Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Emma nie zaznała w życiu wiele szczęścia. Gdy zdobyła posadę u znanej pisarki, odzyskała spokój ducha i wiarę w siebie. Miała nadzieję, że wreszcie wszystko się ułoży - dopóki nie poznała Connora. Ten cyniczny biznesmen już podczas pierwszego spotkania zarzucił jej brak odpowiedzialności i zagroził konsekwencjami z powodu błahego incydentu. Przestraszył ją i upokorzył, dlatego powinna go unikać. Tak byłoby najrozsądniej, ale Connor przyciąga ją jak magnes…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 174
Rok wydania: 2021
Diana Palmer
Uleczę twoje serceczęść pierwsza
Tłumaczenie: Wanda Jaworska
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Undaunted
Pierwsze wydanie: Harlequin Books, 2017
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© 2017 by Diana Palmer
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-7466-1
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Pamięci Roberta ( Bobby’ego) Richarda Hansena Jr., 1951-2016
Pozostawił córkę Amandę, pasierba Johnny’ego, siostry Helen, Darlę, Marlene i Lavonnę, brata Bruce’a, czworo wnuków, siostrzenicę Elizabeth i licznych krewnych. Rodzice i brat Terry Hansen zmarli wcześniej. Był weteranem wojny w Wietnamie. Będzie go nam bardzo brakowało.
Emma Copeland siedziała na końcu wychodzącego w jezioro pomostu, machając w wodzie bosą stopą. Jej długie platynowe włosy opadały na ramiona niczym jedwabna kurtyna lekko unoszona podmuchami wiatru. Nie była pięknością, ale miała subtelne, regularne rysy, prosty nos, wysokie kości policzkowe i zaokrągloną brodę. I niezwykłe oczy – duże, brązowe i łagodne jak ona sama.
Wychowywała się na niewielkim ranczu w Comanche Wells w Teksasie, gdzie jej ojciec hodował bydło mięsne. Potrafiła jeździć konno, posługiwać się lassem i wiedziała, jak odebrać poród cielaka. Ale tutaj, w Lake Lanier w północnej Georgii, pracowała jako asystentka Mamie van Dyke, znanej i bardzo bogatej autorki powieści sensacyjnych dla kobiet, której książki zawsze znajdowały się na czele listy bestsellerów „New York Timesa”.
Emma była dumna, że to właśnie ona pomaga przy zbieraniu materiałów i korekcie powieści w surowej formie, zanim jeszcze zostanie ona przekazana do opracowania redakcyjnego w wydawnictwie.
Znalazła tę pracę przez internet. Przyjaciel z Facebooka, który wiedział, że skończyła profesjonalny kurs biznesu, wspomniał, że przyjaciółka jego matki poszukuje prywatnej asystentki, kogoś zaufanego i lojalnego, kto by się zajmował porządkowaniem dokumentacji i pisaniem na komputerze. Ale dopiero gdy Emma została przyjęta – po uprzednim dokładnym sprawdzeniu jej kwalifikacji – dowiedziała się, kim jest jej nowa szefowa.
Mamie była jedną z jej ulubionych autorek, więc kiedy stanęła ze swoim skromnym bagażem przed drzwiami luksusowego domu nad jeziorem, zaparło jej dech w piersiach.
Martwiła się, że jej tania odzież i brak wyrobienia towarzyskiego mogą zniechęcić pisarkę, ale Mamie powitała ją niczym zagubione dziecko, wzięła pod swoje skrzydła i poinstruowała, jak się obracać wśród zamożnych i sławnych gości pojawiających się od czasu do czasu na organizowanych przez nią przyjęciach.
Jednym z nich był Connor Sinclair, zaliczający się do dziesięciu najbogatszych ludzi w kraju, a jak mówili niektórzy – na świecie. Zbliżał się do czterdziestki, był wysoki i barczysty, o regularnych rysach i kształtnych wargach. W kruczoczarnych włosach gdzieniegdzie widoczne już były srebrne nitki. Miał lekko oliwkową cerę, wysokie kości policzkowe i głęboko osadzone oczy pod krzaczastymi brwiami.
Był przystojny, a w wizytowym garniturze, śnieżnobiałej koszuli i czarnym krawacie prezentował się niezwykle elegancko. Kanty w jego spodniach były tak idealnie zaprasowane, jak idealnie były wypolerowane jego buty. Miał piękne dłonie, duże i mocne, a palce wyglądały, jakby mogły kruszyć kości. Na małym palcu nosił sygnet z tygrysim oczkiem, poza tym żadnej biżuterii z wyjątkiem zegarka marki Rolex, który jednak sprawiał wrażenie bardziej funkcjonalnego niż na pokaz.
Emma, w skromnej czarnej sukience koktajlowej, ze srebrnymi kolczykami w uszach i delikatnym srebrnym naszyjniku z turkusem, czuła się jak uboga krewna w mieniącym się, pełnym blichtru towarzystwie bogatych ludzi. Jasne włosy upięła w węzeł na czubku głowy. Miała idealnie brzoskwiniową cerę, a wargi wyglądały tak, jakby pociągnęła je błyszczkiem, nawet jeśli tego nie zrobiła.
Jedyny makijaż stanowił lekki puder i delikatna szminka. Trzymała w ręku kieliszek do szampana napełniony piwem imbirowym. Nie piła alkoholu, choć w wieku dwudziestu trzech lat mogła to robić legalnie.
Nie czuła się swobodnie na przyjęciu i marzyła tylko o tym, żeby ulotnić się w jakieś ustronne miejsce. Ale Mamie w każdej chwili mogła potrzebować iPada albo telefonu, które Emma miała przy sobie, gotowa coś dla niej zanotować. A więc nie mogła opuścić przyjęcia.
W pewnej chwili zauważyła, że z drugiego końca salonu rzuca na nią piorunujące spojrzenia jakiś wysoki mężczyzna. Skuliła się pod wpływem tego wzroku, zastanawiając się, czym sobie mogła zasłużyć na jego gniew. Nigdy wcześniej go nie widziała.
Nagle sobie przypomniała. Któregoś dnia pływała po jeziorze szybką łodzią motorową należącą do Mamie. Uwielbiała tę łódź, czuła się na niej wolna i szczęśliwa. Była to jedna z jej nielicznych przyjemności, którym się oddawała. Niestety nigdy ich wiele nie miała.
Swego czasu oszalała na punkcie chłopaka poznanego na kursie biznesu. Kiedy się z nią umówił, czuła się w siódmym niebie. Byli nawet przez krótki czas zaręczeni, dopóki chłopak nie dowiedział się, że jej ojciec hoduje bydło na mięso.
Jako jeden z założycieli lokalnej grupy obrońców praw zwierząt oświadczył Emmie, że uważa zawód jej ojca za odrażający i że nigdy nie będzie spotykał się z kobietą, która ma z tym cokolwiek wspólnego. Od tej pory na zajęciach świadomie ją ignorował i jej unikał. W końcu zniknął z jej życia i więcej go nie widziała.
Miała złamane serce. To był jeden z niewielu okresów w jej życiu, kiedy się z kimś umawiała. Teraz już tylko chodziła z ojcem do kościoła, a w ich niewielkiej parafii nie było wolnych mężczyzn, z wyjątkiem dużo starszego wdowca i rozwodnika, który mógłby być jej ojcem.
Jej życie domowe też pozostawiało wiele do życzenia. Mieszkała z ojcem na ranczu, w domu należącym do rodziny od trzech pokoleń i tak też wyglądającym. Meble w ogóle tu nie pasowały, naczynia były stare i zużyte, wodę dostarczała pompa elektryczna, która zatrzymywała się w czasie każdej burzy, a w Teksasie burze nie były rzadkością.
Ojciec był człowiekiem surowym, bardzo religijnym, o niezłomnym charakterze. W takim też duchu wychowywał córkę. Jej matka zmarła podczas porodu, kiedy Emma miała osiem lat i była tego świadkiem. W czasie kiedy najbardziej potrzebowała ojca, on zamknął się w sobie. To było, jeszcze zanim zaczął pić. W ostatnich latach jednak rzadko bywał trzeźwy, cedując podejmowanie decyzji i kierowanie ranczem na zarządcę.
Wydawało się, że nigdy nie żywił cieplejszych uczuć do Emmy, swojego jedynego dziecka. Oczywiście nie była chłopcem, a on rozpaczliwie pragnął syna, który odziedziczyłby po nim ranczo, żeby pozostało w rodzinie. Często powtarzał, że dziewczynki są bezużyteczne.
Otrząsnęła się ze wspomnień w chwili, gdy wysoki mężczyzna ruszył w jej stronę. Miała ochotę umknąć, ale jej przodkowie radzili sobie z powodziami, złodziejami bydła i atakami Indian, więc ucieczka nie była w jej stylu.
Przygryzła dolną wargę, kiedy Connor Sinclair stanął naprzeciw niej. Nie sączył szampana, o ile wzrok jej nie mylił, trzymał w ręku dużą szklankę whisky z lodem.
Spojrzał na nią jasnymi, srebrzyście połyskującymi oczami.
– Rozmawiałem o tobie z policją wodną – powiedział prosto z mostu. – Powiedziałem, dla kogo pracujesz i gdzie mieszkasz. Wytnij jeszcze raz taki numer jak wczoraj na jeziorze, a dowiesz się, co się dzieje z dzieciakami, które podejmują szaleńcze ryzyko na szybkich łodziach. Rozmawiałem też z Mamie.
– Nie zauważyłam skutera wodnego – broniła się drżącym głosem Emma.
– Nie patrzyłaś, skręcając – stwierdził obcesowo. – Za szybko pędziłaś, żeby cokolwiek zauważyć!
– Nikogo nie było, kiedy wypływałam... – Ręka, w której trzymała kieliszek, tak się trzęsła, że musiała ją przytrzymać drugą.
– Twoje pokolenie jest śmiechu warte – powiedział chłodno. – Rozkapryszone dzieciaki, bez żadnych manier, które myślą, że wszystko im się należy, że mogą robić, co im się żywnie podoba bez ponoszenia konsekwencji. Idziecie przez życie, powodując tragedie i nic sobie z tego nie robicie!
Emma poczuła, że łzy napływają jej do oczu.
– Proszę wybaczyć – powiedziała, odwracając się, żeby odejść.
Ale mężczyzna chwycił ją za ramię i odwrócił do siebie.
– Nigdy nie rzucam czczych pogróżek – oświadczył chłodno. – Zapamiętaj, co ci powiedziałem.
Emmie łzy płynęły po policzkach, a ona nie była w stanie ich powstrzymać. Wstydziła się, że okazuje słabość. Wyrwała się, blada i drżąca.
Connor zmarszczył brwi, jakby nie spodziewał się takiej reakcji. Odwróciła się i pobiegła do kuchni. Odstawiła kieliszek i tylnymi drzwiami wyszła na dwór, rozpaczliwie pragnąc znaleźć się jak najdalej od niego. Nikt nie wiedział, gdzie jest, nikogo to nie obchodziło. Łzy nadal toczyły się po policzkach.
Wychowywała się bez miłości, bez najmniejszych oznak uczuć, od kiedy ich gospodyni, Dolores, opuściła ranczo. Żyła samotnie, a jej sny o miłości prysły.
A teraz była tutaj, ze sponiewieraną dumą, wypłoszona przez tego nieopanowanego mężczyznę, który zdawał się myśleć, że jest młodocianą przestępczynią. A wszystko tylko dlatego, że odbyła trochę zbyt brawurową przejażdżkę łodzią wyścigową.
Kiedy doszła jakoś do siebie i wróciła do salonu, Connora Sinclaira nie było w zasięgu wzroku. Podeszła do Mamie i została przy niej przez resztę wieczoru, mając nadzieję, że on nie wróci.
Ta konfrontacja podziałała na nią jak zimny prysznic. Miała nadzieję, że już nigdy nie spotka Connora. Siedząc na pomoście, z nogami w wodzie, uśmiechała się, gdy malutkie rybki skubały lekko jej palce. Jezioro jesienią wyglądało cudownie. Liście właśnie zaczynały zmieniać kolory, przybierając wszystkie możliwe odcienie czerwieni i żółci. Wiał lekki, wciąż jeszcze ciepły wiatr, bo w tym roku jesień zawitała do północnej Georgii późno. Emma, w długiej sukience z bawełny wyglądała jak fragment krajobrazu na widokówce.
– Co ty u diabła robisz na moim terenie? – usłyszała nagle za sobą gniewny głos.
Zerwała się przestraszona na równe nogi, chwytając buciki.
– Pana teren? – spytała.
Myślała, że dom jest zamknięty i nikt w nim nie mieszka. Od wielu dni nie widziała żadnego światła w oknach i nigdy się nie zastanawiała, kto może być jego właścicielem. Nabrzeże zawsze było opustoszałe. Przychodziła tu od kilku dni, ciesząc się rybkami i widokiem jeziora.
– Tak, mój – odrzekł z irytacją.
Ręce wcisnął w kieszenie sportowych spodni, do których ubrał brązową koszulkę polo podkreślającą mięśnie klatki piersiowej i ramion.
– Ja… przepraszam – wyjąkała, rumieniąc się. – Nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka…
– Zabawna dziewczyna – parsknął. – Mamie wie, że spędzam tu trzy miesiące w roku. Wiedziałaś.
– Nie – mruknęła, znowu poczuwszy łzy pod powiekami. – Przepraszam – dodała, odsuwając się od niego. – Przepraszam, nie wiedziałam…
– Przyjeżdżam tu, żeby być z dala od ludzi, reporterów, telefonów, które bezustannie dzwonią. Nie chcę, żeby moją prywatność naruszały tanie dziewczynki w tanich ciuchach – dodał bezczelnie, kpiąc z jej sukienki z sieciówki.
Wargi Emmy drżały, łzy cisnęły się do oczu, ale zraniona duma nie pozwoliła, żeby ta zniewaga pozostała bez odpowiedzi.
– Moja sukienka może być tandetna, panie Sinclair, ale ja nie jestem. – Uniosła brodę. – Co niedzielę chodzę do kościoła!
W jego oczach pojawił się jakiś błysk.
– Kościół! – parsknął. – Religia to jedno wielkie kłamstwo. Grzeszysz cały tydzień, a potem idziesz do spowiedzi. Siedzisz w ławce kościelnej w niedzielę, a przez resztę tygodnia skaczesz z łóżka do łóżka.
– Z tego, co słyszałam, skakanie z łóżka do łóżka jest pańskim hobby. Bo moim nie – odparowała Emma.
– Kobiety zrobią wszystko za odpowiednią cenę. – Zaśmiał się krótko.
Jakby w odpowiedzi na tę cyniczną uwagę z drzwi domu wychyliła się piękna brunetka w modnej sukni.
– Connor, pospiesz się – zawołała. – Suflet wystygnie!
– Idę. – Mężczyzna rzucił wymowne spojrzenie na sukienkę Emmy. – Kupiłaś ją w sklepie z używaną odzieżą? – spytał bezczelnie.
– Właściwie to kupiłam ją na wyprzedaży. I za bardzo dobrą cenę.
– Wygląda tandetnie.
– Jest tandetna.
– Zejdź z mego pomostu.
– Proszę się nie martwić, nigdy więcej moja noga tu nie postanie – mruknęła.
– Jeśli znowu weźmiesz tę łódź, lepiej uważaj. Policja będzie miała cię na oku.
Emma odwróciła się i odeszła sztywno wyprostowana. Ta postawa mówiła sama za siebie.
– Zuchwała parweniuszka – mruknął.
– Arogancki snob.
Wydawało się jej, że usłyszała za sobą śmiech, ale się nie odwróciła. Poszła swoją drogą.
Mamie podniosła wzrok, kiedy Emma weszła do salonu. Dom był piętrowy, położony nad jeziorem. Miał wdzięk i urodę, tak jak jego właścicielka. Wydawał się idealnie wpasowany w otoczenie. Mamie uśmiechnęła się, ale na widok wyrazu twarzy Emmy, uśmiech znikł z jej twarzy. Dziewczyna była zaczerwieniona, a na jasnej cerze widniały ślady łez.
– Co się stało, złotko? – spytała z troską.
– Nie wiedziałam, że dom na brzegu należy do Connora Sinclaira – odpowiedziała Emma, z trudem łapiąc oddech. – Siedziałam na pomoście, mocząc nogi, a on mnie zaskoczył i kazał opuścić posesję.
Mamie się skrzywiła.
– Przykro mi, powinnam ci była powiedzieć. Rozmawiał z tobą na przyjęciu na temat łodzi, prawda?
– Tak, jeśli można groźby i zastraszenie nazwać rozmową – odpowiedziała Emma z bladym uśmiechem. – Nie byłam wcale lekkomyślna, nie popisywałam się, po prostu nie zauważyłam skutera. Pojawił się nagle jakby znikąd.
– Powinnaś przewidzieć, że ci ludzie na skuterach wodnych zachowują się jak szaleńcy. Podobnie zresztą jak wielu innych. Kilka lat temu wydarzyła się tu tragedia. Wyścigowa łódź motorowa uderzyła w łódź mieszkalną i zabiła dwie osoby – opowiadała Mamie.
– To straszne! – przeraziła się Emma.
– Mężczyzna, który ją prowadził, był pijany. Aresztowano go i oskarżono, ale to nie przywróciło tym ludziom życia.
– Będę ostrożniejsza – obiecała Emma. – Nie rozumiem, dlaczego on mnie tak nie lubi – mruknęła jakby do siebie. – Był okropny na przyjęciu. I patrzy na mnie tak, jakby mnie nienawidził – dodała.
Mamie miała swoje podejrzenia, ale się z nimi nie zdradzała. Uśmiechnęła się tylko.
– Zbuduję pomost na jeziorze, tylko dla ciebie, żebyś mogła sobie pomachać nóżkami – powiedziała.
Dom pisarki był jednym z nielicznych nad jeziorem, który nie szczycił się prywatnym nabrzeżem. Żeby skorzystać z łodzi, Emma musiała pojechać samochodem Mamie do mariny, gdzie cumowała łódź, albo udać się tam piechotą, jeśli Mamie akurat wyjechała, co zdarzało się często. Dla kogoś tak młodego i sprawnego jak Emma nie był to jednak żaden problem.
– Nie musi pani zadawać sobie tyle trudu – roześmiała się Emma. – Będę chodzić do portu i moczyć sobie nogi z tamtejszego pomostu. Zresztą wkrótce to się skończy, przecież już październik.
– Przy twoim szczęściu kawałek nabrzeża, który sobie wybierzesz, będzie tym, przy którym Connor cumuje swój jacht – zachichotała Mamie. – Pomost nie jest dużym wydatkiem. To najczęściej puste beczki pokryte zwykłymi deskami. W przyszłym tygodniu znajdę kogoś, kto się tym zajmie. – Nie pozwoliła Emmie zaprotestować. – Wejdź, złotko. Chcę ci podyktować kilka chaotycznych myśli i zobaczyć, czy zdołasz mnie zainspirować do nadania im czytelnej formy.
– Z przyjemnością – odparła Emma.
– Kim była ta dziewczyna na pomoście? – spytała Ariel, kiedy Connor dzielił nadpalony suflet, który wyjęła z piekarnika.
– Jedna z przedstawicielek nowego pokolenia – odparł chłodno. – I to wszystko, co chcę o niej powiedzieć.
– Skoro tak mówisz, kochanie – westchnęła Ariel. – Wychodzimy wieczorem?
– A dokąd byś chciała pójść? – spytał, porzucając nadzieję na spokojny wieczór z książką i szklaneczką whisky.
– Do Kryształowego Niedźwiedzia – odrzekła bez namysłu Ariel, wymieniając nowy i modny lokal na obrzeżach Atlanty, w pobliżu Duluth, gdzie główną atrakcję stanowił ogromny niedźwiedź z kryształu i zespół muzyczny, o którym mówiło całe miasto. Kuchnia też była niezła, ale Connorowi było to obojętne. Musiał jednak dogadzać Ariel, mimo że zaczynała mu już działać na nerwy. Doceniał jej szczupłe ciało, ale już straciło dla niego urok. Czuł się tak od kilku dni, od kiedy ta mała i bezczelna blondynka prawie go staranowała na jeziorze, a on ją zbeształ na przyjęciu u Mamie.
Dziewczyna była niezwykła. Piękna na sposób, który niewiele miał wspólnego z jej wyglądem. Widywał ją z ganku swego domu nad jeziorem zwykle wtedy, kiedy ona go nie widziała. Kiedyś była tam też mała dziewczynka, błąkała się po plaży. Jasnowłosa dziewczyna zobaczyła ją, pochyliła się, żeby ją pocieszyć, wzięła w ramiona i mocno przytuliła, osuszając jej łzy. Widział, jak poszła z powrotem plażą, najwyraźniej szukając rodziców dziewczynki.
Ten widok go poruszył i dziwnie nie dawał spokoju. Nigdy nie chciał dzieci. Niezliczone kobiety przez dziesięć lat próbowały go przekonać, praktycznie rzecz biorąc wciągnąć go w pułapkę, ale on zawsze był ostrożny. Używał prezerwatyw, mimo ich zapewnień, że stosują pigułkę. Zawsze zachowywał czujność, bo był nieprzyzwoicie bogaty i zdawał sobie sprawę, że kobiety próbują go usidlić.
Dziecko łączyłoby się z odpowiedzialnością, której nie chciał, i oznaczałoby niemałe wydatki związane z utrzymaniem jego matki. Nie zamierzał wpaść w pułapkę. Widział, co się stało z jego jedynym bratem, nieszczęśliwym z powodu pazernej kobiety, która zaszła w ciążę tylko po to, żeby wciągnąć go w małżeństwo bez miłości. Skończyło się ono śmiercią na tym jeziorze. Przejmował go dreszcz na wspomnienie tamtych wydarzeń, które teraz przywołała ta jasnowłosa młoda kobieta.
A jednak jej widok z dzieckiem w ramionach, jej długie lśniące włosy powiewające na wietrze wywoływały w nim pragnienie, którego nie rozumiał. Nie miała pieniędzy, nawet nie była ładna. Zdumiewało go, że tak na nią zareagował. Tamtego wieczoru, na przyjęciu, gdy na nią patrzył, pragnął jej, chciał jej.
Doprowadził ją do płaczu, przestraszył swoim wybuchem gniewu. Nie miał takiego zamiaru. Nie przypominała kobiet, które znał, a które udawały płacz, chcąc coś na nim wymusić. Jej łzy były prawdziwe, tak samo jak jej strach. Był zszokowany, kiedy odwróciła się i odeszła. Od dawna – od lat – nikt tak się wobec niego nie zachował. A już na pewno żadna kobieta.
A potem zastał ją siedzącą na pomoście i machającą nogami w wodzie. Uśmiechała się. Ten widok tak poruszył jego serce, że ponownie go rozpalił. Nie potrzebuje tej blondynki. Ma Ariel, radosną i piękną, która spełniłaby każdą jego zachciankę, ponieważ obdarowywał ją brylantami, które kochała.
Blondynka w taniej sukience nosiła jeszcze tańszą biżuterię. Buciki miała stare i zdarte. Ale miała królewską dumę. Rozbawiła go sposobem, w jaki broniła swojej moralności, na czym zresztą wcale mu nie zależało. Dość tego, pomyślał, natychmiast wyrzucając ją z pamięci.
Parę dni później Mamie wezwała Emmę do swego gabinetu. Właśnie zaklejała ostatnią z kopert zawierających drobne notatki, które sporządziła dla niej i przepisała Emma.
– Przecież ja bym to zrobiła – powiedziała Emma.
– Oczywiście, że tak, ale miałam trochę czasu. – Mamie ułożyła koperty w równy stosik. – Możesz ponaklejać znaczki i etykietki z adresem. Mnie nie będzie przez dwa, trzy miesiące. Szejk zaprosił mnie do swego pałacu, żebym wraz z jego rodziną podziwiała widoki w Qawi. Będziemy oglądać wyścigi konne, uczestniczyć w imprezach kulturalnych na całym Bliskim Wschodzie, a w drodze powrotnej spędzimy nawet trochę czasu na Riwierze, w Monako i Nicei. Chcesz zostać tutaj czy pojechać do domu, do ojca?
– Cóż… – zawahała się Emma.
– Możesz tu spokojnie zostać – powiedziała łagodnie Mamie, wiedząc, jak ojciec ją traktował. Emma często mieszkała u znajomej rodziny w Teksasie, ale powiedziała, że nie chce się im narzucać. – Wiem, jak nienawidzisz podróży. To dlatego nigdy cię nie zabierałam za granicę. Właściwie wyświadczysz mi przysługę, zostając tutaj, bo nie chciałabym zamykać domu na cztery spusty. Co ty na to?
– Jestem zachwycona! – rozpromieniła się Emma.
– Tak myślałam – uśmiechnęła się Mamie. – Wiesz, co robić. Możesz korzystać z łodzi, ale nie pędzić nią na załamanie karku – dodała. – Chyba nie chcesz rozgniewać Connora, prawda? Na pewno nie.
Emma popatrzyła na swoją szefową zdezorientowana. Było coś dziwnego w sposobie, w jaki wypowiedziała te słowa.
Mamie usiadła wygodnie i położyła ręce na kolanach.
– Nie zawsze byłam sławną pisarka – zaczęła. – Zaczynałam jako reporterka w małym tygodniku. Stamtąd przeszłam do popularnych magazynów rozrywkowych, gdzie pisałam artykuły o sławnych ludziach. – Skrzywiła się. – Jednym z nich był Connor Sinclair. Jego najlepszy przyjaciel – który zmienił się tylko w dalekiego znajomego – zapewnił mnie, że ma zgodę Connora na udzielenie mi informacji o jego życiu prywatnym. A więc uznałam tego mężczyznę za swoje źródło i przystąpiłam do pisania.
– Wygląda na to, że nieszczęśliwie się to skończyło – zauważyła Emma.
– Żebyś wiedziała – potwierdziła pisarka. – Mężczyzna, który udzielił mi tych informacji, rywal Connora w sprawach biznesowych, nienawidził go. Uznał to za okazję, żeby się na nim odegrać. Większość informacji okazała się prawdziwa, ale Connor ma bzika na punkcie swojej prywatności. Dowiedziałam się o tym, kiedy już było za późno. Krótko mówiąc, wyrzucono mnie z redakcji, żeby nie wniósł pozwu.
– O nie – jęknęła Emma.
– Był to fatalny okres – wspominała spokojnie Mamie. – Dopiero co po rozwodzie, nie miałam własnych pieniędzy. Ta praca zapewniała mi regulowanie rachunków i dach nad głową. Po paru tygodniach znalazłam inne zajęcie, w konkurencyjnym magazynie. Na moje szczęście wydawca nie lubił Connora i nie zamierzał robić afery z powodu mojego artykułu ani ugiąć się przed pogróżkami i wyrzucić mnie na bruk.
– Czyli pan Sinclair próbował panią pozbawić i tego zajęcia? – spytała Emma, przerażona mściwą natura Connora.
– Tak. Więc kiedy cię przed nim ostrzegam, nie żartuję – podsumowała Mamie. – Nigdy bym cię nie wyrzuciła, niezależnie od jego gróźb. Ale wciąż pracuję dla wydawców, którzy mogą być zastraszeni.
– Zrozumiałam – powiedziała Emma ze spokojem. – Nie zrobię sobie z niego wroga. Od tej chwili będę się trzymać od niego z daleka, obiecuję.
– Dobra dziewczynka – uśmiechnęła się Mamie. – Jesteś szczególną osobą. Ufam ci bardziej niż większości ludzi, których znam. – Uśmiechnęła się smutno. – To dobrze, że sprawy się wyjaśniły.
– Dlaczego pan Sinclair jest taki zgorzkniały? – spytała ni z tego, ni z owego Emma. – Chodzi mi o to, że nigdy się nie uśmiecha i zawsze jest zdenerwowany na coś czy na kogoś. Wydaje mi się jakiś dziwny.
– Stracił jedynego brata w wypadku na tym jeziorze, nie ma więcej rodzeństwa – wyjaśniła Mamie. – Jakiś pijany facet prowadził łódź, uderzył w tę, na której mieszkał jego brat z żoną, i uciekł. Oboje zginęli. – Westchnęła ciężko. – Mówią, że Connor wydał fortunę, żeby znaleźć sprawcę tragedii. W końcu tamten mężczyzna został osądzony i skazany na karę więzienia. Siedzi za kratami do dziś.
– Czy ten pijany miał rodzinę? – zainteresowała się Emma.
– Żonę i małą córeczkę – odpowiedziała Mamie. – Straciły dom, dochody… Dziewczynkę umieszczono w domu dziecka. Matka zmarła na skutek przedawkowania narkotyków. To tragiczna historia.
– Życie jest takie ciężkie dla dzieci – wymamrotała Emma, myśląc o biednej małej dziewczynce.
Connor Sinclair był mściwy.
– To prawda. – Mamie rozejrzała się dokoła. – No cóż, muszę się przygotować do wyjazdu. Pomóż mi się spakować, Emmo. Zostawię ci kilka wieczorowych sukien – powiedziała. – Są dla mnie za małe, na ciebie będą w sam raz.
– Nie będę miała gdzie ich włożyć, nigdzie nie chodzę – roześmiała się Emma. – Ale dziękuję bardzo za propozycję.
– Powinnaś się umawiać, spotykać mężczyzn, pomyśleć o założeniu rodziny – zauważyła Mamie.
– Z wyjątkiem Stevena nie poznałam nikogo, z kim chciałabym to zrobić. – Emma zadrżała. – Myślałam, że jest ideałem. A teraz nie jestem pewna, czy jeszcze kiedykolwiek będę mogła polegać na swojej ocenie mężczyzn.
– Zapomnisz o nim, kochanie. – Mamie uśmiechnęła się z czułością. – Na świecie jest cała masa przystojnych, wolnych mężczyzn, a ty masz złote serce. Teraz nie wydaje ci się to realne, ale mężczyźni będą cię pragnąć, Emmo. Taka życzliwa, opiekuńcza natura to coś, czemu większość mężczyzn nie może się oprzeć. Im nie tyle zależy na urodzie, co na kimś, kto będzie przy nich siedział podczas choroby i poił ich syropem przeciwkaszlowym. – Roześmiała się.
– Cóż, może kiedyś – mruknęła Emma. – Niewykluczone.
Mamie wpadła w wir ostatnich przygotowań, podczas gdy przed domem czekała już na nią wytworna limuzyna z dostojnym kierowcą w eleganckim garniturze i krawacie. Dała Emmie garść ostatnich wskazówek, polecenie skompletowania dokumentacji do następnej książki i napomnienie, żeby była ostrożna i nie wychodziła sama po zapadnięciu zmroku.
Na koniec przykazała, żeby trzymała się z dala od jeziora, dopóki Connor nie uda się do swego domu na południu Francji, jak zwykł to czynić każdego roku przed Bożym Narodzeniem.
Emma obiecała, że będzie ostrożna, ale nic poza tym. Łódź wyścigowa przynosiła jej pociechę. Kiedy wypływała na jezioro, czując wiatr we włosach i krople wody na twarzy, była tak pełna życia i energii jak nigdy wcześniej.
Nie przyznała się Mamie, że mimo upływu kilku lat wciąż nie przebolała tego, że Steven ją porzucił. Za bardzo ją zranił, żeby mogła kiedykolwiek zaufać innemu mężczyźnie. Steven był jej bliski, po raz pierwszy w swoim młodym życiu czuła, że do kogoś należy. Jego odejście bardzo ją zraniło. Zawsze była nieśmiała, brakowało jej pewności siebie. Teraz tym bardziej nie ufała własnej ocenie ludzi. Steven wydawał się ideałem, ale miał uprzedzenia, o których nie wiedziała.
Ideały są cenne, to prawda, ale to jej ojciec wybrał sobie zawód, który zraził do niej Stevena. Nawet nie brał on pod uwagę, że Emma może nie podzielać poglądów i postępowania ojca. Po prostu odszedł, nie oglądając się za siebie.
Przez kilka tygodni miała nadzieję, że może zadzwoni albo napisze, że przeprosi za błędną ocenę jej osoby. Ale tak się nie stało. Zrozpaczona napisała do koleżanki w San Antonio, dokąd się przeprowadził, do ich wspólnej przyjaciółki z czasów liceum. Koleżanka odpisała, że Steven związał się z nową organizacją – radykalną grupą obrońców praw zwierząt, znacznie większą od tej, do której należał wcześniej. Wciąż mieszkał ze swoim przyjacielem, z nikim się nie umawiał. Powiedział, że nigdy nie wróci do Jacobsville.
Wtedy Emma się poddała. Nie zazna szczęśliwego zakończenia opisywanego w bajkach, w każdym razie nie ze Stevenem. Szła wolno przez las, trzymając w ręce kij, którym zatopiona w myślach uderzała o czubki jesiennych krzewów.
O mały włos nie zderzyła się w wysokim mężczyzną, którego nie zauważyła. Odskoczyła gwałtownie, serce zabiło jej szalonym rytmem, zabrakło jej tchu, była przerażona. Wszystkie te emocje były widoczne w jej dużych brązowych oczach.
– Przepraszam – powiedziała szybko, niemal się kuląc pod jego gniewnym spojrzeniem.
Mężczyzna miał ręce wciśnięte w kieszenie beżowych sportowych spodni, do których nosił beżową koszulę, i sprawiał jak zawsze wrażenie niezadowolonego z całego świata.
Patrzył na nią błyszczącymi szarymi oczami, oceniającym wzrokiem. Jego opinia na temat jej długiej brązowej sukienki z bawełny, pod którą nosiła biały T-shirt, była mniej niż pochlebna.
– Cóż, nie wszystkich stać na Pierre’a Cardina – powiedziała Emma obronnym tonem.
– Sądząc po wyglądzie, niektórzy z nas nie mogą sobie nawet pozwolić na przyzwoity sklep z używaną odzieżą – odparował.
Emma stała na wąskiej dróżce prowadzącej przez las do jeziora.
– Nie wkroczyłam na obcy teren – dodała, rumieniąc się. – Posiadłość Mamie sięga do tej kolorowej wstążki na kiju. – Wskazała oznakowanie.
Mężczyzna przechylił głowę. Nienawidził jej młodości, jej świeżości, jej naturalności. Nienawidził jej niewinności, bo było oczywiste, że nie jest udawana. Jego całe życie było niekończącym się pasmem wyperfumowanych, starannie ufryzowanych kobiet próbując wymusić na nim, co tylko można. A teraz oto stała przed nim sztywna, wyprostowana mała purytanka z podniesioną pięścią.
– Zawsze jesteś sama – powiedział.
– Pan też – wypaliła i ugryzła się w jeżyk.
– Zmęczyły mnie te suflety, więc odesłałem ją do domu. – Wzruszył ramionami.
Emma spojrzała na jego twarz. Wyglądał na swój wiek, czego nie można było powiedzieć o wielu starszych mężczyznach. Przeforsowywał się. Nie potrzebowała pytać, żeby wiedzieć, że nigdy nie bierze urlopu, nigdy nie obchodzi świąt, że każdego wieczoru przynosi pracę do domu i tkwi przy telefonie, dopóki w końcu nie jest na tyle wyczerpany, żeby pójść spać. Biznes stanowił całe jego życie. Miał kobiety, ale ich wpływ kończył się przy drzwiach sypialni. I nigdy do nikogo się nie zbliżył.
– Umiesz gotować? – zapytał znienacka.
– Oczywiście.
Uniósł brew.
– Mój ojciec ma niewielkie ranczo w Teksasie – powiedziała z wahaniem. – Moja matka zmarła, kiedy miałam zaledwie osiem lat, więc musiałam nauczyć się gotować.
– W wieku ośmiu lat? – Nie krył zdziwienia.
Przytaknęła. Nagle zrobiło się jej zimno, więc otoczyła się ramionami.
– Nauczono mnie, że ciężka praca usuwa frywolne myśli – dodała.
– Nie masz rodzeństwa?
Emma potrząsnęła głową.
– Tylko ty i ranczer – stwierdził.
Znowu przytaknęła.
– Chciał mieć chłopca – wybuchnęła. – Mówił, że z dziewczynek nie ma pożytku.
Connor zacisnął pięści. Wyobraził sobie jej życie i wcale mu się ono nie podobało. Nie chciał nic o niej wiedzieć. Budziła w nim niesmak, irytowała go. Powinien się odwrócić i udać z powrotem do domu nad jeziorem.
– Kilka dni temu widziałem cię z jakąś małą dziewczynką – powiedział. – Zgubiła się.
Emma się uśmiechnęła, a jej ciemne oczy rozbłysły.
– To córeczka przyjaciółki Mamie z Prowansji, która towarzyszy swemu mężowi w podróży służbowej – wyjaśniła. – Mieszkają w domku letniskowym jego przyjaciela. Dziewczynka błąkała się, szukając Mamie.
– Z Prowansji? We Francji?– spytał.
– Tak.
– A ty mówisz po francusku, kowbojko?
– Je ne parle pas trés bien, mais, oui – odrzekła.
Connor przechylił głowę i przez kilka sekund jego jasne oczy patrzyły na nią mniej wrogo.
– Domyślam się, że uczyłaś się w liceum?
– Tak, mieliśmy obowiązkową naukę obcego języka. Już znałam hiszpański, więc francuski był dla mnie czymś nowym.
– Hiszpański? – powtórzył.
– U ojca pracowało kilku kowbojów z Meksyku – odparła.
– Imigranci – zaczął, chcąc wspomnieć, że jego dziadek też był jednym z nich.
– Ich rodziny mieszkały tutaj, zanim do Teksasu przybyli pierwsi osadnicy – zauważyła Emma, odruchowo ich broniąc.
– Nie to miałem na myśli. – Zmrużył jasne oczy. – Chciałem powiedzieć, że mój dziadek był imigrantem. – Przekrzywił głowę. – Nie lubisz nawet najmniejszej oznaki uprzedzeń, co?
– Byli dla mnie jak rodzina. – Emma spuściła wzrok. – Mój ojciec był twardy jak skała. Nie zwolniłby pracownika, nawet na pogrzeb. Mówił, że na pierwszym miejscu jest praca, rodzina na drugim.
– Urocze – zauważył sarkastycznie Connor.
– Więc jedynych ciepłych uczuć doświadczałam od jego pracowników. – Emma uśmiechnęła się na to wspomnienie. – Dolores dla nich gotowała i ona nauczyła mnie gotować i szyć, ona też kupiła mi pierwszą sukienkę. – Jej twarz skamieniała. – Mój ojciec ją wyrzucił. Stwierdził, że jest równie szmirowata, jak Dolores. Powiedziałam, że ona jest najmniej szmirowatą osobą, jaką znam, a on… – Zawahała się. – Następnego dnia Dolores odeszła. Tak po prostu.
Connor postąpił krok bliżej.
– Zawahałaś się – rzekł. – Co zrobił twój ojciec?
– Powiedział, że na to zasłużyłam. – Emma przygryzła dolną wargę.
– Co zrobił?
– Uderzył mnie pięścią tak, że upadłam – powiedziała zażenowana. – Mąż Dolores widział to przez okno. Zszedł, żeby mnie bronić. Zwalił mego ojca pięścią z nóg. Wtedy ojciec wyrzucił Dolores i jego. Przeze mnie.
Connor nie podszedł bliżej, ale czuła emanujący z niego gniew.
– Znalazłby zapewne inny powód, żeby ich wyrzucić – powiedział po minucie.
– Nie podobało mu się, że są dla mnie dobrzy i życzliwi – westchnęła. – Bardzo źle się potem czułam. Ich dzieci chodziły do tej szkoły co ja, ale musiały ją zmienić, bo Pablo znalazł pracę gdzie indziej. Dolores próbowała do mnie pisać, ale ojciec podarł list i spalił, więc nawet nie znałam jej adresu.
– Powinnaś była wyjechać z nimi – stwierdził Connor.
– Próbowałam – uśmiechnęła się smutno. – Zamknął mnie w pokoju na klucz. Mamie przypomina mi Dolores. Też ma dobre serce.
Rozległ się dziwny wibrujący dźwięk. Connor rozejrzał się, marszcząc brwi. Sięgnął do kieszeni, wyjął komórkę i wyłączył sygnał.
– Jeśli odbiorę, to usłyszę o kryzysie, który będę musiał rozwiązać. Jeśli nie odbiorę, to wydarzą się dwa kryzysy, które będą mnie kosztowały małą fortunę, ponieważ nie odebrałem.
– Ja nawet nie mam własnej komórki – powiedziała Emma.
To prawda, płaciła za nią Mamie.
W pełni zrozumiałe, niemal powiedział głośno, ale nie chciał sprawić jej przykrości. Jak już wiedział, życie dostatecznie dało jej w kość.
– Zaraz się ściemni – rzekł. – Nie powinnaś być sama poza domem.
– To właśnie mówiła Mamie. – Emma usiłowała się uśmiechnąć. – Już mnie nie ma.
Odwróciła się z pewnym ociąganiem, gdyż Connor okazał się nie takim strasznym potworem, za jakiego go uważała.
Przez całą drogę do domu czuła na sobie jego wzrok. Ale nie powiedział już nic więcej.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej