W imię zemsty - Litkowiec Kinga - ebook + książka

W imię zemsty ebook

Litkowiec Kinga

4,6

Opis

TOM III BESTSELLEROWYCH DEMONÓW Z LOS ANGELES!

Gdy przychodzi czas zemsty, nikt nie może czuć się bezpieczny.

Joaquin Ferro po latach chce odebrać życie temu, kto sprawił, że stał się Katem z Los Angeles. Jest w stanie zrobić wszystko, by zakończyć to, nad czym tak długo pracuje. Potrzebuje kogoś, kto pomoże mu w realizacji jego planu.

Elena van Celluci jest jego tajną bronią i szansą na lepszą przyszłość.

Dziewczyna latami więziona przez własnego ojca wydostaje się z piekła. W życiu jednak nie ma nic za darmo. Elena przekonuje się o tym bardzo szybko – w momencie, w którym Joaquin informuje ją, czego chce w zamian.

Pragnienie zemsty i smak pożądania tworzą zabójczą mieszankę, która gotowa jest wybuchnąć w każdej chwili.

Dwójka na pozór zupełnie różnych ludzi odkrywa, że łączy ich nie tylko wspólny wróg.

Do czego będą zdolni, by zwyciężyć?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 271

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (651 ocen)
466
116
54
15
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Gosia243

Dobrze spędzony czas

Czuć niedosyt tak jakby niedokończona historia .. szkoda
21
sweetpaula

Nie oderwiesz się od lektury

wciągająca i bardzo fajnie się czyta.
00
akl2016

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita to mało powiedziane. Czyta się jednym tchem.
00
Feliximiska

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajna seria
00
Justyna-2017

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Copyright © by Kinga Litkowiec, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by lightfieldstudios/123rf

Projekt okładki: Marta Lisowska

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-021-7

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

1. Jessica

2. Joaquin

3. Elena

4. Joaquin

5. Elena

6. Joaquin

7. Elena

8. Joaquin

9. Elena

10. Joaquin

11. Elena

12. Joaquin

13. Elena

14. Joaquin

15. Elena

16. Joaquin

17. Jessica

18. Elena

19. Joaquin

20. Elena

21. Joaquin

22. Elena

23. Joaquin

24. Elena

25. Joaquin

26. Elena

27. Joaquin

28. Elena

29. Joaquin

30. Elena

31. Joaquin

32. Elena

33. Joaquin

34. Elena

35. Joaquin

36. Elena

1. Jessica

Zaczynam bać się Liama, a konkretniej jego pomysłów. Po wszystkim, co nas spotkało, jego stosunek do mnie uległ ogromnej zmianie. Nie cofnął danego słowa. Wciąż czeka, bym wybrała miejsce, w którym mamy wziąć ślub. Obiecałam mu, że zdecyduję w święta. To już za kilka dni, a ja wciąż nie podjęłamdecyzji.

Obecnie nawet nie mogę o tym myśleć, bo mój narzeczony postanowił, że pokaże mi, jak wyglądają prawdziwe święta, choć sam pewnie już tego nie pamięta. Tara zaś pomaga mu w tym, starając się chyba nadrobić te wszystkie stracone lata. Trochę dziwnie się czuję. Jakby coś mi odebrano. Wiem, że muszę porozmawiać z Liamem. Odciągnął mnie od wszystkiego, do czego jeszcze tak niedawno mnie przyzwyczajał. Teraz nie chcę poruszać tego tematu, bo wiem, że nie będzie to miła konwersacja. Muszę jednak coś zrobić, by mój narzeczony przestał się niepokoić, że może mi się coś stać. To, co nas spotkało, nie sprawiło, że zapragnęłam normalnego życia. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że jestem inna, że tu odnalazłamsiebie.

– Jess! – krzyczy Liam, który wpada właśnie obładowany zakupami. – Pomóż mi, najlepiej wyciągnij pistolet z mojej szuflady i mnie, kurwa, zastrzel.

Podbiegam do niego, śmiejąc się w głos. To nie jest normalna sytuacja, ale w tej chwili bawi tylko mnie. Zabieram kilka toreb z jego rąk i znów wybucham śmiechem na widok jegominy.

– Co w tym jest? Okradliście galerięhandlową?

– Matka się uparła, żeby każdy z moich ludzi dostał prezent. Wyobrażasz to sobie? Morderca, który otwiera pudełko i znajduje w nim sweter w pierdolone renifery – warczy, jest naprawdęzły.

Choć chciałabym ukryć rozbawienie, nie jestem w stanie tegozrobić.

– Pogadam z nią. Wytłumaczę, że chłopaki bardziej ucieszą się z nowego pokrowca na broń czy jakiegoś noża. – Wzruszam ramionami, po czym zaglądam do jednej z reklamówek. Niestety, Liam nie przesadzał. – Albo po prostu powiem, że prezenty nie są dobrym pomysłem – dodaję nieco zmieszana, widząc zawartośćtoreb.

– Zrób to, proszę, bo przysięgam, że strzelę sobie w łeb – mówi wciąż nerwowo. – Mam nadzieję, że zrozumie, że oni nie potrzebują prezentów. To jest kurewsko głupi pomysł, Jess. Wiesz o tymprzecież.

Całuję go, a na jego twarzy pojawia się w końcu delikatnyuśmiech.

Odstawia wszystkie zakupy i wychodzi z salonu, zostawiając mnie samą z tym… problemem. Nawet nie chcę sprawdzać, co jest w środku. Domyślam się, że po przejrzeniu wszystkich rzeczy udzieli mi się nastrój narzeczonego. Nie mogę się jednak dziwić jego mamie. Chce, żeby te święta były wyjątkowe. Problem w tym, że nie potrafi chyba przyjąć do wiadomości, czym zajmuje się jej syn. To tak, jakby wiedziała jedynie o tych legalnych biznesach i nie miała pojęcia, że Liam ma drugą, mrocznąnaturę.

Mam zamiar zostawić to wszystko i wyjść, ale Tara dołącza do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Chyba jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa. Nie, od kiedy jąznam.

– Miałam nadzieję, że cię tu zastanę! Pomożesz mi to wszystko spakować? Nie wiem, czy nie jest tego za mało. Liam nie ma pojęcia, ilu ludzi u niego pracuje – mówi zniedowierzaniem.

Cholera, zabiję go. I jak ja mam jej powiedzieć, że to zły pomysł? Dlaczego Liam nie zrobił tego, kiedy Tara powiedziała mu o swoim planie? Ten mężczyzna czasami zachowuje się jak dziecko, szczególnie w takich sytuacjach. Facet, który zabija bez mrugnięcia okiem, boi się konfrontacji z własnąmatką.

Brzmi to paradoksalnie, ale jestprawdą.

– Posłuchaj, myślę, że to nie jest dobrypomysł.

Kobieta posyła mi pytające spojrzenie, a ja czuję, że za chwilę zacznę sięjąkać.

– Pracownicy Liama to w dużej mierze zabójcy. Twój pomysł jest dość… – robię pauzę, żeby znaleźć odpowiednie słowo, ale nic nie przychodzi mi do głowy – nie na miejscu – wypalam bezzastanowienia.

– Jestem taka głupia – mamrocze podnosem.

– Nie jesteś! Chciałaś dobrze, a Liam od razu powinien był ci powiedzieć, że to nie będzie dobrzeodebrane.

Pierwsze święta w moim życiu zaczynają się, kurwa, cudownie.

– W porządku. Oddam te rzeczy. – Tara uśmiecha się ponuro. – Jak się teraz nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że to naprawdę był głupi pomysł – dodajechłodno.

Podchodzę do niej i gładzę ją poramieniu.

– Załatwię to – zapewniam ją. – Odpocznij.

Mama O’Dire’a ma zostać u nas do Nowego Roku. W przeciwieństwie do Valerii nie przeszkadzają jej otaczający ją zabójcy. Udaje, że ich nie ma. Problemem jest strach przed uczuciami jej syna. To tak, jakby czekało się na wybuch bomby. Albo do tego dojdzie, albo zapalnik okaże się uszkodzony. Oni unikają poważnych tematów. Może Tara chce z nim porozmawiać o tym, co się stało, ale Liam ma uczulenie na wracanie do przeszłości. Zgaduję, że dlatego nie protestował na zakupach. To było mu na rękę, nie musiał obawiać się, że Tara zaczniemówić.

W końcu nie wytrzymuję i postanawiam porozmawiać z narzeczonym. To już powinno się skończyć. Przechodzę do jego gabinetu, pukam dwa razy, a kiedy słyszę jego głos, wpadam do środka niczym burza. W pomieszczeniu jest także Morris. Obaj mężczyźni są bardzo spięci. Na ich widok od razu zapominam, po co tuprzyszłam.

– Coś się stało? – pytamzaniepokojona.

– Morris dowiedział się, czym teraz zajmuje sięJoaquin.

Sztywnieję na dźwięk tego imienia. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, Joaquin stał się tematem tabu. Czułam, że Liam o nim nie zapomniał, ale nie spodziewałam się, że postanowił dowiedzieć się, co robi mężczyzna. Z drugiej jednak strony to było do przewidzenia. Przecież to jeden z najlepszych zabójców chodzących po tej ziemi. Nic dziwnego, że O’Dire chciał mieć go na oku i dowiedzieć się czegoś onim.

– Chce zabić Paola van Celluciego – informuje mnieMorris.

Nigdy nie słyszałam o kimś takim, więc czekam, aż ktoś powie, kim jest tenczłowiek.

– To facet, który zabił matkęJoaquina.

Z trudem przełykam ślinę. Nie spodziewałam się, że spotkało go cośtakiego.

– W takim razie nie rozumiem waszych min. Chyba nic w tym dziwnego, że chce sięzemścić.

– Mała, Celluci to baron narkotykowy – zaczyna tłumaczyć mi Liam. – Jest zamieszany także w handel ludźmi i bronią. To człowiek, który trzęsie całym Meksykiem z pomocą jednego z najbardziej brutalnych karteli, o których słyszałem. Wierz mi, przy nim nawet ja jestemświęty.

– Ma ludzi w całym kraju. Ochronę składającą się z tysięcy żołnierzy – kontynuuje Morris. – A Joaquin jest sam. Poza tym jego chęć zemsty może sprawić, że będziemy mieć na głowie bandęMeksykanów.

– Jak to? – pytamzmieszana.

– Ferro pracował dla mnie. Niewykluczone, że jego atak odbiorą jako moje zlecenie – mówi poważnie Liam. – Mogą uznać, że mu pomagałem. – Odwraca się do Morrisa i wypuszcza ciężko powietrze. – Przynajmniej wiemy, co robił, gdy go tu nie było. Jakie interesy załatwiał z Cavaco i podobnymikutasami.

– A więc co teraz? – rzucam, gdy żaden z nich nie odzywa się anisłowem.

– Nic. Nie polecę do Meksyku, żeby go odszukać. Musimy obserwować każdy jegoruch.

– I tak po prostu będziemyczekać?

– Tak. Mam kilku ludzi w Meksyku, będą mnie informować, jeśli czegoś się dowiedzą. Nie wiem, jaki ma plan. Na jego miejscu chciałbym mieć pewność, że nic mi nieprzeszkodzi.

– Chyba że wie, jak go zabić, i zrobi to kosztem własnego życia – dodajeMorris.

– Myślę, że on nie chce zginąć. Chce nacieszyć się życiem bez tego bagażu, który ciążył mu przez tak długi czas – komentuję zamyślona. – Ja właśnie tak bymzrobiła.

– Może masz rację, mała.

Nie wiem, czy ich kamienne twarze nie skrywają emocji, których ja nie potrafię w sobie stłumić. Nic przecież nie zrobię, mogę czekać razem z nimi i mieć nadzieję, że Liam powie mi o wszystkim, czego się dowie. Z jakiegoś powodu zależy mi na tym, żeby Joaquin dokonał swojej zemsty i niezginął.

2. Joaquin

Nienawidzę tego kraju. Wolałbym tu nigdy nie wracać. To jednak zbyt ważne, bym mógł zapomnieć o planie, który układałem przez większość mojego życia. Zrobię wszystko, żeby sięudało.

Przez tak wiele lat zdobywałem informacje na temat Celluciego, że mam wrażenie, jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżał. Znam każdy budynek, w którym przebywał. Każdy burdel, bar, siedziby jego ludzi. Plan jego posesji oglądałem tak wiele razy, że mógłbym przejść po niej z zamkniętymi oczami i trafić do każdego pomieszczenia, do którego chciałbym wejść. Wiem o każdej planowanej przez niego akcji i każdymwyjeździe.

To tak wiele, ale wciąż zbyt mało, żebym mógł zakończyć to szybko i wrócić do Los Angeles. Jeden szczegół mojego planu wciąż nie jest dopracowany. Muszę dostać się do tego kutasa. Dzięki współpracy z Cavaco wiem przynajmniej, kogo mam szukać. Emiliano Albala, zwany tu Skorpionem, to członek kartelu La Cruz Sangrienta, rządzącego w północnej części Meksyku. To on może pomóc mi dostać się bliżej Celluciego, o ile dobrze torozegram.

Dziś Albala ma zawitać do klubu Bien, leżącego na obrzeżachTapachuli.

Godzinę przed północą zjawiam się tam, w jednej dłoni trzymając pieniądze, a w drugiej nóż. Podchodzę do drzwi, które obstawia grupa wytatuowanych mężczyzn. Gdy tylko mnie dostrzegają, ich sylwetki napinają się, dając sygnał, że każdy z nich gotów jest do walki. Zatrzymuję się metr przed nimi, pamiętając o pozbyciu się amerykańskiego akcentu. Do takich miejsc Amerykanin może wejść jedynie na specjalnezaproszenie.

– Czego? – warczy jeden z nich, po czym rzuca niedopałek papierosa tuż obok moichbutów.

Wyciągam plik banknotów i unoszę go na wysokość mojej głowy. Wszyscy patrzą na mnie z zaciekawieniem, choć w ich oczach dostrzec można także chęć mordu. Widzę to, bo sam przecież często takpatrzę.

– Muszę porozmawiać ze Skorpionem – rzucam odniechcenia.

– Kimjesteś?

– Kimś, kto ma trzydzieści tysięcy peso i chce wejść do środka – odpowiadam poważnie i czekam na ich ruch. Jestem gotowy na walkę, ale to sprawi, że będę miał mniej czasu, a jego terazpotrzebuję.

Łysy, napakowany facet kiwa głową w kierunku drzwi. Rusza w ich stronę, a ja idę tuż za nim. Rzucam pieniądze facetowi, który stoi najbliżej mnie, po czym wchodzę dośrodka.

Jestem prowadzony schodami na górę, gdzie spotykam kolejnych ludzi, niemal nieróżniących się od tych, którzy stali przed wejściem. Narożnik w zaciemnionym kącie zajmuje troje mężczyzn, wśród których dostrzegam Albala. Goryl, który mnie tu przyprowadził, zamienia z nim kilka zdań. Obaj nie spuszczają ze mnie wzroku, zresztą jak każdy tutaj. Widzę po minie Skorpiona, że mnie poznaje, a przynajmniej domyśla się, kim jestem. To dobrze, właśnie o to mi chodziło. Jeśli doniesie o moim pojawieniu się tutaj, w ciągu pięciu minut przybędą ludzie z naładowaną bronią, a ich jedynym celem będzie zabicie mnie. Jeśli jednak postanowi ze mną porozmawiać, będę mógł odhaczyć kolejny punkt na mojejliście.

– Jesteś ostatnim człowiekiem, którego spodziewałem się w Meksyku, a co dopiero w tym miejscu. Co cię sprowadza? – Skorpion gestem wskazuje miejsce naprzeciwkosiebie.

Siadam więc, ale nie zapominam o tym, by mieć oczy z tyługłowy.

– Interesy – rzucamkrótko.

Mężczyzna uśmiecha się krzywo, wygląda nazainteresowanego.

– Zamieniam się wsłuch.

– Muszę dostać się na licytacje w Saltillo – mówię pewnymtonem.

Emiliano patrzy na mnie jak na wariata. Jakby czekał, aż oznajmię mu, że to żart. Kiedy jednak orientuje się, że nic z tego, poważnieje.

– Chyba musimy porozmawiać w bardziej ustronnym miejscu – stwierdzazamyślony.

Wstajemy i udajemy się na tyły klubu. Na zapleczu kilku ludzi zajmuje się pakowaniem prochów. Gdy nas dostrzegają, opuszczają pomieszczenie. Stajemy ze Skorpionem naprzeciwko siebie, a przez dłuższy czas towarzyszy nam jedynie cisza. W końcu jednak mężczyzna otwierausta.

– Nie jestem idiotą. Wiem, z jakiego powodu chcesz dostać się na licytację i dlaczego przyszedłeś z tym do mnie. Nic z tego. Nie wiem, co o mnie słyszałeś, ale nie jestem samobójcą. Jeśli ci pomogę, zabiją mnie w sposób, o jakim nawet ty nie chciałbyś słuchać. Gdy tylko cię rozpoznałem, powinienem był zaalarmować wszystkich o twojej obecności – mówinerwowo.

La Cruz Sangrienta współpracuje z Cellucim. Domyślam się, że ich interesy sięgają bardzo głęboko. Jedyna osoba, która jest w stanie mi pomóc, stoi teraz przedemną.

– Nie planuję zamachu – drwię. – Chcę tam wejść i wziąćudział…

– Poczekaj! – przerywa mi. – Wiesz, kto będzie główną atrakcją? – Przygląda mi się przymrużonymioczami.

W odpowiedzi kiwamgłową.

– On ciępozna.

– Jeśliby mnie poznał, oznaczałoby to, że ma sumienie – mówięwolno.

Zapada cisza, która wcale mi nie przeszkadza. Skoro Skorpion milczy, to dlatego, że zastanawia się nad wprowadzeniem mnie. Trudno będzie dostać się na licytację bez pomocy, tak naprawdę graniczy to z cudem. Wejście na terytorium kartelu bez ich zaproszenia nie zwiastuje po prostu śmierci. Słyną z tego, że ich ofiary konają w bólach. Tortury, jakie im zadają, są zbyt brutalne nawet dla mnie. Wiem, że to, do czego przyzwyczaiłem się przebywając w Los Angeles, jest niczym, w porównaniu z tym, co dzieje siętutaj.

– Co będę z tego miał? – Albala uśmiecha się krzywo i krzyżuje ręce na piersiach. – Domyślam się, że przygotowałeś sięodpowiednio.

– Słyszałeś oVHI?

– Zajmuję się narkotykami, odkąd pamiętam. Jasne, że słyszałem. Rzadko się zdarza, że Amerykanom coś się udaje, ale tym razem nawet ja jestem podwrażeniem.

– Dziesięć tysięcy porcji – rzucamkrótko.

– Dwadzieścia.

Zgadzam się kiwnięciem głowy. Właśnie tyle pigułek zabrałem ze sobą. Narkotyki są często walutą dużo cenniejszą niż pieniądze. Szczególnie te, których nie można nigdzie dostać. VHI stworzył Zack Shelby, jeden z ludzi O’Dire’a. Narkotyk dostępny jedynie w Stanach, który nie bez powodu znany jest na całym świecie. Rozluźnia i dodaje energii, ale nie wywołuje halucynacji, nie pozbawia również zdolności racjonalnego myślenia. Człowiek po połknięciu jednej tabletki jest pobudzony przez dwanaście godzin, a jego mózg pracuje na najwyższych obrotach. Kosztuje majątek, ale chętni wciąż siępojawiają.

Po uzgodnieniu szczegółów ze Skorpionem wracam do hotelu, który mieści się w centrum Tapachuli. W pokoju ściągam marynarkę i rzucam ją na oparcie fotela. Z kabury wyjmuję pistolet, kładę go na szafce przy łóżku, po czym opadam na materac. Kiedy to wszystko dobiegnie końca, rozpocznę nowe życie w LosAngeles.

Nie zamierzam jednak wchodzić w drogę O’Dire’owi, choć on może stwarzać problemy. Nasza współpraca dobiegła końca w dniu, w którym udało nam się ocalić Jessicę. Tylko na tym mi zależało. Od początku. Od dnia, w którym ją poznałem. Chciałem, żeby była wolna, bezpieczna. Może wygląda to, jakby przemawiała przeze mnie miłość, ale to stwierdzenie dalekie od prawdy. Ona jest taka jak ja. Skrzywdzona przez ojca, pozbawiona dzieciństwa i normalnego życia. Skazana na wieczną niepewność. Nasz los nigdy nie był zależny od nas. Nawet gdy mamy możliwość wyboru, to niczego nie zmienia. Ona tego nie rozumie. Być może nigdy to do niej nie dotrze. Niezależnie od tego, czy będzie z O’Dire’em, czy go zostawi, jej życie będzie sterowane. Przez niego; przez to, co zrobił jej ojciec; przez matkę, która jest pieprzonym duchem. Żadne z nas nigdy nie doświadczy tego, czym jest wolnywybór.

Jestem płatnym zabójcą przez mojego ojca, bo był sukinsynem, dla którego nie liczyła się rodzina. Uciekłem i chciałem żyć normalnie, ale tak się nie dało. Żądza krwi była zbyt silna. Teraz, dwanaście lat później, znany jestem jako kat z Los Angeles – jeden z najlepszych zabójców. Nigdy jednak nie zapomniałem, że moim najważniejszym zleceniem jest zabicie tego, który odebrał mi matkę. Nadszedł czas na wyrównanierachunków.

3. Elena

Mam dość tych odgłosów. Przerażającego krzyku i płaczu biedaka, który na pewno nie zasłużył na takie cierpienie. Zasłonięcie uszu nic nie pomaga. Wciąż go słyszę. Zaciskam mocno powieki i próbuję się wyłączyć. Nie myśleć o tym, co przeżywa ten człowiek. Nie wyobrażać sobie tego. To nic nie daje, wciąż go słyszę i widzę wszystko oczymawyobraźni.

Wychodzę na zewnątrz, bo i tak przecież nie zasnę. Patrzę na niebo, niedługo wschód. Wtedy przestaną, krzyk ustąpi. Zostawią go na cały dzień i wrócą wieczorem, by zacząć wszystko od początku. Nienawidzę, gdy ludzie z La Cruz Sangrienta współpracują z moim ojcem. Wtedy rozpętuje się tu piekło. Płaci im kupę kasy, żeby załatwili jego sprawy w swoim stylu. Sam również bierze udział w tym wszystkim i czerpie z tego chorą satysfakcję. Mój ojciec jest potworem, niezdolnym do ludzkichuczuć.

Wiem, że nie powinnam tubyć.

To igranie ze śmiercią, bo przecież jestem tu nikim. Wracam do domu, zanim ktoś mnie zauważy. Dochodzi do mnie, że już skończyli. A może ten biedak stracił przytomność lub skonał? Zrobiło się przerażająco cicho. Zamykam za sobą drzwi i idę przed siebie. Gdy moja stopa dotyka dywanu w salonie, do moich uszu dochodzi dźwięk odbezpieczaniabroni.

Odwracam gwałtowanie głowę. Mam przed sobą lufę skierowaną prosto w moje czoło. Z trudem przełykam ślinę i przenoszę spojrzenie z pistoletu na jego właściciela. Skomlę, widząc samego Diega Gameza, patrona kartelu i największą bestię, jaka chodzi po tejziemi.

– Nie powinnaś tędy łazić – mówi wolno, a każda wypowiedziana przez niego sylaba podszyta jestgroźbą.

– Przepraszam – dukam, kuląc sięmimowolnie.

– Idziemy. – Macha bronią w kierunkuschodów.

Robię krok do tyłu i odwracam się od niego. Moje kolana trzęsą się, utrudniając utrzymanie własnego ciężaru. Staram się uspokoić, ale on przykłada mi lufę do głowy i naciska tak mocno, że niemal lecę do przodu. Warczy z wściekłością i popycha mnie jeszcze mocniej. Biorę się w garść. Pokonuję schody, trzymając się mocno barierki. Kiedy jestem na górze, Diego chwyta moje ramię i ciągnie mnie w stronę sypialni. Otwiera drzwi, po czym wchodzi do środka razem ze mną. Rzuca mnie na materac. Padam na niego brzuchem, a gdy przewracam się na plecy, on zawisa nademną.

– Zasłużyłaś na karę – syczy, zbliżając twarz do mojej. – Wiesz, co robię z ludźmi, którzy nie przestrzegajązasad?

W ciągu sekundy jego dłoń zaciska się na mojej szyi. Kilka sekund później robi mi się ciemno przed oczami. Chwytam go za nadgarstek i staram się uwolnić ze śmiertelnego ucisku, ale to bezskuteczne. Ratują mnie krzyki dochodzące z magazynów, w których ojciec trzyma przemycaną broń i narkotyki. Gamez puszcza mnie i zeskakuje złóżka.

– Jeszcze z tobą nie skończyłem. – Grozi mi palcem i znika zadrzwiami.

Nie mogę tu zostać. Wiem, że tu wróci, może nawet dziś. Ojciec nic nie zrobi. Nie dlatego, że nie może. Jestem dla niegonikim.

Wbiegam do garderoby, z której wyciągam niewielką torbę. Muszę uciekać. Pakuję najważniejsze rzeczy. Kilka ubrań i sporo gotówki, którą podkradałam ojcu, od kiedy zrozumiałam, że mogę polegać jedynie na sobie. Zdaję sobie sprawę, że muszę wiać z Meksyku. Wyjazd z Saltillo nic nie da, dorwą mnie. Nie odpuszczą, nikomu nie odpuszczają. Za złamanie zasad można stracićżycie.

Stoję w oknie, obserwując, co się dzieje na zewnątrz. Rząd czarnych samochodów zajmuje połowę placu. To dla mnie dobry znak. Są czymś zajęci, a ja dzięki temu mam większeszanse.

Zastanawiam się, czy ten biedak umarł. To wyjaśniałoby te wszystkie auta. La Cruz Sangrienta skończyli robotę i zbierają się do domu. Kiedy wsiadają do wozów, mam coraz większą pewność, że się niemylę.

Wydaje się, że poza kilkoma ochroniarzami nie ma nikogo. Lepszej okazji nie będzie. Przechodzę przez dom bez problemów, a następnie jak gdyby nigdy nic przemierzam plac. Już skręcam w stronę bramy, ale do moich uszu dochodzi niepokojący dźwięk. Zatrzymuję się. Wiem, że nie powinnam, ale nie mogę tak po prostu odejść, kiedy coś mi mówi, że ten człowiek żyje. Upewniwszy się, że nie ma nikogo w pobliżu, podchodzę do drewnianych drzwi i otwieram je ostrożnie. Dziwi mnie, że nie mają kłódki, ale nie tracę czasu na przemyślenia. Wchodzę do środka, panuje tu całkowita ciemność. Dłonią odszukuję włącznik, biorę głęboki wdech i zapalam światło. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Ta hala to więzienie i sala tortur, którą urządzili tu sobie członkowie kartelu wraz z moim ojcem. Nie skupiam się na wyposażeniu, ponieważ po pięciu sekundach mam ochotę uciec stąd zkrzykiem.

Słyszę skomlenie, przepełnione bólem, zdające się prosić o śmierć. Dochodzi zza jednego z filarów, idę w tamtym kierunku, starając się nie dopuścić do siebie paraliżującego lęku. Najpierw widzę nagie nogi mężczyzny, z nacięciami w kształcie krzyża, z których sączy się krew. Zaciskam zęby i stawiam kolejny krok, aż w końcu widzę go całego. Jest przywiązany do krzesła, a na oczach ma opaskę. Jego ciało pokrywa krew. Niektóre rany zdają się już goić, inne są świeże, zadane tej nocy. Mężczyzna trzęsie się ze strachu, próbuje coś powiedzieć, ale w ustach ma zwiniętąszmatę.

– Spokojnie, nic ci nie zrobię – szepczę do niego, po czym ściągam opaskę z jego oczu. – Jesteś w staniechodzić?

Kręci głową i wpatruje się w swoje nogi. Odruchowo robię to samo, jednak szybko wracam wzrokiem na jego twarz. Wyciągam knebel z jego ust i dopiero teraz zauważam, że wyrwali mu wszystkie zęby. Cholernebestie.

– Nie dam rady wyprowadzić cię stąd, żeby nikt nas nie zauważył – stwierdzam zżalem.

Nie jestem w stanie zostawić tego człowieka na pewną śmierć. Wiem, że powinnam, ale nie potrafię tego zrobić. Rozglądam się po pomieszczeniu, zastanawiając się, co mogłoby nampomóc.

– Jesteś jego córką? – sepleni z trudemmężczyzna.

Kiwamgłową.

– A więc to ty powinnaś uciekać. On… – Łapie głęboki oddech. – On cię nie zabije tak po prostu. Zakatujecię.

Zimny dreszcz przeszywa moje ciało. Wiem, że to prawda. Zakatujemnie.

– Nie ma ich. Pojechali gdzieś, zostawili kilku ochroniarzy. Zanim wrócą, nas już tu nie będzie – zapewniam go, mimo że sama przestaję w towierzyć.

Znów wracam do obserwacji pomieszczenia i szukam jakiegoś rozwiązania. Nie będę w stanie wyprowadzić tego mężczyzny o własnych siłach. Ma niewiele mniej niż dwa metry i waży pewnie z dziewięćdziesiąt kilogramów, a więc o czterdzieści więcej ode mnie. Muszę coś wymyślić. Tylkoco?

Sztywnieję, gdy słyszę dźwięk silników. Wrócili zbyt szybko. To dziwne, przecież dopiero cowyjechali.

– Teraz oboje jesteśmy martwi – rzuca z żalemmężczyzna.

W pośpiechu wciskam mu szmatę w usta i zasłaniam oczy. Jeśli nie zauważą, że tu byłam, wszystko będzie dobrze. Uda mi się jeszcze uciec. Męskie głosy są coraz wyraźniejsze, a więc pewnie tu idą. Biegnę na koniec hali, wciskam się pod biurko, zasłonięte stolikiem z narzędziami. Zamykam oczy, gdy słyszę otwierające siędrzwi.

– Dlaczego światło jest włączone?! – krzyczy mójojciec.

– Ktoś tu, kurwa, był – warczy w odpowiedzi Gamez. – Kto tu był? – pyta po chwili, pewnie mężczyznę, którego przetrzymują. – Kto tu, kurwa, był?!

Uderzenie. Później kolejne. I następne. Tego dźwięku nie można pomylić z niczyminnym.

– Dziewczyna… Uciekła – dukamężczyzna.

Przez chwilę panuje cisza, którą przełamują jedynie odgłosy kroków. Czasami dochodzą do mnie z bliskiej odległości, ale szybko zdają sięoddalać.

Nikt nic nie mówi, a to sprawia, że zaczyna brakować mi powietrza. Oni wiedzą, że to ja. Wiedzą, że tu jestem. W przeciwnym razie kazaliby komuś mnie znaleźć. A może zrobili to bez użycia słów i teraz czekają, aż ktoś mnieprzyprowadzi?

– Eleno… popełniłaś wielki błąd – mówi wolno Gamez. – Wiemy, że tu jesteś. Wyjdź.

Nie. Na pewno nie wiedzą. Chcą się tylko upewnić, żeuciekłam.

Nagle stolik z narzędziami zostaje gwałtownie odsunięty, a sekundę później ktoś ciągnie mnie za nogę. Udaje mi się zobaczyć twarz mojego ojca, później jego dłoń. Silny cios pozbawia mnie przytomności i zapowiada rychłąśmierć.

*

Budzę się w ciemnym pomieszczeniu. Policzek pali mnie żywym ogniem. Chcę dotknąć tego miejsca, ale moje dłonie są skrępowane za plecami. Leżę na boku, starając się zrozumieć, co się wydarzyło, gdzie jestem. Czuję dziwne wibracje i uświadamiam sobie, że wiozą mnie w bagażniku. Mogłam się spodziewać, że nie zabiją mnie tak po prostu. Ojciec zrobi ze mną to samo, co zrobił zmamą…

Auto zatrzymuje się, a ja mam kilka sekund na przygotowanie się do tego, co za chwilę mnie spotka. Uspokajam się, bo przecież nie jestem w stanie nic zrobić. Tak naprawdę mój los był przesądzony już w dniu, w którym się urodziłam. W momencie, w którym moja matka zdecydowała się zostać z ojcem, zamiastuciekać.

Ktoś otwiera bagażnik, dwaj mężczyźni wyciągają mnie brutalnie i prowadzą do zniszczonego budynku. Kątem oka dostrzegam Gameza z moim ojcem i kilkoma ludźmi. Zanim się orientuję, własny ojciec wrzuca mnie do obskurnejceli.

– Powinienem cię zabić – warczy z obrzydzeniem. – Jednak Diego ma rację. Zasłużyłaś na coś gorszego. Za zdradę spotka cię nowe życie. Jedyne, do jakiego sięnadajesz.

Po tych słowach odwraca się i zostawia mniesamą.

Boję się tego, co zaplanowali. Ile jeszcze pożyję? Co chcą ze mną zrobić? Na pewno dowiem się o tym bardzo szybko. A to przeraża mnie jeszczebardziej.

*

Staram się zająć czymś umysł. Przestać myśleć tylko o strachu i tym, co ma się ze mną stać. Wpatruję się w krople deszczu, przedostające się do środka celi przez dziurawy dach. Jest mi zimno, ale siedzę cicho, jakby w ogóle mnie tu nie było. Urodziłam się w tym świecie, dorastałam w nim. Wiem, co robić. Byłam głupia, że nie uciekłam, kiedy miałam okazję. Niejednokrotnie mogłam to zrobić, przecież nikt mnie nie pilnował. Byłam nikim, a teraz jestem żywym trupem. Kiedy wstanie słońce, moje życie dobiegnie końca lub wydarzy się coś gorszego. Nie torturują mnie tylko dlatego, że jestem córką van Celluciego. Sukinsyna, który sam wepchnął mnie do zatęchłej piwnicy i obiecał karę zazdradę…

Zaczynam się rozklejać, choć to najgorsze, co mogę zrobić. Nie powinnam była do tego dopuścić, muszę być silna. Wciąż słyszę jakieś głosy, jednak teraz są wyraźniejsze. Jakby ktoś się tu zbliżał. W końcu dostrzegam twarz Gameza, a chwilę później mojego ojca, który zatrzymuje się zanim.

– Za mocno ją uderzyłeś. Będzie jedyną, która pokaże się z sińcem na twarzy – mówi beznamiętnie Diego. – Dość wybrakowana jak na atrakcjęwieczoru.

– Powinna się cieszyć, że jej nie połamałem – rzuca oburzony ojciec. – Poza tym ma być dziwką, często będzie takwyglądać.

Otwieram szeroko oczy. Chcę krzyczeć, ale boję się nawet odezwać. Obaj patrzą na mnie zadowoleni z mojej reakcji, a ja już tylko modlę się ośmierć.

4. Joaquin

Mimowolnie porównuję miejsce, w którym się znajduję, z salą O’Dire’a. Tylko ślepiec nie zauważyłby, że są to dwa zupełnie inne światy. Nienawidzę Meksyku z wielu powodów, jednym z nich jest właśnie to, co dzieje się tutaj. Nikt nie ma tu szacunku dla drugiego człowieka, a kobiety traktowane są jak zwykły towar i nie mogą nawet odmówić. To dość paradoksalne, że zabójcy nie podoba się brak poszanowania praw człowieka. Ja jednak zabijam gnidy, nie zwykłych ludzi, którzy popatrzyli krzywo na kogoś, na kogo nie powinni byli patrzeć. To miejsce idealnie pokazuje, jakimi prawami kieruje się Meksyk. Właśnie dlatego nie mogę zostać tu dłużej niż tokonieczne.

Siadam w pomieszczeniu ukrytym za czarną szybą. To klitka, z której widzę wszystko, ale nikt nie widzi mnie. Pełna anonimowość dla ludzi, którzy są zainteresowani kupnem żywego towaru. Kładę broń na wąski stolik i po prostu czekam. Domyślam się, że kochanka Celluciego zostanie wystawiona na końcu. Będzie ostatnia – jako atrakcjawieczoru.

Gdy wszystko zdaje się zaczynać, mój telefon wibruje. Niechętnie zerkam na wyświetlacz. To Skorpion. Z ciekawości odbieram połączenie. Nie dzwoniłby do mnie, gdyby nie miał ważnegopowodu.

– Pewnie robię błąd, że ci o tym mówię – wyjaśnia nerwowo. – Główną atrakcją wieczoru jest Elena vanCelluci.

– Żartujesz? Oddaje córkę? – pytamzaskoczony.

Wiem, że jest sukinsynem bez sumienia, jednak nie spodziewałem się, że jest zdolny do czegośtakiego.

– Dziwi cię to? – drwi. – Ta mała jest idiotką, skoro mieszkała z nim pod jednym dachem i nawet nie próbowała uciec. Podobno coś przeskrobała, a on uznał, że to dla niej odpowiedniakara.

– Wiesz, dlaczego jąwystawił?

– Nie mam dostępu do takich informacji. Widziałem, kiedy ją tu przywieźli. Poznasz ją po podbitymoku.

Kończę rozmowę i ponownie skupiam uwagę na tym, co dzieje się przede mną. Wszystkie kobiety są przestraszone, niektóre mają na ciałach ślady walki. Są też takie, które czymś odurzono, widać to szczególnie po ich oczach. Jakby nie wiedziały, gdzie się znajdują i co dzieje się wokół nich. Wprowadzają je piątkami, są przywiązane do sznura, którego trzyma dwóch strażników. Nie wiem, kto jeszcze bierze udział w licytacji, nie widziałem ich twarzy, nie słyszałem głosów. Każdy z nas został przyprowadzony oddzielnie. Wskazano nam pomieszczenie, w którym mieliśmy się zamknąć i czekać, aż ktoś po nas przyjdzie i zaprowadzi po dziewczynę, którą kupimy. Lub do drzwi, jeśli nie wylicytujemy żadnej. Zdaję sobie sprawę, że moi towarzysze mogą być wysoko postawionymi ludźmi w Meksyku. Może niektórzy znani są z walki ze złem, którym otacza się tenkraj.

Eva, która była kochaną Celluciego, wychodzi jako jedyna. To po nią tu przyjechałem. Miała mi pomóc dostać się do niego, zdradzić wszystkie sekrety, do których nie udało mi się dotrzeć. Zaczynam się zastanawiać, czy dobrze robię, rezygnując z niej i czekając na Elenę. Co ona może wiedzieć o swoim ojcu? Jak może mi pomóc? Naciskam czerwony guzik, znajdujący się na stoliku. Tym samym wchodzę do licytacji i podbijam stawkę. Ktoś od razu mnie przebija, po chwili ktoś inny znów daje wyższą ofertę. Nie odpuszczam, zamierzam ją wylicytować. Naciskam przycisk i przyglądam się przestraszonej kobiecie. Ile może mieć lat? Nie wygląda na więcej niż trzydzieści. Nagle dostrzegam znienawidzonąmordę.

Celluci wychodzi z cienia, jakby chciał sprawdzić, jak zachowuje się kobieta, którą się znudził i postanowił zniszczyć. Wpatruję się w niego, nie mogę oderwać oczu od bydlaka, przez którego moje życie stało się piekłem. Przez moment tracę kontakt ze światem. Wszystko wraca, a ja mimowolnie sięgam po broń. Zabiłbym go, udałoby mi się. Jednak sam nie wyszedłbym z tego żywy. Rozważam moją decyzję, ale na ziemię sprowadza mnie dźwięk sygnalizujący konieclicytacji.

– Kurwa – syczę przez zaciśniętezęby.

Nie wierzę, że to się stało. Nigdy nie pozwalam sobie na dopuszczenie jakichkolwiek myśli, kiedy muszę się na czymś skupić. Nigdy!

Dwóch mężczyzn wprowadza młodą dziewczynę. Wiem, że to ona. Elena. Moja ostatnia nadzieja na zemstę. Skupiam się tylko na niej. Próbuje się wyrwać obu mężczyznom, ale bezskutecznie. Żałuję, że nie dochodzą do mnie dźwięki z zewnątrz. Widzę, że krzyczy, i z jakiegoś powodu jestem ciekaw jej słów. Jest piękna, zupełnie jak jej matka. Co prawda widziałem ją tylko na zdjęciu, ale to mi wystarczy, by stwierdzić, że jej córka jest do niej łudząco podobna. Ciemne brązowe włosy kleją się do jej smukłej twarzy, którą ozdabia pokaźny siniak. Widać, że ktoś chciał go ukryć za pomocą makijażu, alebezskutecznie.

Naciskam guzik co trzy sekundy, nie zwracając uwagi na kwotę, jaka widnieje na ekranie. Zapłacę każdą sumę. Będzie musiała mi to w jakiś sposób oddać. Jedynym, co mnie usatysfakcjonuje, jest śmierć jejojca.

Piętnaście minut później wszyscy odpuszczają. Wygrałem.

Czekam, aż ktoś po mnie przyjdzie, a gdy tak się dzieje, jestem prowadzony na zaplecze, gdzie czeka na mnie kilkuludzi.

– Dziewczyna jest do twojej dyspozycji – mówi łysy facet, któremu wręczam walizkę z forsą. – Możesz zrobić z nią, co chcesz, ale zapomnij o tym, że tubyłeś.

– Już zapomniałem – rzucam od niechcenia i odwracam się w stronę drzwi, zza których dochodzi krzyk. – Toona?

Mężczyzna kiwa głową i zaciskausta.

– Wiesz chyba, kim jest. Nie przyjmujemy zwrotów – sili się na humor. – Możemy jej coś podać. Ile godzin ma byćnieprzytomna?

– Wystarczy, że ją zakneblujecie i wrzucicie do bagażnika. Resztą zajmę sięsam.

Łysy facet macha ręką do jednego z ludzi, który od razu wychodzi zpomieszczenia.

– Załatwione.

Odwracam się i zmierzam do drzwi. Każda sekunda tutaj to ryzyko. Ktoś może mnie rozpoznać, a to przekreśli wszystko. La Cruz Sangrienta liczy wielu członków, nie mam więc pewności, że żaden z nich nie wie, kim jestem. Żaden, z wyjątkiem Skorpiona. To już wystarczająco dużeryzyko.

Wsiadam do samochodu, nie sprawdziwszy, czy stłumiony krzyk dochodzący z bagażnika na pewno należy do Eleny. Nie mam czasu. Intuicja podpowiada mi, że lepiej się stąd zmywać. Przez pięć minut co chwilę zerkam w lusterko wsteczne. Kiedy mam pewność, że nikt za mną nie jedzie, kieruję się tam, gdzie jestpusto.

Wąska droga, której nie otacza nic z wyjątkiem piasku, jest idealnym miejscem. Zatrzymuję się i nieśpiesznie wysiadam z auta. Otwieram bagażnik, po czym od razu wyciągam wystraszoną dziewczynę. Zrywam taśmę z jej ust i uwalniam związane ręce. Spodziewałem się, że rzuci się na mnie, ale ona po prostu rozgląda sięwokół.

– Co się dzieje? – pyta podejrzliwie. – Kim jesteś i dlaczego przywiozłeś mnie tutaj? Ojciec nie mógł po prostu mnie zabić albo zlecić tego komuś zkartelu?

– Nazywam się Joaquin Ferro – odpowiadam krótko, bo wiem, że towystarczy.

– Myślisz, że tak się zemścisz? – Uśmiecha się drwiąco. – Zapłaciłeś kupę kasy tylko po to, by mnie zabić? Nie zauważyłeś, że to on mnie wystawił? Że on mniesprzedał?!

– Uspokój się. Gdybym chciał cię zabić, już dawno byłabyś martwa. – Idę do drzwi kierowcy i otwieram je. – Wsiadaj, musimyporozmawiać.

5. Elena

Nie wierzę w to, co się dzieje. Przez chwilę stoję nieruchomo, zastanawiając się, o co chodzi. Joaquin Ferro, Kat z Los Angeles. Facet, który uciekł mojemu ojcu, gdy ten chciał go zabić. Po prostu tuprzyjechał.

– Skoro tyle za mnie zapłaciłeś, na pewno masz w tym jakiś cel – stwierdzam, zajmując miejscepasażera.

– Na twoim miejscu miała być Eva. Zgaduję, że wie więcej od ciebie – komentuje z goryczą. – Jednak jesteśty.

Od zawsze traktowano mnie z góry, jak gówno. Powinnam była się do tego przyzwyczaić, ale mimo wszystko w jakiś sposób mnie to zabolało. Porównał mnie doEvy.

– Czyli wolisz dziwkę mojego ojca? Poczekaj, z pewnością niedługo będzie wolna, nikt z nią długo nie wytrzyma – oburzamsię.

Może przesadzam, ale nie lubię tej szmaty. Zresztą tak jak każdej dziwki mojego ojca. Co chwilę pojawia się nowa, z nadzieją, że go zmieni, a on nie będzie traktował jej jedynie jako worka na spermę. Szybko dochodzi do nich, że zrobiły błąd, i próbują uciekać. Kończą właśnie tak jak Eva. A jeśli mają trochę szczęścia, sązabijane.

– Wie więcej o twoim ojcu niżty.

– O to chodzi? Myślisz, że wiem o nim cokolwiek?! To lepiej od razu mniezabij!

Milczy, jakby nie dotarło do niego, że mu nie pomogę. Nie wiem nic o człowieku, który mnie spłodził. Zostałam z nim, bo wmawiałam sobie, że nie mam wyjścia. Że jeśli będę cicho, jakoś przetrwam. Odganiałam czarne scenariusze, bo nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Zamiast uciekać, po prostu zostałam. Wybrałam najgorsząmożliwość.

*

Dwa dnipóźniej…

Ferro niewiele się odzywa. Jedziemy gdzieś już od wielu godzin, a ja wciąż nie znam celu tej podróży. Nie jestem w stanie wyciągnąć od niego czegokolwiek, co pomoże mi w zrozumieniu, co zamierza. Przysnęłam po północy, a teraz nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy. Zerkam na mężczyznę, czekając, aż w końcu coś powie. Nie odpowiedział na ani jedno moje pytanie. Jakby w ogóle mnie niesłyszał.

Nie rozumiem, jak ojciec mógł mu odpuścić. Przecież on tego nie robi. Zawsze dopina swego i nie pozwala sobie na błędy. Joaquin uciekł mu, a ślad po nim zaginął. Po pewnym czasie plotki na jego temat dotarły do La Cruz Sangrienta. Nie wiem wiele, tylko to, co udało mi się podsłuchać lub co opowiedział mi Patric. Kilka lat temu ojciec dowiedział się, że Ferro jest zabójcą na zlecenie, legendą w Stanach, szczególnie w Los Angeles. Człowiekiem, który wykonuje zadania niemożliwe. Dopiero teraz przypominam sobie, że ojciec nie zareagował tak, jak zawsze. Dlaczego nie poleciał do Los Angeles i nie znalazł Joaquina? Nie spodziewał się, że ten zechce znaleźć jego? Coś tu niepasuje.

– Skoro mnie porwałeś, mógłbyś chociaż powiedzieć, co planujesz – rzucamzłowrogo.

– Po pierwsze, nie porwałem cię. – Odwraca głowę w moją stronę i uśmiecha się z wyższością. – Zapłaciłem za ciebie. A po drugie, zabieram cię do mojegomiasta.

– Do twojego miasta? Do Los Angeles? – pytam zszokowana, a on jedynie kiwa głową. – Nie rozumiem. Przecież… To nie masensu.

Jestem zdezorientowana. Dlaczego chce wyjechać ze mną? Jaki ma plan? Na pewno jakiś ma. Myślałam, że chce zabić mojego ojca, ale on po prostu opuścił Meksyk, zabierając mnie ze sobą. Nie mogę znaleźć w tym sensu. Staram się, bo mężczyzna milczy i wygląda na to, że prędko nie dowiem się od niego, co chce zrobić. Mimo prób nie potrafię złożyć wszystkiego wcałość.

– Jak myślisz, twój ojciec już wie, że tu jestem? – pyta.

– Nie mampojęcia.

– Jeśli nie wie, pewnie dowie się w ciągu kilku dni. A jeśli już wie, mamy znikomą przewagę. Myślisz, że chciałem zostać w Meksyku? Ukrywać się przed nim i przedkartelem?

– Byłabym ci wdzięczna, gdybyś mówił jaśniej. Teraz naprawdę niewielerozumiem.

– W swoimczasie.

Zaciskam usta, usiłując się uspokoić. Jestem ciekawa, kiedy nadejdzie odpowiedni czas na uświadomienie mi, w co mnie właśnie wpakowano. Znów wszystko dzieje się bez mojejzgody.

*

Po kilku godzinach jesteśmy w Los Angeles. W miejscu, które dotąd widziałam jedynie na zdjęciach i w telewizji. Nigdy nie myślałam, że tu trafię. Joaquin zatrzymuje się pod ogromnym hotelem. Łapię za klamkę, żeby wysiąść z samochodu, ale drzwi okazują się zamknięte. Odwracam się w stronę mężczyzny, a on kręcigłową.

– Widziałaś się w lustrze? – pytapoważnie.

– Wolę się nie oglądać – rzucamoburzona.

– Musimy tu wejść i nie wzbudzaćzainteresowania.

– Dobrze, jak chcesz tozrobić?

Nie podoba mi się uśmiech na jego twarzy. Czuję, że ma plan, o którym wolałabym chyba niesłyszeć.

– Wskakuj na tył samochodu i przebierzsię.

Zerkam na tylne siedzenie, dostrzegam jakąś torbę, z której wystaje biały materiał. Niechętnie podnoszę się i przeskakuję nakanapę.

– Nie włożę tego – odmawiam, widzącsukienkę.

Kiedy nie odpowiada, zerkam w lusterko wsteczne i spotykam jego spojrzenie. Ciemnobrązowe oczy przeszywają mnie, niosąc ze sobą groźbę i ostrzeżenie. Znam takich ludzi. Całe życie miałam do czynienia z bestiami bez serca. Teraz mam pewność, że Ferro również do nich należy. Przez dwadzieścia jeden lat nauczyłam się jednak, że walka nie zawsze jest właściwa. Patric niejednokrotnie karcił mnie, gdy stawiałam się ludziom, którzy zabijali bez mrugnięcia okiem. Teraz z pewnością również by tozrobił.

Wypuszczam ciężko powietrze. Dochodzi do mnie, że nie mam wyjścia. Joaquin wydaje się niesamowicie cierpliwy, a tacy ludzie są najgorsi. Kiedy wybuchają, zostawiają po sobie jedynie chaos. Muszę z nim współpracować. Poza tym mamy przecież ten sam cel. Zabić mojego ojca. Zemścić się za wszystko, co zrobił. Pomścić naszematki.

Ściągam sukienkę, którą rzucił we mnie Diego, zanim wystawili mnie na sprzedaż jak zwykły przedmiot. Mimo że to, co muszę włożyć teraz, jest dużo bardziej skąpe, czuję się lepiej. Pozbyłam się czegoś, co przypominało mi oupokorzeniu.

Sięgam po przebranie śnieżynki, ale mimowolnie zerkam w stronę Joaquina, odkrywając, że nie spuszcza wzroku z mojego odbicia w lusterku. Przygląda się tak, jakby obserwował ofiarę. Nic sobie nie robi z tego, że to zauważam. Wciskam się szybko w kieckę, żeby zakryć odsłonięte ciało i uciąć to, co właśnie się dzieje. Nawet nie wiem, jak to nazwać. Ledwo oddycham. Jestem niemal pewna, że każdy będzie mógł obejrzeć przynajmniej połowę mojego tyłka. Z torby wyciągam białą, koronkową maskę, zakrywającą oczy i częśćpoliczków.

– Skąd wiedziałeś, że będzie potrzebna? – pytamzaskoczona.

– Nie wiedziałem. – Odwraca się do mnie i ponownie uśmiecha się bezczelnie. – Lubię przebieranki. – Puszcza mioko.

Warczę pod nosem, kiedy dochodzi do mnie, że z tym człowiekiem jestem tak samo bezpieczna, jak z Diegiem Gamezem. Może nawet jestem w gorszej sytuacji. Zakładam maskę, a w tym czasie Joaquin wysiada z samochodu. Otwiera mi drzwi i podaje dłoń. Chwytam za nią niechętnie i wychodzę nazewnątrz.

– Nie reaguj na nic, co zrobię i co powiem. Zgadzasz się ze wszystkim – mówi chłodno, prowadząc mnie w stronę wejścia. – Jeśli zrobisz coś głupiego, zostawię ciętutaj.

– To groźba? Brzmi jak zachęta – ripostuję.

Uśmiecha się sztucznie, kładzie dłoń na moim biodrze i mocno zaciska palce. Syczę z bólu, ale on nie reaguje. Przyciąga mnie do siebie i mocno dociska do swojegociała.

– Spróbuj. Zostaniesz bez ochrony, którą obecnie jestem dla ciebie. – Przykłada usta do mojego ucha. – Szybko dowiedzą się, że cię zostawiłem. A wtedy przyjdą pociebie.

Z trudem przełykam ślinę, gdy docierają do mnie jego słowa. Nie wiem, w co się wpakowałam, a raczej w co on mnie wpakował, ale naprawdę mi się to nie podoba. Kiedy staram się skupić na tym, co dzieje się teraz, stoję już przy recepcji. Uśmiechnięta blondynka po trzydziestce podchodzi do nas, posyłając mi zaskoczonespojrzenie.

– Ściągnąłem narzeczoną prosto z występu – tłumaczy jej Joaquin. – Mamy rezerwację na nazwiskoVincent.

Kobieta wstukuje coś w laptopie, po czym odwraca się i podaje namkartę.

– Trzecie piętro. W razie chęci przedłużenia pobytu, proszę o informację dobę przed końcemrezerwacji.

– Oczywiście, dziękujemy.

Mężczyzna obejmuje mnie w talii i prowadzi do windy. Kiedy się zamyka, on wcale mnie nie puszcza. Odsuwam się na bok, by odzyskać swoją przestrzeńosobistą.

– Dowiem się w końcu, o co w tym wszystkim chodzi? – pytam.

Joaquin przesuwa kartę w czytniku zamieszczonym przy drzwiach. Otwiera je i puszcza mnieprzodem.

– Chyba mam prawo wiedzieć, w czym mimowolnie bioręudział.

6. Joaquin

Rzucam marynarkę na łóżko, po czym odwracam się w stronę zdezorientowanejEleny.

– Musisz wziąć prysznic – rzucam wymownie. – Ja w tym czasie znajdę ci jakieśubrania.

– Pytałam cię ocoś!

Podchodzi do mnie, zrywając maskę z twarzy. Zauważam zaciśnięte pieści i złość wymalowaną w jej oczach. Kiedy zatrzymuje się blisko mnie, nie jestem w stanie powstrzymać się od drwiącego uśmiechu. Imponuje mi jej chęć walki, ale z drugiej strony dziewczyna pokazuje tym, że jest impulsywna. A toniedobrze.

– W swoim czasie. Teraz doprowadzisz się do porządku, bo liczy się każda pieprzonasekunda.

Omijam ją i wychodzę z pokoju. Wiem, że nie ucieknie, chyba że jest skończoną idiotką. Nie wygląda jednak na taką. Wydaje mi się, że jest inteligentna, choć porywcza. Zdaje sobie sprawę z wagi sytuacji. Beze mnie jest już martwa. Jeśli Celluci wie, kto kupił jego córkę, to w całym Meksyku z pewnością wrze, bo temu kutasowi zaciska się już pętla na szyi. Nikt jednak nie zbliży się tam, gdzie jestem ja. Los Angeles to mójteren.

Niedaleko hotelu znajduje się sklep z damską odzieżą. Wchodzę do niego, a po chwili jedna z pracujących tu kobiet podchodzi domnie.

– Dzień dobry. Czym mogę służyć? – pyta sięzalotnie.

– Wieloma rzeczami – odpowiadamdwuznacznie.

Jej oczy otwierają się szeroko, a policzki różowieją wyraźnie. Rozglądam się po butiku, szybko zauważając, że znajdę tu wszystko, czegopotrzebuję.

– Szukam dwóch sukienek na kobietę o podobnej figurze do twojej. Mogłabyś je przymierzyć, żebym mógł sprawdzić, jak będą wyglądać? – pytam niskimtonem.

Piękna blondynka o niebieskich oczach kiwa delikatnie głową. Ruszam przed siebie i chwytam wieszak z krótką sukienką bez ramiączek. Podaję go ekspedientce, a ona od razu kroczy w stronę przymierzalni. Po chwili wychodzi i zbliża się domnie.

– Mam nadzieję, że się panupodoba.

– Bardzo.

Rzuca mi wyzywające spojrzenie, po czym wraca do przymierzalni, kusząc mnie ruchem bioder. Rozglądam się dookoła, a gdy jestem pewien, że nikt nie zwraca na nas uwagi, idę za nią. Czeka na mnie w samej bieliźnie. Oglądam jej ciało, ustawione tyłem do mnie. Przenoszę spojrzenie na jej odbicie w lustrze, a następnie odwracam ją w swoją stronę. Łapię za koronkowe majtki i zrywam je z kobiety. Kiedy sięgam do zapięcia stanika, ona w tym czasie rozpina moje spodnie. Pada na kolana i zsuwa je, uwalniając gotowego kutasa. Szybko otacza go swoimi ustami i zaczyna ssać. Chwytam jej włosy, wypycham biodra do przodu, uderzając o ściankę jejpodniebienia.

Po kilku seriach pchnięć unoszę ją i odwracam tyłem do siebie. Pochyla się i kładzie dłonie na lustrze, posyłając mi kolejne spragnione spojrzenie. Ściskam mocno jej pośladek i wbijam się w mokrą cipkę. Wolną ręką oplatam sobie jej włosy wokół nadgarstka. Zagryza dolną wargę, starając się nie krzyczeć. Pieprzę ją, nie zwracając uwagi na miejsce, w którym się znajdujemy. To samolubne, bo ona może stracić pracę, ale naprawdę mnie to nie obchodzi. Chcę się wyładować i wrócić do hotelu, w którym czeka na mnie rozwścieczonakobieta.

Blondynka dochodzi, łkając przy tym cicho, jakby ze wszystkich sił próbowała zagłuszyć jęk, który bez wątpienia usłyszałbym w innych okolicznościach. Ciągnę ją za włosy w dół, a kiedy przede mną klęczy wpycham kutasa w jej usta. Nie mija więcej niż dwie minuty, a obserwuję, jak wszystko połyka i unosi sięwolno.

– Spakuj mi pięć sukienek w tym rozmiarze – odzywam się beznamiętnie, po czym opuszczampomieszczenie.

Idę na koniec sklepu i wybieram kilka kompletówbielizny.

Kiedy przechodzę do kasy, mijam ścianę z butami. O ile jestem niemal pewien co do rozmiaru bielizny, o tyle za cholerę nie jestem w stanie domyślić się, jaki rozmiar obuwia nosi Elena. Ma jedną parę i będzie musiała jej wystarczyć. Poza tym tam, dokąd ją zabieram, nikt nie zwróci uwagi na to, co ma nastopach.

Pół godziny później wracam do hotelu. Mam chyba wszystko, czego Elena będzie potrzebowała. Jeśli o czymś zapomniałem, będziemy musieli improwizować. Kiedy zamykają się za mną drzwi windy, sprawdzam swój telefon, żeby upewnić się, że nie mam ważnej wiadomości. Kilku ludzi śledzi to, co dzieje się w Meksyku. Jest ich jednak garstka, a żaden z nich nie ma dostępu do tych, którzy mnie interesują. Muszą mi wystarczyć plotki. Nie mam na komórce niczego, co mógłbym nazwać pilną sprawą. To dobrze. Celluci nie wie, co marobić.

Elena siedzi na brzegu łóżka, owinięta ręcznikiem. Ma skrzyżowane ręce na piersiach, a jej mina wciąż jestbojowa.

– Żądam wyjaśnień – mówihardo.

– Zapewnisz mi kilka kontaktów. Później zabijemy twojegoojca.

– Żartujesz?! Chcę, żebyś powiedział mi, co, kurwa, planujesz!

– Powiedziałem. – Rzucam torby z zakupami tuż obok niej. – Idę wziąć prysznic. Ubierz się w tym czasie. Jeśli się dziś spiszesz, może powiem ciwięcej.

Powinna wiedzieć, oczywiście. Nie podoba mi się jednak, gdy ktoś czegoś ode mnie żąda. Elena zapewniła sobie stopniowe poznawanie prawdy. Może tak jest lepiej. Jest mi potrzebna do wielu rzeczy, ale teraz po prostu musi się postarać i mnie nie wkurwić. Jeśli zasłuży, z pewnością dowie sięwięcej.

Gdy biorę prysznic, przed moimi oczami staje obraz z licytacji. Moment, w którym zobaczyłem Celluciego. Chwila, w której chciałem go zabić. Kurwa, zrobiłbym to, ale nie mógłbym nacieszyć się tym widokiem, bo pewnie po sekundzie również stałbym się martwy. Tylko dlatego siępowstrzymałem.

Wracam do pokoju. Elena włożyła już jedną z sukienek, a teraz siedzi na brzegu łóżka i bacznie mi sięprzygląda.

– Co planujesz? – pyta niepewnie. – Nie wymagam od ciebie, żebyś powiedział mi o wszystkim, ale chcę wiedzieć, co czeka mnie w najbliższymczasie.

Córka Celluciego nauczyła się podporządkowania. To było do przewidzenia, w przeciwnym razie już dawno byłaby martwa. Potrafiła przeżyć w brutalnym świecie, wiedziała, kiedy ma milczeć, a kiedy może zabrać głos. Potrafiła się dostosować do sytuacji i w ciągu chwili wybadać granice każdegoczłowieka.

– Wiesz, jaki dzisiaj jest dzień? – pytam, podchodząc bliżejdziewczyny.

– Tak, dwudziesty drugi grudnia, zbliżają się święta. U mnie to dzień jak co dzień. Tym razem towarzyszy mi jednak tylko jedenzabójca.

– Za to najlepszy – rzucam zdumą.

– Z pewnością bardzo pewny siebie – odpowiadazadziornie.

– Słyszałaś o mnie. Być może więcej niż mi się wydaje. Zauważyłem, jak zareagowałaś na moje nazwisko. – Siadam obok niej. – W tym mieście wszystko obchodzi się hucznie. Mam tu wiele kontaktów i mogę wejść do miejsc, do których wpuszczają nielicznych. Dziś idziemy na zamknięte przyjęcie. Jesteś mi potrzebna, by wskazać ludzi, których kiedykolwiek widziałaś wMeksyku.

– Wątpię, żeby ktoś z nich był w takimmiejscu.

– Wiesz, czym zajmuje się twój ojciec, z jakim kartelem współpracuje, a mimo to masz wątpliwości? – pytam zniedowierzaniem.

– Oni boją się LosAngeles.

– Oni owszem, jednak ludzie, którzy tylko załatwiają z nimi interesy, mieszkajątutaj.

Elena patrzy na mnie w zadumie, aż w końcu jej mina nieco się zmienia. Nareszcie zaczyna rozumieć, do czego jest mi potrzebna. Nie boję się, że ktoś ją rozpozna. Mało kto miał okazję ją widzieć. Według informacji, które zebrałem, była zazwyczaj zamknięta. Rzadko kiedy opuszczała dom, a tym bardziej wychodziła poza bramyposesji.

– Kupiłeś mi sukienki, ale nie pomyślałeś, że nie mam nic, czym mogłabym zakryć siniaka. Nie mam też czym rozczesać włosów. Mam robić tam za kopciuszka? – pytanagle.

Kurwa.

– Mamy jeszcze kilka godzin. Cośwymyślę.