Sekretny dziennik lasu - Przemysław Barszcz - ebook + książka

Sekretny dziennik lasu ebook

Przemysław Barszcz

4,9

Opis

Przemysław Barszcz, leśnik, dziennikarz i pisarz, niestrudzony badacz ojczystej przyrody, zaprasza nas do największej sieci społecznościowej. Zajrzyjmy na blogi pisane przez drzewa, zwierzęta i ekosystemy.

Co można odkryć w leśnym Archiwum X?
Dlaczego las wymienia co roku baterie słoneczne na nowy model?
Czy muchy mogą zapylać kwiaty?
Który pustelnik uwielbia żywić się grzybami?
Kogo terroryzują sikory?

Nieustająca inwazja obcych. Przekradają się nocami w ładowniach statków, czają się w mroku wagonów kolejowych i kontenerów. Pasażerowie na gapę, śmiertelne zagrożenie dla lokalnej autonomii. Obce grzyby, skorupiaki, nasiona, owady, ryby, a nawet ssaki dokonują inwazji, zmieniając nasz ekosystem.

Wilki u bram. Kundelek, łotrzyk ze schroniska. Z jednej z eskapad w centrum Krakowa pupil nie wrócił – kilka kilometrów od Rynku Głównego, Sukiennic i hejnału zjadły go wilki. Las wdarł się przemocą do miasta.

Zawilec – świadek nieśmiertelności. Kiedy jego stare kłącze obumiera, wyrasta z niego kolejne, przejmujące role poprzednika. Mamy więc do czynienia z jedną i tą samą rośliną, identyczną genetycznie; małe roślinki mogą okazać się starsze od najstarszych drzew w lesie. Czy zawilec jest wieczny, niczym Christopher Lambert w „Nieśmiertelnym”?

Nocne łowy. Lot puszczyka jest bezszelestny, a drapieżnik, niczym amerykański myśliwiec F-22 Raptor, jest dla swoich ofiar niesłyszalny i niewidzialny. „Wyłączenie” świstu skrzydeł daje nocnym drapieżnikom olbrzymią przewagę nad zdobyczą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 206

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (8 ocen)
7
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Las – nasza kolebka

Jesteśmy świadkami doniosłego momentu w dziejach ludzkości – otóż na naszych oczach powstaje nowa forma istnienia. Nie wiem, jak nazwą ją specjaliści od zgłębiania zawiłości bytu. Chodzi o to, że rzeczy nie są takie, jakimi są, tylko takie, jakimi przedstawione zostaną na Instagramie czy Facebooku. W tym sensie każdy ma moc kreacji rzeczy, każdy może nadawać im nowe znaczenia, powoływać do istnienia, zmieniać ich formę bytu. Jest to zjawisko fascynujące.

Taki na przykład kubek z kawą. Funkcja oraz odrobina formy – taniej i ceramicznej. Wystarczy jednak położyć obok niego mądrą książkę lub artystycznie, choć niedbale, zwiniętą gazetę, czy też długopis i otwarty notes z zapisaną wiekopomną sentencją, następnie zrobić komórką zdjęcie, odpowiednio przyciemnić, wyostrzyć, a niepasujące do koncepcji atrybuty rozmyć i wrzucić na „fejsa” z odpowiednim podpisem. Podpis jest ważny. To on wraz z nastrojową fotografią wydobędzie nową istotę kubka. Lepszą, szlachetniejszą, uświęconą przez głęboki kontekst.

Kiedy ludzie odkryją, że rzeczywistość stworzona przez miliony takich bytów jest złudna i bzdurna, nastąpi powrót do przyrody. Tam można na dobre porzucić sztuczność i odnaleźć prawdę. Jeżeli miałbym wskazać przeciwieństwo irrealnej przestrzeni, byłby to z pewnością las.

Las jest rzeczywistością prawdziwą. Nasza cywilizacja powstała w lasach i dzięki lasom, las tkwi w świadomości i podświadomości każdego z nas, ukształtował nas; w nim żyli nasi przodkowie i do niego sięgają nasze korzenie. Jest naszym przeznaczeniem i tym, co wyróżnia właśnie nas – w naszej strefie klimatycznej ziemia pozostawiona siłom natury ostatecznie stanie się formą najdoskonalszą – lasem.

Leśny Facebook

Nie należę do Facebooka. Nie robię niczego w celu wrzucenia zdjęć na swój profil. Staram się być wolny od meldowania, gdzie jestem, co robię i z kim. Inaczej sprawa wygląda z lasem. Bory i knieje też mają swojego Facebooka. Do niego bym się zapisał. Niespecjalnie jest bowiem interesujące, co sąsiad z kamienicy obok jadł w Chorwacji na obiad, ale to, gdzie stołował się wilk z watahy zachodzącej nocami do podkarpackiej wioski – już tak. Tym bardziej że informacja, chwilę po wydarzeniu, pojawi się w leśnym portalu społecznościowym. Niestety, nikt nie zachęcaHomo sapiensdo rejestracji. Zwierzęca sieć przyjaciół jest niejako w darknecie,adołączenie do grupy leśnych znajomych okupione jest pewnymi wyrzeczeniami. Jako że wszystko, co trudno dostępne, jest bardziej pociągające niż „wyzwania” podane na talerzu, postanawiam spróbować. Zaczęło się prozaicznie. W drodze na beskidzką Prehybę powąchałem wilczą kupę… Słyszałem wcześniej, że odchody wilka, jako zwierzęcia żywiącego się przede wszystkim mięsem, mają specyficzną, silną woń. Mają. No naprawdę, myślałem, że zwrócę obiad. Zyskałem jednak cenne przyrodnicze doświadczenie.

Po co to wszystko, co ma wspólnego woń odchodów drapieżnika z opisywanym leśnym serwisem społecznościowym?

Polujące leśne ssaki tworzą bardzo precyzyjną sieć powiązań, zbudowaną niemal wyłącznie na zapachach, i funkcjonują w niej z zadziwiającą dokładnością. Dla borsuka, lisa czy niedźwiedzia tak skonstruowany portal społecznościowy zawiera niezliczone informacje oraz wskazówki. Każdy pniak, kamień, kępa mchu i paproci nasączone są zapachami dla nas niewyczuwalnymi, lecz bezbłędnie odczytywanymi przez węch niedźwiedzia, dwa tysiące razy czulszy od ludzkiego.

W leśnym zapachowym Facebooku znajdziemy powiadomienia, posty i informacje oraz dokładne profile użytkowników. Dzięki pozostawionej wydzielinie gruczołów, czy spryskaniu moczem lub odchodami, zwierzę może dowiedzieć się, czy w jego okolicy znajduje się potencjalny partner lub partnerka, w jakiej jest kondycji, czy nie łączy ich zbyt bliskie pokrewieństwo, czy moment na zawarcie znajomości jest odpowiedni, skąd przybył. Zapach umożliwi drapieżcy rozpoznanie znajomych, z którymi łączą go przyjazne stosunki, ale także wrogów. Na jego podstawie zwierzę oceni, czy ewentualny przeciwnik nie jest zbyt silny i podejmie decyzję, czy atakować, czy też zmienić rewir. To dzięki zmysłowi powonienia zwierzę zorientuje się, w którą stronę podąża ofiara, a także czy przechodziła na tyle niedawno, że warto podjąć trop. Informacje zawarte w leśnych woniach są tak zniuansowane, że zmysł węchu może pomóc drapieżnikowi nawet w rozstrzygnięciu dylematu, czy warto zabiegać o samicę z młodymi, aby zdominować lokalną pulę genetyczną, czy też odpuścić i nie narażać się agresywnej, broniącej potomków matce.

Do leśnej sieci zapachowych powiązań dostosowały się też ciała zwierząt, które potrafią wydzielać woń na dziesiątki różnych sposobów, tworząc niepowtarzalny profil użytkownika lasu. Zwierzęta mają więc do dyspozycji: specjalne gruczoły potowe przy opuszkach palców (żbiki), gruczoł fiołkowy u nasady ogona (wilki), gruczoły wydzielające śmierdzącą substancję w okolicach odbytu (tchórze), narząd zapachowy ogonowy (borsuk). Dzięki tym strukturom może powstać złożony system komunikacji, świetnie sprawdzający się przez tysiące lat. Aby funkcjonować i komunikować się, zwierzę musi odbierać i wydzielać zapachy. Wyłączenie zapachowych sygnałów wysyłanych przez zwierzę jest możliwe tylko w szczególnych przypadkach: na przykład młody jeleń w początkowym okresie życia niewydzielażadnegozapachu. Dzięki temu, kiedy cicho i nieruchomo leży w trawie, jest niewykrywalny dla drapieżników. Kilkukrotnie zdarzyło mi się niemal wejść przypadkiem na młodego nakrapianego jelonka leżącego bez ruchu. Oczywiście od razu ostrożnie się wycofywałem, ale nawet kiedy byłem tuż obok, jelonek nie poruszał się, ufając skuteczności zabezpieczenia polegającego na „wyłączeniu” zapachu. Jest to możliwe jedynie podczas pierwszych dni, kiedy zdany jest wyłącznie na karmiącą go mlekiem matkę. Później, kiedy stanie się częścią leśnej społeczności, także musi zaistnieć w leśnym serwisie społecznościowym – utworzyć swoje zapachowe konto.

W tym kontekście oczywiste wydaje się, dlaczego wąchałem zwierzęce odchody na stokach Beskidu Sądeckiego. Wilk jest drapieżnikiem odżywiającym się prawie wyłącznie mięsem, a w jego odchodach często widoczna jest sierść zjedzonych ofiar. Na skutek takiej diety wydzielają one wyjątkowo mocny odór. Natura drapieżnika jest skryta, a spotkania z nim oko w oko należą do rzadkości. Pozostawia jednak ślad w leśnej sieci społecznościowej. I podobnie jak człowieka, można go w sieci wytropić. Aby potwierdzić obecność watahy na tym terenie, wystarczyło powąchać zwierzęce ekskrementy i przekonać się w stu procentach, że nie należą do roślinożercy. Była to oczywiście najbardziej prymitywna forma skorzystania z leśnej bazy danych, każdemu mieszkańcowi lasu jeden taki niuch dostarczyłby dziesiątków informacji.

Pójdę krok dalej i zaryzykuję twierdzenie, że zwierzęta posiadają własny system GPS. Nawigacja zwierząt jest przedmiotem badań naukowców od lat. Podejrzenie, że zasadniczym czynnikiem wpływającym na orientowanie się niektórych zwierząt w przestrzeni może być magnetyzm Ziemi, zrodziło się w połowie XIX wieku, następnie badania te zostały zarzucone. Sto lat później sądzono, że to Słońce i pozostałe gwiazdy umożliwiają nawigację zwierząt. Kiedy jednak odkryto, że niektóre ptaki wciąż potrafią orientować się w przestrzeni po wyłączeniu czynnika astronomicznego, zaczęto szukać innego rozwiązania zagadki.

Przełomowe badania podjęli niemieccy naukowcy Merkel i Wiltschko, którzy w 1966 roku stworzyli prostą metodę pozwalającą na odkrycie, czym kierują się ptaki podejmując sezonowe migracje. Głównymi bohaterami eksperymentu były rudziki – drobne ptaki zamieszkujące warstwę poszycia leśnego, które wyróżniają się ceglastym kolorem piersi. Zmysł magnetyczny był tak nieoczywistym kierunkiem eksperymentów, że początkowo przeprowadzano je pod kątem wpływu naturalnych fal radiowych. Wiltschko szybko zorientował się, że zasadniczą kwestią dla zachowania się rudzików w specjalnych stalowych kontenerach jest jednakmagnetyzm ziemski. Ptaki gotowe do odlotu na południowy zachód, przy prawidłowym polu magnetycznym, właśnie na południowo-zachodnim fragmencie kalki, którą wyścielony był kontener, odciskały umazane atramentem stopy. Właśnie tam, precyzyjnie i bezbłędnie kierował je niedostępny nam zmysł. Za pomocą cewek Helmholtza naukowiec zmieniał pole magnetyczne w kontenerze, co znajdowało odzwierciedlenie we wzorze ptasich stóp przesuwającym się zgodnie z przesunięciem pola. Ptaki zawsze błyskawicznie ustalały kierunek, w którym pchał je zew wędrówki.

Co ciekawe, ponad pięćdziesiąt lat po eksperymencie wciąż nie do końca wiadomo, jakie struktury anatomiczne odpowiadają za magnetorecepcję. Ustalono natomiast, że posiadają ją na przykładjelenie i sarny, co dziwi, zwłaszcza że ssaki do niedawna wyłączane były z grupy zwierząt czułych na magnetyzm Ziemi. Zmieniły to badania z 2008 roku prowadzone przez czeskich naukowców pod kierunkiem Sabine Begall, opublikowane w amerykańskim czasopiśmie naukowym „Proceedings of the National Academy of Sciences”. Po przeanalizowaniu zdjęć satelitarnych oraz przeprowadzeniu obserwacji w terenie zauważono, że ciała pasących się oraz odpoczywających jeleni szlachetnych i saren europejskich układają się wzdłuż osi północ-południe. Po wykluczeniu wpływu słońca i wiatru pozostało jedno rozwiązanie: pole magnetyczne. Jelenie i sarny niechętnie zmieniają pozycję i pasą się najczęściej w ten właśnie sposób, tak też odpoczywają oraz śpią. Porzucają oś północ-południe tylko, aby przemieścić się, następnie znów obierają kierunek z głową na północ – jakby miały wbudowany GPS. O pomyłce nie może być mowy,przeanalizowanoniemal trzy tysiące jeleni i saren w 240 lokalizacjach. Wszystkie zachowywały się tak, jakby były igłami magnetycznymi. Od kiedy dowiedziałem się o tej prawdzie objawionej zawsze, ale to zawsze, kiedy widzę sarnę lub jelenia, rozglądam się za słońcem, aby zorientować się w kierunkach stron świata w celu zweryfikowania tej szalonej czeskiej teorii.

Żuk gnojarz posunął się o krok dalej. On zamiast Facebooka i GPS-a poszedł w astronomię. Cóż bowiem z wysokości błota, ściółki i mchów dostrzec może ten połyskliwy owad toczący swoją kulę? To oczywiste, gwiazdy! Spróbujcie w nocy zakryć żukowi rozgwieżdżone niebo. Zupełnie straci orientację. Chrząszcze żukokształtne z rodziny gnojarzowatych nawigują się za pomocą gwiazd, konkretnie Drogi Mlecznej. Fenomen ten został odkryty przez Marcusa Byrne’a z Wits University w Johannesburgu i choć z początku badania zostały nieco obśmiane, szybko okazało się, że zawierają sporą dawkę wiedzy o niezwykłych zmysłach zwierząt. Dalsze analizy opublikowane zostały w 2016 roku, w czasopiśmie „Current Biology”. Dowodzą one, że leśny skarabeusz nie tylko potrafi orientować się przy pomocy Drogi Mlecznej, ale zanim wyruszy ze swoją kulą w podróż, wspina się na jej szczyt, a następnie wierci sięprzez chwilę ruchami przypominającymi nerwowy taniec. Rejestruje wtedy rozgwieżdżone niebo, aby przy pomocy zapamiętanego obrazu ciał niebieskich, określanego przez naukowców jako „celestial snapshot”, podjąć wędrówkę. „Zdjęcie” nieboskłonu pozyskane podczas tańców na kuli ze szczątków organicznych towarzyszy mu, gdy zapamiętale tylnymi nogami pcha swój ładunek po leśnych bezdrożach, docierając zawsze do swojego celu.

Niebiańskiego kompasu używają także mrówki. Każdy kiedyś zastanawiał się, w jaki sposób mała mrówka potrafi wrócić z dalekiej wyprawy z powrotem do swojego mrowiska. Problem ten zainteresował również badaczy z Uniwersytetu w Edynburgu pod kierunkiem Sebastiana Schwarza. Odkryli oni, że oddalając się od mrowiska, mrówka zapamiętuje i wykorzystuje elementy otoczenia. Jednak podczas drogi powrotnej nie one pomagają jejodnaleźć mrowisko. To położenie Słońca jest decydujące w orientacji mrówki w przestrzeni podczas wędrówki do domu. Prosty eksperyment z wykorzystaniem lustra, w którym odbijało się Słońce, myliłmrówki, zaburzając ich powrót.

Także radar jest technologią rozpracowaną przez leśne zwierzęta. Nietoperze wydają piski w formie ultradźwięków, do wychwytywaniaktórych budowa ludzkiego ucha jest niedostosowana. Skutkuje to całkowitą głuchotą człowieka na nietoperzowy system komunikacji. A jest on bardzo wyrafinowany. Latający ssak, na co zwraca uwagę Henryk Szarski w „Historii zwierząt kręgowych”, przy pomocy wiązki dźwięku jest w stanie dostrzec najcieńsze przewody elektryczne, najmniejsze i najszybsze owady, zagubione w listowiu niewielkie dziuple czy nieznaczne drganie wody zwiastujące rybkę, którą zręcznie potrafi ucapić pazurkami. Te latające ssaki są bardziej precyzyjne od najlepszego urządzenia do skaningu laserowego.

Dlaczego nietoperze wolą oglądać świat za pomocą fal dźwiękowych, które odbite od elementów otoczenia wracają z informacją o tym, jak on wygląda? Dla poznania rzeczywistości, a tym samym przetrwania, nietoperze muszą cały czas emitować dźwięki w ilości nawet 200 na sekundę. Im jest ich więcej, tym obraz jest dokładniejszy. Odpowiedzią jest ewolucja. Zdolność do lotu połączona z umiejętnością echolokacji pozwoliła nietoperzom na zajęcie pozbawionej konkurencji, bogatej niszy ekologicznej. Skuteczność ich dziwnej strategii potwierdziła się w praktyce. Do dziś jedynymi łowcami owadów na nocnym niebie są właśnie nietoperze, które nie muszą konkurować z ptakami. Te bowiem, opierając się na zmyśle wzroku, polują na owady latające w dzień. Ptaki nocne, jak sowy, zmysł wzroku wspomagają doskonałym słuchem. Przystosowania te umożliwiają im jednak polowanie na myszkujące wśród zarośli gryzonie, lub śpiące na gałęziach ptaki. Latające w nocy owady pozostają wyłączną domeną nietoperzy. Echolokacja skanująca otoczenie się opłaca!

Istnieją technologie, a można by rzec aplikacje, których człowiek jeszcze nie wynalazł, a przez zwierzęta stosowane są na szeroką skalę. Jedną z nich jest umiejętność wykorzystania spolaryzowanego światła. Zeświatłemtym jest trochę tak, jak z ultradźwiękami – ludzkie ciało pozbawione jest organów umożliwiających jego percepcję. Mistrzami wykorzystania zjawiska przekształcenia fali elektromagnetycznej światła widzialnego są migrujące ptaki. I choć to one, z racji podejmowanych spektakularnych, celowych, wymagających perfekcyjnej nawigacji wędrówek są obiektami badań naukowych, niewykluczone, że inne zwierzęta również posiadają zdolność specyficznego widzenia światła. Na pewno kierują się nim świerszcze polne, a być może inne owady. Niestety, zwierzęta wykorzystujące ten aspekt światła mają coraz cięższe życie, następuje bowiem proces określany przez naukowców jakopolarized light pollution(PLP), czyli zanieczyszczenie światła spolaryzowanego (nie mylić z zanieczyszczeniem nocnego nieba światłem). PLP to coraz powszechniejszy produkt uboczny ludzkich technologii. W otaczającym nas świecie nienaturalne źródła tego zjawiska wywołują nieadekwatne zachowania czułych na polaryzację zwierząt. I tak ptaki masowo ginące przy ekranach akustycznych lub szklanych wieżowcach to nie zwierzaki, które postradały zmysły, lub niedowidzące osobniki, lecz ofiary PLP.

