Zelman Wolfowicz i jego rządy w starostwie drohobyckim w połowie XVIII w. - Tomasz Wiślicz - ebook

Zelman Wolfowicz i jego rządy w starostwie drohobyckim w połowie XVIII w. ebook

Wiślicz Tomasz

4,0

Opis

Dziewiątego czerwca 1755 roku połączony sąd zamkowy i wójtowski miasta Drohobycza skazał Zelmana Wolfowicza na karę śmierci przez powieszenie za liczne defraudacje i oszustwa oraz ucisk mieszkańców starostwa. Zelman, formalnie pełniący funkcję faktora starościny Doroty Tarłowej i arendarza miejscowych salin, podporządkował sobie całe starostwo i przez kilkanaście lat zarządzał nim w sposób despotyczny, konfliktując się zarówno z mieszczanami drohobyckimi, jak i ze społecznością żydowską, z której się wywodził.

Według dokumentów sądowych Zelman, oprócz gospodarczej eksploatacji dóbr, miał także rozpijać poddanych, bić i terroryzować mieszczan, fałszować miary i zapisy w księgach sądowych. Narastająca czarna legenda przypisywała mu uwiedzenie starościny, korzystanie z pomocy czarownic, zamachy na życie swoich nieprzyjaciół, a po śmierci – zamianę w upiora. Podobno jeszcze u schyłku XIX wieku okoliczne chłopki straszyły Zelmanem niegrzeczne dzieci.

Kim był Zelman i czy rzeczywiście zasłużył sobie na opinię zbrodniarza i krwiopijcy? Jak wytworzyła się jego późniejsza legenda? Co jego przypadek może powiedzieć o rzeczywistości społecznej osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej?

Tomasz Wiślicz – historyk, profesor w Instytucie Historii im. Tadeusza Manteuffla Polskiej Akademii Nauk. Autor m.in. książek: Upodobanie: małżeństwo i związki nieformalne na wsi polskiej XVII–XVIII wieku. Wyobrażenia społeczne i jednostkowe doświadczenia (Wrocław 2018), Krótkie trwanie. Problemy historiografii francuskiej lat dziewięćdziesiątych XX wieku (Warszawa 2004), Zarobić na duszne zbawienie. Religijność chłopów małopolskich od połowy XVI do końca XVIII wieku (Warszawa 2001).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 371

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp: „Jedzie, jedzie Zelman”

Czy bawiliście się w przedszkoluw muzyczną zabawę „Jedzie, jedzie Pan Zelman”? Zapewne nie, bo mimo propagowania jej przez klasyków polskiego wychowania fizycznego, w okresie powojennym odeszła do lamusa. Dopiero w ostatnich latach zaczyna być przywracana w ramach zajęć wychowawczych, w imię kolejnego odkrywania folkloru. A może słyszeliście opowieść o ubogim Żydzie imieniem Zelman, który uwiódł starościnę, a gdy ta uczyniła go zarządcą jej majątków, bezlitośnie wykorzystywał miejscową ludność, po śmierci natomiast dalej straszył jako upiór? Raczej też nie, chyba że pochodziciez Drohobycza, gdzie wydarzenia te miały się odbywać. Jednak sto lat temu legenda o złym faktorze drohobyckiej starościny, podbudowana materiałami źródłowymi odnalezionymi w miejskim archiwum, zdobyła sobie pewien ponadlokalny rozgłos, kształtując nie tylko wyobrażenia o dziejach Drohobycza, ale też uczestnicząc w budowaniu etnicznych tożsamości: polskiej, ukraińskiej, a do pewnego stopnia także żydowskiej. Dzieje rozwoju legendy o Zelmanie zostały przerwane w czasie drugiej wojny światowej i tuż po jej zakończeniu, wraz z brutalnym przecięciem węzła niełatwych stosunków między trzema narodami zamieszkującymi niegdyś Drohobycz. Dopiero w ostatnim ćwierćwieczu legendarna postać Zelmana na nowo stała się przedmiotem zainteresowań miejscowych autorów i badaczy, lecz jej sława nie przekracza granic zachodniej Ukrainy.

Moje spotkanie z Zelmanem Wolfowiczem było przypadkowe. Przeglądając rękopiśmienne „Akta sądu starościńskiego i wójtowskiego zamku drohobyckiego z lat 1753–1769”, przechowywane w kolekcji Ossolineum Lwowskiej Biblioteki Naukowej Narodowej Akademii Nauk Ukrainy im. Wasyla Stefanyka, zwróciłem uwagę na obszerne zapisy dotyczące jakiegoś niewiarygodnego skandalu, angażującego całą społeczność starostwa drohobyckiego, a także królewską komisję, okoliczne miasta i gminy żydowskie. W oku tego cyklonu znajdował się Zelman Wolfowicz, któremu przypisywano wszelkie możliwe przestępstwa. Najoryginalniejsze wydało mi się jednak zamieszanie wokół (nie)wykonania wyroku śmierci na Zelmanie, jaki wydał sąd starościński i wójtowski Drohobycza, a gmina żydowska – sama wszak bardzo pokrzywdzona przez skazanego – starała się zamienić na dożywotnie uwięzienie, zebrawszy ogromną sumę 500 czerwonych złotych na kaucję, a jednocześnie upewniając się, że napewno nikt skazanego z zamknięcia w wieży ratusza nie wypuści.

Dopiero później przekonałem się, że natrafiłem na akta opublikowane już w 1896 roku przez profesora drohobyckiego gimnazjum, Franciszka Zycha1. W ten sposób zetknąłem się z całą długą i niejednorodną tradycją pisarstwao Zelmanie Wolfowiczu, tradycją funkcjonującą między badaniami historycznymi a etnograficznymi, powtarzaniem legend a polityczną propagandą. Dzieje tej tradycji są równie warte przedstawienia, jak sama historia postaci, której ona dotyczy. Oczywiście, trzeba zaznaczyć, że Zelman Wolfowicz nigdy nie stał się fundamentalnym tematem historiografii, chyba nawet lokalnej. Jego historia podawana jest raczej jako sensacyjna anegdota, pozwalająca spojrzeć na „ówczesne stosunki”. W etnografii natomiast stała się wygodnym wyjaśnieniem pochodzenia popularnej pieśni obrzędowej: „Jedzie, jedzie Zelman / Їде, їде, Зельман”, mimo że od ponad stulecia część badaczy wykazuje absurdalność tego połączenia.

Punktem wyjścia dla wszelkich opowieści o Zelmanie Wolfowiczu jest wyrok śmierci przez powieszenie, wydany 9 czerwca 1755 roku przez sąd starościński i wójtowski Drohobycza, za liczne defraudacje i oszustwa oraz ucisk mieszkańców starostwa. Zelman, formalnie pełniący funkcję faktora starościny Doroty Tarłowej i arendarza miejscowych salin, miał sobie podporządkować całe starostwo, którym przez co najmniej kilkanaście lat zarządzał w sposób despotyczny, konfliktując się zarówno z mieszczanami drohobyckimi, jak i ze społecznością żydowską, z której się wywodził. Według dokumentów sądowych, rozpijał poddanych, bił i terroryzował mieszczan, fałszował miaryi zapisyw księgach sądowych, korumpował ekonomów i doprowadził do śmierci wojewodę. To wszystko można właśnie wyczytać w wyroku śmierci z 9 czerwca 1755 roku, który został kilkakrotnie opublikowany jeszcze w XIX wieku, w tym w załączeniu do szkicu biograficznego Zelmana, wydanego przez Franciszka Zycha w 1896 roku, i z tego źródła potem kilkakrotnie przedrukowywany, tak że stał się zasadniczym dokumentem historycznym do całego życia złego arendarza. W zapisach wyroku nie brak elementów sensacyjnych, jednak kolejne opracowania uzupełniały go o narastającą czarną legendę, która przypisywała Zelmanowi różne delikty, takie jak uwiedzenie starościny, korzystanie z pomocy czarownic, zamachy na życie swoich nieprzyjaciół, a po śmierci – zamianę w upiora, który nękał drohobyczan. Jeszczeu schyłku XIX wieku okoliczne chłopki miały straszyć Zelmanem niegrzeczne dzieci, a jeśli wtórnie przeniknęło na wieś to, o czym pisali autorzy z końca XIXi pierwszej połowy XX wieku, to pewnie straszyły jeszcze i długo później, ale tym razem mogły podeprzeć się wiedzą uczoną.

O ile etnograficzny aspekt pieśni obrzędowej „Jedzie, jedzie Zelman / Їде, їде, Зельман” jest już dość dobrze opracowany i wyjaśniony – ostatnio przez Zbigniewa Jasiewicza2 – o tyle badania historyczne na temat Zelmana wymagają zdecydowanego pogłębienia. Po pierwsze, dysponujemy licznymi innymi źródłami historycznymi niż te związane z ostatnim procesem, wyrokiem i niewykonaną egzekucją, a które zdominowały sposób przedstawiania tej postaci. Dodajmy, że nie są to źródła odkrywcze – znane były już Franciszkowi Zychowi i innym dawniejszym autorom, ale – jako mniej może atrakcyjne – nie zostały w pełni wykorzystane. Po drugie, dzięki osiągnięciom głównie włoskiej mikrohistorii, sposób analizy źródeł sądowych również zdecydowanie się rozwinął w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, czego zdają się nie dostrzegać autorzy nowszych prac o Zelmanie, dość wiernie trzymający się kierunku wyznaczonego jeszcze w końcu XIX wieku. Po trzecie, dzieje Zelmana wciąż rozpatrywane są wyłącznie w kontekście lokalnym, podczas gdy można, moim zdaniem, uznać je za punkt wyjścia do szerszej refleksji na temat historii społecznej i kulturowej przedrozbiorowej Rzeczypospolitej.

Kim zatem był Zelman Wolfowicz i czy rzeczywiście zasłużył sobie na opinię zbrodniarzai krwiopijcy? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Wprawdzie Zelman był niewątpliwie postacią historyczną – dysponujemy licznymi przekazami źródłowymi na jego temat, obejmującymi okres mniej więcej trzydziestu lat, w tym dość szczegółową dokumentacją jego procesu – to jednak już w tych aktach sądowych trudno oddzielić prawdę od plotek, stereotypów i fantazji. Swój udział w tworzeniu legendy Zelmana mieli również późniejsi historycy i etnografowie, którzy z lubością i nie zawsze bezinteresownie skupiali się na sensacyjnych wątkach jego historii, nierzadko wprost utwierdzając antysemickie stereotypy. Czeka mnie zatem powtórne odtworzenie jego biografii, z zachowaniem badawczej powściągliwości (o którą niełatwo przy tak bujnej postaci) oraz przy zastosowaniu krytycznego podejścia do źródeł sądowych, wynikającego z rozwoju doświadczeń badawczych historyków w ciągu kilku ostatnich dekad. Chciałbym jasno oddzielić to, co się da ustalić na temat Zelmana Wolfowicza współczesnymi metodami historycznymi, od warstwy legendarnej, która zaczęła narastać jeszcze zapewne za jego życia, ale w swych podstawowych zarysach jest jednak wytworem późniejszego przedstawiania tej postaci w dyskursie naukowym i popularyzatorskim. Można bowiem ustalić, jak w sposobie jej obrazowania odbijają się poglądy poszczególnych autorów, ich wiedza i umiejętności, w jaki sposób tłumaczy się dzieje Zelmana, a jak wykorzystuje się go dla społecznych lub politycznych celów.

Jednocześnie chciałbym przyjrzeć się opowieściom o Zelmanie Wolfowiczu z innej jeszcze strony. Jego dzieje, zarówno rzeczywiste, jak i legendarne, zamierzam potraktować jako pryzmat, przez który można obserwować: rozmaite zagadnienia funkcjonowania lokalnych społeczności w połowie XVIII wieku, miejsce Żydów w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej, a także mentalności zbiorowe. W ten sposób postać Zelmana Wolfowicza zostanie przeinterpretowana w ważnych kontekstach społecznych i kulturowych, takich jak władza, korupcja i wyzyskw społecznościach lokalnych przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, rola Żydów w administracji dóbr ziemskich, antyjudaizm i antysemityzm, czy nawet czarownictwo i wierzenia wampiryczne. Zamierzam więc przesunąć ciężar analizy z wyjątkowości historii Zelmana na jej znaczenie, co umożliwi przeprowadzenie porównań i uogólnień, a także sformułowanie ponadstanowegoi ponadwyznaniowego modelu funkcjonowania społeczności lokalnych w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, modelu łączącego wielowymiarową analizę danych mikrospołecznych i biograficznychz refleksją nad zjawiskami społecznymi i kulturowymio szerokiej skali.

Metodologiczną inspiracją dla stosowanych procedur badawczych i interpretacyjnych stanowić będzie krytyczny namysł nad zaletami i wadami mikrohistorii, historiografii narratywistycznej oraz ujęcia biograficznego w kontekście współczesnych tendencji badawczych w humanistyce, a także aktualnych potrzeb i zadań wiedzyo przeszłości.

Książkę postanowiłem podzielić na trzy części, zatytułowane trzema nazwiskami, których za swego życia używał główny bohater opowieści. W części I, noszącej imię Zalmana Ben Ze’ev, czyli tak, jak w istocie wyglądało nazwisko Zelmana po hebrajsku, podejmuję próbę odtworzenia jego historycznej biografii na podstawie badań źródłowych oraz skrupulatnie krytycznego wykorzystania dotychczasowych opracowań. Część II nosi imię Jędrzeja Obaczyńskiego, gdyż tak podobno miał nazywać się Zelman Wolfowicz po konwersjina katolicyzm, której dokonał, ratując się przed wykonaniem wyroku śmierci, wydanym w 1755 roku. Ta część została poświęcona legendarnemu żywotowi naszego bohatera – zarówno rozwijającym się plotkom na jego temat, jak i kreacjom piszących o nim autorów – oraz wykorzystaniu jego postaci w różnych dyskursach politycznych i społecznych XIXi XX wieku. Jego prawdopodobne imię chrzestne stało się tytułem tej części, tak jak – moim zdaniem – fakt przyjęcia przez niego chrztu w zagrożeniu życia stał się jednymz ważniejszych czynników determinujących ocenę jego postaci w publikacjach ze schyłku XIX i pierwszej połowy XX wieku. W końcu część trzecia przywołuje imię Zelmana Wolfowicza, czyli takie, pod jakim nasz bohater funkcjonuje w dokumentach polsko- i łacińskojęzycznych i pod jakim zapewne występował w wieloetniczneji wielojęzykowej społeczności Drohobycza, wobec swoich szlacheckich zwierzchników oraz przed sądami królewskim, miejskim czy starościńskim. Ta część jest poświęcona funkcjonowaniu starostwa drohobyckiego pod jego rządami oraz próbie stworzenia na tej podstawie modelu spójności społeczności lokalnej w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Dlatego też przynosi ona również podsumowanie całego wywodu.

Podstawę źródłową dla poniższych rozważań stanowią przede wszystkim archiwalia miasta Drohobycza oraz starostwa drohobyckiego, przechowywane w zbiorach Centralnego Państwowego Archiwum Historycznego Ukrainy we Lwowie oraz Lwowskiej Biblioteki Naukowej Narodowej Akademii Nauk Ukrainy im. Wasyla Stefanyka. Akta związane ze sprawą Zelmana Wolfowicza znaleźć można również w Archiwum Narodowym w Krakowie, Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie, Bibliotece Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu i Centralnym Państwowym Archiwum Historycznym Ukrainy w Kijowie. Najliczniejsze zapisy znajdują się w przechowywanych we Lwowie księgach miejskich Drohobycza, które zachowały się od 1725 roku. Z innej serii dokumentów pochodzi księga sądu starościńskiego i wójtowskiego zamku drohobyckiego. Do naszych czasów przetrwała tylko jedna, akurat ta z lat 1753–1769, czyli zawierająca dokumentację procesu Zelmana Wolfowicza. Zapewne zwyczaj prowadzenia dokumentacji sądu starościńskiego istniał i wcześniej, zatem fakt, że tylko ten tom dotrwał do naszych czasów, mógł być spowodowany świadomym wyborem kogoś, kto księgę tę zdecydował się zachować i przechować.

Księgi miejskiei zamkowe Drohobycza rejestrowały nie tylko codzienną aktywność prawną mieszkańców miasta i niekiedy również przedmieść, lecz także służyły czasem do zapisywania dokumentów wytworzonych w obcych sądach, na przykład w asesorii królewskiej, co jest szczególnie ważne w wypadku Zelmana Wolfowicza, który został pozwany przed sąd asesorski, tymczasem akta tego sądu zostały niemal kompletnie zniszczone podczas wojny. Akta miejskie są też o tyle ważne, że zaginęły również rękopisy gminy żydowskiej Drohobycza. Jakub Wikler, który napisał przed drugą wojną światową pracę magisterską pod kierunkiem Majera Bałabana na temat społeczności żydowskiej w Drohobyczu od 1648 roku do upadku Rzeczypospolitej, korzystał jeszcze z dwóch pinkasów drohobyckich: pinkasu synagogi drohobyckiej, obejmującego okres od 1680 do 1880, oraz pinkasu bractwa pogrzebowego, dotyczącego jednak głównie XIX wieku. Informacje, jakie wyciągnął z nichi umieścił w swojej pracy magisterskiej, są, niestety, jedyną pozostałością po tych dokumentach3. Taka struktura zachowanych źródeł sprawia, że naświetlają one postać Zelmana Wolfowicza tylko z jednej strony – poprzez jego działalność w świecie „chrześcijańskim”, chociaż do ksiąg miejskich trafiały również zapisy dotyczące jego konfliktów ze społecznością żydowską. Dokonywano ich jednak po polsku lub łacinie i wykorzystując retorykę prawną zewnętrzną wobec zaangażowanych stron, niewolną jednocześnie od stereotypowych opisów zwaśnionych Żydów.

Szczegółowy spis archiwaliów wykorzystanych w badaniach do tej książki znajduje się w bibliografii. Kilka najważniejszych dokumentów związanych z życiem i działalnością Zelmana Wolfowicza postanowiłem załączyć w Aneksie źródłowym. Kompletna baza danych materiałów historycznych przechowywana jest w Instytucie Historii im. Tadeusza Manteuffla Polskiej Akademii Nauk, do wglądu i wykorzystania przez badaczy po uprzednim umówieniu.

Jeśli chodzio opracowania tematu, to – jak wspomniałem – Zelman Wolfowicz stał się głównym lub pobocznym tematem licznych opracowań od połowy XIX wieku. Traktuję je jednak nie tylko jako opracowania, ale przede wszystkim jako źródła do rozwoju wiedzy na temat Zelmana oraz dziejów interpretacji tej postaci. Szczegółowy ich opis znajduje się zatem w odpowiednim rozdziale części II książki.

Badania zostały przeprowadzone dzięki finansowaniu Narodowego Centrum Nauki w ramach grantu Opus 9 nr 2015/17/B/HS3/02850. W poszukiwaniachi interpretacjach pomagali mi: Maria Cieśla, Maria Harasymczuk oraz Łukasz Truściński. Chciałbym też podziękować za pomoci przychylność Leonidowi Tymoszence, Witalijowi Telwakowi i Ihorowi Smolskiemu, a także pracownikom archiwów i bibliotek, w których zbieraliśmy materiały, oraz wszystkim osobom biorącym udział w dyskusjach nad naszym projektem podczas spotkań warsztatowych oraz konferencji, na których prezentowaliśmy robocze wyniki pracy zespołu. Ogromne podziękowania za cenne wskazówki winien jestem również recenzentom książki: Adamowi Kaźmierczykowi i Moshe Rosmanowi, a także Agacie Roćko za pomoc edytorską i językową.

1 Franciszek Zych, Zelman Wolfowicz, Lwów 1896.

2 Zbigniew Jasiewicz, Pieśń i gra obrzędowa „Zelman” u Oskara Kolberga i innych. Materiały i interpretacje, „Lud” 2017, t. 101, doi:10.12775/lud101.2017.09.

3 Jakub Wikler, „Z dziejów Żydów w Drohobyczu. (Od roku 1648 do upadku Rzeczypospolitej). Promotor: prof. Majer Bałaban”, Archiwum ŻIH, Prace magisterskie napisane przed 1939, sygn. 117/36; rozprawa w większej części zostały opublikowana: Jakub Wikler, Z dziejów Żydów w Drohobyczu (od r. 1648 do upadku Rzeczypospolitej), „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” 1969, nr 71–72, s. 38–63.

I. Zalman Ben Ze’ev, czyli próba biografii

1. Dzieciństwo i młodość

Zalman (Szlomo) Ben Ze’ev, czyli Zalman syn Wilka. Tak brzmi nazwisko Zelmana Wolfowicza po hebrajsku. Nietrudno zauważyć, że „Wolfowicz” jest po prostu tłumaczeniem na polski i ukraiński żydowskiego patronimu w jego wersji w jidysz, którym to językiem Zelman mówił na co dzień1. Jako tytuł pierwszej części książki, poświęconej odtworzeniu biografii naszego bohatera, jego oryginalne żydowskie imię ma stać na straży historycznej wiarygodności i osadzenia w przekazach źródłowych. Niemniej, rekonstruując życiorys, będę używał konsekwentnie imienia Zelman Wolfowicz, pod jakim przeszedł on do historiografii. Odtwarzając jego biografię, postanowiłem wystrzegać się powtarzania legend i plotek na jego temat (będą one przedmiotem osobnej części książki). Pamiętajmy jednak, że choć źródeł historycznych do postaci Zelmana zachowało się więcej, niż do tej pory wykorzystywano, to są one zbiorem dość przypadkowym i na bardzo wiele pytań nie odpowiadają wprost. Dlatego też próba napisania biografii Zelmana w wielu miejscach musi z konieczności przyjmować formę przypuszczeń i domysłów, wypracowanych na podstawie ułamków informacji zawartych w źródłach, lub ich milczenia. Od takiej właśnie kwestii dyskusyjnej życiorys Zelmana się rozpoczyna.

Klasyczna biografia powinna na wstępie podać daty życia swojego bohatera. Jeśli chodzi o Zelmana Wolfowicza, to nie potrafimy określić nawet przybliżonego roku jego urodzenia (gdyż większej dokładności trudno się tu spodziewać). Wprawdzie Nathan Gelber w księdze pamięci Drohobycza2, a za nim Oleg Zeitung (Oleh Steciuk), w biogramie Zelmana w internetowej Drogopedii, czyli encyklopedii Drohobycza3, podają w tym charakterze rok 1711, to trzeba od razu zauważyć, że data ta jest zupełnie nieprawdopodobna. Najstarszy znaleziony dotychczas dokument, w którym z pewnością występuje Zelman Wolfowicz, pochodzi bowiem z 1717 roku i dotyczy awantury, w której brał on udział, i bez wątpienia mówi się tam o nim już jako o człowieku dorosłym4. Można z tego wnioskować, że Zelman musiał się urodzić najpóźniej około 1700 roku, ale raczej jeszcze przynajmniej dekadę wcześniej, skoro w 1729 jego syn Lejba zostaje już właścicielem domu na ulicy Kowalskiej5. Prawdopodobna wydaje się zatem informacja, że w chwili śmierci Zelman był starcem blisko osiemdziesięcioletnim, a więc urodził się około 1680 roku6.

Miejsce, w którym przyszedł na świat – Drohobycz, stolica starostwa niegrodowego, obejmującego, oprócz miasta, także kilkanaście wsi – przeżywało w jego młodości dramatyczne chwile. W 1692 roku wielki pożar strawił przedmieścia miasta, więc zapewne również zamieszkałe przez Żydów przedmieście Łan. Jeszcze większe spustoszenie starostwa nastąpiło w lutym 1699 roku, kiedy to już po zawarciu traktatu karłowickiego, kończącego wojnę między Ligą Świętą (w tym Rzecząpospolitą) a Imperium Osmańskim, starostwo drohobyckie stało się celem ostatniego w historii Polski najazdu tatarskiego. Podczas trzech dni (od 17 do 19 lutego) najeźdźcy zniszczyli setki domów oraz budynków gospodarczych we wsiach starostwa i na przedmieściach miasta oraz uprowadzili ponad 3 tysiące mieszkańców. Andrzej Gliwa szacuje, że straty wyniosły około 70% ludności starostwa7. W istocie oznaczało to katastrofalną depopulację tego niegdyś dobrze rozwiniętego gospodarczo obszaru.

Starostwo drohobyckie, chociaż stosunkowo niewielkie, cieszyło się opinią królewszczyzny przynoszącej spore dochody i tradycyjnie pozostawało w tenucie podskarbich wielkich koronnych. Źródłem tych przychodów była przede wszystkim produkcja soli, uzyskiwanej na tych terenach ze źródeł solankowych, z których poprzez warzenie odparowywano wodę, by otrzymać sól w postaci stałej. Taki sposób produkcji soli stosowano tu jeszcze przed założeniem miasta, zaś w herbie nadanym Drohobyczowi w 1340 roku przez Kazimierza Wielkiego znalazło się dziewięć charakterystycznych ściętych stożków, czyli tak zwanych tołpek, w jakie formowano sól w procesie jej uzyskiwania z solanki. Przemysł solny powodował, że starostwo drohobyckie, pomimo powtarzających się w XVII wieku zniszczeń, spowodowanych najazdami zbrojnymi, głównie tatarskimi, wciąż pozostawało źródłem dochodu, o które warto było zabiegać. W 1696 roku starostą drohobyckim został Marcin Chomętowski, wojewoda bracławski, a potem mazowiecki, zaś po jego śmierci przejął je w 1706 roku jego syn, Stanisław Chomętowski, który miał później zostać patronem Zelmana Wolfowicza.

Społeczność żydowska mieszkała w Drohobyczu oraz na jego przedmieściu zwanym Łanem już na początku XV wieku, jednak w 1578 roku miastu udało się uzyskać u króla Stefana Batorego przywilej de non tolerandis Judaeis, obejmujący również suburbia, więc Żydzi musieli opuścić miasto i jego okolice. Już w 1616 roku starosta Mikołaj Daniłowicz pozwolił Żydom na powrót osiedlać się na przedmieściu Drohobycza. W trakcie XVII wieku polityka starostów wobec ludności żydowskiej stawała się coraz przychylniejsza, co spowodowane było koniecznością odbudowywania potencjału dóbr po kolejnych najazdach i zniszczeniach. W latach sześćdziesiątych XVII wieku Żydzi zaczęli przenikać już do samego miasta, a ich liczba sukcesywnie rosła. Głównym punktem ich osadnictwa pozostawał jednak Łan, gdzie istniała również synagoga. Ogółem w 1716 roku w Drohobyczu i na przedmieściach mieszkało około dwustu rodzin żydowskich8.

W takim oto Drohobyczu, a dokładniej zapewne na jego przedmieściu zwanym Łanem, przyszedł na świat Zelman Wolfowicz. Praktycznie wszyscy autorzy zajmujący się tą postacią zaznaczają, że był on „synem ubogiego kuśnierza”9. Informacja ta pochodzi najpewniej z wyroku śmierci, wydanego na Zelmana 9 czerwca 1755 roku. W wyroku tym czytamy, że „oczywiście pokazuje się jako Zelman Wolfowicz, kuśnierz z ubogiej i podłej kondycyi żydowskiej urodzony […]”10. Dokładniej rzecz biorąc zatem, to Zelman miał być kuśnierzem, co niekoniecznie musi znaczyć, że jego ojciec również, gdyż w społeczności żydowskiej dziedziczenie zawodu nie było tak oczywiste, jak u chrześcijańskich mieszczan. Problem leży w tym, że w żadnych innych dokumentach Zelman nie jest określany jako kuśnierz. Z przekazów historycznych wynika, że zasadniczo zajmował się w ciągu swojego życia wszystkim, tylko nie kuśnierstwem: parał się handlem, nadzorem żup, zbieraniem podatków, lichwą i szynkowaniem trunków. Trudno zatem potwierdzić, czy rzeczywiście pochodził z rodziny kuśnierza. Nie wiemy również, co właściwie oznacza w cytowanym powyżej zdaniu słowo „ubogi” – wydaje się, że odnosi się raczej do „kondycji żydowskiej”, która miała być „uboga i podła”, a nie do ubóstwa rodziny Zelmana na tle innych Żydów. Ponadto kuśnierstwo było wszak jednym z najbardziej prestiżowych i dochodowych rzemiosł, więc „ubogi kuśnierz” musiałby brzmieć wówczas jak oksymoron. Zresztą, według spisu z 1716 roku, wśród Żydów drohobyckich był tylko jeden kuśnierz; niestety, nie znamy jego imienia11.

Istniała jednak jeszcze tradycja o jego pochodzeniu, przekazana w protestacji, spisanej w 1751 roku przez ekonoma starostwa drohobyckiego, Stefana Winnickiego. Powołując się na wiedzę powszechną wśród mieszkańców starostwa oraz „okolicznych kahałów”, stwierdzał on, że Zelman „pochodzi z prostego pokolenia żydowskiego chamowego, ojca miał Wolfa u kramiku, tytiun, tabakę, szpilki, tasiemki, wosk i pieprz przedawającego”12. Jeżeli jednak rację ma Jakub Wikler, który odnalazł nazwisko ojca Zelmana wśród spisów starszyzny kahału13, to albo już jego ojciec zrobił znaczącą karierę w społeczności żydowskiej, albo mamy do czynienia z plotką, wyszydzającą znienawidzonego arendarza przez podkreślanie, że osiągnął pozycję społeczną nienależną mu ze względu na niskie urodzenie.

Z ojcem Zelmana udaje nam się prawdopodobnie spotkać tylko raz w zachowanych archiwaliach. We wzmiankowanym wyżej, pochodzącym z 1717 roku pierwszym zapisie źródłowym, w którym Zelman jest wspominany, sprawę przed sąd grodzki w Przemyślu wniósł szlachcic Piotr Biliński, skarżąc się, że przed świętami Bożego Narodzenia został w Drohobyczu (a najpewniej na Łanie) najpierw w domu żydowskim zwyzywany, a następnie na drodze publicznej „alias na podsieniu” dodatkowo obity kijem przez dwóch Żydów, zaś administrator dóbr z ramienia starosty Stanisława Chomętowskiego, Jan Stanisław Bekierski14, skarbnik mozyrski, nie chciał sprawy roztrząsać, ani ukarać „swoich” Żydów15. Tymi dwoma agresorami mieli być Zelman Wolfowicz oraz niejaki Wolf Buyny. Nie wiemy, co było przyczyną wyzwisk i pobicia, ani co robił Biliński w domu Buynego, a potem na podcieniu. Biorąc jednak pod uwagę, że drohobyccy Żydzi zdominowali wyszynk alkoholu w mieście i okolicach, to mamy prawo przypuszczać, że chodziło o tak zwaną karczemną awanturę, na co wskazuje też i zdystansowane stanowisko administratora. Znając ówczesną praktykę tego rodzaju utarczek, można podejrzewać, że przeciw skarżącemu się szlachcicowi stanęła cała rodzina, w tym wypadku być może ojciec i syn. Oczywiście to tylko domysły, ale nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby to właśnie ów Wolf Buyny dał Zelmanowi nazwisko „Wolfowicz”, z którym przeszedł on do historii. Jakub Wikler, który jako jedyny badacz miał dostęp do nieistniejących już pinkasów, zaznacza ponadto, że Zelman znany był jako „Bunik”16 – przydomek przypominający polskie zdrobnienie od „Buyno” – zdrobnieniami takimi często określano synów (np. Kowal – Kowalik, Wójt – Wójcik). Również Dow Ber z Bolechowa, współczesny Zelmanowi autor znanego pamiętnika, wspomina drohobyckiego dygnitarza, zwanego Zalman Bins (najpewniej tożsamego z Wolfowiczem), gdzie „Bins” jako dopełniacz od „Bin/Bun” byłby żydowskim odpowiednikiem polskiego „Bunik”17.

Praktycznie niczego więcej o młodych latach Zelmana Wolfowicza nie wiemy. Plotkarska protestacja Stefana Winnickiego podkreśla, że od najmłodszych lat Wolfowicz oddawał się przestępczym czynom: „nie z nauki ani z godności, lecz z wyprokurowanych diabłów bądź czarów, do których się i teraz udaje, zaczął swój proceder prowadzić od młodych lat, probując się na wszelkie niegodziwe czyny i niebezpieczeństwa nie uważając”18. Podobno też już na początku swej kariery miał być „pod miecz katowski” oddany, lecz dzięki pomocy czarta oraz przekupstwu udało mu się ujść z życiem. Na podstawie informacji przekazywanych przez Winnickiego można ten epizod – o ile to nie była kolejna plotka – umieszczać w latach 1717–172219.

Kiedy kolejny raz Zelman Wolfowicz pojawia się w przekazach źródłowych, jest już faktorem starosty drohobyckiego, hetmana Stanisława Chomętowskiego20. Jest rok 1728, a losy żydowskiego faktora oraz hetmana Rzeczypospolitej ulegną wkrótce gwałtownym zmianom. Najprawdopodobniej zmiany te nie mają nic ze sobą wspólnego, ale ich względna równoczesność (względna, bo mówimy o kilkumiesięcznym odstępie wydarzeń), dała asumpt do późniejszego wytworzenia się różnych legend.

Zelman Wolfowicz zapewne zaczynał swą karierę jako jeden z licznych Żydów, którzy zostali zaangażowani do pracy w administracji starostwa. Organizacja większych kluczy dóbr w dawnej Polsce wymagała bowiem sprawnego aparatu kontrolnego i rozdzielczego, nadzorującego zaopatrzenie i sprzedaż produktów przez nie wytwarzanych. Praca ta wymagała umiejętności sprawnego czytania i pisania, prowadzenia ksiąg rachunkowych, znajomości handlu, a także umiejętnego obchodzenia się z pieniędzmi. Właściciele i dzierżawcy dóbr chętnie do pracy takiej zatrudniali Żydów, dla których była to również wygodna sposobność zarobku. Pełniących te funkcje Żydów nazywano faktorami tego to a tego magnata, co pewnie dodawało im również prestiżu w innych sytuacjach, nie tylko tych związanych z wykonywaniem obowiązków21.

Starostwo drohobyckie niewątpliwie szczególnie potrzebowało sprawnych zarządców w związku z głównym źródłem jego dochodu, czyli produkcją soli. Samo jej wytwarzanie było wprawdzie dość prymitywne technicznie: ze studni wyciągano surowicę – naturalną solankę o zawartości soli od 15 do 25%, po czym odparowywano ją w wielkich panwiach zwanych czerynami, ustawionych lub zawieszonych nad paleniskiem22. W podobny sposób (choć w mniejszej skali) do dziś pozyskuje się sól we wsiach ukraińskich Karpat. W wypadku produkcji towarowej największymi problemami były: zapewnienie odpowiedniej ilości drewna na paleniska oraz zbyt i dystrybucja gotowej soli – stanowiły one poważne zadania logistyczne, od których zależało zapewnienie wysokiego dochodu ze starostwa. Zgodnie z panującym wówczas uzusem, do zadań tych zatrudniano przede wszystkim Żydów.

Zelman Wolfowicz był człowiekiem obrotnym w interesach, zapewne wystarczająco wykształconym do pełnienia funkcji faktora i – co więcej – wchodził również w skład elity drohobyckiej społeczności żydowskiej. Wiemy, że od 1725 roku był członkiem zwierzchności kahalnej na stanowisku jednego z czterech burmistrzów zwanych alafim raszim, podobnie jak wcześniej jego ojciec23. Dążył do skupienia w swoich rękach zarządu nad jak największym zakresem działań gospodarczych starostwa, ale jak na razie musiał dzielić się obowiązkami (i zarobkiem) z kilkoma innymi Żydami drohobyckimi. Jako przykładny członek swojej społeczności miał, oczywiście, żonę, imieniem Pesla, a przynajmniej jedno z ich dzieci – syn Lejba – osiągnęło już dorosłość.

2. Śmierć starosty

Starostwo pracowało na dochód Stanisława Chomętowskiego, który – jak już wspomniałem – uzyskał dobra drohobyckie (wraz z nieodległym starostwem dolińskim) niejako po ojcu, zmarłym w 1706 roku Marcinie Chomętowskim, wojewodzie mazowieckim. Początkowo tenutę dzierżyła jednak przez kilka lat jego matka, wdowa po wojewodzie, Anna Wierzbowska, podczas gdy Stanisław, objąwszy zaraz po śmieci ojca urząd wojewody mazowieckiego, aktywnie udzielał się na niwie polityczno-wojskowej jako uczestnik konfederacji sandomierskiej, zagorzały przeciwnik Stanisława Leszczyńskiego na tronie polskim i zdecydowany poplecznik Augusta II po jego powrocie do władzy24. Stanisław Chomętowski nominację na starostwo drohobyckie otrzymał po śmierci matki, we wrześniu 1711 roku25.

Chomętowski był przynajmniej o kilka lat starszy od Zelmana – urodził się w 1673 roku. Kiedy przejął starostwo, był już od kilku lat żonaty z Dorotą, córką Karola Tarły, kanclerza wielkiego koronnego – ślub wzięli prawdopodobnie w 1702 roku. Wkrótce po objęciu starostwa Chomętowski wyruszył jako ambasador nadzwyczajny w misję dyplomatyczną do Stambułu, która przedłużyła się do dwóch lat. Po powrocie w 1714 roku znowu rzucił się w wir polityki wewnętrznej, ale znalazł czas, by w latach 1717–1718 odbyć wraz z żoną pielgrzymkę do Rzymu, co ślubował w ciężkich chwilach swego poselstwa do Wielkiej Porty. Z rzymskiej wyprawy przywiózł relikwie św. Stanisława Kostki, przeznaczone do kościoła jezuitów w Samborze, który był jedną z najhojniej przez niego fundowanych świątyń i jak się okazało – przygotowywaną na jego miejsce pochówku. W 1726 roku otrzymał godność hetmana polnego koronnego, wkrótce jednak nastąpił zmierzch jego bardzo aktywnego życia publicznego, a w 1728, schorowany, osiadł w Drohobyczu. Jak pisał jego biograf Władysław Konopczyński: „29 VIII 1728, czując bliski koniec, polecił listownie opiece króla – w braku własnego potomstwa – paru najbliższych krewnych, a w dwa dni potem w Drohobyczu umarł, poczyniwszy w testamencie pobożne zapisy”26.

Uroczystości pogrzebowe Chomętowskiego odbyły się dopiero kilka miesięcy później, w dniach 15–17 lutego 1729 roku. Ciało hetmana złożono w krypcie ufundowanego przez niego kościoła klasztornego jezuitów w Samborze, gdzie już wcześniej spoczęła jego matka. Według opisu ówczesnej rękopiśmiennej gazety, uroczystości zachwycały bogatym i gustownym castrum doloris oraz oprawą świetlną; podczas pogrzebu rozdawano też wydrukowany „panegiryk dwojaki łaciński i polski”27. Właściwie to z tej okazji wydrukowano trzy panegiryki, dwa anonimowe: polskojęzyczny pod tytułem Zacięty w żalu Starża, o załamaną na śmiertelnym marmurze strzałę […]28, a łaciński Facies plorantis ecclesiae Samboriensis Soc. Jesu in funere fundatoris sui […]29, oba przygotowane przez kolegium samborskie Towarzystwa Jezusowego, trzeci zaś autorstwa częstochowskiego paulina, Brunona Osieckiego30. Wśród duchownych głoszących kazania znalazł się natomiast niedawno wyświęcony Józef Andrzej Załuski, późniejszy współtwórca słynnej biblioteki31. Pogrzebem zawiadywał Józef Wandalin Mniszech, marszałek wielki koronny, a prywatnie szwagier wdowy, Doroty Chomętowskiej. Sama wdowa wyraźnie dystansowała się od tej celebry. Jak podaje się we wzmiankowanej relacji, „przez czas tej sepultury nie była przytomną Jej[mość] Pani wojewodzina mazowiecka, jako też i na traktamentach, które były przez trzy dni dla wielkiego żalu. W kościele jednak Panien Brygidek przez wszystkie trzy dni na egzekwiach była”32.

Nie przypadkiem przesuwamy teraz naszą uwagę na osobę wdowy po hetmanie Chomętowskim. To ona bowiem, Dorota Chomętowska z domu Tarło, przez kolejne ćwierć wieku będzie pracodawczynią i protektorką Zelmana Wolfowicza, i niewątpliwie odegra ogromną rolę w jego karierze, jednocześnie pozostając postacią bardzo enigmatyczną i słabo uchwytną w zachowanych przekazach źródłowych.

Starosta Chomętowski zatem umarł, zaś w życiu Zelmana Wolfowicza nastąpił jakiś niejasny, ale bardzo groźny dla jego kariery kryzys. Wolfowicz miał bowiem zostać skazany wyrokiem sądu miejskiego lub starościńskiego na chłostę, hańbiące obwiezienie wokół ratusza i wygnanie z miasta. Majer Bałaban w swej fabularyzowanej historii Zelmana obwinia go, że jako kwotnik żupy drohobyckiej zdefraudował jakieś pieniądze ze skrzynki kwotniczej, i żeby ukryć manko, postanowił usunąć swego zwierzchnika za pomocą trucizny. Sprawa jednak się wydała, Zelmana aresztowano, a sąd ławniczy zarządził wydać go na tortury. Wyrok miał jednak zapaść dość łagodny, bo darowano mu życie, przepędzono tylko z miasta, do którego zresztą wkrótce wrócił, korzystając ze śmierci starosty Chomętowskiego. Opowieść tę powtarza za Bałabanem Jakub Wikler33.

Historię tę właściwie powinienem umieścić w części poświęconej legendom, które narosły wokół postaci Wolfowicza, ale jednak opiera się ona do pewnego stopnia na źródle historycznym. Otóż w najgorętszym okresie oskarżeń przeciw Zelmanowi, podczas jego procesu w czerwcu 1755 roku, były ekonom starostwa, Stefan Winnicki, przypomniał sobie, że „dekret z Zelmanem o otrucie świętej pamięci jaśnie wielmożnego jmci pana Chomętowskiego wojewody mazowieckiego był roku tysiąc siedemset dwudziestego dziewiątego ingrossowany w akta miejskie, podług którego dekretu Zelman na wozie trzy razy był koło ratusza drohobyckiego obwieziony, z miasta wypędzony, i żeby się nie wracał rygorem stracenia obwarowany”34. Tak zatem to nie inny Żyd miał zostać przez Zelmana otruty, ale sam starosta, hetman polny koronny, który rzeczywiście żywota dokonał w Drohobyczu, w wieku chyba przedwczesnym, bo mając lat 55.

Sprawa wygląda bardzo sensacyjnie, ale mało prawdopodobnie. Nikt ze współczesnych nawet nie zająknął się o podejrzeniach, że Chomętowski mógł nie umrzeć śmiercią naturalną, tylko zostać zamordowany. Poza tym, jeśli rzeczywiście przed sądem miasta Drohobycza Zelman Wolfowicz byłby sądzony o otrucie starosty, to tak łagodny wyrok – wygnanie z miasta – wydaje się wysoce nieprawdopodobny, nawet gdyby nie udało się jednoznacznie udowodnić mu winy. Żyd, który zostałby oskarżony o zgładzenie magnata, zasłużonego i wpływowego polityka, a w dodatku własnego pana, nie miałby żadnych szans ujść z życiem. Również zupełnie niejasny pozostaje powód, dla którego Zelman chciałby zgładzić swojego pracodawcę, protektora i gwaranta pozycji w starostwie.

Stefan Winnicki, będący źródłem tego oskarżenia, już wcześniej, w swojej protestacji z 1751 roku, wspomina o podejrzeniach otrucia Chomętowskiego przez Zelmana, ale w tej wersji jego opowieści Wolfowicz miał zostać aresztowany w następstwie konfliktu wewnątrz społeczności żydowskiej, kiedy to, próbując przejąć władzę w kahale, na tyle ostro skonfliktował się z arendarzami ratusznymi, Abusiem i Jeliszem Lejbowiczami, że administracja starostwa dla jego poskromienia zdecydowała się go zamknąć na jakiś czas w więzieniu zamkowym, zwłaszcza że pojawiły się podejrzenia, iż „okazyją był śmierci hetmańskiej”. Z więzienia jednak został wypuszczony, a następnie jakaś komisja – być może ta kontrolująca stan starostwa po śmierci Chomętowskiego  – „lubo go życiem darowała, jednak od czci i dobrej sławy sobie przywłaszczonej był odsądzony”, skonfiskowano jego dobra i wygnano z miasta35. Zatem plotka o otruciu Chomętowskiego przez Wolfowicza być może powstała tuż po śmierci hetmana i została wykorzystana w walce między zwalczającymi się frakcjami w kahale, aby zmobilizować władze starostwa po jednej ze stron konfliktu.

Dobrze, ale co z wyrokiem banicji Wolfowicza za otrucie hetmana, który miał być wpisany w akta miejskie? Wyrok mianowicie się rozpłynął. Podczas procesu Zelmana w 1755 roku Winnicki wezwał magistrat miasta do okazania księgi miejskiej, gdzie zapis powinien był się znajdować. Sędziowie przystąpili do jej pilnych oględzin i stwierdzili, że istotnie, w zapisach za rok 1729 trzy karty wyraźnie zostały z protokołu wyrżnięte wśród spraw spisanych po święcie św. Anny (26 lipca), a także sprawozdanie z elekcji magistratu w niedzielę ósmą po Zielonych Świątkach (31 lipca) musi być „oczywistą fabrykacyją”, gdyż wśród wybranych ćwierć wieku wcześniej znajdują się nazwiska obecnego burmistrza, Jana Jachniewicza, i pisarza, Jana Brzyskiego. Winnicki zażądał zatem przeprowadzenia dochodzenia w sprawie wyrżniętego dekretu. Magistrat, w tym Jachniewicz i Brzyski, zgodzili się wysłuchać przysięgi Winnickiego i sprowadzonych przez niego świadków (niestety, nie wiemy, kim oni byli), że dekret skazujący Zelmana znajdował się w księgach miejskich i że wyrok został rzeczywiście wykonany. Sąd odstąpił od poszukiwania winnych usunięcia dekretu i uszkodzenia protokołu miejskiego, zaś Winnicki zadowolił się wysłuchaniem przysięgi Jachniewicza i Brzyskiego, że oni „oblaty dekretu zelmanowego w protokole nie wyrzynali, ani wiedzą, kto by to miał zrobić, tak im Panie Boże dopomóż, i męka Chrystusa Pana niewinna”36.

Całą sprawę najkrócej można podsumować tak, że oskarżyciele w procesie Zelmana Wolfowicza – bo przeciw niemu występowali i Winnicki, i władze miejskie – przysięgli sobie wzajemnie, że Zelman został ponad ćwierć wieku wcześniej istotnie skazany za otrucie starosty Chomętowskiego, ale nie wiedzą, co się z tym wyrokiem stało. Można to zinterpretować jako całkowicie świadome wytworzenie dodatkowych, a nieweryfikowalnych dowodów przeciwko oskarżonemu Zelmanowi. Produkcja tych dowodów została w dodatku przeprowadzona dość niestarannie, nie znamy bowiem nazwisk świadków stawionych przez Winnickiego, ani nawet roty ich przysięgi. Również spisując całą sprawę, pisarz robił ewidentne błędy, pisząc w tym samym zdaniu po polsku o 1729 roku, a przechodząc na łacinę – o 1739, tak że do końca nie wiemy, którą księgę miejską sąd przeglądał w poszukiwaniu wyroku.

W archiwum we Lwowie zachowały się księgi miejskie Drohobycza z lat 1725–1730, 1730–1741 i 1735–1741. Nie ukrywam, że z ekscytacją zabrałem się do ich oględzin w poszukiwaniu tak ewidentnego dowodu złych czynów Zelmana Wolfowicza, jak wyrżnięte karty i sfałszowane zapisy. Niestety, nie można w tych księgach znaleźć śladów żadnych uszkodzeń tego typu czy przerwania ciągłości zapisów. Poszukując ich, niestety, chyba świadomie się łudziłem, gdyż notatka z 1755 roku wyraźnie mówi o sfałszowaniu protokołu elekcji rady miejskiej, więc o księdze radzieckiej miasta, podczas gdy z zachowanych ksiąg dwie starsze to akta wójtowskie, zaś akta radzieckie zaczynają się dopiero od 1735 roku. Jeśli doszło do usunięcia trzech stron z księgi, to z pewnie tej niezachowanej, obejmującej akta rady miejskiej za rok 1729. Jednakże podstawowym problemem jest nie samo zniszczenie akt, bo być może sąd istotnie znalazł w protokole ślady usunięcia trzech stron, lecz kwestia, czy w 1729 roku sąd miejski rzeczywiście skazał Zelmana na wygnanie z miasta, a jeśli tak, to za co, bo gdyby chodziło o otrucie Chomętowskiego, to sprawa z pewnością zrobiłaby się tak głośna, że dla jej zamiecenia pod dywan nie wystarczyłoby wyrwanie trzech stron z księgi miejskiej. Bardziej prawdopodobna wydawałaby się raczej podana przez Bałabana żydowska tradycja, mówiąca o defraudacji pieniędzy przez Zelmana i otruciu jego przełożonego w żupach drohobyckich, ale nie wiemy, jakie jest źródło tej wersji i czy przypadkiem nie powstała ona dopiero w okresie burzliwych sądów nad Zelmanem w latach 1753–1755.

Gdyby nie informacja o wygnaniu Zelmana z czasów procesu w 1755 roku, to z zachowanych źródeł nie wynikałoby, aby w jego życiu doszło do jakiś większych perturbacji w okresie po śmierci starosty Chomętowskiego. Nie można jednak tego wykluczyć, gdyż wyraźnie widać, jak wokół Wolfowicza narasta jakiś konflikt, przynajmniej wewnątrz społeczności żydowskiej. Jeszcze na kilka dni przed śmiercią Stanisława Chomętowskiego (a dokładniej 23 sierpnia 1728) Zelman stawia do sądu miejskiego trzech świadków, w tym dwóch chrześcijan, których Abuś Lejbowicz (zapewne ten sam, co w opowieści Winnickiego) i Izrael Ickowicz wraz z księdzem Bielskim próbowali namówić do podpisania jakichś sfałszowanych weksli, które miały obciążyć Zelmana. Gdy Josek Lejbowicz miał wątpliwości co do popełnienia oszustwa, to Abuś i Izrael użyli argumentu, że „gdyby i jaki w tym fałsz był, toś ty przeciw Zelmanowi powinieneś się podpisać”37. W społeczności żydowskiej zatem walka z Zelmanem stała się już wtedy usprawiedliwieniem dla łamania solidarności grupowej i nieetycznych zachowań.

3. Pod opieką Doroty Tarłowej

Chomętowscy nie doczekali się potomka, w związku z czym po śmierci hetmana starostwo trafiło w ręce Doroty, podobnie jak inne liczne dobra po mężu, w tym starostwa radomskie, zwoleńskie, dolińskie i złotoryjskie. Zapewne nikt się nie spodziewał, że będzie nimi władała przez kolejne ponad dwadzieścia pięć lat. Po pochowaniu męża okazała się zatem nadspodziewanie dobrą partią: choć już niemłoda, ale bardzo majętna, a przy tym bezdzietna, co zapewniałoby jej ewentualnemu małżonkowi – o ile udałoby mu się ją przeżyć – możliwość odziedziczenia jej posiadłości.

Tym tropem myślenia poszedł wojewoda lubelski Jan Tarło, podówczas najpotężniejszy z Tarłów, poniekąd głowa rodu, a prywatnie stryjeczny brat Doroty Chomętowskiej. Byli prawdopodobnie mniej więcej w tym samym wieku, tymczasem Janowi Tarle udało się już unieważnić swoje pierwsze małżeństwo z Marianną Lubowiecką, a jego druga żona, Elżbieta z Modrzewskich – skądinąd poślubiona już jako wdowa po Michale Aleksandrze Łaszczu – zmarła niecałe pół roku przed Stanisławem Chomętowskim i z żadnej z nich (ani z dwóch kolejnych) nie doczekał się potomstwa38. Mając zatem na celu, aby „w domu fortuna i starostwa zostać mogli”, czyli żeby Tarłowie nie stracili starostw dzierżonych przez Chomętowską, umyślił wyswatać ją z najmłodszym Tarłą stanu kawalerskiego – Adamem, wychowanym na dworze Stanisława Leszczyńskiego w Chambord39. Pomimo zbieżności nazwisk między Dorotą z domu Tarło a Adamem Tarło pokrewieństwo było na tyle dalekie, że nie zachodziły przeszkody kanoniczne. Dokładniej rzecz biorąc, prapradziad Adama ze strony matki był pradziadem Doroty w linii prostej, a wśród rozrodzonego rodu Tarłów zdarzały się już przypadki małżeństw, gdzie oboje młodzi nosili to samo nazwisko.

Zgorszenie publiczne tym związkiem wzięło się natomiast ze znacznej różnicy wieku między małżonkami. Adam Tarło urodził się bowiem w 1713 roku, a więc spokojnie mógłby być synem Doroty. Ślub najwyraźniej planowano już zaraz po pochówku Chomętowskiego, jak świadczy jeden z paszkwili na małżeństwo Adama i Doroty, którego autor pisał: „już też w arytmetyce miłość pobłądziła, gdy sześćdziesiąt lat prawie z szesnastą złączyła”40. Ze ślubem zaczekano jednak do osiągnięcia przez Adama 19. roku życia. Małżonkowie pobrali się 5 maja 1732 roku, ale nie trzeba chyba dodawać, że przez dwanaście lat swego związku żyli oddzielnie. Ród Tarłów osiągnął jednak swoje cele: Dorocie udało się uzyskać prawo przekazania dzierżonych starostw Adamowi w ramach ius communicativum, a przy okazji otrzymał od niej jeszcze zapis na 200 tysięcy florenów41. Intromisję na starostwo drohobyckie Adam odprawił jednak dopiero dziesięć lat później – 9 stycznia 1742 roku42.

Starostwo zatem dalej pozostawało we władaniu Doroty, podczas gdy jej młody małżonek angażował się w politykę, zdobywał ogromną popularność wśród szlachty oraz kolejne tytuły, między innymi zostając w 1736 roku, w wieku 23 lat, mianowany wojewodą lubelskim, stając się dzięki temu najmłodszym wojewodą w historii Polski. Jego kariera pięknie się zapowiadała, jednak została przerwana w dość skandalicznych okolicznościach. Jak nie bez ironii pisał Szymon Askenazy: „co byłby zrobił Tarło, gdyby nie był przedwcześnie zginął? Mniemamy, że nic ważnego. […] Bądź co bądź, śmierć Tarły pozostaje epizodem niezwykłym”43. Otóż Tarło zginął w 1744 roku w pojedynku z młodszym od siebie Kazimierzem Poniatowskim, starszym bratem późniejszego króla. Wprawdzie obaj panowie reprezentowali skonfliktowane stronnictwa polityczne, to jednak przyczyną pojedynku, a właściwie dwóch, gdyż pierwszy nie zakończył się w sposób satysfakcjonujący dla żadnej ze stron, był kobiecy honor. Sprawa rozpoczęła się zimą 1743 roku podczas jednego z warszawskich balów karnawałowych, gdy Adam Tarło po tańcu ze swoją ukochaną, córką Teodora Lubomirskiego, poprosił do tańca żonę Michała Czartoryskiego, która mu odmówiła, w ten sposób czyniąc despekt poprzedniej tancerce Tarły, pogardzanej w środowisku ze względu na niskie pochodzenie jej matki (Teodor Lubomirski popełnił mezalians, biorąc za żonę mieszczkę krakowską). Tarło dał wyraz swemu oburzeniu, co musiało spowodować reakcję ze strony osób związanych z Familią kierowaną przez Michała Czartoryskiego, a ostatecznie skończyło się na tym, że Tarło wyzwał na pojedynek Kazimierza Poniatowskiego. Starcie odbyło się nazajutrz, ale żadna ze stron nie była żądna krwi drugiej, Poniatowski zaś podobno w ogóle nie odznaczył się odwagą. Jednak z czasem napięcia, podsycane przez przeciwstawne partie, narosły do tego poziomu, że pojedynek powtórzono po ponad roku, w marcu 1744, a powtórka zakończyła się tragicznie dla Tarły, który zginął na miejscu od pchnięcia szpadą44.

Trudno się dziwić, że Dorota Tarłowa nie pojawiła się na pogrzebie swojego drugiego męża45. Jako powtórna wdowa przeżyła jeszcze dwanaście lat – zmarła 5 grudnia 1756 r.46 Starostwo drohobyckie dzierżyła do 1753 roku, kiedy to przekazała je Wacławowi Rzewuskiemu. Praktycznie zatem od śmierci Stanisława Chomętowskiego w 1728 roku starostwo drohobyckie – przez dwadzieścia pięć lat – pozostawało w posiadaniu Doroty; czasem mniej, a czasem bardziej samodzielnym. Te ćwierć wieku to również okres wzrastającej potęgi Zelmana Wolfowicza. Nic zatem dziwnego, że powiązano jego karierę z nazwiskiem starościny. Nie zważając na chronologię wydarzeń, historycy sugerowali, że powrót Zelmana do miasta z wygnania mógł być możliwy dopiero po śmierci Chomętowskiego, dzięki przychylności wdowy ponim47. Przypomnijmy, że Stanisław Chomętowski zmarł 1 września 1728, a hipotetyczny wyrok banicji na Zelmana miał zostać wydany prawie rok później, w końcu lipca 1729. Jeszcze 25 lipca tegoż roku Zelman wzmiankowany jest w zapisie z księgi wójtowskiej jako świadek pobicia Wolcia Lejzorowicza, które miało miejsce „w izbie Zelmanowej”, czyli zapewne w karczmie u Zelmana. Wolcio został pobity przez niejakiego Majora, zięcia Ichałowego, a bójka rozpoczęła się od jakiejś kłótni o długi, i wkrótce przeszła w rękoczyny, a dokładniej Major zdzielił Wolcia łopatą po głowie. Sam Zelman trzymał stronę Majora, a pobitego Wolcia znieważał publicznie, przyznając Majorowi rację48.

Po tym wypadku Zelman znika z kart dokumentów na blisko pół roku, ale trudno z tego milczenia wnioskować, że w tym okresie przebywał na wygnaniu. Na tym etapie swojej kariery Zelman wciąż jeszcze pojawia się bowiem w zachowanych źródłach nie częściej niż raz na kilka miesięcy – mimo wszystko był jeszcze zbyt mało znaczącą postacią w lokalnej społeczności.

Kiedy znów Zelman ściąga na siebie uwagę źródeł, znajdujemy się nagle w samym oku cyklonu. W 1728 roku jego wrogowie starali się sfałszować weksle i w ten sposób wpędzić go w kłopoty. W połowie stycznia 1730 doszło natomiast do próby zamachu na jego życie – pierwszego, o którym słyszymy, ale nie ostatniego. W śnieżny, styczniowy dzień (16 stycznia) czterech Żydów: Szloma Hyrszowicz, Icko Ablowicz, Ajzyk kwotnik drohobycki i Ichałe kwotnik modrycki podróżowało saniami z Sambora do Drohobycza. Gdy mijali wieś Stupnica, leżącą mniej więcej w połowie drogi, wyjechał naprzeciw nim jakiś człowiek, aby poinformować, że „coś Zelmana na lesie rąbało”. Żydzi pośpieszyli zatem do kolejnej miejscowości – Niedźwiedzy, gdzie w karczmie spotkali się z Zelmanem, który przywitał ich z rozbitą głową obwiązaną chustką i od razu zaczął oskarżać Icka Ablowicza, że to jego sprawka (zapewne chodziło mu o to, że Icko miał być zleceniodawcą napadu). Następnie podróżnicy wzięli go na jedne ze swoich sań i ruszyli w kierunku Drohobycza.

Wieści rozchodziły się po starostwie lotem błyskawicy, gdyż już na przedmieściach miasta wyjechali im na spotkanie słudzy dworscy (to znaczy z zamku starościńskiego) z pytaniem, czy Zelman żyje. Zelman miał się, widać, nie najgorzej, gdyż przywitał się z dworakami i od razu mówił im: „jedzie tam z zadu Icko; jego to sprawa i namowa, weźcie go zaraz i prowadźcie do zamku”. Słudzy zamkowi wymówili się jednak brakiem kompetencji i w rezultacie wszyscy rozjechali się do domów49.

Co właściwie wydarzyło się w lesie stupnickim? Więcej szczegółów przynosi wyrok na sprawców ataku, wydany przez sąd zamku drohobyckiego 29 grudnia 1732 roku, czyli blisko trzy lata później. Zastanawiająca jest długotrwałość tej procedury sądowej, biorąc pod uwagę, że sprawa była jednoznacznie kryminalna, a Zelman niewątpliwie mógł liczyć na wsparcie urzędu starościńskiego; powinna zatem zostać szybko rozwiązana. Być może przedstawione w sądzie dowody wcale nie były takie mocne, skoro – jak się dowiadujemy – sąd zdecydował, że obie strony mają stawać do ostatecznego środka dowodowego w sprawach kontrowersyjnych, czyli przysięgi, a ponieważ przysięgę wypełnił tylko Zelman, więc strona pozwana została ostatecznie uznana za winną. Pozwanym, według tego aktu, był przede wszystkim niejaki Icko Lewkowicz. Trudno powiedzieć, czy był on tożsamy ze wzmiankowanym tu Ickiem Ablowiczem, którego Zelman od razu wskazał jako prowodyra zamachu, ale jest to prawdopodobne – być może mamy do czynienia z pomyłką pisarza.

Z punktu widzenia oskarżyciela, czyli Zelmana Wolfowicza, przyczyną ataku stała się złość Icka na Zelmana, że ten przejął po nim arendę młynów drohobyckich. Icko targował się z administracją starostwa o jakąś znaczną obniżkę opłaty najmu, a nie mogąc jej otrzymać, porzucił te młyny, będąc przekonanym, że nikt ich arendy się nie podejmie, więc administrator będzie musiał się zgodzić na jego warunki. Zarządca istotnie pomniejszył opłaty, ale też przekazał arendę młynów Zelmanowi. Ten ją przyjął, co mogło zostać zinterpretowane jako złamanie chazaki, czyli w tym wypadku koncesji na dochody, które przynależą konkretnemu członkowi kahału i inny Żyd nie ma prawa ich przelicytować50. To złamanie dobrych obyczajów, a może i prawa, tak zezłościło Icka, że postanowił zorganizować zamach na życie Zelmana. Miał zaangażować do tego celu siedmiu innych Żydów, którzy zaczaili się w stupnickim lesie na Zelmana powracającego z Sambora, uzbrojeni w strzelbę i kije. Zelman podróżował samotnie – tylko z furmanem, lecz pomimo strzałów i ataku kijami udało mu się umknąć zamachowcom. Rany głowy otrzymał zapewne od kija jednego ze sprawców. Zamach zatem wynikał z personalnych animozji między dwoma Żydami zaangażowanymi w zarabianie na rozmaitego typu arendach w starostwie. Sposób wybrany przez Icka na rozwiązanie konfliktu – było nie było – raczej finansowego, może też ambicjonalnego, wydaje się jednak zbyt radykalny, nawet jak na XVIII wiek. Próba morderstwa w wyniku sporu o dzierżawę młynów zdecydowanie wykracza poza normę ówczesnych stosunków. Zaskakuje, że Icko nie miał też problemów ze znalezieniem aż siedmiu zamachowców, i to w dodatku okolicznych Żydów, a więc zapewne znanych Zelmanowi przynajmniej z widzenia. Być może celem ataku było tylko solidne zastraszenie Zelmana, a nie morderstwo, zważywszy jeszcze zupełną nieporadność napastników. Zelman jednak ścigał agresorów, a zwłaszcza ich zleceniodawcę, Icka, jako tych, którzy zamachnęli się na jego życie. Odwołanie się przez sąd do przysięgi jako środka dowodowego oznacza jednak, że w procesie słowo stanęło przeciwko słowu, a Icko został skazany głównie dlatego, że nikt się nie zdecydował przysięgać na jego niewinność. Wyrok, choć surowy, nie był jednak krwawy. Icko został skazany na rok więzienia w piwnicy ratusza oraz wysoką grzywnę. Miał również doprowadzić do sądu pięciu z bezpośrednich wykonawców zamachu, którzy otrzymali zaoczny wyrok po pół roku więzienia51.

Co sprawa ta mówi o pozycji Zelmana w starostwie? Zasadniczo ukazuje dwie rzeczy. Po pierwsze, że osoba Wolfowicza skupiała bardzo silne emocje w społeczności żydowskiej. To już nie fałszowanie weksli na jego szkodę, ale fizyczny atak, który odebrał on jako próbę morderstwa (niewykluczone jednak, że miał rację). Po drugie zaś, jego pozycja w starostwie się umacnia – przynajmniej z perspektywy administracji dóbr. Zelman otrzymuje od zamku lukratywne arendy na lepszych warunkach niż inni Żydzi, a w dniu zamachu na jego życie podstarości wydaje się na tyle zatroskany jego losem, że wysyła posłańców, by dowiedzieli się o stan jego zdrowia. Należy też zauważyć wzrost zasięgu jego funkcji w starostwie. W czasie zamachu, na początku 1730 roku, określany jest jako kwotnik kotowski, czyli poddzierżawca żupy solnej w Kotowskiej Bani koło Borysławia. W trakcie procesu, pod koniec 1732 roku, przedstawiany jest już jako arendarz i kwotnik drohobycki, czyli dzierżawiący prawdopodobnie największą żupę w starostwie.

Dodać do tego należy jeszcze jego rosnącą pozycję w społeczności żydowskiej – w 1730 Zelman Wolfowicz po raz pierwszy zostaje przewodniczącym kahału (rosz we riszon52). Zdaniem Jakuba Wiklera, nastąpiło to w rezultacie lekceważenia terminów i połamania procedur. Wolfowicz, nie czekając na zwyczajowy termin wyborów, po prostu rozwiązał kahał i dał się wybrać, czemu sprzyjał pośredni i elitarny system wyborczy53. Trzeba tu jednak zaznaczyć, czego Wikler zdaje się nie zauważać, choć to wyłącznie dzięki jego badaniom znamy szczegóły sprawy, że Zelman swoim autorytarnym i lekceważącym stosunkiem do procedur kahału wcale nie naruszył miejscowej tradycji. Od 1717 roku w drohobyckim kahale rządził bowiem Jojne z Kropywnika (Kropiwnicki), który dla odmiany przeciągał wszelkie terminy i prawdopodobnie manipulował wyborami, a z czasem dał się obrać dożywotnim przewodniczącym gminy i obsadził urzędy kahału członkami własnej rodziny. W 1728 jego miejsce zajął syn imieniem Jehuda Leib (w innym miejscu zwany przez Wiklera Lejbą Jonaszowiczem), również obrany dożywotnim przewodniczącym. Zatem jeśli w 1730 Zelman rozwiązał kahał i dał się wybrać na przewodniczącego, to po pierwsze znaczy to, że kontynuował zwyczaje zaprowadzone jeszcze przez Jojne z Kropywnika, po drugie zaś sugeruje, że Zelman być może dokonał jakiegoś zamachu stanu, pozbawiając Jehudę Leiba funkcji dożywotniego przewodniczącego zaledwie po dwóch latach rządów54. Z jednej strony zatem jeśli odebrał władzę w kahale rodzinie, która stała na jego czele przez kilkanaście lat, to zrozumiałe stają się napięcia i emocje otaczające Zelmana w tym okresie. Z drugiej strony jednak z pewnością nie był typem samotnego wilka, który, żeby osiągnąć przewagę, musi stoczyć bój ze wszystkimi. Wybór na przewodniczącego kahału był możliwy tylko dzięki poparciu grupy najbogatszych Żydów w gminie, konieczne było również zapewnienie sobie przychylności urzędu starościńskiego.

Wracamy więc do kwestii stosunków między Zelmanem Wolfowiczem a starościną Dorotą Tarłową w okresie między śmiercią jej pierwszego męża, Stanisława Chomętowskiego, w 1728 roku, a przekazaniem starostwa Wacławowi Rzewuskiemu w 1753 roku. Nie ma wątpliwości, że kariera Zelmana zależała od poparcia starościny. Sam Zelman często określany był po prostu jako faktor Doroty Tarłowej. Otrzymywał dochodowe arendy w starostwie i zwolnienia z podatków, a władza starościńska w żaden sposób nie ograniczała swobody jego działań – przeciwnie, nieraz służyła mu pomocą. Dla Zelmana zatem zdobycie i utrzymanie zaufania starościny było sprawą priorytetową.

A jak to wyglądało ze strony Doroty Tarłowej? W źródłach, zwłaszcza tych obwiniających Zelmana o nadużycia, starościna wydaje się współsprawczynią nieszczęść, które spadły na starostwo, działającą w komitywie ze znienawidzonym arendarzem. Istotnie, Tarłowa była bezpośrednią przełożoną i