Rosyjska zagwozdka. Co zrobić z urojonym imperium? - Michaił Chodorkowski, Michael Sixmith - ebook

Rosyjska zagwozdka. Co zrobić z urojonym imperium? ebook

Michaił Chodorkowski, Michael Sixmith

4,0

Opis

Kanwą tej książki jest autobiografa Michaiła Chodorkowskiego,

co pozwala czytelnikowi przyjrzeć się czasom Gorbaczowa, Jelcyna i Putina.

A więc tych przywódców, którzy dali Rosji wolność, i przywódcy,

który im ją zabrał. […] Owa „rosyjska zagwozdka”, czyli rosyjski szkopuł

z wojną w tle, to dziś najpoważniejszy problem światowy.

Ze wstępu Krystyny Kurczab-Redlich

Wnikliwa i pełna zaskakujących spostrzeżeń historia putinowskiej Rosji oraz analiza mechanizmów nią rządzących. Michaił Chodorkowski, niegdyś bliski współpracownik Putina, a obecnie jego zagorzały przeciwnik, mierzy się z pytaniem „Co z tą Rosją?”

Życiorys Chodorkowskiego to seria wzlotów i upadków. Wychowany na prawowiernego komsomolca zyskał z czasem ogromne wpływy. Był potentatem naftowym i najbogatszym człowiekiem w Rosji, a także prominentnym członkiem kremlowskiej wierchuszki. Miał jednak odwagę wystąpić przeciwko korupcji reżimu Putina, za co został srogo ukarany. Skonfiskowano jego majątek i na ponad dziesięć lat uwięziono w łagrze. Po wyjściu na wolność wyjechał z mafijnego państwa, aby opowiedzieć Zachodowi prawdę o swoim kraju. Jako insider najwyższych kręgów władzy wie o współczesnej Rosji dużo więcej niż niejeden dziennikarz czy nawet ekspert.

Dzisiaj Chodorkowski jest działaczem prodemokratycznym walczącym o ocalenie duszy swojej ojczyzny. Ze współautorem książki Martinem Sixsmithem – korespondentem BBC w Moskwie za czasów Gorbaczowa i Jelcyna – tłumaczy czytelnikowi, jak Zachód powinien z Rosją rozmawiać, a także co należy zrobić, aby doszło do pojednania Wschodu z Zachodem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 378

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
1
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nałuThe Rus­sia Co­nun­drum: How the West Fell for Pu­tin’s Po­wer Gam­bit and How to Fix It
Pro­jekt okładki NA­TA­LIA TWARDY
Fo­to­gra­fie na okładce© Pi­xel­Squ­id360/Envato Ele­ments
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuPA­TRYK MŁY­NEK
Re­dak­cjaJA­CEK SKA­WIŃ­SKI
Ko­rektaBO­GU­SŁAWA OTFI­NOW­SKA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN
Co­py­ri­ght © Mi­khail Khor­do­ko­vsky, Mar­tin Si­xsmith, 2022 First pu­bli­shed as The Rus­sia Co­nun­drum in 2022 by WH Al­len, an im­print of Ebury Pu­bli­shing. Ebury Pu­bli­shing is part of the Pen­guin Ran­dom Ho­use group of com­pa­nies.
Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXIII (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved.
ISBN 978-83-271-6468-1
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

WSTĘP DO POL­SKIEGO WY­DA­NIA

Dwa­dzie­ścia dwa pię­tra. Szary wie­żo­wiec z se­le­dy­no­wym pa­sem wzdłuż bu­dynku. Przy wej­ściu wielki se­le­dy­nowy trój­kąt, pod nim na­pis JU­KOS. Mię­dzy se­le­dy­no­wymi ob­ra­mo­wa­niami z mar­muru ob­ro­towe drzwi. Tuż za drzwiami ON, we wła­snej oso­bie: Mi­chaił Bo­ri­so­wicz Cho­dor­kow­ski. Skó­rzana kurtka, dżinsy, adi­dasy. Uśmie­cha się – prze­lot­nie nie­stety – i nie do mnie, ale do kilku za­pro­szo­nych za­gra­nicz­nych dzien­ni­ka­rzy, któ­rzy nie­ba­wem wsiądą do sa­mo­lotu, by po pię­ciu go­dzi­nach do­le­cieć hen, do Sur­gutu we wschod­niej Sy­be­rii, skąd zo­staną za­wie­zieni na kraj świata, do ro­po­no­śnej perły Ju­kosu: Nie­ftie­ju­gań­ska. Jest 1 lipca 2002 roku.

Pa­trzę dziś na zdję­cia bez­kre­snych po­łaci z rów­nymi rzę­dami czy­stych nie­bie­skich urzą­dzeń w żółte pasy, z ko­łami jak małe czer­wone kie­row­nice, pa­trzę na strze­li­ste wieże wy­do­byw­cze. Nie­po­jęta po­tęga tych in­sta­la­cji zmu­szała mnie naj­wi­docz­niej do pstryk­nię­cia ko­lej­nego zdję­cia w na­dziei na tech­niczne olśnie­nie. Szkoda, że parę lat wcze­śniej, nie­zbyt da­leko od Mo­skwy, pod Tam­bo­wem, we wsi Tu­li­nowka nie mia­łam czym sfo­to­gra­fo­wać tego, co ro­zu­mia­łam, ale w co nie mo­głam uwie­rzyć. Była wio­sna 1999 roku.

Oto klasa, a przed każ­dym uczniem kom­pu­ter! Z in­ter­ne­tem! Jedno z sie­dem­dzie­się­ciu miejsc ob­ję­tych pro­gra­mem Ju­kosu Otwarta Ro­sja. Miejsc nie tylko w cen­tral­nej Ro­sji, ale i od­le­głych o dłu­gie go­dziny lotu na wschód, ta­kich jak Ir­kuck czy Ułan-Ude. Ro­sja tam­tych lat: od­ludne wsie w za­pa­dłych pro­win­cjach, gdzie drogi błot­ni­ste i dziu­rawe, do naj­bliż­szego szpi­tala dzie­siątki ki­lo­me­trów, w obo­rach krowy po ko­lana w gno­jówce, dwa te­le­fony na wieś w ja­kimś urzę­dzie, a na je­den za­ku­piony przez pań­stwo kom­pu­ter przy­pada 500 uczniów. Za­zwy­czaj stoi na nim pa­protka, bo nikt nie wie, jak się tym no­wo­cze­snym stwo­rem po­słu­gi­wać. I w ta­kich roz­sia­nych po ca­łym kraju miej­scach en­tu­zja­ści z Otwar­tej Ro­sji dają na­uczy­cie­lom, a po­tem ich uczniom, naj­now­sze in­stru­menty in­for­ma­tyki.

Po co to Ju­ko­sowi? W la­tach 90. wszy­scy „oli­gar­cho­wie” zle­wali mi się w jed­no­rodną masę. Z dzien­ni­kar­skiego obo­wiązku od­no­to­wy­wa­łam na­zwę ich ko­lej­nego su­per­jachtu czy na­stęp­nej re­zy­den­cji na La­zu­ro­wym Wy­brzeżu. I na­wet nie opo­no­wa­łam, gdy ro­ze­źlony tak­sów­karz po­sy­łał do dia­bła wszyst­kich tych Bie­rie­zow­skich i Cho­dor­kow­skich, co „roz­kra­dli całą Ro­sję i nic dla lu­dzi nie ma”. Aż tu tenże Cho­dor­kow­ski – mi­ga­jący w te­le­wi­zo­rze po­ważną bladą twa­rzą i nie­czę­stym uśmie­chem pod wą­sem – lek­ce­wa­żąc ma­gnac­kie za­bawki, in­we­stuje w Fe­de­ra­cję Edu­ka­cji In­ter­ne­to­wej. Twier­dzi, że chce mo­der­ni­zo­wać ro­syj­ską mło­dzież. Jaki ma w tym in­te­res?

„Je­śli obec­nie nie przy­uczymy do pracy z kom­pu­te­rem ro­syj­skich uczniów, to do 2010 roku Ro­sja może utra­cić nie­za­leż­ność. Bo za­cho­wać su­we­ren­ność można wtedy, gdy w sfe­rze wy­so­kich tech­no­lo­gii bę­dzie pra­co­wać od dwóch i pół do czte­rech mi­lio­nów lu­dzi, czyli trzy pro­cent spo­łe­czeń­stwa. Wtedy ro­syj­ski pro­dukt kra­jowy brutto zbliży się do war­to­ści PKB Chin czy na­wet Sta­nów Zjed­no­czo­nych” – czy­tam w pro­gra­mie Ju­kosu „Nowa Cy­wi­li­za­cja”. Wy­gląda na to, że naj­bo­gat­szemu z Ro­sjan, ina­czej, niż resz­cie tu­tej­szych ma­gna­tów, na­prawdę cho­dzi o kraj i jego przy­szłość. To chwyt re­kla­mowy czy prawda?

*

„Obrzy­dze­nie do ustroju so­wiec­kiego było u mnie wiel­kie... A pan po­myśl­nie wpa­so­wał się w ów­cze­sną ma­chinę. Znaj­do­wał się we­wnątrz sys­temu. Zna­lazł tam wła­sne miej­sce i stwo­rzył ekipę. Jak można było wy­ro­snąć na »pra­wo­wier­nego« kom­so­molca bez żad­nych wąt­pli­wo­ści?” – pi­sze w czerwcu 2009 roku do Mi­cha­iła Cho­dor­kow­skiego, więź­nia mę­skiej ko­lo­nii kar­nej nr 3 w mie­ście Czyta w Kraju Za­baj­kal­skim, naj­więk­sza współ­cze­sna pi­sarka ro­syj­ska Lud­miła Ulicka.

„Moi ro­dzice sta­rali się, że­bym nie był »bia­łym kru­kiem« w spo­łe­czeń­stwie. Te­raz to ro­zu­miem, wtedy nie ro­zu­mia­łem. Szkoła znaj­do­wała się na pro­le­ta­riac­kim przed­mie­ściu, uczel­nia też była wy­bit­nie »pro­le­ta­riacka«. Dy­sy­den­tów nie mie­li­śmy wcale. Zwłasz­cza na wy­dziale obron­nym (...). Jako se­kre­tarz wy­dzia­ło­wego ko­mi­tetu od­ma­wia­łem wy­klu­cze­nia z Kom­so­mołu kiep­skich stu­den­tów. Prze­cież w ra­zie ko­niecz­no­ści po­win­ni­śmy od­dać ży­cie za Oj­czy­znę (...), a jak można tego żą­dać od nie­kom­so­molca czy nie­ko­mu­ni­sty? Nie żar­tuję, tak wtedy my­śla­łem.

Pa­trio­tyzm – bę­dzie się Pani śmiała – po­zo­stał. Tkwi we­wnątrz (...). Uczy­nię wszystko, co w mo­jej mocy, aby w Ro­sji każde dziecko miało równe szanse. Ideał nie­osią­galny, jak we wszyst­kim. Ale nie żal mi po­świę­cić ży­cie, żeby się zbli­żyć do tego ide­ału. Nie po­dej­muję się bro­nie­nia ca­łego świata, ale chcę i po­tra­fię po­wal­czyć o na­stępne ro­syj­skie po­ko­le­nie. Je­stem pe­wien, że to nie tylko je­den z waż­nych ce­lów, ale i główny ka­pi­tał roz­woju spo­łecz­nego.

PS Pro­szę wy­ba­czyć nad­mierny pa­tos i nie­zdar­ność li­stu. Pi­szę pod­czas pro­cesu, wciąż mi prze­szka­dzają” – od­po­wiada pi­sarce za­mknięty w szkla­nej klatce na sali są­do­wej wię­zień kar­nej ko­lo­nii mę­skiej za krę­giem po­lar­nym[1].

*

Szklaną klatkę na­zwano „akwa­rium”. W klatce cztery szcze­liny. Dwie wą­skie z przodu, dwie szer­sze po bo­kach. Wą­skie do po­ro­zu­mie­wa­nia się więź­niów z są­dem, szer­sze do roz­mów z ad­wo­ka­tami. Szcze­liny znaj­dują się na wy­so­ko­ści pasa, praw­nicy mu­szą – za­leż­nie od wzro­stu – albo kuc­nąć przed szcze­liną, albo klęk­nąć, albo zgiąć się naj­ni­żej jak po­tra­fią. Po dru­giej stro­nie ta sama gim­na­styka, by przy­su­nąć ucho do szcze­liny. La­tem w „akwa­rium” za­duch, kli­ma­ty­za­cji nie ma.

Cóż, sami tego chcieli: po co, po pierw­szym pro­ce­sie, oskar­żony Cho­dor­kow­ski skła­dał do Eu­ro­pej­skiego Try­bu­nału Praw Czło­wieka skargę na wa­runki od­by­wa­nia kary i trak­to­wa­nie pod­czas roz­praw są­do­wych? Sie­dzie­liby so­bie, on i Pła­ton Le­bie­diew, jak wtedy, w klatce z że­la­znych prę­tów, mię­dzy któ­rymi swo­bod­niej hula po­wie­trze i płyną słowa. Try­bu­nał jed­nak uznał prze­trzy­my­wa­nie pod­sąd­nych w że­la­znej klatce za zła­ma­nie Eu­ro­pej­skiej Kon­wen­cji Praw Czło­wieka równe tor­tu­rom, przeto za­fun­do­wano im, teo­re­tycz­nie bar­dziej hu­ma­ni­tarne, „akwa­rium”.

Do miej­sco­wo­ści Kra­sno­ka­mieńsk pod ko­łem pod­bie­gu­no­wym, gdzie Cho­dor­kow­ski spę­dził wiele mie­sięcy (i gdzie pro­mie­nio­wa­nie uranu trzy­dzie­sto­krot­nie prze­kra­cza bez­pieczny po­ziom), leci się sie­dem go­dzin, po­tem czeka sie­dem go­dzin na po­ciąg, je­dzie go­dzin pięt­na­ście, a na­stęp­nie jesz­cze pół go­dziny sa­mo­cho­dem. Nie­raz się zda­rzało, że matka lub żona Mi­cha­iła, które prze­brnęły przez tę po­dróż­ni­czą ge­hennę, nie mo­gły się z więź­niem spo­tkać. Dla­czego? Bo nie! Zda­rzało się i jego praw­ni­kom, że – za­miast na kil­ka­na­ście – do­pusz­czano ich do klienta za­le­d­wie na parę go­dzin. Poza tym, ab­so­lut­nie wbrew prawu, re­wi­do­wano ich, od­bie­rano do­ku­menty, za­trzy­my­wano na lot­ni­skach. Cza­sem bito.

Drob­nej po­stury ad­wo­kat Ju­rij Szmidt, przed­sta­wia­jąc się, nie mó­wił jak daw­niej: „je­stem ad­wo­ka­tem”, lecz: „je­stem ad­wo­ka­tem Cho­dor­kow­skiego, a to spe­cjalna pro­fe­sja”. I opo­wia­dał mi na przy­kład o bru­tal­nej re­wi­zji w jego pe­ters­bur­skiej kan­ce­la­rii, o tym, jak z gniaz­dek wy­ry­wano kom­pu­tery i rzu­cano je do po­li­cyj­nych wo­zów. A także i o tym, jak wy­łą­czano świa­tło oraz wen­ty­la­cję w po­miesz­cze­niu, gdzie ad­wo­kat i jego klient w ciągu trzech go­dzin mieli się za­po­znać z set­kami stron akt sprawy. Znana też się stała sprawa ad­wo­katki sze­fów Ju­kosu Ka­riny Mo­ska­lenko, która ule­gła po­waż­nemu za­tru­ciu we wła­snym sa­mo­cho­dzie. Był pe­łen che­micz­nej sub­stan­cji przy­po­mi­na­ją­cej rtęć.

Sa­mego zaś Cho­dor­kow­skiego omo­tano sie­cią szy­kan, by udo­wod­nić, że jest nie­sub­or­dy­no­wany i na przed­ter­mi­nowe zwol­nie­nie nie za­słu­guje. I tak: od­szedł od ma­szyny, by zgło­sić, że urzą­dze­nie się ze­psuło – na­gana, choć po­stą­pił zgod­nie z in­struk­cją; po­sia­da­nie „nie­do­zwo­lo­nego ma­te­riału dru­ko­wa­nego” – pięć dni kar­ceru, choć tym „ma­te­ria­łem” był do­star­czony mu pocztą re­gu­la­min Mi­ni­ster­stwa Spra­wie­dli­wo­ści do­ty­czący praw ska­za­nych; „spo­ży­wa­nie po­karmu poza wy­zna­czo­nym miej­scem” – sie­dem dni kar­ceru, choć cho­dziło o her­batę wy­pitą po ośmiu go­dzi­nach pracy; „na­ru­sze­nie re­gu­la­minu wię­zien­nego” – dzie­sięć dni kar­ceru, tym ra­zem nie­re­gu­la­mi­nowe oka­zały się dwie cy­tryny; „nie­re­gu­la­mi­nowe od­no­sze­nie się do prze­ło­żo­nych” – dzie­sięć dni kar­ceru, bo cho­ciaż na ko­ry­ta­rzu Cho­dor­kow­ski za­mel­do­wał się na­czel­ni­kowi jak na­leży, nie po­wtó­rzył tego, gdy ten wszedł do celi.

„Za­mknię­cie ko­goś w osob­nym po­miesz­cze­niu, o chle­bie i wo­dzie, nie­mal za­wsze od­no­siło suk­ces w po­skra­mia­niu naj­dzik­szego i naj­bar­dziej za­cię­tego prze­stępcy. W tych od­osob­nio­nych ce­lach urzą­dze­nie ma być ta­kie, żeby z ni­kim nie można się było wi­dzieć i roz­ma­wiać. Wię­zień jest pod­dany naj­cięż­szej ka­rze, swoim roz­my­śla­niom. Po kilku dniach lub ty­go­dniach na­tura ta­kiego czło­wieka się zmie­nia” – twier­dził Mo­dest Mu­drow, dy­rek­tor Ko­mi­tetu Wię­zien­nego Gu­berni Miń­skiej w 1886 roku.

Cho­ciaż współ­cze­sność do­rzu­ciła do „osob­nej celi”, czyli kar­ceru, do­dat­kowe „atrak­cje”: lo­kal w pod­zie­miach; dwa, może trzy me­try kwa­dra­towe prze­strzeni; kle­jąca się od brudu pod­łoga; pry­cza roz­kła­dana tylko na noc; cza­sem wia­dro w ką­cie za­miast to­a­lety; brak ga­zet, ksią­żek i li­stów; brak do­dat­ko­wych pro­duk­tów żyw­no­ścio­wych oraz za­kaz wi­dzeń – „naj­dzik­szy” i „naj­bar­dziej za­cięty” prze­stępca Cho­dor­kow­ski, je­śli zmie­nił swą na­turę, to na jesz­cze bar­dziej hardą. Naj­wię­cej kar­ce­rów spa­dało na niego w Czy­cie – za ko­re­spon­den­cję z pi­sa­rzami i udzie­la­nie wy­wia­dów ga­ze­tom (nie bez­po­śred­nio, oczy­wi­ście, lecz naj­czę­ściej po­przez praw­ni­ków).

Jak się z tym oswoić, jak upo­rać przez dzie­sięć lat i dwa mie­siące? Jak w tym kosz­ma­rze za­sy­piać i bu­dzić się przez 3712 dni i nocy? W roz­dziale „Gu­łag” książki, którą Pań­stwo trzy­ma­cie w ręku, Mi­chaił Cho­dor­kow­ski dzieli się swym szcze­gól­nym do­świad­cze­niem. Naj­waż­niej­sze jest jed­nak prze­sła­nie tego roz­działu, które oka­zało się de­wizą jego ży­cia: „Nie wolno po­zwo­lić so­bie na strach”. Jakże to mu­siało zło­ścić tchórz­li­wego go­spo­da­rza Kremla gę­sto oto­czo­nego strażą na­wet we wła­snym domu! I jakże się on boi swych ofiar, które nie chcą przy­jąć wy­zna­czo­nej im roli! Ot, nie­miecki re­ży­ser Cy­ryl Tu­schi za­czyna w 2006 roku pracę nad fil­mem o Cho­dor­kow­skim. Dwu­krot­nie kradną re­ży­se­rowi ma­te­riały do tego filmu i kom­pu­tery. A w 2011 roku, tuż przed po­ka­zem na fe­sti­walu w Ber­li­nie, znika z jego biura ko­pia przy­go­to­wana do pro­jek­cji – na szczę­ście tuż przed fe­sti­wa­lem Tu­schi wy­słał do or­ga­ni­za­to­rów nie­mal go­tową wer­sję. Sam zaś pod­czas pracy nad fil­mem le­d­wie uszedł z ży­ciem pod­czas dwóch na­pa­dów.

Dwu­dzie­stego grud­nia 2013 roku wy­pro­wa­dzano więź­nia Cho­dor­kow­skiego z ko­lo­nii kar­nej nr 7e w miej­sco­wo­ści Sie­gieża w ta­kim tem­pie, że nie po­zwo­lono mu się prze­brać. Tak jak stał, zo­stał do­star­czony pod kon­wo­jem do Pe­ters­burga, wsa­dzony w sa­mo­lot pod­sta­wiony przez by­łego mi­ni­stra spraw za­gra­nicz­nych Nie­miec Hansa-Die­tri­cha Gen­schera i wy­wie­ziony za gra­nicę. Kiedy dwa dni póź­niej po­ja­wił się w Ber­li­nie na kon­fe­ren­cji pra­so­wej, odziany w na­prędce ku­pioną odzież (na bu­tach jesz­cze wi­dać było cenę: 40 euro), nie mógł się prze­ci­snąć do mi­kro­fonu, bo salę wy­peł­niał taki tłum dzien­ni­ka­rzy. – Co bę­dzie pan ro­bił? – py­tali. – Jesz­cze nie wiem, ale na pewno będę wal­czył o wy­pusz­cze­nie na wol­ność więź­niów po­li­tycz­nych. Nie tylko tych z Ju­kosu, mo­ich przy­ja­ciół, cią­gle za dru­tami kol­cza­stymi: Le­bie­diewa i Pi­czu­gina. Także i in­nych, nie tylko w Ro­sji. Po­li­tyka jako droga do wła­dzy mnie nie in­te­re­suje, ale dzia­łal­ność spo­łeczna – jak naj­bar­dziej.

I Otwarta Ro­sja znowu zaj­mo­wała się edu­ka­cją ro­syj­skiej mło­dzieży po­przez sieć swo­ich fi­lii, także poza gra­ni­cami kraju. Znowu stała się „roz­sad­ni­kiem li­be­ral­nej idei”, za­gra­żała więc „praw­dzi­wym ro­syj­skim pa­trio­tom”. Usi­ło­wano ich znie­chę­cić w taki m.in. spo­sób: „Cho­dor­kow­ski ma cho­robę Al­zhe­imera: czy można wie­rzyć w to, co mówi?”. Nie można, bo „już w 2014 roku pod­czas wy­wiadu w Lon­dy­nie u tego ru­so­foba wi­doczne było drże­nie, a pod­czas kon­fe­ren­cji on­line prze­żył atak pa­niki. Cho­dor­kow­ski sam po­twier­dza tę straszną dia­gnozę. Czy można ule­gać temu, co prze­ka­zuje lu­dziom i do czego ich na­kła­nia? Prze­cież to są tylko bred­nie wa­riata”, twier­dzi au­tor por­talu krem­lin.rus w roku 2015. Wresz­cie w roku 2021 Ge­ne­ralna Pro­ku­ra­tura Ro­sji stwier­dza, że Cho­dor­kow­scy (oj­ciec i syn) zaj­mują się „de­sta­bi­li­za­cją we­wnątrz­po­li­tycz­nej sy­tu­acji, co sta­nowi groźbę dla pod­staw ustroju kon­sty­tu­cyj­nego Ro­syj­skiej Fe­de­ra­cji i za współ­pracę z nimi grozi te­raz kara po­zba­wie­nia wol­no­ści”. No i cóż z tego? Co­dzienny prze­kaz na por­talu „Cho­dor­kow­ski live” ma co naj­mniej pół­tora mi­liona wi­dzów.

– Czy ża­łuje pan tych lat w wię­zie­niu? – py­tają czę­sto Mi­cha­iła Bo­ri­so­wi­cza. – Ani tro­chę – od­po­wiada. A w książce czy­tamy: „Wię­zie­nie mnie zmie­niło. Zre­wi­do­wa­łem swoje ro­zu­mie­nie re­la­cji z ro­dziną i bli­skimi. Moje ro­zu­mie­nie świata rów­nież ewo­lu­owało. To miej­sce po­tę­guje emo­cje, w tym wy­bu­chy gniewu i roz­pa­czy, które się cza­sem zda­rzają. Po­ja­wia się wtedy py­ta­nie – czy po­tra­fię nad sobą za­pa­no­wać. Dla mnie na szczę­ście od­po­wiedź była twier­dząca. Czu­łem roz­pacz i gniew, ale trzy­ma­łem to w ry­zach. Zo­sta­łem wy­cho­wany w prze­ko­na­niu, że męż­czyź­nie nie wy­pada być emo­cjo­nal­nym, nie wy­pada oka­zy­wać praw­dzi­wych, szcze­rych emo­cji...”.

A jed­nak... Gdy Pu­tin na­padł na Ukra­inę w 2014 roku, Cho­dor­kow­ski, sto­jąc przed tłu­mem na ki­jow­skim Maj­da­nie, był wy­raź­nie po­ru­szony, a to, co po­bla­dły mó­wił wtedy Ukra­iń­com, po­ra­żało emo­cjami. Gdy Pu­tin wy­dał Ukra­inie śmier­telną wojnę w 2022 roku, Cho­dor­kow­ski w roz­mo­wie ze zna­nym ukra­iń­skim dzien­ni­ka­rzem, pro­wa­dzą­cym też por­tal in­ter­ne­towy, Dmi­tri­jem Gor­do­nem, po pro­stu się roz­pła­kał. I ze łzami zwró­cił się do Ukra­iń­ców: – Prze­pra­szam. Prze­pra­szał jako Ro­sja­nin, uprzy­tam­nia­jąc tym sa­mym, jak strasz­nie bo­le­sna dla mi­lio­nów Ro­sjan jest dziś przy­na­leż­ność do pań­stwa rzą­dzo­nego przez Wła­di­mira Pu­tina. Jak straszną płacą za to cenę ci, któ­rzy spo­ty­kają się z nie­chę­cią za gra­nicą, ci, któ­rych Pu­tin jak za­kład­ni­ków wy­syła na wo­jenną śmierć; i ci, któ­rych jako opo­nen­tów wtrąca na lata do wię­zień albo za­bija. Jesz­cze się trzyma, mimo prze­śla­do­wań w ko­lo­nii kar­nej, wię­zień Alek­siej Na­walny, jesz­cze wal­czy z ciężką cho­robą ska­zany na 25 lat wię­zie­nia i dwu­krot­nie ura­to­wany przed otru­ciem Wła­di­mir Kara-Mu­rza. Ilu po­dob­nych? Ty­siące.

Kanwą tej książki jest au­to­bio­gra­fia Mi­cha­iła Cho­dor­kow­skiego, co po­zwala czy­tel­ni­kowi przyj­rzeć się cza­som Gor­ba­czowa, Jel­cyna i Pu­tina. A więc tych przy­wód­ców, któ­rzy dali Ro­sji wol­ność, i przy­wódcy, który im ją za­brał. Mamy oka­zję po­znać bli­skie oto­cze­nie obec­nego go­spo­da­rza Kremla. Cie­kawe, że roz­dział „Ope­ra­cje mię­dzy­na­ro­dowe” za­czyna się od słów: „Wśród bandy prze­stęp­ców, któ­rzy kie­rują Krem­lem Wła­di­mira Pu­tina, nie­któ­rzy się wy­róż­niają. Jew­gie­nij Pri­go­żyn” – ten sam, o któ­rym świat usły­szał, gdy w czerwcu 2023 wsz­czął pucz woj­skowy. Jest to czło­wiek m.in. kie­ru­jący całą ak­cją za­bu­rza­jącą wy­bory pre­zy­denta USA w 2016 roku. Ra­port FBI w tej spra­wie za­wiera 448 stron szcze­gó­łów na te­mat tego, w co za­an­ga­żo­wany był Wła­di­mir Pu­tin i jego agenci. I cóż, trudno się nie zgo­dzić z za­wartą w książce tezą, że dziś Za­chód nie ma sil­nego li­dera. Bo jak to moż­liwe, żeby przez 23 lata rzą­dów Wła­di­mira Pu­tina, w cza­sie któ­rych do­pro­wa­dził on do lu­do­bój­czej wojny w Cze­cze­nii, na­padu na Gru­zję, agre­sji na Ukra­inę w 2014 roku, ban­dyc­kich walk w Sy­rii, a także gło­śnych mor­derstw wro­gów po­li­tycz­nych, Za­chód przej­rzał na oczy do­piero, gdy 24 lu­tego 2022 roku za­częła się znowu lać ukra­iń­ska krew?

Owa „ro­syj­ska za­gwozdka”, czyli ro­syj­ski szko­puł z wojną w tle, to dziś naj­po­waż­niej­szy pro­blem świa­towy. A czym tym­cza­sem zaj­muje się Kreml? Stra­szy. Za­chód bombą ato­mową, swój na­ród nie­skoń­czoną liczbą kar za każdy prze­jaw oporu. Kto zaś na­prawdę zaj­muje się lo­sem Ro­sjan? Otwarta Ro­sja – pi­sze Cho­dor­kow­ski – „zna­la­zła nowe spo­soby pracy. Re­dak­cje mają sie­dziby za gra­nicą, dzien­ni­ka­rze w Ro­sji pi­szą pod pseu­do­ni­mami, mło­dzi dzia­ła­cze po­li­tyczni uczą się za­wodu przez In­ter­net. Otrzy­mu­jemy wiele po­mocy i od tych, któ­rzy pra­cują w ad­mi­ni­stra­cji rzą­do­wej”. Jed­nym sło­wem, przy­szło­ścią Ro­sjan zaj­muje się emi­grant – kie­dyś zim­no­krwi­sty biz­nes­men, a w isto­cie ro­man­tyk i wielki pa­triota, Mi­chaił Cho­dor­kow­ski. On i jemu po­dobni. W na­grodę ich sta­ra­nia opa­trzone są ta­kim ostrze­że­niem od Pu­tina:

„Po­niż­szy ma­te­riał jest stwo­rzony i roz­prze­strze­niany przez za­gra­nicz­nego agenta po­przez środki ma­so­wej in­for­ma­cji wy­peł­nia­jące funk­cje agenta za­gra­nicz­nego”.

Czy do­cze­kamy się czasu, gdy Ro­sja z ma­rzeń „agen­tów za­gra­nicz­nych” wej­dzie na drogę de­mo­kra­cji i pra­wo­rząd­no­ści, a na ła­wie oskar­żo­nych przed Mię­dzy­na­ro­do­wym Try­bu­na­łem Kar­nym za­sią­dzie ten, który nisz­czył jed­nostki i na­rody, a swój kraj za­mie­nił w wiel­kie duszne „akwa­rium”?

Kry­styna Kur­czab-Re­dlich

PRZED­MOWA

W cza­sie gdy pi­sa­łem ni­niej­szą książkę, świat się zmie­nił. In­wa­zja Wła­di­mira Pu­tina na Ukra­inę, roz­po­częta 24 lu­tego 2022 roku, wy­wo­łała naj­bru­tal­niej­szy kon­flikt w Eu­ro­pie od cza­sów II wojny świa­to­wej. Sie­dem de­kad sta­rań o utrzy­ma­nie po­koju zo­stało zni­we­czo­nych przez po­wrót epoki mo­car­stwo­wego za­stra­sza­nia siłą. Pa­ra­no­iczny dyk­ta­tor roz­pę­tał ni­czym nie­spro­wo­ko­waną wojnę prze­ciwko swo­jemu ży­ją­cemu w po­koju są­sia­dowi, roz­ka­zu­jąc do­ko­nać ata­ków ra­kie­to­wych, w któ­rych giną ko­biety i dzieci, igra­jąc z nu­kle­ar­nym ar­ma­ge­do­nem po­przez ostrze­li­wa­nie elek­trowni ato­mo­wej, wy­sta­wia­jąc swo­ich wła­snych mło­dych po­bo­ro­wych na nie­wy­obra­żalne po­twor­no­ści i pa­trząc, jak ty­siące z nich wra­cają w wor­kach na zwłoki.

Pu­tin okła­mał na­ród ro­syj­ski. Twier­dził, że jego ce­lem jest de­na­zy­fi­ka­cja kraju, który w rze­czy­wi­sto­ści jest pra­wo­rządną de­mo­kra­cją, na czele któ­rej stoi ma­jący ży­dow­skie ko­rze­nie pre­zy­dent. Na­zwał to spe­cjalną ope­ra­cją woj­skową i prze­śla­do­wał tych, któ­rzy mó­wili prawdę o bez­sen­sow­nym ak­cie agre­sji. Za­ka­zał dzia­łal­no­ści nie­za­leż­nej pra­sie, te­le­wi­zji i roz­gło­śniom ra­dio­wym, oso­bi­ście dyk­tu­jąc wy­pa­czoną wer­sję wy­da­rzeń, którą pro­pa­gują ro­syj­skie me­dia pań­stwowe. Czy­tel­nicy i wi­dzo­wie byli kar­mieni kłam­stwami go­dzina po go­dzi­nie, dzień po dniu – i więk­szość z nich w nie uwie­rzyła. Ro­sja­nie nie wi­dzieli ob­ra­zów zruj­no­wa­nych miast, prze­ra­żo­nych ma­ło­let­nich uchodź­ców, spa­lo­nych ro­syj­skich czoł­gów i wa­lecz­nych Ukra­iń­ców bro­nią­cych swo­jej oj­czy­zny. Nie sły­szeli o wzię­tych do nie­woli ro­syj­skich żoł­nier­zach, o mię­dzy­na­ro­do­wym obu­rze­niu i spe­ku­la­cjach na te­mat stanu zdro­wia psy­chicz­nego Wła­di­mira Pu­tina. Sły­szeli je­dy­nie, że jego „ope­ra­cja spe­cjalna” prze­biega zgod­nie z pla­nem.

Kreml był tak prze­ra­żony mocą prawdy, że usta­no­wił prawo ka­rzące wy­ro­kami 15 lat wię­zie­nia każ­dego, kto zo­stał uznany za win­nego roz­po­wszech­nia­nia „fał­szy­wych in­for­ma­cji” (w rze­czy­wi­sto­ści praw­dzi­wych) na te­mat kam­pa­nii wo­jen­nej. Efek­tem tego była na­ra­sta­jąca la­wina ab­sur­dów, w ra­mach któ­rej Ukra­iń­ców ob­wi­niano o wszystko – łącz­nie z bom­bar­do­wa­niem wła­snych elek­trowni ato­mo­wych, ce­lo­wym roz­miesz­cza­niem cy­wi­lów na li­nii ro­syj­skiego ognia, uży­wa­niem stu­den­tów z Chin jako ży­wych tarcz (co miało być sy­gna­łem dla Pe­kinu, że po­wi­nien za­ofe­ro­wać więk­sze wspar­cie) i strze­la­niem do uchodź­ców, by ich po­wstrzy­mać przed ucieczką. Je­dy­nym, czego ro­syj­skie me­dia nie zdo­łały do­star­czyć, były pod­no­szące na du­chu ob­razy ro­syj­skich żoł­nie­rzy wi­ta­nych jako wy­zwo­li­ciele przez wdzięczną lud­ność.

Na­wet w pu­ti­now­skim uro­jo­nym świe­cie re­al­po­li­tik ta in­wa­zja była po­zba­wiona lo­giki. Nie­za­leż­nie od wy­ni­ków po­cząt­ko­wej ofen­sywy ja­sne było, że przy­spo­rzy mu ona trud­nych do roz­wią­za­nia pro­ble­mów. Na­wet gdyby osta­tecz­nie ob­wie­ścił, że po­ko­nał Ukra­inę, nie zdo­łałby ujarz­mić roz­wście­czo­nej, wrogo na­sta­wio­nej lud­no­ści, wśród któ­rej dzie­siątki ty­sięcy osób wy­po­sa­żono w broń au­to­ma­tyczną. Na­wet ro­syj­sko­ję­zyczna mniej­szość na wscho­dzie kraju, w któ­rej obro­nie rze­komo roz­po­częto tę in­wa­zję, była prze­ra­żona skalą prze­mocy. Per­spek­tywa prze­wle­kłych zma­gań z ru­chem oporu i strat wśród wojsk oku­pa­cyj­nych od kul par­ty­zan­tów kon­tro­lu­ją­cych nie­zmie­rzone po­ła­cie kraju była mało atrak­cyjna.

Wbrew jego osten­ta­cyj­nie lek­ce­wa­żą­cej po­sta­wie wo­bec sank­cji Za­chodu Pu­tin ma świa­do­mość, że sta­no­wią one po­ważne za­gro­że­nie. Ro­syj­ska go­spo­darka od dawna suk­ce­syw­nie pod­upada i wy­klu­cze­nie jej z glo­bal­nego sys­temu ban­ko­wego może osta­tecz­nie ze­pchnąć ją na boczny tor. Ro­sja­nie bo­le­śnie od­czuli kon­trolę de­wi­zową, ga­lo­pu­jącą in­fla­cję i nie­do­bory go­tówki. Za­wie­sze­nie sys­temu płat­no­ści elek­tro­nicz­nej spo­wo­do­wało ko­lejki na­wet przed wej­ściem do me­tra. Młod­sze po­ko­le­nie źle przy­jęło ogra­ni­cze­nia w ko­mu­ni­ka­cji elek­tro­nicz­nej i do­stę­pie do gier kom­pu­te­ro­wych. Wszystko to pod­sy­cało spo­łeczne nie­za­do­wo­le­nie.

An­ty­wo­jenne de­mon­stra­cje w Mo­skwie i Pe­ters­burgu w pierw­szych ty­go­dniach po roz­po­czę­ciu in­wa­zji zo­stały szybko stłu­mione, ale na­wet Pu­tin nie może aresz­to­wać wszyst­kich. Per­spek­tywa zjed­no­cze­nia się kra­jo­wej opo­zy­cji wo­kół kwe­stii Ukra­iny mar­twi go, tym bar­dziej że w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych uka­zuje się co­raz wię­cej ob­ra­zów ro­syj­skich jeń­ców wo­jen­nych oraz za­bi­tych i ran­nych żoł­nie­rzy jego ar­mii.

Świat był zdu­miony i za­sko­czony lu­tową in­wa­zją. Pu­tin już wcze­śniej, wio­sną 2021 roku, skon­cen­tro­wał swoje siły zbrojne na gra­nicy z Ukra­iną, ale po tej eska­la­cji na­pię­cia wy­co­fał je. Kiedy więc w grud­niu 2021 roku wzno­wił prze­miesz­cza­nie wojsk, świa­towa spo­łecz­ność uznała, że także tym ra­zem ble­fuje. Spe­ku­lo­wano na te­mat jego za­mia­rów, oka­zy­wano pewne zro­zu­mie­nie dla jego pre­ten­sji wo­bec eks­pan­sji NATO w Eu­ro­pie Wschod­niej i dys­ku­to­wano nad ustęp­stwami, które mógłby po­czy­nić Za­chód. Cała ta sym­pa­tia – i wszyst­kie su­ge­stie za­chod­nich li­be­ra­łów, że Pu­ti­nowi na­leży się kre­dyt za­ufa­nia – wy­pa­ro­wała, kiedy ro­syj­skie czołgi wtar­gnęły na te­ry­to­rium Ukra­iny.

Ten „szok i nie­do­wie­rza­nie” cy­wi­li­zo­wa­nego świata wy­wo­łały u mnie pewne roz­ba­wie­nie. W prze­ci­wień­stwie do tych, któ­rzy upie­rali się przy ustęp­stwach wo­bec Pu­tina, przy­my­ka­jąc oko na jego pro­wo­ka­cje w na­dziei, że w za­mian „bę­dzie dla nas miły”, nie mam wo­bec niego ta­kich złu­dzeń, cho­ciaż przy­znaję, że me­tody i skala jego in­wa­zji zdu­miały na­wet mnie. Moje wie­lo­let­nie bo­le­sne do­świad­cze­nia z Wła­di­mi­rem Pu­ti­nem na­uczyły mnie, że nie można mu ufać, że jest on zdolny do naj­strasz­niej­szych zbrodni oraz że jego obiet­nice współ­pracy i wza­jem­nego zro­zu­mie­nia, de­kla­ro­wane z uśmie­chem na twa­rzy, za­wsze oka­zy­wały się nic nie­warte.

Dzi­siaj, bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej, je­stem prze­ko­nany, że to dyk­ta­tor, któ­rego trzeba po­wstrzy­mać, nie ba­cząc na ry­zyko i koszty, ja­kie bę­dziemy mu­sieli przy tym po­nieść. Na­sze udręki bledną w po­rów­na­niu z bom­bar­do­wa­niem nie­win­nych cy­wi­lów. Je­śli bo­wiem nie po­wstrzy­mamy Pu­tina w Ukra­inie, nie­uchron­nie do­pro­wa­dzi nas do wojny świa­to­wej. Po­rów­na­nia z Hi­tle­rem mogą wy­da­wać się prze­sa­dzone, ale po­win­ni­śmy być bar­dzo ostrożni, pró­bu­jąc ob­ła­ska­wiać Pu­tina w ten sam spo­sób, w jaki da­li­śmy Hi­tle­rowi swo­bodę dzia­ła­nia w la­tach trzy­dzie­stych ubie­głego wieku. Nie wolno nam po­wtó­rzyć tego błędu. Bę­dzie zbyt kosz­towny dla nas wszyst­kich. Ce­lem, jaki mi przy­świe­cał przy pi­sa­niu ni­niej­szej książki, było po­ka­za­nie i ob­ja­śnie­nie szkód, ja­kie dwie de­kady wła­dzy Pu­tina wy­rzą­dziły Ro­sji i re­la­cjom Wschód–Za­chód, a także za­su­ge­ro­wa­nie kon­struk­tyw­nej drogi wyj­ścia te­raz, gdy mię­dzy­na­ro­dowa spo­łecz­ność jest już świa­doma prawdy.

21 marca 2022 roku

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

ŹRÓ­DŁA ZDJĘĆ

s. 2 © TA­TY­ANA MA­KEY­EVA/AFP via Getty Ima­ges;

PRZY­PISY

[1] Z książki Mi­cha­iła Cho­dor­kow­skiego Będę wal­czył o wol­ność, tłum. Je­rzy Re­dlich, wyd. „Al­ba­tros”, War­szawa 2011.