Przypadkowe odkrycia medyczne - Robert W. Winters - ebook

Przypadkowe odkrycia medyczne ebook

Robert W. Winters

4,0
52,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jak upór i trochę szczęścia zmieniły świat.

Czy wiesz, że:

• miniaturowy odłamek plastiku w oku pilota RAF-u sprawił, że dziś używamy tego materiału do produkcji sztucznych soczewek;
• tytanowa komora, której nie dało się usunąć z kości królika, doprowadziła do powstania implantów dentystycznych;
• viagrę zawdzięczamy grupie chemików pracujących nad nowym lekiem mającym przynieść ulgę cierpiącym z powodu dusznicy bolesnej;
• pięć wyjątkowo ciepłych tygodni 1928 roku pomogło Alexandrowi Flemingowi w odkryciu penicyliny.

Wiele z najważniejszych odkryć medycznych zostało wynalezionych zupełnym przypadkiem.
Poznaj fascynujące historie, które zmieniły świat.
 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 339

Rok wydania: 2025

Oceny
4,0 (69 ocen)
28
22
14
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
IceFlowers

Dobrze spędzony czas

Książka „Przypadkowe odkrycia medyczne” to zbiór informacji medycznych, które jak sam tytuł wskazuje zostały odkryte przez przypadek. Jak niewiele czasem brakowało żeby coś jednak nie zostało odkryte. Przypadek, szczęśliwy traf jednak chciały inaczej. Zastanawialiście się kiedyś jak by to było gdyby nie środki znieczulające? Jak by było, gdyby nie było anestezji? Dla nas tu i teraz są to rzeczy oczywiste, ale kiedyś tego nie było. Miniaturowy odłamek szkła w oku pilota przyczynił się do wynalezienia sztucznych soczewek. Naprawdę jak niewiele wystarczyło, aby tego nie odkryto, przynajmniej nie tam i wtedy. Papryka podana na kolację na talerzu miała zwój udział przy badaniu witaminy C. My sami odkrywamy wiele rzeczy przez przypadek. Jednak nasze odkrycia nie są aż tak ważne jak te opisane w książce. Nie powiem, ale niestety mnie lektura tej książki trochę wymęczyła. Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Filia.
00
sylwiak801

Nie oderwiesz się od lektury

Wyobrażacie sobie, że kiedyś operacje, porody, a nawet wyrywanie zęba odbywały się bez znieczulenia? Historia opisania powstania znieczulenia najbardziej mnie zaciekawiła i naprawdę możemy się cieszyć, że do tego doszło. Bo ja sobie nie wyobrażam obecnie tych rzeczy bez znieczulenia. Opisane ,powyższe sytuacje, a w szczególności porody przez cesarskie cięcie bez znieczulenia są nie do wyobrażenia. Wiecie, że kobieta, która poprosiła o środek na uśmierzenie bólu, została skazana na spalenie na stosie. Jest to do niewyobrażenia. Książka „Przypadkowe odkrycia medyczne” nie jest poradnikiem medycznym, ani farmakologicznym. Pozwala nam zrozumieć, a w moim przypadku zwykłego laika jak doszło przez przypadek do słynnych odkryć. Na pewno mnie zdziwiły, a niektóre rzeczy lub sytuacje mną wstrząsnęły. Wszystkie odkrycia zdarzyły się dzięki przypadkowi. Na pewno są ciekawe oraz odkrywcze. W szczególności, że są prawdziwe oparte na faktach. W ciekawy sposób jest opisane ponad 20 przypadków...
00
marquerite

Nie oderwiesz się od lektury

Pomimo tematyki medycznej książkę czytałam z zapartym tchem.
00
jr6470

Z braku laku…

Temat ciekawy, ale jakoś tak strasznie nudno napisane.
00
DeeBee06

Całkiem niezła

Całkiem ciekawa, aczkolwiek mam wrażenie, że autor za bardzo skupił się na przepychankach pomiędzy wynalazcami zamiast na samym odkryciu.
00



Tytuł oryginału: Accidental Medical Discoveries: How Tenacity and Pure Dumb Luck Changed the World

Copyright © 2016 by Robert W. Winters

All rights reserved

Copyright for the Polish edition © 2022 by Grupa Wydawnicza FILIA

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

Wydanie II, Poznań 2025

Projekt okładki: © Andrzej Komendziński

Grafiki na okładce i w książce: © Yevheniia Lytvynovych / Shutterstock

Redakcja: Dagmara Ślęk-Paw

Korekta: Magdalena Koch, Dagmara Ślęk-Paw

Skład i łamanie: MSP Studio

Redaktor prowadząca: Małgorzata Ochab

PR i marketing: Karolina Czwojdzińska

ISBN: 978-83-8402-585-7

Grupa Wydawnicza FILIA Sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

Seria: FILIA NA FAKTACH

Podziękowania

Książka ta powstawała dziewięć lat, w czasie których moja żona Agnete, moja córka Charlotte i mój syn George nieustannie mnie wspierali. Znaczna jej część powstała w Danii, kraju, który przez ostatnie osiem lat stał się moim domem. Pierwsze i największe podziękowania należą się mojej żonie, która czytała każde napisane przeze mnie słowo, zwracając uwagę na błędy gramatyczne i interpunkcyjne oraz miejsca, w których moja narracja stawała się niejasna. George również od samego początku był dla mnie źródłem krytycznego wsparcia. Podjęcie się tego projektu bez jego pomocy byłoby karkołomnym zadaniem.

Pragnę także ponownie podziękować dr Allanowi Pelchowi, mojemu duńskiemu koledze lekarzowi, za uwagi do poprzedniego wydania. Kilka miesięcy temu otrzymałem list od prawnika z Aalborg, Johna Andersena: było to dla mnie kompletne zaskoczenie, ponieważ nigdy nie spotkałem tego człowieka ani z nim nie rozmawiałem. Jego pochwały wprawiły mnie w radosne osłupienie: przyjąłem je jako „entuzjastyczną recenzję” opublikowanego własnym sumptem wydania tej książki. Odpisałem mu z podziękowaniami, co stało się początkiem dalszej wymiany korespondencji, w tracie której pan Andersen pomógł mi rozstrzygnąć kilka wątpliwości z zakresu organizacji i języka tekstu. To wielkie szczęście móc spotkać na swej drodze tak inteligentnego krytyka. Jestem także wdzięczny Tonny’emu Gumoesowi za cierpliwe i fachowe wprowadzanie mnie w tajniki obsługi komputera.

Odległość między Danią a zasobami bibliotecznymi amerykańskich księgozbiorów medycznych okazała się znacznie mniej onieśmielająca, niż mogłoby się wydawać, dzięki moim wieloletnim relacjom z usytuowaną przy Morristown Memorial Hospital w Morristown w stanie New Jersey Shinn-Lathrope Health Sciences Library. W wyszukiwaniu artykułów naukowych, których potrzebowałem, zawsze mogłem liczyć na tamtejszy szybki i niezawodny zespół pod wodzą Janiny Kaldan. Biblioteka ta plasuje się na szczycie mojego prywatnego rankingu wielu bibliotek medycznych, z którymi dane mi było współpracować podczas mojej długiej kariery zawodowej.

Wstęp

Moje zainteresowanie historią medycyny zrodziło się wiele lat temu, kiedy jako student pierwszego roku w Yale School of Medicine miałem wielkie szczęście poznać i móc podziwiać profesora Johna Fultona, światowej sławy eksperta w dziedzinie neurofizjologii i wspaniałego znawcy historii chorób. Zainspirowała mnie w szczególności jedna z opowiadanych przez niego anegdot dotyczących pierwszego użycia penicyliny w Stanach Zjednoczonych.

Profesora Fultona łączyła z Howardem Floreyem bliska przyjaźń, sięgająca jeszcze czasów studenckich spędzonych na Oksfordzie. Po odkryciu Alexandra Fleminga Florey objął kierownictwo nad zespołem oddanych sprawie naukowców, którzy podjęli się stanowiącego niezwykłe wyzwanie zadania wyizolowania i oczyszczenia penicyliny, pracując w niezmiernie trudnych warunkach pierwszych lat II wojny światowej.

W 1942 roku pani Ogden Ann Miller, żona dyrektora sportowego Yale, leżała złożona gorączką połogową w szpitalu New Haven. Z temperaturą sięgającą 40°C była bliska śmierci. Jej lekarz, wiedząc o zażyłych stosunkach łączących Howarda Floreya, lidera grupy oksfordzkiej, która wprowadziła penicylinę na rynek, z Fultonem, ubłagał tego ostatniego, by zdobył dla pani Miller nieco penicyliny, której ilość w USA była wówczas bardzo ograniczona. Po wykonaniu całej serii telefonów Fultonowi udało się zorganizować szybki transport niewielkiej ilości leku prosto do szpitala. Za sprawą cudownego specyfiku dokonał się cud i pani Miller wróciła do zdrowia – dożyła dziewięćdziesięciu lat, a jej nekrolog ukazał się w „New York Timesie”.

Zanim mogłem oddać się rozwijaniu mojego rosnącego zainteresowania historią medycyny, musiało minąć sporo czasu. Zobowiązania zawodowe związane z prowadzeniem badań, nauczaniem i wypełnianiem niejednokrotnie uciążliwych i pracochłonnych obowiązków akademickich starszego lekarza całkowicie wypełniały moją rozciągającą się na ponad cztery dekady karierę. Po tym nastąpił jeszcze dziesięcioletni etap budowania dobrze prosperującego przedsiębiorstwa oferującego usługi z zakresu opieki zdrowotnej.

Dopiero po przejściu na emeryturę byłem w stanie poświęcić długie, nieprzerwane okresy badaniom koniecznym do napisania tej książki. Najpierw wróciłem do historii penicyliny i jej przypadkowego odkrycia przez Alexandra Fleminga w 1928 roku. Szybko zorientowałem się, że za prostą, często powtarzaną historią o naukowcu pozyskującym pleśń z własnej kanapki, kryje się znacznie więcej. Okazało się, że tak naprawdę decydującą rolę w odkryciu Fleminga odegrała londyńska pogoda: to ona była odpowiedzialna za odpowiednią temperaturę panującą w laboratorium. Tradycyjnie Fleminga wymienia się jako jedynego odkrywcę penicyliny – Howard Florey i jego koledzy zdecydowanie zbyt często są niedocenionymi bohaterami tej opowieści.

Odsłanianie kolejnych wątków tej historii było fascynującą podróżą w przeszłość i zwiększyło mój apetyt na poznanie kolei losu innych leków i wynalazków. W ciągu ostatnich ośmiu lat badałem historie dwudziestu pięciu ważnych z punktu widzenia medycyny przełomów, które zawarłem w tym tomie. Ograniczyłem się przy tym do szczegółów i okoliczności towarzyszących samym odkryciom, nie zajmując się ich obecnymi czy przyszłymi zastosowaniami we współczesnej medycynie.

Motywem przewodnim wszystkich tych opowieści jest kluczowe znaczenie szczęśliwego trafu – każdego z opisanych tu odkryć dokonano przez przypadek. W języku angielskim talent do przypadkowych, szczęśliwych odkryć określa się słowem serendipity, ukutym przez Horacego Walpole’a. Walpole opowiadał zajmującą baśń o trzech braciach, książętach z Serendip, którzy w trakcie swoich podróży „ciągle odkrywali rzeczy, których wcale nie szukali, dzięki przypadkowi i przenikliwej bystrości”.

Od czasów Walpole’a wielokrotnie próbowano doprecyzować czy wytłumaczyć termin serendipity, ale choć niemal zawsze podkreślano aspekt „szczęśliwego przypadku”, często zapominano o „przenikliwej bystrości”, czyli mądrości. W roku 1936 Oxford English Dictionary (OED) definiował serendipity jako „pojawienie się i rozwój przypadkowych zdarzeń w sposób szczęśliwy lub korzystny” – w tym znaczeniu wyraz ten jest często używany do dzisiaj. W wydaniu OED z 1986 roku rozszerzono jednak pierwotną definicję o „fakt lub przypadek” oraz dodano „właściwość, zdolność, dar, nawyk, predyspozycję lub talent”.

Innymi słowy, serendipity stało się cechą zarówno odkrywców, jak i samego odkrywania, co wydaje się bardziej mylące niż wyjaśniające. Dla Roberta K. Mertona i Elinor Barber, autorów książki The Travels and Adventures of Serendipity, serendipity to dość powszechne zjawisko zauważenia nieprzewidzianego i anomalnego zdarzenia o strategicznym znaczeniu, które staje się podstawą rozwinięcia istniejącej bądź stworzenia zupełnie nowej teorii. Najlepiej ujął to Louis Pasteur, pisząc: „Dans les champs de l’observation le hasard ne favorise que les esprits préparés” – „Na polu obserwacji przypadek sprzyja tylko przygotowanemu umysłowi”.

Dziś słowo serendipity jest powszechnie nadużywane. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w różnego typu gazetach i magazynach pojawiło się 13 tysięcy razy, zaś w różnych dokumentach w internecie w samym tylko 2001 roku – 636 tysięcy razy. Słowo to, niegdyś „nieuchwytne”, dziś stało się „chwytliwe” – występuje w nazwach restauracji, kawiarni, butików, moteli, zajazdów, pensjonatów, kosmetyków do pielęgnacji skóry, zabawek, linii kobiecych ubrań, pewnych produktów spożywczych, jachtów i bez wątpienia całego mnóstwa innych rzeczy. Autor niniejszej pozycji powstrzymał się przed dodaniem do tej listy kolejnej cegiełki i jest całkiem zadowolony z frazy accidental discovery (przypadkowe odkrycia).

Książka ta z założenia nie jest ani medycznym, ani farmakologicznym traktatem. Ma raczej pozwolić zrozumieć, jak doszło do niektórych słynnych odkryć, a przy tym być może nieco zadziwić. Wszystkie zdarzyły się dzięki przypadkowi oraz temu, że jakiś przygotowany umysł pojął znaczenie tego, co się stało. Przyświecała mi chęć opowiedzenia historii ciekawych nie tylko ze względu na szczegóły odkryć, lecz także na osobowość odkrywców.

1

Błysk zimnej stali: chirurgia bez znieczulenia

Zaczęłam krzyczeć i krzyk mój trwał bez ustanku przez cały czas trwania cięcia.

— Fanny Burney, 1801 —

Wstęp

W swojej autobiografii Charles Darwin następująco ujął wrażenia z obserwacji dwóch operacji przeprowadzanych bez znieczulenia: „Przy dwóch okazjach dane mi było uczestniczyć w okropnych operacjach przeprowadzanych w szpitalu  w Edynburgu – jedną z nich wykonywano na dziecku – ale w obu przypadkach opuszczałem salę, zanim dobiegły końca. Nigdy też nie powtórzyłem tego doświadczenia – ponieważ działo się to na długo przed błogosławioną epoką chloroformu, żadne zachęty nie byłyby na tyle silne, by mnie do tego skłonić. Wspomnienia tych wydarzeń nawiedzały mnie jeszcze przez długie lata”.

Chirurgia w epoce przed odkryciem anestezji wiązała się z potwornym bólem i często śmiercią. Wykonywano głównie zabiegi amputacji, usunięcia kamieni z pęcherza moczowego lub torbieli jajnika. Kluczowe znaczenie dla ich powodzenia miała szybkość – starano się maksymalnie skrócić męczarnie rozkrawanych pacjentów. Zegar był probierzem talentu chirurga: zręczny specjalista dokonywał amputacji w mniej niż dwie minuty. Umiejętność bardzo szybkiej pracy stawała się wizytówką, którą można było chwalić się nie tylko przed opinią publiczną, lecz także przed wolniejszymi kolegami operatorami. Znany w swoim czasie chirurg Robert Liston tak bardzo pragnął pobić własny rekord prędkości w amputowaniu nogi, że przez przypadek razem z kończyną usunął jedno jądro pacjenta i dwa palce swojego asystenta.

W trakcie operacji oszalały z rozdzierającego bólu pacjent stanowił dla chirurga wrzeszczący, ruchomy cel. Lekarze nie pozostawali obojętni na cierpienie, jakie zadawali; byli także świadomi zagrożenia, jakie dla wijącego się chorego stanowił ostry skalpel. Doktor Valentine Mott, słynny chirurg z Nowego Jorku, tak opisywał to nieodstępujące go ani na krok niebezpieczeństwo: „Jakże często, gdy operowałem w głębi jakiejś ciemnej, przepastnej rany, przeszywał mnie lęk, że niefortunny ruch pacjenta zepchnie nóż mój z właściwego kursu, przez co nieumyślnie sam stanę się jego katem i zobaczę, jak ginie na moich rękach”.

Operacja Fanny Burney

Na początku XIX wieku Fanny Burney, należąca do londyńskiej socjety angielska powieściopisarka, przez kilka lat cierpiała z powodu nawracającego bólu i stanu zapalnego w prawej piersi. Lekarz zdiagnozował nowotwór i zalecił usunięcie guza. Fanny wyraziła zgodę na operację, choć nie było wtedy dostępne żadne znieczulenie: „Wszystko przekonywało mnie o tym, […] że tylko ten eksperyment może mnie ocalić”.

W owym czasie Burney mieszkała we Francji wraz z mężem, emerytowanym generałem Alexandrem d’Arblay. Zabieg zgodził się wykonać baron Dominque-Jean Larrey, wybitny chirurg wojskowy odznaczony przez Napoleona. Fanny opisała katusze, jakie przeżywała podczas tej koszmarnej operacji, tworząc coś, co później określono mianem „najniezwyklejszych »wspomnień«, jakie kiedykolwiek przelano na papier”. Oto kilka wyimków z jej relacji:

M. Dubois położył mnie na materacu i przykrył mi twarz batystową chustą. Była na tyle przejrzysta, że zobaczyłam siedmiu mężczyzn i pielęgniarkę natychmiast obstępujących łóżko. Nie chciałam, by mnie przytrzymywano; kiedy przez batyst ujrzałam jasny błysk polerowanej stali, zamknęłam oczy.

Gdy to straszliwe ostrze zanurzyło się w mojej piersi – rozcinając żyły, tętnice, mięśnie i nerwy – żadne napomnienia nie powstrzymałyby mnie od wrzasku. Zaczęłam krzyczeć i krzyk mój trwał bez ustanku przez cały czas trwania cięcia – to niemal cud, że nadal nie dźwięczy mi w uszach, tak przeraźliwa była moja udręka! Kiedy wykonano nacięcie i odjęto przyrząd, ból wciąż pozostawał równie dojmujący, gdyż powietrze naraz omiatające delikatne ciało było jak mrowie maleńkich, lecz ostrych i rozwidlonych sztylecików szarpiących brzegi rany. A to wciąż nie był koniec.

O, niebiosa! Wtedy poczułam, jak nóż dotyka kości – skrobie o nią! […] I znów ten chrobot! Gdy za tym drugim razem odsunięto instrument, myślałam, że to koniec operacji – lecz nie! Chwilę później wykonano kolejne potworne cięcie – jeszcze gorsze niż wszystkie poprzednie, miało sięgnąć do samego spodu, oddzielić podstawę tegoż budzącego grozę gruczołu od tego, do czego był przytwierdzony. Po wszystkim baron Larrey był blady prawie tak, jak ja, a jego splamiona krwią twarz wyrażała głębokie zmartwienie, obawę i niemal przerażenie.

Horror, który przeżyła ta niezwykła kobieta, był udziałem wielu tysięcy innych cierpiących, operowanych w równie bezwzględny sposób. Pół wieku później odkrycie gazów anestetycznych położyło kres okropnościom chirurgii bez znieczulenia.

Bibliografia

F. Burney, Selected Letters and Journals, 1st ed., Oxford University Press, Oxford 1986.

2

Eter i podtlenek azotu: błogosławiona ulga

Ból najwynioślejszych uczy pokory i pokonuje najsilniejszych.

— Valentine Mott, chirurg, 1865 —

Wstęp

Należąca do klasy średniej rodzina Humphreya Davy’ego nie troszczyła się przesadnie o zapewnienie najstarszemu synowi odpowiedniego wykształcenia. Chłopiec był jednak nieprzeciętnie bystry i od najwcześniejszych lat przejawiał zamiłowanie do chemii: już jako psotne i uwielbiające wybuchy dziecko produkował petardy, które następnie niespodziewanie odpalał. Kiedy umarł mu ojciec, szesnastoletni Davy wszedł na niezwykłą ścieżkę samokształcenia. Terminując u Binghama Borlase’a, aptekarza i chirurga w Penzance, zaczął pisać poezję i zgłębiać historię, teologię, filozofię i metafizykę.

Borlase pozwolił Davy’emu zbudować laboratorium chemiczne, w którym mógłby przeprowadzać podstawowe doświadczenia, i zapoznał go z francuskim Traktatem podstawowym chemii Antoine Lavoisiera. Choć od czasu do czasu pracownią wstrząsały wybuchy, na szczęście nikt nie został ranny. Jeszcze jako czeladnik Davy poznał Daviesa Gilberta, dobrze sytuowanego naukowca po Oksfordzie. Błyskotliwa inteligencja młodzieńca zaimponowała Gilbertowi do tego stopnia, że nie tylko pozwolił mu korzystać ze swojej świetnie wyposażonej prywatnej biblioteki, ale także przedstawił go innym badaczom, w tym rezydującemu w Bristolu Thomasowi Beddoesowi.

Beddoes cieszył się sławą uczonego i politycznego radykała. W okresie, kiedy wykładał chemię na Uniwersytecie Oksfordzkim, pilnie śledził wydarzenia we Francji: początek Wielkiej Rewolucji Francuskiej i rządy terroru. Sympatia dla ideałów rewolucyjnych i antyrządowe pamflety ściągnęły na niego uwagę opinii publicznej. Ostatecznie brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych zasugerowało władzom uniwersytetu, że należałoby wypowiedzieć mu zatrudnienie i w konsekwencji Beddoes przeniósł się do Bristolu. Również tam jego profrancuskie sympatie polityczne były powszechnie znane: plotki często przypisywały mu tajną działalność wywrotową. Podważano nawet jego kompetencje jako nauczyciela akademickiego, jako że podczas wykładów niejednokrotnie wyrażał podziw dla francuskiego postępu naukowego, w tym zasług Lavoisiera.

Mimo wszystko jednak Beddoesowi udało się nawiązać bliskie stosunki z niektórymi spośród wpływowych członków Lunar Society (Towarzystwa Księżycowego) z Birmingham, doborowego grona intelektualistów z wielu różnych dziedzin, którzy spotykali się raz w miesiącu w noc pełni księżyca. Beddoes zaraził kilku zamożnych mężczyzn należących do grupy swoim pomysłem stworzenia w Bristolu instytutu badawczego, zapewniając tym samym placówce hojne wsparcie finansowe z ich strony. Jako lekarz z wykształcenia, miał możliwość zawarcia przyjaźni z wieloma głowami bogatych rodzin, które leczył.

W 1798 roku nastąpiło otwarcie Pneumatic Institute. Cele statutowe organizacji obejmowały badanie terapeutycznego wpływu lokalnego powietrza i możliwości wykorzystania różnych gazów w leczeniu rozmaitych chorób. Choć opracowaniem całej potrzebnej aparatury zajął się znany dzięki wynalezieniu silnika parowego James Watt, Beddoes potrzebował również asystenta. Davies Gilbert zarekomendował na to stanowisko Davy’ego, a talent chłopca wywarł na Beddoesie takie wrażenie, że załatwił mu zwolnienie z terminu u Borlase’a. W wieku dziewiętnastu lat Humphrey Davy został mianowany nadzorcą eksperymentów w instytucie.

Davy i podtlenek azotu

Davy rozpoczął badania nad właściwościami gazów, które wyizolował; potrafił również w porywający sposób podsumowywać wyniki swoich i cudzych prac. Szybko stał się znanym mówcą, zapraszanym na różnego rodzaju wydarzenia towarzyskie w Bristolu. Od dawna – to znaczy od czasu, kiedy w 1775 roku po raz pierwszy eksperymentował z tym gazem – interesował się podtlenkiem azotu. Na nowym stanowisku miał okazję poszerzyć swoją wiedzę na jego temat, badając na sobie efekty jego działania. Jeden ze swoich azotowych „odlotów” opisał następująco:

Szybko pojawiło się poczucie podniecenia i podekscytowania. Przyjemne doznania z początku ograniczały się do ust i policzków, ale stopniowo rozprzestrzeniały się po całym ciele i w połowie eksperymentu były tak intensywne i czyste, że pochłaniały całe jestestwo. W tym momencie – i nie wcześniej – straciłem przytomność; prędko ją jednak odzyskałem i poczułem potrzebę podzielenia się z postronnymi obserwatorami przyjemnością, jakiej doznawałem, zacząłem więc śmiać się i tupać.

Davy zapoznał z tym doświadczeniem wpływowe osobistości swoich czasów, między innymi Samuela Taylora Coleridge’a, Roberta Southeya i Petera Marka Rogeta (autora pierwszego tezaurusa). Właśnie podczas jednego z takich „eksperymentów”, zauważywszy, że jedna z jego „świnek doświadczalnych” chichocze, ochrzcił gaz mianem „gazu rozweselającego”. W 1800 roku Davy zebrał swoje skrupulatnie prowadzone obserwacje w książce Researches, Chemical and Philosophical: Chiefly Concerning Nitrous Oxide, or Dephlogisticated Nitrous Air, and Its Respiration (Badania chemiczne i filozoficzne, głównie na temat podtlenku azotu, czyli powietrza azotowego i jego wdychania), uważanej dziś za klasyczne dzieło w historii nauki.

Davy odkrył ponadto, że już kilka zaciągnięć się gazem przynosiło mu ulgę w bólu spowodowanym silnym stanem zapalnym zęba. Napisał wówczas te prorocze słowa: „Ponieważ podtlenek azotu w swoim szerokim działaniu zdaje się również znosić fizyczny ból, być może będzie można wykorzystać go podczas operacji chirurgicznych niezwiązanych ze znaczną utratą krwi”. Gdyby sam Davy lub którykolwiek ze światłych lekarzy tamtej epoki podążył za tą sugestią, świt ery skutecznego znieczulenia ogólnego mógłby nastąpić pół wieku wcześniej. Tak się jednak nie stało. Wkrótce Davy opuścił Pneumatic Institute i rozpoczął spektakularną karierę naukową. Bez jego młodego geniuszu instytut podupadł i został zamknięty.

Wędrowny kuglarz

Rozśmieszający efekt wdychania podtlenku azotu sprawił, że gaz ten szybko wszedł do repertuaru objazdowych cyrków i stał się głównym punktem prywatnych „przyjęć z gazem rozweselającym”. Podczas tego typu spotkań goście wdychali niewielką ilość gazu, w upojeniu zaczynali zachowywać się głupio, po czym padali na podłogę, śmiejąc się jak pijani. Błazeństwa wyczyniane pod jego wpływem wkrótce stały się źródłem rozrywki także podczas publicznych pokazów. „Doktor Coult z Nowego Jorku, Londynu i Kalkuty”, właściwie Samuel Colt, był jednym z najbarwniejszych wędrownych zabawiaczy publiczności. Ze swoim umieszczonym na wozie ciągniętym przez konia obwoźnym „laboratorium” podtlenku azotu przemierzył cały kraj. Zatrzymywał się na rogach ulic i demonstrował na sobie skutki działania gazu, po czym zapraszał widzów do spróbowania, oczywiście za określoną opłatą. Sprzedawał także butle z gazem i zachęcał obserwatorów widowiska do zakosztowania go w domu. Zarobione w ten sposób pieniądze pozwoliły mu skonstruować i opatentować rewolwer, który po dziś dzień nosi jego nazwisko.

Dzięki sukcesowi odniesionemu jako wędrowny showman, Colt był w stanie nabyć część udziałów w Penny Museum w Cincinnati, gdzie płacono ludziom za wdychanie gazu na scenie – ich wybryki pod jego wpływem zabawiały publiczność. Gaz rozweselający nie zawsze prowadził jednak do wesołości. Do jednego z występów Colt najął sześciu rdzennych Amerykanów – mieli wziąć udział w czymś, co zgodnie z jego intencją miało być stymulowaną gazem komedią. Po zaciągnięciu się gazem cała szóstka od razu zasnęła, bez jednego okrzyku czy wybuchu śmiechu. Niezrażony, Colt podał gaz pewnemu uprzejmemu kowalowi, który natychmiast zaczął ganiać go po scenie. Podczas pościgu kowal potknął się i wybudził Indian, zdziwionych, że znaleźli się na ziemi.

Horace Wells

Innym utalentowanym show­manem był „profesor” Gardner Quincey. Ten bystry, częściowo wykształcony lekarz wynajmował wielkie sale w różnych miastach, gdzie prezentował publiczności „rozkoszny lub rozweselający gaz”: chętni wybrani spośród widzów wdychali podtlenek azotu i zadziwiali pozostałych swoimi facecjami. Podczas jednego z takich występów, w grudniu 1844 roku w Hartford, na ochotnika zgłosił się Horace Wells, miejscowy dentysta. Do Wellsa dołączył młody James Cooley.

Domena publiczna

Młodzieniec zaciągnął się gazem jako pierwszy – otumaniony wpadł na kilka ze stojących na scenie mebli, dość poważnie raniąc sobie obie nogi. Gdy się obudził, widok pokrwawionych kończyn był dla niego zaskoczeniem. Kiedy Wells go przepytywał, Cooley przyznał, że w ogóle nie czuł bólu.

Doktor Wells błyskawicznie zdał sobie sprawę, że podtlenek azotu można wykorzystać do bezbolesnego wyrywania zębów. Los sprawił, że sam Wells zmagał się wówczas z bólem trzonowca, którego należało usunąć. Następnego dnia Colton dostarczył pojemnik z gazem do gabinetu Wellsa, gdzie jego współpracownik, dr John Riggs, dokonał bezbolesnej ekstrakcji. Odzyskawszy zmysły po znieczuleniu, Wells usiadł w fotelu i oznajmił: „Oto nowa era w wyrywaniu zębów!”. Szybko nauczył się techniki wytwarzania gazu i opracował aparat pozwalający go dozować, złożony z miecha zawierającego gaz i połączonej z nim rurki umieszczanej w ustach pacjenta. W ciągu kilku kolejnych tygodni Wells i Riggs podali gaz piętnastu pacjentom – z wyjątkiem dwóch przypadków, wszyscy pozbyli się swoich zębów zupełnie bezboleśnie. Było to pierwsze zastosowanie podtlenku azotu w medycynie, które stało się początkiem trwających całe życie Wellsa zmagań o uznanie go odkrywcą anestezji.

Wells czuł, że powinien przedstawić swoje odkrycie szerszemu gronu. W lutym 1845 roku udał się do Bostonu, gdzie jeden z jego byłych studentów, William Thomas Green Morton, zorganizował pokaz w Massachusetts General Hospital, jednej z cieszących się największym prestiżem – zarówno wówczas, jak i dzisiaj – instytucji w kraju. Morton przekonał czołowego chirurga z Bostonu, dr. Jamesa Collinsa Warrena, by ten pozwolił Wellsowi zademonstrować działanie podtlenku azotu na pacjencie, którego ząb musiał zostać usunięty.

Aula służąca do obserwowania operacji wypełniona była po brzegi sceptycznie nastawionymi lekarzami i studentami medycyny. Kiedy wprowadzono pacjenta, ten nagle zdał sobie sprawę, że obcy człowiek za chwilę ma mu podać nieznany gaz i odmówił wzięcia udziału w wydarzeniu. Poszukiwanie innego studenta z bolącym trzonowcem, który zgodziłby się go usunąć z użyciem podtlenku azotu, trwało kilka dni.

Publiczność złożona z lekarzy oraz studentów i tym razem tłoczyła się w sali operacyjnej. Wells podłączył swój aparat i student natychmiast zasnął, jednak kiedy tylko dentysta zaczął wyrywać mu ząb, chłopak nagle podskoczył i krzyknął z bólu. Okrzyki „oszustwo!” przetoczyły się przez aulę. Speszony i skompromitowany Wells opuścił szpital i wrócił do Hartford następnym pociągiem. Później pisał, że pacjent nie został odpowiednio znieczulony, ponieważ zbyt szybko odcięto dopływ gazu. Choć chwila ta potencjalnie mogła stać się punktem zwrotnym w historii anestezji, odeszła w niepamięć dla wszystkich oprócz Wellsa, który nadal szukał sposobu na zdobycie powszechnego uznania. Nieudana prezentacja przygnębiła go do tego stopnia, że oddał swoją praktykę doktorowi Riggsowi, sprzedał dom w Hartford, porzucił żonę i rodzinę, po czym wyruszył w poszukiwaniu chwały, której – jak uważał – tak niesprawiedliwie go pozbawiono.

W międzyczasie rozgłos zaczął zdobywać drugi „emocjonujący” gaz, zwany wówczas eterem siarkowym. Trzy wieki przed odkryciem właściwości podtlenku azotu dwudziestopięcioletni pruski botanik, Valerius Cordus, otrzymał eter, dodając kwas siarkowy („kwaśny witriolej”) do alkoholu etylowego („mocno kopiącego wina”). Substancja, nazwana przez Cordusa „słodkim witriolem”, później zyskała miano eteru siarkowego, a w końcu została ochrzczona po prostu eterem. Ponieważ tak łatwo było go wyprodukować, eter szybko stał się popularnym środkiem używanym dla przyjemności albo dla odurzenia. Do połowy XIX wieku losy eteru i podtlenku azotu miały ściśle się ze sobą spleść.

W 1841 roku, na cztery lata przed tym, jak Wells wykorzystał podtlenek azotu, małe miasteczko Jefferson w amerykańskim stanie Georgia dopisało kolejny rozdział do rozwijającego się w historii anestezjologii dramatu. To właśnie tam, w swoim rodzinnym mieście, doktor Crawford Williamson Long, ukończywszy studia w University of Pennsylvania Medical School, postanowił otworzyć praktykę lekarską. W czasie pobytu w Filadelfii Long wraz z innymi studentami brał udział w „zabawach z eterem”, a kiedy osiadł w Jefferson, organizował te spotkania u siebie. W tamtych czasach tego rodzaju przyjęcia odpowiadały dzisiejszym imprezom, podczas których rekreacyjnie zażywa się narkotyki. Podczas jednego z takich wieczorów kochający zabawę goście poprosili Longa, by ten dla ich uciechy przygotował nieco podtlenku azotu.

Long poinformował ich, że nie ma sprzętu, żeby przygotować i podać im gaz, ale dysponuje lekiem (eterem), który wywołuje podobnie ożywcze skutki. Ręczył przy tym, że sam już go wdychał i uważa go za równie bezpieczny, jak podtlenek azotu. „Podałem go wszystkim obecnym. Zauważyłem, że moi przyjaciele, będący pod wpływem eteru, upadali i doznawali urazów, które moim zdaniem powinny były wywołać ból u każdej osoby, która nie byłaby znieczulona. Kiedy o to zapytałem, zapewnili mnie, że wypadki te nie spowodowały u nich najmniejszego bólu”.

30 marca 1842 roku Long usunął jeden z dwóch guzów z szyi niejakiego Jamesa Venable’a, znieczuliwszy go uprzednio eterem siarkowym. W obawie przed bólem Venable wielokrotnie przekładał termin operacji, Long jednak obiecał mu, że będzie bezbolesna. Kiedy było po wszystkim, Venable – pozbawiony wcześniej przytomności za pomocą ręcznika nasączonego eterem – nie mógł w to uwierzyć, póki na własne oczy nie zobaczył wyciętej torbieli. Zabiegowi przypatrywało się kilku studentów medycyny i innych gapiów. 6 czerwca Long wyciął drugi guz Venable’a.

Po tych dwóch wykonał kolejne operacje w znieczuleniu eterowym. Long odnotował operację w swoim archiwum: „James Venable; 30 marca 1842; eter i wycięcie guza; 2 $”. Ponieważ jednak z opublikowaniem swoich doświadczeń czekał aż siedem lat, przegapił szansę na rozpowszechnienie informacji, która sprawiłaby, że znieczulenie eterowe w chirurgii natychmiast stałoby się rzeczywistością. Doszło do tego dopiero cztery lata później, i to nie za sprawą Longa, lecz bostońskiego dentysty o nazwisku Morton.

William T.G. Morton

William Thomas Green Morton, ten sam, który osiemnaście miesięcy wcześniej zorganizował Wellsowi nieszczęsny pokaz z podtlenkiem azotu, sam pragnął teraz znaleźć się w świetle reflektorów. Dwudziestosiedmioletni Morton prowadził w Bostonie praktykę dentystyczną i szukał sposobu, by ulżyć w bólu pacjentom, którym zakładał sztuczne szczęki. Morton wynajmował lokum w domu Charlesa Jacksona, czterdziestodwuletniego chemika, lekarza i geologa. W 1832 roku Jackson spotkał na pokładzie statku Samuela Morse’a, któremu rzekomo wyjaśnił wówczas zasady działania telegrafu. Po powrocie do Bostonu otworzył prywatną praktykę medyczną, ale już w 1836 roku zamknął ją, by założyć prywatne laboratorium zajmujące się chemią analityczną. W 1844 roku Jackson zaprezentował studentom uczącym się u niego chemii, że wdychanie eteru siarkowego prowadzi do utraty świadomości. Morton należał do tej grupy i był świadkiem tego pokazu.

Jackson doradził Mortonowi, by ten spróbował wykorzystać eter, ale pierwsze próby nie przyniosły satysfakcjonujących rezultatów. Wówczas Jackson zasugerował, że powodem tego mógł być nierówny stopień czystości eteru i zalecił mu użycie substancji w bardziej oczyszczonej formie. Morton poszedł za jego radą i 30 września 1846 roku bezboleśnie usunął ząb pacjentowi znieczulonemu eterem. Dentysta wiedział już, że eter jest rozwiązaniem, ale utrzymywał to w tajemnicy. Dzień później w bostońskiej gazecie ukazała się anonimowa notatka o następującej treści: „Zeszłego wieczoru, jak poinformował nas świadek zabiegu, dokonano ekstrakcji owrzodzonego zęba z ust pacjenta, nie zadając mu przy tym najmniejszego bólu. Po zaciągnięciu się podanym mu preparatem zapadł on w coś w rodzaju snu, który trwał mniej więcej trzy ćwierci minuty, a więc wystarczająco, by lekarz mógł w tym czasie bezboleśnie usunąć ząb”.

Morton był nie tylko śmiałym stomatologiem, lecz także utalentowanym specjalistą od reklamy i sprytnym biznesmenem. Natychmiast zgłosił opracowaną przez siebie procedurę do urzędu patentowego w nadziei na czerpanie z niej wielkich zysków w przyszłości. W ciągu trzech kolejnych tygodni Morton podał eter kilku kolejnym pacjentom, ale wciąż nie był w stanie uzyskać jednolitych wyników. Winą za to obarczał aparat, którego używał do podawania eteru, skonstruował więc nowe urządzenie, zapewniające bardziej równomierny przepływ gazu.

Morton raz jeszcze skontaktował się z dr. Jamesem Collinsem Warrenem, prosząc go o pozwolenie na zademonstrowanie działania eterowego znieczulenia, które miał sam zaaplikować pacjentowi. Warren zgodził się i ustalił nieodległą datę. Czasu było niewiele – tak niewiele, że wyznaczonego dnia Morton przybył do auli spóźniony o kwadrans: zatrzymały go wprowadzane w ostatniej chwili poprawki mające udoskonalić jego aparat. Amfiteatr znowu zapełnił się medykami, którzy – wciąż mając w pamięci nieudany pokaz Wellsa – byli jeszcze bardziej sceptycznie nastawieni. Pacjentem był niejaki Gilbert Abbot, cierpiący z powodu guza umiejscowionego po lewej stronie szczęki. Morton niezwłocznie podał mu eter i Abbott pogrążył się we śnie. Dentysta spojrzał na doktora Warrena i wypowiedział te pamiętne słowa: „Proszę pana, pacjent jest gotowy”. Operacja odbyła się bez przeszkód, trwała dwadzieścia cztery minuty. Po odzyskaniu świadomości Abbott powiedział publiczności, że nie czuł żadnego bólu. Warren spojrzał na widownię i ogłosił: „Panowie, to nie szarlataneria”.

Potężne oświadczenie Warrena zmieniło losy chirurgii na całym świecie. W historii medycyny próżno szukać odkrycia, które byłoby równie doniosłe i miało równie natychmiastowe i obejmujące cały glob konsekwencje, jak wydarzenie, które rozegrało się 16 października 1846 roku w auli Massachusetts General Hospital zwanej dziś Ether Dome, Kopułą Eteru. Oliver Wendell Holmes, profesor anatomii Uniwersytetu Harvarda, opiewał cud anestezji typową dla siebie kwiecistą prozą: „Ten bezcenny dar złożony na ręce ludzkości sprawił, że najstraszliwsze krańce cierpienia zanurzyły się w odmęty zapomnienia, a najgłębsze bruzdy na ściągniętym czole agonii zostały wygładzone po wsze czasy”. Miał rację.

Kolejne kroki Mortona

Morton pozwolił teraz przejąć stery swojemu zmysłowi biznesowemu. Miał zamiar udzielać koncesji na wykorzystanie swojego wynalazku, niewątpliwie za sporą opłatą. O sukcesie swojej prezentacji powiadomił korespondencyjnie Wellsa, sugerując, że ten mógłby chcieć zostać jego licencjobiorcą. List z pewnością pogorszył stan i bez tego coraz bardziej niestabilnego psychicznie lekarza. Charles Jackson, gospodarz Mortona, także chciał zostać wspomniany we wniosku patentowym. Gorzki konflikt między dwoma mężczyznami narastał – patent został ostatecznie wydany na oba nazwiska, chociaż później Jackson przystał na zrzeczenie się swojego udziału w zamian za 10% opłaty licencyjnej.

Nie był to pierwszy raz, gdy Jackson żądał uznania za to, co okazywało się jedynie przypadkową sugestią. Pięć lat wcześniej zakwestionował patent Samuela B. Morse’a dotyczący telegrafu, jeszcze przed tym zaś to sobie przypisywał zasługę wynalezienia bawełny strzelniczej, po tym jak jej odkrycie ogłosił jej prawowity wynalazca, C.F. Schönbein. Dziwactwa Jacksona z wiekiem stawały się coraz bardziej widoczne, a jego niechęć do Mortona miała osiągnąć monstrualne rozmiary, w miarę jak rosła sława tego drugiego.

Patent Mortona był tak rygorystycznie sformułowany, że z jego wynalazku można było korzystać wyłącznie po uzyskaniu zezwolenia na każde pojedyncze użycie. W odpowiedzi na to dr Warren wezwał do wprowadzenia moratorium na jego stosowanie w Massachusetts General Hospital. Morton ustąpił, ale wciąż usiłował zatrzymać sedno swojego odkrycia dla siebie: dodawał do eteru olejki aromatyczne, by (kiepsko) zamaskować jego zapach. Przyznawał wprawdzie, że eter wchodzi w skład używanej przez niego mieszanki, ale wprost zaprzeczał, jakoby to on był czynnikiem znieczulającym!

Doktorzy Henry Bigelow i Oliver Wendell Holmes byli jednymi spośród najwybitniejszych przedstawicieli szpitala. Holmes zaproponował, by środek nazwać letheon, najwyraźniej nieświadomy faktu, że starożytni określali tym mianem mleczko makowe. Zasugerował również przyjęcie terminu anestezja, również używanego już w czasach starożytnych Greków.

Zaledwie miesiąc po triumfie Mortona Bigelow opublikował artykuł w wiodącym brytyjskim medycznym czasopiśmie naukowym „Lancet”, ujawniając światu szczegóły nowego odkrycia. Tajemnica Mortona wyszła na jaw. Wieści o wynalazku rozchodziły się szybko – już po kilku miesiącach okrzyknięto go „najwspanialszym darem dla cierpiącej ludzkości”. Angielscy lekarze początkowo odnosili się do niego sceptycznie, nazywając eter „jankeską sztuczką”, wkrótce jednak jankeska sztuczka okazała się daleko przewyższać inne dostępne środki anestetyczne, zwłaszcza zaś popularną podówczas hipnozę. Po amputacji przeprowadzonej na znieczulonym eterem pacjencie wielki angielski chirurg James Liston stwierdził: „Jankeska sztuczka, panowie, bije mesmeryzm na głowę”.

Walka o uznanie

Jackson nie ustawał w swojej krucjacie o większe uznanie dla własnych zasług na polu wynalezienia anestezji. Dzięki uprzejmości przyjaciela rezydującego w Paryżu udało mu się przedstawić swoją sprawę przed tamtejszą Académie des Sciences. Argumentował, że w rzeczywistości to on stał za odkryciem eteru, Morton zaś miał odegrać rolę zaledwie wykonawcy jego planów. Nie chcąc pozostać w tyle, Wells także udał się do stolicy Francji, gdzie złożył swój wniosek w Société de Médecine de Paris. Znajdował się jednak w nie najlepszej pozycji, ponieważ nie dysponował żadnymi dowodami, które byłyby w stanie zrównoważyć jego dramatyczną porażkę.

To, co działo się na kontynencie, bardzo zaniepokoiło Mortona, który zaczął zbierać składane pod przysięgą zeznania świadków mogące poprzeć jego stanowisko. Po nieudanej – mimo wsparcia ze strony samego rektora Uniwersytetu Harvarda – próbie przekonania Amerykańskiej Akademii Nauk, że to on jest prawdziwym odkrywcą eteru, Jackson znalazł się w cieniu podejrzeń. Usiłując przeforsować swoje racje, Wells słał do Paryża świadectwa przemawiające na jego korzyść.

W międzyczasie Morton opublikował artykuł, w którym szczegółowo opisał sposób, w jaki używał eteru, po czym wysłał jego kopię do Académie des Sciences. W tym okresie krucha psychika Wellsa szybko zbliżała się do krawędzi załamania. Porzuciwszy rodzinę, pozostawioną bez środków do życia, przeprowadził się do Nowego Jorku i otworzył tam praktykę dentystyczną oferującą usuwanie zębów w znieczuleniu podtlenkiem azotu, eterem i chloroformem. Ten ostatni środek był nowością sprowadzoną do Stanów Zjednoczonych z Edynburga, gdzie służył głównie do łagodzenia bólów porodowych.

Podobnie jak w przypadku eteru i gazu rozweselającego, wdychanie chloroformu wywoływało uczucie radosnego podniecenia. Wells uzależnił się od niego. Jego gabinet został zamknięty w trybie natychmiastowym po tym, jak Wells trafił do więzienia pod zarzutem oblewania dam lekkich obyczajów kwasem siarkowym. Zrozpaczony Wells, cierpiący z powodu urojeń i będący pod wpływem chloroformu, napisał pożegnalny list do żony, przeciął sobie tętnicę udową i zmarł w więzieniu. Kilka dni później do Ameryki dotarł list informujący, że Société de Médecine de Paris ogłosiło go wynalazcą anestezji!

Już pośmiertnie wzniesiono w Paryżu pomnik na jego cześć, drugi stanął w jego rodzinnym Hartford. Niewątpliwie wykorzystanie przez Wellsa podtlenku azotu podczas przeprowadzania zabiegów dentystycznych wyprzedza doświadczenia Mortona z eterem. Jednak podobnie jak Crawford Williamson Long nie opublikował on wyników swoich eksperymentów, nie przeprowadził również żadnej udanej publicznej prezentacji swojego odkrycia. Z tego względu, choć należy mu się chwała innowatora, to tytuł odkrywcy anestezji – już niekoniecznie.

Nagrody

Rada powiernicza Massachusetts General Hospital przygotowała oficjalny raport, który przyznawał Mortonowi nagrodę pieniężną w wysokości tysiąca dolarów oraz prawo do tytułowania się wynalazcą znieczulenia. To rozstrzygnęłoby sprawę, gdyby nie projekt ustawy zgłoszony w 1854 roku do Kongresu Stanów Zjednoczonych, przewidujący nagrodę 100 tysięcy dolarów dla tego, kto udowodni, że jest odkrywcą anestezji.

Jako pierwsi z wnioskami wystąpili Morton, Jackson i spadkobiercy Wellsa. W 1849 roku Crawford Williamson Long w końcu opublikował rezultaty swoich badań w artykule pod imponującym tytułem Raport z pierwszego zastosowania wdychanego eteru siarkowego jako środka znieczulającego podczas operacji chirurgicznych. Pragnął udowodnić swoje pierwszeństwo: wskazywały na nie znajdujące się w jego archiwum akta medyczne z 1842 roku, dowodzące, że to on jako pierwszy przeprowadził zabieg w znieczuleniu eterem. Long zgłosił się po nagrodę jako czwarty, prosząc senatora Williama Dawsona o przedstawienie jego sprawy. Jak na ironię, senator Dawson wskazał Charlesa Jacksona (ze wszystkich możliwych kandydatów!) jako tego, który ma zbadać zasadność roszczeń Longa i przekazać swoje wnioski. Jackson udał się do Georgii, przestudiował dokumenty Longa i stwierdził, że jego żądania są uzasadnione.

Wniosek ten niemal na pewno był kolejną z wielu prób zdyskredytowania Mortona. Jackson zdał sobie sprawę, że jego pretensje do nagrody są nieprzekonujące, i zasugerował, że razem z Longiem powinni wysunąć wspólne roszczenie, ten ostatni jednak odmówił. Wejście Longa na ring na tak późnym etapie sporu skomplikowało sprawy do tego stopnia, że koniec końców cały projekt upadł. Opinia publiczna była już znużona ciągłymi kontrowersjami. Ostatecznym zwycięzcą okazał się eter, choć żadnemu z pretendentów do miana jego odkrywcy nie udało się bezspornie dowieść swojego pierwszeństwa. Oliver Wendell Holmes – sądząc być może, że Morton lub Long mają na to największe szanse – stwierdził, że spór ten nigdy nie zostanie rozstrzygnięty, i zmyślną grą słów oznajmił, że zaszczyt bycia odkrywcą należy do „e(i)ther” – obu/eteru.

Dalsze koleje losu

Charles Jackson wcale nie skończył lepiej. Przeprowadzał eksperymenty z eterem na pensjonariuszach zakładu dla obłąkanych McLeana – ich wyniki opublikował w Manual of Etherization (Podręcznik eteryzacji), który nie spotkał się ze zbyt przychylnym przyjęciem. Stawał się coraz bardziej niezrównoważony psychicznie, aż w końcu sam został przyjęty jako pacjent do placówki, w której wcześniej przeprowadzał badania – spędził w niej ostatnie siedem lat życia. Nie zachowały się żadne dokumenty świadczące o tym, że leczono go – lub któregokolwiek z pozostałych pacjentów McLeana – eterem.

Crawford Williamson Long był jedynym, którego nie dopadła mentalna „klątwa” niosąca zgubę pozostałej trójce. Nadal prowadził swoją praktykę, a w czasie wojny secesyjnej opatrzył wielu rannych konfederatów. W pewnym momencie zaciętych walk armia Konfederacji zmuszona była do szybkiego odwrotu przed napierającymi oddziałami Unii. Long uciekł na tyły, zabierając ze sobą szklany słój zawierający „dowody na to, że odkryłem anestezję eterową”.

Zmarł w 1878 roku w wieku sześćdziesięciu dwóch lat. Odbierał właśnie poród znieczulonej eterem matki i kiedy przekazał noworodka na ręce swojego asystenta, doznał śmiertelnego udaru. Uchwałą Zgromadzenia Ogólnego stanu Georgia w 1920 roku hrabstwo Long zostało nazwane jego nazwiskiem. Został również uhonorowany, podobnie jak Morton, miejscem w National Hall of Fame w Waszyngtonie.

Pomnik eteru

W 1868 roku bostończyk Thomas Lee sfinansował konkurs na budowę pomnika upamiętniającego wynalezienie znieczulenia eterowego, który miał stanąć w Boston Garden. Kiedy rzeźbiarz John Quincy Adams Ward zabierał się do stworzenia projektu, zdał sobie sprawę, że wokół tożsamości prawdziwego odkrywcy eteru toczył się zażarty spór. Ward postanowił uniknąć kontrowersji, umieszczając na szczycie zbudowanej z granitu i czerwonego marmuru statui postać mauretańskiego medyka – dobrego Samarytanina – w średniowiecznych szatach i turbanie, podtrzymującego na swym lewym kolanie niemal nagie ciało omdlewającego mężczyzny. W lewej dłoni Maura spoczywa szmatka, sugerująca użycie eteru, którego zastosowanie miało być rozwijane w ciągu kolejnych stuleci.

Sportretowanie mauretańskiego lekarza niemal na pewno było celowym zabiegiem, pozwalającym Wardowi nie opowiadać się po żadnej ze stron szalejącego wówczas sporu dotyczącego tego, komu należy się uznanie za pierwsze zastosowanie eteru jako środka znieczulającego. Inskrypcje wyryte na monumencie także nie wspominają żadnego nazwiska: z jednej strony umieszczono cytat z Objawienia św. Jana: „I nie będzie już więcej bólu”, z drugiej zaś napis: „Dla upamiętnienia odkrycia, że wdychanie eteru powoduje uniewrażliwienie na ból – czego po raz pierwszy dowiedziono w Massachusetts General Hospital w Bostonie – październik AD MDCCCXLVI”.

Komentarz

Przypadek odegrał decydującą rolę w odkryciu właściwości anestetycznych zarówno podtlenku azotu, jak i eteru. W 1841 roku Crawford Williamson Long, młody lekarz dopiero zaczynający praktykę, urządził przyjęcie, podczas którego zabawiał gości podniecającym działaniem eteru. Jeden z nich wyznał, że będąc pod wpływem wdychanej substancji, nie poczuł żadnego bólu, gdy upadł, uderzając się w nogę. Long natychmiast dostrzegł możliwość zastosowania eteru w chirurgii, dzięki czemu już w marcu 1842 roku bezboleśnie usunął z szyi Jamesa Venable dwie torbiele.

Horace’owi Wellsowi przydarzyło się coś podobnego i doszedł on do tych samych wniosków. Zbieg okoliczności sprawił, że pod koniec 1844 roku Wells wziął udział w pokazie działania gazu rozweselającego urządzonym przez profesora Gardnera Quinceya Coltona. James Cooley, towarzyszący na scenie Wellsowi jako drugi ochotnik, zaciągnął się gazem, upadł na mebel i poważnie zranił się w nogę. Obudziwszy się z wywołanego podtlenkiem azotu snu, przyznał, że w ogóle nie czuł bólu. W przypadku Wellsa, który pracował nad coraz mniej bolesną stomatologią – tak samo zresztą jak w przypadku Longa i eteru – to losowe odkrycie natrafiło na podatny grunt przygotowanego umysłu. Wells niemal natychmiast zyskał najlepszy możliwy dowód na działanie znieczulenia, kiedy bezboleśnie usunięto jeden z jego trzonowców.

Można bezpiecznie założyć, że przed Longiem i Wellsem wielu widzów pokazów gazu rozweselającego i uczestników zabaw eterowych było świadkami podobnych scen. Obaj mężczyźni widzieli to samo, co inni, ale zareagowali inaczej, ponieważ ze względu na zdobyte wcześniej wykształcenie i bieżące doświadczenia ich umysły były bardziej chłonne i otwarte na nowe sposoby niesienia ulgi w bólu. Winston Churchill powiedział kiedyś: „Czasami ludziom zdarza się potknąć o prawdę, ale większość wstaje i idzie dalej, jakby nic się nie stało”. Pośród tej większości nie było ani Longa, ani Wellsa.

Bibliografia

T.K. Kenyon, Science and Celebrity: Humphrey Davy’s Rising Star, „Chem. Herat. Mag.” Winter 26 (2008–2009), 1–3.

C.W. Long, An account of the first use of Sulphuric Ether by Inhalation as an Anesthetic in Surgical Operations, „South Med Surg” J 5 (1849), 705–713.

E.M. Papper, Romance, Poetry and Surgical Sleep: Literature Influences Medicine, Greenwood Press, Westport 1995.

S. Robinson, Victory over Pain: The History of Anesthesia, Schuman, New York 1946.

D.A. Stansfield, R. G. Stansfield, Dr. Thomas Beddoes, and James Watt: Preparatory work 1794 – for Bristol Pneumatic Institute, „Med Hist.” 30 (1986), 276–302.

H. Wells, The history of the discovery, of the application of nitrous oxide, ether, and other vapors, to surgical operations, Gaylord Wells, Hartford 1847.

3

Chloroform: kler się sprzeciwia

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

PosłowieAprobata dla nowych odkryć

Dostępne w wersji pełnej

O Autorze

Dostępne w wersji pełnej

Indeks

Dostępne w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Podziękowania

Wstęp

CZĘŚĆ PIERWSZA. Chirurgia i anestezja

Błysk zimnej stali: chirurgia bez znieczulenia

Eter i podtlenek azotu: błogosławiona ulga

Chloroform: kler się sprzeciwia

CZĘŚĆ DRUGA. Implanty

CZĘŚĆ TRZECIA. Leki, które działają na krew

CZĘŚĆ CZWARTA. Leki, które zwalczają infekcję

CZĘŚĆ PIĄTA. Leki, które wpływają na pracę serca

CZĘŚĆ SZÓSTA. Witaminy: wit(alne) aminy

CZĘŚĆ SIÓDMA. Inne odkrycia medyczne

Posłowie. Aprobata dla nowych odkryć

O Autorze

Indeks

Punkty orientacyjne

Prawa autorskie

Spis treści

Meritum publikacji

Indeks

Okładka