This is Me and You - Jennifer L. Armentrout - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

This is Me and You ebook i audiobook

Jennifer L. Armentrout

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

280 osób interesuje się tą książką

Opis

Między nienawiścią a namiętnością jest tylko cienka granica

 

Andrea nie wie, czy bardziej pragnie pocałować Tannera, czy zadać mu bolesny cios w brzuch. Tych dwoje nie jest w stanie przetrwać choć dziesięciu minut bez kłótni. Każde ich spotkanie to istny wybuch: napięcia, gniewu i czegoś, czego żadne z nich nie chce nazwać.

On widzi w niej coś więcej niż tylko kłopot – dostrzega też ból, mimo że dziewczyna tak bardzo stara się to ukryć. Między złośliwymi docinkami a nieuchronnym przyciąganiem rodzi się uczucie, które może ich ocalić… albo zniszczyć. Czy odważą się zawalczyć o miłość, która oprócz namiętności wymaga także czegoś więcej?

 

Jedno jest pewne – czasami największa walka to ta, którą toczymy sami ze sobą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 309

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 57 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Monika ChrzanowskaAleksander Orsztynowicz-CzyżChrzanowska Monika

Oceny
3,6 (49 ocen)
13
15
10
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kiszkun1

Nie polecam

Okropna!Zupełnie o niczym.Przeczytalam 40 stron i mam dość.
10
xxCATHLEENxx

Z braku laku…

Mam wrażenie, że każda kolejna książka tej autorki jest gorsza od poprzedniej. Rozwleczone do granic możliwości opisy przemyśleń bohaterów są irytujące. Wielka miłość głównych bohaterów też przyszła jakoś dziwnie. znali się od lat i nigdy nic między nimi nie było, a tu nagle spojrzał na nią i bum, zakochał się. można to było chociaż trochę lepiej ująć.
10
MalgorzataGallas

Nie oderwiesz się od lektury

Mocna. Można przeanalizować swoje życie i wyciągnąć wnioski.
00
Karola0607

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca, pełna namiętności historia, która pochłania bez reszty.Polecam!
00
alabomba

Całkiem niezła

Ok
00

Popularność




Redaktorka inicjująca: Agnieszka Mazurkiewicz

Redakcja: Malwina Kozłowska

Korekta: Kornelia Dąbrowska, Marzena Kłos

Konsultacja językowa: Paulina Sobolak

Projekt okładki: Magdalena Palej

Opracowanie graficzne i skład: Maciej Trzebiecki

Redaktor prowadzący: Marcin Kicki

Producent: Agora Książka i Muzyka sp. z o.o.

ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa

[email protected]

www.wydawnictwoagora.pl

Tytuł oryginału: Scorched

Copyright © by Jennifer L. Armentrout, 2015, 2024. All rights reserved

Copyright for the Polish translation © by Agnieszka Mazurkiewicz, 2025

Copyright for this edition © by Agora Książka i Muzyka sp. z o.o., 2025

Wydanie pierwsze

Wszelkie prawa zastrzeżone

Niniejsza publikacja jest chroniona prawem autorskim. Publikacja może być zwielokrotniona i wykorzystywana wyłączenie w zakresie dozwolonym przez prawo lub umowę zawartą z Wydawcą. Zwielokrotnianie i wykorzystywanie treści publikacji w jakiejkolwiek formie do eksploracji tekstów i danych (text and data mining) lub do trenowania modeli sztucznej inteligencji, bez uprzedniej, wyraźnej zgody Wydawcy jest zabronione.

Warszawa 2025

ISBN: 978-83-8380-195-7

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Ta książka jest dla Ciebie, Czytelniczko. To dzięki Tobie spisanie tej historii stało się możliwe.

I jest to również książka dla każdego, kto podniósł się z najtrudniejszych momentów w życiu.

Rozdział 1
ANDREA

To była chyba absolutnie najdziksza rzecz, którą na poważnie rozważałam. I w moim przypadku – epicka, bo przez dwadzieścia dwa lata spędzone na tej Ziemi zrobiłam wiele głupot. A mam na myśli naprawdę wiele.

W dojrzałym wieku sześciu lat, choć już wtedy wiedziałam, że nie był to najmądrzejszy pomysł, wsadziłam widelec do tostera mojego taty, żeby wyciągnąć nim zakleszczone ciastko. Ta przygoda zakończyła się wizytą na pogotowiu i niedoszłym zawałem serca u staruszka, który odmówił opiekowania się mną ponownie. Mając dziesięć lat, dałam się przekonać starszemu bratu Broderickowi – starszemu o rok, żeby nie było – że skok z dachu ganku prosto do basenu jest super i totalnie bezpieczny. To również zakończyło się wizytą w szpitalu, tym razem ze złamaną nogą i uziemieniem Brodiego na całe lato.

Nie wszystkie moje wygłupy miały jednak swój finał na pogotowiu, co nie oznacza, że były przez to mniej idiotyczne.

Kiedy skończyłam czternaście lat, wzięłam samochód rodziców na przejażdżkę wokół domu, przekonana, że nigdy się o tym nie dowiedzą. Niestety, w całej tej ekscytacji zapomniałam otworzyć drzwi do garażu i przejechałam przez nie.

Nowiutkim mercedesem.

A potem spiknęłam się z Jonah Banksem, szkolną gwiazdą futbolu, i o ile to samo w sobie nie brzmiało źle, on jednak żył w przekonaniu – i pewnie do tej pory tak myśli – że Słońce krąży wokół Ziemi. A że wszyscy uprawiali już seks, to i ja zdecydowałam się przeżyć z nim swój pierwszy raz. Od razu po pragnęłam, żeby ta cholerna błona dziewicza mi odrosła, bo całe to pocenie się i wiercenie na tylnej kanapie wozu Jonah nie było warte tego bólu i niezręczności. Zaczęłam też myśleć, że zmiana kierunku studiów na początku roku to nie najmądrzejszy wybór, bo Chryste, tym sposobem spędzę w szkole całe życie, a kiedy już ją skończę, będę tak zadłużona, że matką chrzestną moich dzieci zostanie Sallie Mae[1]. Nie wspominając o tym, że rodzice zaczną mi wypominać decyzje, które niekoniecznie pochwalali. Oboje pracowali jako odnoszący sukcesy lekarze, a Brody uczył się już w szkole medycznej, kontynuując rodzinną tradycję jak na dobre dziecko przystało.

Medycyna, no cóż, to było coś, czego chcieli oni, nie ja. Odwagi do zmiany decyzji nabrałam, gdy Kyler, chłopak mojej przyjaciółki, też zmienił w zeszłym roku kierunek. Nie żebym mu o tym powiedziała, czy w ogóle komukolwiek.

Jednakże moją ostatnią największą pomyłką okazało się randkowanie, a najboleśniejszą – pozwolenie sobie na zbliżenie się do Tannera Hammonda. Bo przecież wiedziałam lepiej. Już pierwszego dnia wiedziałam, kim jest naprawdę, czyli totalnym kobieciarzem. W końcu wychowywałam się z bratem, który miał czułość komara, jeśli chodziło o dziewczyny. Tanner nie był lepszy.

Gnojek.

Musiałam jednak podjąć kolejną złą decyzję, bo nie byłam w stanie odmówić mojej najlepszej przyjaciółce Sydney, która wpatrywała się we mnie tymi swoimi błękitnymi oczami.

To znaczy mogłam. Już wiele razy jej odmawiałam, ale w tej sytuacji odmowa oznaczałaby, że zostanę sama, a nic nie przeszkadzało mi bardziej niż... no cóż, samotność.

– Proszę! – zawołała, klaszcząc w malutkie dłonie i podskakując, a jej długi, ciemny kucyk kołysał się przy tym na boki.

Wszystko w Sydney było malutkie. Stojąc obok niej, czułam się jak ruda Wielka Stopa.

– Proszę, będzie fajnie. Obiecuję. To ostatni moment, kiedy mamy czas na jakiś wyjazd. Lato zaraz się skończy. Kyler idzie na weterynarię. A moje studia uzupełniające zajmą mi każdą wolną chwilę.

Podczas gdy ja będę się tułała bez celu, wciąż uczęszczając na licencjat niczym frajer, bo właśnie nim się okazałam. Opadłam na łóżko, w mieszkaniu, które dzieliła z Kylerem, i starałam się nie myśleć o tych wszystkich niemoralnych rzeczach, które pewnie w nim robili. Nie chciałam też myśleć o tym, że wszyscy moi znajomi albo byli w związkach, albo szli na studia podyplomowe, lub zaczynali kariery, podczas gdy u mnie... nie działo się nic.

Ugrzęzłam.

Mimo że wciąż zmieniałam zdanie, czułam, że ugrzęzłam.

– Ale ten domek jest w Wirginii Zachodniej – odparłam, starając się pozbyć problematycznych myśli, zanim rozwiną się w coś, czego już nie będę w stanie ignorować. – To brzmi jak początek każdego horroru z kanibalami.

Syd się skrzywiła.

– Z wyjazdem do domku w Snowshoe jakoś nie miałaś problemu.

– Bo to turystyczna miejscowość, a nie środek niczego – odparłam. – I mam ci przypomnieć, co się ostatnim razem wydarzyło w Snowshoe? Zasypało was i zaatakował cię jakiś wariat.

– To był dziwaczny zbieg okoliczności – przekonywała mnie Syd, machając ręką.

Sporo czasu upłynęło, nim zaczęła traktować tamto zdarzenie tak nonszalancko. Zauważyłam jednak, że na ten wyjazd zarezerwowali już inny domek, rezygnując z noclegu w domu rodziców Kylera. Szczerze? Byłam pewna, że Syd już nigdy więcej tam nie wróci.

– A domek, który wynajęliśmy, leży niedaleko Seneca Rocks, więc to nie aż takie odludzie. Przecież nie wpadniesz tam na chupacabrę ani stado kosmitów.

Prychnęłam jak mały prosiak.

– Bardziej się martwię seryjnymi mordercami.

Założyła ręce na piersi.

– Andrea...

Wypuściłam głośno powietrze i wywróciłam oczami.

– No dobra. Wiem, że żadnych seryjnych morderców z wolnego wybiegu tam nie ma.

Po prawdzie za każdym razem, gdy odwiedzałam tamte rejony, zachwycałam się urodą tego miejsca.

– Domek jest kompleksowo wyposażony i przepiękny. A jaki wielki! Ma sześć sypialni, jacuzzi i basen. – Moja przyjaciółka zaczęła segregować według kolorów bransoletki leżące na wiśniowym kredensie. Co za pedantka. – To będzie jak tydzień w raju.

Z powątpiewaniem uniosłam brew. Jak dla mnie rajem było wylegiwanie się na karaibskiej wyspie z gigantyczną margaritą w dłoni, ale może się nie znam.

– Nawet nie zauważysz obecności Tannera – dodała, rzucając mi cwaniacki uśmieszek zza ramienia. – Jeśli tego chcesz. Bo oczywiście nie musisz go ignorować.

– Musiałaś go zaprosić, co nie?

Czując, że dłużej nie usiedzę w jednym miejscu, wstałam i ruszyłam w stronę łazienki, tego jedynego względnie posprzątanego pomieszczenia z błękitnymi dywanikami i pasującym do nich pokrowcem na deskę toaletową. Ugh, zakochane pary.

Oparłam się o umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Ups. Mój eyeliner ewidentnie coś ciągnęło do moich policzków. Dlaczego tę informację Syd pominęła?

– Nie ja go zaprosiłam. – Jej głos niósł się z sypialni. – Tylko Kyler. W czym problem? Myślałam, że się teraz dogadujecie.

Gdy już oczyściłam skórę pod oczami, wsparłam się dłońmi na zimnej porcelanie umywalki i westchnęłam.

– Tylko dlatego, że się teraz dogadujemy, nie oznacza, że dogadamy się jutro, w przyszłym tygodniu czy za godzinę. On jest dość... humorzasty.

Tym razem odpowiedź z sypialni nie nadeszła.

Wspięłam się na palce i przyjrzałam sobie bliżej w lustrze, po czym zaklęłam pod nosem. Czy na brodzie właśnie rośnie mi pryszcz? I to jaki wielki. Zacisnęłam wargi. Kiedy z tego wyrosnę?

– A dlaczego Kyler miałby go zapraszać? Tanner jest równie interesujący jak regulacja brwi. O, à propos... – Odsunęłam się od lustra i się skrzywiłam. – Syd, moje brwi wyglądają jak gąsienice. Owłosione, krzaczaste gąsienice.

Syd odchrząknęła.

– Hmm, Andrea...

– Pozwól, że sparafrazuję. – Opadłam na pięty i pogładziłam moje długie loki. W normalnym świetle miały kasztanowy kolor, ale na pełnym słońcu wydawały się czerwone. Zdaniem Syd, ponieważ miałam też piegi, wyglądałam jak oldschoolowa wersja Małej Sierotki Annie[2]. – Wyrywanie sobie włosów z podbródka byłoby przyjemniejsze niż spędzenie tygodnia z Tannerem. I po co nam właściwie włosy na brodzie? Zresztą nie odpowiadaj. Pewnie masz na to jakieś logiczne wyjaśnienie, a ja w tym momencie nie jestem fanką logiki.

– Andrea...

– Ale w sumie wyrwanie włosów z jakiegokolwiek innego miejsca na ciele byłoby mniej bolesne. Boże. – Tak, nakręcałam się, jak za każdym razem, gdy o nim myślałam. – Wiesz, co on mi powiedział tej nocy, gdy zostawiliście mnie z Kylerem w parku podczas sztucznych ogni? Nawet nie muszę się domyślać, co robiliście za tym drzewem. Zboki – ciągnęłam, czując, jak na samo wspomnienie wzbiera we mnie złość. – Powiedział, że za dużo piję. A zrobił to, trzymając w dłoni piwo. Co to za popieprzone podwójne standardy? Poza tym ja muszę się napić, bo inaczej trzasnęłabym go w gonady.

– Nieźle.

Zamarłam, usłyszawszy głos zdecydowanie niższy, za niski, żeby mógł należeć do Syd. Na moich policzkach pojawiły się dwie różowe plamy. Odwróciłam się w stronę otwartych na oścież drzwi łazienkowych.

Ten głos zdecydowanie należał do Kylera, a skoro przyszedł do domu, istniało duże prawdopodobieństwo, że nie zjawił się sam, co oznaczało, że...

Do jasnej cholery.

Z płonącą twarzą, która przybrała zapewne kolor moich włosów, pomyślałam przez chwilę, żeby schować się za zasłoną prysznicową, ale to byłoby słabe i totalnie dziwne. Wyszłam z łazienki i natychmiast się zorientowałam, jak bardzo zawaliłam. W sypialni stał Kyler Quinn, otaczając muskularnym ramieniem szczupłą Syd. Jej policzki były zaróżowione, więc zapewne porządnie się z nią przywitał, wykorzystując do tego dłonie i usta. Wyglądał jak kot, który pożarł całe pudełko myszy. Kyler był hot. Z tymi rozczochranymi, brązowymi włosami i uśmiechem księcia z bajki idealnie pasował do Sydney, która nawet przypominała prawdziwą Śnieżkę.

Sydney i Kyler, o matko, przez nich miałam ochotę wymiotować tęczą kolorową jak kucyki Pony. Ich historia też zresztą była jak z bajki, o której marzy każda mała dziewczynka i o której również ja wciąż żałośnie marzyłam.

Dorastali razem, od zawsze byli najlepszymi przyjaciółmi, potajemnie się w sobie kochali, a w zeszłym roku podczas wspólnego pobytu w Snowshoe w końcu przyznali się przed sobą do swoich uczuć. Od tamtej pory są razem i chociaż byłam trochę zazdrosna o ich miłość, nie mogłabym być szczęśliwsza. Oboje zasługiwali na szczęśliwe zakończenie.

A ten opierający się o futrynę penis na dwóch nogach? To zupełnie inna historia.

Przeniosłam wzrok na Tannera Hammonda. On nie był hot. Hot to zbyt skromne słowo, żeby opisać ponad metr dziewięćdziesiąt czystego seksapilu wpakowanego w wyrzeźbione ramiona, sześciopak i szeroką klatę, smukłe biodra i tyłek, na który chciało się patrzeć całymi dniami. Jego jasnoniebieskie oczy o roznamiętnionym spojrzeniu były zawsze półprzymknięte, senne i zmysłowe. Twarz – niemalże idealna, wysokie kości policzkowe, dolna warga nieco pełniejsza od górnej; nos trochę przekrzywiony z powodu złamania, do którego doszło na długo przed tym, zanim go poznałam.

Zwykle lubiłam facetów z dłuższymi włosami, ale on wyglądał obłędnie z wycieniowanymi bokami i przystrzyżoną górą. Raz, gdy byłam... no cóż, pijana, wpadłam na genialny pomysł, żeby przeczesać je dłonią. Prawie padłam, gdy poczułam ich kłującą miękkość pod palcami.

To było przyjeeeeemne.

Pierwszy raz zobaczyłam Tannera podczas zajęć z angielskiego, a mój język praktycznie wypadł mi z buzi i rozwinął się po podłodze jak dywan. On oczywiście nawet mnie nie zauważył. Do diabła, Kyler i Syd myślą, że poznałam go dopiero dwa lata temu. A to nieprawda. Wiedziałam o jego istnieniu już na pierwszym roku. Wtedy też uczęszczaliśmy razem na dwa przedmioty, a ja kochałam się w nim aż do końca wiosennego semestru.

Tanner uniósł brew.

– Obstaję przy swoim. Za dużo pijesz.

Zacisnęłam pięści i zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.

– Nie prosiłam cię o opinię, doktorze Phil[3].

– Mówię tylko, że widziałem, jak wymiotujesz więcej razy, niż ja trafiłbym na izbę przyjęć podczas epidemii grypy – odparł sucho.

Żyła na mojej skroni zaczęła pulsować; Kyler spuścił głowę, próbując ukryć rozbawienie. Bez sukcesu.

– Ach, czyli mniej więcej tyle, ile randomowych lasek pieprzyłeś w tym tygodniu?

Kąciki jego ust uniosły się w półuśmieszku i uznałabym to za paraliżująco seksowne, gdyby nie fakt, że chciałam mu w tym momencie przyłożyć.

– To by się zgadzało, ale nie, czekaj. Było ich więcej o jedną, gwoli ścisłości.

– Ludzie... – wymamrotała Syd.

Mięśnie mi się napięły, jakby ciało przygotowywało się do werbalnej bitwy. Runda numer pięć milionów.

– O, czy to znaczy, że przez ostatni weekend złapałeś i chlamydię, i rzeżączkę?

Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.

– Prawdopodobieństwo jest takie jak to, że zwymiotowałaś na kolana swojej randki.

Poczułam ciepło na policzkach. Taka sytuacja, owszem, wydarzyła się. Raz. I nie był to ładny widok.

– A może byś tak poszedł się jeb...

Tanner odwrócił się w stronę Kylera i Syd.

– Czy ona jedzie z nami? Jeśli tak, to muszę zabrać kombinezon ochronny.

Miałam ochotę go mocno zdzielić. Serio. Przyłożyć pięścią w splot słoneczny w momencie, gdy nabierze powietrza.

Syd, która starała się zachować powagę, popatrzyła na mnie.

– Nie wiem – odpowiedziała. – Zanim się zjawiliście, próbowałam ją przekonać, ale teraz wiem, że to była strata czasu.

Spojrzała ostro na Tannera.

Ten uśmiechnął się szeroko.

– Jak dla mnie brzmi dobrze. – Klepnął Kylera w ramię i ruszył w stronę korytarza. – Myślałem, czy by nie zaprosić Brooke.

Szczęka mi opadła. Brooke Page? Blond cycatą Brooke Page?

– Nie zaprosisz Brooke – odparła z westchnieniem Syd.

Tanner zachichotał.

– A może Mandie?

Kyler udał, że się krztusi.

Wywróciłam oczami. Teraz to już Tanner naprawdę się wygłupiał.

– Masz wspaniały gust, jeśli chodzi o kobiety – skomentowałam.

Rzucił mi długie spojrzenie, po czym puścił do mnie oko.

– Przynajmniej żadna z nich nie jest rozpieszczoną, bogatą dziewczynką.

– Nie jestem rozpieszczoną, bogatą dziewczynką! – wrzasnęłam, na co Syd spojrzała wymownie w górę, jakby nagle znalazła coś interesującego na suficie.

Okej. Ustawiłam się w życiu, bo moi rodzice byli uznanymi chirurgami plastycznymi. Opłacali mi mieszkanie, podobnie jak wszystko, co w owym mieszkaniu się znajdowało, a także samochód, starszy model lexusa. To jednak, że pochodzę z bogatej rodziny, nie znaczy, że jestem rozpieszczona. Rodzice nigdy się nie krępowali, żeby mi uświadamiać, ile kasy na mnie wydali i jak szybko mogą to wszystko ukrócić. Teraz, odkąd zmieniłam kierunek studiów, sama musiałam opłacić sobie studia, a mój dług rósł.

– Skoro tak twierdzisz – odparł Tanner, po czym ruszył z miejsca.

Poszłam za nim, ignorując dźwięki poirytowania, które wydawała z siebie Syd.

– No co? Tanner, ziomeczku, nie chcesz, żebym pojechała z wami do domku?

– Serio muszę odpowiedzieć na to pytanie, Andy? – Skierował się w stronę aneksu kuchennego.

Skrzywiłam się. Nie znosiłam tego przydomka. Sprawiał, że czułam się jak jakiś gość z szerokimi barami... Choć w sumie miałam całkiem męskie bary.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Tanner dodał:

– Jest piątek wieczór, nie powinnaś być już nawalona?

– Ha, ha, ha.

To prawda, zwykle o tej porze byłam nieco wstawiona, ale Syd zostawała dziś z Kylerem, a reszty ludzi z naszej paczki nie było.

Nie mogę jechać do tego domku.

Gdy tylko ta myśl przemknęła mi przez głowę, poczułam ucisk w żołądku i zaschło mi w gardle. Jeśli nie pojadę, to... utknę tutaj. Sama. A jeśli zostanę sama, to pójdę spać, a jeśli nie pójdę spać, to będę myślała...

A czasem takie rozmyślanie nie kończyło się dobrze. Musiałam z nimi jechać. Zatrzymałam się przed wejściem do kuchni i spojrzałam za siebie, na korytarz, na którym pojawili się Syd i Kyler.

– Kiedy planujecie wyjechać?

– W przyszłym tygodniu. – Syd miała nieco potargane włosy, a kilka kosmyków wysunęło jej się z kucyka. Chryste. Kyler nie przepuścił okazji, działał szybko. – Wyruszamy w poniedziałek rano.

– Hmm. – Odwróciłam się do Tannera i posłałam mu słodki uśmiech. – No cóż, skoro jestem rozpieszczoną, bogatą dziewczynką, to w przyszłym tygodniu jestem wolna. Nie muszę brać wolnego w pracy.

Tanner sięgnął do lodówki i wyjął piwo. Z szyjki butelki unosiły się strużki zimnego powietrza. Otworzył butelkę.

– Jako że ja nie mam problemów z alkoholem, mogę się skusić na jedno.

– Nie mam problemu z alkoholem, ty dupku.

Pociągnął łyk i oparł się biodrem o kuchenny blat. Na jego usta wrócił półuśmieszek.

– Wiesz, słyszałem, że pierwszym krokiem w leczeniu jest zaakceptowanie tego, że ma się problem.

Wzięłam kolejny oddech i poczułam, jak znów czerwienieją mi policzki. Zawsze się przedrzeźnialiśmy, ale teraz z jakiegoś głupiego powodu, gdy patrzyłam, jak bierze kolejny łyk, moje gardło się zacisnęło, a oczy zapiekły.

Ziarno zażenowania zostało zasiane w moim żołądku, po czym rozkwitło i stało się drzewem, które rodziło tylko zgniłe owoce.

Nie miałam problemu z alkoholem.

Tanner odstawił butelkę, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, jego uśmieszek powoli zgasł. Zmarszczył brwi i rozchylił wargi, a ja odwróciłam się szybko w stronę Sydney. Mój głos był żenująco ochrypły.

– Wchodzę w to.

TANNER

Cholera.

Obserwowałem, jak Andrea wchodzi sztywno do salonu. Nikt nie bujał tyłkiem tak jak ona, a fakt, że teraz tego ruchu zabrakło, był wystarczającą odpowiedzią. Nasze standardowe cokolwiek-to-do-cholery-było zaszło zdecydowanie za daleko. Nie mam wątpliwości, że zraniło ją to, co powiedziałem, ale przecież nie różniło się od tego, co do tej pory padło z moich ust.

Zacisnąłem dłoń na szyjce butelki. Nie wiedziałem, o co chodzi Andrei Walters. Serio. Zielonego pojęcia nie miałem. Raz te jej pełne, różowe usta rozchylają się rozkosznie pod wpływem słodkich słówek, by po chwili przeistoczyć się w pysk ziejącego ogniem smoka – seksownego, ale wciąż smoka. Humor Andrei zmieniał się z prędkością światła.

Może to dlatego, że była rudzielcem? Uśmiechnąłem się pod nosem.

Zawsze się tak ze mną przekomarzała, a najbardziej popieprzone jest to, że część mnie nie mogła się doczekać, co wyjdzie z jej ust. Graliśmy w tę chorą grę, aby zobaczyć, kto uderzy mocniej bez kiwnięcia palcem. Dotąd wydawało się to cholernie zabawne, a przynajmniej do tej pory tak było.

Teraz nie miałem już co do tego pewności.

Na chwilę przed tym, zanim odwróciła wzrok, jej piękne sarnie oczy wyglądały na podejrzanie wilgotne. I tak... miałem z tym problem.

Schylając się do lodówki po piwo dla siebie, Kyler zgromił mnie wzrokiem. Obserwowałem Andreę, która siedziała na skraju sofy nienaturalnie skulona.

Syd oparła się ramieniem o futrynę.

– Myślimy, żeby wyjechać rano, koło szóstej.

Oczekiwałem, że Andrea rzuci jakiś komentarz o wstawaniu o tak wczesnej porze, ale była tak cicha, że cały aż się spiąłem.

– Wtedy dojedziemy do domku między dziewiątą a dziesiątą rano, w zależności od korków. – Kyler stanął obok mnie i otworzył butelkę. – A wrócimy w kolejny poniedziałek.

– Brzmi dobrze – odparłem, nie spuszczając wzroku z Andrei, podczas gdy ta manipulowała przy paskach sandałów, próbując je zapiąć.

Sydney spojrzała na mnie z łagodnym uśmiechem.

– Na pewno dostaniesz wolne w jednostce?

Przytaknąłem. Kiedy kilka tygodni temu Kyler wspomniał, że chce wyjechać, zanim wszyscy wrócimy na zajęcia, natychmiast zawnioskowałem o urlop. Co oznacza, że zrobiłem mnóstwo podwójnych zmian, ale nie miałem nic przeciwko.

Przede wszystkim nie różniło się to zbytnio od dwunastogodzinnych zmian, na których pracowaliśmy, poza tym będę tam tylko do lutego. Potem wyjeżdżam do akademii policyjnej. Nie żebym się spieszył z odejściem ze straży pożarnej, ale bycie gliną miałem we krwi. Z tym wyjątkiem, że ja chciałem być dobrym gliną. Dlatego postanowiłem zostać wolontariuszem w jednostce, jak tylko poznam harmonogram akademii.

– Logiczne będzie, jak pojedziemy wszyscy razem. – Sydney bawiła się pasmem włosów. – Możemy po was podjechać.

Andrea odwróciła się w stronę Sydney i zaczęła oprotestowywać jej pomysł z zabraniem jednego samochodu. Ja tylko się przyglądałem, trzymając butelkę piwa.

Cholera... Ta dziewczyna była urocza. Nie, więcej niż urocza i nie pierwszy raz to zauważyłem. Wzbudziła moje zainteresowanie, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz przy barze, razem z Sydney. Niech to diabli, każdy, kto miał oczy, mógł zauważyć, jaka jest śliczna. Pełne usta. Piegowate policzki. Gęste ciemne rzęsy. Jak się nad tym dobrze zastanowić, przypominała mi dziewczynę, w której kochałem się w podstawówce. Nie mogłem sobie przypomnieć jej imienia, ale piegi i rude włosy już tak. Robiłem wtedy jakieś głupoty jak ciągnięcie jej za warkocze czy coś w tym stylu.

Rozciągnąłem usta w delikatnym uśmiechu. Andrea to pieprzona petarda, przeciwieństwo dziewczyny, którą łatwo okiełznać. Do diabła, to nie laska, którą chciałoby się oswoić. Wiedziałem, że randkowała, ale z żadnym facetem nie związała się na dłużej. Niewielu mogłoby sobie z nią poradzić. Nikt taki nie przychodził mi nawet na myśl. Cóż, nikt poza mną. Bo ja bym sobie z nią poradził... Gdybym chciał.

Kiedy ją poznałem, nie szukałem związku, ale życie ma to do siebie, że w pewnym momencie zwalniamy, zmieniamy się. Nie interesowały mnie już przypadkowe przygody jak rok temu, chociaż Andrea wydawała się myśleć, że w mojej sypialni było tłoczno niczym na głównej stacji metra. A ja od miesięcy nikogo nie gościłem w domu, sam też nie budziłem się w obcym łóżku.

W noc, kiedy poznałem Andreę, od razu zrozumiałem, że nie jest taka jak większość dziewczyn. Podbiłem do niej z nadzieją na wspólną zabawę, ale ona spojrzała mi prosto w oczy, zaśmiała się w twarz i odparła, że mogę sobie jedynie pomarzyć.

Oczywiście po tej akcji zapragnąłem jej jeszcze bardziej. Na początku traktowałem to jak wyzwanie, ale szybko zauważyłem, że ona nie chce ze mną grać w żadne gierki. To jednak nie ostudziło mojego zapału; zdecydowaną większość czasu byłem całkowicie zdezorientowany jej uczuciami względem mnie.

Chwilę później musiała chyba ustąpić, bo wstała i założyła za ucho te swoje piękne loki.

– To ja się zmywam. – Cholerne brązowe oczy spojrzały w moją stronę, utrzymały moje spojrzenie, po czym Andrea ruszyła dalej i niech mnie trafi szlag, jeśli nie wyglądała na zranioną. Skrzywdzoną. Obeszła kanapę, po czym sięgnęła po torbę wielkości małego samochodu, leżącą przy drzwiach. – Wiecie, muszę wrócić do mojego wypasionego mieszkania, opłaconego przez rodziców, i pić, aż zarzygam moje wszystkie torebki Louis Vuitton.

Moje brwi poszybowały w górę, ale z jakiegoś powodu postanowiłem nie komentować. Nie wydusiłem z siebie ani słowa; Andrea, nim wyszła, pożegnała się jeszcze z Kylerem i Syd. Może powinienem coś powiedzieć. Dziwne, palące uczucie w żołądku sugerowało, że to byłoby właściwe zachowanie.

– Pójdę, hmm... Zamienię z nią dwa słowa. – Syd zatrzymała się, by pocałować Kylera i pacnąć mnie w ramię, po czym złapała za klamkę. – Zaraz wracam.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, spojrzałem na Kylera. Uniósł pytająco brew.

– Okeeeej... – odezwał się, przeciągając ostatnią sylabę. – Tym razem chyba serio ją wkurzyłeś.

– Tym razem. – Pokręciłem głową nieco oszołomiony i przeniosłem wzrok na drzwi. Kurwa.

Kyler przyglądał mi się, w nonszalanckiej pozie opierając się o ścianę.

– O co z wami chodzi? Tak serio. Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że się spiknęliście i coś poszło nie tak.

Zaśmiałem się krótko.

– Daj spokój, dobrze wiesz, że nic między nami nie zaszło.

Znów uniósł brew i upił kolejny łyk piwa.

– A może się tym ze mną nie podzieliłeś?

Parsknąłem.

– Syd jest przekonana, że między wami do czegoś doszło i że zatrzymaliście tę informację dla siebie.

Skrzywiłem się.

– Andrea coś takiego powiedziała?

Pokręcił głową.

– Nie. To teoria Syd.

– Jest błędna.

Kyler milczał przez chwilę.

– Nie rozumiem, dlaczego Andrea się wobec ciebie tak zachowuje – odparł wreszcie.

– Ja też nie. Nie mam zielonego pojęcia – wymamrotałem. – Ale wiesz co? Dowiem się.

Rozdział 2
ANDREA

Muzyka rozbrzmiewała dookoła, niemal w rytmie mojego pulsu. Moja skóra zwilgotniała, a gardło wyschło, ale czułam się dobrze – nie, czułam się doskonale. Doskonale wolna i lekka, a moja głowa była cudownie pusta. Z uśmiechem uniosłam ręce i odchyliłam głowę.

Nawet nie wiedziałam, co to za piosenka, a pewnie należała do tych, do których wstydziłabym się przyznać, że zapisałam je w swoim telefonie, ale w tym momencie miałam to gdzieś. Dzisiejszy wieczór był idealny.

– Och! – Usłyszałam za sobą męski głos. Miał na imię... Todd? A może Tim? Tiny Tim[4]? Zachichotałam. Gość złapał moją prawą rękę i pociągnął w dół. – Zaraz się oblejesz.

Trzymałam w dłoni wąską i wciąż do połowy pełną szklankę. Zupełnie zapomniałam o swoim drinku. To było coś owocowego, słodkiego i zajebistego. Chwyciłam w wargi słomkę i pociągnęłam radośnie łyk, podczas gdy moje biodra bujały się w rytm muzyki. Ponownie zamknęłam oczy, pozwalając się zatracić w najlepszy możliwy sposób. Boże, potrzebowałam tego wieczora, przez... przez to, co wydarzyło się wczoraj w domu Syd i Kylera, przez to, co powiedział Tanner, i przez motywacyjną gadkę, którą moja przyjaciółka poczęstowała mnie po tym, jak wybiegła za mną z mieszkania.

Wątpię, żeby miał coś złego na myśli – powiedziała. – Martwi się. Wszyscy się martwimy...

Ziarno niepokoju zakiełkowało w moim brzuchu. Martwią się? Niby czym? Przecież nic złego się nie działo i... Potrząsnęłam gwałtownie głową, wprawiając w ruch moje loki. Nie zamierzałam do tego wracać.

Ale urywki tamtej rozmowy już pojawiały się w moich dość zamglonych myślach.

W zeszłym miesiącu przez cały tydzień do nikogo się nie odzywałaś.

Byłam zajęta.

Ostatnio, jak gdzieś wyszliśmy, to okropnie się pochorowałaś. Przestraszyłam się.

Nie było aż tak źle.

Wiesz w ogóle, co to był za gość, z którym wyszłaś?

Nie. I nie miałam ochoty myśleć o żadnej z tych rzeczy.

Poczułam na biodrach dotyk wielkich dłoni i ciepły oddech na policzku. Owionęła mnie woń piwa, co tylko wzmogło mój dyskomfort.

– Jesteś taka seksowna.

Zmarszczyłam brwi, nie kojarząc, co to w ogóle za gość; dopiero chwilę później zdałam sobie sprawę, że o nim zapomniałam. Przechyliłam głowę, by znaleźć się z dala od niego, i odparłam:

– Przypomnij mi: jak masz na imię?

Nie uraziłam go tym pytaniem. Zaśmiał się, jeszcze mocniej zaciskając dłonie na moim ciele.

– Możesz mnie nazywać, jak tylko chcesz – powiedział.

Mimo że byłam wstawiona, dokładnie wiedziałam, jaki typ faceta reprezentuje. Miał gdzieś, czy w ogóle umiałabym przeliterować jego imię. Jedyne, czym był zainteresowany, to to, jakie jest prawdopodobieństwo, że wrócę z nim do domu. Nieważne, czy będę czegokolwiek świadoma. Pewnie nie znał też mojego imienia i nie miało ono dla niego żadnej wartości. Nie przyszedł tu, aby poznać dziewczynę, z którą można się spotkać na dłużej niż kilka intensywnych minut.

Przesunął dłonie do przodu, wsuwając kciuki za szlufki moich dżinsów. Podniosłam szklankę do ust i zorientowałam się, że jest pusta. Spojrzałam w stronę baru. Niemal natychmiast go zobaczyłam, a powietrze uleciało mi z płuc.

Tanner siedział przy jednym z wysokich, okrągłych stolików. Towarzyszyli mu Syd i Kyler, ale ich twarze zwrócone były ku sobie, a Tanner... gapił się na mnie. Jego niebieskie oczy nie wyglądały na leniwie roznamiętnione. Marszczył brwi i wydawał się zdenerwowany, wręcz wkurzony. Poczułam ciepło na policzkach. Chciałam odwrócić wzrok, ale nie potrafiłam.

Do ich stolika podeszła dziewczyna. „Znam ją”, pomyślałam. Była ładną blondynką z różowymi pasemkami i ewidentnie ciężko pracowała, by zmieścić się w te obcisłe dżinsy. Stanęła przed Tannerem. Spojrzał na nią, a wcześniejszą irytację zastąpił luźny i przyjazny uśmiech, taki, którego ja nigdy z jego strony nie doświadczałam.

– Muszę się napić – odparłam, odwracając wzrok. Ale już było za późno. Nie mogłam wyrzucić z głowy tego uśmiechu. To był uroczy, krzywy uśmieszek, który choć niepełny, wydawał się szczery.

– Taaa? – Jakkolwiek-Miał-Na-Imię przyciągnął do siebie moje biodra. – Mogę ci przynieść drinka.

To było idealne rozwiązanie z wielu powodów, głównie dlatego, że chciałam się napić, ale też odzyskać nieco przestrzeni osobistej. Niestety nie puścił mnie. Podczas gdy jego suche wargi muskały mój policzek, jego biodra dotknęły mojego tyłka i facet zaczął się o mnie ocierać. Czułam go, serio go czułam.

Okej. Miałam dość. Nie byłam aż tak pijana. Zrobiłam krok w przód, wyrywając się z niechcianego uścisku, a przynajmniej próbowałam to zrobić. Zyskałam kilka centymetrów, po czym znów mnie do siebie pociągnął. Odbiłam się od jego torsu, niemal wypuszczając z dłoni szklankę.

– A gdzie ty się wybierasz? Przecież dobrze się bawimy – powiedział.

– Ja nie bawię się dobrze. – Okręciłam się i złapałam go za rękę, po czym wbiłam paznokcie w jego nadgarstek. – Puszczaj.

– Co? – Aż się opluł, a mnie ścisnęło w żołądku. – Tylko tańczymy. No dalej. Zabawmy się.

– Nawet nie wiem, jak masz na imię. – Usłyszałam swój głos, co brzmiało głupio, bo przecież chwilę temu w ogóle mnie to nie obchodziło. – A ty nie znasz mojego.

– A muszę znać?

Odsunęłam się gwałtownie, gdy jakaś inna para w nas wpadła, ale jego słowa przyszpiliły mnie w miejscu i otoczyły moje myśli. Z jakiegoś powodu pragnęłam, żeby powiedział coś innego. Że chciałby poznać moje imię, poznać... mnie. Jestem pewna, że Tanner zna imię dziewczyny, z którą rozmawiał.

Głupie.

To było takie głupie.

TANNER

Uderzałem nerwowo stopą o klejącą się podłogę z prędkością światła. Nie mam pojęcia, jak długo powinienem tak siedzieć i oglądać co, do cholery, wyczynia Andrea. Kiedy zjawiła się w barze, była w dziwnym nastroju. Cicha, jakby zawstydzona, spoglądała na mnie co jakiś czas. Jakaś część mnie zastanawiała się, czy piła coś przed przyjściem tutaj, ale ufałem, że nie jest na tyle głupia, by wsiadać za kółko po pijaku. Tak, lubiła imprezować i potrafiła zaszaleć, ale nie była nieodpowiedzialna. Zaczęła pić zaraz po tym, kiedy się tu zjawiła, i do tej pory nie przestała. Straciłem rachubę, ile pustych szklanek zostawiła za sobą.

To będzie jedna z tych nocy.

Skóra mrowiła mi niemiłosiernie, gdy powiedziała, że idzie tańczyć. Przez chwilę towarzyszyła jej Syd, ale wróciła chwilę potem, zostawiając Andrei parkiet niczym miejsce prywatnego pokazu.

Boże kochany, spojrzenia niemal wszystkich mężczyzn na sali były skierowane w stronę Andrei. Gdy chodzi o gorącą laskę, jesteśmy jak pociski z termolokacją – a ona była idealnym celem.

Te krwistoczerwone loki obracały się w każdym kierunku, gdy tylko unosiła ręce nad głowę i poruszała biodrami w rytmie jakiegoś rockowego kawałka. Jej policzki były ślicznie zaróżowione i błyszczały od potu. Jej czarna koszulka się podwinęła, odkrywając fragment bladej skóry nad dżinsami. I jeszcze te cholerne dżinsy... Leżały jak ulał na jej okrągłych pośladkach.

Siedziałem jak kołek, nie będąc w stanie się ruszyć ani odwrócić wzroku, skupiony na niej jak większość facetów obecnych w barze. Moje spodnie zdawały się pięć razy ciaśniejsze. Kiedy jakiś głupkowato wyglądający, wysoki sukinsyn zaczął ją obmacywać, pozostałem na krześle, ale pochyliłem się do przodu i skupiłem na niej uwagę. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że przez cały czas siedziałem tutaj, pożądając dziewczyny, która prawdopodobnie kopnęłaby mnie w jaja, zamiast zająć się nimi w zdecydowanie przyjemniejszy sposób.

Poczułem, jak kiełkują we mnie zupełnie inne emocje. Nie miało to nic wspólnego z pożądaniem, raczej z chęcią oznaczenia terytorium. Byłem jak jakiś jaskiniowiec. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego i nie miałem pojęcia, dlaczego nagle się to zmieniło.

Głupkowaty sukinsyn złapał ją za biodra. Skrzywiłem się, czując, jak zaczyna się we mnie gotować. Dlaczego, do cholery, mu na to pozwala? Wyglądał na debila, a ona zasługiwała na dużo więcej.

Kątem oka dostrzegłem jakiś ruch po prawej stronie; odwróciłem wzrok. W moją stronę szła Lea Nacker. Posłała mi uśmiech, po czym przerzuciła wzrok na Kylera i Sydney.

– Hej – przywitała się, a w jej głosie dało się słyszeć delikatny południowy akcent, sygnalizujący, że nie była stąd. – Nie widziałam cię całe lato. Myślałam, że wyjechałeś z miasta.

– Nieee, jestem zajęty robotą. A ty?

Założyła za ucho kosmyk różowych włosów.

– Tak samo. Został mi semestr na UMD[5]. Ty już skończyłeś szkołę, prawda?

– Dokładnie tak. – Spojrzałem szybko w kierunku Andrei i musiałem powstrzymać cisnące mi się na usta przekleństwo. Głupkowaty sukinsyn trzymał teraz dłonie w miejscach zakazanych. Czy Andrea była zbyt pijana, żeby to zauważyć? Zwykle nie pozwoliłaby na coś takiego w miejscu publicznym.

– No cóż, jak będziesz jeszcze na miejscu, zadzwoń – odezwała się Lea, czym ponownie zwróciła na siebie moją uwagę. Chwilę mi zajęło, żebym skumał, o czym mówi i co proponuje. – Odbiorę – dodała ze słodkim uśmieszkiem.

Kurwa. Niech to szlag.

Spiknęliśmy się kilka razy na przestrzeni lat. To nie było nic poważnego, w innych okolicznościach w niezbyt odległej przyszłości skorzystałbym z oferty, ale w tej chwili nie byłem nią zupełnie zainteresowany. Gdybym kilka minut temu nie czuł takiego podniecenia, zacząłbym podejrzewać, że mój kutas przestał działać.

Czując się jak ostatni dupek, wymusiłem uśmiech, bo spędziłem z Leą kilka naprawdę udanych chwil i była słodką dziewczyną.

– Jasne.

Gdy zaczęła coś mówić, moja uwaga skupiła się ponownie na Andrei; miałem dość tej rozmowy i bycia miłym. Głupkowaty sukinsyn ciągnął do siebie Andy, która wydawała się wyraźnie niezadowolona z takiego traktowania. Nie było czasu na refleksję.

– Zaraz wracam – ogłosiłem, rzucając spojrzenie moim towarzyszom.

Kyler tylko uniósł brew, jakby wiedział, o co chodzi. Wstałem, skinąłem do Lei i nie obracając się za siebie, ruszyłem przez parkiet.

Zbliżając się do oceanu ciał, usłyszałem, jak Andrea mówi: „Nawet nie znasz mojego imienia”. Brzmiała niewyraźnie, przez co momentalnie się napiąłem.

„A muszę je znać?” – odparł koleś.

Poczułem ucisk w żołądku, a moim ciałem aż szarpnęło. Stanąwszy za nim, położyłem zdecydowanie dłoń na jego ramieniu. Gdy puścił Andreę, ta zatoczyła się nieco w bok, w ostatnim momencie łapiąc równowagę. Nasze spojrzenia spotkały się na moment. Jej oczy były zaszklone, co tylko wzmogło moją złość.

– Ta, jeśli chcesz jej dotknąć, to musisz znać jej imię – odparłem, odciągając go od niej o krok. Zanim mógł jakkolwiek zareagować, stanąłem między nim a Andreą. – Ale nie potrzebujesz znać jej imienia. Nie potrzebujesz nawet go pamiętać. Nie jesteś wart żadnej z tych rzeczy.

Głupkowaty sukinsyn już chciał ruszyć w moją stronę, ale jestem, kurwa, pewien, że moja mina skutecznie go zniechęciła. Opuścił wzrok.

– Kim jesteś, do cholery? Jej chłopakiem?

Chciałem zaśmiać mu się w twarz, ale Andrea została już dziś wystarczająco upokorzona, nawet jeśli nie miała o tym pojęcia.

– Tak, więc spierdalaj mi z oczu, zanim wypieprzę cię przez drzwi.

Andrea dotknęła dłonią moich lędźwi, nie spuszczając wzroku z tamtego kolesia.

– Tanner.

Czekałem w napięciu, czy głupkowaty sukinsyn coś zrobi, ale tylko uniósł dłoń, pokazał nam faka, po czym odwrócił się i odszedł. Rozbawił mnie ten widok. Gość był dupkiem, ale zachował jeszcze zdrowy rozsądek. Mądrze, bo sądząc po jego wychudłej sylwetce, miałem nad nim jakieś dziesięć kilogramów przewagi.

Dłoń z moich pleców nagle zniknęła, a ja wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się w stronę Andrei. To był dobry pomysł, bo oddech utknął mi w klatce piersiowej, a ja nie miałem pojęcia, co się, do cholery, wydarzyło.

Andrea wpatrywała się we mnie, rozchylając pełne usta, a jej brązowe oczy były tak pełne smutku, że poczułem silną potrzebę, by chwycić ją w ramiona. Ledwo poczułem, że ktoś przypadkiem na mnie wpadł. Andrea poruszyła ustami, ale jej nie usłyszałem.

– Co? – zapytałem.

– Nie uśmiechasz się do mnie – odpowiedziała już nieco głośniej. Jej ramiona uniosły się, gdy westchnęła głęboko, a ja jeszcze mocniej zapragnąłem ją przytulić.

– Andy – powiedziałem, kręcąc głową. – Zawsze się do ciebie uśmiecham.

– Nie, niekoniecznie. – Uniosła pustą szklankę i spojrzała na nią. – Ten gość miał lepkie ręce.

– To prawda. – Nie chciałem o nim rozmawiać, chciałem tylko zmienić ponury wydźwięk jej słów. Wziąłem szkło z jej małej dłoni. – Chodź.

Oczywiście się opierała.

– Chcę tańczyć.

Uniosłem brew, obszedłem ją dookoła i postawiłem szklankę na barze, po czym chwyciłem Andreę za rękę.

– Jesteś pewna?

Zmarszczyła czoło i przekrzywiła głowę lekko w bok.

– Tak.

Puściła moją dłoń i wystrzeliła ręce w górę, po czym zaczęła kręcić się w kółko. Straciła równowagę i stoczyła się w stronę grupki facetów czekających przy kontuarze na obsługę. To nie skończy się dobrze. Podszedłem do niej i objąłem wokół talii, powstrzymując przed upadkiem twarzą na plecy któregoś z nich.

[...]

PRZYPISY
[1] Amerykańska firma oferująca prywatne pożyczki edukacyjne.
[2] Bohaterka filmu niemego Mała Sierotka Annie.
[3] Amerykański gwiazdor telewizyjny, prowadzący rozmowy z gośćmi swojego talk-show.
[4] Amerykański piosenkarz grający na ukulele, znany z utworu Tiptoe Through the Tulips.
[5] Uniwersytet Marylandu.