Od jakiegoś czasu pewna podejrzana sprawa nie dawała mi spokoju. Chodząc do nieodległego sklepu, regularnie zauważałem szczątki ptaków na trawniku przy niewysokim bloku. Za pierwszym razem był to kwiczoł. Pomyślałem wtedy o ptasiej grypieszerokokomentowanejwówczas w mediach. Za drugim razem, gdy na trawniku leżała synogarlica, czułem już pewien dysonans poznawczy. Czy wszystkie ofiary ptasiej grypy wybierają ten maleńki kwadrat trawy na miejsce swojego ostatniego spoczynku? Wtedy zacząłem podejrzewać drapieżnika – przesłanką była krew na piórach ptaka. Jastrząb? Może ma gdzieś tu gniazdo? Nie byłem jednak przekonany… Za trzecim razem, gdy dokładnie w tym samym miejscu ujrzałem gołębia, podszedłem bliżej i rozejrzałem się dokoła. Żadnych śladów walki, wyrwanych piór, tylko kropelka zaschłej krwi na głowie. Straciłem nadzieję na rozwiązanie tej zagadki, gdy nagle popatrzyłem do góry. Na szybie klatki schodowej na wysokości pierwszego piętra ujrzałem znak.

Wśród różnego rodzaju piór, o najrozmaitszych funkcjach, gołąb posiada także pióra pudrowe, wydzielające delikatny proszek, służący do pielęgnacji upierzenia. Na szybie pozostała odciśnięta wyraźna sylwetka ptaka – nie jakieś bezkształtne odbicie, ale precyzyjnie odbite głowa, tułów, skrzydła i ogon, włącznie z zaznaczonymi piórami – jak hologram gołębia! Pudrowa „pieczątka” była znakiem, że szyba w oknie klatki schodowej działała jak polaryzator i zmylała latające w pobliżu ptaki. Wtedy w mej głowie zrodziła się myśl, że być może ptaki wcale nie widzą tego budynku, ani drzew, ani żadnych innych elementów otoczenia. Czy świat w oczach lecącego ptaka to wyłącznie świetliste linie oraz inne trudne do wyobrażenia fenomeny świetlne, niemające nic wspólnego z naszym odczuciem rzeczywistości?Dawnojuż bowiem zaobserwowano, że w ptasich wędrówkach punkty orientacyjne nie mają większego znaczenia, liczy się percepcja horyzontu, omówione wcześniej wyczucie magnetyzmu ziemskiego, postrzeganie słońca i gwiazd, ale także bardzo czuły węch…

Komunikacja i nawigowanie się zwierząt z jednej strony podobne są do naszych zachowań, z drugiej pozostają domeną niedostępną dla człowieka. Światy zwierząt i ludzi z trudnością tworzą wspólną płaszczyznę właśnie z powodu zmysłów. To, co percypuje lecący ptak, pędząca łania czy toczący kulę żuk, jest tak odmienne od tego, co widzi, słyszy i odczuwa człowiek, że trudno jest nam to sobie wyobrazić.

Rozważania takie wiodą do konkluzji o względności rzeczy. Na proste pytanie: „Jak naprawdę wygląda las?” należałoby odpowiedzieć, że różnie, w zależności od tego, kto go doświadcza, kto na niego patrzy, kto go wącha, kto nasłuchuje. Dla każdego organizmu jest on diametralnie różną rzeczywistością. Gdyby głucha, jak każdy wąż, żmija narysowała las, najprawdopodobniej nie domyślilibyśmy się, co rysunek przedstawia. Dla borsuka z kolei las to wyłącznie zapachy i dźwięki.

Po wyłączeniu zmysłu wzroku, wyostrzeniu zmysłów słuchu i węchu, zastosowaniu technik echolokacji i detekcji pola magnetycznego oraz spolaryzowanego światła las nie będzie grupą brązowych pni z zielonymi koronami, ale stanie się trudną do wyobrażenia dla człowieka przestrzenią zrozumiałą tylko dla zwierząt.