Przy tobie tracę głowę - Karen Booth - ebook

Przy tobie tracę głowę ebook

Karen Booth

0,0
11,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zach przejął od ojczyma stanowisko szefa agencji sportowej. Właścicielką konkurencyjnej agencji była Paige, którą ojczym uważał za wroga. Zach jest jednak nią oczarowany – uważa, że jest inteligentna, seksowna i chce ją najzwyczajniej w świecie uwieść. I dopina swego. Gdy spotyka ją na expo w Vegas, kończą wieczór w łóżku. Rywalizują z sobą, ale coraz trudniej im oddzielić pracę od przyjemności…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 162

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Karen Booth

Przy tobie tracę głowę

Tłumaczenie:

Katarzyna Ciążyńska

Tytuł oryginału: Their After Hours Playbook

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2023

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2023 by Karen Booth

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o., Warszawa 2025

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Bez ograniczania wyłącznych praw autora i wydawcy, jakiekolwiek nieautoryzowane wykorzystanie tej publikacji do szkolenia generatywnych technologii sztucznej inteligencji (AI) jest wyraźnie zabronione. HarperCollins korzysta również ze swoich praw na mocy artykułu 4(3) Dyrektywy o jednolitym rynku cyfrowym 2019/790 i jednoznacznie wyłącza tę publikację z wyjątku dotyczącego eksploracji tekstu i danych.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

[email protected]

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-291-2013-5

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

Rozdział pierwszy

Plan Zacha Armstronga był prawie ukończony. Pięćdziesiąt siedem gęsto zapisanych stron i dodatkowo dwadzieścia cztery strony tabelek i wykresów. To była mapa drogowa, która miała z impetem wprowadzić Armstrong Sports w dwudziesty pierwszy wiek, i to tak, by nie zagroziła im żadna konkurencja. Zach miał świadomość, że wdrożenie zmian nie będzie łatwe, ale teraz to on był prezesem firmy. Całe życie czekał na tę szansę.

W firmie pracowało ponad osiemdziesiąt osób, w tym trzydziestu agentów. Miała kilkuset klientów, a jej siedzibą było przestronne biuro na Manhattanie. To była ogromna odpowiedzialność. Zach jej nie lekceważył, powitał to wyzwanie z radością i powagą. Ta praca łączyła w sobie trzy rzeczy, które najbardziej kochał – sport, bycie agentem i jego rodzinę. Nie potrzebował więcej inspiracji i zachęty.

Teri, asystentka Zacha, stanęła w drzwiach. Wysoka i szczupła, miała brązowe sięgające brody włosy i sprawiała wrażenie, że zawsze ubiera się na szaro. Zach pracował z nią najpierw w dziale marketingu, wtedy uczyła go fachu. Potem awansował na stanowisko agenta. Gdy został szefem firmy, było naturalne, że chciał ją mieć przy sobie.

- Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić? – Teri oparła się o framugę, splatając ramiona na piersi.

Spojrzał na zegar na ekranie komputera. Za godzinę zawodowy kobiecy związek koszykówki WPBA ma uroczyście wybierać nowe zawodniczki.

- Nie wiem, kiedy minął ten dzień. Niedługo muszę iść. – Przeniósł wzrok na dokument i poczuł ucisk w piersi. Mógłby go jeszcze długo dopieszczać. Wierzył w swoją misję, ale wiedział też, że dokument musi być perfekcyjny.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to robisz, ale cieszę się, że wyciągasz naszą agencję z epoki kamienia. – Teri pracowała dla firmy od prawie dwudziestu lat, zaczęła ponad dziesięć lat przed pojawieniem się tu Zacha. Doskonale wiedziała, że firma tkwi w letargu i nic się tu nie zmienia. Dobrym przykładem było choćby to, że kobiety stanowiły mniej niż jeden procent ich klientów.

- Rozwój wymaga zmiany i postępu, a ja jestem zdeterminowany, żeby rozwinąć agencję. Jestem to winien mojemu ojcu. – Właściwie Tom Armstrong był ojczymem Zacha, jeszcze trzy tygodnie temu to on kierował firmą.

Teri weszła w głąb gabinetu i wskazała głową na jeden z foteli stojących naprzeciwko biurka.

- Mogę?

- Oczywiście.

Usiadła i skrzyżowała nogi.

- Czy tak zamierzasz sprzedać to Tomowi? Jako strategię rozwoju? – Uniosła brwi.

- Chodzi ci o to, że wybieram się na tę imprezę?

- Nikt z agencji nigdy nie brał w tym udziału. Tom nie wie, że się wybierasz?

Pokręcił głową i zamknął komputer.

- Nie, nie wie.

- Zach, ta impreza jest transmitowana w telewizji. A jeśli kamera cię uchwyci? Wszyscy się domyślą, co tam robisz.

To idiotyczne, że ta część planu Zacha mogła zostać uznana za kontrowersyjną. Ojczym zawsze twierdził, że opłacalna jest wyłącznie praca ze sportowcami płci męskiej, gdyż to oni, jak pokazuje historia, zarabiają w sporcie więcej pieniędzy. Tom się nie mylił, ale czasy się zmieniły i Zach chciał zająć się różnymi klientami. Firma miała się stać bardziej elastyczna, a dzięki temu bardziej odporna na zawirowania. Brak zmian doprowadziłby do tego, że zostaliby biznesowym dinozaurem, czego już byli bliscy.

- Mam nadzieję, że nikt nie zobaczy mnie w telewizji. A gdyby nawet, później będę się tym martwił. Jutro jem kolację z mamą i Tomem. Zaprezentuję im mój plan.

- Jak Tom go przyjmie, twoim zdaniem?

Nie znał odpowiedzi. Pewnie z powodów ekonomicznych Tom skrytykuje pomysł wyjścia poza obecny model biznesowy. Nie wspominając o tym, że Zach miał zakaz denerwowania Toma z powodu jego problemów z ciśnieniem.

- Wybiorę się uzbrojony w liczby. Dużo liczb. Tom mnie wysłucha i zaakceptuje mój pomysł, kiedy się przekona, jaki dochód to przyniesie.

- Jestem pewna, że to akurat mu się spodoba. Powiesz mu też, że chcesz zatrudnić więcej agentek?

- Jasne. Oczywiście byłoby dużo łatwiej, gdybyś mi pozwoliła wspomnieć, że zostaniesz jedną z nich.

- Och nie. Jestem zadowolona z pracy w biurze. Nie jestem rekinem jak ty.

- Ja też nie jestem rekinem, Teri. Raczej miodożerem.

- Milusi na zewnątrz, ale zrobi wszystko, żeby osiągnąć cel?

Zaśmiał się cicho.

- Aha. Żadne przeszkody mnie nie zatrzymają.

- Tom chyba najbardziej lubi właśnie tę twoją cechę i dlatego trafiłeś do tego gabinetu – powiedziała.

Zach miał nadzieję, że to prawda. Choć Tom nie był jego biologicznym ojcem, Zach uważał go za ojca, innego zresztą nie znał. Tom był też wspaniałym mężem dla jego matki, która go poślubiła, kiedy Tom miał zaledwie dwa lata.

- Cóż, przekonamy się, co?

- Z pewnością. – Usiadła prosto. – Życzyłabym ci szczęścia na imprezie WPBA, ale coś mi mówi, że w otoczeniu kobiet świetnie sobie poradzisz.

Zaśmiał się, zapisując coś w kalendarzu na kolejny dzień. Słynął z tego, że wykorzystuje swój czar i wdzięk dla własnych celów, choć mówiąc prawdę, nie robił tego z premedytacją. Taki po prostu był. To nie jego wina, że przyciągał kobiety ani że często z tego korzystał.

- Znajdzie się tam kilka pań, których moja obecność nie ucieszy.

- Niech zgadnę. Paige Moss?

- Tom nigdy jej nie lubił. Z wzajemnością. – Wciąż słyszał grzmiące słowa Toma: „Uważaj na Paige Moss. To grzechotnik”. Zach nigdy nie zrozumiał, dlaczego Tom nie znosił Paige i jej agencji, ale Tom miał złą opinię o wszystkich innych agentach. Wszyscy byli jego wrogami.

Zach tak tego nie postrzegał. Owszem, to była konkurencja, jednak dobrze jest wszystkich poznać i jeśli to możliwe, zachować dobre relacje. Nigdy nie wiadomo, kiedy drobna uprzejmość się opłaci.

- Powinienem już iść. – Wstał zza biurka.

- Powodzenia, czekam jutro na relację. – Teri podniosła się z fotela i pierwsza wyszła na korytarz.

Zach pospieszył korytarzem, po drodze kiwał głową i machał do podwładnych. Parę osób uśmiechnęło się do niego lekko, a ich najnowszy agent, Derek James, który akurat rozmawiał przez telefon, uśmiechnął się szeroko. Zach go lubił, nawet jeśli Derek bywał zbyt ambitny.

Byli też tacy, którzy uśmiechali się ironicznie. Nie wszystkich w biurze cieszył awans Zacha. Niektórzy nie darzyli go sympatią. W końcu miał tylko trzydzieści lat, tyle, ile pracowała w firmie część starszych agentów. Zach nie mógł dopuścić do tego, by niechęć nielicznych odwiodła go od realizacji planu.

Zjechał windą na parter i ruszył piechotą do hotelu, gdzie odbywała się impreza. Był piękny kwietniowy dzień, więc z przyjemnością korzystał z okazji, choć 45th Street była dość zatłoczona. Cały dzień siedział w gabinecie, sam przyznawał, że za dużo pracuje. Przebił się przez Times Square, przeciął Broadway i kierował się do hotelu. Gdy podniósł wzrok na górującą wieżę ze szkła i stali, wziął głęboki oddech i przypomniał sobie, że jest na progu wielkiej zmiany.

Po wejściu do środka pojechał windą na drugie piętro, potem powiesił sobie na szyi przepustkę, którą dostał dzięki znajomemu z biura WPBA. Wszedł do sali balowej i ruszył pod ozdobnymi łukami z balonów.

Z głośników płynęła muzyka taneczna, panowała świąteczna atmosfera. Czuł się, jakby się znalazł na imprezie sylwestrowej. W jednym końcu sali znajdowała się spora scena, a przed nią dziesiątki okrągłych stolików dla najlepszych sportsmenek, ich rodzin i agentów. Pod ścianami stały odkryte trybuny, siedzieli tam pełni entuzjazmu fani. Nie brakowało też dziennikarzy, którzy przepytywali kandydatki czekające na swoją wielką szansę.

Plan był prosty – porozmawia z tyloma koszykarkami, z iloma zdoła, pogratuluje im i ich rodzinom. Doceni ciężką pracę, wysiłek i oddanie. Postara się, by zapamiętały jego nazwisko i fakt, że agencja Armstrong Sports jest więcej niż gotowa zająć się również sportsmenkami.

Już miał zacząć, gdy wypatrzył Paige Moss gawędzącą z gwiazdą jej agencji Alexis Simmons, która, jak sądzono, miała tu być numerem jeden. Wiedział, że powinien się obawiać Paige, a jednak był od tego daleki, głównie dlatego, że jej krągłości w budzącej grzeszne myśli małej czarnej trudno było ignorować. Lśniące jasne loki związała w koński ogon, który kołysał się podczas rozmowy, jakby wymachiwała biczem.

Widział ją na wielu zdjęciach, lecz się nie spotkali. Na żywo była jeszcze piękniejsza. Seksowna, kusząca. Inny facet mógłby jej unikać, ale nie on. Zamierzał stanąć ze swoją rywalką twarzą w twarz i nacieszyć oczy jej widokiem.

Paige miała wszelkie powody, by tego wieczoru czuć się jak w niebie. Jej klientka Alexis Simmons, jedna z najbardziej utalentowanych rozgrywających w kobiecej koszykówce, miała zostać numerem jeden w zawodowej lidze. Paige nie była jednak wolna od niepokoju. W ostatnich latach wiele spraw nie poszło po jej myśli. Przeżyła rozwód, konflikt z Tomem Armstrongiem, a ostatnio śmierć matki, która była jej inspiracją. Tego wieczoru chciała mieć pewność, a tej w świecie agentów sportowych brakuje.

- Czemu się tak denerwujesz? To ja powinnam siedzieć jak na szpilkach. – Alexis postukiwała w telefon akrylowymi paznokciami. Nie nosiła ich w sezonie rozgrywek sportowych, za to zawsze, gdy miała okazję się wystroić. Paige ją rozumiała. Alexis wyglądała jak modelka: wysoka i smukła, z długimi czarnymi włosami, wysokimi kośćmi policzkowymi i idealną cerą w kolorze ciepłego brązu.

Paige otoczyła ją ramieniem i krótko uścisnęła.

- Nie denerwuję się, jestem przejęta. Twoja praca przynosi efekty. Mam nadzieję, że to docenisz. To ważny moment w świetle reflektorów, ale tylko pierwszy z wielu.

Alexis się uśmiechnęła.

- Dzięki, Paige, że tu ze mną jesteś.

- Nie musisz mi dziękować, po prostu rób swoje.

Oczywiście dla Paige bycie agentką sportowców znaczyło dużo więcej. Poświęcała się temu, nie wyobrażała sobie, by mogła robić coś innego. Kochała sport, a co ważniejsze, kochała kobiety w sporcie. A wszystko to zawdzięczała matce. Odwróciła głowę i zlustrowała salę, i wtedy zobaczyła mężczyznę, którego widok kazał jej spojrzeć na niego drugi raz, upewnić się, że wzrok jej nie myli. Nie tylko dlatego, że był nieprzyzwoicie przystojny. Albo wzrok jednak ją mylił, albo to Zach Armstrong.

- Co on tu robi, do diabła?

- Co? Kto?

Paige pokręciła głową. Rozum mówił jej, że powinna zignorować Zacha, a tymczasem nie mogła oderwać od niego oczu. Częściowo dlatego, że widok był tak miły, a jednak przede wszystkim dlatego, że jego obecność była zaskoczeniem. Agencja Zacha nie zajmuje się sportsmenkami.

- To tylko agent, który nie ma powodu tu być.

- Kto?

Paige wciąż się na niego gapiła.

- Zach Armstrong. Kieruje Armstrong Sports, najbardziej mizoginistyczną agencją w historii sportu.

- Przysłał mi kwiaty.

Tym razem Paige gwałtownie wróciła spojrzeniem do Alexis.

- Słucham? Co zrobił?

- Przysłał mi kwiaty. Na wizytówce napisał, że mi gratuluje i życzy powodzenia w przyszłości. Wiele osób przysyła mi kwiaty.

- Inni agenci też?

Alexis przekrzywiła głowę z namysłem.

- Nie.

- No właśnie. – Paige zamarła, krew krążyła jej tak szybko, aż zakręciło jej się w głowie. Oddychaj, Paige. Oddychaj, do diabła. – Zaraz wracam.

- Poszukam mamy i usiądę przy stoliku. Wróć szybko.

Paige ścisnęła ramię Alexis.

- Obiecuję, będę za pięć minut. – Zakręciła się na pięcie i ruszyła przez salę. W głowie miała wyłącznie obraźliwe słowa, jakie przez lata słyszała od Toma. Teraz, gdy Tom usunął się na boczny tor, czy Zach próbuje skaperować Alexis? Pojawił się na imprezie w szytym na miarę garniturze, z zadowolonym z siebie uśmiechem, który mówił, że jest następcą tronu Armstrong Sports. Zamierza podstawić jej nogę? Co on planuje, do diabła?

Zatrzymała się w momencie, gdy poczuła tak niebiański zapach, że nogi odmówiły jej posłuszeństwa.

- Pan jest Zach Armstrong. – To nie było pytanie.

- Tak – odparł stanowczym, ale i ciepłym głosem.

- Skłamałabym mówiąc, że pana obecność tutaj nie jest zaskoczeniem.

- A pani jest Paige Moss. Skłamałbym mówiąc, że nie jestem zachwycony, że mam okazję panią poznać. – Zrobił krok naprzód. Zdawało się, że zablokował światło, a jednak Paige dostrzegła, że jego wzrok padł na jej dekolt i powędrował w dół jej ciała. Niech sobie patrzy. Nie jest pierwszym mężczyzną, którego oczarowała.

- Niech pan nie kłamie, wcale się pan nie cieszy.

Uniósł kącik warg w półuśmiechu.

- Naprawdę się cieszę. Ale okej.

- Co pan tu robi? W Armstrong jest już tak źle, że wpadł pan na darmowego drinka?

Zaśmiał się i potrząsnął głową, co tylko przyciągnęło jej uwagę do jego twarzy i przyprószonych siwizną włosów. Kiedy znów na nią spojrzał, odniosła wrażenie, że jego stalowoszare oczy przenikają w głąb jej duszy. Zabawne, bo czuła się mniej odsłonięta, gdy patrzył na jej piersi.

- Jestem tu, bo wprowadzam zmiany w strategii biznesowej Armstrong.

- Zmiany? Jakie zmiany?

- Nowe kierunki rozwoju. Poszerzamy zakres działań.

- Ale jest pan świadomy, że dziś są tu sportsmenki? Pańska agencja nie podejmuje takiego ryzyka. Pana ojczym dał to jasno do zrozumienia.

- Teraz ja kieruję firmą.

- I postanowił pan zacząć od kradzieży jednej z moich podopiecznych?

- Nie wiem, o czym pani mówi.

Paige wzięła głęboki oddech i uniosła głowę.

- Myślał pan, że wyśle kwiaty mojej klientce, a ja pominę to milczeniem? Otóż nie. Budowałam relację z Alexis od jej lat szkolnych. Chodziłam na jej mecze. Znam nawet jej dziadków. Rodzeństwo. Cierpliwie czekałam, aż będzie gotowa wejść do sportu zawodowego.

- Wysłałem jej kwiaty i gratulacje. Proszę przeczytać wizytówkę, jest tam wyłącznie moje nazwisko. Chcę tylko, żeby ważne kobiety w sporcie wiedziały, kim jestem. To PR. Nie ma w tym nic groźnego.

- Gdyby pana agencja poważnie traktowała kobiety, troszczyłaby się o nie od lat. – Miała nadzieję, że nie brzmi, jakby wygłaszała tyradę, ale ten temat podgrzewał jej emocje. Często poświęcała klientce całe lata, zanim wzięła ją pod swoją pieczę.

- Paige, wiem, że nie podoba się pani opinia mojego ojczyma na temat kobiet w sporcie. Czemu więc złości się pani, kiedy chcę to zmienić?

Była zła głównie dlatego, że Tom budził w niej ogromną niechęć. Przez lata sabotował jej działania.

- To wszystko stało się tak nagle.

- Na pani miejscu tym bym się nie przejmował, skupiłbym się na tym, jak kolejny konkurent wpłynie na pani biznes. Jest pani gotowa na wyzwanie? Na współzawodnictwo?

Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Potępiała stosunek Toma Armstronga do sportsmenek, nie mogła jednak zaprzeczyć, że brak konkurencji jej pomagał.

- Współzawodniczyć z panem? Ja pana stłamszę.

Przez moment zastanowiła się, czy podobałoby się Zachowi, gdyby pozbawiła go powietrza, przyciskając jego twarz do swojego dekoltu. Nie, nie wolno jej tak myśleć.

- Ciekawe.

- Skoro mowa o pracy, muszę iść i usiąść z Alexis. Zaraz się zacznie. – Odwróciła się, ale nie zaszła daleko, bo Zach chwycił ją za przedramię. Spojrzała na jego mocną dłoń. Skąd te ciarki? Czemu jego dotyk tak na nią działa?

- Paige, proszę zaczekać. Spotkam panią w Vegas?

- Vegas? – Podniosła wzrok.

- Las Vegas Sports Expo? Największa w roku impreza dla agentów. Najlepsza szansa na zdobycie najkorzystniejszych umów sponsorskich dla klientów, a wszyscy teraz zabiegają o sponsoring.

Nie od razu się zorientowała, o czym mówił. To upokarzające. Wszystko przez ten dotyk. Ta myśl była co najmniej niepokojąca. Zach był jej rywalem, na domiar złego wiele lat od niej młodszym.

- Oczywiście, że jadę do Vegas.

- Świetnie. Może uda się nam wyskoczyć na drinka czy kolację.

Poczuła irytujące ciepło między nogami. Musi iść.

- W Vegas jestem zawsze bardzo zajęta – skłamała, gdyż Vegas często okazywało się katastrofą.

- To dobrze.

Światło w sali przygasło. Paige podniosła wzrok.

- Muszę iść, za moment się zacznie.

Puścił jej rękę. Wciąż czuła ciarki.

- Powodzenia dla pani klientki. Do zobaczenia w Vegas.

- Tak, być może.

Ruszyła szybkim krokiem i po chwili usiadła przy stoliku obok Alexis.

- Już jestem. – Nie mogła nie zauważyć, że jej głos jest zdyszany. Z trudem łapała oddech. To wszystko wina Zacha.

- Czekając na ciebie, wyguglowałam Zacha Armstronga. Jego agencja załatwia dla swoich sportowców świetne umowy sponsorskie – oznajmiła Alexis. – Czemu nigdy nie rozmawiałyśmy o sponsorach?

- Bo byłyśmy skupione na tym, żeby dotrzeć do tego miejsca, gdzie właśnie jesteśmy.

- No to teraz nie powinnam mieć problemu ze zdobyciem sponsora. Zwłaszcza jeśli zostanę numerem jeden.

Paige odchrząknęła. Umowy sponsorskie nigdy nie były jej mocną stroną, dla Alexis była jednak gotowa się postarać. To wyjątkowa dziewczyna i bardzo ważna klientka.

- Nie mogłabym się bardziej zgodzić. To będzie mój priorytet podczas Vegas Sports Expo. Już za dwa tygodnie.

- Świetnie. Nie mogę się doczekać, co dla mnie wynegocjujesz.

Na scenę wszedł prezes federacji WPBA. Paige miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi. Przystojny Zach Armstrong wkroczył na jej terytorium, a na domiar złego ją podniecał. Alexis jest warta wszystkiego, co najlepsze. Presja jest przeogromna.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji