Rosja carów - Richard Pipes - ebook + książka

Rosja carów ebook

Richard Pipes

4,3

Opis

To klasyczna praca prof. Richarda Pipesa (1923-2018), wybitnego amerykańskiego historyka i politologa pochodzenia żydowsko-polskiego (urodził się w Cieszynie), w latach 80. XX wieku doradcy prezydenta Ronalda Reagana. Pierwsza część monumentalnej trylogii poświęconej dziejom Rosji - w jej skład wchodzą także tomy „Rewolucja rosyjska” i „Rosja bolszewików”.

Pipes opisuje narodziny i rozwój Rusi, a potem Rosji od IX do końca XIX wieku. Nie jest to jednak proste wyliczenie faktów, dat i postaci, ale przede wszystkim analityczne studium relacji pomiędzy autorytarną, sprawowaną twardą ręką władzą wielkich książąt i carów a społeczeństwem ruskim/rosyjskim. Ta książka pozwala lepiej zrozumieć współczesną Rosję i mentalność Rosjan. Jej atutem jest też przejrzysty, bardzo przystępny dla czytelnika styl autora.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 554

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (7 ocen)
3
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AStrach

Dobrze spędzony czas

Wciagająca i na czasie.
10
mirwal

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo pouczajaca lektura duzo wyjasnia współczesnej historii
10
GwenBunny

Dobrze spędzony czas

Świetna
00

Popularność




Przedmowa do trzeciego wydania

Przed­mowa do trze­ciego wyda­nia

Pierw­sze wyda­nie Rosji carów uka­zało się dru­kiem w 1974 roku i zebrało pochlebne recen­zje. Choć książka nie była pomy­ślana jako pod­ręcz­nik, na wielu uczel­niach zaczęto uczyć z niej histo­rii Rosji. Jej zasad­ni­cza teza wzbu­dziła zara­zem gorące spory, i to co naj­mniej z dwóch powo­dów.

Histo­rio­gra­fia rosyj­ska, zarówno przed rewo­lu­cją, jak po niej, zgod­nie z pozy­ty­wi­styczną tra­dy­cją sku­piała się na wąskich, ści­śle okre­ślo­nych zagad­nie­niach i opie­rała na mate­ria­łach źró­dło­wych. Szer­sze kwe­stie pozo­sta­wiano filo­zo­fom i publi­cy­stom. Spod pióra zawo­do­wych histo­ry­ków prak­tycz­nie nie wycho­dziły więc dzieła, w któ­rych pró­bo­wano by nie tylko opi­sać, ale i zin­ter­pre­to­wać dzieje Rosji. Toteż samo poja­wie­nie się takiego dzieła musiało wywo­łać dys­ku­sję.

Drugą przy­czyną kry­tyki była teza o cią­gło­ści mię­dzy ustro­jem poli­tycz­nym Rosji cza­sów pań­stwa moskiew­skiego i okresu schyłku caratu (1878–1905) z jed­nej strony, a ustro­jem Związku Sowiec­kiego. Teza ta nie podo­bała się ani histo­ry­kom komu­ni­stycz­nym, ani ich opo­nen­tom, antykomu­ni­stycz­nym nacjo­na­li­stom. Oba obozy, z odmien­nych powo­dów, twier­dziły, że paź­dzier­nik 1917 roku ozna­czał rady­kalne zerwa­nie z prze­szło­ścią.

W niniej­szej książce zale­d­wie napo­my­kam o związku mię­dzy cara­tem a komu­ni­zmem. Nie­któ­rzy recen­zenci zarzu­cali mi, że nie poświę­ci­łem tej kwe­stii wię­cej uwagi i że kre­ślę linię cią­głą mię­dzy repre­syjną poli­tyką carów z końca XIX wieku a reżi­mem leni­now­sko-sta­li­now­skim, pomi­ja­jąc zupeł­nie okres rzą­dów kon­sty­tu­cyj­nych, który je dzie­lił. Na swoją obronę mogę powie­dzieć, że w jed­nym tomie nie spo­sób omó­wić szcze­gó­łowo podo­bieństw mię­dzy moskiew­skim patry­mo­nia­li­zmem, insty­tu­cjami poli­cyj­nymi schyłku caratu i prak­ty­kami komu­ni­stycz­nymi. Zagad­nie­nie to wyma­gało osob­nego potrak­to­wa­nia, toteż zają­łem się nim w następ­nych książ­kach: Rewo­lu­cji rosyj­skiej i Rosji bol­sze­wi­ków, które razem z niniej­szym tomem two­rzą spójną całość.

Brak miej­sca nie pozwala mi odnieść się do kon­kret­nych zarzu­tów pod adre­sem Rosji carów. Naj­po­waż­niej­sze z nich doty­czyły tezy, że abso­lu­tyzm moskiew­ski róż­nił się zasad­ni­czo od abso­lu­tyzmu euro­pej­skiego początku cza­sów nowo­żyt­nych. Moim zda­niem histo­rycy, któ­rzy prze­pro­wa­dzają ana­lo­gie mię­dzy tymi dwoma rodza­jami wła­dzy monar­chicz­nej, inter­pre­tują doku­menty zbyt for­ma­li­stycz­nie, pomi­ja­jąc wła­ści­wie codzienną rze­czy­wi­stość Rosji – która robiła tak wstrzą­sa­jące wra­że­nie na zachod­nich podróż­ni­kach. Gdyby jakiś przy­szły histo­ryk zasto­so­wał podobną metodę do ana­lizy reżimu sta­li­now­skiego, doszedłby zapewne do wnio­sku, że nie róż­nił się on istot­nie od ustroju zachod­niego, bo też ist­niała tam kon­sty­tu­cja, par­la­ment i for­malne gwa­ran­cje praw czło­wieka.

Richard PipesKwie­cień 2006 roku

Przedmowa

Przed­mowa

Przed­mio­tem książki jest ustrój poli­tyczny Rosji. Oma­wiam w niej roz­wój pań­stwa rosyj­skiego od jego począt­ków w IX wieku do końca wieku XIX oraz rów­no­le­gły pro­ces kształ­to­wa­nia się naj­waż­niej­szych warstw spo­łecz­nych: chłop­stwa, szlachty, klasy śred­niej i ducho­wień­stwa. Zasta­na­wiam się, dla­czego w Rosji – w prze­ci­wień­stwie do reszty Europy, do któ­rej Rosja należy za sprawą poło­że­nia geo­gra­ficz­nego, rasy i reli­gii – spo­łe­czeń­stwo nie potra­fiło sku­tecz­nie ogra­ni­czyć wła­dzy poli­tycz­nej. Po udzie­le­niu wstęp­nej odpo­wie­dzi na to pyta­nie prze­cho­dzę do przed­sta­wie­nia tezy, że opo­zy­cja prze­ciwko abso­lu­ty­zmowi przy­bie­rała w Rosji postać walki o idee, a nie o inte­resy kla­sowe, i że rząd car­ski zwal­czał tę opo­zy­cję środ­kami admi­ni­stra­cyj­nymi, które zapo­wia­dały już współ­cze­sne pań­stwo poli­cyjne. W prze­ci­wień­stwie do więk­szo­ści histo­ry­ków, któ­rzy korzeni dwu­dzie­sto­wiecz­nego tota­li­ta­ry­zmu szu­kają w myśli zachod­niej, ja tro­pię je w insty­tu­cjach rosyj­skich. Choć nawią­zuję od czasu do czasu do póź­niej­szych wyda­rzeń, koń­czę swój wykład na latach 80. XIX wieku, ponie­waż, o czym mowa w ostat­nim roz­dziale, tra­dy­cyjny rosyj­ski ancien régime nie­po­strze­że­nie wyzio­nął wów­czas ducha, ustę­pu­jąc miej­sca ustro­jowi biu­ro­kra­tyczno-poli­cyj­nemu.

W swo­ich roz­wa­ża­niach duży nacisk kładę na zwią­zek mię­dzy wła­sno­ścią a wła­dzą poli­tyczną. Może się to wydać dziwne zachod­niemu czy­tel­ni­kowi, który przy­wykł do wyraź­nego roz­dzie­la­nia tych dwóch pojęć. (Oczy­wi­ście oprócz eko­no­micz­nych deter­mi­ni­stów, któ­rzy jed­nak uwa­żają, że związ­kiem tym rzą­dzą wszę­dzie sztywne i z góry okre­ślone prawa). Każdy badacz sys­te­mów poli­tycz­nych w kra­jach nie­za­chod­nich szybko stwier­dza, że gra­nica dzie­ląca wła­sność od wła­dzy albo w tych kra­jach nie ist­nieje, albo jest tak nie­wy­raźna, że pozba­wiona zna­cze­nia, i że brak tej gra­nicy zasad­ni­czo odróż­nia zachodni sys­tem poli­tyczny od nie­za­chod­niego. Można powie­dzieć, że cechą cha­rak­te­ry­styczną zachod­niej tra­dy­cji poli­tycz­nej, odróż­niającej ją od wszel­kiej innej, jest ist­nie­nie sfery wła­sno­ści pry­wat­nej, która nie pod­lega wła­dzy publicz­nej. W spo­łe­czeń­stwach pier­wot­nych wła­dza nad ludźmi łączyła się z wła­dzą nad rze­czami, a roz­dzie­le­nie tych dwóch typów wła­dzy wyma­gało zło­żo­nego pro­cesu ewo­lu­cji praw oraz insty­tu­cji, który roz­po­czął się w sta­ro­żyt­nym Rzy­mie. Moja główna teza brzmi, że w Rosji ten roz­dział władz doko­nał się bar­dzo późno i w postaci bar­dzo nie­do­sko­na­łej. Rosja należy par excel­lence do państw, które w socjo­lo­gii i poli­to­lo­gii okre­śla się zwy­kle mia­nem patry­mo­nial­nych. W pań­stwach tych wła­dzę poli­tyczną poj­muje się i spra­wuje jako prze­dłu­że­nie praw wła­sno­ści, a władca to zarówno suwe­ren swo­jej dzie­dziny wła­dzy, jak też jej wła­ści­ciel. Trud­no­ści zwią­zane z utrzy­ma­niem tego typu ustroju wobec coraz częst­szych kon­tak­tów i rywa­li­za­cji z Zacho­dem, rzą­dzo­nym w inny spo­sób, wywo­ły­wały w Rosji stan cią­głego napię­cia.

Roz­miary książki nie pozwa­lają na szcze­gó­łową infor­ma­cję źró­dłową. Na ogół podaję tylko źró­dła cyta­tów i danych sta­ty­stycz­nych, ale każdy znawca przed­miotu łatwo dostrzeże, ile zawdzię­czam innym, nie cyto­wa­nym histo­ry­kom.

Pra­gnę podzię­ko­wać pro­fe­so­rowi Leonar­dowi Scha­piro, który zechciał prze­czy­tać maszy­no­pis i podzie­lił się ze mną cen­nymi uwa­gami.

Richard PipesLon­dyn, 6 marca 1974 roku

1. Środowisko geograficzne i jego znaczenie

1 Śro­do­wi­sko geo­gra­ficzne i jego zna­cze­nie

Wbrew tezom patrio­tycz­nej histo­rio­gra­fii rosyj­skiej Bóg, two­rząc rodzaj ludzki, nie umie­ścił Rosjan tam, gdzie dziś miesz­kają. W naj­daw­niej­szych cza­sach, o któ­rych coś wiemy, cen­tralną Rosję – strefę leśną, w któ­rej środku leży dziś Moskwa – zamiesz­ki­wały ludy ugro­fiń­skie, a zie­mie na połu­dnie i wschód były sie­dzibą ple­mion turec­kich. Ple­miona ruskie przy­były na te tereny pod koniec pierw­szego tysiąc­le­cia ery chrze­ści­jań­skiej. Przed­tem, wraz z resztą ple­mion sło­wiań­skich, zamiesz­ki­wały obszar, któ­rego gra­nic nie spo­sób okre­ślić, choć uważa się, że leżał on na pół­noc od Kar­pat, mię­dzy Wisłą i Odrą na zacho­dzie, a dzi­siej­szą Bia­ło­ru­sią na wscho­dzie. O pre­hi­sto­rii Sło­wian wia­domo nie­wiele. Zna­le­zi­ska arche­olo­giczne, któ­rych nie da się przy­pi­sać żad­nej kon­kret­nej gru­pie etnicz­nej czy nawet raso­wej, zabytki języ­kowe i nazwy etniczne dawno wymar­łych ludów, zacho­wane w daw­nych kro­ni­kach i rela­cjach podróż­ni­ków, dały asumpt do wielu teo­rii, ale dokład­nych infor­ma­cji mamy wyjąt­kowo mało. Z pew­no­ścią można powie­dzieć tylko, że pierwsi Sło­wianie byli wędrow­nym ludem paster­skim zor­ga­ni­zo­wa­nym w rody i szczepy i że bra­ko­wało im poli­tycz­nej i woj­sko­wej orga­ni­za­cji. Od zachodu i połu­dnia sąsia­do­wali z Gotami, na pół­nocy zaś sty­kali się z ple­mionami bał­tyc­kimi. Wene­do­wie albo Wene­to­wie, o któ­rych wspo­mi­nają Pli­niusz Star­szy i Tacyt, byli zapewne Sło­wianami. Ta stara nazwa zacho­wała się w nie­miec­kim sło­wie Wen­den, ozna­cza­ją­cym wymarły dziś lud zachod­nio­sło­wiań­ski, oraz we współ­cze­snym fiń­skim okre­śle­niu Rosjan – Venäjä. Obcy pisa­rze nazy­wali ich też Antami i Skla­we­nami. Rodzima nazwa Sło­wian pocho­dzi zapewne od wyrazu „słowo” i ozna­cza ludzi, któ­rzy uży­wają wspól­nego języka, w prze­ci­wień­stwie do „nie­mych” Niem­ców – jak Sło­wianie nazy­wali innych Euro­pej­czy­ków, a zwłasz­cza ger­mań­skich sąsia­dów.

W cza­sach rzym­skich Sło­wia­nie two­rzyli w Euro­pie Środ­ko­wej jed­no­rodne, etnicz­nie nie­zróż­ni­co­wane zbio­ro­wi­sko ludz­kie. Zaczęło się ono róż­ni­co­wać po upadku impe­rium rzym­skiego w wyniku napływu dzi­kich ple­mion azja­tyc­kich. Migra­cja Sło­wian roz­po­częła się praw­do­po­dob­nie pod koniec IV wieku po najeź­dzie Hunów na Europę, który spo­wo­do­wał roz­pad sąsia­du­ją­cego ze Sło­wianami kró­le­stwa Gotów; dopiero jed­nak w VI wieku przy­brała wiel­kie roz­miary z powodu nowej fali azja­tyc­kich najeźdź­ców, Awa­rów. Część Sło­wian wywę­dro­wała wów­czas na połu­dnie, na Pół­wy­sep Bał­kań­ski, zatrzy­mu­jąc się dopiero u gra­nic Bizan­cjum. Inna grupa ruszyła na wschód. Nie było tu żad­nego ośrodka poli­tycz­nego czy woj­sko­wego, który mógłby ich powstrzy­mać, toteż zasie­dlili w roz­pro­szo­nych sku­pi­skach cały obszar mię­dzy Bał­ty­kiem a Morzem Czar­nym, pod­po­rząd­ko­wu­jąc sobie pry­mi­tywne ludy ugro­fiń­skie. To wła­śnie w cza­sie wędrówki ludów, mię­dzy VI a X wie­kiem, roz­padła się wspól­nota pra­sło­wiań­ska. Sło­wia­nie podzie­lili się począt­kowo na trzy zasad­ni­cze grupy tery­to­rialne (zachod­nią, połu­dniową i wschod­nią); w dru­gim tysiąc­le­ciu naszej ery zaczęły powsta­wać odrębne narody sło­wiań­skie, a pro­ces ten w nie­któ­rych zakąt­kach świata sło­wiań­skiego trwa do dziś.

