcześniej bracia Tomkowicze, ale również np. Paweł Borejsza (1844-1863) czy Emanuel Moszyński (1843-1863), o którym będzie jeszcze później mowa[44]. Co ciekawie, Rochbrune nigdy nie nauczył się mówić po polsku. Jedynymi słowami jakie znał były: dzień dobry, psia krew oraz:która godzina? Komendy wydawał po francusku, które na język polski tłumaczył jego wychowanek Jan Tomkowicz. Niestety, szkoła Rochebrune, ze względu na kontrolę władz austriackich, nie mogła objąć swoim działaniem szerszych kręgów młodzieży i trwała bardzo krótko. Jednakże, jak trafnie podsumował W. Tokarz: mimo to jej zawdzięczał swe powstanie jedyny karny i jako tako wyćwiczony oddział z obozu ojcowskiego[45]. Uczniowie Rochbrune, tworzyli później kadrę podoficerską i oficerską w oddziale Żuawów Śmierci.
Na wieść o wybuchu powstania, Francuz wraz ze swoimi uczniami postanowił wyruszyć do najbliższego oddziału powstańczego. To właśnie w gronie najbliższych wychowanków Rochebrune, powstał pomysł na utworzenie oddziału, który miał wkrótce okryć się nieśmiertelną sławą na polu bitwy. Wyruszając do obozu w Ojcowie, Francuza i jego uczniów, żegnały rodziny Moszyńskich i Tomkiewiczów[46]. W pierwszych dniach lutego, Rochebrune wraz ze swoimi uczniami znalazł się w obozie Apolinarego Kurowskiego[47] pod Ojcowem[48].
OBÓZ W OJCOWIE.I FORMOWANIE ODDZIAŁU ŻUAWÓW ŚMIERCI.06-16.02.1863
POCZĄTKI oddziału stworzonego przez Rochebrune można datować na pierwsze dni lutego 1863 r.[49] Wieczorem 06.02.1863 r., Francuz wraz ze swoimi uczniami wyruszył z Krakowa do obozu powstańczego pod Ojcowem. Jeden z jego wychowanków, Emanuel Moszyński pisał w liście do swojej siostry Heleny:
Kraków 06.02.1863
Dzisiejszej nocy jadę do Ojcowa do obozu powstańców. Honor i uczucie Polaka nakazuje mi połączyć się z braćmi, co z bronią w ręku chcą oswobodzić ojczyznę od jarzma nieprzyjaciół. W tym tygodniu już może zobaczę ogień. Jadę za pozwoleniem Papy. Mogę Cię zapewnić, iż nazwisko, jakie nosimy, nie będzie spodlone przeze mnie. Krótko do Ciebie piszę, bo idę zaraz do spowiedzi, bądź zdrowa, módl się za mnie i za Polskę, oby Bóg nam pobłogosławił, a może zobaczymy się w Poznaniu. Wstępuję jako oficer do pułku Żuawów, myślę, że albo zobaczysz mię zwycięzcą, lub zobaczymy się gdzie indziej. Bądź zdrowa.
Twój (podp.) Emanuel Moszyński[50]
Do obozu w Ojcowie, Rochebrune wraz ze swoimi uczniami przybył 07 lub 08.02.1863 r. W porównaniu do innych oddziałów powstańczych, które się tam zgromadziły, Francuz przyprowadził ze sobą osoby, które miały już okazję poznać rzemiosło żołnierskie, tworząc tym samym gotowe kadry oficerskie i podoficerskie do jego formacji[51]. Dla większości młodzieży, która wstępowała w szeregi powstańcze, zetknięcie z musztrą i wojskowym rygorem następowało dopiero po dotarciu do określonego oddziału. Brak odpowiedniego wyszkolenia i ograniczone możliwości czasowe na poznanie swoich dowódców, miał olbrzymi wpływ na zachowywanie się żołnierzy na polu bitwy, co doskonale pokazała późniejsza bitwa pod Miechowem. Rochebrune w obozie ojcowskim został mianowany kapitanem i otrzymał polecenie sformowania kompanii strzelców. Awans na pułkownika nastąpił 12.02.1863[52]. W oddziale Kurowskiego, oddział dowodzony przez Rochebrune stanowił coś pośredniego między strzelcami a Żuawami[53].
Warte uwagi jest to, że początkowo stworzona przez niego formacja nosiła wyłącznie nazwę „Żuawów”. Jej drugi człon tj. „śmierci” dodano później, na dwa dni przed bitwą pod Miechowem tj. 15.02.1863 r. Przyjęto wówczas jako oficjalną nazwę jednostki 1. Pułk Żuawów Śmierci[54]. Rochebrune, nazywając tak dowodzony przez siebie oddział, chciał:
aby samem mianem i jakąś zewnętrzną charakterystyką wlać w nich przymioty zuchwałe pierwowzorów. Chcąc prócz tego jeszcze więcej podnieść silę moralną i ducha żołnierzy powstańczych, zachęcić ich do bezwzględnej, bezpardonowej walki dla siebie i wrogów, nazwał ostatecznie »Żuawami Śmierci« pułk, mający się utworzyć pod jego rozkazami i przybrał go w grobowe kolory[55].
Formując swój oddział, francuski dowódca pragnął nadać mu jak najwięcej cech regularnego wojska, tak aby wyróżniał się od pozostałych formacji powstańczych. Żuawów Śmierci miały cechować charakterystyczne mundury, które zaprojektował sam Rochebrune. Ich opis najlepiej przedstawił jeden z żołnierzy formacji, Stanisław Grzegorzewski, któremu w tym miejscu oddajmy główną narrację:
Teraz przychodziło ubranie żuawskie; więc spodnie czarne sukienne, szerokie, jak do polskiego stroju; czarna kamizelka sukienna z białym krzyżem na niej naszytym, zapinana na gładkie białe metalowe guziki; mundur także z czarnego sukna bez kołnierza – rodzaj surducika z pół-krótkiemi polami, ufałdowanemi z tyłu, jak przy bekieszy, na jeden rząd białych, metalowych guzików zapinany; na szyi szalik wełniany czarnobiały, na głowie fez czerwony turecki z czarnym kutasem – no i na nogach buty z cholewami.
Gdy już opisuję strój żuawski, dodam, że odznaki starszyzny wojskowej stanowiły naszywki na rękawach z wązkiego szychu dla oficerów – ze zwykłej żółtej tasiemki dla podoficerów i kaprali. Fez oficerski był także oszyty siwym barankiem z długim włosem, na którym z przodu widniała kokarda w kolorach narodowych z polskim orzełkiem, jak przy dzisiejszych czapkach sokolich. Taki był strój żuawów[56].
Należy podkreślić, że w obozie ojcowskim wspomniany powyżej mundur zdążyło przygotować zaledwie 5-6 ludzi[57]. Francuski dowódca, pragnąc ujednolić chociaż jeden element ubioru swojego oddziału, zdecydował się na sprowadzenie z Krakowa czerwonych fezów dla żołnierzy[58]. Na pasach Żuawi nosili klamrę z wygrawerowanym orłem polskim[59].
Kryteria wstąpienia do oddziału Rochebrune’a były bardzo wygórowane. Francuz, korzystając z pomocy Emanuela Moszyńskiego[60], który był jego tłumaczem, często przechadzał się między szeregami nowoprzybyłych do Ojcowa. Miał on pierwszeństwo w wyborze ludzi do swojego oddziału[61]. Do swoich Żuawów Śmierci wybierał wyłącznie ludzi silnych, zdrowych, mających własną broń oraz odpowiedni strój. Oprócz osobistego rekrutowania żołnierzy, Rochebrune prowadził poprzez swoich podwładnych szeroko zakrojoną akcję agitacyjną. Wysyłał ich poza obóz w Ojcowie do wyszukiwania jak najlepszych ochotników, którzy mogliby zasilić szeregi jego Żuawów. W ten sposób najpewniej został zrekrutowany Filip Sanbra-Kahane, który wspominał:
W lutym 1863 roku, przybyłem z sanockiego do Krakowa, w intencyi zaciągnięcia się do najbliższej partyi powstańczej. Zabawiłem tam kilka dni w gościnnym domu pp. Szymkajłłów, gdzie poznałem się z braćmi Wędrychowskimi, Miłkowskim i kilkoma innymi młodymi ludźmi, z którymi niebawem wyruszyliśmy do Ojcowa, gdzie natenczas znajdowała się partya Kurowskiego. Miałem zamiar wstąpienia do Żuawów, którymi dowodził pułkownik Rochebrune, Francuz. Wiozłem z sobą 8 sztuk broni palnej i 2 pałasze. Z tego powodu byłem pożądanym nabytkiem; różne też oddziały robiły starania, aby mnie pozyskać dla siebie, rozumie się razem z moim zapasem broni. Najgorliwiej werbował mnie kapitan strzelców, Jan Nepomucen Gniewosz, który oprócz namowy, serdecznych uścisków, chciał mnie nawet przekupić, ofiarując kawałek suchego bulionu, jeśli się zaciągnę do jego oddziału. Oparłem się jednak mężnie pokusie i postąpiłem podług pierwotnego zamiaru, t. j. wstąpiłem do Żuawów, składając przysięgę, że albo wrócę zwycięzcą – lub nie wrócę wcale z pola bitwy[62].
Nie jesteśmy w stanie podać dokładnych danych dotyczących liczebności oddziału, który został utworzony w obozie ojcowskim. Liczby te oscylują pomiędzy 122-160 żołnierzy[63]. Trzon Żuawów Śmierci stanowili Polacy, ale znajdziemy wśród nich także Litwina, Włochów, Francuzów czy Żydów. Rozpatrując status społeczny oddziału, oprócz kilku osób szlachetnie urodzonych składał się on przede wszystkich ze studentów, rzemieślników czy byłych żołnierzy. Uzbrojenie oddziału było bardzo marne, oprócz kilku dobrych karabinów z bagnetami, przeważała broń myśliwska, dubeltówki, pistolety czy broń biała. Proch z braku ładownic noszono w szmatkach[64].
Głównym dowódcą, najpierw w randze kapitana, a następnie pułkownika był oczywiście Rochebrune. Pozostałymi oficerami i podoficerami w jego oddziale byli major Franciszek Kuttek (lekarz), podporucznik Emanuel Moszyński (członek sztabu i adiutant), podporucznik Jan Tomkowicz (członek sztabu, adiutant), podporucznik Cesar Manara (chorąży), major Bronisław Garwoliński (pomocnik lekarza), kapral Karol Moszyński (saperzy)[65]. Kapelanem oddziału był ks. Paweł Kamiński[66]. Pułk posiadał własną chorągiew, która była darem od siostry Emanuela Moszyńskiego. Na jednej stronie był wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej, a na drugiej biały krzyż na czarnym polu z fragmentem wiersza Wincentego Pola[67]. Płachta chorągwi była obszyta srebrną nitką, a na szarfie w barwach biało-czerwonych był napis: „W imię Boże – r. 1863”[68].
Wstępujących do Żuawów Śmierci zobowiązywano do złożenia specjalnej, oddziałowej przysięgi, w której rekruci składali specjalnie zobowiązanie, że: zginą lub zwyciężą. Jak pisał słusznie prof. Wacław Tokarz:
przysięga ta miała dobre skutki: przypominała tradycyę czwartego pułku[69], działała na wyobraźnię, była przede wszystkiem – okazała to walka miechowska – szczerą, dla większości przynajmniej[70].
Opis przebiegu złożenia przysięgi wojskowej zanotował w swoich wspomnieniach Edward Webersfeld:
Dnia