W twoim płomieniu - Jennifer L. Armentrout - ebook + książka

W twoim płomieniu ebook

Jennifer L. Armentrout

4,5
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Ta książka świeci niesamowitym blaskiem do ostatniej strony i jeszcze dłużej…

W ciągu zaledwie kilku godzin cały świat Jillian Limy legł w gruzach.. Tego samego wieczoru Brock „Bestia” Mitchell złamał jej serce, a nieznajomy mężczyzna z pistoletem w ręce nieodwracalnie odmienił jej życie. Dopiero po sześciu latach Jillian jest gotowa zerwać z przeszłością pełną bólu żalu. Podejmuje pracę w prowadzonej przez ojca akademii sztuk walk i wybiera się na pierwszą randkę od czasu poprzedniego związku, który okazał się katastrofą. Jest zdeterminowana, żeby zacząć wszystko od nowa…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 416

Rok wydania: 2025

Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wasilewska83

Dobrze spędzony czas

Niezła
00



Tytuł oryginału: Fire in You

Ilustracja i projekt okładki: Urszula Gireń

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Renata Kuk, Renata Jaśtak

© 2016 by Jennifer L. Armentrout

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025

© for the Polish translation by Paweł Wolak

ISBN 978-83-287-3519-4

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz

Przetrwałem, bo płonął we mnie ogień jaśniejszy niż ten płonący wokół mnie.

JOSHUA GRAHAM, FALLOUT

ROZDZIAŁ    1   

Chciałam zabić Avery Hamilton.

Ścisnęłam spoconymi dłońmi kierownicę i powiedziałam sobie, że muszę wysiąść z samochodu. Byłam już spóźniona, ale wiedziałam, że wolałabym stąpać boso po potłuczonym, rozgrzanym szkle, niż wchodzić do tej restauracji.

Czułam, że nawet jak na moje własne standardy reaguję zbyt emocjonalnie.

Marzyłam jednak tylko o tym, żeby wrócić do domu, włożyć legginsy, które raczej nie nadawały się do pokazywania w miejscach publicznych, zwinąć się w kłębek na kanapie razem z miseczką ziemniaczanych chipsów o smaku śmietanki i sera cheddar (tych karbowanych) i pogrążyć się w lekturze. Przechodziłam dziwną fazę, w której połykałam wydane w latach osiemdziesiątych romanse historyczne i właśnie miałam zamiar zabrać się do napisanej przez Johannę Lindsey powieści o wikingach. Czekało na mnie mnóstwo scen z rozrywaniem gorsetów przez umięśnionych samców alfa. Już nie mogłam się doczekać.

Wiedziałam jednak, że jeśli się wycofam, to Avery mnie zabije.

No dobra, może nie zabije, bo kto się wtedy zaopiekuje Avą i małym Alexem, kiedy ona i Cam będą chcieli się umówić na randkę? Dzisiejszy wieczór był jednak wyjątkowy. Do miasta przyjechali rodzice Cama i to oni zajmowali się dziećmi, a ja siedziałam w samochodzie i gapiłam się na jeden z rosnących przy parkingu klonów japońskich, który wyglądał tak, jakby mógł w każdej chwili się złamać i runąć na ziemię.

– Uch – jęknęłam, opierając się o zagłówek.

W innych okolicznościach pewnie radziłabym sobie lepiej, ale to był mój ostatni dzień pracy w firmie Richards and Decke. W pokoiku kłębił się tłum kolegów i koleżanek, wszędzie wisiały balony i zjadłam dwa… może nawet trzy kawałki lodowego tortu. Na dzisiaj miałam dość ludzi.

Po pięciu latach pracy czułam się dziwnie. Bardzo długo starałam się przekonać samą siebie, że bardzo mi się tam podoba. Chodziłam do biura, zamykałam się w swoim pokoju i przez większość czasu siedziałam w samotności, zajmując się przetwarzaniem wniosków o wypłatę ubezpieczenia. To była łatwa, spokojna praca, która potrafiła mnie pochłonąć, i nie istniało ryzyko, że będę ją zabierać do domu. Pensja wystarczała na opłacenie czynszu za mieszkanie z dwiema sypialniami i spłatę kredytu za moją hondę. To była nudna, bezstresowa i monotonna robota, idealnie komponująca się z moim życiem, które również było nudne, bezstresowe i monotonne.

Jednak tata wreszcie złożył mi propozycję, którą odrzuciłby tylko idiota. Ta oferta poruszyła we mnie strunę, która, jak mi się wydawało, już od dawna jest martwa.

Znowu poczułam pragnienie, żeby żyć pełną piersią.

Brzmiało to tandetnie, ale taka była prawda. Przez ostatnie sześć lat wegetowałam z dnia na dzień i nie miałam wobec losu żadnych oczekiwań. Niczego się nie spodziewałam i nie robiłam rzeczy, o których kiedyś marzyłam.

Przyjęcie propozycji mojego taty byłoby pierwszym najważniejszym krokiem w kierunku zmiany i pogodzenia się z przeszłością. Nadal trudno mi było uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

Rodzice nie mogli zaakceptować tego, jak… to wszystko się potoczyło. Mieli mnóstwo marzeń i nadziei. Ze mną było tak samo…

Nagle rozległo się pukanie w szybę i aż podskoczyłam. Walnęłam kolanami w kierownicę i spojrzałam w lewo.

Obok samochodu stała Avery. W promieniach zachodzącego słońca jej rude włosy nabrały ognistego blasku.

Kiedy pomachała do mnie samymi palcami, wzdrygnęłam się, bo zrobiło mi się głupio. Potem nacisnęłam guzik i szyba cichutko zjechała.

– Cześć.

Avery pochyliła się i oparła ramię na drzwiach tak, że jej głowa prawie wcisnęła się do środka auta. Była ode mnie kilka lat starsza i miała już dwójkę dzieci – młodsze urodziła niecały rok temu, ale piegi i ciepłe brązowe oczy sprawiały, że wyglądała na dziewczynę, która całkiem niedawno skończyła dwadzieścia lat.

– Co tam porabiasz? – zapytała prosto do mojego lewego ucha.

Przeniosłam wzrok na przednią szybę, a potem znowu spojrzałam na Avery.

– Uhm… Tak sobie rozmyślam…

– Aha. – Lekko się uśmiechnęła. – I kiedy masz zamiar skończyć?

– Nie wiem – mruknęłam i poczułam, że robię się czerwona.

– Kelnerka przyjęła od nas zamówienie na napoje. Wzięłam dla ciebie colę. Taką normalną, nie zero. Mam nadzieję, że dołączysz do nas, zanim wybierzemy przystawki, bo Cam zaczął gadać o piłce nożnej, a wiesz, co się dzieje z moją koncentracją, kiedy porusza ten temat.

Leciutko się uśmiechnęłam. Cam przez kilka lat grywał zawodowo w piłkę i niedawno został trenerem w Shepherd, co oznaczało, że teraz mógł częściej bywać w rodzinnych stronach.

– Przepraszam, że musieliście na mnie czekać. Nie chciałam robić kłopotu.

– I nie zrobiłaś, ale postanowiłam trochę cię zmotywować.

Znowu na nią spojrzałam i zrzedła mi mina. Sama dałam się namówić na wspólne spędzenie wieczoru. To miał być jeden z etapów wychodzenia ze skorupy i rozpoczynania nowego życia, ale wcale nie było łatwo.

– Czy on wie o…? – Wskazałam swoją twarz.

Avery spojrzała na mnie łagodniejszym wzrokiem, po czym wyciągnęła rękę i poklepała mnie po ramieniu. Znowu wczepiłam się palcami w kierownicę jak jakaś świruska.

– Tak – potwierdziła, kiwając głową. – Cam nie wchodził jednak w szczegóły, bo chcemy, żebyś sama mogła o wszystkim opowiedzieć, jednak Grady z grubsza wie, co się stało.

Czyli kiedy mnie zobaczy, nie zrobi miny z cyklu: „Co jest, kurwa, grane?”.

To znaczy w pewnym momencie zrobi, bo z odległości nie widać, że coś jest ze mną nie tak. Dopiero z bliska można się zorientować, że moja twarz jest jakaś dziwna.

I właśnie tego najbardziej się obawiałam. Zresztą bałam się tego za każdym razem, gdy poznawałam kogoś nowego. Niektórzy ludzie pytali mnie o wszystko, waląc prosto z mostu i nie zważając, że wprawiają mnie w zakłopotanie i robi mi się przykro, bo muszę wtedy wracać myślami do wieczoru, o którym starałam się zapomnieć z wielu różnych powodów. Nawet jeśli nie pytali wprost, to na pewno chodziło im to po głowie. Zresztą ze mną byłoby dokładnie tak samo. Ich ciekawość nie oznaczała, że są źli. Byli po prostu ludźmi.

Gapili się na mnie, starając się zrozumieć, dlaczego prawa strona mojej szczęki wygląda inaczej niż lewa. Próbowali udawać, że wcale mnie nie obserwują, ale ciągle zerkali na mój lewy policzek i kombinowali, skąd mogło się wziąć wyraźne wgłębienie tuż pod kością jarzmową. Na bank zastanawiali się również, czy głuchota w moim prawym uchu ma coś wspólnego ze zniekształceniem twarzy.

Nie musieli wypowiadać tych pytań na głos. Doskonale zdawałam sobie sprawę, o czym myślą.

– To naprawdę świetny facet – dodała Avery, delikatnie ściskając moje ramię. – Jest megamiły i naprawdę przeuroczy. Mówiłam ci już o tym?

Schyliłam głowę i znowu się uśmiechnęłam, starając się, żeby wyszło naturalnie. Niestety mój uśmiech zwykle wyglądał sztucznie albo przypominał grymas, bo z lewym kącikiem ust było coś nie tak.

– Tak, i to nawet parę razy. – Głośno westchnęłam i zmusiłam się, żeby zdjąć ręce z kierownicy. – Przepraszam. Już jestem gotowa.

Avery zrobiła krok do tyłu, a ja nacisnęłam guzik, żeby zamknąć okno. Wyłączyłam silnik i wzięłam z siedzenia ciemnopomarańczową torebkę. Bardzo lubiłam torebki. To była jedyna rzecz, na którą potrafiłam wydać sporo pieniędzy. Czasami zdarzało mi się naprawdę zaszaleć. Ta konkretna jesienna firmy Coach wcale nie należała do najdroższych w mojej kolekcji.

Był chłodny wieczór pod koniec września. Kiedy wyszłam z samochodu, pożałowałam, że nie mam na sobie czegoś cieplejszego, tylko cienki czarny golf. Zdecydowałam się na niego, bo świetnie pasował do czarnych kozaków. Dzisiaj naprawdę się postarałam. No wiecie, włożyłam sporo wysiłku w to, żeby dobrze wyglądać, co chyba wskazywało, że zależy mi na tej randce.

– Nie musisz przepraszać. – Avery wzięła mnie pod rękę. – Zaufaj mi. Sama kiedyś za wszystko przepraszałam. To było jak jakaś obsesja. Nie musisz przepraszać, jeśli nie zrobiłaś nic złego.

Uniosłam brwi. Wiedziałam, że Avery niesie na barkach skomplikowaną przeszłość. Bardzo długo nie miałam o tym pojęcia, ale jakieś pięć lat temu zwierzyła mi się i kiedy usłyszałam, przez co musiała przejść, bardzo mi to pomogło, chociaż jej doświadczenia znacznie różniły się od moich. Najważniejsze jednak, że poradziła sobie z traumatycznymi przeżyciami i że teraz była zdrową, szczęśliwą i zakochaną dziewczyną.

Jej historia udowadniała, że rany, zarówno fizyczne, jak i emocjonalne, mogą być nie tylko świadectwem przetrwania, lecz także opowieścią o nadziei.

– No tak, ale musieliście na mnie czekać – powiedziałam, sięgając za plecy i przerzucając sobie przez lewe ramię pęk gęstych włosy. Opadły mi na pierś niczym kurtyna. – Mam już prawie dwadzieścia siedem lat. Nie powinnaś tu przychodzić i zachęcać mnie, żebym wyszła z samochodu.

Avery wybuchnęła śmiechem.

– Zdarza się, że Cam musi mnie zachęcać, żebym wyszła z szafy i oddała mu butelkę wina, więc twoje wybryki to naprawdę nic.

Kiedy wyobraziłam sobie tę scenę, nie mogłam się powstrzymać i też się roześmiałam.

– Cieszę się, że zgodziłaś się wyjść z nami dziś wieczorem. – Avery opuściła rękę i otworzyła drzwi. – Myślę, że Grady bardzo ci się spodoba.

Też na to liczyłam.

Nie miałam jednak wygórowanych oczekiwań, bo… no cóż… moje dotychczasowe relacje z facetami nie układały się najlepiej. Do tej pory byłam szczerze zainteresowana jedynie dwoma. O pierwszym wolałam nawet nie myśleć, bo od razu wpadałam w czarną rozpacz. Był jeszcze jeden koleś, z którym umawiałam się jakieś trzy lata temu. Nazywał się Ben Campbell i zachowywał się tak, jakby spotkania ze mną można było sobie odliczyć od podatku jako wydatki na cele charytatywne.

Poza tym nie umawiałam się na randki, a moja mama pozostawała głęboko przekonana, że nigdy nie znajdę sobie męża, nie będę miała dzieci i do końca życia będę mieszkać z tuzinem egzotycznych ptaków.

– Gotowa? – spytała Avery, wyrywając mnie z zamyślenia.

Skinęłam głową, chociaż wcale nie miałam ochoty nigdzie się ruszać. Skłamałam, bo czasami kłamstwo jest jedynym sposobem na przetrwanie. Zdarzało się, że kłamałam, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

– Tak, gotowa.

ROZDZIAŁ    2   

Mimo że żołądek podjeżdżał mi do gardła, ruszyłam za Avery w stronę wejścia do restauracji. Cały czas gapiłam się na jej ładny zielony sweterek, bo się bałam, że coś mnie rozproszy. Kiedy przebywałam wśród ludzi, czułam się dziwnie, a gwar rozmów wytrącał mnie z równowagi – miałam wrażenie, że jestem w stanie zarejestrować tylko połowę tego, co się wokół dzieje. W dużej grupie albo w głośnym miejscu nie nadążałam za konwersacją i moje wysiłki, żeby wszystko zrozumieć, przypominały uderzanie czołem w gwóźdź, żeby wbić go w ścianę.

Kiedy tylko zbliżyłyśmy się do stolika, Avery zwolniła, a Cam spojrzał na nas swoimi niesamowicie jasnobłękitnymi oczami. Kiedy spotkałam go pierwszy raz, język utknął mi w gardle i nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Był tak megaprzystojny i tak bardzo zakochany w swojej żonie, że czasami czułam się o to trochę zazdrosna. Mnie nikt nigdy w pełni nie zaakceptował i nie był mi tak bardzo oddany. Prawdę mówiąc, podejrzewałam, że większość ludzi nigdy nie doświadcza podobnego poziomu miłości. To było coś tak rzadkiego i pięknego jak aligator albinos.

– A więc udało ci się ją znaleźć. – Cam odchylił się na krześle i szeroko uśmiechnął do żony. – Dobra robota.

Avery zajęła miejsce obok niego.

– Przepraszam – powiedziałam, zsuwając torebkę z ramienia i starając się zignorować znaczące spojrzenie, które posłała w moim kierunku Avery. – Za późno wyszłam z domu.

Chłopak, który siedział do nas tyłem, wstał i się odwrócił. Wiedziałam, że to Grady. Poczułam ulgę, bo się zorientowałam, że będę go miała po mojej lewej stronie. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że jest ode mnie kilkanaście centymetrów wyższy i dokładnie tak samo słodki, jak opisała go Avery. Jego jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy sprawiły, że pomyślałam o plaży. Posłał mi ciepły, przyjazny uśmiech.

– Nic się nie stało – powiedział. – Cieszę się, że możemy się poznać.

– Ja też – odparłam, lekko się czerwieniąc. Grady wysunął dla mnie krzesło i poczekał, aż usiądę. Usadowiłam się i ostrożnie zawiesiłam torebkę na oparciu, bo nie wyobrażałam sobie, żeby mój cenny gadżet marki Coach stał na podłodze. Rozejrzałam się po zebranych i zapytałam: – Zamówiliście już jedzenie?

– Na razie wziąłem dip ze szpinaku i karczochów. – Cam położył rękę na oparciu krzesła Avery. – Oraz frytki serowe… z dodatkowym serem i bekonem.

– Ktoś tu jest na takiej diecie, jakby codziennie biegał po boisku – rzucił Grady i szeroko się wyszczerzył, zerkając w moją stronę. – Nie wszyscy uprawiamy aż tyle sportu.

Cam parsknął śmiechem.

– Proszę się nie czepiać.

Podniosłam szklankę z colą i upiłam łyk, żeby zwilżyć wyschnięte gardło i uspokoić nerwowe buzowanie w żyłach.

– Avery mówiła, że pracujesz w Shepherd.

Grady pokiwał głową i zanim coś powiedział, odwrócił się w moją stronę, co wskazywało na to, że zdaje sobie sprawę z mojej częściowej głuchoty.

– Tak, ale nie zajmuję się niczym tak ekscytującym jak Cam. Uczę chemii.

– Mówi tak tylko przez wrodzoną skromność – wtrącił Cameron i poczekał, aż skieruję się w jego stronę. Dopiero wtedy dodał: – Grady jest najmłodszym profesorem na wydziale.

– Wow. Robi wrażenie – mruknęłam, zastanawiając się, czy wie, że nie skończyłam college’u i co o tym myśli. Żeby wykładać chemię, trzeba mieć głowę na karku. – Jak długo pracujesz na uczelni?

Odpowiadając na pytanie, Grady przesunął wzrok na mój policzek, ale zachował kamienną twarz. Nie byłam pewna, co to może oznaczać.

– Słyszałem, że też studiowałaś w Shepherd.

Przytaknęłam, zerkając na Avery.

– No tak, zgadza się… – Zamknęłam usta, bo nie wiedziałam, co jeszcze dodać. Zaległa cisza i znowu sięgnęłam po szklankę.

Cam przyszedł mi z pomocą i zaczął opowiadać o tym, jak bardzo jego siedmioletnia córka fascynuje się piłką nożną.

– Na pewno będzie grała.

– Na pewno będzie tańczyła – poprawiła go Avery.

– Może robić i jedno, i drugie – wtrącił Grady. – Nie sądzisz?

Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że mówi do mnie.

– Z jej energią? Mogłaby tańczyć, grać w piłkę i jeszcze do tego uprawiać gimnastykę.

Avery wybuchnęła śmiechem.

– No tak, nasza córka to… niezłe ziółko.

– Ciekawe, że z tej dwójki to Alex jest tym spokojniejszym dzieckiem – powiedział Cam. – A spodziewaliśmy się, że to właśnie on da nam popalić.

– Daj mu trochę czasu – skomentowała oschłym tonem Avery. – Przecież ma tylko jedenaście miesięcy.

– I też będzie grał w piłkę. – Cam się pochylił i pocałował żonę w policzek, zanim ta zdążyła zareagować. – A ty będziesz ich wozić minivanem na treningi.

– Boże, uchowaj. – Avery głośno się roześmiała.

W tym momencie do naszego stolika podeszła kelnerka. Gwałtownie się zatrzymała, po czym spojrzała najpierw na Grady’ego, a potem na mnie. W pośpiechu zerknęłam na kartę i poprosiłam o pieczonego kurczaka z ziemniakami. Nie patrzyłam na dziewczynę, kiedy składałam zamówienie, bo nie chciałam wiedzieć, czy się na mnie gapi, czy nie.

Kiedy odeszła, rozmowa znowu się ożywiła. Bardzo lubiłam słuchać, jak Cam i Avery się przekomarzają. Tych dwoje zawsze wprawiało mnie w dobry nastrój, nawet jeśli nie czułam się komfortowo albo coś mi nie pasowało.

Na stole pojawiły się przystawki, a kiedy Grady zaproponował, że nałoży mi trochę na talerz, wymamrotałam podziękowanie.

– Cam mówił, że w poniedziałek zaczynasz nową pracę. To prawda? – zapytał, a w jego oczach zalśniło szczere zainteresowanie.

– Powiedziałem mu też, kim jest twój tata – wtrącił Cam, a na jego ustach pojawił się przepraszający uśmiech. Nie zaskoczyło mnie to. Wiedziałam, że Cam jest wielkim fanem Akademii. – Przykro mi.

– Nic się nie stało. – Taka była prawda. Chociaż starałam się dystansować od zawodowych sukcesów ojca, to byłam dumna z tego, co osiągnął razem ze swoimi braćmi. – Moje nazwisko i tak wszystko zdradza.

– Chybabym się nie domyślił – przyznał Grady, a kiedy spojrzałam na niego zaskoczonym wzrokiem, jego policzki lekko się zaróżowiły. – No wiesz, nie śledzę tej całej wrzawy związanej z mieszanymi sztukami walki.

Ta cała wrzawa od bardzo dawna stanowiła część mojego życia.

Tata od wielu lat starał się wciągnąć mnie do biznesu, zwłaszcza po tym, jak otworzył w okolicy supernowoczesne centrum treningowe MMA, a potem filię w Martinsburgu, niecałe piętnaście minut jazdy samochodem od Shepherd, gdzie chodziłam do college’u. Boże, byłam strasznie wkurzona, kiedy się dowiedziałam, że rodzina będzie mi deptać po piętach także na studiach. Co prawda tata zajmował się głównie ośrodkiem w Filadelfii, ale jeden z moich pięciu tysięcy kuzynów zawsze był gdzieś pod ręką, gotowy mi się naprzykrzać.

Tata bardzo chciał, żebym wróciła do domu i pracowała w jego firmie. Dopiero jakieś dwa lata temu wreszcie do niego dotarło, że nigdy tak się nie stanie. Nigdy, przenigdy. Z Akademią Lima wiązało się zbyt wiele wspomnień i niemal wszystko przypominało mi… jego i to, jak kiedyś między nami było.

Mniej więcej sześć miesięcy temu tata znowu wrócił do tematu. Dołączyła do niego mama. Oraz wujkowie: Julio, Dan i Andre. O Boże, Limowie zachowywali się jak nakarmiony po północy chiński demon Gui. Tym razem przyjęli jednak nieco inną strategię. Andre, który pełnił obecnie obowiązki dyrektora generalnego Akademii Lima w Martinsburgu, planował na początku października przenieść się z powrotem do Filadelfii, bo, jak podejrzewałam, w Wirginii Zachodniej brakowało mu rozrywek. Tata nie proponował mi stanowiska dyrektora tylko zastępcy. To nowa funkcja, której wcześniej nie było w naszej filii. Zadaniem zastępcy miało być nadzorowanie codziennego funkcjonowania Akademii i pomoc w rozszerzaniu zakresu usług. Tata potrzebował do tego zaufanej osoby, która dobrze zna firmę, a w międzyczasie planował szukać nowego dyrektora generalnego. Oferta brzmiała naprawdę bardzo kusząco, ale, no cóż… musiałam ją odrzucić.

Kiedy to zrobiłam, tata przyjechał do mojego mieszkania i pokazał mi karteczkę z wypisaną na niej pensją oraz listą dodatkowych benefitów. Byłabym najgłupszym i najbardziej upartym człowiekiem na świecie, gdybym znowu się nie zgodziła, ale chociaż propozycja należała do naprawdę bajecznych, przyjęłam ją z zupełnie innego powodu. Pojawiła się po prostu w odpowiednim momencie, kiedy byłam już… strasznie zmęczona pracą w pokoju bez okien i wykonywaniem obowiązków, które nic mnie nie obchodziły. Oferta, którą złożył mi ojciec, obudziła drzemiącą we mnie starą Jillian. W głębi serca zdawałam sobie sprawę, że tata cały czas próbował przywrócić mnie do życia, wyskakując z kolejnymi szalonymi propozycjami zatrudnienia.

– Ja uwielbiam MMA – wtrącił Cam, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Tak, doskonale o tym wiem – westchnęła Avery.

– Moje nazwisko naprawdę… z niczym ci się nie kojarzy? – spytałam, czując dziwną ulgę, że mam przed sobą faceta, który w skrytości nie marzy o tym, żeby wskoczyć na oktagon i zejść z niego w jednym kawałku.

– Nie, z niczym. To coś złego?

– Nie, wcale. – Opuściłam brodę i lekko się uśmiechnęłam, a potem znowu na niego spojrzałam. – Wręcz przeciwnie.

Popatrzył mi prosto w oczy.

– Cieszę się, że to słyszę.

Znowu zrobiło mi się gorąco i skupiłam uwagę na talerzu. Zaczęłam grzebać w serowych frytkach i zaburczało mi w brzuchu. Gdybym była w domu, spałaszowałabym już pewnie połowę porcji, ale teraz próbowałam nie zachowywać się jak ktoś, kto od tygodnia nie widział jedzenia.

Kolacja okazała się zaskakująco… przyjemna.

Cam i Avery umiejętnie podtrzymywali rozmowę, podrzucając nowe tematy za każdym razem, gdy na zbyt długo zapadała cisza. Na szczęście nie działo się tak często. Grady skupił na mnie uwagę i miło mi się z nim gadało. Tylko kilka razy nie dosłyszałam, co mówili do mnie Cam albo Avery, i wtedy Grady przychodził mi z pomocą. Odniosłam wrażenie, że moje wpadki nikomu nie przeszkadzają, więc również się wyluzowałam.

Dania główne pojawiły się na stole, gdy Grady opowiadał o nowym eksponacie, który uzupełnił zgromadzoną w Shepherd kolekcji dzieł sztuki. Kiedy o tym mówił, zaświeciły mu się oczy i od razu wyczułam, że bardzo go to kręci.

To było naprawdę… słodkie.

– To chyba niesamowite uczucie zobaczyć coś takiego – powiedziałam, biorąc do ręki widelec. – Ostatnio rzadko chodzę na wystawy. – Tak naprawdę w ogóle nie zaglądałam do muzeów i nie interesowałam się sztuką, jednak nie uważałam, żeby w takim hobby było coś złego. Sama po prostu nie robiłam takich rzeczy.

Zresztą w ogóle niewiele robiłam.

– Mogę cię zabrać – zaproponował Grady, szeroko się uśmiechając. – Bardzo bym chciał.

Rozchyliłam usta, zdziwiona tą zaskakującą propozycją. Na razie dobrze nam szło, więc nie wiem, dlaczego tak mnie to zaskoczyło. Chciałam jakoś zareagować, ale nic nie przychodziło mi do głowy, bo nie byłam pewna, czy czuję ekscytację z powodu, jak się wydawało, szczerego zaproszenia, czy zupełnie mnie to nie rusza.

Nagle pojawiło się znajome uczucie, które zwykle ogarniało mnie w środku długich nocy i nie pozwalało zasnąć. Tak samo czułam się w czasach, kiedy chodziłam na randki z Benem. To właśnie dlatego tak mocno się go trzymałam. Byłam głęboko przekonana, że nie spotka mnie nic lepszego. Nie dlatego, że na to nie zasługuję, ale… wcześniej całkowicie oddałam serce innemu facetowi i kiedy zostało brutalnie złamane, doszłam do wniosku, że potłuczone kawałki nie należą już do mnie.

Moje serce nie było kompletne.

Niektórzy mogli to uznać za głupie albo przesadnie dramatyczne, ale miałam to gdzieś. Tak wyglądała prawda i obawiałam się, że już nigdy nie poczuję czegoś podobnego do innego mężczyzny, więc zadowoliłam się Benem. Czy jeśli dojdzie co do czego, z Gradym będzie tak samo? Czy nim również się zadowolę?

O Boże, chwileczkę.

Czy ja naprawdę siedziałam przy stoliku i zastanawiałam się, jak będzie wyglądał mój związek z facetem, którego poznałam raptem godzinę temu?

Musiałam wziąć się w garść.

– Jillian? – zapytał Grady, bo pewnie założył, że nie usłyszałam pytania.

– Byłoby… super – udało mi się wykrztusić.

Przyglądał mi się odrobinę za długo i zaczęłam się zastanawiać, czy wyczuł moją rosnącą nerwowość.

– Zaraz wracam. – Odłożyłam na blat złożoną serwetkę, wstałam i wyminęłam krzesło. Poczułam na sobie zatroskane spojrzenie Avery. Nie chciałam robić scen, więc zapewniłam ją, że wszystko w porządku.

I że potrzebuję minuty na osobności.

No może trzech minut.

Przecisnęłam się wąskim przejściem między stolikami i poszłam do łazienki. Kiedy tylko otworzyłam podwójne drzwi i stanęłam przed ochlapanym wodą lustrem, zdałam sobie sprawę, że zostawiłam torebkę w sali, więc nie będę mogła jeszcze raz pomalować ust szminką.

Namydliłam dłonie i odkręciłam kran. Popłynęła woda, zmywając mydliny, a ja powoli podniosłam wzrok i spojrzałam na swoje odbicie. Zwykle nie przyglądałam się sobie zbyt uważnie, tylko tyle, ile było konieczne, żeby nałożyć makijaż i nie prezentować się jak ilustracja do filmiku instruktażowego o tym, jak nie należy się malować.

Jednak stojąc teraz w łazience, zaczęłam się sobie przypatrywać.

Kiedyś zawsze upinałam kok na czubku głowy, ale ostatnio przestałam to robić codziennie. Dzisiaj włosy spływały mi falami na ramiona, a końcówki lekko się skręcały na piersiach. W dawnych czasach nosiłam też gęstą grzywkę, ale na szczęście już dawno zrezygnowałam z takiej fryzury. No i wreszcie nauczyłam się korzystać z kredki do oczu. To był kolejny cud. Lekko zaróżowione policzki ładnie podkreślały moją naturalnie jasnobrązową karnację. Miałam pełne usta i prosty nos.

Uczesałam się z przedziałkiem tak, żeby włosy opadały mi na lewą stronę i zasłaniały policzek, który… nie wyglądał aż tak źle, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak się prezentował, kiedy zobaczyłam go pierwszy raz po… długim pobycie w szpitalu.

Cholera, moja twarz to był wtedy obraz nędzy i rozpaczy.

W lewym policzku dało się dostrzec wyraźnie wgłębienie. Wyglądało to prawie tak, jakby ktoś wbił tam szpikulec do lodu. Kiedy przyglądałam się zarysowi szczęki, ciągle nie mogłam wyjść z podziwu dla osiągnięć rekonstrukcyjnej chirurgii plastycznej. Połowa mojej twarzy została dosłownie złożona na nowo przy użyciu techniki przeszczepu kości z grzebienia biodrowego oraz płytki rekonstrukcyjnej. Do tego doszło mnóstwo zabiegów dentystycznych, dzięki którym miałam teraz pełny komplet funkcjonalnego uzębienia.

Chirurdzy plastyczni nie posługiwali się magicznymi różdżkami, ale moim zdaniem byli jak czarodzieje. Jeśli nie patrzyło się na mnie od przodu, to prawa część mojej szczęki była w zasadzie nieodróżnialna od lewej.

Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, co się ze mną stało tamtego wieczoru.

Teraz spoglądałam na własne odbicie i było tak samo jak wtedy, sześć lat temu, kiedy stałam przed lustrem w łazience raptem kilka minut przed tym, nim cały mój świat runął w gruzach.

Nie chodzi o to, że nie podobał mi się mój obecny wygląd. Już sam fakt, że przeżyłam, czynił ze mnie chodzącą i oddychającą anomalię statystyczną.

Jednak nawet świadomość, ile miałam szczęścia, nie zmieniała tego, że czułam się zdeformowana. Wiem, że to mocne słowo. Nie lubiłam nim szermować. Myślenie o sobie w ten sposób w czasie całkiem udanej randki to nie za dobry pomysł.

Wzięłam głęboki wdech i pokręciłam głową. Nie chciałam, żeby dziś wieczorem moje myśli powędrowały w tym kierunku. Do tej pory kolacja była naprawdę wspaniała. Grady okazał się miły i całkiem przystojny. Mogłam sobie wyobrazić, że znowu się z nim umówię i pójdziemy razem do muzeum albo na kawę.

I właśnie to sprawiało, że zaczęłam wpadać w panikę.

Nie mogłam pozwolić na to, żeby próba normalnego życia wyprowadziła mnie z równowagi.

Nie ma mowy.

Odwróciłam się od umywalki, wysuszyłam ręce i poprawiłam fryzurę tak, żeby włosy znowu opadały na lewy policzek. Potem wyszłam z łazienki i ruszyłam przed siebie wąskim korytarzykiem, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Zdążyłam jednak zrobić nie więcej niż dwa kroki, kiedy zdałam sobie sprawę, że ktoś stoi obok drzwi, opierając się o ścianę. Prawie na niego wpadłam.

Wydałam z siebie stłumiony okrzyk i się cofnęłam. Zobaczyłam tylko dobrze skrojone czarne spodnie oraz… znoszone czarno-białe trampki. Dziwna kombinacja, ale te buty zaczęły mi coś przypominać…

– Przepraszam, czy mogłabym…?

– Jillian.

Zamarłam.

Czas też się zatrzymał.

Wszystko się zatrzymało z wyjątkiem mojego serca, które nagle zaczęło łomotać mi w piersi zbyt głośno i zbyt szybko. Ten niski, lekko zachrypnięty głos. Od razu go rozpoznałam i poczułam to we wszystkich kościach. Powoli podniosłam wzrok. Wiedziałam, kogo zobaczę, ale nie chciałam w to uwierzyć.

Przede mną stał Brock Mitchell.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji