Wielkie nienawiści wielkich postaci historii - Colin Evans - ebook + książka

Wielkie nienawiści wielkich postaci historii ebook

Colin Evans

4,0

Opis

Dziesięć zażartych osobistych konfliktów między władcami, przywódcami i politykami.


Spory między potężnymi i słynnymi ludźmi są nieodłączną częścią historii.

Wywołują je różnice polityczne i ideologiczne. Lecz o wiele bardziej zaciekłe bywają osobiste nienawiści.
Ta książka przedstawia ogólne tło i pikantne szczegóły brutalnych prywatnych wojen wielkich postaci historii. Wszystkie miały na celu zniszczyć przeciwnika. Większość prowadzono aż do śmierci wroga: ściętego toporem, zabitego w pojedynku, tropionego przez pół świata i zamordowanego przez NKWD, zastrzelonego przez snajpera.
Królowa Elżbieta I kontra Maria Stuart
Czas sporu: 1561-1587. Stawka: angielska korona i religia narodowa
Parlament angielski kontra król Karol I
Czas sporu: 1625-1649. Stawka: boskie prawa monarchii
Aaron Burr kontra Alexander Hamilton
Czas sporu: 1791-1804. Stawka: urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych
Józef Stalin kontra Lew Trocki
Czas sporu: 1907-1940. Stawka: czołowa pozycja w partii bolszewickiej, spuścizna po Leninie i panowanie w imperium radzieckim
Roald Amundsen kontra Robert Scott
Czas sporu: 1909-1912. Stawka: sława zdobywcy bieguna południowego
Wallis Simpson kontra Królowa Matka
Czas sporu: 1934-1986. Stawka: brytyjska korona
Bernard Law Montgomery kontra George Patton
Czas sporu: 1942-1945. Stawka: chwała największego alianckiego generała II wojny światowej
Lyndon B. Johnson kontra Robert F. Kennedy
Czas sporu: 1955-1968. Stawka: Biały Dom
J. Edgar Hoover kontra Martin Luther King
Czas sporu: 1961-1968. Stawka: prawa obywatelskie w Ameryce
oraz:
Józef Piłsudski kontra Roman Dmowski:
słynny spór widziany oczami wybitnego polskiego historyka, profesora Romana Wapińskiego.
Czas sporu: 1904-1935. Stawka: czołowa pozycja na polskiej scenie politycznej


Colin Evans, amerykański autor niezwykle popularnych książek historycznych, z detektywistyczną pasją tropi przyczyny nienawiści. I demaskuje ich jakże ludzkie powody: zawiść, mściwość, pychę, żądzę sławy i władzy...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 343

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redaktor prowadzący serii Tajemnice Historii

Zbigniew Foniok

Redakcja stylistyczna

Jolanta Rudzińska

Korekta

Renata Kuk

Projekt graficzny okładki

Małgorzata Cebo-Foniok

Zdjęcia na okładce

Józef Piłsudski: © Agencja BE&W

Roman Dmowski: © PAP/Reprodukcja

flaga: © Zbigniew Foniok

Tytuł oryginału

Great Feuds in History

Poprzednie polskie wydania książki pod tytułem

Wielkie nienawiści w historii świata.

Copyright © 2001 by Colin Evans.

All rights reserved.

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana

ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu

bez zgody właściciela praw autorskich.

For the Polish edition

Copyright © 2017 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-6567-4

Warszawa 2017. Wydanie I

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

02-954 Warszawa, ul. Królowej Marysieńki 58

www.wydawnictwoamber.pl

Konwersja do wydania elektronicznego

P.U. OPCJA

Wstęp

Odkąd Kain i Abel wdali się w spór na temat względnych wartości składanych przez nich ofiar, konflikty pomiędzy potężnymi i słynnymi ludźmi zawsze wywierały ogromny wpływ na wyobraźnię mas. Po chwili namysłu stwierdzimy, że większość z nas doświadczyła tego przyjemnego dreszczyku podczas oglądania widowiska z udziałem walczących ze sobą ważnych osobistości. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak jest, lepiej zostawmy psychologom, wykracza ona bowiem poza zakres tej książki. Jeśli jednak mielibyśmy ochotę poznać pikantne szczegóły brutalnych potyczek między postaciami historycznymi…

Wybitne i utalentowane jednostki, które mogą kształtować historię, nie będą pozostawały w cieniu. Są świadome swojej wartości i oczekują od innych, że podzielą ich przekonanie. I wszystko jest dobrze, dopóki nie spotkają kogoś do siebie podobnego. Jeśli żadna z nich nie ma ochoty ugiąć się bądź ustąpić pola, może dojść do konfliktu. Może, ale nie musi. Bo do powstania sporu – prawdziwie zagorzałego sporu – potrzeba dwojga równych sobie przeciwników. Oto przykład: powiedzmy, że do Lyndona B. Johnsona dotarła wiadomość, że występuje przeciw niemu jakaś płotka z Kapitolu. Jeden telefon wystarczyłby, żeby ją uciszyć i zastraszyć. Ale niechby tylko głos zabrał Robert F. Kennedy – i już mamy do czynienia z zupełnie inną rozgrywką. Kennedy byłby w stanie dopiec Johnsonowi i Johnson dobrze by o tym wiedział. I to jest właśnie najistotniejszy składnik klasycznego konfliktu.

Z tej samej przyczyny Józef Stalin, największy gangster wśród polityków, na początku sporu z Lwem Trockim był zmuszony powściągnąć na jakiś czas swoje mordercze instynkty. Trocki był po prostu zbyt potężny, żeby można się było z nim zmierzyć. Oczywiście, Stalin był cierpliwy jak wędkarz nad przeręblą i w końcu zwyciężył, ale zanim do tego doszło, XX wiek stał się świadkiem jednego z najgroźniejszych i najważniejszych sporów politycznych.

W ostatnich latach charakter sporów zmienił się nie do poznania, głównie dzięki nowym środkom komunikowania się. Kiedy królowa Elżbieta I rozpoczynała długotrwałe, powolne osaczanie swojej kuzynki Marii, królowej Szkotów, jej taktyka stanowiła tajemnicę dla poddanych. Znało ją zaledwie kilku zaufanych dworzan. Dzisiaj plotkarska prasa oraz Internet rozniosłyby taką sensację po świecie w ciągu paru dni, jeśli nie paru godzin. Dzięki zachowaniu tajemnicy Elżbieta zyskała na czasie – towarze cenionym w każdej kampanii; natomiast Marii tajemnica dawała ogromne pole dla intryg. Wykorzystała tę szansę w pełni.

Na stronach tej książki poznamy słabe strony kilku wybitnych osobowości. Ludzi, którzy szokują swoim gwałtownym zachowaniem, ale zmuszają też do refleksji, bo bez nich nasz wygodny, tak dobrze nam znany świat wyglądałby zupełnie inaczej. Głównym tematem książki są konflikty osobiste, jeśli więc na kartach pojawi się polityka, religia i starcia zbrojne, to tylko jako tło głównego tematu. Dobór konfliktów sprawił mi sporo kłopotów, ale mam nadzieję, że czytelnik uzna przedstawiony zestaw za interesujący.

Rozdziały ułożone zostały w porządku chronologicznym, a każdy z nich poprzedza krótki wstęp zawierający podstawowe wiadomości dotyczące sporu, wzorowane na notkach traktujących o sporcie, przedstawiających na przykład zalety każdego z bokserów biorących udział w zawodach. Ponieważ – co do tego nie ma wątpliwości – wszystkie spory, o których tutaj mowa, zmierzały do znokautowania przeciwnika i zniszczenia go. Nikomu nie zależało na punktach: nokaut albo nic. Większość sporów prowadzono aż do śmierci wroga – ściętego toporem, zabitego w pojedynku nad rzeką Hudson, zaszczutego i zamordowanego przez NKWD albo zastrzelonego przez snajpera w Memphis – tę listę można by ciągnąć.

Również przebieg mniej krwawych sporów był tragiczny: katastrofalny marsz Scotta ku nicości, groteskowo bezsensowna śmierć Pattona, ucieczka w alkoholizm księżnej Windsoru. Pogoń za wielkością zbierała krwawe żniwo.

Jest to podróż, która zaczyna się pięćset lat temu na okrytym czarnym suknem szafocie w średniowiecznym angielskim zamku, i prowadzi do zatłoczonej hotelowej kuchni w dzisiejszym Los Angeles. Jeszcze tylko słowo ostrzeżenia: stąpajmy ostrożnie – po drodze rozlano mnóstwo krwi.

„Polski wydawca książki zdecydował się dołączyć do listy sporów przedstawionych przez Colina Evansa także konflikt pomiędzy wybitnymi postaciami polskiej sceny politycznej: Józefem Piłsudskim i Romanem Dmowskim.

Autorem tego rozdziału jest Roman Wapiński (1931–2008) – badacz historii II Rzeczypospolitej oraz działalności polskich partii narodowych, profesor Uniwersytetu Gdańskiego, członek Polskiej Akademii Nauk.

1. KRÓLOWA ELŻBIETA I kontra MARIA STUART

CZAS SPORU: 1561–1587

STAWKA: angielska korona i religia narodowa

ELŻBIETA TUDOR

ATUTY: stanowczość i zdecydowanie

SŁABOŚCI: zazdrość, złośliwość, obłuda

MARIA STUART

ATUTY: urok i pomysłowość

SŁABOŚCI: impulsywność, obciążenie podejrzeniem o współudział w morderstwie

W roku 1517 zasady wiary obowiązujące przez całe poprzednie tysiąclecie rozwiały się jak dym, kiedy niezadowolony niemiecki mnich Marcin Luter przybił do drzwi kościoła w Wittenberdze, małym saksońskim miasteczku, swoich Dziewięćdziesiąt Pięć Tez, demaskujących nadużycia katolickiego kleru. Prosty gest Lutra zniszczył równowagę świata, którego oś stanowiła religia. Fala Reformacji, zalewająca Europę Północną, zaledwie lizała wybrzeża Anglii, gdzie groźny przedstawiciel władców katolickich, Henryk VIII, wzniósł początkowo mur obronny przeciwko ofensywie protestantyzmu – nie na darmo zwano go wszak „obrońcą wiary”. Jednak w miarę jak jego sprawy osobiste przybierały coraz gorszy obrót, przebiegły monarcha dostrzegł sposobność wyplątania się z kłopotów. Zdesperowany brakiem męskiego potomka, rozdrażniony odmową, jakiej uporczywie udzielał papież Klemens VII na jego prośby w sprawie unieważnienia naznaczonego serią poronień małżeństwa z Katarzyną Aragońską, w roku 1533 Henryk uznał, że nadszedł czas, aby samemu stać się autorytetem religijnym. W rezultacie uzyskał rozwód, o który zabiegał latami, a potem ożenił się po raz drugi – ze swoją ciężarną kochanką, Anną Boleyn. Poddanych zaś postawił wobec konieczności zmagania się z niuansami nowo powstałego wyznania – anglikanizmu.

Przez następnych trzysta lat rozbieżność między katolicyzmem a protestantyzmem nadawała ton życiu mieszkańców królestwa. Dla biednej Anny Boleyn nie miało to jednak większego znaczenia, bo – podobnie jak jej poprzedniczka Katarzyna – urodziła córkę, czym gorzko zawiodła oczekujacego na syna Henryka. Kolejne poronienia, jak również lubieżność królewskiego małżonka przypieczętowały jej los.

Córka, którą Anna pozostawiła, była jedną z najniezwyklejszych kobiet w historii, jednak pierwsze ćwierćwiecze życia Elżbiety Tudor upłynęło pod znakiem straszliwej niepewności. Czy rzeczywiście była księżniczką królewskiej krwi? Czy zgodnie z tym, co utrzymywał Watykan, była jedynie bękartem, czy przeciwnie, prawną dziedziczką tronu? I kolejna udręka: czy dane jej będzie dochodzić swoich praw, czy też okoliczności popchną ją na tę samą drogę, którą przebyła jej matka: krótką drogę z celi pod katowski topór w twierdzy Tower?

I bez tego fatalna sytuacja bezceremonialnie zepchniętej w cień przez własnego ojca Elżbiety stała się w jej mniemaniu beznadziejna w 1553 roku, kiedy to na tronie zasiadła jej szalona przyrodnia siostra, Maria Tudor, córka Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej. Maria uznała za swoją misję życiową przywrócenie w kraju katolicyzmu, jedynej prawdziwej wiary. Podczas pięcioletniego panowania Maria Krwawa posłała na stos przeszło 250 protestantów i wywierała na Elżbietę ogromną presję, aby nakłonić ją do powrotu na łono Kościoła katolickiego. Elżbieta, okazując posłuszeństwo, wzięła udział w jednej mszy, cały czas skarżąc się, że jest chora. Manifestowała w ten sposób wyróżniającą ją niezależność ducha. Brutalne zwalczanie protestantyzmu obróciło opinię publiczną przeciwko Marii, nastawiając poddanych przychylnie wobec jej rudowłosej przyrodniej siostry. Elżbieta uznała cierpliwość za najrozsądniejszą politykę: zdrowie Marii poważnie szwankowało i można się było spodziewać, że władczyni wkrótce przeniesie się na tamten świat.

Maria zmarła 17 listopada 1558 roku. Cały naród cieszył się, gdy Elżbieta została królową Anglii. Tylko na północy, w Szkocji, panowały odmienne nastroje.

W przeciwieństwie do nowo koronowanej angielskiej kuzynki, Maria Stuart, przesadnie pobożna katolicka królowa Szkotów, szczyciła się niepodważalnymi prawami do tronu. Jako córka Jakuba V, króla Szkocji, i Małgorzaty, siostry Henryka VIII, w opinii wielu współczesnych to ona, a nie Elżbieta, powinna była panować w Anglii. Rzecz dotyczyła kwestii uznania prawnego. W oczach Rzymu Henryk rozwiódł się z Katarzyną nielegalnie, dopuszczając się następnie jeszcze poważniejszego grzechu, bigamii; królewskie dwory Francji i Hiszpanii uważały Elżbietę, owoc tego bigamicznego związku, za heretyczkę i uzurpatorkę, Marię natomiast za prawną następczynię angielskiego tronu.

Maria miała silne zaplecze polityczne w Europie. W wieku pięciu lat została zaręczona z delfinem Francji i tam właśnie, otoczona bogactwem i wygodami, spędziła większość dzieciństwa. W kwietniu 1558 roku, w wieku piętnastu lat, poślubiła delfina. Siedem miesięcy później młoda para ekscytowała się, wraz z większością Europy, wstąpieniem Elżbiety na tron Anglii.

Dla Elżbiety nastąpiły niespokojne czasy. Spragniona uznania na forum międzynarodowym, przeżyła poważny kryzys, kiedy delfin niespodziewanie, po śmiertelnym dla jego ojca upadku z konia, został królem Francji jako Franciszek II. To wydarzenie uczyniło z Marii z dnia na dzień królową nie jednego, ale dwóch państw, Szkocji i Francji. Pomiędzy nimi, ściśnięta jak ser w kanapce, leżała Anglia.

Elżbieta przeszłaby zapewne do porządku nad tą sytuacją, gdyby nie nagły zgon Franciszka II w 1561 roku. Owdowiała i pozostawiona samej sobie Maria postanowiła wrócić do dawno nieoglądanego królestwa Szkocji. Wieść o tym spędzała sen z powiek angielskiemu dworowi.

Niezamężna Elżbieta uznała sytuację za niebezpieczną: gdyby zmarła bezpotomnie, Maria, przy poparciu Francji i Hiszpanii, stałaby się kandydatką numer jeden do sukcesji. Traktat edynburski, zawarty rok wcześniej, miał właśnie takiej ewentualności zapobiec. Zgodnie z jego postanowieniami Maria zgodziła się zrzec pretensji do tronu Anglii, jednakże później odmówiła ratyfikowania dokumentu. W tych okolicznościach jej odmowa nabrała złowieszczego charakteru.

Elżbieta wpadła w panikę. Niezależnie od dynastycznego zagrożenia, jakie stwarzała kuzynka, za północną granicą rysowała się również możliwość konfliktu religijnego, umacniana plotkami, jakoby Maria zobowiązała się wobec papieża do przywrócenia katolicyzmu w królestwie szkockim. Z tych właśnie powodów latem 1561 roku Elżbieta odmówiła wydania Marii glejtu zapewniającego jej bezpieczny przejazd przez Anglię w drodze do Szkocji. Elżbieta wprawdzie później zmieniła zdanie, ale Maria, rozgniewana zlekceważeniem jej, zdążyła do tego czasu przybić na francuskim statku do portu Leith w Edynburgu. Był 19 sierpnia.

Obie strony szykowały się do bitwy.

Powracająca w rodzinne strony królowa ubarwiła monotonię edynburskiego dworu szczyptą europejskiej elegancji, nawet jeśli początkowo z trudem przychodziło jej wysławianie się w ojczystym języku, a angielskiego nie znała w ogóle. W gruncie rzeczy była wykształconą Francuzką, miłośniczką muzyki, tańca, baletu i teatru, potrafiła pięknie szyć i haftować, słowem – posiadała wszelkie atrybuty wzorowej szesnastowiecznej monarchini.

Elżbieta mogła sobie pozwolić na lekceważenie tych banalnych umiejętności. Pod względem intelektualnym różniła się zdecydowanie od kuzynki. Bezduszne więzy etykiety krępujące młode kobiety z królewskich rodów oburzały ją. Studiowała geografię, historię, matematykę, astronomię, kaligrafię, miała dar do języków. Jej nauczyciel, Roger Ascham, skomentował jej zdolności w tej ostatniej dziedzinie następująco: „Mówi po francusku i po włosku równie dobrze jak po angielsku. Ma wyjątkowo piękny charakter pisma, kiedy posługuje się greką lub łaciną”1. Podobnie jak Maria świetnie jeździła konno, uwielbiała polowanie i łucznictwo, grała na lutni i wirginale (poprzednik klawikordu)2.

Wydaje się oczywiste, że Elżbieta była kobietą o bogatej osobowości, inteligentną, atrakcyjną, potrafiącą znaleźć się w każdej sytuacji i towarzystwie. Rodzi się zatem pytanie: dlaczego kuzynka tak bardzo ją onieśmielała?

Problem jest stary jak świat. Posągowa królowa Szkotów uchodziła za niezwykle zmysłową i uwodzicielską. Według srogiego kalwińskiego kaznodziei Johna Knoxa posiadała „pewien czar, który zauroczał mężczyzn”3. Przez całe życie nigdy nie straciła owej mocy. Wzrostu prawie metr osiemdziesiąt, z burzą kasztanowych włosów, wyróżniała się urodą, ale to niezwykły, hipnotyczny urok, nadający spotkaniu z nią cień intymności, rzucał do jej stóp zarówno książąt, jak i sługi.

Przed śmiercią Franciszka Elżbieta stanowiła najbardziej pożądaną królewską partię w Europie, o jej rękę ubiegały się rzesze zalotników. Przedwczesne wdowieństwo Marii zmieniło tę sytuację. Młodsza, piękniejsza, nagle to ona zaczęła przyciągać starających się, a nikt się nie spodziewał, żeby zmysłowa Szkotka chciała długo pozostawać wdową. To, jakiego męża sobie weźmie, stanowiło dla Elżbiety sprawę najwyższej wagi. Obawiała się, że w sąsiednim królestwie może pojawić się jakiś potężny katolicki książę. Jednocześnie niezaprzeczalnie silna pozycja Marii jako ewentualnej prawnej spadkobierczyni korony angielskiej nie przestawała zagrażać bezpieczeństwu Elżbiety. Stąd gwałtowna rywalizacja między obu kobietami suwerenami, która zdominowała stosunki angielsko-szkockie w następnym ćwierćwieczu.

„Nie ma odpoczynku dla strudzonej głowy…”

Elżbieta musiała przede wszystkim rozwiązać problem sukcesji. Roszczenia Marii skończyłyby się, gdyby, jak sugerowali doradcy, królowa poślubiła szybko jakiegoś zagranicznego księcia i postarała się o potomka. Elżbieta wściekała się na podobne propozycje. Jako córka Henryka VIII miała wyrobione zdanie na temat bezpieczeństwa, które dawały królewskie małżeństwa. Po egzekucji jej matki pojawiły się kolejno i zniknęły cztery macochy, toteż trudno się dziwić jej sceptycyzmowi w tej materii. Próbowała ukryć nieufność za kwiecistymi frazesami. Jednemu z ambasadorów oświadczyła: „Miłość jest zwykle dzieckiem bezczynności, ja zaś mam tyle obowiązków, że nie jestem w stanie nawet o niej myśleć”4. Innym razem, przynaglana do zamążpójścia, warknęła: „Poślubiłam już królestwo Anglii”5.

Istniał jeszcze jeden powód jej powściągliwości: zdecydowana nieufność wobec następców. Pilnie studiując historię, Elżbieta wiedziała doskonale, jak często koronowani władcy padali ofiarą intryg swoich najbliższych. Przez lata spędzone w przedpokojach władzy narastała w niej uraza. Nie zamierzała ryzykować.

Te uprzedzenia złożyły się na to, że nabrała niebywałej zręczności w odrzucaniu kandydatów do swojej ręki. Wielu dopuściła do drzwi sypialni, niektórym dane było nawet przekroczyć jej próg, ale żaden – jak twierdziła przez całe życie – nie uzyskał dostępu do królewskiego łoża. Elżbieta nie zamierzała spaść do roli królewskiej klaczy zarodowej.

Władza również odgrywała niepoślednią rolę. W sześć lat po wstąpieniu na tron, kiedy Elżbieta poinformowała szkockiego emisariusza, sir Jamesa Melville’a o swoim zamiarze pozostania w panieństwie, ten odparł natychmiast: „Znam prawdę, pani, nie musisz mi tego mówić. Wasza Wysokość uważa, że w małżeńskim stanie byłaby jedynie królową Anglii, podczas gdy teraz jest zarówno królem, jak i królową”6.

Spostrzeżenie niewątpliwie słuszne. Elżbieta trzymała mocno ster władzy i nie miała ochoty w najmniejszym stopniu z tego rezygnować.

Maria wydawała się wychodzić z przegranych pozycji. Rodzinny kraj nie przyjął jej z otwartymi ramionami. W porównaniu ze zmysłowym wyrafinowaniem Francji, stosunki w Szkocji tchnęły zaściankowością i raziły prostactwem. Krajem rządziła klika nieokrzesanych protestantów, skłonnych tolerować królową w charakterze mniejszego zła. Szkoccy panowie nadal boczyli się na Elżbietę z powodu jej odmowy poślubienia earla Arran i zawarcia sojuszu ze Szkocją. Katolicyzm Marii był dla nich ceną, którą na razie gotowi byli zapłacić – i tylko tyle.

Alians nie należał do łatwych. Dla uczuciowej i kochającej rozrywki Marii mroczny szkocki charakter pozostał niezgłębioną zagadką, Szkoci natomiast gardzili nią za trzpiotowatość i obyczaj wylegiwania się w łóżku całymi dniami, kiedy ulegała atakom depresji. Co gorsza, nie mogli oprzeć się wrażeniu, że Maria jest tylko cudzoziemką, która przystała na ten układ jedynie dla własnych korzyści.

Rządowi szpiedzy informowali Elżbietę na bieżąco o duchowych rozterkach rywalki. Królowa żywiła wobec Marii ambiwalentne uczucia: z jednej strony obawiała się jej jako niebezpiecznej konkurentki, z drugiej – uważała drugą panującą władczynię i kuzynkę za kogoś bliskiego. W rezultacie długich zmagań wewnętrznych zwyciężyła solidarność. Elżbieta uznała, że jeżeli Maria zgłosi gotowość zrzeczenia się pretensji do tronu Anglii, będzie możliwe zawarcie korzystnego dla obu stron przymierza. Wbrew radom ministrów nalegała na spotkanie twarzą w twarz ze szkocką królową: tylko w ten sposób dałoby się rozwiązać drażliwe kwestie dotyczące sukcesji oraz wyjaśnić ewentualne nieporozumienia w związku z traktatem edynburskim.

Maria myślała podobnie. Wprawdzie była oburzona sposobem, w jaki Elżbieta promowała protestantyzm w swoim królestwie, uznawała jednak za pożądane ułożenie osobistych stosunków z monarchinią na przyjacielskiej stopie. Dlatego z uwagą przyjęła sugestię szkockich lordów, aby zaproponować kuzynce układ: w zamian za zrzeczenie się praw do tronu, Elżbieta uznałaby Marię za ewentualną dziedziczkę.

Gra warta była świeczki i w końcu sierpnia 1561 roku Maria wysłała swojego wiernego zwolennika, Williama Maitlanda z Lethington, z misją wybadania, czy Elżbieta skłaniałaby się do rewizji postanowień traktatu edynburskiego. Po serdecznym przyjęciu, jakie mu zgotowano, Maitland postanowił zagrać w otwarte karty.

Elżbieta nie ukrywała rozczarowania. „Spodziewałam się innego posłania od królowej, twojej pani. Dość długo karmiono mnie miłymi słówkami”, oznajmiła. „Po mojej śmierci dziedziczyć będą ci, którzy mają największe do tego prawa”. Przyznawszy niechętnie, że nie zna nikogo, kto by miał większe prawa niż Maria, ujawniła głęboko tkwiący w jej duszy lęk dotyczący następstwa tronu. „Więcej ludzi modli się do wschodzącego aniżeli do zachodzącego słońca” – gderała, dodając, że Maria zwiększy swoje szanse na sukcesję, jeśli przekona lud angielski o swojej dobrosąsiedzkiej postawie7.

Maitland wyniósł z tego spotkania mocne przeświadczenie: w razie negocjacji prowadzonych osobiście przez Elżbietę i Marię, ta ostatnia zostanie pożarta żywcem. Pod względem zdolności osądu, politycznej orientacji, umiejętności stawiania na swoim szkocka królowa była zaledwie uczennicą w porównaniu z doświadczoną angielską kuzynką.

We wrześniu Maitland spotkał się ponownie z Elżbietą i tym razem dał jasno do zrozumienia, że jeśli Maria nie zostanie uznana za dziedziczkę korony, może pokusić się o dochodzenie swych praw siłą. Dodał również złowieszczo, że „jakkolwiek Wasza Wysokość uważa, że prawa są po jej stronie, nie we wszystkich państwach ościennych panuje podobne przekonanie”8.

Tak bezwzględnie sformułowana opinia na tyle wytrąciła Elżbietę z równowagi, że Maitland zdołał wymusić na niej zapewnienie przejrzenia i wprowadzenia zmian do traktatu edynburskiego, co niezmiernie zmartwiło sir Williama Cecila, ogromnie ostrożnego sekretarza stanu Elżbiety i jej najbliższego doradcę. Nie ufał Marii i nie omieszkał przedstawić swojego zdania Elżbiecie w sposób tak otwarty, że ta pożałowała zbyt pospiesznych ustępstw.

Przywołana do porządku reprymendą Cecila, Elżbieta pokładała wielkie nadzieje w spotkaniu z Marią. Królowa odpowiedziała serdecznie, wyrażając zachwyt perspektywy spotkania z „drogą siostrą” i wzdychając zarazem, że „jedna z nich nie jest mężczyzną i nie można połączyć obu królestw dzięki małżeństwu władców”9. Nie brakowało takich, którzy byliby skłonni się z tym zgodzić.

Zdając sobie sprawę z narastania nieprzychylnych nastrojów po obu stronach granicy, Elżbieta parła do spotkania. Nie chodziło tylko o politykę, pragnęła przekonać się na własne oczy, czy osławiona uroda Marii rzeczywiście predestynowała ją do pierwszego miejsca na liście piękności, modląc się jednocześnie, aby było inaczej. Jej zazdrość nie miała granic. Pewnego razu, kiedy jakiś zagraniczny dyplomata wspomniał nieopatrznie w jej obecności, jakoby Maria uchodziła za bardzo piękną kobietę, Elżbieta odwarknęła, że „przewyższa królową Szkocji”10.

W wyniku długotrwałych rozmów termin spotkania ustalono na jesień 1562 roku, w północnej Anglii. Wtedy zdarzyło się nieszczęście. Do Anglii dotarła wiadomość o wybuchu wojny domowej we Francji; ponadto przerażenie i konsternację Elżbiety wywołała wieść, że Maria wystąpiła z ofertą pomocy w krwawej rozprawie z hugenotami. Nie mając innego wyjścia, Elżbieta odwołała spotkanie, obiecując, że wróci do tej sprawy w późniejszym terminie. Maria, rozzłoszczona jak małe dziecko, wpadła w depresję i spędziła w łóżku wiele dni.

Groźna ospa

Elżbieta także została przykuta do łóżka na dłuższy czas. Przyczyną nie była depresja, ale jedna z plag średniowiecznej Europy – wietrzna ospa. Przez wiele dni jej życie wisiało na włosku; wróciła jednak cudem do zdrowia. Jeszcze bardziej niezwykłe było to, że jej twarz nie ucierpiała prawie wcale na skutek choroby, rzecz doprawdy rzadka. Maria napisała list do Elżbiety, wyrażając radość, „że twoja piękna twarz nie straci nic ze swojej doskonałości”11.

Fakt, że Elżbieta omal nie umarła, nie tylko spowodował, że sprawa sukcesji wypłynęła ponownie na pierwszy plan, ale również skierował umysł królowej na małżeńskie aspiracje kuzynki. Idealnym rozwiązaniem byłoby, gdyby Maria pozostała niezamężna. Ponieważ taki rozwój wydarzeń wydawał się mało prawdopodobny, Elżbieta spędzała długie godziny, zastanawiając się, kto mógłby zostać następnym królem Szkotów.

Najwięcej obaw budził związek z którymś z potężnych dworów katolickich, takich jak dwór hiszpański, austriacki albo francuski. W każdym wypadku od niedawna protestancka Anglia znalazłaby się w trudnej sytuacji. Kiedy plotki łączące Marię z głupawym następcą hiszpańskiego tronu, Don Carlosem, dotarły na dwór angielski, Elżbieta uderzyła na alarm. Oznajmiła Marii, że taki wybór byłby nie do przyjęcia. „Dobrze rozważ swoje postępowanie”12, ostrzegła.

Jej arogancja przybrała niesłychane rozmiary. Wiosną 1563 roku Elżbieta zabrała się do sporządzenia wykazu odpowiednich, jej zdaniem, kandydatów do ręki kuzynki. Już pierwsze nazwisko z listy wybrańców wprawiło angielski dwór w głębokie zdumienie. Powszechnie wiedziano o słabości sir Roberta Dudleya do rudowłosych, ale czyż jego serce – a niewykluczone, że i coś więcej, jeśli wierzyć dworskim plotkom – nie należało już do innej płomiennowłosej władczyni, a mianowicie Elżbiety, która w dodatku uczucie to odwzajemniała?

Maitland wysłuchał Elżbiety bez entuzjazmu i uznawszy jej pomysły za obraźliwe, zasugerował, żeby Elżbieta sama wyszła za Dudleya, skoro jest on tak znakomitą partią. Z takim samym sceptycyzmem przyjęto tę propozycję w Szkocji, Maria zaś odrzuciła wyniośle prośbę Elżbiety o spotkanie.

Fascynacja Elżbiety rywalką, której nie widziała na oczy, zamieniła się w prawdziwą obsesję. Kolejnego przedstawiciela Szkocji, sir Jamesa Melville’a, którego wysłano dla przedyskutowania kwestii Dudleya, Elżbieta jak dziecko zadręczała pytaniami, aby się upewnić, czy Maria jest rzeczywiście bardziej atrakcyjną kobietą niż ona. Przyciśnięty do muru wysłannik odparł taktownie, że nikt nie dorównuje Elżbiecie urodą w Anglii, a Marii – w Szkocji. Odpowiedź nie zadowoliła Elżbiety, która przybierając żartobliwy ton, zażądała, aby Melville dokonał jasnego wyboru. Wobec takiego nacisku emisariusz wymamrotał z godną podziwu odwagą, że Maria jest piękniejsza. Elżbieta spiorunowała go wzrokiem. Chciwa pochlebstw, nie przywykła do szczerości. Dąsając się, zapytała, czy Maria przewyższa ją wzrostem. Usłyszawszy odpowiedź twierdzącą, wykrzyknęła z triumfem: „Zatem jest zbyt wysoka, jako że ja nie jestem ani za wysoka, ani za niska!”13.

Zaniepokojona, dalej prześladowała Melville’a pytaniami o towarzyskie talenty rywalki, wymuszając na nim kolejne, udzielane półgębkiem zapewnienia. Tak, Maria jest świetną łowczynią; tak, czyta dobre książki; tak, gra na lutni i wirginale. Elżbieta zareagowała natychmiast: a na ile dobrze gra na tych instrumentach? „Stosunkowo dobrze jak na królową” – wyznał nieszczęsny Melville14.

Wieczorem Elżbieta podstępnie zwabiła Melville’a do komnaty, gdzie grała na wirginale. Ostentacyjnie przestraszona wtargnięciem posła, poczęła indagować go o cel niezapowiedzianej wizyty na królewskich pokojach. Melville, w pełni świadom pułapki, postąpił jak na dyplomatę przystało. „Usłyszałem zachwycającą melodię i trafiłem tutaj, idąc za nią”15. Elżbieta nakazała mu uklęknąć u swego boku i zapytała, czy gra bieglej od Marii. Tym razem Melville mógł ją zadowolić, nie uciekając się do kłamstwa.

Dla Melville’a okazała się to wyjątkowo długa noc. Wszelkie napomknienia o Dudleyu Elżbieta puszczała mimo uszu, skłaniając Melville’a, aby – tym razem – wyraził opinię na temat jej tańca. Marząc o ucieczce, biedak zgodził się skwapliwie, że pod tym względem Elżbieta nie ma sobie równych, po czym skoczył do drzwi.

Po powrocie do Szkocji bezzwłocznie podzielił się z Marią niepochlebną opinią na temat Elżbiety. Opisał ją jako manipulującą ludźmi intrygantkę.

Po starannym rozważeniu wszelkich za i przeciw Maria zawiadomiła Elżbietę, że nie weźmie pod uwagę małżeństwa z Dudleyem, o ile nie otrzyma obietnicy przejęcia sukcesji. Ku ogólnemu zaskoczeniu Elżbieta nie odmówiła wprost, oświadczając, że gdyby doszło do małżeństwa, obsypałaby Dudleya zaszczytami i popierała zakulisowo roszczenia Marii. Jednakże – a nie była to błahostka – nie zamierzała podać tej strategii do publicznej wiadomości, dopóki sama nie wyjdzie za mąż albo nie oznajmi oficjalnie, że tego nie uczyni – decyzji w tej kwestii spodziewano się w najbliższym czasie. Tego było za wiele dla wrażliwej Marii, która ponownie, tonąc we łzach, pogrążona w depresji, zaszyła się w łóżku.

Wówczas to Elżbieta zmąciła jeszcze bardziej i tak niepewną przyszłość angielskiej sukcesji, popierając kolejnego potencjalnego kandydata do ręki Marii, tym razem jednego z najświetniejszych kawalerów królestwa.

Pojawienie się w Edynburgu 13 lutego 1565 roku lorda Darnleya, wysokiego i niezwykle przystojnego młodzieńca przed dwudziestką, o anielskiej twarzy, wywołało sensację. Maria wpadła w zachwyt. Zetknięcie dwojga osób obdarzonych podobnym temperamentem nie mogło pozostać bez echa, i tak się właśnie stało. Wieści o gorącym romansie przeniknęły przez południową granicę, skłaniając Elżbietę, która zwątpiła w sensowność swojego wyboru, do kolejnego zwrotu. Zaapelowała do Marii o rozwagę. Tłumiąc wściekłość z powodu nieznośnego intryganctwa Elżbiety, Maria przyrzekła w końcu maja poczekać ze ślubem trzy miesiące. Jednak już 29 lipca poślubiła Darnleya, ogłaszając go, ku przerażeniu miejscowej szlachty nienawidzącej go za buńczuczną arogancję, królem Szkotów.

Elżbieta zareagowała na nowinę gniewem. Nadzieje na zbliżenie między królowymi się rozwiały. Rozpoczęła się otwarta, jakkolwiek niewypowiedziana wojna.

Pełna powabu i zmysłowego uroku Maria nie potrafiła właściwie dobierać sobie mężczyzn. To małżeństwo okazało się największym głupstwem, jakie popełniła. Nieudolny i obdarzony nienasyconym libido Darnley nie sprawdził się ani jako król, ani jako mąż. Pochodził ze znakomitego rodu – był blisko spokrewniony z Elżbietą – co mogło stanowić dodatkowy atut w staraniach o tron, ale żonę traktował źle, a jego hulanki i pijatyki stały się wkrótce tematem skandalicznych plotek.

Zaledwie parę miesięcy po ślubie Maria również zapragnęła zmiany i znalazła faworyta w osobie włoskiego sekretarza, Dawida Rizzia. Pogłoski o romansie wprawiły Darnleya w morderczą złość. Dziewiątego marca 1566 roku, razem z pięcioma kompanami, wtargnął do komnaty, gdzie Maria ucztowała z Rizziem i wyciągnąwszy go na korytarz, zasztyletował.

Kiedy trzy miesiące później, 19 czerwca, Maria urodziła syna, Jakuba, po Edynburgu krążyły na ten temat niedwuznaczne dowcipy. Szeptano, że ojcem dziecka był Rizzio, a nie Darnley. Darnley święcie w to wierzył.

Po śmierci kochanka i rozpadzie małżeństwa Maria pragnęła jedynie zemsty. Zupełnie niespodziewanie znalazła sprzymierzeńca w earlu Bothwell, prymitywnym rębajle, który ją oczarował. Bothwell słuchał uważnie życzeń Marii i niewykluczone, że usłyszał więcej, niż się spodziewał.

Tajemniczy wybuch

Wieczorem 9 lutego 1567 roku Darnley przebywał w edynburskim domu noclegowym zwanym Kirk o’Field przy Royal Mile, oddalonym zaledwie o kilkaset metrów od pałacu Holyrood, rezydencji Marii. Kilka godzin po północy nocną ciszę rozdarł potężny wybuch, który zamienił Kirk o’Field w kupę gruzu. Wśród zabitych był Darnley i jego służący. Ich ciała, w nocnych koszulach, leżały w ogrodzie. Sądząc po śladach na szyi, zostali uduszeni, a wybuch spowodowano tylko po to, żeby ukryć zbrodnię.

Większość Szkotów żywiła przekonanie, że Maria i Bothwell przyczynili się do śmierci Darnleya, szpiedzy Elżbiety w Edynburgu również. Niemrawe śledztwo nie wykazało niczego konkretnego, a 24 kwietnia Bothwell zabrał Marię do Dunbar, gdzie, jak później twierdziła, zgwałcił ją. Prawdopodobnie kłamała, chcąc uratować twarz, wzbudzić współczucie i odwrócić uwagę od własnych niecnych czynów.

Małżeństwo Bothwella zostało unieważnione pod pretekstem cudzołóstwa, jakiego dopuścił się ze służącą i nic już nie stało na przeszkodzie jego ślubowi z Marią, do którego doszło 15 maja w Holyrood. Mimo że Maria usilnie podtrzymywała wersję o swojej niewinności w sprawie Darnleya, mało kto jej wierzył, a na pewno nie Elżbieta. To, do jakiego stopnia Maria podporządkowała się Bothwellowi, zaszokowało Elżbietę. Według jednego z dworzan Elżbieta „ogromnie była niezadowolona z postępowania królowej i wstydziła się za nią”16.

Raz jeszcze niezdolność Marii do oddzielenia rozkoszy cielesnych od obowiązków państwowych spowodowała nieszczęście. Przy całym swoim męskim uroku Bothwell był dzikusem i podczas gdy Maria wybaczała mężowi ekscesy, szkoccy panowie mniej byli skłonni do pobłażania. Działali szybko i zdecydowanie. Krótka bitwa pod Carberry Hill, 15 czerwca, wydała Marię w ich ręce. Bothwella wysłano do Danii, gdzie, chory na umyśle, zmarł w więzieniu 11 lat później.

Lordowie zapewniali Marię o swoich dobrych względem niej intencjach, ale jej powrót do Edynburga wzbudził złe emocje. Tłum wykrzykiwał obelgi pod jej adresem, nazywając ją dziwką i morderczynią. Jej reputacja była całkowicie zrujnowana, panowanie się skończyło.

Wtrącono ją do więzienia i pod groźbą śmierci zmuszono do abdykacji na rzecz 13-miesięcznego syna, który został Jakubem VI, królem Szkocji[1].

Te wydarzenia poruszyły Elżbietę. Niezależnie od tego, czego się Maria dopuściła – a Elżbieta nie zaprzątała sobie głowy drobiazgami, które nie miały związku z wielką polityką – nadal była namaszczoną władczynią, której ze strony poddanych należała się lojalność i posłuszeństwo. Sposób, w jaki ją potraktowano, stwarzał niebezpieczny precedens. Zaniepokojona Elżbieta zagroziła inwazją Szkocji w celu uwolnienia Marii, ale trzeźwiej myślący doradcy przekonali ją, że w ten sposób mogłaby narazić życie Marii na niebezpieczeństwo.

Obawy Elżbiety znalazły potwierdzenie w balladach, które zaczęto śpiewać w gospodach i na rynkach jak Anglia długa i szeroka, wyrażających pochwałę dla postawy Szkotów. Przestraszona wizją rewolty we własnym kraju, Elżbieta podjęła kampanię na rzecz uwolnienia kuzynki.

Mimo uwięzienia Maria nie próżnowała. Wprost przeciwnie. Niezwykłą siłą perswazji wywarła wrażenie na zakochanym dozorcy – 2 maja 1568 roku zdołała uciec z niewoli. Przyłączyły się do niej tysiące zwolenników, ale druzgocąca klęska pod Langside 13 maja, zadana przez wojska podległe szkockim lordom, zakończyła historię jej panowania w tym kraju. Trzy dni później, rozżalona i spragniona zemsty, przekroczyła granicę z Anglią, mając nadzieję na uzyskanie pomocy wojskowej, która pozwoliłaby roznieść jej wrogów w pył.

Pojawienie się Marii na angielskiej ziemi pogrążyło kraj w kryzysie. Naleganie Elżbiety na natychmiastową restaurację Marii przerażało Cecila, który uważał za czyste szaleństwo popieranie królowej spiskującej i intrygującej przeciwko Elżbiecie od lat i będącej jej niewątpliwym wrogiem. Sądził, że najkorzystniej byłoby odesłać ją bezzwłocznie do Szkocji. Elżbieta odmówiła, gdyż to oznaczało pewną śmierć Marii. Nie mogła również wysłać Marii na kontynent – zniewoliwszy swymi wdziękami jakiegoś księcia, stałaby się ponownie niebezpieczna.

Nie widząc innego wyjścia, Elżbieta po długim wahaniu rozkazała, aby Maria została jej „gościem”, poddanym stałej obserwacji. Obraziła przy tym Marię, odmawiając spotkania z nią „z powodu pomówienia o morderstwo, z którego nie została jeszcze oczyszczona”17. W tym wypadku okazała się nieustępliwa: do czasu formalnego wyjaśnienia zabójstwa Darnleya na korzyść Marii, kuzynka była persona non grata na dworze.

Drobny incydent tuż po zjawieniu się Marii w królestwie ujawnia ciemną stronę charakteru Elżbiety. Dowiedziawszy się, że Maria opuściła Szkocję ze szczątkami garderoby, przekazała dla niej stroje tak nędzne, że zakłopotany wysłannik uznał to za pomyłkę. Wydawało mu się, że ubrania musiały być przeznaczone dla służącej. Elżbieta obraziła Marię celowo. Postąpiła bezdusznie, chciała upokorzyć Marię, wykorzystując sytuację, że kuzynka znalazła się na jej łasce i niełasce. W gorzkich listach Maria uskarżała się na rozmaite niedostatki, uzyskując burkliwą ripostę Elżbiety: „Miej jakieś względy dla mnie, zamiast myśleć tylko o sobie!”18.

Wychowana na francuskim dworze, wylęgarni intryg, Maria była niepoprawną konspiratorką i niemal od pierwszego dnia pobytu na angielskiej ziemi spiskowała przeciwko Elżbiecie, kontaktując się z katolickimi zwolennikami w całej Europie. Królowej Hiszpanii przyrzekła „uczynić naszą religię panującą”19 w Anglii, ale zanim mogła się do tego zabrać, musiała uporać się z delikatną sprawą „listów ze szkatuły”. Ujawnione w podejrzanie wygodnym dla Elżbiety momencie, stanowiły rzekomo prywatną korespondencję między Marią a Bothwellem. Jeśli były prawdziwie, dostarczały dowodów na to, że oboje stali za zabójstwem Darnleya. Fałszerstwo czy autentyk? Opinie dotąd są podzielone. Z całą pewnością w owych czasach większość, w tym sama Elżbieta, wierzyła w ich prawdziwość. Jednakowoż w śledztwie, które nastąpiło, zabrakło koronnego świadka: szkocka monarchini odmówiła złożenia zeznań, tym prostym sposobem uniemożliwiając trybunałowi uznanie jej winy. Elżbieta przyjęła taki obrót sprawy z ulgą, a listy poleciła usunąć.

Maria była zbyt niebezpieczna, aby odzyskać wolność. „Królowa Szkotów – ostrzegał Cecil – jest i zawsze będzie niebezpieczną osobą dla Twego państwa”20. Dlatego też w styczniu 1569 roku przeniesiono Marię do zamku Tutbury, zatęchłej i ponurej warowni w Midlands, powierzając ją straży earla Shrewsbury, którego surowo poinstruowano, aby uodpornił się na słodkie wdzięki Marii. Elżbieta, która nadal nie była w stanie zgłębić istoty hipnotycznego uroku kuzynki, zauważyła z pewną irytacją wobec francuskiego ambasadora, że musi być coś „boskiego w mowie i postaci królowej Szkotów, bo albo jedno, albo drugie skłania jej wrogów, aby z nią rozmawiali”21.

Zdolność Marii do pozyskiwania popleczników istotnie graniczyła z cudem. Kiedy w listopadzie na północy wybuchł bunt zwolenników Marii, Elżbieta odpowiedziała natychmiast, wydając nakaz stracenia kuzynki, w razie gdyby się okazało, że maczała palce w spisku. Jednak do 20 grudnia bunt zdławiono, a większość jego uczestników zbiegła na północ, do Szkocji. Kolejne, poważniejsze wystąpienie zbrojne także zakończyło się klęską, ale tym razem Elżbieta zarządziła surowe represje. Powieszono setki ludzi, ich ziemie i majątki skonfiskowano i rozdano lojalnej szlachcie.

Maria ani myślała się poddać. Z Tutbury przemyciła wiadomość dla hiszpańskiego ambasadora, zapowiadając w zamian za pomoc jego króla: „zostanę królową Anglii w trzy miesiące, a msze będą odprawiane w całym kraju”22.

Jak na ironię, Maria na kontynencie cieszyła się większą popularnością niż w rodzinnym kraju. Większość Szkotów nie miała ochoty mieć z nią do czynienia i to nie oni, ale fanatyczny reakcjonista, papież Pius V, podjął działania na rzecz uwięzionej królowej. Dwudziestego piątego lutego 1570 roku ekskomunikował Elżbietę na mocy bulli papieskiej, faktycznie wzywając katolików do powstania i osadzenia Marii na tronie. Bulla, mająca z założenia podważyć pozycję Elżbiety, wywołała wręcz odwrotny skutek. Protestanci, oburzeni wprowadzeniem polityki w sferę jak dotąd wyłącznie religijną, stanęli murem za Elżbietą.

Atak na królową, jak można było się spodziewać, ożywił debatę na temat ewentualnego zamążpójścia Elżbiety. Ukrócono by szkodliwe plotki, tłumaczyli doradcy, gdyby zdecydowała się zmienić stan i dała Anglii syna. Logika tych argumentów zdawała się nieodparta, a nieubłagana biologia sprawiała, że 37-letnia Elżbieta nie miała czasu do stracenia, jeśli zależało jej na spadkobiercy. Ale czy zależało jej rzeczywiście? I czy w ogóle była w stanie tego dokonać?

Jak wspomniano wyżej, jej niechęć wobec następców wynikała rzekomo z obawy przed intrygami, ale Maria miała podstawy do tego, aby podejrzewać zupełnie inną przyczynę. Według żony jej więziennego nadzorcy, hrabiny Shrewsbury, plotkarki i dawnej damy dworu, Elżbieta nie była „taka jak inne kobiety”23, a zatem cierpiała na bezpłodność. To mogłoby wiele wyjaśnić; w końcu, wziąwszy pod uwagę smutne dzieciństwo, kto lepiej niż ona zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw czyhających na bezpłodną królową? W takim wypadku występowanie w roli Dziewiczej Królowej było politycznym majstersztykiem, jako że nie tylko nadawało jej niemal boskie przymioty, ale także wzmacniało władzę. Lekceważąc namowy doradców, Elżbieta dawała jasno do zrozumienia, że nie zamierza szybko zejść ze sceny.

Snucie dalekosiężnych planów nie należało do obyczajów Marii, podejmowała decyzje pod wpływem chwili, a przymusowe odosobnienie nie dodało jej rozwagi. Przeświadczona, że legalnymi środkami nie odzyska wolności, snuła intrygi i w 1571 roku pozyskała dla swoich celów Roberto Ridolfiego, błyskotliwego bankiera z Florencji i papieskiego agenta, który podjął się nakłonić katolickie dwory Europy do oswobodzenia Marii za pomocą działań zbrojnych. Odkrycie spisku, który zmierzał również do zamordowania Elżbiety, o mało nie zaprowadziło Marii na szafot. Elżbieta uciekła się jednak do bardziej wyrafinowanej zemsty, a mianowicie nakazała publikację obciążających Marię „listów ze szkatuły”.

Po drugiej stronie kanału La Manche Karol IX użalał się nad losem dawnej bratowej. „Niestety, nieszczęsna wariatka nie przestanie, dopóki nie straci głowy. Skażą ją na śmierć. To jej własna wina i szaleństwo”24. Obawiając się o swoje życie, Maria początkowo przyczaiła się i zaprzeczyła jakiejkolwiek wiedzy na temat spisku Ridolfiego. Później odzyskała na tyle królewski majestat, że napisała do Elżbiety list pełen ostrych oskarżeń. Szorstka odpowiedź Elżbiety – Maria powinna cieszyć się, że nie potraktowano jej surowiej – uświadomiła królowej Szkotów całą grozę jej położenia.

Dwuznaczna postawa Elżbiety wobec zdradzieckiej kuzynki napawała współczesnych zdumieniem. W roku 1572, wywołując konsternację doradców oraz obu izb parlamentu, odmówiła podpisania ustawy, która automatycznie uniemożliwiłaby Marii sukcesję angielskiego tronu, oświadczając, że nie było to zgodne „z jej najszczerszymi życzeniami”25.

Przeciwstawiała się również żądaniom posłania Marii pod topór. Wolałaby, aby ktoś inny wziął na siebie brudną robotę. W tym celu podjęła starania, żeby wyekspediować Marię do Szkocji, gdzie stanęłaby przed sądem za mord na Darnleyu. Niewątpliwie sprawa przybrałaby pożądany dla Elżbiety obrót. Ale szkoccy panowie przystaliby na ten układ tylko pod warunkiem obecności angielskich żołnierzy przy egzekucji. Elżbieta nie chciała, aby wiązano ją ze śmiercią Marii, toteż z żalem porzuciła ten plan.

Maria straciła nadzieję odzyskania tronu Szkocji i całą uwagę skupiła na Anglii. Kreowała się na obrończynię katolicyzmu, która miałaby zrzucić heretyczkę Elżbietę z tronu i przywrócić prawdziwą religię. Nie miała żadnych skrupułów co do metod postępowania, brakowało jej natomiast poczucia rzeczywistości. „Nie opuszczę więzienia, chyba że jako królowa Anglii”26, oświadczyła kiedyś, a z biegiem czasu okazało się, że mówiła poważnie.

Książę szpiegów

Podczas następnych kilku lat Maria spiskowała bezustannie, nie zdając sobie sprawy, że śledzono każdy jej krok. Sir Francis Walsingham, fanatyczny protestant i pierwszy superszpieg w historii, rozporządzał siatką agentów, którzy regularnie przejmowali i odczytywali jej zaszyfrowane listy. Z każdą rewelacją Elżbieta wpadała w gorszy humor i obcinała Marii dotację, jako że spora jej część szła na opłacenie tajnych wysłanników.

Kiedy francuski ambasador poskarżył się na złe traktowanie Marii, Elżbieta, którą właśnie poinformowano o najświeższych knowaniach kuzynki, zasyczała w odpowiedzi, że Maria jest „najgorszą kobietą na świecie, której głowa powinna była spaść dawno temu i która nigdy nie wyjdzie na wolność, dopóki (Elżbieta) żyje”27.

Problem długowieczności bardzo leżał Elżbiecie na sercu. W styczniu 1583 roku, w wieku lat pięćdziesięciu, porzuciła ostatecznie wszelkie myśli o małżeństwie, oznajmiając w otoczeniu dworzan: „Jestem starą kobietą, której Bóg wystarczy zamiast małżeństwa”28. Nie mogąc dłużej posługiwać się najlepszym ze swoich argumentów przetargowych – wystąpieniem w charakterze panny młodej – Elżbieta mogła mieć jedynie nadzieję, że przeżyje królową Szkocji.

Maria z rozpaczy straciła resztki rozsądku. Wiosną wraz ze swymi sprzymierzeńcami powzięła szalony plan, który przewidywał przywrócenie jej panowania w Szkocji jako współrządzącej z synem, Jakubem, przy czym większość władzy przypadłaby jej w udziale. Jakub z miejsca odrzucił ten pomysł.

Niebezpieczna eskalacja nastąpiła w listopadzie 1583 roku, kiedy po 6-miesięcznej obserwacji agenci Walsinghama aresztowali katolickiego szpiega Francisa Throckmortona. Podczas rewizji w jego londyńskim domu wykryto zjadliwe pamflety, wykazy papistów w gronie arystokracji oraz listę angielskich portów, do których obce statki mogłyby bezpiecznie przybić. Na torturach Throckmorton zeznał, że konspiracja zmierzała do osadzenia Marii na tronie Anglii i że Maria wiedziała o wszystkim od początku. Został stracony w Tyburn.

Rozpętała się burza, ze zdwojoną gwałtownością domagano się śmierci Marii, ale Elżbieta pozostała głucha na te żądania. Serdecznie nie znosiła kuzynki, ale nic nie mogło zachwiać jej poszanowaniem dla boskich praw monarchii.

W roku 1584 Maria była nadal atrakcyjną kobietą w średnim wieku, ale lata niewoli odcisnęły piętno na jej osławionej urodzie; największa uwodzicielka Europy utyła i cierpiała na reumatyzm, jej włosy przedwcześnie posiwiały. Przeniesiono ją w nieco przyjemniejsze otoczenie, do zamku Sheffield, ale nadzór nie zelżał; czytano wszystkie jej listy, badano uważnie każdego, kto składał jej wizytę. Jednocześnie, z rozkazu Elżbiety, zachowano pozory królewskiego dworu: co wieczór jej 40-osobowa świta zasiadała do wystawnej uczty. Tę surrealistyczną egzystencję ożywiały jedynie nieustające intrygi.

Za karę Walsingham, nieugięty wróg uwięzionej królowej, przeniósł ją ponownie do znienawidzonego przez nią Tutbury. Postawiono jej ultimatum: zaprzestanie spiskowania albo poniesie konsekwencje. Nikogo nie zwiodły przystrojone słodkimi słówkami zapewnienia Marii o jej niewinności; w ciągu kolejnych 48 godzin napisała do Filipa II, króla Hiszpanii, domagając się od niego, aby ruszył na Anglię.

Wywierano coraz większy nacisk na Elżbietę, żeby wreszcie rozwiązała ten nużący problem. Pragnąc uniknąć kłopotliwego procesu, teraz z kolei ona sama zwróciła się do Jakuba, aby podzielił tron z matką. Samolubny i drażliwy Jakub zareagował szyderstwem. W marcu 1585 roku napisał do matki, że nie może sprzymierzyć się z kimś, kto jest „więźniem na pustyni”29. Zdruzgotana zdradą syna Maria podzieliła się rozczarowaniem z Elżbietą. „Czy może być coś gorszego i wstrętniejszego w oczach Boga i ludzi aniżeli jedyny syn obdzierający własną matkę z korony i królestwa?”30.

Żądaniom roztoczenia ściślejszego nadzoru nad Marią zadośćuczyniono w kwietniu, kiedy nowym strażnikiem mianowano sir Amiasa Pauleta. Surowy, całkowicie niepodatny na sztuczki podopiecznej, niemal uniemożliwił Marii wysyłanie i otrzymywanie listów, zmuszając jej popleczników do rozpaczliwych działań.

W grudniu 1585 roku w Rye aresztowano kształcącego się na katolickiego księdza Gilberta Gifforda, który przybył z Francji, aby nawiązać kontakt z Marią. Po krótkim przesłuchaniu Walsingham dał Giffordowi wolny, choć nieco ograniczony wybór co do jego przyszłej kariery życiowej: zmiana frontu albo szubienica. Gifford wybrał to pierwsze. Działając jako marionetka Walsinghama, wystosował do Marii wiadomość z ambasady francuskiej. Maria, podekscytowana jej treścią, obiema rękami uchwyciła się okazji powrotu na europejską scenę polityczną.

Elżbieta przy tej okazji pozwoliła sobie zbesztać ambasadora Francji. „Komunikuje się pan w tajemnicy z królową Szkocji, ale proszę mi wierzyć, wiem o wszystkim, co się dzieje w moim królestwie”31.

Spisek Babingtona

Świadoma narastającej na kontynencie niechęci wobec poczynań Marii, Elżbieta rzuciła Walsinghamowi ofiarę na pożarcie. W maju 1586 roku jego agenci wytropili innego katolickiego księdza, Johna Ballarda, który spotkał się z Anthonym Babingtonem, zamożnym zwolennikiem Marii z północy. Ballard zapewnił Babingtona, że latem szykuje się hiszpańska inwazja na Anglię i że gwarancją sukcesu będzie śmierć Elżbiety. Babington zdecydował się wykonać to zadanie wraz z grupką przyjaciół. Kiedy spiskowcy finalizowali plany, postanowił dopuścić Marię do sekretu. W liście, datowanym na 6 lipca, przedstawił cele zamachu w sposób niebudzący wątpliwości. Tytułując Marię „wspaniałą władczynią i królową”, zawiadomił ją, że „sześciu szlachetnych panów, moich osobistych przyjaciół (…) pozbędzie się uzurpatorki”32, podczas gdy on sam uwolni Marię z więzienia i pomoże jej zasiąść na tronie Anglii. W zaszyfrowanym liście z 17 lipca Maria przypieczętowała swój los, otwarcie przystępując do spisku i sankcjonując mord na Elżbiecie.

Walsingham uderzył. Czwartego sierpnia Ballarda wtrącono do Tower, Babington wraz ze wspólnikami wpadł w panikę i ukrył się, kilka dni później aresztowano Marię. Jej dozorca, Paulet, otrzymał list od Elżbiety. „Powiadom nikczemną morderczynię, jak straszna żałość z powodu jej ohydnych zbrodni zmusza nas do wydania tych rozkazów, i każ jej, w moim imieniu, prosić Boga o wybaczenie za zdradzieckie poczynania wobec kogoś, kto ratował jej życie przez wiele lat, narażając swoje własne”33.

W ciągu kilku dni Babingtona i jego wspólników schwytano, postawiono przed sądem i skazano na śmierć. Egzekucję przeprowadzono w sposób niesłychanie barbarzyński. Najpierw ich wieszano, potem wykastrowano, a następnie, wciąż przytomnych, pozbawiono wnętrzności – takie były wyraźne rozkazy rozgniewanej Elżbiety, która postanowiła odstraszyć ewentualnych naśladowców.

Wobec Marii Elżbieta okazała się bardziej łaskawa. Szczerze nienawidząc kuzynki, którą uważała za cudzołożnicę i morderczynię, nie chciała jej śmierci w obawie, że egzekucja królowej podkopałaby jej własny autorytet. Członkowie rady królewskiej łaknęli jednak krwi.

Elżbieta uległa w końcu naciskom, żeby wytoczyć Marii proces za zdradę, jakkolwiek w przededniu procesu, który rozpoczął się 12 października 1586 roku w zamku Fotheringay, usiłowała jeszcze dać Marii szansę, czego dowodzi następujący list:

Do Marii, królowej Szkotów

Próbowałaś rozmaitymi sposobami pozbawić mnie życia, a moje królestwo zniszczyć, doprowadzając do rozlewu krwi. Nigdy nie byłam dla Ciebie tak surowa, ale przeciwnie, chroniłam Cię i dbałam o Ciebie tak jak o samą siebie. Twoja zdrada zostanie udowodniona i podana do publicznej wiadomości. Jest moją wolą, abyś odpowiadała wobec szlachty i parów królestwa, tak jakbym była obecna. Niniejszym żądam i nakazuję, abyś odpowiedziała, powiadomiono mnie bowiem o Twojej arogancji.

Postępuj bez wykrętów, a otrzymasz łaskę z mojej strony.

Elżbieta34

Po dwudniowym posiedzeniu, podczas którego Maria sprawowała się bez zarzutu, sąd odroczył obrady, aby wznowić je w londyńskiej Izbie Gwiaździstej 25 października, kiedy to uznano Marię za winną zdrady. Obie izby parlamentu naciskały na Elżbietę, aby niezwłocznie zatwierdziła wyrok śmierci.

Królowa jednak się ociągała. Sfrustrowani ministrowie rwali włosy z głowy, podczas gdy Elżbieta zwlekała tygodniami i miesiącami z decyzją. Napisała nawet w tajemnicy do Marii, zapewniając ją, że w razie przyznania się do winy może jeszcze uratować życie. Maria, nieugięcie obstająca przy wersji o swojej niewinności, odrzuciła ofertę bez wahania. Przebiegła Elżbieta rozważała również ewentualność nasłania na Marię morderców, tak aby można było przypisać jej śmierć przyczynom naturalnym. Kiedy ten plan się nie udał, 1 lutego 1587 roku Elżbieta ustąpiła pod presją i podpisała wyrok śmierci.

Tydzień później, rankiem 8 lutego Maria, królowa Szkotów, została ścięta w Great Hall w Fotheringay. W chwili śmierci zachowała się godnie i odważnie, przyjmując z ulgą koniec męki.

Cały Londyn cieszył się na wieść o egzekucji, tylko Elżbieta wydawała się smutna. Jej niekłamany żal i wyrzuty sumienia wynikały po części z tego, że w głębi serca uważała się za winną pogwałcenia praw boskich. Chcąc zabezpieczyć się przed akcją odwetową ze strony królestw europejskich, celowo obnosiła się ze swymi uczuciami, tak aby wrogowie nie mogli twierdzić, że śmierć Marii stanowiła jej dzieło.

Starała się na próżno i niepotrzebnie. Odniosła bezwarunkowe zwycięstwo: po ćwierćwieczu konfliktu usunęła bête noir, kobietę, której nigdy nie spotkała osobiście. Nadszedł czas, aby skosztować owoców zwycięstwa.

Nie sposób odmówić Elżbiecie miejsca w historii jako jednej z pierwszych naprawdę „nowoczesnych kobiet”, wyemancypowanej, potężnej, nie jedynie obiektu pożądania, ale obdarzonej silną osobowością, niezależnej władczyni, która pozostawiła swój kraj w znacznie lepszej kondycji, niż go zastała. Uznanie tego faktu to najwyższa pochwała. Kiedy Elżbieta umierała 24 marca 1603 roku, w wieku 69 lat, cieszyła się powszechnym uznaniem jako jedna z najwybitniejszych osób zasiadających na tronie Anglii, otoczona miłością poddanych, czczona przez artystów jako Gloriana, Królowa Dziewica.

W tym miejscu wypada powrócić jeszcze do konfliktu z Marią. Postawa Elżbiety w tym sporze to szczyt hipokryzji. Cynicznie wykorzystując różnice religijne do zamaskowania w gruncie rzeczy czysto osobistego sporu – czyż sama nie wyraziła się kiedyś, że „jest tylko jeden Jezus Chrystus i jedna wiara, reszta to spory o głupstwa”35? – Elżbieta nie zwiodła nikogo. Gdyby Maria była nieciekawą brzydulą, Elżbieta pewnie poświęciłaby jej niewiele uwagi. Ale w oczach skromniej obdarzonej przez naturę, karmionej pochlebstwami monarchini ta celtycka czarodziejka, swobodna i niebezpieczna, stała się demonem, którego należało zniszczyć. Dokonała tego, odnosząc pełny sukces. Jakkolwiek można podejrzewać, że podobnie jak inne dzierżące władzę kobiety, łatwiej dawała sobie radę z problemami stwarzanymi przez płeć przeciwną, aniżeli swoją własną.