Zanim zaj­miemy się dzie­jami wschod­nich Sło­wian, z któ­rych wywo­dzą się Rosja­nie, wypada opi­sać śro­do­wi­sko geo­gra­ficzne, jakie zastali u kresu swych wędró­wek. Dzi­siej­szy czy­tel­nik nie ma cier­pli­wo­ści do geo­gra­fii fizycz­nej, bo dzięki nauce i tech­nice w ogrom­nym stop­niu unie­za­leż­nił się od natury. Ale nawet ta względna nie­za­leż­ność, którą cie­szą się dzi­siejsi ludzie Zachodu, jest bar­dzo świe­żej daty i ogra­ni­cza się do małego skrawka kuli ziem­skiej. Aby zro­zu­mieć, jak żyli ludzie przed rewo­lu­cją naukową i prze­my­słową oraz jak rela­tyw­nie nie­wielki obszar został przez nią objęty, trzeba uświa­do­mić sobie, że śro­do­wi­sko natu­ralne to coś znacz­nie wię­cej niż tylko malow­ni­cza sce­ne­ria. Ludzie żyjący w epoce przed­prze­my­sło­wej i przed­nau­ko­wej musieli i na­dal muszą przy­sto­so­wy­wać się do natury, która zapew­nia im wszystko, czego potrze­bują do życia. A ponie­waż przy­sto­so­wa­nie pociąga za sobą zależ­ność, jest jasne, że śro­do­wi­sko natu­ralne miało decy­du­jący wpływ na spo­sób myśle­nia i zwy­czaje czło­wieka tam­tej epoki, a także na jego spo­łeczne i poli­tyczne insty­tu­cje. Dopiero gdy wyzwo­lił się on spod wszech­wła­dzy przy­rody, mógł zama­rzyć o tym, by stać się panem swego losu.

W przy­padku Rosji czyn­nik geo­gra­ficzny ma szcze­gól­nie duże zna­cze­nie, ponie­waż kraj jest z natury tak biedny, że umoż­li­wia w naj­lep­szym razie nie­pewną egzy­sten­cję. To ubó­stwo spra­wia, że miesz­kańcy mają bar­dzo ogra­ni­czoną swo­bodę dzia­ła­nia.

Jeśli cho­dzi o roślin­ność, to Rosję można podzie­lić na trzy główne strefy, które roz­cią­gają się, w kształ­cie pasów, ze wschodu na zachódP1:

1. tun­dra: w tym regio­nie, leżą­cym poza kołem pod­bie­gu­no­wym, rosną tylko mchy i poro­sty i zor­ga­ni­zo­wane życie jest tu nie­moż­liwe;

2. na połu­dnie od tun­dry roz­ciąga się ogromny, naj­więk­szy na świe­cie las, który pora­sta więk­szość pół­noc­nej czę­ści Eura­zji od koła pod­bie­gu­no­wego do 45–50 stop­nia sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej pół­noc­nej. Las ten można podzie­lić na trzy czę­ści: A. igla­stą tajgę na pół­nocy, zło­żoną głów­nie ze świer­ków i sosen; B. las mie­szany, igla­sto-liścia­sty: pora­sta on środ­kowy obszar Rosji, gdzie leży Moskwa i gdzie miało począ­tek współ­cze­sne pań­stwo rosyj­skie; C. lesi­sty step, obszar przej­ściowy oddzie­la­jący las od tere­nów tra­wia­stych;

3. step, roz­le­gła rów­nina cią­gnąca się od Węgier po Mon­go­lię; nie ma tu drzew, chyba że zostały zasa­dzone i są pie­lę­gno­wane; sama natura rodzi tylko trawę i krzewy.

Jeśli cho­dzi o zie­mię uprawną, to Rosję można podzie­lić na dwie zasad­ni­cze strefy, a gra­nica mię­dzy nimi pokrywa się w przy­bli­że­niu z linią oddzie­la­jącą las od stepu.

W stre­fie leśnej prze­wa­ża­ją­cym typem gleby jest bie­lica, uboga w natu­ralne skład­niki odżyw­cze; te znaj­dują się w pod­gle­biu i dostęp do nich umoż­li­wia tylko głę­boka orka. W regio­nie tym leżą też liczne bagna i trzę­sa­wi­ska, a także roz­le­głe poła­cie pia­sku i gliny. W czę­ści lesi­stego stepu i na więk­szo­ści stepu wła­ści­wego domi­nuje żyzna gleba zwana czar­no­zie­mem, która swą barwę i uro­dzaj­ność zawdzię­cza próch­nicy, pro­duk­towi butwie­nia traw i krze­wów. Czar­no­ziem posiada od 2 do 16 pro­cent próch­nicy w war­stwie o gru­bo­ści od 0,5 metra do 2 metrów. Gleby czar­no­ziemne zaj­mują obszar około miliona kilo­me­trów kwa­dra­to­wych, sta­no­wiący cen­trum rosyj­skiego rol­nic­twa (mapa 1).

Kli­mat Rosji ma cha­rak­ter kon­ty­nen­talny i cha­rak­teryzuje się upal­nym latem i srogą zimą. Suro­wość zim rośnie w kie­runku wschod­nim. Naj­zim­niej­sze obszary Rosji znaj­dują się nie na pół­nocy, ale na wscho­dzie kraju: sybe­ryj­ski Wier­cho­jańsk, gdzie zano­to­wano naj­niż­szą tem­pe­ra­turę na pół­kuli pół­noc­nej, leży dalej na połu­dnie niż Narwik, nie zama­rza­jący port w Nor­we­gii. Ta oso­bli­wość rosyj­skiego kli­matu wynika stąd, że cie­płe powie­trze ogrzane przez Prąd Zato­kowy, omy­wa­jący wybrzeża Europy Zachod­niej, ochła­dza się w miarę posu­wa­nia się w głąb lądu. Dla­tego na prze­wa­ża­ją­cej czę­ści Sybe­rii, poten­cjal­nie nie­wy­czer­pa­nego rezer­wu­aru ziemi upraw­nej, gospo­darka rolna jest nie­moż­liwa. W Sybe­rii Wschod­niej tereny poło­żone na sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej Anglii nie nadają się w ogóle do uprawy.

Opady roz­kła­dają się ina­czej niż strefy roślin­no­ści i żyzne gleby. Naj­więk­sze wystę­pują na pół­noc­nym zacho­dzie, wzdłuż wybrzeża Bał­tyku, dokąd przy­no­szą je cie­płe wia­try zachod­nie, po czym maleją w kie­runku połu­dniowo-wschod­nim. Innymi słowy są naj­ob­fit­sze tam, gdzie gleba jest naj­gor­sza. Poza tym desz­cze padają zwy­kle w dru­giej poło­wie lata. W regio­nie moskiew­skim naj­więk­sze notuje się w lipcu i sierp­niu, na które przy­pada jedna czwarta rocz­nej sumy opa­dów. Nie­wielka zmiana w har­mo­no­gra­mie opa­dów może ozna­czać suszę wio­sną i wcze­snym latem, a potem kata­stro­falne ulewy w cza­sie żniw. W Euro­pie Zachod­niej opady wystę­pują znacz­nie rów­no­mier­niej w ciągu całego roku.

Wresz­cie sieć rzeczna. Rzeki rosyj­skie płyną z pół­nocy na połu­dnie; żadna więk­sza rzeka nie pły­nie ze wschodu na zachód, lecz taki wła­śnie kie­ru­nek obie­rają dopływy wiel­kich rzek. A ponie­waż Rosja jest kra­jem rów­nin­nym (naj­wyż­sze wznie­sie­nie w czę­ści euro­pej­skiej nie prze­kra­cza 400 metrów) i jej rzeki wypły­wają nie z gór, lecz z bagien i jezior, mają one łagodny spa­dek. Dzięki temu Rosja posiada gęstą sieć żeglow­nych dróg wod­nych, zło­żoną z wiel­kich rzek i ich licz­nych dopły­wów, a trans­port lądowy mię­dzy nimi nie napo­tyka na prze­szkody. Nawet bar­dzo pry­mi­tywną łodzią można prze­pły­nąć od Bał­tyku do Morza Kaspij­skiego i dotrzeć wodą do dużej czę­ści tere­nów leżą­cych mię­dzy nimi. Na Sybe­rii sieć rzeczna jest tak wspa­niale roz­ga­łę­ziona, że w XVII wieku rosyj­scy myśliwi bar­dzo szybko poko­ny­wali tysiące kilo­me­trów dzie­lą­cych ich od Pacy­fiku i za pomocą trans­portu rzecz­nego pro­wa­dzili regu­larną wymianę han­dlową mię­dzy Sybe­rią a Moskwą. Gdyby nie dogodne rzeki, życie w Rosji pozo­sta­łoby na pozio­mie wege­ta­cji aż do czasu zbu­do­wa­nia linii kole­jo­wych. Odle­gło­ści są tak wiel­kie, a koszty utrzy­ma­nia dróg wobec skraj­nych tem­pe­ra­tur tak wyso­kie, że trans­port lądowy prak­tycz­nie mógł odby­wać się tylko w zimie, kiedy śnieg i mróz zapew­niały gładką nawierzch­nię dla sań. Dla­tego wła­śnie trans­port wodny odgry­wał w Rosji tak wielką rolę. Aż do połowy XIX wieku więk­szość towa­rów prze­wo­żono łodziami i bar­kami.

Dawni Rosja­nie, podob­nie jak inni Sło­wia­nie, byli począt­kowo ludem paster­skim i tak jak oni po osie­dle­niu się na nowych tere­nach powoli prze­sta­wili się na rol­nic­two. Jed­nakże obszary, które zasie­dlili, zupeł­nie nie nada­wały się do uprawy. Dla rdzen­nych miesz­kań­ców tych ziem, Ugro­fi­nów i Tur­ków, rol­nic­two było zaję­ciem ubocz­nym; na obsza­rach leśnych trud­nili się oni przede wszyst­kim łowiec­twem i rybo­łów­stwem, a na ste­pie hodowlą bydła. Rosja­nie posta­wili na rol­nic­two. Jed­nakże bar­dzo trudne warunki natu­ralne przy­spa­rzały im cią­głych kło­po­tów. O nie­któ­rych przy­czy­nach tych kło­po­tów już napo­mknę­li­śmy: kiep­ska jakość gleby na pół­nocy, nie­re­gu­lar­ność opa­dów, które są naj­ob­fit­sze wtedy, kiedy aku­rat nie są potrzebne, i czę­sto opóź­niają się w okre­sie wzro­stu upraw. Nie­ko­rzystny roz­kład opa­dów był głów­nym powo­dem, że w dzie­jach Rosji na każde trzy lata przy­pa­dał śred­nio jeden rok nie­uro­dzaju.

Naj­więk­szy jed­nak i naj­trud­niej­szy do roz­wią­za­nia pro­blem to pół­nocne poło­że­nie kraju. Oprócz Kanady Rosja jest naj­da­lej na pół­noc wysu­nię­tym pań­stwem świata. Kolebka pań­stwa rosyj­skiego, to, czym dla Nie­miec jest Bran­den­bur­gia, a dla Fran­cji Ile-de-France, leży w stre­fie lasów mie­sza­nych. Aż do połowy XVI wieku Rosja­nie zamiesz­ki­wali prak­tycz­nie tylko ten obszar, ponie­waż step z cen­nym czar­no­zie­mem zaj­mo­wały wro­gie ple­miona turec­kie. Rosja­nie zaczęli zapusz­czać się nań w dru­giej poło­wie XVI wieku, ale pod­bili go dopiero pod koniec XVIII wieku, gdy w końcu udało im się zła­mać potęgę turecką. W okre­sie kształ­to­wa­nia się swo­jej pań­stwo­wo­ści musieli miesz­kać mię­dzy 50 a 60 stop­niem sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej pół­nocnej. Jest to w przy­bli­że­niu sze­ro­kość geo­gra­ficzna Kanady. Ale porów­nu­jąc ze sobą te dwa kraje, należy pamię­tać o kilku róż­ni­cach. Więk­szość lud­no­ści Kanady miesz­kała zawsze w połu­dnio­wej czę­ści kraju, nad wiel­kimi jezio­rami i Rzeką Świę­tego Waw­rzyńca, czyli w oko­licy 45 rów­no­leż­nika, co w Rosji odpo­wiada sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej Krymu i ste­pów Azji Środ­ko­wej. Dzie­więć dzie­sią­tych lud­no­ści Kanady mieszka nie dalej niż 300 kilo­me­trów od gra­nicy ame­ry­kań­skiej. Na pół­noc od 52 rów­no­leż­nika Kanada jest pra­wie bez­ludna i pozba­wiona tere­nów upraw­nych. Po dru­gie, w ciągu całej histo­rii Kanada utrzy­my­wała przy­ja­zne sto­sunki ze swym bogat­szym połu­dnio­wym sąsia­dem, z któ­rym łączą ją bli­skie więzi gospo­dar­cze. (Do dziś pozo­staje naj­więk­szym odbiorcą ame­ry­kań­skiego kapi­tału inwe­sty­cyj­nego). Wresz­cie, Kanada ni­gdy nie musiała wyży­wić dużej liczby lud­no­ści; ludzie, któ­rzy nie mogli zna­leźć zaję­cia w kraju, wyjeż­dżali, sezo­nowo lub na stałe, do Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Rosja nie miała tak sprzy­ja­ją­cych warun­ków: jej sąsie­dzi nie byli ani bogaci, ani przy­jaź­nie nasta­wieni, a kraj musiał o wła­snych siłach wykar­mić lud­ność, która już w poło­wie XVIII wieku była licz­niej­sza niż lud­ność dzi­siej­szej Kanady.

Naj­waż­niej­szym skut­kiem poło­że­nia geo­gra­ficz­nego Rosji jest nie­zwy­kle krótki okres wege­ta­cji. W taj­dze, wokół Nowo­grodu i Peters­burga, trwa on zale­d­wie cztery mie­siące w roku (od połowy maja do połowy wrze­śnia). W regio­nie cen­tral­nym, wokół Moskwy, wynosi pięć i pół mie­siąca (od połowy kwiet­nia do końca wrze­śnia). Na ste­pie trwa sześć mie­sięcy. Poza tym okre­sem nie spo­sób pro­wa­dzić prac rol­nych, ponie­waż zie­mia jest twarda jak kamień i pokryta gru­bym kożu­chem śniegu.

Tym­cza­sem w Euro­pie Zachod­niej okres wege­ta­cji trwa od ośmiu do dzie­wię­ciu mie­sięcy. Innymi słowy, zachodni rol­nik ma do dys­po­zy­cji od 50 do 100 pro­cent wię­cej czasu na prace polowe niż Rosja­nin. Ponadto tam, gdzie zimy są łagodne, mie­siące zimowe można wyko­rzy­stać na inne zaję­cia. Gospo­dar­cze i spo­łeczne skutki tego pro­stego faktu kli­ma­tycz­nego omó­wimy dalej.

Krótki okres wege­ta­cji oraz długa i surowa zima stwa­rza dodat­kowy kło­pot. Chłop rosyj­ski musi bowiem o dwa mie­siące dłu­żej niż rol­nik zachodni trzy­mać pod dachem żywy inwen­tarz. Jego bydło wycho­dzi więc na łąkę późną wio­sną bar­dzo zabie­dzone. Inwen­tarz rosyj­ski zawsze był lichego gatunku mimo sta­rań władz i świa­tłych zie­mian, aby popra­wić jego rasę; impor­to­wane rasy zachod­nie szybko mar­niały i prze­sta­wały się róż­nić od zwie­rząt rodzi­mych. Trud­no­ści hodow­lane ogra­ni­czyły pro­duk­cję mięsa i nabiału w stre­fie leśnej. Pogar­szały też rasę zwie­rząt pocią­go­wych i powo­do­wały chro­niczny nie­do­bór nawozu, zwłasz­cza na pół­nocy, gdzie jest on naj­bar­dziej potrzebny.

Liche gleby, kapry­śne opady i krótki okres wege­ta­cji powo­do­wały niskie plony.

Naj­bar­dziej wia­ry­god­nym mier­ni­kiem wydaj­no­ści gospo­darki rol­nej jest liczba zia­ren, które można uzy­skać z wysiewu jed­nego ziarna. Jeśli na przy­kład jedno zasiane ziarno pozwala zebrać pięć w cza­sie żniw, mówimy o wydaj­no­ści 1:5. Wydaj­ność rol­nic­twa w śre­dnio­wie­czu wyno­siła zwy­kle 1:3, w naj­lep­szym razie 1:4; jest to mini­mum, dzięki któ­remu rol­nic­two jest warte zachodu i może wykar­mić trud­nią­cych się nim ludzi. Należy zauwa­żyć, że sto­su­nek 1:3 ozna­cza coroczne podwo­je­nie, a nie potro­je­nie ilo­ści zasia­nego ziarna, ponie­waż co roku jedno z trzech zebra­nych zia­ren trzeba odło­żyć na przy­szło­roczny siew. Ozna­cza też, że trze­cią część ziemi upraw­nej należy prze­zna­czyć na pro­duk­cję ziarna siew­nego. W dru­giej poło­wie XIII wieku wydaj­ność gospo­darki rol­nej na zacho­dzie Europy zaczęła wyraź­nie rosnąć. Główną przy­czyną był roz­wój miast, któ­rych miesz­kańcy zajęli się han­dlem i wytwór­czo­ścią i porzu­cili pracę na roli, kupu­jąc żyw­ność od rol­ni­ków. Poja­wie­nie się boga­tego rynku zbytu zboża i innych pro­duk­tów rol­nych skło­niło zachod­nich wła­ści­cieli ziem­skich i chło­pów do pro­duk­cji nad­wy­żek przez zwięk­sze­nie nakładu pracy oraz inten­syw­niej­sze nawo­że­nie. U schyłku śre­dnio­wie­cza wydaj­ność pro­duk­cji rol­nej na Zacho­dzie wzro­sła do 1:5, a w ciągu XVI i XVII wieku do 1:6 i 1:7. W poło­wie XIX wieku w kra­jach o roz­wi­nię­tym rol­nic­twie, z Anglią na czele, wydaj­ność osią­gnęła poziom 1:10. Tak znaczny wzrost miał więk­sze zna­cze­nie gospo­dar­cze, niż może się to wyda­wać na pierw­szy rzut oka.

Tam, gdzie zie­mia regu­lar­nie rodzi 10 zia­ren z jed­nego zasia­nego, rol­nik musi prze­zna­czyć na pro­duk­cję ziarna siew­nego tylko jedną dzie­siątą ziemi i jedną dzie­siątą zbio­rów, a nie jedną trze­cią, jak to jest przy wydaj­no­ści 1:3. Pro­duk­cja netto przy wydaj­no­ści 1:10 jest 4,5 razy wyż­sza niż przy 1:3, teo­re­tycz­nie więc dany obszar uprawny może wykar­mić 4,5 razy wię­cej lud­no­ści. Efekt takich nad­wy­żek pro­duk­cyj­nych w ciągu wielu lat łatwo sobie wyobra­zić. Można powie­dzieć, że cywi­li­za­cja powstaje tylko tam, gdzie jedno wysiane ziarno rodzi pięć; jest to mini­malna nad­wyżka, przy któ­rej (zakła­da­jąc brak importu) znaczna część lud­no­ści może poświę­cić się innym zaję­ciom niż pro­duk­cja żyw­no­ści. „W kraju o niskich plo­nach nie może się roz­wi­nąć zaawan­so­wany prze­mysł, han­del i trans­port”P2. Można dodać, że to samo doty­czy życia poli­tycz­nego.

Wydaj­ność gospo­darki rol­nej na śre­dnio­wiecz­nej Rusi wyno­siła śred­nio, tak jak w pozo­sta­łej czę­ści Europy, 1:3, ale w prze­ci­wień­stwie do Zachodu nie doszło tam do zwięk­sze­nia wydaj­no­ści w następ­nych stu­le­ciach. W XIX wieku plony w Rosji pozo­stały prak­tycz­nie na pozio­mie XV wieku, spa­da­jąc w latach nie­uro­dzaju do 1:2 i rosnąc w latach uro­dzaj­nych do 1:4, a nawet 1:5, ale utrzy­mu­jąc wie­lo­wie­kową śred­nią 1:3 (nieco poni­żej tej wiel­ko­ści na pół­nocy i nieco powy­żej na połu­dniu). Takie plony na ogół wystar­czają, aby rol­nik się wyży­wił. Roz­po­wszech­niony pogląd, że rosyj­ski chłop zawsze jęczał pod jarz­mem uci­sku i przy­mie­rał gło­dem, jest nie­praw­dziwy. Nie­dawno zakwe­stio­no­wał go nawet jeden z histo­ry­ków rosyj­skich:

Mamy tu do czy­nie­nia z para­dok­sem. Uczony bada warunki życia chło­pów w epoce wcze­snego feu­da­li­zmu. Są one tak złe, że nie mogą się już pogor­szyć. Chłopi wręcz giną. Oka­zuje się jed­nak, że póź­niej wie­dzie im się gorzej; w XV wieku jesz­cze gorzej, w XVI, XVII, XVIII, XIX wieku cały czas coraz gorzej i gorzej. I tak to trwa aż do Wiel­kiej Socja­li­stycz­nej Rewo­lu­cji Paź­dzier­ni­ko­wej. Zauwa­żono już, bar­dzo traf­nie… że poziom życia chło­pów jest ela­styczny i może się obni­żać. Ale nie może się prze­cież obni­żać w nie­skoń­czo­ność. Jakim cudem chłopi w ogóle prze­żyli?P3

Odpo­wiedź brzmi, że tra­dy­cyjny pogląd na warunki życia i stopę życiową chło­pów rosyj­skich jest błędny. Nie­dawne obli­cze­nia docho­dów chło­pów nowo­grodz­kich w XV wieku i chło­pów bia­ło­ru­sko-litew­skich w wieku XVI (a więc miesz­ka­ją­cych na tere­nach, gdzie gleba jest gor­sza) wska­zują, że jadali oni cał­kiem nie­źleP4. Pro­ble­mem rosyj­skiego rol­nic­twa było nie to, że nie mogło ono wyży­wić chło­pów, ale że nie potra­fiło ni­gdy wytwo­rzyć znacz­niej­szej nad­wyżki. Z każ­dym stu­le­ciem wydaj­ność rosyj­skiego rol­nic­twa coraz bar­dziej odsta­wała od zachod­niego. Pod koniec XIX wieku, kiedy dobre gospo­dar­stwa nie­miec­kie regu­lar­nie pro­du­ko­wały nad­wyżkę w wyso­ko­ści 2,5 tony zbóż z hek­tara, w gospo­dar­stwach rosyj­skich nie się­gała ona 700 kilo­gra­mów. W tym okre­sie plony psze­nicy z hek­tara były w Rosji sie­dem razy niż­sze niż w Anglii i ponad połowę niż­sze niż we Fran­cji, Pru­sach i AustriiP5. Wydaj­ność rosyj­skiej gospo­darki rol­nej, pod wzglę­dem plo­nów z jed­nego ziarna i plo­nów z hek­tara, była wów­czas naj­niż­sza w Euro­pie.

Powo­dem niskich plo­nów były nie tylko warunki kli­ma­tyczne. Skan­dy­na­wia, mimo pół­noc­nego poło­że­nia, już w XVIII wieku osią­gnęła wydaj­ność 1:6, a pro­win­cje bał­tyc­kie Cesar­stwa Rosyj­skiego, gdzie zie­mia znaj­do­wała się w rękach nie­miec­kich baro­nów, w pierw­szej poło­wie XIX wieku noto­wały plony od 1:4,3 do 1:5,1, które pozwa­lają już na gro­ma­dze­nie nad­wy­żekP6.

Niski poziom rosyj­skiego rol­nic­twa wyni­kał też z braku ryn­ków zbytu. W tym wypadku, jak to bywa z więk­szo­ścią zja­wisk histo­rycz­nych, przy­czyna i sku­tek nakła­dają się na sie­bie: przy­czyna rodzi sku­tek, ale ten staje się nie­za­leż­nym czyn­ni­kiem, który warun­kuje i prze­kształca swoją pier­wotną przy­czynę. Nie­ko­rzystne warunki natu­ralne powo­do­wały niskie plony, niskie plony wywo­ły­wały biedę, z powodu biedy nie miał kto kupo­wać pro­duk­tów rol­nych, a brak kupu­ją­cych nie skła­niał do zwięk­sza­nia plo­nów. W tej sytu­acji bra­ko­wało bodź­ców do zwięk­sze­nia wydaj­no­ści. Takie błędne koło może zostać prze­rwane tylko przez jakiś zewnętrzny czyn­nik, któ­rym tu byłoby nawią­za­nie kon­tak­tów han­dlo­wych z innymi kra­jami lub jakieś istotne inno­wa­cje naukowe lub tech­niczne.

Odbior­cami nad­wyżki plo­nów nie mogą być oczy­wi­ście inni rol­nicy, lecz ludzie, któ­rzy sami nie pro­du­kują żyw­no­ści, czyli miesz­kańcy miast. Tam, gdzie nie ma rynku miej­skiego, nad­wyżka zboża może być prze­zna­czona chyba tylko na pro­duk­cję alko­holu. Jak już zauwa­ży­li­śmy wyżej, wzrost plo­nów w śre­dnio­wiecz­nej Euro­pie miał począt­kowo zwią­zek z roz­wo­jem miast. Poja­wie­nie się licz­niej­szych grup kup­ców i rze­mieśl­ni­ków skła­niało do pod­no­sze­nia wydaj­no­ści i zara­zem umoż­li­wiało je. Tym­cza­sem w Rosji mia­sta ni­gdy nie odgry­wały więk­szej roli w gospo­darce i w miarę upływu stu­leci rola ta malała, a nie rosła. Jesz­cze w XVIII wieku w mia­stach miesz­kało zale­d­wie 3 pro­cent Rosjan, ale nawet ta liczba jest zwod­ni­cza, bo więk­szość rosyj­skich miesz­kań­ców miast tra­dy­cyj­nie sta­no­wili wła­ści­ciele ziem­scy i chłopi, pro­du­kujący żyw­ność na wła­sne potrzeby. Rosja nie mogła też eks­por­to­wać zboża, bo aż do połowy XIX wieku nie było na nie popytu za gra­nicą. Dopiero wów­czas w kra­jach o nowo­cze­snym prze­my­śle uznano, że taniej jest impor­to­wać żyw­ność niż ją pro­du­ko­wać. Rosja leżała zbyt daleko od szla­ków han­dlo­wych, aby han­del zagra­niczny mógł tam przy­czy­nić się do powsta­nia licz­niej­szej lud­no­ści miej­skiej. Trzy­krot­nie w ciągu swo­ich dzie­jów Rosja zna­la­zła się w głów­nym nur­cie han­dlu mię­dzy­na­ro­do­wego; za każ­dym razem nastę­po­wał wów­czas szybki roz­wój miast, który jed­nak trwał bar­dzo krótko. Pierw­szy raz nastą­piło to mię­dzy IX a XI wie­kiem, kiedy wsku­tek eks­pan­sji arab­skiej i zamknię­cia wschod­nich wybrzeży Morza Śród­ziem­nego dla han­dlu chrze­ści­jań­skiego przez zie­mie ruskie wio­dła naj­krót­sza droga z Europy Pół­noc­nej na Bli­ski Wschód. W tym okre­sie powstało wiele dużych miast sta­rej Rusi.

Koniunk­tura skoń­czyła się około 1200 roku, kiedy turec­kie ple­miona koczow­ni­cze prze­cięły szlaki pro­wa­dzące do Bizan­cjum. Drugi raz Rosja wzięła udział w han­dlu mię­dzy­na­ro­do­wym w XIII–XV wieku, a Nowo­gród nale­żał do naj­waż­niej­szych miast nie­miec­kiej Hanzy. Pod koniec XV wieku Moskwa poło­żyła temu kres, a nie­całe sto lat póź­niej woj­ska moskiew­skie cał­ko­wi­cie znisz­czyły Nowo­gród. Trzeci okres roz­po­czął się w 1553 roku, kiedy kupcy angiel­scy odkryli drogę mor­ską do Rosji przez Morze Pół­nocne. Oży­wie­nie han­dlu mię­dzy­na­ro­do­wego ponow­nie spo­wo­do­wało szybki roz­wój miast, tym razem wzdłuż szla­ków i rzek łączą­cych Moskwę z Morzem Pół­noc­nym. Jed­nakże han­del ten ustał w dru­giej poło­wie XVII wieku, gdyż rząd rosyj­ski, pod naci­skiem rodzi­mego kupiec­twa, cof­nął przy­wi­leje przy­znane zagra­nicz­nym kup­com; zma­lał też popyt na towary rosyj­skie na Zacho­dzie. Mia­sta rosyj­skie, nie­liczne i z wyjąt­kiem Moskwy małe, słu­żyły odtąd przede wszyst­kim do celów woj­sko­wych i admi­ni­stra­cyj­nych, a jako takie nie sta­no­wiły więk­szego rynku zbytu dla arty­ku­łów żyw­no­ścio­wych.

Nie było więc takich bodź­ców eko­no­micz­nych, które mogłyby poko­nać nie­ko­rzystny wpływ warun­ków natu­ral­nych. Rosyj­scy zie­mia­nie i chłopi mogli utrzy­mać się z ziemi, ale wzbo­ga­cić dzięki niej – już nie. Nikt w Rosji nie doro­bił się wiel­kiej for­tuny na rol­nic­twie. W zie­mię inwe­sto­wano skąpo, ponie­waż plony były niskie, a rynek bar­dzo ogra­ni­czony. Jesz­cze w XIX wieku rosyj­ski chłop orał przede wszyst­kim sochą, która tylko żło­biła zie­mię, zamiast odwra­cać skibę (mak­sy­malna głę­bo­kość bruzdy wyno­siła 10 cen­ty­me­trów); z dru­giej jed­nak strony orka za pomocą sochy nie wyma­gała dużej siły pocią­go­wej i była dzie­się­cio­krot­nie szyb­sza niż za pomocą pługa. Pod­sta­wo­wym zbo­żem było żyto – dobrze zno­szące pół­nocny kli­mat i lichą glebę, choć dające naj­niż­sze plony. Od XVI do XIX wieku domi­no­wała trój­po­lówka, w któ­rej jedną trze­cią ziemi pozo­sta­wiano odło­giem, aby mogła odzy­skać żyzność. Sys­tem ten był tak nie­wy­dajny, że w kra­jach o zaawan­so­wa­nym rol­nic­twie zre­zy­gno­wano z niego już pod koniec śre­dnio­wie­cza. W Rosji sta­rano się przede wszyst­kim wyci­snąć z ziemi mak­si­mum przy mini­mal­nym nakła­dzie pracy i pie­nię­dzy. Wszy­scy marzyli, aby uwol­nić się od pracy na roli: chłop niczego bar­dziej nie pra­gnął niż rzu­cić zie­mię i zostać rze­mieśl­ni­kiem, domo­krążcą lub lichwia­rzem; kupiec wiej­ski chciał być szlach­ci­cem, a ten ostatni prze­nieść się do mia­sta albo przejść na służbę pań­stwową. Przy­sło­wiowy brak zako­rze­nie­nia Rosjan, ich „koczow­ni­cze” skłon­no­ści, na które zwra­cali uwagę zachodni podróż­nicy przy­zwy­cza­jeni do ludzi pra­gną­cych zako­rze­nie­nia, czy to w ziemi czy w pozy­cji spo­łecz­nej, miały swoje źró­dło w mar­nej kon­dy­cji rosyj­skiego rol­nic­twa, które potra­fiło zapew­nić tylko pod­sta­wowe poży­wie­nie.

