Boski gniew - Jennifer L. Armentrout - ebook + książka

Boski gniew ebook

Jennifer L. Armentrout

4,5

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Historia się powtarza, a ostatnio nie poszło zbyt dobrze…

Alexandria nie jest pewna, czy doczeka dnia swoich osiemnastych urodzin i przebudzenia. Dawno zapomniany i fanatyczny zakon stara się ją zabić, a jeśli Rada odkryje, co zrobiła w Catskills, będzie miała przerąbane... tak jak i Aiden.

Jeśli to nie jest wystarczająco przerażające, Alex „trenuje” z Sethem, co chłopak wykorzystuje tylko jako przykrywkę, aby spędzać z nią czas sam na sam. Na jej skórze pojawia się kolejny znak apoliona, co stanowi następny krok do przedwczesnego przebudzenia. Super.

Przed zbliżającymi się urodzinami, pod wpływem pewnej informacji, jej świat legnie w gruzach, a dziewczyna pozostanie w zawieszeniu pomiędzy tym, którego kocha, a tym, który jest jej przeznaczony. Jeden zrobi wszystko, by ją chronić. Drugi okłamuje ją od samego początku. Kiedy zjawią się bogowie i uwolnią swój gniew, życie nieodwołalnie się zmieni... lub zostanie zniszczone.

Ci, którzy przetrwają, odkryją, że miłość naprawdę może być potężniejsza niż los…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 415

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (300 ocen)
190
76
27
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
NataliaDombrzalska
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Zaczęłam czytać ale coś mi podpowiada, że to nie jest pierwszy tom Znalazłam niestety nie w Legimi pakiet Covenant to tom 1 : Dwa światy Tom 2 : czyste serce Tom 3: Boski gniew Może ktoś tak jak ja pogubił się w seriach i się komuś przyda ta informacja i nie zacznie jak ja od tomu 3 :)
20
Justynaorawiec

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna seria
00
Natusiek87

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
amarei

Dobrze spędzony czas

06.02.2024
00
NikaSztangierska

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna kolejna część, polecam!
00

Popularność



Kolekcje



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Kayleigh-Marie Gore, Momo Xiong, Valerie Fink,

Vi Nguyen i Angeli Messer wielkich fanek tej serii,

które jako pierwsze odpowiadają na Twitterze.

Dla Brittany Howard i Amy Green z YA Sisterhood

za to, że są takie niesamowite.

I dla Greerów za to, że oficjalnie stali się

pierwszą rodziną serii Przymierze

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

 

 

 

Czerwony jedwab przylgnął do moich bioder, skręcając się w ciasny, podkreślający moje kształty, gorset. Miałam rozpuszczone włosy, które spływały mi na ramiona niczym płatki egzotycznych kwiatów. Kiedy się poruszałam, światła sali balowej odbijały się od materiału sprawiając, że z każdym krokiem wyglądałam, jakbym płonęła.

Zatrzymał się, rozchylił usta, jakby sam widok sprawił, że nie był w stanie zrobić nic innego. Na mojej skórze pojawił się ciepły rumieniec. To się nie mogło dobrze skończyć – nie, kiedy znajdowaliśmy się w otoczeniu innych osób, a on patrzył na mnie tak wygłodniale. Tu było moje miejsce. Z nim. To była właściwa decyzja.

Decyzja… której nie podjęłam.

Tancerze zwolnili wokół mnie, ich twarze skrywały wspaniałe, ozdobione klejnotami maski. Natarczywa, wygrywana przez orkiestrę melodia wsiąknęła w moje ciało i kości, gdy tancerze się rozstąpili.

Nic nas nie dzieliło.

Próbowałam złapać dech, jednak skradł nie tylko moje serce, ale również jakże potrzebne powietrze.

Stał ubrany w czarny smoking, skrojony na miarę tak, aby podkreślał twarde kontury jego ciała. Krzywy uśmieszek, pełen łobuzerstwa i psoty wykrzywiał mu usta, gdy skłonił się i wyciągnął ku mnie rękę.

Nogi mi się trzęsły, gdy postawiłam pierwszy krok. Migoczące światła nade mną wskazały drogę do niego, ale odnalazłabym go w ciemności, gdyby to było konieczne. Bicie jego serca brzmiało jak moje.

Uśmiech na jego twarzy się poszerzył.

To zachęta, której potrzebowałam. Ruszyłam ku niemu, a suknia płynęła za mną niczym rzeka szkarłatnego jedwabiu. Wyprostował się, chwycił mnie w talii, a ja objęłam go za szyję. Wtuliłam twarz w jego tors, chłonąc zapach słonego oceanu i palonych liści.

Wszyscy się nam przyglądali, ale to nie miało znaczenia. Byliśmy we własnym świecie, gdzie liczyło się jedynie to, czego chcieliśmy, czego pragnęliśmy od tak dawna.

Zaśmiał się głęboko, gdy mnie obrócił. Moje stopy nie dotykały nawet podłogi sali balowej.

– Tak lekkomyślna – mruknął.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, wiedząc, że potajemnie uwielbia to we mnie.

Postawił mnie, wziął za rękę, drugą umieszczając na moich lędźwiach. Ponownie się odezwał cichym, uwodzicielskim głosem:

– Wyglądasz przepięknie, Alex.

Serce mi urosło.

– Kocham cię, Aidenie.

Pocałował mnie w czubek głowy, a potem zaczęliśmy się szybko obracać. Dołączyły do nas pary na parkiecie, udało mi się dostrzec szerokie uśmiechy oraz dziwne oczy pod maskami – oczy całkowicie białe, bez źrenic. Zrodził się niepokój. Te oczy… Wiedziałam, co oznaczały. Pląsaliśmy do rogu, gdzie usłyszałam dochodzący z ciemności cichy krzyk.

Spojrzałam w mroczny kąt sali balowej.

– Aidenie…?

– Ciii. – Przesunął dłonią po moim kręgosłupie, po czym skierował ją na kark. – Kochasz mnie?

Spojrzałam mu głęboko w oczy.

– Tak. Tak. Kocham cię najbardziej na świecie.

Jego uśmiech zblakł.

– Kochasz mnie bardziej niż jego?

Znieruchomiałam w jego nagle luźnym uścisku.

– Bardziej niż kogo?

– Jego – powtórzył. – Kochasz mnie bardziej niż jego?

Przeniosłam wzrok do ciemnego kąta. Stał tam mężczyzna zwrócony plecami do nas. Przyciskał się do kobiety, jego usta znajdowały się na jej szyi.

– Kochasz mnie bardziej niż jego?

– Kogo? – Próbowałam się przysunąć, ale mnie trzymał. Poczułam niepewność, gdy w srebrzystych oczach dostrzegłam rozczarowanie. – Co się stało, Aidenie?

– Nie kochasz mnie. – Zabrał ręce i się odsunął. – Nie kiedy jesteś z nim, wtedy wybierasz jego.

Mężczyzna obrócił się twarzą do nas. Seth się uśmiechnął, w jego oczach odmalowały się mroczne obietnice. Obietnice, na które się zgodziłam, które wybrałam.

– Nie kochasz mnie – powtórzył Aiden, znikając w cieniu. – Nie możesz. Nigdy nie mogłaś.

Wyciągnęłam do niego rękę.

– Ale…

Było już za późno. Tańczący zbliżyli się i zatonęłam w morzu sukni i szeptanych słów. Odpychałam ich, ale nie mogłam się wydostać, nie mogłam znaleźć ani Aidena, ani Setha. Ktoś mnie szturchnął, więc upadłam na kolana, a czerwony jedwab się rozdarł. Wołałam chłopaków, ale żaden nie odpowiedział. Zagubiona wpatrywałam się w morze ukrytych za maskami twarzy, gapiłam się w dziwne oczy. Znałam je.

Należały do bogów.

Poderwałam się na łóżku, zlana potem, gdy serce próbowało wyskoczyć mi z piersi. Minęła dłuższa chwila, nim wzrok przywykł do ciemności i rozpoznałam nagie ściany pokoju w internacie.

– Co jest? – Grzbietem dłoni otarłam mokre, gorące czoło. Zacisnęłam mocno powieki.

– Hmm? – mruknął nie do końca rozbudzony Seth.

Kichnęłam dwukrotnie w odpowiedzi.

– Seksownie. – Macał na ślepo w poszukiwaniu pudełka chusteczek. – Nie wierzę, że nadal jesteś chora. Proszę.

Wzdychając, wzięłam opakowanie i przycisnęłam do piersi, wyjmując z niego kilka sztuk.

– To twoja wina… Apsik! To twój głupi pomysł pływania w… Apsik! Wodzie, która miała tylko pięć stopni, kretynie.

– Ja nie zachorowałem.

Wytarłam nos, czekając, by mieć pewność, że już nie będę kichać, po czym upuściłam pudełko na podłogę. Przeziębienie było paskudne jak tyłek daimona. W całym moim siedemnastoletnim życiu nigdy nie zachorowałam – aż do teraz. Nie wiedziałam nawet, że mogę coś złapać.

– Czyż nie jesteś tak cholernie wyjątkowy?

– Wiesz o tym – padła przytłumiona odpowiedź.

Obróciłam się i spojrzałam ze złością na Setha. Wyglądał niemal normalnie, spoczywając na poduszce – mojej poduszce. Nie jak ktoś, kto miał się stać zabójcą boga w mniej niż cztery miesiące. Dla naszego świata Seth był prawie jak mityczny stwór: piękny, ale zabójczy.

– Miałam dziwny sen.

Chłopak obrócił się na bok.

– No weź. Wracaj do spania.

Od naszego powrotu tydzień temu z Catskills, nie odstępował mnie na krok jak nigdy wcześniej. Nie żebym nie rozumiała dlaczego. Po ataku furii i tym, że zabiłam czystokrwistego, zapewne już nigdy nie spuści mnie z oka.

– Naprawdę musisz zacząć sypiać we własnym łóżku.

Obrócił nieznacznie głowę. Na jego twarzy pojawił się zaspany uśmieszek.

– Wolę twoje.

– A ja bym wolała, żebyśmy obchodzili tu Boże Narodzenie, bym dostała prezenty i mogła śpiewać kolędy, ale niestety nie mogę mieć tego, czego pragnę.

Seth mnie pociągnął, a jego ciężka ręka spoczęła na moich plecach.

– Alex, ja zawsze dostaję to, czego chcę.

Przeszył mnie dreszcz.

– Seth?

– Tak?

– Śniłeś mi się.

Otworzył bursztynowe oko.

– Powiedz, proszę, że byliśmy nadzy.

Przewróciłam swoimi.

– Zbok.

Westchnął głośno i się zbliżył.

– Rozumiem, że nie.

– Dobrze rozumiesz. – Nie mogąc zasnąć, przygryzłam wargę. Martwiłam się tak wieloma rzeczami, że myśli wirowały w mojej głowie. – Seth?

– Hmm?

Przyglądałam się, jak opadł głębiej w poduszkę. W takim Secie było coś czarującego. Był wrażliwy i chłopięcy, czego brakowało mu, gdy w pełni się rozbudzał.

– Co się stało, gdy walczyłam z furiami?

Jego oczy zmieniły się w wąskie szparki. To pytanie zadałam mu już kilkakrotnie od powrotu do Karoliny Północnej. Siła i moc, jaką się wykazałam w obliczu bogów, były czymś, co mógł osiągnąć tylko Seth jako w pełni rozwinięty apolion.

A ja jako nieprzebudzona półkrwista? Nie za bardzo. W walce z furiami powinnam polec z kretesem.

Seth zacisnął na chwilę usta.

– Śpij, Alex.

Nie chciał mi odpowiedzieć. Znowu. Pojawiły się złość i frustracja. Zrzuciłam z siebie jego rękę.

– Czego mi nie mówisz?

– Masz paranoję. – Dłoń wróciła na mój brzuch.

Próbowałam wykręcić się z jego uścisku, ale go wzmocnił. Zgrzytając zębami, obróciłam się na bok i ułożyłam koło niego.

– Nie mam żadnej paranoi, dupku. Coś tam się stało. Mówiłam ci. Wszystko… wszystko było bursztynowe. Jak twoje oczy.

Westchnął przeciągle.

– Słyszałem, że niektórym w sytuacjach stresowych wyostrza się siła i zmysły.

– To nie było to.

– I że niektórzy pod presją mają halucynacje.

Zamachnęłam się, ale nie trafiłam w jego głowę.

– Nie miałam halucynacji.

– Nie wiem, co ci powiedzieć. – Seth uniósł rękę i przewrócił się na plecy. – A tak w ogóle, pójdziesz rano na lekcje?

Natychmiast pojawiło się nowe zmartwienie. Lekcje oznaczały spotkanie ze wszystkimi – z Olivią – bez mojego przyjaciela. Poczułam ucisk w piersi. Opuściłam powieki, ale pojawiła się pod nimi blada twarz Caleba, szeroko otwarte niewidzące oczy i sztylet Przymierza, który tkwił głęboko w jego piersi. Wydawało się, że to, jak naprawdę wyglądał, pamiętałam tylko w snach.

Seth usiadł i poczułam, że spojrzeniem wywierca mi dziurę w plecach.

– Alex?

Nie znosiłam naszej nadnaturalnej więzi – absolutnie nienawidziłam tego, co mu oddawałam. Nie istniało już coś takiego jak prywatność. Westchnęłam.

– Nic mi nie jest.

Nie odpowiedział.

– Tak, pójdę rano na zajęcia. Marcus wpadnie w szał, gdy wróci i dowie się, że nie chodziłam do szkoły. – Opadłam na plecy. – Seth?

Obrócił głowę w moją stronę. Jego oblicze spowijały cienie, ale oczy jaśniały w ciemności.

– Tak?

– Kiedy według ciebie wrócą? – Miałam na myśli Marcusa, Luciana i… Aidena. Oddech uwiązł mi w piersi. Działo się tak, ilekroć myślałam o protektorze i tym, co dla mnie zrobił – co zaryzykował.

Seth ułożył się na boku i wziął mnie za prawą rękę. Splótł ze mną palce. Skóra zamrowiła w odpowiedzi. Znak apoliona – ten, który nie powinien znajdować się na mojej dłoni – stał się ciepły. Wpatrywałam się w nasze złączone ręce. Nie zdziwiłam się, gdy pojawiły się słabe linie – tak samo, jak runy wijące się po przedramieniu Setha. Obróciłam głowę i zobaczyłam, że dotarły do jego twarzy. Jego oczy się rozjaśniły. Ostatnio często się to działo – zarówno ukazywały się znaki, jak i jaśniały mu oczy.

– Lucian mówił, że wrócą niedługo, zapewne dziś wieczorem. – Bardzo powoli przesunął opuszką kciuka po linii runy. Podwinęły mi się palce u stóp, drugą ręką ścisnęłam koc. Seth się uśmiechnął. – Nikt nie mówił o czystokrwistym strażniku. A Dawn Samos już tu jest. Wygląda na to, że urok rzucony przez Aidena zadziałał.

Miałam ochotę uwolnić rękę. Ciężko mi było się skoncentrować, kiedy Seth bawił się runą na mojej skórze. Oczywiście o tym wiedział. I cieszył się tym jak głupi.

– Nikt nie wie, co się naprawdę stało. – Kciukiem śledził teraz poprzeczną linię. – I niech tak pozostanie.

Zamknęłam oczy. To, jak zginął strażnik musiało pozostać tajemnicą, inaczej będziemy mieć z Aidenem poważne kłopoty. Nie tylko zabawialiśmy się w lecie – po czym wyznałam mu miłość, co było całkowicie zakazane – ale w samoobronie zabiłam czystokrwistego. I Aiden użył uroku na dwóch czystokrwistych, by to zatuszować. Zabicie Hematoi przez półkrwistego oznaczało śmierć bez względu na sytuację, a czystokrwiści nie mogli używać uroku wśród swoich. Jeśli cokolwiek zostałoby ujawnione, mielibyśmy przerąbane.

– Myślisz? – zapytałam szeptem.

– Tak. – Jego ciepły oddech owiał moją skroń. – Śpij, Alex.

Pozwalając, by jego pieszczota na mojej dłoni mnie ukołysała, odpłynęłam do krainy snów, zapominając na chwilę o błędach i decyzjach, które podjęłam w ciągu ostatnich miesięcy. Jako ostatnie, przyszedł mi do głowy mój największy błąd – nie chłopak spoczywający obok mnie, ale ten, który nigdy nie mógł być mój.

***

Normalnie nienawidziłam matematyki. Przedmiot wydawał mi się bezsensowny. Kogo obchodził Pitagoras, kiedy uczęszczało się do Przymierza, aby nauczyć się zabijać? Jednak dziś nienawidziłam tej lekcji wyjątkowo mocno.

Niemal każdy się we mnie wpatrywał, nawet pani Kateris. Opadłam nisko na krześle, wtykając nos w książkę, której bym nie przeczytała nawet, gdyby pojawił się tu sam Apollo i mi to nakazał. Tylko jedno spojrzenie mnie interesowało, reszta mogła się walić.

Wzrok Olivii był ciężki, potępiający.

Dlaczego nie mogłyśmy zmienić miejsc? Po wszystkim, co zaszło, siedzenie obok niej było najgorszą torturą.

Płonęły mi policzki. Dziewczyna mnie nienawidziła, obwiniała o śmierć Caleba. Ale przecież go nie zabiłam – zrobił to półkrwisty daimon. Byłam tylko tą, która namówiła go do wymknięcia się z internatu podczas godziny policyjnej, mając ku temu naprawdę dobry powód.

W pewnym sensie była to jednak moja wina. Wiedziałam o tym i, na bogów, zrobiłabym wszystko, by to zmienić.

Zapewne wszyscy gapili się na mnie ze względu na wybuch dziewczyny na pogrzebie. Jeśli prawidłowo pamiętam, wykrzyczała coś jak: „Jesteś apolionem”, gdy się w nią wpatrywałam.

W nowojorskim Przymierzu w Catskills półkrwiści uważali, że byłam fajna, ale tutaj… nie za bardzo. Kiedy patrzyłam uczniom w oczy, nie odwracali głów wystarczająco szybko, aby ukryć niepokój.

Kiedy lekcja dobiegła końca, wrzuciłam podręcznik do plecaka i pospieszyłam do drzwi, zastanawiając się, czy podczas następnej Deacon będzie ze mną rozmawiał. Bracia St. Delphi byli swoimi przeciwieństwami niemal we wszystkim, ale obaj wydawali się postrzegać półkrwistych jako równych sobie – co było rzadkie pośród Hematoi.

Szepty podążały za mną korytarzami. Ignorowanie ich było trudniejsze, niż sobie wyobrażałam. Każda komórka w moim ciele domagała się, bym się z nimi skonfrontowała. I co miałabym zrobić? Rzucić się na nich, jak szalona małpa i ich pobić? Tak, to nie przysporzyłoby mi żadnych fanów.

– Alex! Czekaj!

Serce mi się ścisnęło na dźwięk głosu Olivii. Przyspieszyłam, praktycznie przepychając się pomiędzy kilkoma młodszymi półkrwistymi, którzy wpatrywali się we mnie szeroko otwartymi, przerażonymi oczami. Dlaczego się mnie bali? Nie byłam tą, która niedługo miała stać się zabójcą boga. Ale w Setha wpatrywali się, jakby był ich bóstwem. Jeszcze kilkoro drzwi i mogłam skryć się na zajęciach z „Prawd i Legend”.

– Alex!

Rozpoznałam jej ton. Takiego samego używała, ilekroć kłóciła się z Calebem – był pełen determinacji i uporu.

Cholera.

Znajdowała się tuż za mną, a ja byłam zaledwie krok od klasy. Nie miałam jednak do niej dotrzeć.

– Alex – powiedziała – musimy porozmawiać.

– Nie zamierzam w tej chwili. – Ponieważ oskarżenie, że jestem winna śmierci Caleba, naprawdę nie znajdowało się na szczycie listy tego, co chciałam dziś usłyszeć.

Olivia złapała mnie za rękę.

– Alex, muszę z tobą porozmawiać. Wiem, że jesteś zła, ale nie tylko tobie go brakuje. Byłam jego dziewczyną…

Przestałam myśleć. Obróciłam się, upuściłam plecak pośrodku korytarza i chwyciłam ją za szyję. W sekundę przyparłam ją do ściany, aż stanęła na czubkach palców. Wytrzeszczając oczy, chwyciła mnie za rękę, którą próbowała od siebie odsunąć.

Ścisnęłam odrobinę mocniej.

Kątem oka dostrzegłam Leę, która nie miała już ręki na temblaku. Ten sam daimon, który zabił Caleba, złamał jej kości. Lea przysunęła się, jakby chciała interweniować.

– Słuchaj, rozumiem – szepnęłam ochryple. – Kochałaś Caleba. Ale ja również. I też mi go brakuje. Gdybym mogła cofnąć się w czasie i zmienić wydarzenia tamtej nocy, zrobiłabym to. Ale nie mogę. Zatem proszę, zostaw mnie…

Ktoś nagle złapał mnie w talii i odrzucił na dobre dwa metry. Olivia zjechała po ścianie, pocierając szyję.

Obróciłam się i jęknęłam.

Leon, król nienagannego wyczucia czasu, piorunował mnie właśnie wzrokiem.

– Potrzebujesz profesjonalnej niańki.

Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Biorąc pod uwagę sytuacje, do których niegdyś nie dopuścił, miał rację. Uświadomiłam sobie jednak to, co ważniejsze. Jeśli Leon wrócił, byli tu również mój wuj i Aiden.

– Ty – wskazał na Olivię – do klasy. – Zwrócił uwagę na mnie. – A ty idziesz ze mną.

Gryząc się w język, podniosłam plecak z podłogi i zawstydzona przeszłam wzdłuż zatłoczonego korytarza. Dostrzegłam Luke’a, który jednak obrócił głowę, nim spostrzegłam wyraz jego twarzy.

Leon udał się na schody – bogowie wiedzieli, jak je uwielbiałam – i nie odzywaliśmy się, aż dotarliśmy do holu. Zniknęły posągi furii, ale to puste miejsce sprawiło, że skurczył mi się żołądek. Wrócą. Byłam tego pewna. Pozostawało to tylko kwestią czasu.

Leon górował nade mną. Gdy się zatrzymał, jego ponad dwumetrowa sylwetka składała się z samych mięśni.

– Dlaczego za każdym razem, gdy cię widzę, zamierzasz zrobić coś, czego nie powinnaś?

Wzruszyłam ramionami.

– Taki mam talent.

Na jego twarzy zagościło niechętne rozbawienie, gdy wyjął coś z tylnej kieszeni. Wyglądało jak kawałek pergaminu.

– Aiden prosił, żebym ci to dał.

Żołądek mi się skurczył, gdy drżącymi palcami sięgnęłam po kartkę.

