SERYJNI MORDERCY PIERWSI OPRAWCY I ICH OFIARY - Piotr Wąchal - ebook

SERYJNI MORDERCY PIERWSI OPRAWCY I ICH OFIARY ebook

Piotr Wąchal

2,5

Opis

 

Popularny zarys historii kryminalistyki i rozwoju jej najważniejszych metod, które są tłem dla opowieści o dziesięciu wybranych przez autora seryjnych mordercach.

 

Jeśli sądzicie, że Kuba Rozpruwacz to najbardziej przerażająca postać mrocznego świata psychopatycznych morderców, sięgnijcie po Seryjnych morderców Piotra Wąchala. Przekonacie się wówczas, że byli w dziejach kryminalistyki ludzie, przy których Jack the Ripper to amator.

 

Nie wiadomo na przykład, ile było ofiar Karla Denke, ponieważ większość z nich została zjedzona. I to nie tylko przez swojego zabójcę. Karl miał bowiem kłopoty finansowe i sprzedawał mięso z ludzi sklepom oraz producentowi konserw. Tak w ogóle to na drogę przestępstwa pchnęła go bieda. Nie miał co jeść, więc sięgnął po zwierzynę, jaką najłatwiej było mu upolować.

 

Z kolei taki Ed Gein był nieśmiałym chłopcem, który uwielbiał czytać. Po śmierci starszego brata (być może pomógł mu rozstać się z życiem) i matki zupełnie zdziwaczał i zaczął oddawać się wykopywaniu zwłok ze świeżych grobów. Bardzo tęsknił za matką, więc zdarzało mu się ubierać w skórę zdartą z martwych kobiet. No i mordował na skalę tak dużą, że jego ofiar nigdy nie udało się zliczyć.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 201

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,5 (4 oceny)
1
0
0
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pparczy

Nie polecam

Coraz więcej osób bierze się za pisanie o mordercach, ale nie ma pojęcia jak to poprawnie zrobić! Temat od kilku lat bardzo na czasie, łatwo jest wydać książkę i trochę na niej zarobić. Ale gdzie w tym wszystkim jest prawda?! Jak widać po ocenach innych czytelników, nie ma ona dla nich żadnego znaczenia. Zachwycają się brutalnymi opisami i wychwalają autora za przepisanie Wikipedii i innych książek o kryminalistyce. Że niby chciał ujednolicić informacje, zachęcić początkujących w temacie, ale serio wystarczy poczytać w Internecie lub posłuchać podcastów. Nie trzeba płacić za broszurkę, bo to nie jest książka. Przy każdej książce z literatury faktu wałkuję ten temat czyli ŹRÓDŁA! Autorze, to że napisałeś we wstępie, że korzystałeś z artykułów prasowych, nie znaczy że mam Ci automatycznie uwierzyć, że tak było. Dlaczego? Bo tu nie ma przypisów które mówią że w tym fragmencie korzystałeś z prasy, a gdzie są Twoje ewentualne spostrzeżenia. Nie ma też oczywiście bibliografii którą można sp...
30
Voncohn

Z braku laku…

Krew, mydło i powidło.
00

Popularność




P. J. WĄ­CHAL
SE­RYJNI MOR­DERCY PIERWSI OPRAWCY I ICH OFIARY
Wy­daw­nic­two Psy­cho­skok

Piotr Wą­chal „Se­ryjni Mor­dercy”

Co­py­ri­ght © by Piotr Wą­chal, 2023

Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two Psy­cho­skok Sp. z o.o., 2023

Wszel­kie prawa za­strze­żone. Żadna część ni­niej­szej pu­bli­ka­cji nie może być re­pro­du­ko­wana, po­wie­lana i udo­stęp­niana w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy.

Re­dak­tor pro­wa­dząca: Re­nata Grześ­ko­wiak

Pro­jekt okładki: Piotr Wą­chal

Ilu­stra­cje na okładce: Stu­dio gra­ficzne Fe­sido.pl

Ko­rekta: Ro­bert Olej­nik, Bo­gu­sław Ju­siak

Skład epub, mobi Aplit.pl

ISBN: 978-83-8287-006-0

Wy­daw­nic­two Psy­cho­skok Sp. z o.o.

ul. Spół­dziel­ców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psy­cho­skok.pl/ e-mail:wy­daw­nic­two@psy­cho­skok.pl

Wstęp

Drogi Czy­tel­niku, nie bę­dzie to zbyt ob­szerny wstęp, gdyż nie uwa­żam, aby taki był po­trzebny. Jest to moja pierw­sza książka o te­ma­tyce true crime, jed­nakże w pla­nach mam jesz­cze kilka ko­lej­nych. Ta po­zy­cja jest, jak sam tytuł su­ge­ruje, o tych opraw­cach, któ­rych jako pierw­szych uznano za se­ryj­nych mor­der­ców. Chciał­bym jed­no­cze­śnie za­zna­czyć, iż książka ta prze­zna­czona jest za­równo dla wszyst­kich pa­sjo­na­tów spraw kry­mi­nal­nych, jak i ludzi pra­gną­cych do­wie­dzieć się cze­goś wię­cej na temat se­ryj­nych mor­der­ców. Nie jest to jed­nak po­zy­cja opi­su­jąca tych se­ryj­nych mor­der­ców dzia­ła­ją­cych oraz mor­du­ją­cych w cza­sach współ­cze­snych, o tych, któ­rych wszy­scy znają. Moim celem było sku­pie­nie się na spraw­cach wie­lo­krot­nych za­bójstw, o któ­rych mało kto wie i o któ­rych mało kto sły­szał. Pi­sząc tę książkę, po­sił­ko­wa­łem się przede wszyst­kim ar­ty­ku­łami pra­so­wymi z lat, w któ­rych mor­do­wał kon­kretny opi­sy­wany oprawca. Są to prze­waż­nie stare ar­ty­kuły pi­sane przez ludzi, któ­rzy nie­jed­no­krot­nie byli świad­kami pro­ce­sów czy nawet eg­ze­ku­cji da­nego se­ryj­nego mor­dercy. Jed­no­cze­śnie co­famy się do cza­sów, kiedy jesz­cze ter­min „se­ryjny mor­derca” nie był za­ko­rze­niony w świa­do­mo­ści spo­łe­czeń­stwa, a tacy sprawcy byli nie­zwy­kle rzad­kim i nowym zja­wi­skiem. Są to se­ryjni mor­dercy, któ­rzy nie­rzadko byli uzna­wani za pre­kur­so­rów ta­kiego zja­wi­ska w swoim kraju.

Poza syl­wet­kami se­ryj­nych mor­der­ców chcia­łem rów­nież przy­bli­żyć syl­wetki ich ofiar. Sta­ra­łem się to zro­bić jak naj­rze­tel­niej, nie po­mi­ja­jąc żad­nych istot­nych fak­tów. Sam je­stem pa­sjo­na­tem te­ma­tyki true crime i nie­jed­no­krot­nie spo­tka­łem się w książ­kach róż­nych au­to­rów ze zja­wi­skiem, że pra­wie całe sku­pie­nie jest skie­ro­wane w kie­runku sprawcy, a mało kto stara się ob­szer­niej opi­sać losy sa­mych ofiar. Uwa­żam, iż każda ofiara se­ryj­nego mor­dercy jest rów­nie ważna, jeśli nawet nie dużo waż­niej­sza, w kon­tek­ście ca­łego pro­cesu dzia­łal­no­ści sprawcy za­bój­stwa. Ko­lo­kwial­nie mó­wiąc: gdyby nie było ofiar, to nie by­łoby se­ryj­nych mor­der­ców i ko­niec te­matu. Nie by­łoby o czym pisać czy dys­ku­to­wać. Zdaję sobie jed­nak sprawę z faktu, iż nie­jed­no­krot­nie nie po­sia­damy zbyt wielu in­for­ma­cji na temat kon­kret­nej ofiary lub ofiara nigdy nie zo­stała zi­den­ty­fi­ko­wana. Rów­nież w przy­padku mojej książki nie­zwy­kle trudno było mi zna­leźć in­for­ma­cje o nie­któ­rych ofia­rach, jed­nakże mu­simy zrzu­cić to na karb cza­sów, w ja­kich mor­do­wali sprawcy opi­sani w tej książce. W więk­szo­ści przy­pad­ków był to wiek XIX.

Po­nadto w książce chcia­łem rów­nież przed­sta­wić krótki rys hi­sto­ryczny nauki, jaką jest kry­mi­no­lo­gia, jak i naj­waż­niej­szych za­gad­nień zwią­za­nych z samym po­ję­ciem se­ryj­nego mor­dercy. W naj­prost­szy z moż­li­wych spo­so­bów przed­sta­wiam hi­sto­rię walki z tym zja­wi­skiem jak i „bóle”, w ja­kich ro­dziła się na przy­kład taka dzie­dzina jak dak­ty­lo­sko­pia czy inne po­chodne kry­mi­no­lo­gii. Nie je­stem eks­per­tem w tym te­ma­cie, a tylko pa­sjo­na­tem, który spę­dza dłu­gie go­dziny nad zgłę­bie­niem wie­dzy o kry­mi­no­lo­gii, jej hi­sto­rii, jak i hi­sto­rii se­ryj­nych mor­der­ców. Z tego wła­śnie po­wodu sta­ra­łem się przed­sta­wić całe to za­gad­nie­nie, a także losy po­szcze­gól­nych prze­stęp­ców w spo­sób jak naj­bar­dziej przy­stępny dla każ­dego z Czy­tel­ni­ków. Jak już wcze­śniej wspo­mnia­łem, sku­pi­łem się w dużej mie­rze na ofia­rach bru­tal­nych mor­dów, tak aby każdy Czy­tel­nik po­my­ślał rów­nież o ich cier­pie­niu.

Mam na­dzieję, że książka ta po­zwoli Ci, drogi Czy­tel­niku, po­znać mo­tywy oraz róż­nice mię­dzy współ­cze­snymi se­ryj­nymi mor­der­cami, a tymi, któ­rzy po­zba­wiali życia swoje ofiary jesz­cze w XIX wieku. Chcia­łem zo­bra­zo­wać rów­nież róż­nicę mię­dzy XIX-wiecz­nymi me­to­dami śled­czymi a spo­so­bami walki z se­ryj­nymi mor­der­cami w cza­sach współ­cze­snych. Książka opi­suje me­tody śled­cze na długo przed po­cząt­kiem mor­der­czej dzia­łal­no­ści Kuby Roz­pru­wa­cza oraz pre­zen­tuje praw­dziwe mo­tywy se­ryj­nych mor­der­ców sprzed pra­wie dwu­stu lat.

Nie ma chyba już co dalej roz­wo­dzić się nad tre­ścią książki. Po pro­stu usiądź­cie i po­znaj­cie hi­sto­rię walki z se­ryj­nymi mor­der­cami oraz ich syl­wetki.

ŻYCZĘ UDA­NEJ I CIE­KA­WEJ LEK­TURY!!!

Część I 

Krótka historia walki z przestępczością

Sûreté – kontrowersyjna organizacja

Co w ogóle ozna­cza słowo sûreté? Po­tocz­nie tłu­ma­czy się je jako „bez­pie­czeń­stwo” lub „ochrona”. Gdzie po­wstała ta or­ga­ni­za­cja? Czy już od sa­mego po­czątku dzia­ła­nia była uzna­wana za ogól­no­kra­jowy organ zaj­mu­jący się wy­kry­wa­niem i neu­tra­li­za­cją prze­stęp­ców? Co tak nie­zwy­kłego było w tej nowo po­wsta­łej w Pa­ryżu in­sty­tu­cji, że od­róż­niało ją od zwy­kłej po­li­cji? I dla­czego czło­wiek, który stwo­rzył Sûreté, wzbu­dzał ogromne kon­tro­wer­sje? A w końcu naj­waż­niej­sze: czy była sku­teczna?

Na te py­ta­nia po­sta­ram się od­po­wie­dzieć w naj­prost­szy, ale kom­plek­sowy spo­sób.

Sûreté swoją dzia­łal­ność roz­po­częła jako kry­mi­nalne biuro śled­cze w pa­ry­skiej pre­fek­tu­rze po­li­cji. Co cie­kawe, nie dzia­łała ona jako or­ga­ni­za­cja o za­sięgu ogól­no­kra­jo­wym. Za­ło­żona w 1812 roku przez Eu­gène’a-Fra­nçois’a Vi­do­cqa, uznana zo­stała za pierw­szą zwal­cza­jącą zbrod­nie na świe­cie, mimo że już od roku 1749 w Lon­dy­nie po­dobną rolę peł­nili tzw. Bow Street Run­ners. Jed­nak to wła­śnie pa­ry­ska Sûreté za­in­spi­ro­wała wiele lat póź­niej za­ło­ży­cieli ta­kich or­ga­ni­za­cji jak Sco­tland Yard w Wiel­kiej Bry­ta­nii czy FBI w Sta­nach Zjed­no­czo­nych.

Vi­docq uznał, że w ów­cze­snych cza­sach prze­stęp­czość nie może być kon­tro­lo­wana przez zwy­kłe służby po­li­cyjne. Był wręcz prze­ko­nany, że aby zwal­czyć zbrod­nie, na­leży prze­nik­nąć do prze­stęp­czego pół­światka i li­kwi­do­wać go od we­wnątrz. Do tego celu za­trud­niał by­łych, lecz w jego mnie­ma­niu zre­so­cja­li­zo­wa­nych prze­stęp­ców oraz kry­mi­na­li­stów. Dzia­łali oni pod przy­krywką w celu zbli­że­nia się jak tylko to moż­liwe do za­mknię­tego kręgu wszel­kiego ro­dzaju kry­mi­na­li­stów. Mieli uła­twione za­da­nie w zdo­by­ciu za­ufa­nia szem­ra­nych ludzi wła­śnie ze względu na to, że sami byli prze­stęp­cami.

Ta nie­zwy­kle no­wa­tor­ska me­toda walki z prze­stęp­czo­ścią miała za­równo zwo­len­ni­ków, jak i nie­zli­czoną rze­szę prze­ciw­ni­ków. Już w ciągu ośmiu lat od utwo­rze­nia Sûreté Vi­docq stwo­rzył ze­spół trzy­dzie­stu tak zwa­nych eks­per­tów, co mimo wszyst­kich prze­ciw­no­ści do­pro­wa­dziło do zmniej­sze­nia prze­stęp­czo­ści w Pa­ryżu o czter­dzie­ści pro­cent. Był to oczy­wi­ście ogromny suk­ces, jed­nakże za­równo same me­tody, jak i funk­cjo­na­riu­sze – de­tek­tywi – wzbu­dzali ogromne kon­tro­wer­sje.

Eugène‑François Vidocq

Czło­wiek, który po dziś dzień znany jest jako twórca kry­mi­na­li­styki naj­pierw w pa­ry­skiej po­li­cji, a wiele lat póź­niej roz­prze­strze­nio­nej na całą Fran­cję, był tak na­prawdę naj­zwy­klej­szym prze­stępcą. Uro­dził się 23 lipca 1775 roku w Arras we Fran­cji. Jego ojcem był Ni­co­las-Fra­nçois Jo­seph, czło­wiek na­le­żący do bur­żu­azji, wła­ści­ciel pie­karni oraz sklepu spo­żyw­czego. Zresztą cała jego ro­dzina na­le­żała do ludzi nie­zwy­kle ma­jęt­nych. Pod­czas kry­zysu go­spo­dar­czego lat sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych XVIII wieku do­ro­bił się for­tuny na han­dlu ku­ku­ry­dzą, co po­zwo­liło mu wy­słać syna do naj­lep­szych uczelni.

Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq już od naj­młod­szych lat prze­ja­wiał za­mi­ło­wa­nie do szer­mierki, ale nie tylko. Gdy miał trzy­na­ście lat, do­ko­nał swo­jej pierw­szej kra­dzieży. Ukradł srebrne sztućce na­le­żące do ro­dzi­ców i w ciągu za­le­d­wie jed­nego dnia zdo­łał prze­pu­ścić wszyst­kie pie­nią­dze po­cho­dzące ze sprze­daży fan­tów. Za ten wy­stę­pek Vi­docq zo­stał ska­zany na dzie­sięć dni wię­zie­nia, a osobą, która do­nio­sła na niego po­li­cji, był jego oj­ciec. Nic to jed­nak nie na­uczyło mło­dego czło­wieka i już rok póź­niej po­now­nie po­sta­no­wił okraść ma­jęt­nych ro­dzi­ców. Tym razem ukradł dwa ty­siące fran­ków, lecz już nie prze­pu­ścił pie­nię­dzy. Po­sta­no­wił kupić bilet na sta­tek pły­nący z Ostendy, fla­mandz­kiej czę­ści dzi­siej­szej Bel­gii, do Ame­ryki. Nie do­tarł jed­nak do celu. Na iro­nię za­krawa fakt, że zło­dziej stał się ofiarą kra­dzieży. Bez pie­nię­dzy i środ­ków do życia sta­rał się jesz­cze przez jakiś czas do­ro­bić jako komik, lecz rów­nież w tej dzie­dzi­nie nie od­niósł żad­nych suk­ce­sów i zmu­szony był do po­wrotu na łono ro­dziny.

Można przy­pusz­czać, że ku ucie­sze ro­dzi­ców w wieku szes­na­stu lat wstą­pił do woj­ska. Nie­stety, ka­riera za­po­wia­da­jąca się nie­zwy­kle obie­cu­jąco za­koń­czyła się nie­po­wo­dze­niem, a wszystko za sprawą wspo­mnia­nej już wcze­śniej szer­mierki lub ra­czej za­mi­ło­wa­nia do po­je­dyn­ków. Bar­dzo szybko młody Vi­docq zy­skał sławę mi­strza fech­tunku, wy­gry­wa­jąc w krót­kim cza­sie aż pięt­na­ście po­ty­czek. Oczy­wi­ście w tym samym okre­sie nie omiesz­kał wziąć udziału we wszel­kiego ro­dzaju nie­le­gal­nych roz­ryw­kach, za co spę­dził je­de­na­ście dni w wię­zie­niu. Jed­na­ko­woż gdy za za­sługi w bi­twie pod Valmy w 1792 roku uzy­skał sto­pień ka­prala gre­na­die­rów, wy­da­wało się, że w końcu wy­szedł na pro­stą i jego ka­riera woj­skowa roz­kwit­nie. Dla uści­śle­nia fak­tów, bitwa ta miała miej­sce pod­czas kon­fliktu ho­len­der­sko-fran­cu­skiego. Jak wspo­mnia­łem, wy­da­wa­łoby się, że wszystko idzie w dobrą stronę. Nic bar­dziej złud­nego! Po­now­nie ode­zwała się w nim awan­tur­ni­cza na­tura oraz za­mi­ło­wa­nie do po­je­dyn­ków, któ­rych no­ta­bene był mi­strzem. Nie­stety, tym razem, pod­czas świę­to­wa­nia awansu za za­sługi w bi­twie pod Valmy, sie­dem­na­sto­letni ka­pral Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq wy­zwał na po­je­dy­nek ofi­cera. Skut­kiem ta­kiego za­cho­wa­nia był sąd woj­skowy. Nie chcąc po­now­nie tra­fić do wię­zie­nia, Vi­docq po­sta­no­wił zbiec z pułku i od tego mo­mentu był już ści­gany za de­zer­cję.

Wró­cił do ro­dzin­nego Arras w roku 1793 i stał się eta­to­wym by­wal­cem na sa­lo­nach. Nadal nie stro­nił od uwiel­bia­nych po­je­dyn­ków, mimo, że bar­dzo czę­sto pro­wa­dziły one do za­tar­gów z pra­wem. Wie­lo­krot­nie od­by­wał krót­kie wy­roki w wię­zie­niu. W mię­dzy­cza­sie zdą­żył się także oże­nić. Jego pierw­szą żoną – co istotne, na­leży pod­kre­ślić słowo „pierw­szą” – zo­stała Marie Anne Lo­uise Che­va­lier. Jak się jed­nak póź­niej oka­zało, ko­bieta ta nader czę­sto zdra­dzała swo­jego męża, a w do­datku, by utrzy­mać go przy sobie, uda­wała ciążę. Re­ak­cja Eu­gène’a-Fra­nçois’a Vi­do­cqa była na­tych­mia­stowa. Roz­stał się z nią, a do­dat­kowo ode­brał jej wszyst­kie oszczęd­no­ści.

Je­sie­nią 1793 roku zde­cy­do­wał się zwią­zać z prze­stęp­czym pół­świat­kiem w Bruk­seli i utrzy­my­wał się przede wszyst­kim z kra­dzieży i oszustw. Na po­czątku 1795 roku pró­bo­wał zjed­nać sobie – a ra­czej pod­po­rząd­ko­wać czy zo­stać przy­wódcą – grupy zło­dziei w Pa­ryżu, jed­nakże ta próba spa­liła na pa­newce. Mimo du­żych chęci, nie zna­lazł po­słu­chu wśród prze­stęp­ców ze sto­licy Fran­cji. Nie zra­ził się jed­nak takim ob­ro­tem sprawy i po­sta­no­wił wró­cić do Bruk­seli. Wła­śnie tam po­znał i po­sta­no­wił się zwią­zać z Fran­cine Lon­guet, lecz rów­nież i ta zna­jo­mość nie trwała długo. Dość szybko Vi­docq przy­ła­pał ko­bietę w trak­cie sto­sunku płcio­wego z innym męż­czy­zną i nie­zwy­kle do­tkli­wie pobił parę ko­chan­ków. Wynik ta­kiej re­ak­cji mógł być tylko jeden – wyrok wię­zie­nia, który miał odbyć w Lille we Fran­cji.

Kilka lat upły­nęło mu na bez­u­stan­nych uciecz­kach, po któ­rych był co rusz ła­pany. Za każ­dym razem do­da­wano mu ko­lejne mie­siące do wy­roku.

Praw­dziwa ka­riera śled­cza Eu­gène’a-Fra­nçois’a Vi­do­cqa jako de­tek­tywa czy może ra­czej czło­wieka w służ­bie walki z prze­stęp­czo­ścią roz­po­częła się w lipcu 1809 roku, gdy pod­czas od­by­wa­nia ko­lej­nej kary wię­zie­nia pod­jął de­cy­zję o za­kro­jo­nej na sze­roką skalę współ­pracy z or­ga­nami ści­ga­nia. We­dług nie­któ­rych źró­deł Vi­docq zde­cy­do­wał się na taki krok po tym, jak zo­ba­czył eg­ze­ku­cję swo­jego przy­ja­ciela, który do­ko­nał ży­wota przez ścię­cie głowy na gi­lo­ty­nie.

Jesz­cze pod­czas po­bytu w wię­zie­niu Vi­docq po­mógł po­li­cji w roz­wią­za­niu kilku istot­nych spraw kry­mi­nal­nych. W dniu 25 marca 1811 roku jej szef Jean Henry za­in­sce­ni­zo­wał jego ucieczkę z wię­zie­nia i od tej pory były zło­dziej i re­cy­dy­wi­sta prze­nik­nął do pa­ry­skiego pół­światka jako tajny pra­cow­nik po­li­cji. Z tej roli wy­wią­zy­wał się nie­zwy­kle do­brze, choć z tą współ­pracą zwią­zana jest także pewna cie­ka­wostka. W cza­sie jed­nej z akcji, pod­czas na­lotu na ka­ba­ret na przed­mie­ściach Co­ur­te­ille, Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq spa­lił swoją przy­krywkę. W cza­sie zbio­ro­wego aresz­to­wa­nia kazał wszyst­kim oso­bom wyjść na ze­wnątrz i usta­wić się w sze­regu. Każdą po­szu­ki­waną osobę ozna­czał wów­czas kredą. Nie­stety dla niego sa­mego wśród ozna­czo­nych prze­stęp­ców zna­la­zło się kilku daw­nych ko­le­gów, co do­pro­wa­dziło do roz­po­zna­nia.

W roku 1811 Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq za­ło­żył nie­ofi­cjalną jesz­cze wtedy Bri­gade de la Sûreté (Bry­gada Bez­pie­czeń­stwa). Do­piero rok póź­niej Mi­ni­ster­stwo Spraw We­wnętrz­nych uznało tę or­ga­ni­za­cję za ofi­cjalny organ pod­le­ga­jący pa­ry­skiej po­li­cji.

Kiedy Na­po­leon Bo­na­parte się­gnął po wła­dzę, po­sta­no­wił utwo­rzyć dział kry­mi­na­li­styki w po­li­cji, tak zwaną Sûreté Na­tio­nale. Na­stą­piło to 17 grud­nia 1813 roku. Główne za­ło­że­nia tego or­ganu po­le­gały na re­kru­to­wa­niu prze­stęp­ców, któ­rzy mieli za za­da­nie, dzia­ła­jąc w pół­światku, roz­wią­zy­wać sprawy kry­mi­nalne. Za­da­nie re­kru­ta­cji no­wych człon­ków tego or­ganu otrzy­mał Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq. Kto inny jak nie były zło­dziej i nadal uzna­wany za ucie­ki­niera prze­stępca mógł le­piej do­brać ludzi po­cho­dzą­cych z tej samej branży!

Do­piero w 1817 roku Jules An­gles po­pro­sił pa­nu­ją­cego w owym cza­sie króla Lu­dwika XVIII o uła­ska­wie­nie Eu­gène’a-Fra­nçois’a Vi­do­cqa, po­nie­waż by­łego zło­dzieja przez sześć ostat­nich lat wła­dze nadal ści­gały li­stem goń­czym za po­peł­nione prze­stęp­stwa, ale przede wszyst­kim za ucieczkę z wię­zie­nia.

W li­sto­pa­dzie 1820 roku Vi­docq oże­nił się z Je­anne-Vic­to­ire Gu­erin był to jego naj­dłuż­szy zwią­zek z ko­bietą. Trwał bo­wiem cztery lata i kto wie, może trwałby o wiele dłu­żej, nie­stety za­koń­czyła go tra­giczna śmierć Je­anne w czerwcu 1824 roku. Ku roz­pa­czy Eu­gène’a-Fra­nçois’a Vi­do­cqa mie­siąc póź­niej, w lipcu 1824 roku, zmarła rów­nież jego matka. Do ro­dzin­nej tra­ge­dii do­szła jesz­cze jedna zła wia­do­mość – nowym pre­fek­tem pa­ry­skiej po­li­cji zo­stał je­zu­ita Guy De­la­vau i w miarę spo­kojne czasy Vi­do­cqa do­bie­gły końca. Jako je­zu­icie no­wemu pre­fek­towi po­li­cji nie spodo­bały się ani spo­soby, ani przede wszyst­kim miej­sca, w któ­rych Vi­docq oraz jego ekipa zdo­by­wali po­trzebne do roz­wią­zy­wa­nia spraw kry­mi­nal­nych in­for­ma­cje. De­la­vau z oczy­wi­stych wzglę­dów nie był za­chwy­cony nawet po­ja­wia­niem się funk­cjo­na­riu­szy po­li­cji w ta­kich miej­scach jak domy pu­bliczne czy wszel­kiego ro­dzaju spe­luny, w któ­rych prze­by­wali w głów­nej mie­rze prze­stępcy. Jego wy­obra­że­nie o pracy po­li­cji było zgoła od­mienne. Je­zu­ita bez­u­stan­nie szu­kał cze­go­kol­wiek, by zdys­kre­dy­to­wać Vi­do­cqa, i cią­gle rzu­cał mu kłody pod nogi. Wszyst­kie te nie­koń­czące się szy­kany i prze­śla­do­wa­nia do­pro­wa­dziły do tego, że Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq osta­tecz­nie zre­zy­gno­wał z pracy w po­li­cji w roku 1828.

Dwa lata póź­niej za­warł ko­lejne mał­żeń­stwo i prze­niósł się wraz żoną do miej­sco­wo­ści Saint-Mandé. Tym razem wy­branką serca była jego sio­strze­nica Fleu­ride Ma­niez, z którą Vi­docq otwo­rzył pa­pier­nię. W swoim małym biz­ne­sie męż­czy­zna pew­nie już z przy­zwy­cza­je­nia za­trud­niał sa­mych by­łych więź­niów, jed­nakże po upły­wie roku pa­pier­nia zban­kru­to­wała.

W mię­dzy­cza­sie nowym pre­fek­tem po­li­cji zo­stał Henry Gi­squet. Bez­ro­botny Vi­docq po­sta­no­wił znów zająć się współ­pracą z po­li­cją. Po­mo­gła mu w tym rów­nież sy­tu­acja po­li­tyczna, gdy w wy­niku re­wo­lu­cji lip­co­wej 1830 roku nowym kró­lem Fran­cji zo­stał Lu­dwik Filip, za­stę­pu­jąc Ka­rola X, co cie­kawe – prze­ciw­nika metod sto­so­wa­nych przez Vi­do­cqa. To wy­da­rze­nie, jak rów­nież pomoc w roz­wią­za­niu nie­zwy­kle waż­nej i pre­sti­żo­wej sprawy wła­ma­nia do­pro­wa­dziły do awansu na no­wego szefa od­działu kry­mi­nal­nego po­li­cji.

Nie­stety, rów­nież w tym przy­padku Vi­docq nie miał lekko. Przede wszyst­kim z po­wodu metod zdo­by­wa­nia in­for­ma­cji oraz dzia­ła­nia zra­ził do sie­bie wiele waż­nych i wpły­wo­wych osób. Do­pro­wa­dziło to w krót­kim cza­sie do sy­tu­acji, gdy jaw­nie po­dej­rze­wano go nawet o udział we wspo­mnia­nym wła­ma­niu, co miało mu pomóc w roz­wią­za­niu sprawy oraz póź­niej­szym awan­sie. W wy­niku ta­kich dzia­łań prze­ciw­ni­ków Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq dość szybko po­now­nie zre­zy­gno­wał z po­sady. Na­stą­piło to 15 lipca 1832 roku.

Już kilka mie­sięcy póź­niej, pod ko­niec tego sa­mego roku, za­ło­żył pierw­sze na świe­cie biuro de­tek­ty­wi­styczne. Jak nie­trudno wy­wnio­sko­wać, jego pra­cow­ni­kami – de­tek­ty­wami – zo­stali byli więź­nio­wie i zre­so­cja­li­zo­wani kry­mi­na­li­ści. Uwa­żał on po­dob­nie jak Na­po­leon Bo­na­parte, że prze­stęp­czy pół­świa­tek naj­le­piej zin­fil­trują lu­dzie z niego po­cho­dzący. Nie można się rów­nież dzi­wić, że dobór pra­cow­ni­ków i bru­talne me­tody roz­wią­zy­wa­nia po­wie­rzo­nych spraw wy­wo­łały ogólne nie­za­do­wo­le­nie oraz sprze­ciw wy­soko po­sta­wio­nych ludzi, któ­rzy nie dali za wy­graną, nawet gdy Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq zre­zy­gno­wał już z pracy w po­li­cji. Wsz­częto po­stę­po­wa­nie prze­ciwko dzia­ła­niom biura de­tek­ty­wi­stycz­nego, a w wy­niku prze­szu­ka­nia domu za­ło­ży­ciela biz­nesu od­na­le­ziono liczne do­wody ko­rup­cji oraz prze­stępstw, ja­kich Vi­docq oraz jego pra­cow­nicy mieli się do­pusz­czać w trak­cie dzia­łal­no­ści biura w ce­lach po­zy­ski­wa­nia po­trzeb­nych in­for­ma­cji. Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq zo­stał aresz­to­wany, lecz już po kilku dniach go zwol­niono. Ku roz­pa­czy prze­ciw­ni­ków, mimo za­kro­jo­nych na sze­roką skalę dzia­łań w celu zdys­kre­dy­to­wa­nia pracy biura de­tek­ty­wi­stycz­nego stało się wręcz od­wrot­nie. Biuro de­tek­ty­wi­styczne uro­sło w siłę. Było nie­zwy­kle ce­nione i po­pu­larne. Rów­nież to nie spodo­bało się wielu wpły­wo­wym przed­sta­wi­cie­lom spo­łe­czeń­stwa oraz ów­cze­snej wła­dzy, w wy­niku czego Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq po­now­nie tra­fił do wię­zie­nia w 1842 roku. Zo­stał zwol­niony rok póź­niej, do czego przy­czy­nili się w głów­nej mie­rze jego przy­ja­ciele – pro­ku­ra­tor Franck-Carre oraz hra­bia Ga­briel de Berny.

Eu­gène-Fra­nçois Vi­docq zmarł 11 maja 1857 roku w Pa­ryżu. W mię­dzy­cza­sie zdo­łał prze­trwać re­wo­lu­cję lu­tową 1848 roku, bez­u­stan­nie zmie­nia­jąc stron­nic­twa, które po­pie­rał, a także epi­de­mię cho­lery w roku 1854. Po śmierci żony już nigdy nie za­warł związku mał­żeń­skiego, co nie zna­czy, że stro­nił od to­wa­rzy­stwa ko­biet, a po jego śmierci o spa­dek miało ponoć wal­czyć aż je­de­na­ście dam.

Sûreté stwo­rzona przez Eu­gène’a-Fra­nçois’a Vi­do­cqa nie dzia­łała jak po­li­cja, którą znamy, choć i teraz wy­ko­rzy­stuje się in­for­ma­to­rów po­cho­dzą­cych z prze­stęp­czego śro­do­wi­ska. Czy to wła­śnie jego za­sługa?

We­dług Vi­do­cqa, aby zła­pać prze­stępcę, na­leży my­śleć jak prze­stępca.

Koniec wersji demo