Lady Hamilton - Ostatnia miłość Lorda Nelsona - Leo Belmont - ebook + audiobook

Lady Hamilton - Ostatnia miłość Lorda Nelsona ebook i audiobook

Leo Belmont

5,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Historia miłości Emmy Lyon - angielskiej tancerki znanej jako Lady Hamilton - i Horacego Nelsona, admirała floty brytyjskiej, który zwyciężył Francuzów w słynnej bitwie pod Trafalgarem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 297

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 10 min

Lektor: Barbara Wrzesińska

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Lady Hamilton

Ostatnia miłość Lorda Nelsona

Leo Belmont

SAGA Egmont

Lady Hamilton - Ostatnia miłość Lorda Nelsona

Copyright © 2018 Leo Belmont i SAGA

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788711676783

1. Wydanie w formie e-booka, 2018

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA oraz autora.

SAGA Books, spółka wydawnictwa Egmont

Rozdział I.

W sieciach dyplomaty.

— Do licha! nie mogę rozpoznać flagi … Czyżby to był statek francuski?

Sir Hamilton z niepokojem oderwał od oczu lunetę, przez którą śledził białe żagle na horyzoncie, zbliżające się ku przystani po błękitnych falach Nęapolitańskiej zatoki. Powyższe pytanie rzucił z otwartego balkonu w stronę zaczytanej w saloniku żony.

Pani Hamilton podniosła oczy z ponad książki:

— Skąd - że francuski? Wszakże mówiłeś sam: Gibraltar nie przepuszcza żadnego okrętu francuskiego z Brestu i Hawru. A w dodatku admirał Hood czuwa z naszą flotyllą w Tulonie …

— Jednak mogło mu się wydarzyć nieszczęście … Nawet Fryderyk Wielki przegrywał bitwy …

Wyszła na balkon — spojrzała w dal:

— Eh! to najpewniej jeden ze statków Marji Karoliny … Chce się jej popisać nimi przed tobą.

— Zauważyłaś to, Emmo? … Nieprawdaż, chodzi jej o to, aby przyjaźń Neapolu uczynić cenniejszą dla Anglji. Ci Włosi poprostu powarjowali … Chcą Neapol zmienić w Wenecję — budują nagwałt flotę. Królowa pono sprzedała rodowe klejnoty Marji Teresy na ten cel. Bogacze sypią złoto, a nędzarze …

— Dają ostatnie miedziaki. Sama widziałam, jak marynarz — wydarł sobie z pokrwawionego ucha obrączkę — wszystko, co posiadał — i rzucił ją królowej-kwestarce … Jest to napoły patrjotyzm, napół nienawiść do Królowej … Pragnęliby, aby Austrjaczka nie miała żadnych zasług w budowie floty narodowej …

— Jednak taka ofiarność z jej strony …

— Jest bajką! — dokończyła z drwiącym uśmiechem.

— Jakto, czyż nie sprzedała brylantów?

— Prawda, sprzedała …

— Nie rozumiem! — prawda i … bajka zarazem?

— Mówię o rodowych klejnotach, odziedziczonych po matce — to jest już … bajeczką dla łatwowiernego ludu włoskiego, wprawdzie pożyteczną, ale …

— Przecież wszyscy o tem mówią!

Uśmiechnęła się ironicznie:

— Pamiętasz? — niędawno Marja Karolina doznała ponownie lęku przed samotnością. Uparła się, abym nocowała u niej. Otóż o północy przyszła jej myśl, abyśmy zagrały scenkę miłosną w stylu klasycznym. Ona miała być Tytusem, ja — Bereniką. Włożyła na mnie najpiękniejsze swoje suknie i fałszywe brylanty, które nosi wzamian prawdziwych.

— A więc?..,

— Nagle zdarła ze mnie fałszywe klejnoty, jako nieodpowiednie dla uwielbianej Bereniki … Otworzyła skrytkę biurka … była tam szkatułka … wyjęła z niej brylanty Marji Teresy! … Mogę cię zapewnić, nic nie brakowało.

Sir Wiljam aż zakrztusił się śmiechem.

— Ależ to doskonałe! … Co prawda, w polityce wszelkie środki, prowadzące do celu, są na miejscu. Filip Orleański, wyzyskał znakomicie sprawę naszyjnika Marji Antoniny, aby skompromitować dwór austryjacki, a przecie nie było w tem cienia prawdy ….

Biegał po salonie, zacierając ręce — nagle zwrócił się do małżonki:

— A gdyby ten fakcik wyzyskać na naszą korzyść?! Zauważ, Emmo — możnaby podrzucić tę historyjkę Jakobinom. Z pewnością ułożyliby na ten temat jakiś kuplecik satyryczny … Postaralibyśmy się o to, aby przeczytała go Marja Karolina. Jeżeli jeszcze za mało nienawidzi Francuzów, iż po ścięciu biednego Ludwika więżą jej Królewską siostrę, podnieciłoby to jej nienawiść i uczyniłoby z niej przyjaciółkę Anglji. Wiesz co? … Napiszę o tem Pittowi, a on potrafi tę rzecz urządzić … Przyznaj mi, że to będzie pociągnięcie mistrzowskie: zagrać na naszą rzecz rękoma tych Gallów, którzy mają się za najsprytniejsze głowy w świecie …

Już zasiadł przy biureczku pani Hamilton i ujął pióro.

Osłupiała z przerażenia.

— Chcesz o tem napisać Pittowi? — zawołała, odzyskując dech. Ależ nikogo nie było przy tej scenie. Narażasz mnie przed Królową … Pomyśli, że zdradziłam jej zaufanie.

— Czyż nikt nie zna tego sekretu, prócz ciebie? — zatrzymał pióro.

— Prócz mnie, wie o tem tylko Król.

— Ba! widzisz sama. Jeżeli wie Król Nasone, to musiał wypaplać to przed swoim zaufanym, kardynałem Ruffo. Jest to intrygant nielada. Królowa będzie pewną, że to on zdradził jej tajemnicę … nie ty!

— Jednak … ja będę winną. A w przekonaniu Królowej jestem jej najlepszą przyjaciółką.

— Znowu masz stare skrupuły! — poruszył się niecierpliwie. Zapominasz o tem, że jesteś żoną posła … jesteś Angielką … masz obowiązek służenia swojej ojczyźnie. Nadto sama pragnęłaś grać rolę w polityce. A odstępujesz za lada powodem. Doprawdy, stajesz się śmieszną … Gdybyś była naiwną mieszczanką — rozumiałbym jeszcze, ale ty, artystka, mistrzyni wielkiego stylu w sztuce …

Skłoniła głowę. Miał słuszność. Sama pragnęła tkać dyplomatyczne sieci. Aby … zemścić się na Greville‘u.

. . . . . . . . . . . .

Patrzyła na jego głowę, pochyloną nad biurkiem. Wydawała się jej imponującą — jako siedlisko mocnego mózgu. Zapewnie, ta głowa sprawiała wrażenie, zwłaszcza we wspaniałej peruce.

Ale pamiętała ją w okrutnem wrażeniu ślubnej nocy. Peruka spadła — ukazała się łysina starca … wstrętny czerep, z którego wyjrzały obrzydłej iskrzące się pożądliwością oczy. Przypomniała sobie, że taką kanciastą, potworną głowę widziała ongi, w czasie swojej tułaczki, w zaułku Londynu. Należała do kryjącego się przed szubienicą oszusta i złodzieja.

Zgromiła siebie, owej nocy ślubnej, za to dzikie zestawienie.

Ale teraz … po dwóch latach małżeństwa?

Czyliż miała w dalszym ciągu wzdrygać się na myśl o tem, że ten człowiek, którego tak dobrze znała, był podobny do mizernego oszusta — miał usta uśmiechające się, a pełne fałszu — potrafił ronić łzy współczucia nad ofiarami, które oplątywał siecią swoich intryg — uchodził za wzór uprzejmości i dobroduszności?! To, co u tamtych na nizinach było przestępstwem, godnem haka, w nim, stojącym na szczytach społecznych, mającym wysoką misję polityczną — uchodziło za cnotę i zasługę patrjotyczną!

Drwił przez całe życie z głupoty ludzkiej. Nie miał - że słuszności? … Czyż nie przekonała się na sobie samej, że potrafił kupić ją, jak niewolnicę, od Greville‘a ponieważ posiadał złoto, a tamten był ubogi? … A i W tej chwili, mówiąc z nią, miał na ustach ten tryumfujący uśmiech — który nazywał sam „śmiechem filozofa“.

Ileż razy wywoływał w niej burzę oporu! … Gdyby oszukała go, jak on zwodził cały świat — czy potrafiłby również zachować ten swój „filozoficzny uśmiech“? Zadawala sobie nieraz to pytanie: okazji jej nie brakło. Mężczyźni na dworze klękali przed nią; sam Król obu Sycylij składał jej hołdy. Mogła była ważyć się na zdradę małżeńską bezkarnie …

Nie uczyniła tego. Czemu? … czyż jeszcze tkwiły w niej szczątki wydrwiwanej przezeń „mieszczańskiej naiwności“, albo raczej brzydziła się innem kłamstwem — okazania miłości jakiemukolwiek mężczyźnie, skoro jej serce było … martwe!

A jednak czyż nie dochodził do jej uszu nigdy podszept pokus śród wspaniałych uczt dworu? Czyż nie budziła się w niej tęsknota w cienistych alejach parku? Czy nie drażniły jej w noc miesięczną miłosne śpiewy, dochodzące z barek rybaków? Czy w promieniach księżyca nie rodziło się jakieś pytanie, zadawane jej sercu?

Niewątpliwie tak było … Próżno szukała na nie odpowiedzi …

I powstawało znowu — w tej nawet chwili — przyjmowało kształt natrętny: „Czyż ten człowiek ma być dla Ciebie już na całe życie — wszystkiem?!!!“ …

. . . . . . . . . . . .

„Neapol. Dnia 10 Września 1793 roku“.

Ledwo napisał tę datę, grzmot armat dobiegł do jego uszu z przystani.

Niebawem zameldował się pierwszy sekretarz poselstwa.

— Ekscelencjo! wybacz, jeżeli przeszkadzam … Okręt „Agamemnon“ z floty admirała Hooda przybył z Tulonu. Równocześnie powrócił goniec królewski Ferreri. Jego Królewska Mość prosi, aby sir go odwiedził.

Sir Wiliam śmiał się:

— Wyobrażam sobie, jakiej trwogi musiał doznawać król, zanim „Agamemnon“ ujawnił flagę angielską. Gdyby to tak byli francuzi! … Pamiętasz, Mości Clęrke, tę awanturę z przed dziewięciu miesięcy? … Ach! nie — wówczas jeszcze nie było pana tutaj.

I smakując złośliwie, jął opowiadać o upokorzeniu, które wystawiło niedawno dwór Neapolu na pośmiewisko całej Europy. Admirał Latouche-Treville, oburzony imieniem Republiki za zniewagę, wyrządzoną na mocy podszeptu Marji Karoliny posłowi francuskiemu w Stambule, wysłał niespodzianie do przystani Neapolu okręt pod komendą zwyczajnego grenadjera Belleville. A ten potraktował króla, jak rekruta. Dla ocalenia stolicy przed ostrzelaniem z dział fregaty wojennej, musiał król Ferdynand przeprosić kornie Republikę. Zaprosił z konieczności oficerów francuskich na ucztę — i spotkał go jeszcze większy despekt. Nie przyszli — nie chcieli bowiem zetknąć się z Burbonem, „tyranem Neapolu“.

— Grenadjer napędził wówczas królowi okrutnego strachu przed francuzami. Nie dziw, że Jego Królewska Mość tak drżał przed nową wizytą z Tulonu. Musi być rad, iż to nasz „Agamemnon“. Czy ma pan jakieś bliższe szczegóły?

— Przewidziałem zapytanie Waszej Ekscelencji. Zabrałem z kancelarji rejestry …

Rozwinąwszy akty, sekretarz odszukał odnośny ustęp:

— „Agamemnon“ jest okrętem wojennym, uzbrojonym 46 działami. Znajduje się pod wodzą kapitana Nelsona. Wypłynął 11 Maja bieżącego roku z Spithead. W początkach Września połączył się z flotą Hooda na morzu Śródziemnem, aby wespół z Hiszpanami, operującymi pod dowództwem admirała Langare, blokować Tulon i Marsylję.

Emma rzuciła nagle zapytanie:

— Kapitan Nelson? … Czy nie Horacy Nelson?

Mr. Clarke zajrzał do rejestru.

— Tak jest, pani … Horacy Nelson.

— Znasz go? — spytał sir Wiliam.

— Nie! Ale słyszałam to nazwisko — odparła z pozorną obojętnością.

— Czy są jeszcze jakieś szczegóły o tym Nelsonie w aktach? — zwrócił się sir Wiliam do sekretarza.

— Niewiele. Podano tu co następuje: Syn pastora ż Burnhame - Thorpe, mając lat 12, wstąpił do marynarki w roku 1771. W roku 1773 towarzyszył ekspedycji odkrywczej do bieguna. W roku 1779 w randze kapitana przebywał w Indjach zachodnich i zdobył fort hiszpański San Juan. W roku 1780 wrócił do Anglji z powodu choroby. Po kuracji u wód w Bath wstąpił ponownie do służby — w roku 1784 był czynny w Indjach zachodnich przy przeprowadzaniu zasad aktu nawigacyjnego przeciw Ameryce Północnej …

— Ach! pamiętam—przerwał sir Wiliam — popadł wtedy w konflikt z przełożonym, którego przyłapał na roztrwonieniu funduszów marynarki. O, to człowiek pełen zasługi! Panie Clarke! zechciej pan mieć gońca do Londynu w pogotowiu. Po rozmowie z panem Ferreri dam mu dyspozycje. Zapewnie i „Agamemnon“ przywiózł wieści interesujące Ministerstwo Spraw Zagranicznych … Zaraz będę u Króla …

A kiedy sekretarz wyszedł, sir Hamilton zwrócił się do żony:

— Gdybyś zechciała sama opisać tę historyjkę dla Pitta, goniec mógłby zabrać zaraz szyfr twój do Londynu.

— Nalegasz?

— Czyż to nie mój obowiązek?

Zgadywała z jego zwłoki, z nagłych błysków, które zadrgały w jego oczach, że zamierza ją prosić o pieszczotę — o pocałunek, przed którym zawsze rada była się uchylić. Pragnąc, aby odszedł jak najprędzej, zasiadła przy biurku; ujęła pióro.

— Dobrze, napiszę … Pośpiesz się … Król czeka.

Ponieważ wciąż jeszcze pozostawał, niepewnie przestępując z nogi na nogę, zadała mu pytanie:

— A co do kapitana Nelsona? … Chodzi mi o to, czy mam coś przygotować? … Przyjmiesz go w poselstwie?

— Cóż znowu?! Utrzymywać stosunki towarzyskie z tymi marynarzami, którzy klną i mają maniery pijackie? Przytem to jakiś kłótnik, który naraził się admiralicji swemi rewelacjami! Od tego gatunku — poprawiaczy świata — najlepiej trzymać się zdaleka!

I naraz, pożądliwie spoglądając na nią, stłumionym głosem dodał:

— Czy tak bardzo zależy ci na tem, aby Pitt nie dowiedział się o tej historyjce? … Może … gdybyś …

Objął ją. Ileż to razy zniewolona była kupować odeń swemi łaskami ustępstwa! Mierziło ją to. Jakże chętnie zawołałaby: „Odejdź! … Nie chcę! …“ Ale była jego żoną …

Podała mu usta, siląc się na uśmiech. Lecz zaledwie tknął ich — odchyliła twarz niechętnie w lęku, iż chce ją obsypać gradem pocałunków, które napawały ją zawsze obrzydzeniem. Obroniła się prośbą:

— Idź już … przebacz mi … mam migrenę … Jestem znużona … Innym razem … Odejdź!

Rozdział II.

Wątpliwy laur.

Wreszcie odszedł …

Wyszła na balkon. Przypatrywała się przez lunetę bieganinie majtków na pokładzie okrętu, który kołysał się na przystani. Mnóstwo ciemnych postaci, wdzierających się na maszty. Zwijano żagle …

Gdzieś na tyle okrętu, nieopodal budki sternika — samotny człowiek.

Z pewnością Nelson!

Opuściła lunetę — przymknąwszy oczy …

Z mrocznych głębin duszy wstawały wspomnienia, krystalizowały się w jaśniejsze obrazy.

. . . . . . . . . . . .

Z nadszarpniętem zdrowiem powrócił wówczas Nelson z Indyj Zachodnich. Szukał pomocy u doktora Grahama, leczącego elektrycznością choroby nerwowe. Emma była pomocnicą lekarza.

Idąc za jego wskazówkami, uśpiła chorego. Nie mógł widzieć jej twarzy; pokrywała ją gęsta zasłona. Zresztą wyczerpany cierpieniami, chudy, jak szkielet, pełny gniewu na niemoc, która odsunęła go od udziału w wojnie, bodaj nie zwracał na nią uwagi. Jednak w śnie hipnotycznym stał się cud: opisał jej twarz dokładnie — uległ urokowi jej piękna, choć przedtem nigdy jej nie widział. Nadto, precyzyjnie opowiadał szczegóły swojej choroby: owe napady omdlenia, skurcze, którym ulegał w dzieciństwie; później gorączka, nabyta na wschodzie …

Była dlań pełną litości. Doktór Graham wydał opinję, że nerwowe objawy dadzą się usunąć; ale chorobę główną, epilepsję, wiedza lekarska nie jest w stanie zwyciężyć.

Nieszczęście pięknego młodzieńca poruszyło ją do głębi.

Obudzony nic nie pamiętał …

Widziała go raz jedyny. Jego ojciec, nie ufający nowym metodom terapji, wysłał go nazajutrz do wód w Bath …

Znikł, jak wszystko miłe, z horyzontu jej życia — i ze wspomnień.

Ale teraz obraz z przeszłości wyłonił się znowu — przybrał kształt żywy.

Nelson powrócił …

. . . . . . . . . . . .

Głośne okrzyki na przystani wyrwały ją z marzeń.

Od pałacu szła wielka ciżba ludzka.

Witała z wybrzeża jadącego barką ku „Agamemnonowi“ króla Ferdynanda. Siedział pod baldachimem — dziękował pochyleniem głowy pozdrawiającemu ludowi. Obok króla stał sir Hamilton — z żywych gestów można było wnieść, że rozprawia o czemś z niezwykłem podnieceniem …

Ferdynand wstąpił na pokład okrętu.

Emma widziała, że objął młodego oficera, który zeszedł z drabinki, aby go powitać.

I naraz potem wzbiły się w górę radosne okrzyki — tłum z ust do ust podawał sobie jakąś wieść — szła od okrętu pobrzeżem do Palazzo Sessa … Podchwytywały ją setki ust. Tłum urastał — rozkrzyczany, radosny.

Rozróżniła wreszcie wyrazy:

„Tulon zdobyty! flota Jakobinów wzięta do niewoli! Niech żyje Anglja! Niech żyje kapitan „Agamemnona“, zbawca Italji!“

Na przednim maszcie okrętu wzbiły się dwie połączone flagi. Na jednej widniał herb obu Sycylji — na drugiej krzyż Św. Jerzego, patrona Wielkiej Brytanji.

W tym symbolu była wróżba szczęśliwej przyszłości Neapolu …

Grzmiały działa „Agamemnona“ powitalną salwą na cześć króla. Odpowiadały z przystani armaty fortów i arsenału. Gęste dymy spowiły niebo. W gwar radości tłumu wpadły dźwięki pobożne rozkołysanych dzwonów na wieżach kościołów Santa Maria del Carmine, Santa Anna dei Lombardi, San Dominiko Maggiore …

Neapol sławił zwycięzcę …

. . . . . . . . . . . .

Ten współdźwięk masy ludzkiej, dział i dzwonów wycisnął z oczu Emmy łzy wzruszenia. Naszło na nią upojenie. Widziała ongi Nelsona bladego, osłabłego, nie mogącego poruszyć się na łożu boleści … A teraz …

O, czemuż jest kobietą?! Wszystkie triumfy piękności, zachwyty sztuki, powodzenia polityki zbladły dla niej wobec bijącego pod niebo hymnu na cześć bohatera, okrytego sławą wojenną. Przed zwycięzcą ludzie padali w proch …

Zazdrościła mu …

. . . . . . . . . . . .

W godzinę potem Mr. Clarce przyniósł jej liścik od Sir Wiliama.

Droga Emmo!

Tulon zdobyty. Flota francuska zabrana. Szczegóły opowiem ustnie. „Agamemnon“ pozostanie tu przez pewien czas; ma zabrać wojska dla obrony Tulonu przed napadem Jakóbinów Robespierre‘a i niejakiego Bonaparta. Prosiłem Nelsona, aby zamieszkał u nas.

W tej Chwili jesteśmy na posiedzeniu w ratuszu. Nazone drzemie, jak zwykle. Marja Karolina promienieje. Oboje zachwyceni sa małym kapitanem, który ma w sobie coś z admirała in spe. Przywiózł mi list polecający od księcia Wilhelma. Postanowiłem tedy protegować tego młodzieńca. Stąd zaproszenie. Daj mu pokoje przygotowane dla księcia. Ostatecznie dzielny marynarz z przyszłością wart jest więcej od księcia z przeszłością zmarnowaną, który zapowiada przyjazd, naraża biednego posła na koszta i w końcu nie przyjeżdża.

Mr. Nelson poleca się twoim względom, tymczasem jako nieznajomej. Jest trochę niezręczny, wcale nie Adonis, ale ma wygląd przyzwoity i jest przez matkę spokrewniony z Wal pole‘ami. Wobec Marji Karoliny, robiącej mu awanse, jest poprostu zabawnie nieśmiały. Zdaje się, na kobietach się nie zna.

Zabiorę go zaraz z ratusza. Już dziś poczniesz spełniać względem niego obowiązki gospodyni i ukażesz mu się z najlepszej strony. To odpowie moim życzeniom.

Całuje Twoje rączki. Mam nadzieję, że dziś jeszcze „bajeczkę“ wyślemy do Pitta.

W pośpiechu

Wiliam H.

Przyjęła gościa w greckim pokoju, t.j. w ramach, które podnosiły jej piękno klasyczne. Wywołała w nim zachwyt, graniczący z przerażeniem. Bąkał coś, prosząc o przebaczenie, że ośmielił się korzystać z jej gościnności. Była przyzwyczajona do tych niemych hołdów — niemal niechętna Nelsonowi, że był tylko taki, jak inni mężczyźni.

Wskazała mu lekkim ruchem ręki krzesło i już wbrew woli nadała swemu powitaniu chłodny ton uprzejmości salonowej:

— Ten, co przynosi dobre wiadomości, nie potrzebuje przebaczenia. Żałuję, iż nieuprzedzona o Pańskiem przybyciu, nie przygotowałam laurowego wieńca dla zwycięzcy z pod Tulonu.

Ciemny rumieniec zabarwił mu twarz.. Powstał.

— Milady wybaczy mi, że nie wiem, o jakim zwycięzcy jest mowa.

Był wyraźnie podniecony. Sir Wiliam usadowił go ponownie.

— Nieporozumienie, drogi kapitanie. Moja małżonka daleką jest od urażenia pana … i z pewnością nie jest tak nieprzyjazną Panu, jak mogłoby się wydawać. Nie zna poprostu bliższych szczegółów tej sprawy. Pozwól, że jej wyjaśnię …

Jął opowiadać Emmie to, co zakomunikował przed chwilą Nelson w radzie miejskiej.

Upadek żyrondystów i przewaga osiągnięta obecnie we Francji przez Konwent pod kierownictwem Dantona i Robespierre‘a — stały się pobudką do wybuchu powstania w Tulonie. Przerażeni mordem i grabieżą, w obawie przed nadciągnięciem Jakobinów na pomoc szumowinom miejscowym, mieszkańcy Tulonu sami oddali się pod opiekę blokującym przystań zjednoczonym flotom lorda Hooda i admirała Langary.

„Francja straciła 58 okrętów! — triumfował Hamilton. To powodzenie zaoszczędzi nam dwóch, trzech krwawych bitw“.

Nelson ściągnął brwi z niedowierzaniem:

— Straciła?! … Dopóki pływają po morzu, Francja może je odzyskać. A jej szczęście będzie nieszcęściem Anglji. Mojem zdaniem, którego broniłem na radzie wojennej — należało je Spalić. Lecz Langara sprzeciwiał się temu.

— Rozumiem go — rzekł sir Wiliam. Jeżeli Francja zniknie z morza, Hiszpanja wobec Anglji będzie bezsilną.

Nelsonowi roziskrzyły się oczy.

— Tem bardziej Hood nie powinien był glosować z Langarą! Brać i niszczyć — jest to jedyna dla Anglji droga do triumfu nad morzami.

— Hm! jesteś jeszcze młody, drogi kapitanie. Myślisz i czujesz, jak wojak! — mówił tonem pouczającym sir Wiljam. Dyplomata musi liczyć się z opinją i zachowywać zawsze pozory prawa. Ja na miejscu Hooda postąpiłbym, inaczej; zabrałbym imieniem Anglji tych 58 okrętów na przechowanie … dla Ludwika XVII. Wszakże prowadzimy wojnę nie z Francją, jeno z Republiką. Okręty te należałyby się następcy ściętego monarchy. Mielibyśmy za sobą prawo … a potem możnaby uniknąć oddania. „Brać i niszczyć“, — powiadasz pan. A ja mówię: „brać i zatrzymać“. Mam nadzieję, że Hood nie rozstrzygnął tej kwestji — bez wskazówek z Londynu.

— Rozstrzygnął w myśl Pańską.

— Ba! ma zatem więcej talentu, niż sądziłem. Albo otrzymał wcześniej instrukcje od Pitta, zawsze przewidującego wszelkie możliwości!

Emma przysłuchiwała się w milczeniu. Jej sen o sławie rycerskiej pierzchł. Nie było zwycięzcy — Nelsona. Naraz pełna wstrętu wybuchnęła:

— I z tak mizernego powodu grzmią działa, dźwięczą dzwony, lud woła: „Niech żyje Nelson, zbawca Włoch!“ … z powodu dyplomatycznego „kawału“!

Nim Nelson zdążył odpowiedzieć, wmieszał się sir Hamilton.

— Nazywaj to, jak chcesz! — śmiał się. Nie chodzi o nazwy, lecz o rzecz samą. Dla Anglji jest to triumf, który uznał król Neapolu, przyrzekając dać Nelsonowi 6.000 żołnierza, żądanego przez Hooda. Co prawda, chętnie stanąłby sam na czele tej armji, aby zdobywać … zabrane okręty. — Król w każdym calu! Nie bierz pan, kapitanie Nelson, zbyt tragicznie zdań mojej żony. Gniewa się ona często, iż rzeczy nie odpowiadają doskonałości jej marzeń. Romantyzm niewieści!

Nelson skłonił głowę przed sir Wiliamem.

— Rozumiem pański punkt widzenia. Ekscelencjo! — w głosie jego brzmiała nuta ironji. Ale pojmuję również niezadowolnie Milady. Wydaje się jej, że oklaski Neapolitańczyków pochlebiły mi mocno.

— Tak sądzę! — hardo odrzuciła głowę.

— Dziękuję pani! — rzekł Nelson. Bogdajby wszystkie angielskie kobiety miały równą odwagę do wypowiadania prawdy. Słowem, pani miała mnie za człowieka chciwego sławy bez zasług, czy tak?

— Czyżby inaczej kapitan Nelson słuchał, bez sprzeciwu „Hosanna“ z ust ludu?

— Milady, posiadam nieco więcej ambicji, niż pani mniema. Ale jestem sobie tylko zwykłym kapitanem na usługach Jego Królewskiej Mości, władcy Wielkiej Brytańji, a jako taki. zobowiązany za wszelką cenę sprowadzić wojska do Tulonu. Czyż mogę zachwiać ufność w nasze zwycięstwo śród ludu, który ma dać nam żołnierzy? Przytem — honory oddawano nie mnie, lecz sztandarom Anglji, na której opierają się nadzieje Neapolu … Mialżem przeciwstawić się temu? … Co innego, gdybym nie wierzył w zwycięstwo Anglji … Ale wierzę w nie, jak w Boga! I przyjdzie, Milady, dzień, w którym dowiodę, że miałem prawo reprezentować dzisiaj krzyż Św. Jerzego. A wtedy może znajdzie pani sposobność obdarzenia mnie laurem ze swoich ogrodów … Albo cyprysem! Jak rozstrzygnie los wojny …

Blask jego oczu, pewność tonu, gdy mówił o swojej wierze w Boga, szlachetność mowy — wszystko to przejęło Emmę dreszczem szacunku. Widziała lekki uśmiech szyderstwa na ustach męża. Tem mocniej wybuchnęła:

— Wierzę panu, kapitanie Nelson. Wybacz mi niesłuszne podejrzenie. Zrozumiesz mnie pan, jeżeli będziesz przebywał dłuższy czas śród Włochów. Oni tu wszyscy szpiegują, plotkują, intrygują — są nad wyraz próżni. Widzę tu wciąż ludzi, przyjmujących z rozkoszą fałszywe pochwały …

— Są to natury artystyczne — poruszył się niespokojnie sir Wiliam. Włosi powinni ci być sympatyczni, albowiem są pokrewni duchem tobie, jako artystce.

Oczy jej błysnęły. Rada była ukłuć swemi słowy tego człowieka, który w ciągu 29 lat posłowania w Neapolu zdawna przeobraził się we Włocha.

— To prawda, komendanci i pozerzy są pokrewni nam, kobietom chytrym. Ale właśnie dlatego są nam niesympatyczni. Albowiem my, kobiety, tęsknimy do kontrastu — do siły, którą pragniemy czcić, a bodaj lękać się jej trochę. Tak jest … boimy się, gdy kochamy …

I uśmiechając się złośliwie dodała: „Teraz wiesz, dlaczego boję się ciebie!“.

Zrozumiał ją. Ukrył rozdrażnienie pod maską pieszczoty — ucałował jej rękę.

— Czyż nieprawda, kapitanie Nelson, że pojąłem za żonę … doskonałą marzycielkę?

Widziała po oczach Nelsona, że oboje sprawiają na nim — w tej chwili wrażenie szczęśliwewego małżeństwa. Tern lepiej! … Czemuż pierwszem wejrzeniem tak wyraźnie użalił się nad pięknością dojrzałej dwudziestosiedmioletniej kobiety przy boku sześćdziesięcioletniego starca? …

Nie będzie uważał jej teraz za zdobycz łatwą … skoro jest szczęśliwą małżonką sir Hamiltona! …

Rozdział III.

Ktoś z przeszłości.

Sir Wiliam powstał:

— Pokażę panu, kapitanie Nelson, moje wspaniałe zbiory Pompejańskie. Będziesz mógł pan zarazem podziwiać smak mojej żony. Nie tylko wybrała dla nas najcudniejsze urny, ale dawała wskazówki przy wykopywaniu tych skarbów w Kampanji.

Wyszli do sąsiednich sal. Emma zakrzątnęła się kolo śniadania. Weszła jej matka, niosąc lody i owoce. Na jej starczej twarzy Emma wyczytała natychmiast troskę. Stara kobieta, niegdyś służąca na wsi, nie mogła jeszcze nazwyczaić się do blasku, który otoczył jej córkę. Drżała ciągle, że to „szczęście bajeczne“ pryśnie z lada powodu.

— Co się stało, mamo?!

— Muszę z tobą pomówić! — odparła szeptem matka, oglądając się na powracających panów. Ktoś przyniósł! kuferek kapitana … był przytem majtek … Tom Kidd!.. Gdyby nas zdradził Emmo!

Pobladła ze wzruszenia. Emma żywo spytała:

— Widział cię? … Mówiłaś z nim?

Zanim odpowiedziała, zbliżył się sir Wiliam. W zwykłym żartobliwym swoim tonie przedstawił:

— Pan Horacy Nelson, kapitan Agagemnona, bohater dnia … Pani Cadogan, matka mojej Emmy, perła gospodyń. Licz się z nią, kapitanie, gdyż od niej zależy zadowolenie wszystkich pańskich wymagań u nas w dziedzinie gospodarstwa, którem zarządza niepodzielnie.

Nelson skłonił się — rzekł dobrotliwie:

— Pani! racz mieć na względzie, że nie posiadam żadnych wymagań. Stół mego ojca pastora, przy którym zasiadałem z sześciorgiem rodzeństwa, był nader skromny. A kuchnia na okręcie? … jeżeli oficerowie moi pragną się uraczyć, żądają najwyżej Irish-Staw. W gruncie rzeczy potrawa najprostsza w świecie, ale i z nią kucharz nasz nie może dać sobie rady … Musi mu przyjść z pomocą mający oryginalny przepis Tom Kidd!

— Tom Kidd?! — wykrzyknęła pani Cadogan.

— Tak jest, mój sternik. Przywiózł ten przepis ze swej ojczystej Walji. Jeżeli panią może zainteresować jego recepta kucharska, to ponieważ przyjdzie tu z memi rzeczami …

— Był już w towarzystwie kilku majtków. Zameldował się. Poleciłam kucharzowi, aby dano im wina. Inni przyjęli — on nie chciał pozostać. Pośpieszył na okręt.

Nelson roześmiał się:

— Ba! Tom Kidd nienawidzi Neapolu. Czy wierzycie państwo, że namawiał mnie, abym uchylił się od przyjęcia misji, powierzonej mi przez lorda Hooda. Jest bodaj przesądniejszy, niż inni moi majtkowie, a to wiele powiedziane! Przyszedł do mnie z miną posępną i pokornie mi wyłuszczył, że jeżeli udam się do Neapolu, utracę mego syna Jozjąsza. Miał taki sen. Żona moja powierzyła mu opiekę nad synem. Tedy uważał za swój obowiązek ostrzedz mnie z mocy snu. Pilnuje gorliwie mego chłopca — a z tego względu pośpieszył wrócić na pokład „Agamemnona“,

„Ma żonę … dziecko …

Emma słyszała, jak ciepło o nich mówił — przezwyciężyła jakieś nieokreślenie powstające w niej uczucie — ozwała się:

— Pański sternik wydaje mi się poczciwym człowiekiem. Obawiam się, że może wziąć nawet Panu za złe, iż przyjąłeś nasze zaproszenie. Chciałabym go z tem pogodzić. Nie mógł zresztą zostać tutaj, skoro ma obowiązki ną „Agamemnonie“. Ale gdybyś pozwolił, kapitanie, aby ten dzielny marynarz, który zainteresował mnie, zjawił się tu u nas wraz z pańskim synem … Proszę nie sprzeciwiać się mej prośbie! Tu, na lądzie, naczelnym dowódcą sił jest sir Wiljam — ja zaś jego admirałem. Racz tu zaraz napisać rozkaz aby mi wydano na łaskę i niełaskę pańskiego sternika … wraz z pańskim synem!

Podprowadziła go do biurka. Przeczytała przez jego ramię: „… oraz Jozjasza Nesbit“.

— Nesbit … tak zowie się syn pański?

— Syn z pierwszego małżeństwa mej żony z doktorem Nesbit, zmarłym w Indjach Zachodnich.

Spojrzała na zegar:

— O piątej obiad, mamo … Mam zatem dwie godziny wolne … Kapitanie, powierzam cię memu małżonkowi.

Sir Wiliam zdziwił się:

— Jąkto, ty samą? …

— Nie przeszkadzaj mi w moich drobnych rozrywkach. A więc … dowidzenia, kapitanie Nelson — o piątej.

Nająwszy łódź w przystani, udała się na pokład „Agamemnona“. Na mocy biletu kapitana Nelsona wyjednała sobie widzenie z Tomem.

W cztery oczy.

Pobladł ujrzawszy ją. Cofnął się. — Zdawało się, że chce się oddalić. Zatrzymały go jej słowa:

— Jakto, nie znasz mnie, Tom?

Postanowił powiedzieć jej, co myśli:

— Był czas, kiedy Tom Kidd znał małą Emmę Lyon. Kochał ją, jak siostrę.

— I ona go kochała.

Zda się, nie słuchał jej. Patrzył kędyś w próżnię — mówił powoli:

— Był czas, kiedy Tom Kidd znal Emmę. Dotknęło ją ubóstwo. Była jednak zawsze odważna i dumna. Tom Kidd ledwo ważył się patrzeć na nią zdaleka.

Proste jego słowa wskrzeszały w niej wspomnienia obrazów przeszłości, które przemykały przed nią, niby cienie wieczorne … Uroczyście odrzekła:

— I ja szanowałam ciebie, Tom!

— Do Emmy Lyon przyszło dwoje ludzi: malarz Romney i miss Kelly … Skusili ją, że pojechała do Londynu, aby szukać szczęścia, podbijając serca swoją pięknością …

— Raczej może uciekać od krzywd …

— I Tom tak sądził … udał się za nią … Drżał o nią … Zlękła się sama grzechu, który ją omotał. Ale Tom kochał ją zawsze …

— Pamiętam o twojej opiece … jeszcze dziś jestem ci wdzięczna.

— Tom nie miałby nic przeciw temu, gdyby Emma pokochała innego … Ale nie sprzedała się za bogactwo sir Johnowi Willet-Payne.

— Tom, oszalałeś! Nie pomnisz, że uczyniłam to, aby ciebie ocalić, przed werbunkiem i plagami.

Patrzyła nań oczyma pełnemi męki.

— Tak sądził i Tom … Wstąpił dobrowolnie do wojska. Emma została przy tamtym człowieku z własnej ochoty, aż ją porzucił … i pchnął w błoto. Czyż nie tak było?a)

— Tak było … ale gdybyś wiedział …

Nie słuchał. Nieubłagany ciągnął dalej.

— Nie wiedział o niczem … Błądził po lądach i morzach … Została w jego myśli nazawsze czemś najszlachetniejszem w świecie—gdyż słyszał, o niej, że żyje przy boku sir Charles Greville‘a, szanownego człowieka, którego kocha i posiada jego miłość wzajemną … Taka miłość jest świętością.

— Świętością! — powtórzyła gorzko.

Zamilkł.

— Czemu nie kończysz?

Dokończę … Po latach Tom zapragnął odnaleść Emmę. Sądził, że znajdzie ją u Greville‘a. Usłyszał odeń: „Niema jej tu … Poślubiła mego stryja, ponieważ był bogaty. I nazywa się teraz lady Hamilton …“.

— Lady Hamilton! — powtórzyła bezdźwięcznie.

— A więc małej Emmy już niema …

Usta jego drżały. Głos brzmiał boleśnie.

Rozdział IV.

Cztery słowa.

Miał łat trzydzieści dwa niespełna. Był starszy od niej zaledwo o lat pięć. Ale włosy jego na skroniach już posiwiały, zmarszczki zryły mu czoło, zgarbiły go cierpienia. A oczy …

— Nie spojrzałeś na mnie, Tom, ani razu. Brzydzisz się mną, czy się mnie boisz? …

Spojrzał na nią tak, jak mnich-asceta, lękający się uroku kobiety.

— Dlaczegoż miałbym się bać? …

— Ponieważ potępiłeś mnie niesprawiedliwie! Nie wysłuchałeś — uwierzyłeś Greville‘owi. który podszepnął ci fałsz …

— Spytałem — odpowiedział mi.

— Zląkł się i okłamał ciebie!

— Miał łzy w oczach ….

— On potrafi płakać! … I uwierzyłeś mu, Tom! Odebrałam mu opiekuna, czcigodnego sir Wiliama, ponieważ skusiły mnie jego bogactwa, a Greville by biedakiem … — nieprawdaż?

— Czyż nie tak było? …

— A cobyś rzekł, gdybyś dowiedział się, że z jego to namowy sir Wiliam nastawał na moją cześć — on wiedział o tem! — że z jego woli udałam się do Neapolu do sir Wiliama, bezradna, uboga, pisałam mu, aby mnie zabrał … A Greville milczał na wszystkie moje zaklęcia miłości … Wreszcie odpisał.. Cztery słowa! … Chcesz je przeczytać? …

W zanadrzu miała list. Podała mu. Przeczytał:

– „Pozyskaj sir Wiliama. Greville“.

— Rozumiesz?! — wybuchnęła. Bo on chciał dać mu kochankę, aby wzamian za to zostać jego spadkobiercą! A teraz … ją jestem spadkobierczynią sir Hamiltona, ponieważ jestem jego żoną … Zaś nigdy nie byłam jego kochanką! Rozumiesz mnie Tom? Czy nie cieszysz się z mego szczęścia? … Albo może nie wierzysz mi? Potęp zatem ostatecznie!

W jej oczach była taka męka, że Tom wzruszony padł jej do stóp. Całował skraj jej szaty …

Objęła go — podniosła.

— Tom … mój stary, wierny Tom!

Płakali razem nad szczęściem „małej Emmy“.

. . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . .

— Idźmy, Tom. Kapitan Nelson oczekuje syna.

Wręczyła mu bilet.

— On tego chce?!! — przeraził się.

— Ach! ten twój sen. Kapitan mówił mi …

— On nie wie, com wszystko ujrzał we śnie … Burza na morzu … Kapitan, Jozjasz i jakaś kobieta na mostku … Chłopiec wyciąga ręce do ojca. Kapitan odwraca się od niego — nie widział — może go pchnął nieumyślnie. Dziecko z krzykiem wpadło w odmęt … Kapitan poszedł dalej — — nie obejrzał się …

— A kobieta?

— Twarz jej była zakryta zasłoną.. Ale … postać podobna była do obrazu …

Oczy jego patrzyły na nią wymownie. Odgadła.

— Cyrce, do której pozowałam Romney‘owi.

— Tak! — odparł cicho, schyliwszy głowę.

Wybuchnęła śmiechem:

— I ty wierzysz w takie sny? … Czem była Cyrce? — czarodziejką, zmieniającą ludzi w zwierzęta, kuszeniem zmysłów. Według twego snu, to ja mam być tą, która pociągnie i znieprawi Nelsona. Więc to ja znieprawiłam szlachetnego sir Johna, zacnego Greville‘a, poczciwego sir Wiliama? Może i ciebie także, Tom?

— Panno Emmo! — zawołał na nią, jak dawniej. Przestań! …

— A więc i ty przestań trwożyć się snami … Toćże twój Nelson ma żonę, z którą jest szczęśliwy …

— To prawda … I wierzy jej.

— A więc nie zakocha się we mnie, nie popsuję ci twojego kapitana. Ani ja w nim … Lady Hamilton i kapitan — zabawne! … No, zawołaj Jozjasza i chodźmy.

— Ja też?

— Przysiągłeś opiekować się dzieckiem.

— Przysiągłem … Tedy dotrzymam słowa! Idziemy.

— Jeszcze słówko, Tom! Nikt nie powinien wiedzieć, że znaliśmy się kiedyś.

— Rozumiem … Stanowisko sir Wiliama …. Ba! dlatego przyszłaś mnie uprzedzić. A przecież Tom Kidd nigdy nie rzekł o tobie złego słowa. Kapitan Nel wie tylko dobre o tobie.

— Kapitan Nel?

— Tak mówią o nim majtkowie: „Nasz Nel, odważny, jak lew — łagodny, jak baranek“.

— Powiedziałeś mu?! wszystko!

— Zmusił mnie. Sześć lat temu powracaliśmy z Indyj Wschodnich na statku „Boreas“ do Portsmuth. „Nasz Nel“ dał się wówczas we znaki rozmaitym łapownikom. Lordowie admiralicji chcieli go wygryźć z marynarki. Nasłali nań w celach rewizji admirała Johna Willet-Payne!

Krzyknęła:

— Jego?! …

— Tak jest! … Przyszedł pyszny jak zawsze. Wszędzie chodził — wszystko ganił. Przechodził koło mnie — poznał mnie. Upuścił rękawiczkę. Zawołał: „Podnieś ją!“ Przypomniałem, jak mnie katował … I to, co uczynił tobie, Emmo …b) Milczałem. Trzy razy krzyknął. Zaciąłem zęby, patrząc mu w ślepia. Wówczas z wściekłości wyciągnął szablę i złamał nad moją głową.

— Tom! …

— Sądzono mnie. Oskarżono, żem złamał mu szablę. Czasy były niespokojne. Groziły bunty. Chciano dać przykład. Skazano mnie na śmierć. Nel jedyny bronił mnie — przegłosowali go inni. Tak opowiadała mi później żona Nela.

Spojrzał wdzięcznie w stronę portretu wiszącego w kajucie. Emma poszła za jego wzrokiem.

— Czy to matka Jozjasza?

— Tak jest.

Doznała rozczarowania. Wyobrażała sobie żonę Nelsona inaczej — piękniejszą i znaczniejszą. Twarz na portrecie, zresztą milutka, mówiła niewiele. Oczy Toma błyszczały:

— Lubiła mnie; chętnie widziała, żem bawił się z jej synkiem. Gdy uwięziono mnie, przyszła do mojej celi. Nie ulękła się zgniłego powietrza, ani zajadłych szczurów. Siadła przy mnie — buntowniku — prosiła, abym jej odkrył powód mojego postępowania. I musiałem jej opowiedzieć, co uczynił John zemną — jak mnie katował, aby zdobyć małą Emmę — jak mała Emma uczyniła ofiarę z siebie, aby mnie ocalić …

— Cóż powiedziała? Co on rzekł?

— Powtórzyła mu wszystko. I oboje podziwiali małą Emmę. I Nel oburzył się na Johna. Udał się do Lordów Admiralicji — odmówili łaski. Wtedy poszedł do króla. Poparł go pan Pitt. Natarczywością swoją Nel wyjednał mi życie — i wolność …

— Słówko jeszcze, drogi Tomie. Czyś nazwał mnie?

Mówiło się tylko o „małej Emmie“. Ach, mała Emma dawniej nie lękała się tak prawdy …

— Dawniej! — roześmiała się gorzko.

Rozdział V.

Promień księżyca.

Piętnastoletni Jozjąsz, chłopczyna o pięknych marzycielskich oczach, mający w sobie coś niewieściego, bardzo spodobał się Emmie. W pierwszej chwili nieśmiały, nabrał ufności do niej. Już podczas jazdy powrotnej do Palazzo Sessa jął gorąco opowiadać o dobroci swego ojca.

Emma pomyślała: szczęśliwy jest ojciec, który dla syna swego jest ideałem. Przypomniała, że kędyś w dalekim kącie Walji posiada dziecko — trzynastoletnią córkę, która nie zna nawet imienia swej matki. Porwana potrzebą udzielenia macierzyńskiej pieszczoty, nachyliła się ku temu chłopcu, aby go ucałować. Lecz cofnęła się zaraz, widząc, jakie wielkie oczy zrobił zdumiony zbliżeniem się obcej kobiety. Jednocześnie wystąpił na jego owalnej twarzyczce purpurowy rumieniec …

. . . . . . . . . . . .

Udała się tego dnia na spoczynek znużona śmiertelnie. Ale przecie nie zaszło nic takiego, co mogło usprawiedliwić jej nerwowe wyczerpanie. Przybył prawie nieznajomy oficer, powrócił towarzysz dzieciństwa — oto wszystko …

Przy wieczerzy Nelson opowiadał o domu rodzinnym, o starciach z władzą, chwilowych zamiarach porzucenia służby w marynarce i poświęcenia się pracy na roli. Słuchała z przyjemnością jego głosu pełnego słodyczy, słów pełnych ciepła … Mogłaby tak słuchać go przez długie godziny. Potem zagrała mu na harfie jedną z ludowych pieśni szkockich. Niechętnie uczyniła to na prośbę sir Wiliama. Ale własny śpiew ją rozgrzał. Jej samej wydało się, że jest leśną dziewą ze starej sagi szkockiej, popychającą zakochanego w bój śmiertelny po sławę i zwycięstwo.

Czy Nelson zrozumiał ją? … Tak jest! — bo oczy mu błysnęły, pąlce zacisnęły się, jakoby miecz ujmował.

. . . . . . . . . . . .