Świąteczny terminarz uczuć - Katarzyna Grabowska - ebook + książka

Świąteczny terminarz uczuć ebook

Katarzyna Grabowska

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Dwa światy, dwa serca i jedna magia świąt.

Ona jest Koreanką. On jest Polakiem.

Dzieli ich bardzo dużo, a połączyć może... Wigilia.

Park Soo Yeon – perfekcyjna, zdystansowana i nieco chłodna specjalistka od marketingu – trafia z tętniącego życiem Seulu prosto do przedświątecznej Łodzi. Firma, dla której pracuje, otwiera właśnie swój pierwszy europejski oddział, a Soo Yeon ma dopilnować, by wszystko poszło zgodnie z planem. Nie przejmuje się, że za chwilę święta, gdyż dla niej nie mają one wartości emocjonalnej – to tylko ładnie opakowany produkt, który dobrze się sprzedaje.

Michał Nowicki – grafik z duszą romantyka, zawsze pomocny i opiekuńczy, chociaż nieco chaotyczny – żyje według zupełnie innych zasad. Jest bardzo rodzinny, uwielbia święta i uważa, że najlepsze prezenty to te robione własnoręcznie.

Ich światy zderzają się na tle zimowej kampanii reklamowej, a różnice kulturowe to tylko początek. Bo gdy spada pierwszy śnieg, a pod choinką pojawiają się niespodziewane uczucia, zaczyna się historia, której Soo Yeon nie zaplanowała w swoim terminarzu.

Ciepła, zabawna i wzruszająca opowieść o tym, że czasem trzeba polecieć na drugi koniec świata, żeby znaleźć swoje miejsce… i kogoś, kto sprawi, że nic już nie będzie takie samo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 240

Data ważności licencji: 8/4/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

Copyright © Katarzyna Grabowska

Copyright © Wydawnictwo Replika, 2025

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Redakcja

Joanna Podolska

 

Korekta

Natalia Ziółkowska

 

Projekt okładki

Izabela Szewczyk

 

Skład i łamanie

Izabela Szewczyk-Martin

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dariusz Nowacki

 

Wydanie elektroniczne 2025

 

eISBN 978-83-68560-79-4

 

Wydawnictwo Replika

ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań

[email protected] | www.replika.eu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Święta Bożego Narodzenia są czasem,

gdy najdotkliwiej odczuwamy brak tych,

których straciliśmy, i doceniamy tych,

których mamy u swojego boku.

Książkę dedykuję mojej babci Zofii Osieckiej,

za którą tęsknię od ponad trzydziestu lat.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I

 

 

Park Soo Yeon stała przed niewielkim lustrem w łazience i od dobrych kilku chwil przyglądała się swojemu odbiciu. Jak zwykle zaczesała gładko włosy i spięła je z tyłu w niewielki węzeł, uważając, by żaden kosmyk się z niego nie wysmyknął. Na twarz nałożyła odpowiedni krem rozświetlający i odrobinę podkreśliła czarną kredką oczy, by były bardziej wyraźne. Na usta nałożyła bezbarwny błyszczyk, który nadał im subtelny połysk. Nigdy nie przepadała za makijażem, dlatego też ograniczała go do niezbędnego minimum, tak by był ledwie zauważalny. Soo Yeon nie lubiła się wyróżniać. Jej uroda była stonowana, a styl konsekwentny i przemyślany.

– Może być – mruknęła cicho, wygładzając dłonią połę grafitowego żakietu.

Garnitur, choć niepochodzący od znanego projektanta mody, był schludny i starannie dobrany. Kremowa koszula z zaokrąglonym kołnierzykiem dopełniała całości, tworząc wizerunek idealnej pracownicy korporacji – poukładanej, skromnej i nieodstającej od normy.

Nagle, coś ją zaniepokoiło. Spojrzała w dół i dostrzegła cienką, wystającą nitkę na rękawie. Serce zabiło jej szybciej. Tak drobna niedoskonałość nie powinna mieć dla niej znaczenia, a jednak zburzyła spokój. Bez słowa odwróciła się na pięcie i ruszyła do pokoju służącego zarówno za sypialnię, jak i za salon. Z szuflady regału wyjęła małe nożyczki i z chirurgiczną precyzją odcięła natrętną nitkę. Przez chwilę jeszcze lustrowała rękawy, upewniając się, że nie ma więcej niespodzianek. Gdy wszystko wyglądało idealnie, odetchnęła cicho.

Odkąd przed ośmioma laty przyjechała do Seulu, by podjąć studia na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju, zawsze była sama. Wychowana w małym, rybackim miasteczku Samcheok, przyzwyczajona do zapachu morza i odgłosów targowiska, w stolicy czuła się jak wyrwana z rzeczywistości. Ale była zdeterminowana. Jej rodzina nie miała wiele – ojciec wypływał w morze, matka sprzedawała ryby. Soo Yeon nie chciała dla siebie takiego życia.

Na studiach trzymała się na uboczu. Była cicha, zamknięta w sobie, skupiona wyłącznie na nauce. Nie chodziła na imprezy, nie plotkowała z koleżankami. Takie postępowanie może i spowodowało, że wśród rówieśników otrzymała łatkę odludka, buca i kujona, jednak przyniosło owoce. Ukończenie nauki z pierwszym wynikiem pomogło jej zdobyć zatrudnienie w dziale marketingu prężnie działającej firmy kosmetycznej. Z zapałem, niemal na oślep, rzuciła się w wir obowiązków. Zrezygnowała ze wszystkiego, co zbędne: relacji, odpoczynku, marzeń. Miała tylko jeden cel – wspinać się wyżej.

Na początku była nikim: nosiła kawę, porządkowała dokumenty, sprzątała po sesjach zdjęciowych. Nie skarżyła się jednak nigdy. Wierzyła, że zaangażowanie w pracę i sumienne wykonywanie poleceń przełożonych zostanie kiedyś nagrodzone. I miała rację. Dwa lata temu została przydzielona do kampanii ekologicznej linii kosmetyków dla kobiet, podczas której jej talent, pomysłowość, a przede wszystkim posłuszeństwo wobec szefostwa zostały docenione i Soo Yeon awansowała na kierowniczkę zespołu. Teraz to ona miała pod sobą ludzi.

Z jeszcze większym zaangażowaniem rzuciła się w wir pracy. Z biura najlepiej wcale by nie wychodziła – przesiadywała w nim od rana do późnego wieczora. Nie uznawała czegoś takiego jak zmęczenie czy choroba. Wymagała nie tylko od siebie, ale też od innych. Ślepo trzymała się wytycznych, bezwzględnie przestrzegała harmonogramu i skoncentrowana na osiągnięciu sukcesu, nawet kosztem swoich podwładnych, nie miała oporów, by zwalniać tych, którzy ośmielili się mieć w niektórych kwestiach odmienne zdanie niż ona. Nic więc dziwnego, że szybko dorobiła się miana cyborga, mającego świadczyć o tym, iż Soo Yeon jest pozbawiona jakichkolwiek ludzkich odczuć.

Samcheok coraz częściej jawił jej się jako sen. Rodzinny dom pełen zapachu suszonych ryb odchodził w przeszłość. Od dwóch lat w nim nie była. Z rodzicami również jakoś rozluźniła kontakty, ograniczając je do sporadycznych telefonów. Ostatni raz rozmawiała z nimi w czasie Chuseok – święta plonów, które w tym roku przypadło na pierwszy weekend października. W Korei to jedno z najważniejszych świąt w roku. Ludzie zjeżdżają się wtedy do domów rodzinnych, przygotowują wspólnie jedzenie, odwiedzają groby przodków i składają im dary. Ona jednak nie miała na to czasu. Zdobyła się jedynie na to, by zadzwonić z życzeniami. Powiedziała je szybko, prawie na jednym wydechu, nie dopuszczając matki do głosu, po czym rozłączyła się. Nie chciała przyznać się do tego, że nie może przyjechać, gdyż w pracy wymagają od niej dyspozycyjności. O wiele łatwiej było zawieść rodzinę niż przełożonych.

Rodzice nigdy nie czynili jej wyrzutów, że tak się od nich odcięła. Chociaż było im przykro, nie okazywali tego. Wśród sąsiadów wychwalali jedynaczkę pod niebiosa, dumni, że dostała się na uniwersytet w Seulu, a po ukończeniu studiów od razu otrzymała pracę w prestiżowej firmie. Dla nich liczyło się tylko to, że ukochana córeczka wyrwała się z biedy i osiągnęła sukces, o którym inni mogli tylko pomarzyć. Soo Yeon nie chciała wyprowadzać ich z błędu. Jeszcze nie osiągnęła pełnego sukcesu, ale przecież ten lada chwila miał do niej przyjść. Wszystko było już na dobrej drodze. Już tak niewiele brakowało, by naprawdę stała się tym, kogo widzieli w niej rodzice.

Wyszła z mieszkania i ruszyła w kierunku siedziby BeautySeoul. Wynajęła to małe lokum tylko kilka przecznic dalej, by nie tracić czasu ani pieniędzy na dojazdy. Po drodze, zgodnie z porannym rytuałem, wstąpiła do Starbucksa. Podwójne latte i czekoladowy donut – na tyle pozwalała sobie codziennie. Usiadła przy oknie, wzięła tablet i zaczęła przeglądać raporty z kampanii. Uśmiech zagościł na jej ustach. Dane wyglądały obiecująco. Wszystko szło zgodnie z planem.

Dźwięk dzwonka telefonu zburzył jej spokój. Zerknęła na wyświetlacz, przekonując się, że to połączenie z biura prezesa Lee. Zmarszczyła brwi. Była dopiero ósma czterdzieści pięć, miała więc jeszcze całe piętnaście minut na dotarcie do pracy. Jeśli więc próbowano się z nią skontaktować tak wcześnie, nie wróżyło to niczego dobrego.

– Tak? – odebrała.

– Dzień dobry, pani Park – usłyszała głos sekretarki. – Prezes Lee prosi o natychmiastowe przybycie. Sprawa jest bardzo pilna.

Połączenie się zakończyło. Soo Yeon westchnęła. Spojrzała na niedopitą kawę i donuta, którego nawet nie ugryzła. Zmiany nie były jej żywiołem, a zakłócenie porannej rutyny wprawiło ją w wyraźny dyskomfort, wiedziała jednak, że nie może zlekceważyć wezwania. Dziesięć minut później stała już przed wysokim budynkiem BeautySeoul, w którego szklanych ścianach w pogodne dni odbijały się słoneczne promienie, powodując, iż błyszczał niczym diament. Dziś jednak, w pochmurny, grudniowy poranek, wydawał się szary, ciężki i nieprzyjazny. Nawet ogromny ekran z reklamą najnowszej linii kosmetyków nie potrafił ożywić fasady. Soo Yeon, choć zwykle z dumą zerkała na efekty swojej pracy, teraz nawet nie spojrzała w jego stronę.

Weszła do gmachu i skierowała się w stronę windy. Chociaż od dziecka towarzyszył jej lęk przed małymi, ciasnymi pomieszczeniami, w miarę upływu lat nauczyła się radzić sobie z nim na tyle, żeby nie utrudniał jej życia. Nadal jednak przez całą podróż dźwigiem czuła nieprzyjemne napięcie i przyspieszone bicie serca, które mijały dopiero, gdy opuszczała kabinę. Tym razem wraz z nią do windy wsiadło kilku pracowników firmy, których znała głównie z widzenia. Na powitanie wymienili się grzecznościowymi pozdrowieniami, po czym w milczeniu wjeżdżali na górę, nie zwracając uwagi na współtowarzyszy.

Soo Yeon wysiadła na dwudziestym drugim piętrze, gdzie znajdował się sekretariat prezesa. Za szklaną ścianą odgradzającą pomieszczenie od korytarza, widać było asystentkę siedzącą za biurkiem. Kobieta też dostrzegła Soo Yeon i zanim ta otworzyła drzwi, sięgnęła po słuchawkę i poinformowała szefa o jej przybyciu.

– Prezes czeka. Proszę wejść. – Asystentka odłożyła słuchawkę i wskazała na masywne, drewniane drzwi, które wiodły do jaskini tygrysa, jak mawiali między sobą pracownicy BeautySeoul.

Soo Yeon z lekkim wahaniem nacisnęła mosiężną klamkę i pchnąwszy ciężkie drzwi, weszła do pomieszczenia. Gabinet prezesa Lee był duży, przestronny i elegancki. Dominowały w nim ciemne drewno i szlachetne tkaniny, ale nowoczesne detale, takie jak przeszklony regał z kosmetykami firmy, ekran do wideokonferencji czy też designerskie oświetlenie, świadczyły o klasie i współczesnym podejściu do estetyki. W rogu, na stoliku z lakierowanego drewna, stał niewielki porcelanowy czajnik do herbaty, jedyny tradycyjny akcent w tym wnętrzu.

Prezes Lee siedział za masywnym biurkiem. Wyglądał na około pięćdziesiąt lat, był szczupły, miał siwiejące, gładko zaczesane włosy i wyraźnie zarysowaną szczękę.

– Wreszcie pani jest – rzucił chłodno na powitanie, poprawiając markowe okulary. – No, na co pani czeka, proszę podejść bliżej – zakomenderował.

Zbliżyła się do biurka. Mimo iż krzesło stojące przed nim było wolne, nie odważyła się na nim usiąść. Stojąc, w milczeniu czekała, aż prezes powie, po co ją wezwał.

– W firmie nadali pani przydomek cyborg. Wie pani, skąd on się wziął? – zapytał.

– Nie mam pojęcia.

– A mnie się wydaje, że doskonale zdaje sobie pani sprawę, dlaczego otrzymała takie miano. Ponoć jest pani jak maszyna. Bezduszna i zorientowana na cel. Z nikim się pani nie zaprzyjaźniła, rzadko bierze udział w firmowych spotkaniach po pracy i nie ma w ogóle życia prywatnego.

Nie odpowiedziała. Wpatrywała się w mężczyznę siedzącego na wprost, a wyraz jej twarzy był nieprzenikniony.

– Nikt pani nie lubi – ciągnął dalej – ale pani to nie interesuje, gdyż koncentruje się na zleconych zadaniach, i nawet wtedy, gdy podejmując decyzje, krzywdzi kogoś, nie ma pani przed tym żadnych oporów, prawda? Po prostu wykonuje pani polecenia.

– Czyżbym źle wykonywała swoje obowiązki? – wreszcie przemówiła.

Prezes mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i niechętnie sięgnął po jedną z teczek leżących na biurku. Wziął ją do ręki i przez dłuższą chwilę przeglądał dokumenty, zwlekając z odpowiedzią.

– Chung Eun Kyo, odpowiedzialna za przygotowanie kampanii świątecznej w nowo otwartym oddziale firmy w Polsce, zawiodła – powiedział w końcu. – Okazała się osobą, która uważa, że wie wszystko lepiej niż zarząd. Kierując się własnym zdaniem, wbrew poleceniom szefostwa, narobiła bałaganu, po którym trzeba posprzątać.

Zapadła cisza, gdyż prezes zrobił krótką przerwę, zapewne czekając na reakcję Soo Yeon. Ta jednak nadal stała bez ruchu niczym kamienna figura.

– Dlatego, biorąc pod uwagę pani dotychczasowe zaangażowanie i wierne przestrzeganie wszelkich zaleceń, postanowiłem, że pani się tym zajmie i zastąpi Chung Eun Kyo w Polsce.

Soo Yeon tym razem nie zdołała opanować emocji i mięsień na jej policzku drgnął. Szybko jednak przywołała się do porządku.

– Chce pan, abym to ja poprowadziła kampanię promocyjną w Polsce?

– A widzi tu pani jeszcze kogoś? – zadrwił. – Coś u pani kiepsko z myśleniem. – Pokręcił głową. – Ważne jednak, że potrafi pani zachować chłód w stosunkach z innymi i nie liczy się z ich uczuciami. Właśnie takiej osoby teraz potrzebujemy.

– Co miałabym zrobić?

– Uporządkować bałagan po Chung – powtórzył. – Czasu mamy mało, bo event zaplanowano na dwudziestego grudnia, a trzeba jeszcze zlecić druk bannerów i informatorów. Musi się pani sprężyć. No, ale najważniejsze jest, żeby wyplątać się z umowy zawartej przez tę nieodpowiedzialną kobietę – westchnął. – Chodzi o grafika. Mój kuzyn jest zdolnym chłopakiem i skończył dobry uniwersytet. Chciałbym, żeby rozwinął skrzydła, więc zaproponowałem mu przygotowanie projektu, ale Chung, nie biorąc pod uwagę moich wytycznych, zdążyła już zlecić to zadanie komuś innemu. Jakiemuś Polakowi. Co więcej, zatwierdziła jego projekt. Gdy poprosiłem ją, żeby to odkręciła, miała jeszcze czelność powiedzieć mi, że przemawia przeze mnie nepotyzm. Odwołałem ją więc ze stanowiska i postanowiłem, że przekaże je komuś… hm… bardziej odpowiedniemu. Pani. To ogromna szansa, o której marzy wielu. Mam nadzieję, że ją pani odpowiednio wykorzysta.

– Czyli chodzi panu o to, że miałabym pozbyć się grafika wybranego przez Chung?

– Dokładnie, ale nie może pani po prostu odrzucić jego projektu, gdyż Chung już go klepnęła, a umowa została sformułowana w ten sposób, że w przypadku zatwierdzenia projektu, a następnie odrzucenia go i tak musielibyśmy zapłacić ustaloną kwotę. Jedynym możliwym sposobem wyplątania się z umowy jest wskazanie ewentualnych niedoróbek i brak akceptacji drugiej poprawionej wersji. Rozumie pani? Pierwsze poprawki zostały już zlecone, bo to jeszcze pani poprzedniczka poprosiła o wygładzenie czcionek i podmianę ich wypełnienia. Przynajmniej tyle dobrego – westchnął. – Gdy otrzyma pani poprawioną wersję, odrzuci ją i wskaże elementy, które nie współgrają z pani wizją, a następnie nie zaakceptuje ostatecznej wersji. To otworzy pani drzwi do bezpiecznego pozbycia się grafika. Na jego miejsce wskoczy natychmiast Jin Ho, który już pracuje nad grafiką i wkrótce ją prześle. Da pani radę to ogarnąć?

– Kiedy miałabym polecieć do Polski? Mówił pan, że event planowany jest na dwudziestego, więc…

– Wylot powinien odbyć się jak najszybciej. Najlepiej już jutro.

– Jutro? – zapytała, starając się powstrzymać drżenie w głosie.

– Chyba wyraziłem się jasno. Jutro – powtórzył. – Czas jest tu bardzo znaczący. Czyżby miała pani jakieś inne plany?

– Ja… – Zawahała się.

Lubiła rutynę, ścisłe trzymanie się planu, a propozycja przedstawiona przez szefa oznaczała wielkie zamieszanie. Przeprowadzka na koniec świata do Polski, o której istnieniu prawie nic nie wiedziała? To brzmiało jak jakieś szaleństwo! Jednak perspektywa zarządzania wielkim projektem wydawała się bardzo kusząca. Jeśli by się sprawdziła, mogłaby nawet zostać szefem oddziału.

– Cóż, ma pani prawo odmówić. Jeśli to koliduje z pani wcześniejszymi planami, nie czuje się pani na siłach lub nie potrafi dostosować do wymogów obowiązujących w naszej firmie…

Czuła, jak ściska ją w gardle. To była szansa, na którą czekała. Ogromny krok mogący zmienić wszystko. Oczywiście pod warunkiem, że nie zawali. Jeśli się uda – zrobi prawdziwą karierę. Jeśli nie – nikt nie będzie chciał z nią pracować. Czy była gotowa na to ryzyko?

– Przyjmuję pańską propozycję – powiedziała w końcu. – Nie zawiodę pana i dam z siebie wszystko. Dziękuję za zaufanie.

Prezes skinął głową, jakby nie spodziewał się innej odpowiedzi.

– Cóż, wydaje się pani najodpowiedniejszą osobą do zajęcia się tak niewdzięcznym zadaniem. Cyborg – uśmiechnął się – oby ten przydomek sprawdził się i w Polsce. Proszę pamiętać, zero sentymentów, zero jakichkolwiek emocji. Tylko dobro firmy na pierwszym miejscu. Mam nadzieję, że udźwignie pani tę odpowiedzialność i nie przyniesie nam wstydu.

– Nie przyniosę – zapewniła.

– Liczę na to. Dobrze… W takim razie niech się pani niezwłocznie zgłosi do logistyki po dokumenty. I proszę pamiętać, że od tej kampanii zależy pani być albo nie być w BeautySeoul. My nie dajemy drugiej szansy.

– Rozumiem, panie prezesie.

– No to powodzenia. – Dał jej znak ruchem ręki, że rozmowa zakończona.

Wyszła z gabinetu, starając się zachować pełną powagę i spokój, chociaż serce waliło jej tak mocno, że aż zdawało się rozsadzać klatkę piersiową. Ledwie skinęła głową asystentce, zanim opuściła sekretariat. Przed oczami miała mroczki, a nogi wydawały się jak z waty. Z trudem doszła do widny i dopiero tam pozwoliła sobie na odrobinę słabości. Oparła się plecami o ścianę, mając wrażenie, że jeszcze chwila i upadnie na podłogę. Polska? Wyjazd jutro? Samodzielna kampania? Czy była na to gotowa?

Tego jeszcze nie wiedziała, ale była pewna, że zrobi ten krok, nawet jeśli musiałaby przeć do przodu niczym taran, niszcząc marzenia i nadzieje innych.

 

***

 

W pokoju Michała panował półmrok rozświetlany jedynie bladym światłem ekranu monitora i ciepłą poświatą lampki biurkowej. Z głośników sączyła się cicha, spokojna muzyka. Delikatne dźwięki pianina i skrzypiec koiły myśli i pomagały mu skupić się na pracy. Na ekranie widniał niemal ukończony projekt plakatu.

Zimowa kompozycja przedstawiała elegancką kobietę w długim, białym płaszczu, stojącą na pierwszym planie pośród śnieżnej zamieci. W tle widać było budynki wielkiego miasta, nad którym górowała charakterystyczna sylwetka wieży Namsan. Tytuł: „Winter Woman in Seoul” połyskiwał srebrnymi literami, wtapiając się w chłodną paletę projektu.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko i poprawił jeden z detali w typografii, po czym zapisał projekt. W tym samym momencie w prawym dolnym rogu ekranu pojawiło się powiadomienie o nowym mailu. Kliknął na wyświetloną kopertkę i otworzył maila zatytułowanego: „Zmiana koordynatora projektu – BeautySeoul Polska”. W kilku urzędowych, suchych zdaniach napisanych po angielsku informowano, iż miejsce dotychczasowej koordynatorki projektu świątecznego przejmuje niejaka Park Soo Yeon.

Michała nieszczególnie zaniepokoiła ta zmiana. Szybko adaptował się do nowych sytuacji, a jego projekt i tak był już zatwierdzony przez poprzednią koordynatorkę. Wystarczyło tylko dokonać drobnej korekty czcionki i odesłać, a później czekać na wynagrodzenie. Chyba jeszcze nigdy aż tak nie ekscytował się z faktu, że dostanie pieniądze. Tym razem były mu szczególnie potrzebne. Nie dla siebie na jakieś zbędne ekstrawagancje, ale dla babci.

Odchylił się na fotelu, odgarniając dłonią jasne, lekko falujące włosy, które opadały mu na ramiona. Spojrzał na stojące na biurku obok monitora zdjęcie przedstawiające jego wówczas ośmioletnią siostrzyczkę Asię. Z zawadiackim uśmiechem i w różowej czapce z uszami misia wyglądała naprawdę słodko. Michał ją uwielbiał i każdą wolną chwilę starał się z nią spędzać. Chociaż nie mieszkali razem, gdyż matka po ślubie z ojcem Asi wyprowadziła się do męża, często się widywali i miał udział w wychowywaniu małej. Pomagał w jej przewijaniu, karmieniu, wychodził z nią na spacer i czytał jej bajki, a kiedy była już większa, razem rysowali, uczył ją literek i był powiernikiem większości sekretów, o których nie chciała mówić rodzicom. Matka nawet żartowała, że zachowuje się wobec niej jak prawdziwy ojciec i pewnie lada chwila sam dorobi się własnego dziecka.

Jednak jemu nie w głowie było zakładanie rodziny. Co innego zająć się młodszą siostrą od czasu do czasu, a co innego być odpowiedzialnym za kogoś non stop. Zresztą Michał bał się związków. Nie chciał się zakochać, by nie zostać zranionym. Wiedział, jak bardzo jego ojciec skrzywdził matkę, gdy zostawił ją zaraz po tym, gdy dowiedział się, że jest w ciąży, chociaż wcześniej zapewniał o ogromnej, bezgranicznej miłości.

Michał nie znał swojego ojca, gdyż ten nie wykazał najmniejszego zainteresowania synem. Regularnie płacił zasądzone, niskie alimenty, ale gdy tylko chłopak zakończył edukację, zakręcił ten cienki kurek z pieniędzmi. W życiu Michała najważniejszymi osobami były matka i babcia, które go wychowały. Dla nich byłby gotów na wszystko.

Wyłączył tablet i komputer, po czym wyszedł z pokoju i przeszedł do salonu. Babcia siedziała w fotelu na kółkach, okryta wełnianym kocem, z dłoniami splecionymi na kolanach, i oglądała jakiś program w telewizji. Słysząc wnuka, natychmiast ściszyła fonię i odwróciła się w jego stronę.

– Jak tam, Michasiu? Skończyłeś?

– Skończyłem – potwierdził. – W tym roku będziemy mieć bardzo wesołe święta. Mikołaj zadba o twoje nowe biodro.

Babcia uśmiechnęła się z czułością.

– Oj Michasiu, Michasiu… Ale to tyle pieniędzy. Może lepiej poczekać? W końcu to tylko sześć miesięcy.

Michał pokręcił przecząco głową.

– Nie będzie żadnego czekania, babciu. Masz mieć najlepszą protezę. Najlepszych lekarzy. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.

– Oj tam… Mam ciebie i to mi wystarczy.

– Tyle lat się mną opiekowałaś – ciągnął cicho, nie zważając na jej słowa – to teraz ja się tobą zaopiekuję.

W oczach staruszki zaszkliły się łzy.

– Dobry chłopak z ciebie, Michasiu. Oj, żeby dobrze ci się w życiu ułożyło! Chciałabym zobaczyć, jak zakładasz rodzinę, jak dzieci swoje wychowujesz.

– Nie śpieszy mi się do tego. Po co myśleć o tak odległych chwilach? Skoncentrujmy się na tym, co za moment. Już niebawem święta.

Sprytnie spróbował zmienić temat na bezpieczniejszy.

– Ach, te święta! – westchnęła. – Nimi to się martwię najbardziej. Patrz, jaka ze mnie niedojda. Żadnego pożytku. Siedzi tylko i ciężarem jest dla innych.

– Nie jesteś ciężarem. Nawet tak nie mów! – oburzył się.

– Kiedy jestem – uparła się. – Co roku tyle rzeczy przygotowywałam, a teraz… Przecież do niczego się nie nadam. Nawet z tym ustrojstwem do kuchni nie wjadę, bo się nie zmieści. – Uderzyła dłońmi o podłokietniki fotela. – Jak mam zrobić barszcz, pierogi, karpia w galarecie…? – zaczęła wyliczać.

Michał przyklęknął obok niej, ujął jej rękę.

– Babciu, nie martw się! Wszystko ogarnę. Będzie barszcz, będą pierogi. Razem tyle razy gotowaliśmy, że z zamkniętymi oczami w środku nocy potrafiłbym przyrządzić każde z tych dań. Nawet ten twój słynny farsz i paszteciki. – Uśmiechnął się szeroko.

Kobieta spojrzała prosto w intensywnie niebieskie oczy wnuka, których ciemna oprawa, sprawiała, że jego spojrzenie wydawało się przenikliwe.

– Oj, widzę, że chcesz odebrać mi moje królestwo – zażartowała.

– Ja? W życiu! To twoje włości, a ja jedynie godnie cię zastąpię na czas twojej niedyspozycji. Po operacji, gdy już będziesz zdrowa, oddam ci berło i koronę. Tylko karocę zabiorę. – Wskazał na wózek.

– Och, ty mój urwisie! – Czule zmierzwiła mu włosy. – Co ja bym bez ciebie zrobiła? Jesteś złotym chłopakiem. Złotym – powtórzyła. – Chyba niebiosa mi cię zesłały.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej