W rytualnym kręgu. Opowieść o współczesnych poganach w Polsce - Malita-Król Joanna - ebook

W rytualnym kręgu. Opowieść o współczesnych poganach w Polsce ebook

Malita-Król Joanna

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kim są współcześni poganie w Polsce?

Wracają do korzeni. Do kultury ludowej, do mitów, wierzeń Słowian i nie tylko. Aby jeszcze bardziej zbliżyć się do przodków, wybierają pogańską ścieżkę duchową. Sięgają do dawnych religii, chcąc być blisko natury, czczą bogów i boginie. Na co dzień pracują jako informatycy, artyści czy nauczyciele. W święta stają w rytualnym kręgu. Wielu z nich zostało wychowanych w wierze katolickiej, ale rozczarowani dominującą religią szukają innej, własnej drogi.

•Jak wyglądała ich duchowa podróż?

•Co robią na co dzień i jak łączą to ze swoją religią?

•Czy mówią otwarcie o swoim wyznaniu?

•Co dzieje się podczas rytuału?

•Czy uważają określenie „poganin” za właściwe?

Joanna Malita-Król, badaczka z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, towarzyszy polskim rodzimowiercom, wiccanom i druidom w ich spotkaniach i rytuałach. Sprawdza, co oznacza bycie poganinem w XXI wieku i dlaczego popularność alternatywnych wyznań we współczesnym świecie nieustannie rośnie.

Joanna Malita-Król to kulturoznawczyni i religioznawczyni, absolwentka Katedry Porównawczych Studiów Cywilizacji i Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bada przejawy magii i religii pogańskich we współczesnym świecie. Autorka monografii Polscy wiccanie. Studium religii przeżywanej (2021). Zajmuje się także popkulturą i kulturą Japonii, zwłaszcza Opowieścią o Księciu Promienistym. Jest redaktorką i aktywistką zaangażowaną w działalność oddolnych inicjatyw miejskich i proklimatycznych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 242

Data ważności licencji: 4/23/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Joanna Malita-Król

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2025

Opieka wydawnicza: Ewelina Tondys

Redakcja tekstu: Elżbieta Kot

Konsultacja merytoryczna: Mikołaj Kołyszko

Adiustacja i korekta: Pracownia 12A

Promocja i marketing: Ewa Koczwara

Projekt okładki: Monika Drobnik-Słocińska

Ilustracja na okładce: L.Riky / Adobe Stock

Fotografia autorki: Magda Rymarz

ISBN 978-83-8135-556-8

www.otwarte.eu

Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o., ul. Smolki 5/302, 30-513 Kraków Wydanie I, 2025

Dystrybucja: SIW ZnakZapraszamy na www.znak.com.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

Plik przygotował Marcin Kośka

Mojej Mamie Kasi

Tytułem wstępu

Jest wrzesień 2020 roku. Jadę na święto Plonów do krakowskiego oddziału gromady* Mir (dziś Chramu Mir). Do tej grupy na rytuał wybieram się po raz pierwszy. Zbliża się ostatnia letnia pełnia księżyca, a przede wszystkim równonoc jesienna, czas podsumowania zbiorów tego roku. Sprawdziłam lokalizację wydarzenia na Facebooku – rytuał jest otwarty dla wszystkich zainteresowanych – wytyczyłam trasę, wsiadłam do autobusu. Kiedy jadę na rytuał komunikacją miejską, czasem po cichu bawię się w zgadywanie: czy ktoś ze współpasażerów też wybiera się na to samo wydarzenie? Niczym się nie wyróżnia, ale za jakieś pół godziny stanie przy świętym ogniu i gromkim: „Sława!”, będzie pozdrawiać bogów, boginie i przodków? Wreszcie – jest. Mój przystanek docelowy. Wysiadam na obrzeżach miasta, tuż przed obwodnicą, wiem, że mam się kierować w stronę zagajnika i rzeki. Rozglądam się dookoła, mój wzrok przykuwa wysoki chłopak z ciemną brodą. Pod pachą niesie coś, co z daleka wygląda na okrągłą metalową tacę, a z bliska okazuje się ozdobnym paleniskiem na krótkich nóżkach. To właśnie na tym palenisku zapłonie święty ogień. Chłopak zmierza w tym samym kierunku co ja. Bingo!