O tym, jak niski był poziom rosyj­skiego rol­nic­twa, zwłasz­cza w stre­fie leśnej, świad­czą obli­cze­nia Augu­sta Haxthau­sena, pru­skiego agro­noma, który prze­by­wał w Rosji w latach 40. XIX wieku. Porów­nał on dochody dwóch hipo­te­tycz­nych gospo­darstw o wiel­ko­ści 1000 hek­ta­rów ziemi ornej i łąk; jedno znaj­do­wało się nad Renem pod Mogun­cją, a dru­gie nad górną Wołgą, w oko­licy Jaro­sła­wia. Według obli­czeń Haxthau­sena gospo­darstwo nie­miec­kie o takiej powierzchni wyma­gało sta­łego zatrud­nie­nia 8 chło­pów i 6 chło­pek, 1500 robo­czod­nió­wek pra­cow­ni­ków sezo­no­wych i 4 zaprzę­gów kon­nych. Cał­ko­wite nakłady wynio­słyby 3500 tala­rów. Wobec zysków rocz­nych sza­co­wa­nych na 8500 tala­rów gospo­darstwo przy­nio­słoby 5000 tala­rów rocz­nego dochodu. W Jaro­sła­wiu nato­miast, tylko dla­tego że krótki sezon prac polo­wych wyma­gał więk­szej kon­cen­tra­cji siły robo­czej, do wyko­na­nia tej samej pracy potrze­bo­wano by 14 chło­pów i 10 chło­pek, 2100 robo­czod­nió­wek pra­cow­ni­ków sezo­no­wych i 7 zaprzę­gów. Wzrost kosz­tów zmniej­szyłby dochód o pra­wie połowę, do 2600 tala­rów. Obli­cze­nia te opie­rają się na zało­że­niu, że zie­mia w obu gospo­darstwach ma taką samą żyzność, co oczy­wi­ście nie jest prawdą. Jeśli uwzględ­nić jesz­cze, że w Rosji wystę­pują sro­gie zimy, wsku­tek czego chłopi pra­co­wać mogą tylko przez sześć mie­sięcy w roku, że koszty trans­portu są wyso­kie z powodu znacz­nych odle­gło­ści, złych dróg i małej gęsto­ści zalud­nie­nia, że chłop rosyj­ski jest mniej wydajny niż nie­miecki i że pro­dukty żyw­no­ściowe mają w Rosji niską cenę – to sta­nie się jasne, że rol­nic­two w pół­noc­nej Rosji nie było opła­calne i miało sens tylko z powodu braku innych źró­deł docho­dów.

Haxthau­sen pisał w kon­klu­zji, że gdyby ktoś otrzy­mał w darze mają­tek ziem­ski w pół­noc­nej Rosji pod warun­kiem, że ma na nim gospo­da­ro­wać tak jak w Euro­pie Środ­ko­wej, powi­nien odmó­wić przy­ję­cia pre­zentu, bo będzie musiał rok w rok dokła­dać do inte­resu. Jego zda­niem gospo­darka rolna w Rosji mogła być opła­calna tylko pod dwoma warun­kami: przy uży­ciu pracy nie­wol­ni­czej (aby wyeli­mi­no­wać koszty utrzy­ma­nia chło­pów i zwie­rząt) albo w połą­cze­niu z wytwór­czo­ścią (aby dać zaję­cie pra­cow­ni­kom w cza­sie mie­sięcy zimo­wych)P7. W 1866 roku agro­nom rosyj­ski potwier­dził wnio­ski Haxthau­sena, zauwa­ża­jąc, że w Rosji kapi­tał zain­we­sto­wany w obli­ga­cje pań­stwowe przy­nosi więk­sze zyski niż inwe­sty­cja w rol­nic­two; rów­nież służba urzęd­ni­cza opła­cała się bar­dziej niż gospo­da­ro­wa­nie na roliP8. Dla­tego inny nie­miecki autor z początku XIX wieku pisał, że w Euro­pie nie ma dru­giego kraju, w któ­rym „rol­nic­two byłoby w sta­nie takiego zanie­dba­nia”P9. Dzieje rosyj­skiego rol­nic­twa to histo­ria ziemi eks­plo­ato­wa­nej bez­li­to­śnie i rabun­kowo, co powo­do­wało jej wyja­ło­wie­nie. To wła­śnie miał na myśli Wasi­lij Klu­czew­ski, gdy mówił o wyjąt­ko­wym talen­cie sta­ro­ru­skich chło­pów do „pusto­sze­nia ziemi”P10.

Ponie­waż zie­mia dawała tak mało i nie można było na niej pole­gać, Rosja­nie ze wszyst­kich sfer od zawsze uzu­peł­niali dochody z rol­nic­twa, ima­jąc się roz­ma­itych zajęć ubocz­nych (pro­my­sły). Pier­wotne pusz­cze były pełne dzi­kiej zwie­rzyny: jeleni, dzi­ków, niedź­wie­dzi i wszel­kiego rodzaju zwie­rząt futer­ko­wych. Chłopi pra­cu­jący dla ksią­żąt, zie­mian, klasz­to­rów i na wła­sne konto polo­wali na nie i zasta­wiali sidła. Miodu było w bród; nie musiano nawet budo­wać uli, bo psz­czoły skła­dały miód w dziu­plach drzew. Rzeki i stru­mie­nie obfi­to­wały w ryby, mię­dzy innymi w jesio­tra, który pły­nął z Morza Kaspij­skiego w górę rzek. Dzięki tej obfi­to­ści zwie­rzyny pierwsi osad­nicy rosyj­scy mogli wydźwi­gnąć się ponad poziom zwy­kłej wege­ta­cji.

O wiel­kiej roli dóbr leśnych w rosyj­skim budże­cie świad­czy fakt, że w XVII wieku nic nie przy­no­siło Koro­nie takich docho­dów jak sprze­daż futer (głów­nie zachod­nim kup­com). W miarę kar­czo­wa­nia lasów i zmniej­sza­nia się z powodu zbyt inten­syw­nego łowiec­twa ilo­ści zwie­rzyny, zwłasz­cza naj­cen­niej­szych gatun­ków zwie­rząt futer­ko­wych, Rosja­nie zaczęli prze­sta­wiać się na wytwór­czość. W poło­wie XVIII wieku poja­wiła się w Rosji oso­bliwa forma cha­łup­nic­twa (kustar­naja pro­mysz­len­nost’), zatrud­nia­ją­cego zarówno wol­nych pra­cow­ni­ków, jak chło­pów pod­da­nych. Dostar­czało ono na rynek lokalny dużej czę­ści narzę­dzi gospo­dar­skich i sprzę­tów domo­wych, pro­stych ubrań, sre­ber, ikon, instru­men­tów muzycz­nych i tak dalej. Od połowy XVIII do połowy XIX wieku cha­łup­nic­two zapew­niało zarówno panom, jak chło­pom względny dobro­byt. Pod koniec XIX wieku roz­wój prze­my­słu ogra­ni­czył rynek zbytu na pro­dukty cha­łup­ni­cze, pozba­wia­jąc chło­pów, zwłasz­cza z pół­noc­nych guberni, bar­dzo im potrzeb­nych dodat­ko­wych docho­dów.

Pro­my­sły nie miały jed­nak wpływu na stan gospo­darki naro­do­wej, ta bowiem zale­żała przede wszyst­kim od rol­nic­twa. Szyb­kie jało­wie­nie ziemi zmu­szało chło­pów do cią­głych wędró­wek w poszu­ki­wa­niu ziemi dzie­wi­czej albo takiej, która odzy­skała żyzność, bo dłuż­szy czas leżała odło­giem. Nawet gdyby liczba lud­no­ści kraju nie zmie­niała się, mobil­ność chłop­stwa byłaby bar­dzo duża. Gwał­towny wzrost lud­no­ści w cza­sach nowo­żyt­nych nasi­lił jesz­cze tę natu­ralną ten­den­cję.

Z dostęp­nych danych demo­gra­ficz­nych wynika, że aż do połowy XVIII wieku lud­ność Rosji była sto­sun­kowo nie­liczna. Według naj­wyż­szych sza­cun­ków wyno­siła 9–10 milio­nów w poło­wie XVI wieku i 11–12 pod jego koniec; zgod­nie z innymi, ostroż­niej­szymi sza­cun­kami było to odpo­wied­nio 6 i 8 milio­nów. Dla porów­na­nia liczba lud­no­ści szes­na­sto­wiecz­nej Austrii wyno­siła 20 milio­nów, Fran­cji 19 milio­nów, a Hisz­pa­nii 11 milio­nów. Pol­ska w XVII wieku liczyła 11 milio­nów miesz­kań­ców. W Rosji, podob­nie jak w innych czę­ściach Europy, około 1750 roku nastą­pił skok demo­gra­ficzny. W latach 1750–1850 lud­ność Cesar­stwa Rosyj­skiego wzro­sła czte­ro­krot­nie (z 17–18 do 68 milio­nów). Część tego wzro­stu, być może aż 10 milio­nów, wyni­kała z pod­bo­jów, ale nawet po uwzględ­nie­niu eks­pan­sji pań­stwa przy­rost natu­ralny był impo­nu­jący. Po 1850 roku, kiedy pod­boje prak­tycz­nie ustały (jedyny obszar zajęty po tej dacie, Tur­kie­stan, nie miał wielu miesz­kań­ców), lud­ność Rosji zwięk­szała się w osza­ła­mia­ją­cym tem­pie: z 68 milio­nów w 1850 roku do 124 milio­nów w 1897 i 170 milio­nów w 1914 roku. Jeśli w dru­giej poło­wie XVI wieku liczba Rosjan wzro­sła naj­wy­żej o 20 pro­cent, to w dru­giej poło­wie XIX wieku podwo­iła się. Tempo wzro­stu lud­no­ści Rosji w dru­giej poło­wie XIX wieku było naj­wyż­sze w Euro­pie – tym­cza­sem plony zbóż pozo­stały naj­niż­szeP11.

Jeśli lud­ność ta nie miała wymrzeć z powodu powszech­nej klę­ski głodu – która do cza­sów komu­ni­stycz­nych nie zda­rzyła się, mimo powra­ca­ją­cych nie­uro­dza­jów i gło­dów na skalę lokalną – trzeba było ją jakoś nakar­mić. Import żyw­no­ści nie wcho­dził w grę, gdyż Rosja nie miała do zaofe­ro­wa­nia zagra­nicy wielu towa­rów. A ci, któ­rzy za gra­nicę sprze­da­wali – car i naj­bo­gatsi obszar­nicy – woleli impor­to­wać towary luk­su­sowe. W isto­cie naj­więk­szą część eks­portu rosyj­skiego sta­no­wiło zboże, które w XIX wieku Rosja wywo­ziła nawet wtedy, gdy bra­ko­wało go dla rodzi­mej lud­no­ści. Wzrost wydaj­no­ści poprzez zwięk­sze­nie nawo­że­nia, mecha­ni­za­cję i inne metody nie był moż­liwy, ponie­waż dochody były zbyt małe, aby uza­sad­nić konieczne inwe­sty­cje, a sztywna struk­tura spo­łeczna chłop­stwa sta­wiała opór moder­ni­za­cji. Kapi­tał inwe­sto­wano w zie­mię głów­nie w tych gospo­dar­stwach na połu­dniu Rosji, które pro­du­ko­wały na eks­port do Anglii i Nie­miec; tyle że na tym wzro­ście wydaj­no­ści chłop nie korzy­stał. Roz­wią­za­nie pole­gało więc na zwięk­sze­niu obszaru upraw, to zna­czy na eks­ten­sy­fi­ka­cji, a nie inten­sy­fi­ka­cji gospo­darki rol­nej.

Dane sta­ty­styczne dowo­dzą, że areał upraw w Rosji stale wzra­stał, w latach 1809–1887 o 60 pro­cent (z 80 do 128 milio­nów hek­ta­rów)P12. Duży obszar ziem dzie­wi­czych znie­chę­cał do zwięk­sza­nia wydaj­no­ści; było taniej i łatwiej zago­spo­da­ro­wać nowe zie­mie niż pod­no­sić kul­turę rolną na sta­rych. Ale nawet ten cią­gły wzrost obszaru zasie­wów nie wystar­czał, bo jego tempo nie nadą­żało za przy­ro­stem lud­no­ści, a plony nie zwięk­szały się. W latach 80. XIX wieku w środ­ko­wej i połu­dnio­wej Rosji nie było już prak­tycz­nie cali­zny, a renta grun­towa ogrom­nie wzro­sła. Jed­no­cze­śnie roz­wój prze­my­słu pozba­wił chłopa głów­nego źró­dła dodat­ko­wego dochodu, zabie­ra­jąc mu rynek zbytu na wyroby cha­łup­ni­cze. Taka była geneza osła­wio­nego „kry­zysu agrar­nego”, który wstrzą­snął Rosją u schyłku caratu i przy­czy­nił się do jego upadku.

Dopóki jed­nak gra­nice kraju dawały się prze­su­wać, chłop rosyj­ski parł naprzód, zosta­wia­jąc za sobą wyja­ło­wioną zie­mię i szu­ka­jąc nowej, nie­tknię­tej ludzką ręką. Osad­nic­two jest tak cha­rak­te­ry­styczną cechą rze­czy­wi­sto­ści rosyj­skiej, że Klu­czew­ski uwa­żał je wręcz za jej sedno: „Dzieje Rosji – pisał na początku swo­jego słyn­nego Kursu rus­skoj isto­rii – to histo­ria kraju, który pro­wa­dzi kolo­ni­za­cję [koło­ni­zi­ru­jet­sia]”P13.

Do połowy XVI wieku osad­nic­two rosyj­skie musiało ogra­ni­czać się do zachod­niej czę­ści strefy leśnej. Próby zaję­cia choć frag­mentu pasa czar­no­ziemu nie­odmien­nie koń­czyły się nie­po­wo­dze­niem. Step, gdzie znaj­do­wał się czar­no­ziem, zapew­niał ide­alne warunki do wypasu bydła, toteż paster­skie ple­miona turec­kie nisz­czyły wszel­kie osie­dla, które pró­bo­wano tam budo­wać. Drogę na wschód, w stronę Sybe­rii, zagra­dzała naj­pierw Złota Orda, a potem, po jej roz­pa­dzie w XV wieku, cha­naty kazań­ski i astra­chań­ski. Jedy­nym tere­nem nada­ją­cym się do kolo­ni­za­cji była w ciągu pierw­szych sze­ściu–sied­miu wie­ków daleka pół­noc. Osad­nicy, podą­ża­jąc w ślad za mni­chami, zapusz­czali się aż za górną Wołgę, ale ta nie­go­ścinna zie­mia nie mogła wchło­nąć więk­szej liczby lud­no­ści.

Rady­kalny zwrot w dzie­jach rosyj­skiego osad­nic­twa nastą­pił po zaję­ciu w latach 1552–1556 cha­na­tów kazań­skiego i astra­chań­skiego. Kolo­ni­ści rosyj­scy natych­miast zaczęli napły­wać nad środ­kową Wołgę, rugu­jąc z naj­lep­szych ziem rdzen­nych miesz­kań­ców; inni posu­wali się jesz­cze dalej, za „Kamień”, jak nazy­wano Ural, na zie­mie połu­dnio­wej Sybe­rii, gdzie roz­cią­gały się poła­cie dzie­wi­czego czar­no­ziemu. Jed­nakże główna fala kolo­ni­za­cji, wów­czas i póź­niej, kie­ro­wała się na połu­dnie i połu­dniowy wschód, ku tak zwa­nej środ­ko­wej stre­fie czar­no­ziemu. W latach 70. XVI wieku wła­dze zbu­do­wały od Dońca do Irty­sza łań­cuch warowni i pod ich osłoną chłopi zasie­dlali obszary, które od zawsze nale­żały do koczow­ni­ków. Pro­ces ten, skoro raz się zaczął, postę­po­wał nie­po­wstrzy­ma­nie. Każdy więk­szy wstrząs poli­tyczny lub eko­no­miczny w środ­ko­wej Rosji uru­cha­miał nową falę wędró­wek. Cza­sami to osad­nicy wyprze­dzali wła­dze, cza­sami te ostat­nie toro­wały drogę; prę­dzej czy póź­niej jed­nak oba czyn­niki musiały się spo­tkać i połą­czyć. Rosja­nie nie zwy­kli odda­wać raz pod­bi­tej ziemi przede wszyst­kim dla­tego, że jej poli­tycz­nemu wchła­nia­niu zawsze towa­rzy­szyła i do dziś dnia towa­rzy­szy kolo­ni­za­cja.

Oce­nia się, że w XVII i XVIII wieku ze środ­ko­wej Rosji wyemi­gro­wało na połu­dnie ponad 2 miliony osad­ni­ków, któ­rzy kolo­ni­zo­wali naj­pierw zale­siony step, a potem step wła­ściwy. W ciągu tych dwóch stu­leci na Sybe­rii osie­dliło się około 400 000 osad­ni­ków. Naj­więk­sza fala migra­cyjna nastą­piła po 1783 roku, kiedy Rosja­nie anek­to­wali Krym i ujarz­mili jego miesz­kań­ców, któ­rzy przez stu­lecia najeż­dżali Rosję. W XIX i na początku XX wieku 12–13 milio­nów Rosjan, w więk­szo­ści miesz­kań­ców cen­tral­nych guberni, wyemi­gro­wało na połu­dnie, a dal­sze 4,5–5 milio­nów osie­dliło się w połu­dnio­wej czę­ści Sybe­rii i na ste­pach Azji Środ­ko­wej. Ten drugi pro­ces pocią­gnął za sobą masowe wywłasz­cza­nie i usu­wa­nie Azja­tów z ich rodo­wych pastwisk.

We wcze­śniej­szym okre­sie (1552–1861) osad­ni­kami byli albo wolni chłopi, albo zbie­go­wie, albo chłopi pod­dani, któ­rych siłą prze­sie­dlano do mająt­ków żoł­nie­rzy słu­żą­cych przy gra­nicy. Po znie­sie­niu pod­dań­stwa w 1861 roku więk­szość kolo­ni­stów sta­no­wili wolni chłopi, korzy­sta­jący cza­sami z pomocy pań­stwa, któ­remu zale­żało na zmniej­sze­niu prze­lud­nie­nia w cen­tral­nych guber­niach. Przez stu­le­cia roz­miesz­cze­nie lud­no­ści w Rosji przyj­mo­wało kształt klina, któ­rego pod­stawa opie­rała się o zachod­nią część strefy leśnej, a czu­bek wska­zy­wał w kie­runku połu­dniowo-wschod­nim. Ten klin demo­gra­ficzny z cza­sem wydłu­żał się, co odzwier­cie­dlało stały pro­ces prze­su­wa­nia się sku­pi­ska lud­no­ści rosyj­skiej z lasów ku ste­powi. W cza­sach naj­now­szych lud­ność rosyj­ska sku­piała się na obsza­rze czar­no­ziemu. Rewo­lu­cja nic pod tym wzglę­dem nie zmie­niła. W latach 1926–1939 ponad 4 miliony ludzi prze­nio­sło się na wschód, w więk­szo­ści na step kazach­ski. W 1970 roku, zgod­nie ze spi­sem lud­no­ści, pro­ces ten trwał na­dal, a dziel­nice cen­tralne wciąż tra­ciły lud­ność na rzecz kre­sów. Przez czte­ry­sta lat lud­ność rosyj­ska prze­no­siła się z cen­tralnej strefy leśnej na wschód i połu­dnie, osie­dla­jąc się na obsza­rach zamiesz­ka­nych przez ludzi innych ras i kul­tur i wywo­łu­jąc poważne zabu­rze­nia demo­gra­ficzne na szlaku swo­jej wędrówki1.

Warunki natu­ralne bar­dzo utrud­niają w Rosji indy­wi­du­alne gospo­da­ro­wa­nie na roli. Ogólna zasada głosi, że kli­mat pół­nocny sprzyja kolek­tyw­nemu rol­nic­twu: „Wszystko wska­zuje na to, że pola leżące na pół­nocy upra­wiane były przez ludzi, któ­rzy trak­to­wali rol­nic­two jako dzia­łal­ność kolek­tywną, a zie­mie połu­dniowe – przez ludzi pra­gną­cych zacho­wać nie­za­leż­ność i wol­ność ini­cja­tywy”P14. Przy­czyn takiego stanu rze­czy jest wiele, ale osta­tecz­nie wszyst­kie spro­wa­dzają się do krót­kiego okresu wege­ta­cji. Praca, która wymaga zatrud­nie­nia x robot­ni­ków rol­nych przez y dni, będzie wyma­gać 2x robot­ni­ków, jeśli ma zostać wyko­nana w ciągu ˝ y dni. To samo doty­czy zwie­rząt pocią­go­wych oraz narzę­dzi rol­ni­czych uży­wa­nych przez robot­ni­ków. Ponie­waż prace polowe trzeba w Rosji wyko­nać w ciągu czte­rech–sze­ściu mie­sięcy (a nie ośmiu–dzie­wię­ciu, jak na Zacho­dzie), chłopi muszą pra­co­wać bar­dzo inten­syw­nie i poma­gać sobie wza­jem­nie. Poje­dyn­czy gospo­darz, który pra­cuje wespół z żoną i młod­szymi dziećmi oraz dys­po­nuje jed­nym czy dwoma końmi, po pro­stu nie da sobie rady w ist­nie­ją­cych warun­kach kli­ma­tycz­nych; potrze­buje pomocy sąsia­dów i dzieci, które poszły już na swoje. Na połu­dniu Rosji praca kolek­tywna nie jest tak konieczna, toteż w przed­re­wo­lu­cyj­nej Rosji więk­szość indy­wi­du­al­nych gospo­darstw, zwa­nych chu­to­rami, znaj­do­wała się na Ukra­inie i zie­miach kozac­kich.

Kolek­tywny cha­rak­ter rol­nic­twa rosyj­skiego nie pozo­stał bez wpływu na struk­turę wsi i rodziny chłop­skiej.

Tra­dy­cyj­nym typem rodziny chłop­skiej w Rosji, domi­nu­ją­cym jesz­cze przed stu­le­ciem, była tak zwana wielka rodzina, skła­da­jąca się z ojca, matki, młod­szych dzieci oraz żona­tych synów z żonami i potom­stwem. Głowę takiej rodziny zwano bol­szak („duży”, czyli „szef”). Naj­czę­ściej był nim ojciec. Po jego śmierci rodzina zwy­kle roz­pa­dała się, cza­sem jed­nak obie­rano na bol­szaka jed­nego z synów zmar­łego. Bol­szak, czyli pater fami­lias, miał ostat­nie słowo we wszyst­kich spra­wach doty­czą­cych rodziny; usta­lał też har­mo­no­gram prac polo­wych i kie­ro­wał sie­wem. Wła­dza bol­szaka, oparta pier­wot­nie na pra­wie zwy­cza­jo­wym, zyskała pod­stawę for­mal­no­prawną w latach 60. XIX wieku, kiedy sądy gminne orze­kły, że jego opi­nia decy­duje w spo­rach rodzin­nych.

Całe mie­nie rodziny było wspólne. Wielka rodzina zapew­niała swoim człon­kom liczne korzy­ści eko­no­miczne. Ludzie zna­jący życie wiej­skie uwa­żali, że zespoły rodzinne naj­le­piej wyko­ny­wały w Rosji prace polowe i że jakość tych prac zale­żała w dużej mie­rze od inte­li­gen­cji i auto­ry­tetu bol­szaka. Zarówno rzą­dowi, jak wła­ści­cie­lom ziem­skim bar­dzo zale­żało na zacho­wa­niu insty­tu­cji bol­szaka, nie tylko ze względu na jej wpływ na pro­duk­cję rolną, ale także zalety poli­tyczne i spo­łeczne. Urzęd­nicy i zie­mia­nie woleli mieć do czy­nie­nia z głową rodziny, a nie z każ­dym z jej człon­ków z osobna. Ponadto wielka rodzina gwa­ran­to­wała, że krewni zaopie­kują się chło­pem, który z jakie­goś powodu (na przy­kład cho­roby lub alko­ho­li­zmu) będzie nie­zdolny do pracy. Sami chłopi mieli co do niej mie­szane uczu­cia. Oczy­wi­ście dostrze­gali zalety eko­no­miczne wiel­kiej rodziny, gdyż insty­tu­cja ta powstała samo­rzut­nie. Jed­nakże życie kilku mał­żeństw pod jed­nym dachem nie­uchron­nie rodziło kwasy i spory; poza tym chłopi woleli indy­wi­du­alną wła­sność. Po znie­sie­niu pod­dań­stwa w 1861 roku wielka rodzina zaczęła roz­pa­dać się na czę­ści skła­dowe, ze szkodą dla rosyj­skiego rol­nic­twa i poziomu życia samych chło­pów.

Pod­sta­wową komórką spo­łeczną daw­nych Sło­wian była wspól­nota ple­mienna, która, jak się oce­nia, skła­dała się z 50–60 osób, spo­krew­nio­nych ze sobą i pra­cu­ją­cych razem. Z cza­sem wspól­nota oparta na pokre­wień­stwie roz­pa­dła się, a jej miej­sce zajęła orga­ni­za­cja oparta na wspól­nej wła­sno­ści ziemi ornej i łąk (mir lub obszczina). Geneza tej słyn­nej insty­tu­cji jest wciąż przed­mio­tem dys­ku­sji, która roz­po­częła się jesz­cze w latach 40. XIX wieku. Roman­tyczni nacjo­na­li­ści, tak zwani sło­wia­no­file, uświa­do­mili sobie wów­czas, że wspól­nota chłop­ska wystę­puje tylko w Rosji, i zaczęli ją uwa­żać za dowód, że naro­dowi rosyj­skiemu, pozba­wio­nemu rze­komo „bur­żu­azyj­nej” zachłan­no­ści na dobra docze­sne, prze­zna­czone jest roz­wią­zać spo­łeczne pro­blemy ludz­ko­ści. Haxthau­sen spo­pu­la­ry­zo­wał ten pogląd w swo­jej książce z 1847 roku.

W dru­giej poło­wie XIX wieku rosyj­ski mir stał się w Euro­pie Zachod­niej punk­tem wyj­ścia kilku teo­rii doty­czą­cych wspól­nej wła­sno­ści ziem­skiej w spo­łe­czeń­stwach pier­wot­nych. Jed­nakże w 1854 roku Boris Czi­cze­rin, czo­łowy przed­sta­wi­ciel tak zwa­nych okcy­den­ta­li­stów, wystą­pił z tezą, że insty­tu­cja wspól­noty chłop­skiej w zna­nej wów­czas postaci nie miała ani sta­ro­żyt­nego, ani rodzi­mego cha­rak­teru, ale została stwo­rzona przez monar­chię rosyj­ską w poło­wie XVIII wieku w celu sku­tecz­nego ścią­ga­nia podat­ków. Według Czi­cze­rina przed­tem ist­niały w Rosji tylko indy­wi­du­alne gospo­dar­stwa chłop­skie. Póź­niej­sze bada­nia nieco roz­myły linie sporu. Dziś panuje opi­nia, że wspól­nota z okresu Cesar­stwa Rosyj­skiego była, zgod­nie z poglą­dem Czi­cze­rina, insty­tu­cją współ­cze­sną, choć powstała wcze­śniej, niż uwa­żał. Ist­nieje też powszechna zgoda co do tego, że naci­ski pań­stwa i wła­ści­cieli ziem­skich ode­grały znaczną rolę w jej powsta­niu. Zara­zem jed­nak wpływ na jej roz­wój miały czyn­niki eko­no­miczne, przez co zacho­dzi wyraźny zwią­zek mię­dzy ilo­ścią ziemi a wspólną jej wła­sno­ścią: tam, gdzie ziemi jest mało, domi­nuje kolek­tywna wła­sność, tam jed­nak, gdzie jest jej obfi­tość, prze­waża wła­sność rodowa, a nawet rodzinna.

W każ­dym razie w okre­sie impe­rial­nym ogromna więk­szość rosyj­skich chło­pów posia­dała zie­mię na zasa­dzie wła­sno­ści kolek­tyw­nej; w cen­tral­nej Rosji wspól­nota była prak­tycz­nie zja­wi­skiem powszech­nym. Areał dzie­lono na działki odpo­wied­nio do jako­ści gleby i odle­gło­ści od wsi. Każde gospo­dar­stwo miało prawo do jed­nego lub wię­cej zago­nów w każ­dej działce, zależ­nie od liczby doro­słych osób; za doro­słych uzna­wano zwy­kle męż­czyzn w wieku od 15–17 do 60–65 lat oraz zamężne kobiety poni­żej 48 roku życia. Zagony były bar­dzo wąskie, miały 3–4 metry sze­ro­ko­ści i kil­ka­set metrów dłu­go­ści. Gospo­dar­stwo mogło posia­dać od 30 do 50, a nawet wię­cej takich zago­nów roz­rzu­co­nych w kil­ku­na­stu miej­scach wokół wsi. Cho­dziło w tym przede wszyst­kim o to, aby każdy chłop mógł zapła­cić przy­pa­da­jącą na niego część czyn­szu i podatku. Ponie­waż z upły­wem czasu liczeb­ność gospo­dar­stwa rosła lub malała, co pewien czas (np. co dzie­więć, dwa­na­ście lub pięt­na­ście lat) wspól­nota spo­rzą­dzała spis, na pod­sta­wie któ­rego prze­pro­wa­dzano ponowny, tak zwany „czarny podział” (czor­nyj pie­rie­dieł) grun­tów. Sys­tem miał zapew­nić każ­demu chłopu spra­wie­dliwą część ziemi, a każ­demu gospo­dar­stwu ilość ziemi wystar­cza­jącą do utrzy­ma­nia się i wypeł­nie­nia zobo­wią­zań wobec wła­ści­ciela i pań­stwa. W prak­tyce chłopi nie chcieli roz­sta­wać się z zago­nami, w które zain­we­sto­wali pracę i czas, zwłasz­cza gdy wsku­tek przy­ro­stu lud­no­ści wsi ich działki mia­łyby się zmniej­szyć. Wła­dze musiały wów­czas inter­we­nio­wać i narzu­cać usta­wowo ponowny podział.

Nie­kiedy porów­nuje się przed­re­wo­lu­cyjne wspól­noty z gospo­dar­stwami kolek­tyw­nymi (koł­cho­zami) stwo­rzo­nymi w latach 1928–1932 przez reżim komu­ni­styczny. Ana­lo­gia mocno nacią­gana, bo choć obu insty­tu­cjom wspólny jest brak pry­wat­nej wła­sno­ści ziemi, to jed­nak róż­nice są zasad­ni­cze. Mir nie był kolek­ty­wem; praca na roli odby­wała się pry­wat­nie, w ramach gospo­darstw. Co waż­niej­sze, chłop żyjący w mirze był wła­ści­cie­lem owo­ców swo­jej pracy, pod­czas gdy w koł­cho­zie nale­żały one do pań­stwa, które pła­ciło rol­ni­kowi pen­sję. Sowiec­kiemu koł­cho­zowi odpo­wia­dała raczej rosyj­ska insty­tu­cja pańsz­czyź­niana o nazwie mie­sia­czina. W tym sys­te­mie wła­ści­ciel ogra­dzał zie­mię i loko­wał na niej chło­pów, któ­rzy pra­co­wali za mie­sięcz­nym wyna­gro­dze­niem.

Chłopi byli bar­dzo przy­wią­zani do wspól­noty. Dawała im ona poczu­cie bez­pie­czeń­stwa, nie­zbyt ogra­ni­cza­jąc swo­bodę ruchu. Mogli też wspól­nie korzy­stać z łąk i uzgad­niać prace polowe, co miało duże zna­cze­nie w ist­nie­ją­cych warun­kach kli­ma­tycz­nych i sys­te­mie otwar­tych pól. Porzą­dek prac usta­lała rada miru, zło­żona ze wszyst­kich bol­sza­ków. Mimo kry­tyki eko­no­mi­stów, któ­rzy uwa­żali wspól­notę za kamień u szyi bar­dziej przed­się­bior­czych jed­no­stek, chłopi upar­cie trwali przy niej. W listo­pa­dzie 1906 roku rząd car­ski wpro­wa­dził pro­ste pro­ce­dury sca­la­nia zago­nów w indy­wi­du­alne gospo­dar­stwa. Na kre­sach impe­rium ustawa zdo­była ogra­ni­czony krąg zwo­len­ni­ków; w środ­ko­wej Rosji prze­szła zupeł­nie nie­zau­wa­żona2.

Wyda­wa­łoby się, że Rosja powinna być kra­jem zde­cen­tra­li­zo­wa­nym, zło­żo­nym z wielu nie­za­leż­nych i samo­rząd­nych spo­łecz­no­ści. Wszystko tu działa prze­ciwko orga­ni­za­cji pań­stwo­wej: nie­uro­dzaj­ność gleby, odle­głość od szla­ków han­dlo­wych, rzad­kość zalud­nie­nia i ruchli­wość lud­no­ści. I Rosja pozo­sta­łaby pew­nie pań­stwem zde­cen­tra­li­zo­wa­nym o wielu roz­pro­szo­nych ośrod­kach wła­dzy, gdyby nie czyn­niki geo­po­li­tyczne, które sprzy­jały powsta­niu cen­tral­nej wła­dzy poli­tycz­nej. Eks­ten­sywny, bar­dzo mar­no­trawny cha­rak­ter rosyj­skiego rol­nic­twa i potrzeba nowych ziem, które zastą­pi­łyby grunty wyja­ło­wione zbyt inten­sywną uprawą i zbyt sła­bym nawo­że­niem, zmu­szały Rosjan do cią­głego mar­szu naprzód, poza gra­nice kraju.

Dopóki kolo­ni­za­cja ogra­ni­czała się do tajgi, pro­ces mógł się toczyć samo­rzut­nie i bez zbroj­nej ochrony. Jed­nakże naj­żyź­niej­sza zie­mia znaj­do­wała się na ste­pie, któ­rym wła­dały koczow­ni­cze ple­miona turec­kie i mon­gol­skie, nie tylko nie tole­ru­jące żad­nego osad­nic­twa na swo­ich tere­nach paster­skich, ale same czę­sto doko­nu­jące łupież­czych wypraw. Aż do końca XVIII wieku, kiedy wyż­sza orga­ni­za­cja poli­tyczna i woj­skowa zapew­niła Rosja­nom prze­wagę, nie potra­fili oni sko­lo­ni­zo­wać czar­no­ziemu i czę­sto sami padali ofiarą napa­ści ste­po­wych sąsia­dów. W XVI i XVII wieku nie było pra­wie roku, żeby Rosja nie pro­wa­dziła wojny na swo­ich połu­dnio­wych i połu­dniowo-wschod­nich gra­ni­cach. Choć histo­rycy rosyj­scy chęt­nie nazy­wają te wojny obron­nymi, zazwy­czaj ich przy­czyną była rosyj­ska pre­sja kolo­ni­za­cyjna. Na zacho­dzie, gdzie Rosja gra­ni­czyła z Pola­kami, Litwi­nami, Szwe­dami i Niem­cami, sytu­acja była nieco spo­koj­niej­sza, ale nawet tu, we wspo­mnia­nym okre­sie, co dwa lata toczyła się jakaś wojna. Cza­sami to sąsie­dzi z zachodu parli na wschód; innymi razem Rosja­nie przej­mo­wali ini­cja­tywę, sta­ra­jąc się zdo­być dostęp do por­tów lub do uro­dzaj­nych ziem Rze­czy­po­spo­li­tej. Orga­ni­za­cja woj­skowa była więc koniecz­no­ścią, bo bez niej nie byłoby kolo­ni­za­cji, tak waż­nej dla eko­no­micz­nego prze­trwa­nia kraju.

Można by więc ocze­ki­wać, że już u zara­nia dzie­jów powsta­nie w Rosji reżim biu­ro­kra­tyczny w typie „despo­tycz­nym” czy „azja­tyc­kim”. Logika stanu rze­czy rze­czywiście popy­chała Rosję w tym kie­runku, ale z róż­nych powo­dów jej roz­wój poli­tyczny poszedł nieco innym torem. Typowa „orien­talna despo­tia” powsta­wała nie ze wzglę­dów mili­tar­nych, ale w celu orga­ni­za­cji cen­tral­nego sys­temu gro­ma­dze­nia i roz­działu wody do nawad­nia­nia pól. Tak zro­dził się, jak to nazwał Karl Wit­t­fo­gel, „agro­de­spo­tyzm” wspólny dla dużej czę­ści Azji i Ame­ryki Środ­ko­wejP15.

Tym­cza­sem w Rosji wła­dza nie była potrzebna do sku­tecz­nej uprawy pól. Tra­dy­cyj­nie prze­wa­żały tu małe, odle­głe od sie­bie wsie, a nie laty­fun­dia, i aż do cza­sów komu­ni­zmu wojen­nego wpro­wa­dzo­nego w 1918 roku kraj nie znał cen­tral­nego zarzą­dza­nia gospo­darką. Ale nawet gdyby takie zarzą­dza­nie było konieczne, warunki natu­ralne nie pozwo­li­łyby na nie. Z powodu trud­no­ści komu­ni­ka­cyj­nych kon­trola i nad­zór, cha­rak­te­ry­styczne dla „orien­tal­nego despo­ty­zmu”, były w Rosji przed wyna­laz­kiem kolei żela­znej i tele­grafu wyklu­czone. Ogromne odle­gło­ści i kli­mat z suro­wymi zimami i wio­sen­nymi powo­dziami unie­moż­li­wiały budowę sta­łej sieci dro­go­wej.

W Per­sji w V wieku p.n.e. posła­niec króla Dariu­sza poko­ny­wał drogą kró­lew­ską 380 kilo­me­trów na dobę; w trzy­na­sto­wiecz­nej Per­sji rzą­dzo­nej przez Mon­go­łów kurie­rzy rzą­dowi prze­by­wali w tym samym cza­sie około 335 kilo­me­trów. W Rosji, już po stwo­rze­niu przez spe­cja­li­stów szwedz­kich i nie­miec­kich w dru­giej poło­wie XVII wieku sys­temu łącz­no­ści pocz­to­wej, posłańcy wle­kli się ze śred­nią pręd­ko­ścią 6–7 kilo­me­trów na godzinę; a ponie­waż podró­żo­wali tylko za dnia, przy dużym szczę­ściu i w sprzy­ja­ją­cej porze roku mogli poko­nać w ciągu doby około 80–90 kilo­me­trów. Depe­sza z Moskwy do głów­nych miast przy­gra­nicz­nych, takich jak Archan­gielsk, Psków czy Kijów, szła 8–12 dni. Na odpo­wiedź trzeba więc było cze­kać 3 tygo­dnieP16. Mia­sta i wsie leżące w więk­szej odle­gło­ści od głów­nych dróg, zwłasz­cza te przy wschod­niej gra­nicy, były prak­tycz­nie odcięte od świata. Unie­moż­li­wiało to usta­no­wie­nie w Rosji sztyw­nego reżimu biu­ro­kra­tycz­nego przed rokiem 1860, kiedy zaczęła się budowa linii kole­jo­wych i połą­czeń tele­gra­ficz­nych.

Ist­niała więc sprzecz­ność: warunki eko­no­miczne i sytu­acja zewnętrzna zmu­szały Rosję do budowy sku­tecz­nej orga­ni­za­cji mili­tar­nej i poli­tycz­nej, ale nie pozwa­lały na to warunki geo­gra­ficzne. Moż­li­wo­ści kraju nie dorów­ny­wały jego potrze­bom.

Spo­sób roz­wią­za­nia tej sprzecz­no­ści poka­zuje kie­ru­nek ewo­lu­cji ustro­jo­wej Rosji. Pań­stwo ani nie wyro­sło tu ze spo­łe­czeń­stwa, ani nie zostało mu narzu­cone z góry. Roz­wi­jało się raczej obok spo­łe­czeń­stwa i krok po kroku wchła­niało je. Pier­wot­nym sie­dli­skiem wła­dzy poli­tycz­nej były pry­watne wło­ści księ­cia lub cara, jego oikos, czyli dwor. Na tych wło­ściach książę spra­wo­wał rządy abso­lutne w podwój­nej roli suwe­rena i wła­ści­ciela. Tu jego zwierzch­nic­two nie było niczym ogra­ni­czone, tu był gospo­da­rzem (gosu­dar’), odpo­wied­ni­kiem grec­kiego despo­tes i rzym­skiego domi­nus, czyli panem i władcą wszyst­kich rze­czy i ludzi.

Począt­kowo lud­ność ksią­żę­cych wło­ści skła­dała się głów­nie z nie­wol­ni­ków oraz innych osób zwią­za­nych w tej czy innej for­mie z wła­ści­cie­lem. Poza ich obrę­bem, gdzie lud­ność była wolna i bar­dzo ruchliwa, władca rosyj­ski miał bar­dzo małą wła­dzę, ogra­ni­cza­jącą się prak­tycz­nie do ścią­ga­nia daniny. Ten rodzaj diar­chii ukształ­to­wał się w stre­fie leśnej w XII i XIII wieku – wtedy gdy w Anglii, Fran­cji i Hisz­pa­nii zaczęło powsta­wać nowo­cze­sne pań­stwo zachod­nie jako twór odrębny od władcy. Ruscy ksią­żęta, mający solidne opar­cie w swo­ich wło­ściach, stop­niowo i dopiero po zła­ma­niu potęż­nego oporu roz­cią­gali swoją wła­dzę na lud­ność wolną miesz­ka­jącą poza gra­ni­cami tych wło­ści. Ksią­żęta z linii moskiew­sko-wło­dzi­mier­skiej, któ­rzy prze­chwy­cili wła­dzę nad Rusią, prze­nie­śli insty­tu­cje i zwy­czaje, wypra­co­wane począt­kowo w zamknię­tym świe­cie wła­snego oikos, na cały kraj, prze­kształ­ca­jąc go (w każ­dym razie teo­re­tycz­nie) w jeden wielki mają­tek kró­lew­ski. Ale nawet po ofi­cjal­nym uzna­niu całej Rosji za swoją pry­watną wła­sność, czyli wot­czinę (XVI–XVII wiek), wła­dze nie potra­fiły wyeg­ze­kwo­wać swo­ich praw do niej. Zacho­wy­wały więc sys­tem diar­chiczny, odda­jąc więk­szość ziemi w użyt­ko­wa­nie moż­no­wład­com, ducho­wień­stwu i biu­ro­kra­cji w zamian za usta­lone kwoty podat­ków i usług. Zasada, że Rosja należy do swego władcy, że jest on jej panem, była nie­pod­wa­żalna; do jej prze­pro­wa­dze­nia w prak­tyce bra­ko­wało tylko środ­ków finan­so­wych i tech­nicz­nych, które jed­nak musiały się z bie­giem czasu poja­wić.

Od cza­sów Ary­sto­te­lesa myśli­ciele poli­tyczni wyróż­niają szcze­gólny rodzaj wła­dzy „despo­tycz­nej” lub „tyrań­skiej”, który cha­rak­te­ry­zuje się wła­sno­ścio­wym spo­so­bem trak­to­wa­nia dzie­dziny wła­dzy, choć nikt chyba nie opra­co­wał teo­rii takiego sys­temu. W III księ­dze Poli­tyki Ary­sto­te­les poświęca krótki aka­pit sys­te­mowi nazwa­nemu przez sie­bie „ustro­jem pater­na­li­stycz­nym”, w któ­rym król rzą­dzi pań­stwem tak, jak ojciec domem; grecki filo­zof na tym jed­nak poprze­staje. Pod koniec XVI wieku teo­re­tyk fran­cu­ski Jean Bodin mówił o monar­chii „senio­ral­nej”, w któ­rej władca jest wła­ści­cie­lem swo­ich pod­da­nych i ich wła­sno­ści (zob. niżej).

W Ele­ments of Law Hob­bes dzieli ustroje na dwa zasad­ni­cze typy: rzecz­po­spo­litą, stwo­rzoną na mocy wza­jem­nej ugody w celu obrony przed wro­gami zewnętrz­nymi, oraz domi­nium, czyli „monar­chię patry­mo­nialną” powstałą w wyniku pod­bo­jów i pod­po­rząd­ko­wa­nia się „napast­ni­kowi z obawy przed śmier­cią”P17. Ale i Hob­bes, sfor­mu­ło­waw­szy zagad­nie­nie, nie roz­wi­nął go. Ter­min „reżim patry­mo­nialny” odku­rzył i wpro­wa­dził do współ­cze­snej nauki Max Weber, który wyod­ręb­nił trzy typy wła­dzy poli­tycz­nej, róż­niące się głów­nie cechami admi­ni­stra­cyj­nymi. Weber okre­ślił „sys­tem patry­mo­nialny” jako jedną z odmian rzą­dów oso­bi­stych opar­tych na tra­dy­cji (drugą odmianą był sys­tem „cha­ry­zma­tyczny”). „Wła­dzę, która jest przede wszyst­kim zorien­to­wana na tra­dy­cję, ale w prak­tyce rości sobie pre­ten­sje do cało­ści oso­bi­stych upraw­nień, będziemy nazy­wać «wła­dzą patry­mo­nialną»”P18. W skraj­nej postaci, „suł­ta­ni­zmu”, ozna­cza ona cał­ko­witą wła­sność ziemi i zwierzch­nic­two nad lud­no­ścią. W reżi­mie patry­mo­nial­nym pier­wia­stek eko­no­miczny wchła­nia nie­jako poli­tyczny. „Tam, gdzie książę orga­ni­zuje swoją wła­dzę poli­tyczną – to zna­czy swoją fizyczną wła­dzę przy­musu wobec pod­da­nych miesz­ka­ją­cych poza obsza­rami patry­mo­nial­nymi, czyli swo­ich poli­tycznych pod­da­nych – zasad­ni­czo w ten sam spo­sób, w jaki orga­ni­zuje swoją wła­dzę nad wła­snymi wło­ściami, mamy do czy­nie­nia ze struk­turą pań­stwa patry­mo­nial­nego”. „W takich wypad­kach struk­tura poli­tyczna staje się zasad­ni­czo toż­sama ze struk­turą gigan­tycz­nej posia­dło­ści ziem­skiej księ­cia”P19.

Ter­min „patry­mo­nialny” naj­le­piej nadaje się do okre­śle­nia reżimu, w któ­rym prawa suwe­rena i wła­ści­ciela sta­piają się do tego stop­nia, że nie da się ich od sie­bie odróż­nić, a wła­dza poli­tyczna spra­wo­wana jest tak samo jak eko­no­miczna. „Despo­tyzm”, który pocho­dzi od grec­kiego despo­tes [władca abso­lutny], ma te same korze­nie ety­mo­lo­giczne, ale z cza­sem zyskał zna­cze­nie dege­ne­ra­cji auten­tycz­nej wła­dzy kró­lew­skiej, która sza­nuje prawa wła­sno­ści swo­ich pod­da­nych. Reżim patry­mo­nialny nato­miast jest reżi­mem samo­ist­nym, a nie zde­ge­ne­ro­wa­nym reżi­mem innego typu. Nie może w nim dojść do kon­fliktu mię­dzy zwierzch­no­ścią a wła­sno­ścią, ponie­waż, tak jak w wypadku rodziny kie­ro­wa­nej przez pater fami­lias, są one jed­nym i tym samym. Despota naru­sza prawa wła­sno­ści swo­ich pod­da­nych; władca patry­mo­nialny nie uznaje nawet ich ist­nie­nia. W ustroju patry­mo­nialnym nie może być jasnego roz­gra­ni­cze­nia mię­dzy pań­stwem a spo­łe­czeń­stwem, gdyż takie roz­gra­ni­cze­nie zakłada prawo osób innych niż suwe­ren do pano­wa­nia nad rze­czami i (tam, gdzie jest nie­wol­nic­two) innymi ludźmi. W pań­stwie patry­mo­nialnym nie ist­nieją for­malne ogra­ni­cze­nia wła­dzy poli­tycz­nej, nie ma pra­wo­rząd­no­ści ani swo­bód oby­wa­tel­skich. Ale ist­niejący tam sys­tem orga­ni­za­cji poli­tycz­nej, eko­no­micz­nej i woj­sko­wej może być bar­dzo efek­tywny, ponie­waż ten sam czło­wiek lub ludzie – kró­lo­wie bądź biu­ro­kraci – dys­po­nują cało­ścią ludz­kich i mate­rial­nych zaso­bów kraju.

Kla­sycz­nym przy­kła­dem reżi­mów patry­mo­nial­nych są pań­stwa hel­le­ni­styczne, które powstały po roz­pa­dzie impe­rium Alek­san­dra Wiel­kiego, takie jak Egipt za dyna­stii Pto­le­me­uszy (305–30 p.n.e.) i pań­stwo per­ga­meń­skie Atta­li­dów (ok. 283–133 p.n.e.). W tych kró­le­stwach, zało­żo­nych przez mace­doń­skich zdo­byw­ców, w rękach władcy znaj­do­wały się wszyst­kie lub pra­wie wszyst­kie dobra pro­duk­cyjne. W szcze­gól­no­ści był on wła­ści­cie­lem całej ziemi upraw­nej, którą eks­plo­ato­wał po czę­ści bez­po­śred­nio, uży­wa­jąc wła­snej siły robo­czej, po czę­ści pośred­nio, odda­jąc w dzier­żawę szlach­cie. Władca hel­le­ni­styczny był też czę­sto głów­nym prze­my­słow­cem i kup­cem w swoim kraju. W tym sys­te­mie cho­dziło przede wszyst­kim o wzbo­ga­ce­nie się jego suwe­ren­nego wła­ści­ciela. Nacisk kła­dziono nie tyle na mak­sy­ma­li­za­cję zaso­bów, ile na sta­bi­li­za­cję docho­dów i w tym celu wła­dze czę­sto wyzna­czały stałe ilo­ści dóbr, które chciały otrzy­mać, resztę zosta­wia­jąc miesz­kań­com. W skraj­nych przy­pad­kach, takich jak pań­stwo per­ga­meń­skie, powstało coś na kształt gospo­darki pla­no­wej. Ponie­waż nie było wol­nego rynku, klasy spo­łeczne w przy­ję­tym sen­sie tego słowa nie mogły się wykształ­cić. Ist­niały nato­miast stany zor­ga­ni­zo­wane w spo­sób hie­rar­chiczny i słu­żące kró­lowi; miały one ten­den­cję do kost­nie­nia i zamie­nia­nia się w kasty. Nie było szlachty o okre­ślo­nych pra­wach i przy­wi­le­jach, lecz tylko rangi ludzi słu­żeb­nych, któ­rych pozy­cja cał­ko­wi­cie zale­żała od łaska­wo­ści króla. Biu­ro­kra­cja miała potężne wpływy, ale urzę­dów nie dzie­dzi­czono. Urzęd­nicy, tak jak szlachta, zawdzię­czali swą pozy­cję i przy­wi­leje władcyP20.

Ustrój, który ukształ­to­wał się w Rosji mię­dzy wie­kiem XII a XVII i który z pew­nymi mody­fi­ka­cjami i odstęp­stwami prze­trwał do końca XX wieku, jest naj­bliż­szy wła­śnie sys­te­mowi patry­mo­nial­nemu. Trudno dać lep­szy opis moskiew­skiego sys­temu rzą­dze­nia w apo­geum jego roz­woju w XVII wieku, niż to uczy­nił Julius Kaerst w odnie­sie­niu do świata hel­le­ni­stycz­nego:

[Pań­stwo hel­le­ni­styczne to] reżim per­so­nalno-dyna­styczny, który nie zro­dził się w kon­kret­nym kraju i wśród kon­kret­nego ludu, ale został narzu­cony z góry kon­kret­nemu obsza­rowi wła­dzy [Her­r­scha­fts­be­zirk]. Zgod­nie z tym ma do swo­jej dys­po­zy­cji spe­cjalne, tech­nicz­nie ukształ­to­wane organy wła­dzy, które rów­nież nie powstały wraz z kra­jem, ale zwią­zane są z władcą lub dyna­stią czy­sto oso­bi­stym sto­sun­kiem. Sta­no­wią one główne opar­cie nowej wła­dzy monar­chicz­nej w postaci biu­ro­kra­cji, posłusz­nej woli króla, i wojsk zacięż­nych goto­wych do walki… Życie pań­stwa nie tylko sku­pia się w oso­bach wład­ców, ale jest w nich wręcz zako­rze­nione. Stan oby­wa­tel­ski (demos)… jako taki nie ist­nieje… Lud jest tylko przed­mio­tem wła­dzy, nie pełni w pań­stwie samo­dziel­nej funk­cjiP21.

Histo­ria ustroju patry­mo­nial­nego w Rosji jest głów­nym przed­mio­tem tej książki. Jej kanwę sta­nowi teza, że szcze­gólny cha­rak­ter poli­tyki rosyj­skiej wynika z utoż­sa­mie­nia wła­dzy z wła­sno­ścią, czyli z „wła­sno­ścio­wego” trak­to­wa­nia wła­dzy poli­tycz­nej przez tych, któ­rzy tę wła­dzę spra­wują. Część I przed­sta­wia roz­wój i ewo­lu­cję ustroju patry­mo­nial­nego w Rosji. Część II poświę­cona jest omó­wie­niu głów­nych sta­nów spo­łecz­nych i odpo­wie­dzi na pyta­nie, dla­czego nie udało im się prze­kształ­cić z przed­miotu wła­dzy publicz­nej w pod­miot praw publicz­nych. Część III opi­suje kon­flikt mię­dzy pań­stwem a oświe­coną czę­ścią spo­łe­czeń­stwa, zwaną inte­li­gen­cją. W latach 80. XIX wieku kon­flikt ten dopro­wa­dził do takiej moder­ni­za­cji patry­mo­nial­nych insty­tu­cji, w któ­rej można się już dopa­trzyć zaląż­ków tota­li­ta­ry­zmu.

Część I. Państwo

Część IPań­stwo

2. Geneza państwa patrymonialnego w Rosji

2 Geneza pań­stwa patry­mo­nial­nego w Rosji

W poło­wie VII wieku, kiedy Sło­wia­nie wędro­wali na wschód, step czar­no­mor­ski dostał się pod wła­dzę Cha­za­rów, ludu turec­kiego z Azji Środ­ko­wej. W prze­ci­wień­stwie do innych koczow­ni­czych ple­mion turec­kich tej epoki Cha­za­ro­wie nie trud­nili się wyłącz­nie hodowlą bydła, ale zało­żyli osie­dla i zajęli się uprawą roli oraz han­dlem. Głów­nym szla­kiem han­dlo­wym była Wołga, którą Cha­za­ro­wie pły­wali daleko na pół­noc, aż po gra­nice żeglow­no­ści. Lewan­tyń­skie towary zbyt­kowne trans­por­to­wali Wołgą do osad han­dlo­wych w lasach zamiesz­ka­nych przez ple­miona ugro­fiń­skie, gdzie wymie­niali je na nie­wol­ni­ków, futra oraz roz­ma­ite surowce i pół­pro­dukty. Pod koniec VIII wieku Cha­za­ro­wie zbu­do­wali potężne pań­stwo zwane kaga­na­tem, roz­cią­ga­jące się od Krymu do Morza Kaspij­skiego i na pół­noc do środ­ko­wej Wołgi. W tym cza­sie elita rzą­dząca Cha­za­rów, zapewne pod wpły­wem kolo­ni­stów żydow­skich z Krymu, prze­szła na juda­izm. Potęga woj­skowa kaga­natu chro­niła step czar­no­mor­ski przed azja­tyc­kimi koczow­ni­kami i zapew­niała pra­sło­wiań­skim osad­ni­kom na obsza­rze czar­no­ziemu względne bez­pie­czeń­stwo. W VIII i IX wieku Sło­wia­nie miesz­ka­jący na ste­pie i w sąsia­du­ją­cych z nią lasach pła­cili Cha­za­rom daninę i żyli pod ich opieką.

Skąpe infor­ma­cje, które posia­damy o wschod­nich Sło­wia­nach z tego okresu (VII–IX wiek), wska­zują, że two­rzyli oni wspól­noty ple­mienne. Zie­mię upra­wiali pry­mi­tywną metodą wypa­le­ni­skową. Po wykar­czo­wa­niu pew­nego obszaru lasu i uprząt­nię­ciu drzew pod­pa­lano pniaki i krzewy. Popiół pozo­stały po wyga­śnię­ciu ognia był tak bogaty w potaż i wapno, że ziarno można było siać wprost na zie­mię bez więk­szego przy­go­to­wa­nia gleby. Przez kilka lat zbie­rano dobre plony; kiedy gleba jało­wiała, chłopi prze­no­sili się dalej, aby zasto­so­wać swoją metodę w innym miej­scu bez­kre­snego lasu. Wyma­gało to nie­ustan­nej wędrówki, co tłu­ma­czy nie­zwy­kłą szyb­kość, z jaką Sło­wia­nie roz­prze­strze­nili się na obec­nym tery­to­rium Rosji. Metoda wypa­le­ni­skowa była w Rosji głów­nym spo­so­bem uprawy aż do XVI wieku, kiedy pod połą­czo­nym naci­skiem pań­stwa i zie­mian chłopi musieli osiąść i przejść na trój­po­lówkę. Jed­nakże na dale­kiej pół­nocy wypa­la­nie ziemi sto­so­wano jesz­cze w XX wieku.

Cha­rak­te­ry­styczną cechą wcze­sno­sło­wiań­skiego osad­nic­twa były warow­nie. Na ste­pie budo­wano je z ziemi, w lesie z samego drewna lub w połą­cze­niu z zie­mią. Słu­żyły one miesz­kań­com roz­pro­szo­nym po oko­licz­nych pola­nach jako wspólne ośrodki obronne. Na całej ówcze­snej Rusi były setki takich warowni. Wspól­noty ple­mienne łączyły się w więk­sze jed­nostki spo­łeczne, znane pod roz­ma­itymi nazwami, takimi jak mir; ich wspólną cechą był mię­dzy innymi kult tych samych bogów3. Kon­glo­me­rat mirów two­rzył naj­więk­szą jed­nostkę spo­łeczno-tery­to­rialną znaną wcze­snym Sło­wia­nom wschod­nim – ple­mię. Kro­ni­ka­rze wymie­niają nazwy kil­ku­na­stu ple­mion sło­wiań­skich. Ple­mie­niem rzą­dził patriar­cha spra­wu­jący prak­tycz­nie nie­ogra­ni­czoną wła­dzę nad człon­kami ple­mie­nia i ich mie­niem. W tej fazie swo­ich dzie­jów Sło­wia­nie wschodni nie mieli ani insty­tu­cji ani urzęd­ni­ków peł­nią­cych funk­cje sądow­ni­cze lub woj­skowe, a więc żad­nej, nawet szcząt­ko­wej formy pań­stwo­wo­ści.

W IX wieku han­del woł­żań­ski pro­wa­dzony przez Cha­za­rów przy­cią­gnął uwagę Nor­ma­nów. Wiek IX był okre­sem nie­zwy­kłej eks­pan­sji nor­mań­skiej. Ze Skan­dy­na­wii pro­wa­dzili oni wyprawy łupież­cze i zdo­byw­cze do Europy Środ­ko­wej i Zachod­niej, pod­bili Irlan­dię (820), Islan­dię (874) i Nor­man­dię (911). W tym pierw­szym okre­sie eks­pan­sji część Nor­ma­nów ruszyła na wschód i zało­żyła osie­dla na tery­to­rium póź­niej­szej Rosji.

Pierw­szą kolo­nią skan­dy­naw­ską na ziemi rosyj­skiej był Alde­igju­borg, twier­dza nad jezio­rem Ładoga. Był to zna­ko­mity punkt wypa­dowy do eks­plo­ra­cji dróg wod­nych wio­dą­cych na połu­dnie, ku boga­tym mia­stom Lewantu. Szlaki łączące Europę Pół­nocną z Bli­skim Wscho­dem przez Ruś zyskały w tym cza­sie szcze­gólne zna­cze­nie, gdyż pod­boje arab­skie z VIII wieku zamknęły Morze Śród­ziemne przed kup­cami chrze­ści­jań­skimi. Z Alde­igju­borga i innych twierdz zbu­do­wa­nych w pobliżu i dalej ku połu­dniowi Nor­ma­no­wie pene­tro­wali w swo­ich pła­skich, obszer­nych łodziach rzeki pły­nące na Bli­ski Wschód. Wkrótce odkryli tak zwany przez źró­dła ruskie „szlak sara­ceń­ski”, czyli sieć rzek i por­tów łączą­cych Bał­tyk z Morzem Kaspij­skim poprzez Wołgę, i nawią­zali sto­sunki han­dlowe z Cha­za­rami. Wiel­kie ilo­ści arab­skich monet pocho­dzą­cych z IX i X wieku odkryte w całej Rosji i Szwe­cji dowo­dzą, że dzia­łal­ność han­dlowa Nor­ma­nów miała duży zasięg i była bar­dzo oży­wiona. Podróż­nik arab­ski Ibn Fadlan pozo­sta­wił barwny opis pochówku nor­mań­skiego („ruskiego”) wodza, który widział na Woł­dze na początku X wieku.

Osta­tecz­nie „szlak sara­ceń­ski” oka­zał się jed­nak dla Nor­ma­nów mniej ważny niż „szlak grecki” pro­wa­dzący Dnie­prem do Morza Czar­nego i Kon­stan­ty­no­pola. Tą drogą Nor­ma­no­wie prze­pro­wa­dzili kilka najaz­dów na Bizan­cjum, zmu­sza­jąc Bizan­tyń­czy­ków do nada­nia im przy­wi­le­jów han­dlo­wych. Trak­taty, w któ­rych wymie­nia się te przy­wi­leje, przy­to­czone w cało­ści w Powie­ści minio­nych lat, to naj­wcze­śniej­sze doku­menty doty­czące obec­no­ści Nor­ma­nów na Rusi. W IX i X wieku roz­wi­nęła się mię­dzy ruską pusz­czą a Bizan­cjum regu­larna wymiana han­dlowa, którą pro­wa­dzili nor­mań­scy kupcy-żoł­nie­rze.

Na więk­szo­ści pod­bi­tych ziem Nor­ma­no­wie pro­wa­dzili życie osia­dłe, sta­jąc się wład­cami tery­to­rial­nymi. Na Rusi jed­nak postę­po­wali ina­czej. Nie inte­re­so­wali się rol­nic­twem i zaj­mo­wa­niem ziemi, woleli się sku­pić na han­dlu zagra­nicz­nym. Stop­niowo opa­no­wali wszyst­kie główne rzeki pły­nące do Morza Czar­nego, wzdłuż któ­rych wznie­śli twier­dze. Od Sło­wian, Finów i Litwi­nów ścią­gali daninę w postaci towa­rów, na które był popyt w Bizan­cjum i świe­cie arab­skim: nie­wol­ni­ków, futer i wosku.

W IX wieku zaczęły się poja­wiać na Rusi osady nowego typu; już nie małe ziemne lub drew­niane warow­nie sło­wiań­skich osad­ni­ków, lecz warowne grody. Słu­żyły one nor­mań­skim wodzom, ich rodzi­nom i dru­ży­nie. Wokół nich czę­sto wyra­stały pod­gro­dzia zamiesz­kane przez miej­sco­wych rze­mieśl­ni­ków i kup­ców. W pobliżu każ­dego grodu znaj­do­wał się cmen­tarz. Nor­ma­nów i Sło­wian czę­sto grze­bano w tych samych kur­ha­nach, ale ich groby bar­dzo się róż­niły: nor­mań­skie zawie­rały broń, klej­noty i typowo skan­dy­naw­skie narzę­dzia domowe, a cza­sem nawet całe łodzie. Wyko­pa­li­ska arche­olo­giczne dowo­dzą, że na Rusi ist­niały cztery główne rejony osad­nic­twa nor­mań­skiego: nad Zatoką Ryską, wokół jeziora Ładoga i wzdłuż rzeki Woł­chow, na wschód od Smo­leń­ska oraz mię­dzy górną Wołgą i Oką. Zda­rzały się też odosob­nione osie­dla, z któ­rych Könugard (Kijów) było zde­cy­do­wa­nie naj­więk­sze. Wszyst­kie cztery główne rejony osad­nic­twa nor­mań­skiego leżały przy szla­kach han­dlo­wych łączą­cych Bał­tyk z Morzem Kaspij­skim i Czar­nym. W swo­ich sagach Nor­ma­no­wie nazy­wali Rosję Gar­da­riki, czyli „kró­le­stwem gro­dów”.

Nie cała danina nało­żona na lud­ność tubyl­czą szła na utrzy­ma­nie tych gar­ni­zo­nów. Jej naj­cen­niej­sza część była prze­zna­czona na eks­port na odle­głe rynki, a ponie­waż szlaki han­dlowe były nie­bez­pieczne, Nor­ma­no­wie zbu­do­wali wzdłuż nich łań­cuch warow­nych gro­dów. Pro­ces ten, roz­po­częty około 800 roku n.e., kiedy nad jezio­rem Ładoga powstały pierw­sze skan­dy­naw­skie osie­dla, został zakoń­czony około 882 roku, gdy książę Helgi (Oleg) zjed­no­czył pod swoim ber­łem dwa punkty węzłowe „szlaku grec­kiego”, Holm­gard (Nowo­gród) i Könugard (Kijów). Ten ostatni stał się sie­dzibą cen­trali han­dlowej. Wybrano go dla­tego, że trans­port towa­rów aż do tego mia­sta nie nastrę­czał trud­no­ści, gdyż w owym cza­sie Nor­ma­no­wie cał­ko­wi­cie pano­wali nad zachod­nią Rusią. Dopiero następny odci­nek, z Kijowa nad Morze Czarne, był bar­dziej nie­bez­pieczny, ponie­waż tu roiło się od koczow­ni­ków trud­nią­cych się łupie­stwem.

Co roku wio­sną, gdy tylko pękał lód na rze­kach, daninę spła­wiano do Kijowa z roz­pro­szo­nych punk­tów zbior­czych. Maj poświę­cano na wypo­sa­że­nie wiel­kiej dorocz­nej flo­tylli. W czerwcu statki zała­do­wane nie­wol­ni­kami i towa­rami żeglo­wały pod silną strażą z Kijowa w dół Dnie­pru. Naj­nie­bez­piecz­niej­szą część podróży sta­no­wiły bystrza znaj­du­jące się od 40 do 100 kilo­me­trów na połu­dnie od Kijowa. Cesarz Kon­stan­tyn VII Por­fi­ro­ge­neta pisze, że Nor­ma­no­wie nauczyli się poko­ny­wać pierw­sze trzy progi, ale po dotar­ciu do czwar­tego musieli wyła­do­wy­wać towary i kon­ty­nu­ować podróż pie­szo. Łodzie miej­scami cią­gnięto, miej­scami nie­siono. Część Nor­ma­nów poma­gała nieść ładu­nek, inni pil­no­wali nie­wol­ni­ków, jesz­cze inni wypa­try­wali nie­przy­ja­ciela i w razie ataku odpie­rali go. Po poko­na­niu ostat­niego progu flo­tylla była w miarę bez­pieczna, a towary mogły być ponow­nie zała­do­wane na łodzie. Dla­tego Kijów miał tak duże zna­cze­nie i dla­tego został wybrany na sto­licę nor­mań­skiego han­dlu na Rusi. Mia­sto peł­niło podwójną funk­cję: głów­nego składu daniny zbie­ra­nej na całej Rusi i portu, z któ­rego trans­por­to­wano ją pod eskortą do miej­sca prze­zna­cze­nia.

Tak oto, nie­mal jako pro­dukt uboczny han­dlu mię­dzy­na­ro­do­wego mię­dzy dwoma obcymi ludami, Nor­ma­nami i Gre­kami, powstało pierw­sze pań­stwo wschod­nio­sło­wiań­skie. Suwe­renną wła­dzę nad warow­nymi gro­dami i ota­cza­ją­cymi je zie­miami objęła dyna­stia chlu­biąca się pocho­dze­niem od na wpół legen­dar­nego księ­cia skan­dy­naw­skiego o imie­niu Hro­erekr, czyli Rode­rick (Riu­rik w kro­ni­kach ruskich). Głowa tej dyna­stii, wielki książę, urzę­do­wał w Kijo­wie, pod­czas gdy jego syno­wie, krewni i naj­waż­niejsi wojo­wie zarzą­dzali pro­win­cjo­nal­nymi mia­stami.

Pań­stwo kijow­skie było jed­nak czymś zupeł­nie innym od orga­ni­za­cji tery­to­rial­nej zna­nej z nor­mań­skiej histo­rii Fran­cji, Anglii czy Sycy­lii. Pań­stwo nor­mań­skie na Rusi przy­po­mi­nało raczej wiel­kie kupiec­kie przed­się­bior­stwa z sie­dem­na­sto- i osiem­na­sto­wiecz­nej Europy, takie jak Kom­pa­nia Wschod­nio­in­dyj­ska czy Kom­pa­nia Zatoki Hud­sona. Zostały one utwo­rzone w celach eko­no­micz­nych, ale z powodu braku admi­ni­stra­cji na obsza­rze swo­jej dzia­łal­no­ści przy­jęły na sie­bie zada­nia quasi-pań­stwowe. Wielki książę był par excel­lence kup­cem, a jego księ­stwo miało cha­rak­ter przed­się­bior­stwa han­dlo­wego, zło­żo­nego z luźno powią­za­nych ze sobą miast, któ­rych gar­ni­zony zbie­rały daninę i w dość bez­względny spo­sób utrzy­my­wały porzą­dek. Ksią­żęta byli cał­kiem nie­za­leżni od sie­bie. Wraz ze swymi dru­ży­nami nor­mań­scy władcy Rusi two­rzyli odrębną kastę. Miesz­kali osobno, swo­ich ludzi sądzili według spe­cjal­nych praw, a ich szczątki grze­bano w oddziel­nych gro­bach. Admi­ni­stra­cja nor­mań­ska dzia­łała w spo­sób bar­dzo nie­dbały. Zimą ksią­żęta w oto­cze­niu swo­ich dru­żyn uda­wali się na wieś, aby orga­ni­zo­wać dostawę daniny i wymie­rzać spra­wie­dli­wość.

Dopiero w XI wieku, kiedy pań­stwo kijow­skie zaczęło słab­nąć, w więk­szych mia­stach poja­wiła się insty­tu­cja zgro­ma­dze­nia ludo­wego, czyli wiecu (wie­cze). Zgro­ma­dze­nia te, zło­żone ze wszyst­kich doro­słych męż­czyzn, słu­żyły księ­ciu radą w waż­nych spra­wach poli­tycz­nych. W Nowo­gro­dzie i Psko­wie wie­com udało się nawet prze­jąć wła­dzę usta­wo­daw­czą i zmu­sić ksią­żęta do wyko­ny­wa­nia swo­ich posta­no­wień. Ale pomi­ja­jąc te dwa przy­padki, sto­su­nek mię­dzy księ­ciem a wie­cem pozo­stał nie­okre­ślony i nie­for­malny. Z pew­no­ścią nie można twier­dzić, że lud­ność Rusi Kijow­skiej wywie­rała jaki­kol­wiek wpływ insty­tu­cjo­nalny na elitę rzą­dzącą, a już naj­mniej w IX i X wieku, kiedy wiece jesz­cze nie ist­niały. W zło­tym okre­sie pań­stwo­wo­ści kijow­skiej wła­dzę spra­wo­wano tak jak w przed­no­wo­cze­snym przed­się­bior­stwie han­dlo­wym i nie była ona ogra­ni­czona ani pra­wem, ani wolą lud­no­ści.

O sto­sunku Nor­ma­nów do ich ruskich posia­dło­ści naj­wy­mow­niej świad­czy fakt, że nie wypra­co­wali oni mecha­ni­zmu suk­ce­sji. W IX i X wieku kwe­stię tę roz­wią­zy­wano siłą: po śmierci władcy kijow­skiego ksią­żęta zacie­kle wal­czyli mię­dzy sobą i dopóki zwy­cięzca nie osiadł na tro­nie, wszel­kie pozory jed­no­ści pań­stwo­wej zni­kały. Póź­niej podej­mo­wano wiele nie­uda­nych prób, aby usta­lić zasady następ­stwa tronu. Przed śmier­cią w 1054 roku wielki książę Jaro­sław podzie­lił pań­stwo mię­dzy pię­ciu synów, pro­sząc ich usil­nie, aby „słu­chali” się naj­star­szego, któ­remu powie­rzył Kijów. Metoda ta jed­nak nie zapo­bie­gła kon­flik­tom dyna­stycz­nym. Póź­niej ksią­żęta kijow­scy odby­wali narady, pod­czas któ­rych oma­wiali, a nie­kiedy roz­wią­zy­wali spory, włącz­nie z tery­to­rial­nymi.

Uczeni od dawna spie­rają się, czy na Rusi Kijow­skiej obo­wią­zy­wał jakiś sys­tem suk­ce­sji, a jeśli tak, to jakie były jego zasady. Histo­rycy dzie­więt­na­sto­wieczni, w cza­sach gdy filo­zo­fia Hegla miała prze­możny wpływ na histo­rio­gra­fię, uwa­żali, że Ruś Kijow­ska znaj­do­wała się w przed­pań­stwo­wej fazie roz­woju dzie­jo­wego, w któ­rej kró­le­stwo i skła­da­jące się nań mia­sta nale­żały do całej dyna­stii. Suk­ce­sja odby­wała się na zasa­dzie star­szeń­stwa, zgod­nie z którą naj­star­szemu przy­pa­dał Kijów, a młodsi, w kolej­no­ści, obej­mo­wali wła­dzę w mia­stach pro­win­cjo­nal­nych.

Tę tra­dy­cyjną teo­rię zakwe­stio­no­wał na początku XX wieku Alek­sandr Prie­snia­kow, który twier­dził, że ksią­żęta kijow­scy trak­to­wali pań­stwo jako nie­po­dzielną całość i wal­czyli mię­dzy sobą o wła­dzę nie w poszcze­gól­nych mia­stach, ale w całym księ­stwie. Część dzi­siej­szych uczo­nych przy­chyla się do zmo­dy­fi­ko­wa­nej wer­sji daw­nej teo­rii rodo­wej. Zgod­nie z nią ksią­żęta kijow­scy prze­jęli zwy­czaje koczow­ni­czych ple­mion turec­kich, takich jak Pie­czyn­go­wie, z któ­rymi utrzy­my­wali stały kon­takt i u któ­rych porzą­dek star­szeń­stwa miał cha­rak­ter poziomy, a nie pio­nowy – tron prze­cho­dził więc z brata na brata, a nie z ojca na syna. Jed­nakże nie­za­leż­nie od tego, jaki sys­tem suk­ce­sji teo­re­tycz­nie przy­jęli ruscy Nor­ma­no­wie i ich następcy, w prak­tyce nie sto­so­wali żad­nego. W rezul­ta­cie pań­stwem kijow­skim wciąż wstrzą­sały kon­flikty wewnętrzne podobne do tych, które dopro­wa­dziły póź­niej do roz­padu impe­rium Czyn­gis-chana. Jak dowiódł Henry Maine, brak pri­mo­ge­ni­tury jest cechą cha­rak­terystyczną wła­dzy i wła­sno­ści w przed­in­dy­wi­du­ali­stycz­nej i przed­pu­blicz­nej fazie roz­woju spo­łecz­nego. Nor­ma­no­wie trak­to­wali Ruś jako wspólną wła­sność dyna­styczną, a nie wła­sność jed­nego członka lub gałęzi rodu, co świad­czy, że nie mieli jasnej kon­cep­cji wła­dzy poli­tycz­nej i poj­mo­wali ją w kate­go­riach pry­wat­nych, a nie publicz­nych.

Nor­ma­no­wie ni­gdzie nie oparli się asy­mi­la­cji i rów­nież pod tym wzglę­dem ich ruska gałąź nie sta­no­wiła wyjątku. Jako lud roz­bój­ni­ków, wyro­słych w zaco­fa­nym kraju gdzieś na pery­fe­riach cywi­li­zo­wa­nego świata, wszę­dzie ule­gali wpły­wom kul­tury ple­mion, które pod­bi­jali siłą oręża. Nor­ma­no­wie kijow­scy zesla­wi­zo­wali się w poło­wie XI wieku, czyli mniej wię­cej wtedy, gdy Nor­ma­no­wie we Fran­cji ule­gli gali­cy­za­cji. Waż­nym czyn­ni­kiem asy­mi­la­cji było przej­ście na pra­wo­sła­wie, czego skut­kiem stało się mię­dzy innymi przy­ję­cie języka staro-cer­kiewno-sło­wiań­skiego, stwo­rzo­nego przez misjo­na­rzy bizan­tyń­skich. Uży­wa­nie tego języka we wszyst­kich doku­men­tach pisa­nych, świec­kich i kościel­nych, przy­czy­niło się znacz­nie do zatra­ce­nia przez nor­mań­ską elitę toż­sa­mo­ści etnicz­nej. Innym czyn­ni­kiem asy­mi­la­cji były mał­żeń­stwa ze sło­wiań­skimi kobie­tami i stop­niowe prze­ni­ka­nie rodzi­mych wojów do nie­gdyś czy­sto skan­dy­naw­skich dru­żyn. W trak­ta­cie zawar­tym mię­dzy ksią­żę­tami kijow­skimi a Bizan­cjum w 911 roku wszy­scy kijow­scy sygna­ta­riu­sze nosili imiona skan­dy­naw­skie (np. Ingjald, Farulf, Ver­mund, Gun­nar). Imiona te ule­gły póź­niej sla­wi­za­cji lub zostały zastą­pione sło­wiań­skimi, przez co w kro­ni­kach ruskich (któ­rych pierw­szy kom­pletny tekst pocho­dzi z 1116 roku) imiona nor­mań­skie wystę­pują już w postaci sło­wiań­skiej; Helgi jest więc Ole­giem, Helga Olgą, Ingwarr Igo­rem, a Wal­de­mar Wła­di­mi­rem.