Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Debiutancka książka Michała Janika jest jak paczkomat, który wzywa cię nocną porą, choć przecież niczego nie zamawiałeś, nie znasz kodu, nie masz nawet apki otwierającej skrytkę. Ale idziesz w ciemno w literaturę, która bawi się brakiem ustalonego kodu, przygodnością fraz, tym, że przesyłka mogła dojść uszkodzona, a mimo to ją odbierasz – pełnią siebie. Wiersze Janika, zawieszone w klimacie hopperowskiej szarówki, a zarazem językowo przewrotne, mają dużo czułości dla introwertycznych nocnych wędrowców, nostalgików odpalających w lipcowym upale kolędę na balkonie, a także tych, których siły życiowe synkopują w rytmie pór roku i ratowniczych wersów. Daj sobie dostarczyć tę przesyłkę poleconą!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 22
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Patrz na mnie jak na mapę, tylko tak
możesz pojąć – rozciągam się,
jakbym miał gdzieś pobiec
Pokaż mi religię bez odłamów, a będę
wyznawcą, ochrzczę się jej potem
Podam ci legendę o Hannibalu, w której
pada Hannibal, ale nie padają słonie
Las zszywa horyzont, tę drobną ranę,
przez którą skaczemy w przeszłość.
Noworoczny spacer. Żadnych oczekiwań.
Żadnych postanowień. Śniegu, ile wysokości,
opadów, ile śniegu. Topniejące kry na trawniku,
czujące, że na nie już czas. Psy znaczące kry.
Fajerwerki w dali odpalają spóźnieni,
machają nam na niebie: „u nas też happy new year,
u nas też przekręciła się cyferka”. Jeszcze przez parę dni
mylimy się w dacie, by nie było im smutno;
skaczemy w przeszłość, dłużej
są jak ręce pełne popiołu, co rozsypały kawę.
Po omacku uderzenie w regał krwiobiegu,
dwójka osób:
cała noc w samolocie,
cała noc na balkonie.
Oboje obserwują zakolanówki śniegu w kolorze księżyca;
przykryci kocem: mierzysz wysokość traw,
dzień źdźbłem za dniem.
Pokłady złości by złocić pasieki pszczół
Pasieki miłości by posiać uliczny miód
Wzniesienie które wygląda jak wonny jest trup
Nim zawinięty w siebie potoczy się w dół
Agresja która sprawdza jak szczelny mam mózg
Aż wreszcie na gwałt podchodzi do ust
O nieznanym szerzej imieniu,
ale jest i być będzie jeszcze.
Może całą wiedzę ma nie w jednym palcu,
ale w jednej ręce i coś ode mnie.
W second handzie bluzę z miejscem na nadruk
i kaptur: z tyłu na głowę kopany dół.
A zbiera się na deszcz, przy furtce pies
zgrzeblnie kopie kość, merdamy tu do siebie
on ogonem, ja pytaniem: czy wiesz
jakie minusy niesie posiadanie patentu?
Zimą dzisiaj trwa dłużej, bo do wschodu.
Dlatego tak wyrobiony masz hełm.
Dopijasz szklankę po koledze, który musiał wyjść,
do spodu.
Innymi słowy piszesz łatwy, zimowy hit.
Chciałbyś wejść do kuchni,
chwycić język jak nowojorski sernik.
Na prośbę o pobór talerzyka rzucić:
„Nie bój się, tym ciastem nakruszę tylko w ustach”.
To tak nie działa.
Nie martw się, w czasie wojny łatwiej
awansujesz z kolegi na przyjaciela i dalej,
jeżeli w czasie pokoju ci się to nie udaje.
Chciałem, by imię było burtą,
żaglem odmienianą przez wiatry.
Kiedy nią smyra jak suknią lub chustą
głoska odgięta ustom u najemcy.
Kiedy niebo nie było nazwane, ziemia
nie miała imienia. Od brzegu do brzegu bajany jacht.
W twojej głowie wakacje to epos objaśniający świat.
Chciałem jak kurtką dla latarni,
którą zapalniczka w dłoni zna.
Cóż wiedzieć, zmylona, że kamień w wodę
tonącemu podrywa ziemię morza?
To trochę niepokojące, gdy własne życie nas
wyjaśnia. Wolelibyśmy inaczej,
przyzwyczailiśmy się, siła wyższa.
Własne życie nas zostawia.
Koledzy, koleżanki, argonauci:
wyprawa niech będzie anegdotyczna i kojąca
