Wyznawcy władzy. Religijny fundamentalizm i polityka w USA - Katherine Stewart - ebook

Wyznawcy władzy. Religijny fundamentalizm i polityka w USA ebook

Stewart Katherine

0,0
55,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 518

Data ważności licencji: 12/9/2027

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



SERIA AMERYKAŃSKA

Rosecrans Baldwin Los Angeles. Miasto-państwo w siedmiu lekcjach

Alex Marzano-Lesnevich Pamięć ciała. Przemoc seksualna, morderstwo i kara

William S. Burroughs Jack Kerouac A hipopotamy żywcem się ugotowały (wyd. 2)

Robert Kolker W ciemnej dolinie. Rodzinna tragedia i tajemnica schizofrenii (wyd. 2)

Bob Drury Tom Clavin Serce wszystkiego, co istnieje. Nieznana historia Czerwonej Chmury, wodza Siuksów (wyd. 3)

Jon Krakauer Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija (wyd. 2)

Olivia Laing Miasto zwane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych

Jenn Shapland Moja autobiografia Carson McCullers

Charlie LeDuff Praca i inne grzechy. Prawdziwe życie nowojorczyków (wyd. 2)

Patti Smith Pociąg linii M (wyd. 2)

Harry Crews O mułach i ludziach. Dzieciństwo w Georgii

Patti Smith Poniedziałkowe dzieci (wyd. 3)

John Bloom Jim Atkinson Bardzo spokojna okolica. Zbrodnia w Teksasie

Mary Karr Klub Łgarzy

Piotr Jagielski Grunge. Bękarty z Seattle

Hampton Sides Krew i burza. Historia z Dzikiego Zachodu (wyd. 2)

Benjamin Gilmer Przypadek doktora Gilmera. Zbrodnia, medyczna zagadka i sprawiedliwość w Appalachach

Ewa Winnicka Miasteczko Panna Maria. Ślązacy na Dzikim Zachodzie

S.C. Gwynne Imperium księżyca w pełni. Wzlot i upadek Komanczów (wyd. 3)

Will Sommer Uwierz w Plan. Skąd się wziął QAnon i jak namieszał w Ameryce

Matt Taibbi Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem (wyd. 2)

S.C. Gwynne Wrzask rebeliantów. Historia geniusza wojny secesyjnej (wyd. 2)

Kathleen Hale Slenderman. Internetowy demon, choroba psychiczna i zbrodnia dwunastolatek

Amanda Montell Idź za mną. Język sekciarskiego fanatyzmu

Nick Bilton Król darknetu. Polowanie na genialnego cyberprzestępcę (wyd. 3)

Elizabeth Catte Czysta Ameryka. Przemilczana historia eugeniki

Ben Terris Waszyngtońska gorączka

Matthew Hongoltz-Hetling Inwazja uzdrawiaczy ciał. Na manowcach amerykańskiej medycyny

Piotr Jagielski Święta tradycja, własny głos. Opowieści o amerykańskim jazzie (wyd. 2)

Meg Kissinger Nieobecni. Milczenie wokół chorób psychicznych w rodzinie

Jon Krakauer Wszystko za życie (wyd. 2)

Patrick Radden Keefe Imperium bólu. Baronowie przemysłu farmaceutycznego (wyd. 2)

Patrick Radden Keefe Głowa węża. Przemytnicy z Chinatown i amerykański sen

Magdalena Rittenhouse Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero (wyd. 3)

Rina Raphael Ewangelia wellnessu. Fałszywa obietnica dobrostanu

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Tytuł oryginału angielskiego The Power Worshippers. Inside the Dangerous Rise of Religious Nationalism

Projekt okładki Agnieszka Pasierska

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś

Fotografia na okładce © Visions of America, LLC / Alamy Stock Photo / Indigo Images

Copyright © by Katherine Stewart, 2019 This translation of The Power Worshippers, First Edition is published by Wydawnictwo Czarne by arrangement with Bloomsbury Publishing Inc. All rights reserved

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2025

Copyright © for the Polish translation by Jarek Westermark, 2025

Opieka redakcyjna Tomasz Zając

Redakcja Filip Fierek

Konsultacja merytoryczna dr Maciej Turek

Korekta Małgorzata Tabaszewska / d2d.pl, Elżbieta Krok / d2d.pl

Skład Robert Oleś

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8396-159-0

Dla mojej rodziny

Wstęp

Jeszcze kilkanaście lat temu nie pomyślałabym, że kiedyś napiszę tę książkę. Gdy w 2009 roku pewni starsi państwo z innego miasta postanowili zorganizować i prowadzić klub biblijny w kalifornijskiej szkole podstawowej mojej córki, wszyscy patrzyli na nich jak na przybyszów z obcej planety próbujących wkręcić się na imprezę plażową. Celem klubu miało być przekonywanie dzieci – w tym pięciolatków – że jeśli nie będą stosować się wprost do zasad wiary chrześcijańskiej, po śmierci czeka je wieczność w ogniu piekielnym. Organizatorom klubu zaoferowano darmową i wygodniejszą przestrzeń na terenie kościoła ewangelikalnego położonego tuż obok szkoły, ale odmówili. Koniecznie chcieli, żeby spotkania odbywały się w publicznej placówce, bo wiedzieli, że dzięki temu dzieciaki uznają ich przekaz za popierany przez nauczycieli i dyrekcję. Szkołę nazywali „polem działalności misyjnej”, a dzieci swoim „żniwem”. Taki plan uważałam za rażąco niezgodny z ideałami naszej zróżnicowanej światopoglądowo placówki, a całą sytuację za epizod kuriozalny, lecz jednorazowy. Przybysze wydawali się przecież absolutnie nie na miejscu w słonecznej krainie paddleboarderów i imprez na świeżym powietrzu połączonych z degustacją win. Sądziłam, że pochodzą z przeszłości, a nie z przyszłości Ameryki. Bardzo się myliłam.

Czasem najtrudniej dostrzec, co dzieje się tuż pod naszym nosem. Kiedy zaczęłam badać tożsamość szkolnych misjonarzy, odkryłam, że należą do ogólnokrajowej sieci zrzeszającej podobne kluby. Oraz że ich sieć jest zaledwie jedną z wielu inicjatyw mających zaszczepiać religijny fundamentalizm w szkołach publicznych na terenie Stanów Zjednoczonych, a wszystkie te inicjatywy są częścią skoordynowanej ogólnokrajowej akcji dążącej nie tylko do nawracania dzieci w salach lekcyjnych, ale też do osłabienia edukacji publicznej jako takiej. Zbyt późno zrozumiałam, że spór, który misjonarze wywołali w naszej społeczności – ich przybycie zaniepokoiło wielu rodziców – wcale nie stanowił niezamierzonego efektu ubocznego ich wysiłków. Przeciwnie, był istotnym elementem planu mającego na celu podkopanie naszej wiary w system edukacji, aby ostatecznie zastąpić go innym, funkcjonującym bardziej po ich myśli.

Opisałam ten temat w książce The Good News Club [Klub Dobrej Nowiny], wydanej w 2012 roku. Po jej ukończeniu zdałam sobie jednak sprawę, że przedstawiłam tylko jedną odsłonę znacznie rozleglejszego, ważniejszego fenomenu obecnego w amerykańskiej kulturze politycznej. Dążenie do unicestwienia edukacji publicznej w znanej nam postaci stanowi część szerszego projektu, którego zadaniem jest całkowita transformacja instytucji o znaczeniu podstawowym dla amerykańskiej demokracji. Odpowiedzialny za nią ruch chce nam wmówić, że reprezentuje przeszłość i chroni tradycję. Tak naprawdę to wytwór współczesnych realiów, pragnący urzeczywistnienia wizji odrażającej dla większości Amerykanów.

Przez ostatnich dziesięć lat brałam udział w konferencjach, spotkaniach czy naradach, podczas których aktywiści stojący na czele ruchu omawiali strategie działania. Piłam kawę z „wyleczonymi z gejostwa” pastorami zajmującymi się mobilizacją „prorodzinnych” wyborców. Przez całe noce wymieniałam maile z kobietami i mężczyznami pragnącymi zbudować Stany Zjednoczone na nowo, zgodnie z wytycznymi „prawa biblijnego”. Maszerowałam ramię w ramię z młodymi kobietami „walczącymi o życie” i towarzyszyłam im na seminariach, gdzie uczyły się reguł komunikacji i strategii politycznej. Po drodze zawiązałam kilka nowych przyjaźni i poznałam niejako nowy język. W członkach ruchu nie widzę już kosmitów przybyłych na kalifornijską plażę z odległej planety. Wiem, że są integralną częścią współczesnej Ameryki. I jest to znacznie bardziej niepokojące.

Niekiedy żałuję, że nie mogę wrócić do tamtych czasów – szczęśliwych wieczorów nad oceanem – gdy cały problem mogłam jeszcze uznać za zbyt nieistotny, by przedstawiać go opinii publicznej. Ale nie sposób zapomnieć wszystkiego, co odkryłam. Każdy, kto interesuje się współczesnym życiem politycznym Ameryki, musi poznać prawdę o tym ruchu i tworzących go ludziach. Jego podstawowe założenia – obsesja na punkcie hierarchii płci, dążenie do zjednoczenia kraju wokół konkretnej tożsamości religijnej, pewność, że ratuje nas przed złem – nadają kierunek inicjatywie, która zdążyła już odmienić krajobraz społeczno-polityczny kraju i osłabić fundamenty naszych demokratycznych norm i instytucji. To właśnie opisywany przeze mnie ruch odpowiada za wybór czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a obecnie kształtuje przyszłość Partii Republikańskiej. Przynosi ewidentną zmianę – niektórzy obserwują ją z radością, inni z niedowierzaniem, a jeszcze inni nie dopuszczają do siebie myśli, że jest prawdziwa. Jedno jest pewne: ci ludzie nie zamierzają się cofnąć.

Wiele osób, które poznałam podczas mojej podróży, najpewniej ma dobre chęci. Widziałam, jak bez zastanowienia okazują życzliwość zarówno przyjaciołom, jak i nieznajomym. Są wśród nich ludzie naprawdę uduchowieni. Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że mylnie postrzegają swój wpływ na przyszłość amerykańskiego państwa. Być może szczerze wierzą w słuszność swojej inicjatywy. Być może, tak samo jak my, pragną budować bezpieczną i bogatą Amerykę. Ale to właśnie czyni z ich historii – stanowiącej temat niniejszej książki – amerykańską tragedię.

Zbyt długo już amerykański ruch chrześcijańsko-nacjonalistyczny pozostawał niezrozumiany i lekceważony. Większość obywateli naszego kraju postrzega go w kategoriach kulturowych – uważają oni, że jest skupiony na kwestiach społecznych takich jak aborcja czy małżeństwa jednopłciowe oraz na walce o sprawy symboliczne: pomniki czy odmawianie modlitw w miejscach publicznych. Religijna prawica stała się jednak z czasem o wiele silniejsza i wyznaczyła sobie poważniejsze cele, choć reprezentuje przy tym interesy węższej grupy obywateli. Wcale nie mówimy o ruchu społecznym czy kulturowym. To ruch polityczny dążący do zdobycia władzy. Nie chce być jedynie kolejnym głosem w ramach amerykańskiej pluralistycznej demokracji, ale zastąpić nasze podstawowe wartości i instytucje ustrojem opartym na szczególnej wersji chrześcijaństwa – zgodnej z tym, co niektórzy wyznawcy nazywają „światopoglądem biblijnym”. Służy ona, dziwnym zbiegiem okoliczności, interesom fundatorów ruchu oraz sprzymierzonym z nimi politykom. Ruch ma niewielkie szanse na realizację swoich najbardziej ekstremalnych zamierzeń, już teraz zdołał jednak doprowadzić do obniżenia poziomu debaty politycznej i podzielić kraj, rozpalając konflikty na tle religijnym. To nie jest „wojna kulturowa”. To wojna polityczna o przyszłość demokracji.

Ruchy polityczne zawsze mają złożoną strukturę, ale ten, który tu omawiam, trzeba uznać za wyjątkowo skomplikowany. Nie spaja go żadna centralna instytucja. Wielu z jego przywódców – często przechodzących z jednej organizacji do drugiej – łączą silne więzy osobiste. Stanowi on ekosystem powiązanych mediów niekomercyjnych i komercyjnych, religijnych i niereligijnych oraz firm prawniczych reprezentujących grupy wpływów: zarówno trwałe, jak i istniejące tylko przez krótki czas. Znaczną część mocy sprawczej zawdzięcza nieformalnemu zrzeszeniu darczyńców, w tym członkom kilku bajecznie bogatych rodzin. To samo zrzeszenie wyznacza mu zresztą kolejne cele. Dużo czasu zajęło mi zorientowanie się w morzu akronimów, programów finansowania, denominacji (grup wyznaniowych) oraz powiązań politycznych i rodzinnych. Fragment tego złożonego ekosystemu próbuję przedstawić w niniejszej książce. Najważniejszą cechą definiującą ruch nacjonalistów chrześcijańskich nie jest jednak jego ewidentna różnorodność, lecz źródło jego niezwykłej jedności: został on zorganizowany wokół tego, co jego przywódcy uważają za prawdę absolutną, a w czym wielu z nas dostrzega partyjną agitację. Moim celem jest opis (w wielu aspektach fascynującej) wizji politycznej, która zjednoczyła wszystkich działaczy ruchu.

Słowa mają znaczenie, zamierzam więc zdefiniować najistotniejsze dla mojego śledztwa pojęcia i sformułowania. Nacjonalizm chrześcijański to nie wyznanie religijne, ale – w moim mniemaniu – ideologia polityczna. Propaguje mit, zgodnie z którym republika amerykańska u swego zarania była państwem chrześcijańskim. Kieruje się założeniem, że legalność rządu opiera się nie na przyzwoleniu rządzonych (consent of the governed), lecz na wierności doktrynom istniejącym w obrębie konkretnego dziedzictwa religijnego, etnicznego czy kulturowego. Domaga się, aby podstawą naszego ustawodawstwa była nie wyważona debata prowadzona przez instytucje demokratyczne, tylko ściśle określona interpretacja Biblii. Definiuje go lęk, że naród porzucił prawdy, które niegdyś czyniły go wielkim. Nacjonalizm chrześcijański spogląda w przeszłość, na fikcyjną historię Ameryki, założonej rzekomo w duchu religijnym. Patrzy też w przyszłość, w której jego wersja religii oraz jej wyznawcy wraz ze swoimi politycznymi sojusznikami zajmują uprzywilejowane miejsce w dziedzinach polityki i prawodawstwa.

Nacjonalizm chrześcijański jest również narzędziem służącym mobilizacji (a często zmanipulowaniu) dużych grup społecznych, a także koncentracji władzy w rękach nowej elity. Nie stanowi jedynie wyrazu religijnej tożsamości, której rzekomo broni, ale aktywnie konstruuje i upowszechnia nowe formy wyznawania wiary w imię zdobywania władzy. Rozpala i wykorzystuje konflikty kulturowe, żeby umocnić swoje panowanie nad wybranymi grupami społecznymi.

Inni obserwatorzy mogą słusznie określać go słowami takimi jak „teokracja”, „dominionizm”, „fundamentalizm” czy „chrześcijańska prawica”. Ja też z nich korzystam, gdy pojawia się taka potrzeba, ale w odniesieniu do całości zjawiska zazwyczaj operuję pojęciem „nacjonalizm chrześcijański”, ponieważ oddaje ono polityczny charakter ruchu, a jednocześnie pozwala nakreślić paralele między amerykańską wersją tego fenomenu a porównywalnymi z nim zjawiskami z całego świata, zarówno dawnymi, jak i współczesnymi.

To nie jest książka o „ewangelikanach”. Opisywany przeze mnie ruch zrzesza co prawda osoby, które się w ten sposób identyfikują, ale wiele innych wyklucza. Poza tym jego szeregi zasilają konserwatywni reprezentanci pozostałych wyznań protestanckich i nieprotestanckich. Ruch stanowi formę nacjonalizmu, ponieważ źródła słuszności swoich tez upatruje w tożsamości przypisywanej całemu narodowi amerykańskiemu. Termin „nacjonalizm chrześcijański” stosuję zatem – wraz z innymi znawcami tego zagadnienia – ze względu na sposób, w jaki ruch rozumie narodową tożsamość: uważa ją za nierozerwalnie związaną z konkretnym systemem wierzeń. Nie chcę przy tym sugerować, że do wyznawców tej ideologii zaliczają się wszyscy amerykańscy chrześcijanie. Przeciwnie, wielu z nich stawia jej czynny opór. A znaczna część ma poważne wątpliwości, czy taki nacjonalizm rzeczywiście można nazwać chrześcijańskim.

Od ponad dziesięciu lat badam ten ruch jako reporterka śledcza i dziennikarka. Jestem pod ogromnym wrażeniem zdolności organizacyjnych i determinacji jego przywódców, ale równie mocno przeraża mnie nieświadomość społeczeństwa co do skali jego wpływów. Cele przywódców ruchu są znane już od jakiegoś czasu – często wypływają na forach dyskusyjnych, z których korzystają jego członkowie. Choć ostatnimi czasy odnoszone przez nich sukcesy przerosły wszelkie oczekiwania, większość społeczeństwa nadal tego nie dostrzega.

Najpoważniejszą przeszkodą na drodze do zrozumienia ruchu może być pogląd, że nacjonalizm chrześcijański to ideologia „konserwatywna”. Poprawnym terminem jest tu raczej „radykalna”. Ruch prawdziwie konserwatywny dążyłby przecież do zachowania wartościowych instytucji wykuwanych przez kilkaset lat historii Stanów Zjednoczonych. Wysoko ceniłby integralność procesu wyborczego, legitymizację sądownictwa, doceniałby znaczenie edukacji publicznej, wartość tolerancji i wzajemnego szacunku, dzięki którym nasze pluralistyczne społeczeństwo uniknęło losu innych, rozdartych przez konflikty na tle wyznaniowym. Tymczasem choć nacjonalizm chrześcijański utrzymuje, że chce przywrócenia „tradycyjnych wartości”, chodzi mu o wartości łamiące ugruntowane założenia i normy naszej demokracji. Nie interesuje go zapewnienie legitymizacji Sądowi Najwyższemu. Jest gotowy niezgodnie z prawem zmieniać zasiadających w nim sędziów lub powiększać jego skład, byle tylko uzyskać pożądane rozstrzygnięcia. Popiera utrudnianie głosowania i manipulację granicami okręgów wyborczych, jeśli tylko umożliwia to republikanom utrzymanie nieproporcjonalnie dużej kontroli nad ustawodawstwem. Współpracuje z przywódcami innych państw pragnącymi podważyć tradycyjne sojusze Stanów Zjednoczonych i zburzyć budowany od siedmiu dekad powojenny porządek świata. Twierdzi, że „chroni rodzinę”, ale wiele amerykańskich rodzin traktuje z pogardą.

Powszechne niezrozumienie nacjonalizmu chrześcijańskiego bierze się w dużej mierze z nieumiejętności odróżnienia przywódców tego ruchu od jego szeregowych członków. Ci ostatni – miliony osób regularnie chodzących do kościoła, które posłusznie głosują na wskazanych polityków, biorą udział w marszach i zasilają prawicowe organizacje rzeką drobnych darowizn – stanowią źródło jego politycznej siły. Nie są jednak źródłem przyświecających mu idei.

Szeregowi działacze dołączają do ruchu z wielu powodów – dręczeni przez pytania o głębszy sens życia, kierowani miłością i szacunkiem do Boga i Pisma Świętego, solidarnością wobec swojej rodziny czy grupy etnicznej, nadzieją na odnalezienie przyjaźni czy poczucia wspólnoty, pragnieniem uczczenia najważniejszych życiowych momentów, wyrażenia radości i rozpaczy. Chcą znaleźć pewny fundament w bardzo niepewnym świecie. Rosnące nierówności ekonomiczne, deindustrializacja, gwałtowny rozwój technologii i kryzys klimatyczny sprawiają, że wielu ludzi – o najróżniejszym statusie majątkowym – widzi wokół jedynie chaos. Opisywany przeze mnie ruch oferuje im ukojenie. Nową tożsamość. Poczucie, że ich miejscu na tym świecie nic nie zagraża.

Jednakże cena spokoju bywa wysoka – instytucjom proponującym schronienie przed nawałnicą wyzwań współczesności trzeba przekazać swą polityczną moc sprawczą. Przywódcy ruchu udowodnili już, jak sprawnie potrafią rozwiązywać problemy emocjonalne i łagodzić niepokoje swoich zwolenników, nie pytają ich jednak o zdanie w kwestii celu, do którego dążą. Wciąż słyszę słowa aktywistki, którą poznałam podczas prowadzenia badań. Kiedy spytałam, czy nie zastanawiają jej antydemokratyczne aspekty działań jej ruchu, odparła: „Biblia mówi, że niczym nie trzeba się martwić”.

Narodowy ruch chrześcijański nie jest ruchem oddolnym. Zrozumienie, czemu przemawia do tak wielu amerykańskich wyborców, jest ważne, jeśli chce się pojąć istotę jego siły, ale nie kierunek, w jakim zmierza. Ruch stanowi narzędzie pozwalające niewielkiej grupie ludzi – z których spora część mieszka w Waszyngtonie – wykorzystywać pragnienia, niechęci i niepokoje licznego, różnorodnego społeczeństwa po to, aby zdobyć władzę. Przywódcy ruchu celowo przeformułowali założenia chrześcijaństwa tak, żeby lepiej służyły ich politycznym celom, po czym jak najszerzej wypromowali tę nową, wsteczną religię, zmieniając obywateli w parafian, a parafian w wyborców.

Liderzy ci w wielu konserwatywnych związkach wyznaniowych Ameryki widzą teraz jedynie lojalne komórki nowej, tajnej partii politycznej. W tej kwestii również panuje powszechne niezrozumienie sposobu działania narodowego chrześcijaństwa. Jego największym atutem jest państwowa infrastruktura, na którą składają się nie tylko organizacje jednoczące i koordynujące aktywność jego czołowych działaczy oraz rozwijające się prawicowe media, lecz także – w dużej mierze – konserwatywne domy modlitw z całego kraju. Kościoły mogą różnić się denominacją i teologią, ale przywódcom narodowego chrześcijaństwa udało się odnieść znaczny sukces w zakresie jednoczenia ich wokół swej politycznej wizji i mobilizowania uczęszczających tam ludzi, żeby oddawali głosy na wskazanych kandydatów. Nacjonaliści doskonale rozumieją, że dostęp do konserwatywnych chrześcijan poprzez ich kościoły stanowi źródło ogromnej siły. Dlatego są zdeterminowani, by łamać wszelkie zwyczajowe, prawne i konstytucyjne zakazy ograniczające polityczną aktywność związków wyznaniowych.

Źródłem nieporozumień w debacie na ten temat staje się również uspokajające, choć pozbawione podstaw, założenie, że amerykański system dwupartyjny przetrwał w stanie nienaruszonym pojawienie się religijnej prawicy jako siły politycznej. Powszechnie uważa się, że różnice między partiami nadal sprowadzają się do odmiennych wizji polityki krajowej i zagranicznej, a walka polityczna to sztuka godzenia dwóch zbiorów przekonań i dążeń. Tymczasem fundamentalna różnica między partiami w Ameryce polega dziś na tym, że jedna z nich stała się dłużnikiem ruchu ewidentnie gardzącego samą ideą demokracji przedstawicielskiej. Czterdzieści lat temu, kiedy zarówno w Partii Republikańskiej, jak i Demokratycznej działali przedstawiciele obu stron istotnych sporów kulturowych, można było określać religijną prawicę mianem ruchu społecznego przekraczającego tradycyjne podziały. Dzisiaj jednak Partia Republikańska stała się politycznym ramieniem radykałów religijnych, odmawiającym demokratom prawa do sprawowania jakiejkolwiek władzy.

Owszem, niektórzy republikanie są zainteresowani przede wszystkim promowaniem konserwatywnego programu ekonomicznego, zgłaszają gotowość do prowadzenia zwyczajowej polityki kompromisu oraz dzielenia się władzą. Najwyższe stanowiska w partii zajmują jednak niemal wyłącznie wyznawcy i propagatorzy nacjonalizmu chrześcijańskiego. A demokratycznych przywódców gotowych zmienić poglądy wystarczająco radykalnie, aby uzyskać poparcie ruchu, właściwie nie ma.

Wiele osób krytykujących obecnie Partię Republikańską upatruje źródła toczącej ją korupcji we wpływach lobbystów wielkiego kapitału. Wyjaśnienie to ma w sobie sporo prawdy, nie jest jednak kompletne. Zdecydowane odrzucenie w erze Trumpa demokratycznych i konstytucyjnych norm, które partia kiedyś (przynajmniej deklaratywnie) chroniła, nie byłoby możliwe bez wcześniejszego sukcesu narodowego chrześcijaństwa. To właśnie ten ruch przekonał miliony swoich zwolenników o wyższości autorytarnych rządów opartych na kulcie jednostki nad mechanizmami demokracji pluralistycznej. Źródła obecnego kryzysu w amerykańskim systemie politycznym należy szukać na skrzyżowaniu pieniędzy i religii.

W ostatnich latach ruch stał się w znacznym stopniu uzależniony od majątku kolejnych amerykańskich plutokratów. Bez klanu DeVos/Prince, fundacji nieżyjącego już Richarda Scaife’a, bez Bradley Foundation, Howard Ahmanson Jr. Foundation, John M. Olin Foundation, Lynn and Foster Friess Family Foundation, Maclellan Foundation, bez Dana i Farris Wilksów, rodziny Greenów i wielu innych darczyńców, których działania omówię w niniejszej książce – nie wspominając o środkach otrzymywanych od funduszy zarządzanych przez darczyńców (donor-advised funds) pokroju National Christian Foundation (Narodowa Fundacja Chrześcijańska), które co roku przekazują ogromne darowizny z anonimowych źródeł, aby wpływać na obsadę sądów – bez tego wszystkiego ruch wyglądałby dziś zupełnie inaczej. Równocześnie sam zdołał wykształcić rozbudowaną strukturę służącą pobieraniu funduszy od milionów drobnych darczyńców. Można powiedzieć, że chrześcijańska prawica urosła w siłę poprzez agresywne zastosowanie marketingu bezpośredniego, a skupiona jest obecnie przede wszystkim na wyciąganiu pieniędzy z kieszeni swoich zwolenników.

Równie istotne co pogoń za prywatnymi pieniędzmi obywateli są jednak dla nacjonalizmu chrześcijańskiego próby zapewnienia sobie stałego dopływu funduszy publicznych. Ruch nauczył się już ciągnąć publiczną kasę za pomocą subwencji, ulg podatkowych, grantów i innych zagrywek, a nieprzerwany strumień dopłat pozwolił mu wyznaczać coraz ambitniejsze cele i formułować skuteczne strategie. Apele o „wolność religijną”, często powtarzane dziś przez jego aktywistów, choć niewątpliwie płynące ze szczerego przekonania, że konserwatywnym chrześcijanom należy umożliwić dyskryminację osób LGBT oraz członków mniejszości religijnych, wybrzmiewają dziś tak głośno, ponieważ napędza je strach – przywódcy ruchu lękają się, że przez swoje dyskryminacyjne dążenia mogą stracić lukratywne odliczenia podatkowe i subwencje.

Nacjonaliści chrześcijańscy kładą szczególny nacisk na mariaż oświaty i świata wielkiego kapitału. Chrześcijańska prawica jest wrogo nastawiona do publicznego szkolnictwa przynajmniej od roku 1979, kiedy Jerry Falwell z organizacji politycznej Moral Majority (Moralna Większość) wezwał do zamknięcia wszystkich państwowych placówek. Wrogość ta karmi się mieszanką nienawiści rasowej i lęku przed sekularyzacją, o czym opowiem później, jednakże, co istotne, nacjonaliści chrześcijańscy dostrzegli w bonach oświatowych – a nawet w systemie szkół czarterowych[1] – kolejne potencjalne źródło publicznych funduszy. Co więcej, zakładając nowe wspólnoty wyznaniowe w budynkach szkolnych za symboliczną opłatą, zamiast wznosić własne budynki czy wynajmować prywatne posesje za ceny rynkowe, wyzyskują system oświaty na ogromną skalę. On również staje się fundatorem ich religii.

W pogoni za pieniędzmi, tak samo jak podczas walki o mobilizację wyborców, nacjonalizm chrześcijański wykazuje się ogromnym wyrafinowaniem i otwartością na nowe technologie. Osoby obserwujące jego działania z zewnątrz często widzą w nim zjawisko staroświeckie, uczepione przebrzmiałych doktryn, które już dawno powinny przejść do historii. Tymczasem ruch jest nowoczesny pod każdym względem. Stosuje najnowsze metody, w tym zaawansowane techniki pozyskiwania danych i skuteczne kampanie marketingowe. Działa zgodnie z doktrynami, które – choć rzekomo pochodzą ze starożytnych ksiąg – ukształtowano tak, aby zaspokajały emocjonalne potrzeby zwolenników ruchu, organizacyjne potrzeby jego przywódców oraz polityczne potrzeby i ambicje jego fundatorów.

Na każdym kroku, kiedy ruch konsekwentnie rósł w siłę, popularni komentatorzy twierdzili, że jest w agonii. Że sekularyzacja i modernizacja stanowią niezmienne prawo historii, a ostatni gwóźdź do trumny nacjonalizmu chrześcijańskiego wbije demografia. Zawsze gdy dziennikarze zwracają uwagę na autorytarne i teokratyczne ambicje ruchu, zaraz podnoszą się oskarżenia o sianie paniki i apele o spokój. Michael Gerson, były autor przemówień George’a W. Busha, napisał w „Washington Post”, że cały ruch „zmieściłby się w budce telefonicznej”. Teraz, gdy tę „budkę” zamontowano już w Białym Domu i w Kapitolu, nadszedł czas, żeby uciszyć naiwniaków bagatelizujących problem.

Chciałabym podkreślić (bo ta kwestia prędzej czy później zawsze się pojawia), że moje obawy nie dotyczą doktryn religijnych ani żadnych konkretnych wyznań. Nacjonaliści nie reprezentują całej społeczności chrześcijan. Kwestię zgodności ich poglądów z założeniami chrześcijaństwa pozostawiam teologom. Nie zamierzam oceniać wierzeń innych ludzi. Sądzę jednak, że w interesie nas wszystkich leży zrozumienie politycznych działań nacjonalistów.

Moim zdaniem najskuteczniejszy opór mogą stawić im zresztą właśnie osoby identyfikujące się jako chrześcijanie. Już teraz ludzie określający się mianem umiarkowanie religijnych, czy też należących do „religijnej lewicy”, organizują się, aby stanąć w szranki z nacjonalistami. Podają wiele dobrych argumentów, czerpiąc z dawnych amerykańskich tradycji. Przyszłość kraju może należeć właśnie do nich. Nie stoją jednak obecnie za sterami historii i to nie o nich jest ta książka.

W następnych rozdziałach opowiem zarówno o przywódcach, jak i o szeregowych działaczach ruchu. Pozwolę im własnymi słowami opisywać swoje historie, choć głównym tematem książki pozostaje łącząca ich polityczna wizja. Zabiorę was na spotkanie w północnej Kalifornii, gdzie przedsiębiorcy z branży rolniczej zawiązują sojusze z pastorami posiadającymi bezpośredni dostęp do Białego Domu pod rządami Trumpa. Do Karoliny Północnej, gdzie nacjonaliści chrześcijańscy namawiają kler do promowania konkretnej partii politycznej. Do Arizony, gdzie religijni członkowie zarządów szkół czarterowych indoktrynują dzieci za pieniądze podatników. I do włoskiej Werony, gdzie amerykańscy przedstawiciele czegoś, co nazywają „globalnym ruchem konserwatywnym”, spotykają się z przywódcami skrajnej prawicy z całego świata, żeby stawiać czoło globalnemu liberalizmowi. Ponownie przeanalizujemy spotkania z końcówki lat siedemdziesiątych, podczas których, kilka lat po wyroku w sprawie Roe vs. Wade[2], zdecydowano, że problem aborcji można wykorzystać do zjednoczenia całego ruchu. Cofniemy się w czasie jeszcze dalej, do historycznych poprzedników nacjonalizmu chrześcijańskiego, a więc do jednego z najtrudniejszych okresów amerykańskiej przeszłości – gdy teologiczni protoplaści dzisiejszych religijnych despotów powoływali się na Biblię, by bronić niewolnictwa i segregacji rasowej. Przyjrzymy się też podobieństwom i związkom łączącym członków ruchu z religijnymi nacjonalistami z innych krajów. Prześledzę przepływ funduszy z kont najbardziej religijnych amerykańskich plutokratów do organizacji wpływających na obsadę sądów i ingerujących w wybory. Weźmiemy udział w spotkaniach organizowanych przez narodowych aktywistów, w trakcie których pastorów przekonuje się, by skłaniali członków swoich wspólnot do głosowania na Partię Republikańską. Spędzimy też trochę czasu w towarzystwie najbardziej intrygujących członków ruchu – zobaczymy, jak uwalniają się od „niebiblijnych” ciągot, jak wojują z „demonicznymi” wrogami i bez wahania kroczą ścieżką prowadzącą do władzy.

1 Kościół i partia w Unionville

Jeśli nie znasz swojego wroga i nie znasz siebie, za każdym razem czeka cię klęska. Jeśli nie znasz siebie, ale znasz swojego wroga, zwyciężysz co drugą bitwę. Ale jeśli znasz zarówno siebie, jak i swojego wroga, odniesiesz sukces.

Tony Perkins, przewodniczący Family Research Council (Rada Badań nad Rodziną, FRC), podczas przemowy w kościele Unionville Baptist w październiku 2018 roku. Parafraza Sztuki wojny Sun Tzu

Jest rok 2018, do wyborów połówkowych[1] zostały trzydzieści trzy dni. Zmierzam do przykościelnej auli kościoła Unionville Baptist, położonego jakieś czterdzieści pięć minut drogi od Charlotte w Karolinie Północnej. Siedzę na fotelu pasażera w fordzie explorerze. Foteliki i zabawki, które zajmują tył auta, należą do mojego przyjaciela Chrisa Lilesa, ojca dwójki dzieci i głównego pastora w kościele baptystycznym znajdującym się w innym średniej wielkości miasteczku, tym razem w Karolinie Południowej. Chris ma na sobie spodnie w kolorze khaki, schludną koszulkę polo i marynarkę. Prezentuje się idealnie: jak typowy młody pastor. Zdaje się jednak, że podróż wzbudza w nim delikatny niepokój.

Jego zbór należy do Południowej Konwencji Baptystów i współpracuje z Cooperative Baptist Fellowship (Braterstwo Współpracy Baptystów), które cechują umiarkowane poglądy filozoficzne i teologiczne na wiele kwestii, w tym kapłaństwa kobiet. Chris otwarcie deklaruje wiarę w Biblię, odczytuje ją jednak zupełnie inaczej niż jego bracia i siostry w wierze czekający już na nas w Unionville. Kiedy mkniemy przez urodzajne tereny niedaleko granicy stanu, Chris przypomina mi, że – choć nie wszyscy są gotowi to przyznać – sednem każdego wyznania jest obowiązek niesienia pomocy ludziom biednym i uciskanym.

– Trudno mi uwierzyć, że ktoś czyta Biblię i nie odnajduje w niej motywu sprawiedliwości społecznej – mówi wprost. – Albo że widzi w tekście sprzed tysiąca ośmiuset lat odniesienia do krajobrazu politycznego współczesnej Ameryki!

Kiedy poprosiłam Chrisa, żeby dopisał mnie do listy gości uczestniczących w wydarzeniu, okazało się, że pastorzy mogą zaznaczyć w dokumentach tylko jedno okienko: „żona”. Więc je zaznaczył. Chris ma jakieś trzydzieści lat – teoretycznie mógłby być moim synem – a czarujący uśmiech i rumiane policzki jeszcze go odmładzają. Nie zamierzam grać jego żony. Nie jadę też incognito, ale absolutnie nie chcę zwracać na siebie uwagi, bo mogłabym zaburzyć przebieg wydarzenia.

Włożyłam bluzkę w kwiaty ze skomplikowaną wiązanką wstążek po jednej stronie, a do tego pasujący różowy sweterek i perłowe kolczyki. Chris obrzuca mój kamuflaż niepewnym spojrzeniem. Kiedy parkujemy, podaje mi Biblię, którą zawsze trzyma w samochodzie. Poręczny format, wersja protestancka. Od częstego używania jej okładka z czarnej skóry stała się miękka jak masło.

– Może to pomoże – rzuca lakonicznie Chris.

Kościół Unionville Baptist to solidny ceglany budynek przy wiejskiej drodze, otoczony przez pola uprawne. Wchodzimy do położonej na parterze przestronnej auli i zajmujemy miejsca przy jednym z okrągłych stołów z doskonałym widokiem na podium. Stoły udekorowano kompozycjami z białych i fioletowych kwiatów, a pod ścianami znajdują się kolorowe stoiska z materiałami promującymi prawicowe grupy, których członkowie uczestniczą w spotkaniu.

Po lekturze ulotki reklamującej wydarzenie – sponsorowane przez Watchmen on the Wall (Strażnicy na Murze), organizację związaną z Family Research Council, która ma siedzibę w Waszyngtonie – można by uznać, że nie będzie dziś tu promowana żadna konkretna partia, a mówcy zamierzają podejmować wyłącznie kwestie polityczne istotne dla członków i przywódców Kościoła. FRC, jedna z najpotężniejszych i najlepiej ustosunkowanych organizacji lobbingowych chrześcijańskiej prawicy, zorganizowała kilkadziesiąt podobnych „instruktaży dla pastorów” za pośrednictwem siatki swoich „strażników”, których jest już – jak sama twierdzi – niemal dwadzieścia pięć tysięcy. Wedle materiałów promocyjnych instruktaże mają na celu „kształtowanie polityki publicznej i świadomego aktywizmu obywatelskiego”. Strona internetowa organizacji chwali się poparciem wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Można tam znaleźć jego słowa: „Bądź dalej »strażnikiem na murze«. Rób, co robisz. Widać efekty twoich starań”[2].

W 2018 roku, wraz ze zbliżaniem się wyborów, retoryka na witrynie Watchmen on the Wall zaczęła nabierać apokaliptycznego wydźwięku. „Czy nie słyszysz boskich ostrzeżeń? Czy nie widzisz, że wróg nadciąga niczym potop? Bóg chce podnieść sztandar, który mu się oprze. Tym sztandarem jesteśmy ty i ja”. Tak brzmiał jeden z cytatów na stronie głównej, autorstwa wpływowego pastora doktora Henry’ego Blackaby’ego.

Na spotkaniu w Unionville wszelkie pozory neutralności politycznej opadają już po pierwszych zdaniach otwierającej przemowy przewodniczącego FRC Tony’ego Perkinsa.

– Wierzę, że wynik wyborów z 2016 roku umożliwiła moc modlitwy. Obserwowaliśmy, jak nasz kraj powoli odzyskuje szacunek dla świętości życia.

Perkins przemawia spokojnym głosem, a jego akcent jest łagodny i dystyngowany, z każdego słowa bije jednak siarczany odór nienawiści. Prowadzi codzienną audycję radiową, do której zaprasza prominentnych gości, wie zatem, jak wygłaszać przemowy i podburzać słuchaczy.

– „Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich”[3] – mówi, cytując List Świętego Pawła do Efezjan. – Jeśli po wydarzeniach z ostatnich trzech tygodni ktoś nadal nie widzi, że tak jest w istocie, sam już nie wiem, co otworzy nam oczy! – dodaje, nawiązując do niedawnej walki o zaprzysiężenie Bretta Kavanaugh na sędziego Sądu Najwyższego[4].

Siedząca obok mnie kobieta w skromnej czarno-czerwonej garsonce energicznie kiwa głową. Perkins przemawia do swoich. Członkowie zebranego tłumu co chwila spontanicznie zagrzewają go do walki: „Tak jest, bracie! Amen!”.

– Kochani, jako naród zmierzamy w zupełnie nowym kierunku. Taka właśnie jest stawka w walce o Sąd Najwyższy – ciągnie Perkins. – Wcale nie chodzi tutaj o Bretta Kavanaugh.

Recytuje znaną litanię o tym, jak „wykorzystano sąd, żeby narzucić Ameryce bezbożne wartości”, odhaczając kolejne punkty wyświechtanej listy zarzutów: Biblię rzekomo „usunięto ze szkół” i zastąpiono „propagandą proaborcyjną”.

– To właśnie Sąd Najwyższy narzucił ten stan rzeczy Ameryce i sprawił, że staliśmy się współwinni morderstwa niewinnych ludzi – atakuje. – Moi mili, czy to nie jest zły dzień?

A potem przechodzi do sedna.

– Chrześcijanie muszą głosować – mówi. – Członkowie waszych zborów muszą głosować. Jako pastorzy musicie… może nie żądać, ale… kazać im głosować.

