TOPR. O psie, który został ratownikiem - Beata Sabała-Zielińska - ebook + audiobook

TOPR. O psie, który został ratownikiem ebook i audiobook

Beata Sabała-Zielińska

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

„Był sobie pies”. Albo… „Dawno, dawno temu był sobie pies”. Tak można by zacząć opowieść o bohaterze tej książki, gdyby była bajką. Bajką jednak nie jest.

To prawdziwa historia o psach, które ratują ludzi w górach. A zatem ani „dawno temu”, ani tym bardziej „był sobie”, bo wciąż jest. On i jego koledzy. Są na każde wezwanie.

Vero nie wiedział, że zostanie ratownikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ba, nawet nie chciał nim zostać. Zamierzał być po prostu szczęśliwym, beztroskim psem. Stanął tymczasem przed wyzwaniami, które go przerażały, i oczekiwaniami, które go przerastały. Tak przynajmniej mu się wydawało, zwłaszcza gdy przyszło mu się zmierzyć z żelaznym smokiem! Gdy musiał nauczyć się wskakiwać do helikoptera, a potem z niego wyskakiwać! A wiecie, jak trudno znaleźć człowieka pod śniegiem? Vero uczył się tego długo i o mało nie zwątpił w siebie. Na szczęście miał Dolinę, mądrą i życzliwą przyjaciółkę. I miał swojego Pana, któremu ufał.

Chcecie poznać losy czworonożnych ratowników górskich? Chcecie dowiedzieć się, jak zostają jednymi z najlepszych psów lawinowych na świecie? Chcecie poczuć, jak to jest założyć na grzbiet czerwone szelki z błękitnym krzyżem? Posłuchajcie opowieści Vera, owczarka niemieckiego, który przez dekadę służył w elitarnej grupie TOPR-u.

Wszyscy bohaterowie tej książki istnieją lub istnieli naprawdę. Nawet ich imiona są prawdziwe. Sekcja psów lawinowych, w której jest obecnie siedem psów, działa w TOPR-ze od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku – i ma się doskonale.

Beata Sabała-Zielińska – rodowita góralka, publicystka i dziennikarka radiowa, przez lata związana z Radiem ZET. Autorka i współautorka książek o Zakopanem. Zajmuje się głównie tematyką górską. Jej publikacje: TOPR. Żeby inni mogli przeżyć, Pięć Stawów. Dom bez adresu, TOPR 2. Nie każdy wróci oraz książka dla młodzieży TOPR. Tatrzańska przygoda Zosi i Franka przez wiele tygodni nie schodziły z list bestsellerów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 83

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 13 min

Lektor: Andrzej Hausner

Oceny
4,8 (104 oceny)
92
9
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agulas1234

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniale napisana.
50
AgnieszkaWozniak78

Nie oderwiesz się od lektury

👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍😚😚🥰🤭😁💋👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍
51
Chilim26

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia z "tatrzańskiej" serii ksiazek Beaty Sabały-Zielińskiej tym razem dla młodych czytelników. W prosty i przystępny sposób przedstawiona została droga psa ratownika od szczeniaka do zawodowca. Bardzo doceniam fakt, że ani autorka, ani lektor nie zinfantylizowali tej historii. Doskonała pozycja do czytania lub słuchania razem z dziećmi. Spodoba się też dorosłym. Gorąco polecam!
51
multiwita

Nie oderwiesz się od lektury

super pozycja dla dzieci i dorosłych 😊
20
Arbutus

Nie oderwiesz się od lektury

cudna opowieść dla małych i dużych bluzach
10

Popularność




Copyright © Beata Sabała-Zielińska, 2024

Projekt okładki

Ewa Wójcik

Ilustracje

Katarzyna Krasowska

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Redakcja i koordynacja projektu

Dorota Koman

Zdjęcia psów

Bartłomiej Jurecki

Korekta

Katarzyna Kusojć

ISBN 978-83-8352-691-1

Warszawa 2024

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Rozdział 1

Oto ja, Zuch

„Uuuuu, nie! Tylko nie to! Maluchy znowu szaleją. A tak dobrze mi się śpi. Co to za zamieszanie? Dlaczego jest tak głośno?”

Obróciłem się na bok, niechętnie otworzyłem oczy i co zobaczyłem? Dwóch człowieków! Bacznie nam się przyglądali. Przyszli z naszą panią człowiek. Mama śmieje się, kiedy tak o niej mówimy.

– To pani Ania – przypomina nam za każdym razem. – I nie mówi się człowieki, tylko ludzie. A jak jeden, to człowiek.

Tak czy siak, to dziwne stworzenie. Chodzi na dwóch łapach, a dwoma wymachuje. I cały czas wydaje z siebie głos. Ja i moje rodzeństwo nie mamy pojęcia, o co naszej pani człowiek chodzi, ale chętnie jej słuchamy. Przekrzywiamy łebki to w jedną, to w drugą stronę, próbując zrozumieć sens tej dziwnej mowy. Mama nam ją tłumaczy, dzięki czemu szybko się jej uczymy.

Nasza pani człowiek – no dobrze, niech będzie pani Ania – jest nami zachwycona. Kiedy uszy opadają nam raz na prawo, raz na lewo, gdy kręcimy głowami, wzdycha głośno: „Moje słodziaki. Moje piękności”.

Mama też tak o nas mówi i dodaje, że będą z nas wspaniałe psy.

No tak, zapomniałem się przedstawić. Dzień dobry. Cześć. Jestem psem. A właściwie szczeniakiem. Owczarkiem niemieckim. Mam czarną sierść, brązowy brzuch i łapy i podobno najpiękniejszy pyszczek na świecie. Moje rodzeństwo skomle, że oni urodą też ode mnie nie odstają, ale mówiąc między nami, co oni tam wiedzą!

Urodziłem się w lutym. Jestem już duży. Mam dokładnie dwanaście tygodni, czyli trzy miesiące. Tak powiedziała mi mama, bo ja nie umiem jeszcze liczyć. Umiem za to wskoczyć na kanapę, pogonić mieszkającego z nami kota i odgryźć się rodzeństwu. Lubię się z nimi bawić i siłować, chociaż czasami, a nawet często, bardzo mnie denerwują. Mam dwie siostry i trzech braci. Tego też dowiedziałem się od mamy.

Pirat to brat z czarną łatą na oku. Jest nieznośnie przemądrzały. Udaje, że wszystko wie, choć ja wiem, że nic nie wie. Zawsze pierwszy zaczyna szczekać, ale i pierwszy się wycofuje, gdy tylko ktoś szczeknie głośniej. Ucieka wtedy pod ulubiony fotel naszej pani człowiek, udając, że niby czegoś szuka.

Wyjec Pospolity, tak nazwałem drugiego brata. Nie za elegancko, ale wierzcie, miałem ku temu powody. To artysta. Śpiewak od siedmiu boleści. „Auu, auuu, auuuuuuu” – wyje od rana do nocy, raz głośniej, raz ciszej i w różnych odstępach. Myśli, że trzyma rytm. Nie macie pojęcia, jak to boli. Aż uszy więdną. Wszyscy mamy go serdecznie dość. Nawet mama czasami na niego warknie.

Niespokojny Duch to brat numer trzy. Cały czas kręci się w kółko, goniąc własny ogon. Albo wskakuje i zeskakuje z fotela, tego, pod którym najczęściej siedzi Pirat. Twierdzi, że nie robi tego złośliwie, tylko trenuje. Jednym słowem, sportowiec.

Moje siostry to prawdziwe piękności. Smukłe i delikatne. Ich czarne oczy są tak czarne, że wyglądają, jakby ktoś namalował je węglem. Trzymają się prosto, z gracją.

Kicia to ta, która broni kota. Kiedy rzucam się na niego, ona rzuca się na mnie. Nazywa mnie nieczułym prostakiem. Że niby nie mam uczuć. I nie umiem współczuć. W przeciwieństwie do niej. Ją wzruszają wszystkie zwierzęta. Nawet koty! Dacie wiarę?

No i w końcu Kleo, a właściwie Kleocośtam. Chyba Patra. Tak, Kleopatra. Dla mnie wystarczyłoby samo Kleo. Albo Patra. Po co komu imię, które tak trudno zapamiętać? To wymysł naszej pani człowiek, bo podobno Kleo i Patra razem, znaczy w jednym słowie, świadczy o tym, że nasza siostra jest i śliczna, i mądra. I to naprawdę mądra, a nie tak jak Pirat. Wszyscy jej słuchamy, choć mówiąc szczerze, ja najmniej chętnie. Ja nikogo nie muszę się słuchać.

Ja jestem Zuch. Po prostu Zuch. Krótko i na temat. Tak mówi o mnie mama. Nie boję się niczego. Ani burzy, ani wiatru, ani małych człowieków, które gdy nas zobaczą, od razu piszczą i ciągną nas za uszy. Nie mam pojęcia, dlaczego im na to pozwalamy. Chyba dlatego, że w sumie to miłe i łagodne z nas psy.

Mama jest z nas bardzo dumna. Pani człowiek też. „Łobuziaki” – to najczęstsze słowo, jakim nas określa.

Rozdział 2

Dziwni ludzie

No tak, pani człowiek, czyli Ania, obudziła mnie, wprowadzając do pokoju innych jej podobnych. Robili strasznie dużo hałasu. Tak dużo, że moje rodzeństwo wydawało się trochę przestraszone. Bracia schowali się pod kanapę, by z bezpiecznego miejsca obserwować ludzi. Siostry, zdecydowanie bardziej ciekawskie, przysiadły nieopodal, również czekając na rozwój wypadków. Ja zaś, jak to ja, zdenerwowałem się. Bardzo. Bo co to ma być?! Co to za zamieszanie?! Dlatego jak nie doskoczyłem do jednego z ludzi, jak nie szczeknąłem!

Wprawdzie głosik miałem jeszcze cieniutki i piskliwy, bardziej śmieszny niż groźny (niestety, nie szczekam jeszcze tak jak moja mama, donośnie i zatrważająco), ale nie bardzo się tym przejmowałem. Zamierzałem bronić stada i już! Żeby sobie człowieki nie myślały, że mogą nas straszyć.

Ujadałem więc falsetem, a gdy dostrzegłem, że jednego z nich wyraźnie to bawi, złapałem go zębami za nogawkę. Szarpałem ile sił w szczękach, ale skutek był inny, niż oczekiwałem. Ludzie nie tylko śmiali się, ale też… zaczęli klaskać, krzyczeć i uderzać czymś o podłogę.

Po chwili zrobiło się ciemno.

Ciemno i głośno.

I znowu te stuki.

Teraz nawet moje siostry umknęły pod kanapę.

Tego już było za wiele! Musiałem sprawdzić, o co chodzi. Tyle że nic nie widziałem. Ciemno było w całym pokoju. I trochę strasznie. Nawet bardziej niż trochę, ale czułem, że sobie poradzę. Przecież mam dobry węch. Raz i drugi pociągnąłem nosem i od razu wiedziałem, gdzie schowali się ludzie. Czuć ich było na kilometr. Niewiele myśląc, pobiegłem więc w ich kierunku, ale o dziwo, nikogo nie znalazłem. A to spryciarze. Byli za tym czymś, co się zamyka. Drzwi? Dobrze mówię? Drapałem w nie pazurami, aż w końcu się uchyliły. I proszę, znalazłem ich! Szczekałem ile sił w płucach.

– Mam was, człowieki. Też mi kryjówka – jazgotałem.

– Ten jest wspaniały – usłyszałem na to w odpowiedzi. – Nie boi się ani ciemności, ani hałasu. Jest ciekawski i odważny. Tak, ten jest wspaniały!

Jaki ten? Ten to niby ja? Powinienem rozejrzeć się wokół, żeby się upewnić, nie chciałem jednak stracić ludzi z oczu.

– Ja to ja, a nie ten! Rozumiecie? – szczekałem, nie spuszczając z tonu. – Wprawdzie nie mam jeszcze imienia, ale żeby tak od razu przez TEN?! Halo, halo! Trochę kultury!

Ludzie wydawali się tym zachwyceni. Głaskali mnie i chwalili, że jestem zuch, zdolniacha i coś tam jeszcze. Nie wszystko zrozumiałem. I bawili się ze mną, a mnie się zaczęło to bardzo podobać. Błyskawicznie więc zapomniałem o złości. „Może oni nie są tacy źli?” – pomyślałem, rozglądając się za mamą.

– Mamo, mamo, widziałaś? Przyszły człowieki!!! – wołałem do niej podekscytowany.

– Ludzie, synku, ludzie – uśmiechnęła się. – Pewnie przyszli wybrać któregoś z was.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI