Niespodziewane zauroczenie - Karen Booth - ebook

Niespodziewane zauroczenie ebook

Karen Booth

3,7

Opis

Wystarczyło jedno spojrzenie w błękitne oczy dziecka, by Aiden uwierzył, że to jego syn. Małego Olivera przywiozła Sarah Daltrey, twierdząc, że jest on owocem romansu Aidena z jej zmarłą niedawno przyjaciółką. Sarah zostaje u Aidena, by nauczyć go opieki nad synem. Aiden świetnie radzi sobie z chłopcem, coraz częściej jednak jego wzrok skupia się na pięknej Sarah...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 163

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (58 ocen)
18
11
23
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Karen Booth

Niespodziewane zauroczenie

Tłumaczenie:Katarzyna Ciążyńska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Hol głównej siedziby LangTel na Manhattanie był świątynią porządku i powściągliwości. Marudzące małe dziecko zupełnie tam nie pasowało. Tymczasem Sarah Daltrey weszła tutaj właśnie z dzieckiem. Marmurowa podłoga, wysoki sufit i ogromne okna wychodzące na ulicę sprawiały, że każdy dźwięk, a zwłaszcza płacz Olivera, odbijał się tam głośnym echem.

Sara pocałowała Olivera w czoło, krążąc po poczekalni. Jak na tak ogromny budynek, który zajmował niemal cały kwartał ulic, w siedzibie LangTel przestrzeń dla osób niezaproszonych była wyjątkowo ograniczona. Dwa krzesła i dywanik naprzeciwko bacznie strzeżonych wind. Było jasne, że nikt, kto tu przebywa, nie powinien pozostać zbyt długo.

Oliver marudził, wtulając głowę w zagłębienie szyi Sarah. Biedny malec nie był temu wszystkiemu winien. Nie prosił, by tego ranka zafundowała mu czterogodzinną podróż pociągiem. Żeby go zabrała do lodowato zimnego biurowca w porze jego drzemki. A już na pewno nie chciał stracić swojej mamy trzy tygodnie wcześniej ani nie prosił o tatę, który odmawiał uznania jego istnienia.

Sara wyjęła telefon i wybrała numer, którego nauczyła się na pamięć, choć nie zamierzała dodać go do kontaktów. Gdy tylko doprowadzi do tego, że ojciec Olivera zaakceptuje swoją odpowiedzialność, wymaże z pamięci ten szereg cyfr. Nie będzie utrzymywała kontaktów z Aidenem Langfordem. Ich związek był tymczasowy, choć wyjątkowo ważny.

– Halo. Mówi Sarah Daltrey. Chciałam rozmawiać z Aidenem Langfordem. Tak, to znowu ja.

Jeden z ochroniarzy w holu zerknął na nią z ukosa. Kobieta po drugiej stronie linii wyraziła swój stosunek do Sarah opryskliwym tonem.

– Pan Langford powtórzył mi to dziesięć razy. Nie zna pani. Proszę więcej nie dzwonić.

– Nie przestanę dzwonić, dopóki ze mną nie porozmawia.

– Może ja będę w stanie pani pomóc.

– Nie. To sprawa osobista i pan Langford powinien docenić, że nie podzielę się szczegółami z asystentką. Napisałam mu wszystko w mejlu. – Więcej niż siedmiu mejlach, ale kto by je liczył? – Jeśli poświęci mi pięć minut, wszystko mu wyjaśnię. – Potrzebowała co najmniej godziny, by mu przestawić plan dnia Olivera, powiedzieć, co chłopiec lubi, a czego nie lubi, i zyskać pewność, że przygotuje go do roli ojca najlepiej jak to możliwe.

– Pan Langford jest bardzo zajęty. Nie mogę go łączyć z każdym, kto chce zająć mu czas.

– Proszę posłuchać. Jechałam tu cztery godziny pociągiem z Bostonu, jestem na dole w holu, mam z sobą dziesięciomiesięczne dziecko, które powinno teraz spać. Nie wyjdę stąd, dopóki z nim nie porozmawiam. Spędzę tu noc, jeśli to konieczne.

– Mogę poprosić ochronę, żeby panią stąd wyprowadziła. Na pewno wolałaby pani tego uniknąć.

– A czy LangTel na pewno chce, żeby ochrona wynosiła z ich biura krzyczącą kobietę z dzieckiem?

Milczenie asystentki było wymowne.

– Proszę poczekać, dobrze? Zobaczę, co da się zrobić.

Sara nie miała wiele nadziei, ale czy ma wyjście?

– Jasne, zaczekam.

W tym momencie przez drzwi obrotowe weszła kobieta o posągowej urodzie i lśniących brązowych włosach, ubrana w popielatą sukienkę i czarne buty. Sarah by jej nie zauważyła, gdyby nie ciążowy brzuch. Ochroniarz szybko do niej podszedł, odbierając od niej stertę papierów, które niosła.

– Dobry wieczór, pani Langford. Sprowadzę windę.

Anna Langford. Teraz Sarah ją rozpoznała, widziała ją na zdjęciu, gdy szukała materiałów na temat rodziny Langfordów, usiłując dotrzeć do Aidena. Anna była jednym z dwóch prezesów LangTel, razem z bratem Adamem. Była też młodszą siostrą Aidena.

Oliver upuścił ulubioną zabawkę, pluszowego żółwia, i natychmiast zapłakał. Sarah się wzdrygnęła i przykucnęła, jednocześnie trzymając telefon ramieniem przy uchu. Anna przystanęła w pół kroku, patrząc na nich.

Świetnie. Teraz naprawdę ich stąd wyrzucą.

Anna zmarszczyła czoło i podeszła bliżej, ale kiedy zdjęła okulary, w jej oczach była tylko empatia.

– O nie. Ktoś tu jest nieszczęśliwy.

Sara rozłączyła się i włożyła telefon do torby.

– Przepraszam. O tej porze zwykle śpi. Jest zmęczony. – Kiedy się wyprostowała i spojrzała Annie w twarz, poczuła się malutka. Anna była wysoka i miała buty na obcasie.

– Niech pani nie przeprasza. Jest rozkoszny. – Anna dotknęła pulchnej rączki chłopca i uśmiechnęła się. Oliver uścisnął jej palec. – Jestem Anna Langford.

– Sarah Daltrey. A to Oliver.

Oliver nieśmiało uśmiechał się do Anny. Był słodkim i ufnym dzieckiem. Rozstanie z nim złamie jej serce, ale nie zamierzała więcej opiekować się cudzymi dziećmi.

Anna nie spuszczała wzroku z Olivera.

– Miło mi was poznać. Za sześć tygodni sama zostanę matką. W połowie czerwca. – Przyglądała się twarzy dziecka. – Pani syn ma niesamowite oczy. Piękny odcień błękitu. – Dokładnie jak oczy jej brata.

Sara odchrząknęła.

– To nie jest mój syn, jestem jego opiekunką. Właśnie chcę przekazać go jego ojcu. Dlatego tu jestem.

Anna patrzyła na nią zmieszana.

– Jego ojciec tu pracuje?

Sara przyrzekła sobie, że przez wzgląd na wszystkich, zwłaszcza na Olivera, zachowa dyskrecję, ale to mogła być jej jedyna szansa na dostanie się do Aidena.

– Przyszłam do Aidena Langforda. To pani brat, prawda? Muszę z nim porozmawiać o Oliverze, ale on nie odbiera moich telefonów.

– Aha. – Cień zdumienia przemknął przez twarz Anny. Przycisnęła palce do skroni. – To nie jest dobre miejsce, żeby o tym rozmawiać. Pojedzie pani ze mną na górę?

Asystentka Aidena oznajmiła przez interkom:

– Panie Langford? Siostra do pana. Przyprowadziła gościa.

Gościa?

– Dobrze, niech wejdą. – Aiden odsunął raport marketingu LangTel, który właśnie przeglądał. Najnudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek czytał. Był w biznesie od ponad dwunastu lat. Podejmując decyzje, wolał polegać na instynkcie. Ta strategia dotąd mu służyła.

Do gabinetu weszła Anna z nieznajomą jasnowłosą kobietą. Powiedzenie, że nieznajoma przyciągała uwagę, byłoby dla niej lekceważące. Miała pełne różowe wargi i duże niebieskie oczy, była uosobieniem kobiecości. Aiden zauważył drobne piegi na policzkach. Jeżeli chodzi o kobiety, nie miał sprecyzowanego gustu, ale ta miała więcej zalet, niż chciałby przyznać. Niestety jedno sprawiało, że absolutnie nie była w jego typie – dziecko, które spało w jej ramionach. Matki nie trafiają na listę kobiet, z którymi mógłby się spotykać. Nie chciał się wiązać na stałe ani zbytnio angażować.

– Aiden, poznaj Sarah Daltrey – rzekła Anna.

To nazwisko ucięło wszystkie myśli o seksownej sukience i piegach.

– To pani wciąż do mnie wydzwania! Właśnie dzwoniła pani z holu. Jak udało się pani zaczepić moją siostrę?

Anna go uciszyła.

– Dziecko śpi.

Dziecko. Zaczął gwałtownie myśleć. Czytał mejle Sarah. Cóż, przynajmniej jeden. To wystarczyło, by zdecydował, że nie powinien z nią rozmawiać. Już wcześniej fałszywie oskarżano go o ojcostwo. Kiedy posiada się majątek, można się tego spodziewać.

– Nie wiem, o co chodzi pani Daltrey, ale wzywam ochronę. – Sięgnął po telefon, lecz Anna położyła dłoń na jego ręce.

– Nie rób tego. Posłuchaj, proszę. To ważne.

– Nie wiem, co wiesz, ale to wszystko kłamstwa.

– Proszę tylko o pięć minut, panie Langford.

Kobieta mówiła spokojnie. Nie jak osoba niezrównoważona. Ale dziecko? O nie.

– Jeśli mi pan nie uwierzy, nie będzie pan musiał wzywać ochrony. Wyjdę sama.

Anna patrzyła na brata, unosząc brwi.

Mając przed sobą dwie kobiety, które najwyraźniej nie zamierzały się poddać, jaki miał wybór?

– Jeśli to zakończy sprawę, proszę. Pięć minut.

– Zostawię was. – Anna odwróciła się do Sarah przy drzwiach. – Proszę później wpaść do mojego gabinetu. Bardzo bym chciała zapisać sobie tytuł tej książki o usypianiu niemowląt, o której pani wspomniała.

Sarah skinęła głową i uśmiechnęła się, jakby były przyjaciółkami.

– Oczywiście. Dziękuję za pomoc.

Anna wyszła, zamykając drzwi. Cisza była obezwładniająca. Sarah odchrząknęła.

– Byłoby świetnie, gdybym mogła usiąść. On jest naprawdę ciężki.

– Och, przepraszam, oczywiście. – Aiden wskazał jej fotel naprzeciwko biurka. Nie wiedział, co z sobą zrobić – wstać, usiąść, spleść ramiona? Wszystko wydawało się nie na miejscu, więc siedział dalej w fotelu za biurkiem.

– Wiem, że to dziwne – zaczęła Sarah – więc przejdę od razu do rzeczy. Mama Olivera była moją najlepszą przyjaciółką. Nazywała się Gail Thompson. Czy to coś panu mówi? Twierdziła, że poznała pana w Crowne Lotus w Bangkoku.

Tych informacji nie było w mejlach Sarah. Wspomniała tylko, że jest prawnym opiekunem jego dziecka. Sądził, że nikt nie wie o jego przelotnym romansie z Gail. Poznali się w hotelowym barze i spędzili razem trzy dni, do jej powrotu do Stanów. Potem nie miał z nią kontaktu.

– Pamiętam to nazwisko. Ale to nic nie znaczy.

– Dziewięć miesięcy po waszym romansie przyszedł na świat Oliver. Osiem miesięcy później Gail zadzwoniła do mnie i powiedziała, że ma raka. Ostatnie stadium. Byłam jedyną osobą, która mogła zostać prawnym opiekunem Olivera. Nie miała rodzeństwa, jej rodzice zginęli w wypadku. Wiedziała, że pracowałam jako niania. Próbowała do pana dzwonić, ale miała jeszcze mniej szczęścia niż ja. Trudno być wytrwałym, kiedy się umiera.

Aiden głośno wciągnął powietrze. Sarah mu napisała, że matka dziecka zachorowała. Zakładał, że wciąż żyje i że chodzi o pieniądze na leczenie.

– Ona zmarła? – Przeniósł wzrok na dziecko, czując niewytłumaczalne wzruszenie. Chłopiec jest całkiem sam na świecie. Aiden znał to uczucie z dzieciństwa.

– Tak. – Zacisnęła wargi i skinęła głową. – Oliver został bez mamy. A ja miałam pana znaleźć, żeby przekazać panu dziecko. Myślę, że byłoby dla wszystkich najlepiej, gdybyśmy załatwili to jeszcze dzisiaj.

Dzisiaj? Czy ona powiedziała to, co mu się zdaje?

– Spodziewa się pani, że przekaże mi dziecko, którego w życiu nie widziałem, a potem wróci pani tam, skąd przyjechała, oczekując, że zajmę się jego wychowaniem? Nie sądzę, pani Daltrey. Nigdzie pani nie wyjedzie, dopóki nie zyskam pewności, że dziecko jest moje. Potrzebujemy prawników. Testu na ojcostwo. Skąd mam wiedzieć, że to nie jest oszustwo?

– Po pierwsze mam na imię Sarah, a to jest Oliver. Rozumiem, że jest pan w szoku, ale to nie moja wina. Gdyby odebrał pan mój telefon, byłby pan przygotowany.

– Bardzo wątpię. Jest środek dnia pracy. Jestem kawalerem, i to ogromnie zajętym. Nie jestem przygotowany do opieki nad dzieckiem, które znam pięć minut. – Poczuł rosnącą złość, ale chodziło o coś więcej niż ta niewyobrażalna sytuacja. Nie podobał mu się jego ton. Zważywszy na to, jak traktował go ojciec, nie chciał odrzucać tego chłopca. Żadne dziecko na to nie zasługuje. Zwłaszcza takie, które nie zna ojca.

– Rozumiem, że chciałby pan zrobić test na ojcostwo, ale myślę, że gdy tylko Oliver się obudzi, zda sobie pan sprawę, że jest pana synem. Jest bardzo do pana podobny. Zwłaszcza oczy. Poza tym ma takie samo znamię, jakie pan ma na udzie. – Zaczerwieniła się. – Gail mi o tym powiedziała.

Delikatnie podsunęła nogawkę spodenek chłopca. Musiał być bardzo zmęczony, bo prawie nie drgnął, kiedy odkryła znamię. Aiden wstrzymał oddech. Wyszedł zza biurka. Kształt i wielkość znamienia była identyczna jak u niego, podobnie ciemnobrązowy kolor. Czy to możliwe?

Chciał dotknąć znamienia, ale się powstrzymał.

– Przepraszam. Jestem trochę zbity z tropu.

– Okej. To pański syn – odparła spokojnie.

Aiden ostrożnie zsunął nogawkę chłopca, a potem przyjrzał się jego twarzy. W jasnobrązowych włosach dostrzegł jaśniejsze pasemka, podobne jak u niego, choć Oliver miał dziecięce loki, podczas gdy włosy Aidena były proste. Pamiętał jednak, że na zdjęciach z dzieciństwa jego włosy wyglądały jak włosy Olivera. Czy to możliwe? Nie miał pojęcia o opiece nad dzieckiem. To zmieniłoby całe jego życie. Właśnie zamierzał osiąść znów w Nowym Jorku i postarać się znaleźć dla siebie miejsce w rodzinie.

Oliver poruszył się. Na moment podniósł powieki, patrząc prosto na Aidena, który ujrzał znajomy błękit. Zupełnie jakby patrzył w lustro. O mój Boże. To jego syn.

ROZDZIAŁ DRUGI

Sytuacja była co najmniej niezręczna. A w każdym razie Sarah czuła się niezręcznie.

Aiden wciąż patrzył na śpiącego Olivera, bo trudno było na niego nie patrzeć. Sarah udawała zainteresowanie czarno-białymi zdjęciami na ścianach gabinetu, które przedstawiały jakieś egzotyczne miejsca, albo panoramą Manhattanu za oknem, ale nie była w stanie zatrzymać tam spojrzenia dłużej niż kilka sekund.

Przyciągały ją niebieskie oczy Aidena, była pewna, że gdyby patrzyła w nie dłużej, zahipnotyzowałby ją. Ciemne brwi pasowały do pełnego determinacji wyrazu twarzy, w kącikach oczu widniały nieliczne zmarszczki. Porządnie przycięty zarost w odcieniu cynamonowego brązu dodawał mu charakteru. Zastanawiała się, jaki jest w chwilach, kiedy się nie kontroluje. Było coś takiego w jego postawie – więcej niż pewność siebie, że wydawał się nadludzki. Kuloodporny. Była pewna, że Aiden Langford robi dokładnie to, co chce. Nie należy do tych, których można do czegoś zmusić.

Niestety to właśnie jej zadanie. Serce jej waliło jak przerażonemu zającowi, który nadużył kofeiny. Nie wiedziała, jak zareaguje Aiden, ale sądząc z jego miny, może jej się udać. Niezależnie od tego, że kiedy tu weszła, zachował się jak dupek. Od momentu, gdy przyjrzał się Oliverowi, wyraźnie złagodniał. Chyba zdał sobie sprawę, że to jego dziecko.

– Więc – podjęła, przywołując słowa, które przygotowała sobie wcześniej. – Pomyślałam, że zostawię panu teraz Olivera i zamieszkam w hotelu na ten czas, kiedy będziemy to załatwiać. Test na ojcostwo to prosta sprawa. Wynik jest szybko. Pańskie nazwisko znajdzie się na akcie urodzenia Olivera. Podpiszę zrzeczenie się opieki nad dzieckiem. Potrzebny nam tylko prawnik i parę dni, a potem więcej mnie pan nie zobaczy.

– Nie zobaczę? – Aiden ściągnął brwi.

Tak trudno było patrzeć mu w oczy – identyczne jak oczy Olivera. Zakochała się w tym odcieniu błękitu.

– Nie zgadzam się, żeby zostawiła mi pani dziecko i zniknęła. – Poprawił marynarkę, która podkreślała jego szerokie ramiona. – Uważam, że dopóki wszystko się nie wyjaśni, powinna pani zatrzymać chłopca. Sama pani powiedziała, że była pani nianią. Potrafi pani opiekować się dzieckiem. Ja nie mam doświadczenia.

Oczywiście jak większość samotnych mężczyzn nie chciał porzucić swoich dotychczasowych zwyczajów. Ale Aiden Langford nie był jednym z wielu. Czyż nie posiadał majątku, by rozwiązać problem?

– Tak, byłam nianią. To już przeszłość. – Omal nie dodała, że już nie czuje się na siłach, by to robić. – Musi pan kogoś zatrudnić. Spisałam panu najlepsze agencje opiekunek w mieście. Wystarczy jeden telefon i przyślą kogoś do pomocy.

– Więc nie dość, że mam się użerać z obcą opiekunką, to jeszcze dziecko ma to znosić?

Trafił w czuły punkt, choć wydawało się, że tylko dowodzi swojej słuszności.

– Prowadzę firmę, panie Langford. Muszę wrócić do Bostonu, do pracy.

– Firmę? Co dokładnie?

Chociaż było to logiczne pytanie, zjeżyła się, słysząc jego lekceważący ton.

– Odzież damska. Odnieśliśmy sukces. Nie nadążamy za popytem.

– No to niech pani uważa, żeby kupcy nie zmęczyli się czekaniem i nie przenieśli do innego producenta.

Trafił w sedno. Pół dnia spędzała na przekonywaniu właścicieli butików, że ich zamówienie wkrótce zostanie zrealizowane.

– Właśnie dlatego muszę wracać. Proszę też nie zapominać, że opiekowałam się pana synem przez prawie miesiąc. Pora, żebym wróciła do swojego życia, a Oliver zacznie nowe życie z panem. – Ostatnie słowa przyszły jej wyjątkowo trudno, ale na szczęście głos jej się nie załamał.

Aiden przysiadł na skraju biurka i splótł ręce na piersi.

– Zapłacę pani, jeśli pani zostanie.

Och, więc potrafi rozwiązywać problemy przy pomocy pieniędzy. Tyle że zwrócił się do niewłaściwej osoby.

– Nie jestem do wynajęcia.

– Zapłacę pani dwa razy tyle, ile pani brała.

Sarah tylko prychnęła.

– Trzy razy więcej.

– Kiepski z pana negocjator.

Wzruszył ramionami.

– Robię, co konieczne, żeby dostać to, czego chcę.

– Byłabym najdroższą nianią w historii. Bardzo dobrze mnie wynagradzano, bo świetnie wykonywałam swoją pracę.

– Podpowiada mi pani argumenty, których powinienem użyć. Pieniądze to nie problem, pani Daltrey. Jeśli Oliver jest moim synem, zasługuje na wszystko, co najlepsze.

– Mowy nie ma. – Musi zakończyć tę rozmowę.

Tymczasem Oliver potarł oczy i gwałtownie poruszył głową. Sarah mówiła zbyt głośno. Koniec spania. Wstała, żeby przekazać dziecko Aidenowi.

– Proszę, niech pan weźmie syna. Choć na chwilę.

Oliver wtulił się w Sarah.

– Widzi pani? On chce z panią zostać. Jestem dla niego obcy. Naprawdę chciałaby pani zostawić dziecko z obcym człowiekiem?

Oczywiście, że nie, ale Aiden już nie wydawał jej się obcy. Dużo czytała na jego temat, wiele się dowiedziała. Nie zamierzała jednak się tym chwalić.

– Co gorsza – podjął – obcym, który nie potrafi zmienić pieluchy, nie wie, czym go karmić ani co robić, jak zacznie płakać.

– Nie wie pan? Ma pan młodsze rodzeństwo. Nigdy pan się nimi nie opiekował?

– Nie. – Aiden wsunął palce we włosy.

Cóż, nie może zostawić Olivera człowiekowi, którego chłopiec nie zna i który nie potrafi się nim zająć.

– Moim zdaniem to nie jest dobry pomysł, żebym zabierała Olivera do hotelu. On musi się do pana przyzwyczaić. A pan musi nauczyć się nim opiekować.

– Proszę wybaczyć, nie brałem tego pod uwagę. To dla mnie nowe. – Westchnął zamyślony. – Chyba najlepiej byłoby, gdybyście oboje zamieszkali u mnie. Dopóki wszystkiego nie załatwimy. Mogę też zatrudnić nianię. Chyba trzeba mu kupić łóżeczko, prawda? To naprawdę zbyt wiele jak na jeden dzień.

Miał rację. W najlepszym interesie Olivera byłoby, gdyby Sarah została z nim jeszcze parę dni, nawet jeżeli potem trudniej będzie się pożegnać. Lista rzeczy, których Aiden powinien się nauczyć, była długa. Potrzebowali czasu. Jest to winna Oliverowi, którego los potraktował tak okrutnie. Spędzi z nim jeszcze parę dni w Nowym Jorku, żeby jego początki z Aidenem były łatwiejsze. Obiecała to Gail.

– Okej. Zatrzymamy się u pana.

– Musi mi pani powiedzieć, jakiego wynagrodzenia pani oczekuje. Nie mam pojęcia, ile zarabia niania. Ani czym się zajmuje, poza tym wszystkim, co robiliby rodzice, gdyby byli w domu.

Z początku dla zasady Sarah nie chciała wziąć od Aidena pieniędzy, ale jeśli miała mu pomagać w opiece nad Oliverem, mogła od niego otrzymać coś cenniejszego niż czek. Dowiedziała się z internetu, że był świetnym biznesmenem. Miał to we krwi – Langfordowie należeli do najbardziej przedsiębiorczych rodzin w kraju i osiągnęli sukces. Mógłby jej pomóc rozwiązać liczne problemy, na jakie natrafiła, chcąc rozwinąć firmę.

– Nie chcę pana pieniędzy. Chcę skorzystać z pańskiego doświadczenia.

– Słucham. – Uniósł brwi.

– Biznesowego doświadczenia. Chcę, żeby mi pan pomógł w rozwoju firmy. Znalezieniu inwestorów. Rozwiązaniu problemów z produkcją. Poszerzeniu dystrybucji.

Kiwał głową, w myślach wyraźnie kalkując.

– Sporo tego. Zakładając, że mam przejść kurs dla rodzica, potrzebujemy co najmniej tygodnia.

Jak długo mogła tu zostać? Z każdą minutą jej miłość do Olivera będzie tylko rosła. Pocałowała go w czubek głowy, wciągając słodki zapach.

– Dziś jest piątek. Daję panu dziesięć dni.

– Byłbym głupi, gdybym odmówił. Nie mam innej opcji.

– Dziesięć dni i ani dnia więcej.

– Przyparła mnie pani do muru.

– No to w porządku. Chcę też mieć coś do powiedzenia na temat niani, którą pan zatrudni. I pomóc urządzić pokój dla Olivera.

Wtedy Aiden zrobił ostatnią rzecz, jakiej się spodziewała. Uśmiechnął się. Jego twarz się rozpromieniła, zwłaszcza oczy.

– Coś jeszcze?

– Na razie nie.

– Proszę tylko pamiętać, że nie znam się na modzie. Kobiece ciuchy to nie mój świat.

A więc musi mieć ostatnie słowo. Biorąc pod uwagę, że cieszył się opinią playboya, nie wątpiła, że jej specjalność nie była mu obca.

– Prawdę mówiąc, chodzi o damską bieliznę, dzienną i nocną. Coś mi podpowiada, że wie pan przynajmniej odrobinę na ten temat.

Tytuł oryginału: The Ten-Day Baby Takeover

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2017

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2017 by Karen Booth

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2018

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3835-9

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.