Wiedźma. Historia rodziny Bellów - M.V. Ingram - ebook

Wiedźma. Historia rodziny Bellów ebook

Ingram M.V.

2,5

Opis

Budząca grozę Opowieść o niewyjaśnionym do dziś fenomenie znanym jako Wiedźma Bellów

W latach 1817-21 w Robertson County w stanie Tennessee, w domu Bellów, miały miejsce paranormalne manifestacje niewidzialnej istoty. Okazało się, że rodzinę nawiedza duch nazwany z uwagi na pewne lokalne skojarzenia „wiedźmą”.

Początkowo wizyty objawiały się niewyjaśnionymi odgłosami. Potem doszły szepty, głosy dobiegające ze ścian, śpiewy, zaczęły się poruszać przedmioty. Z czasem manifestacje przybierały coraz gwałtowniejsze formy; dla jednych były jedynie budzącą grozę ciekawostką, dla innych udręką. W efekcie doprowadziły do tragicznego finału – śmierci Johna Bella.

Niewidzialna istota objawiała się na różne sposoby. Przemawiała, dialogowała, przytaczała wyimki z Pisma Świętego i modlitw, poprawiała kaznodziejów. Cytowała także kazania wygłaszane nawet w odległych miejscowościach, na dodatek w tym samym czasie. Donosiła o tym, co dzieje się w okolicznych domach, miała wgląd w myśli i zamierzenia domowników i ich gości.

Oprócz multilokacji miała wygłaszać przepowiednie i przemieszczać się z niewyobrażalną prędkością. Zwodziła słuchaczy co do swej natury i istoty. Wprowadzała w domu Bellów chaos i wabiła niepożądane tłumy ciekawskich gości.

Opracowanie Ingrama to obszerny, analityczny komentarz do pamiętnikarskiego zapisu Richarda Williama Bella Nasz rodzinny kłopot. Wspomnienia te, spisane w 1846 roku, przeleżały w archiwach rodzinnych do śmierci wszystkich członków rodziny Bellów pamiętających wizytę wiedźmy i zostały po raz pierwszy opublikowane właśnie w tej książce.

Martin Van Buren Ingram urodził się 20 czerwca 1832 roku w pobliżu Guthrie w stanie Kentucky. Jako okaleczony weteran amerykańskiej wojny domowej, zaczął wydawać lokalną gazetę i na dobre związał się z przemysłem prasowym, dopóki pozwalało mu na to zdrowie. Wydana w 1894 roku Wiedźma przyniosła mu sporą popularność. M.V. Ingram zmarł w październiku 1909 roku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 269

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,5 (25 ocen)
1
4
4
13
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kacured

Z braku laku…

Mało porywająca, chwilami nudna, jednak przybliżająca ówczesne życie
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

PRZEDMOWA

 

 

 

 

 

Celem pisarza nie jest przedstawienie historyjki służącej rozrywce miłośnikom fikcji ani stworzenie teorii, która zadowoli wyobraźnię zwolenników tak zwanej teozofii, ale wyłącznie zapis wydarzeń historycznych uwierzytelnionych wieloma potężnymi i niepodważalnymi dowodami poświadczającymi najwspanialsze zjawisko na świecie – w owym czasie uważane za mające nadprzyrodzony charakter – nawiedzenie znane jako „Wiedźma Bellów”. Miało ono miejsce w hrabstwie Robertson w stanie Tennessee jakieś siedemdziesiąt pięć lat temu, zadało nieznośne cierpienie Johnowi Bellowi, głowie rodziny, i podobno przyczyniło się do jego śmierci, a także wzbudziło sensację, która przetrwała całe pokolenie. Pisarz zdaje sobie sprawę, że przeciętny współczesny człowiek daleki jest od wiary w istnienie czarownic, duchów i zjaw, traktując je jako relikt dawnych przesądów lub przedmiot kpin; niemniej widma krążą po ziemi zarówno dziś, tak i krążyły setki lat temu. Jedyną różnicą jest to, że teraz nadajemy im inną interpretację, nazywając je wizjami, fantazjami, manifestacjami psychicznymi zamiast duchami i czarownicami, a ludzi, którzy śmieją się z przesądów naszych ojców, wystarczy wystawić na próbę, aby tę obecność udowodnić. Nie jest to jednak miejsce na moralizowanie, pisarz nie znajdzie też okazji, by czerpać ze swojej wyobraźni, tworząc barwny opis wcielonych goblinów i diabłów, odmalowywać hulanki nieznanych demonów tak, aby włosy stawały na głowie, czy też radzić, by nieodrodzeni unikali opuszczonych grobów. Tę część historii opowiadają inni, którzy wmieszali się w relacje ze znajomymi duchami, rozmawiali z niewidzialnymi, brali udział w obrzędach ku ich czci, uczestniczyli w tańcach duchów i nocnych hulankach, naradzali się z widmami, byli świadkami manifestacji wydrążonej dyni, widzieli niekształtne potwory i przerażające transformacje oraz czuli, jak gorąca krew ścina się w ich żyłach.

Autor, dosłownie opisując historię tej największej ze wszystkich tajemnic, zakłada jedynie przedstawienie wydarzeń tak, jak wyglądały, co spisał Williams Bell, członek rodziny, jakieś pięćdziesiąt sześć lat temu, wraz z potwierdzającymi je zeznaniami mężczyzn i kobiet o nienagannym charakterze i niekwestionowanej prawdomówności.

Są to dziwne zdarzenia, o nigdy niekwestionowanej autentyczności i w każdym domostwie uznawane za prawdziwą historię. Zostały nie tylko spisane przez Williamsa Bella, ale znane są obecnemu pokoleniu poprzez rodzinne wspomnienia tego najbardziej burzliwego i ekscytującego okresu stulecia, który skłonił setki ludzi, w tym także generała Andrew Jacksona, do badania tych zjawisk.

Nikt nie zaprzecza ani nie wątpi w istnienie czarów w ciemnych wiekach. Można uznać, że tak jak oświecone chrześcijaństwo charakteryzowało się ciągłym postępem, diabelstwo ostatnich dziesięcioleci dotrzymało kroku temu rozwojowi i zachodzącym przemianom, przybierając inne formy i zwodząc ludzi nowymi kanałami, takimi jak seanse spirytystyczne, czytanie w myślach, hipochondria, hipnotyzm czy zjawiska elektryczne, aby zaspokoić tę wrodzoną ludzkości skłonność do teozofii lub próżne pragnienie zrozumienia nieobjawionych tajemnic Boga i natury. Jakkolwiek by nie było, trudno jest znaleźć osobę, która nie trzyma się jakiegoś rodzaju przesądów, a ci, którzy są najbardziej skłonni do wyśmiewania wiary w czary minionych wieków, wierzą w znaki, przepowiednie, sny i objawienia. Noszą przy sobie łapkę królika lub kasztan, trzymają podkowę nad lub pod drzwiami, widzą widma kręcące się wokół stołu zastawionego na trzynaście osób lub nie można ich nakłonić do rozpoczęcia podróży lub jakiejkolwiek pracy w piątek.

A ponieważ ludzie dzisiejszych czasów nie potrafią wyjaśnić zjawisk dotyczących przejawów duchowych, czytania w myślach czy cudów elektrycznych, to ich przodkowie mogą być usprawiedliwieni za wiarę w czary, o ile zaakceptowali Biblię jako przewodnik w swojej wierze i przyjmowali wszystko, co mówi na ten temat i na temat zbawienia duszy, i starali się odrzucić czary, aby chrześcijaństwo mogło zwyciężyć.

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ I

 

 

Wprowadzenie

 

 

Przed przystąpieniem do opisu przebiegu śledztwa lub omówienia szczegółów działań i demonstracji „Wiedźmy od Bellów”, dobrze, aby czytelnik wiedział coś o rodzinie Bellów i obywatelach społeczności, którzy byli świadkami manifestacji, poświęcili swoje siły, próbując odkryć genezę i siłę tych zjawisk oraz o tych, którzy utrzymywali związki z rodziną Bellów, dając wiarę prawdziwości tych stwierdzeń. Ta historia nie będzie zupełnie nowa dla tych, którzy słyszeli drastyczne relacje z ust starszych ludzi, którzy byli świadkami tych wydarzeń i być może czytali także krótkie szkice prasowe. Nigdy jednak nie została opublikowana żadna pełna ani rzetelna relacja. W czasie, gdy te zdarzenia miały miejsce, gazet było niewiele i nie pojawił się też ani jeden przedsiębiorczy dziennikarz lub powieściopisarz z zagranicy zainteresowany tematem. W późniejszych latach kilku pisarzy podjęło się skompilowania tej historii, ale nie udało im się uzyskać autentycznych szczegółów. Wydaje się, że Williams Bell był jedynym, który prowadził dziennik, opisując, co się wydarzyło, i nadał mu kształt w 1846 roku, dwadzieścia sześć lat po kulminacji tragicznych wydarzeń i śmierci Johna Bella Seniora. Wydaje się również, że do napisania tego szkicu zainspirowała go intensywność wspomnień, zdumiewających manifestacji, które rezonowały w każdym nerwie jego ciała, i wciąż były świeże w pamięci, nadal omawiane przy kominku i przy okazji każdego spotkania towarzyskiego, przyjmując coraz to nowe oblicza i wersje dalekie od prawdy.

Jakaś przedsiębiorcza osoba, mądra w swej pysze, podjęła się rozwiązania zagadki i nie dochodząc do żadnego zadowalającego wniosku, podsyciła podejrzenia, że odpowiedzialną za wszystkie zdarzenia była córka, Betsy Bell, działająca za poduszczeniem braci, Johna i Drew, a celem tych działań było zarabianie pieniędzy na pokazach. Ta wersja znalazła aprobatę w wielu umysłach niezaznajomionych z faktami, a dyskusja stała się bardzo niesmaczna i irytująca dla rodziny. Wówczas Williams Bell postanowił spisać wszystkie epizody tej historii tak, jak to było naprawdę, i pozwolić opinii publicznej ujrzeć niesprawiedliwość takiego osądu. Po jej napisaniu bracia skonsultowali się w tej sprawie i ostatecznie z ważnych wówczas powodów zgodzili się nie publikować oświadczenia za życia żadnego członka najbliższej rodziny Johna Bella Seniora. Williams Bell zmarł kilka lat później, wcześniej przekazując rękopis swojemu najstarszemu synowi, Jamesowi Allenowi Bellowi, który starannie go przechował. Pisarz wychował się kilka mil od domu Bellów, od młodości znał historię o czarach i podczas pobytu w Springfield zapoznał się z Joelem i Allenem Bellami, natomiast około 1867 roku zwrócił się do Joela Bella o pozwolenie na opisanie tej historii, choć jego siostra Betsy, Frank Miles, Lawson Fort, Patrick McGowen, Johnson i inni znający fakty wciąż żyli. Joel Bell zgodził się na to, ale Allen Bell odmówił dostarczenia rękopisu ojca i temat aż do niedawna został porzucony. Po śmierci całej rodziny, która padła ofiarą strasznych zajść, Allen Bell zgodził się na wykorzystanie oświadczenia ojca w połączeniu z innymi zeznaniami. Dalsze wyjaśnienie publikacji opisu tych wstrząsających wydarzeń, po upływie wielu lat, znajdziemy w następującej korespondencji:

 

ADAIRVILLE, KY.

1 lipca 1891

 

M. V. Ingram, Esq., Clarksville, Tenn.:

 

SZANOWNY PANIE,

 

Kilka lat temu, kiedy był Pan zaangażowany w wydawanie gazety w Springfield w stanie Tennessee, wujek Joel Bell zwrócił się do mnie o przekazanie rękopisu mojego ojca, Williamsa Bella, twierdząc, że wniosek został złożony na Pańską prośbę w celu włączenia go do pełnej i kompletnej historii tak zwanej Wiedźmy Bell, której to prośbie wówczas odmówiłem z kilku powodów, o których teraz nie ma potrzeby wspominać. Niemniej jednak jednym z nich było, że po spisaniu własnych wspomnień oraz wspomnień innych członków rodziny, ojciec skonsultował się w tej sprawie z wujem Johnem Bellem i ustalili, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, najlepiej nie publikować ich za życia kogokolwiek z najbliższej rodziny dziadka Johna Bella i wraz z tym nakazem tuż przed śmiercią przekazał mi wszystkie swoje notatki. Na temat tych niejasnych zdarzeń rozpowszechniono tak wiele bolesnych, odrażających i nieprawdziwych informacji, że pragnął on zachować pisemną relację, aby prawda mogła zostać poznana po latach, gdyby błędne poglądy, które stały się źródłem cierpienia, przetrwały w tak uwłaczającej wersji aż do czasów oświeconego pokolenia. Ta historia została spisana przez ojca jesienią i zimą 1846 roku i jest jedynym szkicem, jaki kiedykolwiek został szczegółowo spisany przez kogokolwiek, kto zna fakty i dowody. Teraz, po upływie prawie siedemdziesięciu pięciu lat, wszyscy starsi członkowie rodziny, którzy cierpieli z powodu tych wydarzeń, zmarli, a historia o czarach nadal jest dyskutowana tak szeroko, jak znane jest nazwisko rodowe, wciąż przy błędnym zrozumieniu faktów. Zatem doszedłem do wniosku, że w imię sprawiedliwości i pamięci o szanownych przodkach, a także z pożytkiem dla opinii publicznej, której umysły zostały w tej sprawie zmanipulowane, dobrze byłoby przekazać całą historię światu. Wystąpił Pan z tą prośbą wiele lat temu i wierząc, że jest Pan do tego zdolny i ułoży Pan wierną historię wydarzeń, znając już wiele szczegółów i odnajdując inne świadectwa, jestem skłonny dać Panu ten rękopis i notatki, pod warunkiem, że zgodzi się Pan zawrzeć w swym pisaniu wszystkie inne zeznania potwierdzające owe wydarzenia i napisze zasłużony biogram dziadka Johna Bella i jego rodziny oraz osób w jakikolwiek sposób z nim związanych w okresie tej niewyjaśnionej duchowej manifestacji, która go dotknęła i przyczyniła się do wywołania ogólnego podniecenia.

 

Łączę wyrazy poważania

J.A. BELL

 

 

CLARKSVILLE, TENN.

5 lipca, 1891

Hon. J. Allen Bell, Adairville, Ky.:

 

SZANOWNY PANIE,

 

W odpowiedzi na Pańską prośbę, pamiętam wyraźnie dyskusję między Panem Joelem E. Bellem a mną w 1867 roku dotyczącą publikacji historii Wiedźmy Bellów, a także jego późniejszy opis rozmowy z Panem, która to rozmowa spowodowała wycofanie się ze sprawy. Joel Bell był dżentelmenem, którego bardzo ceniłem za Jego wartości moralne i wspaniałomyślną przyjaźń. Byłem pod wielkim wrażeniem Jego zdecydowanego poparcia publikacji, i wiary, że fakty naprawią błędne przekonania, które narosły wokół tej historii. Przyjmę Pańską propozycję i zgodnie z Pańską sugestią podejmę się zebrania tego świadectwa, jakie może jeszcze istnieć, oraz postaram się sporządzić wierny zapis faktów. Zawsze uważałem tak zwaną sprawę Wiedźmy Bell za zjawisko, które przyczyniło się do cierpienia rodziny Bellów z powodu nieszczęścia, za które w żaden sposób nie mogła być odpowiedzialna, ale uprawniało ją do całego współczucia, którym tak hojnie obdarzali ją dobrzy ludzie ze społeczności, która znała Johna Bella, i pragnąłbym go uhonorować. Przy tej pracy nie będzie moim celem wyjaśnienie ciągu dramatycznych wydarzeń, które w tamtym czasie tak zdezorientowały i zmyliły ludzi, ale zebranie danych i pozwolenie czytelnikom na wyciągnięcie własnych wniosków. Wierzę, że publikacja okaże się pożyteczna, nie tylko poprawiając fałszywe wrażenie, ale przybliżając wydarzenia historyczne i fakty dotyczące najbardziej niezwykłych odwiedzin, jakich kiedykolwiek doświadczyła jakakolwiek społeczność, dając obecnemu pokoleniu pewną orientację co do podstaw przesądów, które panowały pośród pierwszych osadników w tym kraju.

 

Z wyrazami szczerej przyjaźni

M. V. INGRAM

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ II

 

 

Pierwsi osadnicy – Społeczeństwo i religia – Czarownica Kate – Rodzina Bellów – Dyrektor szkoły i pierwszy kochanek Betsy

 

 

Ponad sto lat temu Gwiazda Imperium obrała kurs na zachód, podążając drogą wytyczoną krwią przez przednią straż, wypędzając czerwonoskórego człowieka, którego okrucieństwo uczyniło życie niebezpiecznym i niemożliwym dla ucywilizowania tego wielkiego kraju zarówno wtedy, jak i teraz pełnego możliwości. Kurierzy ponieśli z powrotem radosną wieść o pokoju i bezpieczeństwie oraz promienną opowieść o bogatych ziemiach, pięknych lasach, wielkich ciekach wodnych – rzekach, potokach, strumieniach i bulgoczących źródłach. Krótko mówiąc, kraina mleka i miodu została odkryta w Tennessee, wówczas na dalekim zachodzie, a emigranci z Północnej Karoliny, Wirginii i innych starych stanów napływali stałym strumieniem, szybko zasiedlając tę obszar. Byli najlepszą solą tej ziemi; ludzie krzepy i umysłu. Przybyli z siekierą, motyką, pługiem i sierpem. Przywieźli ze sobą swoje zwyczaje i koncepcje cywilizacji i chrześcijaństwa, mając za przewodnika Biblię i Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Wtedy w marzeniach ludzi nie pojawiały się dzikie spekulacje i plany budowy wielkich miast i linii kolejowych. Najważniejsze były dobre ziemie i rolnictwo, a wśród imigrantów byli tylko samodzielni, młodzi ludzie o silnych mięśniach, nerwach, jasno postawionym celu, chętnym usposobieniu do pracy i skromnych obyczajach.

Wraz z tą falą imigracji przybył tam John Bell i jego urocza żona Lucy oraz gromadka obiecujących dzieci, a także prawdopodobnie wielu czarnoskórych, późniejszych niewolników. Ze swoją kawalkadą wozów i wspaniałymi ludźmi wylądowali w 1804 roku na zachodnim krańcu hrabstwa Robertson w stanie Tennessee, w pobliżu miejsca, w którym obecnie znajduje się stacja Adams, na południowo-wschodniej linii Louisville & Nashville Railroad, i spotkali się z serdecznym przyjęciem przez starych przyjaciół, którzy przybyli tam przed nimi. W społeczności panowała ogólna radość z powiększenia się spokojnego, szczęśliwego sąsiedztwa. Pan Bell kupił częściowo wykończony dom z solidnymi budynkami gospodarczymi, stodołami i pięknym młodym sadem, otaczając się tysiącem akrów najlepszej ziemi nad Red River, i osiadł tam na całe życie, oczyszczając więcej ziemi i tworząc dużą, żyzną farmę. Jego władczy wygląd, niezłomne cechy i siła charakteru od razu dały mu pozycję i wpływy w społeczności.

 

 

Domostwo rodziny Bellów

 

 

Pani Lucy Bell była wzorową matką wśród matron, zawiadując swoimi dziećmi z gorącą pasją czułego, kochającego serca matki; nawet surowy mąż poddawał się każdemu spojrzeniu jej łagodnych, przenikliwych oczu i ujmującemu uśmiechowi. Wszyscy byli zakochani w pani Bell i dyskutowali nad siłą jej wpływu i czułą dyscypliną panującą w jej domu. Była to rzeczywiście szczęśliwa i bardzo zamożna rodzina.

Głównymi familiami tworzącymi w owym czasie to urocze sąsiedztwo byli wielebny James i wielebny Thomas Gunn, pionierzy metodyzmu; William Johnson i James Johnson, założyciel Johnson’s Camp Ground i jego dwaj synowie, John i Calvin Johnson; John Bell, Jerry Batts, Porterowie, Frederick Batts, rodzina Longów, James Byrns, Gardnerowie, Bartlettowie i Dardenowie, rodzina Gooch, Pitman, Ruffin, Mathews, Morris, Frank Miles z braćmi, „Ninety-Six” Needham, Justice i Chester; a po drugiej stronie Red River, między rzeką a Elk Fork Creek, znajdowała się duża osada Fort stworzona przez rodzinę Suggów, McGowenów, Bourne’ów, Roysterów, Watersów, Thomasa Gorhama, Herringa i wielu innych dobrych ludzi. Wielebny Sugg Fort był pionierem baptystów i człowiekiem o wielkich wpływach. Ludzie ci pozakładali duże rodziny i stworzyli arystokratyczne społeczeństwo kraju, a do tego kręgu nie został dopuszczony żaden człowiek, którego charakterowi, moralności i uczciwości można było cokolwiek zarzucić. Jednak owa zbiorowość rozszerzała się, rozciągając się w górę i w dół rzeki, aż po Kentucky, obejmując duży obszar nowych terytoriów. Wspólnotę charakteryzowała otwarta gościnność, a sąsiedzi pomagali sobie nawzajem i współpracowali na rzecz rozwoju edukacji i chrześcijaństwa. Zakładali szkoły, budowali kościoły i wspólnie oddawali cześć Bogu. Kościoły przyjmowały nazwę rzeki, potoku albo miejscowego źródła i nie było niczym niezwykłym, że ludzie chodzili do kościoła dziesięć lub piętnaście mil. Baptysta przejął inicjatywę w budowaniu domów modlitwy, a kościół Red River był pierwszym założonym w tej społeczności, która powstała w 1791 roku. Nadal funkcjonuje pod tą nazwą, ale nowe pokolenie zmieniło jego lokalizację, przenosząc się niewiele dalej, do stacji Adams, budując nowy i bardziej przestronny dom boży. Kolejnym zorganizowanym zgromadzeniem wiernych był Drake’s Pond Church na linii stanowej, milę na wschód od Guthrie w stanie Kansas. Kiedy później nastąpił rozłam wyznaniowy, kościół ten był utrzymywany przez baptystów predestynarian. Wielebny Sugg Fort był pastorem obu kościołów, a te dwie kongregacje często się odwiedzały i razem wielbiły Pana, jako że kościoły dzieliło zaledwie siedem mil. W międzyczasie w okolicy kilka kościołów założyli metodyści pod przewodnictwem wielebnego Jamesa i wielebnego Thomasa Gunna, którzy przemierzyli szeroką połać kraju, z wielkim sukcesem głosząc ewangelię i nierzadko podróżując po pięćdziesiąt mil, aby udzielić ślubu lub odprawić pogrzeb. Sąsiedzi Bellów pod względem przynależności kościelnej byli podzieleni mniej więcej równo między baptystów i metodystów, ale przeważały tolerancja, chrześcijańskie braterstwo i duch naśladownictwa. Razem czcili Boga, a więzi przyjaźni rosły i wzmacniały się; zawierano związki małżeńskie łączące rodziny i te dobre stosunki nadal istnieją w obecnym pokoleniu.

Jak we wszystkich nowych krajach, w osadzie roiło się od rabusiów i złodziei koni, a uchowanie dobrego zwierzęcia przed kradzieżą było prawie niemożliwe. Wydawało się, że organy ścigania nie były w stanie wykryć i wykorzenić wandalizmu, a sytuacja wymagała podjęcia działań ze strony obywateli. Nicholas Darnley, który mieszkał po stronie Drake’s Pond w Tennessee, kilku z Fortów i Gunnsów, biorąc sprawę w swoje ręce, po cichu zorganizowało dużą grupę w celu wytropienia takich czynów, i niedługo potem zajęli się ściganiem przestępców. Liderami gangu okazali się mężczyźni związani z szacownymi rodzinami; jeden mieszkał w zakolu Red River, poniżej Port Royal, a drugi był wysoko postawionym obywatelem Kentucky. Strażnicy porządku zabrali obu złodziei do gęstego lasu na bagnach między Drake’s Pond a Sadlersville (nazwa współczesna), przywiązali ich kończyny do drzew i biczowali od stóp do głów mocnymi rózgami. Mężczyźni zostali następnie uwolnieni i dostali ostrzeżenie, że jeśli w ciągu trzech dni zostaną złapani ponownie, to trafią na szubienicę. Złodzieje natychmiast wyemigrowali, przekraczając rzekę Missisipi, i ostatecznie osiedlili się w Luizjanie, zrehabilitowali się, prowadzili bardziej honorowe życie i wkrótce zostali wielkimi plantatorami bawełny i zmarli otoczeni szacunkiem, pozostawiając po sobie wspaniałe fortuny. Obaj założyli duże rodziny, nieświadome tej plamy na honorze, dlatego nie wymieniam tu ich nazwisk, ale okoliczności, które w dawnych czasach nie były rzadkie, ilustrują fakt, że kij używany przez naszych ojców w korygowaniu złych obyczajów był skuteczniejszy niż dzisiejsze penitencjaria, i nie mniej humanitarny. Skazani, którzy przekraczają wrota nowoczesnego więzienia, cierpią z powodu tej samej kary zastosowanej z większą brutalnością, a także z powodu innych okrucieństw, i rzadko kiedy ktoś wraca na właściwą drogę. Cokolwiek by powiedzieć o barbarzyństwie starej kary chłosty, była to kara niechybna, a w łamiących prawo wzbudzała większe przerażenie niż współczesne zakłady karne. Była bardziej skuteczna pod każdym względem, dając złym ludziom szansę na poprawę. Żaden kryminalista nie miał ochoty pokazywać się w społeczności po tym, jak stanął pod pręgierzem. Niezmiennie wyprowadzali się i prowadzili lepsze życie.

W tamtym czasie głównymi punktami handlowymi tej okolicy były Port Royal w stanie Tennessee i Keysburg w stanie Kentucky, najstarsze miasta w tym kraju, równie duże teraz, jak i wtedy; także Adairville, Kentucky, Springfield, Clarksville i Nashville, Tennessee. Kupcy zaopatrywali się w swoje towary w Filadelfii i Nowym Orleanie, ciągnąc je wozami, aż w użycie weszły parowce. Jednak ludzie kupowali bardzo niewiele. Uprawiali bawełnę i len, hodowali owce na wełnę i szyli swoje ubrania w domu, używając ręcznych odziarniarek, gręplarek, kołowrotków i staromodnych krosien, i mieli szewca, który wyprawiał skórę na buty, garbowaną w pobliskiej garbarni. W kraju było niewielu lekarzy, a ci nieliczni, którzy osiedli w punktach handlowych, prowadzili praktykę w całym kraju, przejeżdżając od pięciu do piętnastu mil, aby zbadać pacjentów.

Minęło około dwunastu lat, odkąd John Bell rozpoczął szczęśliwe i dostatnie życie w swoim nowym domu na południowym brzegu rzeki Red River w hrabstwie Robertson. Dochował się bardzo interesującej rodziny z mnóstwem dzieci i szczęście uśmiechało się do niego na każdym kroku. Stał się jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi we wspólnocie, szanowanym za stałość charakteru, chrześcijańskie oddanie i hojną gościnność. Jego dom był domem dla każdego przechodzącego nieznajomego, a sąsiedzi odwiedzali go chętnie i często. Wielu bywało na przemiłych spotkaniach towarzyskich w Bell Place, bawił na nich również profesor Richard Powell, przystojny nauczyciel ze szkoły licencjackiej, który zresztą bardzo je cenił. Był człowiekiem wielkiej kultury i siły charakteru, wyróżniającym się w swoim zawodzie, który w tamtych czasach był prawdziwym powołaniem. Każdy lubił Dicka Powella za jego wspaniałe zalety towarzyskie i dobre maniery. Prowadził dużą szkołę w osadzie i był wychowawcą kilkorga dzieci pana Bella, również jego córki Betsy, którą uczył przez cztery lata i korzystał z każdej okazji do wychwalania jej cnót przed matką, mówiąc pani Bell, jaką była bystrą, słodką dziewczyną, i nikt nie próbował podważać jego opinii w tej sprawie. Betsy wchodziła teraz w cudowne dziewczęce lata, a chłopcy, którzy wraz z nią dorastali pod okiem Richarda Powella, byli pod takim samym wrażeniem jej uroku, jak ich nauczyciel. Jednak młodzieńcy byli jeszcze nazbyt nieśmiali, aby w jakikolwiek sposób wyrazić swoją opinię, zwłaszcza że Betsy była uważana za zbyt młodą, by przyjmować awanse, a speszona młodzież usprawiedliwiała wizyty u pana Bella chęcią odwiedzenia jego synów. Był jednak jeden odważniejszy młodzieniec, który nie starał się ukryć swojego podziwu dla niebieskookiej piękności, a jego przywiązanie do Betsy nie spotkało się z niechęcią. Joshua Gardner był bardzo przystojnym młodym mężczyzną, o wdzięcznym wyglądzie i kulturalnych manierach, bardzo cenionym towarzysko. Pochodził z dobrej rodziny i zdobył wyróżnienie jako najbardziej energiczny młodzieniec w szkole. Wszyscy przyznawali, że Josh był wspaniałym człowiekiem, który poradzi sobie w świecie, a jego przywiązanie do Betsy nie budziło niezadowolenia jej rodziców ani braci.

Mniej więcej w tym czasie pojawił się tajemniczy gość, który twierdził, że pochodzi ze starego Stanu Północnego, który zadomowił się u Johna Bella i, pomimo sprzeciwu, pozostał tam na czas nieokreślony, aby wypełnić pewne misje. Była to wiedźma „Kate” i czytelnik niewątpliwie nie może się doczekać, aby czegoś się o niej dowiedzieć. Pierwszy dowód na rzeczy toczące się poza zwykłym biegiem wydarzeń miał miejsce w 1817 roku. Pan Bell, przechodząc przez swoje pole kukurydzy, stanął przed dziwnym zwierzęciem, niepodobnym do żadnego, jakie kiedykolwiek widział, siedzącym w rządku kukurydzy i wpatrującym się w niego wytrwale. Mężczyzna doszedł do wniosku, że prawdopodobnie był to pies, a ponieważ miał w ręku broń, gdy zwierzę zerwało się do ucieczki, strzelił do niego. Kilka dni później, późnym popołudniem, na płocie przysiadł bardzo duży ptak, przypuszczalnie dziki indyk, Drew Bell go zauważył i pobiegł do domu po broń, by go zabić. Gdy zbliżył się na odległość strzału, ptak zatrzepotał skrzydłami i odleciał, a chłopak z zaskoczeniem odkrył, że nie był to indyk, ale jakiś nieznany ptak niezwykłych rozmiarów. Wkrótce potem, któregoś wieczoru Betsy wyszła razem z dziećmi na przechadzkę wśród wielkich drzew leśnych w pobliżu domu i zobaczyła coś, co opisała jako ładną, małą dziewczynkę ubraną na zielono, kołyszącą się na gałęzi wysokiego dębu. Potem przyszedł Dean, służący, donosząc, że każdej nocy, kiedy odwiedzał swoją żonę Kate, która służyła u Alexa Gunna, w określonym miejscu pojawiał się duży, czarny pies – biegł przed nim do drzwi chaty i znikał.

 

 

Bet­sy wraz z dziećmi widzą dziewczynkę na gałęzi wysokiego dębu

 

 

Te tajemnicze zjawy przez pewien czas były nieszkodliwe i nie wzbudzały żadnych lęków. Wkrótce jednak zaczęło się rozlegać dziwne pukanie w drzwi i ściany domu, którego źródła nie udało się ustalić. Później zaczęły się dziwne incydenty; najpierw w pokoju zajmowanym przez chłopców rozległ się dźwięk, coś jakby szczury gryzące słupki łóżek, potem jakby walczące psy, a także hałas przypominający łańcuchy od uprzęży ciągnące się po podłodze. Gdy tylko zapalono świecę w celu zbadania tego zjawiska, hałas zniknął, a z pokoju Betsy rozległy się krzyki; coś ją zaatakowało, a dziewczyna śmiertelnie się przestraszyła.

Na pana Bella spadła jakaś dziwna dolegliwość, której nie potrafił wyjaśnić. Była to sztywność języka, która pojawiała się nagle i przez czas, kiedy trwała, mężczyzna nie mógł jeść. Opisywał, że czuje się, jakby w ustach miał mały kawałek drewna, który wypycha oba policzki, a kiedy próbował coś zjeść, wypychał mu pożywienie z ust.

John Bell znosił to przez długi czas, może rok lub dłużej, mając nadzieję, że owa dolegliwość ustąpi, i nakładając na rodzinę obowiązek zachowania tej sprawy w głębokim sekrecie. Krewni byli lojalni w swoim posłuszeństwie, choć demonstracje te były przerażające, żaden sąsiad lub przyjaciel spoza rodziny nic o nich nie wiedział. Kiedy choroba stała się nie do zniesienia, pan Bell, w ścisłej tajemnicy, przedłożył sprawę Jamesowi Johnsonowi i jego żonie, opowiadając o wszystkim i prosząc, aby spędzili noc w jego domu, w nadziei, iż pan Johnson może rzucić trochę światła na tę zagadkę. Prośba ta została bardzo serdecznie przyjęta i na godzinę przed udaniem się na spoczynek pan Johnson poprowadził rodzinną modlitwę, zgodnie ze swoim zwyczajem czytając rozdział Ewangelii, śpiewając hymn, a następnie modląc się. Modlił się bardzo gorąco i żarliwie o objawienie przyczyny lub o to, aby Pan przerwał to, co się działo. Gdy tylko wszyscy znaleźli się w łóżkach, a światła zgasły, rozległ się potworny huk i wkrótce rozpoczęły się silne demonstracje w pokoju państwa Johnsonów, z których coś zdarło kołdrę. Pan Johnson był zdumiony i w oszołomieniu usiadł w łóżku; był jednak człowiekiem niezłomnej wiary i wielkiej odwagi, zatem, gdy otrząsnął się z zaskoczenia, zebrał myśli i zaczął przemawiać do widma, zaklinając je, aby się ujawniło i powiedziało, w jakim celu się tam znalazło. Efekt tej prośby przekonał pana Johnsona, że demonstracje pochodziły z inteligentnego źródła, ale poza tym nie miał on żadnej koncepcji. Jednak nalegał, aby pan Bell poinformował o sprawie i wezwał innych przyjaciół do pomocy w dalszym dochodzeniu. Zgodzono się na to, a odwiedzającym i dochodzeniom nie było końca. Jednak wiedźma Kate działała szybciej i wkrótce w odpowiedzi na liczne prośby zaczęła mówić, a wśród pierwszych demonstracji wokalnych powtórzyła pieśń i modlitwę pana Johnsona zmówione w wieczór jego pierwszej wizyty, słowo w słowo, tak doskonale imitując głos starszego pana i jego modlitwę, że nikt nie potrafił wskazać, żeby czymś różniły się od oryginału.

