79,90 zł
Przełomowa biografia pisarki Stanisławy Przybyszewskiej, autorki zekranizowanego przez Andrzeja Wajdę dramatu Sprawa Dantona, i jej matki – malarki Anieli Pająkówny
W czerwcu 1899 roku Aniela Pająkówna, obiecująca młoda malarka, poznaje Stanisława Przybyszewskiego. Słynny pisarz wywiera na niej ogromne wrażenie, a owocem ich romansu jest córka – Stachna.
To pozornie nieistotne wydarzenie determinuje losy i matki, i córki. Dla Anieli rozpoczynają się lata towarzyskiego ostracyzmu, zmagań o zalegalizowanie istnienia Stachny i nadanie jej nazwiska ojca, walki o codzienne przetrwanie. Ale przede wszystkim heroicznych starań o lepszą przyszłość dla jej córki. Anna Kaszuba-Dębska konfrontuje sylwetki obu artystek – ich wychowanie i dojrzewanie do twórczości, życiowe wybory, środowiska, drogi artystyczne i wzajemne odziaływanie na siebie.
Postać Przybyszewskiego położyła się cieniem nie tylko na losach obu kobiet, ale także na pamięci o nich. Autorka pozbywa się tej patyny i ukazuje Anielę i Stachnę tak, jak na to zasługują: jako pełnokrwiste, fascynujące artystki, których losy zdeterminowały bezwzględne realia epoki. Daje głos tym, które go nie miały.
dr Anna Kaszuba-Dębska – malarka, graficzka, ilustratorka, reżyserka filmów animowanych. Pisarka i biografistka. Znana z instalacji artystycznych wystawianych w przestrzeniach miejskich, między innymi Projektu Szpilki i Projektu Emeryty inspirowanych dziełami Brunona Schulza i Tadeusza Kantora. Autorka książki Kobiety i Schulz oraz biografii Bruno. Epoka genialna nominowanej do Literackiej Nagroda Europy Środkowej Angelus. Trzykrotna stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, dwukrotna laureatka Stypendium Twórczego Miasta Krakowa, stypendystka ZAIKS-u, laureatka Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO. Od dekady z mężem Łukaszem Dębskim współtworzy Fundację Burza Mózgów, do której celów należą promocja czytelnictwa i sztuki oraz edukacja kulturalna.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 892
Mniej więcej przed siedmiu laty byłam u pewnego wróżbity. Oczywiście niczego o mnie nie wiedział, nawet nie znał mojego nazwiska. [...] To, co mi powiedział – wszystko bardzo ogólnie i rzeczowo – ten człowiek podobał mi się – sprawdziło się do tej pory tak mniej więcej. [...] powiedział: Pani stanie się nawet do pewnego stopnia znana... sławna...
STANISŁAWA PRZYBYSZEWSKA DO SIOSTRY IWI BENNETGDAŃSK 21 VI 1928[1]
Kalinie – reżyserce teatralnej
Kacprowi – muzykowi jazzowemu
Gajusi – wspaniałej małej artystce
Mama malarka
Dziękuję mojemu mężowi Łukaszowi Dębskiemu za wsparcie duchowe na ostatnim etapie tworzenia biografii, przed oddaniem niniejszej książki do druku. Jestem wdzięczna za cudowną podróż do mitycznej Abbazii na półwyspie Istria, ulubionego miejsca moich bohaterek: hrabiny Heleny z Dzieduszyckich Pawlikowskiej i jej wychowanki, malarki Anieli Pająkówny.
SŁOWO WSTĘPU
Podczas pracy nad tą książką moją główną intencją było przedstawienie współczesnym czytelniczkom i czytelnikom postaci Stanisławy Przybyszewskiej. Zainteresowanie tą niezwykłą osobą powraca co jakiś czas przy okazji wystawiania na deskach teatrów Sprawy Dantona, jej sztandarowego dzieła zekranizowanego w doskonałej obsadzie przez Andrzeja Wajdę niemal pół wieku temu. Ostatnio, kilkadziesiąt lat po śmierci, Przybyszewska zadebiutowała również jako autorka interesujących noweli i powieści. W 2021 roku, roku, w którym powstała niniejsza książka, mija 120 lat od chwili jej przyjścia na świat – jako nieślubnej córki popularnego w epoce Młodej Polski pisarza nurtu dekadentyzmu, o którym napisano już chyba wszystko, i zapomnianej, doskonałej w swym fachu malarki, o której nie napisano prawie nic. Na matce mojej bohaterki – Anieli Pająkównie – skupiam uwagę wielokrotnie, aby zrekonstruować proces kształtowania się jej niezwykłej osobowości, która wywarła ogromny wpływ na rozwój duchowy, emocjonalny, intelektualny i artystyczny córki, zaszczepiła w niej – pomimo okrutnych wydarzeń – niezwykłą ambicję i odwagę. Matka całkowicie poświęcała się córce, porzucając najświętszą pasję życia, malarstwo. Ta wykształcona, dojrzała artystka z pierwszego pokolenia Polek mających szansę na edukację i studia w Paryżu, wychowana w środowisku krakowskiej i lwowskiej arystokracji, w momencie zajścia w ciążę całkowicie usunęła się z centrum wydarzeń. Nie narażając innych na skandal, skazała siebie i własną twórczość na zapomnienie. Do dziś nie doczekała się wnikliwej biografii, na jaką niewątpliwie zasługuje. Dlatego właśnie obficie cytuję tu, nigdy niezebrane i nieopublikowane w całości, listy tej intrygującej i zapomnianej malarki. Planując napisanie książki o dramatopisarce Stanisławie Przybyszewskiej, zwykle sklejanej z postacią jej ojca pisarza, miałam ogromną ochotę przedstawić i skonfrontować sylwetki dwóch niezwykłych kobiet – artystki matki i artystki córki, ich drogi twórcze i życiowe, proces wychowania i dojrzewania do twórczości, środowisko, aktywność artystyczną na różnych polach i wzajemne oddziaływanie na życiorysy.
Obie łączy postać poety, dramaturga i pisarza, zwanego niegdyś „genialnym Polakiem” i „przybyszem z Berlina”. Biologiczny ojciec w biografii córki pozostawił jedynie poczucie nieustającej tęsknoty i samotności, nie wpłynął w żaden sposób na kształtowanie jej upodobań estetycznych, wyborów artystycznych, nie miał żadnego znaczenia dla procesu dojrzewania i edukacji, nie oddziaływał na rozwój intelektualny, bo – jak sama pisała – czuła się w tej kwestii wyłącznie lustrem swojej matki. We wszelkich dotychczasowych publikacjach o Stanisławie Przybyszewskiej zwyczajowo podkreślano to, że jest córką sławnego ojca, choć sama wolała o nim milczeć niż mówić źle. Pisano o niej „córka smutnego szatana”, choć tak naprawdę była córką anioła – Anieli Pająkówny.
ROZDZIAŁ 1
KRZYK
„Przyszła na świat 1 października 1901 roku we wtorek. Dzień był zupełnie letni i upalny. Rano o szóstej był pierwszy sygnał, a o pierwszej po południu pierwsze bóle, o 5.30 wieczorem pierwszy krzyk Dzidziusi”[1].
„Wszechświat. Tygodnik popularny poświęcony naukom przyrodniczym” podaje, że tego dnia stacja meteorologiczna przy Muzeum Rolnictwa i Przemysłu w Warszawie zanotowała najwyższą temperaturę dzienną 21,5 stopnia Celsjusza. Pierwszy dzień października nowego stulecia zapowiadał zjawiska astronomiczne, do których zaliczono: „Częściowe zaćmienie księżyca [...], rój gwiazd spadających, których punkt promieniowania znajduje się w gwiazdozbiorze Oryona [...] oraz dość dogodne jeszcze położenie Jowisza i Saturna nad widnokręgiem południowo zachodnim. Jowisz posuwa się w gwiazdozbiorze Strzelca ruchem prostym (z zachodu na wschód), zbliżając się ustawicznie do Saturna, którego ruch własny jest znacznie wolniejszy. Jowisz zachodzi między godz. 8 – 9 wieczorem, zatem być może oglądany przez parę godzin po zachodzie słońca. Położenie Saturna nie jest dogodne do obserwacyi [...] ruch wsteczny w gwiazdozbiorze Strzelca. Z prawej strony Jowisza ku dołowi znajduje się Wenus, która z końcem miesiąca da się dostrzedz z łatwością; [...] zaćmienie księżyca będzie częściowe; [...] równocześnie widzialne w większej części Europy wschodniej. [...] Długość dnia, wynosząca dnia 1-go 11 godzin 36 minut, skraca się stopniowo, dochodząc do 9 godz. 37 min”[2].
Stanisława Przybyszewska urodziła się zatem pod znakiem Wagi w dniu częściowego zaćmienia Księżyca i pojawienia się roju spadających gwiazd. Wśród modnych na początku XX wieku horoskopów ciekawa losu i tajemnic przyszłości matka nowo narodzonego dziecka może znaleźć Prawdziwy filozoficzno-astrologiczny opis natury i miesięcy życia ludzkiego, czyli Sekretny Poradnik Planetowy z wróżbami dla osób wszelkiego stanu[3]. Kto przychodzi na świat 1 października, ma być zmysłowy, wrażliwy i pragnący samodzielności. „Usposobienie jego jest dość melancholijne i zamknięte w sobie. Wyróżnia się przy tym swą wrażliwością – zwłaszcza reaguje na uczucia sympatii lub antypatii [...].
Subtelny, dobroduszny, harmonijny, lubi dobre towarzystwo ludzi kulturalnych i wysoko wykształconych – a w swych przywiązaniach jest stały.
[...] jest to człowiek odważny, zacięty[,] nierzadko o skłonnościach do gwałtowności lub destrukcyjnych [...] – skłonności te przejawiają się od czasu do czasu.
Trzeba dodać, że urodziny dzisiejsze wykazuje [!] dwie krańcowości.
Jedna z nich to człowiek uganiający się za przyjemnościami [...].
Druga zaś – to człowiek subtelny, niezwykle uzdolniony, uduchowiony, poszukujący jedności w całym bycie i dążący do syntezy. Ten ostatni typ odznacza się niezwykłą intuicją, która nawet może przejść w jasnowidzenie – w miarę wzrastającego uduchowienia.
Co mu grozi?
Jego najlepsze uczucia i skłonności zostaną niedocenione przez otoczenie.
Grozi mu również utrata dziedzictwa, albo też strata osoby kochanej – ewentualnie jej choroba.
Jest to dlań bardzo bolesne – bowiem człowiek urodzony dzisiaj czy to kobieta czy mężczyzna – źle się czuje w samotności, mając wrażenie, że jest czymś niekompletnym, zbytecznym lub porzuconym”[4].
„Kobiety październikowe mają wyjątkowo dobry charakter. Są to istoty pełne poświęcenia, serca, czułości i miłosierdzia. Nadzwyczaj bezinteresowne, łagodne i usłużne, są przytem niezwykle pracowite i oszczędne aż do skąpstwa. Nie lubią żyć teraźniejszością, a więc są anachronistkami, marzą o przeszłości i na niej budują całe swe życie. Mają wybitną skłonność do obmów, jak również nie lubią kobiecego towarzystwa. Są bardzo niesystematyczne i niegospodarne, a wady te pokrywają oszczędnością. Jako małżonki powinny być przykładem dla innych kobiet; ich wierność, przywiązanie i miłość godne są najwyższej pochwały. W małżeństwie rzadko są szczęśliwe, nie potrafią bowiem dobrać sobie odpowiedniego typu mężczyzny, bo kierując się współczuciem wychodzą za mąż za tego, kto się pierwszy oświadczy”[5].
Jaki scenariusz dla urodzonej wtorkowego wieczoru 1 października 1901 roku dziewczynki napisze przewrotny los? Czy sprawdzą się przepowiednie astrologiczne i wyrocznia wróżbity, którego spotka za dwadzieścia lat i który powie jej wówczas: „Tak mniej więcej: silna awersja do macierzyństwa, brak dzieci, albo ludzie, którzy nie będą odgrywali w moim życiu żadnej roli – niezdolność znoszenia konieczności codziennego zabiegania bez znacznych szkód (dziwne, jak bezpośrednio mógł on to zauważyć)”[6]. Wróżbita przepowie jej to, o czym ona doskonale wie, a kiedy wspomni o „wyjątkowo harmonijnym charakterze; dużym zmyśle równowagi”. Przybyszewska uśmieje się z tego. Będzie przecież „w rewolucyjnym, dzikim okresie marnego nihilizmu”. Na koniec usłyszy: „Pani stanie się nawet do pewnego stopnia znana... sławna... właśnie na tej podstawie”[7]. Mając w pamięci to „kojące wspomnienie”, Stanisława Przybyszewska podzieli się w liście do niedawno poznanej siostry, Iwi Bennet, myślą: „Wtedy było mi wsio rawno, przecież on mi obwieścił tę straszliwość: w sprawach serca – nigdy nie będzie miała Pani szczęścia. Także teraz oczekuje Panią niemiła rozłąka. To przychodziło jak w zegarku, zresztą nie raz, ale dzisiaj dziękuję mojemu aniołowi stróżowi za to wspomnienie. To jest naprawdę tak, jakby się szło na pustynię i nie wiedziało, czy droga prowadzi do świata zamieszkałego, do celu, do życia – i znajduje się maleńką oazę, kilka drzew wokół jakiegoś stawku z prawdziwą wodą”[8].
Trzydziestoośmioletnia Aniela Pająkówna, wpatrzona w śpiącą „w kołyseczce na prawym boczku” córkę, zapisuje na pustych stronach zeszytu w linie, atramentem jej nowe życie. Jest 8 kwietnia 1902 roku. „Dzidziusia [...] pierwszego skończyła pół roku”[9].
Od tygodnia są w Swoszowicach, po porodzie, który miał miejsce w Krakowie, zabrała dziecko najpierw do Myślenic, a potem na dalszą prowincję, by odetchnąć wiosennym powietrzem, odpocząć, ukryć się przed światem, z daleka od niewygodnych pytań i trudnych do przyjęcia propozycji, i w samotności zdecydować o dalszych krokach. Musi przemyśleć, zbilansować, przeorganizować życie, zmienić priorytety, coś w końcu postanowić. Ale jednego jest już pewna. Nie odda Dzidzi. „Ze wszystkich stron proszono [...], by powierzyła dziecko, które jej, znanej i poważnie pracującej malarce, musiało okropnie przeszkadzać”[10]. Mogła je „oddać własnej matce, albo zamężnej siostrze: obie, mając zamiłowanie do dzieci, prosiły ją o to. Nie. Ani na jeden dzień nie chciała się ze mną rozstać”[11] – napisze potem o matce Stanisława Przybyszewska. „Rzecz prosta, zaraz rozpoczęło się prześladowanie. [...] moralny ostracyzm, kreślony przeciw nielegalnej matce, niszczył zarazem karierę artystki. Utrudniono mamie wystawę obrazów, ponieważ miała córkę – nie nosząc obrączki”[12].
Niania
Aniela jest dobrze sytuowaną, znaną już galicyjską malarką, chętnie zamawia się u niej portrety. Równocześnie od pół roku jest panną z dzieckiem. „Lecz dwu powołań połączyć nie można. Poświęciwszy się macierzyństwu – a jako matka była wręcz genialna – mama złamała swą artystyczną karierę”[13] – powie Stanisława Przybyszewska. „Trzeba jednak dodać dla pełnego zrozumienia matki, że ona nie była – jak np. ja – tylko artystą i niczym więcej; «stylografem Pana Boga». Matka była również kobietą, której potrzeba tego, co nazywamy życiem prywatnym. A jako człowiek prywatny była, dość niespodziewanie, czystym typem matki: tym, na którym opierał się matriarchat – nie kochanki, ani żony [...]. Jestem dość pewna, że mimo rozdarcie i tęsknotę (ukrytą do niepoznania, lecz trwającą do śmierci) – dziecko, to dziecko, dla którego zrzekła się świata, licznych przyjaciół, wziętości lokalnej – i które stanowiło w dodatku jakże wielką przeszkodę w pracy, dotychczasowej namiętności jej życia – że zatem dziecko to, dla ogółu nieślubnych matek ciężar i «kara Boża», dla niej wnet stało się ważniejsze, droższe, od samej boleśnie zerwanej miłości. Wiem zresztą; wspomnienia z lat dziecinnych nie pozostawiają mi wątpliwości. Mama byłaby niechętnie dzieliła przywilej rodzicielstwa – nawet z człowiekiem ukochanym”[14].
Ukochany człowiek porzucił Anielę, zanim zdążyła wyjawić mu swoją tajemnicę. Mamił czułymi słowami, zasypywał listami, ale ostatecznie odszedł z inną. „Mama dowiedziawszy się o istnieniu drugiej przyjaciółki – postąpiła w myśl swego «japońskiego» kodeksu; cofnęła się momentalnie i bez słowa (a była w ciąży...!). To by było prawie niewiarygodne – tylko czuję, że i ja musiałabym tak właśnie postąpić. Prawda, że miłość wolności ułatwiała jej ten krok milczącej a nie przebłaganej dumy (wiem, że tak było – z listów przyjaciół i rodziny, zawierających przeważnie zdumione zarzuty – i z kilku melancholicznych wzmianek w listach ojca). Matka na dnie duszy nie pragnęła właściwie małżeństwa – samowystarczalność artysty przeważała. Lecz wątpię bardzo, czy – kochając jak kochała, z tą «naszą», aż tragiczną intensywnością uczuć – zdawała sobie sama sprawę, iż coś w niej woli wolność. Motywem tego cofnięcia był honor, ten zmysł honoru, który i mnie często zmusza do donkiszoterii. Powodem natomiast był fakt, że matka – w przeciwieństwie do żon prawdziwych – nie mogła, przy nikim, zająć drugiego miejsca. Wolała nie być niczym – niż tylko żoną sławnego męża”[15].
Przybywając z córką do słynącej ze zdrowotnych kąpielisk podkrakowskiej wsi Swoszowice, Aniela Pająkówna nie po raz pierwszy usuwa się w cień. Jako panna z dzieckiem wzbudza w mieście podejrzenia. Skandalu chce oszczędzić sobie, nieobecnemu ojcu dziecka, ale też ukochanej opiekunce Helenie z Dzieduszyckich Pawlikowskiej, której tak wiele przecież zawdzięcza. Jest bardzo słaba. Zagrażający życiu krwotok podczas porodu nadwyrężył jej i tak fatalne zdrowie. Po sześciu trudnych miesiącach w roli świeżo upieczonej samotnej matki powoli wraca do sił fizycznych, korzystając z wiejskich dobrodziejstw i przede wszystkim spokoju. Psychicznie czuje się źle, bardzo źle. Samotność. Smutek. Porzucenie. Upokorzenie. Wstyd. Ojciec dziecka przepadł, milczy od kilkunastu miesięcy. Nie widzieli się, nie rozmawiali od początku ukrywanej przed wszystkimi ciąży, może nawet od poczęcia Dzidzi. Nie pisze, nie pyta, nie przyjeżdża. Odpisał tylko raz. Ukrywając się z noworodkiem w Myślenicach, doniosła mu w liście o narodzinach córeczki. Odpisał i zapewnił, że nie wyrzeka się dziecka. Ten list to posag małej, dowód ojcostwa. Pająkówna czyta go ze łzami bez przerwy:
„Droga Anielko,
Parę słów tylko po przeczytaniu Twojego listu. Daję Ci w obecności Rakowskiego najświętsze słowo honoru, że uważam dziecko za moje i jak tylko uporam się z strasznie przykremi życiowymi rzeczami, co niedługo nastąpi, załatwię wszystko. Listy Rakowskiego, który jest Twoim serdecznym przyjacielem odebrałem dwa miesiące później, bo się poróżniłem z Miriamem, a R[akowski] adresował listy do Chimery. Moja droga, kocham naszą dziecinę, tak jak ty, ale tyle przeszedłem, że od zmysłów odchodziłem. Tęsknię za Tobą, boś dobra i jedyna, kochana, dobra kobieta, którą spotkałem. Zawsze ten sam
Stach”[16].
Tyle. Aż tyle. Krótki, wysłany z Warszawy do Galicji list to jedyna reakcja ojca na narodziny córki i tragiczną sytuację, w której zostawił jej matkę. Aniela przez moment znów naiwnie uwierzy, że Stach „upora się” z trudnościami za granicą i „załatwi wszystko”[17]. Podpisze dokumenty nadające dziecku nazwisko, poprosi ją o rękę i zakończy męki tej potwornej samotności, katusze wstydu związanego z „nielegalnym” dzieckiem. Wierząc w taki scenariusz, postanawia czekać i odsuwa w czasie chrzciny dziecka, by mieć pewność, że w księgach zostanie zapisane prawowite nazwisko córki. Teraz małą nazywa po prostu Dzidzią, a o sobie, za radą hrabiny Heleny z Dzieduszyckich Pawlikowskiej, mówi Niania[18]. Tak jest lepiej. W towarzystwie znacznie łatwiej zaakceptować, że panna przysposobiła cudze dziecko, bo to szlachetny czyn. Broń Boże mieć własne bez obrączki na palcu. Udawanie niani to dla kobiety mniejsze upokorzenie niż jawne przyznanie się do niemałżeńskiego seksu i jego konsekwencji.
Aniela jest w punkcie zwrotnym swojego życia. Dobiega czterdziestki. PRZEDTEM, przed porodem, ceniona, wyemancypowana artystka prowadziła salonowe życie, będąc jednocześnie dumą swych wychowawców, hrabiny Heleny z Dzieduszyckich i jej męża Mieczysława Pawlikowskiego. Teraz, niepewna dalszego losu, spędza kolejne miesiące nad kołyską Dzidzi, zadając sobie pytania, jak wrócić do życia POTEM. Nie może liczyć ani na duchowe, ani na materialne wsparcie „ukochanego człowieka”, od piętnastu miesięcy nieobecnego przy jej macierzyńskich zmaganiach. Helena z Dzieduszyckich Pawlikowska, mimo rozpaczliwego położenia ukochanej wychowanicy Anieli, nie odwraca głowy. To, co przytrafiło się ich drogiej Anielce, to szok, wstrząs, wstyd i piekielny skandal, który dla dobra wszystkich lepiej wyciszyć. Kiedyś pokochała tę małą, uroczą, wesołą dziewczynkę, wydobyła z niej niezwykły talent, wykształciła i wysłała na studia malarskie do najlepszych mistrzów paryskich, otworzyła kulturalno-artystyczne światy, rozszerzyła horyzonty dostępne dla nielicznej garstki kobiet – i tak niedawno przestrzegała ją przed Stachem. Ale stało się. Trudno. Nie zostawi Anielki. Będzie służyć jej pomocą, nie tylko finansową, ale też wsparciem duchowym i matczyną radą. Na jeden ze smutnych listów Anieli – samotnej matki, przepełnionego żalem, bezradnością, poczuciem niewyobrażalnego wstydu, upokorzenia, dramatycznego osamotnienia – hrabina, dodając otuchy, odpisuje z dalekiej Abbazii: „Moje ty biedne dziecko! Pięćdziesiąt złr posłałam ci na Polną, bo adresu nie miałam. Na telegram odpowiedziałam, adresuję 34, bo tak w telegramie było, a teraz z listu widzę, że to 43, nie wiem więc czy cię doszedł i niepokoję się. – Nietrzeba poddawać się smutkowi, zniechęceniu, a odważnie z poddaniem się zmusić to, co jest a odstać się niemoże. Wcześniej trzeba było trzeźwo i jasno patrzeć a trochę wierzyć doświadczeniu drugi[ch] i posłuchać przestróg moich, gdy strwożona, widząc że lecisz jak ćma do słońca, mówiłam ci że nic nie poradzisz a siebie zgubisz, bo to jest człowiek, który już innym być nie potrafi i krzyżyk na nim zrobić trzeba. Niewierzyłaś, wierzyć niechciałaś i znowu zawiodłaś się. Zgubiły cię właśnie przymioty twoje, doprowadzone do przesady, wierzyłaś, chciałaś ratować, podnosić, w górę dźwigać, myślałaś że masz na to dość siły, tymczasem tylko razem z tym zmarnowanym człowiekiem stoczyłaś się, boś przecie nie aniołem, a tylko kobietą entuzjastką wierzącą, kochającą, poświęcającą się, a ślepą choć niby to trzeźwą, naiwną choć niby świadomą. O nim wiem tyle co z gazet. W Reformie było, że autor Matki był na drugiem jej przedstawieniu, t.j. wtedy gdy byłaś w Krakowie, pisałam co to wtedy. Ja, to się wcale nie łudzę i niesądzę, by on o was przypomniał sobie, czuł się w obowiązku. Trzeba było w Krakowie dziecko ochrzcić jako Pająka córkę. Co jej po tem nazwisku ojca? Tymczasem teraz masz ją kochać za dwoje, żyć dla niej, pracować, rąk nie opuszczać i śmiało patrzeć ludziom w oczy, choćby i domyślali się czego, i umieć także znieść wiele, pozbyć się hardości, bo dziecko moje biedne, pokuta być musi. Gdybyś tak mogła wierzyć, modlić się umieć, w modlitwie wypłakać to by lżej było. Bóg z Wami. Napiszę za dni parę. Jeszcze o wyjeździe myśleć nie można”[19].
Po pół roku życia tak innego od tego, które wiodła PRZEDTEM, ukryta w ciszy wsi, pewnego wiosennego dnia 1902 roku Aniela postanawia pisać dziennik, który stanie się niezwykłym dokumentem z życia matki i córki. Być może właśnie wtedy dojrzewa do dalszych decyzji o samodzielnym wychowaniu dziecka. O nowym wspólnym życiu z córką we Lwowie „bez obrączki na palcu”. Lwów wybrała spośród tylu innych europejskich miast. PRZEDTEM wiodła tu życie salonowe, urządziła mieszkanie i malarskie atelier. Tu pokochała Stacha, tu poczęła się Dzidzia. Pełna wspomnień, przelewa na papier matczyne obserwacje z nadzieją, że kiedyś przeczyta je ojcu Dzidzi. Na pierwszej stronie zeszytu notuje: „Dzidziusia śpi w kołyseczce na prawym boczku. Jesteśmy tu od tygodnia. Dobrze tu będzie jeżeli będzie pogoda. Dzidzi ma siódmy miesiąc. Pierwszego skończyła pół roku. Jedni mówią, że jest duża i silna, inni mówią, że średnia. Ja nie mam porównania, bo dawniej mnie nigdy dzieci nie obchodziły, a teraz żadnych nie widuję. Jest śliczna, milusia, żwawiutka. Mnie się wydaje duża i tłuściutka, i zdrowa. Próbuje siadać. Ucieszona jest, jeżeli ją posadzę, podtrzymując. Główka jeszcze się kiwa na boki, ale ona mocuje się i stara się trzymać główkę prosto. Wtedy z dumą patrzy dookoła. [...] Przyszła na świat 1 października 1901 roku we wtorek. Dzień był zupełnie letni i upalny. [...] Zdawało mi się, że Dzidzia do mnie podobna i było mi przykro. [...] Minkę miało bardzo poważną, myślącą. Ja kochałam coraz bardziej. Odnajdywałam teraz podobieństwo do ojca. To cieszyło mnie niezmiernie [...] Z każdą chwilą rosło jakieś dziwne uczucie miłości do Dzidzi. Dziecinka była szczuplutka. Bałam się jej mocniej dotknąć. Ssała ciągle, usypiała na chwilę, a obudziwszy się, szukała... Dziubek otwierała zupełnie jak pisklę, a w czasie spoczynku, snu, był na twarzyczce wyraz wielkiej błogości, jakiej go już w parę dni później nie dostrzegłam”[20].
Następnego dnia Aniela kontynuuje obserwacje i zapisuje nowe spostrzeżenia o córce: „Dziewiątego kwietnia 1902 roku. Dzisiaj Dzidzi leżała na łóżku rozpowinięta, zobaczyła swoją grzechotkę, dosyć daleko leżącą, obróciła się tedy na boczek, rzuciła się ku niej i chwyciła mocno rączką. Dawałam jej wąchać fiołki; miała minkę zadowoloną”[21].
Dwunastego kwietnia nadal notuje: „Dziś dostała korzeń fiołkowy; najpierw miała do niego długą przedmowę: «A, ho, ho, ho...», a potem zaczęła gryźć bardzo energicznie. Dzidziusieńka rozmawia uśmiechami, ślicznie! [...] Rączkami wywija, fika nóżkami, całą figurką rzuca się”[22].
Szesnastego kwietnia: „Zimno, deszcz; Dzidzi jest jakaś niespokojna, przymizerniała trochę [...] Musi ją swędzić dziąsełko i może boleć trochę, stąd niepokój [...] Gwałtownie dopomina się o jedzenie, niecierpliwie czeka; te spojrzenia, w górę na mnie. A ten gniew, jak tam za mało, albo za wolno przybywa. Te minki, ten krzyk. A potem uśmiech czarowny wyrażający zadowolenie, gdy już się nasyci. [...] W ogóle głosik ma czysty, śliczny. Może będzie śpiewać. Po ojcu może odziedziczy talent muzyczny. [...] Wywija rączką i uderzyła się silnie w oczko i w nosek. Przez chwilę patrzyła na mnie z wielkim zdumieniem i żalem, a potem wybuchnęła płaczem niezmiernie żałosnym. Słyszałam wyraźnie jak mówi w płaczu: «źle, źle, źle», a w głosiku był okropny żal i ból. Biedna Dzidzi moja, moje bobo maleńkie”[23].
Dwudziestego kwietnia: „Pół godziny byłyśmy na słońcu przed domem. Dzidzi z początku ogromnie płakała [...]. Potem spała świetnie przeszło 2 godziny. [...] Pokazałam bukiecik jaskrów. Całe się rzuciło ku niemu, rączkami chwyciło kwiatki i niosło do buzi. Również wielka radość z czerwonych maków. Wszystko bierze do buzi. Wesolutka, cały dzień bawi się, śmieje. Takie to dobre, milutkie, takie śliczne”[24].
Dwudziestego siódmego kwietnia: „Dziś długo przypatrywała się podłodze, przechylając główką raz na jedną to na drugą stronę [...]. Oczęta wyrażają najrozmaitsze uczucia: oczekiwanie, zaciekawienie, niepewność... Nawet, zdaje mi się – niedowierzanie, jakiś lęk, i to mnie martwi. [...] Zniecierpliwiłam się na służącą i Dzidzia zauważyła mą nerwowość w obejściu. Była rozżalona, płakała z wielkim żalem. Muszę tedy wystrzegać się zniecierpliwień jak ognia. [...] Nie lubi być sama, gdy obudzi się w kołysce, a nikogo nie ma w pokoju. Wtedy nawet, gdy już przyjdę, długo płacze i patrzy na mnie oczkami pełnymi łez i wielkiego żalu. [...] Lubi spać przy mnie na łóżku, dobrze u mnie zasypia. Wtedy nie budzi się w nocy i nie krzyczy. Mówi już «Mama» zupełnie wyraźnie”[25].
Trzeciego maja: „Dzisiaj jakaś smutna. Nie podoba jej się kaftaniczek, w który ją ubierałam. Okropnie płacze i krzyczy przy tym ubieraniu. [...] Bardzo lubi spacer. Jest jakby odurzona powietrzem, wydaje okrzyki radości, zwłaszcza cieszy ją niebo. Już nie płacze przy ubieraniu. [...]. Dzidziusieńka usiadła po raz pierwszy o własnej sile. Ząbków jeszcze nie ma. Wszystkiego chce dotknąć, wszystko ruszyć. Łapki ma drapieżne i mocno szczypie i drapie po twarzy, np. oko chce wziąć sobie. W kąpieli tak dokazuje, że pół pokoju zachlapie [...]. Na widok starych kobiet płacze. Zwierzęta zwracają jej uwagę. Łapkę kotka i pieska chciała włożyć sobie do buzi. Na widok kota – zawsze okrzyk radości”[26].
Z najwcześniejszego okresu niemowlęctwa pochodzi zdjęcie Dzidzi wykonane w Zakładzie Artystyczno-Fotograficznym M. A. Olma, mieszczącym się w Krakowie przy ulicy Podwale 14. Według reklamy zamieszczonej w „Kalendarzu...” Józefa Czecha z roku 1901 atelier znajduje się „przy Plantacyjach, obok Hotelu Krakowskiego”[27]. Znany w Krakowie fotograf Alojzy Olma „[w]ykonuje fotografie od najmniejszego formatu do naturalnej wielkości, fotografie kolorowane akwarelą lub farbami olejnemi, fotografie na pigmencie, porcelanie, platynotypie itp.; zdejmuje z natury grupy, widoki i budowle, kopie fotograficzne planów, rysunków, drzeworytów, lub malowideł, powiększenia w dowolnych rozmiarach bez uszkodzenia powierzonej fotografii, oraz wszelkie prace malarskie, jak: portrety olejne, pastelowe, kredkowe i tuszowe, adresy ozdobne, dyplomy, winiety itd.”[28].
Pierwsze zdjęcie Stachny. Fotografię półrocznej córki Aniela zamówiła w krakowskim zakładzie Alojzego Olmy
Tutaj, w krakowskim zakładzie fotograficznym Alojzego Olmy, panna Aniela Pająkówna zamawia pierwsze zdjęcie córki. Na sepiowej fotografii naklejonej na twardy kartonik widać półroczne, jeszcze całkiem łyse dziecko z dużymi radosnymi oczyma i pogodnym wyrazem twarzy. Ubrane na biało, w haftowany, koronkowy kaftanik, trzyma rączki złączone przed sobą i ufnie wpatruje się w obiektyw wielkiego, czarnego aparatu fotograficznego. Tak powstało pierwsze zdjęcie Dzidzi, które – jeśli to tylko będzie możliwe – Aniela chciałaby podarować Stachowi. Opuszcza ciche Swoszowice i w lipcu 1902 roku wraca z dzieckiem do Myślenic, potrzebuje konsultacji i opieki medycznej. Zanotuje:
Czternastego lipca: „Dzidzi chora... Od wczoraj lepiej, gorączka spadła. Zmizerniało mi to, schudło [...] Rozpieściło się to. Umie się przymilać, przytulać”[29].
Dwudziestego szóstego lipca: „Dzidziusieńka zdrowsza. W tej chwili bawi się sama, leżąc w łóżku [...]. Wszystkiego ciekawa, wszystkim się cieszy, wszystko musi rączką dotknąć, popróbować, czy się rusza. Szalenie lubi spacer w wózku. Wózkiem się cieszy. Już go ma tydzień i odtąd jest on dla niej źródłem radości, przedmiotem obserwacji i zachwytów. Rano jak tylko ją wezmę na ręce ciągnie całą sobą do wózka. [...] Zaczyna być do mnie podobna, żal mi. Ja tak pragnęłam, aby była portretem ojca”[30].
Dwudziestego dziewiątego lipca: „Siedzi już w wózku, obstawiona poduszkami i bawi się sama. Lubi gryźć rogowe szpilki do włosów. Chwyta rączkami za włosy, obraca głowę moją ku sobie i wyjmuje szpilki. A jak się umie przymilać, kiedy chce ssać. Jak szuka. Jak się uśmiecha na widok upragniony. [...] Nie chce w nocy spać w kołysce, przy mnie śpi dobrze. [...] Ubieram ją teraz w długie sukienki, zakrywające nóżki. Uszyłam jej taką sukienkę musalinkową w krateczkę niebieską z białym. Śliczniutka w tym”[31].
Siódmego sierpnia: „Lubi bardzo duże przedmioty: duże pudełka, karafkę, flaszkę, trzepaczkę. Ma rozmaite grzechotki, piłeczkę, garnuszek, lalkę, harmonijki itd. Na ubiegłe Boże Narodzenie kończyła trzy miesiące, miała drzewko ubrane świeczkami i świecidełkami [...]. Na Nowy Rok kupiłam jej grzechotkę z dzwoneczkami. Lubiła patrzeć jak się potrząsało. Sama zaczęła się nią bawić dopiero w siódmym miesiącu i wtedy stała się ona ulubioną zabawką. Bawiła się nią, brała do buzi dzwoneczki, jeden po drugim. Zabawka jest blaszana, ostra, rogata, kanciasta. Dzidziusia bardzo ostrożnie bawi się nią i nigdy sobie nic nie zrobiła [...]. W szóstym miesiącu przestała lubić smoczek, odtrącała go. Niechętnie pije mleko. Nie chce pić z flaszki, odtrąca. Teraz uczy się pić z filiżaneczki”[32].
Pierwszego września: „Pufuś jest to jej ulubiony piesek, dawniej bardzo się go bała, ale teraz dotyka go, trzyma rączkę na jego grzbiecie. Wszystkie zwierzęta cieszą ją. Za kurami ogląda się, ale boi się, gdy kogut pieje. [...] Ma już ząbki, zaledwie je widać. Ostre bardzo. Jak się powie: pokaż ząbki, pokazuje je języczkiem. [...] Lubi patrzeć w lusterko, kiedy się ją karmi. Mam dwa nowe zdjęcia Dzidzi we wózku”[33].
Na podłużnej fotografii naklejonej na tekturę, przypominającej nieco zakładkę do książki, widać dwuletnią Dzidzię. Zdjęcie wykonano w Zakładzie Fotograficznym „Rembrandt” w Pasażu Hausmanna we Lwowie
Pod koniec lata 1902 roku powstaje drugie zdjęcie Dzidzi, wykonane w Zakładzie Artystyczno-Fotograficznym Feliksa Kulikowskiego w Bochni. Tym razem radosna dziewczynka została sfotografowana w ulubionym wózku
Trzydziestego września: „Za trzy dni wyjeżdżamy z Myślenic. Dzień w Krakowie, potem do Lwowa. Dzidziusieńka zdrowa, wesolutka, ma rumieńczyki. Waży 11 kg. Jutro, w środę, 1 października skończy rok. [...] Szczebiocze ślicznym, ptaszęcym głosikiem [...]. Nauczyła się grać na harmonijce ustnej. Bardzo lubi konie. Skacze i krzyczy z radości, jak je zobaczy. Ogromnie ruchliwa. Na rękach obraca się na wszystkie strony. Nie umie raczkować, ale próbuje podnosić się na rączkach i nóżkach”[34].
Pod koniec lata 1902 roku Aniela znów udaje się do zakładu fotograficznego. Tym razem Dzidzię fotografuje w Zakładzie Artystyczno-Fotograficznym Feliksa Kulikowskiego, którego atelier znajduje się w Bochni przy ulicy Kościuszki. Matka ma już w kolekcji dwa kolejne ujęcia Dzidzi, tym razem w jej ukochanym wózku. Zachowała się jedna z tych fotografii, na której dobiegająca roku Dzidzia prezentuje się doskonale w białej sukience. Twarz radosna, uśmiechnięta, bardzo zadowolona. Fryzura godna małej dziewczynki. Siedzi na miękkiej koronkowej poduszce, trzymając prawą rączką wiklinowe obramowanie wytwornego wózeczka. Nad nią ustrojony falbanami, frędzlami i wymyślnym drapowaniem ciemny, chroniący przed wiatrem i słońcem, baldachim.
Aniela ubóstwia Dzidzię. Za nimi i trudny, i piękny rok spędzony z dala od towarzystwa, mieszkania i atelier we Lwowie. Ale nadchodzi czas powrotu. Kiedy pakuje bagaże, krakowski Teatr Miejski przygotowuje się do wystawienia spektaklu. Na słupach ogłoszeniowych wiszą plakaty treści: „Matka. Dramat w czterech aktach Stanisława Przybyszewskiego, po raz trzeci we czwartek 9 października 1902 roku”. Aniela nie zobaczy tego spektaklu, a o jego autora będzie wypytywać listownie hrabinę już ze Lwowa. Mija rok i dziewięć miesięcy, od kiedy nie widziała Stacha.
W pierwszej połowie września 1902 roku przybywa do Lwowa z nadzieją, że będzie żyć jak PRZEDTEM. Pracować w ustalonym rytmie, malować, przyjmować zamówienia na portrety. Nie zdaje sobie jeszcze do końca sprawy, że „okresy przedtem i potem są tak różne, jak dwie odrębne egzystencje. Przedtem – to życie artysty dopełnione towarzyskim. Potem – to macierzyństwo. Tak wyłączne, tak fantastyczne”[35].
„Często woła «Mama» – ale częściej «Tata» na wszystkie możliwe tony. Bardzo wiele rozumie. Wie, co to kuchnia, kołyseczka, wózek, okno, lampa, spacer. Raz będąc na ganku usłyszała katarynkę, odtąd doskonale pamięta. Lubi patrzeć na ulicę przez okno, lubi tramwaje elektryczne”
PRZEDTEM – Anielka z Medyki
Aniela Pająkówna należy do pierwszego pokolenia kobiet zdobywających wyższe wykształcenie w epoce, gdy dostęp do nauk uniwersyteckich gwarantowano wyłącznie mężczyznom. Zaliczyć ją można do generacji pierwszych polskich emancypantek, pierwszych polskich artystek odnoszących sukcesy na międzynarodowej scenie artystycznej, do formacji tych pierwszych polskich malarek, które w ostatnich dekadach XIX wieku, w ciągle przecież rozbiorowej Polsce – zmuszone brakiem perspektyw artystycznego rozwoju na wyższym poziomie nauczania i dostępu do uczelni artystycznych – wyjeżdżają na studia zagraniczne, za cel obierając Paryż. Pokolenie tych odważnych pionierek – zdeterminowanych, wybitnie utalentowanych i pragnących zdobywać wiedzę dziewcząt – dało początek ogromnym zmianom w strukturze społecznej ówczesnej Europy, z czasem umożliwiło im pracę i samodzielne utrzymanie, wysiłkiem własnych rąk. Wybór wówczas karkołomny, ale już możliwy. Wybór pomiędzy uzależnieniem od męża a możliwością realizacji własnych pragnień i planów zawodowych. Stanisława Przybyszewska, córka malarki, za niespełna pół wieku, gdy diametralnie zmienią się obyczaje, powie o matce, że stała się ona pionierką dzisiejszego samodzielnego rodu kobiet.
Jak doszło do tego, że Aniela, córka Pająka, dziewczyna z chłopskiego stanu, otrzymawszy najznakomitsze wykształcenie, obycie salonowe, odegrała tak ważną, choć zapomnianą rolę w świecie artystyczno-literackim swojej epoki? Jej historię można, zważywszy na trwający od stuleci tradycyjny układ struktury stanowej, uznać za fenomen. Aniela miała szczęście znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie, spotykać fantastycznych ludzi, prekursorów istotnych zmian społecznych, jednak mimo tak sprzyjających okoliczności za talent, rozwój, wybór i niezależność przyszło jej słono zapłacić.
W innych już realiach społecznych Stanisława Przybyszewska, odnosząc się do wybranej przez matkę artystkę drogi, napisze: „Tak jest: z przemilczeniem trzeba zerwać. Ta lękliwa dyskrecja rzuca na pamięć danej osoby cień przypuszczeń, tym gorszych im cichszych – zamiast ją chronić. A w tym wypadku nie potrzeba w ogóle ochrony, lecz właśnie naświetlenia”[36].
Aniela Pająkówna, świadoma pochodzenia i pozycji społecznej oraz modelu mieszczańskiej moralności, obawia się „naświetlenia” i narażenia innych na skandal. Obdarowana cechami sprzyjającymi rezygnacji i wycofaniu, usuwa się w cień. Stanisława Przybyszewska napisze o niej: „Kodeks honoru, fanatyzm wolności, rezerwa – tym razem raczej angielska niż wschodnia: to, moim zdaniem, powody dla których matka nie wsławiła się głośniej. Jako artysta nie była genialna, to prawda; należała do szkoły impresjonistów, i mimo że żyła dla sztuki tak wyłącznie, jak opętany przymusem twórczym geniusz, należała do grupy, nie była zatem potęgą, siłą pierwszorzędną (ale jako przykłady szkoły niektóre jej obrazy są godne uwagi. Faktura jest bardzo dobra. To nie amatorstwo, nie pracowite dobre chęci). Za to jaka jednostka!”[37].
„Matka pochodziła z ubogiej wiejskiej rodziny (wschodni kres Galicji). Pradziad mój, o ile wiem, był jeszcze chłopem – zresztą nazwisko Pająk jest typowo chłopskie. Lecz jakaś cenna i bardzo czysta «rasowa» krew musiała nam skądś wpłynąć (podkreślam że to hipoteza żartobliwa. Nie mam żadnych danych w tym sensie; pochodzenie nasze jest najskromniejsze w całym kraju). Portret babki (mojej), może najlepszy obraz matki, zadziwia dystynkcją i mądrością subtelnej starej twarzy; brat i siostra matki odznaczają się żywotnością a przede wszystkim inteligencją, która – maltretowana, uwięziona w tym drobnomieszczańskim środowisku urzędniczo-nauczycielskim – nadaje szczególnie tej siostrze ukrytą powagę – niemal tragiczną. Inteligencja i siła charakteru, to cechy zasadnicze u nich wszystkich – a matka była bezspornie uznana za najwybitniejszą wśród rodzeństwa. Zresztą ja sama wzięłam inteligencję niewątpliwie po tej stronie; charakter mego umysłu jest ten sam, co u nich – niezależnie od różnicy w rozwoju tego umysłu. Poza tym – cała ta moja zdolność do logiki, do trzeźwości aż w uniesieniu twórczym, do auto-krytyki, humoru – a wreszcie niezbędna dla artysty sumienność i niezmordowana cierpliwość w pracy, ukazuje mi się, niby własne odbicie w lustrze, u wymienionych właśnie osób. Charakter również matce zawdzięczam: słowem to, co się uważa za męskie pierwiastki psychiczne. Ojcu natomiast – tzw. «kobiecą intuicję»; czyli zdolność biernego poddawania, oddawania się tajemniczym prądom ducha, które czasem nazywają natchnieniem – i których przepływ może spalić. Po nim również mam skłonność do, lub raczej fizyczny głód, narkotyków”[38].
Dziad Stanisławy Przybyszewskiej, Jan Pająk, syn Kaspra z Woli Radziszowskiej i Marii Jezioro, służy hrabinie Helenie (matce) z Paszkowskich Dzieduszyckiej w majątku Radziszów położonym w malowniczej Małopolsce. Przez lata sumiennej służby pracowity chłopak obserwuje jedyne dziecko wielmożnej hrabiny Heleny (matki) – dorastającą hrabiankę Helenę (córkę). Nie przypuszcza, że ta rezolutna panienka, dziedzicząca po zmarłym ojcu hrabim Eugeniuszu Dzieduszyckim majątki w podkrakowskich Radziszowie i Ludwinowie, w przyszłości stanie się przybraną matką jego pierworodnej, jeszcze nienarodzonej córki.
Po ślubie jaśnie panienki hrabianki Dzieduszyckiej z wybrańcem serca Mieczysławem Gwalbertem Pawlikowskim herbu Cholewa Jan Pająk w uznaniu za wzorową służbę i przywiązanie otrzymuje od nowożeńców dom z ogrodem w dalekiej Medyce. Jest stangretem i rękodajnym w magnackim dworze majątku Pawlikowskich. Sprowadza z Zarzecza pod Wieliczką narzeczoną, Marię z Brzazgońskich, córkę Sebastiana i Agnieszki Maliszewskiej[39]. Z dala od rodzinnych podkrakowskich wsi, pracując dla medyckiego dworu, Pająkowie z czasem otaczają się wianuszkiem licznego potomstwa. Najpierw w 1864 roku na świat przychodzi Aniela, a potem kolejno siedmioro jej rodzeństwa, w tym, w 1880 roku, najmłodsza siostra, Helena, w przyszłości najwierniejsza przyjaciółka jedynej siostrzenicy – Stanisławy Przybyszewskiej.
Ta właśnie najmłodsza córka Pająków, Helena, po mężu Barlińska, dodając ważną cegiełkę do biografii siostry i siostrzenicy, tak wspomni rodziców i rodzeństwo: „Nasz ojciec pracował jako oficjalista u państwa Pawlikowskich i tam kolejno rodziliśmy się. Troje dzieci umarło we wczesnym dzieciństwie, bo wtedy dużo dzieci umierało w niemowlęctwie; szczepień nie było. To byli chłopcy: Sebastian, Stanisław i jeszcze jeden, ale nie pamiętam już, jak miał na imię... o ile sobie dobrze przypominam, to kolejno przychodzili na świat: właśnie Anielcia, najstarsza z sióstr. Urodziła się w 1864 roku. Potem była siostra Maniusia; młodziutko umarła, miała zaledwie piętnaście lat. Po niej przyszła Antosia, ja byłam najmłodsza. Dziesięć lat przede mną w 1870 roku, urodził się brat Władysław”[40].
Stanisława Przybyszewska pozna tylko dwoje z rodzeństwa matki – ciocię Helenę Barlińską, nauczycielkę, i wuja Władysława Pająka, leśniczego.
Anielka Pająkówna podstawową edukację zdobywa w miejscowej, ufundowanej przez Helenę i Mieczysława Gwalberta Pawlikowskich, szkole dla wiejskich dzieci. Czy o jej wyjątkowych zdolnościach plastycznych poinformuje medyckich dobrodziejów nauczyciel, czy rodzice, nie wiadomo, jedno jest pewne – Anielka rysuje od najmłodszych lat. Dorastając, interesuje się sztuką i muzyką, a obrazy, rzeźby, ryciny, mapy, medale to przedmioty, których bez liku w medyckim dworze. Bogate, gromadzone od dziesięcioleci zbiory tutejszej biblioteki i pamiątki zwane starożytnościami są niezwykle cenne, a sława tej imponującej kolekcji wybiega poza granice Galicji.
Warszawski „Tygodnik Ilustrowany” w numerze z sierpnia 1864 roku – roku i miesiąca urodzin Anieli – na stronie tytułowej zamieszcza artykuł pod tytułem Medyka. Na okładce widnieje drzeworyt przedstawiający piętrowy biały pałac otoczony bujną przyrodą, w towarzystwie uroczego rozlewiska, romantycznych mostków, dryfujących samotnie łódek i przechadzających się ścieżkami par. Aby poczuć atmosferę dworu, z którym związani są rodzice Anieli, przyszłej ulubienicy „Medyceuszy” z Medyki, warto przytoczyć fragment tegoż artykułu:
„O półtorej mili od Przemyśla, jadąc ku Lwowowi, w pobliżu stacyi kolei żelaznej, leży Medyka sławna swym ogrodem, bogatym w najrzadsze egzotyczne rośliny i kwiaty. Piękność Medyki jest historyczną tradycyją. Komuż poetyczny, melancholijny śpiew słowików tutejszych, nie przywiedzie na pamięć Władysława Jagiełły, który do późnej nocy wsłuchując się w te piękne, słowicze melodye, w sędziwym wieku skon sobie przyspieszył. [...] Choroba nie dozwoliła mu osięgnąć celu podróży. Król, zaziębiwszy się w Medyce, nie dojechał już do Lwowa i w Gródku umarł. Jest to najdawniejsze wspomnienie przywiązane do tego miejsca. [...]
Medyka była starostwem i przechodziła [...] z rąk do rąk wielokrotnie. [...] Później nabył klucz medycki, złożony z sześciu włości, ś.p. Gwalbert Pawlikowski, lubownik starożytniczych i naukowych zbiorów, który tem właśnie uświetnił dzisiejszą Medykę. Zbiory naukowe które tu nagromadził, należą do najpierwszych w tym rodzaju, równie jak przepyszny ogród, założony przez niego na wielki rozmiar i z niepospolitem znawstwem, który krajową uzyskał sławę, a zasilając wszystkie ogrody galicyjskie krzewami i kwiatami, pod materyalnym nawet względem założycielowi swojemu obficie się wypłacał.
Drzeworyt przedstawiający dwór w Medyce w wykonaniu Kajetana Kielisińskiego. Posiadłość słynęła nie tylko z bujnego, pełnego egzotycznych roślin ogrodu, lecz także z imponującej biblioteki
Największy atoli rozgłos zjednały Medyce biblioteka i nagromadzone tu zbiory [...]. Biblioteka medycka, ustępująca wprawdzie co do liczby książek bibliotece Zakładu nar. im. Ossolińskich, posiada jednak wiele dzieł rzadkich i bardzo szacownych, mnóstwo najdawniejszych druków i osobliwości bibliograficznych, tudzież rękopisów, autografów i dyplomatów, pomiędzy któremi są pochodzące z XIV i XIII wieku, z dobrze zachowanemi pieczęciami. Z tych wiele odrytował nieodżałowanej pamięci Kielisiński, który przez lat kilka przebywał w Medyce, celem studyowania i kopiowania osobliwości zbiorów tutejszych. Samych map i atlasów znajduje się tutaj około tysiąca, sięgających najdawniejszych początków sztuki kartograficznej. [...] Największym jednak bogactwem odznacza się zbiór rycin, zamożniejszy co do osobliwości w nim nagromadzonych od wszystkich innych zbiorów w całej dawnej Polsce. [...]
Szklarnie i cieplarnie medyckie przenoszą zabłąkanego w nich podróżnika w dalekie południowe strefy. Tu, niby w ojczyźnie swojej, aklimatyzowała się palma, zasłaniająca sklepienie zielonym baldachimem swych liści; stuletni aloes sążniowym wystrzelił kwiatem; smukłe cyprysy stoją rzędami, jak płaczki żałobne; las rozkwitłych kamelij otacza cię w około, a mnóstwo róż i najrozmaitszych krzewów, kwitnących od brzasku wiosny do późnej jesieni, najcudniejsze roztacza wonie i urozmaica bujną zieloność ogrodowych trawników”[41].
Dla dorastających w medyckim majątku dzieci, dla wrażliwej na piękno i sztukę dziewczynki otoczenie dworu, kulturalna, artystyczno-literacka atmosfera roztaczana przez Pawlikowskich to baśniowa arkadia. Helena z Dzieduszyckich Pawlikowska, matka dwóch, bliskich wiekowo Anielce synów, paniczów Jana Gwalberta i Tadeusza, zachwyci się urokiem i talentem małej Pająkówny, zaoferuje jej opiekę i solidne wykształcenie. Od tej pory Pawlikowscy staną się odpowiedzialni za rozwój duchowy, intelektualny i artystyczny oraz za zdrowie wychowanki. W przyszłości zaprocentuje to nie tylko doskonałym wykształceniem, dojrzewaniem twórczym, obyciem towarzyskim, ale też aktywnością polityczną, oświatową i silnym zaangażowaniem społecznym. Świadomą postawą pełną tolerancji, szacunku dla odmiennych wizji artystycznych i światopoglądowych. Zapatrzona w Pawlikowskich, ich wielką mecenasowską ofiarność i rozmach, zafascynowana kulturotwórczą aurą, w której dane jej będzie wzrastać, również Pająkówna w przyszłości naiwnie zapragnie wspierać duchowo i finansowo polską kulturę.
Aniela już jako dwunastolatka opuści Medykę i zamieszka w domu Pawlikowskich, którzy za miejsce stałego zamieszkania obierają Kraków, nadal jednak kontynuując dzieło przodków i dbając o majątek medycki – jako ważny ośrodek polskiej kultury. W Krakowie Mieczysław Gwalbert Pawlikowski, zwany przez żonę i przyjaciół Mieczem, spełnia polityczne, literackie i dziennikarskie ambicje. Jest propagatorem gimnastyki i zdrowego stylu życia, zagorzałym taternikiem i pionierem górskich wspinaczek. Angażuje się społecznie w promocję uprawiania sportu i wzorując się na doświadczeniach lwowskich, jako członek założyciel tworzy w Krakowie Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”.
Sokoli, którzy odwołują się do hasła „w zdrowym ciele zdrowy duch”, dbają o podnoszenie sprawności fizycznej młodzieży, na równi chłopców i dziewcząt, i popularyzują sporty olimpijskie. Jeden z najważniejszych aspektów ich działalności to szerzenie oświaty i rozbudzanie ducha obywatelskiego wśród pozostających pod zaborami Polaków. Towarzystwo organizuje także wiele publicznych imprez towarzyskich, zabaw i wspólnych wycieczek.
Wychowywana w tym duchu Anielka nieraz towarzyszy swym dobrodziejom w wycieczkach za miasto i długich górskich spacerach. Mieczysław Gwalbert Pawlikowski wraz z Adamem Asnykiem, przyjacielem, poetą i redaktorem „Nowej Reformy”, zasłynie jako jeden z pierwszych zdobywców tatrzańskich szczytów. Współtworzy i redaguje wydawany codziennie wieczorem z wyjątkiem niedziel i świąt dziennik polityczny „Kraj”, w którym publikują Józef Ignacy Kraszewski i wieloletni przyjaciel Miecza i Asnyka – Sewer. Związana powstańczą przeszłością 1863 roku trójka przyjaciół, skupiona wokół założonego przez Miecza dziennika „Reforma”, działa w środowisku stronnictwa liberalno-demokratycznego.
Helena z Dzieduszyckich Pawlikowska, matka dwóch, bliskich wiekowo Anielce synów, paniczów Jana Gwalberta i Tadeusza, zachwyci się urokiem i talentem małej Pająkówny, zaoferuje jej opiekę i solidne wykształcenie
Mieczysław Gwalbert Pawlikowski. Anielka, która w wieku 12 lat zamieszka z Pawlikowskimi, będzie przez niego wychowywana w duchu zdrowego stylu życia, sportu i górskich wspinaczek
Postać znanego pisarza Ignacego Maciejowskiego, posługującego się pseudonimem Sewer, ma w kontekście obycia kulturalnego i towarzyskiego Anieli ogromne znaczenie. Przez współczesnych zapamiętany jako niezwykle barwny i dowcipny jegomość pisarz nie ma własnych dzieci, dlatego wraz z żoną Marią uwielbia „pannę Anielę”. W licznych listach słanych do przyjaciela Sewer „całuje rączki i śle ukłony pannie Anieli”, przesyła wymyślne pozdrowienia, kibicuje rozwojowi artystycznemu i sukcesom na tym polu. Podróżując z Krakowa do Medyki i z powrotem, w wakacje i święta, Anielka spędza czas w Sewerowym majątku Braciejowa. Sewer, pisarz i dziennikarz, ostatnio też ekonom, dzierżawi ziemię na przedprożu Podkarpacia, na południe od Dębicy. Częstym gościem jest tu Adaś (Adam Asnyk) i Winia (siostra Sewerowej). W bogatej korespondencji Sewera do Miecza widać ogromną chęć goszczenia Anielki: „Maciejowska, Winia i ja jesteśmy na Zielone Święta w Krakowie i serdecznie się cieszymy, że będziemy mogli zabrać do Braciejowej Pannę Anielę. Winia uszczęśliwiona, Maciejowska kontenta, ja w dobrym humorze. Może się nareszcie ociepli, a wtedy Braciejowa rozkoszna”.
Sewerowie równie często odwiedzają Pawlikowskich na krakowskim Kleparzu, najpierw w mieszkaniu, potem w nowo wybudowanym domu. Po paru latach nieudanych prób gospodarowania majątkiem bez żalu opuszczą Braciejową i również osiądą w Krakowie. W mieszkaniu przy ulicy Batorego prowadzić będą opiniotwórczy salon literacko-artystyczny. Sewer znakomicie odnajdzie się w krakowskim stylu życia, znajdzie tu materiał dla własnej oryginalnej humorystyki. Będzie „wymyślał anegdoty o prezydencie miasta, księgarzu Friedleinie [...] o wszystkich zresztą przyjaciołach i znajomych. Arcyciekawski, jakim był, wywąchiwał wszelkie romansiki czy flirty, jak i zadatki na narzeczeństwa, o wszystkim musiał wiedzieć, wszystkiemu patronować, był jakby ucieleśnioną kartoteką czynów i zamysłów swojego otoczenia”[42]. Znajdzie oczywiście ukochanej pannie Anieli odpowiedniego kandydata na męża, i niestety tego nieodpowiedniego też, choć nie umyślnie. Zafascynowany osobowością i twórczością „pewnego literata”, sprowadzi go do Krakowa z Berlina. Zostanie on ojcem nieślubnego dziecka Pająkówny. Ale gdy ta będzie przy nadziei, Sewer – ten gadatliwy, wszechwiedzący, wszechobecny i wścibski stary plotkarz – wykaże się niezwykłą dyskrecją i na forum publicznym zawalczy o jej dobre imię.
O niezwykle bogatej korespondencji Sewera do Miecza jego wnuk w przyszłości napisze tak: „[...] o Anielce masę wzmianek, z których wynika absolutna i swobodna, rodzinna równość towarzyska, cytowane rozmowy, kobiety tego środowiska przyjaźnią się blisko z nią mając za swoją. Anielka ma na jazdy sama do Warszawy, Wilna, Paryża, jest z Mieczem lub Janami na Kleparzu, w Medyce, w Abaccji etc. Często (przez Miecza) w Braciejowej. Sewer w każdym liście każe jej się kłaniać. Miecz jednak nigdy nie mówi o niej Anielka, tylko panna Aniela. Sewer pisze 28 października 1886 roku o możliwym konkurencie Kolbem, bardzo porządnym agronomie, co się rozłazi z powodu okoliczności przypadkowych”[43].
Sewerów-Maciejowskich z Pawlikowskimi łączą zainteresowania, upodobania literackie i wspólny krąg przyjaciół. Znajdziemy tu plejadę literackich i artystycznych gwiazd epoki, a są to: przede wszystkim najbliższy przyjaciel obu rodzin Adam Asnyk, uwielbiający Sewerów (z wzajemnością) Stanisław Wyspiański, następnie: Tetmajer, Malczewski, Reymont, Wyczółkowski, Mehoffer, Stanisławski, Orkan, Nowaczyński, Kisielewski i wielu innych wybitnych twórców Młodej Polski.
Obie rodziny wychodzą poza obręb klas, akceptuje się tu koncepcje mieszania stanów, otwarcia i wyjścia do ludu. Ideę chłopomanii realizuje się poprzez związki małżeńskie inteligentów z chłopkami czy – jak w przypadku Anieli – umożliwia się dziewczynie z ludu zdobycie wykształcenia i włącza się ją do towarzyskiego kręgu inteligencji.
Sewerowie i Pawlikowscy uważają się za postępowców dążących do odzyskania niepodległości. Są patriotami, społecznikami głoszącymi potrzebę zmian i reform w rolnictwie, antyklerykałami uważającymi edukację i konieczność uprzemysłowienia kraju za priorytet. W Krakowie u Sewerów codziennie odbywają się spotkania salonu towarzyskiego. „Od 16-tej do jakiejś 20-tej grzał się bez przerwy samowar, a bułeczki z masłem i herbatniki uzupełniały przyjęcie dla mniej więcej piętnaściorga gości, jacy się przez jadalnię na Batorego przewijali. [...] Do Sewerów przyjaciela, czy dobrego swego znajomego można było wprowadzić bez ich zaproszenia i każdy mile był witany, pod jednym warunkiem: by nie był nudny. [...] W owej jadalni na Batorego na końcu długiego na kilka metrów stołu pani Maciejowska funkcjonowała wytrwale przy samowarze i «zajadała się swymi gośćmi», ich dowcipami, ich bajaniem, ich skakaniem sobie do oczu o programy polityczne czy światopoglądy; słuchała wszystkiego prawym uchem, a lewe chciwie nadstawiała na ploteczki, które jej znosiły przyjaciółki, damy chętne widoku «ludzi na świeczniku». Tu można było spotkać księdza kanonika Drohojowskiego z kurii książęco-biskupiej, jak i socjalistę Daszyńskiego [...]. Widziało się tu antysemitów i semitów, darwinistów i spirytualistów, fanatyków i sceptyków, mesjanistów i złotą młodzież. Tutaj po powrocie z Paryża, czy z zamorskich krajów, podróżnik składał swoje pierwsze relacje, tu się patronowało ożenkowi Włodzimierza Tetmajera, a później Rydla, tu się wypracowywało kandydatury na dyrektora teatru krakowskiego, urabiało sądy o nowościach literackich, tu była agora dla najnowszych wieści i kuźnica opinii”[44].
To tu Aniela wielokrotnie opowiada o studiach malarskich, galeriach, nowych artystycznych ciekawostkach i paryskiej cyganerii. To właśnie tu, w salonie Sewera, powstanie idea oddania jego pisma w ręce genialnego Polaka z Berlina. Ów „przybysz” uratuje co prawda i odmieni ilustrowany tygodnik „Życie”, ale zrujnuje przy okazji życie kilku osób, w tym także Anieli.
Dzięki rodzinie Pawlikowskich uzdolniona dziewczyna niższego stanu dorasta wśród arystokratek odnoszących się do niej z życzliwością i przyjaźnią i traktujących ją jak swoją. Dla hrabiny Heleny z Dzieduszyckich Pawlikowskiej, matki dwóch synów, mała wychowanka staje się ukochaną przybraną córką. Hrabina ma silny, niezłomny charakter i pełne empatii serce, choć i jej życie nie skąpi traumatycznych doświadczeń. Po klęsce powstania styczniowego jej ukochany mąż za działalność polityczną przeciw zaborcy zostaje skazany na więzienie w Ołomuńcu, a ona sama jest ścigana za wrogą działalność przeciw monarchii austriackiej. Przed represjami ratuje się wraz z dwoma małymi synami emigracją, znajduje tymczasowe schronienie w Genewie. Podczas powstania Helena zarządza szyciem powstańczych mundurów i zaopatrzeniem oddziałów w żywność, opiekę medyczną, a nawet amunicję.
Adam Asnyk. To z poetą i towarzyszem jego górskich wypraw, przewodnikiem Maciejem Sieczką, Aniela i Helena spędzają zakopiańskie wieczory
W majątku medyckim rodzą się idee „równości, wolności, niepodległości”, tu gromadzi się broń, planuje taktykę wojenną. Hrabina koordynuje administrację konspiracyjnych działań kobiet[45]. To „Obwodowy Komitet Niewiast Polskich założony we Lwowie, na czele którego stała wyjątkowa pod każdym względem osoba – Helena z hrabiów Dzieduszyckich Pawlikowska z Medyki”[46]. Kobiety jawnie manifestują patriotyzm czarnym żałobnym ubiorem, zbierają kosztowności na rzecz Skarbu Narodowego, działają w wywiadzie i konspiracji, przemycają tajne rozkazy i depesze, zaopatrują oddziały w amunicję, szyją mundury i sztandary, opatrują rannych. Nierzadko w męskim przebraniu walczą i giną u boku swych mężów. Miejscem dla wyrażających chęć walki zbrojnej kobiet jest tworzony w Medyce oddział Marcina „Lelewela” Borelowskiego[47]. Po upadku powstania styczniowego sztandar tego oddziału przechowuje w ukryciu właśnie Helena. Jej patriotyczna postawa i smukła postać natchnie Artura Grottgera, zauroczonego nią jeszcze w czasach, gdy była panną, do stworzenia legendarnego cyklu czarno-białych powstańczych rysunków wyrażających dramat i grozę tamtych dni. Zachwycająca uroda i czarująca osobowość młodej panny Heleny wywołuje w zaprzyjaźnionym z rodziną Dzieduszyckich, nieco starszym od niej malarzu głęboki, wręcz nabożny zachwyt, co sam poświadcza zapiskami w pamiętniku: „O 6-tej pojechałem fiakrem do państwa Dzieduszyckich. Ci bardzo mile mnie przyjęli [...] Och, widziałem moją Halcie, och, jaka ona piękna! Śliczna! – Anioł! [...] O Boże, dlaczegoś Ty tak piękną stworzył tę Halkę? O ileś Ty jej udzielił swej Boskiej urody!”[48].
Wychowana w umiłowaniu do sztuki Helena z Dzieduszyckich Pawlikowska, biorąc pod swe skrzydła uzdolnioną plastycznie córkę Pająków, zapewnia jej komfort zarezerwowany dla panien z wyższych sfer. Dwunastoletnią dziewczynkę posyła na żeńską pensję w maju 1877 roku. Panna Anielka pobiera również prywatne lekcje muzyki i rysunku, poznaje zasady savoir-vivre’u i szybko wrasta w kulturotwórczą atmosferę nowej rodziny. Hrabina martwi się wątłym zdrowiem wychowanicy, dba zatem o jej kondycję fizyczną i psychiczną. Zabiera dziewczynkę na długie spacery po krakowskich Plantach i wzgórzu wawelskim, odwiedzają zamek królewski, zwiedzają skarbiec, którym Anielka jest oczarowana. Z paniczami Janem i Tadeuszem dziewczynka chodzi na spektakle w miejskim teatrze. W maju 1877 roku hrabina pisze do Miecza: „Aniela Pajączanka ma się nieźle jak na nią”[49].
Anielka rysuje od najmłodszych lat. Dorastając, interesuje się sztuką i muzyką, a obrazy, rzeźby, ryciny, mapy, medale to przedmioty, których bez liku w medyckim dworze
Anielka jest towarzyszką wystaw, spacerów, odczytów i przede wszystkim ukochaną pupilką hrabiny, która niczego jej nie odmawia, ani francuskich książek, ani kapeluszy czy modnych sukienek. Na jednej z fotografii wykonanej w krakowskim atelier fotograficznym Mien & Sebald, Juliusza Miena i Józefa Sebalda, widnieje smukła postać dwudziestoparoletniej Anieli, ubranej według zasad najnowszej wówczas mody
Gdy domownicy kładą się spać, jedynie w pokoju garderobianym, gdzie chwilowo sypia Anielka, do późna pali się lampa naftowa umożliwiająca czytanie. Swój własny pokój na piętrze otrzyma już wkrótce po przeprowadzce z mieszkania do dużego domu na Rynku Kleparskim 14. Jest tu obszerny dziedziniec, gdzie latem wietrzą się suknie, kapelusze i szale, jest wypielęgnowany ogród, w którym dzieci bawią się z psami i kotami, jest balkon z ogromną klatką pełną papug. Są też duże piwnice, gotowe na przyjęcie plonów medyckich plantacji. Co roku jesienią przybywają tu zapasy warzyw, owoców, soków, konfitur i przede wszystkim uwielbianych przez panią domu świeżych, wyhodowanych w Medyce ananasów. Tutejsza kuchnia słynie z wykwintnych dań: pieczeni z dziczyzny upolowanej w medyckich lasach, kotletów z jelenia z zielonym groszkiem i polędwicy polanej aromatycznym ananasowym kremem. Domowników wraz ze służbą do wykarmienia jest łącznie piętnaście osób. Hrabina nie szczędzi wydatków na utrzymanie ukochanej Anielki, wynajmuje dodatkową służącą, sprowadza najznakomitszych krakowskich lekarzy, kupuje medykamenty, krople i zioła, łoży na szkołę dla panien, prywatne lekcje muzyki, rysunku i malarstwa u znanych profesorów tutejszej Szkoły Sztuk Pięknych, zapewnia drogie materiały plastyczne, płótna, farby i werniksy i oczywiście dba o odpowiednią i ładną garderobę. W 1880 roku prace malarskie i rysunkowe piętnastoletniej już Anielki zauważa i podziwia na wystawie sam wielki mistrz Jan Matejko. Hrabina pisze: „Wracając do domu zostałam napadniętą przez Anielkę, która czatowała na mnie i bez względu na wszelkie dekorum, bez kapelusza w pół ulicy naprzeciw mnie wybiegła, szalejąc z radości. Oczywiście tym razem bury nie dostała, bo mnie radością swą nie mogła surowo usposobić. Zaraz potem przyszedł Siedlecki, któremu zwróciłam należność. Mówił, że Matejko największą uwagę zwrócił na Anielki rysunki na wystawie. Barański bardzo żałuje, że nigdy nie może widzieć tej tak pięknie rysującej panny, by jej mógł poczynić potrzebne uwagi. Za to dostała burę, że nie poszła wraz z drugiemi do muzeum, gdy był Matejko”[50].
Każdego ranka na śniadanie Anielka wypija szklankę tłustego mleka i pędzi do pracowni, by do wpół do piątej rysować i malować. Pracę twórczą przerywa jej jedynie obowiązkowy godzinny spacer z hrabiną, zawsze niezmiennie o godzinie dziesiątej przed południem. Trzy razy w tygodniu pracuje pod okiem profesora rysunku krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych Floriana Cynka, który pożycza uczennicy albumy ze sztuką – po to, by mogła kopiować dzieła mistrzów. Po obiedzie maluje w domu, czyta i gra na pianinie, podczas popołudniowego zwyczaju picia herbaty uczestniczy w zabawach salonowych. Co niedzielę ogląda z hrabiną wystawy, chodzi do opery i teatru, odwiedza park botaniczny, gdzie rysuje i maluje drzewa[51]. Uczestniczy w loteriach na rzecz Stowarzyszenia Nauczycielek i edukacji dziewcząt – kiedyś udaje jej się wylosować pudełko i brudną poduszkę na szpilki oraz ładną broszkę z porcelanową różą. Ogląda lwy, małpy, psy i fajerwerki w cyrku. W sezonie wakacyjnym Pawlikowscy wyjeżdżają w Tatry i do bardziej ekskluzywnych uzdrowisk, takich jak Abazzia na Istrii, Franzensbad w Czechach, Truskawiec, Krynica albo po prostu do Braciejowej do Sewerów.
Latem 1884 roku Sewer posyła Pawlikowskim goszczącym w górach karteczkę treści: „Zakopane musi być świetne, bo pogodne. Zazdroszczę go Państwu. [...] Pannie Anieli serdeczne pozdrowienia”[52].
Każdego roku, tu, pod Tatrami, świętuje się urodziny Anielki. Hrabina pisze do męża: „Przyjechał Tadzio i Ochorowicz [...] Dziś tu pogoda, ale chłodno. [...] Ochorowicz dziś będzie u nas na obiedzie, już dają. Wczoraj wieczorem wypogodziło się, byłyśmy w lesie – mam katar – nie wiem czy z tego – bo wilgoć była. Anielka Giewont rysuje dziś i zaseła pokorną prośbę do Ciebie – byś raczył przywieźć jej od Bogackiego fiksatywy trzy flaszeczki do rysunków. Walentego na to poszli – na Sławkowskiej mieszka. Można także do Szukiewicza, ale tam droższy. Prosi także o tuzin pluskiewek i o cztery ołówki Nr 2go. Miła osóbka zapomniała o najpotrzebniejszych rzeczach”[53].
Hrabina w liście donosi mężowi o przybyłym mistrzu hipnozy i sztuk mediumicznych Julianie Ochorowiczu. Pisze: „[...] wiem tylko od Wojciaczki, która mu się najęła do usługi, że wieczór był u Tetmajerów, a dziś rano kazał sobie jej kupić pół kwarty mleka i dwa rogaliki – które zjadłszy, siedzi u siebie i pisze. [...] Próba wycieczki z Anielką udała się doskonale, i w ten sposób, nie spiesząc się, ona wszędzie pójdzie i będzie zdrowa. Obmyślaną jest wycieczka na Krzyżne, sześciodniowa. Czy zechcesz do niej należeć i wraz z nami dwoma, zgubić się w górach. Jeden nocleg na Waksmundzkiej, drugi na Krzyżnem, gdzie teraz wygodny szałas na szczycie samym. Trzeci przy Pięciu Stawach gdzie także szałas nowy, czwarty przy Rybiem, piąty w Roztoce. Ja wiem, że my, bawiłybyśmy się świetnie z Bobuńciem – uzbrojone w parę książeczek i Skizzen Buch, gdzie coraz więcej przybywa – Anielka bardzo teraz miła i przyjemna – pozdrowienia Ci przesyła”[54].
Dwudziestego czwartego lipca w czwartek donosi jeszcze: „Pogoda dziś cudowna, ciepło miłe. Byłam wczoraj w hamrach z Anielką – zawróciłyśmy aż od karczmy”[55].
Czas spędza się przede wszystkim na górskich wycieczkach, ale też na przyjemnych kolacjach ze znajomymi. U Tetmajerów organizuje się wieczorne seanse ze znawcą zjawisk mediumicznych Julianem Ochorowiczem. Słucha się koncertów wirtuozów, skrzypka Konstantego Antoniego Górskiego i pianisty Jana Ignacego Paderewskiego, choć jak pisze Helena, „program nie osobliwy i Paderewski jakoś gorzej grał”[56]. Spotkać można osobistego lekarza Anielki, profesora patologii, miłośnika Tatr i badacza tutejszej flory Tytusa Chałubińskiego. Wieczory spędza się na herbatkach z góralskim przewodnikiem Maciejem Sieczką i jego towarzyszem wypraw – Adamem Asnykiem. Delektuje się kawą na tarasie, wspólnie czyta przy wieczornej lampie, spaceruje po lesie i zbiera poziomki. Anielka maluje, jej opiekunka haftuje. Do męża pisze: „[...] natychmiast po obiedzie wychodzę z Anielką do Strążyskiej Siklawy, do której ona nigdy nie doszła. Trzeba jako bawić dziewczyninę. Jeżeli który z chłopców będzie miał ochotę to wyjdzie naprzeciw nas wieczorem”[57].
„Wczoraj podczas obiadu Jaś i Anielka, w doskonałym byli humorze, i bardzo zabawnie rozmawiali. [...] nadjechała, niespodziewana – dziwna wizyta. Była to Helenka z Zabłockich Rylska z córką ośmioletnią Zosią zdaje mi się i siostrą Antosią Zabłocką. Siedziały ze dwie godziny, piły czekoladę (bo niemiałam śmietanki) i jadły poziomki – chłopcy nie pouciekali. Jaś bardzo był miły, Tadzio milczący przeważnie. Anielka z Antosią swobodna i ożywiana bo się dziećmi w Medyce znały i bawiły ze sobą. [...] Bardzo tu źle samotnym kawalerom, gdy deszcz pada. Ochorowicz na prośbę Adasia, który tego nie widział szukał zamyślonych przedmiotów; znalazł ze mną, Anielką, Jasiem, Tadziem, a z Adasiem nie mógł”[58].
Do Zakopanego przybywa się jeszcze z innego ważnego powodu, miejsce to słynie z leczenia gruźlicy, najgroźniejszej choroby stulecia. Aniela jest tu pod opieką doktora zakładu wodoleczniczego Wenantego Piaseckiego, który, jak donosi hrabina: „nie wiedzieć co będzie robić z kąpielami Anielki – zbyt zimne, dla niej niemożliwe”[59]. Medycyna ludowa, babki i góralskie znachorki powiadają, że na gruźlicze dolegliwości pomaga tutejsza żętyca, z owczej serwatki. Pawlikowska wierzy, że aktywność fizyczna, spacery, górskie powietrze i zdrowe wiejskie jedzenie dodadzą Anielce sił. Obie znakomicie czują się w swoim damskim towarzystwie, synowie hrabiny mają własne, męskie sprawy. Ich matka pisze do męża: „Ja z Anielką czytałam na ganku bo Anielce przedwczoraj i wczoraj na dłuższy spacer chodzić się nie chciało. Po poziomkach dopiero, zjedzonych we trójkę – Jaś pojechał na Baśce – my zaś z Anielką poszłyśmy na Jantołówkę, gdzie jej się bardzo podobało. [...] Anielka maluje nikomu nie pokazując, ale musi jej iść nieźle, bo oświadczyła, że jak tylko to skończy, to zacznie drugie malować”[60].
O osobistym przywiązaniu i miłości hrabiny do przysposobionej córki świadczy list napisany do męża w urodziny Anielki, w sobotę 2 sierpnia 1884 roku: „Dziś wstawszy wystąpiłam z moją szkatułką do Anielki – uszczęśliwioną z niej była. Zegarek zatrzymałam, dasz jej go sam w altanie – tym sposobem obydwoje, większą jeszcze będziecie mieć przyjemność. – Powiedziałam, że mam u siebie Twoje dla niej wiązanie – ale ona sama prosiła by je zatrzymać, do twego przyjazdu. – Miała list od Stasi z przypiskami Jani i Zosi”[61].
O urodzinach Anielki nie zapominają inni przyjaciele rodziny, Sewer i Asnyk. Ten drugi pisze w ten sposób: „Byłbym już z pewnością na 2 sierpnia w Zakopanem żeby osobiście złożyć Pannie Anieli wszystkie moje życzenia [...]. Z głębokim poważaniem Adam Asnyk”[62].
Po letnich wakacjach spędzanych w Zakopanem, Braciejowej i u rodziców w Medyce Anielka jesienią wraca do ustalonego harmonogramu krakowskich zajęć. Hrabina z utęsknieniem czeka na jej powroty do domu na Kleparzu, mężowi z ulgą donosi: „Anielka przed chwilą przyjechała – zdrowa”[63].
Poza uczęszczaniem do szkoły i na prywatne kursy malarstwa Pająkówna rozpocznie naukę języka francuskiego przy ulicy Garncarskiej, w mieszkaniu koleżanki Wandy Abramowicz, przyszłej narzeczonej panicza Jana. Hrabina z niechęcią odniesie się do wyboru syna, ale zaakceptuje go i zaopiekuje się wybranką. Do Miecza tak napisze o przyszłej synowej:
„O 5-tej obie z Anielką poszłyśmy po nią, ożywiła się idąc, w rozmowie z Anielką, była przyjemna dosyć i dowcipna chwilami. Tematem ich rozmowy było seminarium i wydalenie nagłe Seredyńskiego. Przyszedłszy do nas, wchodząc do domu, była widocznie mocno wzruszoną, ale panowała nad sobą. Zaprowadziłam ją do Jasia pokoju i zostawiłam na chwilę, poszedłszy się rozkapeluszyć do siebie. Gdy wróciłam, szybko otarła oczy i starała się być przyzwoitą. Robiłyśmy obie robotę, Anielka rysowała – rozmowa nie szła – myślałam że iść z nią wcale nie może; nieśmiała była czy też zamknięta w sobie i smutna. [...] Była widocznie bardzo zmęczona płaczem i niewyspaniem czego dowodziły wypieki, po jednej stronie twarzy. O 9-tej odesłałam ją do domu, obiecując zabrać na spacer, po 10-ej rano, bo to jest godzina, w której chodzę z Anielką. – Anielka czasu dziś nie miała, poszłam więc sama”[64].
„Potem pojechałam na Garncarską i obwiozłam pannę w koło miasta, bo błoto i wicher, nie pozwalały na przechadzkę inną. Zobaczę ją znowu jutro, bo dziś dzień jej wieczornych lekcyj – rozmowy i czytania franzuskiego. Do tych lekcji, od 1go, ma należeć Anielka, wskutek uprzejmej propozycji pani Abramowicz. Od jutra także, mają Anielka z Wandą grywać na 4 ręce co ostatnia widocznie bardzo lubi. Trzy razy w tydzień, granie się będzie odbywać u nas, od 5ej do 6ej – lekcja konwersacji zaś – w drugie trzy dni u pani Abramowicz, gdzie oczywiście Anielka, będzie chodzić beze mnie. Anielka zapracowana ogromnie. Od 8ej do 10ej, maluje martwą naturę, gronostaje podbite morderowym aksamitem, rzucone na poręczy krzesła. Od 10ej do 11ej chodzi lub jeździ. Od 11ej do 2ej maluje Heskalową. Obiad – od 3ej do 4 i pół – rysuje z natury studium ręki i ramienia męzkiego – do czego asystuje Heskalowa. Potem podwieczorek, granie, czytanie – pisanie etc. Od pierwszego może będzie dawać parę razy w tydzień lekcje rysunków w godzinie rysowania poobiedniego jednej z panien Grosse, ale to jeszcze niepewne”[65].
„Wczoraj wieczór, grała Wanda z Anielką na 4 ręce Beethowena, o którem, czyli o czem powiedziała Wanda, że to ładne jest, ale nudne – na co się Anielka oburzyła – bardzo śmieszne były. Potem obie Panny coś dziubdzialiły, Anielka poszła do swego pokoju, a ja czytałam głośno Zyzmę Sewera, o czym ja znowu mówię, że to jest ładne, ale trochę nudne”[66].
Anielka gra już bardzo dobrze, a na cztery ręce „prima vista z łatwością wielką czyta”[67]. Popołudniami pod okiem hrabiny panny bawią się salonowo w gry towarzyskie i planszowe między innymi w fortece i szachy. Pani domu pisze do męża: „[...] kulki za pomocą trzęsienia układały w pewien deseń na tabliczce itd. Bardzo były śmieszne. Piotrowska Jadwiga nauczyła Zosię i Anielkę sposobu gry w szachy; jak zaczęły obie grać, to w przeciągu pięciu minut, już było po partii – Anielka wszystkie bez wyjątku figury, myliła i zabrała Zosi, Wanda, gdy jej proponowała układanie kulek za pomocą trzęsienia, powiedziała bardzo poważnie: «to dla mnie za dziecinne» – powiedziała to żartem, wykręcając się w ten sposób od tej próby cierpliwości, bo już to cierpliwa nie jest”[68].
Hrabina wybacza Anielce naprawdę wiele, czasem mało eleganckie zachowanie, czasem mało przyzwoite lenistwo czy niefortunne małe wpadki. Raz na przykład popsuła dobrodziejce lornetkę, nie informując jej o tym, więc ta żali się mężowi:
„[...] swoją wprzód zepsuwszy i nic o tem nie powiedziała, aż na wystawie samej, gdy szkło wypadło ze złamanej oprawy wtedy, gdy otwierałam zamkniętą dotąd lornetkę. Już to do psucia i ukrywania wszystkiego, talent ma osobliwy. Teraz żadna z nas nie ma lornetki, ale sobie przed Niedzielą kupić musimy – tylko już takiej szkaradnej jak tamta, mieć nie będę”[69].
Anielka jest towarzyszką wystaw, spacerów, odczytów i przede wszystkim ukochaną pupilką hrabiny, która niczego jej nie odmawia, ani francuskich książek, ani kapeluszy czy modnych sukienek. Na jednej z fotografii wykonanej w krakowskim atelier fotograficznym Mien & Sebald, Juliusza Miena i Józefa Sebalda, widnieje smukła postać dwudziestoparoletniej Anieli, ubranej według zasad najnowszej wówczas mody. Jasna, długa do ziemi, letnia suknia ciasno związana szarfą w talii, góra plisowana, zdobiona powlekanymi materiałem guzikami, zapięta pod szyję, bufiaste rękawy i długie do łokci rękawiczki. Na zgrabnej główce kapelusz – obowiązkowy dla dam z wyższych sfer. Tym razem słomkowy, dekorowany tasiemką i fantazyjnymi kokardami.
W spisie wydatków hrabiny z 1884 roku sporo miejsca zajmują wydane na podopieczną pokaźne sumy liczone w złotych reńskich. Na przykład: „Rachunek z całego października. [...] Czynsz z pracowni 13, Lekcje Cynka 28. Modelom przez październik 15-50. Zimowy płaszcz i kapelusz Anielki 29-50”[70]. Albo: „Zaraz po herbacie poszłam z Anielką do miasta, gdzie do krawcowej dałam jedną jej sukienkę [...]. Kupiłam jej płaszczyk od kurzu i deszczu, na drogę – papieru do hektografowania wzięłam od Szukiewicza i o 10 już byłam w domu z powrotem”[71]. Za zgodą i aprobatą dobrodziejki Aniela sama potrafi już co nieco zarobić, Pawlikowska pisze z radością: „Wielka nowina! Anielka dziś 1-szą lekcję rysunków dawała dwom pannom Grosse. Za 12 lekcji 10 zł[otych] r[eńskich] brać będzie – tj. 10 zł[otych] r[eńskich] na miesiąc, bo po trzy razy na tydzień. Biedna Heskalowa – ale za pozowanie 12 i pół reńskiego zarobiła – to ją to wspomoże i będzie miała na węgle”[72].
Zdrowie Anieli pozostawia jednak wiele do życzenia, wciąż otoczona jest stałą opieką najwybitniejszych krakowskich specjalistów. Czujna pod tym względem opiekunka pisze do męża: „Poszłam do doktora Chałubińskiego. Zastałam go w domu, byłam przyjętą i wszystko mu porządnie opowiedziałam o Jasiu i Anielce. Konsylium z Pareńskim ma być w Piątek”[73]. W kolejnym liście dodaje: „18 czerwca przyszedł Chałubiński o pół do 12-ej, chcąc przed przybyciem Pareńskiego, wyegzaminować Jasia i Anielkę. Z Jasiem długo rozmawiał sam na sam aż do przyjścia Pareńskiego, wtedy temu Jasia oddał, a przyszedł do Anielki – potem obydwaj radzili nad Jasiem, potem obydwaj przyszli do Anielki i Pareński ją opukiwał i obsłuchiwał na prośbę Chałubińskiego – potem naradzali się długo sami i wreście z tego wszystkiego to wynikło, że [...] Anielce wolno jechać na Litwę, choć się to nie bardzo Chałubińskiemu podoba – ale zważywszy wszystkie za i przeciw, zdecydował się na Litwę, bo najważniejszą dla niej kuracją, swoboda ducha, dobry humor. Kazali jej się zaopatrzyć w chinę i pilnie robić zalecane przez Pieniążka sprycowanie nosa i pędzlowanie gardła. Kąpać się jej w tym roku niewolno. Gdy wracać będzie z Litwy, Chałubiński chce ją widzieć i wtedy, gdy już na powrót, pod moją będzie opieką, zapewne na czas jakiś znów zapisze arszenik. Jej samej powierzać nie chce tego lekarstwa. [...] Teraz muszę panny przetrenować, Anielce kupić buciki, rękawiczki i różne jeszcze koniecznie jej potrzebne rzeczy a tu już tak późno, a ona jutro chce malować do wieczora, żeby skończyć chłopca”[74].
Latem 1885 roku Aniela po raz pierwszy udaje się z przyjaciółką Stasią Chodźko na samodzielną wyprawę do Warszawy, a potem na Litwę, ku niezadowoleniu Sewera, który od miesięcy liczy dni do przyjazdu ulubienicy. Dwudziestego piątego kwietnia 1885 roku pisze: „Od dziś za miesiąc Pani Pawlikowska wraz z Panną Anielą wjedzie do Braciejowej! [...] Pannie Anieli śliczny ukłon”[75]. W czerwcu dopytuje: „Co zadecydował Chałubiński? [...] gdy Bóg Chałubińskiego natchnie dobrą myślą, spodziewać się będziemy co dzień dwóch dziewczynek: P[anny] Anieli z Krakowa, Wini z Dołęgi. [...] Smutno i nudno w Braciejowej, dlatego wyglądamy niecierpliwie decyzji Chałubińskiego. Rozweseli się, gdy dwie dziewczynki będą szczebiotać, unosić się i zapalać. [...] Panno Anielo! Litwa jest dzika i nudna!”[76].
Jednak „dzika i nudna” Litwa wygrywa tego lata. Hrabina staje na głowie, by wyposażyć Anielkę w najdogodniejszy ekwipunek na drogę. Wymienia walutę, za sto rubli u Birnbauma płaci sto dwadzieścia pięć złotych reńskich, kupuje: „[...] kaftanik trykotowy i parę innych niezbędnych Anielce rzeczy. Anielce na potrzeby malarskie [...], Anielce bielizna: tuzin koszul dziennych; netto nocnych pół tuzina; majtek pół tuzina; chustek – tuzin; pończoch – tuzin; spódnic pikowych, perkalowych – 4; kaftaników – 4; ręczników – tuzin; falbanki 2; sukien perkalowych 2. [...] Anielce paletot od deszczu, kurzu, chustka ciepła, buciki, trzewiki, rękawiczki, potrzeby malarskie i niezbędne drobiazgi, [...] szpilki, igły, tasiemki. [...] Anielce kapelusz, parasolka, rzemyki i robota jednej sukni bo jedna nie nadążyła”[77].
W końcu zawozi obie panny na dworzec kolejowy i pakuje w pociąg do Kongresówki. „Bardzo były ładne i śmieszne, w swoich prochowcach z szarego płótna i w ogromnych szarych z morderowym budach na głowie. [...] Anielka z wielkiej emocyi i z powodu burzy, całą noc nie spała, i pojechała z bólem głowy. I radość była przed odjazdem i płacz naprzemienny. [...] Bardzo dużo w tym miesiącu kosztowała Anielka – bo wszystko razem zliczywszy, naukę, wyekwipowanie, podróż do 400 zł[otych] r[eńskich] wynosi”[78].
Zachwycona „Wilnem daleko bardziej niż Warszawą”[79], Aniela śle listy do przybranej matki, ta natomiast porządkuje szkolne sprawy wychowanki, sprowadzając jej rysunki i obrazy do domu przy Rynku Kleparskim 14, i zamawia „łaskę” – nowe lekcje na kolejny październik. Zaczyna także przygotowania do ślubu Jana z panną Wandą Abramowicz z Garncarskiej. Anielka tego lata zdąży jeszcze odwiedzić rodziców i rodzeństwo w Medyce oraz oczywiście ku uciesze Sewerów wstąpi do Braciejowej. Jesienią Sewer, bombardując Miecza listami na temat nowej, ukończonej właśnie powieści, napisze: „Nowela co do rzuconej idei jest Twoja, napisanie, czyli praca – moja. Chciałbym, aby ci się podobała, i proszę Cię, niech Ci się podoba; jak również poproś Panią i Pannę Anielę, aby ją przeczytały i osądziły, i aby im się podobała. [...] Cieszę się, że Wińcia nasza pokochała Pannę Anielę. Pani rączki ucałuj, Pannie Anieli uściskaj”[80]. Na koniec dodaje: „Pannie Anieli ściskając malutką rączkę proszę, aby zbyt ostro nie krytykowała noweli”[81].
W odpowiedzi na te listy 18 listopada 1885 roku Miecz donosi przyjacielowi: „Kochany, Drogi Sewerze! [...] Dzięki za Twą nowelę. [...] Piszę do Ciebie po spędzonym najmilej i w najmilszym towarzystwie wieczorku literackim. Gdzie? W moim domu. Kto był obecny? Jan, moja żona, panna Aniela, syn mój Tadeusz i Adam[1*].
Ale co czytano na tym wieczorku, o czym dyskutowano? Czytano Twoją nowelę. Rozprawiano o Twojej noweli. No i cóż? Żałuj, żeś nie był obecny przy czytaniu [...], byłyby Ci łzy świeciły w oczach tak jak nam wszystkim. Moja żona spłakała się na dobre. Wierzaj, nie potrzebowałem spełniać Twego polecenia i prosić mojej żony i wychowanki, aby się im Twoja nowela podobała. To nie nowela, to prawie poemat. Zapadł wyrok jednogłośny, że ta