– Wszystko z nim… w porządku?

Zmarszczył brwi.

– Tak, Aidenowi nic nie jest.

Nie ukrywałam westchnienia ulgi, gdy obróciłam list. Został zapieczętowany oficjalnie wyglądającym znakiem odbitym w czerwonym laku. Kiedy uniosłam głowę, Leona już nie było. Kręcąc nią, podeszłam do marmurowej ławki i usiadłam. Nie miałam pojęcia, jakim cudem mężczyzna o tak dużym ciele mógł poruszać się niezauważenie. Powinna trząść się pod nim ziemia.

Zaciekawiona, wsunęłam palec pod wosk i złamałam pieczęć. Rozłożyłam kartkę i zobaczyłam na dole elegancki podpis Laadan. Rzuciłam okiem na treść, po czym wróciłam do początku i przeczytałam raz jeszcze.

I po raz trzeci.

Czułam jednocześnie niebywałe ciepło i zimno. Zaschło mi w ustach, gardło się ścisnęło. Drżenie objęło palce, przez co papier dygotał. Wstałam, ale zaraz usiadłam. Trzy słowa odtwarzały się bez przerwy przed moimi oczami. Były wszystkim, co widziałam. I wszystkim, czego miałam teraz świadomość.

Twój ojciec żyje.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2

 

 

 

Z mocno bijącym sercem przemierzałam po dwa stopnie naraz. Widząc Leona w pobliżu gabinetu wuja, przyspieszyłam do biegu. Wyglądał na lekko zaniepokojonego, gdy mnie dostrzegł.

– Co się stało, Alexandrio?

Zatrzymałam się.

– Aiden ci to dał?

Zmarszczył brwi.

– Tak.

– Czytałeś?

– Nie. Nie było zaadresowane do mnie.

Przycisnęłam list do piersi.

– Wiesz, gdzie jest Aiden?

– Tak. – Zmarszczył brwi jeszcze bardziej. – Wrócił wczoraj.

– Gdzie teraz jest, Leonie? Muszę to wiedzieć.

– Nie rozumiem, co mogłoby być tak ważnego, abyś przerywała mu trening. – Skrzyżował wielkie ręce na piersi. – I nie powinnaś być na lekcji?

Wpatrywałam się w niego przez chwilę, nim obróciłam się i ponownie puściłam biegiem. Leon nie był głupi, nie przez przypadek powiedział mi, gdzie znajduje się Aiden, ale nie miałam czasu, by zastanawiać się, dlaczego zachował się tak, a nie inaczej.

Jeśli Aiden trenował, wiedziałam, gdzie go znaleźć. Zimny, wilgotny wiatr owiał moje policzki, kiedy wypadłam na zewnątrz i ruszyłam ku arenie treningowej. Mlecznoszare niebo było typowe dla późnego listopada, przez co wydawało się, że lato odeszło tak dawno temu.

Zajęcia uczniów o niższym poziomie zaawansowania odbywały się w większych salach treningowych. Zza jednych drzwi dobiegł zniecierpliwiony warkot instruktora Romviego, a za nim moje szybkie kroki pustym korytarzem. Przy końcu budynku, naprzeciwko ambulatorium, do którego zabrał mnie Aiden po tym, jak Kain skopał mi tyłek na treningu, znajdowało się małe pomieszczenie wyposażone w niezbędne akcesoria i komorę izolacyjną.

Nie miałam jeszcze okazji w niej trenować.

Zerkając przez szparę w uchylonych drzwiach, dostrzegłam Aidena. Stał pośrodku maty, waląc w worek. Na jego skórze widoczny był pot, gdy zadawał ciosy, posyłając przyrząd na kilkadziesiąt centymetrów.

W każdej innej sytuacji obsesyjnie bym go podziwiała, ale teraz zacisnęłam palce na liście. Wślizgnęłam się przez szczelinę i przemierzyłam pomieszczenie.

– Aidenie…

Obrócił się, jego szare oczy przybrały odcień burzy. Odsunął się o krok i przedramieniem otarł pot z czoła.

– Alex, co… Co tu robisz? Nie powinnaś być na lekcji?

Uniosłam kartkę.

– Czytałeś ten list?

Posłał mi takie samo spojrzenie jak Leon.

– Nie. Laadan poprosiła, abym przypilnował, żebyś go dostała.

Dlaczego powierzyła Aidenowi takie wieści? Nie mogłam tego zrozumieć, chyba że…

– Wiesz, co zawiera?

– Nie. Poprosiła mnie tylko, żebym ci go przekazał. – Pochylił się i podniósł ręcznik z maty. – Przyszłaś tu z powodu listu?

Wyrwało mi się to głupie, zupełnie niepotrzebne pytanie:

– Dlaczego dałeś go Leonowi?

Odwrócił wzrok.

– Sądziłem, że tak będzie lepiej.

Spojrzałam na jego szyję. Znów znajdował się na niej cienki srebrny łańcuszek. Chciałam wiedzieć, dlaczego go nosił, skoro nie był facetem lubującym się w biżuterii. Skierowałam jednak wzrok na jego twarz.

– Mój ojciec żyje.

Aiden obrócił głowę w moją stronę.

– Co?

Poczułam gorycz w ustach.

– On żyje, Aidenie. I przez lata przebywał w nowojorskim Przymierzu. Był tam, gdy je odwiedziliśmy. – Wróciły emocje, które zrodziły się, gdy czytałam list. – Widziałam go, Aidenie. Wiem, że tak. To był ten sługa z brązowymi oczami. I wiedział… wiedział, że byłam jego córką. To właśnie z tego powodu musiał mi się tak dziwnie przyglądać. To zapewne dlatego tak się zachowywał, ilekroć się spotykaliśmy. Nie miałam pojęcia…

Aiden wyglądał jakoś blado.

– Mogę?

Podałam mu kartkę i przeczesałam drżącymi palcami włosy.

– Wiesz, było w nim coś innego… Nie wyglądał na otumanionego eliksirem jak inni. A kiedy wychodziliśmy z Sethem, widziałam, jak walczył z daimonami. – Urwałam i nabrałam głęboko powietrza. – Po prostu nie wiedziałam, Aidenie.

Zmarszczył brwi, gdy czytał.

– Na bogów – mruknął.

Odwróciłam się od niego i objęłam się rękami. Żołądek znów mi się skurczył. Gniew zawrzał w żyłach.

– Jest sługą… Pieprzonym sługą…

– Wiesz, co to oznacza, Alex?

Stanęłam twarzą zwrócona do niego, zszokowana, gdy zauważyłam, jak blisko stoi. Jednocześnie poczułam woń perfum i słonej wody.

– Tak. Muszę coś zrobić! Muszę go stamtąd wyciągnąć. Wiem, że go nie znam, ale to mój ojciec. Muszę coś zrobić!

Aiden wytrzeszczył oczy.

– Nie.

– Co?

Trzymając list w jednej ręce, złapał mnie drugą. Zakołysałam się na piętach.

– Co ty…

– Nie tutaj – polecił cicho.

Zdezorientowana i nieco zaskoczona faktem, że Aiden mnie dotykał, pozwoliłam wyprowadzić się do znajdującego się naprzeciwko gabinetu lekarskiego. Zamknął za nami drzwi na zamek. Poczułam ciepło, gdy uświadomiłam sobie, że znajdowaliśmy się sami w pomieszczeniu bez okien, a Aiden właśnie zablokował drzwi. Poważnie, musiałam zapanować nad sobą, bo to naprawdę nie był odpowiedni czas dla moich rozszalałych hormonów. Okej, w ogóle nie było dla nich czasu.

Aiden stanął twarzą do mnie, zaciskając zęby.

– Coś ty sobie myślała?

– Eee… – Odsunęłam się o krok. Nie było mowy, bym się przyznała. Ale zrozumiałam, że chłopak był na mnie zły… właściwie wściekły. – Co niby zrobiłam?

Położył list na stole, na którym niegdyś siedziałam.

– Nie zrobisz niczego szalonego.

Zmrużyłam oczy, złapałam list i w końcu zrozumiałam, dlaczego się wkurzał.

– Oczekujesz, że nie kiwnę palcem? I pozwolę, żeby ojciec zgnił jako sługa?

– Musisz się uspokoić.

– Uspokoić? Ten służący w Nowym Jorku to mój tata. Myślałam, że nie żyje! – Nagle przypomniałam sobie Laadan w bibliotece i sposób, w jaki mówiła o moim ojcu, jakby nadal żył. Poczułam gniew. Dlaczego mi nie powiedziała? Mogłam z nim porozmawiać. – Jak mam się uspokoić?

– Nie wyobrażam sobie nawet, co przechodzisz lub o czym myślisz. – Zmarszczył brwi. – Cóż, tak, mogę sobie jednak wyobrazić, co chodzi ci po głowie. Chcesz wpaść do Catskills i go uwolnić. Wiem, że o tym właśnie myślałaś.

Oczywiście, że się domyślił.

Przysunął się, a jego oczy zmieniły się w lśniące srebro.

– Nie. – Cofnęłam się, przyciskając list Laadan do piersi.

– Muszę coś zrobić.

– Wiem, że tak czujesz, ale, Alex, nie możesz wrócić do Catskills.

– Nie wpadłabym tam. – Weszłam za stół, gdy podszedł. – Wymyślę coś. Może napytam sobie biedy. Telly mówił, że jeszcze jeden błąd i zostanę odesłana do Catskills.

Aiden mi się przyglądał.

Stół znajdował się w tej chwili pomiędzy nami.

– Jeżeli tam wrócę, zdołam z nim porozmawiać. Muszę to zrobić.

– Absolutnie nie – warknął.

Spięłam się.

– Nie zdołasz mnie powstrzymać.

– Chcesz się założyć? – Zaczął okrążać stół.

Niespecjalnie. Zaciekłość w jego tonie podpowiedziała mi, że zrobi wszystko, aby mnie powstrzymać, co oznaczało, że muszę go przekonać.

– To mój ojciec, Aidenie. Co byś zrobił, gdyby chodziło o Deacona?

Cios poniżej pasa, wiem.

– Nigdy więcej nie waż się do niego odnosić, Alex. Nie pozwolę, abyś się zabiła. Mam gdzieś, kim dla ciebie jest. Nie pozwolę.

Poczułam ucisk w gardle.

– Nie mogę pozostawić go na pastwę takiego losu. Nie mogę.

W jego stanowczym spojrzeniu odmalował się ból.

– Wiem, ale nie jest wart twojego życia.

Opuściłam ręce i zaprzestałam perswazji.

– Jak możesz podejmować taką decyzję? – Popłynęły łzy, które tak usilnie starałam się zatrzymać. – Jak możesz być tak bierny?

Aiden milczał, położył dłonie na moich przedramionach i przyciągnął mnie do siebie. Zamiast wciągnąć mnie w objęcia, cofnął się pod ścianę i zsunął się po niej, zabierając mnie ze sobą. Znalazłam się w jego ramionach. Podwinęłam nogi, ręce zaciskając na jego koszulce.

Oddychałam płytko z bólem, który nie chciał odejść.

– Mam dosyć tych, którzy mnie okłamują. Wszyscy kłamali na temat mamy. A teraz to? Myślałam, że on nie żyje. Na bogów, żałuję, że tak nie jest, bo śmierć byłaby lepsza niż to, przez co przechodzi. – Głos mi się załamał i po policzkach spłynęło więcej łez.

Aiden objął mnie mocniej, głaszcząc kojąco po plecach. Chciałam przestać płakać, bo było to słabe i upokarzające, ale nie mogłam nad tym zapanować. Odkrycie losu ojca było przerażające. Kiedy przestałam rzewnie szlochać, odsunęłam się nieco i uniosłam mokre oczy.

Wilgotne jedwabiste fale przylgnęły do czoła i skroni Aidena. Słabe oświetlenie pomieszczenia podkreśliło jego wydatne kości policzkowe i wargi, które zapamiętałam tak dawno temu. Aiden rzadko szeroko się uśmiechał, ale kiedy to robił, widok był oszałamiający. Zdarzyło się, że kilkakrotnie widziałam jego pełen uśmiech, ostatnim razem w zoo.

Patrzyłam na niego i widziałam uśmiech po raz pierwszy od czasu, gdy wszystko zaryzykował, aby mnie chronić, po czym znów chciało mi się płakać. Mogłam postąpić inaczej? Rozbroić strażnika zamiast wbijać mu sztylet w pierś? I dlaczego Aiden użył uroku, by zamaskować to, czego dokonałam? Dlaczego miałby aż tak bardzo ryzykować?

Nic z tego jednak nie wydawało się w tej chwili istotne, nie po wiadomości o ojcu. Otarłam oczy.

– Przepraszam… że się tak rozpłakałam przy tobie.

– Nigdy za to nie przepraszaj – oznajmił. Spodziewałam się, że w którejś chwili mnie puści, ale wciąż otaczał mnie rękami. Wiedziałam, że nie powinnam, ponieważ później będzie okropnie bolało, ale pozwoliłam sobie na rozluźnienie.

– Na wszystko tak gwałtownie reagujesz.

– Co takiego?

Opuścił rękę i poklepał mnie po kolanie.

– Reagujesz instynktownie. Natychmiast, gdy o czymś usłyszysz. Działasz, zamiast przemyśleć sprawę.

Wtuliłam twarz w jego tors.

– To nie był komplement.

Przesunął dłoń na mój kark i wsunął palce w burzę moich włosów. Zastanawiając się, czy był świadomy swoich poczynań, wstrzymałam oddech. Zacisnął palce, trzymając mnie, żebym się nie odsunęła. Nie żebym to zrobiła – bez względu na to, jak było to złe, niebezpieczne czy głupie.

– To nie była obelga – odparł cicho. – Tylko stwierdzenie tego, kim jesteś. Nie zatrzymujesz się, aby rozważyć niebezpieczeństwo tylko to, co właściwe. Ale czasami takie nie jest.

Zastanowiłam się nad tym.

– Czy użycie uroku na Dawn i tym innym Hematoi było taką gwałtowną reakcją?

Nie odpowiadał przez czas, który wydawał się wiecznością.

– To była najmądrzejsza i zarazem najgłupsza rzecz, ale nie mogłem zrobić nic innego.

– Dlaczego?

Nie odpowiedział.

Nie naciskałam. Odnalazłam spokój w jego ramionach, gdy głaskał mnie po plecach i nie chciałam być nigdzie indziej. Nie chciałam niszczyć tej chwili. W jego objęciach byłam dziwnie zadowolona. Mogłam oddychać. Czułam się bezpiecznie. Nikt inny tak na mnie nie działał. Aiden był moim osobistym antydepresantem.

– Decyzja o byciu protektorem była podjęta gwałtownie? – szepnęłam.

Jego pierś uniosła się pod moim policzkiem.

– Tak, była.

– Żałujesz jej?

– Nigdy.

Chciałabym być czegoś tak pewna.

– Nie wiem, co zrobić, Aidenie.

Opuścił głowę, ocierając się o mój policzek. Jego skóra była gładka, ciepła, podniecająca, a jednocześnie kojąca.

– Wymyślimy, jak się z nim skontaktować. Mówiłaś, że nie wyglądał na otumanionego eliksirem? Moglibyśmy posłać list do Laadan, a ona by mu go podała. To byłoby najbezpieczniejsze.

Moje serce aż podskoczyło z zachwytu. Nadzieja wyrwała się spod kontroli i rozprzestrzeniła w moim wnętrzu.

– My?

– Tak. Z łatwością mogę wysłać list do Laadan, przekazać jej wiadomość. To w tej chwili najpewniejsza droga.

Miałam ochotę go uściskać, ale się powstrzymałam.

– Nie. Gdyby cię złapano… Nie mogę do tego dopuścić.

Aiden zaśmiał się cicho.

– Alex, złamaliśmy już zapewne każdą istniejącą zasadę. Nie martwię się o wpadkę przy przekazywaniu wiadomości.

Nie, nie złamaliśmy każdej…

Odsunął się nieznacznie i poczułam na twarzy jego intensywne spojrzenie.

– Myślałaś, że nie pomógłbym ci z czymś tak ważnym, jak to?

Nie otwierałam oczu, ponieważ miękłam od patrzenia na niego. Był moją słabością.

– Sprawy… są inne.

– Wiem, że są inne, Alex, ale zawsze będę przy tobie. Zawsze ci pomogę. – Urwał. – Jak możesz w to wątpić?

Otworzyłam oczy jak idiotka. Natychmiast zostałam wessana. Wydawało się, że wszystko, co zostało powiedziane, wszystko, co wiedziałam, nie miało już znaczenia.

– Nie wątpię – szepnęłam.

Skrzywił się nieco.

– Czasami nie mogę cię zrozumieć.

– Przeważnie sama siebie nie rozumiem. – Opuściłam wzrok. – Zrobiłeś już dla mnie tak wiele. A to, czego dokonałeś w Catskills? – Przełknęłam z trudem ślinę. – Na bogów, nigdy ci wystarczająco nie podziękuję.

– Nie…

– Nie mów, że nie ma za co dziękować. – Uniosłam wzrok do jego oczu. – Uratowałeś mi życie, Aidenie, ryzykując własnym. Dziękuję.

Odwrócił głowę, skupiając się na czymś ponad mną.

– Mówiłem, że nie dopuszczę, by cokolwiek ci się stało. – Wrócił do mnie uwagą i w srebrnych tęczówkach zagościło rozbawienie. – Chociaż wydaje się to robotą na pełen etat. Kąciki moich ust drgnęły.

– Wiesz przecież, że się staram. Dziś był dopiero pierwszy dzień, gdy wykazałam się względną głupotą. – Opuściłam fragment, gdy koczowałam w pokoju z paskudnym przeziębieniem.

– Co takiego zrobiłaś?

– Naprawdę nie chcesz wiedzieć.

Ponownie parsknął śmiechem.

– Sądziłem, że Seth będzie cię trzymał z dala od kłopotów.

Spięłam się, uświadamiając sobie, że odkąd przeczytałam list, ani razu nie pomyślałam o apolionie. Nie pomyślałam nawet o naszej więzi. Cholera.

Aiden westchnął głęboko i opuścił ręce.

– Wiesz, co oznacza sytuacja z twoim ojcem, Alex?

Próbowałam wziąć się w garść. Musiałam się uporać z ważnymi rzeczami. Ojcem, radą, Tellym, furiami, kilkunastoma wkurzonymi bogami i Sethem. Ale w głowie miałam papkę.

– Co takiego?

Aiden spojrzał na drzwi, jakby obawiał się wypowiedzieć tę myśl na głos.

– Twój tata nie jest śmiertelnikiem. Jest półkrwistym.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 3

 

 

 

Nie wróciłam na lekcję. Zamiast tego poszłam do internatu i usiadłam na łóżku. List znajdował się przede mną jak wąż gotowy wstrzyknąć jad. Czułam się skołowana, gdy dowiedziałam się, że tata żyje, ale teraz było mi głupio, że nie skojarzyłam faktów. Laadan nie napisała o tym. Oczywiście rozumiałam, dlaczego ominęła prawdziwą bombę atomową w tej krótkiej notce. Jak inaczej najwyższa rada mogłaby zapanować nad moim ojcem? I widziałam, jak walczył. Wymachiwał świecznikiem jak ninja.

Ojciec był półkrwistym – wyćwiczonym w boju. Do licha, był zapewne cholernym protektorem, co by wyjaśniało, w jaki sposób poznała go mama, zanim spotkała Luciana.

Półkrwisty.

To czym, na bogów, byłam ja?

Odpowiedź wydawała się zbyt prosta. Opadłam na plecy, gapiąc się tępo w sufit. Rety, chciałam pogadać o tym z Calebem, bo to nie mogła być prawda.

Dzieci dwójki Hematoi były wesołymi, małymi czystokrwistymi. Kiedy któreś z nich związało się z człowiekiem, potomstwo było użytecznymi półkrwistymi. Ale czysto- i półkrwisty? Taki związek był zakazany, stanowił tabu tak wielkie, że nie znałam przypadku, aby urodziło się dziecko będące… Czym?

Poderwałam się, gdy serce mocniej mi zabiło. Po raz pierwszy, gdy Aiden był w moim pokoju w internacie i na niego spojrzałam – cóż, śliniłam się jak głupia, ale nieważne – zastanawiałam się, dlaczego od zarania dziejów związki pomiędzy czysto- a półkrwistymi są zakazane. Nie chodziło o strach przed jednookim Cyklopem, ale jednak było to straszne.

Z połączenia osób czysto- i półkrwi powstawał apolion.

– Cholera – powiedziałam, patrząc na list.

Ale musiało chodzić o coś więcej. Przeważnie w każdym pokoleniu rodził się jeden, wyjątkami byli Solaris i Pierwszy, Seth i ja. Co oznaczało, że taki mieszaniec powstał tylko kilka razy, odkąd po Ziemi kroczyli bogowie. Musiało być więcej takich przypadków. A może te dzieci zabijano? Spodziewałabym się czegoś takiego po Hematoi i bogach, gdyby wiedzieli, co wynika ze związku przedstawicieli dwóch ras. Ale dlaczego oszczędzono mnie i Setha? Przecież Hematoi wiedzieli, kim był mój ojciec, bo zatrzymali go u siebie bez względu na powód. Serce mi zamarło, zacisnęłam pięści. Zepchnęłam jednak złość na później. Gniew zawsze prowadził do czegoś idiotycznego.

Przeszył mnie dreszcz. Od drzwi dało się słyszeć dźwięk, jakby otwieranego zamka. Spojrzałam na list, przygryzając dolną wargę, następnie zerknęłam na wiszący na ścianie zegar. Byłam bardzo spóźniona na trening z Sethem.

Drzwi otworzyły się i zamknęły. Wzięłam kartkę i pospiesznie ją złożyłam. Bez unoszenia głowy wiedziałam, gdy stanął w wejściu do sypialni. Świadomość ta zamrowiła na skórze, powietrze zdawało się wypełnione prądem.

– Co się dziś stało? – zapytał wprost.

Nie potrafiłam za wiele przed nim ukryć. Wyczuwał moje emocje od chwili, gdy przeczytałam list i wszystko, co czułam, gdy byłam z Aidenem. Nie miał pojęcia, co tak naprawdę spowodowało to zamieszanie – dzięki bogom – ale Seth nie był głupi. Byłam nieco zdziwiona, że czekał aż tak długo, by się ze mną skonfrontować.

Uniosłam głowę. Wyglądał jak jeden z tych marmurowych posągów, które zdobiły wejście do budynku, poza tym, że jego skóra miała wyjątkową złocistą barwę – była nieziemsko doskonała. Czasami wyglądał chłodno, beznamiętnie. Zwłaszcza gdy długie do ramion jasne włosy miał spięte z tyłu, teraz jednak miał je rozpuszczone, co nieco zmiękczało rysy jego twarzy. Pełne wargi zazwyczaj rozciągały się w łobuzerskim uśmieszku, ale teraz były zaciśnięte w wąską linię.

Aiden sugerował, abym zatrzymała list i jego zawartość dla siebie. Tylko bogowie wiedzieli, ile Laadan złamała zasad, mówiąc mi o ojcu, ale ufałam Sethowi. Mimo wszystko było nam przeznaczone być razem. Kilka miesięcy temu wyśmiałabym każdego, kto stwierdziłby, że będziemy robić to, cokolwiek teraz robiliśmy. Przy pierwszym spotkaniu nawet się nie polubiliśmy, ale wciąż mieliśmy swoje legendarne momenty. Nie tak dawno temu groziłam, że wykolę mu oko. I nie żartowałam.

Bez słowa podałam mu list.

Wziął go i szybko rozłożył długimi, zwinnymi palcami. Podkuliłam pod siebie nogi, przyglądając mu się. Wyraz jego twarzy nie zdradzał tego, o czym myślał Seth. Po chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, uniósł wzrok znad kartki.

– Na bogów.

Niezupełnie na taką odpowiedź liczyłam.

– Zrobisz coś niebywale głupiego w odpowiedzi, prawda?

Wyrzuciłam ręce w górę.

– Rety, czy dokładnie wszyscy sądzą, że wpadnę do Catskills i narozrabiam?

Seth uniósł brwi.

– Nieważne – mruknęłam. – Nie przypuszczę ataku na Przymierze. Muszę coś zrobić, ale to nie będzie… lekkomyślne. Zadowolony? Tak czy inaczej, pamiętasz półkrwistego, którego mijaliśmy, gdy pierwszego dnia pobytu poszliśmy podglądać najwyższą radę?

– Tak. Wpatrywałaś się w niego.

– To on. Wiem o tym. Właśnie dlatego wydawał mi się taki znajomy. Jego oczy. – Przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok. – Mama zawsze mówiła o jego oczach.

Usiadł obok mnie.

– Co zamierzasz?

– Wyślę wiadomość Laadan, którą przekaże tacie. A dalej to nie wiem. – Spojrzałam na niego. Grube pasma włosów okalały jego twarz. – Wiesz, co to oznacza, prawda? Jest półkrwistym, a to… – Wskazałam na nas. – To my jesteśmy powodem, dla którego związki pomiędzy pół- a czystokrwistymi są zakazane. Bogowie doskonale wiedzą, co wychodzi z bliższego ich kontaktu.

– Chodzi zapewne nie tylko o to. Bogowie lubią podporządkowywać sobie półkrwistych. Jak myślisz, co robili śmiertelnikom podczas dni swojej świetności? Ujarzmili ich, aż posunęli się za daleko. Nadal traktują półkrwistych jak brud, po którym można stąpać.

Rety, ależ pałał nienawiścią do bogów. Wpatrywałam się w swoją prawą dłoń, na słabą runę, którą widzieliśmy tylko ja i apolion.

– To był on, mój ojciec, wtedy na schodach. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale wiem, że to był on.

Seth spojrzał na mnie, jego oczy przybrały dziwną żółtą barwę.

– Kto o tym wie?

Pokręciłam głową.

– Najwyższa rada. Laadan, ponieważ przyjaźniła się z… rodzicami. Nie zdziwiłabym się, gdyby wiedzieli również Lucian i Marcus. – Zmarszczyłam brwi. – Pamiętasz, gdy podsłuchaliśmy rozmowę wuja i Telly’ego?

– Pamiętam, że cię upuściłem.

– Tak, bo gapiłeś się na Cycatą.

Wytrzeszczył oczy i parsknął pełnym zdziwienia śmiechem.

– Cycatą?

– No wiesz, tę dziewczynę, która się do ciebie kleiła w Catskills. – Kiedy uniósł brwi, przewróciłam oczami. Zatem miał problem z przypomnieniem sobie, która to była dziewczyna. – Mówię o tej, która miała, cóż, duże piersi.

Przez chwilę patrzył w ścianę, po czym znów się roześmiał.

– A, ta. Czekaj. Nazwałaś ją „Cycata”?

– Tak i założę się, że nie pamiętasz jej imienia.

– Ech…

– Cieszę się, że się już rozumiemy. Tak czy inaczej, pamiętasz, jak Telly mówił, że mają jedno? Że mogliby ich trzymać razem? Myślisz, że mówił o moim tacie i mnie? – Jeżeli Marcus i Lucian wiedzieli, miałam ochotę rozbić im wzajemnie czaszki, ale konfrontacja z nimi w tej sprawie naraziłaby Laadan na niebezpieczeństwo.

Seth spojrzał na list.

– Byłoby to logiczne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak bardzo Telly chciał, abyś została służącą.

Prezydent Telly był przewodniczącym najwyższej rady i od samego początku mnie nie lubił. Moje zeznania w sprawie wydarzeń w Gatlinburgu były podstępem, mającym postawić mnie przed najwyższą radą, aby jej członkowie mogli mnie skazać na służbę. I naprawdę wierzyłam, że to Telly stał za urokiem, który na mnie rzucono w noc, gdy zmieniłam się w kostkę lodu. Gdyby Leon mnie nie znalazł, zamarzłabym na śmierć. A później podano mi olimpijski odpowiednik tabletki gwałtu, by przyłapać mnie w kompromitującej sytuacji z czystokrwistym. Udałoby im się, gdyby nie Seth i Aiden, którzy zauważyli, co piłam.

Zarumieniłam się na wspomnienie tamtej nocy. W skrócie – molestowałam wtedy apoliona – nie żeby narzekał. Seth wiedział, że znajdowałam się pod wpływem działania afrodyzjaku i starał się kontrolować, ale nasza więź rozbudziła moją żądzę ku niemu. Straciłabym dziewictwo, gdybym nie skończyła, wymiotując w toalecie. Wiem, że cała ta sytuacja niepokoiła Setha. Czuł się winny swojej słabości. A na jego oku znalazła się pięść Aidena, który zastał mnie na podłodze w łazience w… ciuchach Setha. Protektor nie mógł zrozumieć, jakim cudem wybaczyłam apolionowi… czasami ja też nie wiedziałam, jak to się stało. Może to przez więź? Nasze połączenie było silne. A może chodziło o coś więcej.

Czystokrwisty strażnik, który próbował mnie zabić, twierdził, że musiał „chronić swoją nację”. Podejrzewałam, że za tym również stał prezydent Telly.

– Kto jeszcze o tym wie? – Seth wyciągnął mnie z zamyślenia.

– Laadan poprosiła Aidena, aby przekazał mi list, ale zamiast tego zrobił to Leon, który twierdzi, że nie zaglądał do środka. Wierzę mu. Był zapieczętowany. Spójrz. – Wskazałam na przełamany lak. – Aiden również nie wiedział, co znajdowało się w środku.

Seth zacisnął na chwilę usta.

– Poszłaś z tym do Aidena?

Wiedziałam, że muszę postępować ostrożnie. Nie byliśmy z Sethem parą, ale wiedziałam, że też nie miał teraz nikogo innego. Od powrotu z Catskills fale gorąca czułam jedynie, gdy był przy mnie, głównie podczas naszych treningów na matach. Seth był na wskroś facetem. Często się to zdarzało.

– Pomyślałam, że może wiedział, skoro Laadan powierzyła mu wiadomość, ale tak nie było – odparłam w końcu.

– Ale mu powiedziałaś?

Nie było sensu kłamać.

– Tak. Wiedział, że byłam zdenerwowana. Oczywiście, można mu ufać. Nikomu o niczym nie powie.

Seth milczał przez chwilę.

– Dlaczego nie przyszłaś do mnie?

O nie. Spojrzałam na podłogę, potem na swoje dłonie i w końcu na ścianę.

– Nie wiedziałam, gdzie byłeś. A Leon powiedział mi, gdzie znajdował się Aiden.

– Szukałaś mnie w ogóle? To wyspa. Nie byłoby to trudne. – Położył list na łóżku i kątem oka zobaczyłam, że jego stopy zbliżały się do mnie.

Przygryzłam wargę. Nic nie byłam mu winna, prawda? Tak czy inaczej, nie chciałam go zranić. Seth mógł się zachowywać, jakby nie miał uczuć, ale wiedziałam, że było inaczej.

– Nie pomyślałam. To nic takiego.

– Okej. – Pochylił się, a jego oddech owiał mi policzek. – Całe popołudnie czułem twoje emocje.

Przełknęłam ślinę.

– Dlaczego więc mnie nie poszukałeś?

– Byłem zajęty.

– To co cię obchodzi, czy cię szukałam? Byłeś zajęty.

Seth odsunął mi włosy z szyi i zarzucił mi je na ramię. Spięłam się.

– Dlaczego byłaś zdenerwowana?

Obróciłam głowę i spojrzałam mu w oczy.

– Dowiedziałam się właśnie, że mój tata żyje i jest sługą. To trochę mocne.

Jego oczy stały się bursztynowe.

– Racja.

Pomiędzy naszymi ustami nie znajdowało się wiele przestrzeni. Nagle znów się zdenerwowałam. Nie całowałam się z Sethem od dnia w labiryncie. Chyba moje przeziębienie go odstraszyło, ja też nie naciskałam, ale od wczesnego ranka nie kichałam i nie pociągałam nosem.

– Wiesz co?

Uśmiechnął się nieznacznie.

– Co?

– Nie wydajesz się zaskoczony wieściami o moim ojcu. Nie wiedziałeś o nim, co? – Wstrzymałam oddech, bo jeśli wiedział, nie miałam pojęcia, co mogłam mu zrobić. Ale nie byłoby to miłe.

– Dlaczego w ogóle o tym pomyślałaś? – Zmrużył oczy. – Nie ufasz mi?

– Ależ ufam. – I naprawdę tak było… przeważnie. – Ale w ogóle nie byłeś zaskoczony.

Westchnął.

– Nic mnie już nie zaskoczy.

Przyszło mi do głowy coś innego.

– Wiesz, które z twoich rodziców było półkrwistym?

– To chyba musiał być ojciec. Matka była do cna Hematoi.

Nie wiedziałam o tym. Chociaż tak naprawdę niewiele wiedziałam o tym chłopaku. Jasne, lubił o sobie mówić, ale na powierzchownym poziomie. No i istniała też największa z tajemnic.

– Jak ty się w ogóle nazywasz?

– Alex, Alex, Alex… – skarcił cicho, podnosząc się na kolana.

Zacisnęłam dłonie razem, rozpoznając jego kalkulujące spojrzenie. Coś kombinował.

– No co?

– Chcę czegoś spróbować.

Skoro znajdowaliśmy się na moim łóżku, a Seth przeważnie bywał zbokiem, zaczęłam się denerwować. Zdradził to mój głos.

– A czego?

Przycisnął mnie, aż leżałam płasko na plecach. Zawisł nade mną, lekko unosząc kąciki ust.

– Podaj lewą rękę.

– Po co?

– Dlaczego jesteś tak cholernie dociekliwa?

Uniosłam brwi.

– Dlaczego zawsze musisz naruszać moją przestrzeń osobistą?

– Bo lubię. – Poklepał mnie po brzuchu. – I w głębi duszy też lubisz, gdy to robię.

Zacisnęłam usta. Byłam pewna, że lubiła to nasza więź. Czułam ją teraz. Praktycznie mruczała. Bez względu na to, czy mi się podobała, wciąż próbowałam ją zrozumieć.

– Podaj lewą rękę – powtórzył. – Popracujemy nad techniką blokowania.

– I musimy się przy tym trzymać za ręce? – Chciałam też dopytać, czy musimy to robić w moim łóżku.

– Alex.

Westchnęłam głośno i podałam mu dłoń.

– Będziemy teraz śpiewać?

– Chciałabyś. – Usiadł okrakiem na moich udach. – Mam piękny głos.

– Musimy to teraz robić? Po wszystkim, co się dzisiaj stało, nie jestem w nastroju. – Ćwiczenie mentalnego blokowania wymaga koncentracji i determinacji, a tego mi właśnie brakowało. Cóż, prawdę mówiąc, przeważnie brakowało mi skupienia.

– Teraz jest najlepszy czas. Twoje emocje są wykolejone. Musisz się nauczyć, jak sobie z tym poradzić. – Złapał mnie za drugą rękę i splótł ze mną palce. Pochylił się tak bardzo, że końcówki jego włosów połaskotały mnie w policzki.

– Zamknij oczy. Wyobraź sobie ściany.

Nie chciałam opuszczać powiek, gdy on na mnie siedział. Nasza więź z każdym dniem rosła w siłę. Czułam ją, poruszającą się w moim podbrzuszu, próbującą wydostać się na powierzchnię. Podwinęły mi się palce u odzianych w puchate skarpety stóp. To samo uczucie towarzyszyło mi, gdy wysadziłam głaz. Chciałam dotknąć Setha. Albo chciała tego więź.

Chłopak przechylił głowę na bok.

– Wiem, co teraz czujesz. Całkowicie to aprobuję.

Zarumieniłam się.

– Na bogów, nienawidzę cię.

Zachichotał.

– Wyobraź sobie ściany. Są solidne, nie można ich przebić.

Wyobraziłam sobie ceglany mur. W mojej głowie był żarówiastoróżowy. I błyszczał. Dodałam brokat, ponieważ miałam się na czymś skupić. Seth mówił, że mogę się oprzeć urokowi, jeśli się postaram, ale kiedy mam do czynienia z emocjami, ścian nie ma wokół mojego umysłu – znajdują się wokół żołądka i serca. Początkowo tworzą się w głowie, ale potem przesuwają niżej, tworząc zbroję.

– Wciąż to czuję – powiedział Seth, przesuwając się niespokojnie nade mną.

Uświadomiłam sobie, że to naprawdę musiało być dla niego do bani. Wiedział, że wciąż mam obsesję na punkcie Aidena, jestem zdenerwowana w związku z tatą i niepewna, co z tą sprawą zrobić. A jedyne, co wychwytywałam od niego, to napięcie.

Ten cholerny sznur w moim wnętrzu – więź z Sethem – zaczął wibrować, domagając się uwagi. Był jak wkurzający zwierzak… lub jak Seth. Zastanawiałam się, czy zdołałabym go wykorzystać, by zablokować emocje. Otworzyłam usta i chciałam zapytać, ale zaraz je zamknęłam.

Seth opuścił powieki, które co jakiś czas trzepotały, usta zaciskał w wąską linię i wyglądał, jakby naprawdę się nad czymś koncentrował. Na jego skórze pojawiły się znaki. Przesuwające się szybko glify rozmazały się, gdy sunęły po jego szyi i pod kołnierzyk jego koszulki.

Serce mocniej mi zabiło. Sznur zacisnął się w moim wnętrzu. Próbowałam uwolnić rękę, nim te znaki przejdą na moje ciało.

– Seth.

Otworzył oczy i na mnie spojrzał. Runy wciąż sunęły po jego skórze. Z jego ręki buchnęło bursztynowe światło. Walczyłam, aby się spod niego wydostać i zwiać jak najdalej od tej przeklętej więzi, ale przyszpilił moje dłonie do łóżka.

Przeszyła mnie panika.

– Seth!

– W porządku – powiedział.

Ale wcale tak nie było. Nie chciałam, aby więź zrobiła to, co miało się stać. Zaczęło się. Bursztynowy sznur owinął się wokół naszych dłoni, strzelając i błyszcząc, rozciągając się na moją rękę. Szarpnęłam nią, próbując się oswobodzić, ale Seth trzymał mocno, cały czas patrząc mi w oczy.

– Sznur to najczystsza moc. Akaśa – oznajmił. Była piątym żywiołem, mogli korzystać z niej jedynie bogowie i apolion. Oczy Setha rozjaśniły się, wyglądały niemal na obłąkane. – Wstrzymaj się.

Nie dawał mi wyboru. Spojrzałam na nasze ręce. Pulsujący sznur zaciskał się i rozbłyskał bursztynem. Spod niego wychynął niebieski, kapiąc żywym światłem na narzutę. Miałam niejasną nadzieję, że niczego nie podpalimy. Byłoby to trudne do wyjaśnienia.

Niebieski sznur migotał. Zdałam sobie sprawę, że był mój i był słabszy od bursztynowego. Pulsował i drżał. Lewa ręka zaczęła mnie piec. Rozpoznając uczucie, spanikowałam.

Wiłam się, próbując zabrać kończynę. Nie chciałam kolejnej runy, a ostatnio nie trzymaliśmy się tak długo. Sytuacja była teraz inna.

– Seth, nie sądzę, by… – Moje ciało szarpnęło się, przerywając słowa.

Seth się spiął.

– Na bogów…

I wtedy to poczułam – akaśę – przesuwającą się pomiędzy sznurami, wychodzącą ze mnie i wchodzącą w Setha. Było to niczym naznaczenie przez daimona, ale nie bolesne. Nie, to było miłe, mocne. Przestałam walczyć i się poddałam. Nie myślałam o niczym. Nie było obaw czy trosk. Ręka już nie piekła, pozostawiając jedynie tępy ból gdzie indziej. Było tylko to… i Seth. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Dlaczego się tego bałam?

Rozbłysło światło, co zobaczyłam pomimo zamkniętych powiek. Seth puścił moją rękę, która opadła bezwładnie na bok. Materac ugiął się obok mojej głowy, tam, gdzie chłopak trzymał ręce. Poczułam na policzku jego oddech. Był ciepły i słony jak powietrze znad oceanu.

– Alex?

– Hmm?

– Dobrze się czujesz? – Przyłożył usta do mojego policzka.

Uśmiechnęłam się.

Seth zachichotał, po czym przeniósł się na moje wargi, więc je dla niego rozchyliłam. Końcówki jego włosów łaskotały mnie, gdy pogłębił pocałunek. Przesunął palce z przodu mojej bluzki i odnalazł nimi nagą skórę mojego brzucha. Zahaczyłam nogę o jego łydkę, gdy przesuwaliśmy się razem na łóżku. Jego usta sunęły po mojej rozpalonej skórze, a dłonie przechodziły niżej, palce znalazły się na guziku spodni.

Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi i grzmiący głos:

– Alexandrio!

Seth znieruchomiał nade mną, dysząc.

– No chyba ktoś tu żartuje.

Leon ponownie zapukał.

– Alexandrio, wiem, że tam jesteś.

Oszołomiona, musiałam zamrugać kilka razy. Powoli zobaczyłam pokój i niezadowolony wyraz twarzy Setha. Niemal się roześmiałam, chociaż czułam się… nieswojo.

– Lepiej mu odpowiedz, aniołku, nim tu wpadnie.

Próbowałam, ale poległam. Nabrałam głęboko powietrza.

– Tak. – Odchrząknęłam. – Jestem tu.

Nastała chwila ciszy.

– Lucian natychmiast cię prosi. – Kolejna chwila milczenia. – Ciebie również chce widzieć, Seth.

Chłopak zmarszczył brwi, a blask w jego oczach przygasł.

– Skąd on, u licha, wie, że tu jestem?

– Leon po prostu wie takie rzeczy. – Popchnęłam go lekko. – Złaź.

– Próbowałem. – Obrócił się na plecy i otarł dłońmi twarz.

Spojrzałam na niego groźnie, siadając. Zakręciło mi się w głowie. Przeniosłam spojrzenie z Setha na moją zwiniętą dłoń, powoli ją rozkładając. W środku opalizującym błękitem błyszczał glif w kształcie klamry. Obie ręce miałam naznaczone.

Przysunął się i spojrzał mi przez ramię.

– Hej, masz kolejną.

Zamachnęłam się na niego, ale nie trafiłam.

– Zrobiłeś to celowo.

Seth wzruszył ramionami i poprawił koszulkę.

– Nie miałaś nic przeciwko, nie?

– Nie o to chodzi, palancie. Nie powinnam ich mieć.

Spojrzał w dół, unosząc brwi.

– Słuchaj, nie zrobiłem tego celowo. Nie mam pojęcia, jak ani dlaczego tak się dzieje. Może ma miejsce, bo tak powinno być?

– Czekamy! – zawołał Leon z korytarza. – Liczy się czas.

Seth przewrócił oczami.

– Nie mogą poczekać z pół czy nawet godziny?

– Nie wiem, co chciałbyś zrobić w tym dodatkowym czasie.

Wciąż odczuwając lekkie zawroty głowy, zakołysałam się, gdy wstałam i spojrzałam na rozpiętą bluzkę i biustonosz. Jak do tego doszło?

Seth wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Walczyłam z guzikami, na twarzy mieniły mi się kolejne odcienie czerwieni. Gniew na chłopaka tlił się w moim wnętrzu, ale byłam zbyt zmęczona, by wdawać się z nim w słowną potyczkę. No i czekał na nas Lucian. Czego mógł, u diabła, chcieć?

– Ominęłaś jeden. – Seth poderwał się z łóżka i zapiął ten ponad moim pępkiem. – I przestań się rumienić. Wszyscy pomyślą, że nie trenowaliśmy.

– A robiliśmy to?

Jego uśmiech się poszerzył i miałam ochotę klepnąć go w tył głowy. Ale poświęciłam ten czas na wygładzenie włosów i obciągnięcie bluzki. Kiedy wyszliśmy na korytarz, wydawało mi się, że wyglądałam w miarę przyzwoicie.

Leon łypnął na mnie, jakby dokładnie wiedział, co robiliśmy w sypialni.

– Miło, że w końcu do mnie dołączyliście.

Seth włożył ręce do kieszeni.

– Traktujemy treningi bardzo poważnie. Czasami tak nas pochłoną, że potrzebujemy chwili, by się uspokoić.

Opadła mi szczęka. Teraz naprawdę chciałam mu przywalić.

Leon zmrużył oczy, po czym odwrócił się płynnie i wskazał, byśmy za nim podążyli. Człapałam za nimi, zastanawiając się, dlaczego Leon przejmował się tym, co działo się w moim pokoju. Przecież wszyscy chcieli, abyśmy otworzyli się na moc. Następnie pomyślałam o Aidenie i serce mi się ścisnęło.

Zapewne jednak nie wszyscy.

Dziwne, pokręcone uczucie skurczyło mi żołądek. Co się tam właśnie stało? Przeszliśmy z rozmowy do macanek, a nic takiego nie miało miejsca od Catskills. Spojrzałam na dłonie.

Pojawił się wyjątkowy sznur energii.

Zrobiło mi się niedobrze, gdy uniosłam wzrok i zobaczyłam, jak Seth szedł wyluzowanym krokiem przez korytarz. Jego policzki promieniały, jakby ledwo był w stanie zapanować nad wypełniającą go mocą. Odczułam dezorientację. Cały ten przepływ energii był przyjemny, tak jak i to później, ale prześladowała mnie twarz Aidena.

Seth spojrzał na mnie przez ramię, gdy Leon otworzył drzwi. Zapadał zmrok, ale cienie malujące się na twarzy apoliona nie były produktem nocy.

Próbowałam zbudować wokół siebie mur.

I poległam.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 4

 

 

 

Byłam wyczerpana do czasu, gdy udało mi się zająć miejsce jak najdalej biurka Marcusa. Schody mnie prześladowały, ale byłam wdzięczna, że nie oczekiwano, iż udam się na sąsiednią wyspę, gdzie mieszkał Lucian. Nie sądziłam, bym była w stanie tam dotrzeć. Chciałam jedynie zwinąć się w kłębek w łóżku – iść gdziekolwiek indziej niż do jasno oświetlonego gabinetu.

– Gdzie się wszyscy podziali? – zapytał Seth, stając za mną. Położył ręce na oparciu fotela, ale palce ukryte pod moimi włosami przycisnął do moich pleców. – Myślałem, że czas nas gonił?

Leon wyglądał na zadowolonego z siebie.

– Musiałem coś pomylić.

Uśmiechnęłam się, podciągając nogi pod siebie. Jak mówiłam, Leon był królem wyczucia czasu. Może zdołam się zdrzemnąć, nim wszyscy się pojawią? Zamknęłam oczy, ledwo zwracając uwagę na pyskówkę Setha i Leona.

– Większość szkolenia nie uwzględnia przebywania w internacie – powiedział protektor. – Czy ostatnio drastycznie zmieniły się metody?

Drugi punkt za sarkazm dla Leona.

– Wymaga go trening, który nie jest konwencjonalny. – Seth urwał i wiedziałam, że na jego twarzy malował się okropny uśmieszek. Taki, przez który miałam ochotę uderzyć wiele rzeczy. – Nie żeby protektor mógł w pełni zrozumieć wysiłek włożony w przygotowania apoliona.

Trzeci punkt za sarkazm dla Setha.

Ziewnęłam i zjechałam na fotelu, opierając policzek o jego oparcie.

– Coś się stało, Alexandrio? – zapytał Leon. – Wyglądasz niesamowicie blado.

– Nic jej nie jest – odparł Seth. – Nasz trening był raczej… wyczerpujący. No wiesz, wymagał ruchu, potu, kontaktu…

– Seth – warknęłam, niechętnie przyznając mu kolejne punkty.

Na szczęście otworzyły się drzwi i weszło kilka osób. Pierwszą był mój czystokrwisty wuj, dziekan północnokarolińskiego Przymierza. Za nim kroczył mój czystokrwisty ojczym Lucian, prezydent tutejszej rady. Był w tej swojej niedorzecznej todze, a długie czarne włosy wisiały mu na plecach, związane rzemykiem. Był przystojny, ale od zawsze tkwił w nim chłód i zuchwałość, bez względu na to, jak ciepłe mogły być jego słowa. Otaczali go czterej strażnicy, jakby spodziewał się, że horda daimonów rzuci się na niego i wyssie cały jego eter. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, podejrzewałam, że miał dobry powód do ostrożności. Za nimi weszli strażnik Linard i Aiden.

Obróciłam głowę, modląc się, aby Seth trzymał język za zębami.

Marcus spojrzał na mnie, gdy usiadł za biurkiem i z ciekawością uniósł brwi.

– Przerywamy ci w drzemce, Alexandrio?

Żadne: „Jak się czujesz?” czy: „Dobrze widzieć, że żyjesz”. Tak, bardzo mnie kochał.

Leon wrócił do kąta i skrzyżował ręce na piersi.

– Trenowali – urwał – w jej pokoju.

Miałam ochotę umrzeć.

Marcus zmarszczył brwi, ale Lucian – och, Lucian – odpowiedział w dość typowy sposób. Usiadł w jednym z foteli naprzeciwko Marcusa, rozłożył togę i roześmiał się.

– Można się było tego spodziewać. Są młodzi, ciągnie ich do siebie. Nie możesz ich winić za szukanie odosobnienia.

Mimowolnie spojrzałam na Aidena, który stał obok Leona i Linarda, omiatając wzrokiem pomieszczenie, zatrzymał się na chwilę na mnie, po czym dalej się rozglądał. Wypuściłam oddech, który wstrzymywałam i skupiłam się na wuju.

Oczy Marcusa przypominały szmaragdy, przypominały te mojej mamy, ale były surowsze.

– Przeznaczeni sobie czy też nie, wciąż dotyczą ich zasady Przymierza, panie prezydencie. I z tego, co słyszałem, Sethowi trudno wytrzymać w nocy w pokoju, który udostępnił mu pan w swoim domu.

Sytuacja naprawdę nie mogłaby być bardziej krępująca.

Apolion pochylił się nad oparciem fotela i opuścił głowę. Szepnął mi do ucha:

– Chyba nas przyłapano.

Nie było mowy, aby Aiden słyszał Setha, ale gniew bił od niego falami tak bardzo, że aż stojący za mną uniósł głowę, popatrzył mu w oczy i się uśmiechnął.

Miałam dosyć. Usiadłam prosto i zrzuciłam rękę Setha z oparcia mojego fotela.

Marcus spojrzał na mnie chłodno.

– Właściwie, jesteśmy tutaj, aby omówić wydarzenia na posiedzeniu najwyższej rady.

Żołądek boleśnie mi się skurczył. Próbowałam zachować neutralny wyraz twarzy, ale i tak spojrzałam na Aidena, który nie wyglądał na bardzo zaniepokojonego. Właściwie wciąż piorunował wzrokiem Setha.

– Podczas podróży dowiedzieliśmy się kilku rzeczy – zaczął Lucian.

Marcus pokiwał głową, składając palce pod podbródkiem w piramidkę.

– Jedną z nich jest atak daimonów. Wiem, że niektóre z nich są w stanie planować natarcie.

Moja matka była takim. Odpowiadała za letnią napaść w Lake Lure, stanowiącą pierwszy dowód, że niektóre daimony mogły tworzyć plany.

– Ale atak na tak wielką skalę… jest niespotykany – ciągnął Marcus, wpatrując się we mnie. – Wiem… wiem, że twoja matka insynuowała, że coś takiego nadchodzi, ale wprawienie tego w ruch wydaje się wręcz nieprawdopodobne.

Aiden przechylił głowę na bok.

– Co sugerujesz?

– Uważam, że ktoś im pomagał.

Moje serce przyspieszyło.

– Z zewnątrz? Pół- lub pełnokrwisty?

Lucian prychnął.

– To absurd.

– Nie sądzę, by było to całkowicie niemożliwe – powiedział Leon, mrużąc oczy, gdy spojrzał na prezydenta.

– Żaden pół- czy pełnokrwisty nie pomagałby dobrowolnie daimonowi. – Lucian złożył ręce.

– To mogło nie być dobrowolne, panie prezydencie. Te osoby mogły zostać przymuszone – ciągnął Marcus, a choć powinnam poczuć ulgę, rosło we mnie coś paskudnego. Co, jeśli ktoś naprawdę pozwolił im przejść przez bramy?

Nie. Nie ma mowy, by do tego doszło. Jeśli przypuszczenia wuja były właściwe, musiało stać się to pod przymusem.

Marcus spojrzał na mnie.

– Musimy cały czas pamiętać o bezpieczeństwie Alexandrii. Daimony były tam po nią. Mogą spróbować raz jeszcze. Złapać półkrwistego, strażnika czy protektora i zmusić go, by zaprowadził ich bezpośrednio do niej. Musimy mieć tego świadomość.

Znieruchomiałam i wyobrażałam sobie, że tak samo zrobili Seth i Aiden. Daimony nie były tam po mnie. To było kłamstwo, na które się zdecydowaliśmy, abym opuściła Catskills natychmiast po… po zabiciu czystokrwistego strażnika.

– Zgadzam się. – Głos Aidena był wyjątkowo stanowczy. – Mogą podjąć kolejną próbę.

– A jeśli już mówimy o jej bezpieczeństwie. – Lucian zwrócił się w fotelu ku mnie. – Intencje prezydenta Telly’ego były boleśnie jasne i gdybym miał świadomość tego, co planował, nigdy nie zgodziłbym się, abyś uczestniczyła w sesji najwyższej rady. Moim priorytetem jest dbanie o twoje bezpieczeństwo, Alexandrio.

Poruszyłam się nerwowo. Kiedy dorastałam, Lucian nawet nie udawał, że się o mnie troszczy. Ale odkąd wróciłam do Przymierza pod koniec maja, zachowywał się, jakbym była jego ukochaną, zaginioną córeczką. Jednak mnie nie oszukał. Gdybym nie była drugim przyszłym apolionem, nie siedziałby tu teraz. I kogo ja chciałam okłamywać? Prawdopodobnie zostałabym zjedzona przez daimony w Atlancie.

Popatrzył na mnie. Nigdy nie lubiłam jego oczu, były zimne i nienaturalnie czarne – o barwie obsydianu. Z bliska, nie wydawało się, by miały źrenice.

– Obawiam się, że prezydent Telly mógł stać za urokiem i podaniem ci eliksiru.

Też to podejrzewałam, ale kiedy o tym powiedział, aż mnie zamurowało. Jako przewodniczący wszystkich prezydentów, Telly miał sporo władzy. Gdyby nie głos pani prezydent Diany Elders, zostałabym skazana na służbę.

– Myślisz, że spróbuje czegoś innego? – Na melodyjny, głęboki głos Aidena trudno było nie odpowiedzieć.

Lucian pokręcił głową.

– Powiedziałbym, że nie, ale obawiam się, że znów czegoś spróbuje. W tym momencie możemy dopilnować, aby Alexandria nie zrobiła nic głupiego i nie dała głównemu prezydentowi pretekstu, by zrobił z niej służącą.

Kilka osób na mnie spojrzało. Stłumiłam ziewnięcie i uniosłam głowę.

– Postaram się nie zrobić niczego szalonego.

Marcus uniósł brwi.

– Byłaby to miła odmiana.

Spiorunowałam go wzrokiem, pocierając lewą dłonią o ugięte kolano. Skóra nadal była podrażniona i mrowiła.

– Nie ma bardziej aktywnej metody? – zapytał Seth opierający się o fotel. – Myślę, że wszyscy możemy się zgodzić, że Telly znów czegoś spróbuje. Nie chce, aby Alex przeszła przebudzenie. Obawia się nas.

– Obawia się ciebie – mruknęłam i znów ziewnęłam.

Seth odchylił mój fotel, przez co musiałam złapać się podłokietników. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, co było sprzeczne z jego kolejnymi słowami.

– Niemal ją miał. Jednym głosem uratowano ją przed służbą. Kto powiedział, że nie stworzy jakiegoś fałszywego oskarżenia przeciwko niej i przekona resztę, by głosowała na jego korzyść?

– Diana nigdy nie wykorzysta swojej pozycji, aby służyć zachciankom Telly’ego – oznajmił Marcus.

– Wow. Mówicie sobie po imieniu? – zapytałam.

Wuj zignorował mój komentarz.

– Co sugerujesz, Seth?

Apolion postawił mój fotel i stanął za nim.

– A może usunąć go ze stanowiska? Nie będzie miał wtedy władzy.

Lucian przyglądał się Sethowi z aprobatą w oczach i mogłabym przysiąc, że ten się rozpromienił. Niemal, jakby przyniósł do domu świadectwo z samymi piątkami i miał zostać za to poklepany po głowie. Dziwne. Dziwne i wyjątkowo obleśne.

– Masz na myśli zamach stanu? Rebelię przeciwko naczelnemu prezydentowi? – Marcus zwrócił się z niedowierzaniem do Luciana. – I nie masz na to odpowiedzi?

– Nie chciałbym dywagować nad czymś tak niestosownym, ale prezydent Telly jest przyzwyczajony do dawnych metod. Wiesz, pragnie tylko, byśmy cofali się jako społeczeństwo – odparł gładko Lucian. – Dołoży wszelkich starań, aby chronić swoje przekonania.

– A jakie one dokładnie są? – zapytałam. Skóra na fotelu wydała brzydki dźwięk, gdy się poprawiłam.

– Telly nie chciałby, byśmy wchodzili w związki ze śmiertelnikami. Gdyby miało być po jego myśli, nie robilibyśmy nic, prócz oddawania czci bogom. – Lucian przeciągnął bladą dłonią po todze. – Uważa, że obowiązkiem rady jest chronienie Olimpu, a nie prowadzenie nas w przyszłość, aby objąć należne nam miejsce.

– I postrzega nas jako zagrożenie dla bogów – powiedział Seth, krzyżując ręce na piersi. – Wie, że mi nic nie może zrobić, ale Alex jest bezbronna, póki nie przejdzie przebudzenia. Coś trzeba z nim zrobić.

Skrzywiłam się.

– Nie jestem bezbronna.

– Ależ jesteś. – Oczy Aidena były metalicznie srebrne, gdy na mnie patrzył. – Jeżeli naczelny prezydent Telly naprawdę obawia się, że Seth będzie stanowił zagrożenie, będzie kombinował, jak cię zneutralizować. A ma władzę, by to zrobić.

– Rozumiem, ale Seth przecież nie zaatakuje najwyższej rady. Po moim przebudzeniu nie będzie chciał przejąć panowania nad światem. – Spojrzałam na apoliona. – Prawda?

Ten się uśmiechnął.

– Będziesz u mego boku.

Ignorując go, objęłam kolana.

– Telly nie może chcieć się mnie pozbyć na samą myśl o zagrożeniu. – Przyszedł mi na myśl ojciec. Nie miałam wątpliwości, że prezydent stał i za jego sytuacją. – Musi chodzić o coś więcej.

– Telly żyje, aby służyć bogom – oznajmił Lucian. – Jeśli czuje, że coś im zagraża, to mu w zupełności wystarczy do działania.

– A ty nie żyjesz, aby służyć bogom? – zapytał Leon.

Lucian ledwie rzucił okiem w kierunku czystokrwistego protektora.

– Żyję, ale chcę również jak najlepiej służyć mojemu ludowi.

Marcus potarł ze znużeniem czoło.

– Telly to nie jedyna nasza troska. Są też sami bogowie.

– Tak – zgodził się Lucian. – Jest też sprawa furii.

Otarłam czoło, aby zmusić się do koncentracji podczas tej rozmowy. Znaczące było, że mnie do niej włączyli. Chyba więc powinnam uważać i ograniczyć przemądrzałe uwagi do minimum.

– Furie atakują tylko, jeśli przeczuwają zagrożenie dla Hematoi i bogów – wyjaśnił Marcus. – Ich pojawienie się w Przymierzach przed napaścią daimonów było działaniem zapobiegawczym bogów. Stanowiło ostrzeżenie, że jeśli nie zapanujemy nad potworami lub nasze istnienie zostanie ujawnione ludziom przez ich działanie, zareagują. A kiedy daimony przypuściły atak na Przymierze, furie zostały uwolnione, ale rzuciły się na ciebie, Alex. Nawet jeśli były tam daimony, z którymi mogły walczyć, to ciebie uznały za większe zagrożenie.

Furie rozszarpywały daimony, jak i niewinnych, po czym ruszyły za mną. Nie będę kłamać, nigdy wcześniej nie byłam tak przerażona.

– Wrócą – dodał Leon. – Taka ich natura. Może nie natychmiast, ale wrócą.

Obróciłam głowę.

– Domyśliłam się, ale nie zrobiłam niczego złego.

– Istniejesz, moja droga. Tylko tego im trzeba – przyznał Lucian. – I z waszej dwójki to ty jesteś słabsza.

Byłam też bardziej śpiąca.

Seth zakołysał się na piętach.

– Zniszczę je, jeśli wrócą.

– Powodzenia. – Zamknęłam oczy, dając im odpocząć od ostrego światła. – Spłoną, ale zaraz wrócą.

– Nie, jeśli je zabiję.

– Czym? – zapytał Aiden. – To boginie. Żadna broń stworzona przez człowieka czy półboga ich nie zabije.

Kiedy otworzyłam oczy, Seth szczerzył zęby w uśmiechu.

– Akaśą – odparł. – To je unicestwi na stałe.

– Nie masz teraz takiej mocy – stwierdził Leon i zacisnął usta.

Seth tylko się uśmiechał, aż Lucian odchrząknął i odezwał się:

– Nigdy nie widziałem furii. A zapewne byłoby na co patrzeć.

– Są piękne – przyznałam. Wszyscy na mnie spojrzeli. – Początkowo takie były. Potem nastąpiła zmiana. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Tak czy inaczej, jedna z nich powiedziała, że Tanatos nie będzie zadowolony z ich powrotu, po tym… gdy się ich pozbyłam. Mówiła coś o drodze, którą wybrały moce i że zostanę ich narzędziem. Wyrocznia mówiła coś podobnego nim rozsypała się w proch.

– Co za „moce”? – zapytał Leon.

Aiden pokiwał głową.

– Dobre pytanie.

– To nie jest naszym głównym zmartwieniem, za to są nim furie – odparł Lucian, odrzucając kwestię machnięciem ręki. – Podobnie jak Telly, bazują na starych obawach. Furie są lojalne Tanatosowi. Jeśli ponownie się pojawią, obawiam się, że bóg będzie niedaleko za nimi.

Marcus opuścił rękę na błyszczący blat mahoniowego biurka.

– Nie mogę dopuścić, żeby bogowie zaatakowali szkołę. Mam tu setki uczniów, o których bezpieczeństwo muszę dbać. Furie zabijają wszystkich jak leci.

Ani razu nie wspomniał o moim bezpieczeństwie. To trochę zabolało. Może byliśmy spokrewnieni, ale nie czyniło to z nas prawdziwej rodziny. Marcus nawet się do mnie nie uśmiechnął – ani razu. Naprawdę nie miałam nikogo. Dotarcie do ojca stało się jeszcze ważniejsze.

– Sugeruję, aby przenieść Alex do bezpieczniejszego miejsca – powiedział Lucian.

– Co? – pisnęłam.

Ojczym spojrzał na mnie.

– Furie wiedzą, że mogą znaleźć cię tutaj. Moglibyśmy przenieść cię do jakiegoś bezpieczniejszego miejsca.

Seth usiadł na podłokietniku mojego fotela i skrzyżował nogi w kostkach. Nie wydawał się niczym zaskoczony.

Postukałam go w plecy, aby zwrócić jego uwagę.

– Wiedziałeś o tym? – szepnęłam.

Nie odpowiedział.

Spojrzeniem obiecałam mu późniejsze kłopoty i to niezbyt przyjemne. Seth mógł mnie przynajmniej uprzedzić.

Aiden zmarszczył brwi.

– Gdzie chciałbyś ją umieścić?

Wróciłam do niego spojrzeniem. Poczułam ucisk w piersi, gdy i on na mnie popatrzył. W tej chwili, gdybym naprawdę mocno się skoncentrowała, wciąż mogłam poczuć jego ręce wokół mnie. Nie był to jednak najlepszy pomysł, gdy wszyscy rozmawiali o mojej przyszłości, jakby mnie tu nie było.

– Im mniej osób będzie wiedzieć, tym lepiej – odparł Lucian. – Będzie chroniona przez strażników i Setha.

Marcus wydawał się nad tym zastanawiać.

– Nie musielibyśmy martwić się tutaj atakiem furii. – Popatrzył na mnie z wyrazem ostrożności. – Ale jeśli opuści teraz szkołę, nie ukończy jej i nie zostanie protektorem.

Żołądek mi się skurczył.

– Nie mogę wyjechać. Muszę ukończyć szkolenie.

Lucian się uśmiechnął i miałam ochotę go uderzyć.

– Moja droga, nie musisz martwić się teraz uprawieniami protektora. Będziesz apolionem.

– Mam to gdzieś! Bycie apolionem to nie jest całe moje życie. Muszę zostać protektorem. Zawsze tego pragnęłam. – Ostatnie słowa sprawiły, że poczułam dziwny ciężar w piersi. Zawsze pragnęłam mieć wybór. Zostanie protektorem było mniejszym złem.

– Twoje bezpieczeństwo jest ważniejsze niż twoje pragnienie. – Głos Luciana był stanowczy, przez co przeniosłam się myślami do czasów, gdy byłam mała i weszłam tam, gdzie nie powinnam lub śmiałam się odezwać, gdy nie była moja kolej. I to był prawdziwy Lucian, który nad sobą nie zapanował.

Nikt inny jednak tego nie zauważył.

Zacisnęłam powieki tak mocno, że aż mnie zabolały.

– Nie. Muszę zostać protektorem. – Spojrzałam błagalnie na Setha, ale ten akurat był zainteresowany czubkami swoich butów. – Nikt z was tego nie rozumie. Daimony odebrały mi matkę i zmieniły ją w potwora. Zobaczcie, co mi zrobiły! – Walczyłam o oddech, wiedząc, że dwie sekundy dzielą mnie od utraty panowania nad sobą. – Poza tym, nieważne, gdzie mnie zabierzecie, furie i tak mnie znajdą. To boginie! Nie zdołam na zawsze się przed nimi ukryć.

Lucian obrócił się do mnie w pełni.

– Da nam to czas.

Poczułam gniew. Niemal poderwałam się z fotela.

– Czas, abym się przebudziła? I co? Nie dbasz o to, co się ze mną stanie?

– Bzdura – odparł. – Nie tylko będziesz miała moc, ale Seth będzie w stanie ochronić was oboje.

– Nie potrzebuję, by mnie chronił!

Apolion spojrzał na mnie przez ramię.

– Wiesz, jak sprawić, by facet poczuł się przydatny.

– Zamknij się! – syknęłam. – Wiesz, o co mi chodziło. Potrafię walczyć. Zabijałam daimony, walczyłam z furiami i przeżyłam. Nie potrzebuję, żeby Seth był moją niańką.

Leon prychnął.

– Potrzebujesz niańki, ale wątpię, by on miał kwalifikacje do tej roboty.

Aiden kaszlnął, ale brzmiało to podobnie do dźwięku tłumionego śmiechu.

– Myślisz, że lepiej ci pójdzie? – zapytał swobodnie Seth, ale wyczułam jego spięcie. Wiedziałam też, że nie mówił do Leona. – Proszę bardzo, możesz próbować – dodał.

Oczy Aidena z szarych stały się srebrzyste. Pełne usta ułożyły się w uśmieszek, gdy popatrzył apolionowi w oczy.

– Chyba oboje znamy odpowiedź.

Opadła mi szczęka.

Seth się wyprostował, ale zanim zdołał powiedzieć coś, co byłoby złe, poderwałam się z miejsca.

– Nie mogę wyjechać z… – Przed oczami zatańczyły mi kolorowe kropki, przez co wzrok stracił ostrość, a żołądek boleśnie się skurczył. – Wow…