Przewodnik po Kapitale Karola Marksa. Część 2 - David Harvey - ebook

Przewodnik po Kapitale Karola Marksa. Część 2 ebook

David Harvey

0,0
35,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

David Harvey podjął się trudnego zadania: uproszczenia najbardziej zawiłych aspektów „Kapitału” Karola Marksa. Jego książka „Przewodnik po Kapitale Karola Marksa” to klarowne i błyskotliwe wyjaśnienie kluczowych idei marksistowskiej krytyki ekonomii politycznej. Dzięki przejrzystemu układowi czytelnicy mogą łatwo zrozumieć trudniejsze rozdziały „Kapitału”.

David Harvey, będąc ekspertem w dziedzinie marksizmu, zawsze służy radą i wyjaśnieniem. Nie narzuca jednak swoich opinii, pozwalając czytelnikom samodzielnie wyciągać wnioski. To czyni tę książkę idealnym przewodnikiem dla tych, którzy chcą rozpocząć przygodę z marksizmem bez uprzedzeń.

Jeśli jesteś zainteresowany marksistowską krytyką ekonomii politycznej i chcesz zgłębić dzieło Karola Marksa, „Przewodnik po Kapitale”  to doskonały wybór. Ta pozycja dostarcza nie tylko wyjaśnień, ale także zapewnia wsparcie w trakcie całej podróży przez dzieło Marksa.

Zacznij od części 1 „Przewodnika po Kapitale Karola Marksa”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 682

Rok wydania: 2018

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Nota dotycząca wykorzystywanych wydań

W niniejszej książce wykorzystuję następujące wydania:

K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom I. Proces wytwarzania kapitału, przeł. P. Hoffman, B. Minc, E. Lipiński, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 23, Książka i Wiedza, Warszawa 1968. Cytaty z tego wydania lokalizuję jako K1 i numer strony.

K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom II. Proces cyrkulacji kapitału, przeł. J. Maliniak, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 24, Książka i Wiedza, Warszawa 1977. Cytaty z tego wydania lokalizuję jako K2 i numer strony.

K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom III. Proces produkcji kapitalistycznej jako całość, przeł. E. Lipiński, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 25, cz. 1, Książka i Wiedza, Warszawa 1983. Cytaty z tego wydania lokalizuję jako K3, I i numer strony.

K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom III. Proces produkcji kapitalistycznej jako całość, przeł. E. Lipiński, J. Maliniak, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 25, cz. 2, Książka i Wiedza, Warszawa 1984. Cytaty z tego wydania lokalizuję jako K3, II i numer strony.

K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986. Cytaty z tej książki lokalizuję jako Zarys i numer strony.

Podczas gdy wersję książkową części pierwszej Przewodnika po Kapitale Karola Marksa opracowywałem na podstawie zapisu wykładów, w tym przypadku postąpiłem inaczej. Choć często sięgałem do tomu II po konkretne wskazówki, nie miałem przyjemności regularnego prowadzenia poświęconych mu zajęć. Musiałem więc dowiedzieć się nieco więcej na temat tego tomu jako całości. Zanim przystąpiłem do wygłaszania wykładów, sporządziłem zatem obszerne notatki na podstawie materiałów z tomu II i istotnych rozdziałów tomu III, a następnie poprawiałem je już po wygłoszeniu wykładów. W ten sposób powstała podstawa pierwszej wersji książki. Następnie ponownie przeczytałem teksty źródłowe i wpadły mi do głowy dalsze poprawki i uwagi. Jak ma to często miejsce z lekturą Marksa, ponowna konfrontacja z jego tekstami prowadzi do odkrycia nowych spostrzeżeń czy poziomów refleksji. Dlatego też między wykładami a wersją książkową istnieją pewne różnice i rozbieżności nie tylko w sposobie prezentacji, ale również, sporadycznie, w samym odczytaniu. Interpretowanie Marksa jest zawsze niedokończonym i nieustającym projektem. Z tego względu ponowna lektura okazuje się często tak interesująca.

Chciałbym podziękować studentom i studentkom, którzy brali udział w przygotowawczym seminarium poświęconym tomowi II, i tym, którzy cierpliwie słuchali wykładów w Union Theological Seminary. Ich celne pytania były zawsze pomocne; z kolei Crystal Hall, Priya Chandresakaran, Nkosi Anderson i Chris Caruso uprzejmie zgodzili się pomóc i przeprowadzić ze mną wywiad dotyczący tekstu na potrzeby wersji wideo. Jestem również niezmiernie wdzięczny Chrisowi Caruso, który zarówno przewodził ekipie filmowej, jak i zarządzał moją stroną, a Chrisowi Nizza za niezwykle fachowy montaż materiału. W końcu Malinha Safri życzliwie przeczytała pierwszą wersję książki i zasugerowała pewne klaryfikacje oraz wskazała miejsca wymagające ponownego sformułowania. W żaden sposób nie jest jednak odpowiedzialna za moje interpretacje.

Wprowadzenie

 

Mój cel, podobnie jak w przypadku Przewodnika po tomie I, to „skłonić was do przeczytania Kapitału”. Chciałbym dodać: „na warunkach, które on [Marks] sam określił”, jednak, jak niebawem pokażę, w tym przypadku niezwykle trudno zrozumieć, czym mogą być te warunki. Niemniej na początku muszę wam pokazać, jak istotne są zarówno uważna lektura tomu II, jak i potraktowanie go jako dzieła równoważnego z tomem I. Sądzę, że istotności tego zadania nie sposób zakwestionować.

W Zarysie krytyki ekonomii politycznej Marks jednoznacznie podkreśla, że kapitał może być rozumiany wyłącznie jako „jedność produkcji irealizacji”1 (Zarys, 314) wartości i wartości dodatkowej. Rozumuje w następujący sposób: jeżeli nie jesteś w stanie sprzedać na rynku tego, co zostało wytworzone w procesie pracy, to praca ucieleśniona w produkcji nie ma żadnej wartości. Tom I Kapitału skupia się na procesie i dynamice produkcji wartości i wartości dodatkowej, pozostawiając na boku wszelkie trudności, które mogą wyniknąć z warunków ich realizacji. Marks zakłada zatem ciągłe istnienie rynku oraz możliwość sprzedaży wszystkich wyprodukowanych towarów po ich wartości. Tom II obiera przeciwny kierunek: proces realizacji okazuje się w nim pełen napięć i często niestabilny.Zostaje poddany drobiazgowej analizie przy jednoczesnym założeniu, że nie występują żadne problemy w sferze produkcji wartości dodatkowej. W sytuacji, niestety aż zbyt częstej, w której tom I jest dogłębnie studiowany i przywiązuje się do niego za duża wagę, a zaniedbuje się tom II i traktuje jako drugorzędny, jesteśmy, w najlepszym wypadku, zdolni zrozumieć jedynie połowę Marksowskiego ujęcia ekonomii politycznej kapitału. Skutki zaniedbywania tomu II są w rzeczywistości znacznie gorsze – nie rozumiemy w pełni tego, co powiedziane zostaje w tomie I, ponieważ zawarte w nim odkrycia, jeśli mają zostać właściwie zrozumiane, muszą znaleźć się wdialektycznym stosunku do tych z tomu II.

Jedność produkcji i realizacji, podobnie jak ta towaru, jest jednością kontradyktoryjną – zawiera w sobie opozycję dwóch radykalnie odmiennych tendencji. Zignorowanie tej kontradyktoryjnej natury przypominałoby próbę konceptualizacji kapitału abstrahującą od pracy albo zrozumienia płci z pominięciem kobiet. To z tego sprzecznego stosunku pomiędzy produkcją a realizacją często biorą się kryzysy. Marks zauważył, że Ricardo i jego szkoła „nie pojęli nigdy rzeczywistych współczesnych kryzysów, w których sprzeczność kapitału wyładowuje się w silnych burzach, coraz to bardziej zagrażających samemu kapitałowi, jako podstawie społeczeństwa i produkcji” (Zarys, 317).

Przed tym wszystkim wyraźnie przestrzegał nas Marks w rozdziale 1 tomu I. Rozpoczynając analizę produkcji towarowej, początkowo ignoruje kwestię wartości użytkowej, tak jakby nie miała znaczenia, jakby „odkrycie rozmaitych sposobów użycia rzeczy byłoby wynikiem rozwoju historycznego” (K1, 40), a zatem jakby nie znajdowała się w polu zainteresowań ekonomii politycznej. Na koniec dodaje jednak: „żadna rzecz nie może być wartością, jeżeli nie jest przedmiotem użytecznym. Jeżeli jest bezużyteczna, to i praca w niej zawarta jest bezużyteczna, nie wchodzi w ogóle w rachubę jako praca i dlatego nie stwarza wartości” (K1, 46–47). Bez zbytu nie ma wartości, a z pewnością wartości dodatkowej. Tom II bada warunki mogące prowadzić do niemożliwości realizacji wartości i wartości dodatkowej, wytwarzanych potencjalnie w procesie produkcji, w ramach wymiany rynkowej w formie pieniężnej.

Koncepcja głębokiej sprzeczności pomiędzy warunkami produkcji a warunkami realizacji wartości dodatkowej jest tak istotna, że warto już na samym początku pokazać, jak działa w praktyce. W tomie I Marks skupia się na konsekwencjach, jakie dla robotnika ma bezwzględna pogoń kapitału za wartością dodatkową. Kulminację tych dociekań znajdujemy w rozdziale 23, „Ogólnym prawie akumulacji kapitalistycznej”, gdzie stwierdza, że los ogromnych rzesz robotników się pogarsza, „akumulacja bogactwa na jednym biegunie jest więc zarazem akumulacją nędzy, udręki pracy, niewoli, ciemnoty, zdziczenia i degradacji moralnej na przeciwnym biegunie, tzn. po stronie klasy, która wytwarza swój własny produkt jako kapitał” (K1, 771). Wizja postępującego wyniszczenia i nędzy klasy robotniczej odcisnęła swoje piętno na marksistowskich tradycjach postrzegania kapitału. Niemniej stanowisko to jest jednostronne. Zakłada, że nie ma nawet najmniejszych problemów z realizacją wartości i wartości dodatkowej na rynku i że sposób, w jaki wartość dodatkowa rozkłada się na rentę, procent, zyski kapitału handlowego, podatki i zyski z bezpośredniej produkcji, jest pozbawiony znaczenia.

W tomie II znajdujemy jednak następujące stwierdzenie, radykalnie różne od tego z tomu I:

 

Sprzeczność w kapitalistycznym sposobie produkcji: robotnicy jako nabywcy towaru dla rynku są ważni dla rynku. Jeżeli jednak idzie o robotników jako sprzedawców ich towaru – siły roboczej – to społeczeństwo kapitalistyczne ma tendencję do ograniczania ich do minimum ceny. Dalsza sprzeczność: okresy, w których produkcja kapitalistyczna napręża wszystkie swe siły, okazują się z reguły okresami nadprodukcji; albowiem nie można nigdy wykorzystywać możliwości produkcyjnych w takim stopniu, aby dzięki temu nie tylko produkować więcej wartości, lecz także realizować; sprzedaż towarów, realizacja kapitału towarowego, a więc również wartości dodatkowej jest jednak ograniczona nie przez potrzeby konsumpcyjne społeczeństwa w ogóle, lecz przez potrzeby takiego społeczeństwa, którego ogromna większość jest stale biedna i musi pozostawać biedna (K2, 390–391).