Choć Perkins ani razu nie wypowiada słowa „republikanie”, nie pozostawia żadnych wątpliwości, na kogo wierni powinni oddawać głosy. Informuje, że celem jednej z partii politycznych w kraju jest wyeliminowanie aborcji. Dlatego od wspierania jej zależy zbawienie nieśmiertelnej duszy każdego z nas.

– Naród jest podzielony, a wartości jednej ze stron zawsze będą górą – ostrzega, jednoznacznie wskazując, że jego zdaniem „władcy świata ciemności” i „złe duchy w okręgach niebieskich” nawiedzają biura Partii Demokratycznej. – Przyjdzie nam odpowiedzieć za to, jak wykorzystamy tę chwilę – mówi zgromadzonym pastorom. – Pytanie, które chcę wam zadać dzisiejszego ranka, brzmi: co zrobicie z szansą, którą dał nam Bóg?

Podczas przemowy w Unionville Perkins zaleca pastorom „modlić się, głosować i powstawać”. „Powstawanie” jest najwyraźniej synonimem prowadzenia działań, które skłonią wiernych z ich zborów do głosowania na „biblijne wartości”. Przygotowany przez FRC materiał wideo przekonuje do organizowania na terenie całego kraju Zespołów Zmian Kulturowych (Culture Impact Teams). Zespoły te stanowią – obok instruktaży dla pastorów – najważniejsze narzędzie w walce FRC o zwycięstwo w wyborach. Założenie jest proste: pastorzy mają w ramach swoich zborów organizować grupy „szerzące wartości Królestwa Bożego w przestrzeni publicznej”. Powinni również wyszukiwać wśród wiernych osoby aktywne politycznie, powszechnie lubiane i gotowe przekonywać innych do głosowania zgodnie z „biblijnymi wartościami”. Takie jednostki należy werbować na przywódców zespołów, żeby mogły „osiągać cele Zespołów Zmian Kulturowych, czyli chronić i szerzyć wiarę, wartości rodzinne i wolność”. Najważniejsi członkowie zespołów mogą odgrywać istotne role w dziedzinie komunikacji (pisanie tekstów, działania w mediach społecznościowych), badań, strategii i mobilizacji. A inni powinni zachęcać do „prowadzenia działań oddolnych, wspierania centrów pomocy dla kobiet w ciąży, udziału w spotkaniach rad szkolnych oraz władz samorządowych” i tak dalej. Sformowany zespół zakłada ostatecznie Centrum Zmian Kulturowych (Culture Impact Center), gdzie pozostali członkowie zboru mogą „najpierw się doinformować, a potem zaangażować”.

Głównym, choć nieomawianym głośno, powodem znacznego skomplikowania struktury Zespołów Zmian Kulturowych jest potrzeba ominięcia prawa, które zakazuje organizacjom kościelnym jawnego wspierania konkretnych partii czy polityków. Zgodnie z wytycznymi urzędu skarbowego (IRS) pastorzy powinni powstrzymać się przed prowadzeniem kampanii na rzecz kandydatów na stanowiska polityczne przy wykorzystaniu posługi duszpasterskiej – czyli z ambony. Nic jednak nie powstrzymuje członków zboru przed kościelno-politycznym aktywizmem, jeżeli jego celem miałaby być „zmiana kultury”. „To nie ja, to Zespoły Zmian Kulturowych” – tak brzmi alibi każdego pastora, gdyby przyszło mu odpierać zarzuty organizowania komitetów działalności politycznej[5] (jakimi w istocie są Zespoły).

Aby pomóc Zespołom osiągać ich podstawowy cel, to jest zachęcać wyborców do głosowania na republikanów i wszelkiej maści ultrakonserwatystów, FRC oferuje im grube, pełne informacji podręczniki. Teraz, w Unionville, spostrzegam stertę takich książeczek – spiętych w białe segregatory – na stoliku przy stoisku FRC. Każda ma sto osiemdziesiąt stron. Zgarniam egzemplarz.

Według poradnika Biblia udziela jednoznacznych odpowiedzi na pytania, z którymi mierzą się amerykańscy wyborcy w XXI wieku[6], odrzucając choćby ideę publicznej pomocy dla ubogich, o ile pieniądze nie przechodziłyby najpierw przez kościelną kasę. Bóg nakazał co prawda wiernym „wspieranie ubogich, wdów i sierot”, oczekuje jednak, że zrobią to bez udziału rządu. Biblia sprzeciwia się oddawaniu głosów na osoby chroniące środowisko, ekologia jest bowiem „litanią Zielonego Smoka” i „jednym z największych współczesnych zagrożeń dla społeczeństwa i Kościoła”, jak twierdzi jedyne polecane przez podręcznik źródło wiedzy na temat kwestii środowiskowych: Cornwall Alliance for the Stewardship of Creation[7] (Sojusz Cornwall do spraw Zarządzania Stworzeniem), sieć chrześcijańskich teologów i naukowców. Sojusz wydał oświadczenie, zgodnie z którym „brakuje przekonujących dowodów naukowych na to, że produkcja gazów cieplarnianych przez ludzi jest odpowiedzialna za groźne ocieplenie klimatu”[8].

Zgodnie z podręcznikiem Biblia zakazuje ograniczania dostępu do broni, popiera prywatyzację szkół, związki jednopłciowe uznaje za coś potwornego i z całą stanowczością odmawia kobietom dostępu do kompleksowej, nowoczesnej opieki medycznej w zakresie zdrowia reprodukcyjnego. W podręczniku znaleźć można listę innych wartościowych źródeł i publikacji. Rozpoznaję nazwisko Kena Hama, pisarza i aktywisty znanego z promowania poglądu, że Ziemia powstała sześć tysięcy lat temu.

Po Perkinsie na scenę wkracza Tami Fitzgerald, dyrektorka wykonawcza North Carolina Values Coalition (Koalicja Wartości w Karolinie Północnej). Ma jasne włosy, na dzisiejszą okazję włożyła elegancką czarną garsonkę. Kierowana przez tę doświadczoną aktywistkę organizacja „pragnie wpływać na wyniki wyborów i promować chrześcijańskie wartości w prawie i polityce publicznej”. Fitzgerald posługuje się jednak ostrożnym, wyważonym językiem, aby uspokoić władze federalne, że nie jest rzeczniczką Partii Republikańskiej. Wzywa pastorów, by popierali kandydatów wyznających właściwe wartości, po czym dodaje:

– Zauważcie, że nie wskazałam członków konkretnej partii. Przynależność partyjna nie gwarantuje, że dana osoba prowadzi bogobojne życie w zgodzie z wartościami zawartymi w Biblii. Nie chcemy stać się pionkami żadnej z partii. Przeciwnie, jako chrześcijanie pragniemy wykorzystywać je do osiągania własnych celów.

Robi ukłon w stronę litery prawa, zapraszając na prywatną rozmowę wszystkich pastorów, którzy nie wiedzą, jakie konkretnie działania mogą podejmować.

– Słuchajcie, każdemu z was wolno przecież omawiać istotne zagadnienia społeczne. Możecie zdradzić ludziom, na kogo zamierzacie głosować – uspokaja. – Nie wolno wam jednak publikować tych informacji w biuletynie kościelnym ani głosić poglądów z mównicy.

Ton głosu Fitzgerald jednoznacznie wskazuje na jej niechęć do poprawki Johnsona – przepisu dodanego do ustawy podatkowej z 1954 roku, zgodnie z którym świątynie, charytatywne organizacje non profit i prywatne fundacje nie mogą wspierać werbalnie i finansowo partii czy kandydatów politycznych. Poprawkę forsował ówczesny senator Lyndon B. Johnson. Nie chciał, aby publiczne pieniądze przechodziły przez korzystające z ulg podatkowych związki wyznaniowe i trafiały w ręce polityków. Zgodnie z poprawką organizacjom religijnym usiłującym wpływać na wynik wyborów grozi utrata wszelkich ulg i zwolnień. Ustawa ta jest ulubionym celem ataków nacjonalistów chrześcijańskich. Twierdzą, że ogranicza ich wolność religijną.

Gdy Fitzgerald zaczyna tłumaczyć, czemu nadchodzące wybory w Karolinie Północnej są takie ważne, zaraz się ożywia. Przegoniwszy upiora poprawki Johnsona, rezygnuje z terminologii prawniczej. Mówi, że gra toczy się o trzy okręgi wyborcze w Karolinie Północnej. Obecnie we wszystkich większość mają republikanie, a jeden z nich leży właśnie w Unionville. Prawdopodobnie dlatego całe spotkanie zorganizowano tutaj, a nie na drugim końcu obszaru metropolitalnego Charlotte.

– Jeśli te trzy punkty przejmą postępowcy… czyli ludzie, którzy nie podzielają naszych wartości… możemy stracić cały Kongres – ostrzega Fitzgerald.

Kandydat Partii Republikańskiej w jednym z wymienionych okręgów, Mark Harris, pastor i były przewodniczący Baptist State Convention of North Carolina (Konwencja Stanowa Baptystów w Karolinie Północnej), siedzi z nami na sali. Ma na sobie niebieską marynarkę i czerwony krawat, a ufryzowany jest na gwiazdę telewizji. Tuż po rozpoczęciu okresu wyborczego Harris zwrócił uwagę kraju, gdy zaczął głosić, że Bóg nakazuje kobietom „poddawać się woli mężów”[9]. W jego okręgu rywalizacja o mandat pozostaje bardzo wyrównana. Kilka miesięcy później, kiedy Harris (rzekomo) zwycięży o włos, posypią się na niego oskarżenia o oszustwo wyborcze. Teraz, w tym pomieszczeniu, jest jednak wychwalany pod niebiosa jako uosobienie bogobojnego przywództwa. Bohater na miarę potrzeb Ameryki.

Nieco później Harris sam staje na scenie, by przemówić do zebranego tłumu. To ewidentnie wystąpienie wyborcze, choć w formie kazania (nic dziwnego, Harris jest przecież pastorem).

– Największym niebezpieczeństwem zagrażającym miłości i pokojowi pozostaje aborcja – mówi, parafrazując Matkę Teresę. – Kobiecie, która rozważa aborcję, należy uświadomić jej obowiązki. Musi dawać z siebie wszystko, dawać aż do bólu. Rezygnować z własnych planów i wolnego czasu w imię szacunku dla dziecka – obwieszcza. – Znów i znów uświadamiamy sobie, że Bóg chce, aby jego słowa przekazywać wprost i bez ogródek.

Harris powierza pastorom ważne zadanie. Mają zadbać, aby członkowie ich zborów zarejestrowali się do udziału w wyborach. Obiecuje dostarczyć „filmik dla kościołów” na najbliższą niedzielę. Jego przemówienie jest tak skonstruowane, że bardzo trudno oddzielić kaznodzieję od polityka – oraz Kościół od partii.

Poglądy Marka Harrisa wydają się dalekie od głównego nurtu. Bądź co bądź znajdujemy się godzinę drogi od trzeciego co do wielkości centrum bankowości w Stanach Zjednoczonych. Wiele mieszkających tam kobiet z pewnością korzysta z zalet równościowego partnerstwa oraz prawa wyboru w kwestii powiększania rodziny. Ale w kręgu nacjonalizmu chrześcijańskiego Harris wcale nie należy do mniejszości. Jego poglądy odzwierciedlają kluczowy aspekt polityki prowadzonej obecnie w Karolinie Północnej.

Z pozoru jest to stan fioletowy (niezdecydowany, nieprzejęty przez żadną z partii). W 2016 roku Trump wygrał tu różnicą trzech punktów, wcześniej jednak zwyciężył Obama, a demokraci niedawno obsadzili stanowisko gubernatora. Jednakże dzięki agresywnym zmianom granic okręgów wyborczych, czy też, jak nazwał to z dumą prezes Faith & Freedom Coaliton (Koalicja Wiary i Wolności) Ralph Reed, „republikańskiej przewadze uzyskanej poprzez ten nowy podział”, dziesięciu z trzynastu reprezentantów wybranych do Kongresu w 2016 roku pochodziło z Partii Republikańskiej. I to właśnie republikanie dominują w obszarze legislacji stanowej oraz sądownictwa.

Nie są to zresztą pierwsi lepsi republikanie. U sterów partii – a więc i stanu – stoją tu przedstawiciele skrajnej prawicy. Od kilku lat republikańskie władze stanowe wprowadzają kolejne prawa, które ograniczają dostęp do opieki w zakresie zdrowia reprodukcyjnego, umożliwiają dotowanym z pieniędzy podatników organizacjom dyskryminację obywateli ze względu na wyznanie i pozbawiają edukację publiczną niezbędnych środków.

Czerwona fala, która zalała stolicę Karoliny Północnej, była przede wszystkim wynikiem działań jednego człowieka. Jest nim Art Pope. To bogaty biznesmen z sektora handlu detalicznego i libertarianin, który jakiś czas temu postanowił przejąć kontrolę nad władzami stanu. Zainwestował miliony dolarów w polityczne think tanki, ufundował stypendia, wpłacił górę pieniędzy na kampanie wyborcze. Inwestycja przyniosła jemu oraz jego ultrabogatym, ultrakonserwatywnym przyjaciołom wielkie korzyści. W Karolinie Północnej ruszył proces mający na celu między innymi prywatyzację szkół i obniżenie podatku dochodowego zarówno od osób fizycznych, jak i od osób prawnych.

Karolina Północna jest dziś jednym ze stanów najbardziej dotkniętych własnoręcznie przeprowadzoną redukcją finansowania programu Medicaid[10]. Stanowy system szkolnictwa publicznego został osłabiony przez ekspansję nieponoszących odpowiedzialności fiskalnej sieci szkół czarterowych, w tym wielu kierowanych przez darczyńców z Partii Republikańskiej. Fortuna braci Kochów również dochodzi w Karolinie Północnej do głosu, zapewniając im wpływy zbliżone do tych, którymi cieszy się Pope. Cały stan – podobnie jak Wisconsin i Teksas – można uznać za model ustroju plutokratycznego. Z punktu widzenia demografii panuje tu niemal doskonała równowaga między zwolennikami demokratów i republikanów. Dominacja tych drugich w sferze polityki udowadnia jednak, jak wspaniałą pożywkę dla nacjonalizmu chrześcijańskiego stanowi unia religii i wielkich pieniędzy.

Pod względem demograficznym można powiedzieć też, że Karolina Północna to stan ludzi wierzących, ale niewłaściwe byłoby założenie, że ich wiara jest jednolicie konserwatywna. Przeciwnie, rośnie tam w siłę znaczący i prężnie działający progresywny ruch polityczny, w dużej mierze zasilany właśnie przez liberalnych chrześcijan. Pastor doktor William J. Barber II, wyznawca Kościoła Chrześcijańskiego (Uczniowie Chrystusa) reprezentujący postępowych wierzących, zainicjował protesty w ramach tak zwanych Poniedziałków Moralności, aby zwrócić uwagę na kwestie równości ekonomicznej i sprawiedliwości społecznej. Należy do Red Letter Christians, denominacji, która stara się „łączyć nauki Jezusa ze sprawiedliwością społeczną”. W Karolinie Północnej dominuje jednak wyznanie absolutnie nieodzwierciedlające różnorodności religijnej mieszkańców stanu.

Sprawująca władzę frakcja republikanów jest tak radykalna, że w 2013 roku czternaścioro ustawodawców z Karoliny Północnej przedstawiło projekt ustawy znanej jako Ustawa hrabstwa Rowan w obronie religii, głoszący, że każdy stan może uchwalać prawa dotyczące religii wedle własnego uznania. Gwarantowany przez konstytucję rozdział Kościoła od państwa wiąże, zdaniem twórców dokumentu, jedynie członków rządu federalnego. Ustawa – gdyby weszła w życie – całkowicie unieważniałaby pierwszą poprawkę do konstytucji. Na przykład publiczne szkoły mogłyby żądać, żeby ich dyrektorzy udowadniali swe „odrodzenie w Chrystusie”. Na podstawie tych przepisów można by wymagać od kandydatów na urzędy publiczne regularnych wizyt w kościele, a każde publiczne spotkanie rozpoczynać od modlitwy w intencji nawrócenia innowierców.

W 2013 roku podobna ustawa nie miała szans na uchwalenie nawet w Karolinie Północnej. Szybko odesłano ją do Komisji Reguł, Kalendarzy i Operacji, gdzie żywota dokonują najdziwaczniejsze projekty. Przeforsowanie ustawy wcale nie było jednak celem jej twórców. Sponsorujący ją ludzie uznali – i słusznie – że samo przedstawienie projektu pozwoli im zdobyć popularność wśród wierzących o prawicowych poglądach, a w konsekwencji ułatwi późniejsze przejęcie władzy.

Taki sam cel przyświeca najwyraźniej Markowi Harrisowi, który podbija stawkę i brnie coraz głębiej podczas swojej ekstremalnie konserwatywnej przemowy w Unionville. Kiedy zerkam na kiwające wokół mnie głowy, zaczynam rozumieć reguły tego przedstawienia. Pomijając bezwzględny przekaz o wyborze między życiem a śmiercią, Harris i inni pastorzy-politycy oferują ludziom przede wszystkim możliwość zaangażowania się. Pod przystrojonymi kwieciem stolikami na naszym spotkaniu płynie rzeka utajonej wściekłości, a Harris najwyraźniej pokazuje słuchaczom, jak mogą przekuć swój gniew w polityczną formę terapii. Niepokój wywołany przez transformację ról płciowych i żal za utraconym przywilejem ekonomicznym przemienia w drogę do osobistego zbawienia… i kapitał polityczny. Oprócz wsparcia milionerów źródłem siły skrajnie prawicowych republikanów jest w tym stanie armia aktywistów wolontariuszy: ludzi, którzy mają czas i energię, żeby agitować głosujących, kandydować na drugorzędne stanowiska, chronić kraj przed „humanistami” czy „ideologią LGBT” i przejmować nad nim władzę w imię Boga.

Podczas przerwy, kiedy goście udają się na lunch (mięso z grilla, pieczona fasola i sałatka coleslaw), Chris i ja wychodzimy na zewnątrz i oglądamy zaparkowany przed kościołem czerwono-niebieski Wartościobus (Values Bus). FRC chwali się, że ma takie dwa. Pojazd jest wielki i kolorowy. Zrobiono z niego mobilną reklamę zachęcającą do głosowania.

Na jego boku znajdują się dwa ogromne podpisy identycznych bliźniaków: Jasona i Davida Benhamów, którzy również mają dzisiaj przemawiać. W auli towarzyszy im ich ojciec – Philip „Flip” Benham – długoletni aktywista zwalczający aborcję i współpracownik Tony’ego Perkinsa. Z dumą przysłuchuje się wystąpieniu synów. Jason i David są popularnymi mówcami wśród skrajnej prawicy: wyglądają jak swojskie chłopaki z farmy i lubią jeden drugiemu docinać. Wcześniej grali w amatorskiej drużynie baseballowej, ale teraz są przedsiębiorcami w branży nieruchomości. Uwaga kraju skupiła się na nich w 2014 roku, gdy monitorujący działania prawicy serwis Right Wing Watch doniósł, że David w rozmowie z konserwatywną prezenterką radiową Janet Mefferd ostrzegał przed „homoseksualizmem oraz lobby homoseksualnym, którego działania niszczą naród”[11]. Twierdził też, że w college’ach i szkołach publicznych szerzą się „demoniczne ideologie”. Wywiad wywołał tak wielkie kontrowersje, że stacja HGTV ostatecznie zrezygnowała z emisji długo oczekiwanego reality show Benhamów. Aby nie pozostawać w cieniu synów, Flip Benham poszedł do telewizji, gdzie publicznie wsparł sędziego Roya Moore’a, kandydata do senatu w Alabamie. Dzielnie odpierał stawiane sędziemu zarzuty molestowania nieletnich.

Pełne podżegaczy Wartościobusy objeżdżają kraj, rozwożąc przy okazji setki tysięcy „przewodników wyborczych”. Przewodniki stanowią jedno z podstawowych narzędzi ruchu chrześcijańsko-nacjonalistycznego. Nasz kościół w Unionville jest ich pełen. Kopia broszury przygotowanej przez Radę Polityki Rodzinnej Karoliny Północnej (North Carolina Family Policy Council) czekała na każdym krześle. Kolejne egzemplarze rozłożono też w strategicznych punktach całej sali, a centralny stół wręcz ugina się pod ich ciężarem. Dokumenty leżą w schludnych stertach, gotowe, by pastorzy spakowali je do swoich aut.

– Weźcie tyle przewodników, ile możecie i ile zdołacie efektywnie wykorzystać. Rozdajcie je wszystkim członkom zboru i ich znajomym – mówi John Rustin, przewodniczący Rady Polityki Rodzinnej Karoliny Północnej. – Przyjrzeliśmy się wszystkim kandydatom, a było ich ponad czterystu, którzy ubiegają się o miejsca w federalnej Izbie Reprezentantów oraz w Senacie i Izbie Reprezentantów Karoliny Północnej, w Sądzie Najwyższym Karoliny Północnej i sądzie apelacyjnym. – Rustin poleca słuchaczom stronę internetową poświęconą przewodnikom. – Wystarczy wpisać imię i adres, a wygenerowany zostanie spersonalizowany dokument specjalnie dla was… Oczywiście za darmo!

Ograniczenia dotyczące prowadzenia kampanii zawarte w przepisach podatkowych nie odnoszą się do podobnych broszur, ponieważ broszury te mają stanowić bezstronne źródło informacji na temat przekonań kandydatów w różnych istotnych kwestiach. Przekaz każdego poradnika, który trafia w moje ręce, jest jednak zupełnie jednoznaczny. Skoro kandydaci pierwszej partii głosują „za życiem”, drudzy najwyraźniej wybierają śmierć. Pierwsi wspierają „wolność religijną”. Drudzy, w domyśle, religijną opresję.

Wystarczy zerknąć na rozkład jazdy Wartościobusów, aby zrozumieć, że obecność FRC właśnie w tym okręgu wyborczym Karoliny Północnej, gdzie nie dominuje żadna z partii politycznych, to nie przypadek. Plany podróży doskonale odpowiadają potrzebom Partii Republikańskiej. Jeszcze w tym miesiącu Wartościobusy zagoszczą w chwiejnych okręgach wyborczych do Kongresu: w Dallas w stanie Houston oraz w Oceanside w Kalifornii. A po drodze odwiedzą stany, gdzie kandydaci na senatorów idą łeb w łeb: Florydę, Tennessee, Montanę i Missouri.

Po lunchu wracamy do budynku, gdzie zauważam oszkloną gablotkę. Leży tam tuzin kieszonkowych traktatów, które można wziąć za darmo: Prawda o piekle, Prawda o aborcji, Prawda o mormonizmie, Oszustwo Leonarda da Vinci. Podnoszę broszurkę o intrygującym tytule Nowa międzynarodowa perWersja. W środku znajduję tyradę przeciw New International Version (Nowa Międzynarodowa Wersja, NIV), czyli przekładowi Biblii z 1978 roku, który miał uczynić jej treść bardziej przystępną. W obiegu jest podobno kilkadziesiąt milionów kopii NIV, wśród nich ta w miękkiej skórze, którą Chris przekazał mi kilka godzin temu i którą nadal mam przy sobie. Wedle broszurki „NIV wypacza Jezusa Chrystusa, czyniąc zeń Lucyfera”.

Chris dostrzega ten zapis i nachyla się w moją stronę.

– Niektórzy ludzie czczą Biblię króla Jakuba, jakby stanowiła wierny zapis słów, dajmy na to, świętego Pawła, tyle że po angielsku, a nie po grecku – mówi. – Odrzucają za to tłumaczenie aktualizowane zgodnie z postępami czynionymi w dziedzinie przekładów, oparte na nowych odkryciach. Myślę, że chodzi o poczucie bezpieczeństwa i lęk. Ludzie uczą się w dzieciństwie konkretnych sformułowań. Każda zmiana słów budzi w nich strach, że zmienić może się też wszystko inne.

Zdaniem Chrisa, jeśli chodzi o tłumaczenia, największą panikę wywołują zaimki. Modyfikacje w tym zakresie mogą bowiem zmienić układ sił między płciami.

– W Liście do Rzymian występuje kobieta imieniem Junia, o której Paweł pisze, że wyróżniała się wśród apostołów – wyjaśnia. – Wielu wczesnych tłumaczy rzeczywiście uznawało ją za kobietę. W pewnym momencie ktoś jednak wpadł na pomysł, że „apostoł” to nie funkcja dla kobiet, i wtedy zaczęła pojawiać się męska forma: „Junias”. Niektóre przekłady zaznaczają tę niepewność w przypisach, ale inne nie poświęcają jej ani słowa. Junia po prostu stała się mężczyzną.

Siadamy, aby wysłuchać kolejnej części spotkania. Przemawiać ma emerytowany generał porucznik William Boykin. Boykin to na tego typu wydarzeniach żywa legenda: stary wojownik o życzliwym usposobieniu, znany przede wszystkim z tego, że kierował atakiem przedstawionym w filmie Helikopter w ogniu. Boykin wydaje się gotów mówić na głos rzeczy, które zwykle pojawiają się w rozmowie dopiero po kilku głębszych. Jego wpływów nie należy jednak lekceważyć: bardzo przyczynił się do rozwoju sieci chrześcijańsko-nacjonalistycznych w wojsku oraz wśród organizacji pozarządowych niosących pomoc ofiarom katastrof za granicą.

Na początek Boykin w rozwlekły sposób wspomina „najdłuższy dzień w swoim życiu”, czyli osiemnastogodzinną wymianę ognia, po której „piętnastu jego ludzi wróciło martwych”. Następnie zaczyna opowiadać o prezydencie Billu Clintonie, ponieważ to on wydał rozkaz do ataku:

– Na tę misję wysłał nas zwykły babiarz. W moim mniemaniu, od razu zaznaczę, koleś był szumowiną. Bo nie wyznawał żadnych zasad. Nie rozumiał znaczenia przysięgi. Choćby takiej, którą składa się przed Bogiem, ślubując kobiecie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Obiecując, że nie opuści się jej aż do śmierci. Dlatego wybory mają znaczenie.

– Mów dalej, bracie! – rzuca z krzesła za mną młody pastor o kwadratowej szczęce.

Cała sala popleczników Trumpa kiwa głowami, pewna słuszności swych poglądów. Chris pisze coś na kartce. Podaje mi wiadomość: „Naprawdę nie dostrzegają ironii?”.

Boykin przechodzi od cudzołóstwa do komunizmu, który jego zdaniem najwyraźniej pozostaje największym zagrożeniem dla naszego państwa. Członek publiczności, kolega generała, na umówiony sygnał wyciąga w górę książkę z czerwoną okładką. Widzę tytuł: Komunista obnażony.

– Jeśli chcecie zrozumieć, co dzieje się dziś w Ameryce – kontynuuje Boykin – musicie przeczytać tę książkę.

Komunista obnażony autorstwa W. Cleona Skousena po raz pierwszy ukazał się w 1958 roku. Skousen jest jednym z założycieli National Center for Constitutional Studies (Narodowe Centrum Badań nad Konstytucją), konserwatywnej organizacji mormonów, prowadzącej na terenie całego kraju seminaria i – zdaniem Southern Poverty Law Center (Centrum Prawa Ubogich Mieszkańców Południa) – promującej „dziwaczną wersję amerykańskiej historii”[12]. Skousen stał się idolem katastrofisty Glenna Becka, który agresywnie forsował jego idee w swoim programie telewizyjnym i napisał przedmowę do jednej z jego książek. Nauki Skousena rozpowszechniane są również za pośrednictwem Heritage Academy – sieci szkół czarterowych działających w Arizonie, finansowanych z pieniędzy podatników. Ich program nauczania pęka w szwach od ideologicznych „prawd”, takich jak przekonanie, że „wolny rynek i minimum zaangażowania rządu najlepiej wspierają dobrobyt”. W podręcznikach do – obowiązkowych w Heritage Academy – zajęć poświęconych amerykańskiemu systemowi państwowości znalazło się stwierdzenie, że konstytucja Stanów Zjednoczonych „jest oparta na wartościach biblijnych” oraz że to Bóg zniszczył francuską flotę, która zagrażała amerykańskim koloniom[13]. Sieci Heritage Academy, jak i grupie urzędników państwowych postawiono zarzuty sprzeniewierzenia publicznych pieniędzy[14], ale nadal ma ona wysokie notowania wśród arizońskich zwolenników możliwości wyboru szkół innych niż publiczne. Na początku 2019 roku zastępca sekretarza Departamentu Edukacji wziął udział w obchodach Tygodnia Wyboru Szkoły na kampusie placówki należącej właśnie do Heritage Academy.

Mimo promowania kontrowersyjnych postaci pokroju Skousena przebieg kariery pozwolił Boykinowi dotrzeć do samego serca amerykańskich sił zbrojnych. Pracował on w Centralnej Agencji Wywiadowczej (Central Intelligence Agency, CIA) jako zastępca dyrektora do spraw operacji specjalnych, po czym uczyniono go wicedyrektorem do spraw operacji, gotowości i mobilizacji w sztabie armii. W 2003 roku uzyskał stanowisko zastępcy podsekretarza do spraw wywiadu i prowadzenia wojny. Pełniąc te funkcje, często zatrudniał wykonawców o silnych powiązaniach z grupami dominionistycznymi, a więc takimi, które wierzą, że chrześcijanie powinni dążyć do objęcia wszystkich istotnych stanowisk w rządzie i społeczeństwie[15].

Jedną z organizacji blisko związanych z Boykinem była Humanitarian International Services Group (Międzynarodowa Grupa Usług Humanitarnych, HISG), kierowana przez Kaya Hiramine’a. Uzyskała ona wiele rządowych kontraktów na działania związane z pomocą ofiarom katastrof, zarządzaniem kryzysowym i gromadzeniem danych wywiadowczych. Boykin „wykorzystywał swoją pozycję nie tylko, by płacić Hiramine’owi i jego misjonarzom za szpiegowanie, ale również żeby tworzyć miejsca pracy dla swych przyjaciół fundamentalistów” – twierdzi dziennikarka Sarah Jones w artykule zamieszczonym na blogu „Wall of Separation” („Mur Separacji”), który należy do Americans United for Separation of Church and State (Zjednoczeni Amerykanie na rzecz Rozdziału Kościoła od Państwa)[16].

Jones pisze, że jako działacz organizacji pomocowej i misjonarz Hiramine „szmuglował Biblie w przesyłkach z odzieżą”. Ale jeszcze wcześniej współpracował z nieżyjącym już C. Peterem Wagnerem, pełniąc przez pewien czas funkcję dyrektora wykonawczego Wagner Institute for Practical Ministry (Instytut Wagnera do spraw Praktycznego Duszpasterstwa). Wagner, były kierownik katedry „rozwoju Kościoła” w Seminarium Teologicznym Fullera, autor ponad siedemdziesięciu książek i założyciel licznych organizacji duszpasterskich, jest powszechnie uważany za ojca chrzestnego ideologii dominionizmu.

W opublikowanej w 2008 roku książce Dominion! How Kingdom Action Can Change the World [Zwierzchnictwo! Jak działania w imię Królestwa mogą zmienić świat] Wagner wyjaśnia, że Bóg nakazał prawdziwym chrześcijanom przejmować władzę w siedmiu sferach, czy też obszarach wpływów najistotniejszych dla cywilizacji, zwanych „górami”. Należą do nich: rząd, biznes, edukacja, media, sztuka i rozrywka, rodzina oraz religia. „Apostołowie – twierdzi Wagner – muszą objąć zwierzchnictwo” nad „tą górą kultury, czy też jej sekcją, na której Bóg ich umieścił”, przy czym zwierzchnictwo to „wydzierają z rąk szatana”[17]. Wagner jest powszechnie znany wyłącznie w kręgach nacjonalistów chrześcijańskich, ma na nich jednak ogromny wpływ.

Boykin ani na moment nie przestał działać na rzecz zwycięstwa Królestwa Bożego. Obecnie jest wiceprezesem wykonawczym FRC i często gości w programie radiowym Tony’ego Perkinsa Washington Watch. Założona przez niego organizacja Kingdom Warriors (Wojownicy Królestwa) chce „pomagać wyznawcom Chrystusa pojąć koncepcję wojny duchowej”.

„Codziennie toczymy duchowe bitwy. Chcemy pomóc innym przygotować się do udziału w trwającej duchowej wojnie” – powiedział Boykin w wywiadzie[18].

Jest członkiem rady w POTUS Shield, inicjatywie modlitewnej „wojowników, wyznawców i stróżów”, którzy wspierają prezydenturę Trumpa[19]. Na stronie organizacji można znaleźć najważniejsze podejmowane przez nich zagadnienia. Są to: „Kościół i Królestwo, Trump i Opór, Zmiana Prawa, Sąd Najwyższy i Sądy Federalne, Aborcja, Odwrócenie Globalizacji, Izrael i Jerozolima, Siły Kosmiczne i dominacja”.

Gdy Boykin trafia na podium w kościele w Unionville, długo ostrzega nas przed komunistami. Kiedy siada, czujemy się jak po wyprawie do krainy wspomnień, a konkretnie w czasy czerwonej paniki i Doktora Strangelove’a. Teraz na scenę wkraczają jednak dowiezieni Wartościobusem młodsi prelegenci, zdecydowanie patrzący w przyszłość.

Być może najdynamiczniejszym prelegentem w Unionville jest pastor i aktywista polityczny J. C. Church. Church, zajmujący obecnie w FRC stanowisko krajowego dyrektora do spraw zaangażowania w działalność duszpasterską, a przy okazji członek rady POTUS Shield, przybył, żeby opowiedzieć nam, jak sprawił, że Ohio przeszło na stronę republikanów. W niezwykle sugestywny sposób relacjonuje moment, gdy dwanaście lat temu wsadził swoją rodzinę do przyczepy kempingowej i wyruszył w trasę liczącą dwadzieścia dwa tysiące kilometrów. Zjeździł Ohio wzdłuż i wszerz, a po drodze odwiedził dwa i pół tysiąca kościołów w osiemdziesięciu sześciu z osiemdziesięciu ośmiu tamtejszych hrabstw.

Rozpoczęta przez niego inicjatywa Awake 88 (Zbudź się 88) wciąż trwa. Na jej stronie internetowej pastorzy mogą znaleźć „harmonogramy, narzędzia, sugerowane przekazy, materiały wideo” i inne formy wsparcia. Wszystko zgodnie z hasłem: „Musimy pomóc zmobilizować głosujących w twoim kościele!”. Jednym z reklamowanych na stronie narzędzi jest Church Voter Lookup – wyszukiwarka głosujących wiernych, czyli połączenie kościelnej bazy danych ze spisem wyborców. „Dzięki niej otrzymasz raport, z którego dowiesz się, jaki odsetek twoich parafian zarejestrował się do głosowania oraz jaki rzeczywiście głosował w poprzednich wyborach!”[20]

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy końcowe

Wstęp

[1] Szkoły czarterowe – szkoły publiczne działające niezależnie od lokalnej rady edukacji, tworzone przez grupę obywateli czy firm. Finansuje je państwo lub stan, odpowiednio do liczby zapisanych uczniów. (Wszystkie przypisy dolne pochodzą od redakcji).

[2] Sąd Najwyższy wydał wyrok w tej sprawie w 1973 roku. W wyniku decyzji aborcja została uznana w Ameryce za legalną przez cały okres trwania ciąży. Każdy stan miał jednak prawo wprowadzić regulacje ograniczające możliwość aborcji w drugim i trzecim trymestrze.

Przypisy końcowe

1. Kościół i partia w Unionville

[1] Wybory połówkowe (ang. midterm election) – wybory organizowane w połowie kadencji prezydenta, w których wyłania się pełny skład Izby Reprezentantów oraz jedną trzecią składu Senatu.

[2] Watchmen on the Wall, Testimonials, watchmenpastors.org/national-event-testimonials [strona nieaktywna].

[3] Wszystkie cytaty z Pisma Świętego według Biblii warszawskiej.

[4] Brett Kavanaugh – sędzia nominowany do Sądu Najwyższego przez prezydenta Donalda Trumpa w lipcu 2018 roku. Choć Kavanaugh był oskarżany o molestowanie seksualne, w październiku 2018 roku Senat zatwierdził jego kandydaturę stosunkiem głosów 50 : 48.

[5] Komitety działalności politycznej (political action committees, PAC) – podmioty tworzone między innymi przez korporacje, organizacje branżowe (na przykład nauczycieli czy lekarzy) oraz związki zawodowe. PAC wspierają kandydatów w wyborach, przekazując pieniądze bezpośrednio sztabom wyborczym lub agitując na rzecz kandydatów. PAC obowiązują limity środków, jakie mogą zbierać od darczyńców, kierować do sztabów wyborczych lub wydatkować na prowadzenie kampanii.

[6] K. Cureton, Culture Impact Team Resource Manual. How to Establish a Ministry at Your Church, [b.m.] 2011.

[7] Strona internetowa Resisting the Green Dragon, resistingthegreendragon.com [strona nieaktywna]. Zarchiwizowana 15.03.2016. Plik PDF dostępny na blogu DeSmog.

[8]Cornwall Alliance for the Stewardship of Creation, desmogblog.com/cornwall-alliance-stewardship-creation, dostęp: 29.10.2024.

[9] J. Bowden, GOPCandidate Preaches That Wives Should ‘Submit’ to Husbands, „The Hill”, 7.08.2018.

[10] Medicaid – program ubezpieczenia zdrowotnego dla osób o niskich dochodach, finansowany wspólnie przez władze federalne i stanowe, a zarządzany przez stany.

[11] B. Tashman, Charlotte Prayer Rally Repents for ‘Homosexuality and Its Agenda That Is Attacking the Nation, Right Wing Watch, 6.09.2012, rightwingwatch.org/post/charlotte-prayer-rally-repents-for-homosexuality-and-its-agenda-that-is-attacking-the-nation.

[12] A. Zaitchik, D. Adell, Fringe Mormon Group Makes Myths with Glenn Beck’s Help, „Intelligence Report”, 23.02.2011, splcenter.org/fighting-hate/intelligence-report/2011/fringe-mormon-group-makes-myths-glenn-beck%E2%80%99s-help.

[13] Artykuły na stronach internetowych: R. Boston, Skouson’s Scandalous Schools, Americans United for Separation of Church and State, 10.2016, au.org/church-state/october-2016-church-state/featured/skousens-scandalous-schools, dostęp: 29.10.2024; C. Green, Students at an Ariz. Public Charter School Are Being Taught Religious Belief in Government Class, so Americans United Filed Suit, „Wall of Separation Blog”, 7.09.2016, au.org/blogs/wall-of-separation/students-at-an-ariz-public-charter-school-are-being-taught-religious-belief[strona nieaktywna].

[14] Pozew został ostatecznie wycofany, ponieważ powodowie nie mogli zachować anonimowości. Zob. rozdział 9 niniejszej książki.

[15] M. Cole, The Pentagon’s Missionary Spies, „The Intercept”, 26.10.2015.

[16] S. E. Jones, Pentagon Problems. Family Research Council VP Once Paid Christian Missionaries to Spy for America, „Wall of Separation Blog”, 8.10.2015, au.org/blogs/wall-of-separation/pentagon-problems-family-research-council-vp-once-paid-christian [strona nieaktywna].

[17] C. Peter Wagner, Dominion! How Kingdom Action Can Change the World, Grand Rapids 2008, s. 144, 148, 149, 154, 155.

[18] D. Wooding, Never Surrender, Become ‘Kingdom Warriors’, identitynetwork.net/apps/articles/default.asp?blogid=0&view=post&articleid=66032&fldKeywords=&fldAuthor=&fldTopic=0, dostęp: 19.04.2019.

[19]potusshield.org, dostęp: 17.02.2019.

[20]awake88.org/church-voter-analysis/ [strona nieaktywna].

Polecamy także:

Matthew Hongoltz-Hetling

Inwazja uzdrawiaczy ciał. Na manowcach amerykańskiej medycyny

Przełożyła Hanna Pasierska

Dlaczego aż tylu Amerykanów całkowicie straciło zaufanie do nowoczesnej medycyny, a zamiast niej wybrało cudowne maści, naświetlania i inne alternatywne terapie?

Zielonoświątkowiec, tenisista i dietetyk, który uznał, że dietą odkwaszającą można wyleczyć wszystkie choroby świata. Uduchowione małżeństwo, które z niezachwianą wiarą praktykowało uzdrawianie przez nałożenie rąk. Imigrantka z Polski, która leczyła Amerykanów pijawkami, a nawet założyła akademię hirudoterapii w Las Vegas. Mężczyzna uważający się za wcielenie kosmicznego bóstwa zesłanego na Ziemię, by przynieść jej mieszkańcom cudowne panaceum – MMS, środek zawierający chloryn sodu.

Matthew Hongoltz-Hetling zgrabnie łączy historie swoich bohaterów z opisem dysfunkcyjnego systemu ochrony zdrowia w Stanach Zjednoczonych.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Dukielska 83C, 38-300 Gorlice

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

al. Jana Pawła II 45A lok. 56

01-008 Warszawa

Opracowanie publikacji: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 50, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2025

Wydanie I