Na obrzeżach miast, a czasem w ich centrum. Na prywatnym terenie i w publicznie dostępnym parku. W wybrane święta poświęcone bogom i boginiom. W przesilenia i równonoce, pierwsze dni astronomicznych pór roku. Rzucając zaklęcia lub w ogóle nie korzystając z magii. Stając w kręgu wokół świętego ognia i/lub ołtarza. Osoby, które badacze określają mianem współczesnych pogan, świętują na różne sposoby, podążają różnymi ścieżkami duchowymi, uprawiają różne zawody. Łączy ich jedno – praktyka religijna, która bardzo różni się od mainstreamowego w Polsce katolicyzmu. Najczęściej opiera się ona na przekonaniu, że trzeba przywrócić to, co było w dawnych czasach, zanim nadeszło chrześcijaństwo. To niekoniecznie musi oznaczać przywrócenie obrzędów w dokładnie takiej samej postaci jak niegdyś – świat się zmienił i dawne rytuały nie zawsze przystają do codzienności XXI wieku. Jednak przekonanie o istnieniu wielu bóstw i innych istot nadnaturalnych, szacunek dla natury, pamięć o przodkach, obserwowanie cyklów przyrody – te wierzenia i wartości łączą rodzimowierców, druidów czy wiccan.

Kim są poganie we współczesnej Polsce, dlaczego decydują się podążać tą ścieżką religijną? Co oznacza być poganinem w Polsce XXI wieku? To zależy od bardzo wielu czynników i składowych. Te dwa bardzo istotne słowa: „to zależy”, stały się mottem moich kursów o współczesnym pogaństwie w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mam stosowny slajd na pierwsze zajęcia i kubek z tym napisem, skądinąd uroczy prezent od studentki. Prawda jest taka, że rzadko udaje się udzielić jednej ogólnej i zawsze trafnej odpowiedzi, jeśli chodzi o wierzenia i praktyki religijne współczesnych pogan i poganek. Zresztą samo określenie „pogaństwo” już budzi pewne kontrowersje. Wywodzi się z łacińskiego słowa paganus, które oznaczało mieszkańca prowincji, wsi i przez wieki funkcjonowało w narracji chrześcijańskiej jako termin obraźliwy, element jasnego podziału „chrześcijanie – poganie” (w domyśle: „my dobrzy – oni wręcz przeciwnie”). Dziś „pogaństwo” może oznaczać te wszystkie religie i przekonania, które pozostają w opozycji do trzech wielkich religii monoteistycznych: chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Współczesne pogaństwo natomiast to rodzina spokrewnionych ze sobą w pewien sposób religii, które pojawiły się głównie w XX i XXI wieku – przede wszystkim w Europie, ale także w miejscach, do których dotarli europejscy kolonizatorzy (jak dzisiejsze Stany Zjednoczone czy Kanada). Wśród współczesnych pogan występuje wielka różnorodność zarówno wierzeń, jak praktyk – ale łączy ich pragnienie przywrócenia wierzeń, praktyk i światopoglądu z czasów przedchrześcijańskiej Europy (ale też północnej Afryki i zachodniej Azji) oraz zaadaptowania ich do realiów współczesnego świata.

Należy pamiętać, że nawet jeśli religioznawcy mówią o współczesnym pogaństwie czy neopogaństwie, to nie wszyscy zainteresowani się na ten termin zgodzą. Wiele osób, które z poziomu naukowej klasyfikacji określilibyśmy jako pogan, będzie stanowczo odrzucać ten termin. Dlaczego? Właśnie przez to skojarzenie z podziałem „chrześcijańskie – pogańskie” i lekceważący, a niekiedy wręcz potępiający ton, który w nim pobrzmiewa. „Poganin” będzie traktowany jako pogardliwa łatka albo pojęcie stosowane z zupełnie innego porządku. Stąd część osób woli mówić o sobie jako o na przykład rodzimowiercach. To było bardzo wyraźnie widać w mediach społecznościowych, kiedy na grupach rodzimowierczych linkowano różne artykuły związane z rejestracją najnowszego związku wyznaniowego, czyli Związku Wyznaniowego Rodzimowierców Polskich Ród. Jeśli w tytule lub treści tekstu pojawiało się określenie „poganie”, to z reguły w komentarzach padały wypowiedzi w stylu: „Poganie czy też neopoganie jest dla nas, wyznawców Wiary Rodzimej, określeniem pejoratywnym”1. Bardzo dobitny wpis na ten temat zamieścił rzecznik ZWRP Ród, Patryk Wierzchoń, tłumacząc, że to słowo ma negatywne konotacje i używanie go uważa za nietakt. „Jesteśmy rodzimowiercami (…). Nic nie opisze lepiej tego, kim jesteśmy i w co wierzymy”2, tłumaczy Patryk na oficjalnym fanpage’u związku wyznaniowego. Wprost pisze o tym, że promowanie „rodzimowierców” zamiast „pogan” ma na celu budowanie osobnej kategorii dla wyznawców i zwalczanie stereotypów. Jeszcze inni, w tym niektóre bohaterki i bohaterowie tej książki, będą z dumą mówić o sobie: „Jestem poganką”, „Jestem poganinem”, w pewien sposób odzyskując to słowo i używając go jako pozytywnego określenia własnej tożsamości religijnej. To może dotyczyć zwłaszcza tych osób, które zostały wychowane w wierze chrześcijańskiej i chcą tym określeniem ostatecznie a wymownie przypieczętować swoje rozstanie z Kościołem. Jeszcze z innej strony: samo mówienie o rekonstrukcji religii przedchrześcijańskich jest wielką obrazą dla niektórych wyznawców. Odbyłam kiedyś przy piwie żywą dyskusję z pewną rodzimowierczynią, która bardzo nie lubi określenia „neopogaństwo”, bo według niej rodzima wiara przetrwała proces chrystianizacji bez żadnych przerw i ubytków. Przedrostek „neo-” uważała za niewłaściwy i nieprzystający do rzeczywistości. To delikatna kwestia i moim zdaniem zawsze trzeba uszanować sposób, w jaki inne osoby określają swoją tożsamość.

Używając określenia „współczesne pogaństwo”, nie chcę nikogo urazić. Uważam je za termin techniczny, neutralne określenie całego zbioru religii o wspólnym mianowniku, odwołujących się do politeistycznych wierzeń i praktyk przedchrześcijańskiej Europy, związanych z sakralizacją natury. Innymi słowy, za termin parasol, który obejmuje całe spektrum, od rekonstrukcji po eklektyczność (o nich więcej w rozdziale pierwszym). Doskonale zdaję sobie sprawę, że jest to słowo obciążone różnymi skojarzeniami, ale na razie nie mam lepszego.

Traktuję opisywane w tej książce rodzimowierstwo słowiańskie, druidyzm i wicca jako pełnoprawne religie, choć, jak wie każdy religioznawca, to kolejny termin, co do którego definicji nie ma pełnej zgody w środowisku akademickim. Niemniej w kolejnych rozdziałach opisuję obecne w pogańskich religiach wierzenia, praktyki rytualne czy organizację. Niekiedy z przyczyn stylistycznych posługuję się wymiennie takimi określeniami, jak „ścieżka” czy „nurt”. Dodam jeszcze, że zajmuję się różnymi aspektami tego, co pogańskie i magiczne, w polskim kontekście już od ponad dziesięciu lat. Zarówno podczas badań naukowych, jak i podczas zbierania materiałów do tej książki przyjmowałam perspektywę zewnętrzną. Nie przeszłam rytuału inicjacji do żadnej pogańskiej grupy, gromady, kowenu czy wspólnoty, a współczesne pogaństwo fascynuje mnie jako zjawisko religijne i kulturowe. Owszem, uczestniczę czynnie w rytuałach – z szacunku dla osób, z którymi rozmawiam, i z chęci bezpośredniego zanurzenia się w doświadczeniu, żeby móc je jak najtrafniej opisać. W swoich badaniach stosuję też jedną z zasad antropologii w wydaniu brytyjskim, która mówi, że choćby rozmówca kierował badacza na całkiem nieprzewidziane szlaki, ma zawsze rację. Innymi słowy, nigdy nie podważam przekonań rozmówców, nie podaję w wątpliwość ich doświadczeń, przyjmuję ich opowieści dokładnie tak, jak chcą się nimi ze mną – a pośrednio z czytelnikami i czytelniczkami tej książki – podzielić.

O współczesnych poganach i pogankach mówi się niekiedy, że odkrywając swoją ścieżkę duchową, wracają do domu. Po raz pierwszy ten „powrót do domu” pojawił się w książce Drawing Down the Moon.Witches, Druids, Goddess-Worshippers, and Other Pagans in America Today autorstwa Margot Adler, amerykańskiej dziennikarki i poganki. W 1979 roku Adler opublikowała pierwsze socjologiczne studium pogańskiej społeczności w Stanach Zjednoczonych i właśnie w nim postawiła ważną tezę. Mianowicie poganie nie dokonują klasycznej konwersji, to znaczy nie nawracają się na pogaństwo, tylko wracają do domu. Odkrywają, że to, w co zawsze wierzyli, ma jakąś nazwę i faktycznie istnieje jako pełnoprawna religia. Czy jest to zasadne wrażenie, czy narzucony jedyny słuszny wzorzec przystąpienia do pogaństwa – to już osobna historia, ale poczucie powrotu do domu często towarzyszy opowieści „jak zostałam poganką” i „jak zostałem poganinem”. Słyszałam różne jej wersje w swoich rozmowach, ale schemat zazwyczaj pozostaje podobny. Czyli dana osoba, wychowana na przykład w Kościele rzymskokatolickim, w pewnym momencie swojego życia dochodzi do wniosku, że nie jest to ścieżka duchowa, która jej odpowiada. Często łączy się to z odkryciem istnienia rodzimowierstwa, druidyzmu, wicca czy innej współczesnej pogańskiej ścieżki. I wtedy przychodzi to uczucie bycia na miejscu, znalezienia czegoś dawno zagubionego, powrotu do domu, o którym wcześniej się nie wiedziało. Tym „domem” może być religia przodków, politeizm, wspólnota z innymi ludźmi oddającymi cześć bogom w podobny sposób przed setkami lat – to już zależy od poszczególnej osoby i jej historii. I właśnie teraz przyszedł czas na poszczególne osoby i ich opowieści. Każdy rozdział tej książki ma jeden temat przewodni: przodkowie, bogowie, natura, rytuał. Pierwsze trzy tematy poznamy z punktu widzenia osób reprezentujących różne pogańskie religie: rodzimowierczyni opowiada o przodkach, druid o bogach, wiccanin o naturze. W każdym rozdziale zatrzymamy się też nad daną ścieżką i nad danym tematem w pogańskim kontekście. Wszystkie trzy perspektywy spotykają się w tytułowym rytualnym kręgu w ostatnim rozdziale poświęconym rytuałowi – bo to właśnie rytuał jest podstawą łączącą pogańskie ścieżki. Oprócz trójki głównych bohaterów pojawiają się też inni rozmówcy i rozmówczynie, spotkani na różnych świętach i wydarzeniach, dzielący się swoimi doświadczeniami. Mam nadzieję, że ten wielogłos odda różnorodność pogańskich ścieżek. A zaczniemy od tych, bez których nas by tutaj na świecie nie było – czyli od przodków.

* Wszystkie ważne terminy wyjaśniam w słowniczku na końcu książki. Zachowałam w książce pisownię nazw zgodną z tym, jak funkcjonują one w tekstach publikowanych przez członków poszczególnych wyznań.
1 Patrz dyskusja pod linkiem do reportażu Norberta Frątczaka Bogom dzięki („Polityka” 2024, nr 12) na grupie Rodzimowierstwo Słowiańskie, https://www.facebook.com/groups/rodzimowierstwo/permalink/8235427486483893/, dostęp 12.03.2024.
2 Facebook, ZWRP RÓD, https://www.facebook.com/photo/?fbid=899929228838151&set=a.462768079220937, 29.07.2024, dostęp 22.08.2024.

I

Przodkowie

O przedchrześcijańskim dziedzictwie i rodzimowierstwie słowiańskim

W niejednym mieście stoi pomnik na tyle charakterystyczny, że oprócz niesienia znaczeń kulturowych i historycznych pełni funkcję punktu spotkań. W Toruniu takim pomnikiem jest, jakżeby inaczej, statua Mikołaja Kopernika na Rynku Staromiejskim. Przysiadam u stóp astronoma i czekam na Kasię z Chramu Kałdus, który to chram wchodzi w skład Związku Wyznaniowego Rodzimowierców Polskich Ród. Kasia zjawia się punktualnie, w zwiewnej sukience w kwiaty i z dużą torbą pod pachą. Podchodzi do mnie zdecydowanym krokiem i prowadzi do pobliskiej kawiarni. Nad dwoma kawami z mlekiem od razu wskakujemy w rozmowę o trudach wychowania dzieci w rodzimej wierze. Kasia, lat czterdzieści sześć, ma trójkę dzieci – w tym nastoletniego syna, który od małego, choć ochrzczony w rycie katolickim, był wychowywany w rodzimowierstwie. Poznałam całą rodzinę Kasi podczas Stada, święta, które od kilku lat łączy znaczną część polskiego środowiska rodzimowierczego. Przyjechali tam całą piątką, bo dla mojej rozmówczyni pokazywanie wiary rodzimowierczej dzieciom przez własną praktykę jest ważne. Konkretnie przez praktykę Kasi, bo jej mąż rodzimowiercą nie jest. Pozostaje sceptyczny co do religii, choć został wychowany w katolicyzmie. Klasyczna kategoria „wierzący niepraktykujący”. I ten sceptycyzm przekazał w genach najstarszemu synowi.

– Rzeczywistość też okazała się inna, niż mi się wydawało – przyznaje Kasia, mieszając kawę. – Dzieci dorastają, wchodzą w trudny wiek i… dochodzimy do momentu zderzenia tego, co mówi rodzic, i tego, co oferuje inny świat, koledzy, koleżanki.

Ostatnio w jej wspólnocie dużo rozmawia się o wychowaniu dzieci. Kasia i inni rodzice zastanawiają się, czy samo praktykowanie przez matkę czy ojca wystarczy, żeby z dziecka „zrobić rodzimowiercę” (czy też wyznawcę jakiejkolwiek innej wiary). To wciąż nowy temat, bo w Polsce jak dotąd większość rodzimowierców odkrywa tę ścieżkę duchową już jako dorosłe, mniej lub bardziej ukształtowane osoby. Stąd tyle opowieści – także w tej książce – o tym, jak ktoś odkrył dla siebie rodzimą wiarę, druidyzm, wicca. Choć te i inne pogańskie ścieżki różnią się od siebie, to jednak możemy w nich odnaleźć dość istotne podobieństwa.

Rekonstrukcja, eklektyzm, a do tego Słowiańszczyzna… czyli co?

Żeby wyjaśnić różnorodność w ramach współczesnego pogaństwa, lubię odwoływać się do modelu Michaela Strmiski, amerykańskiego badacza. Strmiska proponuje ułożenie wszystkich grup w ramach pewnego spektrum, w którym na jednym końcu będzie rekonstrukcjonizm (rekonstrukcja konkretnego etnicznego, kulturowego albo ograniczonego terytorialnie systemu wierzeń z przeszłości), na drugim eklektyzm (tworzenie nowych wyznań na podstawie różnorodnych źródeł). W pierwszej kategorii mieści się rodzimowierstwo (słowiańskie czy germańskie), a w drugiej grupy odnoszące się także do zachodniej tradycji ezoterycznej (od wicca po współczesny reformowany druidyzm). Można tutaj też dostrzec pewien wzór geograficzny. Na wschodzie Europy, a konkretnie w krajach postsowieckich, na plan pierwszy wysuwają się ścieżki rekonstrukcjonistyczne, stawiające na lokalne, etniczne wierzenia. Na szeroko pojętym Zachodzie dominują raczej formy eklektyczne i uniwersalistyczne. To wszystko stanowi dziedzictwo specyficznej sytuacji historycznej, zwłaszcza drugiej połowy XX wieku. Rozwojowi pogańskich ścieżek na Zachodzie towarzyszyła rewolucja lat sześćdziesiątych, a część jej wartości była wielce dla pogan atrakcyjna: pacyfizm, feminizm, prawa człowieka i tak dalej. Europa Środkowo-Wschodnia w tym czasie mierzyła się z reżimami komunistycznymi, które skutecznie tłumiły zarówno religię jako taką, jak i lokalne tożsamości czy tradycje.

Dla przedstawicieli ścieżek rekonstrukcjonistycznych szczególnie istotne są źródła historyczne i archeologiczne, dzięki którym można (re)konstruować współczesną praktykę. Problem w tym, że nie wszystkie religie przedchrześcijańskiej Europy są w równym stopniu udokumentowane, co więcej, nie zawsze mamy do dyspozycji teksty spisane przez samych wyznawców. Owszem, współcześni wyznawcy bóstw greckich i rzymskich mają na podorędziu szereg źródeł ikonograficznych, zachowane w różnym stanie miejsca kultu, źródła literackie jak Iliada, Odyseja czy Eneida, a nawet teksty modlitw. Ci, którym bliższe są wierzenia nordyckie czy skandynawskie, mogą sięgnąć choćby po Eddę starszą, zbiór pieśni pochodzących nawet z IX wieku naszej ery. W niej już od pierwszych słów dowiadujemy się wiele o Odynie i innych bogach oraz o ich dziejach. Sporo wiemy także o religii i obyczajach Celtów z różnych terenów Europy. Ale rodzimowiercy słowiańscy nie mają tyle szczęścia. Maria Janion w Niesamowitej Słowiańszczyźnie pisze wręcz o „wymazanej dawności” i „pustych polach”3, o wypartych pogańsko-słowiańskich korzeniach, które do dziś mają jednak wpływ na polską tożsamość i literaturę. Ale nie jest też tak, że dopiero teraz, współcześnie, czujemy potrzebę odwołania się do kultury Słowian. Już Zorian Dołęga Chodakowski (1784–1825), który w 1818 roku opublikował znaczące dzieło O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem, lamentował nad zniszczeniem przedchrześcijańskiego słowiańskiego dziedzictwa w ogniu chrystianizacji.

Ale co to właściwie jest ta Słowiańszczyzna? Co to znaczy „słowiańskość”? W co wierzyli nasi przodkowie przed chrztem Polski? To pytania, na które każdy udziela odpowiedzi na swój sposób. Zarówno jeśli chodzi o badaczy, z których każdy ma swoją teorię, jak i rodzimowierców czy osoby popularyzujące słowiańskie wątki w kulturze i popkulturze. W świadomości zbiorowej funkcjonuje pewna wiedza na temat świata czy bóstw dawnych Słowian. Takie imiona jak Mokosz, Światowid czy Perun z czymś nam się kojarzą i zasadniczo wiemy, o kogo tutaj chodzi… albo i nie. Tak naprawdę jest to dużo bardziej skomplikowane, bo źródeł mamy niewiele i wszystko właściwie pozostaje przedmiotem dyskusji zarówno wśród wyznawców, jak i wśród naukowców. I prawdopodobnie do konsensusu – albo do Ostatecznej Prawdy na temat Słowian – nigdy nie dojdziemy. Słowianin Słowianinowi zresztą nierówny: inaczej żyło się wśród Słowian połabskich, na zachodzie, za Odrą, inaczej wśród wschodniosłowiańskich Drewlan, a jeszcze inaczej na południu, pomiędzy Bułgarami czy Chorwatami. Mówiąc o Słowiańszczyznie, mówimy o ogromnym obszarze geograficznym i równie obszernym przedziale czasowym. Dla wyobrażenia sobie skali: języki słowiańskie stanowią mowę ojczystą dla jednej trzeciej mieszkańców dzisiejszej Europy. To jakieś ćwierć miliarda ludzi.

Co gorsza, nie mamy bezpośredniego wglądu w to, jak wyglądało życie i wierzenia Słowian przed chrześcijaństwem, bo nasi słowiańscy przodkowie nie zostawili po sobie żadnych pism. Zabrakło bezpośredniego przekazu, zabrakło słowiańskich kronik, spisów mitów, bohaterskich eposów. Nie oznacza to, że niczego nie wiemy i nie mamy zupełnie żadnych źródeł. Czym zatem dysponujemy? Są dane archeologiczne, to po pierwsze. Pozostałości dawnych grodów i budynków mieszkalnych, przedmioty codziennego użytku i tak dalej. Po drugie, mamy niezbyt liczne wzmianki w kronikach średniowiecznych, zresztą w większości dosyć późne i z drugiej ręki. Przede wszystkim to fragmenty z kronik chrześcijańskich, więc można się domyślać, że ich autorzy byli uprzedzeni do wierzeń Słowian. Dobrym przykładem jest tutaj biskup Thietmar z Merseburga, żyjący na przełomie IX i X wieku. W swojej Kronice nie przebiera w słowach. Opisując świątynię Słowian nadodrzańskich, mówi o „czczym zabobonie i ohydnym pogańskim kulcie”4. To zresztą też dowód na to, że gdy już mamy jakąś wzmiankę o Słowianach, to zazwyczaj jest to mały wycinek, niewielka grupa, jedno miejsce, a nie Słowiańszczyzna jako taka. Więcej, wycinek przedstawiony przez przedstawiciela zupełnie innej kultury. To prosta droga do błędnych interpretacji, przekłamań, niedopowiedzeń – czyli mało rzetelnej wiedzy. A po trzecie, prócz średniowiecznych kronik mamy także etnograficzne opisy praktyk ludowych z XIX i XX wieku. Jeśli jakiś obyczaj powtarza się u Słowian wschodnich, zachodnich i południowych, to możliwe, że pochodzi z czasów naprawdę dawnych – nawet z VI wieku. Mówimy wtedy o strukturach długiego trwania, to znaczy treściach przechowywanych w kulturze przez setki lat.

Co z tego możemy wynieść na temat religii przedchrześcijańskich Słowian? Dobre pytanie. Niektórzy badacze stoją na stanowisku, że religia słowiańska najpewniej była prosta, wręcz prymitywna, bez rozbudowanego systemu wierzeń. Inni próbują zrekonstruować słowiańskie wierzenia poprzez porównanie ich z innymi panteonami, jak na przykład greckim. Ze źródeł historycznych wiemy o istnieniu poszczególnych bóstw w konkretnych miejscach. Wśród Słowian wschodnich pojawia się Wołos (albo Weles), Perun, Swaróg czy Mokosz. Na Połabiu (czyli wśród Słowian zachodnich), wedle średniowiecznych kronikarzy, czczono Swarożyca czy Świętowita. Świętowit może się nam kojarzyć ze słynnym posągiem wyciągniętym z rzeki Zbrucz na Podolu w połowie XIX wieku. Światowid ze Zbrucza, bo tak ten posąg nazwano, to unikat na skalę może nie światową, ale na pewno słowiańską. I znów opinie są podzielone: część badaczy uznaje go za falsyfikat, część za autentyczny wizerunek bóstwa o czterech twarzach, część za przedstawienie całości świata. Stuprocentowej pewności najpewniej nigdy nie będziemy mieli.

Boskie imiona, zapisane w różnych źródłach, powracają dzisiaj w rodzimowierczych rytuałach. Jakie dokładnie bogowie i boginie mają kompetencje – to cały czas jest przedmiotem dyskusji. Zazwyczaj przyjmuje się jednak, że Perun to bóg gromowładny (skojarzenia z piorunem jak najbardziej słuszne), reprezentujący sferę niebios, czyli sferę uraniczną, ale także patron wojowników. Jego adwersarzem jest Weles, władca zaświatów, bóg związany ze sferą podziemną, czyli chtoniczną. Kojarzy się go także z magią i bydłem. Swaróg to boski kowal, ten, który wykuwa słońce. Jego synem jest Swarożyc, bóg ognia ziemskiego, a także Dadźbóg, reprezentujący słońce. Strzybóg jest bogiem wiatru, Chors bogiem księżyca, a Jaryło bogiem płodności. Mamy też oczywiście boginie: Mokosz jest postrzegana jako matka ziemia, Dziewanna kojarzona z lasami i dziką przyrodą, a Marzanna z zimą i śmiercią. Każde z bóstw ma swoje miejsce w rytuale i w dorocznym cyklu świąt, może także stać się osobistym patronem czy opiekunem danego wyznawcy.

Współcześni rodzimowiercy i rodzimowierczynie wracają zatem do kultu dawnych bóstw. Ale powrót do wierzeń przedchrześcijańskich wiąże się z jeszcze jedną, szczególnie ważną grupą postaci: z przodkami. Bardzo często – zwłaszcza w przypadku religii etnicznych, jak rodzimowierstwo słowiańskie – wspomniany „powrót do domu” to powrót do religii przodków. To niekoniecznie muszą być faktyczni, biologiczni antenaci. Niektórym osobom wystarcza więź bardziej metaforyczna, a wręcz mistyczna. Chodzi więc nie tylko o bezpośrednich przodków krwi, ale też danego miejsca i tradycji. Jak już wiemy, polscy poganie to w większości nadal poganie pierwszego pokolenia – wywodzą się z innej niż pogańska tradycji religijnej, zazwyczaj z katolicyzmu, co było udziałem większości rozmówców, którzy występują w tej książce. W tym Kasi, która przez całe życie uważała się za osobę religijną i właściwie zmieniła jedną religię na drugą.

– Rodzice nalegali, żebym chodziła do kościoła jako dziecko, jeszcze w szkole podstawowej. Czasami mi się nie chciało – przyznaje Kasia. – Ale moja mama mówiła, że mam iść. Nie wiem, dlaczego w pewnym momencie przestali na to naciskać. Potem sama zaczęłam odczuwać potrzebę chodzenia na mszę, byłam wierząca, często się modliłam.

Dopiero w okresie nastoletnim zaczęła postrzegać zasady obowiązujące w katolicyzmie z jednej strony jako ograniczenie, a z drugiej strony wytyczne oderwane od rzeczywistości. Kościół stał się dla niej instytucją, która wprowadziła dyscyplinę dla własnych korzyści. Taka zmiana podejścia dokładnie w tym wieku to bardzo częsty wątek w polskich pogańskich narracjach konwersyjnych, czyli dotyczących zmiany wyznania.

– Stwierdziłam, że nie będę chodzić na religię w szkole średniej – ciągnie Kasia, opowiedziawszy wcześniej o swojej fascynacji okultyzmem, magią i tradycją ludową. – A kiedy miałam dziewiętnaście lat, zaczęłam studia w Toruniu i tu zetknęłam się z rodzimowiercami. Były lata dziewięćdziesiąte i to głównie polegało na śpiewaniu piosenek o wojach Peruna i na takim… nacjonalizmie.

– Tamte czasy były specyficzne – zauważam.

– To mnie bardzo zniechęciło i stwierdziłam, że jednak nie pójdę tą ścieżką – wyznaje moja rozmówczyni.

– Niespodzianka! – komentuję ze śmiechem, a Kasia śmieje się razem ze mną.

Potem opowiada, że przez jakiś czas interesowała się wicca, aż wreszcie, będąc już w drugiej ciąży, postanowiła dać rodzimowierstwu drugą szansę. Najpierw trafiła do Rodzimego Kościoła Polskiego, o którym więcej za chwilę. Potem przez jakiś czas brała udział w obrzędach bydgoskiej grupy o nazwie Żertwa – teraz również chramu w ramach ZWRP Ród – aż wreszcie wraz z innymi zainteresowanymi osobami założyła stowarzyszenie Kałdus. Jego nazwa pochodzi od grodziska we wsi Kałdus, na północ od Torunia. Do dziś zresztą Żertwa i Kałdus część świąt obchodzą wspólnie. A Kasia jako żerczyni, czyli rodzimowiercza kapłanka, pełni ważną funkcję podczas tych obrzędów. Od lat czynnie angażuje się też w organizację Święta Stado. Zanim jednak o rytuałach i o Stadzie, wrócimy do specyficznych, jako się rzekło, lat dziewięćdziesiątych.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

3 Maria Janion, Niesamowita Słowiańszczyzna. Fantazmaty literatury, Kraków 2022, s. 13.
4Kronika Thietmara, tłum. Marian Zygmunt Jedlicki, Kraków 2025, s. 131.