Mówiąc krótko, brak stałego popytu efektywnego na rynku może stać się poważną przeszkodą dla ciągłości akumulacji kapitału, konsumpcja klasy robotniczej jest zaś istotnym elementem tego popytu. Dlatego też pod koniec tomu II Marks porusza (chociaż nieco niechętnie) kwestię tego, jak popyt klasy robotniczej, z uwzględnieniem manipulacji marzeniami, potrzebami i pragnieniami klasy robotniczej, staje się konieczny dla uzyskania formy „racjonalnej konsumpcji”, która wspierać będzie bezustanną akumulację kapitału.

Kapitalizm jako formacja społeczna wciąż popada w tę sprzeczność. Może albo udoskonalać warunki wytwarzania wartości dodatkowej i tym samym osłabiać zdolność do realizacji wartości dodatkowej na rynku, albo wzmacniać silny popyt efektywny na rynku przez zwiększanie możliwości robotników, a jednocześnie osłabiać zdolność wytwarzania wartości dodatkowej w produkcji. Innymi słowy, jeśli gospodarka ma się dobrze, zgodnie z zaleceniami tomu I, prawdopodobnie popada w kłopoty z punktu widzenia tomu II – i vice versa. Dla przykładu, od roku 1945 do połowy lat siedemdziesiątych XX wieku kapitał w rozwiniętych krajach kapitalistycznych skłaniał się ku zarządzaniu popytem zgodnie z założeniami tomu II (kładąc nacisk na warunki realizacji wartości), jednak po pewnym czasie zaczął popadać w coraz większe tarapaty (zwłaszcza tam, gdzie istniały dobrze zorganizowane ruchy robotnicze o silnej pozycji politycznej) w zakresie wytwarzania wartości dodatkowej. Dlatego też w drugiej połowie lat siedemdziesiątych (po zażartej batalii ze światem pracy) kapitał zmienił nastawienie, skupiając się na podaży, zgodnie z tomem I. Zmiana ta sprzyjała warunkom wytwarzania wartości dodatkowej (wskutek zmniejszania płac realnych, uderzania w formy organizacji klasy robotniczej i, ogólnie rzecz biorąc, pogarszania sytuacji robotników). Neoliberalna kontrrewolucja, jak dziś ją nazywamy, począwszy od połowy lat siedemdziesiątych XX wieku rozwiązała właśnie te problemy z wytwarzaniem wartości dodatkowej. Nie obyło się to jednak bez pewnych kosztów – powstania problemu realizacji, szczególnie od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Odsunięcie, przez przedłużenie kredytów, na dalszy plan kłopotów z łącznym popytem efektywnym to splot wydarzeń, których kulminacją stał się krach z 2008 roku. Zarysowana tu opowieść jest, rzecz jasna, skrajnym uproszczeniem, ale stanowi dobrą ilustrację historycznego występowania kontradyktoryjnej jedności produkcji i realizacji. Ujawniała się również w przemianach burżuazyjnej ekonomii politycznej. Dla przykładu, keynesowskie zarządzanie popytem zdominowało myślenie ekonomiczne w latach sześćdziesiątych XX wieku, podczas gdy teorie monetarne, skupiające się na podaży, zaczęły przeważać mniej więcej w latach osiemdziesiątych2. To istotne, by te historie usytuować w kontekście stojącej za nimi sprzecznej jedności produkcji i realizacji, tak jak to zostało przedstawione w pierwszych dwóch tomach Kapitału.

Istnieje jednak pewne narzędzie łagodzenia sprzeczności pomiędzy produkcją a realizacją czy nawet efektywnego zarządzania nią – jest to kredyt. Nic nie stoi na przeszkodzie, by udzielany kredyt podtrzymywał w równej mierze tak produkcję, jak i realizację wartości i wartości dodatkowej. Widać to najwyraźniej w przypadku, gdy finansista – w ramach spekulacji – pożycza pieniądze deweloperowi na wybudowanie domów szeregowych i jednocześnie udziela konsumentowi pożyczki na hipotekę na zakup tego domu. Problem polega oczywiście na tym, że praktyka ta może łatwo skutkować powstaniem bańki spekulacyjnej w rodzaju tej, która doprowadziła do spektakularnego krachu w latach 2007–2008, przede wszystkim na amerykańskim, ale również na hiszpańskim czy irlandzkim rynkach nieruchomości. Bogate dzieje ożywienia gospodarczego, baniek i krachów na rynku nieruchomości potwierdzają istotność tego rodzaju zjawisk w historii kapitału. Interwencje dokonywane za pomocą systemu kredytowego były też najzwyczajniej w świecie pod pewnymi względami pożyteczne – odgrywały pozytywną rolę w podtrzymywaniu ciągłości kapitalistycznej akumulacji w niespokojnych czasach.

Po części to z tego powodu zdecydowałem się na uwzględnienie w Przewodniku po tomie II również fragmentów tomu III dotyczących kapitału finansowego i handlowego oraz systemu kredytowego. Na gruncie teorii ten zabieg ma sens, ponieważ tom II rozpoczyna się analizą trzech połączonych ze sobą ruchów okrężnych kapitału: pieniężnego, produkcyjnego i towarowego. Marks rozpatruje jednak te ruchy okrężne i ich wewnętrzne stosunki w stricte technicznych kategoriach, z pominięciem aktorów klasowych, przede wszystkim tych obdarzonych zdolnością rozporządzania kapitałem w jego różnych formach: pieniężnej, produkcyjnej i towarowej. Rzecz jasna, producenci zajmują szczególne miejsce w tomie I, jednak specyficzna rola kupców i finansistów omówiona zostaje dopiero w tomie III. Znajdujemy w nim historię tego, jak kredyt stał się źródłem wszelkich przejawów spekulacyjnego szaleństwa, co z kolei rodzi oczywiste pytanie – o powody, dla których kapitał toleruje tę narośl, szczególnie że wywołuje ona niszczenie wartości na ogromną skalę, co mieliśmy okazję niedawno obserwować. Rozwiązanie tej zagadki znaleźć można właśnie w tomie II, choć Marks nie podaje nam go na tacy. W rzeczywistości konsekwentnie wyłącza kredyt ze swojej analizy w całym tomie II (co dla wielu czytelników, również dla mnie, jest źródłem irytacji i frustracji). Dzięki tomowi II widzimy jednak, że bez systemu kredytowego kapitaliści byliby zmuszeni do gromadzenia coraz większego kapitału w celu rozwiązania problemów wyrosłych z cyrkulacji kapitału trwałego, zróżnicowania obrotu, czasu pracy i czasu cyrkulacji i tym podobnych. Gdy kapitał jest gromadzony, staje się bezczynny, martwy. Jeśli coraz więcej kapitału znajduje się w tym stanie, zaburza to dynamikę akumulacji do tego stopnia, że cyrkulacja kapitału zapewne przestanie sprawnie działać i wreszcie się zatrzyma. System kredytowy jest zatem niezbędny do uwolnienia tego całego bezczynnego kapitału pieniężnego. Pomaga mu powrócić do aktywnego użycia. Mimo to odbywa się to pewnym kosztem. Puszka Pandory pod postacią spekulacyjnej działalności kredytowej musi zostać otwarta, a w tym momencie uwolnione zostają wszystkie koszmary. Nie są to wnioski wynikające bezpośrednio ze spostrzeżeń Marksa, ale stanowią one oczywistą konsekwencję przedstawionej w tomie II analizy gospodarki, w której nie istnieje funkcja kredytu.

Ostatni powód włączenia tomu III do rozważań nad tomem II to jego użyteczność dla ukazania całościowej natury Marksowskich dociekań polityczno-ekonomicznych. Gdy rozpatrzymy tom II w kontekście pozostałych tomów Kapitału, bardziej docenimy jego treść i znaczenie na tle całości dzieła Marksa. Stworzymy również mocniejszy grunt dla zrozumienia istoty Marksowskiego projektu w ogóle. Od dawna uważam, że nie powinniśmy, przykładowo, cytować fragmentów z danego tomu, tak jakby były prawdami objawionymi pozbawionymi zastrzeżeń. Nawet te stanowczo wyrażone stwierdzenia (takie jak te z tomu I o postępującym wyniszczeniu robotników) należy zawsze traktować jako uwikłane w całościową wizję, którą Marks chciał ukazać. Prawdy wyrażone w tomie II są oczywiście same w sobie istotne dla naszego całościowego rozumienia. Mimo to zawsze są prawdami osadzonymi w ramach rozwijanego przez Marksa projektu.

Wyzwanie bezpośredniego zmierzenia się z treścią tomu II i zaproponowania stosownego odczytania podejmuję z entuzjazmem i jednocześnie z obawą. Mój entuzjazm (i wiem, że nie jestem w tym poczuciu osamotniony) budzi to, że jedne z najciekawszych koncepcji Marksa można wywodzić właśnie z uważnej lektury tomu II. To w nim bowiem przedstawiony jest radykalnie różny, skonstruowany z punktu widzenia cyrkulacji kapitału w jego różnych postaciach (cyrkulacji pieniądza, towarów i aktywności produkcyjnych), model działania kapitału, inny niż ten z tomu I, gdzie był ujęty z perspektywy produkcji. Jest, by posłużyć się moją ulubioną metaforą, spojrzeniem na kapitał przez inne okno. Z dwóch okien, odpowiadających tym dwóm tomom, widoczne są zupełnie różne wzorce stosunków i działań. A jednak widok z każdego z tych okien jest opisany obiektywnie i wiernie oddany. W moim przekonaniu ogólna teoria tego, co Marks nazywa „prawami ruchu kapitału”, będzie musiała powstać poprzez triangulację tych dwóch perspektyw – zadanie, którego jak dotąd nikomu nie udało się zadowalająco wykonać, po części z powodu niekompletności tomu II i zaciemnionego obrazu, jaki się z niego wyłania. Tom II jest również, z wielu powodów, najrzadziej czytanym i rozważanym spośród trzech tomów Kapitału.

Ja sam wiele się nauczyłem właśnie z tomu II. To w nim pokazano, jak cyrkulacja kapitału tworzy własny świat przestrzeni i czasu. Częściowo wyjaśnia także, dlaczego charakterystycznym elementem historii kapitalizmu było przyspieszenie, redukcja kosztów i ograniczeń czasowych przemieszczania się. Kontekstem tych tendencji jest ciągła reprodukcja i ekspansja stosunków klasowych, które współtworzą właściwą istotę kapitału. Znalazłem w nim też pewniejszą podstawę teoretyczną dla zrozumienia ekonomii politycznej urbanizacji i dynamiki nierównomiernego geograficznie rozwoju. Tym samym dostarczył mi wielu inspiracji w mojej własnej pracy. Dla przykładu, w The Condition of Postmodernity ukułem i do pewnego stopnia spopularyzowałem pojęcie „kompresji czasoprzestrzennej”, opisujące coraz to nowe sposoby, na jakie kapitał kształtował jeszcze bardziej złożony i skoncentrowany świat cyrkulacji pieniędzy, towarów, ludzi, informacji i idei. Pomysł ten wziął się właśnie z mojej lektury tomu II.

Źródło moich obaw jest z kolei dość prozaiczne. Tom II to raczej nudna książka (a i to być może za mało powiedziane). Brakuje mu literackiego stylu, błyskotliwości i humoru, ironii i bezlitosnych szyderstw, które czynią z tomu I tak wciągającą lekturę. Nie ma w nim żądnych krwi wampirów czy tańczących stołów, szerokiego wachlarza postaci literackich – z Szekspira, Cervantesa, Goethego, Balzaca, nie wspominając już o erudycyjnych odniesieniach do greckich czy oświeceniowych filozofów – które dumnie kroczyły po scenie tomu I. Tłumacz angielskiego wydania, David Fernbach, niewątpliwie obawiając się oskarżeń o brak polotu, wskazywał na ogromne różnice stylistyczne pomiędzy pierwszym a kolejnymi tomami Kapitału. Tom I „jest bez wątpienia przedstawiany jako dzieło naukowe należące zarazem do dzieł światowej literatury”, tymczasem zawartość tomu II ciąży „znacznie bardziej w stronę tych mniej barwnych fragmentów tomu pierwszego”. Ci z was, którzy są zaznajomieni z tomem I, dobrze wiedzą, co miał na myśli Fernbach. Przez znaczną część tomu II Marksowi zdaje się wystarczać maska zasuszonego i zakurzonego buchaltera, zliczającego kolejne dni i godziny produkcji towarów, a potem jeszcze więcej godzin i dni spędzonych na dostarczeniu tych towarów na rynek w celu sprzedaży. Podjęty temat, pisze Fernbach, „jest znacznie bardziej techniczny, nawet drętwy”. Książka jest przede wszystkim „znana z jałowych pustyni dzielących jej oazy”, a tym samym „doprowadziła wielu niewtajemniczonych czytelników do kapitulacji”3. Mówiąc brutalnie, niezwykle istotne spostrzeżenia pogrzebane są pod warstwą rozwlekłej pisaniny i nużących obliczeń matematycznych.

Styl pisarski to jednak jeden z wielu problemów. W tomie II brakuje wciągającej i przejrzystej struktury narracyjnej (niektórzy nazwaliby ją dialektyczną), tak angażującej w tomie I. Daje się to częściowo wyjaśnić niekompletnością dzieła i brakiem ostatecznych rozstrzygnięć. Choć istnieją wątki splatające tom w całość, wiele czasu zabiera ich odkrycie, a w niektórych przypadkach okazują się wyraźnie postrzępione czy nawet pourywane. Jedyny sposób na zrozumienie całości to wybranie spośród nich tych najbardziej rzucających się w oczy i podjęcie próby utkania z nich sensownej całości. Wymaga to jednak wyobraźni i cierpliwości, a nawet wtedy nie można być pewnym, czy efekt pokrywa się z zamiarem, który powziął sam Marks. Stąd przekonanie, że komentarze do tomu II mówią więcej o ich autorach niż o samym Marksie. Z całą pewnością w moim przypadku to po części prawda. Niestety to jedyny sposób na produktywną lekturę tego tomu.

Za tą trudnością kryje się również problem przygotowania do druku przez Engelsa tomu II i tomu III Kapitału. Ostatnie badania oryginalnych zeszytów i notatek Marksa zdają się wskazywać, że stopień ingerencji Engelsa był znaczny, a czasem, mówiąc eufemistycznie, mało zasadny. Niektórzy idą nawet jeszcze dalej, sugerując, że autorstwo tych tomów powinniśmy przypisać Engelsowi, a nie Marksowi. Surowe i niezredagowane zeszyty oraz szkice ukazały się już po niemiecku. Tym samym wraz z postępującymi badaniami marksologów na horyzoncie mogą pojawić się niezwykle istotne reinterpretacje. Nie mogę przewidzieć ich charakteru, uważam jednak za właściwe powiadomić czytelników o takiej możliwości. W międzyczasie mogę jedynie podążać za tekstem w formie, którą obecnie dysponujemy.

Tom II operuje na wysokim poziomie abstrakcji, brakuje mu konkretności tomu I. Gdy Marks podejmuje na przykład problem bezwzględnej wartości dodatkowej w tomie I, ilustruje go bogatą historią walk o długość dnia roboczego. Istotność omawianego pojęcia w życiu codziennym i polityce jest tam oczywista (pamiętacie Mary Ann Walkley, która umarła z przepracowania?). W tomie II nie sili się na takie przykłady, a jeśli już – gdy sięga do podręczników kolejowych w poszukiwaniu informacji o procesach konserwacji, napraw czy wymiany takich elementów kapitału stałego, jak podkład kolejowy czy pojazdy szynowe – to tylko po to, by znaleźć bardziej adekwatne abstrakcje na gruncie zdobytej wiedzy. Pozostaje nam jedynie wyobrazić sobie, jak wyglądałby rozdział ilustrujący, dajmy na to, zmiany czasu obrotu, na wzór tego dotyczącego dnia roboczego z tomu I. Marksowi nie brakowało przecież materiału do zilustrowania pojęć: czas obiegu (czas mierzony od produkcji do rynku) zmieniał się drastycznie wraz z pojawieniem się kolei i telegrafu. Z łatwością możemy sami dostarczyć przykładów takiej współczesnej rekonfiguracji czasoprzestrzeni (wpływ internetu, telefony komórkowe). Wraz z lekturą kolejnych rozdziałów, pozbawionych jakichkolwiek prób zilustrowania przykładami wziętymi z życia codziennego (nie wspominając już o historyczno-geograficznej ewolucji kapitalizmu) abstrakcyjnych i technicznych odkryć, bardzo łatwo jest zgubić główną myśl.

Jeszcze gorszy jest brak polityki. Engels, jak zaznacza Ernest Mandel w Penguinowskim wydaniu brytyjskim, obawiał się, że „drugi tom zostanie odebrany z rozczarowaniem, ponieważ jest stricte naukowy i nie dostarcza zbyt wiele pożywki dla politycznej mobilizacji”4. Można by znów skonstatować: „delikatnie powiedziane”. Moralne oburzenie obecne w tomie I i wyznaczające jego dynamikę jest tutaj nieobecne. Znika walka klas, podobnie jak dynamiczne stosunki klasowe. Nie znajdziemy w nim również fragmentów naładowanych druzgoczącą ironią. Marks nie wzywa tu do rewolucji. Zdaje się interesować tylko mechanizmami działania cyrkulacji kapitału. Powściąga cięty język krytyki (poza momentami, w których dochodzi do „błędów” Ricarda i Smitha) i przez znaczną część ma nam do zaoferowania tylko bezbarwne opisy.

Choć cały czas zgłębia możliwości wstrząsów i kryzysów, prawie w ogóle nie wspomina o katalizatorach zdolnych do przekucia tych potencjalności w rzeczywistość. Czasami można odnieść wrażenie, że samonapędzający się kapitał może bez przerwy akumulować, dostając niekiedy czkawki, tu i ówdzie trafiając na drobne przeszkody. Róża Luksemburg uskarża się, że abstrakcyjne schematy reprodukcji, rozwinięte na końcu tomu II, pokazują czarno na białym, że „akumulacja, produkcja, realizacja, wymiana, reprodukcja, przebiegają w istocie jak po maśle”, dodając ironicznie (i biorąc przy tym pod uwagę, że Marks rozwiązywał, nie zawsze właściwie, nużące przykłady obliczeniowe rozszerzającej się z roku na rok akumulacji), że „«akumulację» tę można rzeczywiście kontynuować ad infinitum, tak długo mianowicie, jak długo wystarcza na to papieru i atramentu”5.

Nie wspominam o tym, żeby zniechęcić czytelnika, zanim ten w ogóle rozpocznie lekturę, ale żeby zawczasu uprzedzić wszystkich o trudnościach i wyzwaniach, które się pojawią. Nie bez powodu to najrzadziej czytany tom Kapitału. Ostrzeżenie, które Marks zawarł w jednej z przedmów do tomu I, wymaga powtórzenia, tym razem z całą mocą: „W nauce nie ma dróg bitych, i ci tylko zdołają wedrzeć się na jej świetlane szczyty, których nie odstraszy trud wspinania się po urwistych ścieżkach” (K1, 18). Mogę jednak zapewnić, że warto wytrwać przy tomie II – jest to nie tylko niezbędne, ale również na dłuższą metę warte zachodu. Widok z jego najbardziej świetlanych szczytów jest tak niespodziewany, jak problematyczny i dający do myślenia.

Nowym czytelnikom i czytelniczkom tom ten może nastręczyć niemało trudności. Z tego względu pozwoliłem sobie na pewną swobodę w przedstawianiu go. Dodałem konkretne przykłady (współczesne, jeśli było to możliwe) dla zilustrowania odkrywanych przez Marksa prawidłowości, nieco komentarzy dotyczących politycznych konsekwencji i możliwości, jak również włączyłem materiały z innych tekstów, szczególnie z Zarysu, które pozwalają rzucić więcej światła na kluczowe koncepcje, niewystarczająco omówione w tomie II. Co więcej, jak już wcześniej wspominałem, zdecydowałem się na przywołanie wszystkich materiałów z tomu III, które dotyczą kapitałów kupieckiego, pieniężnego, finansowego i bankowego w kontekście stricte technicznego przedstawienia cyrkulacji kapitałów pieniężnego i towarowego opisanych w tomie II. Te o wiele żywsze (nawet jeśli niekompletne i często frustrujące) materiały z tomu III podejmują kwestię ról kupca i finansisty jako agentów wzrostu kapitalistycznego sposobu produkcji. Pomagają również wytłumaczyć, dlaczego dokonywany w tomie II rozkład cyrkulacji kapitału na poszczególne elementy – pieniądz, towar i czynności produkcyjne – jest tak istotny. Łącząc ze sobą działalność i zachowania aktorów społecznych – kupców, finansistów, bankowców – z technicznymi aspektami akumulacji kapitału, zyskujemy znacznie głębszy wgląd w działanie kapitału.

To w tomie III Marks zbliża się też najbardziej do analizy rzeczywistych kryzysów – tych z lat 1848 i 1857. Przyglądanie się temu, jak sobie z tym radzi, jest pomocne we własnych próbach zmierzenia się z wydarzeniami po kryzysie globalnego kapitalizmu z 2007 roku. Czyni to lekturę jeszcze bardziej aktualną. Nie uważam, żeby Marks dostarczał wyjaśnienia dla trapiących nas ostatnio bolączek. Pojawiają się jednak pouczające paralele pomiędzy czasami Marksa a naszymi. Na przykład jego komentarz do tego, jak „niekompetentny i niedorzeczny” Akt Bankowy z 1844 roku w Wielkiej Brytanii nasilił i przeciągnął kryzysy handlowe i finansowe z lat 1848 i 1857, dramatycznie przypomina nieszczęsną rolę Europejskiego Banku Centralnego w pogłębieniu i przedłużeniu kryzysu w Europie po 2008 roku.

Konieczność wykroczenia poza sam tekst tomu II w celu jego zrozumienia wymuszona jest również jego niekompletną formą. Bez spekulacji na temat różnych możliwości, jakie otwiera ta książka, nie da się wynieść zbyt wiele z jej lektury. Nie chcę przez to powiedzieć, że moje spekulacje i interpretacje są trafne lub że mam szczególny wgląd w jego treść, którego innym brakuje. Mam jednak nadzieję, że czytany w ten sposób tom II okaże się znacznie bardziej interesujący i emocjonujący. Jeśli podczas lektury ograniczysz się tylko do drętwego i technicznego wywodu, pod koniec będziesz wycieńczony lub wycieńczona. Bardziej ekspansywna i spekulatywna lektura pozwala tchnąć w ten tekst, z pozoru pozbawiony pożywki dla politycznego zaangażowania, twoje własne polityczne pasje.

Tom II dotyczy ruchu kapitału, „metamorfoz”, które przechodzi wraz z ciągłymi przejściami między różnymi postaciami: pieniężną, produkcyjną, towarową. Podczas gdy proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej stanowią oś argumentu tomu I, w tomie II spoglądamy na nie jako momenty w drodze prowadzącej nie tylko do realizacji wartości dodatkowej jako kapitału na rynku, ale również do ciągłego odnawiania się dominacji kapitału nad pracą społeczną przez cyrkulację kapitału. Czasowość (i w mniejszym stopniu przestrzenność) cyrkulacji zostaje poddana drobiazgowej analizie. Ciągłość cyrkulacji kapitału, w tomie I obecna jako założenie, staje się tu głównym przedmiotem zainteresowania. Mierzymy się z problemami czasu obrotu i przyspieszenia, z trudnościami wynikającymi ze zwiększania się kapitału cyrkulującego pod postacią kapitału trwałego – nie tylko maszyn i fabryk, ale całego kompleksu sieci transportowych, środowisk zabudowanych i fizycznej infrastruktury.

Proces cyrkulacji kapitału zostaje tu przedstawiony jako krew krążąca w politycznym ciele kapitalizmu w rozpaczliwej próbie reprodukcji klasowego stosunku między kapitałem a pracą. Potencjalne bariery, przeszkody i zaburzenia procesu cyrkulacji tworzą obszar sprzeczności, który domaga się analizy. Dostarczają one również potencjalnych punktów do agitacji politycznej. Jeśli polityka antykapitalistyczna chce odnieść sukces, musi zmierzyć się z odkryciami (nawet jeśli wstępnymi) tomu II. Choć można znaleźć mnóstwo takich potencjalnie atrakcyjnych politycznie momentów obecnych na stronach tomu II, wiele z tych odkryć nie pokrywa się z tradycyjnie przyjmowanymi przez marksistowską lewicę (mocno inspirowaną tomem I) założeniami politycznymi. Problemy, które podejmuje – takie jak przyszłość kredytu i pieniądza – nie dają się łatwo rozwiązać za pomocą klasycznych form walki klasowej, skupiających się na miejscu pracy. Tom II wskazuje nam, które z elementów cyrkulacji należy przekształcić lub zastąpić po to, byśmy nie umarli z głodu, gdy już nadejdzie rewolucja.

Marks rozpoczyna od stwierdzenia, że przedmiot jego rozważania wywodzi się z rozdziału o pieniądzu z tomu I. Już to może zniechęcać, bo to właśnie ten długi, nużący i wymagający rozdział sprawia, że wielu ludzi porzuca lekturę tomu I. Dlatego też osobom pierwszy raz sięgającym po książkę doradzałem, by jak najsprawniej przez niego przebrnęły, a tym samym dotarły do znacznie ciekawszego materiału. Jednak w tomie II zachęca się nas do namysłu i pozostania przy tym rozdziale na dłużej. Zadanie to ułatwi powrót do definicji kapitału z rozdziału 4 tomu I, w którym kapitał przedstawia się jako proces,a nie jako rzecz. W podstawowej postaci na proces składa się ciągłe przechodzenie wartości przez poszczególne etapy (szereg przemian czy „metamorfoz”, jak nazywa je Marks):

Jeśli jesteś ciekawa, co to tak naprawdę za proces, tom II wzbogaca jego rozumienie o dążenie do przyspieszania czy pogłębiania się napięcia pomiędzy kapitałem trwałym a kapitałem obrotowym, co jest zarazem odkrywcze i zaskakujące.

W toku swoich dociekań Marks nigdy nie wstydzi się wprowadzać dramatycznie upraszczających założeń. Pozwala mu to, jak często przekonuje, badać dynamikę cyrkulacji i akumulacji kapitału w ich „czystej postaci”. Stąd też na pierwszych stronach tomu II czytamy:

 

Aby pojąć te formy w ich czystej postaci, musimy przede wszystkim abstrahować od wszelkich momentów, które nie mają nic wspólnego ze zmianą formy i kształtowania się form jako takich. Dlatego też zakładamy tutaj nie tylko, że towary sprzedają się według ich wartości, lecz także, że dzieje się to w niezmieniających się okolicznościach. Nie będziemy więc również uwzględniali zmian wartości, które mogą nastąpić podczas procesu ruchu okrężnego (K2, 38).

Założenie, że towary są wymieniane według ich wartości (abstrahujemy od codziennych wahań cen rynkowych), jest nam znane z tomu I i możemy, tak mi się przynajmniej wydaje, przyjąć, iż „okoliczności”, do których odnosi się Marks, to te dotyczące idealnie działającej, zdefiniowanej za pomocą praw oraz konkurencyjnej wymiany rynkowej przedstawionej w rozdziale 2 tomu I. „Czysta postać” zakłada również zamknięty system. Nie istnieje handel z jakimś „zewnętrzem” – chyba że zostanie to określone inaczej – a kapitał jednocześnie panuje absolutnie w ramach zamkniętego systemu. Prawdziwa niespodzianka pojawia się jednak w ostatnim zdaniu. „Zmiany wartości” wynikają ze zmieniającej się wydajności pracy. Efekt ten osiąga się za pomocą zmian technologicznych i organizacyjnych opisanych w teorii względnej wartości dodatkowej, która przeważa w tomie I. Z kolei w tomie II Marks usuwa ze swojego pola widzenia teorię względnej wartości dodatkowej i tworzy model gospodarki w statycznym technologicznie i organizacyjnie stanie. Na przykład na początku rozdziału 20 tomu II dobitnie powtarza to założenie: „Co się zaś tyczy rewolucyj w wartości, to nie wywołują one żadnych zmian” (K2, 486). Zatem teoria, w którą za chwilę będziemy się zagłębiać, to teoria, w której dynamika technologiczna i organizacyjna, tak dominująca w tomie I (i nadająca Manifestowi komunistycznemu rewolucyjną moc), zostaje zepchnięta na margines po to, by analizować inne aspekty prawa ruchu kapitału.

Do czego zatem dąży Marks w tomie II? Jak wartość dodatkowa, gdy zostanie już wytworzona (proces, który bardzo dobrze rozumiemy dzięki tomowi I), jest realizowana, a następnie, jak pozostaje w cyrkulacji w postaci zakumulowanego kapitału? Wreszcie, jakie szczególne formy przybiera kapitał w trakcie swojej cyrkulacji? Marks zdawał sobie, rzecz jasna, sprawę, że klasowe układy kupców, bankierów, finansistów czy właścicieli ziemskich istniały w jakimś stosunku do kapitalisty przemysłowego, który w tomie I przedstawiony jest jako bezpośrednia i jedyna postać przywłaszczająca sobie wartość dodatkową wytworzoną przez pracę najemną. Miał również świadomość, że te inne formy kapitału poprzedzały powstanie produkcji kapitalistycznej i systemu fabrycznego, a tym samym że miały kluczowe znaczenie historyczne w tworzeniu się kapitalistycznego sposobu produkcji. Marks jednak odrzuca ich konceptualizację jako „zwykłych pozostałości” przejścia od feudalizmu do kapitalizmu. Chce wiedzieć, jak i dlaczego te inne formy kapitału są społecznie niezbędne dla przetrwania kapitalistycznego sposobu produkcji w „czystej postaci” i w jaki sposób mogą stać się punktami, w których zachodzą sprzeczności i rodzi się kryzys.

Koncepcja „kapitału w czystej postaci” ma dla Marksa istotne znaczenie. W obliczu kryzysu zawsze istnieje możliwość, by winą za jego powstanie obarczyć odejście od „czystego”, a zatem idealnego kapitalistycznego sposobu produkcji. Ile razy słyszeliśmy w ostatnich latach od neoliberałów, że problemem nie jest żadna głęboka sprzeczność tkwiąca w neoliberalnym modelu kapitalizmu rynkowego jako takim, ale brak skrupulatnego zastosowania się do neoliberalnych recept. Ich rozwiązanie polega na zbliżeniu kapitału jeszcze bardziej do jego czystej postaci za pomocą polityki zaciskania pasa i ograniczania władzy państwowej. Marks z kolei usiłuje pokazać, że kryzysy są immanentne, konieczne i endemiczne – dzięki temu kapitalistyczny sposób produkcji może przetrwać w czystej formie. Nie zmieni tego żadna ilość działań regulacyjnych. Im bliżej gospodarce do czystej postaci, tym prawdopodobnie głębszy będzie sam kryzys (do czego zdaje się tak wyraźnie zmierzać w 2012 roku Europa ze swoją polityką zaciskania pasa).

Niemniej tom II pokazuje również, że niezależne, autonomicznie powstające tendencje do kryzysu zawsze istnieją w ramach systemu cyrkulacji. Dla tradycyjnych marksistów nie zawsze jest to dobra wiadomość. Rodzi ona bowiem problem walki klasowej przeciwko, dajmy na to, kupcom, bankierom, spekulantom walutowym i tym podobnym, ale również stawia kwestię zrozumienia mnogości działań, w które figury te są zaangażowane (polisy, hedging, derywaty, instrumenty sekurytyzacjyjne oparte na długu, swapy ryzyka kredytowego i tak dalej). Niezbędne jest zatem określenie istoty sprzeczności i zrozumienie skutków niezależnych i autonomicznie tworzących się kryzysów handlowych i finansowych. Musimy lepiej pojąć rolę, jaką odgrywają w ekonomii politycznej naszych własnych czasów zarówno finansowi giganci w rodzaju niesławnej „wampirycznej kałamarnicy”, znanej jako Goldman Sachs, podobnej zresztą Citibankowi, RBS, HSBC, Deutsche Bankowi i tak dalej, jak i kapitał handlowy pod postacią Walmarta, Ikei czy Carrefoura.

Marks nakłada drakońskie ograniczenia na to, co może, a co nie może zostać dopuszczone do teoretycznego świata konstruowanego na kartach całego Kapitału. Jest to szczególnie dostrzegalne w tomie II6. Skąd się te ograniczenia biorą i jak można je usprawiedliwić? Często wspomina o systemie kredytowym i kapitale przynoszącym procent, tylko po to, by za chwilę stwierdzić, że rozważania takich form cyrkulacji „jeszcze nas tutaj nie interesują”. Czemu tak jest? Badanie cyrkulacji kapitału trwałego czy zróżnicowanego czasu obrotu bez uwzględnienia systemu kredytowego nie ma na pierwszy rzut oka większego sensu. Dlaczego zatem Marks konsekwentnie wyłącza kredyt z rozważań w całym tomie II, jednocześnie od czasu do czasu przyznając, że gdy wkracza system kredytowy, wszystko się zmienia?

Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie bez wnikania w niezwykle napięty stosunek między „naukowymi” pismami polityczno-ekonomicznymi Marksa (Kapitał, Zarys krytyki ekonomii politycznej, Teorie wartości dodatkowej) z jednej strony a pismami historycznymi (takimi jak Osiemnasty Brumaire’aLudwika Bonaparte czy Wojna domowa we Francji) z drugiej. Marks wskazuje na to napięcie na pierwszych stronach Kapitału. Zdefiniowawszy towar jako jedność wartości użytkowej i wymiennej, na dalszy plan odsuwa kwestię wartości użytkowej (tylko po to, by niebawem do niej wrócić, co mieliśmy już okazję zobaczyć), stwierdzając, że „studiowanie użyteczności rzeczy jest wynikiem historycznego rozwoju”. Z tego stwierdzenia, jak również wielu innych, możemy racjonalnie wywnioskować, że Marks wyraźnie rozdzielał ekonomię polityczną i historię jako dwa dystynktywne obszary badań. Pojawia się zatem ogólne pytanie o to, jak rozumieć znaczenie ekonomii politycznej. Jest ono szczególnie istotne w kontekście tomu II. Uważam, że udzielenie odpowiedzi pomaga nam zrozumieć pominięcia, które charakteryzują ten tom.

Pisma z zakresu ekonomii politycznej nie są oczywiście pozbawione historycznej treści. Kapitalistyczny sposób produkcji – przedmiot dociekań teoretycznych – jest przedstawiony jako wytwór historyczny powstały z feudalizmu, który potencjalnie, o ile nawet nie z konieczności, zdolny jest do przedzierzgnięcia się w inny porządek społeczny, określany mianem „socjalizmu” czy „komunizmu”. Pisma historyczne i komentarze publicystyczne natomiast w niewielkim stopniu odnoszą się do teorii ekonomii politycznej oraz do praw ruchu kapitału, choć bez wątpienia dokumentują burzliwy przebieg rzeczywistych walk klasowych. Jedyny wyjątek stanowi napisany w 1848 roku Manifest komunistyczny, w którym z łatwością dostrzeżemy wiele kwestii poruszanych później w Kapitale. Mimo to we wczesnych pracach poświęconych historii – jak chociażby w Osiemnastym Brumaire’a, pracy analizującej pokłosie kryzysu ekonomicznego i ruchy rewolucyjne lat 1847-1848 we Francji – musimy sobie dopowiadać kontekst polityczno-ekonomiczny. Nie lada wysiłku wymaga wydobycie z Wojny domowej we Francji, poświęconej Komunie Paryskiej 1871 roku7, wątków ekonomicznych. Analizy skupiają się niemalże bez wyjątku na dynamice polityki, zmiennej i częstokroć przypadkowej. Kluczowe koncepcje Marksowskiej ekonomii politycznej – wytwarzanie rezerwowej armii przemysłowej, zniżkowa stopa zysku, teoria względnej wartości dodatkowej i tym podobne – nie są nawet wspominane w tekstach historiograficznych pisanych już po publikacji tomu I Kapitału.

Różnica pomiędzy tymi dwoma typami twórczości nie nastręczałaby tylu trudności, gdyby nie przepaść, pozornie nieprzekraczalna, oddzielająca zmienny, przypadkowy i woluntarystyczny wydźwięk pism historiograficznych i politycznych z jednej strony od naukowego i opartego na prawach rygoru ekonomii politycznej z drugiej. Zdają się istnieć dwa marksizmy – deterministyczny i woluntarystyczny – których przeznaczeniem jest spotkać się jedynie w ramach dość jałowego sporu, podsycanego przez Engelsa i utrwalonego w dogmacie przez Stalina, dotyczącego naukowego charakteru przejścia do komunizmu i uznania materializmu dialektycznego za teorię historii.

We wstępie do angielskiego wydania Zarysu Marks przedstawia szkic wytycznych, jakimi kierował się w swoich dociekaniach polityczno-ekonomicznych. Pomagają one wyjaśnić reguły zaangażowania przestrzegane przez Marksa w procesie konstruowania gmachu jego teorii, jednocześnie rzucając nieco światła na źródło podziału między historią a teorią. Doszedłem do wniosku, że rygorystycznie (a jeżeli zajmowałoby się stanowisko krytyczne, co ja poniekąd czynię, można by powiedzieć: „sztywno”) przestrzegał tych zasad, pisząc cały Kapitał (a nie ma lepszego przyczynku do zbadania tej praktyki niż tom II). Te ramy pozwoliły mu wykroczyć poza specyfikę jego czasów (jak chociażby pominąć szczegóły kryzysu lat 1857–1858, który zainspirował jego początkowe szkice w Zarysie) i stworzyć eksperymentalną, choć niekompletną, alternatywną teorię praw ruchu kapitału. Prawa owe, utrzymywał, napędzają wszelkie sytuacje historyczne i geograficzne, w których panuje kapitalistyczny sposób produkcji. To osiągnięcie ogólnej teorii miało jednak swoją cenę. Wytyczona przez Marksa ogólna rama staje się kaftanem bezpieczeństwa, który ogranicza stosowalność praw, i pozostawia nas samych z trudem zrozumienia poszczególnych procesów historycznych i stanów rzeczy8.

Marks poszukiwał prawdziwie naukowej ekonomii politycznej. Liczył, że ta nauka dawałaby równie wielką moc co struktury wiedzy w fizyce i chemii. Prawo wartości i wartości dodatkowej działa, uważał Marks, jak prawo natury, pomimo historycznego charakteru kapitalizmu. Kilkukrotnie porównuje wartość do siły grawitacji. Lepszą analogią byłyby prawa hydrodynamiki, które kładą grunt pod wszelkie teorie dotyczące ruchów atmosferycznych i oceanicznych, a także innych niezliczonych zjawisk związanych z ruchem jakichkolwiek płynów. Nie można automatycznie zastosować tych praw do obszarów związanych z prognozowaniem pogody czy przewidywaniem zmian klimatycznych bez wprowadzenia różnego rodzaju modyfikacji, a nawet wtedy pozostaje mnóstwo niewytłumaczalnych odchyleń. Marksowskie prawa ruchu kapitału są pod wieloma względami podobne. Nie dają i nie mogą dać wyjaśnienia dla każdego aspektu panującego klimatu gospodarczego, a tym bardziej przewidzieć jutrzejszej pogody w gospodarce. Nie znaczy to jednak, że Marksowska ekonomia polityczna jest pozbawiona znaczenia. Żaden przedstawiciel nauk przyrodniczych nie odrzuciłby praw hydrodynamiki tylko dlatego, że nie są w stanie zapewnić precyzyjnej prognozy pogody na jutro.

Ogólna metoda Marksa przyjmuje mniej więcej następujący kształt. Zakłada, że całe sztaby ekonomistów politycznych i piszących na ten temat komentatorów podejmowały szczere wysiłki i w dobrej wierze usiłowały zrozumieć skomplikowany świat ekonomiczny, który wokół nich powstawał. Istnieli, rzecz jasna, „wulgarni” ekonomiści, usiłujący usprawiedliwić przywileje klasowe, które często zwyczajnie dziedziczyli, co nie tyczyło się jednak Williama Petty’ego, Jamesa Steuarta, Adama Smitha, Davida Ricarda i tak dalej. Niemniej nawet ci wulgarni ekonomiści, w rażącej ignorancji zawartej w ich argumentach, ujawniali coś niezwykle istotnego na temat wewnętrznej natury kapitału (co pokazuje Marks w swojej dowcipnej, ale i szczegółowej analizie „Ostatniej godziny Seniora” w tomie I Kapitału). Dzięki krytycznemu podążaniu (z pomocą dialektyki) za ich ujęciami i wewnętrznymi sprzecznościami ich argumentacji Marks miał nadzieję skonstruować alternatywną wykładnię praw ruchu kapitału, tak jak to deklarował w przedmowie do Kapitału.

Marks ustanowił swoją nową naukę polityczno-ekonomiczną raczej przez krytykę klasycznej ekonomii politycznej niż za pomocą bezpośrednich badań historiograficznych, antropologicznych i statystycznych oraz rozumowania indukcyjnego. Ta krytyka, najwyraziściej przedstawiona w Teoriach wartości dodatkowej, ale nieustannie obecna w Kapitale i Zarysie, przypisuje duże znaczenie (niektórzy twierdzą, że zbyt duże i w niektórych przypadkach się z nimi zgadzam) zastanym rozumieniom burżuazyjnej ekonomii politycznej i burżuazyjnym ujęciom (czego przykład stanowią chociażby raporty inspektorów fabrycznych z Anglii, kraju, gdzie kapitalizm przemysłowy, według Marksa, był najbardziej rozwinięty). Jak zatem konstruuje ogólne stanowisko burżuazyjnych ekonomistów politycznych? I jak sama klasyczna ekonomia polityczna ujmowała swój przedmiot9?

Stwierdza w Zarysie:

 

Produkcja okazuje się zatem punktem wyjścia, konsumpcja – punktem końcowym, podział i wymiana czymś po środku (…). Produkcja, podział, wymiana, konsumpcja tworzą więc [zdaniem ekonomistów] prawidłowy sylogizm; produkcja stanowi ogólne, podział i wymiana – szczególne, konsumpcja – jednostkowe, które zamyka całość. (...) Produkcję określają ogólne prawa przyrody; podział – przypadek społeczny (...); wymiana znajduje się pomiędzy produkcją a podziałem jako formalnie społeczny ruch, zaś końcowy akt – konsumpcja, ujmowana nie tylko jako punkt docelowy, lecz również jako cel ostateczny – leży właściwie poza ekonomią, wyjąwszy w tej mierze, w jakiej oddziaływa z powrotem na punkt wyjścia i wszczyna cały przebieg na nowo (Zarys, 43–44).

Powyższe stwierdzenie jest kluczowe dla zrozumienia Marksowskiego podejścia w Kapitale. Zwróćmy zatem uwagę na przywołane w nim rozróżnienia na ogólność (produkcję), która jest zdeterminowana i podobna prawu; szczególność (wymianę i podział), która jest przypadkowa i zależna od koniunktury (na przykład od walk społecznych uzależnionych od stosunku sił biorących w nich udział); i jednostkowość (konsumpcja), rozumianą przeze mnie jako chaotyczna i prawdopodobnie nieprzewidywalna. Zwróćmy również uwagę, że jednostkowość konsumpcji „leży właściwie poza ekonomią” (i, przypuszczalnie, należy do domeny historii, tak jak to zasugerowano na pierwszej stronie Kapitału). Zaprezentowaną tutaj ogólną ramę przedstawia Rysunek 1.

Uniwersalna produkcja

Uniwersalność

Prawa naturalne

Określoność

Metaboliczny stosunek z przyrodą

Ewolucja (Darwin)

Produkcja społeczna

Ogólność (ziemia, praca, kapitał, pieniądz, wartość)

Prawa społeczne

Określona

Prawa ruchu kapitału

Ekonomia polityczna

Podział

Szczególność (renta, płace, zyski, oprocentowanie, zyski handlowe, podatki)

Przypadkowy i przygodny

Nieokreślony

Wynik walk klasowych i frakcyjnych; rozwój nierównomierny geograficznie

Historia, geografia, geopolityka

Wymiana

Szczególność (prawa własności, osoby prawne, konkurencja, centralizacja, monopole)

Przypadkowa i przygodna

Nieokreślona

Instytucje, konkurencja albo monopol, kolektywne i stowarzyszeniowe formy kapitału i pracy

Formy państwa, historia, geografia, geopolityka

Konsumpcja

Jednostkowość

Chaotyczna

Nieprzewidywalna

Ludzkie pasje, wierzenia, pragnienia, motywacje, społeczne i polityczne podmiotowości (afekty)

Analiza kulturowa i psychologiczna; produkcja ludzkich potrzeb i pragnień

Rysunek 1. „Słaby sylogizm”, rama analizy, którą Marks przyjmuje w Kapitale10.

Sylogizm stanowi „wprawdzie związek”, ale – jak zwraca uwagę Marks – „powierzchowny”. Odrzuca go więc na rzecz dialektycznej konceptualizacji możliwego powiązania między produkcją, podziałem, wymianą a konsumpcją w obrębie całości relacji składających się na kapitalistyczny sposób produkcji. Po liczącym wiele stron omówieniu wewnętrznych i dialektycznych stosunków łączących, przykładowo, produkcję i konsumpcję, następnie produkcję i podział, a wreszcie produkcję i wymianę, dochodzi w końcu do swojego wyniku. Produkcja, podział, wymiana i konsumpcja „tworzą człony jednej całości, różnice w obrębie jedności (…). Zachodzi wzajemne oddziaływanie między różnymi momentami. Dzieje się tak w każdej organicznej całości” (Zarys, 51–52). Organiczna całość (totalność) kapitalistycznego sposobu produkcji, do której odnosi się Marks, nie jest czysto heglowska (choć równie dobrze może się wywodzić ze zrewolucjonizowania Heglowskich pojęć, a nie postawienia ich z głowy na nogi). Ma strukturę ekosystemu, wiążącego relacje w czymś, co Gramsci i Lefebvre nazywają „całokształtem”, a Deleuze „układem” momentów. „Nie ma dla heglisty nic prostszego, jak utożsamiać produkcję z konsumpcją”, złorzeczy Marks, „I czynili to nie tylko beletryści socjalistyczni, lecz nawet prozaiczni ekonomiści, na przykład B. Say” (Zarys, 47).

Można by się spodziewać, że Marks posłuży się tym dialektycznym i organicystycznym ujęciem przy konstruowaniu swojej alternatywnej teorii. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę jego praktykę z Kapitału, staje się jasne, że poprzestaje na ramie teoretycznej powierzchownego związku, zaproponowanej przez klasycznych ekonomistów politycznych, nawet gdy posługuje się organicystycznym rozumowaniem i analizą dialektyczno-relacyjną, by skonstruować swoją krytykę i zbadać inne możliwości. Przez cały czas stara się jak tylko może pozostać przy burżuazyjnym ujęciu nomistycznej ogólności – produkcji – wyłączając ze swoich rozważań polityczno-ekonomicznych „przypadki” i społeczną specyfikę podziału i wymiany (dopóki nie przejdzie do ich omówienia w dalszej części tomu III), a tym bardziej chaotyczność jednostkowości konsumpcji. Dlatego też zarówno tom I, jak i II zakładają, że bez znaczenia jest to, jak wartość dodatkowa podzieli się na zysk, rentę, zysk z kapitału handlowego, zysk z produkcji i podatki. Marks przyjmuje również, że wszelkie towary, z wyjątkiem pracy, wymieniane są za ich wartość (pragnienia konsumenta zawsze manifestują się w sposób, który pozwala bezproblemowo realizować się wartości). W Kapitale Marksa nie istnieje zatem żadna teoria konsumeryzmu (niefortunny brak, biorąc pod uwagę, że konsumpcja stanowi obecnie około 70% aktywności gospodarczej w Stanach Zjednoczonych; w Chinach natomiast wynosi około 30%, co jest zapewne o wiele bliższe poziomowi konsumpcji z czasów Marksa).

Co ciekawsze, szczegółowe omówienie części, jaka w ramach szczególności podziału przypada w udziale za pracę jako płaca, jest niezwykle słabym punktem tomu I. Rozwiązanie problemu czynnika określającego wartość siły roboczej zajmuje dwie strony. Długą listę przeróżnych zmiennych (począwszy od klimatu przez stan walk klasowych aż po stopień cywilizacyjny kraju) poprzedza stwierdzenie, że siła robocza nie jest towarem jak każdy inny, ponieważ zawiera element moralny, mimo że w danym społeczeństwie w danym momencie jej wartość jest znana. Zaraz potem następuje analiza oparta na założeniu o stałej wartości siły roboczej (choć wiemy, że nigdy taka nie jest). Kolejne rozdziały poświęcone pracy są żałośnie rozcieńczone. Nie zostaje w nich nawet podjęta próba sformułowania teorii uwarunkowań płacy. Marks powtarza tylko teorię wartości dodatkowej po raz n-ty i dodaje spostrzeżenie, że praktyki wypłacania płacy godzinowej czy zadaniowej jeszcze bardziej maskują istotę wartości dodatkowej. Zwraca również uwagę na problem wymiany między państwami, w których koszt reprodukcji, a tym samym wartość siły roboczej, są różne.

Z kolei w tomie II Marks analizuje towarowy i pieniężny obiegi kapitału, nie wspominając o podziale – procencie z kapitału finansowego, zysku z kapitału handlowego. Odchodzi również od jakichkolwiek badań systemu kredytowego, mimo że sam przyznaje niezliczoną ilość razy, że kredyt jest nieodzowny, a uwzględnienie go zmienia cały obraz. Raz po raz napotykamy w wywodzie tego rodzaju wykluczenia. Prawie zawsze ich uzasadnieniem jest to, że nie są przedmiotem zainteresowania Marksa na obranym przez niego poziomie ogólności. Spotykamy się z tą praktyką w całym Kapitale. Na samym początku jednego z kluczowych, zdawałoby się, rozdziałów tomu III Kapitału (Rozdział 25: Kredyt i kapitał fikcyjny) Marks pisze: „szczegółowa analiza systemu kredytowego oraz narzędzi, które on sobie stwarza (pieniądz kredytowy itd.), nie mieści się w planie naszej pracy. Zaznaczymy tu tylko niektóre punkty niezbędne do charakterystyki kapitalistycznego sposobu produkcji wogóle” (K3, I, 617; podkr. – DH).

Powinienem w tym miejscu poczynić zastrzeżenie. Ograniczenia zostają od czasu do czasu przekroczone (jak ma to miejsce w przypadku wartości siły roboczej, o której Marks ma coś do powiedzenia). Marks zazwyczaj radzi sobie w takich sytuacjach, opisując pokrótce problem (przykładowo, relację z przyrodą czy potrzeby konsumpcyjne robotników) i dodaje kilka uwag dotyczących jego znaczenia, po czym powraca do ogólności produkcji. Takim kwestiom poświęca nie więcej niż kilka akapitów (a czasem zaledwie zdanie lub dwa).

Dlaczego zatem tak kurczowo trzyma się burżuazyjnych struktur wiedzy, choć już wcześniej przedstawił alternatywę – dialektyczny, relacyjny i organicystyczny sposób rozumienia funkcjonowania kapitału? Obawiam się, że nie mam dobrej odpowiedzi na to pytanie. Wiem jedynie, że właśnie tak postępuje (tekst dostarcza aż nazbyt wielu dowodów). Moja najlepsza hipoteza brzmi następująco: jeżeli podstawowym celem Marksa było poddanie klasycznej ekonomii politycznej krytyce na jej własnych warunkach, to musiał zaakceptować ogólny charakter tych warunków po to, by prześledzić ich wewnętrzne sprzeczności i obnażyć ich braki. Dlatego też, skoro teoretycy burżuazyjni zakładali pozbawiony przymusu wolny rynek, również on musiał to uczynić (tak jak to zrobił w rozdziale 2 tomu I). Jeżeli rozróżnienie na ogólność, szczególność i jednostkowość stanowiło filar burżuazyjnego sposobu myślenia, także on musiał się na nim oprzeć. To jedyna odpowiedź, jakiej mogę udzielić, choć nie jest w pełni satysfakcjonująca, ponieważ Marks porzuca potem tylko niektóre z burżuazyjnych pojęć. Na przykład w tomie I nie będzie miał większych problemów z kwestiami popytu i podaży czy użyteczności (a wkrótce zobaczymy dlaczego). Nigdy nie kłopocze się podawaniem uzasadnienia dla swoich wyborów. Niemniej pozostaje jasne, że cały czas właśnie takich wyborów dokonuje.

Trzy poziomy – ogólności, szczególności i jednostkowości – to nie wszystko. Istnieje bowiem czwarty poziom, uniwersalności, odnoszący się do metabolicznego stosunku z przyrodą. Marks ostro sprzeciwiał się zwyczajowemu u klasycznych ekonomistów politycznych przedstawianiu produkcji „jako obramowanej wiecznymi prawami przyrody, niezależnymi od historii” (Zarys, 42). Marks odrzuca tę „naturalizację” ekonomii politycznej kapitalizmu. Korzysta z każdej okazji, by zaatakować ten naturalistyczny ogląd rzeczy (włączając w to pogląd Ricarda/Malthusa, że stopa zysku musi spaść ze względu na niedobory naturalne i wzrastające renty). Przekonywał, że ogólności kapitalistycznego sposobu produkcji nie można wyjaśnić przez powoływanie się na uniwersalność praw przyrodniczych.

Choć Marks przyjmuje, że „produkcja kapitalistyczna” jest określoną przez prawa ogólnością, którą usiłuje zrozumieć, odrzuca pomysł, że jest czymś naturalnym w znaczeniu, jakie temu pojęciu nadają nauki o przyrodzie. Kapitalizm rządzi się prawami, ale prawa te (między innymi te związane ze stosunkami własności prywatnej) są wytworem ludzkiego działania. Powinno się je odróżnić od tych wynikających z naszego uwikłania w świat rządzący się prawami natury (takimi jak te fizyczne, chemiczne czy Darwinowskiej ewolucji). Te ostatnie prawa uważa się za niezmienne: nie możemy przed nimi uciec. W tomie I Kapitału Marks pisze: „jako twórczyni wartości użytkowych, jako praca użyteczna, jest tedy praca warunkiem istnienia człowieka, niezależnym od wszelkich ustrojów społecznych”. Jest „wieczną przyrodzoną koniecznością, która umożliwia wymianę materii między człowiekiem a przyrodą, a więc umożliwia życie ludzkie” (K1, 48–49). Proces pracy „jest ogólnym warunkiem wymiany między człowiekiem a przyrodą, wiecznym naturalnym warunkiem życia ludzkiego, jest przeto procesem niezależnym od jakiejkolwiek formy tego życia, procesem raczej wspólnym wszystkim jego formom społecznym” (K1, 213). Możemy tańczyć tylko tak, jak zagra nam przyroda.

Dociekania naukowe Marksa skupiają się na odkryciu genezy ogólnych praw ekonomii politycznej, ich rzeczywistego funkcjonowania oraz celu i sposobu ich zmiany. Chce tego natomiast dokonać bez odwoływania się do uniwersalności, opisującej nasz nieustannie zmieniający się metaboliczny stosunek z przyrodą.

Marks przejmuje od burżuazyjnej ekonomii politycznej rozróżnienie na uniwersalność, ogólność, szczególność i jednostkowość nawet wtedy, gdy wzbogaca je o relacyjne i dialektyczne znaczenia, krytyczne strategie zaczerpnięte od Spinozy i Hegla. W Zarysie odgraża się nawet, że włączy je do swojej koncepcji organicznej całości. Wyzwaniem jest zatem zrozumienie tego, jak te odmienne „momenty” – uniwersalność metabolicznego stosunku z przyrodą, ogólne wytwarzanie wartości dodatkowej, szczególność jej podziału i stosunków wymiany oraz jednostkowość konsumpcji – są ze sobą powiązane. Musi następnie pokazać, jak odizolować działający podług praw aspekt produkcji od całej reszty i dlaczego tak istotne jest, by to zrobić.

Marksowska ekonomia polityczna funkcjonuje przede wszystkim na poziomie rządzącej się prawami ogólności produkcji. Czemu jednak na pierwszym miejscu stawia produkcję? Marks utrzymuje, że „produkcja dominuje nie tylko nad sobą w określeniu wskazującym na przeciwieństwa, ale także nad innymi momentami. Od niej proces rozpoczyna się wciąż na nowo” (Zarys, 51). Co ma oznaczać to dziwaczne stwierdzenie? Błędem byłoby odczytywać produkcję, która „dominuje” nad sobą jako materialną produkcję dóbr i usług, jako konkretny proces pracy czy nawet produkcję towarową. To niestety dość częsta pomyłka. Prowadzi do nieprawidłowej interpretacji, sugerującej całkowite uwarunkowanie społecznych stosunków i wyobrażeń, ludzkich pragnień i tym podobnych przez fizyczne, materialne praktyki. Jest to błędne, produktywistyczne i fizykalistyczne odczytanie Marksa, które nie trafia w sedno Marksowskiego materializmu historycznego.

Produkcja, która dominuje w kapitalistycznym sposobie produkcji, jest wytwarzaniem wartości dodatkowej, a wartość dodatkowa jest społecznym, a nie fizycznym, namacalnym stosunkiem. Bądź co bądź, to właśnie wytwarzanie wartości dodatkowej stanowi podstawowy temat tomu I Kapitału. Mobilizacja materialnych procesów pracy przez kapitał jest przecież wykorzystana do wytwarzania wartości dodatkowej. Marks, mówiąc o produkcji dominującej nad sobą w „określeniu wskazującym na przeciwieństwa”, ma na myśli to, że liczą się tylko materialne procesy pracy wytwarzające wartość dodatkową. Materialne procesy produkcji, które tego nie robią, są bezwartościowe. W kontekście szerzej ujętej Marksowskiej teorii oznacza to oczywiście, że możliwości emancypacji, dostępne ludzkości ze względu na namacalność procesu pracy, są zniekształcone i opanowane przez społeczną konieczność wytwarzania wartości dodatkowej dla innych. Na skutek tego dochodzi do powszechnego wyobcowania ludzi od ich potencjalnych zdolności i sił wytwórczych. Niektóre z najbardziej poruszających fragmentów Zarysu i Kapitału właśnie to usiłują wbić nam do głowy.

To wytwarzanie wartości dodatkowej zapośredniczone w cyrkulacji kapitału, a nie wartość dodatkowa ani kapitał, jest, mówiąc krótko, osią, wokół której obraca się quasi-prawna natura kapitalistycznego sposobu produkcji. Mamy przed sobą przełom, jakiego dokonał Marks w klasycznej ekonomii politycznej. Marks pisze dalej: „Że wymiana i konsumpcja nie mogą dominować, jest samo przez się zrozumiałe. To samo można powiedzieć o podziale jako o podziale produktów. Natomiast podział czynników produkcji sam jest momentem produkcji. Określona produkcja określa więc określoną konsumpcję, określony podział, wymianę i określone wzajemne stosunki pomiędzy tymi różnymi momentami. Oczywiście również produkcję wjej jednostronnej formie określają z kolei inne momenty” (Zarys, 51–52). „Jednostronność” odnosi się raczej do materialnego procesu pracy, a nie do społecznej produkcji wartości dodatkowej. Co w takim razie oznacza w tym wypadku słowo „określa”?

„Prawo” kapitalistycznego sposobu produkcji przyjmuje następującą postać: wszelkiego rodzaju zależne i przygodne struktury podziału i wymiany oraz ogromna różnorodność reżimów konsumpcji są co do zasady możliwe pod warunkiem, że nie będą nadmiernie ograniczać bądź niweczyć możliwości wytwarzania wartości dodatkowej na coraz większą skalę. Względnie równościowa socjaldemokratyczna struktura podziału w, powiedzmy, Skandynawii może współistnieć z brutalnym, nieegalitarnym i autorytarnym reżimem neoliberalnym w, dajmy na to, Chile lat osiemdziesiątych XX wieku, z zastrzeżeniem, że wartość dodatkowa jest wytwarzana w obydwu miejscach. Z ogólnych praw wytwarzania wartości dodatkowej nie da się wyprowadzić jedynego wzorca podziału, systemu wymiany czy niepowtarzalnego kulturowego reżimu konsumpcji. Ale – i jest to duże „ale” – możliwości nie są nieskończone. Jeżeli którykolwiek z momentów, włączając w to stosunek z przyrodą, przyjmie postać, która nadmiernie ogranicza bądź niweczy możliwość wytwarzania wartości dodatkowej, to albo kapitał przestanie istnieć, albo nastąpi wszechstronne przystosowanie całości relacji. Oto co oznacza słowo „określa”.

Takie sposoby przystosowania mogą się nawarstwiać, najczęściej wskutek konkurencji, interwencji państwowych czy nierównomierności rozwoju geograficznego, przez które konfiguracje wypracowane w jednym z obszarów światowej gospodarki górują nad innymi w wytwarzaniu wartości dodatkowej (tak jak to się dzieje dziś w przypadku Chin, a w latach osiemdziesiątych – w Japonii i Niemczech). Zmiany mogą nastąpić także w wyniku gwałtownych kryzysów ekonomicznych – stąd istotność kryzysów tak lokalnych, jak i globalnych, a nawet wojen (zwracam jednak uwagę, że nie mam przez to na myśli, iż to jedyna przyczyna wszelkich wojen i walk zbrojnych).

Podział, wymiana i konsumpcja wpływają na siebie nawzajem, ale także na wytwarzanie wartości dodatkowej. Dzieje się tak, stwierdza Marks, z bardzo prozaicznych względów: „przy podziale figurują renta gruntowa, płaca robocza, procent i zysk, podczas gdy przy produkcji – ziemia, praca i kapitał figurują jako czynniki produkcji”. Wskazuje, że sam kapitał „występuje (…) podwójnie: 1) jako czynnik produkcji; 2) jako źródło dochodu; jako coś, co określa pewne formy podziału. (…) Tak samo płaca robocza – to rozpatrywana w innej rubryce praca najemna: określoność, którą praca ma tutaj jako czynnik produkcji, występuje jako określenie podziału” (Zarys, 48). I tak: choć Marks spycha na boczny tor kwestie podziału (szczególności płacy realnej i stóp zysku, a także procenty, renty, podatki, zyski z kapitału handlowego), traktując je jako coś zmiennego i przygodnego, a tym samym pozbawionego charakteru prawa (choć nie wyklucza to empirycznych czy historycznych uogólnień), to podtrzymuje kluczowe znaczenie ziemi, pracy najemnej, kapitału, pieniądza i wymiany dla prawa wytwarzania wartości dodatkowej. Na skutek tego czynniki produkcji przyćmiewają samych aktorów społecznych i przypadające im nagrody (co najlepiej widać w tomie II). To każe wielu studentom i studentkom zadawać pytanie: gdzie sprawczość w całej tej teorii ekonomii politycznej? Odpowiedź jest taka, że Marks po prostu podąża za klasyczną ekonomią polityczną. W swoich pismach historycznych zaś nie musi tego wcale robić.

Przyjrzyjmy się zatem bliżej temu, jak radzi sobie ze szczególnością i jednostkowością, które tak konsekwentnie (nieugięcie?) wyłącza ze swojej ogólnej teorii.

Szczególności wymiany

W rozdziale 2 tomu I Kapitału Marks zakłada, że „ludzie w swym społecznym procesie produkcji ustosunkowują się do siebie jak atomy i że ich własne stosunki przybierają wobec tego postać rzeczową, niezależną od ich kontroli i od ich świadomego indywidualnego działania” (K1, 107). Marks przyjmuje w tym miejscu Smithiańską wizję „niewidzialnej ręki” – doskonale funkcjonującego, konkurencyjnego rynku. Na tej fikcji opierają się także konstruowane przez Marksa prawa ruchu kapitału. Skutkiem tego, jak wiemy, jest pełna pasji krytyka wolnorynkowego utopizmu. Niezmiennym rezultatem, mówi, są jeszcze bogatsi kapitaliści z jednej strony i jeszcze ubożsi robotnicy z drugiej. Taki system w żadnym wypadku nie mógłby zatem powiększać dobrobytu wszystkich, tak jak chciał tego Smith.

Ta utopijna wizja doskonale działającego rynku nigdy nie była i nigdy nie mogła być urzeczywistniona. Co jednak się dzieje, gdy wymiana różni się od tej utopijnej wizji? Na baczną uwagę zasługują dwa obszary.

Popyt i podaż

Gdy studenci po raz pierwszy czytają Marksa, wielu z nich pyta: gdzie się podziały podaż i popyt? Jego odpowiedź brzmi: „jeżeli podaż i popyt pokrywają się, to, przy pozostałych warunkach niezmienionych, wahania ceny ustają. Ale też wtedy popyt i podaż przestają cokolwiek wyjaśniać”. Na przykład cena pracy, „jeżeli popyt i podaż się pokrywają, jest jej ceną określaną niezależnie od stosunku popytu i podaży, jej ceną naturalną” (K1, 637). Marks w przeważającej mierze posługuje się tak zwanymi cenami „naturalnymi”, czy też cenami w równowadze, założonymi w klasycznej ekonomii politycznej. Przyczyną tego, że buty zazwyczaj kosztują więcej niż koszule, nie jest większy popyt na buty, ale praca, jaką ucieleśniają (zarówno przeszła, jak i obecna). Podaż i popyt oraz fluktuacje cen są niezbędne dla osiągnięcia równowagi w gospodarce, ale nie wyjaśniają w żaden sposób, gdzie leży punkt równowagi.

Wiemy jednak i z teorii, i z praktyki, że podaż i popyt nie zawsze znajdują się w równowadze. Istnieje wiele systemowych przyczyn, takich jak asymetrie informacji i władzy oraz odgórnie regulowane kursy wymiany walut (praktykuje się to w Chinach), które zniekształcają ceny i narzucają drogę rozwoju znacznie różniącą się od tej, którą czerpiący ze Smitha Marks mógł w teorii uwzględnić. W przeważającej mierze Marks z założenia wyklucza te zniekształcenia. Istnieją jednak wypadki, w których musi je wziąć pod uwagę, właśnie ze względu na ich systemowe znaczenie. Chociażby w przypadku ceny pracy:

 

Kapitał działa jednocześnie po obu stronach. Jeżeli akumulacja kapitału z jednej strony zwiększa popyt na pracę, to z drugiej strony zwiększa podaż robotników przez „zwolnienie” ich [poprzez generowanie bezrobocia technologicznego – przyp. DH], gdy jednocześnie nacisk bezrobotnych zmusza zatrudnionych do uruchomienia większej ilości pracy, a więc czyni podaż pracy do pewnego stopnia niezależną od podaży robotników. Ruch prawa popytu i podaży pracy na tej podstawie doprowadza despotyzm kapitału do najpełniejszego rozwoju (K1, 764).

Jednak gdy tylko robotnicy zdadzą sobie z tego sprawę, stworzą instytucje i zaczną się organizować pod postacią związków zawodowych w celu obrony własnych interesów, „kapitał i jego sykofant-ekonomista podnoszą gwałt, że depcze się «wieczne» i, rzec można, «święte» prawo popytu i podaży” (K1, 764).

Jednak zarówno w tomie II, jak i tomie III Kapitału napotykamy jeszcze istotniejszy powód, dla którego nie da się utrzymać założenia o równowadze. Dla przetrwania kapitału jest zarówno niezbędne, jak i konieczne, by popyt i podaż nie pozostawały w równowadze. Dzieje się tak, ponieważ całkowity popyt wprawiony w ruch przez kapitał to c + v (czyli to, co kapitał wydatkuje na płace i zakup środków produkcji), z kolei całkowita podaż to c + v + s (to znaczy całość wytworzonej wartości). Interes kapitału polega na maksymalizowaniu wartości dodatkowej, co zwiększa lukę pomiędzy popytem a podażą. Skąd zatem bierze się ten dodatkowy (efektywny) popyt na zakup wartości dodatkowej? Ciekawą odpowiedź znajdziecie w rozdziale dziewiątym niniejszej książki.

Przymusowe prawa konkurencji

„Przymusowe prawa konkurencji” pełnią kluczową rolę w cały Kapitale. „Konkurencja”, przekonuje Marks, „jest w ogóle sposobem, którym kapitał narzuca swój sposób produkcji” (Zarys, 594). „Egzekwuje wewnętrzne prawa kapitału – czyni je dla pojedynczego kapitału prawami przymusowi, ale ich nie wynajduje. Realizuje je” (Zarys, 612; podkr. – DH). Podobnie jak w przypadku podaży i popytu konkurencja jest traktowana wyłącznie jako narzędzie przymusu i egzekwowania wewnętrznych praw ruchu kapitału, których źródłem są inne siły.

W przypadku wartości dodatkowej bezwzględnej i przedłużania dnia roboczego opisywane przez Marksa rozprzestrzenianie się odrażających praktyk w najmniejszym stopniu nie zależy od woli pojedynczego kapitalisty. „Wolna konkurencja sprawia, że immanentne prawa produkcji kapitalistycznej działają wobec poszczególnego kapitalisty jako zewnętrzne prawo przymusowe” (K1, 315). Z kolei w przypadku wartości dodatkowej względnej konkurencyjność na rynku w podobny sposób napędza innowacje zwiększające wydajność. Marks stwierdza:

 

Nie będziemy teraz rozpatrywali, w jaki sposób immanentne prawa produkcji kapitalistycznej przejawiają się w zewnętrznym ruchu kapitałów, działają jako przymusowe prawa konkurencji i dlatego dochodzą do świadomości indywidualnego kapitalisty jako napędowe motywy jego działania. Ale od razu jest widoczne, że naukowa analiza konkurencji możliwa jest tylko wtedy, kiedy pojęliśmy wewnętrzną naturę kapitału, podobnie jak pozorny ruch ciał niebieskich zrozumiały jest tylko dla tego, kto poznał ich rzeczywisty, ale zmysłowo niepostrzegalny ruch. Aby jednak zrozumieć wytwarzanie wartości dodatkowej względnej (…), każdy poszczególny kapitalista jest zainteresowany tym, by przez wzmaganie produkcyjnych sił pracy uczynić towar tańszym (K1, 372–374).

Rozważając pęd, który zmusza indywidualnego kapitalistę do ponownego zainwestowania części wartości dodatkowej w rozwój, przywołuje następujący proces:

 

[r]ozwój produkcji kapitalistycznej czyni koniecznym ciągły wzrost kapitału włożonego w przedsiębiorstwo przemysłowe, a konkurencja narzuca każdemu poszczególnemu kapitaliście immanentne prawa kapitalistycznego sposobu produkcji jako prawa zewnętrznego przymusu. Konkurencja zmusza kapitalistę do ciągłego powiększania swego kapitału, by mógł on ten kapitał zachować, a powiększać go może on jedynie za pomocą postępującej akumulacji (K1, 706).

Nacisk na wyrównywanie stopy zysku, niezbędny dla argumentu składającego się na teorię zniżkowej tendencji stopy zysku, w podobny sposób zakłada działanie przymusowych praw konkurencji.

Co jednak się dzieje, gdy przymuszająca siła konkurencji z jakichś systemowych względów przestaje działać? Jak przyznaje Marks, konkurencja dąży do tego, by jej ostatecznym wynikiem było powstanie monopolu. Jednak monopol, oligopol, a także centralizacja kapitału mogą powstać z jeszcze innych przyczyn. Jeżeli bariera wejścia do danej gałęzi przemysłu jest niezwykle wysoka ze względu na olbrzymią ilość kapitału wymaganą na samym początku (jak w przypadku budowy kolei), miejsce sił konkurencji zająć muszą „prawa centralizacji kapitału” wspierane przez system kredytowy. W istocie, w każdej gałęzi przemysłu, w której zachodzi wyraźny efekt skali, może pojawić się sytuacja na kształt oligopolu. Do tego wszystkiego dodam własne zastrzeżenie: w świecie wysokich kosztów transportu lokalny przemysł, nawet ten działający na niewielką skalę, zyskuje ochronę przed konkurencją. Spadające począwszy od lat sześćdziesiątych XX wieku koszty transportu (w czym niemałą, acz często niedocenianą rolę odegrała konteneryzacja) dogłębnie przekształciły geografię konkurencji.

Wynikają z tego dwie istotne kwestie. Jeżeli dominują porządki monopolistyczny i oligopolistyczny, prawa ruchu kapitału (a nawet samej wartości) wyglądają zupełnie inaczej. Znalazło to odzwierciedlenie w teoriach kapitalizmu monopolistycznego (państwowego), tworzonych w latach sześćdziesiątych przez Paula A. Barana i Paula Sweezy’ego oraz Francuską Partię Komunistyczną. Również dynamika zarysowana przez Lenina w odniesieniu do szczególnego połączenia imperializmu i kapitalizmu monopolistycznego znacznie różni się od praw wyłożonych w Kapitale. To przypadek, w którym na własne oczy widzimy, że same prawa ruchu znajdują się w ruchu11.

Po fazach monopolizacji często następują jednak etapy, w których przywrócenie mocy przymusowi praw konkurencji wysuwa się na czoło politycznych interesów. Tak się stało pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku w niemal całym kapitalistycznym świecie. Był to w końcu główny cel neoliberalnego planu. Konkurencja, jak często uskarżają się kapitaliści, może być „rujnująca”, z kolei monopol może zbyt łatwo prowadzić, jak zauważyli Baran i Sweezy, do stagflacji. Kapitalistyczna polityka państwa częstokroć stawia sobie za zadanie utrzymywanie równowagi między monopolem a konkurencją w ten (przez nacjonalizację strategicznych sektorów gospodarki) czy inny sposób (za pomocą regulacji fuzji przedsiębiorstw i regulacji antymonopolowych lub przez poddanie się, czy to z własnej woli, czy z przymusu, prywatyzacji i globalnej konkurencji).

Zarówno w przypadku podaży i popytu, jak i konkurencji pojawia się zatem pytanie o siłę, która sprawia, że wypełniają one swoją funkcję. Koniec końców, prawa nie znaczą nic, jeśli nie są sprawnie egzekwowane. Kiedy tylko ten problem pojawia się w Kapitale, chociażby wtedy, gdy podnoszony jest wątek „praw centralizacji kapitałów”, Marks zwyczajowo już odwraca wzrok i konstatuje: „[prawa te] nie mogą być rozpatrzone w tym miejscu” (K1, 747), choć sam przekonuje, że centralizacja, z pomocą systemu kredytowego i spółek akcyjnych, staje się jedną z „nowych potężnych dźwigni akumulacji społecznej” (K1, 750). Nie umniejsza to jednak znaczenia, jakie ma skupienie się Marksa na prawach dyktowanych przez zdecentralizowaną konkurencję, ale jest istotne dla zrozumienia tego, w jakim stopniu prawa te funkcjonują w rzeczywistych sytuacjach i dlaczego mogą ulegać zmianie. Nierozwiązywalne napięcie między konkurencją zdecentralizowaną a scentralizowaną potęgą monopolu może nawet stać się, pod pewnymi warunkami, impulsem dla powstania układu kryzysowego.

Szczególności podziału

Sytuacja staje się jeszcze ciekawsza, gdy przejdziemy do zależności pomiędzy szczególnością podziału i ogólnymi prawami ruchu kapitału. Choć Marks przyznaje, że podział musi zostać włączony w te prawa, gdy tylko oddziałuje bezpośrednio na produkcję, to dzieje się to tylko w szczególnych przypadkach (przede wszystkim w odniesieniu do względnego udziału płac i zysków w tomie I). Pomija w tomie I wszelkie rozważania nad tym, jak wartość dodatkowa może być dzielona pomiędzy rentę, procent, zysk z kapitału handlowego i podatki. W tomie II unika kwestii kredytu i procentu, chociaż wielokrotnie wspomina o ich znaczeniu (renta i zysk kapitału handlowego również są wykluczone). Cyrkulacja kapitału towarowego także zostaje uwypuklona, ale Marks ledwie wspomina o zysku z kapitału handlowego. Dlatego też podczas wykładów z tomu II tak interesujące jest dla mnie włączanie wszelkich materiałów dotyczących kapitału kupieckiego (rozumianego przez Marksa zarówno jako kapitał handlowy, jak i kapitał pieniężno-handlowy12) z tomu III do czysto technicznych przedstawień obrotów kapitałów pieniężnego i towarowego z tomu II (obieg kapitału produkcyjnego został przedstawiony w tomie I). W ten sposób dochodzi nie tylko do powiązania pojęcia klasowej sprawczości ze stosunkami technicznymi, ale i otwarcia rewolucyjnej perspektywy, której braku tak obawiał się Engels.

Tom II przedstawia na przykład istnienie potencjalnej luki między tym, gdzie wytwarza się wartość dodatkową (w procesie pracy), a tym, gdzie można ją realizować w procesie cyrkulacji. Jeżeli kapitał handlowy (towarowy) jest wystarczająco silny – jak, dajmy na to, dzisiejszy Walmart – lwia część wytwarzanej wartości dodatkowej może być realizowana przez kupców. Dużą działkę mogą też zgarnąć przedstawiciele kapitału pieniężnego, podobnie jak kamienicznicy i poborcy podatkowi, pozostawiając bezpośrednim producentom najmniejszy możliwy ułamek zysku (to jedna z przyczyn, dla których każda próba mierzenia spadających stóp zysku tylko w odniesieniu do przychodów pieniężnych wyłącznie w sektorze produkcji jest tak ryzykowna). Nawet jeżeli zorganizowany świat pracy, dzięki walkom w obrębie produkcji, przejmuje dla siebie większą część wytwarzanej wartości, to natychmiast detaliści-naciągacze, bankierzy i finansiści nagabujący pożyczkami, kamienicznicy i, rzecz jasna, poborcy, którzy często sprawiają wrażenie, jakby wyspecjalizowali się w ściąganiu podatków od ubogich tylko po to, by zwrócić wartość dodatkową korporacjom i kapitalistom pod postacią lukratywnych ulg oraz subsydiów, przekazują ją w ręce klasy kapitalistów jako całości.

W całym Kapitale Marks twierdzi, że zarówno kapitał kupiecki, jak i ten przynoszący procent są „przedpotopowymi” formami kapitału, poprzedzającymi powstanie kapitalistycznego sposobu produkcji. Niemalże to samo stanowisko zajmuje w przypadku własności ziemskiej. Dlatego też wyzwaniem jest zrozumieć sposób, w jaki te wcześniejsze sposoby pozyskiwania nadwyżki podporządkowane zostały regułom kapitalistycznego sposobu produkcji. Lichwa, która odegrała tak istotną rolę w rozkładzie feudalizmu, musiała zostać zrewolucjonizowana tak, by stać się kapitałem przynoszącym procent, działającym w obrębie wolnych rynków pieniężnych. Kupcy, ongiś zarabiający na nabywaniu tanio (albo przez rozbój i kradzież), a sprzedawaniu drogo, teraz mogą przywłaszczyć sobie tę wartość dodatkową, która przypada im w udziale ze względu na ich zasługi dla wytwarzania i realizacji wartości dodatkowej. Opłaty za korzystanie z ziemi oraz surowców ustala się w kontekście polepszania warunków wytwarzania wartości dodatkowej; ich poziomy mogą natomiast wpływać na wykorzystanie ziemi i surowców służące optymalizacji owego wytwarzania. Oto z grubsza stosunek Marksa do tych aspektów podziału. Reguły kapitalistycznego sposobu produkcji mają co do zasady rządzić porządkiem podziału i jego poszczególnymi częściami (czy, jak to ujął Marks w Zarysie, wytwarzanie wartości dodatkowej „dominuje” nad podziałem).

W danym miejscu i czasie finansiści, kupcy i właściciele ziemscy mogą, ale nie muszą mieć większej władzy niż kapitaliści przemysłowi. Niemniej Marks w czysto kapitalistycznym sposobie produkcji traktuje ich przychody tak, jakby pochodziły wyłącznie z potrąceń z wartości dodatkowej biorącej się z wyzysku żywej pracy w produkcji. Ich stopa zwrotu zależy od ilości wytwarzanej wartości dodatkowej, na co wpływa z kolei ich własny pośredni wkład (lub jego brak) w jej wytwarzanie. Ukształtowanie podziału rzutuje zatem na ogólność produkcji w sposób, który Marks niechętnie do siebie dopuszcza.

Jednostkowość konsumpcji

Wytwarzanie wartości dodatkowej zależy od jej realizacji w akcie konsumpcji. Konsumpcja, jako ogólne pojęcie, nie może zatem znaleźć się całkowicie poza ekonomią polityczną, ponieważ oddziałuje „na punkt wyjścia [akumulacji kapitału – DH] i wszczyna cały przebieg na nowo”. W Zarysie