Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Magda i Emil spotykają się w klubie fitness.
Magda to rozwódka oszukana i zdradzona przez męża, który zachwiał jej wiarą w siebie i we własne możliwości, a zwłaszcza w kobiecość.
Emil to kawaler do poderwania, ale nie do zatrzymania. Pracę w fitness klubie traktuje jak miejsce do zdobycia bogatych, napalonych kochanek.
Losy tych dwojga krzyżują się przy worku treningowym, na którym ona wizualizuje swoje porażki, a on pomaga jej fizycznie się z nimi uporać, tak aby nie wyrządziła sobie większej krzywdy. Im dłużej ze sobą przebywają, tym bardziej ich do siebie ciągnie.
Niby przewidywalnie, ale nagle były mąż chce wrócić, a była kochanka, staje się zazdrosna i zaborcza.
Czy tych dwoje ma szansę na wspólną przyszłość, mimo piętrzących się przeciwności?
A może dobry duch, Marcin, zapobiegnie katastrofie?
Czy kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością (i bardzo zgrabnym tyłkiem) mogą dogadać się przy worku treningowym?
Mam ogromną przyjemność zaprosić Cię wspaniałej inicjatywy #ligadlaukrainy
Bierze w niej udział już ponad 50 osób! Patroni, osoby pracujące nad książką i ją promujące.
1 czerwca 2022 ruszyła akcja, w której i Ty możesz wziąć udział.
W dzień dziecka 1 czerwca ruszyła sprzedaż książki i e-booka, z których cały dochód zostanie przeznaczony na pomoc ofiarom tego, co dzieje się obecnie na Ukrainie. A dokładnie zostanie przekierowany do trwającej już akcji dla wioski Demydiv.
W pierwszych dniach wojny Ukraińcy zdecydowali się na nietypowy krok: celowo podtopili jedną z podkijowskich wsi. Otwarto pobliską tamę, a krótko potem miejscowe drogi i domy znalazły się pod wodą. W ten sposób udało się powstrzymać ofensywę Rosjan na ukraińską stolicę, ale Demydiv pozostał odcięty od dostaw jedzenia i leków. I to konkretnie tej wiosce pomoże każda osoba biorąca udział w akcji. Poniżej film pokazujący to, co mieszkańcom zostało z domów. Mówi się o nich anonimowi bohaterzy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 209
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Worek
treningowy
Monika Liga
Worek
treningowy
Copyright © Monika Liga
Katowice 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji wjakiejkolwiek postaci jest zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także foto-kopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Na stronach 183–184 zacytowano słowa piosenki Do it again The Chemical Brothers z albumu We Are The Night (2007).
ISBN 978-83-66680-51-7
PDF 978-83-66680-52-4
ISBN mobi 978-83-66680-54-8
ISBN epub 978-83-66680-53-1
www.monikaliga.pl
Redakcja: Anna Ignatowska, Roma Wośkowiak
Korekta: Roma Wośkowiak
Projekt okładki: Wielogłoska Katarzyna Mróz-Jaskuła
Skład i przygotowanie do druku: Wielogłoska Katarzyna Mróz-Jaskuła
Wykorzystano grafikę macrovector, www.freepik.com
Książki i e-booki kupisz na stronie
www.monikaliga.pl
Druk i oprawa: Perfekt – Gaul i wspólnicy sp. j.
Dla moich rodziców. Mamo, Tato – dziękuję za życie i wszystko to, dzięki czemu jestem tu, gdzie jestem.
Od wybuchu wojny w Ukrainie zastanawiałam się, jak dołączyć do akcji pomocy ofiarom najazdu rusków. Tak, wiem, że to niegramotne określenie, ale jak żadne inne pasuje mi do mówienia o nich obecnie.
Przeraziły mnie wydarzenia na naszej wschodniej granicy, a jako mocno empatycznej jednostce wręcz wywijały ze strachu flaki na lewą stronę i z powrotem.
W internecie wrzało, w telewizji pewnie też, ale nie posiadam tego medium. Ja sama milczałam na ten temat, nie czując, bym mogła powiedzieć o tym coś mądrego, wnoszącego odpowiednią treść.
Nie miałam możliwości przyjąć kogoś do mieszkania, bo warunki socjalne na to nie pozwalają.
Szukałam więc innego sposobu, aby pomóc. Pojedyncze, a nawet cykliczne wpłaty w banku nie realizowały tego celu tak, bym czuła, że robię coś znaczącego.
Pewnego dnia postanowiłam opublikować na stronie monikaliga.pl opowiadanie. Robię tak od początku istnienia mnie jako pisarki w sieci i uzbierało się tych opowiadań do bezpłatnego poczytania i posłuchania już całkiem sporo! Zaczęłam więc publikować początkowe części opowiadania „Worek treningowy” na stronie i odzew czytelników, z jakim spotkała się historia, zaskoczył mnie! Ta pogodna intryga bardzo przypadła do gustu, co potwierdziło moje podejrzenia, że czytelnicy potrzebują czegoś wesołego, ale i podniecającego do poczytania, bo pewnie większość reaguje obawą i strachem na to, co dzieje się u wschodnich sąsiadów.
I to wtedy kliknęło mi w głowie.
Wydam książkę dla Ukrainy! Hasztag #ligadlaukrainy
Od (prawie) zawsze tak właśnie robią artyści – tworzą na przekór i przeciwko wojnie!
Miłość przeciwko złu!
Miłość jako siła przeciwstawna!
I takie podejście było baaardzo po mojemu.
Piszę o miłości. To temat przewodni moich książek, więc nie miałam co czekać na bardziej odkrywczy pomysł!
Wycofałam pierwsze odcinki opowiadania ze strony i postanowiłam je „rozpisać”. Tak mówię, gdy dopisuję do rdzennej historii to wszystko, co tworzy z niej wciągającą i pełnoprawną opowieść. Historia rosła, wydłużała się i tak oto mam przyjemność oddać ją w Twoje ręce.
Całość dochodu ze sprzedaży e-booka, książki papierowej i audiobooka będzie przekazana na pomoc ofiarom wojny w Ukrainie. Przekazana i przekazywana, bo mam dalekosiężne plany i nadzieję, że uda mi się je zrealizować. Na dzień wydania tego tomu książki wojna trwa, ale jej zakończenie nie będzie końcem potrzeb mieszkańców. Ten naród jeszcze bardzo długo będzie niósł krzyż wojny na plecach, w sercach i umysłach. Toteż planuję już kolejne tomy serii #ligadlaukrainy. Czas pokaże, w jakim stopniu uda mi się je zrealizować.
I tu pragnę podziękować dobrym duchom, które pojawiły się, gdy zaczęłam mówić głośno o pomyśle:
∙ Paulinie z @opetanaprzezslowa, która na co dzień zajmuje się #ligabooktour, patronatami i recenzentami moich książek, a przy tym projekcie skrzyknęła mocną ekipę Patronek i Patronów;
∙ Ani Ignatowskiej, która jest moją nieocenioną Czytelniczką Beta i z pełną wnikliwością czyta każdy tekst;
∙ Kasi Mróz-Jaskule z @wielogloska, która za symboliczną kwotę zrobiła projekt okładki, skład i łamanie tekstu oraz dedykowane zakładki;
∙ Romie Wośkowiak z @detektyw_slowny, która podobnie podeszła do wyceny redakcji i korekty tekstu (kilkukrotnej!);
∙ Patronkom i Patronom, których logo znajdziesz na skrzydełkach tej książki – zobacz, jaka to ekipa!
∙ Asi i Ani z @alaantkoweblw, które pozwoliły mi dołączyć do akcji pomocy wiosce Demidów w Ukrainie;
∙ Czytelniczkom i Czytelnikom, którzy nieustająco dopingują mnie w pisaniu i nie pozwalają spocząć na laurach;
∙ I Zuzce, która jest moją muzą i pierwszym krytykiem, ale jest zbyt skromna, by pozwoliła przedstawić siebie z nazwiska – kocham Cię Zuzka!
Dziękuję wszystkim, bo bez Was ta książka nie dostałaby takiego rozpędzającego kopa :)
Wyprowadzała ciosy z impetem. Waliła w worek gołymi pięściami i czuła, jakby okładała nimi swoją przeszłość.
Dotąd w siłowni korzystała wyłącznie z urządzeń, głównie z bieżni. Dziś jednak potrzebowała czegoś, co wyeksploatuje pokłady wściekłości. Wybrała więc worek treningowy.
Jeden z paznokci, czy właściwie jego żelowa nadbudowa, wyprysnął w bok, po chwili odbił się od podłogi.
– Kurwa mać – zaklęła, marszcząc nos. – Taki ładny byłeś, ale się spierdzieliłeś.
Magda. Lat dwadzieścia trzy. Długonoga i długowłosa blondynka. Kobieta tuż porozwodzie, który wciąż negatywnie bulgotał w jej ciele i duszy.
To małżeństwo od początku było pomyłką, która nastąpiła pod wpływem zauroczenia Krzyśkiem. Oboje nie słuchali, gdy rodzice tłumaczyli, że ślub w wieku osiemnastu lat, to zbyt poważny i mało przemyślany krok.
Dla nich liczyło się tylko to, co czuli w sercach i duszach – młodzieńczą miłość, która nimi zawładnęła. Wiedzieli lepiej. Byli już pełnoletni i nie potrzebowali rad. Tak sądzili.
Był kościół, biała suknia i welon, bo przecież bez Boga nie ma prawdziwego małżeństwa. Niestety i on nie pomógł.
Decyzję o ślubie podjęli po dwóch miesiącach znajomości, a małżeństwo przetrwało ledwie pięć lat. Miłość wygasła dużo wcześniej, zmieniając się w niechęć, w końcu w nienawiść.
A miało być tak wspaniale. Mieli podbić świat. Szczęście miało być im pisane, bez opcji na zły scenariusz. Tylko radość, przeplatana drobnymi zmartwieniami.
Stało się inaczej. Drobne konflikty zaczęły urastać do rangi problemów nie do pokonania. Większość wynikała z faktu, że Krzysztof nie chciał mieć potomstwa. Uważał bowiem, że zbyt wiele zła jest na świecie, by powoływać nań kolejne istnienie. Mówił, że jeśli inni mają takie pragnienia, to ich zmartwienie. On chciał spędzać czas tylko z Magdą. Mieli być zapatrzeni w siebie, ewentualnie patrzeć w jednym, wspólnym kierunku. Nikt nie miał im w tym przeszkodzić. W szczególności dziecko.
Z czasem jednak coraz mniej ich łączyło. Tematy do rozmów się wyczerpały. Seks stał się tym, co odrzucało najsilniej. Pożądanie zniknęło. Magda nie pragnęła już Krzysztofa, bo po co? Seks spłycił się do poziomu potrzeby fizjologicznej. Więź psychiczna już dawno prysła niczym bańka mydlana.
Rozbieżne marzenia pokonały węzeł małżeński. Poluzowały go, w końcu skruszyły.
Świat Magdy legł w gruzach w momencie, gdy Krzysztof oznajmił jej pewnej niedzieli, że odchodzi do innej kobiety. Młodszej, bardziej mu przychylnej. Powiedział: „Potrzebuję kogoś, z kim więcej mnie łączy”. Najmocniej połączył potomek, którego tamta nosiła pod sercem.
Magda poczuła się, jakby założono jej na głowę worek foliowy i odcięto tym samym dopływ tlenu.
Najpierw były łzy rozpaczy, dokompletu torsje i niechęć do jakiegokolwiek działania. Najchętniej nie wstawałaby z łóżka, tylko usnęła głębokim, pozbawiającym czucia snem. Najlepiej nazawsze. Stan, który wzięła za depresję, ewoluował, zmieniając się wzłość, a w końcu we wściekłość.
– Pani Magdo. – Instruktor wyrwał ją z zapętle-nia w gorzkich myślach, które odbijały się w mocy uderzeń w worek. – Chce pani palce połamać? Tego sprzętu używa się w ochraniaczach.
– Ma pan rację, panie Dareczku – zreflektowała się. – Wkurzona jestem jak jasny gwint. Musiałam się wyżyć, bo pięć kilometrów na bieżni nie pomogło.
– Rozumiem. – Pokiwał głową i potarł brodę. – Chce pani jeszcze poboksować?
– Bardzo – przyznała z miną niewiniątka, która niewiele miała wspólnego z morderczymi instynktami, jakie w niej buzowały. – Zwłaszcza w byłego męża.
– Dobrze. – Na twarzy instruktora widziała pełne zrozumienie dla szalejących emocji. – Podeślę pani Emila z ochraniaczami – dodał, rugając Magdę wzrokiem. – Do tego czasu nie tyka pani worka! Proszę iść napić się wody, odetchnąć i za pięć minut wrócić.
Uśmiechnęła się, walcząc z pokusą, by jeszcze raz przywalić w worek.
– Dobrze – mruknęła dosiebie pod nosem. – Poczekam. Pójdę do szatni i uzupełnię płyny. Worek później zabiję. Jeśli mi się spodoba, to następnym razem przykleję do niego zdjęcie mojego byłego.
W szatni przetarła twarz ręcznikiem, ścierając pot. Napiła się kilka łyków wody, po czym spokojniejsza i gotowa na zmasakrowanie worka wróciła na salę.
Była poranna godzina, więc siłownia świeciła pustkami. Wysoki standard ośrodka sportowego i ceny, jakie tutaj obowiązywały, odstraszały spoconych małolatów. O tej godzinie poza nią ćwiczyły tylko dwie kobiety i jeden mężczyzna. Wszyscy troje w wieku około czterdziestu lat. Jedna z kobiet trenowała pod okiem trenera osobistego.
Magda zawsze zastanawiała się, jak by to było mieć do dyspozycji kogoś, kto pilnuje cię inarzuca ilość powtórzeń. Na pewno byłoby to motywujące i pomagało wytrwać w wysiłku. Chociaż obecnie nikt nie musiał jej namawiać do wyżycia się fizycznie. Mordercze instynkty domagały się urealnienia, nawet gdyby ofiarą miał być worek treningowy.
Lubiła tu przychodzić również dlatego, że ćwicząc, nie musiała się obawiać obmacujących ją wścibskich spojrzeń. Instruktorzy byli porządnie przeszkoleni i uczuleni na nadmierne ambicje swoich podopiecznych. Gdy tylko któryś zbytnio się forsował, dostawał reprymendę niczym uczniak.
Magda poprawiła czarną, plastikową sprężynkę, którą spięła włosy. Topem dokładniej okryła stanik. Od ekspresyjnych ruchów jego obrzeże wystawało z dekoltu. Czuła, że jest gotowa wyrzucić z siebie złe emocje i przelać je na worek treningowy – obecnie symbol eksmęża.
Jednak to, co zobaczyła po powrocie na salę, zaskoczyło ją kompletnie, wprawiając w osłupienie. Obok worka stał mężczyzna odwrócony do niej tyłem.
Właściciel najkształtniejszego męskiego tyłka pod słońcem – Uśmiechnęła się do siebie w duchu.
Zawiesiła wzrok na jego pupie i na tej właśnie czynności została przyłapana. Nie zdążyła w porę odwrócić oczu. Wszystko przez porównanie tego seksownego tyłeczka z zadkiem byłego męża, który z tym tutaj nie miał żadnych szans. Emil był doskonały.
– Ponoć chce pani poboksować? – zapytał mężczyzna, obrzucając Magdę kpiącym spojrzeniem czarnych oczu.
I po zachwycie. – Wkurzyła się, bo była przyzwyczajona do bycia traktowaną w zupełnie inny sposób. – Obcy facet. Mój instruktor – warczała w myślach. – Płacę mu, a on tak bezczelnie mnie obcina wzrokiem?!
– Dzień dobry. – Postanowiła zachować dystans. – Pan Emil jak mniemam?
– Dokładnie. – Nie uśmiechał się już, trafnie odczytując zachowanie kobiety. Jednak jego oczy, nadal przymrużone i skupione, jawnie z niej kpiły. – Mam przypilnować, by się pani nie uszkodziła.
Nie zareagowała na żart. Stan psychiczny i nastrój, w którym Magda tkwiła od miesięcy, nie kwalifikował jej do flirtowania nawet z takim przystojniakiem. Wściekłość, którą czuła przez większość dnia, teraz w niej wrzała, podgrzana głupim zachowaniem tego mężczyzny. Postanowiła, że nie będzie się odzywać. Zastanawiała się również, czyją twarz będzie widziała na worku treningowym. Eksmęża czy może jednak tego tu obecnego, Emila.
– Zacznijmy od ochraniaczy. – Instruktor podniósł je z podłogi i podszedł do Magdy. Uwięził ją spojrzeniem. Znów uśmiech błąkał mu się po twarzy. – Ręka – rzucił krótko.
Podała dłoń. Odruchowo. Bez zastanowienia.
Jak pies, któremu wydano komendę! – złajała się w duchu. – Jak suka!
– Umawiamy się, że wykonuje pani moje instrukcje. – Trochę zbyt mocno zacisnął pasek, zaczepiając go przy pomocy rzepu okalającego jej nadgarstek. – Jeśli będzie inaczej, przerwę trening. Druga ręka.
Wykonała polecenie, zaciskając szczęki.
– Walisz – rzucił krótko, odstępując krok w tył. Płynnie porzucił oficjalną formę zwracania się per „pani”. – Pokaż, co źle robisz.
W odruchu na te słowa miała ochotę przywalić, tyle że nie w worek, a w Emila. Wycelować w jego szczękę i uderzyć prawą pięścią, a po chwili poprawić lewą. Odwróciła się jednak w kierunku worka i uderzyła z całą mocą raz, drugi i trzeci.
– Dobra, przestań – rzucił krótko. – Po pierwsze dłonie.
– Co z nimi? – warknęła.
– Zginasz nadgarstek, to jedno – wyliczał spokojnie, biorąc jej dłoń we własne. – Nie odginaj go. Nadgarstek ma być w linii prostej z przedramieniem. – Zacisnął palce w miejscu, o którym mówił, po czym klepnął w nie dla podkreślenia słów. – Wyciągnij kciuk na zewnątrz, chyba że chcesz go sobie wybić. – Znów pokazał, o co mu chodzi. – Wyprowadzaj ciosy kośćmi palca wskazującego i sąsiedniego, nie z całej pięści. To na początek. Zapamiętałaś, czy powtórzyć?
– Zapamiętałam. – Musiała przyznać, że zaskoczył ją tym, że aż tyle zauważył w ciągu kilkunastu sekund.
– Zacznijmy od rozgrzewki.
– Okej – zgodziła się ostrożnie.
– Stań prosto i wykonuj ruchy ramion. – Podszedł do Magdy, stanął za jej plecami i dłońmi zmusił barki do zataczania okręgów w tył.
Czuła delikatny ucisk jego palców na swoich barkach. Nie potrafiła odbierać tego jak instruktaż. Bardziej jak pieszczotę. Czy zawsze dotykał klientki w ten sposób? Czy tak można? Dla Magdy było to zbyt intymne. Spięła ramiona, a on musiał to wyczuć.
– Dobrze – mruknął, przerywając galop jej myśli.
Nie powinien mruczeć – myślała. Tembr jego głosu skojarzył się jej z całkowicie inną sytuacją. Z seksem. – Czy tak samo wypowiedziałby słowo „dobrze”, gdybym uklękła przed nim i… Jasny gwint! O czym ja myślę? – zrugała samą siebie.
I wtedy przyszła kolejna myśl, że nie kochała się z mężczyzną od roku. Od roku! Nadmiar energii seksualnej ją rozsadzał.
Może to nie złość naKrzyśka. – Zabłysło jej w głowie. – Może to po prostu niewyżycie seksualne.
– Teraz się pochyl. – Znów erotycznie zabrzmiało to wuszach Magdy. Dwuznacznie. – Zataczaj dłońmi okręgi, jakbyś mieszała wodę wwiadrach.
To już było mniej seksualne.
Później przyszła pora napajacyki, przysiady, rozgrzanie bioder, kolan i nadgarstków.
Już po samej rozgrzewce była spocona i zdyszana.
– Możemy zaczynać. Pokażę ci, jak to robić.
Znów nie wiedziała, czy się z nią droczył. Z wyrazu twarzy niewiele zdołała wyczytać. Jedynie roześmiane ogniki w jego oczach świadczyły o tym, że bawi go ta sytuacja.
I po co ja siebie okłamuję? – westchnęła i przymknęła na chwilę oczy. – Intryguje mnie ten facet i pobudza. Tak zwyczajnie, jak napaloną babę i nic ponadto.
– Przyglądaj się pochyleniu mojego ciała i ruchowi ramion. – Teraz Emil rozgrzewał mięśnie. Może tylko oszczędniej niż to nakazał Magdzie. – Powtórzysz to w sześciu interwałach po mnie. Zwróć uwagę na uniki.
I zaczął bić w worek, choć dla Magdy wyglądało toraczej, jakby tańczył z przeciwnikiem.
Pierwszą serię wykonał w wolnym tempie, by po kilkudziesięciosekundowej przerwie naprzeć na worek szybciej. Każda kolejna seria była coraz bardziej skomplikowana, ekspresyjna i głośniejsza. Wyglądał tak, jakby zapomniał całkowicie o obecności Magdy. Zapomniał się wuderzeniach, uskokach i świszczących oddechach. Magda z zapartym tchem podziwiała pracę mięśni pleców, ra-mion i ud.
W czasie całej drugiej serii patrzyła już tylko na jedną część jego ciała – natyłeczek. Poczuła suchość w gardle. Zachwycona przyglądała się unikom instruktora przed rozbujanym workiem, a w końcu kopniakom, którymi okładał rozhuśtaną skórę wypełnioną granulatem.
– Teraz ty. – Odpiął rzepy na nadgarstkach i zdjął ochraniacze. – Zaczynaj!
Zamrugała powiekami, starając się wrócić do rzeczywistości. Wyprowadziła prawy prosty, później lewy. Powoli, jak wcześniej pokazywał.
– Pochyl się do przodu. – Naparł na szyję Magdy dłonią. Śliskie palce zjechały po jej spoconym ciele.
Pochyliła się posłusznie, uderzając miarowo.
– Łokcie wyżej. Schowaj głowę głębiej w ramiona. – Klepnął ją w łokieć, wkurzając tym przy okazji.
Zacisnęła szczęki, przyspieszyła uderzenia.
– Wyprowadzaj uderzenia stąd. – Bez uprzedzenia podszedł do Magdy odtyłu, objął ją w pasie dłońmi, jedną przesunął na brzuch. – Stąd startuj oddechem. Wyrzucaj powietrze w momencie uderzenia. Same ruchy wyprowadzaj z nóg. Mają wciąż pracować. – Przesunął dłonie na uda dziewczyny. – Przerwa.
Z ulgą przestała uderzać. Nie wiedziała, że prawidłowo wykonane ciosy angażują aż tyle energii.
– Druga seria rozgrzewająca.
To wciąż rozgrzewka? – jęknęła w duchu. – Cholera.
Pół godziny później zmęczona i wyzuta z uczucia wściekłości powlokła się do szatni. Stała długo pod prysznicem. Było jej błogo, gdy macki zmęczenia i rozluźnienia powoli oblepiały umysł i ciało. Jedno tylko nie dawało spokoju – podniecenie.
Dawno nie była dotykana przez mężczyznę. Przez tak męskiego samca. Nigdy nie zdradziła Krzyśka. Był jej pierwszym i jak dotychczas jedynym mężczyzną. Nie miała porównania. Nie wiedziała też, jak ona sama wypadała w łóżku na tle innych kobiet. Kiedyś seks ją cieszył. Potem przestał.
Ciekawe, jaki jestw te klocki – myślała, zamykając oczy i nakierowując twarz pod gorące kropelki wody. – Delikatność odwrotnie proporcjonalna do siły fizycznej? Długodystansowiec czy sprinter? Ma długiego, może grubego…
Jej dłoń sama powędrowała na brzuch i niżej. Woda obmywająca ciało pieściła skórę, drażniła uderzeniami gorących kropel. Jęknęła, gdy palce dotarły między uda. Czuła, jaka jest pobudzona.
– Cholera – warknęła, przestawiając strumień ciepłej wody na lodowaty i poddając się torturze otrzeźwienia. – Spadam stąd.
Wybiegła z siłowni. Chciała znaleźć się z dala od źródła pokusy. Od obcego człowieka, który obudził jej ciało. Była przekonana, że jej popęd seksualny umarł wraz z odejściem Krzyśka. Nie podobało się jej to, co poczuła przy tym obcym mężczyźnie.
– Przecież ja się nawet nie masturbuję! – krzyknęła zamknięta w bezpiecznej przestrzeni czerwonej hondy. – Co mam zrobić z rozdygotaniem w brzuchu?! – Przekręciła kluczyk w stacyjce, odpalając auto. – Zakupy pomogą! Zawsze pomagają!
***
Emil próbował przekonać samego siebie, że Magda nie zrobiła na nim wrażenia. Owszem, była atrakcyjna, ale kolokwialnie rzecz ujmując – nie leciała na niego. A jeśli nawet, to skrzętnie to ukrywała.
Większość kobiet, których był trenerem, kokietowała go. W kilku przypadkach zdarzyło się, że dał się uwieść. Wtedy pozwalał im się zdobywać, co zwyczajnie go bawiło. On jako zdobycz i ofiara? Parsknął na myśl o takim określeniu. Owszem, pozwalał, by niektóre z kochanek tak właśnie o nim myślały. Dlaczego? Powód był banalny – były wtedy bardziej hojne, obdarowując go swoimi wdziękami. Zauważył, że gdy oddaje inicjatywę w ich wypielęgnowane paluszki, one dają siebie bez skrępowania i tak samo biorą w posiadanie jego ciało. Lubił taką odmianę. Zazwyczaj jednak to on był stroną dominującą.
Magda nie dała się „złapać” na uśmiech i spojrzenie, władcze polecenia, czy delikatny dotyk, gdy korygował jej postawę. Była podniecona i zainteresowana. Widział to wyraźnie, a raczej czuł. Jednak stłumiła podniecenie, przekuwając je w złość. Zaskoczyła go tym i to bardzo.
W momencie, gdy odwrócił się, by przywitać Magdę, i przyłapał ją na przyglądaniu się jego tyłkowi, był pewien, na jaki typ kobiety trafił. Od razu mu się spodobała. Zaczął układać plan, jak to zabierze ją do restauracji, by później przenieść się do mieszkania, a tam będzie czekać na nich szampan i wygodne łóżko. Rżnąłby ją do upadłego, a ona błagałaby go o więcej. Najpóźniej rano rozstaliby się, a on zmieniłby pościel na świeżą. Spotkaliby się później w siłowni, może powtórzyliby seks raz, góra dwa razy i to zakończyłoby ich znajomość.
Taki miał plan, lecz plan ten wziął w łeb w momencie, gdy Magda nie zareagowała na niego jak większość kobiet. Ona zacisnęła tylko usta, uniosła dumnie brodę i wyglądało na to, że zamknęła się w sobie. Dumna, ale wkurzona. Piękna, lecz o dziwo nieprzystępna.
Emil zdawał sobie sprawę z faktu, że jest – jak to usłyszał od którejś z kochanek – „niezłym ciachem”. Ładną buźkę dostał od matki natury, resztę wypracował sam poprzez treningi, zdrowy tryb życia, dietę, unikanie używek i odpowiednią ilość snu.
Nie miał stałej partnerki, bo nie chciał się wiązać. Nie potrzebował tego do szczęścia. Nie raz widział u znajomych coś, co skutecznie odstraszało go od dłuższych związków. Wybuch namiętności, wzajemne zainteresowanie, a po pewnym czasie uczucia gasły, zostawało przyzwyczajenie, wzajemne pretensje, a w końcu rozpad. Bywało, że na świat przychodziło dziecko, a ludzie trwali zazwyczaj w szablonie zwanym życiem rodzinnym, lecz to nie była jego bajka, nie tego pragnął. Wolał dobrą pracę, która była również hobby i sposobem na życie. Mieszkał wygodnie, nie narzekał na brak kochanek. Czegóż chcieć więcej?
I tylko ta mała kusiła go, bo odepchnęła go od siebie. Jej opór działał na Emila najsilniej. Nie zgrabny tyłeczek czy sterczący biust, ale właśnie to, że wzbudziła w nim instynkt łowcy.
Ciekaw był, czy przyjdzie na kolejny trening.
***
Wydała więcej pieniędzy, niż miała w planach. Chciała kupić puder, może jakiś cień do powiek. Coś tknęło ją, czy raczej kopnęło w tyłek, w momencie, gdy przechodziła obok sklepu z bielizną. Weszła do przytulnie urządzonego wnętrza, zaczęła rozglądać się pomiędzy wieszakami. Czuła się zagubiona.
– Kiedy ja ostatnio kupiłam stanik? – zadała sobie to pytanie szeptem. – Cholera. Dawno!
Ekspedientka podeszła do Magdy z uśmiechem.
– Czy mogę w czymś pomóc? – Jej mina wyrażała chęć niesienia pomocy.
Sprzedawczyni była bardzo przekonująca. Magda stwierdziła to, gdy wsiadając do samochodu, wrzuciła natylne siedzenie pięć papierowych toreb. Planowała zakup co najwyżej jednego stanika. Kupiła do kompletu dwie pary majteczek, pasek do pończoch, pończochy wykończone koronką i halkę. Była zadowolona mimo znacznego nadwyrężenia budżetu. Mimo że nie miała dla kogo wystroić się wte koronki.
Nigdy dotąd nie założyła pończoch. Krzysztof nie przepadał za frywolną oprawą kobiecego ciała. Wolał proste w kroju łaszki w kolorze czarnym lub białym. Bez udziwnień i ozdobników. Chciał, by Magda wyglądała dziewczęco i skromnie. Na początku podobało jej się to samcze zachowanie Krzyśka, w końcu przestało. Widziała iczuła jego dezaprobatę, gdy ubierała się w zbyt seksowne ikobiece łaszki. I nie dotyczyło to wyłącznie bielizny, lecz idekoltów czy zbyt krótkich spódniczek. Czasami zastanawiała się, czy nie wolałby jej odziać w jutowy worek, by inni na nią nie patrzyli, w szczególności mężczyźni. Do pewnego momentu to lubiła i schlebiał jej ten męski sposób reagowania. W końcu jednak poczuła, że nie wytrzyma zachowania Krzyśka, bo nie na tosię umawiali. Nie na ograniczenie wolności, a ewidentnie tym towłaśnie było – macho i jego własność, czyli ona, Magda.
Może to z tego powodu teraz tak bardzo cieszyły ją kupione koronki. Niepraktyczny pasek do pończoch był jej mentalnym środkowym palcem, którym pokazała Krzyśkowi, co myśli o nim i narzucanych jej dotychczas ograniczeniach.
Odpalając silnik, zganiła siebie za nurzanie się wzłoszczeniu się na niego i rozpamiętywaniu tego, co było. Postanowiła, że nie będzie już o nim myślała. Przecież odcięła przeszłość i przypieczętowała to rozwodem!
– Ciesz się tym, co masz, idiotko – mruknęła, ruszając w kierunku domu. – Carpe diem!
W głowie błysnęła jej myśl, że już niedługo będzie miała okazję założyć tę piękną bieliznę. Nawet jeśli zrobi to tylko i wyłącznie dla własnych oczu.
Przyłapał się na tym, że znów myślał o Magdzie. Zbyt często, zbyt intensywnie. Od Darka dowiedział się, że była rozwódką. Dzięki temu zrozumiał jej stan i nadmierną złość. Była pokiereszowana przez życie, jednak on lubił takie babki. Doświadczone, nieczekające na księcia z bajki. Z nimi układ był prosty. Seks za seks. Wymiana przyjemności. Rozrywka i zaspokojenie, bo niczego więcej nie pragnął.
Teraz potrzebował właśnie zaspokojenia. Porządnego rżnięcia bez długotrwałych wstępów i podchodów. To dlatego umówił się z Sandrą.
Założył jej ulubiony zestaw ciuchów – ciemne materiałowe spodnie i czarną koszulę z długim rękawem. Guzik pod szyją zostawił rozpięty. Jedyną ozdobą był srebrny zegarek.
Jak zwykle spotkają się w restauracji. Ona będzie go uwodziła każdym gestem i spojrzeniem. W końcu poczuje jej stopę na kroczu, wsuniętą między jego uda, ukryte pod obrusem. Już się cieszył na to spotkanie.
Mylił się. Sandra nie czekała długo z ostrzejszymi pieszczotami w miejscu, bądź co bądź, publicznym. Wkładała do ust każdy maleńki kęs kurczaka pojedynczo. Nabijała na czubek widelca, po czym oblizywała wargi i dopiero powoli brała do ust. Była tak na niego napalona, że stopa odnalazła jego krocze jeszcze przed przystawką. W efekcie skończyli na kieliszku czerwonego wina i sałatce z grillowanym kurczakiem. Emil zapłacił rachunek, by dołączyć do Sandry czekającej już na niego przy wyjściu z restauracji. Mieli przed sobą jeszcze tylko krótką drogę do jego mieszkania. Z premedytacją wybrał lokal usytuowany w pobliżu. Nie chciał, by partnerka „ostygła” w czasie drogi, więc zamówił jeszcze taksówkę. Chociaż dziś nie było takiego zagrożenia. Nie w przypadku Sandry. Drżała w oczekiwaniu, źrenice miała rozszerzone, oddech przyspieszony. Zarejestrował to wszystko w czasie, gdy stojąc na chodniku przed lokalem, czekali na spóźniającą się podwózkę.
I wtedy wydarzyło się coś zaskakującego.
Emil zwrócił uwagę na ruch osobnika zbliżającego się do niego. Ktoś biegł chodnikiem. Stopy miarowo uderzały w rudawe płyty drogi dla rowerzystów. To była kobieta. Ubrana w czarne legginsy opinające zgrabne nogi i czarną, obcisłą bluzę. Włosy spięła w kucyk, z uszu wystawały białe końcówki bezprzewodowych słuchawek. Jedynym jaskrawym elementem jej ubioru były wściekle różowe buty.
Emil cofnął się, pociągając za sobą Sandrę. Zeszli z toru biegnącej, która zbliżała się do nich. Otworzył usta z wrażenia, rozpoznając biegnącą kobietę. Chciał ją zatrzymać. Nie zdążył jednak nic zrobić. Minęła ich, pozostawiając w nozdrzach Emila swój rozgrzany zapach, a w uszach szum oddechu. Pobiegła dalej, a on odprowadził ją wzrokiem, nie mogąc oderwać oczu od pracujących miarowo pośladków i ramion opiętych czernią materiału systemowego. Najmocniej podziałał na niego widok kucyka. Kołysał się miarowo na boki. Wyobraził sobie, jak by to było trzymać za niego, pieprząc ją w pozycji od tyłu.
Reakcją na ten z pozoru niewinny obrazek, był napływ krwi do ud i wyżej. Wydawało mu się, że w przyspieszonym tempie krew pompowana była do krocza. Poczuł ból uciskanej materiałem męskości.
I to dziwne uczucie niepokoiło Emila najbardziej. Nie rozumiał, skąd się bierze potrzeba, by poznać Magdę. Nie tylko jej fizyczność, ale i to, co siedzi jej w głowie. Grunt pod jego nogami drżał i miał wrażenie, że cały świat rozbłysnął jaśniejszym kolorem. Nie podobało mu się to. Nie potrzebował komplikacji. Było mu dobrze i nie chciał niczego zmieniać.
Taksówka podjechała i zatrzymała się przy krawężniku. Magda dawno już zniknęła mu z pola widzenia. Mimo to wciąż patrzył w miejsce, w które skręciła, znikając za rogiem najbliższego budynku.
– Jedźmy, misiaczku. – Kobiece wargi musnęły jego ucho. – Tyle rzeczy chcę ci zrobić. – Sandra zdawała się nie zauważać rozkojarzenia Emila.
Ten zacisnął usta, obiecując sobie wduchu, że nie pomyśli już tego dnia o Magdzie. Ani dzisiaj, ani jutro. Nie da się zwariować żadnej kobiecie! Przyjdzie mu to z łatwością, bo ma przy sobie inną i to maksymalnie napaloną. Taką, która wyznaje te same poglądy co on.
Seks jest przyjemnością i na seksie ich znajomość się kończy. Sandrze takie zasady odpowiadały i żadne z nich nie chciało posunąć się dalej.
Zbyt mocno pociągnął drzwi samochodu, trzaskając nimi. Kierowca przyzwyczajony do podobnych zachowań klientów obrzucił Emila oburzonym wzrokiem, spoglądając we wsteczne lusterko. Nie zwrócił mu uwagi, bo zwyczajnie nie lubił daremnie strzępić języka.
– Dokąd jedziemy? – zapytał leniwie, włączając się do ruchu.
Emil podał adres i były to ostatnie wypowiedziane w samochodzie słowa. Droga nie była długa, więc po kilkunastu minutach jazdy szybko uregulował należność i dorzucił napiwek. Lubił dobrze wypaść w oczach kobiet, które miał zerżnąć.
Kutas rozsadzał mu spodnie i wiedział, że nie będzie bawił się w wydłużone gry wstępne. Nie przy pierwszym razie. Może przy drugim, może dopiero przy trzecim. Teraz nie mógł już się doczekać momentu, by znaleźć się z tą słodką cipką za drzwiami apartamentu i zerżnąć ją już w przedpokoju. Po prostu poczuć ulgę zanurzenia się w miękkim, gorącym wnętrzu.
W windzie przyglądał się jej rozchylonym, pociągniętym karminową szminką ustom i długim rzęsom wpółprzymkniętych oczu. Była gotowa, nie dała rady tego ukryć. Nie próbowała nawet. Objęła wypukłość przez materiał spodni i zacisnęła na niej palce. On też nie chciał powstrzymywać narastającej namiętności. Istniało co prawda zagrożenie wynikające z faktu, iż mieszkał w apartamentowcu na dziewiątym piętrze i ktoś mógł wsiąść do windy, i zastać ich w jednoznacznej sytuacji, ale miał to gdzieś. Przyparł Sandrę do ściany i wpił się w jej usta. Dłonią podciągnął sukienkę i aż jęknął z zadowolenia, nie natrafiając na żadną przeszkodę. Była bez majtek, stanika również nie wyczuł. Mile go tym zaskoczyła. Była w tym świetna.
– Niegrzeczna dziewczynka – sapnął jej w usta. – Z gołą pupą po mieście chodzić?
– Przy takim ochroniarzu mogłabym chodzić całkowicie naga. – Uśmiechała się zadowolona.
Nie chciał rozmawiać. W świntuszenie słowne mógł pobawić się innym razem.
Z ulgą przyjął wytracanie przez windę prędkości i pojedynczy dźwięk oznajmiający, że dojechali na dziewiąte piętro, po czym usłyszał szum odsuwającego się skrzydła.
Nie odrywając ust od jej warg, naparł na nią ciałem tak, by opuścili windę. Drzwi zamknęły się, a oni przyklejeni do siebie szli w głąb korytarza. Powoli, krok za krokiem. Skupieni na dotykaniu i smakowaniu siebie nawzajem.
Wymacał klucz w kieszeni skórzanej kurtki, której tego wieczoru ani na moment nie założył na siebie. Służyła mu niczym torebka kobiecie. Klucze, dokumenty, prezerwatywy, gumy do żucia. Szybko otworzył drzwi i tuż za progiem usłyszał dźwięk suwaka sukienki, gdy Sandra jednym ruchem wyswobodziła się ze śliskiego materiału, pozwalając opaść mu na podłogę. Uniosła obutą w elegancki but stopę i wyszła z okręgu materiału leżącego na podłodze.
Emil miał więcej sztuk odzieży na sobie. Rzucił niedbale kurtkę na podłogę i zdjął buty. Sprzączka paska podzwaniała cicho, gdy kobiece palce szarpnęły ją, by dostać się do twardego od dawna penisa.
Gdyby wiedziała, dla kogo tak zesztywniał.
W tym momencie nie miało to żadnego znaczenia. Liczył się wyłącznie ogień pożądania i to, by go ugasić.
Sandra wyciągnęła pasek ze szlufek spodni jednym szybkim szarpnięciem. W kolejnej chwili klęczała przed Emilem, patrząc mu z uśmiechem w oczy, zręcznymi palcami odpinając guzik spodni, a następnie rozporek. Wiedział, co stanie się za moment. Czekał na to z niecierpliwością. Odpinał guziki koszuli w pośpiechu, czując, że za chwilę zbytnio będą mu drżały dłonie. Nie będzie w stanie objąć małych krążków plastiku palcami i przecisnąć ich przez dziurki w materiale koszuli. Zdjął ją przez głowę i odrzucił za siebie. W tym momencie unieruchomiła go ustami, zastopowała spodniami układającymi się na podłodze u jego stóp. Zacisnął powieki i rozchylił usta z jękiem, gdy kobieta wzięła go powoli między wargi. Zassała, przeciągając po nim równocześnie językiem. Była w tym świetna. Wiedziała, z jaką mocą go dotykać, całować, by nie wystrzelił zbyt wcześnie.
Nie wytrzymał długo pieszczenia go w ten sposób. Wyszarpnął penisa z jej ust i dłoni. Radość i zaskoczenie mieszały się w jej oczach w oczekiwaniu na to, co będzie miało miejsce za chwilę. Bezbłędnie odczytała jego nastrój. Znała kochanka, więc wiedziała, że w takich momentach stawał się gwałtowny. Lubiła tę gwałtowność, mającą ostrą kontynuację w łóżku. Pomógł jej wstać z kolan, sam wyplątał stopy z nogawek spodni, sięgnął po kurtkę. Odnalazł prezerwatywę i rozdarł jej opakowanie zębami. Nie spuszczał podczas tego zajęcia wzroku z Sandry. Uwielbiała jego pociemniałe podnieceniem spojrzenie. Wiedział o tym.
Każda z jego dotychczasowych kochanek powtarzała mu, jakie piękne ma oczy. Przemknęła mu przez głowę myśl o Magdzie. Jaki kolor mają jej oczy, gdy się kocha? Czy ciemnieją jak jego? Może pozostają bez zmian? Jakiego koloru ona ma oczy? Nie pamiętał.
Pewnym ruchem dłoni zaciskał czubek prezerwatywy na szczycie penisa, drugą rozwijał cienki lateks. Nie musiał patrzeć, by zrobić to szybko i sprawnie. Wolał obserwować Sandrę i jej wygłodniały wzrok. To, jak oblizuje usta, nie odrywając rozpalonego spojrzenia od kutasa.
Wyglądała pięknie w szpilkach na wysokim obcasie. Jej wyrzeźbione latami ćwiczeń ciało prezentowało się dzięki obuwiu jeszcze piękniej. Wiedziała o tym. Z tego powodu właśnie nie zdjęła butów w drodze do sypialni.
Trzy kroki dzielące ją od łóżka pokonała tyłem. Jej wzrok błądził po jego wyrzeźbionej klatce piersiowej i mięśniach brzucha. Uwielbiała na niego patrzeć, szczególnie tuż przed tym, gdy miał znaleźć się w niej. Tuż przed galopem, w który wpadną za kilka chwil. Emil był młodszy od niej o kilka lat. Nie to było jednak ważne, lecz poglądy, które wyznawał. Jasne, że chciałaby go zachować dla siebie na zawsze, lecz wiedziała, że to nie taki typ mężczyzny. On musiał być wolny, czuć swobodę, żyć samotnie. Stała partnerka uwierałaby go, przeszkadzała w codzienności. Musiało wystarczyć jej tych kilka chwil razem. Miała nadzieję na to, że sporo takich momentów było jeszcze przed nią. Później pozostanie jej jedynie widok Emila podczas codziennych treningów w siłowni.
Odsunęła od siebie ponure refleksje, drżąc na myśl o tym, co nastąpi za chwilę.
Usiadła na brzegu łóżka, cofnęła się na przedramionach w głąb materaca, w końcu ułożyła na plecach. Jasne włosy rozsypały się na kołdrze, tworząc aureolę wokół jej głowy. Rozchyliła uda, zacisnęła palce na sutkach. Czekała.
Zawisnął nad nią na przedramionach, przedłużając tę chwilę. Zaglądał jej w oczy, wiedząc, że zaciśnie powieki i rozchyli usta w momencie, w którym się w nią wbije.
Dotknął cipki rozgrzanym czubkiem, wszedł w nią na kilka centymetrów i zamarł w bezruchu. Chciał, żeby go prosiła, gdy nie będzie już w stanie dłużej czekać.
Objęła go udami, łydkami przyciągając do siebie. Dłońmi, które delikatnie drażniły skórę pleców, próbowała go przybliżyć do swojego ciała. Trwał nadal w bezruchu, z uśmiechem wpatrując się w rosnące zniecierpliwienie Sandry.
– Emil – warknęła. – Zrób to wreszcie albo oszale…
Nie dokończyła. Nie pozwolił jej. Mocnym pchnięciem wbił się w mokrą cipkę, aż po same jądra. Zamarła z rozchylonymi ustami, w które wpił się swoimi. Dłońmi obejmując jej głowę, rozpoczął galop w tempie, który lubili najbardziej. Uderzenia wewnątrz ciasnej kobiecości przyspieszał miarowo. Wraz z każdym kolejnym pchnięciem z ust Sandry wyrywały się jęknięcia. Palce przyciągały go coraz mocniej, paznokcie wbijały się w skórę pleców, znacząc ją czerwonymi pręgami. Emil wiedział, że będą widoczne przez kilka kolejnych dni. Nie myślał jednak o tym. Parł ku światłu, którego bliskość już czuł. Rozpoznawał wrzenie w jądrach i dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Zrzucił jej uda z siebie, nie chcąc być ograniczanym w ruchach. Młócił biodrami coraz szybciej i mocniej. Towarzyszył mu coraz głośniejszy jęk kobiety, co podniecało go jeszcze bardziej.
Zakwiliła, naprężyła się, wygięła w łuk i zamarła. Uniosła go sobą ku górze. Tylko kilka centymetrów, lecz napięcie mięśni podczas orgazmu wyzwoliło w niej ogromną siłę. Skurcze jej wnętrza wciągnęły Emila w lej rozkoszy. Wbił się w ściskającą go cipkę jeszcze kilkukrotnie, zanim zastygł, dysząc z wysiłku.
Leżeli tak dłuższą chwilę. On na niej, ona z udami rozrzuconymi luźno naboki.
W końcu Emil zsunął się z niej, przytrzymując palcami obrzeże prezerwatywy. Padł na plecy, zużytą gumkę związał i rzucił na podłogę. Za chwilę odpłynie w rozluźniający sen. Oboje zapadną w drzemkę.
Później powtórzą wspólny orgazm. Może raz, może nawet i dwa razy.
Było grubo po północy, gdy Sandra opuściła jego mieszkanie i wsiadła do taksówki, by wrócić do siebie. Nie lubił, gdy kobiety zostawały u niego na noc. To zaburzało rytm jego życia. Był samotnikiem, miał swoje zwyczaje. Nie zniósłby nieładu w pokojach, poprzestawianych w łazience rzeczy osobistych. Widok różowej szczoteczki do zębów raziłby go, ilekroć używałby swojej. Lubił ład iporządek.
Kuchnia była dla niego niczym laboratorium, w którym przygotowywał pełnowartościowe posiłki. Każdy ze sprzętów wybierał długo, precyzyjnie dopasowując dowłasnych potrzeb.
W jego życiu nie było miejsca dla kobiety. Nawet tak intrygującej, jak Magda.
– Magda! – prychnął pod nosem, kierując kroki do kuchni. – Że też musiałem trafić na nią. O co chodzi z tym babskiem? Przecież nie jest piękna. Pojebało mnie!
Otworzył lodówkę i sięgnął po piwo. Jedno małe nie zaszkodzi dzisiaj. I tak pił już alkohol w restauracji.
Z butelką w ręce przeszedł do salonu, wciskając po drodze przycisk PLAY na staromodnej wieży. Nie uznawał utworów spłyconych formatem MP3. U niego grała muzyka odtwarzana z płyt kompaktowych. Wyłącznie! Kolekcję kilkuset płyt przechowywał w zaprojektowanej przez siebie szafce. Nie wyobrażał sobie, by damskie palce dotykały cennych, srebrnych krążków.
Z głośników popłynęły dźwięki głębokiego głosu Barry’ego White’a. Pozytywne, idealne na tę noc. Być może bezsenną. Nie martwił się tym. Następny dzień miał mieć wolny od pracy. Spędzi go przyjemnie. Pobiega, ugotuje sobie coś smacznego, może obejrzy film w kinie.
Emil rozsunął drzwi tarasowe i wyszedł w chłód nocy. Otuliła go ciemność. Nie zamierzał się ubierać. Nagość była idealnym stanem w tej chwili.
Opadł na wygodny leżak i zapatrzył się w gwiazdy. Pociągnął łyk piwa i westchnął.
– Magda…
Po powrocie do domu rzuciła papierową torbę wraz z jej drogą zawartością w kąt.
– Co mnie napadło?! – warczała pod nosem, zadając to pytanie odbiciu w lustrze. – Zakupy pod wpływem czego? Chuci? Niezaspokojonego popędu płciowego? Przecież to nie moja bajka! Ja nie jestem taka!
Stwierdziła, że kolejnym dobrym sposobem na oderwanie się od uporczywych myśli o Emilu, będą porządki. Po rozwodzie to jej przypadło mieszkanie, a właściwie segment. Osiemdziesiąt metrów kwadratowych, a na ich powierzchni kilka pomieszczeń, do tego żwirowy podjazd przed wejściem i podłużny ogródeczek za budynkiem.
Nie raz pomyślała, że ma po prostu więcej szczęścia niż rozumu. Jej rodzice przewidzieli nietrwałość małżeństwa zawartego w tak młodym wieku. Uparli się, że umowa kredytowa będzie podpisana przez nich. Oni będą płacili raty kredytu i staną się właścicielami nieruchomości. Mieli rację, teraz to rozumiała.
Od rozwodu płaciła już raty samodzielnie. Kredyt został przepisany na nią, bo, jak stwierdzili, teraz córka była już na to gotowa. Jeszcze kilkanaście lat i stanie się dumną właścicielką nieruchomości. Dzięki temu miała teraz gdzie mieszkać i nie musiała dzielić się nieswoim, na papierze, majątkiem.
Tak naprawdę, to miała wszystko, czego potrzebowała do szczęścia. Świetną pracę, przyjaciół, swój kąt do życia i zainteresowania. Hobby, którym było bieganie, czasami siłownia, ewentualnie pływanie. Odpłynięcie w świat przedstawiony w książce z kubkiem kawy w dłoni, był ulubioną rozrywką. Czytała dużo, praktycznie w każdej wolnej chwili.
Zdawała sobie sprawę z faktu, że była samotniczką. Lubiła towarzystwo innych, lecz o wiele bardziej ceniła sobie samotność. Nie dla niej były imprezy i spędy ludzi, bo była na to zbytnią introwertyczką. O to między innymi miał do niej pretensje Krzysiek. On bawił się świetnie na imprezach i był duszą towarzystwa. Zabawiał gości, dowcipkował, a ulubioną rozrywką było karaoke. Oczywiście z nim fałszującym piosenki w roli głównej. Magda wolała trzymać się na uboczu. Drażniły ją wybuchy wesołości, podrasowane alkoholem i owczym pędem „wszyscy piją, więc i my musimy!”.
Kiedyś byłaś bardziej rozrywkowa – zarzucił jej w ostatnim roku trwania małżeństwa.
Podczas rozprawy rozwodowej przekonała się, że była to jedna z najbardziej rzucających się w oczy cech charakteru jego nowej wybranki. Młoda kobieta rechotała wesoło, ilekroć Krzysztof otworzył usta. Nawet na kaszlnięcie reagowała śmiechem.
Cóż. Ona sama aż tak nie mogłaby się zmienić dla mężczyzny.
Teraz pierwszy atak sprzątania przypuściła na kuchnię. Uwielbiała gotować i fascynowało ją łączenie warzyw z przyprawami, poddawanie ich obróbce cieplnej. To, jak zmieniały smak pod wpływem temperatury. Jak z pozoru prostych warzyw można było skomponować coś wyśmienitego i pożywnego. Nie jadła mięsa. Nie mogła na nie patrzeć. Nie akceptowała widoku surowych kawałków zwierzęcego trupa w kuchni. Był to kolejny gwóźdź do trumny, w której pochowała swoje małżeństwo.
Gotować umiała, lecz nie potrafiła tego robić bez bałaganienia przy okazji. Usprawiedliwiała się przed samą sobą, że gotując, wpadała w twórczy szał. Była jak artysta malarz i tylko warzywa zastępowały farby, płótnem stawały się talerze. A że przy okazji i innym sprzętom się obrywało, to i sprzątania miała teraz sporo.
Po półtorej godzinie spocona, ale i zadowolona z siebie, stanęła w drzwiach kuchni. Podpierając się pod boki, podziwiała efekt pracy. Kuchnia lśniła czystością.
– Teraz można bałaganić od nowa – oznajmiła ścianom. – Dobra, pora nałazienkę.
Tak naprawdę, to obeszłoby się bez gruntownych porządków. Nie wiedziała jednak, co ma począć z energią, która ją rozsadzała. Najzwyczajniej w świecie musiała dać sobie w kość. Później pójdzie pobiegać. Dzięki temu pośpi w sobotę dłużej, a po śniadaniu odwiedzi rodziców. Jeśli nie w sobotę, to w niedzielę.
Całkiem zgrabny plan. – Uśmiechnęła się do siebie w myślach. – Byle wyrzucić z głowy ten zgrabny tyłek.
Westchnęła i ruszyła w kierunku łazienki.
***
Następnego dnia skapitulowała.
Mimo zmęczenia ciała sprzątaniem, a w końcu wykańczającym biegiem, nie spała zbyt dobrze. Nawet test Coopera nie zmógł jej tej nocy. Zawsze działał nasennie, alenie tym razem.
Przestała przed sobą udawać. Ciągnęło ją nasiłownię. Chciała zobaczyć Emila i mimo złości o to nasiebie, późnym popołudniem spakowała torbę z ubraniami, butami i ręcznikiem.
– Jaka ja słaba jestem – jęknęła, przekręcając kluczyk w stacyjce. – Brak silnej woli. Ech.
Pół godziny później zaparkowała przed fitness klubem. Wkurzona na siebie, zrezygnowana, ale również podekscytowana. Długo starała się nie przyznawać przed samą sobą do tego, po co tu przyjechała.
Wchodząc, opanowała chęć rozglądania się w poszukiwaniu człowieka, dla którego zjawiła się w siłowni w to sobotnie popołudnie. Nie robiła tego, mimo że szyja wręcz swędziała ją od potrzeby poruszania głową na boki. Gdyby nie telefon, który rozdzwonił się w kieszeni kurtki, przegrałaby ze sobą.
– Przyjedziesz dzisiaj donas, prawda? – Mama Magdy niby pytała, ale tak naprawdę przypominała o rytuale odwiedzin. – Będzie prababcia, a wiesz, jak ona cię uwielbia!
– Wiem, mamo. – Magda aż klepnęła się w czoło. Jak mogła zapomnieć o rocznicy rodziców?! Było jej wstyd, ale na całe szczęście już od kilku miesięcy miała kupiony prezent dla staruszków, jak i dla prababci. – Dla prababci mam ręcznie malowany obrazek Matki Boskiej.
– To wspaniale, dziecko – słyszała czułość wgłosie mamy. – Zawsze pamiętasz o prababci.
– To do wieczorka, mamuś. Pa.
Była oczkiem w głowie nestorki rodu. Nic niezwykłego, gdy nie miało się konkurencji w postaci wnuków, jak i prawnuków. Od trzech pokoleń w rodzinie rodzili się tylko jedynacy od strony mamy, jak i taty.
Cóż, na mnie ród się skończy, bo na matkę to ja się nie nadaję – myślała, wkraczając do sali treningowej. – Chyba nawet jako ciotka byłabym marna.
Pomieszczenie było przeszklone i jasne dzięki światłu dziennemu, co jeszcze bardziej zachęcało do aktywności fizycznej. Magda podejrzewała, żewszystkie zasady feng shui zostały tutaj zachowane. Ktoś bardzo mądrze przemyślał ustawienie urządzeń do ćwiczeń, kolory w pomieszczeniu oraz obłe linie ścian. Krzywizna sufitu przyciemniającego się i delikatnie obniżającego ku saunom powodowała wyciszenie myśli, zmianę nastroju i przygotowanie na relaks po wysiłku. Łagodna muzyka, która płynęła ze zręcznie umiejscowionych wsuficie i w ścianach głośników, była dopełnieniem spójności elementów. Każdy detal otoczenia wydawał się dopasowywać do nastroju człowieka, nie narzucać się przepychem, a jedynie zaspokajać potrzeby zmysłów.
Postanowiła zacząć trening spokojnie od rozruszania mięśni nóg. Wybrała orbitrek magnetyczny. W sam raz, by przyspieszyć pracę serca i podgrzać odrobinę ciało.
Minuta, pięć, dziesięć minut treningu. Czuła się coraz bardziej rozgrzana, gotowa na cięższy wysiłek. I wtedy zauważyła znajomą sylwetkę. Tylko kątem oka, więc nie miała pewności, że to Emil.
– Nie spojrzę – szepnęła pod nosem. – Nie ma siły, żebym popatrzyła.
Przyspieszyła jeszcze bardziej, obierając tempo ponad własne siły. Zamknęła oczy i skupiła się na wysiłku.
– Hej.
Dobiegł ją zza pleców głos. Poznała, to był Emil. Jego głęboki tembr, jakby ją uwodził tym jednym słowem. Straciła idealne tempo ćwiczenia. Równowaga zachwiała się, noga zsunęła z podgumowanej podpory. Zdenerwowanie wywołane bliskością człowieka, którego chciała przecież spotkać, spowodowało dziwną reakcję organizmu. Krew zaszumiała wuszach, oddech spłycił się, a gardło zablokowała gula.
Pozwoliła urządzeniu, na którym ćwiczyła, by wytraciło prędkość, a obroty pedałów ustały. Nabrała jeszcze dwa głębokie, przywracające odrobinę trzeźwości umysłu, oddechy i dopiero odwróciła się ku Emilowi. Stał za nią, zdłońmi zaplecionymi pod piersiami. Musiała przyznać, że klatka piersiowa przyciągała wzrok i wołała o dotyk. Tak kształtny męski tors oglądała dotąd na reklamach. Ciało, które najchętniej polałaby oliwką, a tę rozsmarowywała w kierunku dolnych partii ciała.
– O! Cześć. – Uśmiechnęła się, udając zaskoczenie.
O czym ja myślę?! – nakrzyczała na siebie w myślach. – Przestań mu się tak przyglądać, idiotko! Przecież musisz mieć dwa chuje zamiast oczu!
– Zmieniłaś trening? Nie spodobało ci się boksowanie?
Widziała zawód w oczach Emila. Nie wiedziała, co powiedzieć. Podobał jej się, ale przecież nie przyzna tego. Wolała milczeć, bo nie potrafiłaby wiarygodnie skłamać. Zamilkła więc taktownie, uśmiechając się i rumieniąc.
Jak ona nie cierpiała tej przypadłości! A myślała, że po liceum przejdzie jej oblewanie się rumieńcem. Przeklęte policzki.
Złamał postanowienie.
Miał spędzić leniwie dzień, ugotować sobie coś dobrego, do tego obejrzeć jakiś film, ewentualnie kilka odcinków serialu. Wyszło inaczej, bo już o godzinie ósmej był na nogach. Ubrał się w ciuchy do biegania i włączył reset myśli. Resetem był bieg na tyle szybki i męczący, by skupić się na oddechu, trafianiu stopami w odpowiednie miejsca na podłożu i wsłuchiwanie się w szum krwi w uszach.
Pierwszych piętnaście minut sprawiło średnią frajdę. Jednak po upływie tego czasu coś zaczęło się zmieniać w ciele i umyśle. Oba te zazębiające się na co dzień byty zlewały się w jedno. Umysł stawał się ciałem, a ciało umysłem. Myśli odpływały, mózg skupiał się na funkcjach życiowych. Liczył się oddech, bicie serca, praca mięśni i ich zharmonizowanie. Biegł, nie myśląc. Zmienił się w oddech, w pulsowanie krwi w żyłach.
Nadmiar energii skutkował zwyżką formy fizycznej. Godzina biegu minęła szybko. W drodze do domu zaatakował go głód. Po wysiłku, z pustym żołądkiem planował pożywne śniadanie. Jajecznicę, do tego dwie kromki pełnoziarnistego pieczywa, grillowana pierś z indyka i sałatka z pomidorów.
– Do kompletu czarna kawa i kandyzowane płatki mango na deser – mruczał do siebie, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze windy.
Uwielbiał ten stan. Nadprodukcja endorfin rozjaśniała myślenie i odbiór świata zewnętrznego. Świadomość płuc po biegu była tak dojmująca, że skupiał się na wdychaniu powietrza, zatrzymaniu go i powolnym wydechu. Wszystko po to, by poczuć zakamarki ciała, które wypełniał oczyszczający tlen.
Lepszy był tylko seks.
Wyłącznie w chwilach, gdy rżnął panienki, doznania były silniejsze. Ich minusem był jednak czas, który mijał nieubłaganie, nie przynosząc żadnych zmian w życiu. Nic, poza fizjologiczną przyjemnością pod wpływem orgazmu. Cóż, taki był jego wybór. Nie planował zmian.
Rodzina nie dawała mu zapomnieć o upływie czasu. Pytania w stylu: „Na co ty jeszcze czekasz?” lub „Kiedy znajdziesz sobie narzeczoną?” i inne tego typu ciekawskie niedyskrecje obrzydziły mu wszystkie rodzinne imprezy. Skutek był taki, że przestał nanich bywać.
Odetchnął, przecierając spoconą twarz, i zmierzwił włosy, by odgonić natrętne myśli. Gdy dojechał na dziewiąte piętro, drzwi windy się otworzyły. Wysiadł z rozświetlonej nadmiarem ledowych punkcików kabiny dźwigu.
– Cóż za cholerstwo – dobiegł go cichy, rozzłoszczony głos i głośne pikanie alarmu. – Że też muszą takie coś wymyślać. Jakby zwykły klucz był niewystarczający.
– Dzień dobry, pani Krysiu – przywitał się z sąsiadką.
– No witaj, serdeńko. Znowu będą dzwonić, czy nic mi nie jest. Bo też co innego ktoś mógłby chcieć jeszcze ode mnie. – Mrugnęła do niego zaczepnie. – Z ofertami kredytu też już przestali wydzwaniać.
Pani Krystyna każdorazowo rozbrajała go uśmiechem, który mrużył jej oczy, okalając je siateczką zmarszczek mimicznych.
Starsza dama kontra zbyt nowoczesne mieszkanie. Jak dla kobiety w jej wieku, było to złe zestawienie. Jej dzieci chciały dobrze. Dbały o wygodę i bezpieczeństwo matki i tylko przeceniły skuteczność luksusów, które stały się dla niej utrudnieniem życia codziennego. Odbezpieczenie alarmu przy pomocy kodu za każdym razem stopowało seniorkę. Drzwi apartamentu, na całe szczęście, zamykane były tradycyjnym kluczem. Ten nie stanowił problemu. Problemem był alarm, który włączał się i wyłączał na panelu cyfrowym umieszczonym w przedpokoju, a który na prośbę rodziny wspólnota założyła u starszej pani.
– Znowu się zacięło? – Oboje wiedzieli, że to pomyłka palców, które wbiły błędny kod. Wbił odpowiedni, bo znał go na pamięć, i zwrócił się dokobiety: – Pani Krysiu, musimy coś z tym zrobić! Pójdę doadministracji, bo zdaje się, że wiem, jak ułatwić pani sprawę z alarmem.
– A co to wymyśliłeś, młodzieńcze? – Pani Krystyna zainteresowała się żywo.
– A, nie powiem! – Emil ucieszył się naniespodziankę. Już wcześniej dowiedział się, że wbijanie kodu można zamienić na pilot z jednym przyciskiem. Dołączony do kluczy w prosty sposób uruchamiał i rozbrajał alarm. Dziwił się, że dzieci pani Krysi wcześniej na to nie wpadły. – Jeśli pani zaaprobuje mój wynalazek, to wproszę się na obiad do szanownej pani. – Uniósł kciuki połączone z palcami wskazującymi ku ustom w typowo włoskim geście. – Placki kartoflane to mi się śnią po nocach! Atakie z gulaszem wołowym i tartym serem żółtym, to już szczyt marzeń dla mnie.
Kiedyś z takim właśnie przysmakiem sąsiadka przyszła do niego, by podziękować za to, że pomógł jej zamówić lampkę nocną na Allegro. Później odebrał zakup z paczkomatu i przyniósł seniorce. Od tamtej pory regularnie robił jej zakupy w Internecie, a sąsiadka odwdzięczała się za to plackami ziemniaczanymi w różnych wariacjach.
– Ja pomogę pani wygodnie wchodzić do mieszkania, ale w zamian wproszę się na placki. Co pani na to?
Emil wiedział, że kobieta nie chciała mieć zobowiązań. Honor nie pozwalał na to, by była zależna od kogoś. Dług wdzięczności ciążyłby jej za bardzo. Stworzył jej więc okazję po temu, by mogła się odwdzięczyć za przysługę.
– Jeśli tonie będzie kłopot… – zaczęła ostrożnie.
– Nie czarujmy się, pani Krysiu. – Przybrał mentorski ton. – Ja muszę jedynie jechać do wspólnoty i złożyć odpowiedni wniosek. – Uniósł brwi w geście, który miał podkreślić błahość wysiłku, jaki miał do podjęcia. – Pani musi obrać ziemniaki, cebule i je utrzeć. Doprawić, wymieszać i usmażyć. Ja tam nigdy nie zrobiłem placków ziemniaczanych, ale wiem od babci, że to nie łatwa sprawa. Pani Krysiu. – Zatarł dłonie. – Ja zrobię, co trzeba z tym alarmem, a pani mi usmaży placuszki ziemniaczane. Takie jak zawsze. Moje ulubione. Dobrze? Ja bardzo proszę. – Zmarszczył czoło. – Mogę jeszcze coś zrobić, jeśli to mało.
To wystarczyło, by kobieta nie czuła się ciężarem, lecz potrzebnym ogniwem społeczności. Widziała, jak bardzo Emilowi zależy na posiłku i pamiętała, jak każdorazowo rozpływał się nad jej kunsztem kulinarnym. Zrezygnowała więc z bycia tak bardzo samodzielną i samowystarczalną. Pozwoliła sobie na przyznanie, że technika ją przerosła, a i dzieci przeceniły zdolności adaptacyjne osoby w jej wieku.
– Emilku, kochanie. – Pani Krystyna uśmiechnęła się promiennie do młodego mężczyzny. – Rozwiąż, proszę, mój głupi problem, a zrobię ci placki ziemniaczane jednego dnia, a na drugi poczęstuję cię plackiem po węgiersku.
Jakkolwiek same placki z ziemniaków nie miały dla Emila wartości odżywczych, ajedynie przynosiły przyjemność podniebieniu, to placek z gulaszem cielęco--wołowym brzmiał nader apetycznie.
– Ależ pani kusi – powiedział, grożąc jej żartobliwie palcem. – Gdyby dziś nie była sobota, to zaraz bym się zabrał za sprawę. Placek po węgiersku – westchnął. – Rozkosz dla podniebienia.
W mieszkaniu zjadł śniadanie, po czym włączył film z zamiarem spędzenia leniwego przedpołudnia, a później i popołudnia. Przeglądał dostępne na Netflixie filmy w poszukiwaniu czegoś, co zapewniłoby mu rozrywkę.
Szarobury dzień zachęcał do leżenia na kanapie z pilotem w dłoni. Wybór padł na sensację. Emil miał nadzieję, że wartka akcja wciągnie go na tyle mocno, że przestanie myśleć o „prawie” nieznajomej kobiecie.
Sam się, kurwa, nakręcam – pomyślał ze złością. – Im częściej o niej myślę, tym większy apetyt mam na tę suczkę.
Po godzinie trwania filmu, z którego treści nie zarejestrował praktycznie nic, skapitulował.
– To jest chore – warknął.
Klnąc pod nosem, przebrał się w strój sportowy. Pod pachę zgarnął skórzaną kurtkę i, wmawiając sobie, że robi todla własnej tylko przyjemności, spryskał się ulubioną wodą toaletową.
Dojechał do miejsca pracy. Recepcjonistka przywitała go zdziwionym wzrokiem, lecz nie zadawała pytań. Znała Emila i jego zdystansowanie do współpracownic. Wiedziała, że ten flirtuje wyłącznie z klientkami obiektu sportowo-rekreacyjnego. Nie mieszał relacji zawodowych z przyjemnością. Seks owszem, ale tylko poza firmą i na pewno nie ze współpracownicami. Odprowadziła Emila wzrokiem, tęsknie spoglądając na zgrabną pupę rysującą się pod materiałem spodni.
– Schrupałoby się taki tyłeczek – westchnęła pod nosem. – Bez popitki. Albo chociaż polizało.
W szatni Emil zostawił kurtkę. Nie przebierał się. Zamknął metalową szafkę, kluczyk wsunął do kieszeni. Jeśli Magdy nie będzie, to pójdzie do kina. Cokolwiek, byle zająć myśli.
Ze zdumieniem stwierdził, że serce wali mu jak młotem w momencie, w którym przestępował próg szatni i zbliżał się do drzwi prowadzących do sali ćwiczeń.
Nie miał planu. Nie wiedział, co powie, jeśli ją tam zastanie. Miał to gdzieś. Chciał ją po prostu zobaczyć.
Mimo sporej ilości trenujących przyciągnęła jego wzrok niczym magnes. Gdy wszedł, spojrzenie od razu spoczęło na Magdzie.
Miała na sobie biały, obcisły top i równie przylegające do ciała getry. Udeptywała orbitrek. Jego zdaniem jedno z najbardziej idiotycznych urządzeń do ćwiczeń. Nie mógł jednak nie przyznać, że jej dupeczka wyglądała podczas tej aktywności wyjątkowo apetycznie. Unosiła się to na jednym prostowanym udzie, to na drugim. Chętnie by postał minutę, może nawet pięć i tylko podziwiał widok. Wiedział niestety, że sam też jest obserwowany przez kilka osób. Jedna z nich, to jego była kochanka. Niewiele znaczący epizod, niezbyt satysfakcjonujący seks.
– Hej – rzucił krótko, stając z zaplecionymi ramionami zaMagdą.
Widział, jak omal nie straciła równowagi. Poczekała, aż maszyna wytraci tempo, po czym odwróciła się do Emila i zeszła z urządzenia. Zauważył wzrok, którym błądziła po jego torsie. Podobało mu się to zainteresowanie i rumieniec, który powoli wylewał się na policzki. Nie dyszała, więc to zarumienienie nie było wywołane wysiłkiem. Czyżby emocje? A może mu się wydawało? Może wmawiał sobie, że była nim zainteresowana?
– O! Cześć. – Uśmiechnęła się.
Ten uśmiech dotarł do oczu. Źrenice zakryły prawie całe tęczówki. Wargi zadrżały, dolna została przygryziona. Magda przełknęła głośno ślinę. Usłyszał to. Musiała być zdenerwowana.
– Nie spodobało ci się boksowanie? – Nie wiedział, o co mógłby spytać.
Pokraśniała jeszcze bardziej, wzrok wbiła w podłogę. Spojrzała na niego, otworzyła usta, jakby chciała odpowiedzieć. Milczała jednak. Jej wzrok uciekł w bok, gdzieś koło jego ramienia. Zmarszczyła brwi, zamknęła usta. Zaplotła ramiona pod piersiami, wwyniku czego powstał cudownie kuszący przedziałek między półkulami, w wycięciu dekoltu obcisłego topu.
– Wyjdźmy stąd – szepnęła ledwie dosłyszalnie, wymijając go.
Zbaraniał, lecz po chwili odzyskał rezon. Nie był pewien, czy dobrze usłyszał. Odwrócił się na pięcie i ruszył za Magdą. Pochwycił czyjeś zaciekawione spojrzenie, mrugnął zawadiacko do kobiety. Ta gwałtownie zamrugała w odpowiedzi, lecz nie zajęło to uwagi Emila w tym momencie.
Szedł za rozkołysanymi pośladkami, uwięzionymi w błyszczącym opięciu tkaniny. Sfokusował wzrok na tym kuszącym zjawisku, na grze mięśni pod cienkim materiałem.
Wyobraźnia aż huczała od pracy. W myślach już zagłębiał się między kształtnymi półkulami pośladków i dalej, w śliskim kobiecym wnętrzu, już miał Magdę, już ją rżnął.
Inne książki i e-booki Moniki Ligi
Poznaj bezpłatne e-booki