Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 182
Data ważności licencji: 8/28/2030
Magdalena Zarębska Trójkąt trzech cesarzy ISBN Prawa autorskie © Magdalena Zarębska, 2025 Redaktor prowadząca Ewelina Bojszczak Redakcja Edyta Malinowska-Klimiuk Opieka promocyjna Bartosz Wojtaszek Projekt okładki i stron tytułowych Lena Wójcik Skład i łamanie Justyna Nowaczyk Wydanie 1 Wydawnictwo Nowa Baśń ul. Święty Marcin 77 lok. 8a, 61-808 Poznań telefon 881 000 125
www.nowabasn.com
Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być kopiowana i wykorzystywana w jakiejkolwiek formie bez zgody wydawcy i/lub właściciela praw autorskich. Konwersję do wersji elektronicznej wykonał
Jarosław Szumski
.
Drzwi prowadzące na Dworzec Główny otworzyły się z impetem i stanęła w nich Lena. Na jej twarzy malowały się pewność siebie i przekonanie, że ze wszystkim sobie poradzi. Nawet panujący od rana upał nie był w stanie zniechęcić jej do działania, a energia wprost ją roznosiła. Lena sapnęła, poprawiła paski plecaczka, złapała mocniej rączkę walizki i ruszyła przed siebie, zgrabnie wymijając spieszących się pasażerów. Jak tylko dotarła do głównej hali dworca, gwałtownie się zatrzymała. Utkwiła wzrok w długiej kolejce wijącej się do kas biletowych i z niedowierzaniem jęknęła. Wyglądało na to, że nie tylko ona postanowiła kupić bilet tuż przed odjazdem pociągu…
Szlag! Trzeba było jednak załatwić to przez internet!
Nie można powiedzieć, że nie próbowała. Kilka razy zalogowała się w aplikacji dla podróżnych, ale nigdy nie udało się jej zakończyć transakcji. W założeniu aplikacja była prosta i intuicyjna, ale z jej perspektywy wszystko utrudniała. Podczas zakupu należało odpowiedzieć na mnóstwo pytań i uściślić szczegóły. Połączenie bezpośrednie czy z przesiadką? Pociąg pospieszny czy osobowy? Bilet ulgowy, a może taryfa wakacyjna? Niezależnie od tego, jak bardzo się starała, zawsze traciła głowę. A kiedy wreszcie udało jej się dotrzeć do płatności, aplikacja się zawiesiła, a na ekranie pojawił się komunikat o braku łączności z serwerem. To było ponad jej siły. Ale teraz to ona będzie miała problem.
Tupnęła nerwowo trampkiem i uniosła wzrok, żeby spojrzeć na tablicę z rozkładem jazdy. Pociąg z Krakowa do Mysłowic powinien odjechać zgodnie z planem, nie zakładano żadnych opóźnień ani awarii. Szkoda! Akurat dzisiaj byłoby jej to na rękę, bo bez biletu nie mogła wsiąść do pociągu. Musiała ustawić się w kolejce i mieć nadzieję, że jednak zdąży.
Powoli zaczynała żałować, że postawiła na swoim. Mama bez problemu odwiozłaby ją na miejsce, i jeszcze byłaby zadowolona, że mogła pomóc. Ale Lena się uparła, jak zwykle zresztą. Musiała wszystkim udowodnić, że sobie poradzi. Zresztą, ten wyjazd od początku był jej pomysłem.
Przejrzała oferty obozów wakacyjnych, po czym wybrała obóz artystyczny w Pałacu Schoena w Sosnowcu. Rodzice byli zaskoczeni, Śląsk czy Zagłębie zupełnie nie kojarzyły im się z letnim wypoczynkiem, ale Lena była tak zdeterminowana, że musieli ulec. Ostatecznie liczyło się to, że będzie rozwijała swoją pasję, nawet jeśli w tak nieoczywistym miejscu.
Telefon zawibrował w jej kieszeni, dostała SMS-a. Mama lubiła być na bieżąco, choć deklarowała pełne zaufanie do córki.
Mama: Dotarłaś bez problemu na dworzec? Daj znać, jak wsiądziesz do pociągu.
Lena:Wszystko w porządku. Muszę tylko kupić bilet.
Kochana mama! Jakby wyczuła, że jej dziecko potrzebuje wsparcia. Lena poczuła się nieco raźniej. Stanęła na palcach i przeliczyła osoby stojące przed nią. Jeśli nadal będą obsługiwane w takim tempie, powinna zdążyć. Schowała telefon do kieszeni i zrobiła kolejny krok.
Niedługo później nadeszła jej kolej. Popchnęła walizkę i jednym susem znalazła się przy okienku.
– Bilet ulgowy na pociąg do Mysłowic! Na drugą klasę! Poproszę! – wyrzuciła z siebie zbitek słów, jakby się obawiała, że coś pokręci.
Bileterka spojrzała na nią uważnie i ściągnęła usta w niechętnym grymasie.
– Guten Tag!1 Panienka jest pewna, że chce jechać do Myslowitz?
Mówiła z obcym akcentem, twardo wymawiając każde słowo, jakby polski nie był jej ojczystym językiem.
– Tak… – potwierdziła Lena, nieco zaskoczona jej zachowaniem.
– Też sobie kierunek wybrała! – Kasjerka prychnęła lekceważąco, co wydało się dziewczynie bardzo niegrzeczne. Bileterka nie powinna pozwalać sobie na takie komentarze. Ale zanim zdążyła zareagować, bilet wylądował na ladzie, a ona wyciągnęła banknot z portfela. Kasjerka podejrzliwie uniosła go do oczu, jakby się obawiała, że jest fałszywy. Tego było już za wiele.
– Co pani robi? – Lena warknęła, ale bileterka wiedziała swoje.
– Lepiej być ostrożnym! Poza tym nie lepiej do Wiednia pojechać? Po co się pchać pod samą granicę? – mówiła niby do siebie, ale nagle się nachyliła i zajrzała Lenie w oczy, co do reszty ją wystraszyło. Odskoczyła i rozejrzała się wokół, szukając pomocy u innych pasażerów. Niestety, nikt nie zarejestrował zachowania bileterki, za to wszystkich irytowała przedłużająca się obsługa. Patrzyli na dziewczynę zniecierpliwionym wzrokiem, a jeden pan uniósł dłoń, ostentacyjnie wskazując na zegarek, co ją wreszcie otrzeźwiło.
Wróciła do okienka, zgarnęła na dłoń bilet i wydaną resztę, i czym prędzej się odsunęła.
– Dziękuję! I do widzenia!
– Auf Wiedersehen!2 – Kobieta pożegnała ją oschle i nagle zmieniła ton, bo właśnie stanął przed nią kolejny pasażer.
– Guten Tag, herr Doktor!3 – Zza szyby dobiegł radosny świergot, co Lenę totalnie zaskoczyło. A jednak kasjerka potrafiła być uprzejma. Szkoda tylko, że nie dla wszystkich. Lena obdarzyła ją ostatnim gniewnym spojrzeniem i wreszcie odeszła od kasy.
Idąc dworcowym korytarzem, wciąż wracała do tego, co się wydarzyło. Bileterka mówiła świetnie po niemiecku, co właściwie nie było dziwne, bo do Krakowa przyjeżdżało mnóstwo turystów z zagranicy. Pewnie PKP zadbało o to, żeby wszędzie mogli się dogadać. Tyle że Lena była pewna, że kobieta była Niemką, a to już było dziwne. Tak czy inaczej, bileterka powinna być uprzejma dla wszystkich pasażerów, nie tylko dla swoich rodaków.
Z tym przekonaniem weszła po schodach na odpowiedni peron, dwukrotnie przeczytała informacje wyświetlające się na tablicy i porównała je ze swoim biletem. Dopiero wtedy wsiadła do właściwego pociągu. Wrzuciła walizkę na stojak, zajęła wolne miejsce i napisała do mamy.
Lena: Jestem w pociągu.
Mama:Świetnie! Teraz będę się stresować, żebyś wysiadła na właściwej stacji…
Lena:Mamo!
Mama:Dobra, wiem. Dasz sobie radę. Napisz z Mysłowic.
Lena:Napiszę z Mysłowic, a potem z Sosnowca.
Mama:OK.
Samolot nabrał prędkości, koła oderwały się od ziemi i maszyna uniosła się w powietrze. Siła odśrodkowa wbiła pasażerów w fotele i przez krótką chwilę wszyscy trwali w bezruchu. Wreszcie pilot wyrównał lot, a Daniel odsunął się od oparcia i wyjrzał przez okno. Za nic nie chciał przegapić tego momentu, kiedy miasto zaczynało maleć, jakby traciło na znaczeniu. Budynek lotniska, parking, szeroka aleja prowadząca do centrum Paryża, wszystko stawało się coraz mniej istotne. Najdłużej opierała się wieża Eiffla, ale i ona zniknęła, kiedy samolot wleciał w grubą warstwę chmur. A gdy znaleźli się ponad nimi, za oknem rozciągał się już tylko czysty błękit, na którym, przy odrobinie szczęścia, można było dostrzec inny samolot, zdążający w przeciwnym kierunku.
Był to moment, gdy wszystko stawało się względne. Cała planeta, z jej kontynentami i oceanami, granicami i regionami geograficznymi, była nieistotna. Daniel lubił sobie wyobrażać, że pilot dojdzie do podobnego jak on wniosku i zachłyśnie się nieoczekiwaną podniebną wolnością. Przestanie się kierować w wyznaczonym celu, zignoruje kierunki świata i ruszy przed siebie, a na koniec posadzi samolot na zupełnie obcym lotnisku, gdzieś daleko stąd, gdzie nikt się go nie spodziewa…
To dopiero byłoby coś!
Ale zanim zdążył się rozmarzyć, dotarło do niego, że babcia nie byłaby zachwycona takim obrotem spraw. I znając ją, poruszyłaby niebo i ziemię, żeby odnaleźć jedynego wnuka. Lepiej nie narażać jej na taki stres.
Daniel na stałe mieszkał we Francji, ale rodzina jego taty pochodziła z Polski. Chłopak regularnie odwiedzał babcię we Wrocławiu, ale tym razem miał inne plany. Leciał do Katowic, a stamtąd musiał się dostać do Sosnowca, gdzie miał wziąć udział w obozie fotograficznym. To nie był jego pomysł i początkowo wcale nie chciał jechać, ale babcia, która to wymyśliła, nie miała zamiaru odpuścić.
– Dobrze wiesz, że każdy region ma swoje unikalne plenery – mówiła, kiedy rozmawiali przez czat wideo. – Francja jest piękna, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ale jestem przekonana, że w Sosnowcu znajdziesz mnóstwo ciekawych miejsc wartych sfotografowania.
Tak go męczyła, że obiecał, że zerknie na stronę organizatora obozu, a kiedy wszedł w galerię zdjęć z poprzednich lat, przepadł całkowicie. Jego pasją było fotografowanie terenów poprzemysłowych, co we Francji bywało niezwykle trudne. Opuszczone hale fabryczne czy warsztaty otaczał wysoki płot, za który nie dało się nawet zajrzeć. Można było wystarać się o pozwolenie, ale dopóki Daniel był niepełnoletni, nie miał szans na to, żeby je uzyskać. Tymczasem w Sosnowcu było to o wiele prostsze, tak to przynajmniej wyglądało…
Bez namysłu wypełnił wniosek i dopiero wtedy porozmawiał z rodzicami, którzy zgodzili się na jego wyprawę. Kiedy wszystko było już załatwione, ogarnęły go wątpliwości. Przede wszystkim nie był pewien, czy uda mu się dogadać, bo mówił z mocnym francuskim akcentem i czasem trudno było mu się porozumieć. Musiał się podpierać angielskim, z czego wychodziła niezła mieszanka.
Ostatecznie jednak stwierdził, że jakoś sobie z tym poradzi. Najważniejsze było to, że będzie miał szansę zrobienia niezwykłych zdjęć.
Westchnął i wrócił do rzeczywistości, bo stewardesa właśnie zaczęła zbierać zamówienia od pasażerów. A kiedy nadeszła jego kolej, wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Jak tylko kobieta na niego spojrzała, z jej twarzy zniknął wystudiowany uśmiech. Ściągnęła usta, zmarszczyła brwi, a w jej oczach pojawił się cień niechęci.
– Co ty najlepszego robisz? Po co tam jedziesz? Czego szukasz na pograniczu? – Nachyliła się nad Danielem, złowieszczo szepcząc mu do ucha. Po jego plecach przebiegł zimny dreszcz.
– Chciałem tylko napić się wody – wydukał, nie rejestrując nawet, w jakim języku mówi.
– I jeszcze po polsku gada! – Była wyraźnie oburzona. – Radziłabym bardziej uważać. W Cesarstwie Rosyjskim nie będzie to dobrze widziane.
– W Cesarstwie Rosyjskim? – Przeszedł na francuski i spojrzał na nią z niedowierzaniem. – O czym pani mówi?
Ten kraj od dawna nie istniał, a stewardesa powinna o tym wiedzieć. Ale nie miała zamiaru z nim dyskutować. Raz jeszcze obrzuciła go niechętnym spojrzeniem i zajęła się kolejnym pasażerem.
– O co tu chodzi? Czy ktoś wie, co się stało? – Daniel rozejrzał się, szukając wsparcia. Niestety, pani zajmująca miejsce obok niego akurat wyszła do toalety, a chłopak siedzący po drugiej stronie przejścia miał słuchawki na uszach. Nikt nie zarejestrował dziwacznego zachowania stewardesy.
Uniósł się lekko i przekręcił głowę, żeby podsłuchać, w jaki sposób stewardesa obsługuje innych pasażerów. Była uprzedzająco miła i grzeczna, co do reszty wytrąciło go z równowagi, bo do niego mówiła kompletnie od rzeczy. Może była niezrównoważona?
Ledwo to pomyślał, uświadomił sobie, że znajdują się dziesięć kilometrów nad ziemią i zrobiło mu się słabo. Oby to się nie powtórzyło…
Niedługo później inna stewardesa przyniosła mu wodę. Zachowywała się całkiem profesjonalnie, ale wcale go to nie uspokoiło. Wiedział, że poczuje się bezpieczny dopiero wtedy, kiedy znajdą się z powrotem na ziemi.
Sonia zerknęła na tablicę świetlną i ze zniecierpliwieniem pokręciła głową. Pociąg relacji Warszawa Wschodnia–Kraków miał opóźnienie, a im dłużej na niego czekały, tym trudniej jej było nad sobą zapanować. Dotknęła walizki nogą, sprawdzając, czy jest na swoim miejscu, i pstryknęła kilka razy palcami u dłoni, żeby pozbyć się z nich napięcia. Potem utkwiła wzrok w wylocie tunelu, licząc na to, że pojawią się w nim światła nadjeżdżającego pociągu.
Niestety, tunel wciąż był pusty. Sonia głośno westchnęła, mając nadzieję, że przyciągnie w ten sposób uwagę mamy, ale niewiele wskórała. Jej rodzicielka była całkowicie pogrążona w rozmowie ze swoją koleżanką, panią Marią, i zignorowała córkę. Jakby zapomniała, po co tu przyszły.
– Mamo! – zwróciła się do niej nieco natarczywie. – Jeśli ten pociąg zaraz nie przyjedzie, nie zdążę się przesiąść w Krakowie.
Mama zerknęła na nią nieco nieuważnie, jakby nie wiedziała, o czym mówi. Sonia przewróciła oczami, a pani Maria włączyła się do rozmowy.
– Jeśli tak się stanie, zgłosimy to konduktorowi, a on poinformuje dyżurnego ruchu. Pociąg do Sosnowca będzie musiał na ciebie poczekać. Zresztą mogę cię odwieźć na miejsce, to żaden problem.
– Aż tak? – Mama spojrzała na koleżankę z przejęciem. – Przecież to nie po drodze… Nie rób sobie kłopotu.
– Widzę, że dziewczyna jest całkiem pogubiona. – Pani Maria zachichotała. – Nie zostawię jej samej.
Sonia zmarszczyła brwi, bo wcale jej się to nie spodobało. Owszem, na moment poddała się panice, ale już odzyskała pewność siebie. Z pewnością nie potrzebowała eskorty, nie była już małym dzieckiem! Pani Maria miała jej towarzyszyć jedynie do Krakowa, w dalszej podróży miała radzić sobie sama. Tymczasem koleżanka mamy przejęła się swoją rolą i wyglądało na to, że nie będzie chciała z niej zrezygnować. Sonia zaczęła się obawiać, że będzie na nią skazana aż do samego Sosnowca, co z miejsca popsuło jej humor. Nie miała ochoty na takie towarzystwo. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby odwoziła ją mama, przynajmniej spędziłyby razem trochę czasu. Niestety, jak zwykle nie mogła wziąć wolnego dnia w pracy, więc poprosiła o pomoc koleżankę, która wybierała się do Krakowa.
Z głośnika zaczęły wydobywać się trzaski i inne niepokojące dźwięki, po czym rozległa się wyczekiwana zapowiedź, opóźniony pociąg lada chwila miał pojawić się na peronie.
– Niepotrzebnie się martwiłaś. Zdążysz na czas – powiedziała triumfalnie pani Maria, a mama nagle oprzytomniała. Przytuliła mocno córkę do siebie i ucałowała ją w oba policzki.
– Szczęśliwej podróży! Daj znać, jak dotrzesz na miejsce!
– Jasne! – bąknęła Sonia, nieco skrępowana tym nagłym wybuchem czułości, a mama znów zwróciła się do swojej koleżanki.
– Nie wiem, jak ci dziękować, Marysiu!
– Nie ma sprawy! Na mnie zawsze możesz liczyć. – Pani Maria cmoknęła ją w policzek. – O nic się nie martw, wszystko będzie w porządku.
– Dziękuję!
Chwilę później wsiadły do pociągu i odnalazły swój przedział, a potem z pomocą uczynnego współpasażera umieściły walizki na półce. Sonia zajęła miejsce pod oknem i spojrzała na mamę, która stała w tym samym miejscu i pisała SMS-a. Telefon Soni zawibrował w jej kieszeni.
Mama: Cieszę się, że jedziesz! Baw się dobrze i zrób mnóstwo zdjęć!
Sonia:Zrobię!
Mama:
Lokomotywa szarpnęła wagonami, mama uniosła dłoń na pożegnanie, a Sonia z entuzjazmem do niej pomachała. Kiedy wyjechali z tunelu, rozsiadła się wygodniej i zerknęła na chłopaka, który pomógł im z bagażami. Na kolanach trzymał otwartego laptopa i zawzięcie stukał w klawisze, ignorując wszystko, co działo się dookoła. Pani Maria wyciągnęła z torebki kolorowy magazyn i zagłębiła się w lekturze, a Sonia wyjrzała przez okno.
Ten obóz jest w sam raz dla Ciebie!
Przypomniała sobie plakat, który pewnego dnia pojawił się na tablicy informacyjnej w jej szkole. Hasło było tak pozytywne, że zachęciło ją do odszukania strony internetowej organizatora i zapoznania się z zamieszczonymi na niej informacjami. Decyzję podjęła szybko, a kiedy wszystko było już załatwione i opłacone, ogarnęły ją wątpliwości.
Nie wiedziała, czy sobie poradzi.
Nowi ludzie, nowe miejsce i mnóstwo nowych wrażeń… To ją stresowało. Nie przepadała za zmianami, a na dostosowanie się do innych okoliczności traciła mnóstwo energii. Najlepiej czuła się w znajomych miejscach, gdzie mogła podążać stałymi ścieżkami. Jednakże fotografia była dla niej najważniejsza, a obóz dawał szansę na zrobienie zdjęć w zupełnie odmiennych plenerach. Będzie mogła się ukryć za obiektywem, co zawsze było kuszące. Niezależnie od tego, co znajdzie się po drugiej stronie – ludzie czy obiekty, natura czy przedmioty nieożywione, z pewnością odkryje coś fascynującego, co warto uwiecznić. W końcu jako fotografka powinna się nieustannie rozwijać i stawiać przed sobą nowe wyzwania.
Musiała o tym pamiętać, żeby zapanować nad wątpliwościami. A teraz była już w drodze, mogła obserwować zmieniający się za oknem krajobraz i niecierpliwie wyczekiwać, kiedy dotrze na miejsce.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i rozległ się tubalny głos:
– Dzień dobry! Proszę przygotować bilety do kontroli!
Sonia wyciągnęła dokumenty z plecaka. Kontroler zerknął na bilet i przyjrzał się dokładnie legitymacji, aż poczuła się nieswojo.
– O co chodzi? – zapytała nerwowo. – Coś się nie zgadza?
– Nie, nie… Wszystko w porządku… Ale na dalszą podróż przyda się paszport – powiedział konduktor, oddając jej dokumenty.
Jak na zawołanie pani Maria i nieznajomy chłopak unieśli głowy i spojrzeli na Sonię podejrzliwie.
– Całkiem sama… w taki niespokojny czas – wyszeptała pani Maria ze współczuciem.
– To doprawdy nierozważne – dodał chłopak oskarżycielskim tonem.
Serce Soni zaczęło mocno bić, a dłonie jej się spociły. O co im właściwie chodziło?
– Nie rozumiem… – Sonia domagała się wyjaśnień, ale została zignorowana. Konduktor ze spokojem sprawdził bilety i przeszedł do kolejnego przedziału, tymczasem pani Maria i chłopak zachowywali się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Sonia zacisnęła mocno powieki i nabrała powietrza do płuc.
A może jednak coś się stało? Przez jej głowę przebiegła niepokojąca myśl. Sięgnęła po telefon, żeby zerknąć na jakiś portal informacyjny, ale nie udało jej się nawet zalogować do sieci. Nie miała zasięgu, bo jechali przez gęsty las. Musiała poczekać, aż dojadą do jakiejś stacji. Żeby zająć czymś myśli, odnalazła zdjęcie wiadomości od pani Róży, kierowniczki obozu, którą wcześniej przesłała do mamy. Przeczytała ją dwukrotnie, skupiając się na każdym zdaniu. Było tam mnóstwo informacji, ale żadna nie dotyczyła paszportu.
A może to był tylko głupi żart? Tylko dlaczego pani Maria go podchwyciła? Sonia rzuciła jej nieprzyjazne spojrzenie, od samego początku nie wzbudziła jej zaufania. Jak widać, miała rację.
Na razie nie mogła nic więcej z tym zrobić. Odłożyła telefon i przymknęła oczy. Najlepiej będzie jak najszybciej zapomnieć.
– Antoni! Jesteś gotowy? – Zniecierpliwiony tata zajrzał do pokoju syna. – Zaraz wychodzimy!
– Chwileczkę! – Antek nerwowymi ruchami przerzucał ubrania leżące w równych rządkach na półkach szafy.
– Możesz mi powiedzieć, czego szukasz? – Mama zdecydowanym krokiem przepchnęła się obok taty i stanęła obok syna. – Wszystko masz już spakowane!
– Nie mogę znaleźć jednej koszulki… mojej ulubionej! – jęknął Antek. – Nigdzie jej nie widzę, a chciałem w niej pojechać!
– Mówisz o tym? – Mama podniosła leżący pod biurkiem T-shirt. Musiał zsunąć się z krzesła, czego Antek nie zauważył.
– Dokładnie! – Ucieszył się i zamknął z impetem szafę.
– Jak zawsze nieprzytomny! – Mama pokręciła głową, a tata zapytał, czy o ładowarce do aparatu też zapomniał.
– Bardzo śmieszne! – fuknął Antek, ale na wszelki wypadek otworzył futerał aparatu i sprawdził, czy wszystko jest na miejscu.
– Zaraz wychodzimy! Nie opóźniaj już, ja cię bardzo proszę – powiedziała mama i poszła za tatą do przedpokoju.
Niedługo potem rodzina Nowakowskich zajęła miejsca w samochodzie, a tata sięgnął po telefon, żeby uruchomić nawigację.
– Na co mam nastawić?
– Na Śląsk! – Antek rzucił bez zastanowienia, co wszystkich zdenerwowało.
– Antoni! Musisz mi podać dokładny adres.
– Myślisz, że pamiętam? To było w Mysłowicach… albo w Jaworznie? – jęknął chłopak. Mama rzuciła mu groźne spojrzenie, więc posłusznie sięgnął po telefon i odszukał maila od organizatorów obozu.
Dzień dobry!
Dziękujemy za wybór naszego Letniego Obozu Kreatywnego! Zapisałeś się do grupy fotograficznej, nie zapomnij wziąć ze sobą aparatu
Informacje praktyczne dotyczące dojazdu do Pałacu Schoena:
Do Sosnowca można dojechać pociągiem, ale możemy Cię odebrać z dworca w Mysłowicach lub w Jaworznie. Prosimy o informację (najlepiej dzień przed rozpoczęciem obozu), na której stacji wysiądziesz i o której będziesz na miejscu, żebyśmy mogli po Ciebie przyjechać.
Pałac Schoena znajduje się w Sosnowcu przy ulicy Chemicznej 12.
Obóz rozpoczyna się w niedzielę wieczorem wspólną kolacją, a od poniedziałku ruszamy z warsztatami.
Do zobaczenia
Róża Ślosarczyk
– Ani nie Jaworzno, ani Mysłowice, tylko Sosnowiec – powiedział, po czym doprecyzował. – To nie Śląsk, a Zagłębie Dąbrowskie.
– Dobrze wiedzieć – mruknął tata, wpisując adres w nawigację, ale Antek już tego nie słyszał. Założył słuchawki na uszy, włączył odtwarzacz muzyki i zamknął oczy. Nawet się nie zorientował, kiedy zapadł w dziwny, nieco przerażający sen.
Znajdował się w tłumie nieznanych sobie ludzi. Wszyscy byli ubrani w staroświeckie ubrania. Mężczyźni mieli na sobie koszule, na które nałożyli kamizelki albo wełniane kaftany. Głowy mieli nakryte kapeluszami albo kaszkietami. Kobiety ubrane były w koszule i długie spódnice sięgające do ziemi. Na głowach miały chustki zawiązane pod brodą. Pomiędzy dorosłymi stały dzieci, było ich całe mnóstwo. Dziewczynki w szarych sukienkach, z włosami zaplecionymi w warkocze. Chłopcy w koszulach i krótkich spodenkach na szelkach. Cały ten tłum patrzył na Antka poważnym, wręcz wrogim spojrzeniem, jakby nie byli pewni, czego od nich chce i czemu tam się znalazł.
Między ludźmi, na gołej ziemi, leżało mnóstwo bagaży. Toboły i walizki, kufry i zawiniątka… Jakby na coś czekali. Ale na co?
Antek śnił, a jego podświadomość próbowała dopasować senną wizję do obrazów, jakie znał z mediów czy produkcji filmowych. Długo nie potrafił znaleźć właściwego określenia, wreszcie jego mózg wygrzebał odpowiednie słowo. Ci ludzie byli uchodźcami, przerażonymi i zmęczonymi tułaczką. Widywał podobne ujęcia w migawkach telewizyjnych czy na zdjęciach w internecie. Ale ta wizja dotyczyła przeszłości, nie teraźniejszości, bo ludzie wyglądali tak, jakby przybyli z innego, dawno zapomnianego już świata…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 Guten Tag (niem.) – dzień dobry (wszystkie przypisy pochodzą od autora).
2 Auf Wiedersehen (niem.) – do widzenia.
3 herr Doktor (niem.) – panie doktorze.
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Wstęp. Przyjazd
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki