59,99 zł
NAJWIĘKSZA NIEROZWIĄZANA ZAGADKA NASZYCH CZASÓW
Sądowe pozwy, pościgi samochodowe, groźby śmierci. Oddział SWAT, samobójstwo i zbiegły handlarz bronią. Bunkier przeciwatomowy w Europie, zamrożone ciała na pustyni w Arizonie i brytyjski szpieg w torbie turystycznej.
We wciągającym śledztwie Benjamina Wallace’a nie brak adrenaliny. Pytanie: kim jest Satoshi Nakamoto, twórca bitcoinów, rozpala wyobraźnię. Gdyby tylko wyszedł z cienia, zyskałby sławę i bajeczny majątek – w portfelu zgromadził 1,1 miliona BTC, czyli prawie 450 miliardów złotych!
DLACZEGO SIĘ UKRYWA?
Wallace przedstawia wyniki piętnastoletniego śledztwa mającego ustalić tożsamość człowieka, który zrewolucjonizował myślenie o pieniądzu. Czy rozwikłanie tej zagadki wstrząsnęłoby światowymi rynkami?
Nakamoto jest jak Dawid, który wymierzył procę w Goliata – banki i rządy.
***
„To może być najlepsza opowieść kryminalna ostatnich dwudziestu lat. Nie jestem pewien, czy Ben Wallace powinien dostać Pulitzera, trafić do jakiegoś zakładu (…), czy jedno i drugie”. James Patterson
„Wallace jest świetnym historykiem i utalentowanym śledczym. Tajemniczy pan Nakamoto zasługuje na szerokie grono czytelników”. „The New Yorker”
„…fascynująca tajemnica w świecie, w którym tajemnice przestają istnieć”. „The New York Post”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 514
Data ważności licencji: 9/24/2030
Tytuł oryginałuThe Mysterious Mr. Nakamoto. A Fifteen-Year Quest to Unmask the Secret Genius Behind Crypto
Copyright © 2025 by Benjamin Wallace All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form. No part of this book may be used or reproduced in any manner for the purpose of training artificial intelligence technologies or systems. This work is reserved from text and data mining (Article 4(3) Directive (EU) 2019/790). This edition published by arrangement with Crown, an imprint of the Crown Publishing Group, a division of Penguin Random House LLC.
Projekt okładki Tomasz Majewski
Źródło grafiki na okładce Distinct Mind/Usplash, Ashton Bingham/Unsplash
Redaktorka inicjująca i prowadząca Marta Brzezińska-Waleszczyk
Promocja Ewelina Juszyńska
Opieka redakcyjna Katarzyna Mach
Adiustacja Anastazja Oleśkiewicz
Korekta Justyna Jagódka Katarzyna Onderka
Copyright © for the translation by Sławomir Kupisz Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025
ISBN 978-83-842-7036-3
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska
Dla Nicole i Lucindy
Jeśli Satoshi Nakamoto, kryjący się za pseudonimem twórca bitcoina, był tym, o kim sądziłem, że naprawdę nim jest, nie przyzna się do tego. Prawdopodobnie nie będzie miał ochoty ze mną rozmawiać. A żeby się z nim spotkać, należało odbyć dwudziestogodzinny lot i spędzić kolejne osiem godzin w samochodzie. Ale musiałem choćby spróbować porozmawiać z nim, koniecznie twarzą w twarz.
Nakamoto zniknął wiosną 2011 roku. Dowiedziałem się o nim tego lata, gdy napisałem artykuł do „Wired” – pierwszy opublikowany tam artykuł o bitcoinie1, opartej na internecie walucie funkcjonującej całkowicie poza kontrolą jakiegokolwiek rządu czy banku. Dwanaście lat później twórca bitcoina w dalszym ciągu pozostawał nieznany, a jego gigantyczna fortuna nietknięta. Jego anonimowość i powściągliwość w obliczu sławy i majątku, których dostąpiłby, gdyby tylko wyszedł z cienia, były zastanawiające. Współczesna historia nauki nie zna przypadku twórcy przełomowej technologii, który ujawniwszy ją światu, zrezygnował z należnych mu zasług.
Z braku obiektu czci z krwi i kości akolici bitcoina otoczyli aurą legendy pseudonim jego twórcy. W 2022 roku Kanye West zostaje sfotografowany2, gdy w Beverly Hills wysiada ze swojego cadillaca escalade w bejsbolówce z napisem „Satoshi Nakamoto”. W Budapeszcie entuzjaści bitcoina odsłonili wykonany z brązu pierwszy pomnik Nakamoto3, przedstawiający fantomową postać w bluzie z kapturem. W archipelagu Vanuatu4 w południowo-zachodniej części Pacyfiku firmy deweloperskie sprzedawały udziały w utopijnym raju o nazwie Satoshi Island. Gdzie indziej trzech libertarian kupiło wycofany z użytku wycieczkowiec5 i – nadawszy mu imię „MS Satoshi” – rozpoczęło zaciąg kolonistów do pierwszej na świecie, niezależnej, opartej na bitcoinie wspólnoty. Ten i ów spośród badaczy zajmujących się pokrewną mi branżą technologiczną lobbował6 za przyznaniem Satoshiemu Nakamoto Nagrody Nobla.
Jednak zagadka tożsamości Nakamoto uparcie nie dawała się rozwikłać. Spekulacje na ten temat snuli między innymi Elon Musk i Peter Thiel7. Owładnięci obsesją tropiciele Nakamoto poszukiwali nowych wskazówek bądź usiłowali połączyć już znane w bardziej przekonujący sposób. Jak dotąd wskazano ponad stu potencjalnych kandydatów na Nakamoto.
Intryga zepchnęła technologię na dalszy plan. W świecie, w którym internet zagląda niemal do każdego zakątka, tego rodzaju pytań bez odpowiedzi jest coraz mniej. Dowiedzieliśmy się na przykład, kto był tajnym informatorem Boba Woodwarda8. Wreszcie poznaliśmy dowód wielkiego twierdzenia Fermata9. Wiemy, że Thomas Pynchon kupował bajgle prawdopodobnie w sklepie Zabar’s10.
Kiedy po raz pierwszy zabrałem się do pisania na temat Nakamoto, nie mogłem przypuszczać, że ponad dekadę później jego tożsamość będzie ostatnią wielką tajemnicą do rozwikłania. Jeszcze bardziej nie mieściłaby mi się w głowie myśl, że za sprawą ducha kryjącego się za pierwszą na świecie kryptowalutą i pragnienia zdemaskowania go powstanie opowieść, w której pojawią się pozwy sądowe, pościg samochodowy, ukryty skarb, fortuna w wysokości 75 miliardów dolarów, próba wymuszenia, groźby śmierci, oddział SWAT, samobójstwo, zbiegły handlarz bronią, seryjny fałszerz, wyalienowana wspólnota paranoików znanych tylko pod pseudonimami, geniusz o wielkim sercu uwięziony w swoim ciele przez chorobę, bunkier przeciwatomowy gdzieś w Europie, zamrożone ciała na pustyni w Arizonie oraz brytyjski szpieg w zamkniętej torbie turystycznej.
Wcześniejsze próby zdekonspirowania Nakamoto kończyły się niepowodzeniem, niekiedy w spektakularny sposób. Skapitulowało nawet 60 Minutes, dysponujące ogromnymi środkami i długą ławką doświadczonych dziennikarzy śledczych, uznając wyzwanie za mission impossible11. A mimo to, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, byłem przekonany, że udało mi się rozwiązać zagadkę.
Byłem zaniepokojony tym, z czym może się to wiązać. Świat bitcoina był nastawiony wrogo do projektów takich jak mój. Ale nie to było moim głównym zmartwieniem. Gdy ustaliłem prawdziwą tożsamość Nakamoto, byłem zaskoczony, jak daleki był od „klasycznego” kandydata do roli twórcy bitcoina. To był ktoś, kto zadał sobie wiele trudu, by nie zostać odnaleziony. A to, czego się o nim dowiedziałem, było zatrważające. W niczym nie przypominał kogoś, kogo ludzie wyobrażali sobie jako Satoshiego Nakamoto. Wielokrotnie określał siebie mianem niebezpiecznego. Posiadał broń.
Zanim poleciałem na drugi koniec świata, żeby się z nim spotkać, musiałem mieć pewność, gdzie się dokładnie znajduje. Był właścicielem co najmniej czterech posiadłości na dwóch kontynentach. Z początku sądziłem, że ukrywa się w odległym zakątku Big Island na Hawajach. Później doszedłem do wniosku, że mieszka na wschodnim wybrzeżu Australii, w małej wspólnocie na plaży na północ od Brisbane. Przemknęło mi przez myśl, że będę musiał zatrudnić prywatnych detektywów, którzy przyjrzą się jego posiadłościom i potwierdzą jego obecność w którejś z nich.
Takie myśli kłębiły mi się w głowie, kiedy spotkałem się na kolacji z moją siostrą w meksykańskiej restauracji na Manhattanie. Opowiedziałem jej, czego się dowiedziałem.
– To on – powiedziała z pewnością, której ja nie miałem.
Beznamiętnie popijała swoją margaritę, gdy ja wydawałem z siebie powątpiewające chrząknięcia.
– To on – powtórzyła.
Zwierzyłem się jej z moich obaw, ale ona miała większe doświadczenie w tego typu sprawach. Przez dwadzieścia lat była producentką wiadomości telewizyjnych. Pracując dla 48 Hours, była na miejscu wydarzeń, gdy FBI dokonała nalotu na kryjówkę Unabombera w Montanie i aresztowała go.
Zasugerowała mi, żebym zabrał ze sobą profesjonalnych ochroniarzy. I założył kamizelkę kuloodporną. I dał znać miejscowej policji.
– Dzięki – wymamrotałem.
Zrobiło mi się nieco lepiej. To już był jakiś plan. Dla ludzi z wiadomości telewizyjnych to chleb powszedni. Nie martwiła się. Więc i ja nie musiałem się martwić.
W środku nocy napisała mi wiadomość.
„Nie mogę zasnąć, nie wiem dlaczego”.
Była czwarta dziewięć.
„Przyszły mi do głowy dwie rzeczy. Może podejdź do niego w jakimś miejscu publicznym, o ile w ogóle wychodzi z domu. Warto też, żeby ktoś filmował to spotkanie (z bezpiecznej odległości), może się przydać jako dowód”.
Osiemnaście miesięcy wcześniej, w sylwestra 2021 roku, na moją skrzynkę mailową wpadła wiadomość.
„Temat: Nowe informacje re: Satoshi”.
Odkąd napisałem artykuł do „Wired”, od czasu do czasu otrzymywałem wiadomości takie jak ta. Zarówno bitcoin, jak i branża kryptowalut, którą zapoczątkował, były wciąż na tyle młode, że jeśli kupiłeś go jeszcze w 2017 roku, byłeś „OG” (original gangsta) – jednym z prekursorów. Dziennikarze, którzy zajmowali się tym tematem w jego najwcześniejszych latach, mieli już siwe brody i byli naturalnym celem dla każdego, kto chciał przehandlować swoją wersję historii Satoshiego. Ktoś zawsze miał na sprzedaż nową teorię na jego temat.
Zazwyczaj nie poświęcałem takim mailom zbyt dużo uwagi. Informacje na temat Nakamoto ożywiały ulotne nadzieje na coś nowego, świeżego, lecz za każdym razem okazywały się niewiarygodne. Pogodziłem się z tym, że prawdopodobnie nie uda się rozwikłać tej zagadki. Ten konkretny mail nie był podpisany, co dodatkowo odejmowało mu wiarygodności. Mimo to kliknąłem i otworzyłem go. W wiadomości nie było tekstu, a jedynie odnośnik do wpisu na blogu, zatytułowanego „Jestem tym stażystą w SpaceX, który spekulował, że Elon Musk to Satoshi. Historia ma ciąg dalszy”1. Autor, Sahil Gupta, cztery lata wcześniej na krótko zmącił internet innym wpisem, w którym twierdził, że Musk to „przypuszczalnie” Nakamoto2. Teraz przedstawiał kolejny dowód: zapis rozmowy, którą odbył z Samem Tellerem, szefem personelu Muska. Wydała mi się błaha i mało konkretna, toteż nie odpowiedziałem.
Dwa dni później otrzymałem kolejną niepodpisaną wiadomość z tego samego adresu. Zawierała link do strony w serwisie GitHub3, gdzie programiści dzielili się efektami swojej pracy. Znalazłem tam szczegółową analizę sprawy, o której mówił Gupta, przekonując, że Musk to w istocie Nakamoto. Być może dlatego, że nazwisko Muska stale przewijało się wtedy w mediach, przez kilka kolejnych tygodni głowiłem się nad teorią Gupty. Nie miałem pojęcia, jak odnieść się do jego argumentów, czasem ogólnikowych, czasem mocno technicznych. Ostatecznie odpisałem Gupcie, gdyż było oczywiste, że to on był autorem obu wiadomości. Poszukując kogoś, kto wzmocniłby głoszoną przez siebie teorię, z jakiegoś powodu wybrał właśnie mnie.
– Dzięki za odebranie telefonu – zaczął. – Wysłałem maile do setek reporterów.
Był w domu w pobliżu San Jose, rozmawialiśmy przez połączenie wideo. Miał na sobie T-shirt w kolorze magenta, srebrne słuchawki, na twarzy cień zarostu.
– To niesamowite, jaki ludzie mają negatywny i wykrzywiony obraz Muska – kontynuował dziwnie podekscytowany. – Wydaje im się, że rakietę i fabrykę samochodów zbudował fuksem.
Następnie Sahil opowiedział mi, jak odkrył prawdziwą tożsamość Nakamoto.
W 2015 roku Sahil, wtedy na studiach licencjackich na Uniwersytecie Yale, był pod wielkim wrażeniem działalności SpaceX. Swój letni staż spędził, pisząc oprogramowanie do zarządzania stanem magazynowym w montowni rakiet SpaceX w Hawthorne w Kalifornii.
– To było niezwykłe doświadczenie – wspomina Sahil.
Musk pojawiał się w biurze może trzy razy w tygodniu, Sahil widywał go od czasu do czasu na korytarzach. Po „gwałtownej nieplanowanej dekompozycji” – jak firma określiła eksplozję jednej ze swoich rakiet – Sahil przysłuchiwał się przemowie Muska, w której ten tłumaczył, jak SpaceX zamierza usprawnić technologię i wyeliminować problem.
– To było bardzo inspirujące – powiedział Sahil.
Z bitcoinem zetknął się po raz pierwszy po zakończeniu stażu. Jego głównym kierunkiem studiów była informatyka. W ramach pracy dyplomowej współpracował z dwoma innymi studentami, z którymi wysunął projekt cyfrowej waluty banku centralnego o nazwie fedcoin. „A gdyby tak USA ulepszyły dolara, sięgając po najlepsze aspekty bitcoina?” – wyjaśniał później. Podziękowania zamieszczone w pracy dyplomowej kończyły się wyrazami wdzięczności dla „Satoshiego Nakamoto – po prostu legendy”4.
Gromadząc materiały do pracy, Sahil zagłębił się w literaturę na temat kryptowalut, na czele z dziewięciostronicową Białą Księgą – dokumentem, w którym Nakamoto po raz pierwszy opisał bitcoina. O tym, że prawdziwa tożsamość Nakamoto jest słynną tajemnicą, Sahil dowiedział się dopiero niedawno. Podczas lektury manifestu twórcy bitcoina Sahila uderzyły podobieństwa do języka używanego przez Muska. Obaj myśleli w kategoriach „rzędu wielkości” i używali słowa bloody (cholernie). Obaj argumentowali, stosując rozumowanie w kategoriach zasad pierwszych. Nakamoto mówił o pieniądzu w sposób konceptualny, podobnie jak Musk, gdy na początku XXI wieku był dyrektorem generalnym PayPala. Sahil dowiedział się, że Musk, podobnie jak Nakamoto, w przeszłości programował w języku C++ oraz że miał wiedzę z zakresu ekonomii i kryptografii. Nakamoto przejawiał również swego rodzaju bezinteresowność motywowaną poczuciem misji. „To Musk” – stwierdził Sahil. Zaczął zachodzić w głowę: czy to możliwe, że twórca bitcoina cały czas stał przed nami, kryjąc się w blasku swojej sławy?
Ukończywszy studia licencjackie, Sahil postanowił pracować bezpośrednio dla Muska, w biurze dyrektora zarządzającego. Po wysłaniu do Muska kilku maili został umówiony na telefoniczną rozmowę kwalifikacyjną z Samem Tellerem, szefem personelu. Opowiedział mu o swoim wykształceniu i przygotowaniu, lecz zdaniem Tellera nie nadawał się na stanowisko, o które się starał. Teller poszukiwał asystenta do spraw administracyjnych. Jego zdaniem Sahil powinien założyć swoją własną firmę.
– To była dobra rada – powiedział Sahil.
Gdy rozmowa z Tellerem miała się ku końcowi, Sahil zaryzykował: „Czy Elon to Satoshi?”.
– Teller milczał przez piętnaście sekund – relacjonował Sahil. – Potem odparł: „No cóż, co ja mogę powiedzieć?”. To była kolejna wyraźna wskazówka – ciągnął Sahil. – Wyraźnie widać, że coś jest na rzeczy. Znaczy: zaskoczyłem go. Odpowiedź, którą dostałem, była bardzo wymowna.
Nieco później tego samego roku Sahil zamieścił na blogu wpis zatytułowany „Elon Musk prawdopodobnie stworzył bitcoina”. Nie wspomniał w nim o rozmowie, którą odbył z Tellerem, opisał za to inne dostrzeżone analogie. Argumentował też, że społeczność bitcoina, targana sporami o to, czy i jak włączyć technologię bitcoina do głównego nurtu, zyskałaby na powrocie jego założyciela, który mógłby nią pokierować. Kilka blogów poświęconych kryptowalutom podchwyciło teorię Sahila, szerzej napisał o niej serwis Bloomberg News5. Musk odniósł się do sprawy na Twitterze: „To nieprawda6. Przyjaciel wysłał mi parę lat temu część [bitcoina], ale nie wiem, gdzie jest”.
Sahil ostatecznie podjął pracę w firmie Muska, zatrudniony w 2018 roku do wsparcia przy tworzeniu oprogramowania chmury Tesli. Był podekscytowany i zafascynowany tym, że Musk, ignorując obowiązujące w branży zwyczaje, ulokował inżynierów oprogramowania pod tym samym dachem co pracowników produkcyjnych. Działo się tak w okresie nadzwyczajnego zwiększenia wydajności produkcji Modelu 3. Sahil z podziwem obserwował, jak Musk przebija się przez sceptycyzm. Jak twierdził, forsowana przez niego teoria „Musk to Satoshi” nie stała na przeszkodzie zatrudnieniu go do pracy w Tesli. „Przyznałem się, jakie mam do tego nastawienie. Naprawdę uważam, że Elon to Ben Franklin. Wydaje mi się, że mój przełożony raz zapytał mnie o to”.
Po pewnym czasie Sahil odszedł z Tesli, by założyć własną firmę zajmującą się wirtualnym modelowaniem 3D dla serwisów typu Shopify. Z biegiem lat udało mu się połączyć kolejne kropki i jego podejrzenie, że Musk to Nakamoto, zmieniło się w pewność. Natknął się między innymi na wypowiedź Luke’a Noseka, współzałożyciela PayPala, której Nosek udzielił w ramach panelu dyskusyjnego podczas forum w Davos7. Nosek powiedział, że celem firmy było stworzenie waluty niezależnej od banków. Sahil dostał też cynk, że w swoich pisemnych wypowiedziach Musk w przeszłości stawiał po kropce dwie spacje – jak Nakamoto. Jeden z kolegów Sahila wspomniał, że Musk często korzystał z lotniska Van Nuys, co w zadziwiający sposób korelowałoby z jedynym bodaj potknięciem w zabezpieczeniach, które przydarzyło się Nakamoto: mailem wysłanym do jednego z programistów, w którym nieopatrznie ujawnił adres IP8 pochodzący z północnej części Los Angeles. Sahil dowiedział się też, że pierwsi programiści bitcoina uważali Satoshiego za „władczego” – Musk był taki z pewnością. A co było znakiem firmowym Muska w czasach przed Twitterem? Zajmowanie się szeroką gamą aktywności: zachęcaniem do samochodów elektrycznych czy sprowadzaniem rakiety do lądowania na barce.
Pod koniec 2021 roku Sahil uznał, że nadszedł czas na kolejne publiczne posunięcie. Nakamoto niemal powszechnie był postrzegany jako bezinteresowny geniusz i Sahil poczuł, że oto nadarzyła się rzadka okazja, gdy media będą wreszcie skłonne zaakceptować, że Musk i Nakamoto to ta sama osoba. Kapsuła SpaceX z powodzeniem zadokowała do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a Musk właśnie został wybrany na CzłowiekaRoku tygodnika „Time”. Publikował żartobliwe tweety na temat dogecoina, kryptowaluty memowej. Kiedy Sahil umieścił na blogu swój nowy wpis – ten, do którego link znalazł się w mailu do mnie i setek innych dziennikarzy – po raz pierwszy wspomniał o rozmowie z szefem personelu Muska.
Teraz, na ekranie mojego komputera, Sahil mówił, że jest „w 99 procentach pewny swojej teorii”. Wątpliwości sygnalizowane przez innych kwitował jako uprzedzenia wobec Muska.
– Jestem zaskoczony, że ludzie tak sceptycznie podchodzą do zdolności Muska. To dowodzi, że społeczeństwo tkwi w utartych schematach postępowania, spoza których nie jest w stanie dostrzec obiektywnych faktów.
Miałem kilka pytań. Musk był człowiekiem wielkich zdolności, ale rok 2008 – kiedy popadł w długi i przechodził przez rozwód, a jego Falcon po raz trzeci z rzędu zaliczył nieudany start – określił swego czasu jako najgorszy rok w życiu9. Nakamoto ogłosił Białą Księgę w 2008 roku. Czy Musk mógł mieć wystarczające „moce przerobowe”, aby stworzyć pierwszą w historii kryptowalutę zdolną trwale funkcjonować, a następnie osobiście przez niemal dwa lata nadzorować to przedsięwzięcie programistyczne, i to wszystko w czasie, kiedy jego dążeniem było zbudowanie fabryki samochodów elektrycznych i odnoszącej sukcesy prywatnej firmy kosmicznej?
Sahil pospieszył z odpowiedzią. Powiedział, że czytał wywiad, w którym Musk wspominał, że w 2007 roku poświęcał pracy w Tesli tylko trzy dni w tygodniu. A czy nie wykazywał się fenomenalną zdolnością do pracy nad kilkoma niezwiązanymi ze sobą projektami jednocześnie? Co więcej: w przeszłości zdarzyło mu się już opublikować pewną śmiałą koncepcję w postaci białej księgi: w 2013 roku, bez większej pompy, Musk upublicznił w internecie pięćdziesiąt osiem stron poświęconych nowatorskiemu systemowi transportu, który nazwał Hyperloop10.
OK. Ale Musk zrobił to pod własnym nazwiskiem, nie silił się na skromność. Dlaczego więc, jeśli to on był twórcą bitcoina, zaprzeczał, że Nakamoto to on? Sahil i tu nie dostrzegał sprzeczności. Wręcz przeciwnie: jego zdaniem był to kolejny dowód inteligencji Muska.
– W przeciwieństwie do firmy, której potrzebny jest marketing, w swoich najwcześniejszych dniach bitcoin był silniejszy i był w stanie rozwijać się szybciej, jeśli towarzyszyła mu aura anonimowego twórcy.
Co więc było powodem, dla którego Sahilowi tak zależało na ujawnieniu światu tajemnicy Muska?
– To niezwykła historia – powiedział. Pragnął, aby Musk dostąpił należnej mu sławy. Celem Sahila było pobudzenie „wystarczająco silnej woli publicznej, która skłoni Muska, by odebrał laury”.
Nie wiem, czy Sahil miał rację, czy jej nie miał, ale starałem się odnieść do jego fiksacji. Bitcoin osiągnął niedawno najwyższą w historii swoich notowań cenę 70 tysięcy dolarów, a łączna wartość całej podaży monet przekroczyła bilion dolarów. Salwador uznał bitcoina za legalny środek płatniczy. To, że w 2011 roku nikt nie wiedział, kim jest Nakamoto, nie wydawało się niczym niezwykłym. Ale jak to możliwe, że nikt nie wiedział tego nawet teraz?
Sześć miesięcy później zwolniłem się z pracy, aby w pełnym wymiarze godzin poświęcić się rozwikłaniu tajemnicy, która po raz pierwszy oczarowała mnie dekadę wcześniej.
– Słyszałeś kiedyś o bitcoinie? – spytał Jason Tanz.
Nie słyszałem.
– A wiesz coś o Silk Road?
Nie wiedziałem.
Jason był redaktorem w „Wired”. Był czerwiec 2011 roku.
Jason nawiązywał do opublikowanej niedawno na blogu Gawker historii Silk Road (pol. Jedwabny Szlak) – funkcjonującej w darknecie platformy handlowej, na której rządził bitcoin, opisywany jako „niewykrywalna waluta cyfrowa”1. W niecałe trzy lata od swojego powstania bitcoin przeszedł już drogę od utopijnego projektu programistycznego, przez rynek o nieprawdopodobnym dziennym obrocie w wysokości 130 milionów dolarów, do podejrzanej sieci, której znakiem rozpoznawczym były przestępstwa, skandale i załamania cenowe. Ale jeśli wspomnieć ruch Occupy Wall Street, który miał objawić się zaledwie za kilka miesięcy, bitcoin trafił w odpowiedni moment. Jason wyjaśnił mi, na czym polegał jego nowatorski charakter. Podejmowane w przeszłości próby stworzenia cyfrowej waluty kończyły się fiaskiem, gdyż ta sama właściwość, która uczyniła internet objawieniem – natychmiastowy, ponadgraniczny transfer środków bez kontroli jakiejkolwiek władzy centralnej – doprowadziła do zjawiska zwanego problemem podwójnego wydatkowania. Skoro internet jest jak kserokopiarka, a cyfrowa waluta jedynie ciągiem bitów, co powstrzyma kogokolwiek od kopiowania jej raz za razem? Architekt bitcoina, Satoshi Nakamoto, w genialny sposób rozwiązał ten problem.
– Jesteś zainteresowany? – spytał Jason.
Studiowałem język angielski, nie miałem pojęcia o komputerach i wszelkie nowości przyswajałem sobie zazwyczaj jako ostatni. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku internet zaczął zyskiwać na popularności, byłem zaskoczony: dlaczego coś, co jest zaledwie najnowszym w długim, przyrastającym łańcuchu ludzkich wynalazków, każdy traktuje tak, jak gdyby to była technologia oznaczająca wręcz zmianę paradygmatu? „To tylko toster” – pokpiwałem sobie.
– Brzmi niesamowicie – powiedziałem.
„The Economist” opublikował szczegółową analizę funkcjonowania bitcoina2. Pod względem potencjału zmiany świata Fred Wilson, znany inwestor venture capital, zestawił go na równi z WikiLeaks i Arabską Wiosną3. Bo i historia była fascynująca. Koncepcja istniejącego wbrew przyjętym zasadom równoległego systemu pieniężnego przywodziła na myśl sekretną nieoficjalną pocztę z powieści Thomasa Pynchona 49 idzie pod młotek. Najbardziej zagorzali entuzjaści bitcoina byli barwną cyberpunkową mieszanką hakerów, goldbugów4, anarchistów i maniaków twórczości Ayn Rand. Zagadka Satoshiego Nakamoto mnie urzekła.
Idea białych plam, nieuwzględnionych jeszcze miejsc na naszych coraz to bardziej szczegółowych mapach, zawsze w jakiś sposób na mnie oddziaływała. Kiedy byłem dzieckiem, pod moim nocnym stolikiem trzymałem dużego formatu książkę bogato ilustrowaną niezwykłymi rysunkami i ziarnistymi czarno-białymi zdjęciami, będącą zbiorem niewyjaśnionych tajemnic w rodzaju potwora z Loch Ness czy Trójkąta Bermudzkiego. Ostatecznie moja fascynacja tymi opowieściami, spowitymi aurą nierealności, ustąpiła miejsca specyficznemu gatunkowi postaci życia publicznego, występującemu licznie w późnych latach siedemdziesiątych i wczesnych osiemdziesiątych minionego stulecia: urosłym do rangi ikony zbiegom i outsiderom. Ścigani w dalszym ciągu członkowie Weather Underground i Grupy Baader-Meinhof, pogrobowcy Trzeciej Rzeszy ukrywający się w paragwajskiej dżungli, Patty Hearst – pochodząca z wyższych sfer ofiara porwania, która zmieniła się w dziewczynę z pistoletem maszynowym rabującą banki. Beztroski terrorysta Carlos vel Szakal. Reagujący alergicznie na media pisarze w rodzaju Pynchona i J.D. Salingera. Te historie działy się wokół nas i nasiąkaliśmy nimi. Niewykluczone, że jako oddany młody czytelnik każdej nowej książki Ludluma byłem nadmiernie podatny na tego typu opowieści, dziś jednak myślę, że Satoshi Nakamoto, nieuchwytna postać, która mogła istnieć lub nie, zrobił coś bardziej dalekosiężnego niż ktokolwiek z wymienionych.
Zacząłem wydzwaniać do ludzi związanych z bitcoinem i umawiać się z nimi na spotkania, na które dojeżdżałem metrem z Brooklynu, gdzie mieszkałem. Niektóre z nich odbywały się w obskurnym pięciopiętrowym biurowcu w centrum Manhattanu, w którym mieściła się siedziba niedużej firmy zajmującej się produkcją filmów zamieszczanych w internecie – jej właściciel miał bzika na punkcie bitcoina – inne w kawiarni serwującej bubble tea w pobliżu Union Square.
Dowiedziałem się, że trzy lata wcześniej, w Halloween 2008 roku, na mało znanej, poświęconej kryptografii moderowanej liście mailingowej o nieformalnej nazwie Metzdowd5 Nakamoto opublikował zarys „systemu elektronicznej gotówki opartego na sieci peer-to-peer”6. Opisał w nim nowy typ pieniądza. Miałby on funkcjonować na bazie sieci komputerów dobrowolnych użytkowników, którzy w dowolnej chwili mogliby ją opuścić albo do niej dołączyć. Problem podwójnego wydatkowania miał zostać rozwiązany poprzez zastosowanie przejrzystego rejestru prowadzonego wspólnie przez sieć zamiast zdawania się na bankową lub rządową bazę danych zobowiązań i kredytów. Nakamoto dołączył link do obszerniejszego i bardziej formalnego opisu, który miał zasłynąć jako Biała Księga bitcoina. Była to już jednak daleko bardziej zaawansowana koncepcja.
Nakamoto zręcznie wybrał moment, w którym powołał do życia nowy, alternatywny pieniądz. W tym czasie wielu ludzi nie kryło swojego gniewu na banki. Miesiąc wcześniej Lehman Brothers złożył wniosek o postępowanie upadłościowe – największe w historii Stanów Zjednoczonych7, a Rezerwa Federalna sięgnęła po pieniądze podatników, aby ratować przed upadkiem AIG, jedną z największych na świecie firm ubezpieczeniowych8. Decentralizacja – czy jak kto woli: unikanie wkładania wszystkich jaj do jednego koszyka – wydawała się bardziej pociągająca niż kiedykolwiek.
Wybór forum, na którym Nakamoto ogłosił narodziny bitcoina, również był przemyślany. Wokół Metzdowd, skupiającego swoje zainteresowanie na kryptografii, licznie gromadzili się biegli w technologii libertarianie, jednakowo wprawni w dziedzinie informatyki, jak wrodzy wobec władz. To, że żaden z subskrybentów listy nie słyszał wcześniej o Satoshim Nakamoto, nikomu nie wydało się dziwne. Częstymi bywalcami Metzdowd byli ludzie oddani „matematyce tajemnic”, przywykli do stosowania aliasów.
Kilku członków listy, szczególnie zainteresowanych obietnicą cyfrowej gotówki, udzieliło Nakamoto informacji zwrotnej na temat tworzonego przez niego oprogramowania, za którą ten z zadowoleniem podziękował. „Dzięki za poruszenie tej kwestii”9 – odpisał jednemu z członków grupy. „Doceniam twoje pytania – napisał w prywatnej wiadomości w odpowiedzi do innego i dodał: – Właściwie zrobiłem to jakby od tyłu. Musiałem napisać cały kod, zanim mogłem mieć pewność, że będę w stanie rozwiązać każdy problem, potem napisałem ten artykuł”10. Na początku 2009 roku Nakamoto udostępnił w serwisie SourceForge wersję alfa oprogramowania11. W tamtym czasie były to popularna strona wspierająca projekty programistyczne typu open source, a także wspólne przedsięwzięcia, w których mógł wziąć udział każdy zainteresowany programista. Według jednego z najdłuższych stażem bitcoinerów pierwszego dnia oprogramowanie bitcoina zostało pobrane 127 razy12.
Wielu spośród pierwszych użytkowników bitcoina stanowili programiści, którzy byli zdania, że tradycyjnemu pieniądzowi należy się update. Banknoty i monety blakły, gniotły się, rozdzierały, w naturalny sposób zużywały, brudziły się, przenosiły zarazki. Były dostępne tylko w sztywno ustalonych nominałach, dawały się podrabiać, a w znacznych ilościach były trudne do transportowania. Bitcoin był pieniądzem 2.0: trwałym, nie do podrobienia, niemal nieskończenie podzielnym. Dzięki niemu wreszcie mogło się ziścić marzenie branży handlu internetowego o mikrotransakcjach. Możliwe było przetransferowanie dowolnej jego liczby, dokądkolwiek, natychmiast.
Znaczna część spośród tych, którzy dołączyli do społeczności bitcoina w początkowej fazie jej kształtowania się, szczególnie silnie akcentowała przywiązanie do osobistej autonomii. Bitcoin, jako waluta oparta na zerach i jedynkach, istniejąca w chmurze i zarządzana przez rozproszonych, zwykłych użytkowników, był niepodatny na manipulacje ze strony władz centralnych. W odróżnieniu od sztabek złota bitcoina nie można było zająć. Inaczej niż konto bankowe nie można go było zamrozić. Zachcianka banku centralnego nie groziła jego dewaluacją jak w przypadku walut krajowych, a żaden dyktator nie był w stanie objąć go kontrolą kapitału. W odróżnieniu od kart kredytowych i przelewów bankowych jego transfer nie pociągał za sobą wygórowanych opłat.
Najwcześniejsi użytkownicy cechowali się często specyficzną mieszanką motywacji i przekonań. Typowo nietypowym przykładem był Dustin Trammell, posługujący się w sieci pseudonimem Druid. Dustin, trzydziestoletni haker, cenił sobie naukę przez uczestnictwo. Gdy akurat nie siedział przed komputerem, z pasją oddawał się cosplayowi. Amatorsko interesował się walutami opartymi na metalach typu dolar liberty, a wolne moce obliczeniowe swojego komputera udostępniał na użytek SETI@home, długofalowego projektu zapoczątkowanego przez Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley, polegającego na rozproszonym analizowaniu danych radioteleskopowych w poszukiwaniu pozaziemskiej formy inteligencji. Dowiedziawszy się o bitcoinie, Dustin połowę mocy obliczeniowej swoich komputerów „przekierował” na nowe oprogramowanie, widząc w tym interesujący projekt technologiczny. W późniejszym czasie zainteresował się libertariańskimi teoriami monetarnymi. Wymienił kilka maili z Nakamoto, informując twórcę bitcoina: „Elektroniczna waluta oraz kryptografia to tematy, którymi jestem bardzo zainteresowany”13. „Zdecydowanie mamy podobne zainteresowania”14 – odpowiedział Nakamoto. „Wiesz co, myślę, że w latach dziewięćdziesiątych było dużo więcej zainteresowanych, ale po ponad dekadzie nieudanych systemów bazujących na Zaufanych Trzecich Stronach (Digicash itd.) uznali sprawę za przegraną. Mam nadzieję, że uda im się zobaczyć, że – o ile wiem – to pierwszy raz, kiedy wypróbowujemy system, który nie opiera się na zaufaniu”.
Istotą dzieła Nakamoto było coś, co nazwano blockchainem – to stale przyrastający łańcuch wszelkiego rodzaju transakcji (kupno, sprzedaż itd.), które dokonały się w systemie. Mniej więcej co dziesięć minut porcja danych transakcyjnych jest pakowana do postaci „bloku”, który następnie „spinany” jest z blokiem poprzedzającym przy zastosowaniu skomplikowanych mechanizmów matematycznych, czyniących wszelkie próby cofnięcia się i manipulowania zawartością wcześniejszych bloków zupełnie bezcelowymi. Ten zapis – rejestr – który w tradycyjnie pojmowanych finansach byłby prowadzony przez bank lub rząd, w tym wypadku jest zarządzany przez sieć komputerów użytkowników z zainstalowanym oprogramowaniem bitcoina, skomunikowanych z innymi maszynami w sieci i przechowujących mniej lub bardziej identyczną, nieustannie zmieniającą się kopię rejestru. Biletem wstępu do tej sieci jest dla komputera rozwiązanie zagadki matematycznej, generowanej przez system mniej więcej co dziesięć minut. Na podobnej zasadzie jak strony internetowe odróżniają ludzi od botów, pytając ich, ile mostów znajduje się w zestawie obrazków z widokami krajobrazu, ten wymóg, nazywany proof of work (pol. dowód pracy), służy powstrzymaniu „wrogich sił” przed przejęciem systemu. A po co ktoś miałby marnować moc obliczeniową swojego komputera na tak dziwną czynność? Nakamoto zmyślnie zaprojektował system tak, aby komputer, który rozwiąże zagadkę, otrzymywał nagrodę w postaci kilku bitcoinów. Znalazł sposób, aby za jednym zamachem zarówno przyciągnąć uczciwych użytkowników, jak i zniechęcić tych o niecnych zamiarach, konstruując jednocześnie przewidywalny mechanizm uwalniania nowych bitcoinów do już istniejącej podaży monet. Choć zasadniczym celem wyścigu o pierwszeństwo w rozwiązaniu zagadki było zapewnienie spójności systemu, zaczął on być określany mianem mining (wydobywanie, kopanie), a to z uwagi na kilkubitcoinową nagrodę dla zwycięzcy (ogromna ilość energii zużywana przez setki tysięcy komputerów stale pracujących nad rozwiązywaniem zagadek nie przysparza bitcoinowi dobrej reputacji wśród ekologów).
Dla zwykłych zjadaczy chleba wszystko to może brzmieć tajemniczo, ale zdecentralizowany pieniądz jest tym, czego świat jeszcze nie widział. Jego stworzenie było intelektualnym tour de force, wyczynem. Zooko Wilcox, którego obsesja na punkcie pieniądza niepodlegającego władzy centralnej narodziła się, gdy był politycznie motywowanym dziewiętnastoletnim koderem na Uniwersytecie Kolorado w Boulder, w ciągu dekady poprzedzającej pojawienie się bitcoina myślał praktycznie tylko o tym.
– Przez dwanaście lat próby rozgryzienia tego były moim ulubionym zajęciem przed snem, czy cokolwiek to było – powiedział mi. – Jeśli chodzi o konsensus Nakamoto i jego integrację z mechanizmem zachęty, przeczucie mi mówi, że nikt poza nim nie dałby rady tego wynaleźć. Zajęłoby to kolejne sto lat.
Bez względu na to, czy wydobywałeś bitcoiny, czy kupowałeś je od kogoś, kto je posiadał, wczesne wejście do gry kusiło. Oprogramowanie Nakamoto przewidywało limit liczby monet – 21 milionów – które kiedykolwiek zostaną „wybite”. System został zaprojektowany tak, że ostatnia zostanie wykopana około 2140 roku15. Bitcoinowi nie grozi ryzyko inflacji ani hiperinflacji, ma on charakter deflacyjny: jeśli ta technologia się rozpowszechni, posiadasz aktywo, które tylko zyskuje na wartości: „Uwielbiam myśl – napisał Nakamoto we wpisie w sieci społecznościowej P2P Foundation – o wirtualnych, nieskrępowanych geografią wspólnotach eksperymentujących z nowymi paradygmatami ekonomicznymi”16.
Bitcoin mnie oszołomił, był jak portal do innej rzeczywistości, do wizji świata, z którego istnienia nie zdawałem sobie sprawy. Wyalienowani libertarianie widzieli w powszechnie używanym pieniądzu fiducjarnym – walucie fiat (słowo fiat wymawiali z wyczuwalnym wzgardliwym przekąsem) – coś, czego wartość opierała się wyłącznie na regulacjach rządowych. Ale dla całej reszty z nas zetknięcie z walutą istniejącą poza znanym dla nas kontekstem było niczym historia ryb z opowiadania Davida Fostera Wallace’a, które nie zdawały sobie sprawy, że żyją w wodzie17. Wyciągnięte z niej łapią gwałtownie oddech i po raz pierwszy WIDZĄ.
Co sprawia, że bitcoin jest cokolwiek wart? Dolar Stanów Zjednoczonych jest legalnym środkiem płatniczym, za którym stoi jeden z najbardziej stabilnych rządów. Możesz opłacać nim swoje podatki. Sprzedawcy są zobowiązani do przyjmowania go. A co daje jakąkolwiek wartość ciągowi liter i cyfr? Kiedy w październiku 2009 roku ruszyła giełda bitcoina o nazwie New Liberty Standard, wartość jednego bitcoina (BTC) wyceniono na jedną dziesiątą centa – był to koszt energii potrzebnej do wydobycia jednej monety18. Ale cena bitcoina zaczęła żyć własnym życiem. Na początku 2011 roku cena rynkowa bitcoina przekroczyła 1 dolara, a w dniu, kiedy zadzwonił do mnie Jason, przekraczała 17 dolarów. W tych pierwszych miesiącach znaczna część wartości zdawała się wynikać z wiary w potencjał bitcoina jako czegoś w rodzaju cyfrowego złota możliwego do użycia na ogólnoświatowych rynkach oraz z czystej spekulacji finansowej.
Zachciało mi się frontier fizza.
– Fascynujące jest uczestniczyć w rozruchu nowej waluty – powiedział mi Jeff Garzik, programista bitcoina, który mieszkał i pracował gdzieś w Karolinie Północnej, w kamperze Fleetwood Southwind, rocznik 198419. – Możliwe, że to pierwsza globalna waluta świata.
Na Brooklynie spotkałem się z Markiem Suppesem, złotą rączką, który konstruował bankomat bitcoina – bitomat – w swoim lofcie w dzielnicy Bedford-Stuyvesant, parę metrów od budowanego metodą chałupniczą reaktora jądrowego. Pewien brodaty anarchista w bandanie na głowie podróżował w stylu Jacka Kerouaca z Connecticut do Kalifornii, próbując za wszystko po drodze płacić bitcoinami. Miłośnicy rzadkich numizmatów przewidywali, że po latach kolekcjonerzy będą handlować unikatowymi bitcoinami – na przykład tymi pochodzącymi z tak zwanego Bloku Genezy – pierwszego w blockchainie – z równym przejęciem, jak gdyby były dwudziestodolarówkami Double Eagle z 1933 roku20.
I choć dałem się ponieść fali entuzjazmu, pewne aspekty najwyraźniej mi umykały. Byłem w stanie wyobrazić sobie, że nowa waluta może być atrakcyjna w państwach takich jak Argentyna, gdzie hiperinflacja i kontrola rynku walutowego były jak najbardziej rzeczywiste. Podobnie na Filipinach, w Meksyku czy w dużej części Afryki, gdzie ponad 60 procent ludności nie miało kont bankowych21. Nie rozumiałem jednak pretensji, które amerykańscy bitcoinerzy mieli do tradycyjnych instytucji finansowych. Federalna Korporacja Ubezpieczeń Depozytowych działała bez większych zastrzeżeń, korzystanie z bankomatów było wygodne. Co takiego mieli ci ludzie przeciwko bankom?
Starałem się także zrozumieć techniczne podstawy bitcoina i pojąć, w jaki sposób wszystkie elementy ze sobą współgrają. W czasie spotkań potakiwałem rozmówcom opowiadającym o „jednokierunkowych funkcjach haszujących” czy o „równowagach Nasha”, a potem wracałem do domu i godzinami czytałem na te tematy, aż bolały mnie oczy. I kiedy już wydawało mi się, że wreszcie pojąłem wszystko, moja dopiero co zyskana pewność rozpływała się bez śladu, gdy kilka dni później przychodziło mi wyjaśnić komuś któreś z zagadnień. Poczułem się trochę mniej ciemny, gdy Garzik, jeden z głównych programistów projektu, powiedział mi:
– Zrozumieć bitcoina jest naprawdę, ale to naprawdę trudno.
Trudno było także kupić bitcoiny, przechowywać je, używać ich i trwać przy nich. Bitcoin był ekstremalnie niestabilny: w miesiącu, w którym dowiedziałem się o nim po raz pierwszy, stracił 99 procent swojej wartości, a jego cena spadła z 17 do 0,01 dolara22. Giełdy online, nieobjęte regulacjami i nieponoszące odpowiedzialności za swoje operacje, okazywały się często firmami krzakami, których anonimowi właściciele, przyjąwszy depozyty klientów, któregoś dnia po prostu znikali z nimi bez śladu. Ofiarą ataków hakerskich padła nawet Mt. Gox, największa platforma wymiany bitcoina23. Giełda straciła 25 tysięcy BTC wartych wtedy 500 tysięcy dolarów, co zapoczątkowało gwałtowne załamanie ceny bitcoina.
Alternatywą do trzymania własnych bitcoinów na giełdzie jest samodzielne przechowywanie klucza prywatnego, z reguły alfanumerycznego ciągu 51 znaków, będącego kryptograficznym odpowiednikiem hasła, w „portfelu” na bitcoiny, wbrew temu, co sugeruje nazwa, przypominającym bardziej brelok. Możesz też zanotować swój klucz prywatny na skrawku papieru, wyryć go na stalowej płytce, którą zakopiesz na podwórku z tyłu domu, zapisać go na fabrycznie nowym komputerze bez dostępu do internetu albo po prostu zapamiętać go. To najwyższy stopień suwerenności jednostki. Myśl, że przekraczasz granicę państwa, z kluczem prywatnym w głowie, i oto skutecznie transferujesz swoje środki, ma w sobie coś ekscytującego.
Biorąc jednak pod uwagę, że choćby jeden źle zapamiętany znak może cię kosztować utratę zasobów, raczej się tego nie poleca. Samodzielne przechowywanie klucza – ideał, który znalazł odzwierciedlenie w używanym wśród miłośników kryptowalut powiedzeniu „not your keys, not your coins” (nie twoje klucze, nie twoje monety) – wiązało się z licznymi problemami. Stefan Thomas, niemiecki programista, przechowywał kopie klucza do 7002 bitcoinów w trzech miejscach, a główny portfel umieścił na odizolowanej, odciętej od internetu „maszynie wirtualnej”, utworzywszy również jego kopie: przy użyciu oprogramowania TrueCrypt oraz na szyfrowanym dysku przenośnym IronKey, przypominającym pendrive. I wtedy, aktualizując system operacyjny, przypadkowo usunął maszynę wirtualną. Gdy zalogował się do zaszyfrowanego TrueCryptem dysku przechowywanego w usłudze Dropbox, portfel również zniknął – okazało się, że mógł zostać nadpisany, gdy jednocześnie były zalogowane do niego więcej niż dwie maszyny. Jeśli chodzi o IronKey, po prostu zapodział gdzieś hasło. Wartość utraconych bitcoinów wynosiła wówczas 140 tysięcy dolarów.
– Spędziłem tydzień, próbując go odzyskać. Bez powodzenia – powiedział mi Stefan. – Bolało mocno.
Pod koniec 2021 roku monety Stefana były warte 473 miliony dolarów24. W swoim nieszczęściu nie jest osamotniony. Firma Chainalysis oszacowała, że około 20 procent istniejących bitcoinów zostało utraconych25.
Uznałem, że sympatyczny Gavin Andresen dobrze nadaje się do roli pierwszego przewodnika po tym ezoterycznym świecie. Prawie czterdzieści jeden lat na karku, brązowe włosy zaczesane na czoło i etykietka „geek” dosłownie na piersi, w postaci naszywki na koszuli z krótkimi rękawami i przypinanym kołnierzykiem, którą miał na sobie. Mówiący łagodnym głosem ojciec dwojga dzieci26, jakich wielu na przedmieściach. Tam gdzie ktoś inny, deprecjonując swoje zdolności pamięciowe, powiedziałby: „Moja żona zaświadczy, jak często zdarza mi się zapominać”27, i na tym poprzestał, Gavin zacząłby od: „Widziałem badania na temat zawodności naszej pamięci”, po czym przystąpiłby do szczegółowego ich omówienia. Jeździł na monocyklu28.
Bitcoin pojawił się w życiu Gavina we właściwym momencie. W 2009 roku jego żona, profesor geologii na Uniwersytecie Massachusetts, otrzymała urlop naukowy. Gavin zrezygnował z etatu na uniwersytecie29, gdzie zajmował się uczeniem maszynowym, i cała rodzina przeprowadziła się do Australii. Następne sześć miesięcy Gavin spędził w Queensland30, żonglując kokosami, biegając po plaży, nurkując z fajką, pozwalając się kąsać muchom piaskowym, ratując podziobanego przez ptaki węża morskiego i pijąc piwo XXXX. To tylko niektóre z jego aktywności. Zgolił też kozią bródkę, którą nosił przez ostatnie siedemnaście lat. Po powrocie rodziny do Stanów Zjednoczonych zamierzał założyć start-up, ale w maju 2010 roku wciąż nie miał pomysłu, który by go porwał.
I wtedy na jednym z blogów technologicznych przeczytał wpis o kilku projektach oprogramowania otwartoźródłowego, w tym o bitcoinie31. Gavin był absolwentem Uniwersytetu Princeton i pracował dla Silicon Graphics. Uczestniczył w pracach organów uchwałodawczych w swoim niedużym miasteczku w Nowej Anglii32, aktywnie interesował się lokalną polityką szkolną33 i jako wolontariusz pomagał w prowadzeniu strony internetowej sekcji League of Women Voters w Amherst34. Koncepcja pieniądza niekontrolowanego przez grupę wybrańców w Rezerwie Federalnej przemówiła do niego. Cenił wolność jednostki, wierzył w mądrość tłumu i organiczne, oddolne procesy zamiast narzucanej odgórnie kontroli. Był przekonany o prymacie ewolucji nad rewolucją: „małymi krokami ku lepszemu światu”.
Jak powiedział mi później, jego pierwszą reakcją na bitcoina było niedowierzanie: „Jak to w ogóle może działać?”. Zachodził w głowę, w jaki sposób system tworzy nowe monety i jak zapobiega problemowi podwójnego wydatkowania. Gdy wpisał hasło „bitcoin” w wyszukiwarkę Google, otrzymał zaledwie cztery strony wyników. Pobrał więc kod i zaczął czytać. Było dla niego jasne, że programista wiedział, co robi. Gavin uruchomił program i wykopał kilka monet. Pomimo to musiał mocno się w to wgryźć, żeby mieć pewność, że nie widzi w tym schemacie żadnych luk. W czasie gdy rozmawialiśmy, Andresen był „pewny jak diabli, że nie ma tam żadnych fundamentalnych wad”.
Miesiąc po tym, jak dowiedział się o bitcoinie, założył Bitcoin Faucet. 1 BTC kosztował wtedy pół centa. Za 50 dolarów Gavin kupił ich 10 tysięcy i założył stronę, na której zaczął je rozdawać. Każdy, kto rozwiązał zadanie CAPTCHA, otrzymywał gratis 5 bitcoinów. Zamysłem, jaki się za tym krył, było zachęcenie do bitcoina nowych użytkowników. Gavin rozumiał, że pieniądz nabiera wartości tylko wtedy, gdy ludzie go używają.
Bitcoin Faucet dobrze współgrał z chałupniczym charakterem bitcoina w jego zalążkowej fazie. Któregoś razu Gavin zjadł lunch z Davidem Forsterem, mieszkającym po sąsiedzku farmerem z Massachusetts, który sprzedawał skarpetki z wełny alpaki, przyjmując jako zapłatę bitcoiny35. Bitcoinerzy nakręcili się pozytywnie, gdy Laszlo Hanyecz z Florydy zapłacił 10 tysięcy bitcoinów za dwie duże pizze36 z Papa John’s. W późniejszych latach ludzie niestrudzenie przeliczali cenę owych dwóch placków według aktualnej wartości bitcoina – pizza za 690 milionów dolarów!
– Nie czuję się z tym źle – powiedział mi Laszlo, gdy cena bitcoina osiągnęła plus minus 85 tysięcy dolarów. – Pizza była naprawdę dobra.
Niedługo potem Gavin zaczął zadawać pytania i udzielać odpowiedzi na forum bitcoina. Przesyłał też Nakamoto fragmenty kodu do łatania luk, które – jak w każdym nowym oprogramowaniu – były nie do uniknięcia. O samym Nakamoto wiedział niewiele. Nigdy nie spotkali się osobiście ani nie rozmawiali przez telefon. Jego odbiór swojego głównego współpracownika bazował wyłącznie na ich korespondencji. Na podstawie wymienianych maili i prywatnych wiadomości Gavin postrzegał Nakamoto jako niezależnego, rzeczowego, błyskotliwego, ale i drażliwego. Andresena trapiły kwestie prawne. Rząd ścigał sądownie twórców wcześniejszych alternatywnych walut. Czy groziło mu aresztowanie? Michele lubiła dokuczać mu z powodu tych „udawanych, internetowych pieniędzy”37, ale już wkrótce Gavin poświęcił się projektowi bez reszty.
Zaangażował się w prace nad projektem, gdyż go interesował, podziwiał jednak również to, jak zręcznie udało się Nakamoto dostosować bitcoina do ludzkiej natury. Gdy tylko stawałeś się posiadaczem kilku monet, natychmiast budziła się w tobie chęć wsparcia systemu, czy to przez wydobywanie bitcoinów, posługiwanie się nimi, propagowanie ich, czy to przez pracę nad kodem – po to, by twoje bitcoiny jutro były warte więcej niż wczoraj. Wraz ze wzrostem ceny Gavin otrzymywał materialne wynagrodzenie w czasie rzeczywistym. Jego zaangażowanie było „oświeconym interesem własnym”38. Uważał, że bitcoin może stać się główną walutą światową39 i z czasem zastąpić dolara w roli globalnej waluty rezerwowej.
Choć bitcoin był projektem typu otwartoźródłowego, hipotetycznie odpornym na indywidualne zakusy za sprawą zbiorowego wysiłku rozproszonych użytkowników, ktoś musiał stanąć na jego czele i przez pierwsze 20 miesięcy był to Satoshi Nakamoto. To on udostępniał kod i implementował wybrane poprawki proponowane przez innych programistów.
Cztery miesiące po tym, jak Andresen na poważnie zaangażował się w projekt, jego oddanie, wiedza informatyczna i wspólnotowy zapał najwyraźniej zaskarbiły mu przychylność Nakamoto. Najpierw Satoshi umożliwił Gavinowi bezpośredni dostęp do kodu źródłowego40. Potem, mniej więcej we wrześniu 2010 roku, napisał mu, że z uwagi na coraz większe zaangażowanie w inne projekty zamierza przekazać mu kontrolę zarówno nad repozytorium kodu na SourceForce41, jak i nad „kluczem alarmowym” projektu, który umożliwiał przesłanie pilnych wiadomości do wszystkich maszyn z zainstalowanym oprogramowaniem bitcoina42. W przypadku projektów open source równało się to niejako przekazaniu opaski kapitana drużyny. Od tego momentu Gavin stał się de facto głównym programistą projektu, stając na czele zespołu składającego się z pięciu innych programistów wolontariuszy43.
Przez kolejnych kilka miesięcy Nakamoto od czasu do czasu wtrącał swoje uwagi dotyczące kwestii technicznych, ale jego skłonność do alienacji coraz częściej ścierała się z otwartością Gavina. Po zamrożeniu przez PayPala i Visę kont WikiLeaks część bitcoinerów stanęła na stanowisku, że bitcoin mógłby udzielić wsparcia kontrowersyjnej organizacji, która z kolei mogłaby pomóc w promocji bitcoina44. „Dawać ich tu”45 – napisał jeden z użytkowników forum BitcoinTalk. Ale Nakamoto zareagował opryskliwie: „Nie. Nie »dawać ich tu«. Projekt musi rozwijać się stopniowo, tak by oprogramowanie wzmacniało się z biegiem czasu. Apeluję do WikiLeaks, aby nie próbowali używać bitcoina (…). Presja, jaką ze sobą przyniesiecie, na tym etapie nas zniszczy”46.
Pomysł WikiLeaks na przesyłanie darowizn przy użyciu bitcoinów zaowocował artykułem w „PC Magazine”47. Część bitcoinerów z zadowoleniem przyjęła perspektywę znalezienia się w centrum uwagi, ale nie Nakamoto. „Byłoby miło zwrócić na siebie uwagę w jakimkolwiek innym kontekście – napisał. – WikiLeaks zasiał wiatr, a burza zmierza prosto na nas”48.
Dla dziennikarzy podejmujących temat bitcoina Gavin stał się niejako naturalnie osobą, do której należy zadzwonić w pierwszej kolejności. Miał łagodny, wyważony sposób bycia, właściwą politykom zdolność do umiaru, nie miał też nic przeciwko występowaniu pod własnym nazwiskiem. Wszystko to czyniło go naturalnym ambasadorem bitcoina, którym Nakamoto nie był. Jednak Satoshiemu coraz bardziej była nie w smak postępująca zażyłość Gavina z mediami. Pod koniec kwietnia 2011 roku Nakamoto napisał w mailu do Andresena: „Wolałbym, żebyś przestał mówić o mnie jak o jakiejś tajemniczej postaci kryjącej się w cieniu, prasa zrobi z tego po prostu piracką walutę”49.
Jak się miało okazać, był to ostatni raz, kiedy Nakamoto skontaktował się z Gavinem. Kiedy tamtego lipca po raz pierwszy rozmawiałem z Andresenem, powiedział mi, że nie komunikował się z Nakamoto „od paru miesięcy”. Po tym, jak w mailu z 26 kwietnia Gavin w dobrej wierze poinformował Nakamoto, że zgodził się wygłosić prelekcję na temat bitcoina dla ciekawskiej CIA w jej kwaterze głównej w Langley w Wirginii50, ten nie odpowiedział. Mniej więcej w tym samym czasie wysłał za to wiadomość do co najmniej jednego z programistów pracujących nad projektem51.
A potem zamilkł.
– A więc – zapytałem – wiesz, kto jest Satoshim?
Jeśli ktoś miałby to wiedzieć, to właśnie Gavin.
– Nie znam jego prawdziwego nazwiska – odparł Gavin. – Chciałbym, żeby pewnego dnia uznał, że nie chce już być anonimowy, i że go poznam, ale raczej nie spodziewam się tego.
Gavin oraz pozostali programiści w kilku kwestiach byli zgodni. Drugim miejscem, w którym Nakamoto obwieścił swoją Białą Księgę, była strona P2P Foundation1, skupiająca idealistów strona organizacji non profit poświęcona wszelkiego typu sieciom peer-to-peer. W swoim profilu użytkownika Nakamoto jako miejsce zamieszkania podał Japonię, ale nikt tak naprawdę nie wierzył, że jest Japończykiem. Jego angielski był bezbłędny i miał w sobie giętką pewność siebie właściwą rodzimemu użytkownikowi języka. Jego angielski wyglądał jak angielski Brytyjczyka, a przynajmniej kogoś ze Wspólnoty Narodów. W Bloku Genezy został zaszyty nagłówek artykułu z londyńskiego„Timesa”2, a zarówno w kodzie źródłowym, jak i w swoich wpisach na forum BitcoinTalk Nakamoto preferował pisownię wyrazów typową dla brytyjskiej wersji angielskiego, w rodzaju colour czy optimise. Tytuł artykułu, którego nagłówek został osadzony w pierwszym bloku bitcoina, może zdradzać motywację Nakamoto: „Kanclerz o krok od drugiego pakietu stymulacyjnego dla banków”.
Uderzające było również to, jak skrupulatnie Nakamoto strzegł swojej tożsamości. Rejestrując stronę bitcoin.org, skorzystał z serwisu anonimizującego anonymousspeech.com3, który z kolei był zarejestrowany pod adresem należącym do brokera mieszkań na wynajem krótkoterminowy w Tokio. Dzięki tej usłudze Nakamoto otrzymał adres poczty internetowej w domenie vistomail.com, oferującej możliwość edycji daty i godziny wysłania wiadomości. Trzeci adres mailowy, którego używał Nakamoto, pochodził z domeny gmx.com – kolejnego dostawcy bezpłatnego dostępu do poczty elektronicznej przez stronę WWW. Michael Marquardt, który pod pseudonimem Theymos prowadził w swoim czasie forum BitcoinTalk, był przekonany, że Nakamoto ukrywał swój adres IP za pomocą anonimizującego dane przeglądarki narzędzia TOR4 – tego samego, które umożliwiało dostęp do stron w rodzaju Silk Road w darknecie. Wypowiadał się z wyćwiczoną niejednoznacznością. Odpowiedzi na pytania natury technicznej udzielał – według Gavina – „jak geek programista rozmawiający z innym geekiem programistą”5. Ignorował wszelkie próby wydobycia od niego informacji natury osobistej.
Kod Nakamoto stanowił opowieść sam w sobie. Zdaniem Gavina każdy programista ma właściwy sobie styl6, tak inny od pozostałych, jak proza Kurta Vonneguta różni się od prozy Jackie Collins. Istniały pewne przesłanki, które wskazywały, że Nakamoto mógł być starszy wiekiem. Jego styl kodowania wydał się Gavinowi trochę przestarzały7. Z kolei Mike Hearn, pochodzący z Irlandii programista pracujący w filii Google’a w Szwajcarii, zauważył, że Nakamoto stosuje tak zwaną notację węgierską8 – formę zapisu nazw zmiennych popularną wśród programistów Windowsa w latach dziewięćdziesiątych. Nietypowe było również to, że „windowsowiec” inicjuje projekt otwartoźródłowy – ruch open source narodził się bowiem głównie w reakcji na zamknięte systemy typu Windows.
W niektórych sprawach wśród programistów bitcoina nie było jednak zgodności. Gavin twierdził, że pod względem umiejętności Nakamoto był w 10 procentach najlepszych programistów świata9. Tymczasem Amir Taaki, jeden z wczesnych programistów bitcoina, haker anarchista mieszkający w jednym ze squatów w Londynie10, który później miał się zaangażować w aktywność na rzecz broni produkowanej w technologii 3D11 i walczyć po stronie Kurdów w wojnie domowej w Syrii12, powiedział mi, że jego zdaniem jest dyskusyjne, by Nakamoto miał jakiekolwiek przygotowanie informatyczne. Amir uważał koncepcję bitcoina za dobrą, ale w jego opinii kod był napisany kiepsko. Jego zastrzeżenia budziło to, że dane były zgrupowane w dwóch dużych, nieporęcznych plikach, gdy tymczasem profesjonalista rozbiłby je raczej na szereg modularnych komponentów. To wzbudziło w nim podejrzenie, że Nakamoto może być wykładowcą akademickim.
– Kiedy przez wiele lat siedzisz w kodowaniu, jeśli pracujesz z zespołem ludzi, zaczynasz myśleć: jak mogę napisać ten kod źródłowy, żeby zrozumiało go możliwie wielu? To od ciebie zależy, czy będzie oczywisty i zrozumiały. Uczysz się podstawowych wzorców projektowych, standardowych sposobów działania. Ale akademicy się tego nie uczą. To inżynierowie się martwią: „Jak zrobić, żeby był bez błędów i łatwy w zrozumieniu?”.
Po lekturze Białej Księgi Amir, który miał wykształcenie matematyczne, dostrzegł u jej autora sprawność w posługiwaniu się narzędziami matematycznymi i statystycznymi.
Gavin miał wrażenie, że kod bitcoina został napisany przez jedną osobę bądź najwyżej przez bardzo niewielką grupę osób13. Kiedy programiści ze sobą współpracują, zdarza im się umieszczać w swoich partiach kodu komentarze mające informować pozostałych koderów o funkcji określonego zestawu instrukcji. Oprogramowanie bitcoina zawiera śladową liczbę tego rodzaju komentarzy. Z kolei inni twierdzili, że bitcoin był zbyt „zmyślny” i od chwili swojego uruchomienia funkcjonował zbyt sprawnie, aby być dziełem tylko jednego umysłu. Autor Białej Księgi używa zaimka „my”. Satoshi Nakamoto musi być słowem wytrychem, za którym kryje się grupa ludzi lub instytucja – uważali.
Pytania o prawdziwą tożsamość Nakamoto zaczęli zadawać sami członkowie młodej społeczności bitcoina, zanim jeszcze się o nim dowiedziałem. Spekulacje poprzedziły zniknięcie Satoshiego. Około stycznia 2011 roku, zanim przepadł bez śladu, został na swój sposób uhonorowany: gdy stało się jasne, że bitcoin potrzebuje także mniejszych nominałów, skupiona wokół niego społeczność zaczęła określać nazwą „satoshi” jedną setną BTC14, 15. W tym samym miesiącu ktoś zauważył, że ostatni wpis Nakamoto na BitcoinTalk nosi datę 13 grudnia16. Pojawiła się panika. Czy Nakamoto porzucił projekt? Umarł? Kto będzie im przewodzić? Kilka osób po raz pierwszy zaczęło otwarcie spekulować na temat tożsamości Nakamoto.
Ktoś rzucił myśl, że Nakamoto może być „kimś w rodzaju Nicolasa Bourbakiego”17, odnosząc się w ten sposób do kilkuosobowej grupy francuskich matematyków, którzy w latach trzydziestych XX wieku wydawali swoje publikacje, posługując się pseudonimem zbiorowym. Ktoś inny wyraził pogląd, że spowijająca bitcoina aura tajemniczości podkręca jego wizerunek18. Jeszcze inny użytkownik zasugerował, że „gość chce po prostu trochę prywatności. I to jest w porządku, bo jasno pokazuje, że nie motywuje go sława, tylko ideały. IMHO powinniśmy to uszanować i odczepić się od tematu jego tożsamości”19. Ale inni nie potrafili powstrzymać się od typowania potencjalnych kandydatów20: czy za Nakamoto może się kryć Neal Stephenson, pisarz, którego Cryptonomicon wyprzedził pojawienie się pieniądza cyfrowego? A może Australijczyk Julian Assange, założyciel WikiLeaks? Grigorij Perelman, genialny samotnik z Rosji, który odmówił przyjęcia nagrody w wysokości miliona dolarów przyznanej mu za osiągnięcia w dziedzinie matematyki?
Panika okazała się niepotrzebna. 13 stycznia Gavin uspokoił społeczność; tego dnia Nakamoto wysłał mu maila dotyczącego „pewnego bardzo złożonego błędu”21: „Jest po prostu zajęty”. Jednak 16 kwietnia jeden z użytkowników BitcoinTalk o pseudonimie Wobber, zauważywszy, że „minęło dużo czasu, odkąd napisał tu ostatni raz”, założył wątek pod tytułem „Kim jest Satoshi Nakamoto?”.
Wobber wskazał na wszechstronność wiedzy Nakamoto oraz na niezwyczajność jego zachowania: wymyślił coś wyjątkowo innowacyjnego, zrezygnował z przypisania sobie zasług i wykorzystania swojej pozycji, po czym zniknął bez słowa. Ktoś porównał Nakamoto do Zorro, ktoś inny do Dawida, który wymierzył swą procę w Goliata, którym były banki i rządy. Spekulowano, czy za Nakamoto może się kryć Gavin Andresen22. Gavin miał związki z Australią, gdyż urodził się tam i mieszkał, zanim jeszcze jako dziecko przeniósł się z rodziną do Ameryki23. Tłumaczyłoby to charakterystyczne dla Nakamoto stosowanie pisowni zarówno amerykańskiej, jak i specyficznej dla Wspólnoty Narodów. Inny użytkownik forum powątpiewał, czy Nakamoto mógłby zadać sobie tyle trudu, by stworzyć fikcyjną postać, z którą sam wchodziłby w interakcje.
Mając do dyspozycji tak niewiele danych, tropiciele brali pod lupę najmniejsze detale. Czy rozwiązanie mogło się kryć w samym nazwisku? Satoshi Nakamoto, w zgrubnym tłumaczeniu z japońskiego, oznaczało central intelligence24 (wywiad centralny). Mogło to wskazywać na rolę służb specjalnych w stworzeniu bitcoina. Być może National Security Agency prowadziła długofalową grę, budując nieujawnioną nigdzie sieć finansową, mającą być narzędziem do pozyskiwania funduszy na prowadzenie operacji w terenie? Albo pułapką, która ludziom bez twarzy w Fort Meade pozwoliłaby monitorować operacje finansowe przeciwników, tkwiących w złudnym poczuciu bezpieczeństwa?
Nie był to wcale aż tak niedorzeczny pomysł. Laboratorium Badawcze Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych stworzyło The Onion Router25 – oprogramowanie anonimizujące znane jako TOR, które przyczyniło się do powstania darknetu. Kilka lat temu FBI opracowało w tajemnicy własną linię szyfrowanych smartfonów sprzężonych z narzędziem do przesyłu wiadomości ANOM26, po które chętnie sięgali niczego nieświadomi przestępcy. Zaowocowało to ponad ośmiuset aresztowaniami. Latem 1996 roku trzech badaczy z Wydziału Kryptologii Biura Badań i Technologii Bezpieczeństwa Informacji NSA opublikowało do użytku wewnętrznego obszerny artykuł (później upubliczniony) zatytułowany: „Jak zbić majątek. Kryptografia anonimowej gotówki elektronicznej”27.
Nazwisko Nakamoto da się również odczytać jako skrótowiec złożony z początkowych sylab nazw gigantów technologicznych: SAmsung, TOSHIba, NAKAmichi, MOTOrola28. Być może za bitcoinem krył się więc spisek korporacji? Użytkownicy Reddita połączyli swoje umiejętności w deszyfrażu, czego efektem było odkrycie, że „Satoshi Nakamoto” to w istocie anagram fraz: „Ma, I took NSA’s oath” („Mamo, złożyłem przysięgę NSA”) oraz „So a man took a shit” („I gość się zesrał”)29.
Po raz pierwszy ludzie zaczęli roztrząsać powody, dla których Nakamoto skrył się za pseudonimem. Czy to z powodu uciążliwości, które wiązały się z byciem celebrytą? Władz ścigających kryptografów w przeszłości? Chęci uniknięcia nękania? „Nieprzyjaciół, którzy mogli się objawić za sprawą bitcoina?” „Może po prostu chciał pozostać anonimowy. Może nie chciał mieszać tego przedsięwzięcia z innymi interesami, które prowadził”.
W maju Gwern Branwen, sam używający pseudonimu koder oraz pisarz, śledzący pewne blogi popularne w Dolinie Krzemowej, nakreślił własną wizję Nakamoto: „Satoshim może być ktokolwiek”30 – napisał. Stworzenie bitcoina nie wiązało się z „żadnym większym przełomem intelektualnym, ani w zakresie matematyki, ani zakresie kryptografii”. Dowodził, że to raczej zmyślne połączenie istniejących technologii. „Satoshi nie musiał mieć żadnych kwalifikacji w dziedzinie kryptografii ani być nikim więcej niż programistą samoukiem!”
Stefan Thomas, szwajcarski bitcoiner, który stracił dostęp do ponad 7 tysięcy monet, podszedł do sprawy metodycznie, rozrysowując na wykresie znaczniki czasu każdego z ponad 500 wpisów Nakamoto na forum31. Wykres ujawnił wyraźny spadek aktywności w godzinach korespondujących z porą nocną w Ameryce Północnej.
– Mike zaklina się, że mówi z brytyjskim akcentem – powiedział mi Stefan, mając na myśli Mike’a Hearna, programistę bitcoina, który w oczach Stefana w mglistych zarysach odpowiadał jego profilowi Nakamoto: pojedyncza osoba mieszkająca w USA, niekoniecznie Amerykanin. – Brzytwa Ockhama – dodał. Proste rozwiązanie jest bardziej prawdopodobne niż skomplikowane.
Gdy Stefan opublikował swój wykres na BitcoinTalk, rozległ się chór protestów. Czy Nakamoto nie poświęcałby bitcoinowi czasu właśnie wtedy, kiedy nie pracuje? W takim razie godziny, w których zamieszczał wpisy, mogłyby odpowiadać zachodniej Europie. „Od kiedy to haker śpi w nocy?” – zaoponował ktoś. Ktoś inny zwrócił uwagę, że wzorzec powinien był się zmieniać w weekendy, a nic takiego nie miało miejsca.
Dan Kaminsky, trzydziestodwuletni analityk bezpieczeństwa komputerowego, który trzy lata wcześniej zyskał sławę za sprawą wykrycia krytycznego błędu, mogącego wstrząsnąć fundamentami całego internetu32, sądzi, że Nakamoto mógł być grupą stworzoną przez któryś z banków.
– Podejrzewam, że Satoshi to nieduży zespół przy którejś z instytucji finansowych – powiedział mi Dan. – Po prostu coś mi tak mówi.
Tożsamość Nakamoto jest „takim lśniącym jednorożcem – dodał Dan. – Ale nie sądzę, żeby miała aż tak istotne znaczenie dla tego, czym jest bitcoin. Bitcoin to coś więcej niż Satoshi”. Słowa Dana rezonowały z przekonaniem, z którym zetknąłem się wcześniej już nie raz: koncept Nakamoto jako nieznanej, ukrytej za pseudonimem jednostki, która w pewnym momencie się dematerializuje, był integralną częścią projektu o nazwie Bitcoin.
Nie potrafiłem przestać myśleć o bitcoinie. Nie potrafiłem przestać myśleć o jego twórcy. Może to wszystko wcale nie musiało być takie trudne. Czasami miałem wrażenie, że większość zawartości internetu stanowi recyrkulowane powietrze. Laptopowym sherlockom, sporządzającym wykresy znaczników czasu i analizującym nazwy zmienne, nie przyszło do głowy, żeby wziąć do ręki telefon. Przekonania, które w świecie online uchodziły za fakty, często rozwiewały się w zetknięciu z rzeczywistością. Być może Nakamoto, siedząc w ergonomicznym fotelu gamingowym, liczył muchy na suficie i czekał, aż zadzwoni ktoś taki jak ja. Napisałem na adres [email protected] – adres, którego według Gavina używał – i zapytałem o możliwość rozmowy.
Czekając na odpowiedź, skontaktowałem się z kilkoma obiecującymi kandydatami na Nakamoto. Jednym z nich był Adam Back, brytyjski kryptograf, który w latach dziewięćdziesiątych stworzył Hashcash33 – oprogramowanie chroniące przed spamem, wymuszające na maszynie wykonanie zagadki obliczeniowej (proof of work, dowód pracy) w celu wykazania, że ma „uczciwe” zamiary. Była to ta sama technologia, którą później Nakamoto zaimplementował w bitcoinie. Co istotne, Back był pierwszą znaną publicznie osobą, z którą skontaktował się Nakamoto. Back powiedział później, że o Nakamoto nigdy wcześniej nie słyszał. Ten miał napisać do niego w sierpniu 2008 roku z pytaniem o informacje na temat oprogramowania Hashcash, na które zamierzał się powołać w Białej Księdze34.
Wymieniliśmy kilka maili i szybko uzmysłowiłem sobie coś, o czym wspomniał Amir Taaki:
– Wszystkie projekty Adama cechuje spójny styl. Nie pasuje do stylu Satoshiego.
Amir wytłumaczył mi, że Back przestrzega standardowych konwencji kodowania, pisze w języku C, a do tego jest programistą Unix/Linux. Nakamoto był stylistycznie niespójny, pisał w języku w C++ i programował w środowisku Windows. W tamtym czasie Back uchodził ponadto za zwolennika prywatności absolutnej, kogoś, kto zapewne miałby opory przed cechującymi bitcoina kompromisowymi rozwiązaniami dotyczącymi anonimowości: istotą, ale i pułapką blockchaina było to, że każdy mógł podejrzeć wszystkie zapisane w nim operacje. Uznałem też, że ktoś, kto pragnie uniknąć zdemaskowania, nie pozwoliłby sobie na tak wyjątkową niezręczność jak wymienienie swojej własnej pracy wśród zaledwie kilku cytowań.
Znacznie lepiej rokującym kandydatem na Nakamoto był David Chaum, tęgawy, chadzający w klapkach Birkenstocka przedsiębiorca z branży pieniądza elektronicznego, który jednego ze swoich pierwszych olśnień doznał, prowadząc vana marki Volkswagen gdzieś w północnej Kalifornii35, a innego, wylegując się w jacuzzi36. Chaum zaprojektował protokoły kryptograficzne umożliwiające dokonywanie anonimowych transakcji, był posiadaczem kilku patentów związanych z pomysłem niewykrywalnego pieniądza cyfrowego, a za sprawą swojej firmy DigiCash, z siedzibą w Holandii, był bliżej niż ktokolwiek inny urzeczywistnienia tej idei. Sprawiał wrażenie faceta, który sam lubi kryć się za pseudonimem. Gdy parę lat wcześniej reporter „Wired” – bez złych intencji – zapytał Chauma o wiek, ten odpowiedział: „Nie mówię tego ludziom”37. Napisałem do niego mail, ale w odpowiedzi odpisał tylko: „Coś jakby zajęty”. Na kolejne wiadomości nie było już reakcji.
Ale kiedy zadzwoniłem do Stefana Brandsa, holenderskiego kryptografa przez wiele lat ściśle współpracującego z Chaumem, był on pewny, że to nie Chaum zaprojektował bitcoina. „Nie zrobi niczego, co nie zapewni naprawdę wysokiej anonimowości” – powiedział Stefan. Zwrócił też uwagę, że Chaum posiada stopień doktora oraz „kosmiczne referencje akademickie”, podczas gdy zdaniem Stefana twórcą bitcoina jest prawdopodobnie „specjalista do spraw bezpieczeństwa z tytułem bakalaureata”. Stefan uważał, że bitcoin dowodzi wprawdzie talentu jego autora do projektowania na wysokim poziomie, jednak tym, co zrobiło na nim największe wrażenie, były wbudowane w system zachęty dla użytkowników. Zastanawiał się, czy Nakamoto mógłby być Gavin Andresen. Powiedziałem mu, że Gavin zaprzeczył.
– To oczywiste, że kimkolwiek jest, podjął świadomy wysiłek, żeby ukryć swoją tożsamość – odparł Stefan. – Zatem jeśli to Gavin, na pewno nie powie „tak”.
Jedno było dla Stefana oczywiste: jako że bitcoin wymagał choćby podstawowej wiedzy kryptograficznej, a jego stworzenie było najwyraźniej umotywowane wywodzącą się z libertarianizmu ekonomiczną ideą decentralizacji, ktokolwiek był jego autorem, niemal na pewno musiał być związany z pewną radykalną grupą, aktywną na początku lat dziewięćdziesiątych. Stefan nie był jedyną osobą, która nakierowała mnie na tę grupę. Grupę, którą jeden z jej byłych członków opisywał jako „matematycy z giwerami”38.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
To on
1 Zob. B. Wallace, The Rise and Fall of Bitcoin, „Wired”, grudzień 2011.
2 Zob. J. Lindenberg, A.S. Levy, Kanye West Steps Out for a Solo Outing in Beverly Hills, „Daily Mail Online”, 17.10.2022.
3 Zob. W. Feuer, Statue of Anonymous Bitcoin Creator Satoshi Nakamoto Unveiled in Hungary, „New York Post”, 17.09.2021.
4 Zob. P. Srinivasan, Satoshi Island Project Aims to Turn a Remote Pacific Island into a City Built on Cryptocurrency, ABC News Australia, 10.10.2022.
5 Zob. S. Elmhirst, The Disastrous Voyage of Satoshi, „The Guardian”, 7.09.2021.
6 Zob. S. Fadilpašić, MIT Research Scientist Says Satoshi Nakamoto Should Win a Nobel Memorial Prize, „CryptoNews”, 23.10.2023.
7 Zob. L. Fridman, #252 – Elon Musk. SpaceX, Mars, Tesla Autopilot, Self-Driving, Robotics, and AI, Lex Fridman Podcast, 28.12.2021; N. Crooks, Peter Thiel Tells Crowd Where He’d Look for Elusive Bitcoin Founder Satoshi, Bloomberg News, 21.10.2021.
8
