Śmierć genialnego muzyka. Walka cudów - Leo Belmont - ebook

Śmierć genialnego muzyka. Walka cudów ebook

Leo Belmont

0,0
2,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Armoryka
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2023
Opis

Zapraszamy Cię do fascynującej podróży przez mroczne zakamarki ludzkiej duszy w opowiadaniach Leo Belmonta, zatytułowanych „Śmierć genialnego muzyka. Walka cudów”. To niezwykła opowieść o życiu w nieszczęściu i nieopisanej nędzy, której bohaterowie stawiają czoła życiowym trudnościom, miłości, rozpaczy i śmierci. W tych dwóch opowiadaniach Belmont splata wątki smutnego bytowania z tragicznymi okolicznościami egzystencji. To nie tylko historie życiowych upadków, lecz również głębokie przemyślenia na temat trudności, z jakimi muszą się mierzyć bohaterowie prozy Belmonta. Autor rzuca światło na konflikt pomiędzy uczonością a obskurantyzmem, ukazując złożoność ludzkiej psychiki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 14

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Leo Belmont

 

Śmierć genialnego muzyka

____

 

Walka cudów

 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Tekst wg edycji z lat1908-1909. 

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7639-535-7 

 

 

 

Śmierć genialnego muzyka.

(Z tragedii życia).

 Wszedł cicho, głowę opuścił, nie podał mu ręki i w ponurem milczeniu niemal upadł na fotel..

 Tamtemu oczy latały w niepokoju straszliwym.

 Drżącemi rękoma opierając się o stół, zapytał głosem złamanym:

 — No, co?...

 Przybyły ciężko odetchnął i zapytał:

 — Jesteś sam?...

 — Sam... zupełnie...

 — A służba?

 — Wysłałem...

 I czekał, jak się czeka wyroku śmierci...

 Wtedy gość zdławionym głosem wyrzekł:

 — Stało się... umarł!

 Wówczas ów zadygotał cały. Jego piękna twarz nabrała koloru ziemi. I z jego ust wydarło się w jęku:

 — Bracie!.. jakie to okropne!.. jakie to okropne!..

 I jął płakać jak dziecko, wtuliwszy się w kąt kanapy.

 Gryząc wargi i łamiąc palce przechadzał się drugi po pokoju. Snać pasował się z burzą wewnętrzną, która mu pchała jakieś słowa na usta. Bo otwierał je i zamykał bez dźwięku kilkakroć. Wreszcie nie wytrzymał, stanął pośrodku pokoju i zwracając się do brata, począł mówić z coraz twardszym akcentem w głosie. A tamten, słuchając, osuwał się coraz głębiej w sofę i oczy mu gasły, a twarz czerniała.

 — Coś ty uczynił? — nie z nami, nie z naszem uczciwem imieniem, nie z sercem tych wszystkich, co cię kochali — o to mniejsza!.. Coś ty uczynił ze sobą — z twojem imieniem? — z twoją sławą? — z twojemi pieśniami? — z czystym wpływem twojej muzyki?... Jakie ty miałeś prawo zohydzić swój geniusz?!... W jednej chwili pobrukać, pokalać, zapluć, zadeptać, zabłocić — wszystko, co tobie, szczęśliwszemu, natura dała, do czego ludzie się modlili, co ja starszy brat, wielbiłem w tobie?

 — Tak... tak... tak... — lękliwie powtarzał tamten, szczękając febrycznie zębami.