Wielki bój - Ellen G. White - ebook

Wielki bój ebook

Ellen G. White

0,0

Opis

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

Wielki bój (ang. The Great Controversy) – jedna z najpopularniejszych książek Ellen G. White, obok Drogi do Chrystusa i Życia Jezusa. Doczekała się wydań w ponad stu językach świata. W pozycji przedstawiona została historia chrześcijaństwa od zburzenia Jerozolimy w 70 r. n.e. ze szczególnym uwzględnieniem reformacji, jako ruchu mającego przywrócić Kościołowi pierwotną czystość. Książka omawia rozwój protestantyzmu w Europie i Ameryce. Przedstawia początki wyrosłego i zakorzenionego w reformowanej tradycji wiary ruchu adwentowego, z którego wywodzą się adwentyści dnia siódmego. Końcowe rozdziały poświęcone są adwentystycznej wykładni proroctw biblijnych i dziejom eschatologicznym, ze szczególnym naciskiem położonym na głoszenie tzw. trójanielskiego poselstwa, zapowiedź dosłownego wylania siedmiu plag ostatecznych na Ziemię oraz nadejście tysiącletniego Królestwa Chrystusa. Historia wielkiego boju przedstawiona w publikacji kończy się ostatecznym zwycięstwem Boga nad szatanem. Ostatnie zdanie książki brzmi: Bóg jest miłością. Wielki bój jest piątym i ostatnim tomem serii pt. Konflikt wieków, która omawia całą historię zbawienia.

[opis okładkowy]

Książka dostępna w zasobach:
Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 949

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

WIELKIBÓJ

ELLEN G. WHITE

Wydanie czwarte

WYDAWNICTWO „ZNAKI CZASU” 1983

 

Tytuł oryginału:  The Great Controversy Between Christ and Satan  Copyright © 1950, 1971 by The Ellen G. White Publications

REDAKTOR: Rajmund Ładysław DĄBROWSKI  WERYFIKACJA PRZEKŁADU: Andrzej BOJARCZAK  KOREKTA: Jadwiga KRAL  REDAKTOR TECHNICZNY: Jan WIŚNIEWSKI

PROJEKT OKŁADKI: Teresa KAWIŃSKA

PRINTED IN POLAND

ISBN 83-00-00529-3

Wydawnictwo „ZNAKI CZASU”  ul. Foksal 8, 00-366 Warszawa  Wydanie czwarte  Nakład: 50.000 egz.

Ark. wyd. 39. Ark. druk. 34

Papier offset, kl. III rola 61/56 g.

Zam. 984/1100/82. Z-90

Cena zł 240

SPIS TREŚCI

Od wydawcy

Przedmowa

Wstęp

Wizja dziejów

Pierwsi chrześcijanie

Okres duchowej ciemności

Waldensi

Jan Wiklif

Hus i Hieronim

Zerwanie Lutra z Rzymem

Luter przed sejmem

Szwajcarski reformator

Rozwój reformacji w Niemczech

Protest książąt

Reformacja we Francji

Niderlandy i Skandynawia w zasięgu reformacji

Późniejsi reformatorzy angielscy

Rewolucja i terror we Francji

Poszukiwanie wolności w Nowym Swiecie

Obietnica powtórnego przyjścia Chrystusa .

.

229

William Miller

Światło w mroku

Wielkie przebudzenie religijne XIX wieku

Skutki odrzucenia Prawdy

Spełnione proroctwa

Zrozumienie problemu świątyni

Jezus naszym pośrednikiem

Stany Zjednoczone w proroctwie

Dzieło odnowy

Odrodzone życie

Sąd śledczy

Pochodzenie zła

Najgroźniejszy wróg człowieka

Działalność aniołów

Sidła szatana

Droga do nieśmiertelności

Spirytyzm

Dążenie papiestwa

Nadchodzący bój

Biblia środkiem ochrony

Ostatnie ostrzeżenie

Czas ucisku

Wybawienie ludu Bożego

Spustoszona ziemni

Koniec walki

Przypisy

Indeks tekstów Pisma Świętego

SŁOWO OD REDAKCJI DO WYDANIA TRZECIEGO

Są książki, które określamy jako wyjątkowe, wybitne. Z reguły mówi się o nich jako o bestsellerach. Do grona tych książek bez wątpienia należy wznowione po raz czwarty przez nas dzieło Ellen G. White, pt. ,,Wielki bój”. Na pierwsze jej wydanie Czytelnicy czekali ponad 20 lat. Ukazało się ono w roku 1969. Wydanie drugie wydrukowane zostało 10 lat później. Niniejsze wznowienie ukazuje się niespełna 2 lata od edycji z roku 1981.

Dlaczego istnieje takie zainteresowanie właśnie tą książką? Na rodzimym rynku księgarskim niewiele jest pozycji, które opisują dzieje chrześcijaństwa nie tyle z naukowego punktu widzenia, ile raczej z pozycji filozofii historii. ,,Wielki bój” wychodzi właśnie naprzeciw tym zainteresowaniom. I chociaż Czytelnik rzeczywiście uczestniczy w gigantycznej podróży w historię, ujętej w sposób opisowy, odnotowuje w niej jednak wiele wydarzeń i informacji podanych — jak pisaliśmy w drugim wydaniu — „w kategoriach moralnych”.

„Wielki bój” to także rodzaj przewodnika w przyszłość. Któż nie chciałby poznać, co znajduje się przed nami? Chrześcijanie widzą pewną przyszłość w konkretnych i wiarygodnych słowach biblijnego profetyzmu. Ellen G. White porusza kwestie przybliżenia się wydarzeń, o których mówi Słowo Boże i robi to w sposób zmuszający do głębszych refleksji. Po lekturze książki niejeden Czytelnik zastanawia się czy wyłącznie przypadek sprawił, że to cenne dzieło trafiło do niego.

Jest to książka o wielkim triumfie Chrystusa nad mocami ciemności i wspaniałej nagrodzie wiary. Książkę polecamy już po raz trzeci, a czynimy to z przeświadczeniem o Bożym błogosławieństwie, jakie spotyka każdego, kto Prawdy szuka i Ją znajduje.

RAJMUND ŁADYSŁAW DĄBROWSKI

Przedmowa

Dziejom chrześcijaństwa poświęcono już niezliczoną liczbę dzieł — zabierali w tej kwestii głos historycy, teolodzy, filozofowie i pisarze wszelkiego autoramentu i różnych zapatrywań. Opracowania dawne i nowe powtarzają zdarzenia i fakty z dziejów chrystianizmu, analizują je i tworzą swoiste, światopoglądowo uwarunkowane syntezy historyczno-myślowe. Wśród prac traktujących o chrześcijaństwie w aspekcie historycznym, jednakże z uwzględnieniem perspektyw biblijno-profetycznych, szczególne miejsce zajmuje dzieło pióra Ellen G. White, wybitnego klasyka adwentyzmu, pt. „Wielki bój”. Dzieło poświęcone zostało charakterystyce problemów religijno-historycznych przeszłych, teraźniejszych i przyszłych jednego z największych systemów religijnych świata, bo takim w istocie jest chrześcijaństwo.

Historia chrystianizmu — religii założonej przez Chrystusa — biegła różnymi drogami. Kościół, wyrosły na gruncie starotestamentalnej religii objawionej, rodził się i krzepł w ogniu prześladowań, w konflikcie z judaizmem i wczesnochrześcijańskim błędowierstwem. Jako wynik mesjańskiego posłannictwa Chrystusa stanowił jednocześnie profetyczne wypełnienie starotestamentalnych przepowiedni o nowym przymierzu i Izraelu duchowym. Będąc społecznością uczniów i naśladowców Chrystusa, owiany prawdą ewangeliczną i mocą Ducha Świętego, zorientowany eschatologicznie i misyjnie — przejawił niezwykły dynamizm rozwojowy: założony przez Chrystusa Kościół wzrastał liczebnie i rozszerzał się przestrzennie. Z konfliktów pierwszego wieku ery chrześcijańskiej wyszedł zwycięsko. Okazał się wybitną siłą religijną i moralną, niepokonaną ludzkim orężem. Dalsze wszakże losy chrześcijaństwa — to w zasadzie dzieje walki między potęgą prawdy, świadectwa ewangelicznego i apostolskiego autentyzmu a mocami apostazji, przeciwnymi tym niezaprzeczalnym wartościom pierwotnego chrystianizmu.

Pierwsze tysiąclecie dziejów chrześcijaństwa stanęło pod znakiem powstania, wzrostu i umocnienia monarchizmu papieskiego — formy rządów kościelnych swoistej i obcej duchowi apostolskiemu — systemu władzy, który wprowadził chrześcijaństwo na drogi duchowych zawiłości kościelnictwa, ceremonializmu kultowego i doktrynalnego dogmatyzmu, który nadto wskutek szafowania nietolerancją religijną i prześladowaniem pochłonął, zwłaszcza w średniowieczu, miliony ofiar, ludzi pragnących służyć Bogu według czystych prawd ewangelicznych i nakazów własnego sumienia. Cechą charakterystyczną drugiego tysiąclecia dziejów chrześcijaństwa był generalny protest przeciwko duchowym nadużyciom i doktrynalnym błędom Rzymu, jak również przeciwko jego supremacji w dziedzinie religijnej, społecznej i politycznej. W pierwszej połowie drugiego tysiąclecia papiestwo wzrosło do szczytu potęgi doczesnej i władztwa w pontyfikacie papieża Innocentego III, po czym wszakże nastąpił — w drugiej połowie tysiąclecia — dramatyczny regres, upadek prestiżu, zwłaszcza międzynarodowego i politycznego znaczenia tej instytucji kościelnej, czego punktem krytycznym było uwięzienie papieża Piusa VI przez Napoleona w r. 1798 i w dalszym tego następstwie — upadek państwa kościelnego w roku 1870. Odbudowanie autorytetu watykańskiego będzie dopiero dziełem przemyślnej polityki papieży XX w., zwłaszcza od czasu pontyfikatu Jana XXIII, która niezwykle obiecujące perspektywy wzrostu potęgi kościoła rzymskiego widzi m.in. w rozwoju i celach współczesnego ekumenizmu, szczególnie zaś w możliwościach realizowania na polu ekumenicznym własnej koncepcji ekumenizmu.

Już przecież na początku drugiego tysiąclecia pojawiły się pierwsze poważniejsze oznaki protestu. W roku 1054 nastąpiło — z powodu papieskiego wszechwladztwa — rozbicie chrześcijaństwa na zachodnie i wschodnie. Dalszy szlak przeciwko wypaczeniom papieskim na rzecz powrotu do źródła — do czystej wiary apostolskiej i ewangelicznego autentyzmu — znaczyły takie ruchy religijne, jak waldensów, Wiklifa, husytyzm i protestantyzm czasów Wielkiej Reformacji XVI wieku. Ujawnienie nadużyć kościelnych w sferze wiary oraz przełamanie rzymskiego wszechwładztwa nad sumieniami ludzkimi, a jednocześnie zwrócenie uwagi na Biblię jako żywe Słowo Boże — było wielkim triumfem odniesionym w imię ewangelicznej odnowy chrześcijaństwa. Społeczny i polityczny protest znalazł swój radykalny wyraz w rewolucji francuskiej, owej wielkiej burzy dziejowej, która wstrząsnęła posadami kościoła i starego porządku, zapoczątkowując erę wielu postępowych i nowoczesnych rozstrzygnięć w dziedzinie społecznej i politycznej.

Nowożytne dzieje chrześcijaństwa toczyły się w obrębie podzielonych wspólnot religijnych. Chrześcijaństwo przeżywało Swoje wewnętrzne i zewnętrzne kryzysy. Nadal trwała walka o odnowę wiary apostolskiej. Opatrznościowym planem Bożym miało być wydobycie na światło dzienne pełni Prawdy objawionej w Piśmie Świętym, wyznawanej przez Chrystusa i apostołów, a przysypanej w biegu dziejów pyłem tradycji i idei obcych duchowi Ewangelii. Ruchy reformacyjne, z Wielką Reformacją protestancką na czele, dokonały na tym odcinku potężnego dzieła, nie dokonały jednak wszystkiego. Dzieło reformy miało trwać nadal, aż do zupełnego sukcesu. Wiele zdziałały przeto ożywcze prądy religijne w tonie protestantyzmu XVII i XVIII stulecia, takie jak pietyzm, zwłaszcza zaś takie ruchy religijne jak baptyzm i metodyzm. Szczególnie doniosłe znaczenie miał rozwój towarzystw biblijnych i międzynarodowego ruchu misjonarskiego, co w dużym stopniu przyczyniło się do spopularyzowania Biblii i rozwoju ogólnoświatowej ewangelizacji.

Począwszy od często anonimowych głosów protestu z czasów wczesnego średniowiecza poprzez późniejsze przełomy reformacyjne — wszystko to stanowiło podłoże dla jeszcze jednego potężnego ruchu przebudzeniowego na rzecz ewangelijnej odnowy chrześcijaństwa. Było nim przebudzenie adwentowe — prąd religijno-umysłowy, który w pierwszej połowie XIX w. przeszedł przez wszystkie kościoły chrześcijańskie Starego i Nowego Świata. Ruch ten dał w roku 1844 początek Kościołowi Adwentystów Dnia Siódmego — spadkobiercy i kontynuatorowi apostolskich idei eschatologicznych we współczesnym chrześcijaństwie. Kościół ten dokonał olbrzymiej pracy: spod gruzów średniowiecznej i scholastycznej tradycji wydobył na światło dzienne nauki apostolskie, dotąd nie odkryte i ogłosił je światu. Do dzisiaj objął adwentyzm zasiągiem swej działalności wszystkie niemalże kraje świata i głosi w nich Ewangelię zbawienia w jej pełni i czystości biblijnej. Zwraca uwagę na znaki czasu i bliskie powtórne przyjście Chrystusa, potrzebę zachowywania przykazań Bożych i wiary Jezusa, podnosi głos w sprawach zdrowia, moralności społecznej, wolności i pokoju, rozwija różne formy pracy charytatywnej. Staje się coraz większą, a równocześnie niezależną siłą religijno-moralną w dzisiejszym chrześcijaństwie.

Znamiennym przejawem współczesnych dziejów chrześcijaństwa jest ekumenizm — ruch międzykościelny zmierzający do zintegrowania podzielonego i rozdartego wewnętrznie chrześcijaństwa według kilku koncepcji zjednoczeniowych. Uderza fakt, że w ruchu tym, zwłaszcza w kierunku genewskim, reprezentowanym przez Światową Radę Kościoła, coraz większą rolę pragnie odgrywać papiestwo, przejmując na wielu odcinkach inicjatywę ekumeniczną i nadając jej akcent własny. Nie negując pozytywnych 'elementów ruchu ekumenicznego, jak międzywyznaniowe zbliżenie, rozwijanie atmosfery przyjaźni, zainteresowanie dla problemów ogólnoludzkich itp., wielu poważnych myślicieli chrześcijańskich zaniepokojonych jest próbą watykańskiej dominacji w głównym nurcie ekumenicznym (tj. kierunku genewskim) i możliwością powstania i rozwoju nowoczesnych form totalizmu religijnego w chrześcijaństwie, od którego by nie było już daleko do różnych przejawów nietolerancji, ograniczenia wolności sumienia i nacisków religijnych, zwłaszcza w stosunku do mniejszych wspólnot kościelnych. Inni skłonni są upatrywać w papieskich inicjatywach ekumenicznych znamion nowoczesnej kontrreformacji. W tym kontekście przewidywania, że końcowe dzieje chrześcijaństwa mogą się stać raz jeszcze widownią antagonizmów, łamania zasad wolności religijnej, aktów gwałtu sumienia, fanatyzmu i nietolerancji, nie wydają się nieuzasadnione. Byłby to jednak końcowy dramat wiekowej walki między religijną Prawdą a jej negacją, znalazłby on wypełnienie w końcowych fazach wielkiego boju między Chrystusem a szatanem i rzeczach ostatecznych, głoszonych przez Pismo Święte.

Dzieło E.G. White nie ma charakteru ściśle naukowego. Napisane zostało z punktu widzenia religijnej filozofii dziejów zbawienia i chrystianizmu. Podobne opisy literackie występują np. w księgach historycznych Pisma Świętego. Praca miała za cel ukazać zarys konfliktu między dobrem a złem, prawdą a fałszem, Chrystusem a szatanem w odniesieniu do dziejów religii objawionej, ludzkości i chrześcijaństwa oraz ukazanie niełatwej drogi Prawdy Bożej docierającej do serc ludzkich. Tematyką swoją objęło genezę konfliktu i jego zakończenie w perspektywie eschatologicznej, tj. rzeczy ostatecznych. Dzieło powstało w roku 1888 i doczekało się kilkudziesięciu wydań w języku angielskim (oryginalnym) oraz dwustu przekładów na różne języki świata, jak również milionowych nakładów. Stanowi ostatnią część pięciotomowej serii poświęconej dziejom zbawienia nakreślonym przez Pismo Święte, a obejmującej takie pozycje książkowe, jak „Patriarchowie i prorocy”, „Prorocy i królowie”, „Zycie Jezusa” i „Działalność Apostołów”. „Wielki bój” kończy tę serię i stanowi jej dopełnienie.

W języku polskim „Wielki bój” ukazuje się po raz trzeci. Przekładu dokonano z szóstej edycji hamburskiej oraz skonfrontowano z tekstem oryginalnym w wydaniu „Review and Herald Publishing Association”, Washington, D.C., z roku 1971. W języku polskim wydano także cztery poprzednie tomy wspomnianej serii, tom ten zatem stanowi dokończenie dzieła. Publikacja pt. „Wielki bój” jest popularnym, opartym na poważnym materiale historyczno-skrypturystycznym wykładem wybranych zagadnień chrześcijaństwa i biblijnej filozofii dziejów.

Obok wielu opracowań poświęconych dziejom chrześcijaństwa praca niniejsza jawi się jako cenne ich uzupełnienie. Żywimy przeto nadzieję, że publikacja spotka się z życzliwym przyjęciem Czytelnika. Treść jej rzuci niejeden snop światła na wiele mrocznych i zawiłych wydarzeń przeszłości, ukaże blaski i cienie w dziejach chrześcijaństwa, a zwłaszcza problemy czasów finalnych, odpowie na trudne pytania dotyczące początku i końca zła, pozwoli spojrzeć w przyszłość, a ludzi wierzących i szukających Prawdy na pewno zbliży do Boga — Stwórcy i Pana Wszechrzeczy.

Cytaty biblijne zaczerpnięto (z małymi wyjątkami) z Nowego Przekładu Pisma Świętego.

ZACHARIASZ ŁYKO

Wstęp

Zanim Adam zgrzeszył, żył w bezpośredniej łączności ze Stwórcą. Jednak z chwilą odłączenia się człowieka od Boga wskutek nieposłuszeństwa, ludzie zostali pozbawieni tego wspaniałego przywileju. Plan zbawienia ponownie otworzył ludzkości drogę, która umożliwiała mieszkańcom ziemi utrzymanie łączności z niebem. Odtąd Bóg komunikował się z ludźmi za pośrednictwem Ducha Świętego, a światło Boże, otrzymywane w drodze objawień, przekazywali światu wybrani przez Boga słudzy: „...wypowiadali je ludzie Boży, natchnieni Duchem Świętym” (2 Piotra 1,21). W czasie pierwszych 2500 lat historii rodzaju ludzkiego nie było żadnego zapisanego objawienia. Ludzie, nauczeni przez Boga, przekazywali ustnie, z pokolenia na pokolenie, swą wiedzę innym. Dopiero w czasach Mojżesza zaczęto zapisywać Słowo Boże. Natchnione objawienia przybrały postać natchnionych ksiąg. Dzieło to trwało przez 1600 lat: od Mojżesza — dziejopisarza aktu stworzenia i zakonu — do Jana — kronikarza najbardziej doniosłych prawd ewangelijnych.

Biblia wskazuje na Boga jako na swego autora, ale została napisana przez ludzi. Poszczególne jej księgi prezentują indywidualne cechy stylu i osobowości różnych pisarzy biblijnego kanonu. „Całe Pismo przez Boga jest natchnione...” (2 Tym. 3,16), a jednak wyrażono je za pomocą słów ludzkich. To Nieskończony Bóg za sprawą Ducha Świętego oświecał serca i umysły Swoich sług. To On dawał im sny i widzenia, przemawiał za pośrednictwem symboli i przenośni. Ci zaś, którym Prawda została w ten sposób objawiona, ubrali myśl Bożą w szatę ludzkiego języka.

Bóg osobiście ogłosił dziesięć przykazań i zapisał je na kamiennych tablicach własnym palcem. Są one więc Bożego, nie ludzkiego autorstwa. Biblia jednak, zawierająca objawione przez Boga prawdy, lecz wyrażone w języku ludzkim, stanowi jedność tego, co Boskie, z tym, co ludzkie. Taka właśnie jedność istniała w naturze Chrystusa, który był równocześnie Synem Bożym i Synem Człowieczym. O Biblii można więc powiedzieć to samo co powiedziano o Chrystusie: „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas” (Jan 1,14).

Zapisywane w różnych stuleciach przez ludzi różniących się między sobą stanowiskiem społecznym, zajęciem, talentami i życiem duchowym, księgi biblijne prezentują bogactwo stylów i poruszanych treści. Różni autorzy stosowali różne formy ekspresji. Często ta sama prawda została przedstawiona przez jednego pisarza w sposób bardziej wyrazisty niż przez pozostałych. Niektórzy z nich przedstawiali dany temat w różnych aspektach i relacjach. Czytelnikowi powierzchownemu, beztroskiemu czy uprzedzonemu może się to jawić jako zbiór sprzeczności. Jednakże czytelnik dbały, odnoszący się z szacunkiem do Pisma Świętego i sięgający głębiej w zapisane słowa, dostrzeże przenikającą wszystko harmonię.

Prawda prezentowana przez rozmaitych ludzi ukazana jest w różnych swych aspektach. Jeden autor, będący pod silnym wrażeniem jakiegoś szczególnego problemu w danym zagadnieniu, porusza tylko te sprawy, które współgrają z jego doświadczeniem, przeżyciami czy osobistą oceną. Inny zwraca uwagę na odmienny aspekt tego samego tematu. W ten sposób każdy z nich, pod przewodnictwem Ducha Świętego, przedstawia' to, co najsilniej poruszyło jego umysł: szczególny aspekt Prawdy, w pełni jednak zharmonizowany z całością. Objawione prawdy łączą się więc ze sobą i kształtują w doskonałą całość, mogącą zaspokoić potrzeby poszczególnych ludzi żyjących w różnych okolicznościach i przeżywających różne doświadczenia życiowe.

Bóg chciał przekazać Swe prawdy światu za pomocą ludzi i dlatego Sam, za sprawą Ducha Świętego, wybrał jednostki zdolne do wykonania tej pracy i umożliwił im ją. To On kierował umysłami ludzi przy wyborze tego, co mają mówić i pisać. W ten sposób skarb zbawienia został powierzony ziemskim mieszkańcom, mimo że pochodził z nieba. Świadectwo zostało przekazane za pomocą niedoskonałych wyrażeń języka ludzkiego; mimo to jest ono świadectwem Boga. Posłuszne i wierzące dziecię Boże dostrzeże w nim chwałę Bożej mocy oraz pełnię łask i prawdy.

W Swoim Słowie Bóg przekazał ludziom wiedzę niezbędną dla zbawienia. Stąd też Pismo Święte powinno zostać przyjęte jako autorytatywne, nieomylne objawienie woli Boga. Zawarty jest w nim ideał charakteru, do jakiego człowiek powinien dążyć; zawiera też wszelkie nauki i jest miernikiem naszego postępowania. „Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany” (2 Tym. 3,16.17).

Fakt, że Bóg objawił Swą wolę ludziom za pomocą Słowa wcale nie przeczy konieczności stałej obecności Ducha Świętego i stałego Jego przewodnictwa. Wprost przeciwnie, Zbawiciel pozostawił obietnicę zesłania Ducha Świętego który objaśni Słowo Jego sługom, oświeci ich i pomoże im wprowadzić w życie Jego nauki. Skoro zaś Duch Boży natchnął ludzi piszących Biblię, niemożliwe jest, aby nauka tego Ducha była kiedykolwiek przeciwna temu, co głosi Słowo.

Duch Święty nie był, ani nie będzie dany po to, aby podważać Biblię. Pismo Święte wyraźnie stwierdza, że Słowo Boże jest tym wzorcem, według którego sprawdzać należy wszystkie nauki i doświadczenia. Ap. Jan mówi: „...nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat” (1 Jan 4,1). Izajasz oświadcza: „A co dotyczy zakonu i objawienia: Jeżeli tak nie powiedzą, to nie zabłyśnie dla nich jutrzenka” (Izaj. 8,20).

Dzieło Ducha Świętego poważnie ucierpiało z powodu błędów ludzi, którzy twierdząc, że zostali oświeceni, głosili zarazem zbyteczność kierowania się autorytetem Słowa Bożego. Ludzie ci kierowali się natomiast wewnętrznymi odczuciami, które traktowali jako glos Boga; ale duch, który nimi kierował, nie był Duchem Bożym.

Polecanie na własnych odczuciach połączone z zaniedbywaniem lektury Pisma Świętego prowadzić może jedynie do ruiny i zwiedzenia, co służy realizacji planów podjętych przez siły zła. Ponieważ działanie Ducha Świętego ma tak ważne znaczenie dla Kościoła Chrystusowego, to nic dziwnego, że szatan — posługując się błędami fanatyków — stara się wzbudzić pogardę dla Jego pracy i skłonić lud Boży do lekceważenia tego źródła siły, jakie Zbawiciel dla nas przygotował.

Zgodnie ze Słowem Bożym Duch Święty miał kontynuować swe dzieło przez cały okres nowotestamentalny. W ciągu stuleci, kiedy ludzie posiadali już Stary i Nowy Testament, Duch Święty nie przestał przekazywać światła pojedynczym umysłom ludzkim niezależnie od objawień zawartych w uświęconym kanonie Biblii. Zresztą sama Biblia sprawozdaje o tym, że za pośrednictwem Ducha Świętego docierały do ludzi przestrogi, nagany, rady i wskazówki w kwestiach w niczym nie związanych ze sprawami wyłożonymi w Piśmie Świętym. Znajdujemy tam także wzmianki o prorokach działających w różnych stuleciach, których proroctwa nie zostały ujęte w kanon Pisma Świętego. Podobnie już po zamknięciu tego kanonu Duch Święty kontynuował nadal swą działalność, aby oświecać, ostrzegać i pocieszać dzieci Boże.

Jezus obiecał Swym uczniom: „Lecz Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w imieniu moim, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem”. „Lecz gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, wprowadzi was we’ wszelką prawdę... i to, co ma przyjść, wam oznajmi” (Jan 14,26; 16,13). Pismo Święte wyraźnie uczy, że obietnice te nie ograniczały się tylko do czasów apostolskich, lecz dotyczą Kościoła Chrystusowego we wszystkich stuleciach. Zbawiciel zapewnia Swych naśladowców: „...A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28,20). Paweł zaś oświadcza, że dary i przejawy działania Ducha przekazane zostały Kościołowi: „Aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej” (Efez. 4,12.13).

Za wiernych w Efezie apostoł modlił się słowami: „Aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam Ducha mądrości i objawienia ku poznaniu jego, i oświecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli, jaka jest nadzieja, do której was powołał, i jakie bogactwo chwały jest udziałem świętych w dziedzictwie jego, i jak nadzwyczajna jest wielkość mocy jego wobec nas, którzy wierzymy dzięki działaniu przemożnej siły jego” (Efez. 1,17—19). Służba Ducha Bożego, polegająca na oświecaniu myśli i odsłanianiu przed umysłem ludzkim głębokich prawd świętego Słowa Bożego, była tym błogosławieństwem, którego urzeczywistnienia w Kościele efeskim pragnął właśnie Paweł.

Po cudownym objawieniu się Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy Piotr nawoływał lud do pokuty i przyjęcia chrztu w imieniu Chrystusa dla odpuszczenia grzechów, mówiąc: „Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego. Obietnica ta bowiem odnosi się do was i do dzieci waszych oraz do wszystkich, którzy są z dala, ilu ich Pan, Bóg nasz, powoła” (Dz. Ap. 2,38—39).

W związku z wielkim dniem Pańskim obiecana i zapowiedziana została przez proroka Joela specjalna działalność Ducha (Joel 2,28). Proroctwo to znalazło częściowe wypełnienie w wylaniu Ducha Świętego. w dniu Pięćdziesiątnicy, ale całkowite jego spełnienie nastąpi podczas przejawów łaski Bożej w końcowym okresie ewangelizacji świata.

Wielki bój między siłami dobra i zła zwiększy swe natężenie przy końcu czasu. We wszystkich stuleciach ujawniała się złość szatana przeciwko Kościołowi Chrystusowemu, dlatego też Bóg obdarzył Swój lud łaską i Duchem Świętym, aby wzmocnić go, by skutecznie mógł przeciwstawiać się atakom ojca zła. Gdy apostołowie mieli nieść słowa Ewangelii w świat i zapisać jej cenne prawdy dla przyszłych pokoleń, otrzymali oni od Ducha Świętego specjalne światło. Kiedy Kościół zbliża się do momentu swego ostatecznego wybawienia, szatan napiera nań z tym większą siłą. Atakuje „...mając wielki gniew, wiedząc, iż krótki czas ma” (Obj. 12,12). Szatan będzie działał „ze wszelką mocą” i posłuży się „znakami i rzekomymi cudami” (2 Tes. 2,9). Przez sześć tysięcy lat ten przywódca zła, początkowo najwyższy wśród aniołów Boga, oddał się całkowicie dziełu zwodzenia i obracania wszystkiego w ruinę. W ostatecznym konflikcie skieruje przeciwko ludowi Bożemu wszystkie podstępy i okrucieństwa, całą swą zręczność i biegłość, zdobytą w walkach toczących się przez stulecia. Natomiast naśladowcy Chrystusa mają w tym niebezpiecznym czasie nieść światu przestrogę i wieść o drugim adwencie Pana. Na przyjście Zbawiciela lud ten ma się przygotować „bez plamy i bez skazy** (2 Piotra 3,14). Nic więc dziwnego, że w naszych czasach specjalne zasoby łaski i mocy Bożej są kościołowi nie mniej potrzebne, niż w dniach apostolskich.

Dzięki oświeceniu przez Ducha Świętego, sceny długotrwałego konfliktu pomiędzy siłami dobra i zła zostały odsłonięte na kartach niniejszej książki. Od czasu do czasu Bóg pozwolił mi oglądać przebieg wielkiego boju w poszczególnych stuleciach pomiędzy Chrystusem — Księciem życia, Sprawcą naszego zbawienia, a szatanem — księciem zła, autorem grzechu, pierwszym przestępcą świętego prawa Bożego. Wrogość szatana przeciwko Chrystusowi ujawniona została także przeciwko Jego naśladowcom.

W całej minionej przeszłości można odnaleźć ślady tej samej nienawiści do zasad prawa Bożego, dowody tej samej taktyki zwodzenia i przedstawiania fałszu jako prawdy, która doprowadziła do zastępowania prawa Bożego przez prawa ludzkie, a ludzi skłoniła do oddawania czci raczej stworzeniu niż Stwórcy. We wszystkich stuleciach widoczne są wysiłki szatana, zmierzające do przedstawienia w fałszywym świetle Boskiego charakteru, do skłonienia ludzi, aby posiadali fałszywą koncepcję Boga i błędne wyobrażenia o Stwórcy, a tym samym, aby traktowali Go ze strachem i nienawiścią, a nie z miłością. Widoczne są wysiłki szatana, by odrzucić prawo Boże i nakłonić ludzi do uznania, że są wolni od wszelkich wymagań Dekalogu. Widoczne jest też prześladowanie przezeń tych wszystkich, którzy ośmielili się stawić czoło i odeprzeć jego zwodnicze ataki. Siady tych poczynań odnaleźć można w życiu patriarchów, proroków, apostołów, męczenników i reformatorów.

W wielkim końcowym konflikcie szatan zastosuje tę samą podstępną taktykę, ujawni te same motywy swego działania zmierzające do tego samego celu, jak w minionych stuleciach. Powtórzy się to, co historia już zanotowała, z tym jednym wyjątkiem, że nadchodzący bój wiary toczyć się będzie z intensywnością, jakiej świat nigdy jeszcze nie był świadkiem. Zwodnicze działania szatana staną się jeszcze bardziej podstępne, a jego ataki — bardziej zdecydowane. Gdyby to było możliwe, zwiódłby on i zniszczył nawet i wybranych (Mar. 13,22);

Gdy Duch Boży odsłonił przed moimi oczami wielkie prawdy ukryte w Słowie Bożym, wydarzenia przeszłe i przyszłe, polecono mi przekazać innym to, co zostało mi objawione. Kazano mi prześledzić dzieje wielkiego boju w minionych stuleciach i tak je przedstawić, aby zwrócić uwagę na zbliżającą się szybko ostateczną walkę dobra i zła. Dla osiągnięcia tego celu dokonałem zestawu wydarzeń w dziejach Kościoła w taki sposób, aby uchwycić te momenty historii, kiedy odsłaniano przed światem poszczególne prawdy Boże, prawdy które wywoływały gniew szatana i potęgowały wrogość miłujących świat chrześcijan, a które podtrzymywane były w świadectwie tych co „nie miłowali życia swojego aż do śmierci”.

W dokumentach tych można dostrzec zwiastuny przyszłego konfliktu. Rozpatrując je w świetle Słowa Bożego i przez pryzmat wskazówek Jego Ducha, będziemy w stanie poznać zamaskowane dotychczas sposoby walki szatana, a także zdać sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie zagrażają tym, którzy powinni stanąć „bez nagany* przed obliczem Pańskim w dniu Jego powtórnego przyjścia.

Wielkie wydarzenia, które wytyczały postęp reformy w minionych stuleciach, są przedmiotem rozważań historycznych, znanych dobrze i uznawanych powszechnie przez świat protestancki. Są tc fakty, którym nie może nikt zaprzeczyć. Przedstawiłam tu krótko najważniejsze wydarzenia. Zgodnie z charakterem i objętością książki oraz potrzebą zwięzłości, omówiłam je bardzo ogólnie, lecz w taki sposób, by ich sens zrozumiano właściwie. W przypadkach, gdy historyk zgrupował wydarzenia, przedstawiając w sposób zrozumiały ich istotę, albo też streścił odpowiednio szczegóły, cytowałam jego słowa. W niektórych jednak wypadkach cytaty zostały przytoczone nie ze względu na autorytet pisarza, lecz wyłącznie z tego powodu, że jego stwierdzenia stanowiły gotowe i sugestywne ujęcie danego zagadnienia. Prezentując doświadczenia i poglądy ludzi, którzy kontynuują dzieło reformy w obecnych czasach, posługiwałam się w podobny sposób opublikowanymi przez nich pracami. .

Głównym celem tej książki nie jest prezentacja nowych prawd dotyczących walk, które toczyły się w przeszłości; chodzi mi jedynie o podkreślenie faktów, które wiążą się z przyszłymi wydarzeniami. Jeżeli spojrzymy na nie jako na część boju między siłami światła a siłami ciemności, to wszystkie te zapisy związane z przeszłością nabiorą nowego znaczenia, a także rzucą pewne światło na przyszłe wydarzenia. Światło to oświecać będzie drogę ludzi, którzy, podobnie jak reformatorzy przeszłych stuleci, powołani zostaną, nawet w okresie wielkiego zagrożenia do świadczenia „o Słowie Bożym i Jezusie Chrystusie”.

Książka ta ma na celu ukazanie scen wielkiego boju pomiędzy prawdą a błędem, ujawnienie podstępów szatana, ukazanie środków, za pomocą których można skutecznie odeprzeć ataki; przedstawienie ostatecznego rozwiązania problemu zła, rzucenie takiego światła na pochodzenie i skutki grzechu, które w pełni ukaże sprawiedliwość i życzliwość Boga w postępowaniu ze wszystkimi Jego stworzeniami, a także ukazanie świętej i niezmiennej natury prawa Bożego. Gorącą modlitwą autorki tej książki jest to, ażeby niniejsza praca pomogła ludziom wyzwolić się z więzów ciemności i stać się „uczestnikami dziedzictwa świętych w światłości”, oraz aby pomogła wielbić Tego, który nas umiłował i wydał za nas samego Siebie.

E.G.W.

I. Wizja dziejów

„Gdybyś i ty poznało w tym to dniu, co służy ku pokojowi. Lecz teraz zakryte to jest przed oczyma twymi. Gdyż przyjdą na ciebie dni, że twoi nieprzyjaciele usypią wał wokół ciebie i otoczą, i ścisną cię zewsząd. I zrównają cię z ziemią i dzieci twoje w murach twoich wytępią, i nie pozostawią z ciebie kamienia na kamieniu, dlatego, żeś nie poznało czasu nawiedzenia swego” (Łuk. 19, 42—44).

Z wierzchołka góry Oliwnej Jezus spoglądał na Jerozolimę. Roztaczał się przed Nim pogodny i piękny widok. Odbywały się właśnie święta Paschy i ze wszystkich krain zeszły się dzieci Jakuba, by obchodzić wielkie narodowe święto. Spośród ogrodów, winnic i zielonych stoków góry, usianych namiotami pielgrzymów, wychylały się wzgórza, tworzące tarasy, dalej widniały pałace i masywne budowle miasta Jerozolimy. Dumna córka Syjonu zdawała się w swej okazałości mówić: „Siedzę jak królowa... a żałoby nie zaznam” (Obj. 18, 7). Była wspaniała i pewniejsza przychylności niebios niż wówczas, kiedy królewski piewca wołał: „Pięknie wzniesiona jest rozkosz całej ziemi, Góra Syjon... miasto Króla Wielkiego” (Psalm 48, 3). W oczy rzucały się wspaniałe budynki świątyni; promienie zachodzącego słońca rozjaśniały śnieżną biel marmurowych ścian, oświecając także złotą bramę, wieżę i dach. To właśnie Syjon, doskonała piękność, duma narodu żydowskiego. Któryż z Izraelczyków mógł stłumić w sobie uczucie radości i podziwu na widok tak wspaniały! Jednak zupełnie inne myśli nasuwały się Jezusowi. ”A gdy się przybliżył, ujrzawszy miasto, zapłakał nad nim” (Łuk. 19, 41). Wśród ogólnej radości triumfującego pochodu, kiedy palmowe gałązki powiewały ku Niemu przychylnie, wzgórza odbijały wesołe „Hosanna”,, a tysięczne odgłosy ogłaszały Go królem, Zbawcę owładnął nagły i tajemniczy ból. On, Syn Boży, Obiecany Izraela, którego moc zwyciężyła śmierć i wskrzesiła jej więźniów z grobu, płakał nie łzami zwykłego smutku, lecz łzami wielkiej, nie dającej się stłumić udręki.

Nie płakał nad Sobą, chociaż wiedział, dokąd prowadzi Jego droga. Przed Nim rozciągał się ogród Getsemane, scena oczekującej Go walki duchowej. Widział również Bramę Owczą, przez którą od wieków prowadzono ofiary przeznaczone na zabicie, a która miała się również otworzyć przed Nim, gdy będzie „jak jagnię na rzeź prowadzone” (Izaj. 53, 7). Niedaleko była Golgota, miejsce ukrzyżowania. Ścieżkę, po której wkrótce będzie kroczył, pochłonie groza wielkich ciemności, kiedy odda Swe życie na ofiarę za grzech. Jednak nie myśl o tych wydarzeniach smuciła Go w godzinach ogólnej radości. Opłakiwał przyszły los tysięcy mieszkańców Jerozolimy, zaślepienie i zatwardziałość tych, których przyszedł błogosławić i zbawić.

Jezus widział jak na dłoni przeszło tysiącletnią historię szczególnej łaski i troski, jaką Bóg okazywał swemu ludowi. Widział górę Moria, gdzie „syn obietnicy”, ofiara dobrowolna, związana została na ołtarzu (1 Mojż. 22, 9) jako symbol ofiarowania Syna Bożego. Widział jak potwierdzono „ojcu wszystkich wierzących” przymierze błogosławieństwa, wspaniałą obietnicę Mesjasza (1 Mojż. 22, 16. 18). Widział jak na polu Ornana sięgające niebios płomienie ofiary odwróciły miecz Anioła zabijającego Izraelczyków (1 Kom. 21), także symbol ofiary Zbawiciela za grzeszną ludzkość.

Ze wszystkich stron na ziemi Bóg wywyższył Jerozolimę. Pan „wybrał Syjon” i „chciał go na swoje mieszkanie” (Psalm 132, 13). Tam prorocy przez wiele stuleci głosili poselstwo ostrzegawcze, kapłani ofiarowywali kadzenia, a obłok z modlitwami kierowany był przed oblicze Boga. Tam codziennie przynoszono krew ofiarowanych baranków, które wskazywały na Baranka Bożego. Tam Jahwe objawiał Swą obecność w obłoku chwały nad ubłagalnią. Tam opierała się owa tajemnicza drabina łącząca ziemię z niebem (1 Mojż. 28, 12), drabina, po której zstępowali i wstępowali aniołowie i która otwierała światu drogę do tronu Bożego. Gdyby Izrael, jako naród, dotrzymał wierności Niebu, Jerozolima, wybrane miasto Boże, ostałaby się na wieki (Jer. 17, 21—25). Lecz historia tego uprzywilejowanego ludu jest obrazem ciągłego odstępstwa i buntów. Lud ten przeciwstawiał się łasce nieba, znieważał dane mu przywileje i lekceważył możliwość powrotu do Boga.

Izraelici „drwili z posłańców Bożych, pogardzali jego słowami i wyszydzali jego proroków” (2 Kron. 36, 16), a mimo to Bóg był zawsze dla nich jako „Pan, Bóg miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność” (2 Mojż. 34, 6). Nie bacząc na stałe znieważanie, Bóg zawsze na nowo ofiarowywał im Swoją łaskę. Z większą niż ojcowska współczująca miłość do dziecka, powierzonego jego opiece, posyłał „do nich swoich posłańców, litując się nad swoim ludem i nad swoim mieszkaniem” (2 Kron. 36,15). A gdy nie pomogły tłumaczenia, prośby i napomnienia, posłał im najlepszy Dar Nieba.

Bóg posłał Syna Swego, aby wstawił się za niepokutującą Jerozolimą. Chrystus wyprowadził Izraela z Egiptu jako winorośl (Psalm 80, 9), wypędził przed nimi pogan i osadził na „tłustych miejscach”. Wziął swój lud pod skrzydła troskliwej opieki i wysłał Swe sługi, by go strzegli. „Cóż jeszcze należało uczynić mojej winnicy, czego ja jej nie uczyniłem?” — woła Pan. „Dlaczego oczekiwałem, że wyda szlachetne grona, a ona wydała złe owoce?” (Izaj. 5, 4). Pomimo tego przyszedł Sam w osobie Syna Bożego z ciągłą nadzieją ujrzenia dobrego owocu w Swej winnicy, albo, o ile możliwe, zachować ją od zniszczenia. Dokładał wszelkich starań, by uratować winny krzew osobiście zasadzony.

Przez trzy lata Pan światła i chwały przebywał wśród Swego ludu. Chodził z miejsca na miejsce czyniąc dobrze i uzdrawiając wszystkich, których szatan opanował; uzdrawiał skruszone serca, wypuszczał więźniów, przywracał ślepym wzrok, leczył chorych i głuchych, oczyszczał trędowatych, wskrzeszał umarłych, a ubogim kazał Ewangelię (Dz. Ap. 10, 38; Łuk. 4, 18; Mat. 11, 5). Łaska Boża spływała na wszystkich bez wyjątku, do wszystkich było skierowane chwalebne wezwanie: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie” (Mat. 11, 28).

Chociaż płacono Mu złem za dobro, nienawiścią za miłość (Psalm 109, 5), On jednak nie uchylał się od Swego posłannictwa łaski. Nigdy nie odrzucał tych, którzy szukali Jego miłosierdzia. Jak bezdomny włóczęga, żyjący codziennie we wzgardzie i niedostatku, żył, aby służyć potrzebującym, łagodzić ból i skłaniać *dusze do przyjęcia daru żywota. Chociaż przekorne serca odrzucały Jego łaskę, to jednak wracała ona silniejszymi falami współczującej, niewypowiedzianej miłości. Mimo to Izrael odwrócił się od swego najlepszego Pomocnika, znieważał Jego miłość, wyśmiewał Jego rady, a ostrzeżenia odrzucał.

Czas nadziei i łaski szybko zbliżał się ku końcowi, czasza długo wstrzymywanego gniewu dopełniała się. Niebezpieczeństwo, jakie powstało w okresie odstępstwa i buntu, miało spaść na lud, a Ten, który jedynie mógł obronić go przed zbliżającą się karą, był znieważony, wyśmiany, odrzucony, a wkrótce miał zostać też ukrzyżowany. Z chwilą śmierci Chrystusa na Golgocie miał się skończyć dla Izraela okres czasu, kiedy to, jako naród, był uprzywilejowany i błogosławiony. Strata choćby jednej duszy jest nieszczęściem nieskończenie przewyższającym zdobycze i skarby tego świata. Kiedy Chrystus spoglądał na Jerozolimę, widział zgubę tego miasta i narodu, który kiedyś był wybrańcem Bożym, Jego szczególnym klejnotem.

Prorocy płakali nad odstępstwem Izraela i spustoszeniami, jakie były wynikiem grzechów ludu. Jeremiasz pragnął, by oczy jego stały się źródłami łez, aby mógł w dzień i w nocy opłakiwać pobitych synów i córki swego ludu, który dostał się w obcą niewolę (por. Jer. 9, 1; 13, 17). Jakiż ból musiał odczuwać Chrystus, który swym wzrokiem ogarniał nie tylko lata, ale i wieki; Jezus widział anioła śmierci z mieczem zwróconym ku miastu, które tak długo było mieszkaniem Boga. Z wierzchołka góry Oliwnej, z tego miejsca, które później zajęli Tytus i jego wojska, spoglądał Jezus na święte przedsionki i sale, a przed Jego zamglonymi łzami oczyma wyłaniał się obraz przyszłości: mury miasta otoczone wojskiem nieprzyjacielskim. Słyszał odgłos zbliżających się wojsk oraz wołania o chleb matek i dzieci, zgromadzonych w oblężonym mieście. Widział tę wspaniałą świątynię: jej pałace i wieże oddane na pastwę płomieni, a potem tlące się na ich miejscu zgliszcza.

Kierując wzrok dalej w przyszłość Jezus widział lud przymierza rozproszony po całej ziemi. W doczesnej zapłacie, jaka nawiedzi Jego naród, widział pierwszą kroplę z czaszy gniewu, którą lud na sądzie będzie musiał wychylić do dna. Boską litość i współczującą miłość wyraził Jezus w smutnych słowach: „Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie byli posłani, ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście!” (Mat. 23, 37).

O, gdybyś ty, uprzywilejowany narodzie, poznał czas nawiedzenia swego i to co służy ku twemu pokojowi! Wstrzymywałem karzącego anioła, wzywałem cię do pokuty, ale na próżno. Odrzuciłeś nie tylko sługi i proroków, lecz nawet Świętego Izraelskiego, twego Zbawiciela, a gdy zginiesz, sam będziesz za to odpowiedzialny. „Ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot” (Jan, 5, 40).

Chrystus widział w Jerozolimie symbol świata zatwardziałego w niewierze i buncie, zbliżającego się do sprawiedliwego sądu Bożego. Cierpienia grzesznej ludzkości dręczyły Jego duszę i wydzierały z Jego ust okrzyk goryczy. W ludzkiej nędzy, we łzach i krwi Jezus widział skutki grzechu; głębokie współczucie dla uciśnionych i cierpiących napełniało Jego serce. Pragnął przynieść ludziom ulgę. Jednak nawet Jego ręka nie była w stanie wstrzymać fali ludzkiego nieszczęścia, gdyż mało było takich, którzy u Niego szukali ratunku. Był gotowy umrzeć, aby umożliwić im zbawienie, lecz niewielu przychodziło do Niego, aby Go prosić o życie wieczne.

Majestat Niebios płacze! Syn wiekuistego Boga jest przygnębiony i złamany udręką! Widok ten zdziwił całe niebo.

Ból Chrystusa przedstawia nam całą okropność grzechu; pokazuje jak trudne — nawet dla Boskiej wszechmocy — jest zadanie ratowania winnych od następstw przekroczenia prawa. W ostatnim pokoleniu Jezus widział świat znajdujący się w podobnym zwiedzeniu jak to, które spowodowało zburzenie Jerozolimy. * Odrzucenie Jezusa było wielkim grzechem Żydów; wielkim przestępstwem chrześcijańskiego świata jest odrzucenie zakonu Bożego — fundamentu rządów Bożych w niebie i na ziemi. Przepisy Boga są znieważane i odrzucane. Miliony ludzi pozostających w niewoli grzechu i skazanych na powtórną śmierć nie chcą przyjąć słowa prawdy w dniu nawiedzenia. Jakaż straszliwa to ślepota!

Gdy Chrystus dwa dni przed świętem Paschy po raz ostatni opuścił świątynię po zdemaskowaniu pozornej pobożności żydowskich wodzów, udał się ponownie ze Swymi uczniami na górę Oliwną, gdzie usiadł na pokrytym zieloną murawą zboczu, skąd roztaczał się widok na miasto. Jeszcze raz spojrzał na mury, wieże i pałace miasta; jeszcze raz spoglądał na świątynię i jej olśniewającą wspaniałość — ten diadem piękności, koronujący świętą górę.

Przed tysiącem lat psalmista wychwalał dobroć Bożą dla Izraela, że Pan uczynił sobie świątynię izraelską mieszkaniem: „Przybytek jego jest w Salem, a mieszkanie jego na Syjonie” (Psalm 76, 3). „Lecz wybrał plemię Judy i górę Syjon, którą miłuje” (Psalm 78, 68). „Zbudował świątynię swoją jak wysokie niebo, jak ziemię, którą ugruntował na wieki” (Psalm 78, 69). Pierwszą świątynię zbudowano w czasach świetności Izraela. Król Dawid przygotował budulec i zebrał wszelkie skarby oraz sporządził plany według wskazówek Boga (por. 1 Kron. 28, 12—19). Salomon, najmędrszy król Izraela dokończył dzieła. Świątynia była najwspanialszą budowlą, jaką kiedykolwiek widział świat.

Pan przez proroka Aggeusza tak powiedział o drugiej świątyni: „Przyszła chwała tego domu będzie większa niż dawna... Poruszę wszystkie narody tak, że napłyną kosztowności wszystkich narodów i napełnią ten dom chwałą — mówi Pan Zastępów” (Agg. 2, 9. 7).

Po zburzeniu świątyni przez Nabuchodonozora odbudowano ją znowu około roku 500 przed Chr.; odbudował ją naród, który wrócił z długoletniej niewoli do zniszczonego kraju. Byli wśród nich starcy, którzy oglądali wspaniałość świątyni zbudowanej przez Salomona i którzy przy budowie nowej świątyni płakali widząc, że nie dorównuje ona świetności poprzedniej. Panujące wtedy nastroje dobitnie opisuje prorok w słowach: „Czy pozostał jeszcze wśród was ktoś, kto widział ten dom w jego dawnej chwale? A jakim się wam dziś przedstawia? Czy to, co tu jest, nie wygląda w waszych oczach jako nic?” (Agg, 2, 3; Ezdr. 3, 12). Wówczas Pan przyrzekł, że wspaniałość tego drugiego przybytku będzie przewyższała wspaniałość pierwszego.

Blask drugiej świątyni nie dorównał jednak poprzedniej, nie była ona też uświęcona widzialnymi znakami Bożej obecności, które były właściwe pierwszemu przybytkowi. Przy poświęceniu drugiej świątyni nie objawiła się ta nadnaturalna moc, która miała miejsce przy poświęceniu pierwszej, kiedy to obłok wspaniałości napełnił nowo zbudowaną świątynię, a z nieba spadł ogień, by zapalić ofiarę na ołtarzu. Szekina nie królowała już między cherubinami w miejscu najświętszym, nie było skrzyni przymierza, ubłagalni i tablic świadectwa. Nie odpowiadał też głos z nieba, kiedy kapłan pytał się wolę Bożą.

Przez wiele wieków Żydzi na próżno starali się wykazać w czym wypełniła się obietnica dana im przez Aggeusza; pycha i niewiara tak oślepiły ich umysły, że nie mogli zrozumieć prawdziwego znaczenia słów proroka. Druga świątynia nie miała być uświęcona przez obłok wspaniałości Jahwe, lecz przez osobistą obecność Tego, w którym mieszka pełnia Bóstwa cieleśnie, który Sam był Bogiem objawionym w ciele. „Najlepszy Dar Nieba” rzeczywiście przyszedł do Swojej świątyni, kiedy to Człowiek z Nazaretu uczył i uzdrawiał v świątynnych przedsionkach. To właśnie dzięki obecności Chrystusa druga świątynia była wspanialsza od pierwszej. Lecz Izrael odkuci! ten Dar Nieba. Wraz z odejściem pokornego Nauczyciela, który tego dnia wyszedł przez Złotą Bramę, na zawsze znikła wspaniałość świątyni. Spełniły się słowa Zbawiciela: „Oto wam dom wasz pusty zostanie” (Mat. 23, 38).

Gdy Jezus wypowiedział proroctwo o zburzeniu świątyni, uczniów napełniła trwoga i zdziwienie, chcieli więc dokładnie zrozumieć znaczenie słów Chrystusa. Czterdzieści lat budowano tę świątynię, a lud z ochotą poświęcił swe bogactwa, ręce do pracy i zdolności, aby budynek był jak najwspanialszy. Herod Wielki nie szczędził w tym celu ani rzymskich, ani żydowskich skarbów; nawet cesarz przysłał swe dary. Masywne bloki białego marmuru o niespotykanej wielkości, sprowadzone z Rzymu, tworzyły część budowy; uczniowie zwrócili uwagę Mistrza właśnie na te mury, kiedy powiedzieli: „Nauczycielu, patrz, co za kamienie i co za budowle.” (Mar. 3, 1).

Na te słowa Jezus dał uroczystą i niespodziewaną odpowiedź: Zaprawdę powiadam wam, nie pozostanie tutaj kamień na kamieniu, który by nie został rozwalony” (Mat. 24. 2).

Ze zburzeniem Jerozolimy uczniowie łączyli wydarzenia osobistego przyjścia Chrystusa w królewskiej wspaniałości, by zająć tron wszechświata, ukarać niepokutujących Żydów i zrzucić rzymskie jarzmo z narodu izraelskiego. Pan powiedział im, że przyjdzie powtórnie, dlatego na samą wzmiankę o zdarzeniach zdających dotyczyć zburzenia Jerozolimy myśli uczniów skierowały się na Jego powtórne przyjście. Zgromadzeni na górze Oliwnej pytali Go: „Powiedz nam, kiedy się to stanie i jaki będzie znak twego i przyjścia i końca świata?” (Mat 24, 3).

Dla ich wszakże dobra nie odkrył im Chrystus przyszłości. Gdyby już wówczas zrozumieli w pełni dwa straszne wydarzenia: cierpienie i śmierć Chrystusa, jak też zburzenie ich miasta i świątyni ogarnęłaby ich rozpacz. Chrystus podał im tylko w zarysach zdarzenia, które miały mieć miejsce przed końcem czasu. I nic zrozumiano wówczas jeszcze Jego słów; ich znaczenie miało być odkryte dopiero wtedy, kiedy Jego lud będzie potrzebował wskazówek zawartych w tych słowach. Proroctwo Chrystusa miało więc podwójne znaczenie: przede wszystkim odnosiło się do zburzenia Jerozolimy, po drugie — było obrazem wydarzeń czasu ostatecznego.

Jezus opowiadał słuchającym Go uczniom o losie, jaki miał spotkać odstępczy Izrael, a szczególnie o karze, która spadnie nań dlatego, że odrzucił i ukrzyżował Mesjasza. Oto pewne znaki poprzedzą ów straszny koniec. Godzina powszechnej trwogi przyjdzie nagle. Zbawiciel ostrzegł Swych naśladowców: „Gdy więc ujrzycie na miejscu świętym ohydę spustoszenia, którą przepowiedział pro rok Daniel — kto czyta, niech uważa — wtedy ci, co są w Judei niech uciekają w góry” (Mat. 24, 15. 16; Łuk. 21, 20).

Kiedy Rzymianie zatkną swe pogańskie sztandary na ziemi świętej, na przedpolu Jerozolimy, wtedy naśladowcy Chrystusa mają się ratować ucieczką. Gdy ten ostrzegawczy znak będzie widoczny wówczas wszyscy, którzy chcą uniknąć nieszczęścia, nie mogą się wahać. W całej ziemi judzkiej, a również w Jerozolimie, na dam sygnał wszyscy natychmiast muszą uciekać. Kto będzie na dachu niech nie schodzi do domu nawet dla uratowania najcenniejszych skarbów; kto na polu lub w winnicy, niech nie wraca po wierzch nie okrycie, które zrzucił, by mu podczas gorących dni nie przeszkadzało w pracy; kto nie chce zginąć w ogólnym zniszczeniu niech się nie waha ani przez chwilę.

Za panowania Heroda nie tylko znacznie upiększono Jerozolimę, lecz także uczyniono ją, jak się wówczas zdawało, twierdz; nie do zdobycia, a to dzięki wybudowaniu wież, murów i baszt; dodatku miasto to chroniło samo jego dogodne położenie. Tego, kto by wówczas publicznie mówił b jej zniszczeniu, nazwano by narwanym panikarzem, jak w swoim czasie nazwano Noego. Chrystus jednak powiedział: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje ni przeminą” (Mat. 24, 35). Z powodu grzechów zagrożono Jerozolimie zniszczeniem, a uparta niewiara jej mieszkańców przypieczętował los miasta.

Pan objawił przez proroka Micheasza: „Słuchajcie tego, wy, naczelnicy domu Jakuba, i wy, wodzowie domu Izraela, którzy czujecie wstręt do prawa i wykrzywiacie wszystko, co proste! Budujecie Syjon, przelewając krew, a Jeruzalem, popełniając zbrodnię. Je go naczelnicy wymierzają sprawiedliwość za łapówki, a jego kapłani nauczają za zapłatę, jego prorocy wieszczą za pieniądze i n Pana się powołują, mówiąc: Czy nie ma Pana wśród nas? Nie spadnie na nas nieszczęście!” (Mich. 3, 9—11).

Słowa te dokładnie określały zepsucie i faryzejstwo mieszkańców Jerozolimy. Twierdząc, że surowo przestrzegają wszystkich przepisów zakonu Bożego, łamali w rzeczywistości wszystkie jego zasady. Nienawidzili Chrystusa, ponieważ Jego czystość i świętość objawiała ich grzeszność, oskarżali Go, uważając za przyczynę wszelkiego nieszczęścia, jakie na nich spadło z powodu ich własnych grzechów. Chociaż wiedzieli, że Jezus jest niewinny, to jednak głosili, że Jego śmierć jest konieczna dla bezpieczeństwa narodu. „Jeśli go tak zostawimy, wszyscy uwierzą w niego; wtedy przyjdą Rzymianie i zabiorą naszą świątynię i nasz naród” (Jan 11, 48). Mniemali, że jeżeli Chrystus zostanie ofiarowany, będą mogli utworzyć silne i jednolite państwo i zgodzili się z przekonaniem najwyższego kapłana, że lepiej jest „by jeden człowiek umarł za lud, niż żeby wszystek ten lud zginął” (Jan 11, 50).

W ten sposób przywódcy żydowscy budowali Syjon „krwią a Jeruzalem nieprawością” (Mich. 3, 10). A gdy zabili Zbawiciela, gdyż Ten wykazał im ich grzeszność, ich faryzejskość posunęła się do tego stopnia, że dalej uważali się za lud wybrany przez Boga wciąż oczekiwali, że Pan wyzwoli ich od ziemskich wrogów. „Dlatego — kontynuuje prorok — z powodu was Syjon będzie zorany jak pole, Jeruzalem stanie się kupą gruzu, a góra świątyni zalesionym wzgórzem” (wiersz 12).

Przez prawie 40 lat, od chwili gdy Chrystus przepowiedział os Jerozolimy, Bóg opóźniał wykonanie swego wyroku. Wspaniała była cierpliwość Pana w stosunku do tych, którzy odrzucili Jego ewangelię i zabili Jego Syna. Przypowieść o nieurodzajnym drzecie ilustruje jednak późniejszy stosunek Boga do narodu żydowskiego. Polecenie dane winogrodnikowi brzmiało: „Wytnij je, po cóż jeszcze ziemię próżno zajmuje?” (Łuk. 13, 7), ale Boska łaska szczędziła miasto w ciągu następnych kilkunastu lat. Wśród Żydów wielu było takich, którzy jeszcze nie znali osoby i działalności Chrystusa. Dzieci nie miały możliwości i nie otrzymały takiego światła, jakie ich rodzice odrzucili. Bóg więc oświecał je przez postołów i uczniów. Mogły same stwierdzić jak proroctwa wypełniły się nie tylko w narodzeniu się i życiu Chrystusa, ale też w ego śmierci i zmartwychwstaniu. Dzieci nie były potępione z powodu grzechów swoich rodziców, ale kiedy przy całej wiedzy danej ich rodzicom i one odrzuciły dodatkowe światło do nich skierowane, stały się współuczestnikami grzechów rodziców i dopełniły wiarę własnej grzeszności.

Cierpliwość Boga względem Jerozolimy tylko umocniła Żydów w zatwardziałości serc. Przez swą nienawiść i okrucieństwo w stosunku do uczniów Jezusa odrzucili ostatni dar łaski Bożej. Wówczas Bóg zaniechał opieki nad nimi; nie ograniczał już mocy szatana i jego aniołów, naród został oddany pod kierownictwo wodza, jakiego sam sobie obrał. Żydzi znieważyli łaskę Chrystusa, która mogłaby im pomóc w przezwyciężeniu złych skłonności; teraz one stale nad nimi panowały. Szatan wzbudził w nich najbardziej niskie żądze.

Nie zastanawiali się, działali bez namysłu, kierowała nimi żądza i ślepa zawziętość. W swym okrucieństwie byli podobni do szatana. W rodzinach i w całym narodzie, wśród najwyższych i najniższych grup panowały podejrzliwość, zazdrość, nienawiść, kłótnie, bunty, morderstwa. Nigdzie nie było bezpieczeństwa i pewności. Przyjaciele i krewni zdradzali się nawzajem. Rodzice zabijali dzieci, a dzieci rodziców. Rządzący nie mogli nad sobą zapanować, gdyż niekontrolowane namiętności uczyniły ich tyranami. Żydzi posłużyli się nawet fałszywym świadectwem, aby móc osądzić niewinnego Syna Bożego. A teraz z powodu fałszywych oskarżeń nie byli pewni własnego życia. Swym postępowaniem mówili: „Dajcie nam spokój ze Świętym Izraelskim” (Izaj. 30, 11). Toteż spełniło się ich życzenie: bo jaźń Boża przestała ich niepokoić. Szatan stanął na czele narodu i objął ster najwyższych obywatelskich i religijnych rządów.

Dotychczasowi przeciwnicy łączyli się, by wspólnie grabić i torturować swe ofiary, a czasem sami wzajemnie się mordowali bez litości. Nawet świętość świątyni nie powstrzymała ich od okrucieństwa; mordowano tych, którzy się modlili, w świątyni poniewierały się trupy zabitych. W swym ślepym bluźnierczym zarozumialstwie głosili publicznie, iż nie obawiają się zburzenia Jerozolimy gdyż miasto to jest własnością Bożą. Chcąc zaś jeszcze bardzie, ugruntować swe wpływy, przekupili fałszywych proroków, by upewniali lud — nawet wówczas, kiedy świątynia była już otoczona legionami rzymskimi — że powinien oczekiwać ratunku od Boga. Do ostatniej chwili cały naród był święcie przekonany, że Najwyższy zainterweniuje i ustrzeże ich od zguby z ręki nieprzyjaciela. Izrael odrzucił jednak Boską opiekę, toteż pozostał bez obrońcy. Nieszczęsna Jerozolima! Szarpią ją wewnętrzne nieporozumienia, ulice spływają krwią jej synów, a obce wojska burzą miasto i mordują obrońców.

Wszystkie przepowiednie Chrystusa o Jerozolimie wypełniły sit co do joty. Żydzi doświadczyli Jego ostrzegawczych słów: „Jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą” (Mat. 7, 2).

Jako zwiastuny nieszczęścia i kary, ukazały się znaki i cuda W nocy nadnaturalne światło zajaśniało nad świątynią i ołtarzem Wieczorem na chmurach ukazywały się obrazy wojowników i wozy wojenne, ściągające do walki. Kapłani pełniący nocną służbę v świątyni przerażeni byli tajemniczymi głosami; ziemia się trzęsła i słyszano słowa: „Opuśćmy to miejsce!”. Wielka brama wschodnia, której ogromne zawiasy umieszczone były w kamiennym progu, i która była tak ciężka, że dwudziestu mężczyzn potrzeba było do jej zamknięcia, teraz o północy otworzyła się sama (por. Milman, „The History of the Jews, ks. XIII).

Przez siedem lat chodził ulicami Jerozolimy pewien człowiek i przepowiadał zbliżające się nieszczęście. Dniem i nocą śpiewał żałosny hymn: „Głos z południa, głos z północy, głos od czterech wiatrów, głos przeciw Jerozolimie i świątyni, głos przeciw oblubieńcowi i oblubienicy, głos przeciw całemu narodowi”. Więziono i biczowano tego dziwnego proroka, ale nie skarżył się wcale, a jedyną jego odpowiedzią na wszelkie zniewagi były słowa: „Biada, biada Jerozolimie’. Biada, biada miastu, narodowi i świątyni”. Wołanie to zamilkło dopiero wówczas, kiedy człowiek ten zginął przy zburzeniu Jerozolimy, które wcześniej przepowiedział.

Podczas zniszczenia Jerozolimy nie zginął ani jeden chrześcijanin. Chrystus ostrzegał Swych uczniów, a wszyscy, którzy uwierzyli Jego słowom, byli przygotowani na przepowiedziany znak.

„Gdy zaś ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wówczas wiedzcie, że przybliżyło się jej zburzenie. Wtedy mieszkańcy Judei niech uciekają w góry, a ci, którzy są w obrębie miasta, niech wyjdą z niego” (Łuk. 21, 20. 21) — powiedział Jezus. Kiedy Rzymianie pod dowództwem Cestusa otoczyli miasto, nieoczekiwanie przerwali oblężenie właśnie wówczas, gdy nadarzyła się najlepsza okazja do nagłego natarcia. Oblężeni, wątpiąc w powodzenie obrony chcieli się właśnie poddać, kiedy wódz rzymski, bez widocznego powodu, wycofał swe wojska. Boska Opatrzność tak pokierowała wypadkami, aby przyniosły ocalenie Jego ludowi. Chrześcijanie otrzymali oczekiwany i przepowiedziany znak. Każdy, kto chciał się zastosować do przestróg Chrystusa, miał teraz ku temu sposobność, a Pan sprawił, że ani Żydzi, ani Rzymianie nie mogli przeszkodzić w ucieczce ludowi Bożemu. Po odwrocie Cestusa Żydzi wypadli z miasta i gonili cofające się wojska rzymskie, a kiedy obie strony zajęte były walką, chrześcijanie mogli spokojnie opuścić miasto. W tym czasie także w całym kraju nie było wrogów, którzy mogliby im przeszkadzać. Podczas oblężenia Żydzi, przybyli zewsząd na Święto Namiotów, znajdowali się w Jerozolimie, toteż chrześcijanie bez przeszkód uszli spokojnie przez okoliczne miasta i wioski do miasta Pella w Perei po drugiej stronie Jordanu.

Wojska żydowskie, goniące Cestusa i jego armię, z taką zajadłością rzuciły się na tylną straż Rzymian, iż groziło jej zupełne zniszczenie. Z wielką trudnością udał się Rzymianom odwrót. Żydzi, nie poniósłszy prawie żadnych strat, wrócili triumfalnie z łupami do miasta. To chwilowe zwycięstwo przyniosło im jednak tylko nieszczęście. Ufni w swą siłę stali się nieustępliwi wobec Rzymu (i nie podjęli rokowań), skutkiem czego na miasto spadłe przepowiedziane „Biada”.

Okropna była klęska, gdy Tytus ponownie obiegł Jerozolimę. Otoczył miasto podczas świąt Paschy, kiedy w Jerozolimie zebrały się tysiące Żydów. Zapasy żywności, które wystarczyłyby na kilka lat, gdyby nimi szafowano właściwie, zostały wcześniej zniszczone w bratobójczych walkach zwalczających się wzajemnie stronnictw, toteż podczas oblężenia zawisło nad miastem straszliwe widmo śmierci głodowej. Miarę pszenicy sprzedawano za jeden talent. Panował taki głód, że mieszkańcy żuli swe pasy skórzane, sandały i skóry chroniące tarcze. Wielu z nich decydowało się na nocne wyprawy dla zdobycia dziko rosnącego ziela za murami miasta. Nie odstraszało mieszkańców Jerozolimy, że niektórych łapano i mordowano wśród mąk, a innym, którzy wrócili szczęśliwie, wykradano pożywienie zdobyte z narażeniem życia. Silniejsi w najokrutniejszy sposób wydzierali szczupłe zapasy żywności słabszym. Dopuszczali się tego ludzie żyjący dotychczas w dostatku, pragnący jedynie w ten sposób zgromadzić zapasy i zapewnić sobie żywność na przyszłość.

Oblężenie było tragiczne w skutkach. Tysiące osób zginęło śmiercią głodową lub wskutek epidemii. Zdawało się, że zniknęły naturalne więzy miłości: żony okradały mężów, a mężowie żony; dzieci wydzierały ostatni kęs chleba z ust swym rodzicom. Pytanie proroka: „Czy kobieta może zapomnieć o swoim niemowlęciu?” (Izaj. 49, 15) znalazło odpowiedź wewnątrz murów osądzonego miasta: „Tkliwe zwykle kobiety własnymi rękami gotowały swoje dzieci; te służyły im za pokarm w czasie zagłady córki mojego ludu” (Treny Jer. 4, 10). Wypełniło się ostrzegawcze proroctwo sprzed 1400 lat: „Kobieta najbardziej między wami wydelikacona i wypieszczona, która nigdy nie próbowała postawić stopy swojej nogi na ziemi, ponieważ była zbyt wypieszczona i wydelikacona, będzie zazdrościć umiłowanemu mężowi i swemu synowi i córce... i nawet swoich dzieci, które porodzi, gdyż sama potajemnie zjadać je będzie z braku czegośkolwiek innego w czasie oblężenia i ucisku, jakim uciśnie cię twój nieprzyjaciel w twoich miastach” (5 Mojż. 28, 56, 57).

Rzymianie, chcąc zastraszyć Żydów i w ten sposób zmusić ich do poddania się, biczowali i krzyżowali więźniów za murami miasta. Setki ich ginęło taką śmiercią, aż dolina Jozafata i Golgota pokryte zostały krzyżami w takiej liczbie, że trudno było się swobodnie między nimi poruszać. Tak oto wypełniło się życzenie Żydów przed sądem Piłata: „Krew jego na nas i na dzieci nasze” (Mat. 27, 25).

Tytus gotowy był uczynić koniec tym okropnościom i w ten sposób skrócić miastu czas jego kary. Ze wstrętem i oburzeniem patrzył na stosy trupów, leżące w dolinie. Jak urzeczony spoglądał z góry Oliwnej na wspaniałą świątynię. Wydał rozkaz, aby ani jednego kamienia z niej nie ruszono. Zanim przypuścił szturm na miasto, apelował do żydowskich wodzów, żeby go nie zmuszali do splamienia krwią tego świętego miejsca. Zapewniał, że jeśli Żydzi opuszczą świątynię i będą walczyli na innym miejscu, żaden Rzymianin nie naruszy jej świętości. Józef Flawiusz w swej mowie wołał do Żydów, aby się poddali i w ten sposób ratowali miasto, siebie i świątynię. Ale jego słowa powitano przekleństwami i szyderstwem. Kiedy stał przed Żydami jako ostatni ziemski pośrednik, zaczęto rzucać w niego oszczepami. Wcześniej Żydzi odrzucili prośbę Syna Bożego, teraz propozycje i prośby tego Izraelity umocniły ich tylko w decyzji walki do ostatniej kropli krwi. Daremne były usiłowania Tytusa, by zachować świątynię. Większy od niego przepowiedział, że nie zostanie tu kamień na kamieniu.

Ślepy upór wodzów żydowskich i przestępstwa, jakie miały miejsce wśród oblężonych, zwiększyły wstręt i odrazę u Rzymian. W końcu Tytus zdecydował szturmem zdobyć świątynię, ale jeśli możliwe, zachować ją od zburzenia. Nie słuchano jednak jego rozkazu. Gdy wieczorem udał się do swego namiotu, oblężeni Żydzi wypadli ze świątyni i natarli na rzymskich żołnierzy. Podczas walki jeden z wojowników rzymskich rzucił płonącą głownię przez otwór świątyni i w jednej chwili ściany obite cedrowym drzewem stanęły w płomieniach. Tytus w towarzystwie swoich wodzów przybiegł na miejsce wypadku i rozkazał gasić pożar. Nie zważano jednak na jego słowa. Żołnierze rzucali z wściekłością zapalone głownie na budynki sąsiadujące ze świątynią, a Żydów szukających tam schronienia mordowali mieczem. Krew jak woda ściekała po stopniach świątyni, ginęły tysiące Żydów. Wrzawę wojenną zagłuszały głośne wołania: „Iszabood!” — Chwała przeminęła!

Tytus nie mógł powstrzymać zaciekłości walczących żołnierzy. Poszedł wraz ze swymi oficerami obejrzeć wnętrze świątyni. Jej blask i świetność wzbudziły w nim zachwyt, a ponieważ płomienie nie zajęły jeszcze miejsca świętego, starał się je ratować. Ponownie wydał wojsku rozkaz, by natychmiast przeszkodziło dalszemu szerzeniu się ognia. Centurion Liberalis buławą chciał wymusić posłuszeństwo żołnierzy, lecz nawet poważanie i cześć dla cesarza ustąpiły przed straszną nienawiścią do Żydów, przed zaciekłością walki i nienasyconą żądzą łupu. Żołnierze widzieli świątynię jaśniejącą złotem, oślepiającym ich w świetle wściekłych języków ognia i spodziewali się, że znajdą tu niezliczoną ilość skarbów. Gdy niepostrzeżenie wrzucono do świątyni pochodnię, cały budynek stanął w płomieniach. Dym i ogień zmusiły wodzów rzymskich do wycofania się; wspaniałą świątynię zostawiono na pastwę losu.

Był to przerażający widok dla Rzymian, jaki więc mógł być dla Żydów? Szczyt wzgórza, które wznosiło się nad miastem, płonął jak krater wulkanu. Budynki waliły się jeden po drugim, pochłaniane przez morze płomieni.

Cedrowe dachy podobne były do ognistego jeziora, pozłacany dach mienił się językami ognia; wieże bram wyrzucały snopy dymu i iskier, okoliczne pagórki oświecała łuna. Grupy widzów z potwornym lękiem przyglądały się postępującej zagładzie; na mułach i placach górnego miasta cisnęły się twarze, jedne blade z przerażenia i rozpaczy, inne wykrzywione żądzą daremnej zemsty. Nawoływania biegających tam i z powrotem żołnierzy rzymskich, wycie obrońców Jerozolimy, konających w płomieniach, mieszały się z sykiem ognia i hukiem spadających belek. Okoliczne góry odbijały echem skowyt ludzi. Wszędzie było słychać krzyki i jęki. Konający w płomieniach zbierali resztki sił, aby wydać ostatni krzyk trwogi i beznadziei.

Tumult wśród oblężonych był jeszcze straszniejszy. Mężczyźni i niewiasty, starzy i młodzi, wodzowie i kapłani, 'walczący lub proszący o łaskę, byli mordowani bez litości. Liczba poległych przewyższała liczbę morderców. Żołnierze wspinali się po stosach trupów, aby dostać się do nowych ofiar (Milmąn, „The History of the Jews”, ks. XVI).

Wkrótce po zburzeniu świątyni całe miasto dostało się w ręce Rzymian. Wodzowie żydowscy porzucili swe nie do zdobycia bramy, Tytus zastał je więc opuszczone. Spoglądał na nie ze zdziwieniem; powiedział, że to Bóg je oddał w jego ręce, bowiem żadna wojenna maszyna, nawet najsilniejsza, nie mogłaby przebić tych podziwu godnych murów. Miasto i świątynia zostały z r ó w n a n e z ziemią, a miejsce, na którym stała świątynia, zaorane jak pole (por. Jer. 26, 18). Podczas oblężenia i walk zginęło ponad milion ludzi. Pozostałych przy życiu Żydów wzięto do niewoli i deportowano do Rzymu, a tam, dla uświetnienia triumfu zwycięzców, wielu z nich rzucono na arenę dzikim zwierzętom. Inni jak bezdomni włóczędzy rozpierzchli się po całej ziemi.

Żydzi sami ukuli łańcuch swojej niewoli. Ich upadek jako narodu i nędza na wygnaniu były żniwem tego, co posiali własnymi rękami. Prorok pisze: „Zgubię cię, Izraelu... gdyż upadłeś przez własną winę” (Ozeasz 13, 9; 14, 1). Cierpienia Izraela przedstawione są często jako kara, która spotkała go na wyraźny rozkaz Boży. W ten sposób wielki oszust chce zataić swe niszczycielskie dzieło. Przez uparte odrzucanie miłości i łaski Bożej doprowadzili Żydzi do tego, że Bóg odebrał im swoją ochronę, a szatan zawładnął nimi według swojej woli.

Wydarzenia, które miały miejsce przy zburzeniu Jerozolimy, ilustrują mściwy sposób postępowania szatana wobec tych, którzy poddają się jego wpływom i panowaniu.

Nie możemy pojąć, jak bardzo powinniśmy być wdzięczni Chrystusowi za Jego pokój i opiekę, jakimi nas otacza. Jedynie moc Boża chroni ludzi przed całkowitą władzą szatana. Nawet nieposłuszni i niewdzięczni powinni widzieć powód do wdzięczności wobec Boga za Jego łaskę i cierpliwość, gdyż to On trzyma na wodzy moc szatana. Ale gdy ludzie przekraczają granice Bożej cierpliwości, wówczas kończy się dla nich ograniczenie siły szatana. Bóg nigdy nie jest wykonawcą wyroku nad przestępcami, lecz tych, którzy odrzucają Jego łaskę, pozostawia własnemu losowi, aby zbierali, to co sami zasiali. Każdy odrzucony promień światła, każde wyśmiane lub odrzucone napomnienie, każda pielęgnowana namiętność, każde przestąpienie zakonu Bożego, jest zasianym nasieniem, które na pewno w swym czasie przyniesie owoc. Duch Święty, któremu się człowiek stale sprzeciwia, w końcu go opuszcza i człowiek nie ma już siły opanować złych namiętności. Pozbawiony też zostaje ochrony przed wrogością szatana. Zburzenie Jerozolimy jest wstrząsającym i uroczystym ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy lekceważą Bożą łaskę i sprzeciwiają się napomnieniom Jego miłosierdzia. Nie ma dobitniejszego świadectwa o odrazie Boga do grzechu i przykładu kary, jaka spotka winnych.

Proroctwo Zbawiciela o zburzeniu Jerozolimy znajdzie inne jeszcze wypełnienie, a straszliwe spustoszenie miasta było tylko zapowiedzią przyszłych wydarzeń. W losie wybranego miasta możemy dostrzec los całego świata, który odrzucił miłosierdzie Boże i podeptał Jego zakon. Straszne są obrazy nędzy ludzkiej, której ziemia była świadkiem przez długie wieki bezprawia i przestępstw popełnianych przez człowieka. Serce zamiera, a duch wątleje, gdy człowiek przywodzi na myśl te rzeczy. Straszne były zawsze następstwa odrzucenia autorytetu niebios. Ale jeszcze straszniejsze obrazy odsłaniają nam przepowiednie na przyszłość. Czym są obrazy przeszłości — długi szereg zbrodni, wojen, buntów, walk, „szat we krwi zbroczonych” (Izaj. 9, 5) — w porównaniu z okropnościami tego dnia, w którym Duch Boży już całkowicie opuści niesprawiedliwych i nie będzie więcej wstrzymywał wybuchów ludzkiej namiętności ani szatańskiej złości? Wtedy, jak nigdy przedtem, świat ujrzy skutki panowania szatana.

Ale w tym wielkim dniu, tak jak podczas zburzenia Jerozolimy, dzieci Boże będą wyratowane; każdy, „który jest napisany do żywota” (Izaj. 4, 3). Chrystus powiedział, że przyjdzie powtórnie, aby zabrać swoich wiernych. „I wtedy ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy biadać będą wszystkie plemiona ziemi, i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach nieba z wielką mocą i chwałą. I pośle aniołów swoich z wielką trąbą, i zgromadzą wybranych jego z czterech stron świata z jednego krańca nieba aż po drugi” (Mat. 24, 30. 31). Potem wszyscy ci, którzy wzgardzili Ewangelią, zostaną zniszczeni „tchnieniem ust jego i blaskiem przyjścia jego” (2 Tes. 2, 8). Tak jak kiedyś Izraelici, niepobożni będą sami przyczyną swej zagłady: zginą z powodu własnych przestępstw. Grzeszne życie tak bardzo oddali ich od Boga, a zło zdeprawuje, że objawienie Boskiej wspaniałości będzie dla nich pożerającym ogniem.

Oby ludzie nie odważyli się znieważać ostrzeżeń zawartych w słowach Jezusa! Tak jak ostrzegał uczniów przed zburzeniem Jerozolimy, dając im znak zapowiadający jej upadek, by mogli uciec, tak też ostrzegł świat przed dniem ostatecznego zniszczenia, podając znaki poprzedzające ów dzień, aby wszyscy, którzy chcą, mogli uniknąć przyszłego gniewu. Jezus wyjaśnia: „I będą znaki na słońcu, księżycu i na gwiazdach, a na ziemi lęk bezradnych narodów” (Łuk. 21, 25; por. Mat. 24, 29; Mar. 13, 24—26; Obj. 6, 12—17). Kto ujrzy znaki przyjścia Chrystusa, powinien wiedzieć, że „blisko jest, tuż u drzwi” (Mat. 24, 33). „Czuwajcie” (Mar. 13, 35) — oto słowa napomnienia Jezusa. Wszyscy, którzy zważają na to napomnienie, nie pozostaną w ciemności, dzień ten nie zastanie ich nie przygotowanych; natomiast wszystkich nie trwających w czujności duchowej dzień ten zaskoczy, jak złodziej w nocy (por. 1 Tes. 5, 2.5).

Tak jak kiedyś Żydzi nie zważali na słowa i ostrzeżenia Zbawcy, dotyczące Jerozolimy, tak samo wielu współczesnych nie zważa na napomnienia i ostrzeżenia dotyczące obecnego czasu. Kiedy ostateczny dzień nadejdzie, zastanie niepobożnych nie przygotowanych. Kiedy życie będzie płynąć zwykłym trybem, kiedy ludzie zajęci będą rozrywkami, interesami, zdobywaniem pieniędzy, kiedy religijni przywódcy wychwalać będą postępy świata i jego osiągnięcia, a ludzie będą uśpieni fałszywą pewnością jutra — wówczas tak jak złodziej zakrada się do nie strzeżonego domu, tak niespodziewanie spadnie zagłada na beztroskich i grzesznych — „i nie umkną” (1 Tes. 5, 3).

II. Pierwsi chrześcijanie

Kiedy Chrystus odsłaniał uczniom los Jerozolimy i zdarzenia poprzedzające Jego powtórne przyjście, przepowiedział także przyszłe doświadczenia Swego ludu, czekające go na przestrzeni czasu — od wniebowstąpienia Pańskiego, aż do Jego powtórnego przyjścia w mocy i w chwale, w celu zbawienia ludu. Stojąc na górze Oliwnej Zbawiciel widział burze, jakie wkrótce nawiedzą Kościół apostolski, a spoglądając dalej w przyszłość — groźne chmury, z których w wiekach ciemności i prześladowania spadną gromy na Jego naśladowców. W kilku krótkich, lecz ważnych zdaniach przepowiedział Jezus, w jakiej mierze władcy tego świata prześladować będą Kościół Boży. Naśladowcy Chrystusa będą musieli przejść drogę upokorzeń, szyderstw i cierpień taką, jaką przeszedł ich Mistrz. Nieprzyjaźń zwrócona przeciwko Zbawcy świata dotknie także tych, którzy uwierzą w Jego Imię (Mat. 24, 9. 21. 22).

Historia wczesnego Kościoła potwierdza słowa Jezusa. Moce ziemi i piekła połączyły się przeciwko Chrystusowi i Jego naśladowcom. Pogaństwo było świadome tego, że jeżeli chrystianizm zwycięży, runą pogańskie świątynie i ołtarze; dlatego też wytężało wszystkie siły, aby zniszczyć chrześcijan. Zaczęły się prześladowania. Chrześcijanom rabowano majętności i wypędzano z domostw. Toczyli oni „wielki bój utrapienia” (Hebr. 10, 32). Wielu ich krwią przypieczętowało swą wiarę; zabijano wszystkich: możnych i niewolników, bogatych i ubogich, uczonych i prostaków.

Prześladowania, zapoczątkowane w czasach Nerona mniej więcej wówczas, kiedy ap. Paweł poniósł męczeńską śmierć, trwały z większą lub mniejszą gwałtownością przez długie stulecia. Chrześcijan fałszywie oskarżano o najgorsze przestępstwa, uważano ich za przyczynę wszelkich nieszczęść: głodu, zarazy, trzęsienia ziemi. Ponieważ stali się przedmiotem ogólnej nienawiści i podejrzeń — znalazło się wielu oskarżycieli, którzy dla pieniędzy zdradzali niewinnych. Sądzono chrześcijan jako wrogów cesarstwa, nieprzyjaciół religii i wyrzutków społeczeństwa. Wielu rzucano dzikim zwierzętom na pożarcie albo żywcem palono w rzymskich amfiteatrach. Niektórych krzyżowano, innych, zaszytych w skóry dzikich zwierząt rzucano na arenę, gdzie rozszarpywały ich psy. Cierpienia i śmierć wyznawców Chrystusa stały się publiczną rozrywką. Tłumy przychodziły na miejsca tracenia chrześcijan, aby ucieszyć oczy widokiem mąk skazańców. Cierpienia umierających witano oklaskami i śmiechem.

Gdziekolwiek chrześcijanie szukali ukrycia, polowano na nich, jak na dzikie zwierzęta. Tropieni, ukrywali się w pustynnych i opuszczonych miejscach. „Byli kamienowani, paleni, przerzynani piłą, zabijani mieczem, błąkali się w owczych i kozich skórach, wyzuci ze wszystkiego, uciskani, poniewierani; ci, których świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi” (Hebr. 11, 37.38). Katakumby były wtedy dla wielu z nich schronieniem. Pod wzgórzami za murami Rzymu ciągnęły się długie, biegnące kilometrami korytarze. Tam w podziemiach naśladowcy Chrystusa grzebali swoich zmarłych i chronili się, ścigani i prześladowani. Kiedy Dawca życia wzbudzi wszystkich, którzy „toczyli dobry bój wiary”, wówczas z tych mrocznych podziemi powstanie wielu męczenników Chrystusowych.

Mimo prześladowań, świadkowie Jezusa zachowali swą wiarę bez skazy. Chociaż musieli się wyrzec wygody i odcięci od światła słonecznego żyć w ciemnym, lecz przyjaznym łonie ziemi, nie narzekali. Zachęcali się wzajemnie słowami wiary, cierpliwości i nadziei, aby wytrwać. Utrata ziemskich dóbr nie zdołała ich skłonić do wyrzeczenia się wiary w Chrystusa. Doświadczenia i prześladowania były krokami, które zbliżały ich do odpoczynku i nagrody.

Wielu z nich, podobnie jak słudzy Boży przed wiekami, było „zamęczonych na śmierć, nie przyjąwszy uwolnienia, aby dostąpić lepszego zmartwychwstania” (Hebr. 11,35). Przypominali sobie słowa Mistrza napominające, że w prześladowaniach dla imienia Chrystusa powinni być radośni i pełni nadziei, gdyż otrzymają wielką zapłatę w niebiosach; prorocy także byli prześladowani. Wierni cieszyli się, że są godni cierpieć dla Prawdy, a z płomieni stosów często dobiegał głos pieśni triumfu. Patrząc z wiarą w niebo, męczennicy widzieli Chrystusa i aniołów, którzy spoglądali na nich ze współczuciem i uznaniem dla ich wytrwałości. Z tronu Bożego słyszeli głos: „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota” (Obj. 2,10).

Na próżno szatan usiłował siłą zniszczyć Kościół Chrystusa. Bój, w którym uczniowie Jezusa składali w ofierze swe życie, nie zakończył się wtedy, kiedy ci wierni stróże sztandaru Chrystusa polegli na swych posterunkach. Przegrywając — zwyciężyli. Słudzy Boży ginęli, lecz Jego Dzieło kroczyło nadal naprzód. Ewangelia szerzyła się niepowstrzymanie, a liczba zwolenników Mistrza wzrastała. Dobra Nowina docierała do terenów niedostępnych nawet dla rzymskich orłów. Pewien chrześcijanin, postawiony przed rzymskich urzędników, prześladujących chrześcijan, powiedział: „Możecie nas zabijać, męczyć, osądzać, lecz wasza niesprawiedliwość jest dowodem naszej niewinności. Nawet wasze okrucieństwo nic wam nie pomoże; ono raczej przyciąga ludzi do nas. Im więcej nas zabijacie, tym więcej nas jest; krew chrześcijan jest nasieniem” (Tertulian, „Apology”, r. 50).

Tysiące więziono i mordowano, ale na ich miejsce pojawiali się inni. Ci, którzy dla wiary ponosili śmierć męczeńską, byli pewni zwycięstwa w Chrystusie, prowadzili „dobry bój”. Cierpienia, jakie chrześcijanie znosili, zespalały ich silniej ze Zbawicielem i sobą. Ich życie było przykładem, a śmierć — trwałym świadectwem dla Prawdy. Często w najbardziej niespodziewanych momentach poddani szatana opuszczali jego służbę i stawali pod sztandarem Chrystusa. Dlatego szatan postanowił skuteczniej uderzyć przeciw Bogu — zatknąć swój sztandar w Kościele chrześcijańskim. Gdyby mu się udało zwieść wyznawców Chrystusa, znikłaby ich siła, wytrwałość, stanowczość i łatwo by się stali jego łupem.

Chytrością więc począł osiągać to, czego nie zdobył gwałtem. Prześladowania ustały, a ich miejsce zajęły niebezpieczne ponęty: pragnienie ziemskiej nagrody i światowej czci. Wielu pogan przyjmowało tylko część chrześcijańskiej wiary, odrzucając resztę Prawdy. Oświadczali, że uznają Jezusa jako Syna Bożego i wierzą w Jego śmierć oraz zmartwychwstanie, lecz nie wyznawali swych grzechów, bowiem nie odczuwali konieczności skruchy i zmiany serca. Gotowi byli na ustępstwa i to samo proponowali chrześcijanom, aby wszystkich połączyć w jedno wyznanie.

Kościołowi groziło teraz wielkie niebezpieczeństwo; więzienie, prześladowanie, ogień i miecz były wobec niego błogosławieństwem. Część chrześcijan stała mocno w wierze, zdecydowanie przeciwstawiając się wszelkim kompromisom. Inni godzili się na ustępstwa i łączyli z tymi, którzy połowicznie przyjęli chrześcijaństwo, twierdząc, że będzie to środkiem do ich pełnego nawrócenia. Dla wiernych naśladowców Chrystusa był to czas wielkiej próby. Pod płaszczykiem pozornego chrześcijaństwa szatan zakradał się do Kościoła, by sfałszować wiarę i odwrócić umysły ludzi od słowa Prawdy.