Psy bez łańcucha - Seweryn Mazur - ebook

Psy bez łańcucha ebook

Seweryn Mazur

4,2

Opis

W obliczu fali hejtu i braku zaufania do policji, Seweryn Mazur dolewa oliwy do ognia. Policjantom pracującym na pierwszej linii daje możliwość nieskrępowanej wypowiedzi i ujawnienia tego, co dzieje się za kulisami. Bezceremonialnie obnaża prawdziwe oblicze formacji i tworzących ją ludzi.

Zuchwałe kradzieże, brutalne rozboje, głośne demonstracje, ale i bestialskie morderstwa – tak wygląda codzienność policjantów pełniących służbę w różnych wydziałach formacji, którzy zgodzili się porozmawiać z autorem i zdradzić to, o czym w większości nie mamy pojęcia. Opowiadają, jak wygląda świat z drugiej strony, jak widzą go Psy bez łańcucha – policjanci nie znający kompromisów i półśrodków. To brawurowo napisany, nieocenzurowany zapis rozmów z policjantami w służbie, którzy nie boją się mówić o tym, co czują naprawdę, co ich irytuje i denerwuje w pracy. Nie ma tu miejsca na upiększanie czy wygładzanie rzeczywistości.

 

 

"Psy bez łańcucha to ciekawy kąsek literacki dla czytelników reportaży, literatury faktu, a nawet kryminałów, wszak nie brakuje tam mocnych słów, szczerych emocji, rozczarowań, wspomnień funkcjonariuszy z akcji. Autor łamie stereotypy i ukazuje obraz Policji, jakiego dotąd nie znaliście."

fragment opinii z serwisu lubimyczytac.pl

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 285

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (34 oceny)
18
9
3
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewelinaabueno

Nie oderwiesz się od lektury

Książka super, ale ten lektor to masakra. Dużą cześć książki przeczytałam, ale kiedy włączyłam audiobooka kiedy szykowałam sobie posiłek, tego głosu nie dało się słuchać
00
pawtom82

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
schumi86

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo dobrze się czyta.
00
AStrach

Dobrze spędzony czas

Wciąga i pobudzą do myślenia.
00
Joannabu

Nie oderwiesz się od lektury

Szczerze i prosto z mostu. Warto przeczytać!
00

Popularność




PSY BEZ ŁAŃCUCHA

Seweryn Mazur

PSY BEZ ŁAŃCUCHA

Wydawnictwo Kawka

Warszawa 2021

Korekta i redakcja: Marta Jakubowska

Skład i łamanie: Dawid Duszka

Projekt okładki: Dawid Duszka

Ilustracje na okładce: © Dundanim / Shutterstock

Copyright © for the text by Seweryn Mazur

Copyright © by this edition by Wydawnictwo Kawka, 2021

Wydanie I

Warszawa 2021

Druk i oprawa Pozkal

Papier Offset 80g/m²

ISBN 978-83-962771-0-7

[email protected]

PROLOG

Policja, zgodnie z brzmieniem pewnej nad wyraz często cytowanej ustawy z kwietnia 1990 roku, jest formacją umundurowaną i uzbrojoną. Ustawodawca określa jej główne obowiązki jako służbę społeczeństwu, ochronę bezpieczeństwa ludzi i porządku publicznego. W świetle społecznego buntu, protestów i sprzeciwu wobec działań Policji, trudno mówić, by w wymiarze ogólnym, to znaczy całości społeczeństwa, nadal miała szacunek i poważanie. Istotną utratę zaufania do tej służby można było zauważyć na przestrzeni niemalże trzech lat. Długa, ciężka praca nad poprawą wizerunku i liczne starania zostały pochłonięte w jednej chwili przez szereg decyzji, których zasadności nie mam prawa oceniać. Niestety widzę ich skutek. Policję można dzisiaj przyrównać do dziecka z rodziny patologicznej. Kiedy rodzice piją z zaproszonymi gośćmi alkohol, nielat1 zwyczajowo musi opuścić pokój. Woła się go dopiero wtedy, gdy flaszka się kończy i jego należy obarczyć ciężarem dostarczenia kolejnej. Czasami z odmętów zamrażalnika, czasami z asortymentu osiedlowego sklepu, w którym znajoma ekspedientka nigdy nie pyta o dowód. Nikogo, a już na pewno nie ośmiolatka w pidżamie i adidasach. Tak jest dzisiaj z Policją. Wołamy ją wtedy, kiedy jest nam potrzebna. Cały pozostały czas, zdaniem ogółu, powinna spędzić w magicznej krainie niebytu. Powinna siedzieć cicho i nie odzywać się niepytana.

Gdy nasze światłe polskie społeczeństwo przeczytało fragmenty Konstytucji publikowane przez określone środowiska w Internecie i cytowane w telewizji, każdy z osobna poczuł się suwerenem. Nie sposób nie przyznać, że ten tytuł brzmi dumnie. Przemawia za nim tradycja, niezależność, wręcz niepodległość, której tak dzielnie broniliśmy. Pół biedy, gdyby rzeczony suweren poprzestał na tym przyjemnym, łechcącym uczuciu towarzyszącym mu w podróży autobusem do pracy, w porze drugiego śniadania i wieczorem pod prysznicem. Nic podobnego, wszak „jestem suwerenem, pracujesz dla mnie” dało się słyszeć przy niemal każdej policyjnej interwencji w ciągu ostatnich miesięcy. Slogan zasłyszany od samozwańczych przywódców Narodu stał się powtarzanym jak mantra hymnem walczących o prawdziwą, nieskrępowaną wolność. Suwerenom przyświeca wzniosłe zawołanie „Bóg, Honor, Ojczyzna”, które przez pokolenia nie straciło na sile. Suwerenność zdaniem tych ludzi jest władzą w rękach jednostki, każdej jednostki.

Rzeczywiście, w Konstytucji możemy przeczytać, że władza zwierzchnia należy do Narodu, ale dalej czytamy, że Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli bądź bezpośrednio. I bezpośredniość nie wyraża się tu w dosłownej władzy w rękach każdego obywatela, ale biorąc pod uwagę demokratyczność, władza płynie z głosu większości. Nad interpretacjami zapisów konstytucyjnych pracują latami znakomici znawcy prawa i dywagują nad sensem poszczególnych zwrotów, aczkolwiek nie ulega wątpliwości, że żaden z polskich obywateli nie jest suwerenem. Suwerenem jest Naród, ogół, całość, a nie jednostka. Naszym prawem jest głos w sprawie, głos w podejmowaniu decyzji, ale jeden głos wobec wielomilionowego społeczeństwa nie stanowi o tytule suwerena. Dla jasności, suweren sprawuje niezależną władzę zwierzchnią. Określa się tym mianem papieża czy rodzinę królewską w Wielkiej Brytanii. Tymczasem tytułowanie się w ten sposób w rozmowie z policjantem jest nie tylko śmieszne, ale przede wszystkim absurdalne i świadczy o druzgocącej nieznajomości prawa.

Zakładając hipotetycznie, że wszyscy jesteśmy suwerenami i możemy decydować o losach państwa i jego obywateli: czyj głos będzie ważniejszy? Tego, który odezwał się później? Z pewnością momentalnie doszłoby do kłótni i awantur pomiędzy suwerenami, wszak każdy chciałby sprawować przysługującą mu władzę. Wracając do tematu Policji, załóżmy sytuację, w której policjant ujawnia kradzież z włamaniem. Przestępca zatrzymany na gorącym uczynku twierdzi, że jest suwerenem i może zażądać odstąpienia od czynności, bo finansuje policjanta, a ten, z zasady, ma mu służyć jako suwerenowi wymienionemu w Konstytucji. Ktoś powie, że prawo suwerena do decydowania ustaje w momencie popełnienia przestępstwa, ale przecież suweren może w każdej chwili zmienić brzmienie kodeksu karnego. Czy nie tak?

Doszliśmy do granic absurdu, którym przesiąknięte społeczeństwo z dnia na dzień pogłębia jego wymiar, skazując się na konsekwencje swojej głupoty i ułańskiej fantazji. Nasze frustracje wylewamy jak wiadro pomyj na przypadkowe osoby. Chcemy się wyżyć, rozładować negatywne emocje spowodowane pracą, związkiem czy wydarzeniami na arenie politycznej. Z perspektywy prostego, pełnego nienawiści człowieka najprościej opluć i obrzucić wyzwiskami policjanta. Jest przecież najbliżej i reprezentuje represyjną władzę. Co najważniejsze, służy Rzeczypospolitej, a nie każdemu z samozwańczych suwerenów. Doczekaliśmy czasów, w których zamiast wiedzy większość ma poglądy. Czasów, kiedy opinia jest warta więcej niż fakty. Przestaliśmy słuchać, za to coraz więcej mówimy. Mowę mimowolnie zamieniamy w krzyk, a krzyk w bełkotliwy wrzask. Protestujemy przeciwko swoim protestom, nie zgadzamy się z tymi, którzy przestali się zgadzać, krytykujemy krytykantów, hejtujemy hejterów, łysi opluwają łysych za brak włosów, a grubasy szydzą z tłuściochów. Zupełnie zapominamy o tym, co ważne, istotne i wartościowe. Boimy się pozwolić sobie na chwilę ciszy i wsłuchać się w swoje niewypowiedziane myśli, które ciszej niż szept krążą dookoła nas. Boimy się poniekąd samych siebie, a strach najłatwiej ukryć pod maską agresji. Jesteśmy, chociaż z dnia na dzień coraz bardziej nas nie ma.

Starałem się być dobrym, bezstronnym słuchaczem dla moich rozmówców. Musiałem odrzucić swoje poglądy i uprzedzenia. Odciąć się od skandowanych na ulicach haseł i internetowych komentarzy. Wsłuchać się w głos tych, którzy na ten temat mogą powiedzieć najwięcej. Jak się okazało nie rozmawiałem z ludźmi pracującymi w Policji, ale z policjantami pełnymi wiary i entuzjazmu, przekonania, że to, co robią, ma sens. Bez względu na staż służby, poglądy, zamiłowania i pasje – każdy z nich wierzy w to, co robi, i oddaje się temu. Czasami nawet kosztem siebie i swoich bliskich.

To książka napisana prostym językiem pozbawionym górnolotnych metafor i homeryckich porównań. Znakomita większość wypowiedzi nie została nawet w najmniejszym stopniu przeredagowana. Nie siliłem się na formułowanie górnolotnych, literackich zdań. Chciałem, żeby każdy z kim rozmawiałem zachował swój charakter, mówił swoim głosem. Wziąłem ich wszystkich takimi, jakimi są. Siła ich słów polega na prostocie i prawdzie. To głos ulicy, głos tych, którzy każdego dnia,wychodząc na służbę, gotowi są służyć Rzeczypospolitej, „nawet z narażeniem życia”. Zmieniłem tylko niektóre imiona, miejscowości i kilka nieistotnych dla sensu historii okoliczności.

Kimkolwiek jesteście, gdziekolwiek mieszkacie – Wam wszystkim, którzy nosicie niebieski mundur, dziękuję za Waszą służbę.

ADAPTACJA,CZYLI O REKRUTACJI I SZKOLE

st. post. Piotr K.(Ogniwo Patrolowo-Interwencyjne)

Piotrek, ile służysz w Policji?

Za miesiąc miną dwa lata. Strasznie szybko zleciało, zwłaszcza że pierwszy rok to kurs, potem adaptacja, wdrażanie się. Wszystko jest nowe, trzeba to poznać, nauczyć się, przywyknąć. Jeżeli wcześniej nie służyłeś w formacji mundurowej, nie znasz tego specyficznego rodzaju dyscypliny, to musisz kompletnie przestawić swoje myślenie. To nie jest tak jak u prywaciarza, gdzie zagadasz do szefa i powiesz, że będziesz się spóźniał codziennie dwadzieścia minut, bo tak jest wygodniej z odstawianiem dziecka do szkoły. Tutaj jest odprawa, jest cała drużyna, która zaczyna razem z tobą służbę. Nie ma miejsca na taką elastyczność, przynajmniej nie na początku, nie w oddziałach prewencji. Widzisz, prewencję można porównać trochę do wojska, gdzie panuje szczególny rodzaj dyscypliny, gdzie wyznaje się zasadę „chujowo, ale jednakowo”. Niektórzy żartują, że opp to odmienny stan umysłu, że to Policja w Policji. Pamiętam jak zaraz po przyjęciu i podpisaniu rozkazu ćwiczyliśmy dwa tygodnie do ślubowania. Była jesień i pogoda bardzo dynamicznie się zmieniała. Pierwsze trzy dni przypominały przełom wiosny i lata. Świeciło słońce, nie było wiatru, wszyscy zadowoleni. Chodziliśmy w mundurach ćwiczebnych, w samych spodniach i bluzie. Bodajże czwartego dnia, mniej więcej koło południa, nagle chmury przysłoniły słońce, temperatura spadła i zaczął wiać taki nieprzyjemny, przeszywający wiatr. Wyciągnęliśmy z walizek kurtki, bo w zasadzie wtedy nosiliśmy codziennie wszystko to, co nam Ojczyzna dała. Całe sorty mundurowe, które pobraliśmy kilka dni wcześniej, taszczyliśmy codziennie ze sobą. Okazało się wtedy, że jednak nie wszyscy, bo jeden kolega z kompanii zostawił akurat kurtkę w domu. No to się pytamy przełożonego, który trenował nas do tego ślubowania, czy nie będzie problemu, jak tamten założy cywilną kurtkę. Nawet miał czarną, bez emblematów i nadruków, niemal bez różnicy, tylko bez napisu „Policja” na plecach. A ten dowódca, jak nie zacznie na nas krzyczeć, że to nie jest przedszkole, że to nie jest zabawa w berka po lesie, że to jest formacja umundurowana, a mundur to jest mundur i chuj, i nie ma dyskusji. To ten kolega w końcu mówi, że nie ma problemu, że on będzie stał w samej bluzie i to potraktuje jako karę, że zapomniał tej kurtki. A dowódca znowu zaczął swoje, że nic nie zrozumieliśmy, że formacja umundurowana oznacza tyle, że każdy wygląda tak samo. A nie, że jeden się ubierze tak, a drugi inaczej. Finalnie się okazało, że wszyscy mamy zostać w bluzach, bo skoro jeden nie ma kurtki, to nikt nie będzie miał. I tak staliśmy do końca dnia, chyba jeszcze cztery godziny, i ćwiczyliśmy do tego ślubowania. Bo wiesz, to wygląda tak, że cała kompania stoi na placu, u nas to było w oddziałach prewencji, i ćwiczymy, jak to będzie na oficjalnej uroczystości. Wszyscy ustawieni w dwuszeregu, baczność, potem równaj, po dowódcy powtarzamy słowa ślubowania i dawaj znowu od początku. Tak cały dzień, dzień w dzień, przez dwa tygodnie. Dziwić się, że wszyscy potem recytują bez zająknięcia z pamięci.

Jak to jest, trudno dostać się do Policji? Z jednej strony media trąbią o tym, że wciąż jest tak dużo wakatów, bodajże najwięcej ze wszystkich służb, a z drugiej co i rusz słyszę biadolenie, że ktoś nie przeszedł rekrutacji.

Mam wrażenie, że w ogóle w sposobie myślenia o Policji znaczącą rolę odegrały media. Nie wiem, czy podzielisz moje zdanie, ale zwróciłem uwagę, jak dużo informacji zasłyszanych w telewizji czy przeczytanych w Internecie ludzie powtarzają przekonani o ich prawdziwości. Ostatnimi czasy nagminnie spotykam się z takim stwierdzeniem, że teraz do Policji przyjmują każdego, że nie ma tak naprawdę żadnych wymagań, a liczba wakatów wynika z zerowego zainteresowania wstąpieniem do służby. Słyszałem wypowiedzi ekspertów, że zaniżenie wymagań wpłynie bardzo negatywnie na jakość prowadzonych działań, a w efekcie nastąpi spadek bezpieczeństwa. Czytałem w Internecie, bodajże na jakimś forum, że tor sprawności fizycznej można po prostu przejść, że nikt nie zwraca uwagi na ewentualne błędy, a MultiSelect dostosowany został do poziomu kandydatów. Nie słyszałem większej bzdury, bo według mojej wiedzy nic się znacząco na przestrzeni ostatnich lat nie zmieniło. Nawet normy czasowe na torze. Więc w mojej opinii te wszystkie plotki i ploteczki można wsadzić pomiędzy bajki. Specjalistów od dywagacji nie brakuje. Jest naprawdę niewiele rzetelnych źródeł informacji, więc sięganie do nich przyniesie na pewno więcej pożytku, niż rozpytywanie przypadkowych osób na forach. Po pierwsze znakomita większość potrzebnej nam wiedzy znajduje się na stronie każdej komendy wojewódzkiej w zakładce dotyczącej naboru. Po drugie źródłem tego typu wiedzy jest szereg rozporządzeń Komendanta Głównego Policji, w których określone są wszystkie aspekty prawne i formalne. Zresztą sam wiesz najlepiej, że będąc w służbie, często należy sięgać po akty prawne, ustawy, rozporządzenia. Jak w każdej pracy. Dziennikarz czy prawnik też powinien być na bieżąco ze zmianami w prawie, z wszelkimi nowelizacjami. Uważam, że dorosły, odpowiedzialny człowiek bez problemu jest w stanie dotrzeć do takich informacji. Tymczasem wygrywa chyba lenistwo, sam nie wiem. Nauczyłem się, że zanim wdam się w jakąkolwiek dyskusję tego typu, sięgam najpierw do podstawy prawnej, żeby nie robić z siebie idioty. Wiesz, ile jest pytań pokroju: „jak zostać policjantem?” na forach internetowych?

Nie wiem, nie mam pojęcia, ale skoro o to pytasz, to zakładam, że dużo.

Bardzo dużo. Aż strach pomyśleć, że część z nich przechodzi rekrutację i trafia na szkołę. Kurs podstawowy to często etap, na którym łatwo zweryfikować, czy ktoś się do tej roboty nadaje, czy nie. Czy danej osobie odpowiada taki tryb, podporządkowanie się regułom, czy to nie jego bajka. Z drugiej strony nawet sam znam takich, którzy szkołę skończyli, a potem ulica ich przerosła i rezygnowali. Powiedzmy, że szkoła to pierwszy chrzest, pierwsze zderzenie ze specyfiką formacji. Im dalej w las, tym więcej drzew.

Do tematu kursu podstawowego jeszcze wrócimy. Chciałbym, żebyś mi opowiedział coś więcej o poszczególnych etapach procedury naboru. Uznajmy, że informacje na stronie są nazbyt lakoniczne ichętnie poznam tę drogę z perspektywy osoby, która sama niedawno ją przeszła.

Podobnie jak w każdej innej firmie wszystko zaczyna się od złożenia dokumentów. Tyle że tu nie musisz składać cv ani listu motywacyjnego. Wystarczy podanie o przyjęcie do służby i kwestionariusz osobowy kandydata, który pobiera się ze strony internetowej i wypełnia. Są tam przede wszystkim informacje, które pozwalają zweryfikować kandydata w bazach danych, żeby przynajmniej wstępnie zorientować się, z kim mamy do czynienia. Dokładniejsze sprawdzenie odbywa się na jednym z późniejszych etapów procedury. Oprócz podania i kwestionariusza, składając dokumenty, musisz mieć ze sobą kserokopie najważniejszych dokumentów, czyli świadectwa ukończenia szkoły średniej, studiów wyższych, prawo jazdy, certyfikaty, dyplomy, uprawnienia. Dokładnie nie pamiętam, jak to jest punktowane, ale w zasadzie za wszystko, począwszy od prawa jazdy po uprawnienia na przykład sternika motorowodnego czy instruktora sportów walki, dostajesz dodatkowe punkty w rekrutacji. Wszystkie szczegóły są dostępny na stronie internetowej komendy wojewódzkiej razem z informacją, gdzie należy składać dokumenty. Tak naprawdę przed przystąpieniem do rekrutacji jesteśmy w stanie – zupełnie orientacyjnie – wyliczyć sobie, ile mniej więcej punktów zgromadzimy, i porównać to z listami rankingowymi z poprzednich naborów. Oczywiście nie wyliczymy tego dokładnie, ale jeśli próbowaliśmy pokonać tor przeszkód i wiemy, w jakim czasie nam się to udało, jesteśmy w stanie już założyć, ile punktów dostaniemy z tego egzaminu. Wiemy tak samo, jak czujemy się w autoprezentacji czy w rozmowach na trudniejsze tematy, więc możemy założyć liczbę punktów z rozmowy kwalifikacyjnej. Pamiętam, że ja, zakładając szacunkowo możliwy wynik, finalnie pomyliłem się dosłownie o sześć czy siedem punktów.

Na swoją korzyść czy niekorzyść?

Na niekorzyść. Z testu wiedzy ogólnej poszło mi lepiej, niż zakładałem. Ale zanim przystąpimy do testu wiedzy ogólnej, składamy te dokumenty w odpowiedniej, wyznaczonej w każdym województwie jednostce. Dokumenty możemy składać przez cały rok, rekrutacja jest otwarta i nie ma konkretnych terminów, kiedy można aplikować. Jedynym, co cię ogranicza, są dni i godziny pracy tej jednostki. Czasami przy składaniu dokumentów przyjmujący papiery zada kandydatowi kilka pytań, ale nie mają one żadnego wpływu na dalszy przebieg rekrutacji. Jeżeli w tym wstępnym sprawdzaniu nie wyjdzie nic dziwnego, to praktycznie każdy dostaje szansę przystąpienia do pierwszego etapu, czyli testu wiedzy ogólnej i testu sprawności fizycznej. Te dwa egzaminy odbywają się zawsze jednego dnia.

Co masz na myśli, mówiąc, że każdy dostaje szansę, pod warunkiem że we wstępnym sprawdzaniu nie wyjdzie „nic dziwnego”? Co takiego może wyjść, żeby na tym etapie odrzucono kandydata?

Nie siedzę w rekrutacji, więc nie jestem specjalnie kompetentny, żeby ci odpowiedzieć na to pytanie, ale myślę sobie, że jest szereg rzeczy, które mogą nas dyskwalifikować na starcie. Zaczynając od wezwań w związku z awanturami domowymi pod naszym adresem, przez kryminogenną rodzinę, wszelkiego rodzaju konflikty z prawem, po niebieską kartę czy inne tego typu przygody. W ogóle możesz być w tak zwanym zabezpieczeniu i nawet o tym nie wiedzieć. Jeśli na szczeblu operacyjnym ktoś znajduje się w polu zainteresowania Policji, to potem figuruje w negatywie. To znaczy, że w trakcie czynności policjant, na przykład z wydziału do zwalczania cyberprzestępczości, wykazał, że jesteś powiązany z osobami, które – dajmy na to – wyłudzają pieniądze w Internecie. Dopóki czynności nie będą zakończone, nie zostanie zebrany materiał dowodowy i nie dojdzie do ewentualnego zatrzymania albo powiązanie nie okaże się nieistotne dla sprawy, jesteś w tak zwanym zabezpieczeniu. W tych wszystkich przypadkach potencjalny kandydat dostaje na adres wskazany w kwestionariuszu osobowym list z szablonową formułką, że odstąpiono od postępowania kwalifikacyjnego w jego sprawie z powodu braku uzasadnienia w potrzebach kadrowych Policji. Należy pamiętać, że jednym z wymagań stawianych kandydatom jest nieposzlakowana opinia i często z pozoru nieistotne wydarzenie z przeszłości może kogoś trwale dyskwalifikować. Oczywiście nie można popadać w paranoję – mandaty za przekroczenie prędkości czy przejście na czerwonym świetle nie są brane pod uwagę, ale prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu, nawet dziesięć lat wcześniej, już tak. Spójrz, trudno zaufać takiej osobie, powierzyć jej odpowiedzialne zadania i wymagać, żeby egzekwowała prawo, skoro sama złamała je w tak drastyczny sposób.

No dobrze, złożyliśmy dokumenty, nie mamy nic na sumieniu, co się dzieje dalej?

Po złożeniu dokumentów czekamy na kontakt telefoniczny i wyznaczenie terminu spotkania organizacyjnego. Ma ono charakter godzinnej pogadanki, jesteśmy na nim z innymi kandydatami i dostajemy garść wstępnych informacji odnośnie do przebiegu rekrutacji, szkolenia, wynagrodzenia, niebezpieczeństw, jakie mogą czyhać na policjanta, specyfiki służby. Co najistotniejsze, podczas tego spotkania otrzymujemy skierowanie na test wiedzy ogólnej i test sprawności fizycznej. Najczęściej ich termin jest oddalony o jakieś dwa, trzy tygodnie. W oczekiwaniu na przystąpienie do sprawdzianów, ale nie wcześniej niż na dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem, musimy zdobyć zaświadczenie od lekarza, który stwierdzi, że jesteśmy „zdolni do ćwiczeń fizycznych”. Większość komend wojewódzkich wymaga takiej regułki. Wiem, że gros lekarzy rodzinnych nie chce wystawiać żadnych zaświadczeń i odsyłają pacjentów do specjalistów medycyny pracy. Znam przypadek chłopaka, który umówił się do najbliższego lekarza rodzinnego i tamten podczas wizyty zaczął mierzyć mu ciśnienie, zbierać wywiad, udawał naprawdę zaangażowanego. Na koniec powiedział, że chłopak ma nieco za wysokie ciśnienie, ale nie potrafi stwierdzić, czy jest spowodowane stresem, czy zaburzeniami chorobowymi. Polecił mu umówić się na kolejną wizytę następnego dnia. Przy następnej wizycie znowu zmierzył mu ciśnienie i bez żadnego komentarza odesłał do pielęgniarki na ekg. Popatrzył ze znawstwem na wyniki, pokiwał głową, zmarszczył czoło i zapisał chłopakowi witaminy. Kazał mu przyjść za trzy dni. Ten oczywiście wykupił wszystkie tabletki, prowadził trzydniową suplementację i wreszcie przy kolejnej wizycie dostał potrzebne zaświadczenie. Oczywiście każda wizyta była realizowana prywatnie, za hajs. Chłopak potem przeszedł przez wszystkie etapy, łącznie z komisją lekarską, i jest już policjantem. Ja z kolei nie miałem z zaświadczeniem żadnych problemów, bo pierwszy lekarz, do którego zadzwoniłem, stwierdził, że spokojnie wystawi mi takie zaświadczenie i umówiliśmy się następnego dnia rano. Wszedłem do gabinetu, porozmawialiśmy chwilę o tym, co robię, później uznał, że skoro mam ręce i nogi, to chyba wszystko jest w porządku i kiedy kończył już wypisywać zaświadczenie, spojrzał na mnie i skwitował: „Taki miły i kulturalny młody człowiek, co ty będziesz, kurwa, robił w tej Policji?”.

W każdym razie, jak już mamy zaświadczenie, stawiamy się z nim w wyznaczonym terminie w pobliskiej szkole Policji albo oddziałach prewencji. Zostajemy wraz z całą grupą zaproszeni na salę wykładową, gdzie rozwiązujemy test wiedzy ogólnej. Musimy udzielić odpowiedzi na czterdzieści pytań. Za każdym razem mamy podane cztery możliwe odpowiedzi, z których tylko jedna jest poprawna. Teoretycznie na stronie internetowej którejś ze szkół, bodajże w Szczytnie, jest od wielu lat baza przykładowych pytań, ale z tego, co wiem od kandydatów, to w ostatnich latach bardzo niewiele z tych podanych na stronie się pokrywa. Kiedy ja przystępowałem do egzaminu, mieliśmy bardzo dużo zagadnień z prawa o ruchu drogowym, zasad funkcjonowania administracji publicznej na szczeblu gminnym i powiatowym, kadencyjności urzędów. Wiem, że często pojawiają się pytania o organizację i funkcjonowanie Sejmu i Senatu. Na pewno trzeba mieć opanowane zagadnienia z zakresu prawa administracyjnego, funkcjonowania samorządu terytorialnego, prawa o ruchu drogowym i ustawy o Policji. To takie must have. Osoby, które pisały rozszerzoną maturę z wiedzy o społeczeństwie i aplikują zaraz po szkole, bankowo całkiem nieźle sobie poradzą. Ewentualnie jeśli ktoś nie ma tego „na świeżo”, warto przejrzeć jakieś kompendium maturzysty. Tak czy inaczej, ten etap ma charakter wyłącznie rankingowy i nawet nie odpowiadając poprawnie na żadne pytanie, przechodzimy dalej. Czyli krótko mówiąc: tego etapu nie da się nie zdać. I to jedyny taki szczebel w całej rekrutacji.

Z sali wykładowej, kiedy już wszyscy skończą pisać test, oddelegowany policjant prowadzi całą gromadkę kandydatów na halę sportową. Jest chwila, żeby przebrać się w szatni, a potem zaczyna się rozgrzewka. W niektórych województwach rozgrzewkę prowadzi policjant, w innych każdy robi ją we własnym zakresie. Kolejność podchodzenia do testu sprawności fizycznej jest losowana tuż przed. Dopóki nie wiemy, jaki mamy numer, lepiej nie przesadzać z rozgrzewką. Pamiętam jak na moim egzaminie chłopak, który wylosował pierwszy numer, pod koniec toru opadł z sił i nie zmieścił się w czasie właśnie dlatego, że zrobił wcześniej bardzo intensywną rozgrzewkę. A taki wiesz, wybiegany, zrobiony, ewidentnie coś trenował. Tor z pozoru wydaje się prosty, ale trzeba dobrze rozłożyć siły, żeby zmieścić się w czasie. W Internecie jest kilka filmów, które pokazują, jak wygląda tor i w jaki sposób pokonać poprawnie kolejne przeszkody. Warto sobie to kilka razy obejrzeć i w miarę możliwości gdzieś na sali gimnastycznej przećwiczyć, nawet jeśli nie cały tor, to poszczególne zadania. Nawet jak się coś trenuje, to nie jest łatwo wykręcić dobry czas, bo to specyficzny wysiłek, taki niestandardowy. Nie masz stricte biegu czy ciężaru, tylko pomieszane ćwiczenia. Zaczynamy, leżąc na brzuchu z rękami wzdłuż ciała. Po sygnale wstajemy i obiegamy dookoła dwa słupki, robiąc tak zwaną ósemkę. Dalej są przewroty i przeniesienie manekina. Najistotniejsze jest to, żeby najpierw dobrze go złapać, a następnie odłożyć na materac, a nie rzucać nim, bo jest to traktowane jako błąd i skutkuje przerwaniem egzaminu. Dalej pokonujemy płotki gimnastyczne. Jeżeli ktoś jest w miarę wysoki, nie będzie miał z tym żadnego problemu. Niższe osoby powinny, moim zdaniem, po prostu potrenować wcześniej i znaleźć najlepszą dla siebie technikę. Unikałbym przeskakiwania płotków i starał się je przejść, żeby mniej się męczyć, bo to dopiero połowa toru. Po płotkach mamy przed sobą sześć piłek lekarskich, którymi musimy rzucić na określoną odległość. Rzucamy pięcioma piłkami, szósta jest awaryjna, w razie gdyby któraś z poprzednich nie doleciała odpowiednio daleko. Na kolejnym stanowisku również czeka na nas piłka lekarska. Wykonując dziesięć brzuszków, musimy dotykać nią na przemian drabinek i podłogi za głową. Potem przechodzimy do pokonania trzech skrzyń gimnastycznych górą. Technika jest dowolna. Większość osób stara się przez skrzynie po prostu przeturlać, żeby odzyskać trochę energii na ostatnie zadanie. Na koniec czeka nas bieg wahadłowy dziesięć razy pięć metrów. Po sygnale stopera policjant podaje nam wynik i prosi o podejście do stolika i podpisanie karty wyniku.

Jak dawno zdawałeś test sprawności fizycznej na tym torze? Przeszedłbyś go dzisiaj? Zmienił się?

Biorąc pod uwagę, że cała moja rekrutacja trwała mniej więcej rok, to jakieś trzy lata temu. Dzisiaj pokonałbym go bez problemu, jestem przekonany, że zrobiłbym nawet lepszy czas. Pomijając aspekt sprawności, nad którym cały czas pracuję, to odchodzi czynnik stresu. Mam wrażenie, że wiele osób zjadają nerwy i stąd sporo błędów. A sam tor wygląda dalej tak samo, nic się nie zmieniło od czasu mojej rekrutacji.

Zapytałem o to, jak dawno robiłeś tor, bo jestem pod wrażeniem, jak dobrze pamiętasz każdy element. Zazwyczaj testy czy egzaminy zdajemyi zapominamy. Nie ma siły, żebym przypomniał sobie teraz, co miałem na maturze czy nawet na obronie magisterki.

Wiesz, większość kandydatów na długo przed kolejnymi etapami żyje każdym z nich. Stara się znaleźć w Internecie jak najwięcej informacji, rozpytać znajomych. Nie bez przyczyny coraz więcej osób oferuje pomoc przy przygotowaniu do testu sprawności fizycznej czy to do Policji, czy do innych służb. Ja poza tym w trakcie szkolenia podstawowego byłem często delegowany do pomocy na hali sportowej przy testach sprawności. Kursantom powierza się wtedy funkcje techniczne, jak przenoszenie rzuconych piłek na linię dla kolejnego kandydata, wycieranie materaca po przewrotach, jeśli ktoś był bardzo spocony, stawianie przewróconych płotków, słupków. W skrócie: obsługa toru, żeby nie musieli zajmować się nią egzaminatorzy. W związku z tym znam ten tor na pamięć i mogę go nawet rozrysować obudzony w środku nocy.

Skoro przyglądałeś się tylu kandydatom na torze, to jakie masz spostrzeżenia?

Wielokrotnie zastanawiałem się, na co liczą niektóre osoby. Praktycznie w każdej grupie zdarzał się ktoś jakby oderwany od biurka i komputera, stroniący latami od jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Nie mam nawet na myśli osób otyłych. Bardziej myślę o chłopaku, który mimo przeciętnej budowy ciała, średniego wzrostu, nie jest w stanie podnieść nogi na tyle wysoko, żeby przerzucić ją przez płotek. Uwierz, że takich osób było naprawdę dużo. Nie wspominając o tych, które pozbawione jakiegokolwiek samokrytycyzmu, delikatnie mówiąc, mające kilka kilogramów za dużo, podchodziły do testu sprawności fizycznej wyłącznie z nadzieją, że fartem się uda. Wyobraź sobie dziewczynę metr sześćdziesiąt, na oko dobre dziewięćdziesiąt kilo wagi. Leży na materacu na brzuchu, słyszy gwizdek i zaczyna się podnosić. W zasadzie każdy robi tutaj tak zwaną sprężynkę: prostuje ręce, zarzuca kolana pod brodę, wstaje i biegnie. A ta dziewczyna przechyla się lekko na bok, klęka, opiera dłonie o kolano i pomaga sobie nimi, żeby się podnieść. Obiega tyczki i podchodzi do materaca. Zamiast przewrotu w przód, próbuje turlać się jakoś bokiem. Kiedy turla się na drugim boku w ramach przewrotu w tył, egzaminator przerywa. Dziewczyna zaczyna się kłócić, że dozwolony jest przewrót przez bark. Egzaminator prosi mnie o zaprezentowanie prawidłowego przewrotu przez bark. Robię ten przewrót i spotykam jej pełne nienawiści i żalu spojrzenie. Miałem wrażenie, że ona zrzuciła na mnie winę nie tylko za ten egzamin, ale za wszystkie swoje niepowodzenia. Stary, naprawdę poczułem się wtedy dziwnie. Wiesz, jak to jest, kiedy ktoś posyła ci takie lodowate spojrzenie. Egzaminator powiedział jej, że może spróbować pokonać tor jeszcze raz na końcu kolejki. Usiadła na ławeczce i nie spuszczała ze mnie wzroku, dopóki wszyscy kandydaci nie przebiegli toru i nie przyszła jej kolej. Przy drugim podejściu znowu poległa na przewrotach, ale przestała już na mnie zwracać uwagę, bo zacisnęła zęby i bez słowa wyszła z sali.

Pamiętam też taką korpulentną dziewczynę, która co prawda z przewrotami jakoś sobie poradziła, ale pokonując pierwszy płotek, zahaczyła o niego nogą, przewróciła się na kolejne i zrobiła domino. Nie mogła się podnieść, tylko leżała pod płotkiem i coś krzyczała. Właśnie w takiej sytuacji interweniowali u nas kursanci wyznaczeni do pomocy. Moim zadaniem było wtedy odgruzowanie jej z tego pobojowiska i przywrócenie płotków do ich pierwotnej pozycji. Kiedyś przed rozpoczęciem egzaminu prowadzący opowiadał o poszczególnych etapach toru i przy skrzyniach powiedział coś na zasadzie, że wystarczy je pokonać górą, raczej nic się tam nie stanie niespodziewanego, bo skrzyni przecież nie da się przewrócić. Nie minęło piętnaście minut i biegnie taka dziewczyna, spora, duże piersi, brzuch, niewysoka. Już widziałem, że ledwo oddycha, była totalnie wypompowana. Podchodzi do skrzyni, łapie ją, wybija się i jedną nogą zahacza się na szczycie. Jest zbyt zmęczona, żeby zrobić coś jeszcze, więc tylko trzyma się tej skrzyni rękami i jedną nogą. Widzę, jak delikatnie się podciąga i nagle szczyt skrzyni przechyla się w jej stronę, dolna krawędź odrywa od ziemi i cała skrzynia się wywraca. Pierwszy raz coś takiego widziałem. Egzaminator już nigdy nie wspominał, że skrzyni nie da się wywrócić.

Często kandydaci podchodzą do testu zbyt pewni siebie. Nie ćwiczą wcześniej, bo uważają, że tor jest banalny. Jak dochodzi stres, to też jest inaczej. Bardzo dużo dziewczyn ma problem z rzutem piłkami lekarskimi, niektóre z przeniesieniem manekina. Z kolei najczęściej popełnianym błędem przez facetów, przynajmniej z moich obserwacji, jest pośpiech i niedokładne wykonywanie ćwiczeń. Chcą mieć lepszy czas, a w rezultacie popełniają błąd skutkujący przerwaniem testu. Lepiej zrobić te kilka sekund wolniej, a poprawnie i dokładnie, niż walczyć za wszelką cenę o punkty i nie zaliczyć.

O zaliczeniu tego etapu wiemy od razu, prawda? Co się dzieje dalej?

Zgadza się. Wiemy zarówno o zaliczeniu, jak i liczbie uzyskanych tego dnia punktów. Po zakończeniu testu sprawności fizycznej w korytarzu jest wywieszona lista z punktacją za test wiedzy. Bogatsi o te informacje wracamy do domu i czekamy na telefon z sekcji doboru. Z tego, co się orientuję, nie ma reguły, po jakim czasie ktoś się z nami skontaktuje. Ja czekałem blisko miesiąc na telefon i miesiąc na wyznaczony termin. Ale wiem, że w niektórych komendach wojewódzkich ten czas jest znacznie krótszy. Wpływa na to wiele czynników i najlepiej cierpliwie czekać. Jeśli uzyskaliśmy pozytywny wynik z testu sprawności, to na pewno ktoś się z nami skontaktuje w sprawie terminu badań psychologicznych.

MultiSelect, czyli test, który nas czeka jako następny, owiany jest wyjątkowo złą sławą. Rzeczywiście odpada na nim najwięcej kandydatów. Kiedyś słyszałem o statystyce podającej, że nawet osiemdziesiąt procent. Z mojej perspektywy nie wiem, co trzeba napisać, żeby tego nie zdać, a jednak większość nie zdaje. Na pewno najistotniejsza jest szczerość i konsekwencja. Na przykładzie znajomych, którzy podchodzili do tego testu kilka razy, wiem, że zarówno próby idealizowania swojego charakteru, jak również szukania w pytaniach drugiego dna i głębszej ideologii, skutkują wynikiem negatywnym. Ja do tego podszedłem zupełnie na spokojnie, wszystko zaznaczałem zgodnie z prawdą i nie miałem wątpliwości co do żadnego pytania. Tak naprawdę zaznaczałem chyba pierwsze, co mi przychodziło do głowy. Część testu stanowią zadania matematyczne i zagadki na zapamiętywanie. Masz na bodajże pół minuty wyświetlone zdjęcie, do którego później jest kilka pytań. Załóżmy, że to zdjęcie ogródka działkowego zrobione od strony furtki. Pytania mogą dotyczyć koloru konewki, położenia grabi względem łopaty albo liczby doniczek na schodach. Co do zadań matematycznych, jest jeszcze prościej. Wystarczy przypomnieć sobie wzory na pole prostokąta, koła, trapezu. Najczęściej te pytania opierają się na obliczeniu dwóch pól powierzchni, gdzie od większego należy odjąć mniejsze i podać na przykład cenę za metr kostki brukowej, jeśli za wyłożenie jej na całości wyliczonego terenu zapłacimy podaną kwotę. Taki poziom końca podstawówki.

Po skończeniu testu na komputerze, przechodzimy na rozmowę z psychologiem. Ta rozmowa w dużej mierze opiera się na wyniku z tego, co rozwiązywaliśmy wcześniej. Psycholog zazwyczaj pyta o standardowe rzeczy, czyli wykształcenie, pasje, motywację do podjęcia służby w Policji, największe sukcesy i porażki, wady i zalety, ale również może chcieć wyjaśnić czy doprecyzować pewne zagadnienia związane z odpowiedziami w teście. Mam na myśli chociażby empatię, agresję, relacje z innymi ludźmi. Z jednej strony dobrze być konsekwentnym z tym, co wcześniej napisaliśmy, z drugiej mamy szansę wytłumaczyć pewne niejasności. Psycholog na pewno zwróci uwagę na naszą prezencję, na ubiór, na mowę ciała, gesty, zachowanie.

Najważniejsze, żeby nie kłamać ani w teście, ani w rozmowie z psychologiem. W ogóle w teście, który rozwiązujemy na komputerze, podobno jest zbiór pytań mających potwierdzić wiarygodność kandydata. Są pytania dotyczące tego, czy ukradliśmy coś kiedykolwiek, choćby długopis, czy zdarza nam się kłamać, czy poszlibyśmy bez biletu do kina, mając pewność, że nikt się o tym nie dowie, i tym podobne. Jeżeli nie odpowiemy według klucza dostosowanego do standardowego rysu charakterologicznego, cały nasz test zostanie uznany za niewiarygodny, czyli z automatu niezaliczony. Uważam, że nie ma złotego środka ani idealnego przepisu na zaliczenie MultiSelectu. Radziłbym odpowiadać po prostu szczerze i nic więcej. Są osoby, które deklarują pomoc w przygotowaniu do tego testu, są jakieś przykładowe pytania w Internecie, ale to wszystko tylko robi ludziom wodę z mózgu i czasami może zaszkodzić, zamiast pomóc. Jeżeli mamy zaliczyć i dostać się do służby, to zaliczymy bez żadnego wsparcia w tym zakresie. MultiSelect sprawdza też dojrzałość emocjonalną i znam osoby, które odniosły porażkę, a po roku czy dwóch latach bez żadnego przygotowania przechodziły dalej. Może faktycznie do niektórych rzeczy musimy dojrzeć i ukształtować się w określony sposób. Na pewno osoby nazbyt porywcze, emocjonalne, niezdecydowane i bojaźliwe nie wpisują się w profil kandydata. Z różnych opinii, które słyszałem, i takiej prostej analizy w doborze stawiają przede wszystkim na ludzi stabilnych emocjonalnie, myślących trochę nieszablonowo, potrafiących podporządkować się dyscyplinie służbowej, co też wiąże się z określonym charakterem.

Jeśli zaliczymy MultiSelect, po kilku bądź kilkunastu dniach dostajemy telefon z sekcji doboru. Wynik pozytywny wiąże się zawsze z telefonem, o negatywnym zostajemy poinformowani listownie.

Kolejnym etapem jest rozmowa kwalifikacyjna. Można ją potraktować jak standardową rozmowę o pracę. Zasiadamy przed kilkoma członkami komisji, którzy kolejno zadają nam różne pytania. Jak plotkowałem na szkole z ludźmi, to biorąc pod uwagę różne województwa, śmiało mogę powiedzieć, że na tej rozmowie możemy być zapytani o wszystko. Najczęściej padają pytania o nazwisko komendanta wojewódzkiego, komendanta głównego, piony w Policji i ich charakterystykę, wymarzone miejsce służby, czym jest Policja i jakie są jej zadania, do czego została powołana. Zdarzają się też pytania pokroju, co to jest homofobia, antysemityzm, godność, zaufanie, tolerancja, demokracja, nonkonformizm, altruizm i tym podobne.

Na rozmowie obowiązkowym strojem dla facetów jest garnitur, a w przypadku kobiet – sukienka albo garsonka. Komisja zupełnie inaczej będzie nas odbierała, jeśli zaprezentujemy się elegancko i schludnie, a inaczej, kiedy przyjdziemy w trampkach i bluzie. Zdaję sobie sprawę, że znajdą się ludzie, którzy na rozmowę o pracę pójdą właśnie tak ubrani, jednak z szacunku do służby, do której chcemy wstąpić, powinniśmy wyglądać godnie. Warto wcześniej poćwiczyć autoprezentację z partnerem czy kolegą. Nie wypada jąkać się ani zastanawiać, kiedy opowiadamy o swojej edukacji czy aktualnym zajęciu.

Komisja może czasami sprawiać wrażenie, jakby chciała nas zapędzić w kozi róg, ale w rzeczywistości nie sądzę, by ktokolwiek miał złe intencje. Swoją rozmowę kwalifikacyjną wspominam naprawdę miło. Trwała może kwadrans i zakończyła się maksymalną liczbą punktów. Tutaj wchodzą w grę podstawy komunikacji, umiejętność nawiązywania kontaktów i odnalezienia się w rozmowie. Dużo zyskuje się, mówiąc odrobinę wolniej, dając sobie jednocześnie czas na poukładanie w głowie tego, co powiemy za chwilę. Kandydat na policjanta powinien sprawiać wrażenie elokwentnego, pewnego siebie, a przede wszystkim opanowanego. Z pewnością komisja zwróci uwagę na nerwowe reakcje przy pytaniach, co do których nie jesteśmy pewni albo na które zupełnie nie znamy odpowiedzi.

Czy to jest ostatni etap ipo nim zostajemy przyjęci do służby?

W zasadzie tak, bo kończymy zbierać punkty i zostaje nam komisja lekarska, która tak naprawdę nie jest żadnym sprawdzianem, tylko ma zweryfikować nasz stan zdrowia i zdolność do pełnienia służby. Co ciekawe, na komisję jesteśmy kierowani w województwie naszego zameldowania, a nie tam, gdzie staramy się o przyjęcie. Więc przykładowo, jeśli ktoś mieszka w Gdańsku i tam stara się o przyjęcie, ale jest zameldowany w Krakowie, komisję lekarską będzie musiał przejść w Krakowie. Nie masz pojęcia, jak byłem zdziwiony, kiedy spotykałem na korytarzu, oczekując na lekarza, osoby z drugiego końca Polski. Komisję da się ogarnąć w ciągu dwóch, maksymalnie trzech dni. Po odebraniu karty obiegowej w rejestracji zostają nam wyznaczone terminy wizyt u poszczególnych specjalistów. Zazwyczaj już pierwszego dnia, kiedy oddajemy skierowanie na badania, możemy zahaczyć o jednego czy dwóch lekarzy. Podobno między województwami są jakieś niewielkie rozbieżności w zakresie wymaganych badań, ale standardowo zostajemy wysłani do kardiologa, okulisty, laryngologa, psychiatry, neurologa i ortopedy. Kobiety dodatkowo muszą stawić się u ginekologa, chociaż słyszałem, że w niektórych miastach trzeba też zdobyć podpisy dermatologa i stomatologa.

Spotkałem się z wieloma głosami, że lekarze robią kandydatom pod górę, że zdobycie pozytywnej opinii od niektórych specjalistów graniczy z cudem.

Mam wrażenie, że sporo kandydatów obwinia lekarzy za swoje niepowodzenie czy lichy stan zdrowia. Wszyscy lekarze, z którymi spotkałem się w trakcie komisji, i wszyscy lekarze, którzy diagnozowali moich znajomych, pozostawili po sobie naprawdę pozytywne wrażenie. Trudno powiedzieć, żeby te badania były szczególnie wyśrubowane. Przed służbą w Policji miałem kilkuletni epizod w wojsku. Uwierz mi, komisja wojskowa to jest przeprawa. Pomijając większą liczbę specjalistów, badania są bardziej wnikliwe i szczegółowe. Nikt przyszłym policjantom nie robi chociażby usg serca, podczas gdy żołnierzom już tak. Nie masz pojęcia, jak byłem zdziwiony, kiedy miałem wypełnioną już całą obiegówkę, a nikt nie zaglądał mi do tyłka. Zdecydowana większość lekarzy witała w gabinecie uśmiechem i zagadywała choćby o pogodzie czy kolejce na korytarzu. Czytałem na forach, że najgorszy jest okulista. Rzekomo trzeba rozczytać cyfry utworzone z kolorowych plam, które zlewają się tak, że nic nie widać. Ja nie miałem najmniejszego problemu z ich odczytaniem. Ortopeda to formalność, podobnie jak neurolog. Kardiolog opiera swoją opinię na pomiarze ciśnienia krwi i badaniu elektrokardiograficznym. Wizyta jest poprzedzona spotkaniem z pielęgniarką, która nam robi właśnie ekg. W Warszawie na Wołoskiej panie pielęgniarki są przesympatyczne, serio. Proszą, żeby się uspokoić, zamknąć oczy i miarowo oddychać. Jeśli stres zwycięży i wynik przez to wyjdzie niekorzystny dla kandydata, powtarzają badanie. Laryngolog zagląda nam do gardła, do nosa, do uszu, przeprowadza krótki wywiad, a na koniec każe ustawić się tyłem i z drugiego końca gabinetu szepce liczby, które mamy powtórzyć. Najbardziej mnie dziwi, że ktoś dostaje negatywną opinię od psychiatry. A słyszałem o kilku takich przypadkach. Psychiatra to lekarz, który zazwyczaj pyta, czy widzimy rzeczy, których nie widzą inni, czy mamy stany niepohamowanego lęku, płaczu albo śmiechu, czy leczyliśmy się psychiatrycznie, czasami z kim mieszkamy i co robiliśmy dotychczas w życiu. Nie mam pojęcia, co trzeba mu powiedzieć, żeby wystawił negatywną opinię. Chyba że psychiatrzy mają takiego nosa i po kilku zdaniach rozpoznają wariata. Jeśli tak, to chapeau bas!

Czyli komisja lekarska nie taka straszna, jak ją malują?

Tak, w moim przypadku i ludzi ode mnie z kursu nikt chyba nie byłby w stanie powiedzieć o jakichś złych wrażeniach. Całość załatwiliśmy na przestrzeni może półtora tygodnia, na dwa czy trzy razy. To, ile razy musimy stawić się w miejscu urzędowania lekarzy, zależy od tego, kiedy zostaną nam wyznaczone poszczególne wizyty, ale zazwyczaj nie jest to więcej niż trzy dni. Pielęgniarki w rejestracji, przynajmniej w Warszawie, starają się dobrać terminy w miarę optymalnie. Czekanie w kolejce do lekarza to dosłownie parę minut pod każdym gabinetem. Wizyta tak samo, maksymalnie dziesięć minut. I to nie jest z mojej strony pean na cześć polskiej służby zdrowia, bo ogólnie rzecz ujmując, uważam, że jest sporo do zmiany, ale w