Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam Jamesa Collinsa, wiedziałam, że powinnam trzymać się z dala od tego mężczyzny. Było w nim coś tajemniczego, mrocznego, a przede wszystkim coś, co przyciągało mnie do niego z ogromną siłą.
Wystarczyła jedna rozmowa, bym dowiedziała się, że jest przyjacielem mojego ojca. Czy mogło być coś gorszego? Oczywiście. Staż w firmie człowieka, który zawrócił mi w głowie po jednej krótkiej wymianie spojrzeń.
Jak skończyła się moja relacja z o piętnaście lat starszym mężczyzną?
Nic nie było w stanie odciągnąć mnie od niego.
Nic się nie liczyło, gdy on był w pobliżu.
Jednak James miał tajemnicę, którą odkryłam, kiedy postanowiłam go śledzić.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 307
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Autorka: Kinga Litkowiec
Redakcja: Mariusz Kulan
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Projekt graficzny okładki: Joanna Lisowska
eBook: Atelier Du Châteaux
Zdjęcia na okładce: Shutterstock/Vasileios Karafillidis, SayHope; Dreamstime/Elena Nazarova, Kovac Mario ; z archiwum Autorki (skrzydełko)
Redaktor prowadząca: Agnieszka Górecka
© Copyright by Kinga Litkowiec
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki, bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2023
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
ISBN 978-83-8317-149-4
Mieszkańcy Upper East Side potrafią dobrze się bawić. Tego jestem pewna od dnia, w którym rodzice zabrali mnie na pierwsze w moim życiu przyjęcie. Miałam trzynaście lat i pokochałam świat luksusu, oglądając go zza kulis. Teraz, w wieku dwudziestu lat, nie wyobrażam sobie miejsca, w którym mogłoby być mi lepiej. Dziś jest ważny dzień, oficjalnie zaczynają się wakacje. Można by pomyśleć, że świętują tylko ci, którzy choć na chwilę mogą zapomnieć o nauce. Nic bardziej mylnego. Każda okazja jest dobra, by ją uczcić.
– Powinnaś założyć coś eleganckiego – nakazuje mama, wchodząc do garderoby.
Eleganckiego i z klasą… Przewracam oczami, wiedząc, że tego nie zobaczy.
– Jasne. Coś eleganckiego – powtarzam przeciągle, obejmując wzrokiem sukienki przede mną. – Czy ta sukienka jest wystarczająco elegancka? – pytam, sięgając po obcisłą czerwoną kieckę.
– Chyba sobie żartujesz. Ledwo zasłania ci tyłek – odpowiada z niesmakiem. – Będzie gubernator, burmistrz, najważniejsi biznesmeni i celebryci, a ty chcesz wyglądać jak dama do towarzystwa!
– Ale wciąż dama. – Puszczam do niej oczko, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. – Daj spokój. Co się stanie, jeśli założę krótką sukienkę? Zwolnią cię z pracy? Poczekaj… Nie mogą, bo masz własną firmę. Ojciec także. Po co mam udawać, że jestem damą?
– Raven, nie prowokuj mnie.
– Dobrze… Co powiesz na skromną sukienkę w kolorze pięknej butelkowej zieleni?
Sięgam po nią i liczę, że tym razem nie usłyszę sprzeciwu. Co prawda jest krótka i także obcisła, ale sięga mi do połowy ud, a dekolt jest wyjątkowo skromny. Kupiłam ją tylko dlatego, że spodobał mi się kolor. Nie sądziłam, że kiedykolwiek ją założę.
– Może być. Szykuj się, limuzyna zabierze nas za godzinę.
Kiedy wychodzi, idę do sypialni i siadam przed toaletką, by sprawdzić, czy mój makijaż wygląda perfekcyjnie. Mając pewność, że wszystko jest w porządku, prostuję włosy, po czym zakładam sukienkę. Jestem gotowa znacznie przed czasem, dlatego postanawiam zadzwonić do przyjaciółki. Z Emily znam się od dziecka, jesteśmy jak siostry i przysięgam, że nie możemy bez siebie żyć. Gdy odbiera telefon, słyszę gwar.
– Gdzie jesteś?
– Poszłam na zakupy. A ty? Jeszcze w domu?
Wiem, że nie porozmawiamy zbyt długo. Em na zakupach myśli tylko o nowych ciuchach.
– Tak, niedługo wychodzę. Chciałam się upewnić, czy nie zmieniłaś zdania.
– Nie tym razem, Raven. Nie chcę oglądać swojego ojca z dziwką, która mogłaby być jego córką.
Zaciskam powieki, przeklinając się w myślach. Nie powinnam schodzić na żaden temat, który przypomni jej o zdradzie ojca.
– Jeśli chcesz, mogę przypadkiem oblać ją szampanem.
– Oblej, ale benzyną, a później podpal tę wywłokę.
– Z twoją mamą dalej jest źle? – pytam z troską.
Pani Rose fatalnie zniosła informację o zdradzie męża.
– Jedzie na antydepresantach, które pewnie niedługo będą potrzebne także i mnie.
– Ty masz zakupy.
– Tak, ale nawet one przestają mnie cieszyć. Łażę sama z kartą ojca, której nie zdążył jeszcze zablokować, i zamierzam wydać majątek na sukienki od Prady i Chanel. To i tak niewielka zemsta.
Wzdycham cicho. Nie wiem, co jej powiedzieć, bo nie wyobrażam sobie być na jej miejscu. Mój tato kocha mamę i w życiu by jej nie zdradził.
– Muszę lecieć. Nie przesadź z wydawaniem forsy ojca.
– Postaram się nie wydać dziś wszystkiego. Baw się dobrze i poderwij kogoś!
– Rozejrzę się – mówię ze śmiechem. – Kocham cię!
– Ja ciebie też.
Potrzebuję chwili, by poukładać myśli i wyrzucić z głowy żal, który czuję po tej rozmowie. Rany są jeszcze świeże i za każdym razem, gdy rozmawiamy o tym, co zrobił ojciec Em, mam ochotę wydrapać mu oczy. Jakim sukinsynem trzeba być, by z dnia na dzień zostawić rodzinę dla jakiejś blond wywłoki?
Opuszczam sypialnię, schodzę na dół. Na środku salonu stoi mama.
– Ojciec już na nas czeka – mówi z pretensją w głosie. – Nie powinniśmy się spóźniać.
– Przepraszam. Zadzwoniłam do Emily, po krótkiej rozmowie o jej matce musiałam dojść do siebie.
– Och… Jak ma się Rose?
Wychodzimy z domu i ruszamy do limuzyny. Kierowca otwiera nam drzwi, dołączamy do taty. Kiedy siadam na swoim miejscu, patrzę na mamę.
– Pani Gordon nie ma się najlepiej. Podobno bierze silne antydepresanty.
– Jej mąż to skończony palant.
– Andrew i Rose to nie nasz problem – wtrąca nerwowo ojciec.
– Emily jest moją przyjaciółką – odzywam się wściekła.
Ojciec myśli tylko o sobie i o swojej rodzinie. Owszem, dba o nas, ale jego brak empatii czasami mnie przeraża. Państwo Gordon byli niegdyś naszymi przyjaciółmi. Po ich głośnym rozstaniu ojciec uznał, że lepiej trzymać się od nich z daleka, by nie prowokować nikogo do plotek na nasz temat. Dbanie o wizerunek to główny cel wielkiego Eliota Graya. Tato jest aktorem na emeryturze, obecnie właścicielem wytwórni filmowej zajmującej się produkcją głównie horrorów i filmów kryminalnych. Znany i ceniony biznesmen, który dba o swoją reputację, jakby była wyznacznikiem jego wartości. Kiedyś taki nie był, wszystko zmieniło się w dniu, w którym wybuchł skandal z jego nazwiskiem na czołówkach gazet. Piętnaście lat temu ojciec założył wytwórnię i zatrudnił kilku swoich najlepszych przyjaciół. Wśród nich był Harvey Martin, który jak okazało się po dwóch latach, molestował seksualnie początkujące aktorki, obiecując im wielką karierę. Mimo że ojciec o tym nie wiedział i nie miał nic wspólnego z tą sprawą, oberwał bardziej niż Martin, a istnienie jego wytwórni stanęło pod znakiem zapytania. Nie pamiętam tego okresu, miałam zaledwie pięć lat, jednak mama opowiadała mi, jak ciężko było im przez kolejne dwa lata. Ludzie jednak zapomnieli, pojawiły się nowe skandale, a ojciec uratował swoją firmę.
W ciszy dojeżdżamy na miejsce. Przyjęcie z okazji rozpoczęcia wakacji odbywa się w hotelu Escala. Najdroższym i najbardziej luksusowym w stanie Nowy Jork. Jego właścicielem jest Hugo Sparks, jeden z najbogatszych biznesmenów według magazynu „Forbes”, a także ojciec Zaca – największego sukinsyna, jakiego w życiu poznałam.
– Przywitaj się – nakazuje mama, widząc zbliżającego się do nas Huga.
Uśmiecham się i robię to szczerze, bo mężczyzna jest sam. Trzy lata temu rozwiódł się z żoną. Dorothy wyjechała do Europy, zostawiając syna pod opieką męża, a plotki głoszą, że nie była to dla niej ciężka decyzja. Wcale jej się nie dziwię. Gdybym spłodziła nasienie szatana, również spieprzałabym jak najdalej.
Po oficjalnym powitaniu i wysłuchaniu kilku słów pana Sparksa, przechodzimy do głównej sali bankietowej, w której zaczyna się prawdziwa zabawa. Korzystając z tego, że rodzice idą się witać z przyjaciółmi, biorę kieliszek szampana i przechodzę na drugą stronę sali, wpatrując się w zespół jazzowy, który właśnie rozpoczyna kolejny kawałek. Dlaczego na początku każdego przyjęcia musi rozbrzmiewać ta muzyka?
– Pięknie prezentujesz się od tyłu.
Na dźwięk głosu Zaca fala nieprzyjemnego gorąca zalewa całe moje ciało. Odwracam się wolno w jego stronę i przyglądam mu się przez chwilę w milczeniu. Przechylam głowę na bok i mrużę oczy.
– Zbyt szybko ucieszyłam się brakiem twojej obecności.
– Uwierz mi, skarbie, wolałbym być gdzie indziej, ale ojciec nie pozwoliłby mi na to.
– Powinieneś przemyśleć ucieczkę z kraju.
– Nie zrobiłbym ci tego.
Odchodzę od niego, wiedząc, że jeszcze kilkukrotnie będę musiała znieść widok jego twarzy. Zauważam rodziców, rozmawiają z mężczyzną, którego widzę po raz pierwszy. I, cholera, chcę go poznać. Wysoki, idealnie zbudowany brunet z dwudniowym zarostem i powalającym uśmiechem. Sprawia, że zapominam o krótkiej wymianie zdań z Zacem. Z wielką chęcią podchodzę do rodziców, by przyjrzeć się z bliska tajemniczemu mężczyźnie.
– Dobrze, że jesteś. – Ojciec wyciąga do mnie rękę. – Poznaj moją córkę Raven. Raven, to mój przyjaciel, James Collins.
– Witaj, Raven. Kiedy ostatnio cię widziałem, byłaś jeszcze dzieckiem.
Jego głęboki głos sprawia, że przez chwilę jestem w stanie jedynie mu się przyglądać. Na szczęście odzyskuję pewność siebie, zanim wychodzę na skończoną kretynkę.
– Bardzo mi miło pana poznać, ale z tego, co rozumiem, nie widzimy się po raz pierwszy.
– James wyjechał do Europy dziesięć lat temu. Wcześniej pracował w mojej wytwórni jako koordynator, ale skończył studia i postanowił stworzyć coś swojego. Jak widać, udało mu się to. Jest teraz właścicielem magazynu „New York News”.
– Imponujące – komentuję, nie kryjąc podziwu.
„New York News” jest znanym magazynem opisującym najważniejsze wydarzenia w kraju i na świecie. Nie brakuje w nim także plotek o celebrytach i modowych ciekawostek. Świat sportu, mody, biznesu i gwiazd – wszystko w jednym miejscu.
– Prawda? – bardziej stwierdza, niż pyta mama. – Jest na rynku od czterech lat, a już wzbudza zachwyt.
Uśmiecham się i na moment nawiązuję z nim kontakt wzrokowy, a całe moje ciało zaczyna drżeć. Robi mi się gorąco, nie poznaję samej siebie i wiem, że muszę stąd odejść. Jak najszybciej.
– Miło było pana poznać – mówię przez ściśnięte gardło, po czym wycofuję się ostrożnie.
Całe szczęście, nikt mnie nie zatrzymuje, ale wydaje mi się, że James na mnie patrzy. Może to dlatego, że chciałabym, by tak właśnie było. Ile on ma lat? Sprawia wrażenie dość młodego, ale to może mylić. Moja mama także nie wygląda na kobietę po czterdziestce, a jednak za trzy lata będzie świętować pięćdziesiąte urodziny. O ojcu mogę powiedzieć to samo. Jest o rok starszy od mamy, ale wcale nie wygląda na pana w średnim wieku. A więc James może mieć zarówno trzydzieści, jak i czterdzieści lat. Nie wiem, po co w ogóle o tym myślę.
Przez następne pół godziny witam się z kolejnymi ludźmi, wymieniam z nimi grzecznościowe zwroty i powoli zapominam o mojej dziwnej reakcji na tego mężczyznę. Staram się unikać Zaca, który wyraźnie się na mnie czai. Jest jak zaraza, której nie można się pozbyć. W końcu nadchodzi pora kolacji, więc idę w stronę stolików, by odnaleźć swój. Gdy dostrzegam rodziców, którzy siadają obok Jamesa, robi mi się słabo. Wiem, że moje miejsce jest obok niego, i nie wiem nawet, czy się z tego cieszę, czy wręcz przeciwnie. Siadam na krześle, a już po kilku sekundach do moich nozdrzy dochodzi mocny zapach perfum mężczyzny.
– Raven, rozmawialiśmy z Jamesem o twoich studiach – odzywa się ojciec.
– Tak? – pytam skołowana.
Jeśli zacznie się znów o to kłócić, przysięgam, że nie będę się hamować ze względu na miejsce, w którym jesteśmy. Kiedy się dowiedział, że planuję iść na dziennikarstwo, wpadł w furię i przez dwa miesiące się do mnie nie odzywał. Jakbym wyrządziła mu tym wielką krzywdę, bo przecież powinnam iść w jego ślady.
– Jeśli chcesz, możesz przyjść do mnie na staż – mówi James, czym zupełnie mnie zaskakuje. – Wiem, że są wakacje i z pewnością chciałabyś odpocząć…
– Nie! Znaczy tak. Znaczy… – Biorę głęboki wdech. – Chętnie przyjdę do pana na staż – odpowiadam z uśmiechem.
– Raven marzy się kariera w telewizji – komentuje mama.
– To prawda, ale bez doświadczenia nie czeka mnie żadna kariera – mówię przez zaciśnięte zęby.
– W takim razie zapraszam w poniedziałek.
James podsuwa mi swoją wizytówkę. Kiedy po nią sięgam, nasze dłonie stykają się przez ułamek sekundy. Wywołuje to we mnie dreszcze. Może ten staż jest złym pomysłem? Dwa, trzy dni i on się zorientuje, że małolata, która jest córką jego przyjaciela, ma fantazje z nim w roli głównej.
Po kolacji wszyscy przechodzą na parkiet, by bawić się do późnych godzin nocnych. Ja jednak po raz pierwszy tracę ochotę na jakąkolwiek zabawę. Zostaję przy stoliku, by przez chwilę odetchnąć, jednak nie jest mi to dane. Już po kilku minutach na miejscu Jamesa siada Zac.
– To nie twoje miejsce – syczę, czując narastającą irytację.
– Zatańcz ze mną.
– Prędzej skoczę pod rozpędzony autobus.
– Jak chcesz. – Wstaje i patrzy na mnie z góry w mrożący krew w żyłach sposób. – Myślałem, że chcesz dowiedzieć się czegoś o ojcu twojej najlepszej przyjaciółki.
– Czekaj! – Łapię go za nadgarstek. – O czym mówisz?
W odpowiedzi podaje mi dłoń, zapraszając do tańca. Przewracam oczami i wypuszczam głośno powietrze, po czym wstaję i pozwalam mu prowadzić się na parkiet. Obejmuje mnie jedną ręką w pasie, a drugą łapie moją dłoń i splata nasze palce.
– Co chciałeś mi powiedzieć?
– Podsłuchałem właśnie ciekawą wymianę zdań między Gordonem i moim ojcem.
– O czym rozmawiali?
Obraca mnie, celowo wszystko przeciągając. Kiedy wracamy do poprzedniej pozycji, posyła mi lubieżny uśmiech.
– Lepiej rozmawiałoby się nam w odosobnionym miejscu. Bez ubrań.
– Nie zaciągniesz mnie do łóżka, Zac. Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, zrób to teraz albo sobie odpuść. Nie będę wchodzić z tobą w żadne gierki.
– Przecież lubisz gierki i ostry seks, Raven – szepcze mi do ucha. – Nie zaprzeczysz.
Zaciskam zęby i odliczam do dziesięciu. Kątem oka zauważam moich rodziców, którzy na mnie zerkają. By nie wywołać jakichkolwiek pytań z ich strony, zmuszam się do uśmiechu.
– Masz trzy sekundy. Po nich kończymy taniec.
– Ojciec kazał Gordonowi jak najszybciej spłacić dług.
– Dług? Przecież ten facet śpi na forsie.
– Jak widać nie.
– Jesteś pewien, że właśnie tego dotyczyła ich rozmowa?
– Nie jestem głupi, skarbie. Tatuś Emily ma poważne problemy finansowe. Jego nowa dziewczyna z pewnością nie będzie tym zachwycona.
– On i pani Rose nie mają jeszcze rozwodu – mówię pod nosem.
– Widziałem już takich jak on. Zrobią wszystko, byle tylko się uratować. Wiesz, że zacznie szukać pieniędzy u żony. Ojciec mu nie odpuści.
Tego byłam pewna. Sparks miał wiele za uszami i choć nikt nigdy nie złapał go za rękę, wszyscy wiedzieli, że nie jest to człowiek z nieskazitelną reputacją.
– Dlaczego mi to mówisz?
– Może nie jestem taki zły, jak myślisz.
– Jesteś człowiekiem, który nie robi nic za darmo. Każdy twój gest niesie za sobą ukryte intencje.
Muzyka się kończy. Przerywamy taniec, a Zac pochyla się delikatnie, unosi moją dłoń i całuje jej wierzch.
– To nie będzie nasz ostatni taniec – mówi takim tonem, jakby mi groził, po czym znika w tłumie.
Rozglądam się dookoła, nieco rozkojarzona rozmową z Zacem. Nagle zauważam Jamesa, który ukradkiem mi się przygląda. Nasze spojrzenia krzyżują się przez jedną krótką chwilę, co ponownie sprawia, że nogi się pode mną uginają. Nie wiem nawet, o czym chcę opowiedzieć Emily w pierwszej kolejności. O tajemniczym mężczyźnie czy niepokojących informacjach na temat jej ojca.
Wracam do stolika, sięgam do torebki i wyciągam komórkę, po czym wysyłam wiadomość do przyjaciółki.
Raven: Jutro musimy porozmawiać. To cholernie ważne.
Odpowiedź od niej przychodzi niemal natychmiast.
Emily: Wpadnę na śniadanie o ósmej.
Jakby tego było mało, do oddalonego o kilka metrów stolika podchodzi Andrew Gordon ze swoją młodą kochanką. Rzuca mi przelotne spojrzenie, ale najwidoczniej peszy go mój widok. Ja jednak przyglądam mu się bez skrępowania. Dziewczyna, dla której rzucił żonę, mogłaby być jego córką. Niewiele o niej wiem. Jedynie to, że studiuje psychologię i kocha wydawać pieniądze Gordona. Mieszkam w mieście, w którym operacje plastyczne są jak zakupy, a mimo to na widok blondynki ze sztucznym biustem robi mi się niedobrze.
Przez resztę wieczoru próbuję się dobrze bawić, ale nie wychodzi mi to najlepiej. Wciąż coś mnie rozprasza i zajmuje moje myśli. W końcu dochodzę do wniosku, że pora wrócić do domu i położyć się spać. Jutrzejszy dzień zapowiada się na dość długi.
■
Emily punktualnie zjawia się w moim domu. Tilly, nasza gosposia, przygotowuje dla nas śniadanie na tarasie, gdzie możemy spokojnie porozmawiać.
– Co się dzieje? Mam nadzieję, że to coś dobrego.
Odnoszę wrażenie, że jej niebieskie oczy wypalają mi dziurę w głowie. Nienawidzę, gdy tak na mnie patrzy, a robi to za każdym razem, gdy się niecierpliwi.
– Mam dwie wiadomości.
– Niech zgadnę… Jedną dobrą, drugą złą?
– Dokładnie tak.
– Na szczęście nie są to dwie złe wiadomości. Zacznij od dobrej.
– Kojarzysz magazyn „New York News”?
– Oczywiście. Co z nim?
– Poznałam wczoraj jego właściciela. Okazał się cholernie seksownym mężczyzną i zaproponował mi staż u siebie.
Jej oczy otwierają się szeroko, a usta układają w literę O. Chwilę trwa, zanim się odzywa.
– Będziesz pracować z jakimś ciachem? Nie wiem nawet, czy się cieszę, czy jestem zła, bo przez to nie będę miała cię przez całe wakacje. Mam nadzieję, że jest warty tego poświęcenia… Zresztą, zaraz sama sprawdzę.
Wyciąga telefon i skupia się już tylko na nim.
– Co robisz?
– Szukam właściciela NYN. Jak on się nazywa?
– James Collins.
Kilka sekund później jej usta otwierają się jeszcze szerzej.
– O cholera! On jest naprawdę gorący! Ile ma lat?
– Nie mam pojęcia. Nie wpadłam na to, żeby od razu go stalkować.
– Całe szczęście, że masz mnie. James Collins, lat trzydzieści pięć, kawaler, właściciel popularnego magazynu „New York News”, a także pasjonat sportu i kina. Widzisz? Wiesz już wszystko.
Trzydzieści pięć lat to wiek, który skreśla go jako mojego potencjalnego partnera.
– Szkoda, że nie jest choć trochę młodszy – mówię z grymasem.
– Żartujesz? To idealny wiek! Facet w tym wieku to najlepszy okaz do złapania! Pomyśl tylko, ile może potrafić w łóżku! Poza tym zarabia kupę kasy i nie musiałabyś szukać sobie byle jakiej pracy, żeby się uniezależnić od rodziców.
– Chcę pracować. W przeciwnym razie nie będę niezależna. Przecież to, co proponujesz, to jedynie uzależnienie się od kogoś innego.
– Nienawidzę, kiedy mówisz jak feministka.
– Nie myl samodzielności z feminizmem.
– No dobrze. Do pana przystojniaka jeszcze wrócimy. Mów lepiej, co to za zła wiadomość.
Już zdążyłam o niej zapomnieć, ale teraz muszę powiedzieć przyjaciółce o tym, czego się dowiedziałam. Nawet jeśli źródło tej informacji nie jest do końca wiarygodne, nie darowałabym sobie, gdybym wszystkiego jej nie przekazała.
– Wczoraj Zac mi powiedział, że podsłuchał rozmowę swojego ojca z twoim. Wynika z niej, że twój wisi kupę kasy ojcu Zaca.
– Co? Czekaj, to niemożliwe. Ojciec zarabia dużo forsy i nawet ta tleniona pinda nie byłaby w stanie wszystkiego wyssać. Nie w tak krótkim czasie. Poza tym wczoraj płaciłam za zakupy jego kartą.
– To rzeczywiście wygląda dość dziwnie, ale musiałam ci o tym powiedzieć.
– Zac to idiota. Mógł to zmyślić albo źle zrozumiał ich słowa.
Faktycznie, łatwiej uwierzyć w to wyjaśnienie niż w to, że Gordon ma długi. Jego firma świetnie prosperuje, gdyby coś było nie tak, wszyscy by o tym wiedzieli. Mimo to coś nie daje mi spokoju, ale nie dzielę się tą wątpliwością z przyjaciółką, która najwidoczniej już zapomniała o tym, co jej powiedziałam.
– Właśnie oglądam klatę twojego nowego szefa. Chcesz zobaczyć, czy wolisz zrobić to na żywo? – pyta, szczerząc się do telefonu.
– Nie chcę. – Zasłaniam twarz dłońmi. – Już przez jego oczy nie mogę zasnąć.
– Gdybyś zmieniła zdanie, to przejrzyj jego Instagrama.
– Nie zmienię.
Emily śmieje się ze mnie, a ja mam ochotę rzucić w nią czymś ciężkim. To naprawdę nie jest zabawne. Ten facet siedzi mi w głowie, a nawet go nie znam. Jakby tego było mało, postanowiłam pracować u niego przez wakacje, choć miałam w tym czasie opalać się na plaży i dobrze bawić w klubach. Jakim cudem popełniłam taką głupotę i zgodziłam się na staż?
– Swoją drogą, mama czuje się już chyba lepiej. – Głos mojej przyjaciółki poważnieje.
– To cudowna wiadomość. Moja mama chciała ją odwiedzić, ale nie była pewna, czy to dobry pomysł.
– Myślę, że towarzystwo dobrze by jej zrobiło, ale teraz wciąż nie jest tą kobietą, którą wszyscy znają. Mam nadzieję, że niedługo będzie w stanie odstawić leki.
– To, jak ta zdrada na nią wpłynęła, jest straszne – stwierdzam zamyślona.
Wygląda na to, że w przypadku pani Rose miłość była prawdziwa i bezgraniczna. Gdyby nie kochała swojego męża, nie byłaby teraz w takim stanie. Tym bardziej jest mi jej żal. Kochała kogoś, kto okazał się niewarty nawet jednej łzy. Andrew Gordon świetnie grał troskliwego męża i ojca.
– Dlatego nigdy się nie zakocham – mówi Emily z pewnością w głosie.
– Nie byłabym taka pewna. W końcu trafi nawet ciebie.
– Żartujesz? Dobry seks i zero zobowiązań. To jedyny związek, na jaki mogłabym się zgodzić. Nie mam zamiaru zamienić się w matkę. Najpierw nie widziała świata poza ojcem, a teraz zobacz, do czego ją to doprowadziło. Nigdy nie pozwolę nikomu złamać sobie serca. Jeśli mi nie wierzysz, mogę to zapisać na kartce i podpisać własną krwią.
Śmieję się, ale po chwili dociera do mnie, że Emily wcale nie żartuje. To przykre, bo zasługuje na miłość. Przyzna to każdy, kto lepiej ją zna. Dla wielu ludzi jest rozpieszczoną egoistką, dla której zabawa to jedyna forma rozrywki, ale ja wiem, że to nieprawda. Jest najlepszą przyjaciółką, która bez wahania się poświęca, gdy zachodzi taka potrzeba. Jednak dla tych, którzy zajdą jej za skórę, jest bezwzględna, i właśnie dlatego ludzie uważają ją za wredną sukę.
– Pójdę już. Wieczorem idziemy do klubu uczcić to, że masz nową pracę! – krzyczy, odchodząc.
Nie zdążyłam zaprotestować, ale może to i dobrze, bo szybko sobie uświadamiam, że powinnam się zabawić. Przyjęcie z okazji rozpoczęcia wakacji nie wyszło tak, jak się spodziewałam, więc warto to nadrobić. Już za dwa dni zaczynam staż i nie chcę o tym myśleć. Mam nadzieję, że nie będę widywać Jamesa zbyt często. Najlepiej, gdybym nie widywała go w ogóle. Kilka dni i zapomnę, że ten mężczyzna zawrócił mi w głowie.
Gdy nadchodzi wieczór, czekam na Emily. Powinna się zjawić lada chwila. Wcisnęłam się w czarną obcisłą sukienkę, zrobiłam mocny makijaż, a długie włosy w odcieniu czekoladowego brązu upięłam w wysoki kok. Wsuwam na stopy czarne szpilki, gdy słyszę dzwonek domofonu. Po chwili Emily wpada do mojej sypialni z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Wow – wyduszam, widząc, jak zjawiskowo wygląda.
Jej blond fale opadają na odsłonięte ramiona, a czerwona sukienka i usta pociągnięte szminką w tym samym kolorze, dodają jej seksapilu. Nawet ja mam problem z oderwaniem od niej wzroku.
– Ty też wow – mówi rozbawiona. – Gotowa?
– Teraz nie wiem. Chyba nie chcę nigdzie z tobą iść.
– Ruszaj się, kierowca na nas czeka!
– No dobrze. – Wstaję i idę do wyjścia, łapiąc po drodze torebkę. – Gdzie jedziemy?
– Myślałam o Sparksie, ale nie chcę niszczyć sobie dnia twarzą Zaca, który z pewnością spędza każdy wolny wieczór w klubie tatusia. Więc chyba Roof Gardens.
– Super. Ja też nie chcę oglądać zakazanej mordy tego kretyna.
– Pewnie nawet jego ojciec nie chce jej oglądać.
Śmieję się, pokonując schody, bo to naprawdę możliwe. Zac jest zakochanym w sobie idiotą, który myśli, że za pieniądze kupić może dosłownie wszystko. Wydaje mu się, że jest królem, ale w rzeczywistości mało kto potrafi znieść jego towarzystwo. Chodziłam z nim do liceum i bardzo źle wspominam ten okres. Zastraszył całą szkołę, bo przecież mógł to zrobić. Tym bardziej że jego ojciec co roku wykładał na nią ogromne sumy i żaden z nauczycieli nie miał odwagi zareagować, by nie stracić tej forsy.
Pół godziny jazdy i jesteśmy na miejscu. Ustawiamy się w kolejce dla VIP-ów, ciesząc się z widoku znajomego ochroniarza. Zwykle liczymy na odrobinę szczęścia, gdy chcemy zajrzeć do znajomych klubów. Nie zawsze jest łatwo, gdy nie ma się skończonych dwudziestu jeden lat.
– Dawno was nie było – komentuje ochroniarz, kiedy przed nim stajemy.
– Studia – odpowiada z uśmiechem Emily. – Chciałyśmy się trochę rozerwać.
Mężczyzna wzdycha, kręcąc przy tym głową.
– Nie rzucajcie się w oczy, lubię tę robotę.
– Spokojnie. Jeśli cię wyrzucą, załatwię ci pracę u ojca – odpowiadam, biorąc od niego opaskę dla VIP-ów.
W środku przechodzimy przez główną salę i wkraczamy do kolejnej, w której muzyka nie jest tak głośna, dzięki czemu da się w niej rozmawiać. Siadamy przy barze i zamawiamy drinki, po czym ruszamy z nimi do jednego z wolnych stolików.
– Pijemy i idziemy tańczyć – mówi Emily, po czym pociąga duży łyk alkoholu.
– Jak dla mnie plan idealny.
– Kiedy tu szłyśmy, wydawało mi się, że widziałam Jaspera.
– Obyś się myliła. Nie mam ochoty na kolejną rozmowę o tym, dlaczego nie mogę dłużej z nim być.
– Sama tego nie rozumiem. – Wzrusza ramionami.
– Naprawdę? Emily, proszę cię.
– Przepraszam! Bogaty, przystojny, z wpływowej rodziny. Czego chcieć więcej?
– No nie wiem… Miłości? Jakiegokolwiek głębszego uczucia?
– A ty znowu o tym. Jesteś jeszcze młoda, nie potrzebujesz kandydata na męża, lecz faceta, z którym będziesz się dobrze bawić. Nie powiesz mi chyba, że w tej kwestii Jasper jest nudziarzem?
– Nie, nie jest nudziarzem, ale bycie z kimś, do kogo nic nie czuję, po prostu mnie męczy.
Wiem, że mogę jej o tym mówić każdego dnia. Nasze poglądy na to tak drastycznie się różnią, że nie mamy szans na zrozumienie się nawzajem.
– No dobra. Powiedzmy, że doskonale cię rozumiem.
Dopijamy drinki i idziemy do głównej sali, kierując się od razu na środek parkietu. Zaczynamy tańczyć, już po chwili dołącza do nas dwóch mężczyzn. Ten, który staje obok Emily, wygląda naprawdę podejrzanie. Sądząc po minie mojej przyjaciółki, która patrzy na tego obok mnie, on nie prezentuje się lepiej. Próbujemy się odsunąć, ale to nic nie daje. Kiedy robimy kilka kroków, oni po chwili do nas dołączają. To naprawdę przestaje być zabawne. Emily posyła mi uśmiech, przypominając mi tym o naszym planie awaryjnym na wypadek spotkania namolnych samców. Podaje mi rękę, a kiedy ją łapię, przyciąga mnie do siebie, po czym łączymy usta w pocałunku. Trwa to może pięć sekund, ale kiedy przerywamy, znów jesteśmy same. Po dwóch mężczyznach nie ma nawet śladu.
– To zawsze działa – śmieje się Emily.
– Nie zawsze. Pamiętasz świąteczną imprezę w tamtym roku?
Przyjaciółka wybucha śmiechem na wspomnienie mężczyzn, których nasz pocałunek jedynie nakręcił. Myślałyśmy, że będziemy mieć ich na głowie przez cały wieczór, jednak spotkałyśmy znajomych, których widok odstraszył tych dwóch zboczeńców.
Przez kolejną godzinę nie schodzimy z parkietu, aż w końcu zasycha nam w gardłach. Podchodzimy do baru, by zamówić kolejne drinki. Od razu zauważam, że Emily wpadła w oko barmanowi, i już mu współczuję.
– Dawno się nie widzieliśmy.
Głos Jaspera sprawia, że zamykam na chwilę oczy. Gdy je otwieram, wymuszam na sobie uśmiech i odwracam głowę w jego stronę. A jednak Emily miała rację.
– Cześć! Nie spodziewałam się tu ciebie – odzywam się z udawanym entuzjazmem, co oczywiście w ogóle mi nie wychodzi.
– Gdybyś się spodziewała, nie byłoby cię tutaj?
– Przestań! Wiesz przecież, że tak nie myślę.
Naprawdę tak nie myślę. Gdyby Jasper nie był tak bardzo nachalny i nie próbował odzyskać mnie w każdy możliwy sposób, byłby z niego idealny przyjaciel. Pochodzi jednak z prawniczej rodziny i jak widać, walkę ma we krwi.
– Dobrze cię widzieć. Nie odbierasz moich telefonów, więc zacząłem już zapominać, jak brzmi twój głos.
Robi się niezręcznie. Zerkam na Emily, która jest zajęta flirtowaniem z barmanem, i dociera do mnie, że zostałam sama na placu boju. Może to i lepiej. Co prawda moja przyjaciółka nie rozumie, jak mogłam zerwać z Jasperem, ale wiem, że w razie potrzeby potrafi pokazać pazury, a tego nie chcę.
– Wybacz, ale pod koniec semestru miałam dużo nauki. Musiałam wyłączyć się na pewien czas. Zależało mi na najlepszych wynikach. Inaczej nie byłabym w stanie cieszyć się wakacjami.
– Jasne, rozumiem. Skoro masz już wolne, może moglibyśmy się umówić i porozmawiać w miejscu, w którym da się to zrobić bez krzyczenia?
– Przepraszam, ale w najbliższym czasie będę zajęta. Od poniedziałku zaczynam staż.
– Naprawdę? Gdzie? – pyta głosem, którym jasno daje mi do zrozumienia, że nie wierzy w moją wymówkę.
– W „New York News”. Przyjaciel ojca jest właścicielem i zaproponował mi podszkolenie się do zawodu.
Teraz już chyba mi wierzy. Przynajmniej jego mina to właśnie sugeruje.
– Gdybyś jednak znalazła trochę czasu, zadzwoń – mówi ponurym głosem, po czym odchodzi.
Z ulgą wypuszczam powietrze z płuc. Uświadamiam sobie, że przez całą naszą rozmowę, prawie nie oddychałam. Znów patrzę na Emily. Już nie kokietuje przystojnego barmana, skupia się na mnie.
– Takim jak on trzeba kazać spieprzać. Twoje wymówki wcale go nie zniechęcają.
– Nie każę mu spieprzać.
– Proponowałaś już przyjaźń. Mówiłaś też, że nigdy do niego nie wrócisz. Ile razy? Dziesięć? Dwadzieścia? To zaskakująco dużo, biorąc pod uwagę, że rozstałaś się z nim dwa miesiące temu, a przez połowę tego czasu unikałaś go jak ognia. Nie chcesz sprawiać mu przykrości? Rozumiem to, ale to, co robisz, wcale nie jest lepsze.
Wiem, że ma rację, ale nie chcę o tym myśleć. Nie teraz. Mam nadzieję, że jeśli będę unikać go przez kolejne dwa miesiące, zapomni o mnie. Może kogoś pozna i po prostu wszystko ułoży się samo. Jeśli nie, posłucham brutalnej rady przyjaciółki.
Kolejne godziny spędzamy na piciu, tańcu i odpychaniu kolejnych mężczyzn, którzy próbują nas poderwać. Dziś nie mam ochoty na żaden flirt. Dochodzi druga nad ranem, kiedy wykończone i wstawione wychodzimy z klubu.
– Zadzwonię po taksówkę.
Emily wyciąga telefon, mruży oczy i próbuje odnaleźć właściwy numer. Śmieję się cicho na ten widok, choć sama pewnie nie wyglądam lepiej. W końcu się jej udaje i po kwadransie taksówka zatrzymuje się tuż obok nas. Wsiadamy do niej, podajemy adresy i rozpoczynamy walkę ze snem. Naprawdę jestem wykończona. Nie pamiętam, kiedy tak długo tańczyłam, ale czuję, że jutro będę miała problem z utrzymaniem się na nogach.
Kiedy jestem już w domu, nie mam siły na zmycie makijażu. Ostatkiem sił pozbywam się sukienki, po czym rzucam się na łóżko.
■
Wczorajszy dzień spędziłam na leczeniu kaca i zbieraniu sił na dziś. Jest poniedziałek, siódma rano, a ja szykuję się na pierwszy dzień stażu. Cholernie się stresuję, jakby od tego miało zależeć całe moje życie. Nie wiem nawet, co dokładnie będę robić, ale mimo to denerwuję się, że sobie nie poradzę. Zakładam szarą ołówkową spódniczkę sięgającą do kolan i białą koszulę, przez co czuję się trochę jak przebieraniec. To tylko pogarsza moje samopoczucie. Robię delikatny makijaż, a włosy upinam w kok. Jeszcze raz przyglądam się swojemu odbiciu, po czym zrezygnowana schodzę na dół, by zjeść śniadanie. Rodzice siedzą już przy stole, wygląda na to, że czekają na mnie. Mama taksuje mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym unosi kąciki ust.
– Powinnaś częściej się tak ubierać.
Siadam na swoim miejscu i sięgam po kawę.
– Może za trzydzieści lat – komentuję pod nosem.
– Staż u Jamesa pokaże ci, z czym łączy się twój wymarzony zawód – odzywa się ojciec, nie kryjąc nieustannego zniesmaczenia moją decyzją.
– Mam taką nadzieję. To nie to samo, co telewizja, ale od czegoś trzeba zacząć.
– James na pewno nauczy cię wszystkiego. – Mama próbuje uratować sytuację. – Jest świetnym biznesmenem, ma głowę na karku. Dzięki temu osiągnął tak wiele.
– Zgadzam się. Mało komu udaje się zacząć od zera i osiągnąć szczyt w tak krótkim czasie. Nie zapowiada się, by miał z niego spaść.
Ojciec jest wyraźnie pełny podziwu dla przyjaciela. Marzę o tym, by usłyszeć taki ton jego głosu, gdy będzie mówił o mnie. Słyszałam go, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Później był już jedynie zawód, bo nie należałam do najlepszych uczennic, bo nie chciałam być kimś wielkim, bo nie tak wyobrażał sobie moją przyszłość. Wiem, że próbuje to ukrywać, ale niespecjalnie mu to wychodzi.
Po śniadaniu dzwonię po taksówkę. Wychodzę na zewnątrz, by pozbierać myśli i skupić się na czymś pozytywnym. Niestety, nic takiego nie przychodzi mi do głowy. Nie twierdzę, że mam złe życie. Mieszkam w bogatej części Manhattanu, mam wszystko, o czym tylko mogłabym marzyć, wspaniałą przyjaciółkę i kochającą rodzinę. Czegoś mi jednak brakuje. Nie jestem tylko w stanie określić, co to takiego.
Wysiadam przed wieżowcem należącym do Jamesa Collinsa. Unoszę głowę, by sięgnąć wzrokiem na sam jego szczyt, po czym biorę głęboki wdech. Wchodzę do środka, rozglądam się po ogromnym holu, przez który przechodzi tłum ludzi. Na samym końcu znajduje się recepcja, podchodzę tam i spotykam się z pytającym spojrzeniem rudowłosej kobiety.
– Dzień dobry. Nazywam się Raven Gray. Dziś mam rozpocząć staż w „New York News”.
– Ach, tak. Usiądź i poczekaj. James jeszcze nie przyszedł.
Kiwam wolno głową i odchodzę od kobiety, która z pewnością nie powinna pracować z ludźmi. Siadam na kanapie i posłusznie czekam na mężczyznę. Z każdą kolejną sekundą coraz bardziej się denerwuję. Nagle zauważam go, wychodzi z windy. Staję na baczność, prostując nieistniejące zagniecenia na ubraniu. James podchodzi do rudowłosej kobiety, a ta uśmiecha się szeroko. Jestem zaskoczona, że tak potrafi. Kiwa głową w moim kierunku, a wtedy Collins zerka na mnie przez ramię. Kurwa… Tym spojrzeniem mógłby zahipnotyzować nawet głaz. Z trudem przełykam ślinę i nienawidzę się za to, jak bardzo wariuję. Mam chwilę, gdy ponownie skupia się na kobiecie w recepcji. Biorę kilka głębokich wdechów i chyba czuję się pewniej. James odwraca się w moim kierunku, po czym podchodzi i znów nie wiem, jak się nazywam.
– Witaj. Cieszę się, że jesteś. Chodź ze mną, pokażę ci wszystko.
W odpowiedzi jestem w stanie jedynie kiwnąć głową. Idę za nim do windy, a gdy wchodzimy do środka, myślę tylko o tym, co w nim takiego jest. Uroda to przecież nie wszystko. Jasper także jest przystojny, ale nigdy nie czułam się w jego towarzystwie tak jak teraz w obecności Collinsa. Jakby jakaś siła przyciągała mnie do niego.
– Denerwujesz się?
Wracam na ziemię, słysząc głęboki i niski głos mężczyzny. Odważam się nawet spojrzeć na niego.
– Trochę.
– Niepotrzebnie. Twój ojciec mówił, że masz świetne wyniki na studiach. A więc na pewno sobie poradzisz.
Miło usłyszeć, że tato potrafi mnie pochwalić.
– Mam taką nadzieję, ale nie spodziewałam się, że od razu trafię do takiego dużego magazynu. Zakładałam, że zacznę od niskonakładowej gazety, której i tak nikt nie czyta, będę tam pracować pięć lat, po czym znajdę coś odrobinę lepszego.
Mówiłabym dalej, gdyby James się nie zaśmiał.
– Wiara w siebie to podstawa, Raven.
– W tej kwestii chyba mi jej brakuje.
– A w innych kwestiach? Jesteś pewna siebie?
– Nie wiem – odpowiadam niepewnie.
– Szczerość to też ważna cecha. Zakładam, że jesteś młodą kobietą znającą swoją wartość. Wiesz, że jesteś piękna, i pewnie zdarzyło ci się to wykorzystać.
Teraz czuję się cholernie zawstydzona.
– Nie wiem, jak mam panu na to odpowiedzieć.
– Mów mi James.
Winda zatrzymuje się na ostatnim piętrze. Naprzeciwko wejścia stoi elegancko ubrana kobieta. Ma około trzydziestu lat, czarne włosy spięła w kok podobny do mojego, jednak jej makijaż jest zdecydowanie mocniejszy.
– Jesteś w końcu! Nie mogłam się do ciebie dodzwonić, a mamy mały pożar.
– Raven, to Hazel, moja asystentka. Niezastąpiona, ale lubi dramatyzować.
Kobieta posyła mu mordercze spojrzenie, po czym patrzy na mnie i delikatnie się uśmiecha.
– Miło mi cię poznać, Raven. Zaczynasz staż w idealnym momencie. Będziesz mogła zobaczyć na własne oczy, jak James dokonuje niemożliwego.
Nie do końca wiem, o co chodzi, więc jedynie kiwam głową i czekam na to, co ma się wydarzyć. Kobieta rusza w lewo, mężczyzna kładzie dłoń u dołu moich pleców i prowadzi mnie za nią. Czuję się tak, jakbym obserwowała wszystko z boku. Wchodzimy do ogromnego biura, które niemal na pewno należy do Collinsa.
– Co się wydarzyło? – pyta James, siadając za biurkiem.
Zerka na stos papierów przed sobą, ogląda je dokładnie, a Hazel odpowiada z przejęciem w głosie.
– Coś poszło nie tak przy składzie. Nie wiem, czy uda nam się to naprawić na czas. Ten numer powinien już się drukować, a tymczasem leży tutaj, cały rozsypany.
– Matt ma tu być w ciągu minuty.
– Pracuje nad składem, by jak najszybciej wysłać go dalej.
– Nie obchodzi mnie to, Hazel. Ma tu przyjść. Natychmiast.
Jego władczy ton sprawia, że mam gęsią skórkę na całym ciele. Jest spięty, nerwowy i wyraźnie wzburzony. Boję się oddychać, by mu się nie narazić. Kobieta wychodzi, zostawiając mnie samą z Jamesem. Ten, jakby zapomniał o mojej obecności, przegląda każdą stronę magazynu. Niedługo później unosi wzrok i patrzy na mnie.
– Podejdź.
Niczym zahipnotyzowana zbliżam się do niego, nie zastanawiając się nawet, co właśnie robię. Kiedy zatrzymuję się przed biurkiem, James gestem ręki każe mi usiąść, co również wykonuję bez zastanowienia. Podaje mi kilka stron i bacznie mi się przygląda. Nie do końca wiem, co mam robić. Widzę rozsypany tekst, zdjęcia wychodzące poza marginesy i wiem jedynie, że coś takiego nie ma prawa być przekazane dalej. James jakby czekał na moją odpowiedź, więc unoszę głowę, z trudem przełykam ślinę i w końcu się odzywam.
– Często się to zdarza?
– Po raz pierwszy. Matt niedawno rozstał się z żoną. Więcej czasu spędza na piciu niż pracy, a to są skutki.
– Och… to… przykre.
– Przykre? – pyta zaskoczony. – Przykre jest to, że przez mieszanie życia prywatnego z pracą mogę stracić kilka milionów w ciągu najbliższej doby.
Otwieram szeroko oczy.
– Nie wiedziałam – dukam.
– Magazyn musi wyjść na czas.
Rozlega się pukanie do drzwi i po chwili w biurze pojawia się Hazel w towarzystwie postawnego mężczyzny.
– Nie wiem, jak to się stało. Gdy wysyłałem plik, był cały. Idealnie przygotowany – tłumaczy się mężczyzna.
– Masz mnie za idiotę? – pyta James przez zaciśnięte zęby.
– Nie! Mówię prawdę!
– Wysłałeś plik godzinę po północy. Zgaduję, że byłeś już zalany w trupa i za cholerę nie pamiętasz, jaki, kurwa, plik wysłałeś! Masz godzinę, żeby się spakować i opuścić biuro.
– Zwalniasz mnie?
– Wyrażam się niejasno?
– James, proszę, nie rób tego. Naprawię to, obiecuję! Tylko mnie nie zwalniaj. Potrzebuję tej pracy!
– A ja potrzebuję pracowników, na których mogę polegać. Jak widać, nie zaliczasz się do nich.
Odnoszę wrażenie, że nie powinno mnie tu być. Najchętniej bym wyszła, ale siedzę niczym sparaliżowana i wpatruję się w swoje buty.
– Daj mi ostatnią szansę, nie zmarnuję jej, obiecuję – odzywa się Matt, wyraźnie załamany.
Unoszę wzrok, by na niego spojrzeć. Na twarzy mężczyzny maluje się rozpacz. Żal mi go, ale rozumiem decyzję Collinsa. Skoro mówi, że przez tę pomyłkę może stracić kupę kasy, to na pewno tak właśnie jest.
– Raven?
Odwracam głowę w stronę Jamesa.
– Tak?
– To niezła lekcja jak na pierwszy dzień. Ty zdecydujesz, co stanie się z Mattem.
– Co? – niemal piszczę. – Ja nie mogę… nie… nie jestem odpowiednią osobą.
– Mam go zwolnić czy dać mu ostatnią szansę? Szybka decyzja, Raven. Każda sekunda zbliża nas do porażki. Jeszcze chwila, a będziesz za nią współodpowiedzialna.
Nagle zafascynowanie jego osobą zamienia się w lęk.
– Dałabym mu ostatnią szansę.
James uśmiecha się pod nosem. Po chwili skupia się na mężczyźnie, który chyba tak samo jak ja nie wie, co się właśnie wydarzyło.
– Przyjrzyj się jej dobrze, bo cię uratowała. Masz godzinę, żeby wszystko naprawić. Jeszcze jeden taki błąd, a nie tylko cię zwolnię. Dopilnuję także, żebyś nie znalazł pracy w całym stanie. Czy to jest dla ciebie jasne?
– Tak, jasne. Dziękuję!
Matt dosłownie wybiega z gabinetu, jednak zanim zamyka drzwi, posyła mi wdzięczne spojrzenie. Moje serce bije jak szalone, jakbym to ja była na jego miejscu. Jeśli tak ma wyglądać cały staż, zrezygnuję z niego w ciągu tygodnia. Nie nadaję się do tego.
– Hazel, pokaż wszystko Raven. Dziś nie ma mnie dla nikogo. Jutro przyprowadź ją prosto do mnie.
– Oczywiście.
Idę za kobietą, ciesząc się, że opuszczam to miejsce. Chociaż świadomość, że jutro mam znów pojawić się u Jamesa, sprawia, że wcale nie czuję ulgi. Kobieta pokazuje mi każde pomieszczenie, przedstawia ludzi, dokładnie wyjaśnia każdy proces, jakim się zajmują. Jest miła i wyjątkowo cierpliwa. Odpowiada na każde moje pytanie, a pytam o wiele rzeczy. Po dwóch godzinach zwiedzania zjeżdżamy windą na dół, po czym wchodzimy do restauracji, w której pracownicy „New York News” spędzają przerwy. Siadamy przy jednym ze stolików i zamawiamy kawę.
– James jest wymagającym szefem? – pytam niepewnie.
Hazel uśmiecha się, sięgając po kubek kawy.
– Nie. Absolutnie. Jest strasznym szefem. – Śmieje się. – A tak poważnie, jeśli go nie zdenerwujesz, potrafi być miły. Wymaga od nas perfekcji, co jest nawet zrozumiałe, ale wywiera ogromną presję.
– Zaczynam rozważać rezygnację ze stażu – przyznaję cicho.
– Niepotrzebnie. Jesteś tu, żeby się czegoś nauczyć. Nie powinnaś mieć z nim dużych problemów. A staż z takim człowiekiem to niezła szkoła, która przyda ci się w przyszłości.
– Tak jak terapia po jego zakończeniu.
Kobieta śmieje się głośno.
– Gdyby James to usłyszał…
– Nawet nie chcę wiedzieć, co by zrobił.
Nagle poważnieje.
– Gdyby nie ty, zwolniłby Matta. Jeśli chodzi o moje zdanie, powinien to zrobić. Matt jest odpowiedzialny za wygląd każdego numeru. To nie pierwsza jego pomyłka, choć do tej pory nie było tak źle.
– Mama mojej przyjaciółki przeżywa zdradę męża. Wiem, jak jest jej ciężko, i nie mogłam postąpić inaczej.
– Nie twierdzę, że źle zrobiłaś. Po prostu wiem, jak wiele zależy od człowieka, który przeżywa kryzys.
– Pozbawienie go pracy wcale by nie pomogło.
– Pewnie masz rację.
– Mam zobaczyć coś jeszcze?
– Nie. Możesz iść już do domu. Jutro czeka cię cały dzień z szefem, więc powinnaś zebrać dużo sił.
– Na samą myśl o tym mam gęsią skórkę – mówię rozbawiona.
– Nie będzie tak źle. Popatrzysz, jak pracuje, może da ci jakieś łatwe zadanie, i tak przez całe dwa miesiące.
Chciałabym, aby tak właśnie było.
Dopijam kawę, żegnam się z Hazel i wychodzę na zewnątrz, gdzie od razu biorę duży wdech zanieczyszczonego powietrza, czując po prostu wolność. A więc tak wygląda życie ludzi pracy…
W taksówce wysyłam do Emily wiadomość ze streszczeniem jednych z najdziwniejszych dwóch godzin mojego życia. Najchętniej poprosiłabym ją, żeby do mnie przyjechała, ale dziś nie jest to możliwe. Wiem, że jej mama bardzo jej potrzebuje. Jak w każdy poniedziałek, gdy terapeutka próbuje poprawić jej stan. Nie twierdzę, że te rozmowy nie pomagają, ale jak długo jeszcze potrwa, zanim pani Rose poczuje się naprawdę lepiej?
Gdy tylko wchodzę do domu, ojciec niemal przybiega do salonu. Ledwie położyłam torebkę, a on już zadaje pierwsze pytanie.
– Czemu wróciłaś tak szybko?
Pewnie myśli, że James już mnie wyrzucił.
– Pan Collins nie miał dziś zbyt wiele czasu. Jego asystentka pokazała mi wszystko i kazała wrócić do domu.
– Czyli wszystko w porządku?
– Wątpiłeś w to?
– Nie. Po prostu zastanawiałem się, czy praca u Collinsa to dobry pomysł.
– Dlaczego?
– Wiem, że jest wymagający.
To mało powiedziane.
– Być może. Nie miałam okazji się o tym przekonać.
Wymijam go i idę na górę. Zamykam się w swojej sypialni, zrzucam ubranie, by założyć coś, w czym będę czuła się dobrze. Zaglądam do garderoby. Niewiele mam ciuchów podobnych do dzisiejszego stroju. Albo pójdę na zakupy, albo przestanę udawać kogoś, kim nie jestem. Mogę także poprosić mamę. Jest przecież projektantką. Jej ubrania są wyszukane, z klasą, i charakteryzują się niezwykłą elegancją. Tak, są jej odzwierciedleniem. Mama była kiedyś modelką, choć jej kariera nie trwała zbyt długo. Wyszła za mąż, zaszła w ciążę i nie chciała wrócić do zawodu, choć wielu chętnie by ją zatrudniło. Mówiła mi, że nie mogła sobie wyobrazić, że zostawi mnie samą na dłużej niż jeden dzień, a zawód modelki wiązał się z częstymi wyjazdami i nie mogła się na to zgodzić. Pozostała w świecie mody, ale przynajmniej nie wymagało to od niej poświęceń, na jakie najwidoczniej nie była gotowa.
Do wieczora piszę z Emily, która nie kryje coraz większego zainteresowania Jamesem. Przez to wszystko sama zaczynam znów o nim myśleć, chociaż wiem, że to ogromny błąd. Kiedy leżę już w łóżku, nie wytrzymuję i odpalam Instagrama, by odnaleźć jego profil. Nie wiem, dlaczego to robię, ale to silniejsze ode mnie. Jest naprawdę przystojny i tak jak mówiła Emily, ma świetne ciało, co zauważam na jednym ze zdjęć z wakacji. Cholera, mogłabym godzinami sunąć językiem po jego wyrzeźbionym brzuchu.
– Dlaczego musisz być taki przystojny? – szepczę, wpatrując się w jego zdjęcie.
Uświadamiam sobie, że zachowuję się jak skończona kretynka, więc odkładam telefon i wyłączam lampkę nocną. Jest już późno, a ja powinnam się wyspać. Jutro może stać się chyba wszystko.
■
W „New York News” pojawiam się dokładnie za kwadrans dziewiąta. Podchodzę do nieprzyjemnej rudowłosej recepcjonistki, na której widok od razu skręca mnie w żołądku.
– Pan Collins już przyszedł?
– Nie wyglądam chyba na informację.
Cóż… Nie przywykłam do takiego traktowania i nie zamierzam jej na to pozwalać. Wątpię, by jej zdanie na mój temat cokolwiek znaczyło.
– Nie. Wyglądasz na recepcjonistkę, która ma się uśmiechać i odpowiadać na pytania, by nie stracić pracy. Będę przychodzić tu przez pewien czas, więc radzę ci się z tym pogodzić. Uwierz mi, ja też mam paznokcie i potrafię ich używać.
Dziewczyna patrzy na mnie przymrużonymi oczami, jakby chciała zabić mnie swoim spojrzeniem. Jeśli myślała, że ma do czynienia z wystraszoną szarą myszką, była w błędzie. Jedyną osobą, która budzi we mnie lęk, jest James.
– Coś ci się chyba pomyliło, dziewczynko – syczy przez zaciśnięte zęby.
– Ach, tak? Czyli nie pracujesz dla Jamesa?
– Wiesz, gdzie jest winda. Idź do niej i zejdź mi z oczu.
Z uśmiechem na twarzy odwracam się i idę prosto do windy. W takich sytuacjach zamieniam się w Emily, co teraz wyjątkowo mnie cieszy. Wjeżdżam na ostatnie piętro, przechodzę na prawo, gdzie tuż przed drzwiami do gabinetu Collinsa swoje biuro ma Hazel.
– Zero prywatności – komentuję, rozglądając się dookoła.
Można powiedzieć, że pracuje na korytarzu. Co prawda przestronnym i nieźle urządzonym, ale to wciąż korytarz.
– Taka praca – odpowiada z uśmiechem.
– Pan Collins jest już u siebie? Próbowałam zapytać o to rudowłosej recepcjonistki, ale jedynym, co osiągnęłam, jest nowy wróg.
Hazel przez dłuższą chwilę śmieje się głośno.
– Proszę, tylko mi nie mów, że podpadłaś Alexandrze? – pyta, wciąż rozbawiona.
– Powiedziałabym raczej, że ona podpadła mi.
– Oho… wczoraj odniosłam wrażenie, że jesteś cicha i spokojna, a tu proszę, taka niespodzianka.
– Jestem, ale jeśli ktoś zajdzie mi za skórę, to już nie jestem. – Wzruszam ramionami.
– Powinnaś wiedzieć, że Alex to była Jamesa – informuje mnie szeptem.
– Wcale się nie dziwię, że ją rzucił.
– Wcześniej nie była tak wredna, ale teraz… Cóż, sama już wiesz.
Naszą rozmowę przerywa Collins. Otwiera drzwi gabinetu i posyła mi poważne spojrzenie. Mam nadzieję, że nie słyszał naszej rozmowy.
– Chyba wyraziłem się jasno, mówiąc, że masz przyprowadzić ją do mnie. Nie pamiętam, bym wspominał coś o rozmowie przed wykonaniem mojego polecenia – zwraca się wrogo do Hazel.
Cholera, on zawsze taki jest? Na przyjęciu wydawał się zupełnie inny. Kobieta prostuje się, ale zanim odpowiada, ja się odzywam.
– To moja wina, miałam kilka pytań.
– Chodź.
Puszcza mnie przodem do swojego gabinetu. Kiedy przechodzę obok niego, uderza mnie zapach jego perfum, przypominając mi przyjęcie, na którym nie mogłam przestać o nim myśleć. Zatrzymuję się kilka kroków od wejścia, James staje za mną, skutecznie…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej