Studnia i wahadło - Edgar Allan Poe - ebook

Studnia i wahadło ebook

Edgar Allan Poe

0,0
20,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czasy hiszpańskiej inkwizycji. Więzień czeka na wydanie wyroku przez okrutnych sędziów. Jego nadzieje na wolność — podobnie jak płonące świece — bardzo szybko się zmniejszają.

Zostaje skazany na śmierć i zamknięty w pomieszczeniu, które przypomina grobowiec. Wizja nadchodzącej śmierci przeraża go, kilkakrotnie traci przytomność, a namalowany na suficie obraz Ojca Czasu oraz śmiercionośne wahadło i tajemnicza studnia wcale nie pomaga w znalezieniu ukojenia i przygotowania się na śmierć.

Studnia i wahadło to opowiadanie autorstwa Edgara Allana Poego, wydane po raz pierwszy w 1842 roku. Autor sięga w nim do podań o więźniach hiszpańskiej inkwizycji, o ich przesłuchiwaniu i torturach. Utwór jest doskonałym studium strachu przed śmiercią.

Edgar Allan Poe to amerykański pisarz epoki romantyzmu, przedstawiciel nurtu gotyckiego. Zasłynał przede wszystkim jako autor fantastyki i horroru.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Edgar Allan Poe
Studnia i wahadło
tłum. Bolesław Leśmian
Epoka: Romantyzm Rodzaj: Epika Gatunek: Opowiadanie

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 31

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Edgar Allan Poe

Studnia i wahadło

tłum. Bolesław Leśmian

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3697-6

Studnia i wahadło

Impia tortorum longos his turba furores, 
Sanguinis innocui non satiata, aluit. 
Sospite nunc patria, fracto nunc funeris antro, 
Mors ubi dira fuit vita salusque patent1. 
Czterowiersz przeznaczony dla bramy rynku, który miał powstać na miejscu klubu jakobinów w Paryżu.

Zmiażdżyła mnie, śmiertelnie zmiażdżyła ta długotrwała agonia i gdy nareszcie pozbawiono mię więzów i pozwolono przybrać postawę siedzącą, uczułem, że tracę zmysły. Wyrok — okrutny wyrok śmierci — był ostatnim, z umysłu2 dobitnie wymówionym zdaniem, które dosięgło mych uszu. Po czym wydało mi się, iż brzmienia głosów inkwizytorskich grążą się w bezbrzeżnej gędźbie3 majaczeń. Ów zgiełk narzucił mej duszy poczucie kołowrotu — zapewne z tej przyczyny, żem go marzeniem przysunął do koła młyńskiego. Ale to trwało jedno okamgnienie, gdyż oto nagle zaniesłyszałem. Zachowałem jednak przez czas pewien jeszcze zdolność widzenia, lecz jakże straszliwie zolbrzymioną! Widziałem wargi sąsiadów, sędziów czarno ubranych. Jawiły mi się — białe, bielsze niż papier, na którym kreślę te słowa, oraz wąskie aż do śmieszności, tak je zwęził skupiony wyraz okrucieństwa — niewzruszonych postanowień — i nieugiętej wzgardy dla ludzkiego cierpienia. Widziałem, jak rozkazy skierowane ku temu, co było odwzorem mych Przeznaczeń, sączyły się świeżo z tych warg. Widziałem, jak się kurczowo sposobią do wygłoszenia słów śmiertelnych. Widziałem, jak zgłoska po zgłosce — klecą moje imię — i dreszcz mię przeszył, gdym oto stwierdził, że żaden dźwięk nie towarzyszy poruszeniom tych warg. Widziałem jeszcze przez kilka mgnień obłędnego strachu — miękkie i niemal niepochwytne falowania draperii czarnych, które przesłaniały ściany komnaty. A potem wzrok mój upadł na siedem wielkich świateł, utwierdzonych na stole. Zrazu przybrały postać Miłosierdzia i zjawiły mi się jako biali a smukli aniołowie, którzy mi niosą zbawienie. Lecz nagle, ni stąd — ni zowąd, śmiertelna odraza wtargnęła do mej duszy i każde źdźbło mej istoty zadrżało, jakbym się zetknął z drutem stosu Volty4 — i kształty anielskie przedzierzgnęły się w widma bez znaczenia, w posiadaczy łbów ognistych, i zrozumiałem, że nie mogę od nich oczekiwać żadnej pomocy. I wówczas do mej wyobraźni, na kształt zbytkownej nuty muzycznej wsnuła się myśl o wybornym spoczynku, który nas czeka w mogile. Myśl ta przyszła ciszkiem i ukradkiem i wydało mi się, że niemało czasu zużyć muszę na to, aby jej do dna pokosztować. Lecz w tej samej chwili, gdy duch mój zaczął nareszcie głęboko wyczuwać i wypieszczać myśl ową, twarze sędziów sczezły jak na skinienie różdżki magicznej, w nic się rozwiały wielkie płomienie, ich światło wygasło doszczętnie, nastała ciemność ciemności — wszelkie czucia zdawały się chłonąć wzajem bez reszty jak podczas szaleńczego i zawrotnego nura, którego daje dusza w Hadesie. I nic nie zostało z wszechświata prócz nocy, milczenia i bezruchu.