Nieugaszone pragnienie - Karen Booth - ebook

Nieugaszone pragnienie ebook

Karen Booth

2,6

Opis

Piękny ośrodek na Bahamach to idealne miejsce, w którym można przez chwilę zapomnieć o problemach. Allison liczy na to, że przeżyje tam z Zane’em noc miłosnego zapomnienia. Zane, przyjaciel jej starszego brata, zawsze był poza jej zasięgiem. Allison jednak używa całego swego daru uwodzenia, by jej fantazje erotyczne się spełniły...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 164

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,6 (5 ocen)
0
0
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Karen Booth

Nieugaszone pragnienie

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: Forbidden Lust

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Harlequin Books, S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7607-8

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Zane Patterson czuł, że serce mu łomocze. Mokry od potu T-shirt kleił mu się do ramion.

- Po prostu muszę się wynieść z tego miasta.

Kozłował prawą ręką, wybijając rytm. Przeniósł piłkę do lewej ręki, czekał na to, by niepostrzeżenie wyminąć Scotta Randalla, swojego najlepszego przyjaciela. W ich cotygodniowym meczu koszykówki na razie był remis. Żeby wygrać, Zane musiał zdobyć jeszcze jeden punkt.

Był blisko. Nie znosił przegrywać.

- Stary, powtarzasz to od liceum, czyli jakieś piętnaście lat. – Skupiony na każdym ruchu Zane’a Scott przeskakiwał z jednej strony na drugą, na zmianę podnosząc i opuszczając ręce na każdą wysokość, o jakiej Zane śmiałby choć pomyśleć. Nie pozwolił, by dekoncentrowały go kropelki potu spływające z czubka lśniącej łysej głowy. Obchodziło go tylko to, by nie stracić ostatniego punktu. – Albo wyjedź, albo daj sobie z tym spokój.

Zane natychmiast pomyślał o Joshui Lowellu, przez którego chciał wyjechać. Gardził nim. U nikogo innego nie widział uśmiechu, który wyrażałby takie samozadowolenie, jakby Lowell czuł się wyjątkowo komfortowo w czepku, w którym przyszedł na świat. Cała społeczność Falling Brook w stanie New Jersey stawiała tego dupka na piedestale, choć to jego ojciec doprowadził do ruiny i rozpaczy kilka rodzin. W tym rodzinę Zane’a.

W głębi serca Zane kochał to miasto, ale pozostawanie tu coraz bardziej go deprymowało.

Zapomnieć o tym? Nigdy.

Bum, uderzył piłkę dłonią. Bum lewą. Bum prawą. Opuścił ramię, prześliznął się obok Scotta i najprostszą drogą ruszył do kosza. Scott rzucił się za nim w pogoń, ale dzieliło ich kilka kroków. Zane zakręcił piłkę na palcu, szykując się do rzutu spod kosza. Piłka potoczyła się wokół brzegu kosza, lecz do niego nie wpadła. Scott chwycił ją i podskoczył. Trafił w siatkę.

Niech to szlag.

- Tak! – Scott wskoczył pod kosz i przejął piłkę. – Dogrywka?

Zane zgiął się i oparł dłonie na kolanach.

- Nie.

Ambicja kazała mu wygrać. Potrzebował tego zwycięstwa. Koszykówka była jedną z niewielu aktywności, które sprawiały mu radość. Grał w kosza chyba odkąd zaczął chodzić. Właśnie z tego powodu, kiedy jego firma Patterson Marketing ruszyła z kopyta i stawiała własny nowoczesny biurowiec, kazał tam urządzić salę do gry w kosza. Teraz był jednak zbyt wyczerpany, przede wszystkim psychicznie, by kontynuować rywalizację.

- Mam dość.

- Joshua Lowell naprawdę daje ci w kość. – Scott oparł piłkę o biodro, trzymając ją przedramieniem.

- Nie mogę się od tego uwolnić. Ten rocznicowy artykuł miał przypomnieć, jakimi oszustami są Lowellowie, bo zrujnowali życie wielu ludzi, bo nie są godni zaufania. Tymczasem wszyscy mówili tylko o zaręczynach Joshui i Sophie Armstrong. Nawet u mnie na cholernym zebraniu pracowników. Pisali o tym na facebooku, na twitterze.

- To nie byle co, Lowell rezygnuje z funkcji prezesa BC. Tego nikt się nie spodziewał.

BC, inicjały Black Crescent, wystarczyły, by Zane się wzdrygnął. Fundusz hedgingowy założony przez ojca Joshui, Vernona Lowella, oferował szansę inwestycji dla superbogatych. Rodzina Zane’a należała kiedyś do krótkiej listy klientów Vernona i przez jakiś czas czerpała z tego nadzwyczajne zyski.

Świat malował się w jasnych barwach. Nie brakowało pieniędzy, Zane był kapitanem szkolnej drużyny koszykówki, jego rodzice byli szczęśliwym małżeństwem. Potem Vernon zniknął z cudzymi milionami.

Rodzina Zane’a została bez grosza, małżeństwo jego rodziców się rozpadło.

Utrata rodzinnej fortuny pociągnęła za sobą przeniesienie Zane’a z prywatnej do publicznej szkoły w wieku lat szesnastu. To była kolejna bolesna zmiana, zwłaszcza że koledzy w liceum w Falling Brook traktowali Zane’a jak bogatego dzieciaka, któremu trzeba utrzeć nosa. Nie mieli pojęcia, że był na dnie. Jedynym pocieszeniem było to, że poznał tam Scotta.

Scott uratował Zane’a głównie przed samym sobą.

Scotta nie interesowały pieniądze, chciał tylko przyjaźni z Zane’em. Od pierwszego dnia tworzyli zgraną drużynę. Kiedy rodzice Zane’a się kłócili, rodzice Scotta pozwalali Zane’owi szukać u nich azylu. Ich dom był oazą spokoju, jedynym miejscem, gdzie szczęście wydawało się możliwe. Jednym z największych plusów tych pobytów była możliwość spędzania czasu z młodszą siostrą Scotta, bystrą i twórczą Allison.

Była też bardzo ładna, ale na to nie zwracał uwagi, w końcu była siostrą kolegi.

- Widziałeś konferencję prasową Josha? Słyszałeś, co mówił? „Jej miłość wyciągnęła mnie z ciemności. Skoro ona mnie kocha, to znaczy, że jestem coś wart”. Co za bzdury. – Zane nie lubił u siebie tej kąśliwości, ale choć od zniknięcia Vernona minęło piętnaście lat, ból z powodu życia, które rozpadło się na kawałki, nie minął.

Dla Zane’a wszyscy Lowellowie, żona Vernona Eve i synowie Joshua, Jake i Oliver, byli czystą trucizną. Żadnemu z nich nie życzył szczęścia.

- Mówią, że miłość czyni życie lepszym.

Zane zerknął na Scotta. Romantyczna miłość to farsa. Rzadko trwa dłużej niż chwilę. Rodzice Zane’a stanowili przykład. Tak, zostali poddani testowi, kiedy Vernon Lowell ukradł im pieniądze, ale czy miłość nie powinna pokonać wszelkich przeciwności?

- Powiedział żonkoś.

- Nie irytuj się tylko dlatego, że jestem szczęśliwie żonaty. Kiedy ostatnio sprawdzałem, nie było na to paragrafu.

Zane burknął coś pod nosem. Nie miał ochoty kontynuować tego tematu.

Ruszyli obaj do narożnika po sześciopak piwa, które Scott schował w dobrze zaopatrzonej lodówce z napojami. Zane wolał tequilę albo meskal, ale nie ma to jak po meczu wychylić zimne piwo. Wyszli na patio, gdzie pracownicy spędzali porę lunchu albo urządzali spotkania po południu, jeśli pogoda sprzyjała.

W ciepły czerwcowy wieczór powietrze było pachnące i nieco ciężkie z powodu wilgoci, ale powiewał miły wietrzyk. Zane i Scott usiedli przy stoliku. Scott otworzył dwie pierwsze butelki. Stuknęli się w toaście. Zane wziął głęboki oddech i pierwszym łykiem zapił frustrację, usiłując sobie przypomnieć, że bardzo lubi to miejsce.

- Nie powinienem był podchodzić do Joshui Lowella wtedy w barze i mówić mu, że znam wynik testu DNA, bo to ja dałem go Sophie, żeby go wykorzystała w artykule na temat BC. Mógł dalej zachodzić w głowę, kto był jej informatorem. Zasłużył sobie na to.

To nie była łatwa konfrontacja. Już samo stanięcie twarzą w twarz z Joshuą wystarczyło, by poczuł się chory.

- Chciałem, żeby wiedział, że nie jest tak wszechmocny i ważny, jak się zdaje. Że wiem, kim jest naprawdę.

Zane pamiętał szok i podniecenie, kiedy otrzymał mejlem wynik testu DNA mówiący o tym, że Josh ma córkę i nie wywiązuje się z ojcowskich obowiązków. Jakoś nie zastanawiał się specjalnie, czemu anonimowy nadawca wybrał akurat jego jako odbiorcę tej informacji. Wiedział tylko, że dostał do ręki broń, którą może zniszczyć Lowella, a to było więcej niż dość.

- Zwróciłem się z tym do Sophie, żeby świat dowiedział się nareszcie, że Josh Lowell nie jest zbawcą, za jakiego się go uważa. Dałem jej nawet swoje stare zdjęcia, żeby udowodnić, że jestem wiarygodnym źródłem. No i obróciło się to przeciwko mnie. Sensacja na temat testu DNA nie trafiła do artykułu, bo wybrałem dziennikarkę, która ma skrupuły. I teraz wszyscy uwielbiają go jeszcze bardziej. W samą porę zakochał się w pięknej kobiecie, postanowił się z nią ożenić i wycofać się z Black Crescent, firmy, przez którą go nienawidzę. Wyszedł z tego bez szwanku, zupełnie jak jego ojciec.

Scott pokręcił głową i uniósł kącik warg w litościwym uśmieszku.

- Powinieneś odpocząć. Gdzieś wyjechać.

- Albo się przeprowadzić.

- Nie możesz się stąd wynieść. Potrzebuję cię.

- Jesteś pijany.

- Po wypiciu pół butelki? Nie sądzę. Mówię prawdę. Jesteś dla mnie jak brat. Mówiąc szczerze, wydaje mi się, że ty też mnie potrzebujesz. Kto jeszcze zechce wysłuchiwać twoich utyskiwań?

Scott miał rację. Sprowadzał Zane’a na ziemię i pomagał mu trzymać się z daleka od granicy, za którą czekało tylko spadanie.

- Okej, więc dokąd mam pojechać? Chcę plaży, najchętniej z dużą liczbą pięknych kobiet.

- Wcale mnie to nie dziwi.

Zane zaśmiał się cicho. To prawda, przez lata miał wiele kobiet. Bez zobowiązań, bez uczuciowych komplikacji. W liceum podrywanie dziewczyn służyło uśmierzaniu bolesnych skutków wypadnięcia z łask. Biedny chłopak, który był kiedyś bogaty, stał się łatwym celem dla innych chłopców, ale dziewczynki postrzegały to inaczej. Stracił pieniądze i status, za to ciało, nad którym pracował godzinami i przystojna twarz wystarczyły, by przyciągał uwagę płci przeciwnej.

- Jeśli marzysz o plaży – podjął Scott – powinieneś pojechać na Bahamy, do ośrodka prowadzonego przez moich krewnych na wybrzeżu Eleuthery. Mogę cię z nimi skontaktować.

Scott i Zane wiele razy rozmawiali o wspólnej wyprawie. Matka Scotta pochodziła z Wysp Bahama, ale uczęszczała do college’u w Stanach i tu poznała męża.

- Tak, mówiliśmy o tym setki razy. Brzmi to idealnie.

- Wybacz, stary, ale musisz jechać sam. Brittney właśnie dostała awans, ma tyle pracy, że można oszaleć. Jest czerwiec, więc dzieciaki nie chodzą do szkoły. Nie ma mowy, żebym się teraz ruszył.

Zane stłumił uczucie rozczarowania. Wszystko w ten czy inny sposób go dołowało. Przywykł do tego.

- Okej, więc polecę solo. Możesz mi przesłać kontakt esemesem? Zadzwonię do nich jutro rano.

Scott potrząsnął głową.

- Podaj mi datę, a się tym zajmę. Zapraszam cię.

- Nie potrzebuję twojej jałmużny, to nie szkoła.

- Mógłbyś się zamknąć i pozwolić, żebym zrobił ci przyjemność? Poza tym muszę dbać o twój dobrostan. Byłbym załamany, gdybyś się wyniósł z Falling Brook.

Zane zerknął na Scotta. Nie miał pojęcia, co by bez niego zrobił. Scott pilnował, by nie dał się zbytnio ponieść emocjom.

- Nigdzie się nie wybieram. Być może rozpaczliwie potrzebuję tych kilku dni na plaży, żeby przewietrzyć głowę, ale się nie przeprowadzam. – Wychylił resztę piwa. – Muszę zostać przynajmniej do czasu, aż się zemszczę.

- Na Black Crescent? – spytał Scott.

- Nie, za dzisiejszy mecz.

Kiedy Allison Randall zobaczyła imię swojego byłego chłopaka na ekranie, wyłączyła telefon. To był szczeniacki, ale nadzwyczaj satysfakcjonujący ruch.

- Pozwól, że zgadnę? Neil? – Najlepsza przyjaciółka Allison i jej partnerka biznesowa Kianna Lewis przysiadła w fotelu naprzeciwko biurka Allison, obracając pióro między palcami. Omawiały stan swojej firmy zajmującej się rekrutacją pracowników do korporacji, który, szczerze mówiąc, nie był najlepszy.

- Nie chcę z nim rozmawiać. Już nigdy.

- Ta firma od przeprowadzek jest chyba teraz u niego? A jeśli jest jakiś problem?

Kianna była zrównoważona. Allison tego potrzebowała, bo zdarzało jej się mieć klapki na oczach i bywała złośliwa.

- Masz rację. Ale to jedna z naszych ostatnich rozmów.– Wzięła telefon z biurka, odwróciła się z fotelem do okna z mało ciekawym widokiem na parking wypełniony morzem luksusowych samochodów.

Takie jest Los Angeles, asfalt i beemki.

- Co znowu? – spytała Neila.

- Mogłaś zatrudnić normalną firmę przeprowadzkową, Allison. „Byczki z ciężarówkami”? Poważnie? – Były chłopak źle znosił jej wyprowadzkę z jego życia. Na niej nie robiło to wrażenia.

Allison uśmiechnęła się złośliwie. Neil był w idiotycznie dobrej formie i z ostentacją się tym pysznił. Korzystał z każdej okazji, by zdjąć koszulę w miejscu publicznym. Zafundowała mu zatem popołudnie z grupą facetów, których muskulatura musiała wzbudzić w nim zazdrość. Za to, że ją zdradził.

- Ta firma zatrudnia studentów z college’u, Neil. Potrzebują pracy, muszą opłacić czesne i kupić książki. Po prostu zapomnij, jak się nazywają, okej?

- Trochę trudno, kiedy przed domem stoi ich ciężarówka z wielkim logo. Wszyscy sąsiedzi to widzą.

Co za histeryk. Powinna pomyśleć, nim zaczęła się spotykać z producentem filmowym.

- To znaczy, że mają dobry marketing.

- Ludzie się tu gromadzą. Jakieś kobiety wyszły z domu, żeby zrobić sobie z nimi selfie.

Poszło o wiele lepiej, niż oczekiwała. Prawie żałowała, że nie widzi tego na własne oczy, tyle że wtedy widziałaby też Neila, a nie dałaby gwarancji, że by go nie udusiła.

- Gdybyś mnie nie zdradził, nie musiałbyś tego znosić.

- Popełniłem błąd, okej? Zdarza się. Przestań się mądrzyć. Nie każdy jest takim ideałem jak ty.

Allison stłumiła złość.

- Nie jestem ideałem. Nie zdradzam, bo mam poczucie przyzwoitości, czego nie można powiedzieć o tobie.

- Setki razy ci powtarzałem, że ona nic dla mnie nie znaczy. To była tylko przelotna znajomość. Byłem głupi i przepraszam za to.

Allison zacisnęła powieki. Nigdy więcej nie pozwoli, żeby nią manipulował.

- Mam dość tej rozmowy, Neil. Rozłączam się, jeśli nie masz prawdziwego problemu, który musiałabym rozwiązać.

- Oddaj mi klucze, Alli.

- Zmień zamki. I nie nazywaj mnie Alli. – Dotknęła czerwonego przycisku na ekranie i rzuciła telefon na stertę papierów na biurku. Miała tak wielką ochotę krzyczeć, że wbiła paznokcie w dłonie.

- Wszystko dobrze? – spytała Kianna.

- Tak. – Allison wierzyła w powiedzenie: „Udawaj tak długo, aż to, co udajesz, stanie się prawdą”.

Będzie tak długo powtarzała, że czuje się dobrze, aż tak się właśnie stanie. Musiała jednak przyznać, że sytuacja z Neilem nią wstrząsnęła. Jak mogła nie zauważyć, że to arogancki dupek? Jakim cudem nie widziała sygnałów ostrzegawczych? Jej zadaniem jako szefowej firmy rekrutacyjnej jest poznanie się na ludziach, a jednak w przypadku Neila najwyraźniej się pomyliła.

- Nie ma nic złego w tym, że okazujemy słabość. To ludzkie. Twój facet cię zdradził. Nikt nie miałby ci za złe, gdybyś płakała albo rzuciła czymś o ścianę.

Tak, nikt by jej nie obwiniał, lecz Allison nie zamierzała pozwolić, by ta sytuacja ją przygnębiła. Neil będzie sobie dalej żył w swoim idealnym domu, z nienormalnie białymi zębami i trzema procentami tkanki tłuszczowej. Nie zamierzała pozwolić, by tylko on był szczęśliwy.

- Nic mi nie jest. Wracajmy do pracy. Musimy to skończyć, żebym mogła pojechać do swojego nowego mieszkania, bo ci od przeprowadzek zaraz przyjadą.

- Okej, jeśli chcesz. – Kianna przedstawiła w skrócie ich wyniki finansowe. Nie trwało to długo. Chodziło głównie o to, że mają za dużo wydatków, a za mało przychodów. – I z tego właśnie powodu zlecenie od Black Crescent jest tak ważne. Jeśli je zrealizujemy, przetrwamy i będziemy znów bezpieczni i wypłacalni.

Zyskanie nowego klienta w Falling Brook, rodzinnym mieście Allison, to prawdziwy skarb.

- Zrobimy to. Dam radę. Zachwycimy ich, obiecuję. – A najlepsze, że nie tylko zarobią, ale przy okazji zobaczy Scotta. W minionym miesiącu była na jego urodzinach, ale zawsze cieszyła ją możliwość wspólnego spędzenia czasu.

- Jak szybko chcesz tam pojechać?

Allison przejrzała kalendarz.

- Jeszcze nie zabukowałam biletu, ale myślę, że w przyszłym tygodniu. Zaprezentuję trzech fantastycznych kandydatów, o których rozmawiałyśmy.

- Mogę coś zasugerować?

- Uważasz, że powinnam pojechać wcześniej?

- Uważam, że powinnaś wyjechać wcześniej, a właściwie pojechać gdzieś na parę dni. Zrelaksować się. Poznać jakiegoś przystojniaka, który wywróci twój świat do góry nogami. Zapomnieć o Neilu.

- Przecież mamy mnóstwo roboty.

- I musisz być w świetnej formie, kiedy spotkasz się z ludźmi z Black Crescent. A teraz jesteś zraniona i poirytowana.

Allison zaśmiała się.

- Rozmawiałaś z moją mamą?

- Nie wierzę, że mama nie kazała ci spotykać się z jakimś nowym facetem.

- Nie kazała. Ale powiedziała o Neilu mojej ciotce Angelique, a ta zadzwoniła wczoraj i błagała mnie, żebym przyjechała do ich hotelu na Bahamach. Złe wieści szybko rozchodzą się wśród kobiet w mojej rodzinie.

Allison była bardzo mocno związana z matką, do tego stopnia, że czasami czuła, że jej to ciąży. Więc oczywiście odbyły liczne rozmowy na temat Neila, a telefon od ciotki był tylko kwestią czasu.

- To świetny pomysł. Koniecznie się tam wybierz. O ile są tam jacyś faceci. – Kianna zebrała notatki i ruszyła do drzwi.

- Facet jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję.

Kianna odwróciła się i obrzuciła Allison poważnym spojrzeniem.

- Nie mówię o małżeństwie, ale o seksie. Kilka odurzających orgazmów i Neil będzie odległym wspomnieniem.

- Nie interesują mnie przelotne związki. Nawet nie wiem, czy jestem do tego zdolna.

- Widziałaś się w lustrze? Każdy normalny facet byłby zachwycony, że może wziąć cię do łóżka. – Kianna zakręciła się na pięcie i ruszyła korytarzem.

Allison nie była o tym przekonana, ale może pora zrobić sobie jakąś przyjemność – zarezerwować bungalow na plaży i zasnąć na słońcu z dobrą książką. Sięgnęła znów po telefon i wybrała numer ciotki.

- Powiedz, że siedzisz w samolocie – rzekła Angelique na powitanie.

Allison uśmiechnęła się. Bardzo kochała swoją rodzinę.

- Jeszcze nie.

- Ale przylecisz?

- Jeśli znajdzie się dla mnie pokój.

- Znajdzie się bungalow. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli umieszczę cię obok jednego z przyjaciół twojego brata, Zane’a Pattersona?

To nazwisko przyprawiło ją o dreszcz. Podkochiwała się w Zanie, odkąd była nastolatką.

- Nie przyjeżdża ze Scottem?

- Nie, sam. Tylko na kilka dni. Będzie tu jutro.

Serce Allison zabiło szybciej. Przed jej oczami pojawił się obraz niewiarygodnie przystojnego Zane’a – ciemne, lekko kręcone włosy, przenikliwe niebieskie oczy i wysokie szczupłe ciało. Przez lata fantazjowała na temat Zane’a, choć ani razu nie wyobraziła sobie, że lądują oboje na oddalonej od świata wyspie.

- Och, to zabawne. Myślałam o tym, żeby lecieć jutro.

- Znasz go?

- Tak. Świetny facet, zawsze miło go widzieć. – Allison zauważyła, że jej głos podniósł się o oktawę.

Jednak jeśli chodzi o Zane’a, istniała poważna przeszkoda. Scott. Tylko raz miała fizyczny kontakt z Zane’em, a było to przed trzema tygodniami w domu brata podczas jego urodzinowej kolacji. Tuż po tym, kiedy odkryła, że Neil ją zdradza. Czuła się zraniona i była na rauszu, przez większą część wieczoru badała grunt, flirtując z Zane’em. Dotykała kolanem jego kolana pod stołem, muskała palcami jego rękę, sięgając po masło, śmiała się z jego żartów i patrzyła mu w oczy. Była między nimi chemia, więc gdy Scott i jego żona wstali od stołu, by położyć dzieci do łóżek, Allison wykorzystała okazję. Chwyciła ramię Zane’a i pocałowała go. Przez cudowną chwilę Zane też się w to zaangażował.

Bardzo się zaangażował. Allison była oszołomiona pożądaniem i przepełniona czymś, czego nie doświadczyła od dawna – czystą nadzieją. Wygięła się ku niemu, a on otoczył ją ramieniem i przytulił. To się naprawdę działo. Jej umysł wyprzedził rzeczywistość, przeskakując do tego, co nastąpi – szybki bieg do jego domu, zrzucanie ubrań, eksplorowanie swoich ciał aż do wyczerpania. To się zdarzy, nareszcie, myślała.

Potem nagle Zane zamarł i cała reszta stała się niewyraźną plamą. Odsunął ją, zbyt zawstydzony, by spojrzeć jej w oczy. Powiedział coś o zdradzie Scotta. Powiedział, że mu przykro. Stwierdził, że to był błąd. Odsunął się od stołu i w pośpiechu wyszedł, zostawiając Allison w szoku. Jak to możliwe, że byli tak blisko i nagle wszystko to jej odebrano? Chyba życie sprawiło jej okrutny żart. Bolało jak diabli.

Przez całe tygodnie odtwarzała w myślach tę scenę. Gdy już trochę się otrząsnęła, doszła do wniosku, że prawdziwym problemem był Scott. Gdyby tamtego wieczoru byli naprawdę sami, jej fantazje stałyby się rzeczywistością. Jeszcze chwila i znalazłaby się z Zane’em sam na sam.

Miała nadzieję, że tysiące kilometrów od domu Zane nie będzie się tak przejmował jej nadopiekuńczym bratem. Może w końcu, ciesząc się prywatnością, doprowadzi do tego, czego tak pragnęła – nocy absolutnego zapomnienia. Wiedziała, że nie powinna liczyć na nic więcej. Zane był kobieciarzem, a jej to nie przeszkadzało. Był jaki był, tak czy owak pożądała go bardziej niż jakiegokolwiek innego mężczyzny. Jeśli dobrze to rozegra, spełni swoją fantazję, nawet gdyby to miał być tylko raz.

- Mam mu powiedzieć, że przyjeżdżasz?

Gdyby Allison rozmawiała z Kianną, zażartowałaby na temat orgazmów, ale z ciotką nie wypadało.

- Nie, to będzie niespodzianka.

- Tak się cieszę, że przyjedziesz. Dawno cię tu nie było.

- Ja też się cieszę, trochę się zrelaksuję.

- Przyślij mi szczegóły twojego lotu. Wyślę kogoś, żeby cię odebrał w marinie.

- Świetnie, w takim razie do jutra.

Allison zebrała swoje rzeczy i zamknęła pokój. Pożegnała się z Kianną i pospieszyła na parking. Z nową energią wskoczyła do mercedesa, włączyła radio na cały regulator i ruszyła do swojego nowego apartamentu, gdzie niedługo mieli się pojawić pracownicy „Byczków z ciężarówkami”. Nie będzie sobie na razie zawracała głowy rozpakowywaniem. Wpuści ich, by zrobili, co do nich należy, a sama pojedzie kupić kapelusz, sarong i najbardziej skąpe bikini, jakie znajdzie. Potem się wyśpi, a z samego rana wsiądzie na pokład samolotu.

Następny przystanek raj. Następny przystanek Zane.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY