Czarny kot - Edgar Allan Poe - darmowy ebook

Czarny kot ebook

Edgar Allan Poe

4,0

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 18

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (362 oceny)
146
115
67
23
11
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariMai

Nie oderwiesz się od lektury

Klasyka. Nie polecam tym, którzy mocno przeżywają cierpienie zadawane zwierzętom.
30
jotka19

Z braku laku…

Dziwna...
21
ButterClue

Nie oderwiesz się od lektury

Szybka i przyjemna lektura
00
iwonaprzystas

Nie oderwiesz się od lektury

Ten klimat jest niepowtarzalny!
00
DarekAgnieszka

Nie oderwiesz się od lektury

Fajnie się czyta ,wciągająca.
00

Popularność




Ed­gar Al­lan Poe

Czar­ny kot

Czar­ny kot

Nie spo­dzie­wam się i nie wy­ma­gam wia­ry dla wiel­ce dziw­nej i wiel­ce ską­d­inąd po­uf­nej opo­wie­ści, któ­rą chcę pi­smem utrwa­lić. Był­bym, do­praw­dy, sza­leń­cem, gdy­bym się te­go spo­dzie­wał w chwi­li, gdy wła­sne mo­je zmy­sły od­ma­wia­ją mi swe­go świa­dec­twa. Sza­leń­cem jed­nak nie je­stem i mam zu­peł­ną pew­ność, że nie ma­ja­czę. Prze­cież ju­tro – umie­ram, dziś te­dy pra­gnął­bym ulżyć swej du­szy spo­wie­dzią.

Mo­im za­mia­rem bez­po­śred­nim jest – ja­sne, tre­ści­we i bez­stron­ne po­da­nie do wia­do­mo­ści po­wszech­nej sze­re­gu na­gich zda­rzeń z za­kre­su ży­cia do­mo­we­go. Zda­rze­nia owe w swych skut­kach – prze­ra­zi­ły mię – wzię­ły na mę­ki – zni­ce­stwi­ły. Mi­mo to nie bę­dę pró­bo­wał wy­świe­tle­nia ich isto­ty. Dla mnie oso­bi­ście uka­za­ły się od stro­ny prze­ra­że­nia – wie­le osób uj­rzy w nich mniej zgro­zy, wię­cej ba­ro­ku. Kie­dyś, być mo­że, znaj­dzie się umysł, któ­ry zmo­rę mo­ją spro­wa­dzi do po­zio­mu zja­wisk okle­pa­nych – umysł po­god­niej­szy, lo­gicz­niej­szy i o wie­le mniej od me­go pło­mien­ny, któ­ry w wy­pad­kach ze zgro­zą prze­ze mnie gło­szo­nych wy­kry­je je­no zwy­kłą na­stęp­czość przy­czyn i skut­ków, nie­zmier­nie zgod­nych z ła­dem co­dzien­nym.

Od dziec­ka zdra­dza­łem mięk­kość i ludz­kość uczuć. Tkli­wość me­go ser­ca by­ła tak zna­mien­na, że dzię­ki niej sta­łem się ko­złem ofiar­nym mych ko­le­gów. Szcze­gól­niej prze­pa­da­łem za zwie­rzę­ta­mi i za zgo­dą ro­dzi­ców po­sia­da­łem wiel­ce róż­no­rod­ny ze­spół ulu­bień­ców. Ca­ły nie­mal czas spę­dza­łem w ich to­wa­rzy­stwie i ni­g­dy nie czu­łem się tak szczę­śli­wy, jak wów­czas gdy je da­rzy­łem po­kar­mem i piesz­czo­tą.

Ta oso­bli­wość me­go przy­ro­dze­nia wzra­sta­ła wraz z wie­kiem i gdym zmęż­niał, stąd głów­nie czer­pa­łem mo­je ucie­chy. Tym, któ­rzy da­rzą uczu­ciem wier­ne­go i zmyśl­ne­go psa, nie mam po­trze­by tłu­ma­cze­nia isto­ty i stop­nia za­do­wo­leń pły­ną­cych z owe­go źró­dła.

W bez­in­te­re­sow­nej mi­ło­ści zwie­rzę­cia, w je­go nie szczę­dzą­cym wła­sne­go ży­cia po­świę­ce­niu tkwi coś, co bez­po­śred­nio po­ru­sza ser­ce lu­dzi, któ­rzy czę­sto­kroć mie­li spo­sob­ność stwier­dze­nia wą­tłej przy­jaź­ni i sło­mia­nej wier­no­ści czło­wie­ka w ory­gi­na­le. Oże­ni­łem się wcze­śnie i z ra­do­ścią wy­kry­łem w żo­nie mej zgod­ność upodo­bań. Za­uwa­żyw­szy mój po­ciąg do tych do­mo­wych piesz­czo­chów, nie prze­oczy­ła ni­g­dy spo­sob­no­ści do­star­cze­nia mi oka­zów naj­bar­dziej uro­czych. Mie­li­śmy – pta­ki, ry­bę zło­tą, pięk­ne­go psa, kró­li­ki, ma­łą małp­kę i ko­ta.

Ten ostat­ni był oka­zem za­sta­na­wia­ją­co krzep­kim i wspa­nia­łym, cał­ko­wi­cie czar­ne­go fu­tra i prze­dziw­nej zmyśl­no­ści. Mó­wiąc o je­go in­te­li­gen­cji, żo­na mo­ja, nie po­zba­wio­na w głę­bi du­szy za­bo­bo­nów, czę­sto­kroć na­po­my­ka­ła o roz­po­wszech­nio­nym w sta­ro­żyt­no­ści wie­rze­niu, któ­re we wszyst­kich czar­nych ko­tach wi­dzia­ło prze­rzu­co­ne cza­row­ni­ce. Nie zna­czy to wszak­że, aby za­wsze w ta­kich ra­zach za­cho­wy­wa­ła po­wa­gę