Zło - Jak powstaje w nas - dr Julia Shaw - ebook

Zło - Jak powstaje w nas ebook

Julia Shaw

3,6

Opis

W swoim arcydziele ZŁO –JAK POWSTAJE W NAS Julia Shaw genialnie naświetla panoramę mrocznej strony człowieczeństwa. Naukowe podstawy analizowania umysłów sadystów, zbrodniarzy winnych ludobójstwa i odrażających dziwolągów, a także nowa rola technologii w promowaniu zła –są zaprezentowane w totalnie porywający sposób...
PHILIP ZIMBARDO

dr Julia Shaw – światowej sławy psycholog sądowy i ekspertka kryminologii – twierdzi, że zło jest zawsze subiektywne. Zastrzega, żeby nie spodziewać się opisów głośnych spraw ani słynnych przestępców. To jest książka o każdym z nas, ma pomóc nam zrozumieć własne myśli i skłonności. Zrozumienie, że wszyscy jesteśmy zdolni do wyrządzania krzywd i szkód, powinno sprawić, że będziemy bardziej ostrożni i uważni.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 337

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (17 ocen)
4
6
3
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
xvKlaudiavx

Z braku laku…

Za dużo prywatnych wynurzeń autorki - od takiej książki wymagam czysto naukowej formy. Poza tym dużo omówień jest powszechnie znana, a przykłady zasłyszane wiele razy gdzie indziej. No i jak dla mnie zbyt ogólne przedstawienie tematów. Spodziewałam się czegoś lepszego.
00

Popularność




Redaktor inicjująca i prowadząca

Małgorzata Cebo-Foniok

Korekta

Barbara Cywińska

Halina Lisińska

Małgorzata Denys

Zdjęcie autorki

© Boris Breuer

Tytuł oryginału

Making Evil: The Science Behind Humanity’s Dark Side

© 2019 by Julia Shaw

All rights reserved.

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana

ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu

bez zgody właściciela praw autorskich.

For the Polish edition

Copyright © 2019 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-7150-7

Warszawa 2019. Wydanie I

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

02-954 Warszawa, ul. Królowej Marysieńki 58

www.wydawnictwoamber.pl

Konwersja do wydania elektronicznego

Dla tych, których ciekawość jest wiecznie niezaspokojona

„Ten, kto

Wprowadzenie

Głód

Friedrich Nietzsche napisał w 1881 roku: Böse denken heißt böse machen – źle o czymś myśleć, znaczy złym to czynić1. Dopiero wtedy, kiedy przyczepimy czemuś etykietę „zło”, dopiero kiedy myślimy, że jest złem, to złem się staje. Nietzsche twierdził, że zło jest doświadczeniem subiektywnym, a nie czymś, co stanowi naturę osoby, przedmiotu czy działania2.

Ta książka sprawdza, co ma tu do powiedzenia nauka, badając szeroki wachlarz różnych koncepcji i pojęć często kojarzonych ze słowem „zło”. To studium ludzkiej hipokryzji, absurdalności zła, zwykłego szaleństwa i empatii. Mam nadzieję, że skłonię cię do podjęcia wyzwania: przemyślenia i zmiany rozumienia, co to znaczy być złym.

Przez ostatnie trzynaście lat, jako studentka, wykładowczyni i badaczka, uwielbiałam wdawać się w dyskusje o naukowych aspektach zła z każdym, kto tylko chciał mnie słuchać. Najbardziej lubię burzyć fundamentalne, czarno-białe rozumienie dobra i zła, by je zastąpić niuansami i wiedzą naukową. Chciałabym, abyśmy wszyscy w sposób bardziej świadomy rozmawiali o zachowaniach, co do których z początku mamy poczucie, że nie potrafimy ani nawet nie powinniśmy zaczynać ich rozumieć. Bez zrozumienia ryzykujemy, że będziemy odczłowieczać innych, skreślać istoty ludzkie tylko dlatego, że ich nie pojmujemy. Możemy, wręcz musimy, próbować zrozumieć tych, których zaszufladkowaliśmy jako złych.

Zacznijmy od ćwiczenia z empatii. Pomyśl o najgorszej rzeczy, jaką zrobiłeś w życiu. O czymś, czego się prawdopodobnie wstydzisz i wiesz, że przez to straciłbyś w oczach innych. Niewierność. Kradzież. Kłamstwo. Teraz wyobraź sobie, że wszyscy o tym wiedzą. Osądzają cię. Nieustannie określają cię według tego czynu. Jak się z tym czujesz?

Bycie osądzonym na wieki na podstawie postępków, których najbardziej żałujemy, byłoby dla nas nie do zniesienia. A tymczasem codziennie robimy to innym. We własnych decyzjach widzimy niuanse, okoliczności, trudności. Jeśli chodzi o innych, to często widzimy tylko skutek ich decyzji. Prowadzi nas to do definiowania istot ludzkich, w całej ich złożoności, jednym hańbiącym określeniem. Morderca. Gwałciciel. Złodziej. Kłamca. Psychopata. Pedofil.

To są etykiety przyczepiane innym na podstawie naszego wyobrażenia, kim muszą być, sądząc po ich zachowaniu. Pojedyncze słowa mające stanowić kwintesencję czyjegoś prawdziwego charakteru i zdyskredytować go, zakomunikować innym, że tej osobie nie można ufać. Ta osoba jest szkodliwa. Ta osoba tak naprawdę nie jest żadną osobą, tylko jakąś potworną aberracją. Nie ma co próbować zdobywać się na empatię wobec tej aberracji, ponieważ jest tak beznadziejnie zła, że nigdy nie będziemy w stanie jej zrozumieć. Tacy ludzie są poza zrozumieniem, nic ich nie ocali, oni są złem.

Ale kim są ci „oni”? Może zrozumienie, że każdy z nas często myśli i robi rzeczy, które inni uważają za nikczemne, pomoże nam pojąć samą istotę tego, co nazywamy złem. Mogę cię zapewnić, że ktoś gdzieś na świecie za zło wcielone uważa właśnie ciebie. Jadasz mięso? Pracujesz w bankowości? Masz nieślubne dziecko? Przekonasz się, że to, co tobie wydaje się normalne, dla innych normalne nie jest, a nawet może być absolutnie karygodne. Może wszyscy jesteśmy źli. A może nikt z nas.

Jako społeczeństwo dużo mówimy na temat zła, choć tak naprawdę to wcale o nim nie mówimy. Codziennie słyszymy o najnowszych ludzkich okropieństwach i powierzchownie angażujemy się w stały strumień wiadomości, z poczuciem, że ludzkość niewątpliwie zmierza ku zagładzie. Jak mawiają dziennikarze: jest krew, jest czołówka. Z silnych emocji zostają wydestylowane tytuły gazet i treści w mediach społecznościowych, które przykuwają uwagę. Widziane przed śniadaniem, a w porze lunchu już zapomniane – nasza konsumpcja doniesień na temat zła jest niebywała.

W szczególności nasz głód przemocy wydaje się większy teraz niż kiedykolwiek. W opracowaniu opublikowanym w 2013 roku przez psychologa Brada Bushmana z zespołem, badających przemoc w filmach, napisano: „przemoc w filmach wzrosła ponaddwukrotnie od 1950 roku, przemoc z użyciem broni w filmach kategorii PG-13 [12A] wzrosła do punktu, w którym ostatnio przekroczyła wskaźnik dla filmów kategorii R [15]”3. Filmy stają się coraz bardziej brutalne, nawet filmy dla dzieci. Nigdy dotychczas historie pełne przemocy i ludzkiego cierpienia nie były tak wszechobecne w naszej codzienności. W Stanach Zjednoczonych filmy oznaczone kategorią wiekową PG-13 (parents strongly contioned) mogą zawierać materiały nieodpowiednie dla dzieci poniżej 13 lat i zalecany jest nadzór rodzica. W Wielkiej Brytanii odpowiednik 12A. R (restricted) – filmy zakazane poniżej 17 lat, w Wielkiej Brytanii odpowiednik 15 lat. Młodzież w tym wieku nie jest wpuszczana do kina.

Co to z nami robi? Wypacza nasze rozumienie częstości występowania zbrodni, sprawiając, że uważamy zbrodnię za bardziej powszechną, niż jest w rzeczywistości. Wpływa na to, komu przyczepiamy etykietę „zły”. Zmienia nasze pojęcie sprawiedliwości.

A teraz chcę ustalić, czego spodziewasz się po tej książce. Nie jest to książka, która zgłębia indywidualne przypadki. Całe tomy poświęcono konkretnym ludziom, do których często odnosi się pojęcie zła – takim jak Jon Venables, najmłodsza osoba, jaka kiedykolwiek popełniła morderstwo w Wielkiej Brytanii, nazwany przez tabloidy „Złem Wcielonym” albo seryjny morderca Ted Bundy w USA, albo „Ken i Barbie, zabójcy”, Paul Bernardo i Karla Homolka w Kanadzie. To są bez wątpienia fascynujące sprawy, ale ta książka nie jest o nich. Jest o tobie. Chcę, żebyś zrozumiał twoje własne myśli i skłonności, i zależy mi na tym bardziej niż na pokazaniu ci konkretnych przykładów występków innych ludzi.

Nie jest to też książka filozoficzna ani religijna, ani książka o moralności. Ta książka próbuje pomóc nam zrozumieć, dlaczego robimy sobie nawzajem okropne rzeczy, a nie rozstrzygać, czy te rzeczy powinny się wydarzyć ani jaka kara za nie jest odpowiednia. Jest to książka wypełniona eksperymentami i teoriami, ponieważ ma skierować naszą uwagę w stronę nauki, w której możemy szukać odpowiedzi. Jest próbą rozłożenia pojęcia zła na wiele elementów i badania każdego z nich z osobna.

Ta książka nie wyczerpuje tematu zła. Życia by nie starczyło na takie zadanie. Możesz być rozczarowany, że prawie wcale nie poświęcę czasu na omówienie tak podstawowych tematów jak ludobójstwo, wykorzystywanie dzieci przez opiekunów, dzieci popełniające przestępstwa, oszustwo wyborcze, zdrada, kazirodztwo, narkotyki, gangi albo wojna. Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o tych sprawach, możesz sięgnąć do wielu książek, ale nie do tej. To jest książka, która próbuje poszerzyć aktualnie dostępną literaturę przedmiotu i wnieść coś nieoczekiwanego. Ta książka zapewnia przegląd ważnych i różnorodnych, związanych z pojęciem zła tematów, które uważam za fascynujące, istotne i często niedostrzegane.

Polowanie na bestie

Zanim podejdziemy do zła od strony naukowej, pozwól mi wytłumaczyć, kim jestem i dlaczego możesz zaufać, że przeprowadzę cię przez twoje koszmary.

Przychodzę stamtąd, gdzie ludzie polują na bestie. Gdzie funkcjonariusze policji, prokuratorzy i opinia publiczna jak jeden mąż chwytają za widły i ruszają tropić morderców i gwałcicieli. Polują, ponieważ chcą zachować zdrowe ciało społeczeństwa, ukarać tych, w których widzą złoczyńców. Problem w tym, że czasami te bestie tak naprawdę wcale nie istnieją.

Jako psycholog sądowy specjalizujący się w fałszywych wspomnieniach, stale mam do czynienia ze sprawami, w których ludzie szukają sprawcy zła, mimo że w rzeczywistości żadne przestępstwo nie miało miejsca. Fałszywe wspomnienia to wspomnienia, które wydają się autentyczne, ale nie przedstawiają czegoś, co wydarzyło się naprawdę. Zabrzmi to trochę jak science fiction, ale faktem jest, że fałszywe wspomnienia są aż nazbyt powszechne. Jak to ujęła badaczka fałszywej pamięci, Elizabeth Loftus: zamiast być dokładnym zapisem przeszłości, wspomnienia są raczej jak strony Wikipedii – dają się konstruować i przekonstruowywać. Możesz w nie wchodzić i je zmieniać, inni ludzie też mogą.

W sytuacjach skrajnych nasze wspomnienia mogą odejść bardzo daleko od rzeczywistości i jesteśmy w stanie uwierzyć, że byliśmy ofiarą lub świadkiem przestępstwa, które nigdy nie miało miejsca, albo że popełniliśmy przestępstwo, które się nigdy nie wydarzyło. Coś takiego badałam bezpośrednio w moim laboratorium. Włamywałam się ludziom do pamięci, aby na jakiś czas kazać im wierzyć, że popełnili czyn przestępczy.

Ale nie badam tego wyłącznie w laboratorium. Prowadzę też badania terenowe. Czasami dostaję listy od więźniów. Myślę, że należą one do najciekawszych przesyłek pocztowych, jakie otrzymuję. Pewien list przyszedł na początku 2017 roku. Był napisany ze swadą, wyrobionym, czytelnym charakterem pisma, a ani jednego, ani drugiego nie da się zazwyczaj powiedzieć o listach z więzienia[1].

List wyjaśniał, że jego nadawca jest w więzieniu, ponieważ zadźgał na śmierć swojego starego ojca. Co więcej, nie dźgnął go raz i już – dźgnął go pięćdziesiąt razy. W czasie popełniania morderstwa sprawca był wykładowcą uniwersyteckim, bez przeszłości kryminalnej. Nie należy do tego rodzaju facetów, po których spodziewalibyśmy się, że mogą kogoś zadźgać.

Dlaczego więc to zrobił? Gdy poznałam odpowiedź na to pytanie, byłam zdumiona. Napisał ten list, żeby poprosić mnie o przysłanie mu mojej książki na temat fałszywych wspomnień, która „nie jest jeszcze dostępna w więziennej bibliotece”. Widział wzmiankę o niej w „The Times” i stwierdził, że chce, że musi dowiedzieć się więcej o tym obszarze badań. Chciał się dowiedzieć więcej, ponieważ w trakcie pobytu w więzieniu zorientował się, że powodem zabicia ojca była fałszywa pamięć.

Oto, co się według niego wydarzyło. Kiedy przechodził terapię uzależnienia od alkoholu, sugerowano mu, że jednym z wyjaśnień alkoholizmu jest doświadczenie wykorzystywania seksualnego w dzieciństwie. Terapeuci i pracownicy socjalni wielokrotnie sugerowali mu, że musiał być wykorzystywany. Leczył się, a jednocześnie sprawował opiekę nad swoim ojcem w podeszłym wieku. Był wyczerpany. Pewnego wieczoru, kiedy zajmował się ojcem, zalała go fala wspomnień. W gniewie i w akcie zemsty popełnił morderstwo. Już w więzieniu uświadomił sobie, że zdarzenia ze wspomnień w rzeczywistości nigdy nie miały miejsca, a zamiast tego został naprowadzony na fałszywe przekonanie i przypomniał sobie potworne dzieciństwo, jakie nigdy nie było jego udziałem. Teraz siedzi w więzieniu i nie zaprzecza temu, co zrobił, ale trudno mu zrozumieć własny umysł i własne zachowanie. Przez pewien czas myślał, że jego ojciec jest zły. Wtedy popełnił straszną zbrodnię. Jeśli wierzymy w jego wersję, to czy naprawdę możemy powiedzieć, że to on jest zły?

Wysłałam mu moją książkę, on z kolei przysłał mi list i obrazek z różowym kwiatem. Trzymam go na biurku. Jest dla mnie przypomnieniem, że dzięki badaniom i komunikacji naukowej możemy obdarzyć zrozumieniem i przywrócić człowieczeństwo grupie, która nazbyt często jest ich pozbawiona.

Łatwo zapomnieć, że cała złożoność ludzkiego doświadczenia nie kończy się tylko dlatego, że ktoś popełni zbrodnię. Pojedynczy akt nie powinien definiować osoby. Nazywanie kogoś mordercą, ponieważ kiedyś podjął decyzję, że kogoś zamorduje, wydaje się niewłaściwe, nadmiernie uproszczone.

Skazani też są ludźmi. Przez 364 dni w roku ktoś może całkowicie przestrzegać prawa, a potem 365. dnia może zdecydować się na popełnienie przestępstwa. Nawet najbardziej odrażającym, skazanym przestępcom prawie cały czas upływa na niepopełnianiu przestępstwa. Czym się zajmują przez resztę czasu? Normalnymi, ludzkimi sprawami. Jedzą, śpią, kochają, płaczą.

Jednak jakże łatwo przychodzi nam spisanie takich ludzi na straty i nazwanie ich złymi. Dlatego tak bardzo lubię prowadzić badania na tym obszarze. I to nie tylko pamięć fascynuje mnie w zrozumieniu, jak sami stwarzamy zło. Pracowałam naukowo również nad tematami psychopatii i podejmowania decyzji moralnych oraz prowadziłam seminarium na temat zła, podczas którego zajmowałam się przedmiotami tak różnorodnymi jak kryminologia, psychologia, filozofia, prawo i neuronauka. Uważam, że to na skrzyżowaniu tych dyscyplin jest miejsce na prawdziwe zrozumienie tego, co nazywamy „złem”.

Problem w tym, że trudno o takie zrozumienie, jeśli na ogół ohydne zbrodnie są traktowane jak widowisko cyrkowe, a nie coś, co powinniśmy starać się zrozumieć. I kiedy próbujemy podnieść zasłonę, żeby zobaczyć człowieczeństwo pod zewnętrzną powłoką, inni często nie pozwalają nam dobrze się przyjrzeć. W gruncie rzeczy pojęcie zła wciąż jest tabu i dlatego nie podlega dyskusji.

Empatia dla uznanych za złych

Podejmowane próby empatii i zrozumienia często są torpedowane szczególnie bezwzględnymi wypowiedziami sugerującymi, że nie powinno się odczuwać empatii wobec niektórych ludzi, a jeśli jesteśmy do niej zdolni, to znaczy, że my też jesteśmy źli.

Chcesz rozmawiać o pedofilii? To musi znaczyć, że jesteś pedofilem. Wspominasz o zoofilii? Czyli mówisz, że chcesz uprawiać seks ze zwierzętami. Chcesz opowiadać o morderczych fantazjach? Najwyraźniej w głębi duszy jesteś mordercą. Takie tłumienie ciekawości ma na celu utrzymanie dystansu między nami a ludźmi, którzy są postrzegani jako źli. To „my”, dobrzy obywatele, przeciwstawieni „im”, tym złym. Psychologia zna ten mechanizm negatywnego naznaczenia jako innych (othering). Naznaczamy kogoś jako innego, kiedy widzimy go lub traktujemy jako z natury różnego od nas samych.

Takie różnicowanie nie tylko nie sprzyja dyskursowi i zrozumieniu, ale też jest fundamentalnie błędne. Może nam się wydawać, że nasze przyczepianie innym etykiety „zły” jest racjonalne, a nasze zachowanie wobec takich osób usprawiedliwione, ale rozróżnienie może być bardziej powierzchowne, niż się spodziewamy. Chcę ci pomóc odkryć podobieństwa między grupami ludzi, których uważasz za złych, a tobą i zachęcić do krytycznego myślenia, po to, abyś spróbował ich zrozumieć.

Nasze reakcje na dewiację mogą powiedzieć mniej o innych, a zdecydowanie więcej o nas samych. W tej książce chcę obudzić ciekawość do zgłębienia, czym jest zło i co ma nam do powiedzenia nauka po to, by lepiej zrozumieć mroczną stronę człowieczeństwa. Chcę, żebyś zadawał pytania, chcę, żebyś był głodny wiedzy i chcę twój głód zaspokoić. Wybierz się ze mną w podróż, by odkryć, co nauka ma do powiedzenia o koszmarach, które przeżywasz.

Pozwól pomóc sobie znaleźć empatię wobec tego, w kim widzisz zło.

„Nie ma czegoś takiego jak zjawiska moralne, tylko moralna interpretacja zjawisk”.

Friedrich Nietzsche Poza dobrem i złem

1. Twój wewnętrzny sadysta

Neuropsychologia zła

O mózgu Hitlera, agresji i psychopatii

Kiedy mówimy o złu, na ogół na myśl przychodzi nam Hitler. Nic w tym dziwnego, skoro Hitler stał za wieloma działaniami, które kojarzymy ze złem: ludobójstwem, zniszczeniem, wojną, torturami, mową nienawiści, propagandą i nieetyczną nauką. Historia i świat będą wiecznie splamione pamięcią o nim.

Zgoda na wszechobecność automatycznego skojarzenia ogólnie pojętego zła z Hitlerem znajduje nawet odzwierciedlenie w codziennych interakcjach między ludźmi. W dyskusjach, gdy brak argumentów, ludzie mówiący lub piszący rzeczy, z którymi inni się nie zgadzają, są często określani obelżywie mianem „nazistów” lub porównywani do Hitlera. Prawo Godwina sugeruje, że każdy wątek komentarzy online doprowadzi w końcu do porównania z Hitlerem. Takie użyte mimochodem porównania banalizują popełnione zbrodnie i prowadzą do eskalacji dyskusji do punktu, z którego już nie ma powrotu, często więc definitywnie kończą rozmowę. Ale wróćmy do tematu.

Z powodu różnorodności i głębi zniszczenia, za które Hitler był odpowiedzialny bezpośrednio i pośrednio, całe tomy napisano o jego motywacji, jego osobowości i jego działaniach. Ludzie od dawna chcieli wiedzieć, jak i dlaczego stał się postacią znaną nam z ciemnych kart historii. W tym rozdziale, zamiast rozbierać na czynniki pierwsze jego działania, chcę, żebyśmy skupili całą uwagę na jednym tylko pytaniu: gdybyś mógł się cofnąć w czasie, czy zabiłbyś Hitlera, jak był jeszcze małym dzieckiem?

Odpowiedź na to jedno pytanie dużo mi mówi o tobie. Jeśli odpowiadasz „tak”, to prawdopodobnie uważasz, że rodzimy się z predyspozycjami do robienia potwornych rzeczy, że zło możemy mieć w swoim DNA. Jeżeli twoja odpowiedź brzmi „nie”, masz prawdopodobnie mniej deterministyczny pogląd na ludzkie zachowanie i uważasz prawdopodobnie, że środowisko i wychowanie odgrywają najważniejszą rolę w tym, jakimi dorosłymi się staniemy. A może powiedziałeś „nie”, ponieważ zabijanie małych dzieci jest w ogóle nie do przyjęcia.

Tak czy inaczej, myślę, że odpowiedź jest fascynująca. Myślę też, że prawie na pewno jest oparta na niepełnym materiale dowodowym. No bo skąd masz wiedzieć, czy okropne małe dzieci wyrastają na okropnych dorosłych? I czy twój mózg rzeczywiście tak bardzo różni się od mózgu Hitlera?

Przeprowadźmy eksperyment myślowy. Gdyby Hitler żył i przebadalibyśmy go skanerem do obrazowania aktywności mózgu metodą rezonansu magnetycznego, co byśmy odkryli? Czy byłyby tam uszkodzone struktury, nadaktywne obszary, komory w kształcie swastyki?

Zanim będziemy mogli zrekonstruować mózg Hitlera, musimy najpierw zastanowić się, czy był szalony, zły, czy też jedno i drugie. Jeden z pierwszych psychologicznych profili Hitlera powstał podczas II wojny światowej. Jest uważany w ogóle za jeden z pierwszych profili przestępcy, a sporządził go w 1944 r. psychoanalityk Walter Langer dla Office of Strategic Services1, amerykańskiej agencji wywiadowczej, przekształconej następnie w CIA.

Raport opisywał Hitlera jako „neurotycznego”, „na granicy schizofrenii” i prawidłowo przewidywał, że pragnąc ideologicznej nieśmiertelności, w obliczu klęski popełniłby on samobójstwo. Jednak raport zawiera również wiele pseudonaukowych stwierdzeń, które są nieweryfikowalne, takich jak to, że Hitler lubił masochistyczny seks (bycie maltretowanym lub upokarzanym) i przejawiał „skłonności koprofagiczne” (pragnienie zjadania kału).

Inna próba psychologicznego sprofilowania Hitlera została opublikowana w 1998 roku, tym razem przez psychiatrę, Fritza Redlicha2. Redlich przeprowadza analizę, którą określa jako patografię – studium życia i osobowości jednostki w aspekcie wpływu na nie choroby. Analizując dokumentację medyczną Hitlera i jego rodziny oraz jego przemówienia i inne dokumenty, Redlich stwierdza, że Hitler wykazywał wiele objawów psychiatrycznych, w tym objawy paranoi, narcyzmu, lęku, depresji i hipochondrii. Jednak mimo znalezienia dowodów potwierdzających tak wiele objawów chorobowych, że „mogłyby wypełnić podręcznik psychiatrii”, Redlich podkreśla, że „w większości osobowość funkcjonowała bardziej niż adekwatnie” i że Hitler „wiedział, co robi, i decydował się to robić z dumą i entuzjazmem”.

Czy chciałby zabić małego Hitlera? Albo czy przywiązywałby większą wagę do wychowania Hitlera? Jak twierdzi Redlich, w dzieciństwie niewiele wskazywało, że Hitler mógłby zostać złej sławy politykiem odpowiedzialnym za ludobójstwo. Z medycznego punktu widzenia Hitler był zupełnie normalnym dzieckiem, nieśmiałym w sprawach związanych z płcią i nielubiącym dręczyć zwierząt ani ludzi.

Redlich nie zgadza się też z tezą, jakoby Hitler miał szczególnie trudne dzieciństwo, i krytykuje psychohistoryków, którzy zakładają, że tak było. Wygląda na to, że nie możemy przyjąć tego za przyczynę jego późniejszego postępowania, a niezadowalająca odpowiedź na pytanie, czy Hitler był szaleńcem, wydaje się brzmieć „nie”. Okazuje się, że często tak bywa. To, że ktoś popełnił ohydne zbrodnie, nie znaczy, że jest psychicznie chory. Założenie, że każdy, kto popełnia takie zbrodnie, jest psychicznie chory, zdejmuje osobistą odpowiedzialność ze sprawców takich czynów i stygmatyzuje chorobę psychiczną. Zatem, jak ludzie tacy jak Hitler są zdolni do takich potworności?

Dążąc do wypracowania naukowych podstaw „neuropsychologii ludzkiego zła”, psychologowie Martin Reimann i Philip Zimbardo sformułowali inną hipotezę odpowiadającą na pytanie, dlaczego jesteśmy zdolni do potwornych czynów. W artykule z 2011 roku The Dark Side of Social Encounters3 (Ciemna strona kontaktów społecznych) autorzy próbują ustalić, które części mózgu są odpowiedzialne za zło. Stwierdzają, że najważniejsze są dwa procesy: deindywiduacja i dehumanizacja. Deindywiduacja polega na postrzeganiu siebie jako anonimowych. Dehumanizacja zachodzi wtedy, kiedy przestajemy postrzegać innych jako istoty ludzkie i widzimy ich jako mniej niż ludzi. Autorzy tłumaczą również dehumanizację jako „korową kataraktę”, zaćmę percepcji. Przestajemy być w stanie dostrzegać ludzi.

Jest to wyraźnie widoczne, kiedy mówimy o „tych złych”. To określenie dehumanizuje. Zakłada, że jest jakaś homogeniczna grupa jednostek, które są „złe” i które są różne od nas. W tej dychotomii my, oczywiście, jesteśmy „tymi dobrymi” – zróżnicowaną grupą istot ludzkich, które podejmują etycznie słuszne decyzje. Takie dzielenie świata na tych dobrych i tych złych było jedną z metod z upodobaniem stosowanych przez Hitlera. Jeszcze bardziej dotkliwe było wytaczanie argumentu, że ci wzięci na cel nie zaliczają się nawet do „złych ludzi”, nie są nawet ludźmi. Dramatycznym przykładem dehumanizacji była ludobójcza propaganda hitlerowska, w której Żydzi występowali jako Untermenschen – podludzie. Naziści porównywali również inne prześladowane grupy do zwierząt, robactwa i chorób.

W czasach najnowszych w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych nastąpił wysyp jadowitych komentarzy publicznych na temat imigrantów. W 2015 roku brytyjska osobowość medialna Katie Hopkins użyła w odniesieniu do migrantów przypływających na łodziach określenia „karaluchy”, co publicznie skrytykował wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka, Zeid Ra’ad Al Hussein. Jego riposta była następująca: „Nazistowskie media określały ludzi, których ich mocodawcy chcieli wyeliminować, jako szczury i karaluchy”4. Dodał, że taki język był typowy dla „dziesięcioleci utrzymującej się i niepowściąganej ksenofobii, dezinformacji i wypaczeń”. Podobnie 1 maja 2017 roku Donald Trump włączył w swoje przemówienie z okazji 100 dni prezydentury i głośno odczytał tekst piosenki o wężu, napisanej w 1963 roku przez Oscara Browna Jr.5

Idąc do pracy pewnego ranka

ścieżką nad jeziorem

kobieta o czułym sercu ujrzała nieszczęsnego, na wpół zamarzniętego węża.

Jego skórę pięknej barwy pokrywał szron.

„Och, cóż to”, wykrzyknęła, „zabiorę cię ze sobą i zatroszczę się o ciebie”.

Przycisnęła go do piersi. „Jesteś taki piękny”, zawołała.

„Ale gdybym cię nie zabrała ze sobą, mógłbyś już nie żyć”.

I pogłaskała jego piękną skórę, a potem pocałowała go i przytuliła.

Ale zamiast podziękowania ten wąż miał dla niej jadowite ukąszenie.

Trump wykorzystuje tę historię jako alegorię niebezpieczeństw grożących ze strony uchodźców. Porównuje uchodźców do węży.

Tego rodzaju skrajnie uproszczone przypisywanie wyobrażonego wroga do wyodrębnionej grupy powtarza się raz za razem w polityce po części dlatego, że jest niezmiernie chwytliwe. Z niewielką pomocą lidera i dzięki inspirującej retoryce szkodliwe ideologie plenią się bez trudu. I podczas gdy wszyscy niekiedy wpadamy w te sidła, to niektórzy z nas są szczególnie podatni na wpływy takich zatrutych obrazów.

Mózg Hitlera: zaproponowana droga do zła, która obejmuje brzuszno-przyśrodkową korę przedczołową (1), ciało migdałowate (2), pień mózgu (3) i centralny układ nerwowy (4).

W tym miejscu naprawdę zaczynamy naszą wyobrażoną rekonstrukcję mózgu Hitlera. Biorąc pod uwagę szczególną skłonność do dehumanizowania, odpowiedzialne za nie części mózgu mogą być bardziej obciążone. Według Reimanna i Zimbarda deindywiduacja i dehumanizacja „mogą potencjalnie angażować sieć rejonów mózgu, do których zalicza się brzuszno-przyśrodkowa kora przedczołowa, ciało migdałowate i struktury pnia mózgu (tj. podwzgórze i istota szara okołowodociągowa)”.

Pomocny będzie dostarczony przez nich obraz tego modelu, który dla ciebie odtworzyłam.

Ich model sugeruje, że to, co zaczyna się jako poczucie anonimowości, nieodpowiadania za to, co robimy, ponieważ czujemy się po prostu częścią większej grupy, kończy się zwiększoną zdolnością do krzywdzenia innych. Oto jak przedstawia się ich hipoteza działania zła w mózgu.

Deindywiduacja. Osoba przestaje myśleć o sobie jako o jednostce i identyfikuje się jako anonimowa część grupy. To prowadzi do poczucia braku osobistej odpowiedzialności za swoje zachowanie. Jest to związane ze spadkiem aktywności brzuszno-przyśrodkowej kory przedczołowej – bpKPC (1). Wiadomo, że redukcja aktywności bpKPC jest związana z agresją oraz niewłaściwym podejmowaniem decyzji i może prowadzić do pozbawionego zahamowań i antyspołecznego zachowania.

Dehumanizacja. Tej zmniejszonej aktywności towarzyszy wzrost aktywności w ciele migdałowatym (2), emocjonalnej części mózgu. Wiąże się to z uczuciami takimi jak gniew i strach.

Zachowanie antyspołeczne. Następnie te doświadczane emocje przechodzą przez pień mózgu (3) i wyzwalają inne doznania (4), takie jak przyspieszenie rytmu pracy serca, podwyższenie ciśnienia krwi i odczucia trzewne. Te zmiany świadczą o przechodzeniu organizmu w tryb walki lub ucieczki – w przewidywaniu uszkodzenia ciała mobilizuje się on, by przeżyć.

Stwierdzono, że ta droga jest wzmocniona u tych, których cechuje niska aktywność brzuszno-przyśrodkowej kory przedczołowej, obserwowana wielokrotnie w badaniach przestępców. Badania wykazały, że w szczególności mordercy i psychopaci mają obniżoną aktywność bpKPC. Tak samo jak niedoczynność tarczycy oznacza, że twój metabolizm jest nieprawidłowy i bardziej prawdopodobne jest wystąpienie u ciebie nadwagi, tak też zdaniem badaczy, włącznie z Reimannem i Zimbardem, niedoczynność bpKPC oznacza, że twój osąd moralny jest nieprawidłowy i bardziej prawdopodobne jest popełnienie przez ciebie przestępstwa lub dokonanie innych antyspołecznych czynów. Reimann i Zimbardo podsumowują: „Badania nad agresją sugerują, że obniżona aktywność struktur płata czołowego, zwłaszcza kory przedczołowej, albo zmiana patologiczna tego obszaru mózgu mogą być główną przyczyną agresji”.

Gdybyśmy mogli zajrzeć do mózgu Hitlera, prawdopodobnie na pierwszy rzut oka wyglądałby on normalnie, ale gdybyśmy poprosili go o podejmowanie decyzji moralnych, moglibyśmy zaobserwować niedoczynność bpKPC, w połączeniu ze wskaźnikami jego ogólnej paranoi i lęku. Jednak, jeśli wziąć pod uwagę, że nie miał żadnych poważnych nieprawidłowości albo uszkodzenia mózgu, o których byśmy wiedzieli, wydaje się bardzo mało prawdopodobne, abym potrafiła odróżnić skan przeciętnego, zdrowego mózgu od skanu mózgu Hitlera. Nic nie wiedząc o tobie, zapewne nie byłabym w stanie odróżnić skanów twojego mózgu od mózgu Hitlera.

Zamiast myśleć o niektórych ludziach jako o szczególnie złych, a o innych jako o dobrych, przemyślmy to od nowa i odwróćmy pytanie: zamiast pytać, czy nieliczni, ściśle określeni ludzie są predysponowani do bycia sadystami, powinniśmy zapytać: czy wszyscy mamy sadystyczne predyspozycje?

Sadyzm codzienny

Jak napisali w artykule z 1999 roku psychologowie Roy Baumeister i Keith Campbell, „Sadyzm definiowany jako bezpośrednie czerpanie przyjemności z krzywdzenia innych jest najbardziej oczywistym, wewnętrznym motywem czynienia zła”6. Dowodzą oni, że istnienie sadyzmu unieważnia inne teorie czy wyjaśnienia zła: „Wystarczy powiedzieć, że ludzie robią to, ponieważ jest im z tym dobrze”.

Częściowo zainspirowani pracą Baumeistera, Erin Buckels z zespołem idą dalej, twierdząc, że sadyzm jest właściwie czymś całkiem normalnym7. W artykule opublikowanym w 2013 roku zauważają oni, że „aktualne koncepcje sadyzmu rzadko wychodzą poza seksualne fetysze czy zachowania przestępcze (…) Tymczasem przyjemność z okrucieństwa występuje u pozornie normalnych, zwykłych ludzi (…) Te pospolite przejawy okrucieństwa wskazują na formę sadyzmu poniżej poziomu klinicznego albo po prostu sadyzm codzienny”.

W ramach swoich badań Buckels z zespołem przeprowadziła dwa pomysłowe eksperymenty. Jak to opisali w artykule, „Rzecz jasna, nie jest możliwe badanie w laboratorium morderstwa na człowieku. Zastąpiliśmy je zatem działaniem bardziej odpowiadającym wymogom etyki badawczej, mianowicie zabijaniem robaków”. Rzecz jasna, w rzeczy samej. Czyli zamiast prosić uczestników eksperymentu o mordowanie ludzi, prosili ich o mordowanie robaków. Oczywiście wszyscy wiemy, że robaki to nie to samo, co ludzie – prawdopodobnie wszystkim nam zdarza się zabijać robaki – ale i tak to zadanie może powiedzieć nam coś o tym, kto jest skłonny do sadyzmu, a kto nie.

Jak to zadziałało? Badacze rekrutowali uczestników do badania nad „osobowością i tolerancją na wymagającą pracę”. Po przyjściu do laboratorium uczestnicy mieli wybrać jedno spośród czterech zadań, które były odpowiednikami rzeczywistych prac. Do wyboru były zajęcia: dezynsektora (zabijanie robaków), pomocnika dezynsektora (pomaganie eksperymentatorowi w zabijaniu robaków), pracownika kanalizacji (czyszczenie toalet) albo robotnika pracującego w zimnie (wytrzymywanie bólu, jaki sprawia lodowata woda). Grupą najbardziej interesującą badaczy byli uczestnicy, którzy zdecydowali się być dezynsektorami. Tej grupie dali miażdżący robaki młynek do kawy i trzy kubki, każdy z żywym robakiem.

Szczególnie twórczy w tym badaniu był jego schemat. Jak mówią członkowie zespołu badawczego: „Aby zmaksymalizować makabrę, zaprojektowaliśmy maszynę do zabijania, wydającą charakterystyczny, chrzęszczący dźwięk. W celu antropomorfizacji ofiar nadaliśmy im pieszczotliwe imiona”. Imiona były wypisane na kubkach: Muffin, Ike i Tootsie.

Myślisz, że wybrałbyś zabijanie robaków? Chciałbyś słyszeć, jak chrzęszczą miażdżone żywcem, tylko dlatego, że zostałeś o to poproszony? W tym konkretnym badaniu nieco ponad jedna czwarta (26,8%) uczestników wybrała zabijanie robaków. Następne pytanie: czy zabijanie ich sprawiałoby ci przyjemność? Wyniki badania wskazują, że im wyższe miejsce uczestnicy zajmowali pod względem impulsów sadystycznych, tym większą przyjemność sprawiało im zabijanie robaków i tym większe było prawdopodobieństwo, że zabiją wszystkie trzy robaki, zamiast przerwać przed ukończeniem zadania. To byli normalni ludzie, z których wielu czerpało przyjemność z zabijania żywych stworzeń.

Szybki test: kiedy opisywałam metodologię, czy w którymkolwiek momencie martwiłeś się o dobrostan robaków? Może nawet chichotałeś pod nosem, myśląc sobie, jak świetną zabawą jest ich zabijanie. Hm… prawdopodobnie uzyskałbyś podwyższony wynik na skali subklinicznego sadyzmu. Na szczęście dla Muffina, Ike’a i Tootsie, „bez wiedzy uczestników blokada chroniła robaki przed ostrzami młynka”. Badacze zapewniają nas, że żaden robak nie ucierpiał w imię nauki.

Ten sam zespół przeprowadził też drugi, zupełnie inny eksperyment. Tym razem chodziło o robienie krzywdy niewinnym ofiarom. Uczestnicy grali w grę komputerową z przeciwnikiem, co do którego byli przekonani, że też jest uczestnikiem eksperymentu siedzącym w innym pokoju. Musieli wciskać przycisk szybciej niż przeciwnik, a zwycięzca miał razić przeciwnika dźwiękiem, którego głośnością sterował. Połowa uczestników miała to robić natychmiast po wygranej, pozostali musieli wykonać proste, ale nudne zadanie, zanim wolno im było posłużyć się dźwiękiem. Nudne zadanie polegało na liczeniu, ile razy określona litera występuje w nonsensownym tekście. To było łatwe, ale nużące. Ich wyobrażony przeciwnik zawsze wybierał najniższy poziom dźwięku, nie było więc potrzeby odpłacać pięknym za nadobne.

Czy ty raziłbyś swojego przeciwnika? Do jakiej głośności byś się posunął? Wreszcie, czy byłbyś gotów popracować w zamian za możliwość sprawienia mu przykrości? Wyniki badania pokazują, że podczas gdy wielu z nas byłoby gotowych zrobić krzywdę niewinnej ofierze, tylko ci z wyższym wynikiem pod względem sadyzmu zwiększali głośność dźwięku, gdy orientowali się, że ta druga osoba nie odpłaca tym samym. Również tylko oni byli gotowi wykonywać nudne zadanie, żeby móc sprawiać przykrość przeciwnikom.

Wydaje się, że wielu „normalnych” ludzi jest gotowych do sadystycznych uczynków. Wyniki doprowadziły badaczy do wniosku, że musimy lepiej poznać siebie, jeśli chcemy naprawdę zrozumieć sadyzm. „Dla ogarnięcia w pełni zjawiska sadyzmu konieczne jest uznanie jego codziennego charakteru i zadziwiającej powszechności”.

Jakie są cechy wspólne tego rodzaju sadystycznych zachowań? Wątkiem wspólnym, który się tu ujawnia, jest agresja. Kiedy krzywdzisz kogoś innego, na przykład, kiedy zabijasz robaka, zachowujesz się agresywnie. Tak więc wydaje się, że aby osiągnąć sadystyczną przyjemność, na ogół trzeba najpierw zachować się agresywnie. Wyjaśnijmy, co za tym przemawia. Jakie są inne rodzaje agresji? Zacznijmy od typu agresji, jaką prawdopodobnie odczuwałeś, ale nigdy nie rozumiałeś: tego dziwnego odczucia, że masz ochotę zrobić coś małym, puszystym zwierzątkom.

Czuła agresja

Do nieoczekiwanego przejawiania się naszych sadystycznych skłonności dochodzi w obecności milutkich zwierzątek. Widziałeś kiedyś szczeniaczka, który był taki słodki, że po prostu nie mogłeś tego znieść? Miałeś ochotę wziąć w ręce jego mięciutką, małą mordkę i ścisnąć naprawdę mocno? Niektóre zwierzęta są po prostu tak urocze, że rodzi się w nas coś takiego, jakbyśmy chcieli naprawdę zrobić im krzywdę. Kocięta, szczeniaczki, pisklęta – mamy ochotę ściskać je mocno, szczypać w policzki, gryźć, warczeć na nie.

Ale dlaczego tak się dzieje? Czy psychopaci i seryjni zabójcy nie są znani z dręczenia zwierząt? Badacze zapewniają, że większość z nas tak naprawdę wcale nie chce robić krzywdy zwierzętom, więc chociaż te emocje sprawiają wrażenie sadystycznych, nie są żadnym wskaźnikiem jakiegoś mrocznego sekretu przyczajonego głęboko w tobie. Prawdopodobnie kochasz Fluffy’ego i wcale nie chcesz zrobić mu niczego złego. Jednak to nie rozwiązuje problemu, nie daje odpowiedzi na pytanie, dlaczego nasze mózgi kuszą nas i dręczą taką niby agresywną reakcją. Odczuwanie chęci zrobienia krzywdy temu, co postrzegamy jako słodkie i urocze, jest tak powszechne, że istnieje specjalny termin na jego określenie – „czuła agresja” (ang. cute aggression).

Oriana Aragón i jej koledzy z Uniwersytetu Yale jako pierwsi analizowali to dziwne zjawisko i w 2015 roku opublikowali artykuł8 na ten temat po przeprowadzeniu wielu badań. Uczestnikom jednego z nich pokazywano obrazki z uroczymi zwierzakami i dano do rąk duży arkusz folii bąbelkowej. „Postawiliśmy hipotezę, że jeżeli ludzie mają odruch ściskania na widok uroczych bodźców, a my dostarczymy im zarówno urocze bodźce, jak i coś do ściskania, to rzeczywiście będą ściskać”. Badani, którzy oglądali obrazki z młodymi zwierzętami, zgnietli znacznie więcej bąbelków niż ci, którzy widzieli na obrazkach zwierzęta dorosłe.

Następnie autorzy byli ciekawi, czy może agresja odczuwana przez ludzi opuści uczestników badania, jeśli będą mieć na kolanach coś przypominającego zwierzę, coś, co zapewni ujście dla ich uczuć. W tym celu badacze przygotowali poduszkę „wykonaną z niezwykle miękkiego, jedwabistego futerka” i dali ją do trzymania połowie uczestników oglądających słodkie obrazki ze zwierzątkami. Zakładali, że jeżeli ludzie dostaną coś, co mogą ściskać i pieścić, być może nie będą odczuwać agresywnych emocji.

Okazało się, że jest przeciwnie do ich oczekiwań. Uczestnicy przejawiali więcej czułej agresji, ponieważ badacze „dodali dotykowy bodziec czułości”. Autorzy badania doszli do wniosku, że może to być wskazówką, co mogłoby się stać, gdyby ich badani dostali do rąk prawdziwe młode zwierzaki. „Gdyby ludzie trzymali prawdziwe małe, miękkie, puszyste zwierzęta, [dodany bodziec] mógłby doprowadzić do wzrostu przejawów agresji”. Innymi słowy, oglądanie online obrazków z kociętami wyzwala chęć ściskania, ale trzymanie ich samemu w rękach to już po prostu zbyt wiele.

Zdaniem zespołu badawczego rozciąga się to również na małe dzieci. Sprawdź, jak odpowiesz na następujące stwierdzenia, pochodzące z dłuższej listy, którą Aragón i jej koledzy dali uczestnikom swojego badania.

1. Kiedy trzymam niesamowicie słodkie, malutkie dziecko, mam nieodpartą ochotę ściskać jego tłuste nóżki.

2. Kiedy widzę niesamowicie słodkie, malutkie dziecko, chcę szczypać jego policzki.

3. Kiedy widzę coś, co jest dla mnie tak bardzo urocze, zaciskam pięści.

4. Należę do osób, które powiedzą słodkiemu dziecku przez zaciśnięte zęby: „Mógłbym cię zjeść!”

Jeśli zgadzasz się z którymś z tych stwierdzeń, cierpisz na czułą agresję nie tylko wobec kociąt i szczeniąt, ale również wobec małych dzieci. To też może być składnik dziwnych emocji rodziców, których mogą niepokoić własne uczucia w stosunku do dzieci. (Dlaczego czuję się tak, jakbym chciał zrobić krzywdę mojemu dziecku, kiedy naprawdę nigdy nie zrobiłbym mu nic złego?). To jedna z wielu mrocznych myśli, jakie mogą nawiedzać rodziców, a oni nie chcą się nimi podzielić z nikim, ze strachu, że przyczepiono by im etykietę złego rodzica, złego człowieka. Ale jeśli zdarzy się to tobie, nie panikuj. Takie uczucie wydaje się całkiem normalne i wcale nie jest zaskakujące. Czuła agresja jest prawdopodobnie produktem ubocznym ludzkich cech przystosowawczych. Jeśli uważamy, że coś jest słodkie i urocze, na ogół chcemy to utrzymać przy życiu, chcemy się tym zaopiekować. Być może właśnie to przede wszystkim skłania nas do trzymania w domu uroczych, słodkich zwierzaków.

Jest to szczególnie prawdopodobne, kiedy widzimy coś, co pasuje do „schematu dziecięcości” – duże, szeroko rozstawione oczy, okrągłe policzki i mała broda9. Nie ma znaczenia, że naprawdę nie jest to wcale niemowlę ani nawet prawdziwe zwierzę. Uważamy, że postacie z kreskówek są słodkie, jeśli pasują do tego schematu, to samo możemy odczuwać w stosunku do pluszowych zwierzątek, a Google, projektując swój pierwszy samoprowadzący się samochód, dopasował go do tego formatu, żeby mniej nas przerażała nowa technologia.

Autorzy badań nad czułą agresją przypuszczają, że ponieważ słodycz i urok wywołują w nas tak silne pozytywne uczucia, nasze mózgi są przytłoczone wyrażaniem czułości, której mózg próbuje się przeciwstawić przejawami agresji. Dzieje się tak dlatego, że u ludzi czasami występują „dymorficzne przejawy emocji”: nie zawsze reagujemy na coś pojedynczą emocją, ale dwiema emocjami równocześnie. Mogą się na nie składać emocje pozytywne i negatywne, całkowicie przemieszane ze sobą.

Dymorficzne emocje występują, kiedy czujemy się przytłoczeni emocją. Prawdopodobnie dla uniknięcia emocjonalnego przeciążenia, które mogłoby zaszkodzić mózgowi, włącza on emocję o działaniu przeciwnym – zdarza nam się płakać ze szczęścia, śmiać się na pogrzebie albo mieć ochotę zadusić w uścisku coś, o co naprawdę się troszczymy. Znaczy to, że kiedy następnym razem będziesz chciał ścisnąć z całej siły uroczego zwierzaka, prawdopodobnie nie wynika to stąd, że jesteś sadystą dla słodkich i uroczych stworzeń, a bardziej prawdopodobne jest, że twój mózg jest przeciążony i próbuje uniknąć krótkiego spięcia.

Powiążmy to ze złem. Skłonność do robienia krzywdy puszystym zwierzątkom albo malutkim dzieciom prawdopodobnie dla wielu ludzi doskonale mieści się w ich wyobrażeniu zła. Ale kochanie ich tak bardzo, że mózg musi się zabezpieczyć, by nie rozsadziła go radość? To się prawdopodobnie w tym wyobrażeniu nie mieści.

Skoro mówimy o agresji wobec tego, co kochamy, celem mojej jest mój partner. Lubię żartobliwie dać mu klapsa, ścisnąć go z całej siły, drażnić go. Ale w którym momencie przestaje to być czułe, a zaczyna być agresywne? Czy powinnam się martwić? A on powinien?

Okazuje się, że termin czuła agresja może być niewłaściwym określeniem, zupełnie niepasującym do powszechnie przyjętych definicji agresji. Czuła agresja prawdopodobnie w rzeczywistości wcale nie jest agresją, tylko wygląda jak agresja. Z tym zgadzają się nawet badacze, którzy stworzyli ten termin. Czyli jeśli to nie jest prawdziwa agresja, co właściwie jest agresją?

Amerykańska psycholog Deborah Richardson przez kilkadziesiąt lat badała naukowo agresję. Razem z Robertem Baronem w 1994 roku zdefiniowali agresję jako „każde zachowanie nakierowane na cel wyrządzenia krzywdy innej żywej istocie”. Twierdzą oni, że agresja ma cztery konieczne cechy10. Po pierwsze, agresja jest zachowaniem. Nie jest myślą, ideą czy postawą. Po drugie, agresja jest intencjonalna. Wypadki się nie liczą. Po trzecie, agresja wiąże się z chęcią skrzywdzenia. Musisz chcieć zrobić komuś coś złego. Po czwarte, agresja jest skierowana przeciwko żywej istocie. Nie przeciwko robotom albo obiektom nieożywionym.

Jak tłumaczy Richardson, „tłuczenie talerzy albo rzucenie krzesłem dla wyrażenia ogólnej irytacji nie będzie agresją. Usiłowanie sprawienia przykrości matce przez stłuczenie jej cennego, starego talerza albo rzucenie krzesłem w przyjaciela w nadziei, że go zaboli, będzie uważane za agresję”.

Kiedy pominiemy żartobliwe, pseudoagresywne zachowania, jakie czasami przejawiamy w związkach, i spojrzymy na poważniejszą agresję, nasuwa się pytanie: dlaczego krzywdzimy tych, których kochamy? Cóż, najsilniejszym motywem wydaje się złość. W badaniu agresji wobec bliskich, jakie w 2006 roku przeprowadziły psycholożki Deborah Richardson i Laura Green11, uczestnicy byli proszeni o opowiedzenie o swojej agresji wobec osoby, na którą byli źli w ciągu ostatniego miesiąca. Aż 35% stwierdziło, że byli źli na przyjaciela/przyjaciółkę, 35% na partnera/partnerkę w związku, 16% na rodzeństwo i 14% na któreś z rodziców. Z raportu wynika również, że większość z tych osób zachowała się agresywnie w stosunku do tych, na których byli źli. Nasi bliscy są łatwo dostępni, często wzbudzają w nas silne emocje i często jesteśmy od nich zależni w jakiś sposób. Wydaje się to mieszanką wybuchową, więc stają się celem naszej agresji.

Jeśli chodzi o partnerów w związku, do motywów agresji i przemocy zaliczamy również zemstę za krzywdę emocjonalną, zwrócenie na siebie uwagi partnera, zazdrość i stres12. Krzywdzimy tych, których kochamy, z bardzo wielu powodów. Niektóre z tych powodów są trudne, siedzą głęboko i nie da się ich kontrolować. Jest jednak kilka rzeczy, które możemy kontrolować, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo, że zachowamy się agresywnie.

Możemy na przykład coś przekąsić.

Jak wynika z badania przeprowadzonego w 2014 roku przez Brada Bushmana i innych13, samokontrola wymaga dostarczenia mózgowi pożywienia w postaci glukozy (cukru). Ponieważ agresja może być skutkiem słabej emocjonalnej i fizycznej samokontroli, badacze chcieli sprawdzić związek między glukozą a agresją. Poprosili 107 par małżeńskich, by przez trzy tygodnie mierzyły sobie poziom cukru co rano, przed śniadaniem, i co wieczór, przed pójściem spać. Badacze mierzyli również ich poziom agresji wobec współmałżonka – każdemu z uczestników dali lalkę wudu i 51 szpilek, mówiąc: „Ta lalka przedstawia twojego męża/żonę. Na koniec każdego dnia, przez 21 kolejnych dni, wbij w lalkę od 0 do 51 szpilek, w zależności od tego, jak bardzo jesteś zły/zła na niego/nią. Rób to na osobności, nie w obecności tej osoby”.

Badacze zmierzyli też agresję na koniec badania, dając uczestnikom możliwość rażenia współmałżonka dźwiękiem w słuchawkach. Dźwięk był szczególnie dobrany, stanowiąc mieszankę dźwięków, jakich większość z nas nie znosi, w tym dźwięku skrobania paznokciem o szkolną tablicę, dentystycznej maszyny do borowania i syreny pogotowia. Według badaczy: „W zasadzie, w etycznych granicach laboratorium, uczestnicy kontrolowali broń, której można użyć do rażenia ich współmałżonków nieprzyjemnym dźwiękiem”. Na szczęście dla tych współmałżonków i bez wiedzy uczestników w rzeczywistości dźwięk nie docierał do uszu mężów/żon, ale był rejestrowany przez komputer.

Uczestnicy z niższym poziomem glukozy wbijali więcej szpilek w lalkę wudu i razili swoich współmałżonków głośniejszym i dłużej trwającym dźwiękiem. Badacze wyciągnęli wniosek, że regularne jedzenie i utrzymywanie wysokiego poziomu glukozy powinno pomóc zredukować agresję i konflikt w związku. Czyli następnym razem, kiedy będziesz blisko pójścia na noże z partnerem/partnerką, najpierw coś zjedz. Przegryź kawałek czekolady. Upewnij się, że jesteś rzeczywiście zły, a nie po prostu głodny.

Poza sprawą jedzenia nasz styl agresji wydaje się zależeć również od tego, kto jest jej ofiarą. W badaniu agresji wobec najbliższych Richardson i Green odkryły, że „kiedy ludzie są źli na partnera w związku albo na rodzeństwo, prawdopodobnie jest, że staną do konfrontacji twarzą w twarz. Jednak kiedy są źli na przyjaciela, prawdopodobnie będą unikać konfrontacji bezpośredniej, dokuczając mu nie wprost – na przykład rozsiewając plotki albo obmawiając za plecami”14. Najwyraźniej agresja może przyjmować wiele form.

Przyjrzyjmy się teraz krytycznie definicji agresji. Jakie są jej rodzaje? W 2014 roku Richardson podsumowała ponad dwie dekady własnych badań nad agresją15. Stwierdziła, że istnieją trzy główne typy agresji. Pierwszy, agresja bezpośrednia, polega na ataku słownym albo fizycznym, na przykład na nakrzyczeniu na kogoś albo uderzeniu go. Może to być wszczęcie pyskówki z partnerem, zadrwienie z przyjaciela, aby mu dokuczyć, albo jadowity sarkazm. W bardziej skrajnych formach może to doprowadzić między partnerami do przemocy i pobicia.

Agresja drugiego typu, pośrednia, jest mniej oczywista. Zachowania pośrednio agresywne polegają na posłużeniu się dla sprawienia komuś bólu przedmiotem albo inną osobą. Mogą się tu zaliczać działania takie jak zniszczenie czyjejś własności albo rozpowszechnianie plotek. W agresji pośredniej mieści się również pojęcie agresji społecznej, jaką jest szkodzenie komuś przez psucie mu relacji z innymi lub doprowadzanie do ich zerwania16.

I wreszcie trzecia forma agresji. Ten trzeci typ jest zdecydowanie najczęstszy i polega na sprawianiu komuś bólu przez okazywanie obojętności, ignorowanie – jest to agresja bierna.

Dla rozrywki mam tu cały zestaw bierno-agresywnych pozycji z poprawionego kwestionariusza reakcji na konflikt, autorstwa Richardson (Richardson Conflict Response Questionnaire)17. Zachęcam cię do chwili introspekcji z jego użyciem. Pomyśl o kimś, kogo kochasz. O rodzicu, rodzeństwie, kochanku/kochance, przyjacielu/przyjaciółce. Teraz pomyśl o swojej historii związanej z tą osobą i powiedz, czy zrobiłeś coś z tego, co poniżej, próbując w ten sposób zranić tę osobę, ukarać ją albo w ogóle sprawić jej przykrość:

• Nie zrobiłem tego, co ta osoba chciała, żebym zrobił

• Robiłem błędy, które wyglądały na przypadkowe

• Sprawiałem wrażenie niezainteresowanego tym, co było ważne dla tej osoby

• Nie odzywałem się do tej osoby, miałem z nią ciche dni

• Ignorowałem wkład tej osoby

• Wykluczyłem tę osobę z ważnych działań

• Unikałem kontaktów z tą osobą

• Nie zaprzeczałem nieprawdziwym plotkom o tej osobie

• Nie odbierałem telefonów, nie odpowiadałem na wiadomości

• Spóźniałem się na zaplanowane działania

• Nie spieszyłem się z wykonywaniem zadań

Jeśli w którymkolwiek z punktów odpowiedziałeś „tak”, byłeś bierno-agresywny w stosunku do bliskiej osoby. W przypadku przyjaciół możemy z rozmysłem zignorować SMS-a z przeprosinami, do rodziców możemy się spóźnić, żeby ich sfrustrować, naszym kochankom możemy odmówić seksu, żeby ich ukarać, bo postąpili w sposób, który nam się nie podoba. Dlaczego to robimy? Jednym z powodów może być łatwość zaprzeczenia takiego zachowania. Jeśli zostaniesz przyłapany i w trakcie wymiany zdań oskarżony, że jesteś bierno-agresywny, że jest to tego rodzaju zachowanie, to zawsze możesz powiedzieć „Co? Przecież ja nic nie zrobiłem”. Możemy tak mówić sami sobie, ponieważ jest to agresja przez brak działania, a nie przez działanie, więc jesteśmy bez winy. W rzeczywistości jednak bierna agresja może być równie szkodliwa dla relacji międzyludzkich i dobrego samopoczucia psychicznego innych, jak pozostałe typy agresji.

Wydaje się, że zarówno sadyzm, jak i agresja mogą być codziennymi emocjami. Z pewnością jednak musi być różnica między kimś, kto w bierno-agresywnym geście nie sprząta po sobie ze stołu, a osobą rozprzestrzeniającą złośliwe kłamstwa albo kimś, kto napada na ludzi zza rogu ulicy, prawda?

Według psychologa Delroya Paulhusa i jego współpracowników: „W mowie potocznej agresja jest cechą, czyli jest niezmiennym i trwałym stylem myślenia, działania i odczuwania”18. Cechą nazywamy to, że ktoś jest jakiś: „On jest agresywny”. Znaczy to, że w codziennych rozmowach często mówimy o agresji jako o czymś, co jest fundamentalną częścią osoby.

Z kolei Paulhus i współpracownicy twierdzą, że agresja sama w sobie nie jest zasadniczą wadą osobowości. Możemy skupiać się na agresji jako cesze, która sprawia, że jesteśmy źli. Ale może agresja nie jest wcale cechą. Jest po prostu przejawem rozmaitych innych cech, zbiorem emocji i działań, które wynikają z bycia człowiekiem i do których każdy jest zdolny. Chociaż taka myśl może być nam nie w smak, agresja jest normalna, nie jest złem.

Jednak niektórzy z nas mają taką grupę cech osobowości, która sprawia, że są bardziej skłonni do agresji. Cechy te składają się na tak zwaną ciemną tetradę.

Ciemna tetrada

W opublikowanym w 2014 roku artykule19 Paulhus