Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
JOHN GLATT, BESTSELLEROWY AUTOR NEW YORK TIMES, PRZEDSTAWIA POTWORNĄ HISTORIĘ TURPINÓW: POZORNIE NORMALNEJ RODZINY, KTÓREJ MROCZNE SEKRETY WSTRZĄSNĘŁY CAŁYM ŚWIATEM.
14 stycznia 2018 roku siedemnastoletnia dziewczyna wyszła przez okno swojego domu w Perris w Kalifornii i drżącymi palcami wykręciła numer alarmowy 911. Trzęsącym się głosem powiedziała operatorce, że jej rodzeństwo w wieku od 2 do 29 lat od dawna maltretowane jest przez rodziców.
Zapytana o adres, zawahała się. „Nigdy nie wychodziłam z domu” powiedziała. Dla rodziny, sąsiadów i przyjaciół z internetu Louise i David Turpinowie byli obrazem prawdziwej domowej harmonii: ubierali trzynaścioro swoich dzieci w pasujące do siebie stroje i kupowali im drogie prezenty. Ale to, co odkryła policja w ich domu, przyćmiło najbardziej szokujące przypadki wykorzystywania dzieci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 304
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Audrey i Mavisa Hirschbergów
PODZIĘKOWANIA
Straszliwe czyny, których dopuścili się David i Louise Turpinowie wobec trzynaściorga swoich dzieci, i za które postawiono im zarzuty, budzą ogólne przerażenie. Kiedy prokurator okręgowy hrabstwa Riverside Mike Hestrin po raz pierwszy na konferencji prasowej powiadomił o deprawacji, do której posunęła się owa para, dech w piersiach zaparło nawet najbardziej zatwardziałym dziennikarzom.
Turpinowie, którzy kazali swoim dzieciom zwracać się do siebie „Matko” i „Ojcze”, najwyraźniej nie uświadamiali sobie wielkości urazów psychicznych i fizycznych, które zadawali. Zgodnie z dokumentacją sprawy Louise fizycznie maltretowała dzieci i przykuwała je do łóżek na całe miesiące. Kiedy one cierpiały z głodu, kobieta wraz z Davidem jadała w dobrych restauracjach.
Mimo że Louise wychowywała się w społeczności Kościoła zielonoświątkowców, wciąż pozostaje tajemnicą, w jaki sposób nauki wspólnoty mogły pchnąć ją w ramiona obłędu. Najbardziej przerażający jest fakt, że Turpinowie przez cały ten czas się nie wychylali, mieszkali w przyzwoitej dzielnicy otoczeni tak samo przyzwoitymi sąsiadami. Nikt nigdy nie zgłosił niczego niepokojącego. David Turpin złożył oficjalnie dokumenty do Departamentu Edukacji Kalifornii, aby móc prowadzić zajęcia szkolne w domu. Żaden z przedstawicieli organów władzy nigdy jednak nie sprawdził, czy ów samozwańczy nauczyciel rzeczywiście zajmuje się nauką domową.
Dziesięć lat temu napisałem Secrets in the Cellar, przerażającą opowieść o austriackim potworze Josefie Fritzlu, który więził swoją córkę Elizabeth przez ponad dwadzieścia lat. W tym czasie córka urodziła mu siedmioro dzieci. W 2010 roku w książce Lost and Found opisałem, jak Phillip Garrido i jego żona Nancy porwali jedenastoletnią Jaycee Lee Dugard i przetrzymywali ją przez osiemnaście lat w Antioch w Kalifornii, nie dalej niż czterdzieści kilometrów od pełnego cierpienia domu Turpinów.
Następnie w 2013 roku w reportażu Lost Girls, opisałem tak zwane porwania z Cleveland, gdzie niejaki Ariel Castro uprowadził z ulicy trzy dziewczynki i zmienił je w seksualne niewolnice na ponad dziesięć lat. Podobnie jak Jordan Turpin pięć lat później, Amanda Berry zaryzykowała życiem, uciekając, by wezwać pomoc i uratować pozostałe dziewczęta.
Założyciel Instytutu Badań nad Sektami Rick Ross powiedział mi kiedyś: „Kto wie, z iloma tego typu przypadkami mamy do czynienia w Stanach Zjednoczonych? Wbrew pozorom takie sprawy nie są rzadkie, ale dowiadujemy się o nich dopiero wtedy, gdy wydarzy się coś strasznego”.
Niniejsza książka jest owocem wielomiesięcznych badań nad życiem Davida i Louise Turpinów. Pracę nad nią rozpocząłem w Princeton w Wirginii Zachodniej, podążając ich śladami od samego początku. Następnie udałem się za nimi na Zachód do Fort Worth i Rio Vista w Teksasie, gdzie przebywali z prawie całą gromadką swoich dzieci. Ostatecznie osiedli w Perris w Kalifornii.
W trakcie pracy nad tą książką pomogła mi rzesza ludzi. W pierwszej kolejności chciałbym podziękować psychiatrze sądowemu, doktorowi Michaelowi Stone’owi z Uniwersytetu Columbia, za dodanie własnej, specjalistycznej analizy do tej zawiłej i zaskakującej sprawy. Specjalistce od traumatycznych przeżyć u dzieci Allison Davis Maxon, która zapewniła mi bezcenną pomoc w zrozumieniu ogromu mentalnych strat, których doznały dzieci oraz wyjątkowej terapii, której będą potrzebowały. Słynnemu ekspertowi w dziedzinie sekt Rickowi Rossowi, który śledził sprawę Turpinów od samego początku. Wyjaśnił mi on, jak Davidowi Turpinowi, który przejawiał cechy narcystyczne, udało się zjednać sobie Louise i powołać do życia swego rodzaju rodzinną sektę, w której oddawano mu cześć.
Na podziękowania zasługują również: Jessica Barmejo, Gilbert Bolling, Dan Brodsky-Chenfeld, Jared Dana, David Downard, Janie Farmer, Dr David Fenner, Richard Ford, Mike Gilbert, Todd Gray, Dr Ray Hurt, Mary Hopkins, Greg Jordan, Donald Kick, Tyler Kyle, Erica Llaca, Brian McCabe, David Macher, radny Jose Medina, Lois Miller, Jeff Moore, Verlin Moye, Aaron Pankratz, Brent Rivas, Kent Ripley, Brian Rokos, Ricardo Ross, Lindsay Gatlin, Tim Snead, Bobby Spiegel, Mayor Michael Vargas, Becky Veneri, Ricky Vinyard oraz Pamela Winfrey.
Chciałbym również złożyć wyrazy wdzięczności obsłudze Dolly’s Diner w Princeton w Wirginii Zachodniej, Annie’s Café w Lake Elsinore w Kalifornii i Jenny’s Family Restaurant w Perris w Kalifornii za gościnność i pomoc oraz Bobbie Herrerze, Felipie Guerrze i personelowi biblioteki publicznej w Cleburne.
Jak zawsze jestem niezwykle wdzięczny Charlesowi Spicerowi i Sarah Grill z St. Martin’s Press za całą ich pomoc i dobre rady. Dziękuję superagentkom Jane Dystel i Miriam Goderich z Dystel, Goderich and Bourret Literary Management, moim podporom, które zawsze mnie motywowały i wspierały.
Na osobne podziękowania zasługują także: moja żona Gail, Emily Freund, Debbie, Douglas i Taylor Baldwinowie, Pamela Martin, Chris Vlasak, Lenny Millen, Bernie Freund, Annette Witheridge, Ian i Helen Kimmetowie, Jo Greenspan, Galli Curci, Chris Frost, Roger Hitts, Danny, Cari oraz Allie Tractenberg i Gurcher.
PROLOG
Około godziny 5:30 nad ranem, w chłodny, niedzielny poranek siedemnastoletnia Jordan Turpin i jej trzynastoletnia siostra Jolinda wymknęły się na dwór przez okno sypialni na parterze. Kiedy przechodziły na palcach przez podwórze w kierunku Muir Woods Road w Perris w Kalifornii, na zewnątrz wciąż panował mrok.
Obawiające się o swoje życie dwie zabłąkane dziewczynki minęły domy sąsiadów i skręciły w Presidio Lane. Niespodziewanie mała Jolinda straciła pewność siebie i nie znalazła w sobie tyle odwagi, żeby pójść dalej. Uciekła z powrotem do domu i przez okno wróciła do sypialni. Jordan została sama.
Od momentu przeprowadzki do Perris, trzy i pół roku wcześniej, Jordan rzadko przebywała na zewnątrz i nie znała najbliższej okolicy. Wraz z dwanaściorgiem rodzeństwa przez całe swoje życie była w domu więźniem. Strażnikami więziennymi byli dla nich rodzice, którzy utrzymywali dyscyplinę w domu, stosując wobec swoich „pociech” tortury i przemoc.
Dzieci walczyły z potwornym głodem, pozwalano im na tylko jedną kąpiel w ciągu roku, musiały nosić miesiącami te same cuchnące ubrania. Choć oficjalnie podlegali domowemu obowiązkowi szkolnemu, wiele spośród rodzeństwa Jordan w wieku od dwóch do dwudziestu dziewięciu lat ledwie uzyskało edukację na poziomie pierwszej klasy podstawówki i dysponowało tylko elementarnymi umiejętnościami.
Jordan planowała swoją ucieczkę od ponad dwóch lat. Kilka miesięcy wcześniej Ojciec, który pracował na stanowisku inżyniera, został przeniesiony do Oklahomy. W styczniu 2018 roku rodzina była już spakowana i gotowa do przeprowadzki. Dziewczyna uznała, że lepszej okazji już nie będzie. W końcu udało się jej znaleźć niezbędny sprzęt do realizacji planu: stary, nieaktywny telefon komórkowy, który kiedyś dał jej brat. Nastolatka usłyszała niegdyś o możliwości wezwania pomocy z zewnątrz. Modliła się, żeby urządzenie wciąż było w stanie nawiązać połączenie ze służbami ratunkowymi.
O 5:51, drżąc ze strachu, Jordan wybrała numer 911 i skontaktowała się ze światem zewnętrznym.
* * *
Położone sto dziesięć kilometrów na południowy wschód od Los Angeles miasteczko Perris słynie ze swojej rodzinnej społeczności, a także z dostępu do dobrych szkół i bezpiecznych ulic. Muir Woods Road to ulica otoczona rzędami domów z wypielęgnowanymi trawnikami pełnymi krasnali ogrodowych. Ich mieszkańcy wprost puchną z dumy na myśl, że mogą mieszkać w takim miejscu.
Nieruchomość oznaczona numerem 160 nie różniła się absolutnie niczym od pozostałych budynków w sąsiedztwie. Był to wówczas idealny dom w nowej, modnej dzielnicy Monument Park, kiedy David i Louise Turpinowie wraz z ich dwanaściorgiem dzieci przyjechali tam po raz pierwszy w maju 2014 roku. Byli jedną z pierwszych rodzin, które wprowadziły się do tej okolicy.
Przez następne cztery lata Turpinowie rzadko wychodzili z domu, nie licząc wypadów po odbiór poczty z lokalnej skrzynki. Trzymali się raczej na uboczu.
– Nikt nie wiedział, że mają dwanaścioro dzieci – powiedziała Lindsay Gatlin mieszkająca kilka numerów dalej. – Myślałam, że jedno, góra dwoje.
Pięćdziesięciosiedmioletni David Turpin w istocie wyróżniał się na tle pozostałych mieszkańców ze swoimi farbowanymi blond włosami w stylu Kapitana Kangaroo. Sąsiedzi wiedzieli, że pracował jako inżynier lotnictwa w Northrop Grumman oraz że zarabiał rocznie sześciocyfrową kwotę. Świadczyła o tym lśniąca flota, składająca się z trzech samochodów i piętnastoosobowego busa na podjeździe.
Za zamkniętymi drzwiami istniał jednak zupełnie inny świat. David i jego czterdziestodziewięcioletnia żona Louise zmienili dom w brudny, cuchnący loch, w którym przetrzymywali swoje dzieci. Nalegali, żeby zwracano się do nich per „Matko” i „Ojcze”, jak w biblijnych czasach.
Dzieciom przysługiwał jeden pokój na cztery osoby. Były poważnie niedożywione, często bite i przypinane łańcuchami do mebli, czasami na całe miesiące. Czynności podlegające karze obejmowały mycie się powyżej nadgarstków (tak zwana zabawa wodą), kradzież jedzenia, bawienie się zabawkami czy nawet wyglądanie na zewnątrz przez żaluzje.
Dzieci żyły w świecie mroku, śpiąc w trakcie dnia i czuwając w nocy. Ich jedyny posiłek w ciągu dnia był zawsze taki sam. Składał się z kanapek z masłem orzechowym lub kiełbasą oraz burrito. Najstarsza z rodzeństwa, dobiegająca trzydziestki Jennifer, ważyła zaledwie trzydzieści sześć kilogramów.
Na święta Bożego Narodzenia dwudziestopięcioletni Joshua dostał nowy telefon komórkowy, co sprawiło, że swój stary, już nieaktywny, oddał swojej siostrze Jordan. Przyjaciółka, z którą dziewczyna rozmawiała przez internet, powiedziała jej, że mimo tego może zadzwonić na numer alarmowy.
Aby udowodnić okrucieństwo, które miało miejsce w domu, Jordan w tajemnicy zrobiła telefonem dwa zdjęcia swoich młodszych siostrzyczek przykutych do łóżek i siedzących we własnych odchodach. Zabrała również kawałek koperty z nadrukowanym adresem ich domu, ponieważ go nie znała.
* * *
– 911, w czym mogę pomóc? – zapytała operatorka numeru alarmowego Kelly Eckley.
– Proszę posłuchać – powiedziała Jordan, ledwie łapiąc dech z wrażenia. – Mieszkam z piętnastoosobową rodziną, a rodzice stosują wobec nas przemoc. Robią nam krzywdę, a moje dwie młodsze siostry są w tej chwili przykute łańcuchami. Zakuwają nas w nie za każdym razem, kiedy zachowamy się niewłaściwie.
Wysokim głosem dziecka Jordan opowiedziała kobiecie, że nie mogła już dłużej słuchać, jak jej siostrzyczki płaczą przez całą noc z bólu, ciasno przykute przez rodziców do łóżek.
– Budzą się w nocy, zaczynają płakać i proszą mnie, żebym kogoś wezwała – dodała. – Chciałam zadzwonić do was wszystkich i prosić o pomoc dla moich sióstr.
Wstrząśnięta operatorka, która założyła, że ma na linii małe dziecko, zapytała ją o nazwisko.
– T-U-R-P-E-N – przeliterowała Jordan, popełniając przy tym błąd.
Zapytana o adres, dziewczyna odczytała liczby z zabranego skrawka koperty: 925707774, kod pocztowy oraz trzycyfrowy numer oznaczający ich konkretny dom.
Eckley zapytała ją, czy przebywa w pobliżu domu.
– Chyba tak – odparła. – Nigdy stamtąd nie wychodziłam. Nieczęsto mam taką okazję, więc nie wiem nic na temat ulic czy czegokolwiek.
Przez następne dwadzieścia minut Jordan spokojnie opisywała nieludzkie okrucieństwo, którego dopuścili się względem nich rodzice.
– Mój tata ma chyba broń – powiedziała w pewnym momencie, dodając, że jej nie widziała, ale słyszała, jak rodzice o niej rozmawiali.
Kiedy operatorka spytała, czy dzieci chodzą do szkoły, Jordan zaprzeczyła.
– Nasza matka mówi ludziom, że mamy prywatne nauczanie w domu – wyjaśniła. – Ale tak naprawdę wcale się nie uczymy. Nie skończyłam pierwszej klasy, a mam siedemnaście lat.
Eckley zapytała, czy w domu są dostępne jakiekolwiek medykamenty. Jordan odpowiedziała jej, że nie ma pojęcia, co to są medykamenty.
Przerażona tym wszystkim, co usłyszała, Eckley spytała o miejsce, w którym przebywa jej matka, ale Jordan wyjaśniła, że nie wie zbyt wiele na jej temat.
– Ona nas nie lubi – oznajmiła drżącym głosem. – W ogóle nie spędza z nami czasu. Zajmuje się tylko sobą. Moja matka jedynie daje nam jedzenie, ale nigdy nie rozmawiamy.
Podała wiek swojego rodzeństwa, dodając przy tym, że jedyne dziecko, którym matka się zajmuje to dwulatka.
Jordan powiedziała operatorce, że w domu jest taki bałagan, że kiedy się budzi, trudno jest jej oddychać z powodu smrodu. Chcąc złapać odrobinę świeżego powietrza, uchyla okno, choć ryzykuje tym pobicie, gdyby została przyłapana.
– W ogóle się nie kąpiemy – wyjaśniła rzeczowo Jordan. – Nie wiem, czy nie powinniśmy pójść do lekarza.
Zapytana o to, kiedy kąpała się po raz ostatni, dziewczyna zawahała się.
– Ech, nie wiem – odparła. – Prawie rok temu. Czasami czuję się taka brudna, że myję twarz i włosy w zlewie.
Jordan wyjaśniła operatorce, że jej rodzeństwo zostało uwięzione w domu przez Matkę i Ojca.
– Oni nie pozwalają się nam wyprowadzić – dodała. – Niektórzy z nas są gotowi podjąć pracę, ale usłyszeliśmy, że nie ma na to żadnych szans.
* * *
Po zakończeniu rozmowy na numerze alarmowym funkcjonariusze z Biura Szeryfa w hrabstwie Riverside pospiesznie udali się na miejsce, gdzie czekała już na nich policja z Departamentu Policji w Perris.
Kiedy zobaczyli po raz pierwszy Jordan, pomyśleli, że mają do czynienia z dziesięciolatką. Nawet doświadczeni stróże prawa byli wstrząśnięci, czując od niej fetor i widząc warstwę czarnego brudu na jej skórze. Kiedy pokazała im zdjęcia z telefonu komórkowego przedstawiające jej dwie przykute do łóżek siostry, bez wahania pojechali prosto na Muir Woods Road pod numer 160.
* * *
Kiedy Louise Turpin usłyszała głośne pukanie do drzwi i zobaczyła migające światła policyjnych radiowozów, natychmiast nakazała rozkuć obie dziewczynki. Starsza siostra pobiegła do ich sypialni, otworzyła kłódki i wrzuciła łańcuchy do szafy.
Jedenastoletnia Julissa, która była przykuta do łóżka, powiedziała później śledczym, że kiedy usłyszała pukanie i zobaczyła błyskające światła, natychmiast pomyślała, że Jordan się powiodło i że wkrótce będą wolne.
Kiedy w końcu zostały otwarte drzwi wejściowe, funkcjonariusze wpadli do środka. Odór był przytłaczający, w ogóle nie byli przygotowani na horror, który zastaną wewnątrz. Jeden z policjantów miał założoną kamerę, którą rejestrował całą akcję.
W jednym z pokoi znaleźli Jonathana Turpina, wciąż przykutego łańcuchem. Kiedy go uwolnili, zaczął się zachowywać tak, jakby zupełnie nic się nie wydarzyło. Jego dwie młodsze siostry, które właśnie zostały uwolnione, miały na brudnej skórze wyraźne, białe ślady w miejscach, gdzie znajdowały się łańcuchy.
Pozostała dziewiątka, cuchnąca ludzkimi odchodami, siedziała stłoczona w innych pokojach. Wszystkie dzieci były straszliwie zaniedbane, śmierdzące i wycieńczone.
– Było tam niezwykle brudno – potwierdził kapitan Greg Fellows z Biura Szeryfa – a warunki były nieludzkie.
* * *
Całe to zamieszanie wybudziło ze snu Araceli Olozagaste, która mieszkała po przeciwnej stronie ulicy. Wyjrzała przez zasłony i zobaczyła policjantów wyprowadzających Davida i Louise Turpinów z ich domu. Jej sąsiedzi byli zakuci w kajdanki. David wykrzykiwał coś chaotycznie, a na twarzy Louise nie malowały się żadne emocje.
– Kaszlała tylko – powiedziała Olozagaste. – Zachowywała się dość dziwnie, kiedy rozmawiał z nią policjant. Uśmiechała się do niego ironicznie. Potem dwukrotnie splunęła na ziemię.
Część pierwsza
ZIARNO ZŁA
1
KING TURPIN
Zgodnie z panującą w rodzinie wiedzą, David Turpin zadurzył się po raz pierwszy w Louise Robinette, kiedy miała dziesięć lat. On skończył wtedy siedemnaście. Chuderlawy, mierzący sto osiemdziesiąt centymetrów chłopak okazywał nieśmiałej dziewczynie spore zainteresowanie. Ich zaloty sprowadzały się do potajemnego trzymania się za ręce podczas burzliwych mszy zielonoświątkowców w Kościele Bożym w Princeton w Wirginii Zachodniej, w których uczestniczyły ich rodziny.
Dwa lata później drobna siódmoklasistka oznajmiła swojej babce, że pewnego dnia wyjdzie za Davida i że urodzi mu dwanaścioro dzieci.
Niemal pół wieku wcześniej dziadek Davida, wielebny King Turpin Junior, również zakochał się w szesnastolatce, od której był niemal dwukrotnie starszy. Zaledwie dwa miesiące po tym jak Nellie, posłuszna i obowiązkowa matka jego ośmiorga potomków, zmarła w trakcie porodu bliźniąt, Turpin ożenił się z opiekunką ich dzieci, Berthą Lee Church.
Dzień po Bożym Narodzeniu w 1932 roku charyzmatyczny pastor zielonoświątkowców zawarł umowę z ojcem opiekunki: postanowił zamienić Berthę na jego nowego Studebakera Big Six.
– Ojciec wymienił mnie na samochód – przyznała po latach. – King powiedział, że gdyby nie dał mojemu ojcu auta, nie miałby mnie.
W ciągu następnych osiemnastu lat Bertha urodziła mu jeszcze jedenaścioro dzieci. Łącznie było ich więc dziewiętnaścioro, choć pięcioro zmarło w okresie niemowlęcym.
Niewielki fizycznie wielebny King Turpin Junior był niezwykłą ikoną familii Turpinów. Starszy brat Davida, wielebny Randolph „Randy” Turpin, był rodzinnym genealogiem, który w 2010 roku napisał i samodzielnie wydał biografię ich dziadka A Man Called King. Miała ona stać się inspiracją dla wszystkich przyszłych pokoleń Turpinów.
Urodzony w 1903 roku w Chattanooga w stanie Tennessee „Little King”, jak go nazywano, dorastał w ubogim domu, w którym nie stroniono od przemocy. Jego bystry ojciec King Turpin Senior utrzymywał surową dyscyplinę i wpadał we wściekłość w reakcji na najmniejszą prowokację. Ganiał psotnego chłopaka i jego młodszą siostrę Minnie wokół domu, wymachując rozgrzanym do białości pogrzebaczem lub rzucając w nich kamieniami. Kiedy udawało mu się ich złapać, stosował wobec nich brutalne kary.
Pewnego razu ukarał ich, zabierając im jedyną parę butów i tym samym zmuszając dzieci do chodzenia na boso po wiejskiej okolicy. W niedziele oddawał im je na czas mszy, by uniknąć plotek wśród sąsiadów. Jednak tuż po powrocie do domu konfiskował je ponownie na cały tydzień, tłumacząc, że mogą odzyskać obuwie wtedy, kiedy nauczą się posłuszeństwa.
King Turpin Senior często zostawiał dwoje swoich dzieci w domu na całe tygodnie, podczas gdy on wałęsał się po całym Tennessee, imając się różnych zajęć, żeby zarobić na życie.
– Żyliśmy praktycznie sami – stwierdziła wiele lat później Minnie. – Jakoś udawało się nam przetrwać, ale było to bardzo ciężkie życie.
Po jednym z wyjątkowo dotkliwych pobić Little King i Minnie uciekli od agresywnego ojca. Pod dach przyjął ich przyjaciel rodziny, który niedługo później zadzwonił do Kinga Seniora, żeby mógł odebrać swoje dzieci.
W 1915 roku, kiedy Little King skończył dwanaście lat, doszło do interwencji ze strony opieki społecznej stanu Tennessee. Pracownicy tej instytucji zastali dwoje dzieci Turpina mocno zaniedbanych, w związku z czym zapadła decyzja o umieszczeniu ich w oddzielnych sierocińcach w Chattanooga. Little Kinga wkrótce przekazano pod opiekę wuja, jednak Minnie nie miała tyle szczęścia. Spędziła w sierocińcu dwa lata, po czym trafiła do innego bliskiego członka rodziny i zaszła w ciążę w wieku trzynastu lat.
Po ukończeniu osiemnastego roku życia King Turpin Junior przeprowadził się do Knoxville, gdzie znalazł pracę na plantacji bawełny. W sierpniu 1921 roku ożenił się z Nellie Griggs, która wkrótce urodziła mu córkę Agnes. King Junior przeniósł się z całą rodziną do Lynch w stanie Kentucky i przebranżowił się na górnika. Niedługo później Agnes zmarła niespodziewanie, połykając przez przypadek karbid, którego jej ojciec używał jako paliwa do swojej górniczej lampki na kasku.
* * *
Jak głosi rodzinna legenda, King Turpin Junior w cudowny sposób dołączył do wyznawców Kościoła zielonoświątkowego, co miało miejsce w trakcie spotkania modlitewnego w Lynch. Usłyszał nagle donośny głos z niebios, który zawołał: „Nadchodzi! Nadchodzi! Nadchodzi!”.
– W tym momencie – jak wyznał jego wnuk Randy – moc Ducha Świętego spłynęła na niego od stóp do głów, dzięki czemu zaczął mówić różnymi językami.
Po owym objawieniu King Junior został laickim kaznodzieją, który schodził w głąb kopalni w towarzystwie Nellie i swojego banjo, by głosić prawdę ewangelii zielonoświątkowej.
Para doczekała się jeszcze dwóch synów, Jamesa Jacksona i Roberta, którzy urodzili się rok po roku. W 1927 roku Nellie urodziła Kingowi czwarte dziecko, Williego, który dwanaście miesięcy później zmarł na zapalenie żołądkowo-jelitowe. Na świadectwie śmierci dziecka lekarz zamieścił następującą adnotację: „Rodzice nigdy nie podawali dziecku żadnych leków, ponieważ wierzyli w siłę boskiego uzdrowienia”.
King Junior zabrał swoją ciągle rosnącą rodzinę do Arizony, gdzie został pastorem Kościoła Bożego, radykalnej sekty zielonoświątkowców, która wierzy, że Biblia jest bezpośrednim zapisem słów Boga. Wyznawcy tejże instytucji, założonej w 1886 roku, wierzyli w chrzest od Ducha Świętego, który manifestował się umiejętnością mówienia w wielu językach. King Junior często rezygnował z prowadzenia nabożeństw po angielsku, wierząc, że robi to dzięki namaszczeniu przez Ducha Świętego.
– Dar języków i dar tłumaczenia były często manifestowane – powiedział Randy, który został wyświęcony na biskupa w Kościele Bożym.
W swojej książce Randy wspomina wczesne nabożeństwa kościelne, w trakcie których jego dziadek mówił w danym języku, a następnie przechodził na zupełnie inny, po czym tłumaczył oba na angielski. Jeden z poliglotów należących do kongregacji wstał i oświadczył, że wielebny Turpin doskonale posługuje się hiszpańskim i greką, językami, których akurat nie znał.
W 1932 roku wielebny King Turpin Junior znów przeprowadził się ze swoją liczną rodziną. Tym razem o trzy tysiące dwieście kilometrów na wschód, do Rock House Mountain w południowej części Wirginii Zachodniej. Niedługo po przybyciu na miejsce Nellie zmarła w połogu, a Turpin bezzwłocznie poślubił szesnastoletnią Berthę Lee Church.
Trzynaście miesięcy później nowa żona urodziła mu syna, Jamesa „Jima” Randolpha Turpina – ojca Davida i Randy’ego.
W ciągu kilku kolejnych lat King Junior przenosił się z rodziną do różnych miejsc w Wirginii Zachodniej, dalej prowadził nabożeństwa w wielu Kościołach zielonoświątkowych i pracował jako górnik. W swoim domu w McDowell urządził coś na kształt domowej kaplicy, do której zapraszał na spotkania modlitewne wszystkich sąsiadów.
– Wszyscy klękali, by się pomodlić – napisał Randy w swojej biografii. – King i Bertha bardzo często mówili w różnych językach, tłumaczyli je, a proroctwa… demonstracje boskiej mocy stanowiły część ich codziennego życia.
Jim Turpin wychował się w otoczeniu wyznawców religii zielonoświątkowej, którą praktykuje do dziś.
– Jak tylko sięgam pamięcią – powiedział – zawsze kochałem Jezusa.
Przez całe swoje dzieciństwo Jim brał udział w nabożeństwach organizowanych przez swoich rodziców. W wieku dwudziestu lat usłyszał, jak jego ojciec wygłasza wiadomość w różnych językach. Zaraz po tym dodał tłumaczenie wraz ze specjalnym przekazem dla Jima: „Wkrótce ujrzysz wspaniałość boskich osiągnięć”.
Niedługo potem ewangelista Kościoła Bożego zorganizował serię sesji odnowy religijnej w namiotach rozstawionych w całej okolicy. King i Bertha zabrali Jima na jedną z nich.
– Ogłoszono wezwanie ołtarzowe – napisał Randy – a Jim natychmiast zareagował. Poczuł w sobie boskiego ducha. Wiedział w tamtej chwili, że został wybawiony. To właśnie dzięki modlitwom Kinga i Berthy ocalały wszystkie ich dzieci.
* * *
W czerwcu 1955 roku Jim pobrał się z siedemnastoletnią Betty Jean Rose, z którą zamieszkał w skromnym domu przy New Hope Road w Princeton w Wirginii Zachodniej. To niewielkie miasteczko, położone głęboko w sercu wiejskiej części Appalachów, miało zaledwie 6400 mieszkańców i zwane było „Klejnotem Południa”. Pod koniec XIX wieku rozwój górnictwa węgla i nowo wybudowanych kolei pozwolił na stworzenie nowej, lukratywnej branży przemysłu, która zapewniła bogactwo Princeton.
– Princeton wzniesiono dzięki okolicznym branżom wydobywczej i kolejowej – wyjaśnił Greg Jordan, dziennikarz z „Bluefield Daily Telegraph”. – To jeden z obszarów, w których poważną działalność rozpoczęło wiele spółek wydobywczych w Stanach Zjednoczonych.
W maju 1958 roku Jimowi i Betty Jean urodził się chłopiec, któremu dali na imię James Randolph, ale zwracali się do niego wyłącznie „Randy”. Trzy lata później, 17 października 1961 roku, na świat przyszło ich drugie i ostatnie już dziecko, David Allen.
Każdego lata David i Randy odwiedzali swoich dziadków w Ohio, gdzie mieszkają do dziś. Wielebny King Turpin Junior odegrał ważną rolę we wczesnym życiu Davida i Randy’ego, zaszczepiając w nich miłość do Kościoła zielonoświątkowego i jego nauk.
– King oferował nam znacznie więcej niż tylko zabawę – wspomniał Randy. – Znajdował czas, żeby przekazywać nam duchowe dary. Niekiedy w jego oczach lśniły łzy, jego twarz promieniała i wtedy mówił w różnych językach.
Podczas długich letnich wieczorów starzejący się kaznodzieja śpiewał im piosenki, których nauczył się w latach dwudziestych, brzdąkając przy tym na banjo. Jednym z ulubionych utworów Davida był Long Boy.
– Pamiętam, że nazywał mnie czasami „długim, wysokim wnukiem” – powiedział Randy. – Mam mnóstwo wspaniałych wspomnień związanych z dziadkiem.
Pewnego lata dziadkowie Davida przenieśli się do jego domu w Princeton. Bertha przechodziła w tym czasie dwie operacje biodra w pobliskim szpitalu. W trakcie swojego długiego pobytu King Junior kazał dwóm młodym wnukom nauczyć się na pamięć swoich ulubionych fragmentów z Biblii, a następnie je przed nim recytować.
Każdej niedzieli rodzina Turpinów chodziła do Kościoła Bożego przy Oliver Avenue w Princeton, gdzie zaprzyjaźnili się z Allenem „Wayne’em” Robinettem, jego żoną Phyllis oraz trzema córkami: Louise, Elizabeth i Teresą.
– Byliśmy wielką, kościelną rodziną – powiedziała Teresa. – Mój tata był pastorem i wszyscy dorastaliśmy tam razem. Louise i David znali się zatem przez całe swoje życie.
2
ON JEST TAKI PRZERAŻAJĄCY
Rodzina Louise Robinette mieszkała w Princeton od ponad stu lat. Jej dziadek od strony matki, John Thomas Taylor, był wysoce odznaczonym weteranem wojennym, który służył w Europie i Afryce. Jako strzelec pierwszej klasy w Trzeciej Dywizji Pancernej U.S. Army otrzymał Srebrną Gwiazdę, pięć Brązowych Gwiazd, Purpurowe Serce oraz Medal za Dobre Zachowanie.
W grudniu 1945 roku przystojny dwudziestojednolatek wrócił do Princeton jako bohater wojenny. Niedługo później został górnikiem, ale okazał się na tyle ambitny, że postanowił nie zostawać zbyt długo pod ziemią. Taylor należał do Kościoła Bożego i służył jako jego kapelan w trakcie wojskowych pogrzebów. To właśnie dzięki kościołowi poznał i wkrótce poślubił Mary Louise Harmon, córkę pastora zielonoświątkowego. Para doczekała się czworga dzieci: Eugene’a, Glenna, Phylis i Jamesa.
Szeroki, lśniący uśmiech Johna Taylora krył jednak bezwzględną ambicję. Korzystając ze swoich heroicznych, wojennych dokonań, został wkrótce wpływowym graczem w świecie polityki w Princeton jako lobbysta stowarzyszenia weteranów pod nazwą American Legion. W krótkim czasie zgromadził fortunę, pomagając deweloperom obalić nowo ustanowiony program zakwaterowania zastępczego dla weteranów.
W 1945 roku Stany Zjednoczone doświadczyły poważnego niedoboru na rynku mieszkaniowym na skutek drastycznego ograniczenia liczby budowanych nieruchomości. Powracający z wojny weterani odczuli to najmocniej, a zakup nowych domów nie wchodził w rachubę.
Aby rozwiązać ten problem, prezydent Harry S. Truman mianował Wilsona W. Wyatta, byłego burmistrza Louisville w stanie Kentucky, na nowo utworzone stanowisko federalnego koordynatora do spraw mieszkalnictwa. Celem było zapewnienie wszystkim weteranom przystępnych cenowo domów. Wyatt planował także wprowadzić dla powracających weteranów preferencyjne stawki, dzięki którym mogliby wrócić do normalnego życia.
– Nie możemy witać naszych weteranów na amerykańskiej ziemi szczątkowo opracowanym programem mieszkaniowym – wyjaśnił Wyatt. – Na tę chwilę nie pozostaje nic prócz zniweczonych nadziei bezdomnych bohaterów wojennych.
Jednakże rozwijającemu się sprawnie planowi sprzeciwiła się branża deweloperska, ponieważ uciął ich zyski. W hrabstwie Mercer John Taylor walczył zaciekle, ponieważ stał się całkowicie lojalny wobec magnatów rynku mieszkaniowego.
Pod koniec stycznia 1949 roku znalazł się na okładce „Bluefield Daily Telegraph” po tym, jak wyrzucił siłą przedstawiciela Veterans of Foreign Wars[1] ze spotkania American Legion w hotelu Statler w Bluefield.
„Wszystkie organizacje weteranów powinny interesować się problemem mieszkaniowym”, napisano w artykule. „Pojawiła się jednak ostatnio interesująca informacja na temat American Legion. Lobbysta organizacji John Thomas Taylor wyrzucił ze spotkania przedstawiciela Veteran of Foreign Wars (VFW)”.
W trakcie zgromadzenia Taylorowi puściły nerwy, kiedy przedstawiciel VFW wstał, by wygłosić przemówienie na temat nowej federalnej polityki mieszkalnictwa dla weteranów.
„John Thomas Taylor wskazywał go palcem i wykrzykiwał coś emocjonalnie. »Wyrzucić go stąd!«, zawołał”.
Inny przedstawiciel Legionu próbował go uspokoić.
„»Nic mnie to nie obchodzi!«, krzyczał. »To ja prowadzę to zgromadzenie i życzę sobie, żeby go stąd wyrzucono!«”.
Przedstawiciel VFW opuścił salę, a spotkanie kontynuowano za zamkniętymi drzwiami w obecności kilku wpływowych lobbystów powiązanych z nieruchomościami, takich jak prezes Krajowego Stowarzyszenia Budowniczych Domów.
„Legion od dawna oskarżano o bliską współpracę z ludźmi od nieruchomości. Szczególnie gdy w grę wchodzi sabotowanie dalekowzrocznego programu mieszkaniowego Wilsona Wyatta”.
Kilka miesięcy później wpływowe lobby mieszkaniowe wymusiło zawieszenie programu regulacji cenowej nieruchomości, a Wilson Wyatt ustąpił ze stanowiska.
* * *
W ciągu kilku kolejnych lat John Taylor budował domy i parkingi w całym rejonie Princeton. Otworzył pierwszą stację benzynową Shella w hrabstwie Mercer, co było godnym uwagi sukcesem.
– Był bardzo zamożny – powiedziała jego wnuczka Elizabeth Robinette Flores. – Własnymi rękami zbudował swój dom i stację Shella.
Jego stacja paliw na Athens Road stała się znanym punktem orientacyjnym i jedynym miejscem, w którym w promieniu wielu kilometrów można było zatankować samochód. Taylor był bardzo dumny, że osobiście obsługiwał swoich klientów.
– Biznes kręcił się fantastycznie – stwierdziła Lois Miller, która jako mała dziewczynka towarzyszyła matce i ciotce podczas tankowania paliwa. – Kiedy podjeżdżało się na stanowisko, John Taylor czyścił ci szyby, a kiedy do zbiornika płynęło paliwo, sprawdzał jeszcze poziom oleju. Pamiętam, że płaciłyśmy tam dziewiętnaście centów za galon.
Powszechnie było wiadomo jednak, że Taylor był lubieżnikiem.
– On był bardzo przerażający – przyznała Miller, która prowadzi obecnie Towarzystwo Historyczne Hrabstwa Mercer. – Kiedy płaciłam, bawił się moją dłonią. Pocierał ją i patrzył w dziwny sposób, kiedy próbowałam się wycofać.
Podczas każdej wizyty na stacji Shella matka Miller dawała córce pieniądze dla Taylora.
– To samo przydarzyło się mojej ciotce, kiedy płaciła za paliwo. Ale można je było kupić tylko tam, nie mieliśmy więc żadnego wyboru.
Kilka lat później przyjaciółka Lois podjęła letnią pracę na należącej do Taylora stacji Shella.
– Przyznała się, że molestował ją w pracy – powiedziała Miller. – Stwierdziła: „Nie chcę nawet o nim rozmawiać. On jest taki przerażający!”.
* * *
W poniedziałek 3 stycznia 1966 roku Joseph Maxfield rozładowywał paliwo na stacji Shella. Wybuchł pożar, w wyniku którego zmienił się on w płonącą pochodnię. Trzydziestoośmioletni kierowca cysterny doznał poparzeń pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia na ponad 85 procentach powierzchni ciała. W krytycznym stanie przewieziono go do szpitala Princeton Memorial.
Historia trafiła na pierwszą stronę „Bluefield Daily Telegraph”, a John Taylor, ówcześnie czterdziestodwuletni, powiedział dziennikarzowi, że dostawca rozładowywał paliwo przez mniej więcej dwadzieścia minut, po czym zrobił sobie przerwę, prawdopodobnie na papierosa.
„Taylor oświadczył, że płomienie buchały na wysokość od sześciu do dziewięciu metrów z otwartego otworu prowadzącego do podziemnych zbiorników stacji”, napisano w artykule. „Nie potrafił wyjaśnić przyczyny pożaru, ale wysnuł teorię o zapłonie oparów wokół ciężarówki”.
Taylor wyjaśnił, że w przeciwieństwie do poszkodowanego kierowcy ani on, ani jego pracownicy nie palili papierosów.
Kilka dni później Joseph Maxfield, żonaty mężczyzna z czwórką dzieci, zmarł w szpitalu Princeton Memorial z powodu odniesionych obrażeń.
* * *
Dla świata zewnętrznego John Taylor był dobrym, pobożnym filarem społeczności Princeton. Za zamkniętymi drzwiami molestował jednak swoją córkę Phyllis. Była to mroczna, rodzinna tajemnica, która miała pozostać ukryta przez kolejnych sześćdziesiąt pięć lat.
Przez całe swoje dzieciństwo Phyllis Taylor była wykorzystywana seksualnie przez ojca i nie mogła nikomu o tym powiedzieć. Matka nie miała pojęcia, co się wokół niej działo. Młoda dziewczyna czuła się uwięziona w rodzinnym domu i rozpaczliwie szukała drogi ucieczki.
W wieku siedemnastu lat Phyllis zaczęła się spotykać z Allenem „Wayne’em” Robinettem, kościstym dziewiętnastolatkiem, który ukończył niedawno szkołę średnią w Princeton. Utalentowany matematycznie Robinette, który wychował się na osiedlu przyczep mieszkalnych Green Valley i pracował jako laicki pastor, obnosił się z krótko ostrzyżoną głową i nosił modne, rogowe okulary. Był to wyjątkowo burzliwy romans. Poproszona o rękę Phyllis zgodziła się bez wahania.
20 lipca 1967 roku młoda para złożyła wniosek o zawarcie małżeństwa w sądzie hrabstwa Mercer. Dziewięć dni później pobrali się w trakcie tradycyjnej podwójnej ceremonii w Kościele Bożym w Princeton, do którego regularnie chodzili i w którym Allen okazjonalnie wygłaszał kazania.
John Taylor z dumą poprowadził swoją córkę do ołtarza. Atrakcyjna, brązowowłosa panna młoda miała na sobie sięgającą podłogi białą suknię z satyny, wzbogaconą o delikatne koronkowe wstawki na gorsecie i trenie. Całość uzupełniały biały, kwiatowy welon z opadającą kaskadowo woalką oraz wiązankę z margaretek. Pan młody założył czarny garnitur i krawat w paski z białą, różaną butonierką.
Po zakończeniu ceremonii goście udali się na przyjęcie do domu Johna Taylora, gdzie czekał na nich trzypoziomowy tort ślubny ozdobiony na szczycie parą laleczek. Relacja ze ślubu jedynej córki zamożnego mężczyzny trafiła na stronę weselną „Bluefield Daily Telegraph”.
Dokładnie dziewięć miesięcy później, 24 maja 1968 roku, Phyllis i Allenowi urodziła się córka, której po babce nadali imię Louise Ann. Cherubinowe maleństwo ochrzczono w Kościele Bożym.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[1]Organizacja weteranów wojennych Stanów Zjednoczonych, którzy w ramach służby wojskowej brali udział w wojnach, kampaniach i ekspedycjach na obcych lądach, wodach lub w przestrzeni powietrznej (przyp. tłum.).
Tytuł oryginału: The Family Next Door
Copyright © 2019 by John Glatt
Copyright for the Polish edition © 2022 by Wydawnictwo FILIA
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2022
Projekt okładki: PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Zdjęcie na okładce: © Lyn Randle / Trevillion Images
Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8195-907-0
Wydawnictwo FILIA
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA NA FAKTACH