Sycylijki - Savatteri Gaetano - ebook + książka

Sycylijki ebook

Savatteri Gaetano

0,0
51,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Pierwsze i ostatnie, czczone i znienawidzone, święte i czarownice

Utrwalony przez literaturę i kino obraz Sycylijki przywodzi na myśl kobietę ubraną na czarno, zdystansowaną i całkowicie oddaną mężczyźnie – jako wierna żona, matka lub córka. Prawdziwa twarz sycylijskiej kobiety wymyka się jednak temu stereotypowi.

Gaetano Savatteri, przyglądając się przez lata marginalizowanym i niesłyszanym mieszkankom wyspy, oddaje im głos. Przybliża biografie prawdziwych oraz fikcyjnych Sycylijek i jak z rozsypanych puzzli układa ich wielobarwny portret. Od św. Rozalii, patronki Palermo, po Francę Violę, będącą symbolem emancypacji kobiet. Od Giuliany Saladino, dziennikarki i polityczki, po Giovannę Bonanno, trucicielkę nazwaną „octową staruszką”. Portretując je, pokazuje ich niezależność, determinację, a także odwagę. To kobiety, które potrafią przeciwstawić się mafii, a niekiedy przetrwać w jej strukturach, walczyć o specyficznie rozumianą sprawiedliwość i zmieniać krzywdzące je zwyczaje. 

Przeplatając historię ze współczesnością, Savatteri nakreśla kulturowy i społeczny portret wyspy. Sycylijki to literacka opowieść o kobietach, które chcą odmienić swój los, ukazująca ich wielowymiarowość i siłę.

Niebanalna lektura obowiązkowa dla wszystkich osób kochających Sycylię (i Sycylijki). Żywa, kompetentna, namiętna. Polecam!
Piotr Kępiński, autor książki Szczury z via Veneto

W Sycylijkach Gaetano Savatteri z zadziwiającą wnikliwością odtwarza historie kobiet, z których każda jest na swój sposób niezwykła i burzy stereotypy. Sceneria mitycznej wyspy oraz złożoność sycylijskiego doświadczenia dodają barw i głębi tej narracji, która stanowi hołd dla zdumiewającej mocy i piękna sycylijskich
kobiet.
prof. dr hab. Roman Sosnowski, kierownik Zakładu Filologii Włoskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego

Pierwsza myśl o kobietach Sycylii? Odziane w czerń i niemo przesiadujące na krzesłach przed progami swych domów… Wbrew pozorom ten żywy symbol rezygnacji wiąże się z ogromną, wzbudzającą szacunek determinacją. Może dlatego głowa kobiety – Meduzy dającej i odbierającej życie – trafiła na herb wyspy, na której »słaba płeć« nieustannie walczy o należne sobie miejsce w społeczeństwie. Sycylijki to wyprawa po dowody i fakty, dopisujące do naszych wyobrażeń treść fascynującą, barwną, a zarazem skłaniającą do refleksji”.
dr hab. Artur Gałkowski, prof. UŁ kierownik Zakładu Italianistyki Uniwersytetu Łódzkiego
 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 338

Rok wydania: 2024

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Marka wydawnicza Bo.wiem

Seria Portrety/Oblicza

Projekt okładki i ilustracja na stronach 2, 28, 116, 146, 208, 234

Paweł Sepielak

Tytuł oryginału: Le siciliane

Copyright © 2021, Gius. Laterza & Figli, All rights reserved

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2024 

Copyright © for the Polish translation by Barbara Bardadyn, 2024

Wydanie I, Kraków 2024

All rights reserved

Niniejsza książka stanowi utwór chroniony na podstawie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Prawami do tego utworu dysponuje Wydawca – Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bez zgody Wydawcy niedopuszczalne jest kopiowanie, rozpowszechnianie lub inne korzystanie z niniejszej książki w całości lub z jej fragmentów z wyjątkiem dozwolonego użytku osobistego lub publicznego.

ISBN 978-83-233-5383-6 (druk)

ISBN 978-83-233-7567-8 (epub, mobi)

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków

tel. 12 663 23 80

Dystrybucja: tel. 12 631 01 97

tel. kom. 506 006 674, e-mail: [email protected]

Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856

www.bowiem.wuj.pl

Rozdział 1

Święte i czarownice

Kiedy przyjechałem do Palermo na studia, przekonałem się, że to miasto jest „kobiece”. Nie tylko ze względu na urodę tutejszych dziewcząt o szelmowskim spojrzeniu, lecz także obecność w każdym zakątku historycznego centrum, gdzie mieszkało mnóstwo studentów pochodzących z sycylijskiej prowincji (regnicoli, czyli mieszkańcy królestwa, jak ich nazywano), licznych kapliczek wotywnych poświęconych świętej Rozalii, znanej także jako Santuzza. Ta dziewczyna z czaszką w dłoni i wiankiem z białych róż na głowie dominowała w sakralnym obrazie miasta. W rzeczywistości jednak z kapliczek emanowała niezdrowa zmysłowość: kwiaty, świece, girlandy, zdjęcia i inne przedmioty przywodziły na myśl ołtarze, jakie porzuceni mężczyźni poświęcali czasami kobietom, które kochali i których stratę opłakiwali niepocieszeni („Na przykład kiedy ona odeszła, zamieniłem swój dom w świątynię” – śpiewa Lucio Battisti w Io vorrei… non vorrei… ma se vuoi z 1972 roku).

Palermo było „kobiece” w swej cielesnej dekadencji. Pachniało tropikalnymi kwiatami i śmieciami. Pachniało wilgocią na schodach arystokratycznych pałaców chylących się już ku ruinie (w tych wielkich, udekorowanych freskami pokojach, zimnych, bez kaloryferów i bieżącej wody, za niewielkie pieniądze mieszkali studenci; podpisywali oni pozbawione mocy prawnej umowy z administratorami książąt i diuków, którzy zapomnieli o swoich rodowych pałacach i mieszkali w nowoczesnych apartamentach w nowej części miasta).

Ale Palermo pachniało też tajemnicą za bramami, niekiedy tylko lekko uchylonymi, prowadzącymi na dziedzińce pełne jaśminu i róż. Pamiętam zwłaszcza jeden taki dziedziniec, należący do klasztoru Świętej Katarzyny przy piazza Pretoria, klasztoru dla nowicjuszek i sióstr dominikanek z zamożnych rodzin (moja rodzinna legenda głosi, że w 1600 roku Scipione Savatteri został wysłany z Racalmuto do Palermo, żeby zabrać z tego klasztoru córkę hrabiego, zaniepokojonego rozruchami, które przetaczały się przez stolicę wyspy; oczywiście w drodze powrotnej do domu Scipione i contessina zakochali się w sobie, wzięli ślub i Scipione zyskał pewien majątek. Myślę jednak, że w tej opowieści jest sporo konfabulacji, a niewiele prawdy).

Klasztor, niegdyś bogaty i wspaniały, w czasach współczesnych był zmuszony wynajmować studentkom cele dawniej zarezerwowane dla zakonnic. Znajdował się w samym sercu miasta, skąd blisko na wydziały uniwersytetu, ale goszczące tam dziewczęta obowiązywały ściśle wyznaczone godziny powrotu. Mieszkała tam moja koleżanka, blondynka z kręconymi włosami i jasnymi oczami, która miała na imię Angelora; widziałem, jak o ósmej wieczorem znika za masywnymi, drewnianymi drzwiami. Angelora – ależ piękne imię. Przypomniał mi się inny dzień, kiedy się dowiedziałem, że dziś klasztor jest otwarty dla zwiedzających: pachnie XVII wiekiem, barokiem i pastą z migdałów. Cele są spartańskie, ale czyste, wygodne i przestronne, z zacisznym tarasem wychodzącym na wewnętrzny dziedziniec z palmami i hibiskusami. Luksusowe, dwupokojowe apartamenty, które na Airbnb rozchodziłyby się jak świeże bułeczki. Wciąż pachną wodą święconą.

Palermo „kobiece” żarzyło się czerwienią żarówek wiszących na balkonach przy via Mazzini w dzielnicy Borgo Vecchio. Przychodzili tam marynarze i żołnierze na przepustce. Chodzili na pulle – tak w Palermo nazywano, i wciąż się tak nazywa, prostytutki. Lubię myśleć, że to określenie pochodzi od łacińskiego puellae, które zapisane i przeczytane jest mniej kłującym słowem niż puttana (na Sycylii pisane z B na początku), czyli dziwka, bagascia (szmata), troia (kurwa). Jeśli jednak usłyszycie je z ust palermianina, odzyska ono całą swoją pogardliwą obraźliwość.

Właśnie tak wyglądało Palermo w oczach osiemnastoletniego studenta, który przybył tu z małego miasteczka z samego południa: pokusa i pożądanie, niebezpieczeństwo i tajemnica. Były tam święte i prostytutki, czarownice i zakonnice. Aby zrozumieć złożoną, diaboliczną i czystą kobiecą naturę Palermo, potrzeba by więcej czasu i większego esprit de finesse. Ale w kotle Madre Città, Miasta Matki (tak nazywał je wspaniały dziennikarz Salvo Licata: matka, czyli kobieta, którą można kochać i nienawidzić), znajdowały się pamięć i obecność wielu różnych kobiet. Bywa, że to mikstura śmiertelna.

Salvo Licata nauczył mnie kilku wersów IlTrionfo di santa Rosalia, epopei znanej na pamięć i przekazywanej ustnie, która opowiada o legendarnym życiu patronki. Przez ponad dwie godziny, bez przerwy, wykonywały je Orbi, orkiestry złożone z niewidomych muzyków, którzy niczym homeryccy rapsodowie oddawali cześć świętej Rozalii przed kapliczkami wotywnymi, rozrzuconymi po całym mieście. W latach sześćdziesiątych Salvo poznał jednego z ostatnich śpiewaków.

„Di ’n celu Rosa fu mannata, pi essiri di Palermo l’avvocata”. Rozalię z niebios zesłano, by Palermo została adwokatką. Tak rozpoczyna się U triunfu. Oprócz tego, że pieśń przyznaje rację wszystkim moim koleżankom, które nalegają na użycie właściwej formy gramatycznej w przypadku niektórych zawodów, Rozalia jest nazywana adwokatką miasta, które za sprawą śledztw, dochodzeń i procesów pokazuje, że ma pewną skłonność do kwestii sądowniczych. Jego symbolami są nie tylko kościoły, lecz także Pałac Sprawiedliwości, czyli siedziba sądu. Przez pewien czas był on nazywany pałacem trucizn, kiedy to wśród sędziów śledczych, z Paolem Borsellinem i Giovannim Falconem często w roli tarcz, toczono walki za pomocą anonimowych listów, dossier i skarg. „Trucizny Palermo” – pisze Leonardo Sciascia w 1988 roku, właśnie w tamtych dniach. „Powolne i subtelne trucizny życia w Palermo”.

Jak zapomnieć o czterech świętych

„Na początku XVII wieku via Maqueda stanowiła centrum miasta i cały dalszy rozwój urbanistyczny przebiegał wzdłuż tej nowej ulicy. W miejscu, gdzie via Maqueda przecina się z via Cassaro, wzniesiono cztery wspaniałe budowle będące dziełem architekta Giulia Lassa. Nowe okazałe kamienice były złotą kurtyną oddzielającą znajdujące się za nimi ciemne rudery”.

W ten sposób Giuseppe Bellafiore, wykładowca historii sztuki i przez czterdzieści lat prezes palermiańskiej sekcji organizacji Italia Nostra, opisuje Quattro Canti, Cztery Kąty, w swoim Palermo. Guida della città e dei dintorni [Palermo. Przewodnik po mieście i okolicach]. To właśnie z Quattro Canti, czyli w toponimii piazza Vigliena, rozpoczyna się żywa i szczegółowa podróż, którą Bellafiore kondensuje w swoim wydanym po raz pierwszy w 1956 roku przewodniku w czerwonej okładce. Przewodnik ten na długo, także dzięki rysunkom Nina Valentiego, pozostanie najpopularniejszym i najbardziej eleganckim spośród wszystkich poświęconych Palermo.

A zatem z przewodnikiem Bellafiorego w dłoni zaczynamy wizytę w Palermo właśnie na Quattro Canti. Uliczny grajek wykonuje swój folklorystyczny repertuar, trójkołowe pojazdy dla turystów stoją dwa kroki od wózka sprzedawcy granity, jakiś skuter władczo przecina deptak.

Podnieśmy wzrok: ośmiokątna symetria skrzyżowania via Maque­da z dawną via Cassaro (dziś via Vittorio Emanuele) jest niesamowita. Poza tym znajdujemy się w samym środku hiszpańskiego baroku sycylijskiego. Wszystko zostało zrobione po to, by wzbudzać zachwyt. To nie tylko architektura: to spektakularna maszyneria, scenografia. „Ośmiokąt, czyli teatr słońca” – wyjaśnia Bellafiore. „W tak pompatyczny sposób współcześni nazywali monumentalną maszynerię na skrzyżowaniu głównych arterii miasta, gdzie słońce świeciło od świtu do zmierzchu”.

Quattro Canti wznoszą się ze swoimi posągami, ornamentami i marmurowymi fontannami. Każda fasada reprezentuje dzielnicę, nazwę budynku, porę roku, hiszpańskiego króla. Na samej górze zaś znajdują się posągi czterech świętych: Agaty, Krystyny, Oliwy i Nimfy. Odwiedzający, który wie o Palermo dużo, ale nie wszystko, zastanawia się, jak to możliwe, że nie ma tu Rozalii, kochanej i czczonej Santuzzy, której miasto każdego 15 lipca poświęca wielki festyn. Nie wyobraża sobie, że cztery posągi w samym sercu miasta to opowieść o porażce, melancholijne podsumowanie niespodziewanego ataku dokonanego przez obywateli i władzę, przypomnienie, że chwała może trwać bardzo krótko. Nawet w wiecznym świecie świętych.

Jest 7 maja 1624 roku. Do portu w Palermo przybija statek z Tunisu dowodzony przez Maura Maometta Cavalę. Jest załadowany skórami do wyprawienia, linami, serami, ryżem, daktylami, rodzynkami i prosem. Na pokładzie są także chrześcijańscy niewolnicy, więźniowie muzułmanów, którzy zostali odkupieni i uwolnieni i teraz wracają do swoich rodzin.

Zarządzający miastem senatorowie dowiadują się, że przed przybyciem do Palermo statek zawinął do Trapani, gdzie został przez tamtejsze władze poddany kwarantannie, ponieważ rozeszła się wieść, że Tunis spustoszyła dżuma. Zawiadamia się także wicekróla Emanuele Filiberta. Ktoś z pewnością podejmuje odpowiednie kroki, otrzymuje pochlebne opinie, może wręcza łapówkę, a wicekról, za radą swojego sekretarza Antonia Navarrę De Reteghiego, wydaje zgodę na zawinięcie do portu, grożąc karami każdemu, kto nie da statkowi zielonego światła. Żaglowiec, stojący dziesięć dni w porcie w Trapani, wreszcie przypływa do Palermo.

W podzięce za przysługę kapitan Maometto Cavalà natychmiast udaje się do Pałacu Królewskiego, by ofiarować wicekrólowi Sycylii dary od króla Tunezji: wielbłądy, lwy oraz klejnoty. Warto było więc wydać zgodę na zawinięcie do portu. Doskonały interes. Ale wicekról Emanuele Filiberto bardzo krótko będzie się cieszył tymi tunezyjskimi podarkami: będzie jednym z pierwszych zakażonych i umrze w ciągu kilku dni. Dżuma jest już w Palermo. Ówczesny kronikarz Gianfrancesco D’Auria odnotowuje:

W całym mieście przez cały maj i prawie do połowy czerwca widziało się mnóstwo umierających ludzi. Niektórzy umierają z guzami w pachwinach, pod pachami, pod uchem. U innych pojawiają się czarne strupy, które później zamieniają się w grudki. U jeszcze innych występują czarne plamy i siniaki na całym ciele, umierają albo od razu, albo po trzech lub co najwyżej pięciu dniach.

Mnisi chodzą po mieście, żeby udzielić ostatniego namaszczenia. Ale oni też umierają.

Palermo przemierzają procesje pokutników w obrożach, noszących czaszki zmarłych oraz księgi przytwierdzone do belek na plecach. „Wielu wydawało się, że to spektakl Świętej Inkwizycji”. Umierają setki, tysiące osób. Szacuje się, że w mieście liczącym ponad sto tysięcy mieszkańców życie traci około trzydziestu tysięcy osób, czyli niemal jedna trzecia ludności. Nad Palermo unosi się atmosfera cupio dissolvi. Modlitwy na niewiele się zdają, mimo że kierowane są do czterech patronek miasta: Agaty, Krystyny, Nimfy i Oliwy. Ich posągi, wzniesione całkiem niedawno w barokowym centrum miasta, wydają się głuche i nieme. Jak mawia się na Sycylii: święty jest z marmuru i się nie poci. Palermo czeka na znak, który się nie pojawia.

W połowie lipca Vincenzo Bonelli, mydlarz z via Pannieri przy targu Vucciria, któremu dżuma odebrała żonę i dzieci, wyrusza samotnie na Monte Pellegrino, żeby rozmyślać o złu istnienia, a także zdobyć jedzenie, polując na króliki. I właśnie tutaj objawia mu się święta Rozalia, która po przedstawieniu się wyjaśnia, że na dole, w grocie, są pogrzebane jej szczątki, że uratuje Palermo i, na potwierdzenie swojej przepowiedni, zapowiada, że w ciągu trzech dni również sam Bonelli umrze z powodu dżumy.

To wystarczająco dużo czasu, żeby wrócić do miasta, rozgłosić nowinę i przygotować się na świętą śmierć. Tutaj kończy się historia mydlarza z via Pannieri i rozpoczyna legenda o świętej Rozalii. I jest to właśnie tylko legenda. Nawet historia znalezienia szczątków ma różne wersje: w jednej z nich pojawia się kobieta, Giacoma La Gattuta, jako adresatka objawienia, podczas gdy mydlarz z via Pannieri miał otrzymać nadprzyrodzone potwierdzenie autentyczności szczątków (kwestia, która najwyraźniej od razu wzbudziła wątpliwości).

„My”, pisał w 1987 roku Salvo Licata, dziennikarz, muzyk i wspaniały gawędziarz z Palermo, „możemy jedynie przywoływać mgliste rzeczy, które są przekazywane bez żadnej kontroli, żeby zaraz potem zaprzeczyć im ku własnemu ubolewaniu”.

Nigdy nie będziemy wiedzieć ze stuprocentową pewnością, czyje kości znaleziono na Monte Pellegrino. Neandertalczyka, człowiekowatego, dziecka z Kartaginy złożonego w ofierze bogini Tanit zgodnie ze starożytnymi punickimi rytuałami? Takie wątpliwości podniósł Umberto Santino w swojej książce I giorni della peste [Dni zarazy].

W każdym razie w arcybiskupstwie Palermo natychmiast pojmują, że ta dziewica i pustelnica, która objawiła się cztery wieki po swojej śmierci, będzie narzędziem pozwalającym zawładnąć pobożnymi sercami palermian, zapewnić świętość Królestwu Hiszpanii i hiszpańskiemu wicekrólestwu na Sycylii, ale także utrzymać rolę Francji w bieżącej grze politycznej. Zobaczmy, w jaki sposób.

„Wszędzie panowały rozpacz i przerażenie – odnotowuje pod koniec XIX wieku etnolog Giuseppe Pitrè – i oto nadchodzi wieść, że kości świętej Rozalii, palermiańskiej dziewicy, córki Sinibalda, pana Quisquiny i Monte delle Rose, mieszkającej krótko na dworze Rogera, króla Sycylii, zostały znalezione na Pellegrino”. Nie trzeba dodawać, że odnalezienie relikwii i przeniesienie ich w srebrnej trumnie w procesji przez miasto, bez zachowywania dystansu społecznego, który lekarze zalecali już w tamtych czasach, cudem wygasza zarazę (być może także dlatego, że gromadzenie się w procesjach w jakiś sposób przyspiesza nabywanie odporności stadnej, choć w rzeczywistości dżuma wracała jeszcze falami przez dwa lata, aż do 1626 roku).

Ludzie natychmiast przyjęli legendę, przekazywaną przez palermiańskich duchownych, a zwłaszcza przez arcybiskupa Giannettina Dorię, rządzącego Sycylią po śmierci wicekróla: Rozalia, wywodząca się ze starego arystokratycznego rodu, przyszła na świat w Palermo około 1130 roku jako córka rycerza Sinibalda de’ Sinibaldi, ze strony matki spokrewniona z normandzką rodziną cesarską, potomkini Karola Wielkiego, założyciela Królestwa Francji (jak podano: arcybiskup Doria, tak samo jak papież Urban VIII, w wielowiekowym sporze między Francją a Hiszpanią jest profrancuski. Ale święta Rozalia za sprawą swojej biografii spełnia także historyczne wymogi Hiszpanów, którzy w ten sposób mistycznie łączą swoje obecne panowanie z francusko-normandzką przeszłością Sycylii).

Piękna, zamożna i pochodząca z arystokratycznej rodziny Rozalia odmawia poślubienia niejakiego księcia Baldwina pomimo nacisków Rogera de Hauteville’a. Żeby uniknąć nalegań ze strony rodziny i dworu, ucieka i ukrywa się w lesie niedaleko Quisquiny, między prowincjami Palermo a Agrigento. Potem kontynuuje swoje pustelnicze życie na Monte Pellegrino nieopodal Palermo, gdzie umiera w wieku czterdziestu lat. Natychmiast, od czasów średniowiecza, staje się obiektem kultu.

W moim miasteczku, Racalmuto, gdzie kult świętej Rozalii jest starszy niż poświęcony jej festyn w Palermo, a Santuzza jest zresztą jego pierwszą patronką, w maju dziewczynki śpiewają wierszyk (wciąż dobrze pamiętany przez wiele osób), który w ostatnich zwrotkach nawiązuje do odmowy zamążpójścia: „Rusalia, Rusalia / ’ncapu lu munti / chi liggia, chi liggia / li belli cunti, / lu canazzu, lu canazzu / ci dicia: »Va’ maritati, va’ maritati / Rusalia«. / Rusalia, Rusalia / cci arruspinnia: / »Sugnu bona, sugnu bona / maritata. / Cu Gesuzzu, cu Gesuzzu / sugnu spusata / e la roba e la roba / nun è mia / ch’è di Gesu, ch’è di Gesu / e di Maria«” (Rozalia czytała na górze piękne historie. Złe psisko mówiło jej: „Weź ślub, Rozalio”. Rozalia odpowiadała: „Jestem zamężna, poślubiona Jezusowi, a te rzeczy nie należą do mnie, tylko do Jezusa i Maryi”).

W wierszyku skupiają się mity i symbolika, które obejmują wybuch kultu świętej Rozalii w 1624 roku: pustelnia („Rusalia ’ncapu lu munti”), mistyczna kontemplacja i medytacja nad świętymi pismami („chi liggia li belli cunti”), diabelska pokusa („lu canazzu ci dicia: va’ maritati Rusalia”), wybór dziewictwa („sugnu bona maritata cu Gesuzzu sugnu spusata”) i rezygnacja z bogactwa („e la roba nun è mia, ma di Gesu e di Maria”).

W rzeczywistości aż do 1624 roku Rozalia – „ikona średniowiecznej arystokratycznej świętości”, jak pisze historyczka Sara Cabibbo – była mało czczona, istnieje bardzo niewiele wzmianek hagiograficznych i historycznych, nieznane są jej cuda, a nawet warunki jej kanonizacji, i jest całkowicie obca palermiańskiej tradycji religijnej. Ale tamtego lata 1624 roku, wraz z procesjami, których kulminacja ma miejsce 15 lipca (dzień, w który od tamtej pory będzie organizowany w Palermo festyn, mimo że w kalendarzu poświęconym jej dniem jest 4 września, domniemana data jej śmierci), kult świętej Rozalii rozprzestrzenia się w Palermo, szybko rozlewa się na wiele sycylijskich wiosek i miast i dociera aż do Meksyku, do hiszpańskich kolonii w Ameryce Środkowej i Południowej.

„Pod względem historycznym – stwierdza badacz Massimo Ganci – wszystko jest bardzo niepewne”. Zostało to potwierdzone nawet przez oficjalną stronę sanktuarium Świętej Rozalii. Nie ma to jednak większego znaczenia. Pieśni ludowe, tradycja ustna i kult zrobiły swoje, aż legendarna biografia Rozalii, budowana od 1624 roku, bierze górę nad wyobraźnią. Santuzza – święta dziewczynka z wiankiem z białych róż na głowie – podbija serca palermian. Pod koniec lipca 1624 roku z woli mieszkańców zostaje uznana za patronkę miasta. Od tamtej pory wzywa się ją w przypadku każdego zła, jakie dotyka Palermo: czy to dżuma lub cholera, czy mafia. Zła publicznego i zła prywatnego. Krótko mówiąc, Santuzza przerwała oddawanie czci Agacie, Krystynie, Nimfie i Oliwie. Pozostały ich posągi, wzniesione w 1617 roku na fasadach Quattro Canti: święte ignorowane, akceptowane lub tolerowane. Zaledwie przez kilka lat odgrywały główną rolę, potem przyszła epidemia dżumy i w ciągu zaledwie jednego lata dziewczynka z wiankiem z białych róż stała się nieśmiertelna w sercu Palermo, mimo że na piazza Vigliena nie ma jej posągu. Jej nieobecność, przełożona na wszechobecność, to jej triumf.

Zwycięstwo jest odnawiane w imieniu Rozalia nadawanym od tamtej pory wielu dziewczynkom na Sycylii. Rozalia, róża i lilia. W tym miejscu nie można pominąć poetyckiej prozy, jaką Vincenzo Consolo tworzy wokół tego imienia:

Rosalia. Rosa i lia, Róża i Lia. Róża, która odurzyła, róża, która oszołomiła, róża, która wyjałowiła, spustoszyła, rozumu mnie pozbawiła. Róża, która nie jest różą, jest bieluniem, jaśminem, bazylią i fiołkiem; róża, która jest kwiatem pomarańczy, plumerią, magnolią, gardenią. […] Róża, która mnie ukłuła, ach! swym trującym kolcem w samo serce. Lia, która spętliła mi życie, jak cedr czy limeta swą cierpką wilgocią kleją ząb, liana udręki, lina wiecznego dręczenia, opiumowa libacja, magiczny likwor, pilnik, który mi spiłował piszczele, ślimak, który wessał mnie w swe spirale, język, który mnie zatruł jadowitą śliną niczym wąż pełzający wśród listowia, dumna, lamparcica, liszaj mojej duszy, śliski rynsztok, smoła, w której utonąłem, ach! na moją zgubę1.

Pamiętacie? Żaglowiec, który sprowadził do Palermo dżumę, wpłynął do portu dzięki przysłudze, a niewykluczone, że jakiejś łapówce. Trafny wydaje mi się komentarz Amelii Crisantino, znawczyni sycylijskiej historii: „Dżuma przychodzi do Palermo, ponieważ jakiś tunezyjski kupiec darami kupuje pozwolenie hiszpańskiego wicekróla i, wedle powszechnego przekonania, wygasa ona dopiero za wstawiennictwem odpowiedniej świętej. Krótko mówiąc: z jednego polecenia przychodzi, a z innego odchodzi. Cena w historii miasta?”.

Nieszczęsna odpowiedziała

„Kiedy miała lat sześć, Gertrudina umieszczona została dla edukacji, a zwłaszcza dla obudzenia w niej tego powołania, które jej narzucono, w […] klasztorze”2. W dziewiątym rozdziale Narzeczonych Alessandro Manzoni zaczyna opowiadać historię Mniszki z Monzy, postaci, której ze względu na swą sławę nie trzeba przybliżać. Wiadomo, że prawdziwą, historyczną postacią, która stanowiła inspirację dla mniszki Manzoniego, jest Marianna de Leyva, córka Martina, hrabiego Monzy i potomka pierwszego hiszpańskiego gubernatora Mediolanu. Kiedy rok po porodzie umiera jej matka, zabita przez dżumę w 1576 roku, dziewczynka dziedziczy Pałac Marino przy piazza della Scala, obecnie będący siedzibą mediolańskiego ratusza.

Zmuszona do wstąpienia do zakonu, także po to, żeby nie roztrwonić pokaźnego spadku po matce (albo wyjść za starszego o dwadzieścia pięć lat Sycylijczyka Gustava Branciforte, księcia Butery), Marianna trafia do klasztoru benedyktynek w Monzie, gdzie przyjmuje imię Wirginia, lecz dla wszystkich jest Panią. Reszta to jej nadużycia, jej arogancja, jej wykorzystywanie seksualne, jej związek z Gianem Paolem Osiem (Egidio w powieści Manzoniego), narodziny martwego syna, narodziny córki, fizyczne eliminowanie niewygodnych świadków, którzy grozili ujawnieniem skandalu.

Aresztowana 15 listopada 1607 roku, Marianna de Leyva zostaje skazana na dożywocie w zamurowanej celi w Azylu Świętej Walerii w Mediolanie. W 1622 roku kardynał Fryderyk Boromeusz zarządza jej uwolnienie. Jako odkupiona grzesznica Pani prosi o pozostanie w niesławnym azylu w pobliżu kościoła świętego Ambrożego, gdzie w ramach kary trafiają byłe prostytutki. Zostanie tam jeszcze przez dwadzieścia osiem lat, aż do śmierci 17 stycznia 1650 roku w wieku siedemdziesięciu czterech lat.

W tym samym roku na drugim krańcu Włoch, na będącej również pod panowaniem hiszpańskim Sycylii, śluby ma złożyć szesnastoletnia Anna Valdina, córka księcia Andrei, zamknięta w klasztorze Stygmatów w Palermo, założonym i prowadzonym przez Imarę Branciforte z książąt Butery (krewną tego Gustawa Branciforte, który w Mediolanie chciał poślubić młodziutką Mariannę de Leyvę). Dziewczynkę już w wieku siedmiu lat rodzina zmusza do zamieszkania w tym zakonie klarysek przy via Maqueda, zarezerwowanym dla nowicjuszek pochodzących z najzamożniejszych i arystokratycznych sycylijskich rodzin (Ventimiglia, Bologna, Lucchesi, Gambacorta, Filangeri) i stąd nazywanym „klasztorem Dam”.

Zastraszona przez ojca i brata, którzy początkowo okłamują ją, że w klasztorze zostanie tylko na czas edukacji, a później narzucają jej stan zakonny pod groźbą pozbawienia jej wszelkich praw do dziedziczenia, Anna Valdina, ofiara przemocy psychicznej, a nawet fizycznej, spędza za murami klasztoru czterdzieści dwa lata. Jednak w 1692 roku, po śmierci ojca i brata, Anna zwraca się do kurii arcybiskupiej w Palermo z prośbą o zrzeczenie się ślubów. To niezręczne, ale jej nazwisko jest znaczące, a w grze są pieniądze, ziemie i przywileje. Nie można więc zignorować takiej prośby.

Przesłuchuje się wielu świadków: siostry zakonne, rodzinnych służących, spowiedników. Niemal wszyscy potwierdzają długą rozpacz Anny, przymus, jakiemu została poddana, wielokrotne, ignorowane prośby o możliwość opuszczenia klasztoru, absolutny brak powołania, lekceważenie ze strony rodziny Valdinów wobec jej skarg, odmawianie jej wolności.

Anna Valdina nie chce być świętą ani czcigodną mniszką. A inne siostry dobrze pamiętają, że kiedy niektóre zakonnice próbowały wybrać ją na przeoryszę, wykorzystując władzę jej rodu, rywalki pokręciły głowami i bez trudu odrzuciły jej kandydaturę – właśnie dlatego że było wiadomo, tak w klasztorze, jak i poza nim, iż nie akceptuje ona stanu zakonnego.

Żeby zyskać uznanie dla swoich racji, Anna Valdina będzie musiała podjąć skomplikowane zabiegi dyplomatyczne. Wywodzi się jednak z warstwy społecznej i z rodziny mającej doskonałe koneksje polityczne, a wielu jest zainteresowanych zarządzaniem ogromnym majątkiem, który – w zależności od tego, jak zakończy się ta sprawa – może trafić do Watykanu (ten chciałby, żeby Anna wróciła do klasztoru pod karą ekskomuniki) lub do spadkobierców rodziny Valdinów. Aby znaleźć jak najlepszy kompromis, potrzebna będzie interwencja wicekróla i ambasadora Hiszpanii przy Stolicy Apostolskiej.

Dzięki temu Anna Valdina może opuścić klasztor. Zachowa majątek rodzinny na Sycylii, dobra i dochody spoza wyspy trafią zaś do Watykanu. W umowie nie znalazła się żadna rekompensata za czas spędzony w klasztorze. Miała siedem lat, kiedy została w nim zamknięta, ma pięćdziesiąt osiem, kiedy może wyjść na wolność.

Mogłaby zostać złą mniszką (z pewnością nią była), ale gniew Anny Valdiny był skierowany przeciwko rodzinie. Prawdopodobnie, a przynajmniej taką mamy nadzieję, żadna Łucja Mondella nie znalazła się w jej szponach i pod jej despotycznym uciskiem, ubrana w surowy, zakonny habit.

1 Vincenzo Consolo, Retabulum, przeł. Monika Woźniak, „Literatura na Świecie” 2005, nr 3–4, s. 117–118.

2 Alessandro Manzoni, Narzeczeni, przeł. Barbara Sieroszewska, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1994, s. 225.