Terapia oparta na procesach w praktyce. Rozwijanie umiejętności identyfikacji i kształtowania kluczowych procesów zmiany psychologicznej - David N. Lorscheid, Stefan G. Hofmann, Steven C. Hayes - ebook

Terapia oparta na procesach w praktyce. Rozwijanie umiejętności identyfikacji i kształtowania kluczowych procesów zmiany psychologicznej ebook

David N. Lorscheid, Stefan G. Hofmann, Steven C. Hayes

0,0
89,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Terapie zdrowia psychicznego oparte na dowodach naukowych były przez długi czas definiowane w kategoriach naukowo potwierdzonych protokołów skoncentrowanych na zespołach objawów. Takie podejście pomija jednak procesy indywidualne, które są ważne z punktu widzenia skuteczności i wydajności terapii. Dlatego też uznani klinicyści i badacze proponują obecnie rozwiązanie alternatywne, kładącenacisk na podstawowe procesy psychologiczne, które odpowiadają za powstanie i podtrzymywanie problemu klienta w określonym kontekście jego życia.

W książce przedstawiono strategie wdrażania podejścia opartego na procesach w praktyce klinicznej, a także szczegółowe wskazówki co do opracowania skutecznego planu terapii. Specjaliści w zakresie zdrowia psychicznego dowiedzą się z niej, jak wykorzystywać podstawowe kompetencje terapii opartej na procesach w sposób, który uwzględnia poszczególne nurty podejścia poznawczo-behawioralnego (tj. behawioralny, poznawczy, związany z akceptacją i uważnością) oraz buduje mosty łączące je z innymi modelami. Nauczą się identyfikować podstawowe procesy biopsychospołeczne, na które powinna być nakierowana praca z klientem, biorąc pod uwagę jego historię osobistą, doświadczenia z przeszłości oraz nieadaptacyjne sposoby radzenia sobie z przeciwnościami. Poznają techniki opracowywania zindywidualizowanej terapii, która uwzględnia potrzeby danej osoby, co nie tylko przyczynia się do zmniejszenia jej cierpienia, ale także pomaga wprowadzać trwałe zmiany i osiągać ważne cele życiowe. Książka stanowi źródło cennych strategii i narzędzi niezbędnych każdemu skutecznemu psychoterapeucie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 333

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł ory­gi­nału: Lear­ning­pro­cess-based the­rapy: A skills tra­ining manu­ał­for tar­ge­ting the core pro­ces­ses ofp­sy­cho­lo­gi­cal change in cli­ni­cal prac­tice

Copy­ri­ght © 2021 by Ste­fan G. Hof­mann, Ste­ven C. Hayes, David N. Lor­scheid and New Har­bin­ger Publi­ca­tions, 5674 Shat­tuck Ave­nue, Oakland, CA 94609 Copy­ri­ght © for the Polish edi­tion by Gdań­skie Wydaw­nic­two Psy­cho­lo­giczne sp. z o.o., Sopot 2021

Wszyst­kie prawa zastrze­żone. Książka ani jej część nie może być prze­dru­ko­wy­wana ani w żaden spo­sób repro­du­ko­wana lub odczy­ty­wana w środ­kach maso­wego prze­kazu bez pisem­nej zgody Gdań­skiego Wydaw­nic­twa Psy­cho­lo­gicz­nego.

Wyda­nie pierw­sze w języku pol­skim 2023 rok

Prze­kład: Anna Sawicka-Chrap­ko­wicz Redak­torka pro­wa­dząca: Patry­cja Pacy­niak Redak­cja mery­to­ryczna: dr Kon­rad Ambro­ziak Redak­cja: Kata­rzyna Rojek, Patry­cja Pacy­niak Korekta: zespół

Pro­jekt okładki: Monika Pol­lak Zdję­cie na okładce: © Getty Ima­ges

ISBN 978-83-8258-009-9

Gdań­skie Wydaw­nic­two Psy­cho­lo­giczne sp. z o.o. ul. J. Bema 4/1a 81-753 Sopot e-mail: [email protected]

Wer­sję elek­tro­niczną przy­go­to­wano w sys­te­mie Zecer

Wstęp do wydania polskiego

Wstęp do wyda­nia pol­skiego

Z pew­no­ścią warto, żeby każdy tera­peuta i każda tera­peutka z nurtu tera­pii poznaw­czo-beha­wio­ral­nej i beha­wio­ral­nej mieli w swo­jej biblio­teczce nastę­pu­jące trzy książki Ste­vena C. Hay­esa i Ste­fana G. Hof­manna: Tera­pia­po­znaw­czo-beha­wio­ralna oparta na pro­ce­sach, Ponad DSM i Tera­pia oparta na pro­ce­sach w prak­tyce; ostat­nią z wymie­nio­nych trzy­masz wła­śnie w ręku. Dla tera­peu­tów i tera­peu­tek zwią­za­nych z innymi szko­łami tera­pii rów­nież są to bar­dzo inte­re­su­jące publi­ka­cje. Osoby prak­ty­ku­jące tera­pię huma­ni­styczną czy inte­gra­tywną, jeśli tylko zaci­sną zęby i zaak­cep­tują język tych tek­stów, będą miały przy­jem­ność odkry­cia podo­bieństw w myśle­niu o psychotera­pii z innym nur­tem oraz zyskają źró­dło inspi­ra­cji. Do osób zwią­za­nych z psy­cho­ana­li­tycz­nymi nur­tami tera­pii zwrócę się pod koniec tego wstępu, ale je rów­nież gorąco zachę­cam do lek­tury trzech ksią­żek wska­za­nych wyżej.

Z pew­no­ścią współ­praca Hay­esa i Hof­manna owo­cuje obec­nie jed­nymi z naj­bar­dziej soczy­stych wnio­sków teo­re­tycz­nych i prak­tycz­nych doty­czą­cych pracy psy­cho­te­ra­peu­tycz­nej i metod jej nauko­wej ana­lizy. Auto­rzy przed­sta­wiają nowe tematy do dys­ku­sji oraz wytrwale budują nowy język (para­dyg­mat), za pomocą któ­rego można opi­sy­wać prak­tykę tera­peu­tyczną. Są mocno zaan­ga­żo­wani w bada­nia naukowe, przez co ich pro­po­zy­cje pozo­stają osa­dzone w sze­roko rozu­mia­nym nur­cie prak­tyk opar­tych na dowo­dach nauko­wych. Ponadto stale prze­kra­czają gra­nice kon­ser­wa­tyw­nie rozu­mia­nych szkół tera­peu­tycz­nych, wyka­zu­jąc się odwagą zada­wa­nia pytań pod­sta­wo­wych i kwe­stio­no­wa­nia odpo­wie­dzi, któ­rych sami wcze­śniej udzie­lili. Kry­tyczna lek­tura trzech wspo­mnia­nych ksią­żek, z któ­rych możemy cie­szyć się w pol­skim prze­kła­dzie dzięki Gdań­skiemu Wydaw­nic­twu Psy­cho­lo­gicz­nemu, poka­zuje fascy­nu­jącą drogę roz­woju ich roz­wa­żań oraz wykre­śla moż­liwy hory­zont myśle­nia o psy­cho­te­ra­pii w dzi­siej­szym świe­cie. Jest to szcze­gól­nie ważne, bio­rąc pod uwagę, jak bar­dzo ludzie potrze­bują obec­nie wspar­cia. Nie cho­dzi mi tu jedy­nie o alar­mu­jący wzrost roz­po­znań cho­rób psy­chicz­nych we współ­cze­snych spo­łe­czeń­stwach, ale także o bar­dziej powszechne poczu­cie braku sensu, zmę­cze­nia, nie­po­koju czy bez­sil­no­ści, z któ­rym spo­ty­kamy się wśród bli­skich nam osób i któ­rego sami czę­sto doświad­czamy. W obli­czu obser­wo­wal­nych kry­zy­sów takich jak pan­de­miczne ataki nowych cho­rób, wojna, kry­zys kli­ma­tyczny czy rosnące podziały spo­łeczne i nie­uf­ność potrze­bu­jemy mądrego wspar­cia psy­cho­lo­gicz­nego (ryzy­ku­jąc, napi­szę, że może ducho­wego), które jest poparte bada­niami nauko­wymi i dosto­so­wane do obec­nych pro­ble­mów.

Od pierw­szej książki Hayes i Hof­mann zale­cają psy­cho­te­ra­peu­tom i psy­cho­te­ra­peut­kom odej­ście od sta­wia­nia dia­gnoz psy­chia­trycz­nych (nozo­lo­gicz­nych). Nie będę przed­sta­wiał ich rze­czo­wej i pre­zen­to­wa­nej tak w Ponad DSM, jak w niniej­szej książce argu­men­ta­cji. Ogólną inten­cję sto­jącą za tym zale­ce­niem można stre­ścić nastę­pu­jąco. Współ­cze­sny świat sta­wia przed nami wiele wyzwań, które są przy­czyną cier­pie­nia psy­chicz­nego. Cier­pie­nie to jest realną odpo­wie­dzią na pro­blemy, z któ­rymi się zma­gamy, i nie można go zre­du­ko­wać do okre­ślo­nej cho­roby psy­chicz­nej. Reduk­cja taka byłaby nie­od­po­wie­dzialna, gdyż zaciem­ni­łaby praw­dziwy pro­blem. Twier­dze­nie, że osoba zmaga się z cier­pie­niem psy­chicz­nym, któ­rego źró­dła tkwią w zabu­rze­niu funk­cjo­no­wa­nia jej mózgu (czy umy­słu) i które usta­nie, gdy tylko owo zabu­rze­nie zosta­nie wyle­czone, oddala nas od ana­lizy naj­waż­niej­szych aspek­tów tegoż cier­pie­nia: (1) sytu­acji, która do niego obiek­tyw­nie pro­wa­dzi, i (2) braku kon­kret­nych umie­jęt­no­ści psy­cho­lo­gicz­nych, które pozwa­lają sta­wić czoła trud­nym oko­licz­no­ściom, zaak­cep­to­wać ból zwią­zany z sytu­acją życiową i mimo tego bólu dzia­łać w oso­bi­ście waż­nych spra­wach. Hayes i Hof­mann są zde­cy­do­wa­nymi rzecz­ni­kami poglądu gło­szą­cego, że szczę­ście w życiu zwią­zane jest z war­to­ścio­wym i dobrym dzia­ła­niem, a nie­ko­niecz­nie z odczu­wa­niem zwy­kłej przy­jem­no­ści. Pro­po­nują oni odważną zmianę para­dyg­matu myśle­nia, to jest przej­ście od:

Jest to pro­po­zy­cja zarówno rewo­lu­cyjna, jak i kon­ser­wa­tywna. Oka­zuje się rewo­lu­cyjna, ponie­waż odcho­dzi od postrze­ga­nia cier­pie­nia psy­chicz­nego w kate­go­riach meta­fory cho­roby fizycz­nej, którą trzeba leczyć. Naka­zuje nam wyjść poza ramy myśle­nia negu­ją­cego nega­tyw­ność świata i naszego życia, ich nie­prze­wi­dy­wal­ność i zmien­ność. Zrywa z zespo­łem pojęć i meta­for cha­rak­te­ry­stycz­nych dla epoki póź­nego kapi­ta­li­zmu, zgod­nie z któ­rymi każdy może wszystko (jeśli tylko bar­dzo chce), jedy­nie ciężka praca (tak wyko­ny­wana w celach zarob­ko­wych, jak praca nad sobą) jest gwa­ran­tem suk­cesu, a odczu­wa­nie cier­pie­nia jest wyłącz­nie kwe­stią naszego nasta­wie­nia i patrze­nia na rze­czy­wi­stość, które można zmie­nić (po co spo­glą­dać na świat przez czarne oku­lary, skoro można zało­żyć na nos oku­lary różowe). Wspo­mniana pro­po­zy­cja jest zaś ruchem kon­ser­wa­tyw­nym, ponie­waż wprost odwo­łuje się do tra­dy­cji ducho­wych zna­nych ludz­ko­ści od dawna. Wysiłki Buddy, sta­ro­żyt­nych filo­zo­fów grec­kich i rzym­skich czy Jezusa Chry­stusa były sku­pione wokół podob­nego celu, to jest wokół wyzwo­le­nia ludzi od cier­pie­nia, które jest w natu­ralny spo­sób spo­wo­do­wane wrzu­ce­niem nas w świat. Świat zaś ze swo­jej istoty nas prze­kra­cza, nie daje się opa­no­wać, sta­wia przed nami realne wyma­ga­nia.

Sto­sunki mię­dzy­ludz­kie nie zawsze są spra­wie­dliwe, a spro­wa­dze­nie ich jedy­nie do wymiany eko­no­micz­nej zabu­rza je jesz­cze bar­dziej.

Inte­re­su­jąca jest droga, jaką auto­rzy prze­szli od pierw­szej do ostat­niej ze wspo­mnia­nych ksią­żek i któ­rej istot­nym prze­ja­wem jest rezy­gna­cja w tytule niniej­szej książki z okre­śle­nia „poznaw­czo-beha­wio­ralna”. Tera­pia poznaw­czo-beha­wio­ralna oparta na pro­ce­sach zachę­cała do roz­mowy. Hayes i Hof­mann z jed­nej strony pod­kre­ślali w niej koniecz­ność odej­ścia od pro­to­ko­łów tera­peu­tycz­nych opra­co­wy­wa­nych w celu lecze­nia „zabu­rzeń” psy­chicz­nych, z dru­giej strony zaś zapra­szali spe­cja­listki i spe­cja­li­stów repre­zen­tu­ją­cych różne dzie­dziny inter­wen­cji psy­cho­lo­gicz­nej w ramach sze­roko poję­tego beha­wio­ry­zmu (pierw­sza fala: tera­pie beha­wio­ralne; druga fala: tera­pia poznaw­czo-beha­wio­ralna; trze­cia fala: tera­pie wra­ca­jące do pod­staw beha­wio­ry­zmu i mody­fi­ku­jące go, tj. tera­pia akcep­ta­cji i zaan­ga­żo­wa­nia, tera­pia dia­lek­tyczno-beha­wio­ralna i tera­pia poznaw­cza oparta na uważ­no­ści) do pre­zen­ta­cji wyni­ków ich pracy oraz do prze­nie­sie­nia uwagi z wyko­rzy­sta­nia tychże wyni­ków w kon­kret­nym pro­to­kole na wyko­rzy­sta­nie ich do dia­gnozy kon­kret­nych trud­no­ści klien­tów i klien­tek oraz do wdro­że­nia inter­wen­cji. Inten­cją było poka­za­nie, że u źró­deł naj­roz­ma­it­szych „cho­rób” psy­chicz­nych leżą podobne pro­cesy psy­cho­lo­giczne, więc inter­wen­cje nakie­ro­wane na kon­ste­la­cje tych pro­ce­sów (a nie na „cho­robę”) będą sku­tecz­niej­sze. Na przy­kład roz­róż­nia­nie mię­dzy rodza­jami zabu­rzeń emo­cjo­nal­nych wydaje się nie­efek­tywne, skoro u pod­staw tychże zabu­rzeń leżą podobne pro­cesy: brak akcep­ta­cji emo­cji, brak okre­śle­nia war­to­ści i zaan­ga­żo­wa­nego dzia­ła­nia oraz prze­sza­co­wa­nie wagi myśle­nia o sobie, świe­cie, innych i przy­szło­ści. Podej­ście pre­zen­to­wane we wspo­mnia­nej książce już było rewo­lu­cyjne, a jed­no­cze­śnie współ­grało z ideą tera­pii trans­dia­gno­stycz­nej, zapro­po­no­wa­nej mię­dzy innymi przez Davida H. Bar­lowa, która sta­rała się wyzwo­lić spod domi­na­cji dia­gnozy nozo­lo­gicz­nej pro­blemu, zacho­wu­jąc jed­no­cze­śnie sztyw­ność podą­ża­nia za pro­to­ko­łem tera­peu­tycz­nym.

Pra­cu­jąc nad książką Ponad DSM, Hayes i Hof­mann zwró­cili się w stronę pro­gramu badaw­czego ame­ry­kań­skiego Natio­nal Insti­tute of Men­tal Health. W ramach pro­ce­dury opra­co­wy­wa­nej przez ów insty­tut miano nie tylko odejść od dia­gnoz nozo­lo­gicz­nych, ale także przejść do sze­ro­kiego uję­cia cier­pie­nia psy­chicz­nego, inte­gru­ją­cego podej­ście bio­lo­giczne (od poziomu poje­dyn­czych komó­rek przez ich zespoły po funk­cjo­no­wa­nie orga­nów i całego orga­ni­zmu), psy­cho­lo­giczne (zacho­wa­nia i pro­cesy psy­chiczne) oraz spo­łeczno-kul­tu­rowe. Ini­cja­tywa ta została okre­ślona jako „podej­ście kry­te­riów domen badaw­czych”, czyli Rese­arch Domain Cri­te­ria (RDoC), i sta­no­wiła istotny punkt teo­re­tycz­nego i prak­tycz­nego odnie­sie­nia wspo­mnia­nej książki. Co warto pod­kre­ślić, w Ponad DSM redak­to­rzy wyraź­nie zwra­cają się rów­nież w stronę teo­rii ewo­lu­cji, która wydaje się teo­rią pod­sta­wową dla wszyst­kich badań zwią­za­nych z ukła­dami bio­lo­gicz­nymi, i sta­rają się obja­śnić swój model za pomocą jej pojęć. Wybór takiego roz­wią­za­nia w przy­padku pro­ble­ma­tyki zwią­za­nej ze zdro­wiem psy­chicz­nym może prak­ty­kom i prak­tycz­kom wyda­wać się mało istotny. Warto jed­nak pod­kre­ślić teo­re­tyczną wagę tego kroku. Jak wiemy, wysiłki zmie­rza­jące do uprosz­cze­nia teo­rii nauko­wej i wyja­śnie­nia pojęć danej dzie­dziny za pomocą pojęć dzie­dziny bar­dziej pod­sta­wo­wej sta­no­wią ważny wskaź­nik roz­woju teo­rii. Książka Ponad DSM zawiera prze­gląd teo­re­tycz­nych pro­po­zy­cji dostar­cza­ją­cych narzę­dzi do prze­kro­cze­nia dia­gnoz nozo­lo­gicz­nych – sta­nowi zapis gorącz­ko­wych poszu­ki­wań nowych roz­wią­zań i prób stwo­rze­nia nowego para­dyg­matu myśle­nia o psy­cho­te­ra­pii. Jej waga teo­re­tyczna i inspi­ra­cyjna jest ogromna, ale prak­ty­kom i prak­tycz­kom publi­ka­cja ta może wyda­wać się zbyt ogólna i nie­da­jąca kon­kret­nych wytycz­nych do pracy.

W niniej­szej książce Hayes i Hof­mann doko­nują kolej­nego zwrotu w swoim myśle­niu. Porzu­cają nadzieje zwią­zane z podej­ściem kry­te­riów domen badaw­czych. Poza wzmianką, że zamie­niło się ono w kolejny reduk­cjo­ni­styczny pro­gram upa­tru­jący źró­deł cier­pie­nia jedy­nie w zabu­rze­niach bio­lo­gicz­nych, nie uza­sad­niają sze­rzej tej zmiany. Możemy tylko domnie­my­wać, że poszu­ki­wa­nie przy­czyn cier­pie­nia psy­chicz­nego w naukach bio­lo­gicz­nych wiąże się z dużym ryzy­kiem jego powtór­nej medy­ka­li­za­cji i wzmo­że­nia prac zwią­za­nych z far­ma­ko­te­ra­pią. Hayes i Hof­mann wra­cają do rezul­ta­tów badań zapre­zen­to­wa­nych w Tera­pii poznaw­czo-beha­wio­ral­nej opar­tej na pro­ce­sach, mają­cej pod­sta­wowe zna­cze­nie dla niniej­szej książki i zawie­ra­ją­cej opis klu­czo­wych pro­ce­sów psy­cho­lo­gicz­nych, do któ­rych auto­rzy będą się odwo­ły­wać, a także tech­nik tera­peu­tycz­nego oddzia­ły­wa­nia na te pro­cesy. Pomi­jają jed­nakże w tytule okre­śle­nie „poznaw­czo-beha­wio­ralna” Ich inten­cje wykra­czają poza jeden para­dyg­mat tera­peu­tyczny – auto­rom zależy na inte­gra­cji róż­nych szkół tera­peu­tycznych.

Przed­sta­wiw­szy uwagi porów­naw­cze, sku­pię się teraz na niniej­szej książce. Wróćmy do pro­ble­mów zwią­za­nych z dia­gnozą nozo­lo­giczną i roz­ważmy przy­pa­dek, który ana­li­zo­wany jest w roz­dziale 1. Trzy­dzie­sto­letni Bill pod­jął tera­pię po roz­sta­niu z part­nerką. Speł­niał kry­te­ria roz­po­zna­nia depre­sji, więc z myślą o jej wyle­cze­niu tera­peutka zasto­so­wała pro­to­kół tera­pii poznaw­czo-beha­wio­ral­nej. Po dwu­na­stu sesjach wyda­wało się, że wszystko poszło dobrze. Objawy Billa znacz­nie się zmniej­szyły i tera­pia została zakoń­czona. Jed­nak po pew­nym cza­sie objawy wró­ciły. Klient na­dal zma­gał się z poczu­ciem braku sensu oraz z samot­no­ścią. Gdyby – zgod­nie z meta­forą – psychotera­pia była lecze­niem ukry­tej cho­roby, coś takiego nie mogłoby się zda­rzyć. Trzy­ma­jąc się meta­for, wyobraźmy sobie depre­sję jako cho­robę wywo­łaną przez nie­zna­nego paso­żyta, który zmie­nia funk­cjo­no­wa­nie mózgu (przy braku rze­czy­wi­stego bio­me­dycz­nego wyja­śnie­nia depre­sji taka fan­ta­zja jest rów­nie zasadna, jak każda inna). Załóżmy też, że zmiany zacho­wa­nia wypra­co­wane w trak­cie tera­pii wpły­wają na funk­cjo­no­wa­nie mózgu Billa - zmie­nia się rów­no­waga neu­ro­hor­mo­nów i innych czyn­ni­ków, co powo­duje, że śro­do­wi­sko staje się śmier­cio­no­śne dla „depre­syj­nego” paso­żyta, który ginie, a klient wraca do zdro­wia. W takiej sytu­acji szybką remi­sję mogłoby tłu­ma­czyć jedy­nie powtórne zara­że­nie, a powtó­rze­nie wdro­żo­nego pier­wot­nie pro­to­kołu powinno znowu dopro­wa­dzić do wyle­cze­nia.

Przy­pusz­czam, że wiele osób uzna, iż takie wytłu­ma­cze­nie remi­sji jest błędne, a powtó­rze­nie pro­to­kołu poznaw­czo-beha­wio­ral­nej tera­pii depre­sji nie­spe­cjal­nie pomoże Bil­lowi. Co pomi­nę­li­śmy? Sku­pia­jąc się na dia­gno­zie psy­chia­trycz­nej, pomi­jamy cały kon­tekst życia klienta – jego war­to­ści, umie­jęt­no­ści spo­łeczne, przy­wią­za­nie do myśli, że jedy­nie życie w związku jest war­to­ściowe, a praw­do­po­dob­nie także wiele innych czyn­ni­ków. To wła­śnie zwró­ce­nie uwagi na te czyn­niki (zarówno śro­do­wi­skowe, jak i zwią­zane z kon­kret­nymi umie­jęt­no­ściami psy­cho­lo­gicz­nymi – pro­ce­sami - które uru­cha­miają się na sku­tek sytu­acji życio­wej) pomoże opra­co­wać ade­kwatną kon­cep­tu­ali­za­cję pro­blemu, z któ­rym mie­rzy się ów młody męż­czy­zna. Dzięki tej kon­cep­tu­ali­za­cji będziemy mogli w trak­cie tera­pii zapro­jek­to­wać inter­wen­cje pro­wa­dzące do wzmoc­nie­nia okre­ślo­nych pro­ce­sów psy­cho­lo­gicz­nych, czy wręcz uczące klienta sto­so­wa­nia nowych pro­ce­sów.

W niniej­szej książce auto­rzy kla­row­nie poka­zują, jak oprzeć na takim myśle­niu dia­gnozę i rozu­mie­nie pro­ble­mów klien­tek i klien­tów oraz dobrać odpo­wied­nie narzę­dzia tera­peu­tyczne. Dia­gnoza ta odwo­łuje się do teo­rii oddzia­ły­wań sie­cio­wych. Pro­blemy psy­cho­lo­giczne pro­wa­dzące do cier­pie­nia rzadko, jeśli w ogóle, wystę­pują poje­dyn­czo i wpły­wają na nas jed­no­kie­run­kowo. Dla­tego w zro­zu­mie­niu naszego zacho­wa­nia znacz­nie lepiej pomaga model sieci, to jest wza­jem­nie powią­za­nych ze sobą pro­ce­sów psy­cho­lo­gicz­nych, ich bie­żą­cych uwa­run­ko­wań śro­do­wi­sko­wych i histo­rii ucze­nia się zacho­wa­nia. Każdy ele­ment sieci, czyli węzeł, może oddzia­ły­wać na wiele innych jej ele­mentów. Ponadto oddzia­ły­wa­nia mię­dzy węzłami bar­dzo czę­sto są obu­stronne, na sku­tek czego pro­cesy psy­cho­lo­giczne zaczy­nają same się wzmac­niać (co prze­waż­nie pro­wa­dzi do cier­pie­nia zwa­nego psy­cho­pa­to­lo­gią). Dzięki inter­wen­cjom tera­peu­tycz­nym zakłó­camy dzia­ła­nie sieci, wpro­wa­dza­jąc do niej nowe węzły, które osła­biają wpływ sprzę­żeń nie­adap­ta­cyj­nych. Nowe węzły sieci to w isto­cie nowe umie­jęt­no­ści psy­cho­lo­giczne, które pozwa­lają nam funk­cjo­no­wać w spo­sób bar­dziej adap­ta­cyjny (tj. zgodny z tym, jacy chcemy być naprawdę, z naszymi war­to­ściami i potrze­bami).

Czy­niąc skom­pli­ko­waną rzecz prost­szą: osoba odczu­wa­jąca lęk przed wystą­pie­niami publicz­nymi, która uważa, że ów lęk jest nie do znie­sie­nia i należy go uni­kać, zaczyna wyco­fy­wać się z takich wystą­pień. Praw­do­po­dob­nie zaczyna myśleć o sobie w nega­tywny spo­sób (np. „Ludzie zoba­czą, że jestem głu­pia”), co nasila obawy zwią­zane z wystę­po­wa­niem publicz­nie. Wyco­fa­nie się z trud­nej sytu­acji potwier­dza jej prze­ko­na­nie, że lęk jest czymś złym (nie doświad­cza­jąc ni­gdy tego, iż da się prze­trwać lęk i robić różne rze­czy pomimo jego odczu­wa­nia, nie mamy szansy zakwe­stio­no­wać prze­ko­na­nia, że jest on zły). W ten spo­sób osoba ta wikła się w sieć wza­jem­nie napę­dza­ją­cych się prze­ko­nań, zacho­wań i emo­cji. Tera­pia może pole­gać na zachę­ca­niu jej do nowych zacho­wań, na przy­kład do więk­szej akcep­ta­cji emo­cji, do trak­to­wa­nia wła­snych myśli mniej poważ­nie czy do anga­żo­wa­nia się w zacho­wa­nia pro­wa­dzące do odczu­wa­nia nie­przy­jem­nych uczuć.

Pre­zen­to­wany spo­sób myśle­nia ma wiele zalet, ale chciał­bym zwró­cić uwagę na jedną. Układy sie­ciowe są ukła­dami cha­otycz­nymi – ich zacho­wa­nia nie można opi­sać ani prze­wi­dzieć na pod­sta­wie rów­nań linio­wych. Zmiany tych ukła­dów nie zacho­dzą w spo­sób liniowy (tj. nie możemy zaob­ser­wo­wać pro­cesu stop­nio­wej poprawy i zmiany), lecz prze­waż­nie są szyb­kie i obej­mują wiele węzłów sieci. Pozwala to zro­zu­mieć obser­wo­waną czę­sto w prak­tyce psy­cho­te­ra­peu­tycz­nej szybką i nagłą zmianę u osób, któ­rym sta­ramy się pomóc. Po mie­sią­cach tera­pii i prze­ży­wa­nia bez­sil­no­ści oraz poczu­cia porażki zauwa­żamy, że nagle osoby te zaczy­nają roz­kwi­tać. Model sie­ciowy pozwala roz­wią­zać tę zagadkę. Ponadto uła­twia nam przy­go­to­wa­nie się na zała­ma­nie funk­cjo­no­wa­nia klien­tek i klien­tów (które jest bar­dzo praw­do­po­dobne i może być rów­nie spek­ta­ku­larne) oraz pozwala bez poczu­cia winy pla­no­wać wspól­nie z nimi inter­wen­cje słu­żące sta­bi­li­za­cji sieci adap­ta­cyj­nej.

Model ten powi­nien rów­nież skła­niać nas do zacho­wa­nia czuj­no­ści. Hayes i Hof­mann wie­lo­krot­nie pod­kre­ślają wagę sto­so­wa­nia metod pozwa­la­ją­cych na czę­ste moni­to­ro­wa­nie stanu osób, z któ­rymi pra­cu­jemy, i zwią­za­nych z nim pro­ce­sów psy­cho­lo­gicz­nych. Taki moni­to­ring może dostar­czyć wielu istot­nych danych, które pozwa­lają zwe­ry­fi­ko­wać naszą kon­cep­tu­ali­za­cję pro­blemu. Im bar­dziej dopra­co­wana kon­cep­tu­ali­za­cja – czyli ana­liza sie­ciowa pro­blemu klienta/klientki – tym lepiej pozwala prze­wi­dzieć przy­szłe zacho­wa­nia i kry­zysy osoby oraz na tej pod­sta­wie opra­co­wać sku­teczne metody inter­wen­cji. Auto­rzy niniej­szej książki wiążą duże nadzieje z wyko­rzy­sta­niem nowych tech­no­lo­gii do pro­wa­dze­nia wspo­mnia­nego moni­to­ringu. Dys­po­nu­jemy już apli­ka­cjami przy­po­mi­na­ją­cymi o doko­na­niu subiek­tyw­nej oceny stanu psy­chicz­nego – wystar­czy po usły­sze­niu powia­do­mie­nia klik­nąć odpo­wied­nią opcję. Ist­nieją także apli­ka­cje moni­to­ru­jące stan fizyczny, czyli pobu­dze­nie, liczbę kro­ków, które prze­szli­śmy, i tym podobne para­me­try. Dzięki temu możemy gro­ma­dzić coraz kon­kret­niej­sze i dokład­niej­sze infor­ma­cje na temat wła­snego funk­cjo­no­wa­nia. Z pew­no­ścią otwiera to pole do opra­co­wy­wa­nia inter­wen­cji psy­cho­lo­gicz­nych opar­tych na solid­nych dowo­dach nauko­wych. Moż­liwe, że w nie­od­le­głej przy­szło­ści będziemy nie tyle odwo­ły­wać się do subiek­tyw­nej rela­cji klien­tów i klien­tek doty­czą­cej ich funk­cjo­no­wa­nia, ile po pro­stu pro­sić ich o zapis danych z tele­fonu komór­ko­wego.

Wizja ta pod pew­nymi wzglę­dami wydaje się zło­wiesz­cza, gdyż psy­cho­te­ra­pia i nauka ją grun­tu­jąca mogą się zmie­nić w narzę­dzie total­nej kon­troli i dehu­ma­ni­za­cji, a nie wyzwo­le­nia i budo­wa­nia spra­wie­dli­wego spo­łe­czeń­stwa. Praca Hay­esa i Hof­manna daje pod­stawy do stwo­rze­nia potęż­nych narzę­dzi wywie­ra­nia wpływu na ludzi. Postęp w dzie­dzi­nie fizyki czą­stek ele­men­tar­nych pozwo­lił nam kon­tro­lo­wać nie­wy­obra­żalne moce ener­gii. Wyko­rzy­sta­li­śmy to do stwo­rze­nia tak broni jądro­wej, jak elek­trowni jądro­wych – wciąż pra­cu­jemy na pod­sta­wie tych teo­rii nad tech­no­lo­giami mogą­cymi zapew­nić „czy­stą” ener­gię. Wydaje się, że sto­imy u progu rewo­lu­cji w naukach psy­cho­lo­gicz­nych porów­ny­wal­nej z powsta­niem fizyki kwan­to­wej i teo­rii względ­no­ści. Zmiana może być cało­ściowa, szybka, a jej prak­tyczne zasto­so­wa­nia mogą wymknąć się nam spod kon­troli. Warto o tym pamię­tać.

Na koniec obie­cany zwrot do kole­gów i kole­ża­nek wywo­dzą­cych się z psy­cho­ana­li­tycz­nych szkół myśle­nia o tera­pii. Jakiś czas temu mia­łem przy­jem­ność pre­zen­to­wać spo­sób rozu­mie­nia tera­pii oraz metody inter­wen­cji wypra­co­wane w ramach kon­tek­stu­al­nych nauk o zacho­wa­niu zespo­łowi tera­peu­tów i tera­peu­tek pra­cu­ją­cych z dziećmi i mło­dzieżą, któ­rzy repre­zen­to­wali różne nurty tera­peu­tyczne. Spo­tka­nie z oso­bami upra­wia­ją­cymi mój zawód, które patrzą na fun­du­jące go zało­że­nia z róż­nych per­spek­tyw, było eks­cy­tu­ją­cym doświad­cze­niem. W trak­cie mery­to­rycz­nej dys­ku­sji dwie tera­peutki wygło­siły opi­nię, którą pozwolę sobie zacy­to­wać z pamięci: „To beha­wio­ryzm tak wygląda? Tak naprawdę myślimy bar­dzo podob­nie. Czę­sto nasze dia­gnozy nie róż­nią się od two­ich”. Mniej­sza o wypo­wie­dziane słowa – ważne są poczu­cie wspól­noty i poczu­cie podo­bień­stwa.

Przy­to­czy­łem tę histo­rię na koniec, żeby poka­zać ostat­nią zaletę tej książki. Wysiłki jej auto­rów zmie­rzają do praw­dzi­wej inte­gra­cji róż­nych szkół psy­cho­te­ra­peu­tycz­nych. Ta zaś wydaje się szcze­gól­nie ważna nie tylko jako reali­za­cja zasady etycz­nej „nie­zgoda ruj­nuje, zgoda buduje”, ale też jako bar­dzo istotny krok w roz­woju nauki. Zgod­nie z kry­te­riami wypra­co­wa­nymi przez filo­zofa nauki Tho­masa S. Kuhna doj­rzała nauka cha­rak­te­ry­zuje się jed­no­ścią para­dyg­matu i zaprze­sta­niem ple­mien­nych spo­rów mię­dzy przed­sta­wi­cie­lami róż­nych szkół upra­wia­ją­cych namysł nad daną dzie­dziną. Doj­rzała nauka – poza ogra­ni­cze­niami – daje nadzieję na szyb­kie postępy badaw­cze, a także pro­wa­dzi do lep­szego rozu­mie­nia świata, do postępu tech­no­lo­gicz­nego i do moder­ni­za­cji. Książka Tera­pia oparta na pro­ce­sach w prak­tyce jest jedną z tych, które zapo­wia­dają isto­tową zmianę w myśle­niu o poma­ga­niu ludziom cier­pią­cym psy­chicz­nie. Żyjemy w cza­sach, które wyma­gają roz­strzy­ga­ją­cych decy­zji: albo zmie­nimy swoje myśle­nie i spo­sób postę­po­wa­nia, albo to, co koja­rzymy z cywi­li­za­cją stwo­rzoną przez homo sapiens, zgi­nie. Czas nad­cho­dzi.

Kon­rad Ambro­ziakdr n. hum. w zakre­sie filo­zo­fii, psy­cho­te­ra­peuta i super­wi­zor,redak­tor mery­to­ryczny

Przedmowa

Przed­mowa

Od lat spe­cja­listki i spe­cja­li­ści zaj­mu­jący się zdro­wiem psy­chicz­nym i beha­wio­ral­nym sły­szą w trak­cie szko­leń spe­cja­li­za­cyj­nych, że ich praca powinna być „oparta na dowo­dach nauko­wych”. Uczą się korzy­stać z lite­ra­tury nauko­wej. Są szko­leni w zakre­sie „dia­gnozy”. Poznają pro­to­koły oparte na dowo­dach nauko­wych. Naby­wają umie­jęt­no­ści z dzie­dziny sta­ty­styki.

Coś jed­nak szwan­kuje. Wskaź­niki sku­tecz­no­ści pomocy bowiem nie rosną. Czę­stość wystę­po­wa­nia pro­ble­mów psy­chicz­nych i beha­wio­ral­nych nie maleje. Opieka oparta na dowo­dach nauko­wych nie jest wystar­cza­jąco powszechna. Zbyt wielu spe­cja­list­kom i spe­cja­li­stom taki model opieki wydaje się znie­chę­ca­jący. Sama dzie­dzina zaś roz­wija się za wolno.

Uwa­żamy, że mamy do czy­nie­nia z koń­cem pew­nej epoki – oraz z począt­kiem kolej­nej. Opiekę opartą na dowo­dach nauko­wych zde­fi­nio­wano jako taką, w któ­rej ramach sto­suje się zwe­ry­fi­ko­wane empi­rycz­nie pro­to­koły ukie­run­ko­wane na zespoły obja­wów psy­chia­trycz­nych. Bio­me­dy­ka­li­za­cja cier­pie­nia czło­wieka, na któ­rej opie­rał się ten model, nie dopro­wa­dziła do tak ocze­ki­wa­nych przez jej orę­dow­ni­ków korzy­ści. Pro­to­koły stale się mno­żyły, lecz kiep­sko odpo­wia­dały potrze­bom jed­no­stek.

Pora na coś rady­kal­nie odmien­nego.

Tera­pia oparta na pro­ce­sach sta­nowi próbę okre­śle­nia, czym jest tera­pia oparta na dowo­dach. Nie jest to nowa metoda tera­peu­tyczna – jest to nowy spo­sób myśle­nia o meto­dach tera­peu­tycz­nych. Jeste­śmy prze­ko­nani, że dzięki przy­ję­ciu znacz­nie bar­dziej idio­gra­ficz­nego podej­ścia oraz dzięki ucze­niu się nowej formy ana­lizy funk­cjo­nal­nej, bazu­ją­cej na pro­ce­sach zmiany, nasza dzie­dzina może zro­bić zna­czący krok naprzód. Owo nowe podej­ście łączy pro­cesy oparte na dowo­dach nauko­wych z opar­tymi na takich dowo­dach klu­czo­wymi ele­men­tami tera­pii w bar­dziej oszczędne i jed­no­cze­śnie bar­dziej wszech­stronne modele, które pozwa­lają lepiej odpo­wie­dzieć na rze­czy­wi­ste potrzeby klien­tek i klien­tów.

W tej książce opi­su­jemy bogaty zestaw umie­jęt­no­ści i narzę­dzi słu­żą­cych pozna­wa­niu tego nowego podej­ścia, które bazuje na jed­nej z naj­lep­szych tra­dy­cji kli­nicz­nych i na nauce o inter­wen­cji psy­cho­lo­gicz­nej.

Pora na coś rady­kal­nie odmien­nego. Jeśli czu­jesz goto­wość, by zacząć, to my rów­nież jeste­śmy gotowi.

Ste­fan G. Hof­mann,Ste­ven C. Hayesi David N. Lor­scheid

Rozdział 1. Nauka i praktyka kliniczna: weryfikacja perspektywy

Roz­dział 1

Nauka i prak­tyka kli­niczna: wery­fi­ka­cja per­spek­tywy

Trzy­dzie­sto­letni Bill roz­po­czął tera­pię po nie­daw­nym roz­sta­niu z part­nerką. Jest przy­gnę­biony. W wyniku roz­padu związku czę­ściej rumi­nuje, co pro­wa­dzi jedy­nie do dal­szego obni­że­nia nastroju. Sara to empa­tyczna młoda tera­peutka tuż po stażu, w trak­cie któ­rego poznała popu­larny pro­to­kół poznaw­czo-beha­wio­ral­nej tera­pii depre­sji. Wpraw­nie pro­wa­dziła każdą sesję zgod­nie z pod­ręcz­ni­kiem. Po doko­na­niu wstęp­nej oceny i prze­pro­wa­dze­niu psy­cho­edu­ka­cji przed­sta­wiła klien­towi trzy- ele­men­towy model nastroju – omó­wiła jego wymiary: poznaw­czy, emo­cjo­nalny i bio­fi­zjo­lo­giczny. Zapo­znała Billa z for­mu­la­rzami słu­żą­cymi do śle­dze­nia zacho­wań, myśli i uczuć, a następ­nie sku­piła się na jego dys­funk­cyj­nych myślach i nie­adap­ta­cyj­nych zacho­wa­niach. Zgod­nie z zale­ce­niami z pod­ręcz­nika ze szcze­gólną uwagą pode­szła do skłon­no­ści klienta do rumi­na­cji.

Po dwu­na­stu sesjach Sara oce­niła depre­sję Billa przy uży­ciu Inwen­ta­rza Depre­sji Becka, który wyka­zał umiar­ko­wany, lecz zauwa­żalny jej spa­dek. I tera­peutka, i klient byli zado­wo­leni z tego wyniku. Bio­rąc pod uwagę poprawę, która u niego nastą­piła, Bill zostałby zali­czony do grupy osób reagu­ją­cych pozy­tyw­nie, gdyby uczest­ni­czył w pró­bie kli­nicz­nej. Po ostat­niej sesji prze­wi­dzia­nej w pro­to­kole Sara uznała, że pora zakoń­czyć tera­pię. Zale­ciła Bil­lowi, aby na­dal ćwi­czył umie­jęt­no­ści, któ­rych nauczył się w trak­cie tera­pii, w tym wyko­ny­wał ćwi­cze­nia słu­żące akty­wi­za­cji beha­wio­ral­nej oraz korzy­stał ze stra­te­gii poma­ga­ją­cych radzić sobie z rumi­no­wa­niem i innymi błę­dami poznaw­czymi.

Tuż przed opusz­cze­niem gabi­netu Bill podzię­ko­wał Sarze. W dro­dze do domu jed­nak poczuł pewien nie­po­kój. Wpraw­dzie odczu­wał mniej­sze przy­gnę­bie­nie, ale zdał sobie sprawę, że nie zbli­żył się do tego, co chciał osią­gnąć pod wzglę­dem emo­cjo­nal­nym i życio­wym. Na­dal czuł się samotny i zagu­biony. Usi­ło­wał odsu­nąć te myśli na bok, tłu­ma­cząc sobie, że tera­pia prze­cież nie roz­wiąże wszyst­kich pro­ble­mów, a on być może po pro­stu nie potrafi być w odda­nym związku. Uczu­cie nie­po­koju jed­nak nie znik­nęło i Bill zasta­na­wiał się, co ma teraz zro­bić.

Z kolei Sara była zado­wo­lona ze swo­jej pracy. Postę­po­wała zgod­nie z rze­tel­nym pro­to­ko­łem lecze­nia depre­sji i uwa­żała, że dobrze sobie pora­dziła. W świe­tle tra­dy­cyj­nych pomia­rów rezul­tatu tera­pia zakoń­czyła się suk­ce­sem – i tak została ozna­czona przez Sarę. Tera­peutka zajęła się więc innymi klien­tami, Bill zaś stop­niowo znik­nął w jej pamięci.

Sara ni­gdy się nie dowie, że klient, wycho­dząc z ostat­niej sesji z nią, odczu­wał nie­po­kój i czuł się bez­bronny. Ni­gdy się nie dowie, że za kilka mie­sięcy poczu­cie osa­mot­nie­nia będzie absor­bo­wać całą jego uwagę, że Bill znów wpad­nie w depre­sję, a nawet będzie miał myśli samo­bój­cze.

Co poszło nie tak? Nie mamy pew­no­ści, czy wszyst­kie pro­blemy Billa dałoby się sku­tecz­nie roz­wią­zać, wiemy jed­nak na pewno, że część z nich w ogóle nie została poru­szona. Sara nie zajęła się takimi pro­ble­mami, jak osa­mot­nie­nie klienta, jego rela­cje, poczu­cie izo­la­cji i brak szczę­ścia. Bill zaś czę­sto o nich myślał i zasta­na­wiał się, skąd się wzięły i co je pod­trzy­muje. Sara dotknęła tych trud­no­ści jedy­nie powierz­chow­nie, prze­ko­nana, że znikną samo­ist­nie w wyniku zaję­cia się skłon­no­ścią do rumi­na­cji i przy­gnę­bie­niem widocz­nym w nastroju i zacho­wa­niu klienta. Praca nad umie­jęt­no­ściami z zakresu rela­cji nie była zna­czą­cym ele­men­tem pro­to­kołu tera­pii, który był jej tak dobrze znany. Ponie­waż sku­tecz­nie leczyła depre­sję przy uży­ciu zestawu metod opar­tych na dowo­dach nauko­wych, uznała, że to wystar­czy.

Tylko że nie wystar­czyło.

Gra w dobieranie protokołów do objawów

Czy u Billa wystę­puje cho­roba o nazwie „depre­sja”? I jak można ją zde­fi­nio­wać? Odpo­wie­dzi na te pyta­nia wydają się oczy­wi­ste, ale wcale takie nie są. SARS-CoV-2 to wirus, który wywo­łał pan­de­mię. Kiedy piszemy te słowa, pan­de­mia trwa. Wiele osób zmarło z powodu wspo­mnia­nego wirusa. U innych zain­fe­ko­wa­nych wystą­piły nie­groźne objawy, u jesz­cze innych nie poja­wiły się żadne. Pomiar cie­płoty ciała szybko wykrywa poten­cjal­nie zara­żo­nych, ale umyka mu znaczna liczba przy­pad­ków. Dużo dokład­niej­szy test polega na wykry­wa­niu prze­ciw­ciał lub frag­men­tów RNA samego wirusa. Obec­ność tych mar­ke­rów bio­lo­gicz­nych jasno potwier­dza cho­robę.

Nie ma testu, który wykry­wałby lęk, schi­zo­fre­nię czy jakie­kol­wiek inne zabu­rze­nie psy­chiczne. Nie ma ani jed­nego takiego testu. Nie ma też szcze­pionki, która uod­par­nia­łaby na kon­kretne zabu­rze­nie. Tym­cza­sem od dzie­się­cio­leci psy­chia­tria trzyma się medycz­nego modelu cho­roby, który zakłada, że objawy zabu­rze­nia psy­chicznego odzwier­cie­dlają wystę­po­wa­nie ukry­tej jed­nostki cho­ro­bo­wej. Dia­gno­styczny i sta­ty­styczny pod­ręcz­nik zabu­rzeń psy­chicz­nych, czyli DSM, oraz Mię­dzy­na­ro­dowa sta­ty­styczna kla­sy­fi­ka­cja cho­rób i pro­ble­mów zdro­wot­nych, czyli ICD, to narzę­dzia słu­żące temu celowi. Wcze­śniej­sze wer­sje DSM i ICD opie­rały się na teo­rii psy­cho­ana­li­tycz­nej i zakła­dały, że zabu­rze­nia psy­chiczne są rezul­ta­tem głę­boko ukry­tych kon­flik­tów. Współ­cze­sne wer­sje jako główną przy­czynę tychże zabu­rzeń wska­zują dys­funk­cje pro­ce­sów bio­lo­gicz­nych, psy­chicz­nych i roz­wo­jo­wych. Przede wszyst­kim jed­nak przez ostat­nich czter­dzie­ści lat w dzie­dzi­nie psy­chia­trii aka­de­mic­kiej żywiono nadzieję na ziden­ty­fi­ko­wa­nie bio­lo­gicz­nych mar­ke­rów zabu­rzeń psy­chicz­nych, na przy­kład w kon­kret­nych genach lub obwo­dach mózgo­wych.

Poszu­ki­wa­nia w tym kie­runku oka­zują się jed­nak bez­owocne, a wraz z pogłę­bia­niem się wie­dzy nauko­wej speł­nie­nie owej od dawna żywio­nej nadziei jesz­cze bar­dziej się odda­liło. Na przy­kład prze­pro­wa­dzona u nie­mal pół miliona osób ana­liza całego genomu nie potwier­dziła związku mię­dzy jaki­mi­kol­wiek czę­sto bada­nymi genami a powszech­nie wystę­pu­ją­cymi zabu­rze­niami psy­chia­trycz­nymi (Bor­der i in., 2019). Wydaje się, że czyn­niki gene­tyczne mogą wcho­dzić w inte­rak­cje ze sobą, z histo­rią jed­nostki oraz z kon­tek­stem, pro­wa­dząc do wielu roz­ma­itych pro­ble­mów psy­chicz­nych.

Wspo­mniana bez­owoc­ność poszu­ki­wań nie dopro­wa­dziła jed­nak do zarzu­ce­nia modelu ukry­tego czyn­nika cho­ro­bo­wego. Zgod­nie z chyba naj­po­pu­lar­niej­szym poglą­dem do powsta­nia zabu­rzeń psy­chicz­nych przy­czy­nia się brak rów­no­wagi mię­dzy neu­ro­prze­kaź­ni­kami. W związku z tym firmy far­ma­ceu­tyczne opra­co­wały, prze­ba­dały i wpro­wa­dziły na rynek leki, które oddzia­łują na sys­tem neu­ro­prze­kaź­ni­ków, zwłasz­cza na sero­to­ninę, dopa­minę, GABA i glu­ta­mi­nian. Leki te testo­wano w bada­niach ran­do­mi­zo­wa­nych z gru­pami kon­tro­l­nymi otrzy­mu­ją­cymi pla­cebo. W czę­ści tych badań stwier­dzono umiar­ko­wany efekt w przy­padku pew­nych obja­wów domnie­ma­nych zabu­rzeń (ale w wielu innych takiego efektu nie stwier­dzono). Poja­wiły się też śmiałe inno­wa­cyjne bada­nia psy­cho­lo­giczne, w któ­rych porów­ny­wano sku­tecz­ność wspo­mnia­nych leków i inter­wen­cji psy­cho­lo­gicz­nych, głów­nie tera­pii poznaw­czo-beha­wio­ral­nej, ale także innych tera­pii opar­tych na dowo­dach. Aby zagwa­ran­to­wać rze­tel­ność pro­wa­dzo­nych badań, opra­co­wano pro­to­koły tera­peu­tyczne kon­cen­tru­jące się na obja­wach psy­chia­trycz­nych.

Rezul­taty tych badań wstrzą­snęły naszą dzie­dziną. Nie­rzadko publi­ko­wane w reno­mo­wa­nych cza­so­pi­smach psy­chia­trycz­nych, budziły wiele kon­tro­wer­sji. Dobra wia­do­mość jest taka, że tera­pia poznaw­czo-beha­wio­ralna oka­zała się tak samo efek­tywna, jak naj­sku­tecz­niej­sze środki far­ma­ko­lo­giczne, a nawet lep­sza od nich. Zła wia­do­mość zaś jest taka, że tera­pia ta zaczęła tra­cić swoje pod­stawy teo­re­tyczne, sta­jąc się inter­wen­cją skon­cen­tro­waną na obja­wach i opartą na pro­to­kole, nakie­ro­waną bar­dziej na zabu­rze­nie niż na lecze­nie osoby. Obec­nie jest ona uwa­żana za domi­nu­jącą, sta­no­wiącą złoty stan­dard tera­pię psy­cho­lo­giczną, uzna­waną i doce­nianą nawet przez najbar­dziej bio­lo­gicz­nie zorien­to­wa­nych psy­chia­trów.

Koszty naukowe i spo­łeczne tego osią­gnię­cia były wyso­kie. Pomimo ogromu wie­dzy, którą zgro­ma­dzono na pod­sta­wie badań kli­nicz­nych i meta­ana­liz roz­ma­itych form tera­pii opar­tych na dowo­dach, otrzy­mane wyniki nie przy­czy­niły się zanadto do wyja­śnie­nia waż­nych róż­nic indy­wi­du­al­nych w obja­wach i w reak­cji na tera­pię ani do zro­zu­mie­nia mecha­ni­zmów zmiany tera­peu­tycz­nej, zwłasz­cza w przy­padku uśred­nia­nia róż­nic tego rodzaju w róż­nych gru­pach. Ran­do­mi­zo­wane bada­nie kli­niczne, w ramach któ­rego porów­nuje się – z wyko­rzy­sta­niem głów­nego wskaź­nika wyniku (np. Cli­ni­cal Glo­bal Impres­sion Scale) – poziom depre­sji uczest­ni­ków pod­da­wa­nych róż­nym inter­wen­cjom, trak­tuje zmien­ność odpo­wie­dzi mię­dzy uczest­ni­kami jedy­nie jako przy­bli­że­nie czyn­ni­ków zewnętrz­nych i błędu pomiaru. Co za tym idzie, utra­cone zostają infor­ma­cje na temat indy­wi­du­al­nych wzor­ców poprawy lub pogor­sze­nia oraz ich związku z obja­wami, kon­tek­stem i lecze­niem. Bada­nie takie w więk­szo­ści sku­pia się na ana­li­zie praw­do­po­do­bień­stwa oddzia­ła­nia tera­pii na poprawę w zakre­sie obja­wów, a nie na pro­ce­sie cho­roby, oko­licz­no­ściach jej wystą­pie­nia i obja­wach danej osoby.

Tym­cza­sem doro­sło całe poko­le­nie prak­ty­ków, któ­rzy żywią eko­no­micz­nie przy­datne, lecz naukowo cał­ko­wi­cie błędne prze­ko­na­nie, że trud­no­ści psy­chiczne świad­czą kon­kret­nej, uwa­run­ko­wa­nej bio­lo­gicz­nie dys­funk­cji mózgu. W efek­cie ludzie tracą zain­te­re­so­wa­nie psy­cho­te­ra­pią, choć dane wska­zują na jej sku­tecz­ność. Mię­dzy 1998 a 2007 rokiem (ostat­nia dekada z dobrymi wskaź­ni­kami) liczba osób korzy­sta­ją­cych jedy­nie z metod zmiany psy­cho­lo­gicz­nej spa­dła o nie­mal 50%, a liczba osób korzy­sta­ją­cych z metod psy­cho­lo­gicz­nych i leków – o około 30%. Gwał­tow­nie wzro­sło zaś sto­so­wa­nie wyłącz­nie far­ma­ko­te­ra­pii – nie­mal dwie trze­cie osób z pro­ble­mami psy­chicz­nymi polega jedy­nie na lekach (Olfson i Mar­cus, 2010).

Osta­teczne zwy­cię­stwo w grze w dobie­ra­nie pro­to­ko­łów do obja­wów zale­żało od roz­po­zna­nia funk­cjo­nal­nych jed­no­stek cho­ro­bo­wych, albo przy­naj­mniej od dostrze­że­nia efek­tów tera­pii nakie­ro­wa­nych na kon­kretne objawy. Wobec braku jed­nego i dru­giego naukowa ścieżka ku doj­rza­łej for­mie tera­pii opar­tej na dowo­dach nauko­wych zmie­niła się w bru­talny empi­ryzm, który nie­mal wszystko porów­nuje z nie­mal wszyst­kim w sze­ro­kim zakre­sie róż­no­rod­nych roz­po­znań kli­nicz­nych subkli­nicz­nych. Sama mate­ma­tyka tego podej­ścia powo­duje, że jest ono nie­re­alne, nawet gdyby liczba nowych metod inter­wen­cji i jed­no­stek obja­wo­wych w jakiś magiczny spo­sób mogła pozo­stać na bie­żą­cym pozio­mie - co prze­cież nie jest moż­liwe.

Erę dobie­ra­nia pro­to­ko­łów do obja­wów cecho­wał spójny zestaw zało­żeń wbu­do­wa­nych w stra­te­gię naukową oraz w stra­te­gię ochrony zdro­wia publicz­nego – każde z nich jed­nak jest obec­nie otwar­cie kwe­stio­no­wane, a o nie­któ­rych już wia­domo na pewno, że są błędne. Zara­zem wyła­nia się wpły­wowy odmienny pro­gram badaw­czy, który odwo­łuje się do pew­nych opar­tych na pro­ce­sach i idio­gra­ficz­nych zało­żeń wcze­śniej­szych badań beha­wio­ral­nych, jak rów­nież do bazu­ją­cych na nich tera­pii.

Trzeba było czasu, aby ów pro­gram badaw­czy stał się w pełni widoczny - ze względu na inne nie­po­żą­dane skutki modelu ukry­tego czyn­nika cho­ro­bo­wego. Model ten powo­do­wał, że twór­com tera­pii umy­kał wpływ nor­mal­nych pro­ce­sów psy­chicz­nych na zacho­wa­nia pro­ble­mowe. Ponadto igno­ro­wał on potrzeby klien­tów, któ­rzy ocze­ki­wali kon­kret­nych zmian, a w zamian nada­wał prio­ry­tet pre­fe­ro­wa­nej liście oznak i obja­wów. Redu­ko­wał cier­pie­nie czło­wieka do hipo­te­tycz­nych nie­pra­wi­dło­wo­ści w mózgu i dys­funk­cji bio­lo­gicz­nych, a jed­no­cze­śnie przy­kła­dał mniej­szą wagę do zna­cze­nia jed­nostki oraz jej kon­tek­stu kul­tu­ro­wego i biop­sy­cho­spo­łecz­nego. Kry­tycy DSM i ICD twier­dzą, że zabu­rze­nia to arbi­tralne ety­kietki uży­wane do opisu typowo ludz­kich doświad­czeń, które są uwa­żane za odbie­ga­jące od normy. Przy­kła­dem niech będzie to, że w róż­nych kra­jach ist­nieją różne ocze­ki­wa­nia i panują różne poglądy doty­czące tego, co jest uzna­wane za nor­malne. Czło­wiek, który twier­dzi, że roz­ma­wia z duchami, może w jed­nej kul­tu­rze zostać uznany za schi­zo­fre­nika, a w innej za świę­tego.

Podej­ście DSM/ICD wstrzy­mało myśle­nie o uży­tecz­no­ści oceny i dia­gnozy indy­wi­du­al­nych potrzeb, tak jakby osta­teczny efekt takiej kate­go­ry­za­cji – lep­sze wyniki – miał poja­wić się sam z sie­bie. Brak uży­tecz­no­ści tera­peu­tycz­nej DSM i ICD uznano za rzecz oczy­wi­stą, ale nie za szo­ku­jącą oznakę porażki, którą tak naprawdę jest.

W odpo­wie­dzi na wszyst­kie głosy kry­tyki ame­ry­kań­ski Natio­nal Insti­tute of Men­tal Health (NIMH) opra­co­wał podej­ście kry­te­riów domen badaw­czych, czyli Rese­arch Domain Cri­te­ria (RDoC), które ma na celu skla­sy­fi­ko­wa­nie zabu­rzeń psy­chicz­nych na pod­sta­wie wymia­rów obser­wo­wal­nego zacho­wa­nia i wskaź­ni­ków neu­ro­bio­lo­gicz­nych (Insel i in., 2010). Zgod­nie z kon­cep­cją RDoC ukryte nie­pra­wi­dło­wo­ści psy­cho­bio­lo­giczne pro­wa­dzą do powsta­nia obser­wo­wal­nych wzor­ców, które nakła­dają się na sie­bie w roz­ma­itych psy­cho­pa­to­lo­giach. Co wię­cej, w podej­ściu tym wyko­rzy­stano różne poziomy ana­lizy (w tym czą­stecz­kowy, obwo­dów neu­ro­nal­nych, obja­wów, zacho­wa­nia), aby zde­fi­nio­wać kon­strukty, które – zgod­nie z tą pro­po­zy­cją – sta­no­wią pod­sta­wowe objawy zabu­rzeń psy­chicz­nych.

Choć wytyczne RDoC kon­cen­trują się na ukry­tych pro­ce­sach, to jed­nak ich wdro­że­nie sku­piło się nie­mal cał­ko­wi­cie na pro­ce­sach bio­lo­gicz­nych i zrów­nało pro­blemy psy­chia­tryczne z zabu­rze­niami w pracy mózgu (Hof­mann i Hayes, 2019). Zarówno według DCM i ICD, jak i według RDoC przy­czyną cier­pie­nia psy­chicz­nego jest ukryty czyn­nik cho­ro­bowy. Ale o ile w DSM i ICD uważa się, że ukryte jed­nostki cho­ro­bowe można zmie­rzyć przy uży­ciu subiek­tyw­nych skal obja­wów i opi­sów kli­nicz­nych, o tyle zgod­nie z RDoC ukryty czyn­nik cho­ro­bowy można badać za pomocą testów bio­lo­gicz­nych i beha­wio­ral­nych. Jeśli jed­nak model ukry­tego czyn­nika cho­ro­bowego sam w sobie jest błędny, to wytyczne RDoC sta­no­wią za mały krok w kie­runku zmiany myśle­nia o psy­cho­te­ra­pii. Należy zmie­rzyć się z bra­kiem dowo­dów na ukryty czyn­nik cho­ro­bowy, aby prak­tycy mogli sku­pić się na pro­ce­sach zmiany zacho­wa­nia – na mecha­ni­zmach, które pro­wa­dzą jed­nostkę do zmiany, które mają zwią­zek z jed­nostką w kon­tek­ście, które zapew­niają więk­szą uży­tecz­ność tera­pii i ukie­run­ko­wują inter­wen­cję oraz które pozwa­lają wyja­śnić zło­żo­ność ludz­kich zacho­wań za pomocą pro­stej teo­rii.

Tym­cza­sem po opra­co­wa­niu kon­cep­cji RDoC prak­tycy, przed­sta­wi­ciele władz i opi­nia publiczna w wielu czę­ściach świata na­dal nie byli prze­ko­nani o war­to­ści opieki psy­cho­lo­gicz­nej opar­tej na dowo­dach nauko­wych. Nie­kiedy trudno było wdra­żać pro­to­koły, a brak zna­nych kom­po­nen­tów i pro­ce­sów zmiany utrud­niał dopa­so­wa­nie tychże pro­to­ko­łów do jed­no­stek i ich zło­żo­no­ści. Więk­szość klien­tów obję­tych tera­pią psy­cho­spo­łeczną nie otrzy­my­wała opieki opar­tej na dowo­dach.

Czego klinicyści i klienci oczekują od nauki?

Zapewne każdy z nas zetknął się z takim klien­tem jak Bill. I tak jak Sara możemy być prze­ko­nani, że dopro­wa­dzi­li­śmy do zmiany w życiu klienta, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści zale­d­wie dotknę­li­śmy istoty pro­blemu. Zarówno Bill, jak i Sara mogą kon­cen­tro­wać się nad­mier­nie na „depre­sji” jako czymś, co męż­czy­zna „ma”, a pomi­jać wiele waż­nych szcze­gó­łów zwią­za­nych z jego roz­sta­niem z part­nerką, które wyzwo­liło głę­boko ukryte poczu­cie osa­mot­nie­nia i nie­do­pa­so­wa­nia.

Ludzie to nie kate­go­rie dia­gno­styczne – każdy klient jest cier­pią­cym czło­wie­kiem z wła­sną opo­wie­ścią, histo­rią, z oso­bi­stymi celami. Bill nie „ma” depre­sji. On czuje się przy­gnę­biony (i samotny, i odizo­lo­wany) ze względu na idio­gra­ficzne czyn­niki biop­sy­cho­spo­łeczne, które obej­mują także jego histo­rię oso­bi­stą, jego doświad­cze­nia z prze­szło­ści i jego nie­adap­ta­cyjne spo­soby radze­nia sobie z prze­ciw­no­ściami.

Bill ma wła­sną histo­rię, która dopro­wa­dziła go do pod­ję­cia tera­pii. Życie każ­dego czło­wieka toczy się w okre­ślo­nym kon­tek­ście i cza­sie, podob­nie jak pro­cesy zmiany, które odmie­niają tra­jek­to­rie życia. Spe­cja­li­ści nie muszą dopa­so­wy­wać zbioru pseu­do­bio­me­dycz­nych kate­go­rii czy nazw ludz­kiego cier­pie­nia do osoby. Potrze­bują zaś spój­nych i mają­cych sze­ro­kie zasto­so­wa­nie modeli pro­ce­sów zmiany, która musi zaist­nieć – na pozio­mie psy­cho­lo­gicz­nym, bio­fi­zjo­lo­gicz­nym i spo­łeczno-kul­tu­ro­wym – aby dopro­wa­dzić do pozy­tyw­nych rezul­ta­tów u osób szu­ka­ją­cych spe­cja­li­stycz­nej pomocy. Pro­cesy zmiany zacho­dzą na ścież­kach istot­nych funk­cjo­nal­nie, dla­tego kon­cen­tra­cja na uży­tecz­no­ści tera­pii powinna być pierw­szym kro­kiem kate­go­ry­za­cji, nie zaś tym ocze­ki­wa­nym, który ni­gdy się nie poja­wia. W końcu zwięk­sze­nie praw­do­po­do­bień­stwa naprawdę dobrego wyniku jest tym, czego ocze­kują zarówno kli­ni­cy­ści, jak i klienci od nauki o inter­wen­cji psy­cho­lo­gicz­nej.

Naj­po­pu­lar­niej­sze narzę­dzia meto­do­lo­giczne i ana­li­tyczne sto­so­wane w nauce o inter­wen­cji psy­cho­lo­gicz­nej nie speł­niają do końca swego zada­nia, nawet jeśli są nakie­ro­wane na pro­cesy zmiany. Kiedy jed­nak spo­glą­damy na opi­sy­wane pro­blemy świe­żym okiem, zauwa­żamy nowe spo­soby uję­cia trud­no­ści czło­wieka za pomocą dostęp­nych narzę­dzi tego rodzaju. Odkry­wamy nowe drogi postępu.

Pro­cesy zmiany repre­zen­tują te aspekty przy­padku kli­nicz­nego, któ­rych zmianę obser­wu­jemy w krót­kim cza­sie i które wia­ry­god­nie pro­gno­zują wyniki dłu­go­fa­lowe. Owa bli­skość cza­sowa jest tu istotna. Na przy­kład wiemy, że zmiany w spo­so­bie mówie­nia przez klien­tów o swo­ich myślach i trud­no­ściach w trak­cie pierw­szych sesji tera­peu­tycz­nych mogą pośred­ni­czyć w póź­niej­szych wyni­kach, przez co sta­no­wią wcze­sny wskaź­nik rze­czy­wi­stego postępu, który śle­dzimy w trak­cie sesji. Ina­czej niż w innych obsza­rach spe­cja­li­za­cji kli­ni­cy­ści nie stają się bar­dziej kom­pe­tentni w miarę naby­wa­nia doświad­cze­nia, nie uzy­skują bowiem natych­mia­sto­wej infor­ma­cji zwrot­nej na temat swo­ich dzia­łań. Kon­cen­tra­cja na pro­ce­sach może im jed­nak zapew­nić taki rodzaj natych­mia­sto­wej i przy­dat­nej infor­ma­cji zwrot­nej, który jest nie­zbędny do tego, by doświad­cze­nie pro­wa­dziło do pogłę­bia­nia wie­dzy spe­cja­li­stycz­nej.

Pro­cesy zmiany tera­peu­tycz­nej defi­niu­jemy jako oparte na teo­rii, dyna­miczne, stop­niowe, powią­zane kon­tek­stowo, mody­fi­ko­walne i wie­lo­po­zio­mowe zmiany lub mecha­ni­zmy, które poja­wiają się w prze­wi­dy­wal­nych, empi­rycz­nie usta­lo­nych sekwen­cjach oraz które można wyko­rzy­stać w celu uzy­ska­nia pożą­da­nych rezul­ta­tów (zwróć uwagę, że defi­ni­cja ta zawiera drobne dopre­cy­zo­wa­nie w porów­na­niu z defi­ni­cją z: Hof­mann i Hayes, 2019, s. 38). Są one:

oparte na teo­rii

, ponie­waż wiążą się z jasnym nauko­wym stwier­dze­niem rela­cji mię­dzy zda­rze­niami oraz pro­wa­dzą do dają­cych się \prze­te­sto­wać pro­gnoz i metod oddzia­ły­wa­nia;

dyna­miczne

, ponie­waż mogą obej­mo­wać pętle sprzę­że­nia zwrot­nego oraz zmiany o cha­rak­te­rze nie­li­nio­wym;

stop­niowe

, ponie­waż mogą wyma­gać upo­rząd­ko­wa­nia według kolej­no­ści, aby dało się osią­gnąć cel tera­pii;

powią­zane kon­tek­stowo i mody­fi­ko­walne,

ponie­waż zwra­cają uwagę bez­po­śred­nio na prak­tyczne zmiany lub na klu­czowe ele­menty inter­wen­cji, które pozo­stają w zasięgu prak­ty­ków;

wie­lo­po­zio­mowe

, ponie­waż nie­które pro­cesy zastę­puj ą inne lub wcho­dzą w ich skład.

Wresz­cie, „należy zauwa­żyć, że ter­min pro­ces tera­peu­tyczny bywa sto­so­wany w lite­ra­tu­rze w odnie­sie­niu do rela­cji pacjent – tera­peuta, która obej­muje tak zwane czyn­niki wspólne, takie jak przy­mie­rze tera­peu­tyczne i inne czyn­niki zwią­zane z rela­cją tera­peu­tyczną. Ter­min ten w zna­cze­niu, jakim się tutaj posłu­gu­jemy, może obej­mo­wać owo bar­dziej tra­dy­cyjne uży­cie, o ile pro­cesy opie­rają się na jasno okre­ślo­nej i moż­li­wej do prze­te­sto­wa­nia teo­rii oraz speł­niają suge­ro­wane przez nas stan­dardy empi­ryczne. Nie­mniej jed­nak to nie jest syno­nim owego tra­dy­cyjnego uży­cia” (Hof­mann i Hayes, 2019, s. 38). Wró­cimy do tej defi­ni­cji w roz­dziale 2, w któ­rym dokład­niej omó­wimy jej poszcze­gólne ele­menty.

W bie­żą­cym para­dyg­ma­cie modelu medycz­nego tera­peuci bazu­jący w swo­jej pracy na dowo­dach nauko­wych muszą albo ogra­ni­czać się do kon­kret­nych zespo­łów obja­wów, albo zdo­by­wać wie­dzę spe­cja­li­styczną z zakresu róż­nych pro­to­ko­łów nakie­ro­wa­nych na różne objawy. Jest to nie­lo­giczne, nie­prak­tyczne i nie­roz­sądne oraz opiera się na błęd­nych zało­że­niach. Nasza dzie­dzina usil­nie dąży do wypra­co­wa­nia powszech­nego roz­wią­za­nia wielu tego rodzaju pro­ble­mów, w czym podej­ście pro­to­ko­łów nakie­ro­wa­nych na objawy oka­zało się nie­sku­teczne. Uwa­żamy (Hof­mann i Hayes, 2019), że nauka o inter­wen­cji psy­cho­lo­gicz­nej musi obej­mo­wać oparte na dowo­dach nauko­wych pro­cesy zmiany zwią­zane z rów­nież opar­tymi na dowo­dach pro­ce­du­rami i roz­wi­jać się na ich pod­sta­wie. Czas zro­bić krok naprzód.

Przewaga podejścia opartego na procesach

Każde podej­ście tera­peu­tyczne ma wła­sne metody oceny, ter­mi­no­lo­gię i tech­niki, które w miarę potrzeby należy dosto­so­wać do klienta. Pro­po­zy­cja opie­ra­jąca się na pro­ce­sach to spójny zbiór pro­ce­sów zmiany, które można sto­so­wać w odnie­sie­niu do bar­dzo róż­nych pro­ble­mów w indy­wi­du­al­nie dopa­so­wany spo­sób – co sta­wia przed prak­ty­kami mniej znie­chę­ca­jące zada­nie korzy­sta­nia z pro­ce­sów zmiany w celu dopa­so­wy­wa­nia klu­czo­wych ele­men­tów inter­wen­cji do potrzeb osoby, z którą pra­cują. W ramach tego podej­ścia nie trzeba zobo­wią­zy­wać się z góry do sto­so­wa­nia roz­wią­zań z kon­kret­nej szkoły, orien­ta­cji tera­peu­tycznej czy pro­to­kołu. Ist­nieją oczy­wi­ście pewne uza­sad­nione róż­nice filo­zo­ficzne, które należy uwzględ­nić, a modele pro­ce­sów zmiany są potrzebne do uprosz­cze­nia i upo­rząd­ko­wa­nia dostęp­nych dowo­dów. Ale kwe­stie takie jak przy­na­leż­ność do okre­ślo­nej szkoły tera­pii, odmien­ność orien­ta­cji tera­peu­tycznej czy „marka” sto­so­wa­nej inter­wen­cji scho­dzą na dal­szy plan wzglę­dem indy­wi­du­al­nych potrzeb klienta.

Sys­tem zorien­to­wany na pro­cesy może pomóc w zanie­cha­niu bez­owoc­nych debat nad pozio­mami ana­lizy (np. „to mózg” – „nie, to rela­cja tera­peu­tyczna”) czy pre­fe­ro­wa­nymi wymia­rami roz­woju psy­chicz­nego (np. „to jest poznaw­cze” – „nie, to jest beha­wio­ralne”), które są pro­wa­dzone, jesz­cze zanim weź­mie się pod uwagę kon­kretne potrzeby kon­kretnego klienta. W zamian tera­peuci i bada­cze mogliby się sku­piać na naj­istot­niej­szych dla tegoż klienta pro­ce­sach biop­sy­cho­spo­łecz­nych, bio­rąc pod uwagę jego cele i bie­żące oko­licz­no­ści, oraz na wska­za­niu metod, które naj­le­piej wesprą osią­gnię­cie tych celów oraz zapew­nią więk­szą wol­ność w roz­pa­try­wa­niu pro­ce­sów i tech­nik z roz­ma­itych tra­dy­cji i modeli (Hayes i Hof­mann, 2020; Hof­mann i Hayes, 2019).

Wska­zówki doty­czące inter­wen­cji muszą być spójne naukowo, a także mieć uży­tecz­ność tera­peu­tyczną, która odpo­wiada potrze­bom jed­nostki (Hayes i in., 2019). Argu­men­tem prze­ma­wia­ją­cym za podej­ściem opar­tym na pro­ce­sach jest według nas to, że pozwoli ono tera­pii opar­tej na dowo­dach nauko­wych wyjść poza pułapki pro­to­ko­łów dla zespo­łów obja­wów, które spo­wol­niły postęp naukowy i kli­niczny oraz spra­wiły, że poję­cie tera­pii opar­tej na dowo­dach stało się dla wielu nie do przy­ję­cia. Kie­ru­jąc się potrze­bami indy­wi­du­al­nych klien­tów i sku­pia­jąc się na pro­ce­sach zmiany, można opra­co­wać pro­gramy badań inter­wen­cyj­nych, które peł­niej inte­grują spo­soby podej­ścia skon­cen­tro­wane na tym, co indy­wi­du­alne (idio­gra­ficzne), i na tym, co uni­wer­salne (nomo­te­tyczne).

Nie jest to kwe­stia liczeb­no­ści, lecz poziomu ana­lizy. Inten­sywną, czę­stą ocenę powią­zaną z dyna­miczną ana­lizą sieci (którą opi­szemy w roz­dziale 2) można wbu­do­wać w ran­do­mi­zo­wane kon­tro­lo­wane bada­nia inter­wen­cji. W ten spo­sób może powstać pro­gram badań, który przy zgłę­bia­niu kwe­stii nomo­te­tycz­nych pozo­staje wraż­liwy na jed­nostkę bez naru­sza­nia zało­żeń logicz­nych i sta­ty­stycz­nych. Celem jest opra­co­wa­nie opar­tego na teo­rii i dają­cego się prze­te­sto­wać modelu pro­ce­sów, które są zaan­ga­żo­wane w tera­pię. Wiele pro­ce­dur potrzeb­nych do namie­rze­nia takich pro­ce­sów jest już zna­nych; należy je tylko zesta­wić ze sobą w taki spo­sób, aby dopa­so­wać je do danej osoby (Hayes i Hof­mann, 2020).

Taka wizja tera­pii opar­tej na dowo­dach nauko­wych zmie­nia kla­syczne „pyta­nie kli­niczne” Gor­dona Paula doty­czące tejże tera­pii, które leżało u pod­staw dzia­łań pierw­szych tera­peu­tów beha­wio­ral­nych. Zamiast pytać: „Jaka tera­pia i przez kogo pro­wa­dzona jest naj­sku­tecz­niej­sza dla tej kon­kret­nej osoby z tym kon­kret­nym pro­ble­mem, jak rów­nież w jakich oko­licz­no­ściach i jak do tego docho­dzi?” (Paul, 1969, s. 44) w nowo­cze­snym podej­ściu opar­tym na pro­ce­sach pytamy: „Na jakie pod­stawowe pro­cesy biop­sy­cho­spo­łeczne powinna być nakie­ro­wana praca z tym klien­tem, bio­rąc pod uwagę ten cel w tej sytu­acji, oraz jak je naj­spraw­niej i naj­sku­tecz­niej zmie­nić?” (Hof­mann i Hayes, 2019, s. 47).

Owa zmiana w zasad­ni­czym pyta­niu prze­nosi uwagę ze wska­zy­wa­nia sku­tecz­nych pakie­tów tera­peu­tycz­nych dla danego typu pro­ble­mów na wdra­ża­nie sku­tecz­nych ele­men­tów tera­pii opar­tych na sys­te­mach pro­ce­sów zmiany tera­peu­tycz­nej. Na przy­kład zamiast szu­kać naj­lep­szej tera­pii depre­sji sku­piamy się na zna­le­zie­niu naj­lep­szego spo­sobu na poprawę nastroju, zre­du­ko­wa­nie poczu­cia osa­mot­nie­nia i wspie­ra­nie budo­wa­nia war­to­ściow­szych, bliż­szych rela­cji w przy­padku klienta, u któ­rego w wyniku roz­padu związku poja­wiły się sztyw­ność i wzorce uni­ka­nia emo­cjo­nal­nego. Taka pro­sta zmiana zapew­ni­łaby Bil­lowi znacz­nie bogat­sze doświad­cze­nie tera­pii, a Sarze dałaby bogat­szy zbiór narzę­dzi opar­tych na dowo­dach nauko­wych, aby zająć się pro­ble­mami tego klienta.

Opartą na dowo­dach nauko­wych tera­pię, którą pro­wa­dzi się w duchu podej­ścia opar­tego na pro­ce­sach, nazwa­li­śmy tera­pią opartą na pro­ce­sach (ang. pro­cess-based the­rapy, PBT). Nie jest to żadna nowa tera­pia – jest to nowy model tera­pii bazu­ją­cej na dowo­dach. Jej celem jest zro­zu­mie­nie pro­ce­sów zmiany danej osoby i praca nad nimi, a zara­zem odej­ście od nomo­te­tycz­nych, bazu­ją­cych na gru­pie ana­liz, które pomi­jają ważne pro­cesy indy­wi­du­alne, poten­cjal­nie istotne dla sku­tecz­nej i wydaj­nej pracy tera­peu­tycz­nej. W tera­pii opar­tej na pro­ce­sach pod­kre­śla się pry­mat funk­cji nad tre­ścią oraz bazuje na okre­śla­niu i testo­wa­niu klu­czo­wych, powią­za­nych ze sobą pro­ce­sów zmiany, aby jak naj­le­piej leczyć klienta w kon­kret­nym kon­tek­ście i kon­kret­nym cza­sie. Tera­pia jest więc dosto­so­wana do bie­żą­cych pro­ble­mów danej osoby przy posza­no­wa­niu faktu, że sku­teczne tera­pie nie muszą się ogra­ni­czać do jed­nej wybra­nej orien­ta­cji tera­peu­tycz­nej (np. beha­wio­ral­nej lub psy­cho­dy­na­micz­nej) czy stra­te­gii lecze­nia, ale raczej mogą się kon­cen­tro­wać na kon­kret­nych, mie­rzal­nych pro­ce­sach zmiany pro­wa­dzą­cych do roz­wią­za­nia indy­wi­du­al­nych pro­ble­mów i do poprawy dobro­stanu.

Nowy układ odniesienia

Podej­ście bio­me­dyczne, oparte na modelu ukry­tego czyn­nika cho­ro­bo­wego, domi­no­wało w naszej dzie­dzi­nie pół wieku. Oka­zało się nie­sku­teczne. Uwa­żamy, że to wystar­czy. Osoby, która cierpi, nie można zre­du­ko­wać do układu genów, zabu­rze­nia w funk­cjo­no­wa­niu mózgu czy zakłó­ce­nia rów­no­wagi neu­ro­prze­kaź­ni­ków. Roz­wój tera­pii opar­tej na dowo­dach nauko­wych przez dzie­się­cio­le­cia bazo­wał na eks­pe­ry­men­tal­nych testach pro­to­ko­łów mają­cych oddzia­ły­wać na zespoły obja­wów psy­chia­trycz­nych. W miarę słab­nię­cia tego para­dyg­matu poja­wia się na jego miej­sce podej­ście tera­peu­tyczne oparte w więk­szym stop­niu na pro­ce­sach, skon­cen­tro­wane na tym, jak naj­le­piej namie­rzać i zmie­niać pod­sta­wowe pro­cesy biop­sy­cho­spo­łeczne w kon­kret­nych sytu­acjach kon­kret­nych klien­tów mają­cych kon­kretne cele. Jest to zagad­nie­nie zasad­ni­czo bar­dziej idio­gra­ficzne niż to, które zwy­kle było przed­mio­tem dys­ku­sji w tera­pii opar­tej na dowo­dach nauko­wych. W tej książce zary­su­jemy metody oceny i ana­lizy, które pozwa­lają łączyć dane idio­gra­ficzne i mogą pro­wa­dzić do nomo­te­tycz­nych uogól­nień w epoce opie­ra­nia się na pro­ce­sach.

Zakwe­stio­no­wa­nie zało­żeń w nauce pro­wa­dzi do zakłó­ce­nia dotych­cza­so­wego porządku. W ramach okre­ślo­nej dzie­dziny badań ana­li­tyczne zało­że­nia a priori zapew­niają struk­turę deter­mi­nu­jącą rodzaj zada­wa­nych pytań, sto­so­wa­nych metod i danych, które uważa się za zasadne. Spe­cja­li­ści czę­sto postrze­gają pyta­nia, metody oraz jed­nostki ana­lizy jako wyma­gane narzę­dzia dobrej nauki – nie odzwier­cie­dle­nia zało­żeń – i w rezul­ta­cie mogą się poczuć na swój spo­sób zdez­o­rien­to­wani, kiedy w chwili zakłó­ce­nia porządku pod­daje się zało­że­nia kry­tycz­nej oce­nie.

Przej­ście do ram kon­cep­cyj­nych tera­pii opar­tej na pro­ce­sach wymaga prze­for­mu­ło­wa­nia pyta­nia z zakresu psy­cho­lo­gii kli­nicz­nej z: „Jakie tera­pie dzia­łają?” na: „Jak tera­pie dzia­łają?”. Celem tera­pii opar­tej na pro­ce­sach jest moż­li­wie naj­lep­sze zro­zu­mie­nie, na jakie pro­cesy biop­sy­chiczne u jed­nostki kie­ro­wać dzia­ła­nia, bio­rąc pod uwagę jej cele i etap inter­wen­cji, oraz jak naj­le­piej tego doko­nać, wyko­rzy­stu­jąc ana­lizę funk­cjo­nalną, podej­ście ana­liz sie­cio­wych i iden­ty­fi­ka­cję pod­sta­wo­wych pro­ce­sów zmiany wywo­dzą­cych się z tera­pii bazu­ją­cych na dowo­dach (Hayes i Hof­mann, 2020). Tera­pia ta obej­muje okre­śle­nie pod­sta­wo­wych pro­ce­sów zmiany i zaj­mo­wa­nie się nimi przy jed­no­cze­snej kon­cen­tra­cji na pro­ble­mach osoby.

Inter­wen­cja obej­muje for­mu­ło­wa­nie moż­li­wych do prze­te­sto­wa­nia hipo­tez, aby wyko­rzy­stać indy­wi­du­alne mocne strony klienta i zająć się obsza­rami pro­ble­mo­wymi zgod­nie z jego celami. Kla­sy­fi­ka­cja oparta na zespo­łach obja­wów trak­tuje jed­nostki tak, jakby nale­żały do homo­ge­nicz­nej grupy, co uza­sad­nia się tym, że wystę­puje u nich taki sam ukryty czyn­nik cho­ro­bowy – cho­ciaż pro­wa­dzone od dzie­się­cio­leci bada­nia poka­zują, że osoby z podob­nymi pro­ble­mami czę­sto doświad­czają róż­nych trud­no­ści życio­wych i cechują je różne tra­jek­to­rie życiowe. Roz­wój podej­ścia obja­wo­wego pochło­nął miliardy dola­rów i wiele dekad. Na darmo. Czas na zmianę, nawet bez finan­so­wego wspar­cia wiel­kich kon­cer­nów far­ma­ceu­tycz­nych i głów­nych insty­tu­cji finan­su­ją­cych.

Kon­cen­tra­cja na pro­ce­sach zmiany rodzi fun­da­men­talne pyta­nia o kwe­stie prak­tyczne, meto­do­lo­giczne i sta­ty­styczne, które stają się bar­dziej oczy­wi­ste w chwili odrzu­ce­nia stan­dar­do­wego podej­ścia dia­gno­stycz­nego. Ni­gdy nie doszło do powsta­nia „homo­ge­nicz­nych popu­la­cji” obie­cy­wa­nych przez kate­go­rie dia­gno­styczne DSM i ICD, a dąże­nie do ich stwo­rze­nia opóź­niło przy­zna­nie, że bez homo­ge­nicz­no­ści uogól­nia­nie wnio­sków z ana­liz grup na jed­nostkę jest mate­ma­tycz­nie nie­moż­liwe (Gates i Mole­naar, 2012). Dzie­dzina badań kli­nicz­nych i psy­cho­lo­gicz­nych jest gotowa do sto­so­wa­nia sta­ty­stycz­nych i tera­peu­tycz­nych metod skon­cen­tro­wa­nych na oso­bie – choć są bar­dziej wyma­ga­jące – aby posze­rzać naszą wie­dzę o psy­cho­pa­to­lo­gii i inter­wen­cjach poznaw­czo-beha­wio­ral­nych. Podej­ście oparte na pro­ce­sach pozwala na tego rodzaju prze­nie­sie­nie akcentu na jed­nostkę oraz jej kon­tekst i objawy.

Analiza funkcjonalna a koncentracja na procesach zmiany

Tera­pia oparta na pro­ce­sach sku­pia się na funk­cjo­nal­nie istot­nych pro­ce­sach zmiany, co zapew­nia uży­tecz­ność pracy tera­peu­tycz­nej. Dla­tego jej cele, takie jak uwzględ­nie­nie kon­tek­stu czy uży­tecz­no­ści kon­kret­nych zacho­wań, są podobne do celów kla­sycz­nej ana­lizy funk­cjo­nal­nej. W tera­pii tej jed­nak bie­rze się pod uwagę i dosto­so­wuje na uży­tek kli­niczny szer­szy zakres pro­ce­sów. Kiedy ogra­ni­czamy sto­so­wa­nie tera­pii opar­tych na dowo­dach nauko­wych do okre­ślo­nych dia­gnoz i tym samym szu­flad­ku­jemy się jako spe­cja­li­ści pro­wa­dzący tera­pię kon­kret­nych grup lub korzy­sta­jący z „mar­ko­wych” metod inter­wen­cji, hamu­jemy samych sie­bie. Cho­ciaż spe­cy­ficzne pod wzglę­dem dia­gno­stycz­nym tera­pie oparte na dowo­dach bazują zazwy­czaj na uzna­nych, sku­tecz­nych meto­dach, wyobraźmy sobie, o ile pre­cy­zyj­niej­sze by były, gdyby dopa­so­wać je do jed­nostki czy jej potrzeb. Naucze­nie czy­tel­niczki i czy­tel­ni­ków tego ostat­niego jest celem niniej­szej książki.

Ana­liza funk­cjo­nalna była pier­wot­nie wyko­rzy­sty­wana w ramach tera­pii beha­wio­ral­nej do opi­sy­wa­nia kon­troli zacho­wa­nia za pomocą takich zasad, jak zależ­no­ści zwią­zane ze wzmac­nia­niem. Można o niej myśleć jak o iden­ty­fi­ka­cji i mody­fi­ka­cji istot­nych, wpły­wo­wych i kon­tro­lo­wal­nych pro­ce­sów powią­za­nych z kon­kret­nymi zacho­wa­niami jed­nostki. Owe powią­za­nia mogą mieć różną siłę zależ­nie od skali wza­jem­nego oddzia­ły­wa­nia zmien­nych.

Choć wielu bada­czy zauwa­żyło, jak istotna jest praca funk­cjo­nalna, to ana­liza funk­cjo­nalna nie była sto­so­wana na więk­szą skalę poza tra­dy­cyjną ana­lizą zacho­wa­nia, w któ­rej na­dal domi­nuje kon­cen­tra­cja na bez­po­śred­nich zależ­no­ściach. Tera­pia oparta na pro­ce­sach ponow­nie kła­dzie nacisk na ana­lizę funk­cjo­nalną, a nie­dawno (Hayes i in., 2019) opi­sa­li­śmy, jak powią­zać model pre­zen­to­wany w tej książce z nowym rodza­jem ana­lizy funk­cjo­nal­nej, to jest z ana­lizą funk­cjo­nalną opartą na pro­ce­sach, którą omó­wimy w roz­dziale 3. To z kolei umoż­li­wia powią­za­nie pro­ce­dur tera­peu­tycz­nych opar­tych na dowo­dach nauko­wych z odpo­wied­nimi opar­tymi na dowo­dach nauko­wych pro­ce­sami.

Sto­so­wa­nie ana­lizy funk­cjo­nal­nej opar­tej na pro­ce­sach wymaga roz­róż­nie­nia pro­ce­dur i pro­ce­sów tera­peu­tycz­nych (por. Hayes i Hof­mann, 2020). Pro­ce­dury tera­peu­tyczne są to tech­niki, z któ­rych korzy­sta tera­peuta, aby osią­gać cele tera­pii klienta. Z kolei pro­cesy tera­peu­tyczne można opi­sać jako pod­sta­wowe sekwen­cje zmian biop­sy­cho­spo­łecz­nych, które pro­wa­dzą do osią­gnię­cia przez klienta celów tera­pii. W kolej­nych roz­dzia­łach poka­żemy bar­dziej szcze­gó­łowo, jak posłu­gi­wać się tym roz­róż­nie­niem.

Jako kli­ni­cy­ści moni­to­ru­jemy funk­cję i oko­licz­no­ści myśli klien­tów, ich emo­cji, zmian w zakre­sie uwagi, ich poczu­cia Ja, moty­wa­cji i zacho­wań, jak rów­nież sta­ramy się pogłę­bić świa­do­mość obsza­rów bio­fi­zjo­lo­gicz­nych i spo­łeczno-kul­tu­ro­wych istot­nych z punktu widze­nia ich celów. Bada­jąc te obszary pod kątem pro­ce­sów zmiany i wią­żąc dane z decy­zjami doty­czą­cymi inter­wen­cji, zysku­jemy kon­kretne narzę­dzia, które pozwa­lają prze­pro­wa­dzić ana­lizę funk­cjo­nalną opartą na dowo­dach nauko­wych, aby wska­zać pro­cesy zmiany do pracy i pomóc klien­tom w osią­gnię­ciu ich celów.

Metamodel celów terapii

Kli­ni­cy­ści róż­nią się mię­dzy sobą orien­ta­cją tera­peu­tyczną, zało­że­niami, a nawet ulu­bio­nymi stra­te­giami tera­peu­tycz­nymi. W kon­se­kwen­cji ten sam klient może tra­fić na róż­nych tera­peu­tów, któ­rzy pro­po­nują różne modele pracy. Tera­pia oparta na pro­ce­sach nie ogra­ni­cza róż­no­rod­no­ści metod, a wręcz zachęca kli­ni­cy­stów do uwzględ­nia­nia pro­ce­sów opar­tych na dowo­dach nauko­wych, które powstały poza przy­ję­tym przez nich podej­ściem tera­peu­tycz­nym, i do wyko­rzy­sty­wa­nia tych, które spraw­dzą się naj­le­piej u danej osoby.

Tera­pia oparta na pro­ce­sach musi więc bazo­wać na takim uję­ciu inter­wen­cji, które pomie­ści wszyst­kie pro­cesy zmiany oparte na dowo­dach nauko­wych bez względu na kon­kretną orien­ta­cję tera­peu­tyczną. Dla­tego też potrzebny jest nam kom­plek­sowy, spójny wewnętrz­nie i funk­cjo­nalny sys­tem porząd­ko­wa­nia jej pro­ce­sów. Teo­re­tyczne pod­stawy takiego meta­mo­delu są zako­rze­nione w zasa­dach ewo­lu­cyj­nych, które poma­gają zro­zu­mieć roz­wój sys­temów zło­żo­nych w naukach przy­rod­ni­czych. Pro­po­no­wany przez nas roz­sze­rzony meta­mo­del ewo­lu­cyjny zapew­nia spój­ność1 i wspólny język dla wspo­mnia­nego sys­temu (Hayes, Hof­mann i Wil­son, 2020). W ramach tego meta­mo­delu – o czym będzie mowa dalej – odnosi się ewo­lu­cyjne kon­cep­cje odpo­wied­nich do kon­tek­stu zmien­no­ści, selek­cji i utrzy­ma­nia do pod­sta­wo­wych wymia­rów i pozio­mów biop­sy­cho­spo­łecz­nych zwią­za­nych z pro­ble­mami, cier­pie­niem i pozy­tyw­nym funk­cjo­no­wa­niem czło­wieka. Jest to istota tera­pii opar­tej na pro­ce­sach i prak­tyczny cel niniej­szej książki. Pora zatem zacząć pracę nad sto­sow­nymi umie­jęt­no­ściami.

Ćwi­cze­nie 1.1.

Określ pro­blem

W każ­dym roz­dziale będziemy pro­sić cię o wyko­rzy­sta­nie tego, o czym była mowa, w ramach krót­kiego ćwi­cze­nia. Cza­sami będzie to wyma­gało zgłę­bie­nia oma­wia­nych kon­cep­cji poprzez zasto­so­wa­nie ich we wła­snym życiu. Zde­cy­do­wa­li­śmy się na to z dwóch powo­dów. Po pierw­sze, znasz swoje życie w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach, więc możesz odwo­łać się do jego boga­tej histo­rii. Po dru­gie, ćwi­cze­nie na sobie pozwala poczuć bar­dziej intu­icyj­nie czy też doświad­cze­niowo, jak dzia­łają oma­wiane kon­cep­cje. W każ­dym ćwi­cze­niu będziemy poda­wać przy­kła­dowe odpo­wie­dzi. W trak­cie czy­ta­nia miej pod ręką notat­nik. Oto pierw­sze ćwi­cze­nie.

Wybierz jeden lub dwa obszary pro­ble­mowe w swoim życiu, które – gdyby przy­szło ci sko­rzy­stać z pomocy psy­cho­loga – mogłyby zostać wybrane przez cie­bie do pracy. Pro­blemy te mogą mieć długą lub krótką histo­rię; jedy­nym wymo­giem jest to, że zma­gasz się z nimi obec­nie. Twoim zada­niem jest opi­sa­nie każ­dego z obsza­rów w jed­nym aka­pi­cie, tak jak pod­czas wstęp­nej kon­sul­ta­cji z tera­peutką. Podaj wszyst­kie szcze­góły, które według cie­bie mają zna­cze­nie.

Pro­po­nu­jemy wybra­nie jed­nego lub dwóch obsza­rów pro­ble­mo­wych, ponie­waż od następ­nego roz­działu będziemy się do nich odwo­ły­wać, a cza­sem wyło­nie­nie pro­blemu na potrzeby ćwi­cze­nia wymaga nieco namy­słu. Dla­tego teraz masz oka­zję się nad tym zasta­no­wić. Jeśli wiesz, że dany obszar jest naj­wła­ściw­szy, to go wybierz.

Gdy już opi­szesz każdy pro­blem, posta­raj się na pod­sta­wie tego, co wiesz ze szko­leń, nazwać go przy uży­ciu dia­gnozy DSM lub ICD. Możesz użyć kate­go­rii „nie­okre­ślone ina­czej” albo„zabu­rze­nie adap­ta­cyjne” a jeśli uwa­żasz, że konieczne jest sko­rzy­sta­nie z wielu dia­gnoz, możesz to zro­bić.

Wresz­cie, krótko opisz, jakie uczu­cia i myśli wywo­łuje w tobie ety­kietka z DSM lub ICD. Dokąd kie­ruje twój umysł? Jakie reak­cje wzbu­dza w tobie patrze­nie na dany pro­blem przez pry­zmat DSM/ICD?

Poni­żej poda­jemy przy­kła­dowe odpo­wie­dzi w tym ćwi­cze­niu. Tej samej osoby będą doty­czyły przy­kłady we wszyst­kich pozo­sta­łych ćwi­cze­niach.

Przy­kład

Obszar pro­ble­mowy:Odczu­wam lęk i czuję się nie­pew­nie, gdy roz­ma­wiam z ludźmi, zwłasz­cza z oso­bami, któ­rych nie znam, które uwa­żam za atrak­cyjne albo które mają jakąś wła­dzę nade mną. W takich chwi­lach zda­rza mi się pogrą­żać w myślach – zamar­twiam się tym, co roz­mówca o mnie pomy­śli, lub że mnie nie polubi. W rezul­ta­cie coraz bar­dziej się wyco­fuję we wła­sne myśli. Boję się, że powiem coś głu­piego, żenu­ją­cego. Radzę sobie z tym albo poprzez nad­kom­pen­sa­cję, sta­ra­jąc się być naj­za­baw­niej­szą i najbar­dziej inte­re­su­jącą osobą w towa­rzy­stwie, albo poprzez wyco­fa­nie – wtedy prze­pra­szam, wycho­dzę i idę do domu. Tego rodzaju obawy towa­rzy­szą mi, odkąd pamię­tam.

Dia­gnoza\DSM/ICD: Spo­łeczne zabu­rze­nie lękowe (fobia spo­łeczna).

Uczu­cia i myśli wzbu­dzane przez ety­kietkę dia­gno­styczną:Ety­kietka z DSM wydaje się nazbyt uprosz­czona i zara­zem zagra­ża­jąca. Mam wra­że­nie, że cała zło­żo­ność mojej sytu­acji została wtło­czona w jedną nazwę. Odbie­ram to także jako potwier­dze­nie, że coś jest ze mną nie tak. Coś we mnie jest popsute i przez to jestem kimś gor­szym. Wydaje mi się też, że do roz­wią­za­nia mojego pro­blemu potrzebny jest jakiś lek.

Rozdział 2. Podejście sieciowe

Roz­dział 2

Podej­ście sie­ciowe

Kiedy rezy­gnu­jemy z prób dopa­so­wa­nia klien­tów do sza­blo­nów DSM czy ICD, możemy wdro­żyć podej­ście bar­dziej uży­teczne i postę­powe - podej­ście, które dużo lepiej odzwier­cie­dla rze­czy­wi­stość osoby, ponie­waż kon­cen­truje się na tym, co nauka mówi nam o jej zma­ga­niach oraz o dzia­ła­niach koniecz­nych do zaspo­ko­je­nia jej potrzeb i osią­gnię­cia jej celów. Jest to wła­śnie podej­ście oparte na pro­ce­sach. W tym roz­dziale przyj­rzymy się jego pierw­szemu ele­men­towi, a mia­no­wi­cie mode­lowi sie­cio­wemu, który opi­suje bie­żącą sytu­ację klienta, jego oso­bi­stą histo­rię i dowolny inny pro­ces, który weź­miemy na cel. Model sie­ciowy sta­nowi pod­stawę naszej pracy. Zacznijmy od zde­fi­nio­wa­nia naj­waż­niej­szych ter­mi­nów.

Proces – definicja pojęcia

Słowo „pro­ces” pocho­dzi od łaciń­skiego pro­ces­sus („roz­wój”, „postęp”, „podą­ża­nie naprzód”), a ozna­cza mię­dzy innymi prze­bieg nastę­pu­ją­cych po sobie zmian pro­wa­dzą­cych do okre­ślo­nego rezul­tatu. Pro­ces w tera­pii opar­tej na pro­ce­sach to ciąg zda­rzeń, o któ­rym wia­domo, że oddzia­łuje na dobro­stan osoby. Owo oddzia­ły­wa­nie może mieć cha­rak­ter bez­po­średni (np. regu­larne tre­ningi wpły­wają na twój dobro­stan) albo pośredni (np. zna­jo­mość z kimś, kto regu­lar­nie tre­nuje, może cię zain­spi­ro­wać do częst­szych ćwi­czeń, co z kolei wpły­nie na twój dobro­stan). W każ­dej chwili w każ­dym czło­wieku zacho­dzi jed­no­cze­śnie mnó­stwo pro­ce­sów, które wcho­dzą we wza­jemne inte­rak­cje i oddzia­łują na jego dobro­stan.

Nie wszyst­kie pro­cesy mają oddzia­ły­wa­nie pozy­tywne. Tak naprawdę wiele z nich wpływa nega­tyw­nie na nasz dobro­stan (np. uni­ka­nie lęku, tłu­mie­nie trau­ma­tycz­nego wspo­mnie­nia). Co wię­cej, to samo zda­rze­nie może pro­wa­dzić u pew­nych osób do pro­ce­sów nie­adap­ta­cyj­nych, a u innych – do adap­ta­cyj­nych, mimo pozor­nego podo­bień­stwa mię­dzy nimi. Na przy­kład wcze­sna strata rodzica może u osoby, która nie potrafi zmie­rzyć się z żałobą, uru­cho­mić błędne koło spo­łecz­nego wyco­fa­nia, cier­pie­nia i roz­pa­czy, pod­czas gdy w przy­padku osoby, która potrafi sta­wić czoło żało­bie, prze­łoży się na zbli­że­nie do bli­skich jej ludzi i więk­szą rezy­lien­cję w obli­czu życio­wych stre­so­rów. Wszystko zależy od kon­kret­nego czło­wieka, jego kon­tek­stu i kon­kret­nych pro­ce­sów, które wcho­dzą w grę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Ang. con­si­lience ozna­cza tu spój­ność róż­nych dzie­dzin wie­dzy zapew­nia­jącą, że żadna z nich nie zosta­nie wyklu­czona. Auto­rom cho­dzi w tym kon­tek­ście o stwo­rze­nie modelu, który zapewni spój­ność mię­dzy róż­nymi szko­łami tera­peu­tycz­nymi - taką samą, jaką zapew­niała wcze­śniej tera­pia oparta na kla­sy­fi­ka­cji medycz­nej, przyj­mo­wa­nej przez znaczną więk­szość szkół tera­peu­tycz­nych (przyp. red. meryt.). [wróć]