Wieczny powrót Dreyfusa - Jolanta Kurska - ebook + książka

Wieczny powrót Dreyfusa ebook

Kurska Jolanta

5,0

Opis

[...] Sprawa Dreyfusa [...] to historia niezłomności człowieka w obliczu osobistej tragedii, opowieść o jego godności i wytrwałej obronie własnej w klimacie zmasowanych oszczerstw i kłamstw. Ale sprawa Dreyfusa to znacznie więcej. Zapowiadała ona bo-wiem wiele znaczących wydarzeń i zjawisk XX wieku: rozdział Kościoła od państwa, wagę uniwersalnych praw człowieka, rozwój silnej i niezależnej prasy, ale także narastanie antysemityzmu, którego kulminacją były ustawy antyżydowskie reżimu Vichy i, de facto, jego współudział w Zagładzie. I choć afera Dreyfusa rozgrywała się na przełomie wieków we Francji, to jej historia jest ponadczasowa i globalna. A pytania, jakie stawia, nie przestają do nas przemawiać.

Od autorki

Dreyfus był francuskim nacjonalistą, czym nie różnił się od innych oficerów sztabu generalnego. Jednak – zdaniem historyka Francji Marka Sobolewskiego – „był Żydem, a w sztabie, zwłaszcza w kontrwywiadzie, siedzieli oficerowie reakcyjni wychowani w szkołach zakonnych, gwałtowni antysemici”. Ta koalicja korpusu oficerskiego z duchowieństwem tworzyła potężny obóz polityczny. [...] O tym wszystkim opowiada książka Jolanty Kurskiej. Reakcje prawicy nacjonalistycznej i dużej części opinii klerykalnej autorka pokazuje w sposób sugestywny i ciekawy, bowiem poznajemy niektóre aspekty historii Francji od podszewki. Każdy naród ma zapewne takie skrywane obszary, które przypominają otwartą ranę. W Polsce swoistym odpowiednikiem sprawy Dreyfusa była sprawa zabójstwa pierwszego prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Jego wrogowie sięgali po ten sam repertuar argumentów, co wrogowie Dreyfusa.

Adam Michnik

Jolanta Kurska to doktor nauk społecznych w zakresie nauki o polityce, romanistka, absolwentka Sorbony, była prezeska Fundacji im. prof. Bronisława Geremka, autorka esejów i artykułów publikowanych we francuskich pismach naukowych, tłumaczka książek, autorka m.in książki „Rozmowy w Awinionie”, która ukazała się także we francuskiej wersji językowej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 147

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




PODZIĘKOWANIA

Ten zbiór esejów nie powstałby, gdyby nie profesor Jan Grabowski, który z entuzjazmem odniósł się do moich planów badawczych i zachęcił do starań o grant Rady ds. Badań Nauk Społecznych i Humanistycznych Kanady (Social Sciences and Humanities Council of Canada – SSHRC, nr 435-2020-0294).

Dzięki temu mogłam wyjechać do Paryża, aby pracować w tamtejszych archiwach (Biblioteka Narodowa, Archiwum Narodowe, Archiwum Archidiecezji Paryskiej, Archiwum Dominikanów Saulchoir, Archiwum Jezuitów, L’Alliance israélite universelle, Mémorial de la Shoah).

Prof. Janowi Grabowskiemu podziękować więc pragnę w pierwszej kolejności.

Słowa wdzięczności kieruję też do Adama Michnika, który jako historyk i frankofil był nieocenionym, krytycznym recenzentem tych esejów.

Jestem ogromnie wdzięczna mojej siostrze Teresie i jej mężowi za stworzenie mi podczas pobytu w Paryżu idealnych warunków do pracy oraz za wielogodzinne rozmowy o francuskim nacjonalizmie.

Last but not least, pragnę podziękować mojej najbliższej rodzinie, która wspierała mnie w tym przedsięwzięciu nieustająco.

DREYFUS I INNI

Niektóre teksty bywają zapamiętywane na długie lata z powodów przypadkowych. W moją pamięć zapadło przeczytane przed półwieczem opowiadanie Ksawerego Pruszyńskiego „Cień Gruzji”. Pruszyński pisze tam o spotkaniu z gruzińskim emigrantem, który po zwycięstwie bolszewickiej rewolucji znalazł się w Paryżu i opowiada o swojej, gruzińskiej, fascynacji Zachodem, szczególnie Francją. Mówił Gruzin: „Wielkie sprawy, którymi żył wtedy Zachód, były naszymi sprawami. Myśmy w Tyflisie przeżywali sprawę Dreyfusa. (…) Tyflis, gdzie były trzy francuskie księgarnie i przychodziły wszystkie francuskie nowości, był jednak wtłoczony między Turcję Abdul Hamida i Rosję Mikołaja II. W jakieś dwie wschodnie despocje, może tym bardziej odrażające, że zropiałe już do cna. Z jednej strony rzezie Ormian – z drugiej kiszyniowskie pogromy. I wtedy ten Zachód, gdzie o jednego niewinnie skazanego oficera cała opinia stawała do walki, wydawał nam się czymś… (…) Dojrzewaliśmy pod wpływem Zoli: jakże piękny, szlachetny był ten Zachód (…), który zawsze dotrzymywał raz danego słowa, który walczył o sprawiedliwość, ujmował się za jednostką ludzką”.

Cóż, także w Polsce nie brakowało frankofilów. A sprawa Dreyfusa była znakiem rozpoznawczym europejskiej demokracji i ducha uniwersalizmu. W tej sprawie szło oczywiście o sprawiedliwość, ale nie tylko o stwierdzenie niewinności niesłusznie skazanego oficera francuskiej armii. W tej sprawie szło o przyszłość Francji. Przez katolicki establishment i korpus oficerski armii zostało postawione pytanie: „Czy Żydzi i protestanci – pisał brytyjski biograf de Gaulle’a – mają prawo współrządzić Francją? Po drugiej stronie barykady stanęli antyklerykałowie, protestanci, intelektualiści i większość prasy. Te siły broniły Dreyfusa”. Naprzeciw siebie stanęła Liga Obrony Praw Człowieka i Liga Ojczyzny Francuskiej. Wrogowie Dreyfusa głosili, że stawką w tej walce jest jedność narodu. Sztab generalny armii i ministerstwo wojny dążyły do tego, co nazywano obroną honoru wojska przed splamieniem. Dlatego Dreyfus musiał być skazany, niezależnie od tego, czy był winny.

Aleksander Hall, autor obszernej biografii de Gaulle’a, pisał:

„Sprawa Dreyfusa mocno podzieliła Francję na dwa, początkowo nierówne, obozy. Olbrzymia większość dowódców wojskowych, prezydent Republiki Félix Faure, społeczeństwo i większość parlamentarzystów, środowiska katolickie i monarchistyczne, a także największe gazety w usiłowaniach zmierzających do rehabilitacji Dreyfusa widzieli zamach na honor armii i ideały patriotyczne. Po drugiej stronie barykady znalazło się kilku polityków żydowskiego pochodzenia, ludzie lewicy – Clemenceau i Jaurès – i konstelacja intelektualistów, wśród których największą postacią był Émile Zola”.

Tłem sprawy był konflikt wokół roli Kościoła katolickiego. Znany historyk Kościoła, Roger Aubert, pisał o „niezręcznym zachowaniu katolików w aferze Dreyfusa”, zwłaszcza, że towarzyszył temu spór o nowe ułożenie stosunków między Kościołem katolickim a republiką literacką.

Co ważne, Dreyfus był francuskim nacjonalistą, czym nie różnił się od innych oficerów sztabu generalnego. Jednak – zdaniem historyka Francji Marka Sobolewskiego – „był Żydem, a w sztabie, zwłaszcza w kontrwywiadzie, siedzieli oficerowie reakcyjni wychowani w szkołach zakonnych, gwałtowni antysemici”. Ta koalicja korpusu oficerskiego z duchowieństwem tworzyła potężny obóz polityczny. Jej zwolennicy rozpętywali prawdziwą nagonkę na obrońców Dreyfusa. Tę nagonkę organizowano i z ambony kościelnej, i z łamów gazet. Wybijano szyby w oknach obrońców Dreyfusa, napadano na Żydów, demolowano opozycyjne lokale.

O tym wszystkim opowiada książka Jolanty Kurskiej. Reakcje prawicy nacjonalistycznej i dużej części opinii klerykalnej autorka pokazuje w sposób sugestywny i ciekawy, bowiem poznajemy niektóre aspekty historii Francji od podszewki. Każdy naród ma zapewne takie skrywane obszary, które przypominają otwartą ranę. W Polsce swoistym odpowiednikiem sprawy Dreyfusa była sprawa zabójstwa pierwszego prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Jego wrogowie sięgali po ten sam repertuar argumentów, co wrogowie Dreyfusa.

Sprawa ta na lata zaważyła nad podziałem Francji. François Mauriac, wybitny francuski pisarz katolicki, po latach wspominał obrazy „tłumów katolików francuskich, które podżegane przez ‘zacną’ prasę, domagają się natarczywie skazania na śmierć niewinnego człowieka”.

Mauriac wspominał też, że powraca pamięć „zmuszająca każdego z nas do zastanowienia się, ile jeszcze zachowaliśmy w sobie z antysemity, czy w ogóle byliśmy nim w jakimś okresie życia – a kto nie był antysemitą w większym lub mniejszym stopniu, świadomie lub bezwiednie? Istna choroba, z której całkowicie nie sposób się wyleczyć i którą trzeba zwalczać w sobie do ostatka – nawet ja, choć mając około 18 lat z pewnością burzliwie reagowałem na wszystko, co mi wtłaczano do głowy, przez cały czas sprawy Dreyfusa: rozgrywała się przecież w okresie mojego dzieciństwa. Nieraz myślałem, że w radosnym dniu mej pierwszej komunii, 12 maja 1896, Alfred Dreyfus przebywał w celi więziennej na diabelskiej wyspie i cierpiał.

Co mi wtłaczano do głowy… Jestem jednym z ostatnich żyjących jeszcze przedstawicieli owego pokolenia katolików francuskich, którzy z uciechą oglądali antyżydowskie karykatury w „przyzwoitej” prasie. Ale to nie było najgorsze. W miarę jak uczyliśmy się rozumować, „przyzwoita” gazeta podsuwała nam wielce słuszne powody, dla których winniśmy nienawidzić Żydów. Któż wówczas nie podziwiał Edouarda Drumonta?”. Przecież książka Drumonta „La France juive” była, jak pisał Mauriac, jednym ze źródeł najkrwawszej rzeki nienawiści w dziejach.

Mauriac notował ze smutkiem: „Jeden niesprawiedliwy wyrok w stosunku do jednego, jedynego Żyda poderwał w jego obronie lewicę francuską, a potem całą Europę. Ale świat zachował milczenie w dniach zagłady milionów Żydów w najróżniejszym wieku, znów bardziej, jeśli to możliwe, niewinnych od Dreyfusa, […] chociaż oskarżony o zbrodnię, której nie popełnił. Na ofiary Hitlera nie padło nawet fałszywe oskarżenie, cała ich wina to to, że byli sobą”.

Jolanta Kurska zestawia ze sobą dwa rodzaje katolicyzmu i dwa rodzaje patriotyzmu francuskiego. Warto dorzucić, że także w obozie ówczesnej lewicy były głosy, że należy bronić Dreyfusa w imię wartości ogólnoludzkich, ale były też i takie, że to konflikt wewnętrzny burżuazji, do którego lewica nie powinna się mieszać. Wszystkie te spory bardzo przypominają nam wiele dyskusji polskich. Zastanawiał się Mauriac nad sensem ówczesnych i dzisiejszych konfliktów ideowych. Pisał: „Prawdę mówiąc i prawica, i lewica to terminy zbyt słabe i dwuznaczne na określenie nienawiści zasadniczej zakorzenionej od wieków. Już nawet nie sięgając do wzajemnej wrogości Galów i Franków (…) hugenotów i katolików, patriotów i emigrantów, przeciwników i obrońców Dreyfusa; przecież kolaboranci i członkowie Ruchu Oporu to kolejne miana wciąż tej samej nienawiści, rozmaicie zabarwianej burzliwym nurtem historii”.

Jolantę Kurską dręczy to samo pytanie, co Mauriaca: skąd się to bierze? A jednocześnie widzi ona, choć nie mówi tego wprost, jakim aspektem konstytuowania się Europy naszych czasów była sprawa Dreyfusa. Podczas lektury tej książki miałem wrażenie, że spacerując ulicami Warszawy, spotykam w kawiarni i księgarni, piekarni i teatrze oskarżycieli i obrońców Dreyfusa. Na szczęście wiem, że obok oskarżycieli Dreyfusa są też jego obrońcy. Cień Émile’a Zoli, obrońcy Dreyfusa i innych wielkich, francuskich pisarzy, France’a i Prousta, także unosi się nad kawiarniami polskich miast. Zola, skazany i umierający na wygnaniu obrońca Dreyfusa, został przeniesiony po śmierci do Panteonu i jest chlubą francuskiej kultury i demokracji. My także mamy pisarzy i twórców, z których możemy być dumni.

A przecież to Zola, którego próbowali wykluczyć z francuskiej wspólnoty narodowej oskarżyciele Dreyfusa, jest dziś znakiem rozpoznawczym wielkiej kultury francuskiej. To dobrze, że Jolanta Kurska przypomina o tym w swojej książce. Nad grobem Zoli Anatol France wypowiedział słowa: „Zola był przebłyskiem sumienia ludzkości”.

Ten przebłysk – myślę – towarzyszył Jolancie Kurskiej, gdy pisała swoją książkę.

 

Adam Michnik

SŁOWO OD AUTORKI

26 października 2021 roku, w domu Émile’a Zoli w Médan w regionie paryskim, otwarto pierwsze muzeum poświęcone sprawie Dreyfusa. Obecny na inauguracji prezydent Francji Emmanuel Macron apelował w swym wystąpieniu do Francuzów: „Nie zapominajcie minionych zmagań i batalii, bo one mówią nam, że świat, w którym żyjemy, nasz kraj, nasza Republika, nie są dane raz na zawsze. Republika istnieje dzięki zaangażowanym w jej obronę obywatelkom i obywatelom. Nieustająco trzeba o nią walczyć”.

Słowa prezydenta komentowano jako przesłanie do Erica Zemmoura, skrajnie prawicowego publicysty i kandydata w wyborach prezydenckich 2022, który zasiał ziarno niepewności w głowach Francuzów co do niewinności Dreyfusa, uznając całą sprawę za „niejasną” i „nieoczywistą”1. Argumentował także, wywracając historyczne fakty do góry nogami, że Dreyfus nie był atakowany „jako Żyd”, lecz „jako Niemiec”2.

Od dziesięcioleci historycy badają sprawę Dreyfusa. Udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że oskarżenia wytoczone przeciwko niemu jesienią 1894 roku były sfabrykowane – oparte na fałszerstwach! Nikt tego faktu dziś nie kwestionuje. Nikt – oprócz Zemmoura. Jego aluzje odnośnie do tej sprawy są nieprzypadkowe: trzykrotnie skazany za podżeganie do nienawiści na tle rasowym i religijnym Zemmour hołubi dzisiejszą skrajną prawicę; ma też szerszy plan „dediabolizacji” jej protoplastów. Kwestionowanie niewinności Dreyfusa dzisiaj to próba zrehabilitowania tych, którzy kwestionowali ją wczoraj, myślicieli i aktorów francuskiego nacjonalizmu przełomu XIX i XX wieku, takich jak Maurras, Daudet czy Barrès. Zemmour dwoi się więc i troi, by zdjąć ze skrajnej prawicy odium winy za kłamstwa, propagowanie antysemityzmu i ksenofobii, oraz za kolaborację reżimu Vichy z niemieckim okupantem.

Zemmour pisze historię na nowo i nie waha się mówić o marszałku Pétainie jako o „wybawcy” Żydów: „Twierdzę, że Vichy chroniło francuskich Żydów, a wydawało tylko tych zagranicznych”. Wskrzesza też rewizjonistyczną tezę „miecza i tarczy”3, wedle której generał de Gaulle i marszałek Pétain podczas II wojny światowej działali w milczącej zgodzie w obronie Francji, przy czym ten ostatni, godząc się na zawieszenie broni w 1940 roku i na politykę kolaboracji reżimu Vichy z okupantem był „tarczą” chroniącą Francję w oczekiwaniu na moment, w którym „miecz” (de Gaulle) będzie wystarczająco silny, by pokonać nazistowskie Niemcy. Teza ta została obalona przez większość współczesnych historyków.

***

Ten zbiór esejów nie jest rekonstrukcją afery, jej dramaturgii, zwrotów czy aspektów prawnych. Napisano na ten temat wystarczająco dużo. Nie jest też biografią Dreyfusa. Jest próbą analizy zjawisk towarzyszących temu wydarzeniu, takich jak fenomen mobilizacji obywatelskiej, znaczenie prasy w tym sporze, postawa intelektualistów, Kościoła katolickiego, urzędników państwowych oraz motywacji im towarzyszących.

To także refleksja nad fenomenem fałszywego założycielskiego mitu, wokół którego krystalizują się antydemokratyczne, nacjonalistyczne siły. Zaangażowanie aparatu państwa – wojska, wymiaru sprawiedliwości, administracji – a także zdecydowanej większości opiniotwórczych środowisk i Kościoła katolickiego po stronie antydreyfusowców dobrze ilustruje proces konsolidacji obozu nacjonalistycznego wobec wskazanych wrogów. Destrukcyjna moc dyskursu polityczno-medialnego, który rozgrywa drzemiące resentymenty, wznieca i podsyca strach, doprowadzając do polaryzacji nastrojów społecznych, ujawniła się dobitnie w czasie trwającej ponad 12 lat sprawy Dreyfusa.

Manipulacja faktami, produkowanie fałszywych dokumentów, antydreyfusowska propaganda skutkowały deprecjacją prawdy w debacie publicznej, wzmożeniem przemocy werbalnej, stygmatyzacją wskazanych wrogów. W owym czasie – z uwagi na swą skalę, wymiar medialny i powszechność – było to zjawisko nowe. Dziś, dzięki nowoczesnym massmediom, a w szczególności mediom społecznościowym – jest ono właściwie wszechobecne.

Nakręcana medialnie kolizja dwóch systemów ideowych – otwarta, inkluzywna demokracja versus zamknięty, egoistyczny, narodowy populizm – prowadzi do głębokich podziałów społecznych, brutalizacji życia publicznego, wykluczenia, niekiedy do przemocy fizycznej.

Afery nie można, rzecz jasna, wiernie odnosić do czasów współczesnych. Niemniej w pierwszych dekadach XXI wieku obserwujemy wiele korespondujących z nią zjawisk i procesów, a zwłaszcza ujawniony i skrystalizowany wówczas nowy typ konfrontacji między dwoma systemami wartości: z jednej strony tych, którzy – jak mówił Jean Jaurès – czynili „jednostkę miarą wszystkich rzeczy: ojczyzny, rodziny, własności, Boga”, z drugiej tych, którzy twierdzili, że służą wartościom nadrzędnym wobec jednostki: Bogu, Ojczyźnie, Państwu, Armii, a także Partii lub doktrynie. Tych, którzy walczyli o sprawiedliwość i prawdę, i tych, którzy posiłkując się kłamstwami, zabiegali o zachowanie starego porządku i okopywali się na obronnych, nacjonalistycznych pozycjach.

Moim zamysłem było także ukazanie sojuszu Kościoła katolickiego ze środowiskami antydreyfusowskimi, który później przerodził się w poparcie Kościoła dla kolaboracyjnego reżimu Vichy. Ten fakt z kolei doprowadził do uwiądu autorytetu społecznego i religijnego Kościoła katolickiego w społeczeństwie francuskim oraz do ostatecznej jego separacji od sfery publicznej.

***

130 lat później sprawa Dreyfusa nadal fascynuje i jest źródłem pouczających lekcji. Po części dlatego, że jest to historia niezłomności człowieka w obliczu osobistej tragedii, opowieść o jego godności i wytrwałej obronie własnej w klimacie zmasowanych oszczerstw i kłamstw.

Ale sprawa Dreyfusa to znacznie więcej. Zapowiadała ona bowiem wiele znaczących wydarzeń i zjawisk XX wieku: rozdział Kościoła od państwa, wagę uniwersalnych praw człowieka, rozwój silnej i niezależnej prasy, ale także narastanie antysemityzmu, którego kulminacją były ustawy antyżydowskie reżimu Vichy i, de facto, jego współudział w Zagładzie.

I choć afera Dreyfusa rozgrywała się na przełomie wieków we Francji, to jej historia jest ponadczasowa i globalna. A pytania, jakie stawia, nie przestają do nas przemawiać.

Jak państwa powinny chronić prawa jednostki przed „tyranią większości”? Jak jednostki mogą ustrzec się przed wszelkiej maści dyskryminacją i prześladowaniami? Jak skutecznie promować wartości demokratyczne w społeczeństwach targanych lękiem przed innymi oraz namiętnościami tożsamościowymi? Jakie zobowiązania należy podjąć, aby bronić wolności i poszerzać zakres swobód?

Sprawa Dreyfusa miała wymiar moralny: była obroną niesprawiedliwie potępionego człowieka. Stała się konfliktem idei dwóch obozów, dwóch systemów wartości. Syntezą napięć, jakie panowały w owym czasie we Francji, jest słynny rysunek „Rodzinna kolacja” Caran d’Ache’a, opublikowany 13 lutego 1898 roku w „Le Figaro”, krótko po liście Zoli J’accuse…!

W górnej części rysunek przedstawia zgodnie biesiadującą rodzinę. Jednak podpis pod nim kryje w sobie przestrogę: „Tylko nie rozmawiajmy o sprawie Dreyfusa”. W dolnej części rozgrywa się prawdziwa rodzinna bitwa: ktoś kogoś poddusza, ktoś zamachuje się widelcem na innego uczestnika biesiady, wszyscy okładają się czym popadnie, sztućce, talerze i dzban z wodą lądują na podłodze. Prawdziwe pobojowisko. Dlaczego? Niestety, „Mówili o tym…!”.

W rzeczy samej, podziały rozdzierały polityków, instytucje, rodziny francuskie, wykopywały rowy pomiędzy przyjaciółmi, na nowo definiując wiele relacji społecznych. Pękały intelektualne przyjaźnie, a pisarze dreyfusowcy czuli się coraz bardziej izolowani i osamotnieni. Zola w liście do Eugène’a Brieux4 z 4 maja 1899 roku ubolewał z powodu utraty wielu przyjaciół: „pośród wielu zniewag i podłości, jakich wówczas doświadczyłem, najbardziej bolało mnie tchórzliwe odwrócenie się ode mnie, odrzucenie mnie przez niektórych pisarzy, moich braci”5. W podobnym tonie o osamotnieniu dreyfusowców pisał Charles Péguy: „Jakże szczęśliwi i nieliczni są – o ile są – ci, których przyjaciele nie odsunęli się od nich i nie pogubili się”6.

***

W dobie wypłukiwania demokracji z jej istoty, niszczenia jej instytucji, odwracania znaczeń słów, w imię „dobra narodu”, które „stoi ponad prawem”7, coraz ostrzejszych starć obozu demokratycznego z antydemokratycznymi i nacjonalistycznymi siłami, dostrzegamy ciągłość tego konfliktu. Dziś znów antydemokratyczne siły ograniczają zakres swobód obywatelskich, wykluczają i poniżają inaczej myślących, dążą do zawłaszczenia wymiaru sprawiedliwości. Odżywają antysemityzm i ksenofobia.

Rozpatrywana w ten sposób afera Dreyfusa ma rangę historycznego paradygmatu, nie jest sytuowana w konkretnym miejscu ani czasie. Walka jednostki z opresyjnym państwem, walka o prawdę przeciwko kłamstwu ustanowionemu jako dogmat, nie jest więc specyficzna dla Francji ani dla końca XIX wieku. Dlatego była ona i jest reaktywowana w swym symbolicznym wymiarze, gdy państwo, władza, niszczą jednostkę i jej prawa, gdy wykluczają inaczej myślących, gdy uległy wobec władzy sędzia wydaje wyroki pod jej dyktando.

Ostatnie lata w Polsce i Europie pokazują, jak nietrwała i mało odporna na atak jest demokracja. Nie wystarczy o niej mówić, by ją zachować. Trzeba nieustannie o nią zabiegać i wzmacniać demokratyczne reguły państwa prawa, ugruntowywać otwarte i solidarne społeczeństwo, budować obywatelską kulturę polityczną, bo to one są gwarantami pokojowego współżycia społecznego.

Afera Dreyfusa rozumiana jako sprawa fałszywie oskarżonego żydowskiego oficera jest już zamknięta. To historia. Natomiast afera Dreyfusa jako opowieść o społecznych zmaganiach, konfrontacjach postaw, mechanizmach zbiorowej manipulacji i figurach wroga replikuje się nieustannie w samej Francji – teraz za sprawą Erica Zemmoura i Marine Le Pen. Ma także swe odpowiedniki w innych krajach, w tym w Polsce. Nie ma Dreyfusa, ale są imigranci, uchodźcy, mniejszości LGBT+, jest figura zdrady narodowej poprzez wysługiwanie się Niemcom lub Unii Europejskiej etc.

Jest więc wiecznie trwająca afera Dreyfusa, która tamtej aferze nie pozwala stać się li tylko historią.

1 Słowa te padły w czasie rozmowy, którą informacyjny kanał telewizyjny nadający program przez całą dobę, CNews, przeprowadził z E. Zemmourem 29 września 2020 roku. CNews to konserwatywna, prawicowa, a nawet skrajnie prawicowa stacja. Często uważana jest za francuski odpowiednik amerykańskiego kanału Fox News.

2 CNews, 15 października 2020.

3 Tezę tę wygłaszał obrońca marszałka Pétaina, adwokat Jacques Isorni, podczas jego procesu w 1945 roku.

4 Eugène Brieux – francuski dramaturg i publicysta.

5 Émile Zola, Correspondance, IX [Listy, tom IX], CNRS, Paryż 1993, s. 478.

6 Charles Péguy, Le Ravage et la Réparation [Spustoszenie i naprawa] [w:] „La Revue blanche” 1899, t. 1, nr 18, s. 417–432.

7 Słowa te padły z ust posła Kornela Morawieckiego podczas debaty sejmowej 26 listopada 2015 roku.

ROZDZIAŁ IKUCHNIA ZAGŁADY1

 

 

W filmie Romana Polańskiego Oficer iszpieg opowiadającym o kapitanie Alfredzie Dreyfusie, fałszywie oskarżonym o zdradę i szpiegostwo na rzecz Niemiec, skazanym na dożywotnie więzienie na Diabelskiej Wyspie Gujany Francuskiej, jest scena, która stanowi zaledwie tło dla dramatycznego aktu degradacji wojskowej bohatera. Gdy generał Paul Darras na dziedzińcu Szkoły Wojskowej w Paryżu 5 stycznia 1895 roku wypowiada słowa: „Alfredzie Dreyfusie, nie jesteś już godny nosić broni. W imieniu ludu francuskiego, degraduję cię!”, ściśnięty za bramą, rozwścieczony tłum skanduje: „Śmierć Judaszowi!”, „Śmierć Żydom!”. Upojony nienawiścią, żądny zemsty tłum domagał się linczu Dreyfusa.

Theodor Herzl, ówczesny korespondent wiedeńskiego dziennika „Neue Freie Presse”, wnioskował, że jeżeli w kraju Deklaracji Praw Człowieka takie okrzyki wznoszono sto lat po emancypacji Żydów, oznacza to, że asymilacja jest fiaskiem. Wstrząśnięty losem Dreyfusa, napisał wówczas Państwo Żydowskie, biblię politycznego syjonizmu.

Paryż. Degradacja Dreyfusa. Paryski tłum, „Le Monde illustré”, 12 stycznia 1895

Spreparowana na podstawie fałszywych dowodów sprawa mogła pozostać jedną z banalnych afer szpiegowskich, o których po klęsce w wojnie francusko-pruskiej w 1871 roku wielokrotnie donosiła ówczesna prasa – mogła, gdyby nie fakt, o którym wszyscy wiedzieli: Dreyfus był Żydem. W oczach zgromadzonego pod bramą tłumu uosabiał więc wszystkich „zdrajców z urodzenia”. Dlatego ta scena tak wiele mówi o stanie umysłów i nastrojach w ówczesnej Francji. Afera Dreyfusa nie wykreowała bowiem antysemityzmu, lecz jak twierdzi m.in. historyk Bertrand Joly, z niego „wyrosła”, doprowadzając antysemickie nastroje do paroksyzmu. Antysemityzm we Francji kwitł w najlepsze na długo przed nią. „Farbowany lis Waldeck-Rousseau (minister spraw wewnętrznych i premier Francji) upchnął wszystkich Żydów, jakich miał pod ręką, w prefekturach i urzędach mu podległych” – ta opinia nie pojawiła się w najgorętszym momencie afery, lecz już w 1888 roku. Jej podobnych można by z łatwością zacytować wiele. Dlatego miał rację mecenas Mornard – adwokat Dreyfusa, gdy przed Sądem Kasacyjnym wywodził, iż to wszechobecny klimat antysemityzmu doprowadził do skazania kapitana Dreyfusa.

ANTYMODERNISTYCZNY DRYF

Po wojnie francusko-pruskiej 1870–1871 oraz utracie Alzacji i Lotaryngii dominowało poczucie narodowej klęski oraz nastroje rewanżystyczne. „Narcystyczną ranę” narodową jątrzył zbiorowy lęk przed „dekadencją narodu”, jego „upadkiem” i „utonięciem”. Podsycał go coraz silniejszy ruch socjalistyczny, który był synonimem władzy prymitywnego tłumu, „bakterii, które przyspieszają rozkład osłabionego ciała” – jak pisał socjolog Gustave Le Bon. Postępujący proces laicyzacji wzniecał lęki przed światem „bez Boga i wartości”. Katastroficzne wizje łatwo rozprzestrzeniały się pośród tych, którzy czuli się ofiarami nowego porządku, pośród przedstawicieli tracących wpływy nurtów monarchistycznych, a także przedstawicieli Kościoła katolickiego. Utożsamiali oni nowy porządek z końcem ich świata, agonią narodu i religii. Opowieściom o „złotym wieku” Francji towarzyszył dyskurs o chorobie toczącej społeczeństwo, piętnujący „kosmopolityczne” i „indywidualistyczne” zdobycze Oświecenia i Rewolucji Francuskiej.

Sojusznikiem w walce z „dekadencją” był francuski Kościół katolicki, w którym dominowały monarchistyczne, antyrepublikańskie postawy. Antyklerykalna polityka republikanów po zdobyciu przez nich większości w Izbie Deputowanych w 1876 roku zapoczątkowała proces sekularyzacji, skutkujący utratą wpływu Kościoła na życie publiczne. Reformy edukacji przeprowadzone przez ministra Jules’a Ferry’ego w 1881 i 1882 roku, uczyniły edukację bezpłatną, obowiązkową i świecką. Przestała ona podlegać wyłącznej kontroli katolickich zgromadzeń zakonnych. Gdy więc papież Leon XIII w 1892 roku, w encyklice Inter Sollicitudines, wezwał do uznania Republiki, część kleru oraz społeczeństwa francuskiego zachowała wierność tradycji monarchistycznej, ostro sprzeciwiając się sekularyzacji.

Jak pisał w 1930 roku historyk Daniel Halévy2, cytując Charles’a Maurrasa, „w latach 1871–1898 to ‘la Revanche’, czyli Odwet, był Królową Francji. Odwet, niewidzialna Królowa, władała burzliwymi debatami. Jej zawsze ulegano. Odwet to najwłaściwsze słowo. Przez chwilę chcieliśmy zastąpić je słowem Restauracja, ale nie, Odwet to było to. Nikt nie wątpił, że był konieczny, że sensem polityki i życia narodowego w owym czasie było jego przygotowanie”.

W tym klimacie, w 1889 roku, generał Boulanger, który wzywając do odzyskania Alzacji i Lotaryngii oraz do wprowadzenia dyktatury zyskał popularność w środowiskach nacjonalistycznych i antyrepublikańskich, mógł z łatwością podjąć próbę zamachu stanu, która zakończyła się porażką. Skompromitowany generał zbiegł do Belgii, gdzie popełnił samobójstwo na grobie swej kochanki.

Wielu katolików pozostawało wiernych przymierzu tronu i ołtarza, a gdy nadzieje na przywrócenie monarchii się nie spełniły, popierali oni związek „miecza i kropidła”, czyli armii i Kościoła. Istotnie, w oczach wielu Francuzów armia jawiła się jako ostoja porządku i jedności narodowej.

Nie dziwi zatem, że rozpętana w 1894 roku antydreyfusowska kampania miała charakter silnie antysemicki, antyparlamentarny, antyprotestancki i antymasoński, że syciła się teoriami spiskowymi i ksenofobią, i że nawoływała do oczyszczającej przemocy.

ANTYDREYFUSOWCY PRZED DREYFUSEM

Zanim jednak po wojnie 1871 roku rozprzestrzenił się duch odwetu, już w latach 40. i 50. XIX wieku coraz częściej formułowano oskarżenia pod adresem Żydów jako źródła choroby, która toczyła francuski naród. Na lewicy Żyd uchodził za wcielenie kapitalisty, wyzyskiwacza biednych. Na prawicy zaś był archetypem kosmopolity niszczącego wartości narodowe. Jak wyglądało to w praktyce?

W 1857 roku pisarz Arthur de Gobineau opublikował słynny „Esej o nierówności ras ludzkich”, i choć nie był źle nastawiony do Żydów, uchodził za prekursora rasizmu, który pierwszy „naukowo” stwierdził, iż mieszanina ras zdegenerowała rodzaj ludzki oraz że biała rasa jest lepsza od innych. Victor Klemperer w LTI. Notatnik filologa słusznie napisał, że Gobineau „był pierwszym, który nauczał, iż rasa aryjska jest lepsza niż inne rasy i że czystość germańska jest najwyższą formą rasy aryjskiej (…) zagrożonej krwią semicką”3.

W 1881 roku zaczęła wychodzić w Paryżu gazeta „L’Antijuif” (gazeta „Antyżydowska”), a w 1883 roku powstał antysemicki tygodnik „L’Anti-Sémitique”, którego dewizą było „Pasożyt – oto wróg!”. Były to pierwsze tytuły prasowe, które stawiały sobie za wyłączny cel walkę z Żydami. Współpracowali z nimi między innymi ksiądz Emmanuel Chabauty, autor książki Żydzi, nasi panowie4, i Auguste Chirac, autor Les Rois de laRépublique: histoire de la juiverie5 [Królowie Republiki: historia żydostwa]. Wiele prestiżowych wydawnictw – Albert Savine, Flammarion, Gautier, Catel i inne – publikowało książki antysemickich autorów oraz anonimowe broszury. Propaganda antysemicka dysponowała zatem szerokim wachlarzem oficjalnych publikacji. Na francuskich ulicach rozklejano antysemickie plakaty, a prasa („La Libre Parole”, „L’Intransigeant”, „Le Grelot” i wiele innych tytułów) publikowała rysunki i karykatury, które oswajały antysemityzm, pozwalając mu przeniknąć do szerokiej opinii publicznej.

Największym jednak sukcesem cieszyła się książka głównego piewcy antysemityzmu, Edouarda Drumonta, La France juive [Żydowska Francja], wydana przez Flammariona w 1886 roku.

Dwa opasłe tomy w pierwszym roku publikacji wznawiano aż 114 razy, co dobitnie świadczy o rozmiarach oczekiwań i posłuchu społecznym dla głoszonych w niej tez. Już tytuł książki zdradzał dominujące przekonanie, że 40 milionów Francuzów było rządzonych, tyranizowanych i wykorzystywanych przez 80 tysięcy „Izraelitów”. Za wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na Francję, i upadek ducha narodu autor obwiniał rzecz jasna Żydów; nawet wojnę francusko-pruską lat 1870–1871 nazwał „wojną żydowską”. Na fali sukcesu Drumont stworzył w 1889 roku Francuską Ligę Antysemicką, która organizowała spotkania i konferencje wokół jego antysemickich tez oraz prowadziła krzykliwą kampanię antysemicką.

Antysemityzm Drumonta nabrał rasistowskiego wymiaru poprzez typologię cech fizycznych Żyda: „Głównymi znakami, po których można go rozpoznać, są: garbaty nos, rozbiegane oczy, zaciśnięte zęby, odstające uszy, kwadratowe paznokcie zamiast zaokrąglonych jak migdał, zbyt długi tors, płaskie stopy, okrągłe kolana, wydatne kości policzkowe, miękka i spocona dłoń hipokryty i zdrajcy”.

Nie brak u Drumonta także antyjudaizmu („naród bogobójców”) ani antysemityzmu o podłożu ekonomicznym (Żydzi to banki, giełda, fortuny, fabrykanci, reprezentowani głównie przez rodzinę Rothschildów).

Antysemityzm przenikał do środowisk robotniczych i drobnomieszczańskich, do czego przyczynił się założony w 1892 roku przez Drumonta dziennik „La Libre Parole”. Gazeta uczyniła walkę z „żydowską potęgą” swoim sztandarowym hasłem, a po wybuchu afery Dreyfusa stała się główną trybuną antydreyfusowców.

Katolickie publikacje wysuwały na pierwszy plan antyrepublikańskie, antymasońskie i antyżydowskie oskarżenia. Uderzały w spuściznę rewolucji, dzięki której dokonała się emancypacja Żydów. W tych atakach wiódł prym katolicki dziennik „La Croix”, wydawany od 1883 roku przez Zakon Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, tzw. Asumpcjonistów. Od momentu powstania dziennik publikował wrogie Żydom i masonom artykuły, a w 1890 roku, dobrze wyczuwając nastroje społeczne, ogłosił się „najbardziej antyżydowskim dziennikiem francuskim”.

Tytułowa strona dziennika „La Libre parole”, Esnault, 28/10/1893. Podpis pod ilustracją: „Ich ojczyzna”

Asumpcjoniści regularnie relacjonowali zagraniczne kongresy antysemickie, obszernie cytowali włoskie, antyżydowskie pismo jezuitów „La Civiltà cattolica”, promowali książki i konferencje antysemickie, wspierali Drumonta. „La Croix” raz atakował konkretnych Żydów, z imienia i nazwiska, przedstawiając ich jako wrogów Kościoła, „wyzyskiwaczy” i „złodziei”, innym razem rozwijał antyjudaistyczną tezę „żydowskiego bogobójstwa”. Temat Żyda „kabalisty” i „talmudysty” przeplatał się z wątkiem „żydowskiej finansjery”, która niszczyła Francję.

Stereotypy te „La Croix” układał w litanię protofaszystowskiej bigoterii:

 

„Dość złodziei!

Dość zwolenników laicyzacji!

Dość prześladowców!

Dość Żydów!

Dość Masonów!

Dość obcych u steru władzy!

 

Tylko uczciwi ludzie!

Tylko katolicy!

Tylko Francuzi!”

 

Na prowincji francuskiej podobną propagandę uprawiały dzienniki bliskie „La Croix” oraz jego regionalne wydania. Katolicki „Le Monde” nadal promował konwersję Żydów: „To pewne, nie ma lepszego sposobu na rozwiązanie kwestii żydowskiej jak sprawienie, by już ich nie było. Kościół od zawsze to praktykował”. Nie należy zapominać także o pomniejszych lokalnych tytułach, takich jak np. „Le Clocher”, „La Campagne” i wiele innych.

Do antysemickiego chóru dołączało także w 1890 roku dotąd umiarkowane jezuickie pismo „Études”, oddając głos ojcu Cornu: „Kwestia żydowska ciąży na życiu publicznym jak koszmar. Izraelicki wampir (…) ssie krew (…) banki i giełda są im poddane”. Autor podziwiał Drumonta, rysował odrażający obraz rasy żydowskiej i domagał się, by rząd wprowadził przeciwko Żydom „surowe” prawa. W 1898 roku pismo publikowało pochwalne recenzje pamfletów antyżydowskich Auguste’a de Lambilly oraz Louisa-Marthina Chagny. Ojciec Burnichon z kolei w latach 1898–1899 stworzył serię artykułów na temat Dreyfusa, nazywając go „kapitanem-przestępcą”.

W propagowanie antysemickich treści równolegle włączył się prędko katolicki ruch „L’Union nationale” księdza Théodore’a Garniera, założony w 1892 roku. Lejtmotywem licznych konferencji księdza Garniera było „niebezpieczeństwo żydowskie”, zaś jego ruch rozklejał przestrzegające przed nim afisze na paryskich murach. Jeden z nich nawoływał (24 września 1896 roku): „Nie kupujcie nigdy u Żyda. Francja dla Francuzów. Francuzi mają tylko jedno pragnienie: wyrzucić Żydów z ojczyzny”.

DREYFUS, ZDRAJCA DOSKONAŁY

W tych okolicznościach oskarżony i skazany na dożywocie Dreyfus uosabiał stereotyp Żyda-zdrajcy. Był winny podwójnie: jako Żyd i jako Judasz kalający honor Armii.

Gdy wybuchła więc sprawa Dreyfusa, antydreyfusowcy byli już gotowi, dysponowali sprawdzonym arsenałem ideologicznym. Gromadzili się w stowarzyszeniach, ligach i grupach parlamentarnych, afiszowali się swoim antysemityzmem, nawoływali do przemocy na ulicach francuskich miast, grozili śmiercią wrogom ojczyzny. Skupiali w swoich szeregach monarchistów, socjalistów, zdecydowaną większość wojskowych, większość kleru, zgromadzenia zakonne i masę praktykujących katolików – słowem, wszystkich obrońców tradycjonalistycznej Francji, jej moralności, instytucji i cnót.

Nie ulega kwestii, że Kościół katolicki był jedną z głównych sił napędzających ten nurt6. I choć hierarchowie kościelni nie zabierali głosu w sprawie Dreyfusa, to pozostaje faktem, iż Kościół w obawie przed modernistyczną zmianą uczepił się tej afery jak koła ratunkowego.

Dreyfusa broniła niewielka grupa 118 katolików zrzeszonych w Komitecie Obrony Prawa, który powstał w lutym 1899 roku, pojedynczy księża oraz m.in. katolicki poeta i eseista Charles Péguy.