Rozcierki z ziemi - Charlotte van den Broeck - ebook

Rozcierki z ziemi ebook

Charlotte van den Broeck

3,7

Opis

Rozcierkach z ziemi krajobraz – kalifornijskiej pustynnej Doliny Śmierci, ale też morza, amazońskiego lasu deszczowego czy miejskiego parku – jest jednocześnie kobiecym ciałem. Charlotte van den Broeck przygląda się powiązaniom między zranieniami, jakich doznaje jedno i drugie. W tym tomiku, na prywatnej pustyni autorki, pojawiają się wężowe boginie, olbrzymka z piasku, Struś Pędziwiatr, a kolory, dźwięki i migawki składają się na wrażenia oraz wiersze. Jednocześnie to poezja bardzo precyzyjna i osadzona w konkrecie. Wiersze odnoszą się do doświadczenia cielesnego, dzięki czemu osobisty, wręcz intymny charakter zyskuje opis pary żółwi w sadzawce czy Afrodyty z Knidos. Rozcierki z ziemi to pierwsza tłumaczona na język polski książka belgijskiej pisarki i poetki, uznawanej za jeden z najoryginalniejszych głosów swojego pokolenia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 28

Rok wydania: 2023

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
1
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cały dzień budowałam

życie a słońce

teraz tonie

aby to zniweczyć

Anne Sexton,„Furia zachodów słońca”,tłum. J. Napiórkowski

Powracając do zjawisk, znajdujemy fundamentalną warstwę, która obejmuje już pewną całość obdarzoną nieredukowalnym sensem: nie wrażenia poprzecinane lukami, w które miałyby się wciskać wspomnienia, ale fizjonomię, strukturę krajobrazu lub słowa, które są spontanicznie zgodne zarówno z chwilowymi intencjami, jak z wcześniejszymi doświadczeniami.

Maurice Merleau-Ponty,Fenomenologia percepcji,tłum. M. Kowalska

immersja

czemu widzę biel jako rozbrojone światło

czemu nie wierzę w to co może wyrządzić pionowe słońce nadal jeszcze nie

czemu nie ma cienia pod powtórzonym niebem czerwień oranż czerwień

zapalenie dnia

czemu moment ciągnie wyczerpany ku jej ognisku czym jest odległość

jeśli nie masą nawarstwiającego się piasku – sięga już do brody

czemu nie dochodzi

do utonięcia nawet w całej jej rozległości

wędrówka ustaje

raz przez półksiężycowe zarośla potem przez wyśniony dźwięk

jakiejś autostrady w tle szelest

dokąd mknie jaszczurka czemu gorąc sepleni

zaklęcia czemu oczekuję

za skałami na ślady nocnych zwierząt na odbicie

dawnego ukochanego czemu mnie nie woła – czy on mnie nie zgubił

immersja

jak poruszałam się przez cały ten czas

nieruchoma gdy wiatr przesuwa piach

.

uszkodzenia

gdy przychodzi wieczór

mówią że skały wędrują

pustynia się wierci i wikła w kołdrę

budzi się

kobieta bez uszkodzeń szykuje się

na jednodniową wyprawę nie wlecze widziadeł

przez szmat mil

sama z migotaniem słońca i soli kamiennej

sama z rozległą siatkówką oka

ślepotą

bo kto patrzy w światło wie

były tam od zawsze

za zamkniętymi oczami cienie lakieru do metalu

.

migrena

wstąp w krwiobieg zastygające światło to światło

nurza się w bieli

kocioł błysków

punkt pulsuje plamą krajobraz

krzepnie mozaikowy zygzak

bólu głowy połowa czaszki

niech ktoś zakryje to słońce

niech ktoś zabierze te wirujące wonie

piłę tarczową

kiedy przychodzi

chwytaj się żeber

głosek z gardła strużyn drewna osadów

żółci

du-dum dum dum ten huk

rozdziera skórę nieba tryska z niej

kolor pochodny znieczulenie

i różowo pęka żelazista skała

i miedzią i purpurą śpiewa mi do snu

tykający kwarc

.

kondor

dal pewna forma

przedstawiania

do uchwycenia jako dźwięk

który uwalnia się od krajobrazu

który uwalnia się od prześnionego

krajobrazu od krzywizny

oka rozszczepienie na barwy

nielicznych upraw i roślin

białe plamy

na liściu palmy daktylowej

krążąc

nabierać wysokości uczyć się

że lis pustynny zawdzięcza swoją starość

strajkowi głodowemu kondora

.

wnętrze kamienia

w pułapce kotliny

tryskają wydmy wiry

w piasku słuchają

ukrytych części

widzisz skały to ostre materię

ale to co widzisz przez nie przechodzi

sączy się fiolet i błękit

krew

z wnętrzności kamienia

.

złodziej

jakiś czas zdawało się że mogę coś uratować

za pomocą odrobiny wysiłku

ciało trzymać prosto unosić się

jak pełna po brzeg szklanka do twoich ust twoich ust

składać się z wody i dać się wypić

być czyimś pragnieniem ty tak zrobiłeś

jak krzew chaparralu który nie ginie

bo korzeniami wdziera się

w zapasy innych korzeni jak inaczej

mogłaby pośród całego umierania

zachować zieleń

woskowatych liści

bez wątpienia za późno płynie sok

na ukąszenia żmii na kawałki

piasek cieknie w szkło

.

Wielka i Mała Wężowa Bogini

krnąbrne i kołyszące biodrami przez całą noc

Wielka i Mała Wężowa Bogini grabiły pustynię

i tak co noc od wieków

gdy śpimy wyczesują dla nas widma

z ziemi

wypłoszone ruchem grabi

zacienione zmarszczki przemykają po piaszczystym grzbiecie

jakby na dnie coś gotowe na siew

i jałowe

bezustannie goniło samo siebie ono drży

pod wysokim słońcem ono prosi o ochronę

amuletu przeciw złu

parę cywilizacji później

kiedy boginie pełne niewiary i przygięte pracą

staną w muzeum

ich piersi zostawi się odkryte