Kate stała się teraz stałym elementem życia w domu w znakomitej rodzinie Johna Bella Seniora, osiągając dominującą pozycję wśród obywateli, nazwana została Wiedźmą Bellów. On, ona czy to – nigdy nie udało się odgadnąć, jakiej było płci – wielce interesowało się religią i stawiało pana Johnsona za wzór chrześcijanina, nazywając go „Stary Miodousty”. Często mawiało: „Panie Jezu, jaki słodki Stary Miodousty się modli; jak bardzo lubię go słuchać”. Kate była zachwycona kontrowersjami w świętych pismach, potrafiła zacytować dowolny tekst lub fragment Biblii i była w stanie prowadzić dyskusję z najzdolniejszymi teologami, wyróżniając się żarliwością modlitwy i pieśni religijnych – żaden ludzki głos nie był tak słodki. Kate często odwiedzała Karolinę Północną, dawną okolicę Johna Bella, nigdy nie znikała na dłużej niż dzień lub godzinę, ale zawsze zgodnie z prawdą przekazywała wiadomości lub wydarzenia dnia w tej okolicy. Mając wszystkie te doskonałe cechy charakteru, Kate zachowywała się okropnie wobec gości i wszystkich członków rodziny z wyjątkiem pani Lucy Bell, której wiedźma była oddana, deklarując, że „Stara Luce” była dobrą kobietą. Wielką niechęć okazywała „Staremu Jackowi” – Johnowi Bellowi Seniorowi. W oczach Kate był obrzydliwy i odrażający, choć nigdy nie wyjaśniła dlaczego. Ale wiedźma często deklarowała, że zanim odejdzie, to zrealizuje swój cel – zabije go.

Kate była także niechętna rosnącej sympatii między Joshuą Gardnerem i Betsy Bell, i surowo protestowała, na różne sposoby, karząc Betsy za jego oddanie i uwagę. Esther, starsza i jedyna siostra Betsy, tuż przed tym, jak wiedźma w pełni się rozwinęła, wyszła za mąż za Bennetta Portera, a Betsy była teraz dumą i ulubienicą rodziny. Jednak podobnie jak wszystkie inne dziewczyny, miała serdeczne towarzyszki w osobach dwóch koleżanek. Była to Theny Thorn i Rebecca Porter. Starsze od Betsy o rok lub dwa, obie były pełnymi życia, uroczymi dziewczętami i miały wielu wielbicieli. Becky Porter była siostrą Bennetta Portera, a Theny Thorn była adoptowaną córką Jamesa Johnsona i jego drugiej żony, a także siostrzenicą pani Johnson, która nie miała dzieci, i oboje byli jej bardzo oddani. W rzeczywistości była hołubiona i niemal rozpieszczona, i znała tylko ich jako ojca i matkę. Trzy dziewczyny były koleżankami z klasy oraz bliskimi sąsiadkami, z rodzinami w najbardziej zażyłych stosunkach, i dorastały razem jak siostry, prawie nierozerwalnie ze sobą związane, razem wchodząc w towarzystwo i stanowiąc główną atrakcję dla wszystkich młodych mężczyzn w okolicy. Szczególnie młody James Long był oddany uroczej Becky Porter, a Alex Gooch czuł silne pulsowanie w sercu z powodu uroczej Theny Thorn.

Wiedźma Kate nigdy nie spała, nigdy nie trwała bezczynnie ani nie siedziała zamknięta w żadnym miejscu, była tu i tam, wszędzie, jak nocna mgła lub poranne promienie słońca, była wszystkim i niczym, niewidzialnym, ale obecnym, rozprzestrzeniającym się po całej okolicy, wtrącając się sprawy biznesowe i domowe wszystkich dookoła. Łapała się każdej niedorzecznej rzeczy, która się wydarzyła, i wszelkiej paskudnej, chciwej podłości; odgadywała najskrytsze tajemnice ludzkiego serca i natychmiast wszystko rozgadywała; urągając sąsiadom, wyśmiewając ludzi z ich grzechami i niedociągnięciami oraz drwiąc z ich głupoty w próbie odkrycia tajemnicy. Jednak Kate mocno trzymała się chrześcijaństwa i była żarliwą metodystką, zadawała się ze „Starym Miodoustym” i jego synem, Calvinem Johnsonem; była regularnym uczestnikiem spotkań modlitewnych pana Johnsona, wykrzykiwała „amen”, waląc w krzesła, i wznosiła okrzyki „Panie Jezu”.

Ludzie doszli do wniosku, że do wspólnoty został wysłany dobry duch, aby czynił cuda i przygotował dobrych w sercu na drugie przyjście Chrystusa. Wpływ Kate był podobny do tego wywieranego obecnie przez księdza Sama Jonesa na „przesiąknięte whisky miasto”, tylko silniejszy. Jej sława rozprzestrzeniła się na setki mil, a ludzie szaleli z podniecenia i pokonywali duże odległości na koniach i wozami, aby być świadkami demonstracji, natomiast dom pana Bella był nieustannie pełen gości i badaczy. Gościnność Johna Bella była jednak równie wielka, co wysiłek z tym związany. Wszystkich odwiedzających karmił bezpłatnie. Członkowie społeczności szybko nauczyli się szanować obecność i rady Kate, ponieważ bali się skorpioniego języka wiedźmy i brzydzili się nim. Wszyscy dobrze się zachowywali; niegodziwi przestali przeklinać, kłamać i pić whisky, tak jak teraz ludzie robią to dla wielebnego Sama Jonesa. Skąpcy uważali, aby nie pożądać ani nie wyciągać rąk do tego, co należało do ich sąsiadów, bo Kate mogła im powiedzieć. Żaden człowiek nie pozwolił swojej prawicy zrobić czegoś, czego lewica mogłaby się wstydzić. Żaden obywatel nie pomyślał o zamknięciu drzwi do wędzarni lub szopki ani o siedzeniu po nocy, aby pilnować kurnika lub grządki z arbuzami. Służba była zbyt zaspana, aby w nocy opuszczać swoje chaty, a biali wychodzili po zmroku wyłącznie w towarzystwie, aby uczestniczyć w spotkaniach modlitewnych. Największy grzesznik w kraju mógł cały dzień orać nieużytki z psalmami na ustach i nawet kapryśny zaprzęg, rozbrykane źrebaki czy wręcz bliskie spotkania z uchwytami niesfornego pługa, zakończone chwilową utratą kontaktu z rzeczywistością, nie przekonały go do rzucenia przekleństwem. W zwykłej rutynie codziennych rzeczy nie mogło wydarzyć się nic, o czym wiedźma by nie wiedziała i w mniej niż w godzinę komuś nie powiedziała.

Jak wielkim czynnikiem politycznym byłby ten czarnoksiężnik w obecnym czasie? Cały kraj głosowałby, aby Kate miała honorowe, dożywotnie miejsce w obu izbach Kongresu oraz prawo do przewodniczenia wszystkim departamentom w Waszyngtonie, z przywilejem nieodpartych świadków, książek, artykułów i składania raportów w prasie. Czarownica mogłaby również rozprzestrzenić się po całym kraju w czasie wyborów, aby powiedzieć ludziom, kto nadawał się na urząd. Gdyby tak było, sięgnąć po stanowisko mogliby tylko ci, których wiedźma chwaliła, ponieważ żadna kwota nie mogłaby jej przekupić, aby ukryła plany i cele ludzi u władzy. Cokolwiek można powiedzieć o Wiedźmie Bellów, Kate miała doskonałą opinię i głęboki szacunek dla uczciwego człowieka i nigdy nie wahała się, gdy sytuacja tego wymagała, by zwrócić uwagę na różnice charakteru u ludzi. Tak było w przypadku dwóch braci, Johna i Calvina Johnsonów. John miał opinię przebiegłego oszusta, był szczery i łagodny z wyglądu i zachowania, ale potajemnie opracowywał sprytny plan wykrycia tajemniczej wyroczni. Calvin był natomiast uczciwym człowiekiem o czystym sercu, wolnym od podstępu, i pozwolono mu poczuć delikatny nacisk aksamitnej dłoni jasnowidza, która po nałożeniu na innych wywoływała bolesne odczucie, jak karcąca dłoń zirytowanej matki, gdy poczuje ją nieposłuszny chłopiec. Jednakże ten pozór głębokiej pobożności nie zdołał się utrzymać. Wiedźma brała udział w wielu spotkaniach modlitewnych, służąc promowaniu chrześcijańskiej społeczności i jednocząc różne wyznania w ćwiczeniach pobożności, na przemian bywając na spotkaniach u brata Johnsona (metodysty) i brata Bella (baptysty), ale w końcu wzięła na siebie zbyt wiele, nawet jak na najbardziej znaną czarownicę. Mówi się, że Szatan był kiedyś szanowanym aniołem i stał się zbyt zarozumiały, aż spadł ze swojej wysokiej pozycji, i z tego samego rodzaju pochopności „upadła” Kate. Wynikało to z udziału w kazaniach księdza Jamesa Gunna i wielebnego Sugga Forta, w kościołach oddalonych od siebie o trzynaście mil, tego samego dnia i o tej samej godzinie, próbując pogodzić arminianizm jednego z kalwinizmem drugiego, mieszając ogień metodystów z wodą baptystów. Tego było za wiele, nawet dla tak wielkiej wyroczni jak Wiedźma Bellów. Kaznodzieje byli w porządku, a ich kazań i nauk można było wysłuchać po jednym na raz, osoba odrodzona nie mogła przegapić nieba u żadnego z nich, ale anioła, a tym bardziej zarozumiałego fanatyka, zdumiałoby, gdyby ktoś w tym samym czasie brał udział w obu nabożeństwach. Tego właśnie podjęła się Kate i udało jej się wziąć udział w obu kazaniach; jednak mieszanka ta była zbyt mocna jak na wiarę wiedźmy i wkrótce cały zapas pobożności rozszedł się po obniżonej cenie. Po tym Kate wycofała się i wypadła z łask, zajęła się nieodrodzonymi duchami, urządzając huczne zabawy w spokojnym domu Johna Bella, wpadając tam bardzo pijana, przeklinając i wściekając się, napełniając dom nieświeżym oddechem, plując na służbę, przewracając krzesła, zdzierając przykrycia z łóżek, szczypiąc i dając klapsy dzieciom oraz drażniąc Betsy w każdy możliwy sposób. Czyniła to do tak niepokojącego stopnia, że jej rodzice bali się zostawić ją samą w pokoju na noc i jeśli Theny Thorn albo Rebecca Porter, albo obie, nie mogły z nią zostać, wysyłali ją z domu na noc. Było to coś w rodzaju charakteru Kate, nieznanej obywatelki, szczegółowo opisanego przez Williamsa Bella i innych.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej